Vadim Zeland TRANSERFING RZECZYWISTOŚCI Tom ósmy FORUM MARZEŃ SENNYCH Gdy nie wiadomo dokąd zmierzać: Wielu ludzi nie myśli o celu w życiu – poprostu żyją i to wszystko. Dokładniej: nie żyją, a odbywają wyrok. Każdy dzień takiego życia podobny jest do poprzedniego; rutynowa praca, ci sami ludzie, ulice, ściny, niezwykle skąpy zestaw rozrywek, ciągły ciężar trosk i obowiązków, święta tylko w określone dni. Tak żyje większość ludzi. Ktoś za Ciebie zdecydował, że masz świętować wtedy, kiedy należy to robić . Dlaczego Twoje życie składa się z samych “trzeba”, dlaczego wszystko jest takie pospolite, odpracowałeś swoje, przeżyłeś - odejdż na emeryturę ? A przecież każdy człowiek ma swój cel, na drodze do którego rozwija wszystkie swoje talenty i zyskuje autentyczne szczęście. Na drodze do Swojego celu uzyskujesz autentyczne szczęście w tym życiu. Twój cel zmienił Twoje życie w święto. Osiągnięcie Twojego celu pociągnie za sobą spełnienie wszystkich pozostałych pragnień, przy czym rezultaty przewyższą wszystkie oczekiwania. Znajdź przy pomocy Transerfingu Swój cel i zmień swoje życie w święto. Doświadczeni Transerferzy, których wypowiedzi zawiera niniejszy tom, pomogą Ci, dzieląc się swymi przeżyciami. Cel nadejdzie jak olśnienie. Kiedy zetknąwszy się z jakąś informacją, poczujesz, że dusza zapłonęła, a umysł z zadowole niem i ze wszystkich stron rozpatruje tę informację, to możesz przypuszczać, że to jest właśnie To ! ROZDZIAŁ pierwszy. TECHNIKA TRANSERFINGU. Wybór celu. UMYSŁ: Gorąca krew, Lecz w sercu chłód. Nie wzrusza miłość już mnie, Ja z was śmieję się i tańczę. DUSZA: Co ty tam śpiewasz? UMYSŁ: Posłuchaj: Przyglądam się miłosnej grze, A kiedy szał porwie was mój i ogień już zgasł, ja tańczę. Kochać umiem jak Tangolita, Gdy tylko pokochać chcę! Ja też potrafię jak Tangolita, I tobie oddać dziś serce swe. Chcę całą noc tulić się w twych ramionach, Lecz jutro rano cała gra skończona, Bo każda z nas jest jakby Tangolitą, Gdy nagle miłość ktoś wzbudzi w niej. [aria Tangolity z operetki Paula Abrahama "Bal w Savoy'u"] DUSZA: Jaka głupawa i kapryśna dziewoja! Dzisiaj marzy, a jutro nawet nie chce widzieć! Ja mam innego bohatera, poważnego i odpowiedzialnego: Ja kaszleć umiem jak Broncholita. UMYSŁ: Jaka Broncholita? DUSZA: To taka chorowita dziewczyna w kombinezonie roboczym, ale lepiej się z nią nie związywać. UMYSŁ: A co to za kaszel? DUSZA: Zwykła reakcja odruchowa na podrażnienie zakończeń nerwowych w błonie śluzowej górnych dróg oddechowych. Lepiej nie pytaj, tylko obejrzyjmy sen. MONADA: Pomówmy jednak o wyborze celu. Nie mam na myśli takich celów, jak stanie się bogatym albo otrzymanie czegoś. Myślę o tym, jak właściwie określić swoją jedyną profesję albo Sprawę, która doprowadzi do jedności duszy i umysłu. Myślę nad tym 2 problemem już kilka lat i nic nie wywołuje u mnie natchnienia. Na tym etapie swojego życia zdecydowałam, że teraz najważniejsze dla mnie jest nauczenie się przez przynajmniej większość dnia działać świadomie, uczyć się przyjmować i wybaczać sobie oraz innym, bezwarunkowo kochać siebie i ten świat, kontrolować swoje myśli i emocje, być tu i teraz i pozbyć się poczucia własnej ważności, winy, różnych obaw, które, wydawałoby się, po wielu latach studiowania ezoteryki i Symoronu powinny już dawno zniknąć na zawsze. Ale najważniejszy, ukochany i pożądany cel w żaden sposób nie wyłania się na horyzoncie. TUCKER: Być może właśnie świadomość i przyjmowanie rzeczywistości pomogą ci określić swój cel. Ja wykorzystałbym następujący sposób poszukiwania swojej profesji - interesował bym się różnymi rzeczami, na szczęście internet jest pod ręką, można wszystko znaleźć, na pewno coś Cię zainteresuje, jakaś sfera działalności wysunie się na pierwszy plan, prawda? ANDRZEJ: A może w żaden sposób nie udaje ci się odkryć swojej drogi, bo już od dawna na niej jesteś? Nic dookoła Cię nie pociąga, bo wszystko masz już w swoich rękach? Powiedz Monada, czy jesteś pod jakimś względem zdecydowanie nieszczęśliwa i nie zadowolona (codzienne troski i inne drobiazgi się nie liczą)? Zamieniłabyś jakąś część swojego życia na coś innego? Gość: Chcę podzielić się zabawną informacją· Wczoraj, serfując po internecie, przypadkowo natknęłam się na wywiad z Arnol dem Schwarzeneggerem ... Wówczas był jeszcze nikomu nieznany (jedynie w kręgach "Mister Olimpia"). Spytano go: "Kim chciałby Pan być za dwa lata"? Odpowiedział: "Będę pierwszym człowiekiem Hollywoodu i będę otrzymywać największe honoraria". Reporter zdumiony mówi: "Jak zamierza Pan to osiągnąć"? "Bardzo łatwo, muszę tylko sobie wyobrazić, że już tak jest". Wydaje mi się, że Arnold Schwarzenegger to unikalny człowiek. Osiągnął sukces na wszystkich polach. Szczerze mówiąc, byłam zaszokowana, bo on mówił słowami Transerfingu. Myślę, że za kilka lat będzie on prezydentem Ameryki, jeśli tylko zechce. Taka właśnie historyjka na temat celu w życiu. "MONADA: Dziękuję bardzo wszystkim, którzy mi odpowiedzieli! Dawno nie byłam na forum, ponieważ miałam okres depresji (która jeszcze nie całkiem minęła). Depresja różnie przebiega u różnych ludzi, ale u mnie fatalnie. W tym okresie nawet nie ma mowy o wyborze celu ani o pozytywnym slajdzie, a zamiar jest tylko jeden, a może dwa. Pierwszy: zamknąć się, uciec, schować się przed wszystkimi, a drugi: przestać żyć. I nie działa ani Transerfing, ani Symoron, ani żadna inna technika. Wybaczcie mój pesymizm, ale na razie źle się czuję. LANDYSZ: Masz ładny nick, i taki pożyteczny ... [Monada oznacza "Jedyna", w filozofii pitagorejskiej początek wszystkiego - przyp. tłum.]. Uruchom Nadzorcę i obserwuj z boku swoją depresję, a zobaczysz, że poczucie własnej ważności masz rozdęte do granic - wszystko jest nie tak, nie po twojej myśli, jak to się dzieje, że ciebie takiej pięknej nikt nie kocha itp. itd. A Nadzorca pokaże ci, jak należy się zachowywać. Pozostawać w stanie depresji i czerpać z tego zadowolenie to łatwizna. I nie jest temu winien ani Symoron, ani Transerfing, tylko twój stosunek do zdarzeń. MONADA: Co prawda w tej chwili ani o Transerfingu, ani o Nadzorcy, a nawet o własnej ważności nie myślałam, ale zrobiło mi się od razu lepiej, kiedy spojrzałam na siebie z boku i spróbowałam mówić oraz opisywać swoje działania w trzeciej osobie (jest to jedna z technik Symoronu) albo, innymi słowy, w sumie włączyłam Nadzorcę! I wierzcie mi albo nie, ale to zadziała- ło i od razu zrozumiałam, że zapomniałam się w swej depresji, zrozumiałam złudność całej sprawy. To prawda, że udało mi się to po raz pierwszy, a wcześniej długo nie mogłam wydostać się z tej okropnej czerni. LESHlY: Dobrze wybierajcie swoje cele i kilka razy pomyślcie, zanim sobie czegoś zażyczycie. Wiele rzeczy się spełnia, tylko czy naprawdę jest to potrzebne? Po tym, jak spełniły się niektóre moje skryte pragnienia (których urzeczywistnienie dokonywało się już technikami Transerfingu) okazało się, że wcale nie były takie dobre. Chociaż z daleka wydawało się, że są niezłe. Tak więc kilka razy pomyśl, a jeden raz zamów. Wyobrażacie sobie, co by było, gdybyście nie nauczywszy się, jak wybierać dla siebie lepszy los i przewidywać rozwój zdarzeń, zostali sprawnymi transerferami, u których czas pomiędzy zamówieniem i realizacją jest minimalny? Wówczas każda przemykająca negatywna myśl urzeczywistniałaby się. Koszmar!!! TONIA: U mnie z początku zarysowywała się podobna kwestia, a potem na forum przeczytałam, że jeśli nie określiłam dla siebie jednego głównego celu, to powinnam trenować się na pomniejszych. Mam jeden wielki cel, ale teraz trochę zwiększyła się ważność i dopóki się nie zmniejszy, staram się tylko o tym celu pamiętać. A dla rozrywki zamówiłam sobie nowy komputer, przy czym wyraźnie określiłam ramy czasowe - za dwa tygodnie ... Tak dla żartu (to nierealne, a poza tym nie było takiej 3 potrzeby). Po tygodniu zepsuł mi się komp, a przyjaciel przypadkiem miał na sprzedaż swój nowy ... Zapłacić mogłam później. Tak więc klikam na nowej klawiaturze i myślę, zgrzytając zębami: "To naprawdę działa!". ARTA: Ja też chcę coś nierealnego ... JANIOŁ: Jak to nierealnego?! To jest bardzo realne! ARTA: No dobra. Coś realnego. Do 14 lutego. JANIOŁ: Jak powiesz, tak będzie, moja droga. ARTA: No nie wiem ... Może zawyżyłam ważność i takie tam ... Mało energii ... SARINA: Może mało wiary albo pewności? ARTA: Wiara, nadzieja i miłość są na swoim miejscu ... A nadziei jest nawet zbyt wiele ... I nie udaje się ... JANIOŁ: Nadzieję trzeba zastrzelić. Ona nie pozwala wierzyć, działać, kochać. ARTA: Powiedźcie proszę, gdzie jest toaleta? Tfu, chciałam powiedzieć: jaką bronią ją zastrzelić ... JANIOŁ: Wiarą, miłością, uczynkiem. W przeciwnym razie umrą one wcześniej niż nadzieja. Przecież wiesz, że nadzieja umiera ostatnia. Nadzieja ze wszystkimi się rozprawia.To nie moje słowa, tylko któregoś z wielkich.Te słowa mi pomagają. Mam nadzieję - to znaczy nic nie robię, nie myślę, nie czuję, nie przeglądam slajdów. A toaletę sobie znajdź. Czyżby właśnie ona była ci potrzebna? ARTA: A moja nadzieja, wprost przeciwnie, związana jest z działaniem i myśleniem. W Transerfingu podoba mi się to, że nie muszę walczyć, a na odwrót - oddać się nurtowi. Dobrze rozumiem? JANIOŁ: W takim razie to nie jest nadzieja, tylko To wspaniale. Dodaj jeszcze wiarę i wszystko się uda. ARNIKA: Nie masz się poddawać nurtowi, tylko poruszać się z nurtem wariantów. Plus czysty zamiar. JANIOŁ: Arnika, jak konkretnie rozumiesz "poruszanie się z nurtem wariantów"? ARNIKA: Rzecz w koordynacji. Przede wszystkim wypuszczam scenariusz spod kontroli. Mój świat lepiej wie, w jaki sposób urzeczywistnić mój zamiar. Wiem, że on się urzeczywistnia i nie obawiam się, że coś rozwija się nie tak, jakbym chciała. Przyjmuję te warianty, które proponuje mi mój świat. Jeszcze ani razu nie pożałowałam, że właśnie tak postąpiłam. Mądrość mojego świata i to, jakimi dziwnymi i niecodziennymi ścieżkami biegnie urzeczywistnienie zamierzenia, wprawia mnie w zdumienie. Jeśli tylko nie przeszkadza się obawami i wątpliwościami. SHERE: Poszukiwania własnego celu to trudna kwestia w Transerfingu. Zeland opisuje swój cel jak magiczną drogę. Kiedy poruszasz się ku swojemu celowi, wchodząc przez swoje drzwi, to w twoim całym życiu wszystko pięknie się układa. Ale jak go odnaleźć? Kwestia pozostaje otwarta. PILOT: Wciąż tego nie rozumiecie? Rozejrzyjcie się dookoła, przeanalizujcie w końcu to, czym zajmują się wszyscy ludzie od samego dzieciństwa. No właśnie, grają. Ko: Czyli celem jest odnalezienie własnej gry?! Ponieważ (sądzę po sobie i moich najbliższych) chociaż wszyscy dookoła grają, to najczęściej grają nami wahadła, stereotypy i manipulanci. Gra jest prowadzona (show must go on), ale wybór gry należy do nas. SARINA: Swoją grę można odnaleźć w następujący sposób: usiądź i pomyśl, jakie zajęcie najbardziej Cię teraz interesuje i nie oceniaj dochodowości tego zajęcia. W ten sposób możesz odnaleźć coś naprawdę swojego. 4 PILOT: "Zrozumienie atomu - to dziecinna zabawa w porównaniu ze zrozumieniem dziecinnej zabawy". Tak powiedział Albert Einstein (grając na skrzypcach w teorię względności). ARNIKA: Przestań tak gorączkowo szukać swojego celu. Jest to chyba pierwszy warunek, aby go odnaleźć. Mój cel sam mnie znalazł, kiedy zrezygnowałam z jego poszukiwań i postanowiłam żyć bez celu w życiu, kiedy, że tak powiem, rozluźniłam się w tej kwestii. SHERE: Obniżyć ważność, postawić przed sobą cel - znalezienie celu, skoordynować zamiar? Czy właściwie Cię zrozumiałem Arnika? ARNIKA: W moim wypadku właśnie tak było. Teraz już rozumiem, że na początku moim celem było znalezienie celu. Z wielkim cierpieniem i wysiłkiem poszukiwałam go. Ze zniechęcenia ważność spadła prawie do zera. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie (wiedzieć - wiedziałam wcześniej), jaka istnieje zależność pomiędzy obniżeniem ważności i zaufaniem do swojego świata. Oto jeden z wariantów poszukiwania celu: zlecić swojej duszy znalezienie tego, czym chce się zajmować i podpowiedzieć to umysłowi. Potem spokojnie i bez napięcia żyć, wiedząc, że odpowiedź nadejdzie w najwłaściwszym momencie. Ze swojej strony trzeba tylko mieć "uszy i oczy otwarte". A przynajmniej nie zapominać, że się szuka celu. MARIA: Boję się postawić przed sobą konkretny cel, boję się rozczarować, jeśli okaże się, że już mi się tego nie chce, przeszkadza mi strach przed zburzeniem czegoś w życiu. Na przykład uważam, że życiowym celem każdego człowieka jest odnalezienie Miłości, a jeśli masz męża i dwoje dzieci - powstrzymuje Cię strach przed utratą tego, co zostało z takim trudem zbudowane. Co Wy o tym myślicie? LANDYSZ: Skoro nie ma miłości, to co teraz? Dzieci wyrosną, wyjadą, mąż odejdzie do innej albo się spije, a ty będziesz czekać na swoją miłość? Nie ma co się bać utraty ... Nową herbatę można nalać tylko do pustej filiżanki! KULER JOHN: Nie stawiaj przed sobą życiowego celu, potraktuj to lżej. Nie szukaj celu, który postawisz przed sobą, tylko zwerbalizuj go, kiedy sam nadejdzie. Nie może go nie mieć człowiek, którego ciekawi życie. Moim zdaniem wymyślać i stawiać przed sobą cel specjalnie, to tak, jakby żyć według grafiku - może i nie ma w tym nic złego, ale to takie nudne! MICHAIŁ: Mario, okłamano Cię! Każdy człowiek ma swój osobisty cel (w nie ograniczonej liczbie). Może wszystko Cię satysfakcjonuje i tylko smutno Ci, że inni mają cel, a Ty go nie masz? MAKS: Nie trzeba stawiać przed sobą celu - on sam nadejdzie albo już masz go w głowie. Nie bój się rozczarowania. Jeśli prawidłowo zdefiniujesz swój cel, to nie ma mowy o rozczarowaniu. A co do miłości, to być może znalezienie jej stanowi twój najważniejszy cel, ale twierdzenie, że jest to cel każdego człowieka, to błąd. POSTREALITY: Mario, zadaj sobie pytanie - co ci da miłość, a konkretnie - wypunktuj po kolei. Być może wcale Ci nie jest ona potrzebna. MARIA: Wszyscy macie rację, jak w anegdocie, ale jednak istnieje pewna przypowieść: "Do pewnego domu zapukali trzej wędrowcy i poprosili o nocleg. Dopóki męża nie było w domu, nie wchodzili do środka, a kiedy powrócił z pracy, powiedzieli, że nazywają się Sukces, Szczęście i Miłość, i gospodarze mogą wziąć sobie tylko jednego z nich. Mąż chciał Sukces, żona - Szczęście, długo wiedli spór, dopóki ich mała córeczka nie podpowiedziała im, by wzięli Miłość i wówczas wraz z Miłością do ich domu weszło również Szczęście i Sukces". POSTREALITY: W sumie nikt nie poparł idei, by przeanalizować, czego ludzie oczekują od miłości. Wydaje mi się, że problem często polega na tym, że od niej, jak od czarodziejskiej różdżki, oczekuje się błyskawicznego spełnienia wszystkich pragnień i rozwiązania wszystkich problemów życiowych. MARIA: Czego oczekuję od miłości? Być może powrotu do młodości, kiedy żyłam wierszami Edwarda Asadowa: "Mogę na ciebie czekać długo, długo i wiernie, wiernie ... " - i nie doczekałam się, a teraz dobiegam do czterdziestki, mam rodzinę, dzieci, a serce czeka, zimno mu, samotnie ... Większość ludzi, jak sądzę, cierpi z samotności, lecz nie przyznają się do tego nawet przed sobą, pragną pieniędzy, myśląc, że kupią sobie za nie wszystko co zechcą. Rekompensując sobie tym samym brak miłości, lecz nawet nie wyobrażacie sobie, jacy oni są samotni ze swoimi pieniędzmi. Przecież pieniądze mogą uczynić szczęśliwym tylko tego, kto 5 jest szczęśliwy. AFTER: Spodobała mi się propozycja, by przeanalizować, czego oczekujemy od miłości. Dzięki takiej analizie może się okazać, że człowiekowi potrzebna jest nie miłość (miłość - to przecież tylko określony stan i nic więcej), a niezawodność, poczucie bezpieczeństwa, wypełnienie przez innego człowieka własnej pustki i męczącej tęsknoty, dzieci również jako wypełnienie pustki i tęsknoty, pozycja społeczna (posiadanie kogoś, kto mnie kocha i możliwość demonstrowania tego otoczeniu, szczególnie znajomym płci żeńskiej, dla których "wielka miłość", podobnie jak dla mnie, jest celem w życiu), dobry seks, partner w doznawaniu różnego rodzaju wrażeń, pomocnik w gospodarstwie domowym itp. POSTREALITY: After, właśnie tak jest. Myślę, że kolejny krok - to zrozumieć, że 90% z tego człowiek może sobie dać sam, nie stwarzając w swoim życiu niepotrzebnych i bolesnych uzależnień od innych ludzi. Mario, o ile dobrze rozumiem, Twoim głównym problemem jest poczucie osamotnienia i bycia niepotrzebną. MARIA: Moim zdaniem Achmatowa napisała: "Milczymy, każdy myśli swoje, Nic nie wypełnia ciszy, Tak samotność we dwoje Nad plecami i duszą wisi. Nie wiem, czy winny kawaler czy dama, Takie rozmyślania to bzdura okropna. Chcę znowu zostać sama, By przestać być samotna". Musiałam przekopać swą pamięć, by wywlec stamtąd coś choćby odrobinę optymistycznego. Za to wierszy i pieśni o nieszczęśliwej miłości, rozłące, smutku, oczekiwaniu, tęsknocie - jest ile dusza zapragnie! A potem człowiek się dziwi, że życie układa się tak, a nie inaczej. O czym śpiewali - to dostali. Jest to dodatkowe potwierdzenie Transerfingu. Pytanie tylko, jak się z tego wykaraskać? LANDYSZ: Milcząc i ze smakiem ... Pozostaw to wszystko w przeszłości. Dawnego życia już nie ma ... Buduj nowe - takie, jakiego pragniesz ... Bez tęsknoty i łez (to już było), z radością i natchnieniem, jak artysta, jak malarz swojego życia. AFTER: Opierając się na własnym doświadczeniu, uważam, że kiedy relacje uwalniają się od egoizmu, to całkiem realną sprawą staje się kochanie kogoś po prostu tak, nie oczekując niczego w zamian. Takie uczucie, które wygrzebuje się spod kupy śmieci, stanowi zadziwiające źródło światła, które świeci niezależnie od wszystkiego, któremu nie są potrzebne żadne potwierdzenia ani zdobycze.To znaczy: jeśli otrzymam coś w zamian - to dobrze, a jeśli nie - to też dobrze. Jeśli jest we mnie miłość, to w zasadzie mam wszystko, czego mi trzeba i na tym polega ogromna przyjemność - kiedy miłość przestaje być zależna od czegokolwiek, po prostu się ze mnie wylewa. To ogromne zadowolenie, a do tego straszna klęska dla niezliczonej ilości wahadeł. Przy czym nie ma w tym absolutnie żadnego romantyzmu, jest to absolutnie pragmatyczny fakt. LANDYSZ: W takim razie jesteś szczęśliwa. Tylko po co były te pytania ... AFTER: Skąd wziąłeś to, że jestem kobietą? Jestem istotą płci pośrednie WRONA: W rzeczywistości wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu płci pośredniej, tylko niewielu się do tego przyznaje ... AFTER: Nie, po prostu nie chce mi się rozhuśtywać wahadła płci, przynajmniej nie na tym forum. Uważam, że wahadło płci jest jednym z najsilniejszych i odbierających ogromną ilość energii, przy czym nieustannie, nawet kiedy człowiek jest absolutnie samotny. Czy nie dziwi Cię to, że po stylu komentarza można niemal ze stuprocentową pewnością określić, czy pisze mężczyzna czy kobieta? A przecież pośród mężczyzn są bardzo histeryczni i niepewni siebie ludzie, podobnie jak pośród kobiet - osoby, które cechuje męstwo. Lecz wdając się w formalną dysputę z nieznajomymi ludźmi, jedni i drudzy zaczynają wyrażać się w sposób swoisty dla ich płci. Skąd się to bierze, jeśli nie z całkowitej, przepełnionej impotencją zależności od wahadła płci? WRONA: Trudny i poplątany temat z tej kwestii płci i z pewnością nie wyczerpuje go jedno wahadło. A zresztą i tak rozhuśtujesz wahadło, skoro odrzucasz swą płeć, niezależnie od tego, jaka ona jest. Przecież płeć to pojęcie biologiczne (w psychologii jest 6 jeszcze pojęcie "płci społecznej", ale nie będziemy się w to zagłębiać) i samo w sobie nie może być wahadłem, podczas gdy stosunek do płci - to właśnie wahadło. Zresztą nieważne, jaki to jest stosunek - wahadło, jak wiadomo, wszystko zgarnia. AFTER: Proponuję Wam, byście uważali, że jestem tej płci, która Wam się bardziej podoba. Wydaje mi się, że ta moja informacja zamiast stłumić wahadło płci, rozhuśtała je. Wrona, wyprzedziłeś mnie, zauważając to rozhuśtywanie się wahadła. Z kolei płeć, jako pojęcie biologiczne, to tylko jeden aspekt tej kwestii i stanowi on jeden procent tego, co się wokół niej potem wyprawia. Przecież chłopców i dziewczynki wychowuje się, narzucając im to, jacy powinni być bynajmniej nie na podstawie ich cech biologicznych. Są kobiety o wiele silniejsze niż niejeden przeciętny mężczyzna, są też mężczyźni umiejący znacznie delikatniej odczuwać niż przeciętna kobieta. Dlaczego w takim razie nie bierze się tego pod uwagę, dlaczego nie uwzględnia się indywidualnych właściwości, a praktycznie całe życie ludzi naszpikowane jest zasadami i wyobrażeniami o tym, co "wypada" i co jest "dopuszczalne" dla nich jako przedstawicieli męskiej lub żeńskiej płci? Zresztą również seksualne ograniczenia i uprzedzenia to nieprzebyty bezmiar tępoty. ANIOŁ: Zgadzam się z tobą i nie mam wątpliwości co do tego, że jesteś mężczyzną ... ;-) Ja postępuję dokładnie tak samo. Miłość rzeczywiście wylewa się, rozdaję ją, otrzymując od tego ogromny ładunek energii, a jeśli ktoś daje mi coś w zamian - to dobrze, mówię właśnie o tym, co otrzymuję w zamian, a nie o wymaganiach, raczej o wzajemności, o dzieleniu szczęścia (wówczas ono się podwaja) ni mniej, ni więcej. A zadowolenie, to delikatnie powiedziane To co mam w sobie, mogę porównać do oglądania rozpryskujących się ogni fajerwerku albo iskrzącego się zimą śniegu, miliona motyli rozlatujących się w różne strony przed oczyma ... I tak jest zawsze. Dzięki tym, którzy w was to odkrywają! LOLIK: Ja osobiście w dzieciństwie przez długi czas nie miałam poczucia płci. I jest mi dokładnie wszystko jedno, co myślą o mnie inni. Mam w sobie wszystko: kobiecość i męskie zdecydowanie, jestem przez to tylko bogatsza. Pamiętam, że mama mówiła, kiedy byłam jeszcze mała: "Wyjmij ręce z kieszeni, przecież nie jesteś chłopakiem" i zaszywała mi kieszenie, myśląc, że to pomoże. Słyszałam wiele pretensji pod swoim adresem: "Dlaczego nie jesteś taka jak inni?" ... A ja sobie myślałam: "No dlaczego mam być kimś innym, do kogoś podobnym, chcę być taka jak jestem - prawdziwa". W ten sposób zaczęła się moja droga do samej siebie. W trakcie mojego poznawania siebie nie udało mi się odkryć, jakiej jestem płci, ha ha. I w sumie tak samo jak w dzieciństwie, również teraz nie skupiam się na tym i jest mi dobrze, bo mogę być i jednym i drugim. Seksualność to coś innego, a jeśli wszystko zgarniać do jednego worka, to uzyska się konglomerat... Problem polega tylko na tym, że u wielu ludzi stereotyp tak bardzo wypaczył i nawarstwił się na autentycznym Ja, że przez to zdarzają się najróżniejsze zboczenia, w sensie seksualnym i nie tylko ... LANDYSZ: Kołysze, kołysze, kołysze zawadiackie wahadło, o seksie i o miłości ... Wszystko wrzuciliście do jednego worka ... Seks, proszę bardzo, osobno, i miłość także ... To jednak różne rzeczy. Z jakiegoś powodu, jeśli zaczyna się rozmowa o miłości, to od razu pojawia się seks. Każdy ma prawo robić to, co nie wywołuje w nim obrzydzenia. A co powiedzieć o miłości macierzyńskiej? O miłości do siebie? W seksie nie ma zboczeń. To wymysł społeczeństwa. Gdzieś homoseksualizm i lesbijstwo są zgodne z prawem, a gdzieś są przez prawo karane. A tak w ogóle to uważam, że wszystko co naturalne nie jest nieporządne i rozmowa o tym, że to "nieprzyzwoite" i "wstrętne", to rozmowa o niczym. Jak mawiał pewien bohater z książek Pikula [Walentyn Pikulradziecki autor książek wojennych - przyp. tłum.], pochłaniając mięso wilka, "Konserwatyzm pokarmowy jest nieuzasadniony", tak jest też w tym wypadku. Dopóki samemu się nie spróbuje - lepiej nie oceniać, lepiej pewnie przejść nad tym do porządku. AFTER: Z mojego punktu widzenia pojęcie "zboczenia" to wymysł, ponieważ przewiduje ono istnienie jakiegoś uniwersalnego, "właściwego" zachowania, również w seksie, które w niektórych przypadkach zbacza z właściwego toru. A czy możecie dokładnie powiedzieć, czym jest "właściwy seks"? Może jest o tym gdzieś napisane w Biblii? O ile wiem, to nie. A słowo "naturalny" niczego tu nie wyjaśnia. To, co dla jednego człowieka jest "naturalne", dla innego jest "przeciwne naturze", i na odwrót. Mam jedno kryterium - pragnienie obu stron i zadowolenie, które przy tym otrzymują, które nie powinno szkodzić ich zdrowiu. A jak oni to osiągają, to już ich osobista sprawa. Właściwie, czy ktoś zmusza nas do tego, byśmy się w te sprawy mieszali? Jeśli podoba się komuś życie bez odczuwania całej głębi uczuć, przeistoczenie życia w maskaradę, to jego sprawa. Nie wtrącasz się przecież, gdy widzisz, jak otyli ludzie pochłaniają hamburgery w McDonaldzie albo dwaj kierowcy gotowi są z nienawiści przegryźć sobie gardło i pewnie już przyzwyczaiłaś się do tego, by nie zwracać uwagi na takie fakty? Miłość (erotyka, seks) - to przecież nie tylko myśli albo czyny, to raczej stan, który angażuje w siebie wszystkie zmysły. Niekiedy po prostu wymiana spojrzeń z kimś pod względem siły doznań jest porównywalna z orgazmem. Kto wie, jaka energia budzi się przy tym i jaka alchemia zaczyna działać. Zdaje się, że wahadło płci rozhuśtaliśmy nie na żarty. UNTOUCH: 7 Dlaczego wszyscy zboczyli z tematu? LANDYSZ: Milczeć! Was pytam. LIBERA: Wyjaśnijcie mi, co myślicie o celu? Jakoś niezbyt jasne jest, ile ich może być. Czy może być jednocześnie kilka, powiedzmy, drobnych celów, czy może powinny one być częściami składowymi jednego globalnego celu? A jeśli jednak może ich być kilka, to czy można je urzeczywistniać jednocześnie? ANDRZEJ: Najważniejsza zasada głosi, że zasady ustalasz sama. Celów może być tyle, na ile wystarczy twojej uwagi. Po prostu od razu zaczynać od kilku celów jest trudno. Dla pierwszych eksperymentów lepiej wziąć jeden cel, nabrać wprawy, przekonać się co do skuteczności metody ... Wówczas można zwiększać liczbę celów. DENWEB: W sprawie celów i zadań czytałem w pewnej książce (chyba o NLP) taką historię: pewien człowiek pracował nad swoją podświadomością i postanowił obciążyć ją wieloma zadaniami. Napisał całą listę tego, co jest mu potrzebne, nastawił się, że w czasie, kiedy jedzie do domu na rowerze, wszystkie zadania mają być wypełnione. I oto zamiast zwykłego czasu jazdy do domu, wynoszącego 1-1,5 godziny, człowiek ów jechał 4 godziny. Nie tam gdzie trzeba skręcał, były korki i wypadki samochodowe. Gdzieś po drodze w coś wjechał i uszkodził bagażnik roweru, w którym leżała ta lista. Po przyjeździe do domu odkrył, że połowa listy oderwała się i zaginęła. Jakby podświadomość postanowiła skrócić sobie pracę. Zatem dobrze przemyślcie kwestię jednoczesnego stawiania sobie wielu celów, wielu zadań. W najlepszym razie nic nie osiągniecie; a w najgorszym - siłom równoważącym albo waszej podświadomości łatwiej będzie zrzucić na was cegłę albo zrobić coś w tym stylu niż tracić energię na jednoczesne wypełnienie wielu zadań. Osobiście staram się stawiać przed sobą jeden, najwyżej dwa główne cele i kilka drobniejszych. Naturalnie żaden z nich nie powinien być w sprzeczności z innym w sposób jawny albo niejawny. Na przykład, jeśli twój cel polega na stworzeniu dostatniej i silnej rodziny, to składa się on z dwóch podcelów: zarobić dużo pieniędzy i stworzyć silną rodzinę.Te dwa cele są ze sobą nawzajem sprzeczne pod względem zasobów: twojego czasu. Aby dużo zarabiać (w zwykłej przestrzeni wariantów), potrzeba wiele czasu, a dla utrzymania silnej rodziny również potrzeba wiele uwagi i czasu. Otrzymasz albo jedno, albo drugie, albo nic - w tej przestrzeni. Możesz wybrać następujący wariant: spotykasz dostatniego księcia, problemy z pieniędzmi odpadają, a ty cały swój czas oddajesz rodzinie. I cel jest osiągnięty. Tylko że w tym celu trzeba umieć przemieszczać się w przestrzeni wariantów. Takie właśnie mam przemyślenia na powyższy temat. ANDRZEJ: W Symoronie w ogóle unika się nie tylko określonych sposobów rozwiązania, ale i konkretnych celów. Cel zazwyczaj stawia się tam uogólniony i rozmyty: żeby wszystko stało się harmonijne i właściwe (w Frei'owym sensie - "Nie dobrze i nie źle, a właśnie prawidłowo") [Max Frei to pseudonim dwojga autorów książek fantastycznych: Swietłany Martynczuk i Igora Stiopina - przyp. tłum.]. Jaką postać przybierze owo "właściwe", nie jest już zbyt ważne. Przecież tak czy inaczej będzie ono właściwe. TUCKER: Wydaje mi się, że celów może być tyle, ile tylko zechcesz, lecz na początek nieźle byłoby mieć priorytety, czyli istnieje główny cel życiowy, a pozostałe stanowią mniej znaczące składniki, niestojące w sprzeczności z głównym celem. Na przykład główny cel polega na przeprowadzce do Australii, lecz nic nie przeszkadza, by na przykład elegancko przyodziać się na nowy rok albo nauczyć się grać na fortepianie. Są to lokalne, drobne cele. DENWEB: Co do celów w Symoronie nie zgadzam się. W jednym z artykułów na temat Symoronu był przykład, że należy dokładnie formułować cele: pewien mężczyzna zapragnął nowego samochodu i coś tam "posymoronował" w tym celu. Następnego dnia miał wypadek. Stary samochód na złom, dobrze że chociaż sam pozostał przy życiu. Trzeba było kupić nowy samochód, co zresztą przecież zamawiał. Tak więc trzeba dokładnie określać cel i granicę na drodze do niego. A nuż zachce się człowiekowi na przykład być bohaterem, ale nie określi, że chce pozostawać przy życiu w chwili swej wielkości. Wówczas będzie miał wielkie szanse zostania bohaterem pośmiertnie. LESHIY: Czy wszystkie pragnienia będą spełniać się nie tak, jak jest to zamyślone? W filmie (zdaje się "Władca życzeń") był dżin, który w zasadzie wszystkie pragnienia spełniał prawidłowo, tylko w sposób wypaczony, co często kończyło się śmiercią wypowiadającego życzenie. Przecież Zeland też nie odrzuca tego, że spełnienie pragnienia nie będzie mieścić się w ramach, w których powinno ono spełnić się twoim zdaniem. UMYSŁ: Po co w ogóle poszukiwać celu? 8 NADZORCA: Rzeczywiście, wielu ludzi nie myśli o tym - po prostu żyją i to wszystko. Dokładniej: nie żyją, a odbywają wyrok. Każdy dzień takiego życia podobny jest do poprzedniego: rutynowa praca, ci sami ludzie, ulice, ściany, niezwykle skąpy zestaw rozrywek, ciągły ciężar trosk i obowiązków. W ogóle, święta - tylko w określone (nie przez Was) dni. Tak żyje większość ludzi. Dlaczego ktoś za mnie zdecydował, że mam świętować wtedy, kiedy należy to robić? Dlaczego moje życie składa się z samych "trzeba", dlaczego wszystko jest takie pospolite: odpracowałeś swoje, przeżyłeś odejdź na emeryturę? Przecież są ludzie, w których życiu wszystko jest nasycone i barwne, jak na karnawale. W życiu takich szczęśliwców właściwie nawet nie ma dni powszednich i w pracy pracują tak, jakby się bawili, i każdy dzień jest wypełniony fajerwerkami interesujących zdarzeń, radosnych przeżyć, spotkań. Dlaczego oni mają takie życie, a ja mam nijakie? Dlatego, że ci wybrańcy losu odnaleźli swoją drogę. Są to jednostki, które można policzyć na palcach, wszyscy zaś pozostali są jeńcami matrycy, szeregowymi elementami systemu. Unikalne i wszechmogące dzieci Boga same nie zdając sobie z tego sprawy, zrezygnowały ze swego prawa do wolnego wyboru, pozwoliły wahadłom zmienić swe życie w nieświadomy sen. Dlatego teraz system decyduje za nich, czego mają chcieć, jak mają żyć i do czego dążyć. Każdy człowiek ma Swój cel, na drodze do którego rozwija wszystkie swoje talenty i zyskuje autentyczne szczęście. Jeśli zaś nie uświadamia on sobie swojej unikalności, swej boskiej siły twórcy i zapada w nieświadomy sen, to wahadła natychmiast biorą śniącego w obroty, wskazując fałszywe cele i miejsce w matrycy, aby stał się on trybikiem działającym w interesach systemu. I oto okazuje się, że kiedy człowiek zmierza do cudzych celów, jego życie zmienia się w odsiadkę wyroku. Na drodze do swojego celu uzyskujesz autentyczne szczęście w tym życiu. Wahadła wskazują Ci cudze cele, które nęcą prestiżem i niedostępnością. Uganiając się za cudzymi celami, niczego nie osiągniesz albo osiągnąwszy, zrozumiesz, że nie było Ci to potrzebne. Twój cel zmieni Twoje życie w święto. Osiągnięcie Twojego celu pociągnie za sobą spełnienie wszystkich pozostałych pragnień, przy czym rezultaty przewyższą wszystkie oczekiwania. DUSZA: Ja też chcę być wybranką losu! UMYSŁ: Jest odwrotnie, jeśli uprawiasz Transerfing to los staje się Twoim wybrańcem. Ale jak odnaleźć swoją drogę? NADZORCA: Dusza człowieka może tylko niejasno domyślać się, czego chce. Umysł powinien pomóc jej zdefiniować cel. Ale umysł w swoistej dla siebie manierze usiłuje szukać celu drogą logiki. Jest to błąd. Zadaniem umysłu nie jest poszukiwanie celu, tylko rozpoznanie go w odpowiedniej chwili. W odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie dusza sama odgadnie swój cel, a Ty to poczujesz. Najważniejsze, by zapewnić duszy możliwość spotkania z celem. Trzeba poszerzyć swoje horyzonty: pójść tam, gdzie jeszcze nie byłeś, obejrzeć to, czego nie widziałeś, wpuścić w siebie nową informację, w ogóle wyrwać się z kręgu pospolitości. A potem - utrzymywać świadomość i uważniej wsłuchiwać się w głos serca. Cel nadejdzie jak olśnienie. Kiedy zetknąwszy się z jakąś informacją, poczujesz, że dusza zapłonęła, a umysł z zadowoleniem i ze wszystkich stron rozpatruje tę informację, to możesz przypuszczać, że to jest właśnie To. DUSZA: A czy celem może być miłość? NADZORCA: Jako jeden z celów pośrednich - tak. Lecz postrzeganie miłości jak marzenia jest równoznaczne z postawieniem przed sobą jako najważniejszego celu ugaszenia pragnienia, w chwili kiedy chce Ci się pić. Szukasz miłości, ponieważ nie masz jej w tej chwili. Przypuśćmy, że ją znajdziesz, a co potem? Przecież miłość, podobnie jak życie kwiatu, trwa niedługo. I nie warto martwić się z tego powodu. Po co zmuszać kwiat, by żył wiecznie? Poszukiwać miłości również nie warto - ona sama Cię znajdzie. Celowe poszukiwania to zadanie umysłu, jednak miłość jest poza jego kompetencją. Wszystko co należy przedsięwziąć, to, po pierwsze, w miarę możliwości poszerzyć krąg kontaktów, a po drugie - oglądać w myślach miłosny slajd z pewnym ideałem - abstrakcyjną osobą. Potem - po prostu spaceruj w swoim marzeniu sennym na jawie, jak spacerujesz po lesie, rozkoszując się kwiatami.Tylko miej oczy szeroko otwarte i nie zapominaj o świadomości. Wówczas w pewnej pięknej chwili przypadkowo znajdziesz się obok przepięknego kwiatu. Rozkoszuj się jego pięknem i aromatem, dopóki kwitnie, a kiedy zwiędnie - niczego nie żałuj. Tak urządzone jest życie. Cierpienie po minionej miłości jest jedną z klinicznych postaci negatywizmu i w istocie - owocem ograniczonego ego. Należy to sobie uświadomić i nie psuć sobie życia. Odnieś się do życia bardziej bezpośrednio. Możesz odnaleźć jeszcze wiele kwiatów. 9 Realizacja zamówień. UMYSŁ: Wszyscy tu mówią, że bez naszej jedności żadne pragnienie się nie spełni. Co do mnie wszystko jest jasne: ja działam zwykłymi metodami w materialnym świecie. Zdradź nam sekret, przebiegła wiedźmo, czym ty się zajmujesz? DUSZA: Mam pewien sekret - mojego Zasapsztykulca. UMYSŁ.: A co to za bestia? DUSZA: Coś w rodzaju Dżina. Mieszka w starej rękawiczce i lubi cukierki czekoladowe. UMYSŁ: I co? DUSZA: Kiedy zgadzam się z twoim pragnieniem, biorę rękawiczkę, szepczę czarodziejskie zaklęcie i przyzywam Zasapsztykulca. No i on spełnia to pragnienie. Zasapsztykulec mój jest kapryśny - jeśli się zasapsztykuli to żadnymi cukierkami go nie zwabisz. UMYSŁ: Jakimi zaklęciami go wywołujesz? DUSZA: Ha ha! Uważaj, bo ci powiem! UMYSŁ: Wcale mnie to nie interesuje. Pytam z czystej ciekawości. DUSZA: Dziwna jest ta twoja "nieinteresująca ciekawość". No dobra, słuchaj: Zasapsztykulcu wychodź migusiem, Każde pragnienie jakie ci zdradzą, Spełniaj, bądź dobrym dzidziusiem, Dam ci cukierka z czekoladą. UMYSŁ: A co będzie, jeśli ja sam spróbuję go zawołać? DUSZA: Znowu pytasz z czystej ciekawości? UMYSŁ: Z czystej żądzy wiedzy. Pora na oglądanie snu. LESHIY: Siedzi facet i łowi ryby. Patrzy, a po rzece płynie papier. Wyłowił go i okazało się, że to kupon loteryjny. Poszedł, sprawdził, a ten kupon opiewał na sto milionów! Przybiega do domu, do żony. Tylko zbiera się, żeby swoją radość jej oznajmić, a ona do niego: ,.Idź stąd, nie mam dla ciebie czasu, mama umarła ... " Facet mówi do siebie: "Ale się narobiło!". Tak właśnie jest. A jeśli poważnie, to kiedy pojawiają się wieści z dobrych linii życia, człowiek zaczyna się z nich cieszyć itd. Czy nie zostaje w ten sposób zakłócona równowaga i czy sytuacja nie "odbije" w drugą stronę? Zgodnie z książką w zasadzie nie powinna, ale w życiu właśnie tak się dzieje. SARINA: Ciesz się tak ostrożnie, nie zawyżając ważności! Ja, moim zdaniem, trochę za bardzo się cieszyłam i odjechałam do tyłu VIGO: Cześć wszystkim! Przechodziłem obok i wpadłem na herbatkę. Zajrzę, myślę sobie, zobaczymy, co oni tam robią. Skoro już mówicie o szczęściu, to podzielę się swoimi wrażeniami o Transerfingu. Na szczęście jest mi on znany już od miesiąca, a może i dłużej. A zatem: gdy zacząłem stosować Transerfing, w ciągu mniej więcej tygodnia zwaliło się na mnie mnóstwo nieprzyjemności. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, bo coś takiego już się zdarzało. Chyba kiedy ma miejsce jakieś przejście na nowy jakościowo poziom interakcji z rzeczywistością, to jakieś mechanizmy to wyczuwają i próbują zawrócić śmiałka z drogi. Lecz kiedy zaczynają rozumieć, że im się to nie udaje, rezygnują - po co się kłócić z głupkiem ... W sumie tydzień nieprzyjemności szczęśliwie minął i nastąpiła cisza. Całkowita flauta trwająca cały miesiąc: żadnych złych ani dobrych wiadomości. A od tygodnia wyczuwam pierwsze zaczątki czegoś korzystnego - na razie słabe, nieśmiałe, ale tendencja jest widoczna dość wyraźnie. Wyłapuję je, delektuję się, wczoraj otrzymałem już nieco większe przyjemne zdarzenie. Zbyt wcześnie jeszcze jest, by mówić o fali szczęścia, ale przejście na jakieś nowe linie życia ewidentnie miało miejsce. Powiem jeszcze parę słów o Transerfingu. Jeśli dobrze zrozumiałem, to najważniejsze w tym systemie, podobnie jak w 10 magii, jest nauczenie się sztuki kierowania zamiarem. Dopóki człowiek nie umie zamierzać, Transerfing będzie dla niego pustym dźwiękiem. Przecież po liniach losu porusza tobą zewnętrzny zamiar - a żeby dotrzeć do niego, trzeba zrobić porządek z wewnętrznym zamiarem. W sumie bez opanowania sztuki zamiaru Transerfing jest samochodem bez benzyny. Można jechać, ale tylko z górki. W takim razie może lepiej spróbujmy zrobić porządek z zamiarem? HELG: Mam podobny obraz celu (zewnętrzny zamiar). Wyrysował się on wyraźnie i w zasadzie nie przesadziłem z ważnością, a jednak trochę wątpię. Trzeba by pogadać o wewnętrznym zamiarze. Jasne, że i tak nie zrozumiem, jakimi drogami dojdę do swojego celu, ale może czegoś nie uwzględniłem, o czymś zapomniałem, a w trakcie dyskusji okaże się, o czym? VIGO: Tak więc zamiar ... W ciągu ostatnich tygodni przekonałem się, że najprostszym sposobem, by mieć zamiar, jest działanie z "szybkimi" zamówieniami. Szybkie zamówienia są o tyle wygodne, że pozwalają od razu ocenić rezultat - przy właściwym zamiarze rzeczywistość wypełnia je dosłownie w kilka minut. I dopiero nauczywszy się mieć zamiar, widząc, że zamiar faktycznie działa, można przejść ku bardziej skomplikowanym zamówieniom. Sposób jest o tyle przyjemny, że świat dookoła staje się magiczny tu i teraz. Widząc tę magię realnie, można się przekonać, że system działa. Na podstawie działania z szyb-kimi zamówieniami doszedłem do następujących wniosków: 1. Zamiar powinien być łagodny i nienarzucający się. Nie wolno naciskać na rzeczywistość, nie da się siłą woli zmusić jej do spełnienia zamówienia. Na przykład chcę, by obok mnie przeleciał ptak - to najprostsze zamówienie. Wizualizuję właściwy slajd przez 20 sekund, a następnie czekam, wiedząc, że ptak na pewno przyleci. Żadnych wątpliwości, żadnych spekulacji "uda się, czy się nie uda". Spokojna świadomość tego, że wszystko będzie tak, jak chcę. Właśnie taka spokojna pewność co do rezultatu prowadzi do tego, że ptak przeleci obok mnie, przy czym dokładnie tak i w tym kierunku, jak to zamówiłem. 2. Nie wolno nadawać rezultatowi dużego znaczenia, trzeba wyrobić w sobie swoisty tumiwisizm: jeśli się uda - to dobrze, jeśli nie - to trudno. W pełni zgadza się to z magiczną zasadą "działania bez oczekiwania na nagrodę". Jakiekolwiek zainteresowanie rezultatem prowadzi do tego, że zamysł się nie ziszcza. Z punktu widzenia Transerfingu, można to wyjaśnić powstaniem pewnych przeciwnych potencjałów. 3. Siła osobista.To bardzo ważna kwestia. Każde działanie w świecie magicznym wymaga nakładu osobistej siły. Jeśli brak siły osobistej, to świat nie będzie reagował na twoje zamówienia. W Transerfingu istnieje wspaniały sposób na zgromadzenie siły osobistej - praca z wahadłami. Nauczywszy się niereagować na prowokacje wahadeł, człowiek oszczędza siłę osobistą - co pozwala mu wykorzystać ją w celu urzeczywistnienia zamysłu. Uwzględniając to, że prosty człowiek ma osobistej siły tyle co kot napłakał, eksperymenty z szybkimi zamówieniami należy przeprowadzać ostrożnie - nie więcej niż kilka zamówień dziennie. W przeciwnym razie nie będą one spełniane (po prostu nie wystarczy osobistej siły). Co więcej: przekonawszy się na własnym doświadczeniu, że takie zamówienia są wypełniane, należy przestać tracić siły na bzdury i działać już z rzeczywistymi sytuacjami. A ich zawsze wystarczy. Prosty przykład: u sąsiadów zbyt głośno gra muzyka, która przeszkadza mi w pracy. Owszem, można powiedzieć, że to wahadło i nie ulegać prowokacji. Ale można wybrać po prostu wariant, w którym muzyka milknie.To właśnie jest wybór: wiesz, że ona teraz zamilknie i kontynuujesz zajmowanie się swoimi sprawami. Żadnej przemocy, nacisku, żadnych przejawów woli. Wszystko bardzo delikatnie, w sposób nienarzucający się. W sumie po paru minutach muzyka milknie. To właśnie jest właściwyzamiar. WLADIMIR: Podpisuję się pod każdym twoim słowem. Nie warto porywać się na wielkie cele, a szczególnie próbować wpływać na innych ludzi, bo zbyt wiele potem rzeczywistość "naprawia", mimo że na pierwszy rzut oka wszystko wygląda jak magia. Obecnie bawię się latarniami w parku, gaszę je i zapalam, chociaż, prawdę mówiąc, na razie starcza mi energii na 15-20 minut. BEAUTY: Postanowiłam spróbować z ptakiem, a siedzę w biurze. Po pięciu minutach nad moją głową przelatuje samolocik z papieru. Oczywiście to nie ptak, ale skąd miałby się wziąć w biurze ptak! Pewnie niewielka wątpliwość mi przeszkodziła. ROSA: Mam ciekawe zdarzenie. Zachciało mi się zabawić i zamówiłam bukiet kwiatów. Najwidoczniej zrobiłam to nie całkiem prawidłowo pod względem technicznym, bo wyobraziłam sobie, że facet daje mi bukiet kwiatów, ale nie dość wyraźnie - że to ma być mój mąż i kwiaty ma dawać mnie. Krótko mówiąc, po minucie weszłam na stronę z anegdotami i pierwsza anegdota, którą przeczytałam, brzmiała: "Jeśli mąż daje żonie kwiaty bez powodu, to znaczy, że jednak jest powód". SARINA: Uprawiając Transerfing, doszłam do wniosku, że najważniejsze to postawić przed sobą cel i mieć go przed oczami. Przy czym cel powinien być prawdziwy. Powinno to być to, czego chce dusza. Ona wcale nie chce być osiągającym sukcesy biznesmenem i tracić czas, wysiłki i nerwy na całodobową pracę· Owszem, podoba jej się styl życia, miejsca, w których spędza się urlop, odzież osiągającego sukcesy biznesmena. Dlatego stawiajcie przed sobą następujący cel: "Chcę żyć po ludzku" i wyobrażajcie 11 sobie wszystkie atrybuty Waszego życia. Im bardziej nieugięcie będziecie utrzymywać w umyśle Wasz cel (ani na sekundę nie wątpiąc, że jest to dla Was dostępne i zasłużone), tym bliżej będą najlepsze linie Waszego życia ... Co do szybkich zamówień. Chcę pojechać do Rosji. .. Wyobrażam sobie wiekowe sosny, wstęgę rzeki...Trafiam na Ukrainie do miejsca wręcz fotograficznie identycznie pięknego ... Przypomniało mi się z Symoronu: "Zadowala nas każdy rezultat, ale inny". Nasz świat lepiej wie, jak się o nas zatroszczyć! Cóż, nie mam na razie możliwości wyjechać na Ural... VIGO: Przypomniała mi się anegdota na ten temat: dżokej otrzymał bardzo starego konia, prawdziwą szkapę. A musi zwyciężyć. Prosi szkapę: "No, koniku, postaraj się!". Koń mu odpowiada: "Dobra, wyprzedzimy ich wszystkich, obiecuję. Rozerwiemy ich na kawałki". Zaczyna się gonitwa, koń ledwo, ledwo, jako ostatni doczłapał się do mety. Kopyta się rozjeżdżają i pada na brzuch. Leży i ciężko dyszy. Dżokej mówi: "Jak to, przecież obiecałeś!". Koń odpowiada: "Nie dałem rady ... ". No właśnie: dopóki jedziemy na takich szkapach, to na sukces możemy czekać bardzo długo. Chodzi mi o to, że można święcie wierzyć w zwycięstwo, tylko pożytku z tego nie będzie ani trochę. Nawet Zeland mówi o tym, że docelowy slajd można przeglądać w umyśle w nieskończoność - rzeczywiste przemieszczanie się zapewnia działanie z bieżącymi ogniwami łańcucha transferowego. Wniosek: musimy nie po prostu zamierzać osiągnąć sukces, tylko realnie ku niemu zmierzać, działając tu i teraz. Pożytek z docelowego slajdu polega na tym, że jego wizualizacja pomaga namacać drogi do urzeczywistnienia celu - jeśli na razie tych dróg nie widzisz. Jeśli zaś drogę widać mniej więcej wyraźnie, to trzeba pracować nad konkretnymi bieżącymi zadaniami. Rzekłbym nawet, że z kompleksem zadań. Przecież zazwyczaj do celu nie prowadzi jedna ścieżka, a pewien ich zbiór, czyli wiele bliskich dróg leżących we wspólnym korycie, lecz różniących się szczegółami. Innymi słowy - musimy wytyczyć trasę, nanieść na nią pewne punkty kluczowe. A konkretniej: zdarzenia leżące w korycie naszej drogi. Zdarzenia bez których - w tej albo innej postaci - nie jesteśmy się w stanie obejść. W sumie utrzymujemy w umyśle docelowy slajd plus drobne zdarzenia, kamienie milowe, prowadzące nas do celu. Obierzmy w charakterze przykładu malarza, który postanowił stać się sławny. Powinien on utrzymywać w umyśle docelowy slajd plus wiele kluczowych zdarzeń, które staną się punktami oparcia na jego drodze. Mogą to być wystawy, sprzedaż obrazów w sklepach, spotkania z właścicielami galerii, znawcami sztuki, zakup dobrych płócien, blejtramów, farb i pędzli. Zdarzenia te niekoniecznie muszą zachodzić liniowo - dzisiaj jedno, jutro drugie. Trzeba po prostu mieć wszystkie te kluczowe punkty w umyśle, wiedząc, że te zdarzenia się urzeczywistniają. Malarz wie, że jego obrazy znajdują się, powiedzmy, w trzech sklepach. Obiecano mu urządzenie wystawy gdzieś tam. Przyjaciel obiecał przywieźć bogatego kupca - obcokrajowca. Nie wiadomo, które z tych zdarzeń urzeczywistni się jako pierwsze, dlatego też trzeba mieć na uwadze cały masyw prowadzących do celu zdarzeń. I nie po prostu mieć na uwadze, tylko wiedzieć, że te zdarzenia będą miały miejsce, mieć co do nich zamiar. W ten sposób zamiar powinien kroczyć noga w nogę z działaniem. Zwykłe przeglądanie w umyśle slajdów z zamkami na piasku - to nie metoda. Przyszłość powstaje tu i teraz. ARNIKA: Oczywiście, że konieczne jest działanie! W przeciwnym razie nie będzie to zamiar, tylko zwykłe pragnienie. Dobrze jest też przeglądać slajdy, aby poszerzać strefę komfortu i nie zapominać ... SARINA: Wciąż coś tu nie pasuje ... Działałam, pociłam się ... Tymczasem to działa tak: stawiasz przed sobą cel, ona (powiedzmy, że Opatrzność) podrzuca ci warianty spełnienia - ty je wykorzystujesz i wszystko staje się takie proste, niewyszukane, bez naprężenia ... Jakby to nie była praca. Prosiłeś i masz. Chyba nie potrafię tego wyjaśnić. Niedługo to na sobie sprawdzicie i zrozumiecie o co chodzi. MICHAIŁ: Jesteście w błędzie ... W przykładzie z malarzem - to nie były etapy na drodze do sławy, tylko slajdy już osiągniętego celu. A w jaki konkretnie sposób stanie się on sławny - tego właśnie nie wolno planować! VIGO: Michaił, przecież ja dla swojego malarza nie planuję drogi, którą dojdzie on do sławy. Dlatego mówię o przestrzeni wariantów: on idzie po kilku drogach naraz, wiedząc, że któraś z nich zaprowadzi go do sukcesu. Zresztą przywołałem ten przykład nie w charakterze modelu roboczego, tylko żeby pokazać działanie na łańcuchach transferowych. No dobrze, spróbujmy uściślić przykład z malarzem. Prawdziwym celem dobrego malarza będzie sam proces twórczy. Podobnie jak w wypadku pisarza: jeśli możesz nie pisać - nie pisz, a jeśli czujesz, że jest to coś twojego, że dusza żąda, aby przelać linijki na kartkę papieru - wówczas twórz. Wtedy będzie obecne natchnienie i radość wynikające z tego, że twoje dzieło stało się własnością tysięcy ludzi. Lecz jest smutny aspekt tej sprawy: wielu wielkich malarzy i pisarzy stało się wielkimi dopiero po swojej śmierci. Prawdopodobnie to przyjemne, jeśli się wie, że kiedyś będzie się docenionym. Ale człowiek chciałby żyć dobrze tu i teraz. Dlatego kwestia wyboru celu staje się delikatnym aspektem: nasz pisarz albo malarz chce zostać sławnym tylko po to, by normalnie żyć i mieć możliwość tworzenia dla własnej satysfakcji. Pisać to, co sam chce, czego żąda dusza, a nie odpowiadać wymaganiom rynku. Pragnienia duszy nie wolno stawiać w jednym szeregu z potrzebami ciała i umysłu. Powin12 niśmy dać duszy radość, nie zapominając przy tym o codzienności. I właśnie z takiego punktu widzenia trzeba rozpatrywać każde pragnienie materialne, pragnienie wybicia się, stania się sławnym itp. W taki sposób dochodzimy do najważniejszej myśli: większość naszych pragnień nie stanowi pragnień duszy. Dusza może zadowalać się małym, może tworzyć w norze przy świetle lampy naftowej. A my - nie.Teraz o tym, co mówiła Sarina.Tak, często zdarza się, że napotykamy na szczęśliwe możliwości, przy czym nadchodzą one zadziwiająco we właściwym czasie i miejscu. Ale jest również druga strona medalu: zdarza się, że usiłujemy zrobić coś niewłaściwego, a rzeczywistość daje nam natychmiast prztyczka w nos. My się upieramy i dostajemy kopniaka w tyłek. I tak dalej z tendencją wzrostową· Lecz wystarczy, że uświadomimy sobie błąd i zrezygnujemy z nieprzemyślanej decyzji, a wszystko się ułoży. HELG: W moim wypadku z szybkimi zamówieniami coś się nie układa, chociaż ilość nieprzyjemności zauważalnie się zmniejszyła. W zasadzie obserwuję wszystkie wahadła, jeśli coś mną wstrząsa to niezbyt mocno i nie na długo. Najwidoczniej siła osobista, o której pisze Vigo, tylko się gromadzi. Przyszła mi do głowy myśl: co będzie, jeśli zarówno szybkie jak i długotrwałe zamówienia dodatkowo będzie się zapisywać albo szkicować, aby lepiej zwizualizować cel? Aby nie rozpraszać swej uwagi. Pamiętajcie, że ludzie ze względu na sposób postrzegania dzielą się na słuchowców i wzrokowców. Jeden powinien sobie to co trzeba nagrać na dyktafonie, a inny zrobić odpowiednią tapetę na komputer. Niby naiwne, ale może nie zaszkodzi? VIGO: Co do tego, że proste zamówienia nie są realizowane: powinny być. Siły osobistej na jedno malutkie zamówienie przecież wystarczy. To by znaczyło, że po prostu nie są przestrzegane jakieś warunki. A konkretnie: 1) Nie pragnąć, tylko brać to, co chcesz. Dokonujesz wyboru - i wypuszczasz sytuację, w ogóle o niej nie myślisz. Zeland pisze: zrezygnowawszy z kontroli, uzyskujemy jeszcze więcej kontroli niż mieliśmy. Trafił w dziesiątkę. 2) Nakichać na rezultat. Dopóki pragniesz go uzyskać, efektu nie będzie. 3) Realistyczność zamówień to znaczy naturalne prawdopodobieństwo zdarzenia powinno być dość wysokie. Komplikować sprawę będziemy później. WLADIMIR: Powiedźcie, jak uwolnić się od zamiłowania do hazardu? Składam zamówienie, bardzo proste, ono na moich oczach się spełnia w czasie od 5 sekund do jednej minuty. Potem składam drugie i ono znowu się spełnia. Trzecie - i znowu ... Kiedy wychodzi taki łańcuch, to po prostu z początku dech zapiera (kto to robił, to wie, o czym mówię). W efekcie działanie bez zarzutu i "tumiwisizm" w zamówieniach znikają gdzieś i tyle ... Tak więc jak mam się nauczyć nie wpadać w euforię podczas wykonywania zamówień? Rozumiem, że potem, kiedy zaczną się spełniać większe zamówienia, jeszcze bardziej będzie walić mi na głowę. SARINA: Euforia wynika z niewiary i obawy, że powodzenie się skończy. Kiedy przychodzi wiedza, że jestem królem (królową) swojego świata, wszystko przechodzi w stan spokojnej pewności. Ja również wyprawiam różne rzeczy w pracy, kiedy nie jestem obłożona robotą. Powiem coś jeszcze na temat wizualizacji zamówień. Zamówienia zostają wzmocnione przez ciągłą pracę z wizualizacjami i werbalizacją, pracą z odczuciami zmysłowymi. Dobrze działają tapety na komputerze, napisy i karteczki na poziomie oczu w miejscu pracy i w domu . VIGO: Tak, zapiera dech. Człowiek czuje się jak czarodziej. Tylko jest jeden problem: magia ta bardzo szybko się kończy, nowe zamówienia realizowane są coraz gorzej, a potem przestają być realizowane w ogóle. Przyczyn może być kilka, ja na razie widzę dwie: 1) Wyczerpanie się siły osobistej. 2) Włączają się mechanizmy obronne rzeczywistości, blokujące nasze wtargnięcie w najświętsze miejsce niebiańskiej kancelarii. Myślę, że mamy do czynienia z oboma wariantami. Z wyczerpaniem siły osobistej można walczyć łatwo: przekonawszy się, że szybkie zamówienia działają, trzeba wziąć się w garść i przestać oddziaływać na rzeczywistość w sposób bezsensowny. W końcu jest to kwestia postępowania bez zarzutu. Z drugim mechanizmem rzecz ma się nieco trudniej. Aby go zrozumieć, na początek trzeba zwrócić się ku śniącemu światu. Tak więc: zazwyczaj wejście w świadomy sen opatrzone jest dużą ilością emocji. Każda silna emocja to wybuch energii. Emitując energię na zewnątrz, ujawniamy swoją obecność w świecie marzeń sennych, poświadczając wszystkim: oto jestem. Potem następuje bezpośrednia analogia ze światem komputera: administrator systemu zauważa nieostrożnego hakera i podejmuje kroki w celu ukarania go. W rezultacie śniący zauważa, że ilość świadomych snów nieuchronnie się zmniejsza, uświadamianie sobie staje się za każdym razem coraz trudniejsze. W rezultacie świadome sny mogą całkiem zniknąć. Istnieje prawdopodobieństwo, że w rzeczywistości działa ten sam mechanizm. Jeśli zbyt emocjonalnie reagujemy na sukcesy, to administrator systemu rzeczywistości natychmiast zmniejsza nam transfer, w rezultacie czego magia się kończy. Wniosek: tak samo jak w świecie marzeń sennych, w rzeczywistości nie wolno się podstawiać, nie wolno poprzez emocje ujawniać swojej obecności. Przez cały czas powinniśmy pozostawać w cieniu. Oczywiście taką odpowiedź rzeczywistości można wyjaśnić z punktu widzenia Transerfingu powstaniem równoważących potencjałów. Ale człowiekowi łatwiej jest walczyć z kimś 13 niż ze sobą.To tak samo jak z wahadłami - nie my się denerwujemy, tylko nas denerwują. Bardzo wygodny model.Tak właśnie jest z programami rzeczywistości - łatwiej uważać, że to one "przykręcają nam kurek" i podejmować kroki, aby się tak nie działo. Ale każdy rzecz jasna ma prawo wybierać najbliższy dla siebie model. WLADIMIR: Z odpowiedzi można wyciągnąć wniosek, że trzeba się po prostu do wszystkiego przyzwyczaić. Z czasem wszystko zacznie być przyjmowane jak coś normalnego i stan wróci do normy. Przykład z administratorami to już chyba przesada, skłaniam się ku myśli, że rzeczywistość reaguje na nasze zamówienia tylko wtedy, jeśli my deklarujemy je w określonym języku, a emocje ten język niejako wyłączają. Okazuje się wówczas, że zamówienie jest, a rzeczywistość go nie słyszy. Co do energii - też się zgadzam. Najprawdopodobniej rozmowa w tym języku wymaga nakładów energii i nagromadzenie albo utrzymanie w sobie właściwego poziomu tej energii to też zadanie. W kwestii tego, że w wyniku niewiary i obawy znika szczęście - coś takiego niestety ma miejsce i każdy przez to chyba przeszedł. Dla mnie na razie najtrudniejsze jest utrzymanie stanu tumiwisizmu podczas składania zamówienia. Chyba jedynym lekarstwem na to jest praktyka. WŁAD: Wydaje mi się, że ważność to po prostu nadmierne zużycie energii, które dość znacząco przeszkadza w zaangażowaniu jej w myślokształty, część energii przy tym bynajmniej nie uchodzi na nie. Sytuacja jest podobna do tego, jak nagle w radiu ktoś zacznie kręcić gałką strojenia fal. W takim wypadku informacja trafi do nas w wypaczonej postaci albo nie trafi w ogóle, dlatego lepiej od razu dać sobie za takie pragnienia po łapach. VIGO: Mówimy o zamiarze i o realizacji zamówień. Bezwarunkowo, łatwe zamówienia są spełniane, ale nie wszystkie i nie zawsze. Dlaczego zdarza się, że siły osobistej jest dużo i sączy się ona przez wszystkie pory w skórze i szkodliwe nadmierne potencjały też jakby drzemią, a zamówienie się nie realizuje ... W ten sposób dochodzimy do jeszcze jednej nieścisłości: do nurtu wariantów. Hakerzy snów twierdzą, że wszystkie łańcuchy zdarzeń układają się nie przypadkowo, a odpowiednio do odgałęzień tak zwanego labiryntu albo matrycy zdarzeń. Doświadczony mag jest w stanie wpuścić rozwój zdarzeń w dowolne potrzebne mu koryto, wydzieliwszy kluczowy element sytuacji. Kluczowy element sytuacji to pewne słabe ogniwo, które można wykorzystać. Możemy lepiej współpracować z rzeczywistością, jeśli nauczymy się wydzielać łańcuchy zdarzeń i ich kluczowe elementy. Prosty przykład z życia wzięty: spóźniam się na trolejbus, który już odjeżdża z przystanku, a ja muszę wyjechać. Rezultat: trolejbus odłącza się od linii energetycznej, kierowca przez przednie drzwi wychodzi i przyczepia pantograf na miejsce. Ja przez te właśnie przednie drzwi wchodzę do trolejbusu. W tej właśnie sytuacji zadziałało najsłabsze ogniwo łańcucha. Owszem, nie myślałem konkretnie o pantografie, ale sam przykład jest bardzo reprezentatywny - mój zamiar urzeczywistnił najprostszy i rzeczywisty wariant. Jeśli konkretnie wyszukiwać takie słabe miejsca i koncentrować na nich nasz zamiar, skuteczność naszej magii wzrośnie. Mówię o tym z taką pewnością, ponieważ już nieraz udawało mi się wpłynąć na kluczowe elementy łańcuchów. Owszem, często nic się nie udaje - występuje zbyt wiele czynników wpływających na sytuacje. Być może w jakichś sytuacjach nie udaje się odnaleźć słabego ogniwa. Ale często wszystko się urzeczywistnia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - łańcuch się układa. Rozumiem, że to nie przypadek, tylko rezultat mojego zamiaru. Jednym słowem, kluczowe elementy są jak przekładnie na torach kolejowych. Wpływając na nie, możemy skierować sytuację we właściwe koryto. W ten sposób w sumie mowa jest o dokładniejszym nakierowaniu i skupieniu zamiaru. VIGO: To samo dotyczy wahadeł. One istnieją, a my nie możemy się z nimi nie liczyć. Niektóre możemy z powodzeniem omijać, unikać. Ale wiele z nich i tak wywiera na nas wpływ, czy tego chcemy czy nie. I życie każdego człowieka, nawet transerfera, definiowane jest przez wiele otaczających go ośrodków siły. Ciągniemy swoje łańcuchy zdarzeń, jednocześnie uczestnicząc w łańcuchach zdarzeń setek innych ludzi. Właśnie dlatego nasza droga niekiedy nie jest linią prostą i rzuca nas wciąż z jednej strony w drugą od jednego ośrodka siły do drugiego. To bardzo mocno wpływa na urzeczywistnienie pragnień. Aby to zrozumieć, spróbujmy rozpatrzyć proces urzeczywistniania jakiegoś mniej lub bardziej złożonego pragnienia. Powiedzmy, że człowiek chce otrzymać pracę w jakiejś firmie, wakat jest tylko jeden i wielu pretendentów. Ale nasz człowiek jest transerferem. I dlatego zabiera się za sprawę z wiarą w sukces. Na początek wytycza trasę zdarzeń, czyli określa końcowy cel, wkłada w tę sprawę swój zamiar. W matrycy zdarzeń powstają dwa punkty: początkowy i końcowy. Oznacza to, że rezultat końcowy jest już gdzieś zapisany, lecz warunki jego urzeczywistnienia jeszcze się nie ukształtowały. Łańcuch zdarzeń ułoży się korzystnie, jeśli w matrycy zdarzeń zostaną jednocześnie zmienione dziesiątki, jeśli nie setki innych łańcuchów. Powiedzmy, że najbardziej realny pretendent na miejsce pracy nagle zachoruje i nie przyjdzie na rozmowę kwalifikacyjną. Innemu zepsuje się samochód i nie zdąży na czas. W końcu zamiast jednego przedstawiciela firmy rozmowę będzie prowadzić inny, który ma nieco 14 inne wymagania co do wyboru personelu, bardziej korzystniejsze dla ciebie. I tak dalej - ma miejsce jakby składanie "małego konstruktora": nasza linia pomiędzy dwoma punktami obrasta w wiele innych powiązanych wzajemnie z nią punktów. I cały ten proces definiowany jest przez nasz zamiar, nasze działania - przez oglądanie slajdów itp. W sumie korzystne dla nas zdarzenia mają miejsce we właściwym czasie, wszystko układa się w najkorzystniejszy dla nas sposób. Jednym słowem - konfiguracja matrycy zdarzeń zmienia się odpowiednio do naszego zamówienia, jest to idealny wariant. Ale jeśli nasz zamiar jest słaby, a siły osobistej jest mało, to jakieś ogniwa tego "konstruktora" mogą wypaść i w rezultacie coś może się nie ułożyć. Możliwe, że czyjś zamiar okaże się silniejszy od naszego albo w najmniej odpowiednim momencie zakręci tobą jakiś wicher zdarzeń - tylko dlatego, że dookoła nas pełno jest pobocznych sił. I z wieloma z nich nie jesteśmy w stanie dojść do ładu - są one na tyle globalne, że dotyczą milionów ludzi. Powiedzmy, takie zdarzenia jak inflacja z 1998 roku [w 1998 roku w Rosji miała miejsce inflacja, której poziom sięgnął 500 procent] albo rewolucja z 1917, II wojna światowa. Plus wiele drobniejszych, lecz nie mniej wpływowych zdarzeń. Mimo dobrych chęci nie możemy zarządzać takimi zdarzeniami. Jedyne co nam pozostaje, to wyjść ze zderzenia z nimi z możliwie najmniejszym uszczerbkiem. Stąd wynika jeszcze jedna zasada: trzeba być elastycznym i szybko dostosowywać się do zmieniających okoliczności. W ten sposób na naszej drodze do sukcesu zawsze znajdzie się wiele przeszkód. Szanse na sukces w wypadku transerfera są większe, ale tylko "większe". Nawet Zeland mówi o tym, że należy mieć w odwodzie zapasowe warianty i nie stawiać wszystkiego na jedną kartę. Hakerzy snów wolą podchodzić do tego typu zadań jak do swoistej gry. Najważniejsze to nie być zależnym od rezultatu (porównaj to z tym, co powiedział Zeland o zapasowych wariantach). Nie wolno stawać się więźniem otaczających nas sił, mistrzostwo maga polega na tym, by umieć włączać się do potoku, brać to, co jest potrzebne i odchodzić. Wówczas otaczające nas siły wszechświata nigdy nie stracą zainteresowania nami, zawsze będziemy ich faworytami. Jeśli zaś staniemy się zależni od Transerfingu albo jakiejkolwiek innej metody zarządzania rzeczywistością, przyzwyczaimy się do tego, że otrzymujemy wszystko za darmo, to pewnego pięknego dnia stracimy swoje szczęście. Siły wszechświata po prostu odwrócą się od nas jak od naciągaczy i chciwców. Jestem pewien, że dotyczy to również transerferów. DUSZA: Czyli wychodzi na to, że nie wolno się cieszyć? Szczęście można przestraszyć? NADZORCA: Zapytaj zwierciadła. Przecież świat to dualne zwierciadło, które wszystkie Twoje wyobrażenia obleka w rzeczywistość. Jak powiesz, tak będzie. Jeśli uważasz, że za szczęściem powinno przyjść nieszczęście to znaczy, że tak będzie. Ciesząc się, nie wierzysz w szczęście. Myślisz, że nie może być wszystko w porządku i podświadomie oczekujesz jakichś nieprzyjemności. Dusza i umysł z reguły osiągają jedność w kwestii obaw i dlatego najgorsze oczekiwania się ziszczają. W rzeczywistości obawy w tym wypadku nie mają żadnego uzasadnienia. Euforia jest nie na miejscu tylko w czasie oglądania docelowego slajdu, ponieważ może wnieść wypaczenia do myślokształtu zamówienia. Stosując technikę slajdów, należy odczuwać cichą radość albo być w zerowym stanie emocjonalnym. Kiedy zaś cel jest już osiągnięty, możesz cieszyć się ile chcesz i jeśli jesteś wolna od tego głupiego przesądu, "dziś się śmiejesz - jutro będziesz płakał", to nic nie będzie w stanie zepsuć Ci święta. UMYSŁ: Jaki jest najważniejszy warunek, żeby zamówienie się wypełniło? NADZORCA: Posiadanie zdecydowania. Przyczyny niepowodzenia należy szukać nie w obiektywnych okolicznościach, tylko w wątpliwościach i obawach. Zwierciadło jak zawsze bezstronnie odbija obraz, w którym dusza i umysł zlewają się w jedności. Jeśli jesteś pewien, że cel jest trudno osiągalny i bardzo wątpisz w sukces albo uważasz, że jesteś niegodny, lub boisz się ponieść porażkę, to zwierciadło odpowie: "Niech tak się stanie". DUSZA: Ale to jakieś fatum! Co robić? NADZORCA: Jako przykład obierzmy charakterystyczny problem - poszukiwanie i zakup mieszkania. Przypuśćmy, że chcesz nabyć jakiś dom albo mieszkanie na jakimś osiedlu. Wszystko dobrze przemyślałeś i dokonałeś wyboru, wybór ten Ci się podoba, już wyobrażasz sobie, jak dobrze będzie, jeśli to pragnienie się spełni. Ale wynikają problemy tak zwane "realia życia". Okazuje się, że osiedle, które wybrałeś, wielu innym ludziom też się podoba. Do tego stopnia, że prawie nie ma tam wolnych mieszkań. Również typ mieszkania, który preferujesz, nie jest na Twoją kieszeń - nie starczy pieniędzy. Wychodzi na to, że trzeba będzie zrezygnować ze swego wyboru i szukać czegoś skromniejszego. Jak myślisz, co się tu dzieje? Zapadasz w głęboki sen - oto co się dzieje. Męczą Cię okoliczności, na które nie jesteś w stanie nic poradzić. Udrękę i zakłopotanie postrzegasz jako zasady gry. Pogodziwszy się ze swoim położeniem, nie próbujesz wystąpić przeciwko zdrowemu rozsądkowi i pozostać przy tym wyborze, którego dokonałeś z całej duszy. Przecież to niemożliwe, nierealne! Kierujesz swoją uwagę na coś mniej wymagającego. Nie podoba Ci się taki wariant. Ale co zrobić! W rezultacie otrzymujesz to, na co się zgodziłeś. 15 A teraz wyobraź sobie, co by było, jeśli nie przyjąłbyś zasad gry i zachował świadomość. Kto Ci narzucił te zasady? Oczywiście wahadła. To one Cię usypiają i zmuszają do podporządkowania prawom matrycy. Tak więc powinieneś zrozumieć, że wcale nie musisz włączać się do gry na zasadach "zdrowego rozsądku". Obudź się i uświadom sobie, że w "realia życia" zanurzają Cię wahadła - nie ulegaj ich ubezwłasnowalniającemu wpływowi. Wiedz, że w przestrzeni wariantów jest wszystko i tam z pewnością znajdzie się ekskluzywna propozycja osobiście dla Ciebie, odpowiednia do Twojego zamówienia. Nie rezygnuj ze swojego wyboru, nawet jeśli wydaje się trudny do urzeczywistnienia. Swoim zamiarem Sprawcy postanów, że zadziwiając wszystkich, osiągniesz sukces. Upieraj się przy swoim zamiarze. Przecież otrzymujesz to, co wybierasz. Sukces zależy od tego, na ile uda Ci się poczuć Sprawcą swojego snu. A jeśli praktykujesz technikę amalgamatu, to nieustannie powtarzaj, że świat sam o wszystko się zatroszczy, wszystko urządzi. UMYSŁ: Trudno w to uwierzyć. Jeśli chcę mieć piękny dom jednorodzinny, ale ledwo starcza mi środków na mieszkanie, to w jaki sposób mój wybór może zostać urzeczywistniony? NADZORCA: Oczywiście nie warto liczyć na to, że zdarzy się głupi cud i dom za pół miliona kupisz za 1/10 ceny. Jednak zrozumiałeś zasadę: możesz zlekceważyć wysoką cenę i rzekomą niedostępną prestiżowość swojego wyboru. Dokładnie tak samo należy postępować we wszystkich innych sytuacjach. Wydaje Ci się, że nie przejdziesz konkursu świadectw i nie zakwalifikujesz się na prestiżowy uniwersytet? Pozwól sobie na bezczelność - "zdolniejsi od Ciebie", nieposiadający zamiaru sprawcy, ustąpią Ci miejsca. Myślisz, że nie zostaniesz przyjęty do dobrze płatnej pracy? Bądź spokojny. Twoi konkurenci obawiają się tego tak samo jak Ty. Ale Ty przecież wiesz, co się dzieje! Obudź się, nie przyjmuj przygnębiających zasad gry, nie zgadzaj się z paplaniną "zdrowego rozsądku", że jesteś mało zdolny, niegodzien, nie dasz rady. Stań się sprawcą swojego snu na jawie. Twój wybór - to prawo dla dualnego zwierciadła, podlegające bezwarunkowemu przestrzeganiu. A jeśli zamówienie z jakiegoś powodu nie zostało spełnione, to przypomnij sobie zasadę koordynacji zamiaru i ciesz się, że uniknąłeś problemu w ładnym opakowaniu. Kto wie, przed jakimi nieprzyjemnościami uchronił Cię Twój świat. DUSZA: Tak, zamiar sprawcy - to jest coś. Aż dech zapiera. Trzeba tylko nauczyć się odczepiać od wahadeł i ich "realiów życia". NADZORCA: To kwestia praktyki. Trzeba po prostu działać tak jak sprawca, wówczas z czasem poczujesz smak bezwarunkowego zamiaru i nauczysz się nim zarządzać. UMYSŁ: A dlaczego śniący skarżą się, że zamówienia po jakimś czasie przestają się spełniać? NADZORCA: Ponieważ w ślad za euforią wynikającą z pierwszych sukcesów nadchodzi wątpliwość zdrowego rozsądku: przecież to niemożliwe, czyżbym był czarodziejem, czyżbym mógł wyprawiać z rzeczywistością wszystko co zechcę? Wystarczy jedna kropla takiej wątpliwości, aby zakłócić jedność duszy i umysłu. Nie wątpcie - wszystko to jest rzeczywiste. A Ty jesteś sprawcą swojej rzeczywistości, jeśli masz czelność sięgnąć po takie prawo. Intensywność slajdu. UMYSŁ.: Póki dusza gdzieś się chowa, spróbuję zawołać tego jej Zasapsztykulca. Gdzie ona chowa swoją rękawiczkę? O, znalazłem. Do diabła, zapomniałem zaklęcia. Jak to brzmiało ... Zasapsztykulcu wychodź migusiem, Każde pragnienie jakie ci zdradzą, Spełniaj i się nie chichraj, Poczęstuję cię marmoladą. Jakoś nie chce się pokazać. Zasapsztykulcu, mam wspaniałą marmoladę. Chyba całą sam zjem. No wyłaź bo zaraz dobiorę się do tej twojej rękawiczki... DUSZA: Dlaczego krzyczysz? UMYSŁ.: Jak dobrze, że wróciłaś! Ten twój złośliwy Zasapsztykulec ugryzł mnie w palec, zaraza jedna! DUSZA: Oto co kryło się za twoją dociekliwością! Co mu powiedziałeś? UMYSŁ.: 16 Chciałem mu dać marmolady. DUSZA: Idioto! On się odchudza. Przecież mówiłam, że lubi tylko cukierki! A wymówiłeś zaklęcie? UMYSŁ: Tak Oto ono: Zasapsztykulcu wychodź migusiem, Każde pragnienie jakie ci zdradzą, Spełniaj i się nie chichraj, A krewetkę ci dadzą. Albo nie, wydaje mi się, że coś poplątałem. DUSZA: No właśnie. No i dobrze ci tak! UMYSŁ: Przeklęty złośliwiec z tego twojego Zasapsztykulca! Niech sobie siedzi i sapie w swojej rękawiczce, wszystkie moje pragnienia i bez niego się spełniają! DUSZA: Ha ha, gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem! Jeszcze zobaczymy! UMYSŁ: Poszczuję twojego Zasapsztykulca moim Pasikonikiem i wtedy zobaczymy. DUSZA: A mój Zasapsztykulec twojego Pasikonika ... UMYSŁ: Zaczekaj, sen się zaczął. MAKSIM: Na temat docelowego slajdu: zaleca się regularne przeglądanie go w świadomości... Jak to się ma do starożytnego zalecenia magicznego, które dotyczy myślokształtu, że trzeba go stworzyć, wypuścić w przestrzeń i więcej do niego nie wracać? Aby myślokształt się urzeczywistnił, jak mówią wszyscy starożytni magowie, nie wolno go nadużywać, aby nie przeszkadzać w urzeczywistnieniu się!!! FOTI: Nie widzę w tym żadnej sprzeczności. Gwóźdź można wbijać częstymi lekkimi puknięciami albo jednym mocnym uderzeniem. Transerfing to wytrwałe lekkie uderzenia w ten sam punkt. Trwa to długo, ale każdemu starczy na to sił i rezultat jest gwarantowany. Można oczywiście wykorzystać drugi sposób, ale współczesnemu, średniemu, statystycznemu człowiekowi zabrakłoby energii. BENNY: Wszystkie teorie i systemy mówią w zasadzie o tym samym, tylko często zaprzeczają sobie w szczegółach. Jeden mówi, że trzeba obniżać ważność celu. Inne mówią, że należy doprowadzić swoje pragnienie osiągnięcia celu do poziomu fanatyzmu. Jeden mówi, że należy wypuścić pragnienie, inne mówią, że należy utrzymywać je w głowie. I tak dalej - istnieje milion przykładów. Chyba wszystkie te rzeczy nie mają żadnego znaczenia, ponieważ jeśli uwierzysz w jakiś system (tak naprawdę), to będzie on dla ciebie działał, a dla innego nie. Wybierz to, co ci się bardziej podoba i wierz w to. W Transerfingu jesteś wzywany do obniżania ważności celu, odłączenia się od wahadeł i odnoszenia się do innych tak, jak chcesz, żeby się do ciebie odnoszono. Ale sam przecież widzisz, że są miliony ludzi, którzy osiągnęli swój sukces, robiąc wprost przeciwnie. To znaczy, że postulaty te nie są konieczne do osiągnięcia celu. To znaczy, że można w ogóle postępować na odwrót albo po prostu inaczej. Jeśli nie widzisz, to po prostu rozejrzyj się dookoła. Ważność na najwyższym poziomie (zarówno wewnętrzna jak i zewnętrzna), wszystko .. przez wahadła", z otoczeniem postępuj, jak ci się podoba. A przy tym wszystko będzie w porządku. I żadnego maglowania, kar i pozostałych bzdur. Oni po prostu sobie nie zaprzątali głowy tym wszystkim, tylko stwarzali własną rzeczywistość, zgodnie z tym systemem, który wyznawali. Tak więc wszystko w tym sensie mieli w nosie. UMYSŁ: Czyli jak w sumie należy postępować? Złożyć zamówienie i wypuścić je, czyli więcej nie wracać do niego w myślach, czy może przeglądać docelowy slajd bezustannie? NADZORCA: Myślokształt, wysłany w przestrzeń jednokrotnie, urzeczywistnia się tylko w przypadku, jeśli został ukształtowany w jedności duszy i umysłu. Wówczas rzeczywiście powstaje wyraźny obraz, który dualne zwierciadło odbija w rzeczywistości. Jednak dzieje się tak bardzo rzadko. Z reguły dusza nie chce albo umysł wątpi, a czasem nawet się boi. Dlatego trzeba docelowy slajd 17 mieć w głowie cały czas: przeglądać go niejako w charakterze tła, od czasu do czasu przypominając sobie o celu, jak również w jawnej postaci codziennie poświęcając na to specjalny czas. UMYSŁ: A co powiesz o tym, co rzekomo mówili magowie o myślokształcie? NADZORCA: Mowa jest tutaj o tym, że jeśli człowiek stosuje wizualizacje, mechanicznie nie wkładając w to zajęcie duszy, to slajd traci swą siłę. Na przykład kiedy wypowiadasz słowne myślokształty (afirmacje) automatycznie, nie zamyślając się nad sensem słów, to na próżno tracisz czas. Słowa bez uczuć nie mają żadnej wagi - jest to po prostu bezużyteczne zawirowanie powietrza. Slajdy i afirmacje działają tylko w obecności odpowiednich odczuć. Lepiej raz poczuć niż tysiąc razy wypowiedzieć. Dlatego, kiedy przeglądasz docelowy slajd, nie patrz na niego z boku, jak w kinie, tylko bądź obecny wewnątrz niego w sposób wirtualny. Staraj się poczuć tę wirtualną rzeczywistość, która tworzy się w Twoich myślach. Udawaj, że dzieje się to naprawdę. Wyobrażaj sobie coraz to nowe szczegóły, wówczas slajd nie będzie się zacierał. Tylko ostrzegam: nie zamieniaj działania na slajdach w uciążliwy obowiązek. Po prostu spraw sobie zadowolenie obrazem, na którym pożądany cel jest już osiągnięty. I oczywiście nie staraj się nadmiernie, jeśli wizualizacja okazuje się niezbyt wyraźna. Rób wszystko tak, jak jest Ci wygodnie i jak się udaje. W wypadku każdego wygląda to nieco inaczej. Najważniejsze, żeby stosować systematycznie i z zadowoleniem tę technikę, uważać, że cel masz w kieszeni. Pozbawić zamiar pragnienia. UMYSŁ: Co robisz? DUSZA: Pozbawiam cukierek z papierka. UMYSŁ: Dusza zwariowała! Skąd wzięłaś takiego ogromnego cukierka? Przecież jest twojego wzrostu! DUSZA: Nabyłam w sklepie "Prezenty". UMYSŁ.: Ile zapłaciłaś? DUSZA: Nic. Przecież to sklep z prezentami. Po prostu weszłam, wzięłam i zaniosłam do domu. UMYSŁ: O Boże! Dziecinna bezpośredniość! Wychodzi na to, że ukradłaś cukierka! Idź i natychmiast go oddaj! DUSZA: Za nic! Spróbuj mi go odebrać! NADZORCA: Dosyć! Nie kłóćcie się. Niech to będzie nagroda dla duszy za to, że zademonstrowała siłę czystego zamiaru. Kiedy w myślach nie ma cienia wątpliwości, pragnienia ani strachu, tylko obecne jest spokojne postanowienie, by mieć, to niemożliwe staje się możliwym. Można pójść do sklepu i brać wszystko, co się chce - sprzedawcy nawet nie zwrócą na to uwagi. Można zdawać egzamin, nie znając przedmiotu, łatwo przechodzić trudne rozmowy kwalifikacyjne, zawierać bardzo korzystne kontrakty, wygrywać beznadziejne sprawy sądowe, oczarowywać tych, o których nie śmiałeś nawet marzyć. Twoje możliwości ograniczone są jedynie przez Twój zamiar. UMYSŁ: Przecież ona zaraz pójdzie rabować sklepy i banki! DUSZA: Nie teraz. Tego cukierka starczy mi na długo. CHEATER: Pojawiło się u mnie pytanie, ale zanim je zadam, opiszę sytuację. Aby wypróbować Transerfing, wybrałem mały niewyszukany cel. Przede wszystkim zadałem sobie pytanie, czy mam zamiar. Zamiar to zdecydowanie, by mieć i działać, i dlatego zadałem sobie pytanie, czy jestem zdecydowany, by mieć. Odpowiedzią było szerokie i tłuste "Tak". Zapytałem siebie, czy jestem zdecydowany, by działać. Odpowiedź również była twierdząca. Krótko mówiąc, nie wykryłem w duszy ani w umyśle niczego, co sprzeciwiałoby się wybranemu celowi. Następnie zacząłem wizualizować cel i proces. Wizualizuję sobie powoli, aż poczułem, że coś jest nie tak. W czym problem? Przede wszystkim w tym, że chcę i pragnę osiągnięcia celu. Często myślę o celu i o tym, że byłoby dobrze, gdybym osiągnął go jak najprędzej. Od czasu do czasu wątpię w możliwość jego osiągnięcia i w ogóle ewidentnie czuję, że nadaję ważność celowi, co znacząco przyhamowuje moje ruchy. Jeśli porównać 18 zamiar do statku, a wizualizację i slajd do wiatru, to mojemu zmierzaniu do celu na statku przeszkadza kotwica pragnienia i nadmierna ważność celu. W związku z tym Zeland, o ile pamiętam, pisze, że w celu pozbycia się pragnienia należy wyobrazić sobie, że nic z tego nie wyjdzie i pogodzić się z tym. Wyobrażam sobie, że nie osiągnę celu, rozumiem, że nic strasznego się nie stanie, ale nadal nie ma postępu w sprawie ... Niezależnie od tego, co mówię, cel nadal jest przeze mnie pożądany i wciąż nadaję mu nadmierną ważność. Mam w związku z tym pytanie. Czy podzielicie się ze mną swoim doświadczeniem w kwestii pozbywania się pragnienia osiągnięcia celu? Co w tym celu robicie? Jak pozbawić zamiar pragnienia? Czy moglibyście opisać mi, co czujecie, kiedy pozostaje czysty zamiar? SHERE: Przepis 1: Jeśli muszę tu i teraz osiągnąć jakikolwiek rezultat to wykonuję wizualizację kolejnego kroku w łańcuchu transferowym. Przykład 1: Sytuacja: Przychodzę zamówić bilety do Kijowa, wylecieć mogę dopiero w nadchodzącym miesiącu, oznajmiają mi, że nie ma biletów. Rozwiązania: Rezygnuję z wizualizacji biletu, procesu otrzymania biletu, wizualizacji procesu itd ... Po prostu włączam slajd, na którym spaceruję z mamą po Kijowie. Rezultat: Po kilku godzinach otrzymuję telefon z informacją, że jest bilet właśnie na ten dzień, na który prosiłem. Przykład2: Sytuacja: Chcę otrzymać dobrą ocenę z egzaminu. Rozwiązanie: Zadaje sobie pytanie - po co mi dobry stopień? Po to, żeby przyjęli mnie na aspiranturę. Włączam slajd, na którym już uczę się na aspiranturze. Rezultat: Otrzymuję bardzo wysoki stopień. PS. Dwa miesiące temu wróciłem z Kijowa i z powodzeniem uczę się na aspiranturze. CHEATER: Ja również mam nadmierne pragnienie osiągnięcia celu i dlatego wykonuję wizualizację nie najbliższego ogniwa w łańcuchu transferowym, tylko następującego po nim, które jest bardziej oddalone w czasie. Na przykład, jeśli się wizualizuje pozytywne zdanie egzaminu, który jest za dwa dni, to pragnienie sięga granic, a jeśli proces uczenia się na aspiranturze (co bezpośrednio zależy od rezultatu egzaminu), który rozpocznie się dopiero za kilka miesięcy, to pragnienie jest o wiele mniejsze. Istnieje jeszcze sposób na zniżenie ważności, polegający na zastosowaniu rytuałów Symoronu. Na pierwszy rzut oka wydają się one głupie, ale w rzeczywistości z ich pomocą można pozbyć się nadmiernego pragnienia. JANIOŁ.: W moim wypadku również lepiej się wszystko udaje, kiedy wizualizuję oddalony cel. Wówczas pośrednie cele osiągane są niejako same przez się. I żadna ważność pragnienia nie występuje. Ważność po prostu się nie zwiększa, ponieważ cel jest bardzo odległy w czasie. W tym wypadku okazuje się, że tylko poruszasz nogami, ponieważ rzeczywistość podrzuca ci sytuacje prowadzące właśnie do celu. UMYSŁ: Wciąż męczy cię pragnienie i chęć otrzymania zabawki i dlatego nic z tego nie wychodzi! DUSZA: Nic podobnego - to tobą wciąż targają wątpliwości i obawy i dlatego nic się nie udaje! NADZORCA: Przede wszystkim nie należy rozdmuchiwać ważności samego problemu pragnienia. W istocie, bez pragnienia nie byłoby też zamiaru. Rzeczywistym hamulcem jest namiętność, kiedy to dusza namiętnie pragnie, a umysł boi się porażki. Nie ma sensu walczyć z taką sytuacją. Jeśli na razie nie udaje Ci się wywołać w sobie zamiaru Sprawcy, nie denerwuj się i nie napinaj, zwalczyć wątpliwości obaw przy pomocy woli i tak Ci się nie uda. DUSZA: Co w takim razie robić? NADZORCA: Pozostaw swoje wątpliwości i obawy w spokoju i zajmij się konkretną rzeczą przeglądaniem docelowego slajdu. Schemat działania jest bardzo prosty: kiedy stosujesz wizualizację, warstwa Twojego świata przemieszcza się w przestrzeni wariantów w kierunku celu. Po drodze otwierają się drzwi - rzeczywiste możliwości, których istnienia wcześniej nie podejrzewałeś i które nie pojawiłyby się gdyby nie zastosowanie slajdu. Kiedy ujrzysz, że cel rzeczywiście się zbliża, obawy i wątpliwości znikną same przez się. Oto dlaczego wciąż powtarzam, że technikę slajdów należy stosować systematycznie. Slajd to siła sprawcza rzeczywistego statku kosmicznego - warstwy Twojego świata. Twoja warstwa leci tam, dokąd ją kierujesz swoimi myślami. Ster to Twoja uwaga, a silnik to zamiar. Jeśli nie skupiasz swojej uwagi na celu i nie zamierzasz go osiągnąć, to Twój statek staje się ni19 esterowny i leci tam, dokąd go popchną zewnętrzne okoliczności.Tak więc możesz sobie pragnąć, ile tylko chcesz. Najważniejsze jest skupienie uwagi na celu i w myślach życie w wirtualnej rzeczywistości, w której ten cel jest już osiągnięty. UMYSŁ: A jeśli nie mam czasu czekać na otwarcie się drzwi? Na przykład teraz muszę iść na rozmowę w sprawie pracy. Jak mam pozbyć się obaw? NADZORCA: To bardzo proste. Masz zasadę koordynacji zamiaru. Powiedz sobie: jeśli przyjmą mnie do pracy, to dobrze, a jeśli nie przyjmą, to jeszcze lepiej. I z takim nastawieniem spokojnie idź na rozmowę. Przecież wiesz, że Twój świat troszczy się o Ciebie i jeśli Cię nie przyjmą do pracy, to znaczy, że uniknąłeś nieznanych problemów. Nierzadko zdarza się, że praca albo stanowisko, o których marzyłeś, w rzeczywistości okazują się nie takie wspaniałe, jak wyobrażałeś to sobie na początku. Za wspaniałą fasadą może kryć się taki koszmar, że nie daj Bóg.Tak więc polegaj na zasadzie koordynacji zamiaru i wciąż powtarzaj sobie niezłomnie, że Twój świat zatroszczy się o wszystko w najlepszy sposób i wcześniej czy później znajdzie Ci najlepszy wariant. UMYSŁ.: Ha ha, wszystko to można zinterpretować jako oszukiwanie samego siebie albo jeszcze gorzej - jako jedną z form rozstroju psychicznego. NADZORCA: Rzecz jasna, jeśli wolisz żyć jak każdy "normalny" człowiek i przedzierać się ku swojemu celowi przez wiatrołom przeszkód, to zapomnij o Transerfingu. A jeśli chcesz otrzymać to, co ci "normalni" ludzie uważają za niewiarygodne, niemożliwe, to będziesz musiał od podstaw zweryfikować kryteria "normalności". DUSZA: Hurra! Nie chcę być normalna! Jestem paranormalna! Dokąd przebierać nogami. UMYSŁ: Daj mmmmi hwiazzdkę z niebaaaa! DUSZA: Aleś się napił! Jaką gwiazdkę? UMYSŁ: Poranną, eee, tego ... polarną. Lampę zapal, mówię. DUSZA: No mówisz! Po co tak się nałykałeś? UMYSŁ: Nie nałykałem, tylko nażarłem, żeby się nauczyć robić kroki. DUSZA: Co za bzdura! Teraz rzeczywiście nie zrobisz nawet kroku! UMYSŁ: Byliśmy tam! Rozumni ludzie! I oni mi powiedzieli, że jak się zje grzyba, to nie trzeba chodzić - Ziemia sama się kręci rozumiesz? Wystarczy przebierać nogami ... DUSZA: Idioto, grzybów się nażarłeś? Jak doprowadziłeś się do takiego stanu?! Czy możesz mówić normalnie, bydlaku? UMYSŁ: Oralnie! Wszystko oralnie. Doprowadziłem siebie do takiego stanu drogą spożycia grzybów. DUSZA: Jakich grzybów? UMYSŁ.: Przecież ci mówię, że drogą wprowadzenia muchomorów do wnętrza swego organizmu. Grzyby są super! Cała reszta to bzdury! DUSZA: I jak? Zakręciła się Ziemia? UMYSŁ.: A nie spalisz mnie na stosie, inkwizytorko jedna? DUSZA: Idź spać, ofiaro eksperymentalnej nauki. Marzenie senne obejrzysz we śnie. CHEATER: 20 Jeśli się nie mylę, to Zeland używa terminu "przebierać nogami" na określenie tego, że zewnętrzny zamiar sam niesie nas do celu, a od nas wymagane jest tylko przebieranie nogami albo, innymi słowy, podejmowanie minimum niezbędnych działań. Szczerze mówiąc, nie bardzo to rozumiem. Rozpatrzmy dwa banalne przykłady! Człowiek pragnie awansu w pracy. Posiada slajd docelowy, w którym siedzi w fotelu szefa i wszystkim zarządza. Jednak to tylko slajd i człowiek ów na razie jest tylko zwykłym wykonawcą. Co należy rozumieć w tej sytuacji pod pojęciem przebierania nogami w kierunku celu? Czy energiczną i pełną poświęcenia pracę? Nowe propozycje modernizatorskie? Intensywne samokształcenie i ćwiczenie charyzmy? Albo być może trzeba przebierać nogami w stronę gabinetu dyrektora, uścisnąć jego rękę i zgodzić się na nowe stanowisko pracy? Jak zrozumieć, co od człowieka jest wymagane? Gdzie znajduje się granica owego minimum, które wymagane jest do osiągnięcia celu? Weźmy pod uwagę inną sytuację. Chłopak chce poznać dziewczynę (albo dziewczyna chłopaka) i ułożyć sobie życie osobiste. Bardzo banalny przykład, ale przecież takie zadanie stało albo stoi niemal przed każdym z nas. Młody człowiek ma docelowy slajd, w którym spaceruje z dziewczyną, troszczą się wzajemnie o siebie ... Krótko mówiąc - miłość itd. Ale w tej sytuacji co jest przebieraniem nogami? Pójście na dyskotekę albo w inne miejsce, gdzie jest młodzież, i czekanie tam na szczęście? Albo może po prostu czekanie, aż sytuacja sama popchnie go ku jakiejś decyzji? Znów nie rozumiem! Gdzie znajduje się to minimum, które jest od człowieka wymagane? W którym miejscu zaczyna się nadmierna aktywność? Nie rozumiem! Może mi wyjaśnicie? Foti: Nikt Ci tego nie powie. Trzeba słyszeć podpowiedzi własnej duszy, ów "szelest porannych gwiazd". W ogóle wydaje mi się, że najpierw trzeba stać się wrażliwym na swoją podświadomość, a potem uprawiać Transerfing. Nie da się używać książek Zelanda jak instrukcji do pralki, ponieważ Transerfing to twórczość. LOLIK: Przebywaj tam, gdzie jest ci najwygodniej. Poszukuj nie "zewnętrznym" wzrokiem, a "wewnętrznym". LOST: A jeśli największy komfort człowiek odczuwa we własnym domu i do tego jego dusza i umysł osiągnęły pełną jedność? Ma całe życie siedzieć sam w domu? Przecież tak jest wygodniej. Czy może jednak przebierać nogami, ale dokąd? BAGIRA: Proponuję wypróbowany sposób: siedzisz w domu - leżysz na kanapie - czytasz książki (niepotrzebne skreślić), dopóki to nicnierobienie nie znudzi Ci się, a wtedy wsłuchaj się w siebie: co chcesz zrobić, do czego Cię ręka swędzi (albo mózg, albo język)? Metoda długa, ale bardzo pewna i skuteczna. Jeśli nie ma pośpiechu, to zastosuj raz ten sposób i więcej Ci się nie zachce! LOLIK: Mnie się wydaje inaczej. We własnym domu odgradzasz się od świata i nie postrzegasz go takim, jakim jest. Wyjdź na światło dzienne, spaceruj jak obserwator ... Nie wierzę, że nie ma takich miejsc oprócz twojego domu ... Przyzwyczaiłeś się do niego, a coś odstrasza Cię od zmian, poszukiwań ... Strach przed nieznanym ... Kto by pomyślał, że spotkam swego męża w górach ... A zawsze miałam lęk wysokości i wówczas zdecydowałam się od niego uwolnić i to nie byle jak, tylko poszłam na trening z sekcją alpinizmu i climbingu. ARNIKA: Ja nawet nigdy nad tym nie rozmyślałam.To, czego potrzebuję, utrzymuję w "trybie tła". I nagle (możliwe, że to działanie zewnętrznego zamiaru) zdarzenia zaczynają się rozwijać w sposób, który nie pozwala "nie przebierać nogami". I jasne jest, co robić, jak robić, dokąd pójść, co wziąć, po co i dlaczego. Kolejność wszystkich działań układa się właśnie tak, jak należy. BAGIRA: Mój zewnętrzny zamiar, tak samo jak w wypadku Arniki, zmusza mnie do przebierania nogami. Etapami: wyznaczam cel (polega on na zmianie warstwy swojego życia - zmianie stylu życia na styl życia człowieka sukcesu ze wszystkimi tego atrybutami, na przykład leżę na plaży, a pieniądze się pomnażają ... ). I nagle zaczyna się taka wrzawa ... Innymi słowy okoliczności zmuszają mnie do przebierania nogami. Ale mnie się to podoba. To jest super! CHEATER: Zawsze tak się dzieje! Zadaję pytanie, na które przychodzi sto odpowiedzi, z których jedna dotyczy tematu. Z tego co przeczytałem, IMHO nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie. Padają ogólne i wyświechtane zdania w stylu: słuchaj intuicji, wykorzystaj wewnętrzny wzrok itd. W sumie mam nadzieję, że pojawi się zrozumiałe i konkretne wyjaśnienie wspomnianej kwestii. ARNIKA: Nie zdaliśmy egzaminu. W sumie możesz mieć nadzieję. Rus: No jasne ... I broszurkę ci wydrukujemy ze wskazówkami dużym drukiem, żeby Ci się łatwo czytało ... SZTURMAN: 21 Powiedz, co chcesz usłyszeć? CHEATER: Ok! Zgadzam się co do tego, że możliwe, iż koślawo i niewyczerpująco sformułowałem pytanie. Aby skierować sytuację na konstruktywne tory, rozpatrzmy sytuację, w której człowiek chce otrzymać stanowisko kierownika działu. Człowiek ten jest szeregowym pracownikiem, pracuje od niedawna, jest młody i nie codziennie się goli (oczywiście żartuję). Człowiek ów posiada docelowy slajd, w którym siedzi we właściwym fotelu, podnosi słuchawkę bardzo drogiego telefonu, wszystkich ustawia, motywuje, znowu ustawia, znowu motywuje i w końcu chwali wyróżniających się. Krótko mówiąc, slajd jest, i to nie byle jaki. Pytanie tylko, jak przebierać nogami? Energicznie pracować, proponować rozwiązania, z oddaniem patrzeć w oczy i harować na rzecz wahadła firmy, czy może jakoś inaczej? Przecież, sami pomyślcie, kiedy zostaną spełnione wszystkie podstawowe warunki: obniżona ważność, stworzony i przeglądany slajd docelowy - należy przebierać nogami, czyli wykonywać minimum działań, które są od nas wymagane. Ale jak zrozumieć, gdzie jest to minimum? Zabierać pracę do domu, intensywnie uczyć się i proponować nowe rozwiązania - to jest minimum, czy mamy tu już do czynienia z wewnętrznym zamiarem? Wyjaśnijcie mi to na podstawie wskazanego przykładu, oczywiście jeśli to nie jest za trudne. GRACE: Wydaje mi się, że teraz nie należy ryć ziemi kopytem,. ale wszystko to będzie miało miejsce właśnie w tej firmie. IMHO, twoje minimum w tej chwili polega na tym, żeby przeglądać slajd i obserwować znaki. Przypadkowo rzucone słowa i inne. Zrozumiesz, kiedy trzeba będzie zacząć działać. Może pojawi się jakiś wybór, a nuż zadzwoni do ciebie kolega z klasy z jakąś propozycją, najważniejsze, żebyś od razu się od niej nie opędzał. Zmiany mogą nadejść ze strony, z której się tego nie spodziewasz i nawet mogą być takie, jakich nie oczekujesz. CHEATER: Nie wiem, możliwe że nie mam racji, ale zawsze dążyłem do prostych i zrozumiałych rozwiązań. Moim zdaniem każdy problem można w ten sposób rozwiązać, posiadając odpowiednią wiedzę. Znowu, moim zdaniem, postawiłem problem niezwykle prosty: jak zrozumieć, gdzie mam do czynienia z przebieraniem nogami, a gdzie z niepotrzebnymi działaniami, które są produktem wewnętrznego zamiaru? To wszystko. Wydaje mi się, że pytanie jest dokładne i niegłupie, a zatem można udzielić na nie podobnej odpowiedzi. GRACE: No tak, jak w dowcipie: Gdzie jest łódka? Odpłynęła na północny-zachód. Nie wymądrzaj się, tylko pokaż palcem. Nawet niepotrzebne z twojego punktu widzenia, kroki mogą okazać się bardzo ważne ... Poza tym musisz uświadamiać sobie, po co ci to wszystko i co tobą kieruje (strach, ważność, niekontrolowane pragnienie itd.). UMYSŁ: W zasadzie wszystko jest jasne. Ale czy można jednak konkretnie odpowiedzieć na pytanie: "Jak zrozumieć, gdzie mam do czynienia z przebieraniem nogami, a gdzie z niepotrzebnymi działaniami, które są produktem wewnętrznego zamiaru"? NADZORCA: Po pierwsze, pod pojęciem "niepotrzebnych działań" należy rozumieć wszystko to, co sam uważasz za niepotrzebne. Jeśli nie jesteś całkowitym idiotą, to się zorientujesz. Konieczna jest tylko zmiana kierunku wektora zamiaru: śniący Cheater szuka odpowiedzi u innych, a musi jedynie zadać pytanie samemu sobie. Kiedy tylko przestajesz szukać odpowiedzi u "mądrych tego świata" i sięgasz po prawo Sprawcy, wszystko staje się jasne. Spróbuj, a sam się przekonasz. Po drugie, jeśli już mam odpowiedzieć na zadane pytanie, to należy pomyśleć: czego oczekuje od Ciebie system, w którym pracujesz? Nad każdym systemem stoi wahadło - jako nadbudowa - i troszczy się przede wszystkim o trwałość swojego systemu, ponieważ nie może bez niego istnieć. Dlatego i Ty powinieneś swoje działania zorientować przede wszystkim na podtrzymanie trwałości. Wahadła instalują swoich popleczników na kluczowych stanowiskach nie za wielkie zasługi, tylko za to, że są odpowiedni dla systemu. Naiwnie byłoby myśleć, że na szczeblach kariery, a szczególnie w hierarchii władzy ludzie zajmują miejsca stosownie do swych wybitnych zalet i osiągnięć. W pewnym stopniu jest tak, ale wybitne zalety i osiągnięcia nie są najważniejsze. Najważniejsze kryterium polega nie na tym, na ile dobrze człowiek wykonuje swoją pracę, tylko na tym, na ile robi to właściwie z punktu widzenia systemu. Jeśli chcesz awansować na szczeblach kariery, powinieneś rozumieć różnicę pomiędzy "dobrze" i "właściwie". Wszystko to zależy od określonej grupy współpracowników. Wahadła też bywają różne. W niewielkich grupach dobrze widziana jest kreatywność, samodzielność, entuzjazm i inicjatywa. Ale jeśli jest to aparat zarządzający albo duże przedsiębiorstwo, to działają tutaj całkiem inne prawa i całkiem inna etyka - etyka korporacyjna. Etyka korporacyjna przewiduje twardy podział zadań, dyscyplinę i dyspozycyjność. Inicjatywa często bywa karana, samodzielność spotyka się z zaniepokojeniem, kreatywność nie odgrywa decydującej roli. W takim systemie należy działać nie 22 "jak najlepiej", lecz "jak najwłaściwiej". Co zaś dotyczy "przebierania nogami", to tutaj też wszystko jest jasne, jeśli utrzymuje się świadomość i porusza z nurtem wariantów. Kiedy stosujesz docelowy slajd, to w jakiejś chwili otworzą się drzwi możliwości dalszego zmierzania do celu. Przebieranie nogami oznacza jedno: przejście przez te drzwi. Na przykład możesz otrzymać propozycję wykonania jakiegoś projektu, od którego będzie zależeć Twoja dalsza kariera. Skup się na tym projekcie i postaraj się wykonać go doskonale, wykorzystując do tego wizualizację procesu znaną z teorii Transerfingu. Co tutaj jest niejasne? Zgodnie z zasadami Transerfingu po prostu miej oczy i uszy otwarte, poruszaj się z nurtem wariantów, a wówczas sam zobaczysz, co trzeba robić. Proste. Obniżać ważność czy pogodzić się z losem? UMYSŁ: Najważniejszy i największy chłopak to mój kumpel, Cwaniak. DUSZA: Co ty opowiadasz!? Najcwańszy i najgrubszy gostek to mój Pryszczaty. UMYSŁ: Mój Cwaniak twojego Pryszczatego załatwi bez problemu! DUSZA: Czy ty w ogóle wiesz, jak mój Pryszczaty umie rozdymać policzki? Jak je rozedmie, jak wypnie brzuch, robi się taki purpurowy i sympatyczny! UMYSŁ: A mój Cwaniak, jak zagnie palce, jak wytrzeszczy oczy, robi się taki twardy, prawdziwy macho! DUSZA: A mój Pryszczaty potrafi beczkę kwasu chlebowego wypić na raz bez mrugnięcia okiem. UMYSŁ: A mój Cwaniak, jak wejdzie do stołówki zakładowej, zanurkuje w kotle z barszczem i zeżre wszystko, i będzie taki zadowolony, żartowniś! DUSZA: A mój Pryszczaty jak zachrumka z całej siły, to wszystkie wrony z drzew pospadają! UMYSŁ: A mój Cwaniak, jak beknie ze smakiem, to wszystkie psy w okolicy zawyją! DUSZA: A mój Pryszczaty, zuch, jak złapie budkę telefoniczną ze staruszką w środku, jak zacznie nią potrząsać, jak grzechotką to będzie ubaw! UMYSŁ: A mój Cwaniak, jak zwali się tyłkiem na stoisko z lodami zgniecie na miazgę, lody rozlecą się po asfalcie, a Cwaniak rży, wspaniały wesołek! DUSZA: A mój Pryszczaty jest łagodny i serdeczny i jak pluśnie brzuchem w basen, to połowa wody z kąpiącymi się wytryśnie na boki! UMYSŁ: A mój Cwaniak, odważny maluch, jak zwali się na kurnik - ten w drzazgi, kury się rozbiegną, a Cwaniak, cały w jajkach i piórach, śmieje się, kawalarz! DUSZA: A mojego Pryszczatego w zoo hipopotam ugryzł w tyłek, więc mój olbrzym rozwalił ogrodzenie i hipopotama złośliwego zaczął dusić i przyciskać, dopóki ten nie stracił przytomności! UMYSŁ: A mojego Cwaniaka w zoo zobaczył słoń i zaryczał z zazdrości, i mój Cwaniak wlazł na jego wybieg, wczepił się zębami w jego nogę i nie puszcza. Och, ryczał słoń, dopóki nie opadł z sił! DUSZA: A mój Pryszczaty, utalentowany facet, nauczył się posługiwać komputerem - usiadł na nim i zgniótł na miazgę, hahaha!!! UMYSŁ: Twojemu Pryszczatemu i tak daleko do mojego Cwaniaka, który nie tylko tyłkiem, ale i głową umie pracować - jak się rozbiegnie, jak walnie łbem o ścianę - to rozleci się w ruinę, a jemu nic się nie stanie - taki brat łata! DUSZA: Dobra, w rozdmuchiwaniu ważności zwyciężyłeś, a co z jej obniżaniem? 23 UMYSŁ: Mój Cwaniak teraz jest mądrzejszy. Już nie przebija głową ściany, tylko chodzi do fitness clubu i uprawia aerobik i tańce. DUSZA: A mój Pryszczaty wcześniej jadał kaszę, grubasek, a teraz przeszedł na dietę i żywi się wyłącznie naturalnymi produktami pochodzenia roślinnego, tak więc niedługo schudnie i będzie mógł usiąść przed komputerem. UMYSŁ: I będą żyli długo i szczęśliwie! POSTREALITY: Od dawna usiłuję zrozumieć różnicę pomiędzy dwoma pojęciami i na razie bez powodzenia. Podstawową przyczyną, dla której ludzie chcą zmienić coś w życiu, jest niezadowolenie wynikające z sytuacji. Przypuśćmy, że nie udaje się ułożyć produktywnych stosunków ze zwierzchnikiem albo zrobiło się ciasno w jednopokojowym mieszkaniu, lub przybrało się 10 kilo w ciągu zimy itd. Czyli powodem jest ból - podstawa ewolucji. Z drugiej strony wiadomo, że uleganie negatywnym emocjom i perfekcjonizmowi czyni sytuację jeszcze gorszą· Przede wszystkim należy przyjąć wszystko takim, jakie jest i przestać się martwić. Dopiero potem należy przedsiębrać kroki zmieniające sytuację. W tym logicznym miejscu mój twardy dysk (który mam pomiędzy uszami) zawiesza się: przyjąć sytuację - oznacza przestać odczuwać niezadowolenie, przestać odczuwać brak satysfakcji - stracić bodziec do zmian. Dlatego w tej chwili pomiędzy "przyjąć coś takim, jakim jest", "pogodzić się z sytuacją" i "opuścić ręce" jest znak równości (którego w zasadzie nie powinno tam być). W rzeczywistości można oczywiście zastosować na zwierzchniku frailing, nauczyć się spać na szafie albo wyjechać do USA i zostać fotomodelką katalogów z odzieżą dla puszystych - znaleźć w ten sposób wiele plusów we wszystkich minusach. Można rozwinąć też w sobie absolutną obojętność: zwierzchnik się drze - i co z tego? W nocy spadam z szafy - i co z tego? Musiałam sobie przerobić pokrowiec z lodówki na sukienkę - i co z tego? "Wszystko to drobiazg w porównaniu ze światową rewolucją". Po co, jeśli istnieją produktywne rozwiązania? Zmienić pracę, kupić mieszkanie o większym metrażu, schudnąć. Potrzebny jest tylko bodziec. Co jest bodźcem? Niezadowolenie. Z kolei niezadowolenie tylko pogarsza sytuację. Piiiip! ... Ctrl + Alt + Del Będę wdzięczna, jeśli podzielicie się swoimi przemyśleniami na ten temat - kto, jak rozumie te dwa pojęcia i czym one się różnią? AFTER: Z mojego punktu widzenia "przyjąć coś takim, jakie jest" - to inaczej przestać odczuwać negatywne emocje z tego powodu, czyli pozbawić niepożądany fakt ważności. Przy tym całkiem możliwe jest posiadanie spokojnego zdecydowania, by zamiast tego, co jest, otrzymać coś innego, co bardziej mi się podoba. Możliwość, że to co zamyśliłem, się nie spełni, również nie powinna wzbudzać negatywnych emocji. Rozumiem, że szczęście to raczej nie ekwiwalent odczuwania silnych pozytywnych emocji (które z definicji kiedyś się skończą), tylko całkowity brak emocji negatywnych, których to brak rodzi spokój i spójność. Poza tym szczęście polega na wolności w dysponowaniu swoim losem. HELG: Niezadowolenie, brak pogodzenia z życiem czyni sytuację tylko jeszcze gorszą. Nieusatysfakcjonowanie to niezłe słowo. Stymuluje twórczy potencjał człowieka, który jest cechą aktywną. Wszystko jak w książce: "Trzeba przynajmniej przebierać nogami". POSTREALITY: After, uaktywnienie się (wszystko jest dobrze, ale chcę zrobić tak, żeby było jeszcze lepiej) to końcowy cel. Mam do niego jeszcze długą drogę, jestem jeszcze na etapie "jeż to dumny ptaszek, dopóki nie kopniesz, nie poleci". ))) Helg, kwestię przebierania nogami (albo "przynajmniej kup los na loterię") dobrze rozumiem. Nie mogę tylko zrozumieć, jak stan pogodzenia z życiem może pobudzać do działania. AFTER: Przypomnij sobie początek książki - dwa warianty przebudzenia. Jak myślisz, w którym wariancie człowiek odczuwa radosną chęć działania, zainteresowanie i ufność wobec świata, dociekliwość i uczucie odkrywcy, pobudzenie do życia i dążenie do czegoś nowego, lepszego. W pierwszym wariancie jest beznadziejny ciężar negatywnych emocji i chęć uśmiercenia pieska, podpalenia domu sąsiada, przegonienia żebraka. Pragnienia zrodzone z niezadowolenia to raczej pragnienia, by nie mieć czegoś, co nas drażni, na przykład żeby zwierzchnik nie naprzykrzał się, żeby w domu nie deptać sobie po rękach, żeby bez strachu spoglądać w lustro. Ale gdzie tutaj radość? Od czego dusza ma zaśpiewać? A jeśli dusza nie śpiewa, to zgodnie z Transerfingiem nic nie zmienia się na lepsze. HELG: 24 Co to jest końcowy cel? A co potem? "Żyli długo, dopóki nie umarli"? Nie wolno się zatrzymywać. Wybieraj to, co niemożliwe, a otrzymasz maksimum. Co się tyczy mnie, to mogę sensownie wybierać i działać jedynie wtedy, kiedy znajduję się w zgodzie z życiem. Być może ktoś woli przebijać się przez życie, na nic nie zważając, ale jest to niekorzystne i ewidentnie krótkotrwałe wyjście. Lepiej postępować łagodniej, delikatniej ... LANDYSZ: Pisałem już, że świat jest twoim odbiciem. Jeśli zwierzchnik krzyczy, to znaczy, że przyczyna jest w tobie, a nie w nim ... Jednopokojowe mieszkanie? Ciesz się, bo inni nawet tego nie mają. Przytyłaś? Trzeba mniej jeść i rozwiązać problemy z dzieciństwa (nikt mnie nie kocha) albo odwiedzić immunologa [raczej endokrynologa przyp. tłum.]. Wszystko to, co opisujesz, przypomina mi dziecinną zabawę ... W tym świecie nie ma nic ważniejszego od życia. Powtarzam: zweryfikuj swoje priorytety, nastaw się na wartości i przestań oglądać się na społeczeństwo (co kto powie). Spróbuj doznać zadowolenia z tego, że po prostu się obudziłaś, że czujesz zapach porannej łąki, widzisz światło księżyca. Jutro możesz nie mieć ani mieszkania, ani działki, ani samochodu ... I co dalej? Powiesić się? To byłoby głupie. Są jeszcze inne wartości w życiu. Kiedy to zrozumiesz, zniknie ważność nabywania czegoś, kiedy twój zwierzchnik przestanie krzyczeć (przez kłótnie z żoną) na ciebie (trzeba mu współczuć, a ty bierzesz sobie to do serca ... bo ważność twojej pracy jest na pierwszym miejscu). Przybrałaś na wadze - przecież dobrego człowieka powinno być dużo! Tego właśnie uczy Transerfing obniżania ważności. Musisz uwolnić się od ciężarów i oddać siebie w najem, aby społeczeństwo dało ci spokój, ale rób wszystko bez zarzutu! SARINA: 1. Przyjmuj wszystko takim, jakie jest. 2. Wyznacz sobie cel (cele). 3. Zacznij kolekcjonować poprawy (dobre znaki i wiadomości). 4. Przebierać nogami w kierunku celu: przeglądać gazety z ogłoszeniami o sprzedaży mieszkań, wizualizować siebie w tym mieszkaniu, podtrzymywać na duchu zmęczonego życiem zwierzchnika dobrowolnie, kiedy masz nastrój, zacząć czytać książki o zdrowym żywieniu - Bragg, Małachow i inni. POSTREALITY: Landysz! To, że interesuje mnie określony aspekt, nie oznacza, że nie wiem albo nie rozumiem wszystkich pozostałych aspektów. W tej dyskusji staram się zrozumieć dwa konkretne pojęcia bez odniesienia do całej reszty! SARINA, BOJĘ SIĘ MAŁACHOWA. LANDYSZ: Po co tak krzyczysz? Aż ogłuchłem ... WRONA: W każdym razie - ważność lepiej obniżać. Aby nie stwarzać nadmiernych potencjałów i nie karmić wahadeł swoją energią. Ale to dopiero pierwszy krok. Następnie trzeba zbudować docelowy slajd. I naprzód. W stosunkach międzyludzkich pierwszym krokiem będzie obniżenie ważności stosunków, ciebie samej, jako Matki Teresy itd. Przy takim podejściu obniżenie ważności jest drogą do wolności, a nie do pogodzenia się z losem. DUSZA: Całkiem się już poplątałam. Co oznacza obniżenie ważności, a co pogodzenie? I co ma z tym wspólnego brak satysfakcji? NADZORCA: Zamęt powstał w semantyce. Z ważnością mamy do czynienia, kiedy człowiek nadaje rzeczom zbyt wielkie znaczenia, przez co w otaczającym go polu energetycznym powstaje nadmierny potencjał, który siły równoważące starają się usunąć, w rezultacie czego sytuacja człowieka jeszcze się pogarsza. Aby uniknąć szkodliwego działania sił równoważących, trzeba obniżyć ważność i ocenić stan rzeczy obiektywnie. Nie zaniżyć znaczenie, tylko obniżyć ważność. Spojrzeć na sytuację z boku, trzeźwo i beznamiętnie. Jednak z tym marzeniem sennym ważność nie ma nic wspólnego. Mowa jest w nim o tym, jak zmniejszyć w swoich myślach udział fatalizmu, zachowując przy tym budującą część braku satysfakcji. Należy zauważyć, że zawyżenie ważności nie zawsze wiąże się z fatalizmem. Fatalizm to w większości niezadowolenie. A niezadowolenie i brak satysfakcji to różne rzeczy. Nie należy godzić się ze stanem rzeczy. Trzeba przeorientować wektor uwagi na to, co chce się mieć. Przyjęcie sytuacji taką, jaka jest to inaczej zaprzestanie wylewania swojego niezadowolenia podobnego do trujących odpadów do środowiska zewnętrznego. Często da się zauważyć, jak robią to starsi ludzie. Można ich zrozumieć - większa część ich życia jest już za nimi, wszystko co najlepsze zostało w przeszłości, a w teraźniejszości trudno jest cokolwiek zmienić. Ale spójrz, co oni robią ze swoją rzeczywistością! Stosują odwrócony Transerfing! Niezależnie od tego, z czym się stykają w swojej rzeczywistości, wszystko powoduje w nich niezadowolenie, sprzeciw, niechęć, nienawiść. Zwróć uwagę na twarze tych ludzi, a ujrzysz nawet nie cierpienie - a wyraźnie przejawiający się, bardzo nieprzyjazny, wrogi stosunek do rzeczywistości. Żyłoby się im nieźle, ale takim stosunkiem sami niezwykle skutecznie psują swoją warstwę świata. 25 Czy fataliści odczuwają brak satysfakcji? Oczywiście, ale ten brak satysfakcji jest niszczycielski, ponieważ ich uwaga skupiona jest na odbiciu w zwierciadle. Co to oznacza? Przebywają oni w stanie nieświadomego snu. Sen ów będzie z każdym dniem coraz mroczniejszy, ponieważ śniący spoglądając na rzeczywistość, wyrażają swoje niezadowolenie, przez co w odbiciu barwy ciemnieją jeszcze bardziej, a niezadowolenie z tego jeszcze bardziej się nasila, i tak w nieskończoność (a raczej do końca), wzdłuż łańcucha sprzężenia zwrotnego. Teraz powinno być jasne: koniecznie trzeba się obudzić, oderwać oczarowany wzrok od zwierciadła i przekierować uwagę na to, co chciałbyś widzieć w warstwie twojego świata. Trzeba myśleć nie o tym, "jak ja żyję", tylko o tym, "jak myślę". Brak satysfakcji pozostanie, ale niezadowolenie zniknie, ponieważ myśli będą teraz skupione na upragnionym celu. ROZDZIAŁ II. Mam siebie dosyć. W ślepej uliczce. DUSZA: Śniący na pewno mają problemy. Ciekawe jakie? Jeśli u mnie pojawiają się problemy, to na całego. Pragnienia się nie spełniają, marzenia nie ziszczają! Plany rozsypują się z hukiem! Nadzieja umiera, wiara przepada! Miłość gaśnie, przyjaźń się kończy! Tort jest zjedzony, lody w zamrażarce kończą się, pudełko z cukierkami pustoszeje, z butelki z lemoniadą wylatuje ostatnia kropla! Świat pogrąża się w szarość bez wyjścia i zaczyna się najmroczniejszy karnawał...To znaczy, chciałam powiedzieć - kondukt pogrzebowy. Albo nie - raczej nocny horyzont. UMYSŁ: Wystarczy, rozhulałaś się! W każdej przykrej sytuacji można znaleźć coś pozytywnego. Na przykład zabrnęliśmy w ślepą uliczkę - i dobrze. Nie trzeba nigdzie dalej iść, można usiąść i odpocząć. DUSZA: To jak w anegdocie. Wraca hodowca jeleni z Tundry do swojego domu, cały się trzęsąc i pyta żony: "Zagotowałaś wrzątek?". Ona: "Zagotowałam, zagotowałam!". On poszedł, wyprzągł jelenie, wrócił do jurty i pyta: "Zagotowałaś wrzątek?". "Zagotowałam, zagotowałam". Poszedł jeszcze nakarmić psy i pyta znowu: "Zagotowałaś wrzątek?". Ona znów: "Zagotowałam, zagotowałam!". Więc bierze czajnik, a ten jest całkiem zimny. Ze złością wylewa jej wodę prosto w twarz. A ona: "O jak dobrze, że nie zagotowałam!". UMYSŁ: No widzisz, każda ślepa uliczka może być postrzegana jako początek nowej drogi. HIPOPOTAM: Pozwólcie, że podzielę się swoim problemem. Znajduję się w bardzo dziwnym stanie i nie mogę z niego wyjść. Pracuję nad skomplikowanym projektem programistycznym. Kiedy praca nad nim się zaczynała wszystko było wspaniale, praca szła cudownie i z entuzjazmem. W pewnym momencie wszystko skończyło się jak nożem uciął. Nie jestem w stanie kontynuować i koniec.Terminy już gonią i inwestor się denerwuje, nawet ja bardzo się niepokoję. Postanawiam, by usiąść i pracować, ale kiedy tylko siadam, wyłączam się i tyle ... praktycznie ani jednej linijki nie jestem w stanie napisać. Czuję jakiś wewnętrzny sprzeciw, od razu pojawiają się inne sprawy, ktoś odwraca moją uwagę. Mam poczucie pełnej pustki wewnętrznej, a energia jest na poziomie zerowym. Jeśli dalej tak będzie, to wszystko zakończy się katastrofą. Inwestor jest dość poważnym człowiekiem i może przysporzyć wiele nieprzyjemności. Ale nie potrafię wyjść z tego stanu. Po raz kolejny natknąłem się na stronę Transerfingu i pojawiła się we mnie nadzieja, że to mi pomoże. SARINA: No tak, oczywiście z boku lepiej widać. Zawyżona ważność zdarzenia, z całą pewnością. Ważność można obniżyć, jeśli przeżyje się w myślach negatywny rozwój zdarzeń: nie zdążyłeś, wyrzucili cię itd., przyjmie się taki zwrot zdarzeń duszą, zrozumie, że od tego się nie umrze i żyje się dalej. Spojrzysz, a sytuacja się poprawi i muza powróci. GEMINI: Spróbuj zacząć od "epilogu" i kierować się do tego miejsca, w którym utknąłeś. Mam na myśli, że powinieneś zburzyć nieco stereotypy (na przykład nie siadaj do pracy, tylko stawaj albo siadaj do przygody.) Albo powiedz sobie coś w rodzaju "a może byśmy tak zanurkowali w fontannie?". Napisz sobie tekst w manierze inwersji rzeczywistości, rozśmiesz siebie, w ten sposób obniżysz ważność. WŁÓCZIĘGA: Nie martw się, tam już niewiele zostało do zrobienia. Programy mają tę cechę, że kończą się nieoczekiwane. Jeśli już całkiem nie możesz, to powiedz sobie, że wszystko przepadło, rozluźnij się i pracuj dla duszy. Przecież w przyszłości będziesz musiał pisać programy, jeśli nie ten konkretnie, to 26 inny.Trzeba zwiększyć energetykę. Rzuć pracę na dzień albo dwa, wyjedź na łono natury, posłuchaj muzyki. Najważniejsze, żebyś wyrzucił na ten czas wszystkie myśli o pracy - powiedz sobie, że masz to gdzieś i odpoczywaj. Jeśli porządnie odpoczniesz, to wszystko nadrobisz. Mogę udzielić kilka rad organizacyjno-psychologicznych, które zawsze mi pomagały. Kiedy projekt zbliża się do końca, zdarza się, że jest dziurawy i przez to nie wiesz, za co się zabrać. Aby jakoś określić się z dalszą pracą, trzeba stworzyć listę niewykonanych zadań, zaczynając od najlżejszych (na przykład wstawienie w jakieś miejsca kilku pominiętych tekstów albo poprawienie jakichś funkcji graficznych) do najtrudniejszych (na przykład od początku napisać brakujące funkcje). Jeśli masz kryzys twórczy, to przygotowawszy listę, musisz zacząć od najlżejszych poprawek. One zajmują około 10-15 minut, wykreślasz je sobie z listy jedne za drugimi, a twoja pewność siebie rośnie. Bardzo szybko na liście pozostaną już 2-3 podstawowe punkty - ale do tego czasu już będziesz wypoczęty i nastawiony na trudną pracę. Dodatkowo wyczyścisz program ze szczegółów, na które w lepsze dni żal tracić czasu. Oprócz tego zawsze jest wiele rutynowej pracy w stylu doprowadzenia do porządku strukturyzacji danych i modułów napisania komentarzy, przetestowania poszczególnych modułów itp. I tak trzeba to zrobić, dlatego można na kilka dni przestawić się na rutynową pracę, a następnie w sposób nienarzucający się przejść do skomplikowanych elementów. W ogóle staraj się zmieniać rodzaje działalności wewnątrz samego projektu. Jeśli zmęczysz się łamaniem głowy nad algorytmami, to zajmij się powłoką graficzną. Jeśli zmęczysz się grzebaniem w grafice, to napisz długi i skomplikowany algorytm. Jeśli jesteś całkiem nie w formie, pisz brudnopis dokumentacji. VAS: To nic innego jak "zacięcie się". Ja w takich wypadkach po prostu odkładam na jakiś czas taką pracę, wówczas znika ważność, jak już wielu z Was zauważyło, a po jakimś czasie rozwiązanie przychodzi samo, zresztą najoptymalniejsze. Pewnie, gdzieś tam zadanie w dalszym ciągu jest wykonywane ... Może to nie jest najlepszy wariant, ale ja na tę okoliczność mogę jeszcze wypić, żeby rano głowa nie bolała, a rano na świeżą głowę ... UMYSŁ: Mnie również nieraz trudno ruszyć z martwego punktu i zacząć pracować. Mam wówczas takie wrażenie, jakby mnie sparaliżowało. NADZORCA: Przyczyna takiego stanu zmęczenia albo osłupienia polega na tym, że blokuje się energia zamiaru. Bardzo często zdarza się, że z jednej strony chce się wszystko zrobić jak najlepiej, a z drugiej pojawia się naturalny strach, że nie wszystko tak dobrze wyjdzie. Otrzymujemy tę samą sytuację co w wypadku lenistwa, kiedy wciśnięte są oba pedały - gazu i hamulca. Już to omawialiśmy. Należy zwolnić pedał gazu, czyli świadomie zrobić sobie przerwę, żeby zgromadzić wystarczający potencjał "chęci do pracy", albo tak samo świadomie obniżyć ważność problemu i zwolnić pedał hamulca, aby ruszyć z miejsca choć trochę. Kiedy tylko zaczniesz się poruszać, energia zamiaru uwolni się i dalej wszystko się uda samo przez się. Może to dotyczyć zdania egzaminu, rozmowy w sprawie pracy, randki, wystąpienia, rozmowy w innym języku itd. W takich wypadkach konieczne jest celowe obniżenie ważności sytuacji. Na przykład bardzo chcesz zapoznać się z osobnikiem płci przeciwnej, ale boisz się okazać człowiekiem "nie na poziomie". Należy przebudzić się i zdać sobie sprawę, że zawyżona ważność blokuje Twoją energię zamiaru, przez co robisz się strasznie niezręczny, wbrew swej woli. Należy wówczas wypuścić siebie, pozwolić sobie na bycie sobą, a nie tym, za kogo chcesz uchodzić. Zwolnij pedał hamulca. Wówczas energia się odblokuje i wszystko przebiegnie sprawnie i naturalnie. Wszystko do niczego. DUSZA: Nie chcę, żeby było źle, chcę, żeby było dobrze! UMYSŁ: No to sobie chciej, to i tak nie ma sensu! Nie trzeba chcieć, tylko mieć zamiar. DUSZA: Nie chcę zamierzać! Będę kaprysić! UMYSŁ: Jakaś ty wrażliwa! Przecież nie tobie jest źle. Opowiem ci anegdotę Stoją faceci na brzegu krętej rzeczki. Stoją cicho i wsłuchują się. A gdzieś za zakolem rzeki rozlega się histeryczny krzyk: "Idźcie wy wszyscy do diabła!". Faceci stoją, milcząc, i słuchają· Znowu ten sam krzyk: "Idźcie wy wszyscy do diabła!". Po jakimś czasie, już gdzieś bliżej, znów rozlega się: "Idźcie wy wszyscy do diabła!". Faceci nie rozumieją, co to wszystko znaczy. I oto zza zakrętu powoli wyłania się łódka, w której siedzi mężczyzna i wiosłuje łyżkami. Ci gapią się na niego i pytają: "Ej, a czemu nie wiosłujesz widelcami?". 27 Na co ten odpowiada: "Idźcie wy wszyscy do diabła!". DUSZA: Dziwne, a dlaczego on wiosłował łyżkami? UMYSŁ: U-u-u-u ... WILK: Jak rozwinąć w sobie przyzwyczajenie pamiętania? Pamiętania o tym wszystkim, o czym mówi się w Transerfingu. Oto niewielki fragment z listu do dziewczyny, która mieszka w innym mieście: "Dzisiejszy dzień był po prostu wspaniały, myślałem, że zwariuję, bo od rana miałem okropny nastrój ... Pogoda mnie nie cieszyła, życie wydawało się szarą papką bez cukru i soli, nadszedł moment, w którym należało oddać gotowy projekt niezależnie od wszystkiego, a ja go jeszcze nie skończyłem. Przyszedłem do pracy i żeby mi nikt nie przeszkadzał, włączyłem muzykę. Siedziałem i pracowałem nad tym, a tak mi się nie chciało nic robić ... i do tego nastrój taki, że chciało mi się płakać nad niesprawiedliwością: "Dlaczego właśnie ja? Dlaczego nie ktoś inny?". Wybacz mój ton, ale siedzę teraz i patrzę na komputer, zły jak pies, aż ręce mi opadają. Wiesz, niezależnie od tego, jakimi byśmy my - mężczyźni się nie wydawali, to nieraz chce się nam po prostu opuścić ręce i powiedzieć: "Kurcze, dlaczego wszystko wychodzi tak fatalnie?", popłakać i wtulić w kąt, pochlipać w poduszkę, ale nie - zasady nam na to nie pozwalają. Kto w ogóle wymyślił taką głupią rzecz jak zasady? Brednie ... Przecież mnie też nieraz jest ciężko, a świat, jak głuchoniemy nadzorca, zajdzie do pokoju, spojrzy na mnie chlipiącego, uśmiechnie się i z kamienną twarzą odejdzie, pozostawiając mnie w samotności z moimi niewesołymi myślami... Chce się krzyczeć, tylko że mama, siostra, dziadek i kot już śpią, sapiąc na całego - wszyscy jakby śmiejąc się, mówili: "A nam jest i tak nieźle". Wiesz, siedzę teraz i myślę, że nieraz zdarza się, że zawisa się w tym świecie, a spowodowane jest to mądrością· Jeśli bym był głupi, to żyłbym pewnie szczęśliwie, nie myśląc o tym, kto ma rację, kto jest winny, ale niestety - Bóg dał... Po co mi ten mózg? Chciałoby się wyrzucić go przynajmniej na jeden dzień i w ogóle o niczym nie myśleć, przyjmować ten świat takim, jaki jest, a nie takim, jaki jawi się on przed moim wewnętrznym spojrzeniem, przechodząc przez filtry debilności mojego pojmowania rzeczy, które mają miejsce. Byłoby tak łatwo, jeśli mógłbym myśleć tylko pozytywnie, cieszyć się tym, że mam Ciebie, nawet tak daleko, ale mam ... Ale nie - zaczyna się wplątywać zgniła, śmierdząca myśl o tym, że już nigdy Cię nie zobaczę i na poziomie podświadomości cichutko drapie moją duszę swym diabelskim widelcem, skrzypi i doprowadza mnie do szaleństwa. Robi się strasznie, psuje się nastrój, a potem świat, jako dowód, jeszcze pod nos podsuwa wszelkie świństwa, powstaje wrażenie, że wciąż z kimś rywalizuję, jako dowód, że wszystko jest nie tak, jak się wydaje, a on mi mówi: "Myślisz, że masz rację? No to patrz i spróbuj teraz polemizować, ha, ha, ha". I podrzuca nieprzyjemne niespodzianki pod nogi, jak kupę gówna. Jestem pobity i zmęczony, a myśl o tym, że jeśli opuszczę ręce, to na pewno już Cię nie ujrzę, smaga mnie i zapędza z powrotem w tę wrzawę. Powstaje zamknięty krąg bez początku i bez końca. Sam nie wiem, co mam począć ... Ale przecież nikt poza mną nie odpowie na to pytanie, a to jeszcze jedna sprawa na moich barkach ... sam je generuję ... W ogóle wychodzi jakaś bzdura, w zasadzie wiem, co i jak robię źle, ale i tak nie umiem wyrwać się z tego stanu ... ARNIKA Nie myśl, że tak się dzieje tylko z tobą. Czy zawsze byłeś w takim stanie? Nie! Czy zawsze będziesz w takim stanie? Też nie! Kiedy jest mi bardzo źle, to świadomie jeszcze pogarszam sytuację. Ale to mój własny sposób i własne doświadczenie - nie do każdego pasuje. Chociaż podobna rada znajduje się w książce, w rozdziale "Inwersja rzeczywistości". PILOT: Pamiętaj, Wilku, że nie jesteś sam. KICIA: Pamiętaj też Wilku, że są jeszcze wilczyce! GENERAL: Tak, Wilku, przyjacielu, w twojej podświadomości uzbierało się wiele negatywnych spraw. Mówię ci to jako specjalista. Co się teraz dzieje? Twoja negatywna strona stara się wyjść na zewnątrz. I to bardzo dobrze! Co należy zrobić? Pozwolić całemu temu świństwu wyjść. Mianowicie: przychodzisz do domu, żeby nikt ci nie przeszkadzał (dobrze by było, żebyś był sam w mieszkaniu), kładziesz się na podłodze i wyrównujesz oddech. Udało się? A teraz powiedz sobie: "Teraz pozwalam sobie uwolnić się od wszystkiego, co we mnie negatywne". A teraz pozwalasz sobie poczuć wszystko, co zechcesz. Obserwujesz (bez sprzeciwu, poparcia, oceny), jak zmienia się stan, jakie przychodzą myśli, uczucia, emocje. Pozwalasz sobie wyzwolić się od tego wszystkiego (jest coś podobnego w "Drodze czarownika" Chopry, ale to nie on wymyślił, tak więc nie istnieją żadne prawa autorskie). Rezygnujesz ze sprzeciwiania się temu, co masz w swoim wnętrzu. Przyjmujesz to. Jakby powiedział Chopra - nie odrzucasz emocji, lecz się do nich przyznajesz: tak, właśnie to czuję. Reakcja może być bardzo silna. Przyjmij ją. Następnie zrobi ci się jak po wymiotowaniu - niedobrze, ale o wiele lepiej niż wcześniej. Możesz powtórzyć tę technikę w 28 razie konieczności. LANDYSZ: Odetchnij mój drogi... Wszystko robisz dobrze. Po prostu trochę się przeciążasz, spójrz na świat ... Nawet twój kot krzyczy, a przecież jest on twoim zwierciadłem. Nakarm go, a sobie pozwól na odpoczynek i nie napinaj się tak. WILK: Macie rację! Tak właśnie zrobię! LANDYSZ: Zuch! Dobry chłopiec. WILK: Właśnie sobie pomyślałem ... , że wiele razy czytałem w książkach o tym, że należy uruchomić nadzorcę, ale nie zrozumiałem, jak to zrobić. Po prostu wciąż obserwować swój proces myślenia. Ale w ten sposób człowiek szybko się odbudowuje i kiedy trzeba, przepuszcza przez palce i puszcza mimo uszu moment, kiedy należy w jakiś sposób zareagować. KICIA: Wyobraź sobie, że oglądasz jakiś film o sobie samym. Patrz na siebie z boku, obserwuj i nie utożsamiaj swojego Nadzorcy ze sobą. Jest rzeczą bardzo zabawną obserwowanie siebie w chwilach wybuchów emocjonalnych. Wszystko zmienia się w grę. Przez jakiś czas trudno utrzymywać takie rozdwojenie, ale potem będziesz to robił automatycznie. UNTOUCH: Kiedy zacznie się radość (fala szczęścia), wówczas nawet nie będziesz musiał się zmuszać do pamiętania, a póki co trzeba przejawiać silną wolę. Najważniejsze to jak najmniej chcieć!!! WILK: W ten sposób można dostać rozdwojenia jaźni, ale na pewno tego spróbuję, dziękuję za radę. Zmęczyłem się już cierpie niem do tego stopnia, że aż wydaję się śmieszny we własnych oczach. Wszystko OK. SHERE: Mnie w pamiętaniu o Transerfingu pomaga ciągłe czytanie książki od nowa (to moja podręczna książka). Sama w sobie książka wywiera efekt terapeutyczny. Kiedy ją czytam, mój wewnętrzny Nadzorca włącza się samoczynnie. Bardzo ważne jest, by móc przypomnieć sobie o Transerfingu na czas. Kiedy zwala się na ciebie zbyt wiele spraw negatywnych, kiedy wahadła zdążą wyssać z ciebie całą twoją energię, brak ci już sił na zastosowanie zasad Transerfingu. Trzeba wciąż żyć, grając. Kiedy pojawiają się u mnie nieprzyjemności, uświadamiam sobie, że popełniłem błąd (niewłaściwie złożyłem zamówienie, stworzyłem niewłaściwy slajd, połknąłem haczyk wahadeł, zapomniałem o Transerfingu). Kiedy uświadamiam sobie, że moje życie biegnie według moich zasad, rozumiem, że wszystkie niepowodzenia w moim życiu są moimi błędami. Jeśli jestem na siłach, by popełnić błąd, to mam też siły, by go naprawić. Świadomość autorstwa swojego życia daje siły do twórczości . NADZORCA: Depresja to jeden z przejawów zablokowania energii zamiaru, Jeśli energia jest na poziomie zerowym, to niczego nie jesteś w stanie zrobić, a od świadomości tego faktu robi Ci się jeszcze gorzej. UMYSŁ: Jak zwiększyć energię zamiaru? NADZORCA: Jest wiele sposobów. Najprostszy to zwiększyć aktywność fizyczną. Życie to ruch. Apatia to śmierć. W czasie ruchu wszystkie blokady się zwalniają i energetyka zostaje przywrócona. Kiedy tylko uwolni się energia, przebudzi się wola życia i działania. To podstawowa fizjologia. Innym sposobem zwiększenia energetyki jest slajd energetyczny, Wmawiasz sobie, że powłoka energetyczna odbudowuje się i umacnia, energetyka się zwiększa. Należy przy tym wyobrażać sobie, że ciało wypełnia się energią, która płynie silnym swobodnym potokiem. Nieważne, jak konkretnie płynie najważniejsze, by zwrócić uwagę na swe ciało i jakoś sobie to wyobrazić. W ten sposób energia zamiaru sama się podnosi, niejako za kołnierz. Slajd ten dobrze działa, kiedy przyjmujesz naprzemienny prysznic albo w czasie marszu czy gimnastyki. Jest jeszcze jeden sposób polegający na wyborze aktywnej postawy życiowej. Bezcelowe mitrężenie czasu wywołuje apatię. Kiedy zaś masz cel i podejmujesz aktywne działania w celu jego osiągnięcia, to energia zamiaru znacznie się zwiększa. Śniący Shere wypowiedział złotą myśl: "Świadomość autorstwa swojego życia daje siły do twórczości". Powinieneś zrozumieć, że sam kształtujesz swoją rzeczywistość. Nawet jeśli teraz wszystko jest źle, to przecież nie beznadziejnie! Masz Transerfing i wiesz, że rzeczywistość można wyprostować siłą swojego zamiaru. Już sama ta wiedza budzi w świadomości aktywny pierwiastek. Do warstwy Twojego świata przebija się pierwszy promień słońca, a potem zyskujesz władzę, by oczyścić całe niebo. 29 Jestem nikim. UMYSŁ: Tak właśnie jest - jestem nikim. Przed tą smutną prawdą nigdzie się nie ukryję· DUSZA: A kim jesteś? UMYSŁ: Przecież ci powiedziałem: takim sobie, nikim! DUSZA: Ale skoro jesteś nikim, to kim jesteś? UMYSŁ: Całkiem mnie zmyliłaś. Chciałem powiedzieć, że jestem pustym miejscem, żałosnym nieudacznikiem. DUSZA: Powieś sobie jeszcze na ścianie plakat Brada Pitta i codziennie powtarzaj z wielkim smutkiem, że nigdy takim nie będziesz. UMYSŁ: Nie pocieszaj mnie, jestem nic niewartym, nikomu niepotrzebnym i przez nikogo niedocenionym geniuszem. DUSZA: O! Więc to tak! UMYSŁ: Cała wielkość moich idei zostanie odkryta dopiero przez potomnych. DUSZA: No no, kontynuuj, panie taki sobie. UMYSŁ: Nie, lepiej nazywaj mnie "panem Nikt", albo lepiej "panem Ktoś". To robi o wiele większe wrażenie, prawda? DUSZA: Ktoś zadowolony z siebie. UMYSŁ: Nie, Ktoś, kto zasługuje na wielkie zachwyty. DUSZA: Ktoś będący samochwałą. UMYSŁ: Nie, Ktoś przez wszystkich chwalony i uprzedzająco skromny. DUSZA: Ktoś cwany. UMYSŁ: Nie! Ktoś lśniący i wspaniały! Jak ja nienawidzę tej fałszywej skromności? Ej, co ty tam przygotowujesz? DUSZA: Linę. Będę ściągać cię z piedestału. UMYSŁ: Tak jest zawsze. Jeśli sam się nie pochwalisz, to nikt cię nie pochwali! Poczekaj, podła! Oddaj linę! DUSZA: Nie oddam! UMYSŁ: No oddaj, żartowałem! Eh, niełatwe to brzemię - być geniuszem. DUSZA: Uważaj, bo zaraz znajdę drugą linę! UMYSŁ: Nie! Koniec, popatrzmy na marzenie senne. NATALIA: Jak pozbyć się braku pewności siebie i nawyku ciągłego mówienia o sobie źle, rugania siebie? Wiem, że nie należy z tym walczyć, tylko się uspokoić, obniżyć poziom ważności, ale jak uczynić to praktycznie? Są pewne tematy, które bardzo mnie poruszają ... Na przykład temat zdrady. Kiedy słyszę, że ktoś kogoś zdradził, od razu psuje mi się nastrój i chce mi się powiedzieć coś złego, włącznie z przekleństwami. To dziwne, nie odczuwam jawnej zazdrości, nic mnie nie wścieka, tylko jakoś tak boli. W zasadzie, obiektywnie nie mam powodów, by gnębić 30 siebie, zajmuję się rzeczami, które podobają mi się i to z powodzeniem, wszystko jest u mnie w porządku, ale coś takiego ... po prostu chce się umrzeć. Stąd wynika koszmarna, nienormalna zazdrość. Co robić? ARNIKA: Spróbuj zastąpić jeden nawyk drugim. Jeśli masz za co powiedzieć sobie dobre słowo - to mów. Jeśli masz powód do rugania siebie - i tak mów dobre słowo, nawet z dużą dozą ironii. (Przeczytałam gdzieś, że nowy nawyk utrwala się w ciągu 21 dni.) A zazdrość - prawidłowo określiłaś - wynika przede wszystkim z niepewności siebie. Masz przecież (podobnie jak każdy) mocne i słabe strony (według twoich kryteriów, oczywiście). Większy nacisk kładziesz na to, na co zwracasz uwagę. Sama więc wybieraj, co masz rozwijać i na czym lepiej się skupić. HIEROGLIF MIECZ: Natalia, chwal siebie za wszystko: wszystko się udało - pochwal się, zrobiłaś coś głupiego pochwal się, postąpiłaś niewłaściwie - to pięknie! Jeśli byłabyś doskonałością (którą jesteś), to już byś fruwała na skrzydełkach, ale ... nie w tym świecie. Masz nie walczyć, ale nie z przyzwyczajeniem, tylko ze sobą. Poza tym pozazdrość z całej duszy, jak należy, tak, żeby wszyscy się dowiedzieli. Inny wariant: można zamiast rugania siebie wymyślić sobie następującą karę: chwalić siebie przed lustrem i prawić sobie szczere komplementy. Zacznij już od następnej minuty. Skoro jesteś zazdrosna, to znaczy, że kochasz. Przecież kochałaś mężczyznę albo dziecko. W takim razie kochaj tak samo siebie. NATALIA: W kwestii przyzwyczajeń ... Mówicie, że nowe utrwala się w ciągu 21 dni. Przezwyciężyłam siebie i nie mówiłam źle o sobie przez jakieś dwa miesiące, a potem wszystko zaczęło się od nowa. Radzicie, żebym pozazdrościła z całej duszy ... Ale ja , i tak jestem zazdrosna z całej duszy, chociaż umysłem rozumiem, że nie mam powodów. Kiedy jestem zazdrosna, to mówię o sobie przykre rzeczy. Zresztą stosuję Transerfing i mieszankę analogicznych teorii we wszystkich sferach życia, oprócz tej. I udaje mi się! A w tej sferze jakoś nie mogę ... TĘCZA: Tak w ogóle, to zazdrość i miłość nie mają nic wspólnego ze sobą. Zazdrość to raczej choroba. Choruje człowiek, który jest niepewny siebie, Natalia to prawidłowo określiła.Taki człowiek myśli, że to, co otrzymał, jest jedynym i najlepszym, co może mieć. Dlatego tak się boi stracić swoją miłość. Czyli to już nie miłość, tylko strach, po mistrzowsku skrywający się i manipulujący tą parą. Jak przestać być zazdrosną? Uświadomić sobie, że każdy człowiek, nie tylko ty, ale również twój partner, jest od zawsze wolny. I każdy przyszedł na Ziemię z własną misją. Jednym z twoich zadań jest wyleczenie się z zazdrości, a jednym z jego zadań jest wyleczenie Ciebie. Pomyśl, przecież to Ty w swój duchowy dół wciągasz wahadło, masz w sobie potrzebę bycia zazdrosną - proszę bardzo, oto zazdrość. A jak ją okazywać? Przez innego człowieka. Pozbądź się potrzeby bycia zazdrosną. Dopóki sobie tego nie uświadomisz, będzie to wracać do Ciebie znów i znów, ale kiedy tylko to zrozumiesz i uzyskasz swobodę wewnętrzną dla siebie i tego, kto jest obok Ciebie, to będziesz mogła powiedzieć, że otrzymałaś lekcję, osiągnęłaś wewnętrzną spójność, nie ma możliwości zaczepienia Ciebie. Jesteś już inna, czyli to wahadło może odejść. SOLUS: Idiotyczne rady. I tak ona nie wykorzysta żadnej z nich! IRENA: Natalia, dlaczego myślisz, że samoponiżenie spowodowane jest brakiem pewności siebie? To po prostu poczucie winy! Jak układają Ci się stosunki z rodzicami? Czy nie rugali Cię oni zbyt często? Jak wyglądają sukcesy w życiu osobistym? Jak idzie nauka? Czy wszystko Cię zadowala w Twoim obecnym życiu? Odpowiadając na te pytania, można zrozumieć, skąd wzięło się Twoje przyzwyczajenie do niszczenia siebie. Zazdrość może wynikać z braku zaufania do człowieka i z braku pewności siebie, Czy ufasz temu, kogo kochasz? Czy znasz tego człowieka: do czego jest zdolny? Jaki ma stosunek do Ciebie? Przecież nie taki straszny diabeł, jak go malują. Natalia, pozwól sobie na bycie sobą i kochaj siebie, a wszystko się ułoży. NATALIA: Zaczął się u mnie jakiś korzystny okres i nieco dziwnym wydaje mi się to, co mówiłam o sobie wcześniej. Zweryfikowawszy niektóre swoje poglądy, zgodziłam się na uczestnictwo w różnych przedsięwzięciach, w czasie których musiałam występować przed dużą ilością ludzi... najróżniejsze wystąpienia, od humorystycznych po wygłaszanie wykładów i uczestniczenie w konferencjach ... Co robić w tym wypadku, by czuć się pewnie i komfortowo? W zasadzie teraz przyjdzie mi to o wiele łatwiej niż wcześniej i bardzo tego chcę. Ale chciałabym w celach profilaktycznych i dla utrzymania siebie w takim stanie praktykować coś. ARNIKA: Nie wyobrażam sobie, jak przed wystąpieniami w obecności ludzi można nie czuć tremy. W tym wypadku, moim zdaniem, trema jest czymś normalnym. Określona doza adrenaliny we krwi czyni występ żywszym, "prawdziwszym". Tym bardziej, że trema znika zazwyczaj w trakcie występu. 31 NARRU: W swoim czasie pomagało mi to, że wyobrażałam sobie, że jestem kimś... na przykład ... Madonną. MILEDI: Jak udało się wam zaakceptować siebie? Mnie to się nie udaje. W żaden sposób.To idiotyczne poczucie niższości. .. Rozumiem, że wszyscy uczymy się od najmłodszych lat. I jeśli od dzieciństwa nazywali mnie wyrodkiem i żałowali, że nie można mnie zabić, bo trzeba byłoby za to odpowiedzieć ... Jeśli w wieku 17 lat nie wpuszczano mnie do domu tylko dlatego, że wróciłam po 23.30 ... i wstyd ... przenocowałam na klatce schodowej, a następnego dnia zamieszkałam w uniwersyteckim akademiku ... i nie mogłam powiedzieć, że po prostu wyrzucono mnie z domu ... wstyd ... Jeśli chwali się mnie, to czuję, że oszukuję człowieka, że on po prostu się myli ... że to nieprawda ... I to poczucie: kiedy coś się udaje - to po prostu miałam szczęście ... Że sięgnęłam po cudze ... Dostałam się na aspiranturę - miałam szczęście ... po prostu tak wyszło ... Równocześnie z nauką udało mi się otworzyć firmę - miałam szczęście ... Nie jestem tego godna ... po prostu tak wyszło ... i interesy szły dość dobrze ... ale .. zamknęłam firmę ... znów to poczucie niższości ... i w życiu osobistym mam znowu problemy ... Byłam bardzo ładną dziewczynką ... pewien chłopiec z siódmej klasy powtarzał rok, żeby uczyć się ze mną w jednej grupie .... kiedy matka się o tym dowiedziała, powiedziała mu, ze są kobiety, z którymi się chodzi, i są takie, z którymi się żeni... należę do drugiego typu ... i wyszłam za mąż w wieku 18 lat... bałam się, że nikt mnie nie zechce ... kiedy zobaczy, jaka jestem ... że oprócz powierzchowności niczego nie mam ... dlatego się rozwiodłam ... odeszłam donikąd ... l mój synek .. bardzo się boję, że kiedy dorośnie, będzie mną gardził ... za co? Zewnętrznie za nic ... ale nie potrafię pozbyć się poczucia niższości... A w Transerfingu przyjmowanie siebie taką, jaką się jest, to podstawowa zasada ... Nie rozmawiam z mamą ... nie umiem ... wciąż muszę się usprawiedliwiać ... a znudziło mi się to ... tym bardziej, że nie chcę, żeby syn widział taki stosunek do mnie ... i to, że ja z nią nie rozmawiam, również wywołuje poczucie winy ... wychodzi na to, że nie mogę jej wybaczyć ... i przyjąć siebie taką, jaka jestem? Wybaczcie, być może znów chaotycznie napisałam, ale po prostu myśli wypłynęły ... CZUNIA: . Pewnego razu zdecydowałam, że uczucie zazdrości w ogóle nie jest we mnie obecne. I natychmiast powstała sytuacja, która wywołała szaloną i meczącą zazdrość trwająca półtora roku. Kiedy człowiek ma siebie za układ autonomiczny, usiłuje pozbyć się wad i nabyć albo nasilić zalety, na co poświęca lata. Ale przyjęcie siebie takim, jakim się jest, ma miejsce tylko w przypadku (jak sądzę), kiedy przyjdzie zrozumienie nierozerwalności człowieka ze światem, zrozumienie, że człowiek uczyniony jest z tego samego, co cały świat. Dlatego wszystko, co jest na świecie, jest również we mnie i nie da się tego pozbyć. Wówczas przestałam walczyć ze sobą i poddałam się. Kiedy przychodzi przyjęcie samej siebie, fale niepokojących myśli uspokajają się i widzi się tylko gładką powierzchnię. Wszystko zostało w tobie, ale brak niepokoju z tego powodu. Wówczas nadchodzi miłość do siebie i do świata. W moim wypadku transformacja ta zachodzi długo, latami. AKSELENZ: MiLedi, przeżywasz dokładnie to co ja. Kiedy chwalą mnie, to w ogóle nie mogę się z tym pogodzić. Ale w twoim wypadku "mylą się", a w moim - "kłamią". Wyszłaś za mąż, mając 18 lat... Przynajmniej miałaś męża a ja nigdy nie byłam mężatką. Nawet nie mieszkałam w jednym mieszkaniu z mężczyzną ... MiLedi, jestem całkiem nikim. Bezwartościowa. Ale jak nauczyć się przyjmować siebie taką, jaka jestem? No właśnie. Bijesz mnie na głowę, a mimo to nie możesz siebie przyjąć ... Staram się uprawiać Transerfing, pracuję nad tym i na razie mam zerowe efekty. NARRU: Temat ten pojawia się we wszystkich twoich wypowiedziach ... Kto powiedział, że mieszkanie z mężczyzną jest oznaką szczęścia, a niemieszkanie z nim - na odwrót? To głupie uprzedzenia! Niedawno rozstałam się z człowiekiem, do którego byłam bardzo przywiązana, ale stosunki z nim przynosiły mi tylko ból. Zrobiłam to sama ... Po prostu pokonałam siebie i teraz jest mi o wiele lepiej. Tak więc posiadanie mężczyzny wcale nie stanowi oznaki ani gwarancji szczęścia. TRUEVISION: El Facet złapał Dżina, a ten jak zawsze mówi mu o trzech życzeniach. Ten pomyślał i mówi: - Niech obok mnie przegalopuje stado złośliwych nosorożców. Dżin osłupiał, ale mówi: no dobrze. I faktycznie, patrzą: biegną!!! Ogromne złośliwe, przekrwione ślipia, rozlega się tętent. Przegalopowały. Dżin znowu pyta, a facet: - Niech znowu przegalopuje stado złośliwych nosorożców. Znowu biegną, ślipia przekrwione, kłęby kurzu, wycie, kopyta stukają. Pobiegły. Trzecie życzenie: - Niech znowu przegalopują. Hałas, tętent, przekrwione ślipia, groźne dźwięki, pył. Znowu przegalopowały. Dżin mówi: Słuchaj, mogłeś poprosić o wszystko, czego zapragniesz. Dlaczego akurat to??? Lubię delikatne zamieszanie ... SARINA: 32 Główny błąd tych, którzy nie mogą przyjąć siebie, to porównywanie się z innymi. NIGDY SIĘ NIE PORÓWNUJCIE! Każdy człowiek jest unikalny i niepowtarzalny ... Można porównywać siebie wczorajszego i dzisiejszego ... I to bez potępiania siebie wczorajszego ... Przecież nie przyjdzie Ci do głowy sądzenie dziecka w wieku przedszkolnym i przykładanie do niego dorosłej miary ... Oprócz tego, co to za bzdura: kobieta, mężatka stoi wyżej pod względem statusu społecznego niż niezamężna?!. .. Martwi Cię to? No to pracuj nad tym! Nad swoją reakcją! Wahadło Cię zahacza, a Ty się odhaczaj, nie reaguj! Oto przypowieść (moja ulubiona): "Przychodzi młodzieniec do mędrca i pyta, czy powinien się ożenić ... Mędrzec odpowiada: to wszystko jedno, jak postąpisz ... Ponieważ żeniąc się - będziesz żałować, i nie żeniąc się - będziesz żałować". Niezależnie od pierwszych złotych lat życia małżeńskiego, koszmar ostatnich lat wytworzył trwałą odporność na wspólne zamieszkiwanie! UMYSŁ.: Jakoś nie ciągnie mnie do tego, by chwalić siebie przez cały czas, niezależnie od tego, czy zrobię dobrze czy źle. To nienaturalne, podobne do oszukiwania samego siebie. Co więc trzeba konkretnie robić, aby pozbyć się niezadowolenia z siebie i przyzwyczajenia do myślenia o sobie źle? NADZORCA: Stosuj zarządzanie rzeczywistością, czyli Transerfing. To bardzo dobry sposób podwyższania samooceny. Budzisz się we śnie na jawie i stajesz się Sprawcą swojej rzeczywistości. Czujesz się panem swojej warstwy świata. Teraz rozumiesz, co tak naprawdę się dzieje. Uświadamiasz sobie, że jesteś zdolny do podporządkowania swojej woli przebiegu snu. Nie jesteś już marionetką w rękach manipulantów. Zdajesz sobie sprawę z tego, jakie zasady gry usiłują narzucić Ci wahadła. Teraz Ty sam stwarzasz własne zasady. Wszyscy dookoła śpią, a Ty obudziłeś się i możesz swobodnie spacerować w tym śnie. Nie błądzisz już na oślep, jak wcześniej, tylko działasz świadomie. Znane Ci są zasady zarządzania rzeczywistością i wiesz, co należy robić, aby osiągnąć swoje cele. Kiedy poczujesz w sobie tę siłę Sprawcy, Twoja dotychczasowa niepewność wyda Ci się śmieszna i ułomna. Przedstawię Ci pewien myślokształt, który jest sto razy silniejszy od jakiejkolwiek mantry. Brzmi on wprost niewzruszenie: "Moc jest ze mną". Powtarzaj tę formułę jak najczęściej, a magiczna moc - zewnętrzny zamiar - rzeczywiście zawsze będzie do Twojej dyspozycji. I jeśli nie zaniechasz stosowania Transerfingu, to już od teraz zawsze będzie towarzyszyć Ci spokojna pewność siebie. DUSZA: I niech moc będzie z tobą! Wpędzam się w samotność. DUSZA: Halo, halo, halo! UMYSŁ.: Przestań skakać po łóżku z telefonem, bo zepsujesz. DUSZA: Halo, halo, halo! UMYSŁ.: Coś się tak rozochociła? Do kogo dzwonisz? DUSZA: Czuję się samotnie i chcę z ludźmi porozmawiać. Nieważne, do kogo dzwonię. Nieważne też to, co powiem. Ale ludzie tego nie rozumieją, oni potrzebują konkretnej informacji: co, po co, dlaczego ... UMYSŁ.: To oczywiste, że jeśli dzwonisz, to w jakimś celu. DUSZA: A jeśli moim celem jest po prostu rozmowa? Dlatego właśnie mówię: Halo, halo, halo! I z drugiej strony powinna popłynąć taka sama odpowiedź: Halooo ... I wtedy będzie można uznać, że porozmawialiśmy. UMYSŁ.: Ależ głupia rozmowa! Ludzie powinni rozmawiać o czymś, coś sobie opowiadać, o coś prosić ... DUSZA: Pewnego razu zadzwoniłam na chybił trafił. Mówię: Halo, halo, halo!, a z drugiej strony uparcie pytają mnie: "Czego chcesz?". A ja uczciwie odpowiadam: "Chcę dużo czekolady!". No i z jakiegoś powodu mój rozmówca rzucił słuchawką. UMYSŁ.: A czego oczekiwałaś - trzeba mówić konkretnie i zachowywać się adekwatnie do sytuacji. DUSZA: A czy przyszło ci do głowy, że w większości wypadków cały zestaw wymyślnych słów używanych w rozmowie telefonicznej 33 można sprowadzić do jednego prostego zdania: "Halo, halo, halo!"? Pomyśl o tym w wolnej chwili. A ja jeszcze trochę podzwonię. ZOFIA: Czy mogę się Wam pożalić? Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Mój świat pogrążył mnie w całkowitej samotności. Staję się z wolna całkiem samotnym człowiekiem. Jestem pociągającą i czarującą kobietą, mądrą, interesującą osobą. Wokół mnie zawsze zbierali się różni ludzie, którzy z jakichś względów niezbyt lubili się nawzajem, ale ja ich wszystkich jednoczyłam, tak że tworzyli jedną grupę. Teraz wszyscy ci ludzie nadal są, nigdzie nie zniknęli, ale wszystkie moje przyjaciółki są zajęte, mają inne zainteresowania, czekają na nich krewni, mężowie, dzieci ... Mężczyźni, którzy zostali jeszcze "na podorędziu" nie interesują mnie, nie mam ochoty z nimi rozmawiać ... Dzwonią, proszą o spotkanie, a ja nie chcę! Syn wyjechał na urlop ... Nie chodzę do pracy, ponieważ wykorzystuję zaległe dni wolne, zresztą nawet mi się nie chce. Siedzę w domu, czytam literaturę ezoteryczną. Dni mijają niezauważalnie ... Dosłownie dzisiaj skończyłam czytać "Siłę momentu TERAZ" Eckharta Tolle'a.Teoretycznie wszystko rozumiem, należy znajdować się w swoim momencie życia i zlewać się z nim, odczuwając swoje własne ja, które nikogo nie potrzebuje.Transerfing. Wychodzi na to, że sama rezygnuję z towarzystwa i sama na tym cierpię. Chodzę wieczorami sama, spaceruję ... Dobrze wyglądam, uśmiechają się do mnie mężczyźni, próbują się zapoznać, prawią komplementy, ja staram się rozkoszować swoim życiem i brakiem problemów, ale znów zaczynam porównywać siebie ze wszystkimi w tym mieście i rozumiem, że nikt na mnie nie czeka ... Jest mi źle ... Transerfing. Mogę znaleźć kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, ale nie chcę ... Pragnę czegoś (kogoś) innego, odrzucając jednocześnie całe obecne życie. Łapię się na myśli, że zakochuję się w każdym poznanym na stronie Transerfingu albo Lotosu mężczyźnie, który rozmawia na forum, zgadzając się ze mną. Co to jest? Nigdy jeszcze nie byłam taka samotna ... UN-DINA: Z mojego punktu widzenia Twoja samotność jest absolutnie dobrowolna. Tak jak kiedyś, pragniesz mieć "swoich" ludzi obok siebie. Aby z fascynacją i zapartym tchem czytali z tobą Transerfing (oraz podobne książki). Dlatego zakochujesz się w tych, którzy się z Tobą zgadzają. Obok Ciebie są jeszcze realni ludzie. I z nimi trzeba żyć. Bez najmniejszego osądzania ich. I bez porównań. Nikt Ci nie przeszkadza w przeniesieniu na inne linie życia, na których będą Cię otaczali inni ludzie. A póki co, żyj wśród tych, których masz. Jeśli się im przyjrzysz, to stwierdzisz, że nie są przecież tacy źli. ZOFIA: Un-dina, nie zrozumiałaś mnie. Wszyscy bliscy mi ludzie są ze mną ... Zresztą połowa z nich czytała już Transerfing. Nie w tym rzecz. Nie mogą oni być ze mną stale! I chyba nawet nie tego potrzebuję ... Mam raczej na myśli samotność kobiecą. Chcę znaleźć drugą połowę, kogoś bliskiego duchem i uważam, że to całkiem normalne. Masz rację co do tego, że sama wpędzam się w tę pustkę ... i to coraz bardziej i bardziej ... wierząc w to, że mój świat wszystko zrobi za mnie. Przekonuję siebie, że wszystko zmierza ku lepszemu, że tak właśnie ma być ... Ale wychodzi wszystko jak w bajce: .. Smutek i żal mnie zjadają .. .". LOUK: Zofio, od czasu do czasu każdemu jest smutno, i to z różnych powodów (oświeceni w stanie nirwany się nie liczą). Każdy tłumi smutek na swój sposób ... Jedni od niego uciekają, inni przyjmują go i rozumieją, co go powoduje ... Być może Twój problem polega tylko na porównywaniu się z innymi ludźmi? W takich wypadkach mówię sobie: "Jakbyś zareagował na taką czy inną sytuację, jeśli nie miałbyś jej z czym porównać?". Zdarza się, że natychmiast "trzeźwieję" i śmieję się z własnej głupoty - z porównań. W miarę dojrzewania pojawiają się inne problemy, które trzeba rozwiązywać, a jest ich w życiu tak wiele ... Wszystko zależy od tego, jak się do nich odniesiemy. Każdy dokonuje własnego wyboru. Jedni zmieniają problem w cierpienie, a inni w święto. TĘCZA: Twoje możliwości ograniczone są tylko przez Twój zamiar. Właśnie teraz Ty sama kształtujesz swój zamiar - znaleźć drugą połowę (męża?) o cechach, które chcesz w nim widzieć. Nie zapomnij zaznaczyć, że ma być wolny, bo mogą pojawić się komplikacje. Jako uczciwa transerferka powinnaś przyznać, że w przestrzeni wariantów jest wszystko. Lecz to wszystko przychodzi do nas po jakimś czasie. Najpierw płacisz, potem dostajesz towar.Teraz zamiar, a za jakiś czas - ON!!! Bierzemy na prawe ramię zamiar, lewą ręką chwytamy tarczę w postaci obniżenia ważności, koordynujemy zamiar i naprzód! I gdzie ON teraz się przed tobą ukryje. ZOFIA: Kiedy jeszcze nie znałam Transerfingu, przez jakieś pół roku interesowałam się Feng Shui. Zgodnie ze wszystkimi zasadami na różowej kartce (koniecznie różowej!) wyraźnie zapisałam swoje zamówienie. I po dziś dzień "wypuszczony" kawałek papieru leży gdzieś w szafce ... Muszę przeczytać, co ja tam napisałam ... W rzeczywistości od dawna wiem, jakiego chcę spotkać mężczyznę i od dawna na niego czekam. Analizując sytuację zgodnie z zasadami Transerfingu, rozumiem że swoją niewiarą w to, że tacy mężczyźni istnieją, odrzucałam go na inne linie życia. Ważność ... Tak, ona również była zawyżona. Os34 tatnimi czasy zaczęłam się nawet łapać na myśli, że nie mam czasu dla nikogo, i nikt mi nie jest potrzebny. A teraz wyjechałam na urlop ... Wszyscy są tutaj w parach i coś znowu mnie ogarnęło. LOLIK: No właśnie, zrób z tej karteczki stateczek i puść go po wodzie - niech płynie za twoimi pragnieniami. TĘCZA: W moim wypadku ten proces zajął nieco ponad rok. Ale wówczas nie wiedziałam nic o pułapkach leżących jak skały pod wodą. I głupio wczepiałam się w to, co należało wypuścić. LOLIK: Przyszła mi do głowy książka "Szkarłatne żagle" Aleksandra Grina. Assol wierzyła w swoją bajkę bez jakichkolwiek wątpliwości... Wszystko zmierza ku lepszemu. ZOFIA: Teraz rozumiem, że swoim zamiarem odsuwam w czasie spełnienie zamówienia. Ale zbyt powoli działa to moje zwierciadło! LOLIK: Zofia, czy wydaje Ci się, że w małżeństwie ludzie już nie są samotni? Są różne postaci samotności. Najpierw uświa- dom sobie, czego konkretnie Ci brakuje, żeby oszczędzić sobie bólu związanego z latami przeżytymi bez celu u boku twojego księcia. Żaden człowiek nie wypełni Ci twojej samotności. Seks to seks ... , a miłość to miłość. Wszystko to jak przychodzi, tak i odchodzi. MERLIN: Potrzebne jest Ci przede wszystkim własne nastawienie do życia, dewiza, którą powinnaś powtarzać 50 razy dziennie, a nawet częściej. Nastawienie to powinno być pozytywne i wskazywać na to, do czego zmierzasz. Dewiza nie powinna brzmieć w czasie przeszłym, tylko w teraźniejszym. Pamiętaj: "Jestem najpiękniejsza i najbardziej pociągająca .. .". Tobie taka dewiza jest już niepotrzebna, potrzebujesz własnej. I to zadziała, bo Twoja choroba to chandra! To, na co nakierowana jest dewiza, powinno być w niej wypowiadane trzykrotnie. Oto przykład: "Z każdym dniem robię się (czas teraźniejszy) ładniejsza, ładniejsza i ładniejsza pod każdym względem". Celem tego działania jest wprowadzenie do podświadomości tego, do czego dążysz, by potem wychodziło to z Ciebie na świat samo i bez wysiłków, i stało się twoim drugim ja. Na koniec sposób z życia wzięty. W Niemczech pewna kobieta napisała o sobie do gazety matrymonialnej nie tak, jak robią to wszystkie kobiety, tylko całkiem inaczej. Oto jej anons: "Mająca swoje lata, brzydka, nie lubię gotować, piję, palę, przeklinam jak szewc ... itd." Otrzymała ponad dziesięć tysięcy listów z prośbą o rękę i serce. Dlaczego? Otóż postąpiła inaczej niż wszyscy, nie kłamała i mężczyznom się to spodobało. Pamiętaj to, o czym śpiewa grupa Via-Gra: "Nie ma nic gorszego niż bycie takim jak wszyscy". [grupa Via-Gra składa się wyłącznie z młodych, niezwykle atrakcyjnych kobiet - przyp. tłum.] Nie bądź taka jak wszystkie: sympatyczna, obwieszona złotem, z komórką na szyi. Zmyj z siebie makijaż, ubierz się w mniej wyszukany sposób, przejdź się (nie za późno) trasą, którą zazwyczaj nie spacerujesz (wszyscy codziennie chodzimy utartymi ścieżkami), zapytaj mężczyznę, jak dojść do biblioteki (tylko nie o trzeciej w nocy), wykaż wdzięk, szczere zainteresowanie rozmówcą, w ogóle bądź po prostu kobietą, a nie tropicielką w barwach bojowych, a pojawi się za tobą sznur mądrych, sympatycznych, przyjemnych, wesołych i nieżonatych mężczyzn. SlD: Zauważyłem w Twoich słowach pewność, że jesteś samotna, nieszczęśliwa i że na całej Ziemi nie ma dla Ciebie ukochanego. Jeśli jesteś o tym święcie przekonana, to oczywiście nie ma go dla Ciebie. Człowiek otrzymuje to, w co wierzy! Zacznij myśleć inaczej, a zobaczysz, jak życie zacznie się zmieniać. FOTl: Zofio, wydaje mi się, że zbyt skupiłaś się na sobie i swoich odczuciach. Takie grzebanie w swoim wnętrzu nie zawsze jest dobre. Oderwij się trochę, przenieś uwagę na świat zewnętrzny, a możliwe, że zauważysz to, czego wcześniej nie widziałaś albo człowieka, którego wcześniej nie dostrzegałaś ... Poszerzaj krąg zainteresowań, zajmij się tym, czym wcześniej się nie zajmowałaś, na przykład sportem. Świat zareaguje i zacznie się zmieniać. I mniej wnikaj w siebie. ZOFIA: Byłam mężatką przez długich piętnaście lat. Poza tym przez wiele lat byłam w związkach nieformalnych. A teraz, po przejściu tego wszystkiego, wiem dokładnie, jakich relacji nie chcę! Właśnie dlatego sama wpędzam się w swoją samotność, odtrącając tych mężczyzn, których spotykam teraz. Nie chcę więcej rozmieniać się na drobne. Pragnę znaleźć swoją "duchową drugą połowę", żeby w radości i smutku tworzyć nie komórkę społeczną z problemami, tylko swego rodzaju kółko zainteresowań. Przecież nie zrezygnuję ze swego życia, a poza tym najbardziej pociąga mnie w mężczyźnie umysł (to pierwsze, na co zawsze 35 zwracam uwagę). Nie pragnę miłości, która przychodzi i odchodzi! To wiem dokładnie! Nie chcę też uspokajać swojego ego, pragnę komfortu duchowego! Tak ... Jestem najpiękniejsza i najbardziej pociągająca! Podobam się sobie. Jednak w moim wyglądzie zewnętrznym jest jedno ALE i mężczyźni również mi o tym mówili. Obserwując mnie z boku i nie znając mnie, nie da się powiedzieć, że kogoś lub czegoś potrzebuję. Jakbym miała napisane na czole: .. Dziękuję, wszystko mam!". Są kobiety słabe, delikatne, nad którymi mężczyźni chcą się ulitować, których chcą bronić i czuć, że są silni. Niestety, ja jestem całkiem inna. l w rzeczywistości faktycznie mam wysokie poczucie własnej wartości (nie chcę, żeby wszyscy uważali mnie za nieszczęśliwą i samotną). Tak naprawdę jestem szczęśliwsza od innych, którzy zajęci są wyłącznie swoimi problemami. Odpowiada mi moje życie, czuję się w nim komfortowo, mam wiele zainteresowań, do tego stopnia, że brakuje mi czasu. Potrzebuję po prostu przyjaciela. Ale nie przekreślam swojego życia tylko dlatego, że go nie mam. Porównując swoje poprzednie związki z obecnym życiem, wybieram to drugie oraz równowagę duchową! W odróżnieniu od mojego poprzedniego życia znajduję w sobie coraz więcej dobrych rzeczy! Świat zewnętrzny ... Nie zasklepiam się! Chodzę na salę gimnastyczną! Zamierzam zapisać się na jogę, na razie szukam. W naszym miasteczku nie ma zbyt wiele takich możliwości. Usilnie poszukuję kręgu zainteresowań zgodnego z moimi obecnymi pasjami. LOTOS: Podobne nastroje w rzeczywistości wirtualnej to jedno, a realne życie to całkiem coś innego. To, jaki ktoś jest naprawdę, da się zrozumieć tylko poprzez rozmowę twarzą w twarz. Wydaje mi się, że masz mało zaufania do swojego świata i nie wierzysz, że on .. za rączkę przyprowadzi Cię" do tego Jedynego, do Twego różowego .. papierka życzeń", Już kilka razy pisałam tutaj, że najważniejsze to nie skupiać się na rzekomych problemach.Tych problemów nie ma! Jest tylko twoje niedowierzanie, że wszystko idzie tak, jak trzeba. Moim zdaniem Wład ma świetny amalgamat: "To, czego szukasz - szuka Ciebie ..... Moim zdaniem tak właśnie jest. Pieniądze nie są najważniejsze. ALE: niezamożny mężczyzna moim zdaniem nie może być mężczyzną z wielkiej litery (to znowu oczywiście moje zdanie). Owszem, materialny składnik wcale nie jest najmniej ważny. "Raj w szałasie" to cyrk na kółkach. Nie rozumiem dlaczego powinnam jeździć w dusznym autobusie, jeśli wygodniej jest we własnym samochodzie, mieszkać w mieszkaniu komunalnym, a nie we własnościowym (a jeszcze lepiej we własnym domu) itp.To normalne pragnienia! To podstawowe minimum! Jeśli mężczyzna nie może swojej kobiecie zapewnić takiego minimum, to (znowu moim zdaniem) nic dobrego z takiego związku nie wyniknie. Jeśli oczywiście kobieta choć trochę się ceni. BAGIRA: Jeden raz ścierpiałam, ale teraz muszę się wypowiedzieć! Jakim świetnym sznurkiem i środkiem do manipulacji kobietą są dla mężczyzny pieniądze! Pewność i oparcie? Najgorsze z uzależnień to materializm! Zofio: większość spełnionych mężczyzn woli właśnie takie kobiety, którym należy zapewnić byt materialny. Niejako kupują sobie zabawkę. A dookoła silnych kobiet, tych, które coś osiągnęły w swoim życiu, wiją się zazwyczaj infantylni, słabi mężczyźni, którzy nie mają nic przeciwko temu, żeby samemu jeszcze skorzystać. Jestem za związkiem silnych osobowości, które osiągnęły coś w życiu. Mnie nie trzeba zapewniać bytu! Zawsze zapracuję na swoje minimum, na którym będę żyć, albo spróbuję zmniejszyć swoje potrzeby. Dla mnie po prostu symbol zamożności materialnej mężczyzny równy jest jego samorealizacji w tym życiu. Mężczyzna w średnim wieku powinien mieć nie tylko pracę, dzięki której wegetuje, a jeszcze jakiś stabilny poziom życia. Od kobiety zależy wiele, ale nie jest ona w stanie zmienić czterdziestoletniego mężczyzny. Jeśli on do czterdziestki niczego nie osiągnął i nie spełnił się, to nawet w rajskich warunkach nie wykorzysta szansy. Takie jest moje zdanie ... ARNIKA: Zofia, zrozum, że jesteś odpowiedzialna za wszystko, co dzieje się w Twoim życiu, Również ludzie znajdujący się wokół Ciebie - to twoja "zasługa". ZOFIA: Teoretycznie rozumiem ... Zwierciadło! A praktycznie ostatnimi czasy sama wpędzam się w samotność. Nic się nie odbija!!! Nic! Z jakiegoś powodu najczęściej na mojej drodze spotykałam infantylnych mężczyzn. Ale ja przecież też jestem silna tylko dlatego, że niekiedy nie miałam na kim się wesprzeć. Nie usiłuję przytłaczać ludzi. Łatwiej mi odejść, niż zmieniać kogoś albo z nim walczyć. Zawsze wolę kiepski pokój niż dobrą wojnę. Nie rozumiem, jaką rolę odgrywa tu zwierciadło. Jedyne co mogę przypuszczać, to to, że nie cierpię takich mężczyzn i dlatego ich otrzymuję ... LOLIK: Powiem jeszcze raz ... Zamówienie złożone, obraz pragnień zarysowany, miej cierpliwość i pokorę ... i przebieraj nogami na spotkanie bajki, której scenariusz piszesz tylko Ty. Bez nadmiernego potencjału, który po prostu odrzuca, nawet choćbyś była po trzykroć piękna. Wygrzeb się natychmiast ze swoich myśli o tym, że nie jesteś kochana. Wszystko jest inaczej niż Ci się wydaje. Nie szukaj miłości poza sobą, tylko znajdź ją w sobie, a tego też trzeba się nauczyć, bo nie jest to proste, jak mogłoby się wydawać - przebudzić miłość do siebie. Dlatego tak długo uciekałaś przed sobą do innych w poszukiwaniu kompensacji 36 miłości do siebie. NADZORCA: Do tego, co tak dobrze zostało powiedziane przez śniących, mogę dodać tylko jedno konkretne działanie. Aby spotkać swoją drugą połówkę należy systematycznie przeglądać slajd, w którym wyobrażasz sobie swoje życie z pewną abstrakcyjną osobą - Twoim ideałem. W pewnym momencie otworzą się drzwi i stanie w nich On (Ona). Potem wszystko zależy od Ciebie. Przez drzwi należy przejść, wykonać pierwszy krok, odrzuciwszy pyszałkowatą dumę i wszelkie uprzedzenia. Krok ten należy wykonać w sposób prosty i szczery bez krygowania się i maskarady. Bezpośredniość zawsze popłaca. Poza tym zawsze pozostawaj sobą i w żadnym razie nie zmieniaj się, żyj w zgodzie ze swoim credo. Wówczas w dualnym zwierciadle nie będą pojawiać się żadne przykre wypaczenia. Jesteś Sprawcą swojej rzeczywistości i nie masz się czego wstydzić czy obawiać. Pamiętaj: nie jesteś sama, moc jest z Tobą, a Twój świat troszczy się o Ciebie. Bajka o samotności. UMYSŁ.: Opowiedz mi jakąś bajkę. Przecież tak wiele ich znasz. DUSZA: Dobrze, więc słuchaj: Czerwony Kapturek szedł przez las, machając koszykiem i kopiąc muchomory. Na szyi dyndał mu odtwarzacz MP3, a w słuchawkach huczał Rammstein, ale on nie słyszał, tylko wykrzykiwał swoją piosenkę: A-a, wilki złe i głodne, A-a, lasy ciemne i chłodne, A-a, gdzie ty wilku się ukrywasz, A-a, złapię, łapy powyrywam, A-a, ja łajdaku cię zabiję, A-a, wychodź szybko pokaż ryja. Czerwony kapturek najwidoczniej nie czuł się najlepiej. Dziewczynka naczytała się bajek, których treść doprowadziła ją do niezadowolenia, a raczej do wściekłości. - Gdzie jesteś, wyliniały szakalu?! To ja! Kapturek! - krzyczała na cały las. - Idę do ciebie, synu kozy i psa! Zemszczę się za wszystkie zjedzone babcie, za wszystkie owieczki, zajączki i prosiaczki!. Kapturek szukał wilka. Wszyscy mieszkańcy lasu ze strachu się pochowali. Zając, znajdujący się na ścieżce, nie był w stanie nawet drgnąć i kapturek potknął się o niego. - A, to ty, szaraku! - kapturek chwycił go za uszy i zaczął potrząsać. -Mów, gdzie jest wilk! -Nie wiem - wymamrotał zając, szczękając zębami.Tchórzliwa gnido! Nie jesteś w stanie się obronić! Chwyciłbyś za ogon tę wywłokę i walnął łbem o drzewo, żeby mózg wyleciał! Dobra, spadaj! dziewczynka rzuciła zająca i poszła dalej. Po drodze wpadła na lisa: - Dzień dobry, Kapturku, jak się czujesz? Czy nie przebiegał tędy taki biały z dużymi uszami?". - Czego tu szukasz, kurka wodna! - złośliwie krzyknął kapturek, usiłując chwycić lisa za ogon. Lis ledwo się wywinął i rzucił się do ucieczki. - Wszystkim wam pourywam ogony i powybijam zęby, mięsożerne gnidy! Cały las postawię na nogi - groził Czerwony Kapturek. Nagle na spotkanie dziewczynce wyszedł niedźwiedź: - Kapturku, dlaczego tak hałasujesz? Może Ci w czymś pomóc? Może poniosę Twój koszyk? - A, ty też tu jesteś, krzywonogi przybłędo! Dam ci koszyczek, a ty mi wszystko zeżresz, tak? Kapturek z całej siły zasunął niedźwiedziowi kopa, ten zawył i osunął się na ziemię. - Gdzie jesteś, złowieszcza bestio?! - Kapturek był wściekły, bo w żaden sposób nie mógł odnaleźć wilka. - Wychodź, suczy flaku! Zagryzę cię! - zawrzeszczał na cały las Kapturek i ze złością rzucił koszyk ku wierzchołkom drzew. Posypały się bułeczki, szyszki i wiewiórki, tracąc ze strachu przytomność. Wilk słyszał zbliżającego się Kapturka i drżał ze strachu. - Ale chce mi się sikać! - Wilk w panice przebierał łapami i gorączkowo myślał, gdzie by się tu ukryć. - O, tutaj, pod choinką, posiedzę sobie cichutko ... i nikt mnie nie zauważy ... choinka jest gęsta ... gałązki mnie ukryją, szyszki, igły ... cicho, cicho ... O kurcze! - telefon komórkowy Wilka zabrzmiał głośno dziarską lambadą· Kapturek ujrzawszy swego wroga, wydał zwycięski okrzyk, od którego najokrutniejszego wodza Komanczów przebiegłby dreszcz po plecach. - Kapturku! Jakie miłe spotkanie ... - wybełkotał wystraszony na śmierć Wilk, kładąc się na plecach. - Czy znalazłabyś dla mnie bułeczkę z kapustą? - Mam cię, pożeraczu babć! Zaraz dostaniesz ode mnie bułeczkę! - Kapturek dosiadł Wilka i zaczął go dusić. - Kapturku, to jakieś nieporozumienie! - Wilkowi zaschło w gardle i wystawił język. - Nie zjadłem babci! To nie byłem ja! To był zły i straszny szary wilk, a ja jestem porządnym obywatelem, chodzę do kościoła i płacę wszystkie podatki! Co więcej, jestem głęboko przekonany, że nie należy jeść babć, ponieważ jest to szkodliwe dla zdrowia! - Uduszę cię, suczy flaku! - miękko wyrokował Kapturek, szczerząc się i ściskając wilczą szyje ze wszystkich sił. Wilk bezradnie majtał w powietrzu łapami i zawodził: - Kapturku, jestem starym, chorym człowiekiem! Przecież uczono Cię w szkole, że starszych trzeba szanować! 37 - Ok, nie uduszę cię, tylko powieszę! Z należną czcią! - zaryczał wściekły Kapturek i zaczął rozplątywać przyniesiony sznur. W tym momencie zza drzew wyszła babcia, cała obwieszona wnykami na wilki. - Babcia! ucieszył się Kapturek - Wnyki nie będą potrzebne, ja już złapałam tego gada! - Wnuczko, co ty wyprawiasz?! - ze zdziwieniem odrzekła babcia. - Natychmiast wypuść Pana Wilka! Trzeba nadmienić, że babcia była członkiem Towarzystwa Ochrony Zwierząt. - Ale to przecież zły, krwiożerczy drapieżnik! - oburzył się Kapturek. - W takim razie po co ci wnyki? - Myśliwi, niegodziwcy, zastawili, a ja chodzę i zbieram - odrzekła babcia. W sumie, na szczęście dla Wilka, wszystko zakończyło się szczęśliwie. Babcia wyjaśniła kapturkowi, że w życiu jest inaczej niż w bajkach. Opowiedziała o tym, jak przez nadejście cywilizacji cierpią biedne zwierzęta i ptaki. Kapturek zawstydził się i nawet złożył Wilkowi swoje przeprosiny. Następnie wszyscy razem udali się do willi babci na skraju lasu, usiedli tam przy stole i pili herbatę z bułeczkami. Wilk okazał się interesującym rozmówcą i godnym szacunku dżentelmenem. W rezultacie wraz z kapturkiem często spacerował i z zapałem rozważał różne ważne kwestie życiowe. A wieczorami, w deszczową pogodę, siadali przy kominku, babcia muzykowała przy fortepianie, Wilk śpiewał, a kapturek deklamował wiersze. I żyli w przyjaźni i radości. Na tym kończy się bajka. UMYSŁ.: Dziękuję, wzruszyłaś mnie. A teraz obejrzyjmy marzenie senne. MAXIDRIVE: Miałem ciężkie życie od samego dzieciństwa: poród - cesarka, potem zapalenie płuc itp. Kiedy zacząłem dorastać i coś niecoś rozumieć, za moje wychowanie wziął się ojciec. Kiedy tylko coś zrobiłem, na przykład włączyłem magnetofon albo kasety, płyty ojca poprzestawiałem, od razu w ruch szedł pas i ręce ojca ... Potem było jeszcze gorzej, kiedy zacząłem chodzić do szkoły i się uczyć. Byłem bity codziennie. Źle rozwiązałem zadanie - dostawałem porządny cios w potylicę, poszedłem na wagary - mama i tata bili, czym się dało, na przykład wężem od odkurzacza (na moje nieszczęście był stalowy). Albo mama, kiedy przychodziła, kopała mnie na podłodze butami - pozostawały mi od tego rany i siniaki... Potem wyrosłem, jakoś przeżyłem dzieciństwo i całą resztę .. , ale po jakimś czasie okazało się, że nie umiem i nie chcę rozmawiać z ludźmi, po prostu wstydzę się. Przyjaciół i przyjaciółek w ogóle nie miałem, z dorosłymi również nie wiem o czym rozmawiać, siedzę zawsze cicho i spokojnie ... I nagle zaczęły się nowości w życiu, czyli miłość. Nie wiem nawet, ile razy byłem odrzucany przez dziewczyny, ale na pewno ponad dziesięć razy, i zaczęło mnie to denerwować, po czym całkiem zamknąłem się w sobie, polubiłem komputer i gry. Po dwóch latach odkryłem zasadniczo nowe życie: zakochałem się w muzyce elektronicznej i zostałem Dj-ejem, zacząłem pracować w klubie i myślałem, że wszystko się ułoży, że będę miał fajne dziewczyny i nowych przyjaciół... Ale wszystko okazało się jeszcze gorsze. Próbowałem jeszcze pokochać dziewczynę, ale wszystko ograniczało się do pocałunków. Nie doszło do żadnego zbliżenia, po prostu się wstydziłem ... i bałem nowości... Zresztą dziewczyny, które niby mnie kochały, kochały nie mnie, tylko moją muzykę, pracę. Nie potrzebuję takiej miłości. I oto pół roku temu poznałem w internecie dziewczynę. Ma 16 lat, jest bardzo dobra i ładna, i zakochała się we mnie nie jako w Dj-u, tylko jako w chłopaku. W trakcie rozmów w sieci poznawaliśmy się nawzajem ... Ja mieszkałem w Tuapse, na południu Rosji, a ona w Mińsku, i kiedy wybrałem się do Mińska i przyjechałem - byliśmy szczęśliwi i dosłownie od pierwszych dni rozumieliśmy się nawzajem. Myślałem, że to prawdziwa miłość ze wzajemnością, poczułem, że ktoś mnie kocha i że ja kocham, a ona mi powiedziała, że to koniec ... , że nie warto się więcej spotykać i nawet tego nie uzasadniła. Zacząłem już myśleć o samobójstwie, chociaż myśl o tym, żeby zaszkodzić wszystkim, zabijając siebie, nawiedzała mnie od dawna. Zdarzało się, że płakałem po nocach i chciałem się zabić, i w zasadzie nawet próbowałem, tnąc sobie rękę, ale nie z tej strony, gdzie dobrze widać żyły, tylko z drugiej, i mam tam trzy małe i jedną głęboką bliznę ... Znudziło mi się życie ... Nie mam po co żyć ... Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie słyszy - tylko muzyka i praca jakoś pomagają mi uciec od smutku i zmęczenia ... Pomóżcie mi być choć odrobinę szczęśliwym ... JEVGENIA: Chłopcze, nawet nie wiesz, jakie miałeś szczęście! Urodziłeś się w czasach, kiedy mamy największe możliwości zdobywania rozmaitych doświadczeń, nie załamałeś się w dzieciństwie, znalazłeś zajęcie, które ci odpowiada, i to nie jedno, życie ci pokazało, czym jest miłość i że Ciebie też można kochać! Pokochaj po prostu siebie sam, bo to doświadczenie jest Ci przede wszystkim potrzebne. Przecież przeżyłeś miłość, może nie długą, po prostu nie jesteś jeszcze gotów na stały związek. Wszystko jeszcze przed tobą, czytaj Transerfing, jeśli jeszcze nie przeczytałeś. Poszukaj na forum, tutaj niejednokrotnie podnoszono podobne kwestie. Bądź wdzięczny Życiu za każdy poranek, ciesz się wszystkim co Cię cieszy, każdą drobnostką! Nawet nie zauważysz, jak ludzie zaczną lgnąć do Ciebie. Przestań cierpieć i użalać się nad sobą, bo wiele ci dano! Doceń to! Dopóki nie zaczniesz cenić życia, wciąż będą Ci pokazywać, że może być jeszcze gorzej. Moja przyjaciółka, kiedy robiło jej się źle, zawsze mawiała: "Boże, jest mi tak źle, ale przecież są ludzie, którym jest o wiele gorzej! Pomóż im, Boże!" I robiło jej się lżej. Kys: 38 Wyrządzano ci krzywdę, a Ty myślałeś o tym, by odpłacić im tym samym. Przepychanki w stylu "sam jesteś głupi"? Co owym "im" udowodnisz? Mogę wyobrazić sobie "ich" komentarz: "Od razu widać, że to był człowiek nic nie wart, nie miał siły ducha ani charakteru .. .". A przecież można postąpić inaczej ... , można kichać na wszystko zgodnie z Transerfingiem i spokojnie szukać albo oczyszczać swoje osobiste szczęście. Można też przy okazji udowodnić "im", że jeszcze będzie się Tobą zachwycał cały świat! Kogo kochasz (nie mam na myśli pociągu seksualnego) po prostu jako człowieka? (to twoje słowa z pretensji wobec innych). .. Mogę po prostu doradzić, byś na początek zaczął od czegoś niewielkiego. Przygarnij bezdomne zwierzę, daj mu dach nad głową i chleb ... , a pojawi się w twoim domu miłość. Zwierzak będzie Cię kochać po prostu za to, że jesteś. A potem już będzie z górki. .. Pojawi się ciepło, pokój i miłość ... LENCZYK: Owszem, brakuje Ci miłości. Ale szukasz jej poza sobą ... Znajdź ją w sobie. Wierzę, że nie było jej w Twoim życiu, ale to Twoje życie i tylko Ty jesteś jego panem. Pragniesz miłości... A co to jest? Jaka jest Twoja wersja? Pokochaj siebie takiego, jakim jesteś. Jest to punkt wyjścia, początek drogi do pojawienia się miłości w Twoim życiu. Tylko z własnego doświadczenia będziesz w stanie zrozumieć, zobaczyć, jak wygląda miłość do Ciebie. A potem zaczniesz szukać. Ale póki co Ty nawet nie wiesz, czego chcesz. LOLlK: Macie rację: kochaj siebie! A jeśli on nigdy nie wiedział, jak to się robi i do czego tę miłość do siebie przyrównać, jak ją wywołać, stworzyć ów obraz uczucia miłości do siebie? Moim zdaniem na początek trzeba wykrzyczeć, wypowiedzieć wszystko, co boli ... A jeśli się uda, to nawet wypłakać się - najlepiej zrobić to na łonie przyrody ... Wyzwolić wszystkie wewnętrzne zahamowania ... Urządź coś w rodzaju tańca papuasów z wibracjami ciała. Natańcz się do woli, poczuj zmęczenie, jeśli jest w pobliżu woda, to zanurz się, aby potem wyciągnąć się bezmyślnie na trawie, napełniając się nową energią. Wybacz wszystkim, którzy wyrządzili Ci krzywdę, wyzwól się od poczucia krzywdy i pretensji do życia. Weź na siebie odpowiedzialność i śmiało idź przez życie, jesteś już inny! A miłość przyjdzie do Ciebie, kiedy zaczniesz poznawać siebie z ciekawością dziecka! Ponieważ to, co się z Tobą dzieje, to jeszcze nie Ty; a tylko przyklejona łupina, która przeszkadza ci i boli jak drzazga. BULDOŻER: Znajdź człowieka podobnego do Ciebie (zapewniam, że nie jesteś jedynym nieszczęśliwym człowiekiem) i pomóż mu. Jakkolwiek: radą, jak należy żyć, pieniędzmi (jak rozumiem, nie stanowi to dla Ciebie problemu). Nie jest najistotniejsze jak, a najważniejsze, byś spróbował pomóc, nawet jeśli nie pomożesz, to daj nadzieję, radość. Altruizm przynosi szczęście! LOTOS: Spoglądając w przeszłość, wiem dokładnie, że wszystko zmierzało ku lepszemu. I wszelkie (nawet, jak się wówczas zdawało, "czarne") zdarzenia wiodą tam, dokąd trzeba. Wszystko zmierza ku lepszemu! Chcę wierzyć, że autor tego listu również to zrozumie ... ALFA: Widzę Twoje życie jak coś złożonego z dwóch części. Na początku - bardzo trudny okres dzieciństwa i dojrzewania, w którym sytuacje bez wyjścia doprowadzały Cię do skrajności. Jednak energia życia jest bardzo silna, mimo następujących od czasu do czasu okresów zniechęcenia. Ale ta pierwsza część odchodzi w przeszłość, a wielka energia zaczyna już wypychać Cię na inne linie życia, na których czeka cię coś innego. Możesz uznać swój los za unikalny, ale nieco później zobaczysz, że to, co działo się z tobą wcześniej, czeka Cię również w przyszłości - to dwa różne życia, chociaż w jednym ciele ... Przygotuj się z nadzieją na to, że będą w Tobie bardzo szybko zachodziły zmiany, ale tylko na lepsze (wszystkiego co najgorsze już doznałeś). Transerfing wskaże ci najkrótszą drogę. Twój potencjał przejścia jest na tyle wielki, że bardzo łatwo będziesz w stanie je uskutecznić. Człowiek ma bardzo wiele możliwości (niejako przyborów) i wcale nie trzeba ich szukać "za górami i za lasami": to, co zadziwiające, jest tuż obok! Co wieczór zasypiając, nie wracamy już do poprzedniego siebie, budząc się rano. Niejako rodzimy się od nowa, otrzymujemy nowe możliwości. Odejście w sen podobne jest do małej śmierci w ramach bieżącego wcielenia, jest to szansa na skorygowanie drogi życiowej, dana nam z łaski Stwórcy. We śnie dusza może przeprogramować się, wgrać program na określony czas, robi to, kiedy tylko powstaje konieczność dokonania jakichś zmian w życiu. Zresztą zachodzi to bez udziału świadomości każdej nocy energia zamiaru wynosi nas na odpowiednie linie życia ... Pewnego razu, kiedy w końcu zdecydujesz się wypuścić w przeszłość wszystkie swoje niepowodzenia, wybacz wszystkim (imiennie), którzy świadomie lub nieświadomie wyrządzili Ci krzywdę, szczerze podziękuj losowi za każdy dzień pod słońcem i wypuść w pokoju swoją przeszłość ... Weź prysznic, zmień pościel i spokojnie zaśnij w objęciach przeczucia przyszłego, szczęśliwego życia, w którym ziszczą się wszystkie twoje pragnienia i zamiary. Twój "punkt zborny" [pojęcie z teorii Carlosa 39 Castanedy - przyp. tłum.] zmieni położenie i wszystko cudownie się zmieni. A to, że teraz zetknąłeś się z Transerfingiem, stanowi bezpośrednią wskazówkę, że poruszasz się właściwym kursem, który pomoże ci osiągnąć to, czego pragniesz ... Masz przed sobą zmiany na lepsze! Powodzenia! LARA ZEINAB: Maxidrive, radzę ci posłuchać słów Alfy. A co do samobójstwa, to mocno uchwyć się życia, ulubionego zajęcia, przyjaciół, których masz. Ciężko, kiedy nie ma nic oprócz pustki w sercu i dławiącego poczucia tęsknoty za tym, co było. Rozumiem Cię, sama nieraz chciałam się do tego posunąć i do teraz jest mi niedobrze, kiedy spoglądam w dół z balkonu. Najgorsze jest to, że Ty, miły Maxidrive, możesz po próbie samobójczej zostać inwalidą. Nie przechodź na złe linie życia, nie wracaj w przeszłość, przecież Twoje pragnienie zabicia siebie jest tym, do czego przyzwyczaiłeś się przez długie lata dzieciństwa i okresu dojrzewania. Twoi rodzice z wolna zabijali Cię. I oto teraz postanowiłeś przejąć pałeczkę w swoje ręce i kontynuować sztafetę?! Przeszłam ośmioletnią drogę i w końcu dotarłam do Transerfingu! Nie trzeba się zmieniać, nie trzeba męczyć się długimi technikami ćwiczeniami, wszystko jest łatwe i proste. Wykorzystuj Transerfing do osiągnięcia swojego celu - miłości (stałego związku ... sam zdecyduj, w jakim celu: dla rodziny, dzieci, seksu). CYTAT: Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie słyszy - tylko muzyka i praca jakoś pomagają mi uciec od smutku i zmęczenia ... Pomóżcie mi być choć odrobinę szczęśliwym .. ." Miłość to ty. Ty, ze swoimi zahamowaniami, negatywną przeszłością itd., jesteś miłością, Człowiek stworzony jest przez miłość (jeśli nie rodziców, to na pewno Boga). To, co stworzono przez miłość, nie może być złe. To znaczy, że w swej istocie jesteś idealny. Jesteś, jaki jesteś. Przyjmij siebie takim i zaczną do Ciebie lgnąć dziewczyny. Przecież miłość to umiejętność przyjmowania. Aha, i nie czyń miłości dziewczyny do Ciebie kamieniem węgielnym swojego życia! Jak widzę, jesteś nawet trochę rozpieszczony przez życie. Masz ulubione zajęcie i jesteś w nim dobry!!! Dlatego zazdroszczę Ci. Szczerze. A czym jest szczęście,Twoim zdaniem? Co uczyni Cię dzisiaj szczęśliwym? Wypad do kina? Mecz piłkarski? Nowy aranż utworu? Szczęście to krótkie mgnienia. Możesz wybrać wszystko, czego dusza zapragnie. Właśnie - dusza, nie umysł! Odpowiedz sobie na pytanie, czym dla Ciebie osobiście jest szczęście. Każdy ma w tej kwestii swoje zdanie, dlatego też jeden człowiek uważa drugiego za nieszczęśliwego, podczas kiedy ten wariuje ze szczęścia. Urzeczywistnij swoje szczęście sam. Jesteś Twórcą. Poza tym, aby uwolnić się od ładunku przeszłości, spróbuj napisać opowiadanie (tekst, bajkę) przykładowo takie, jak w temacie "moje opowiadanie" ... Bajka o samotnej Samotności. W pewnym zadymionym mieście żyła sobie Samotność. Miała wiele lat i jednocześnie była młoda. Miała zapach i nie miała go. Miała kolor i jednocześnie była bezbarwna, była samotna, a jednocześnie nie była sama. Jednym słowem - dziwaczka. Ściślej rzecz ujmując, raczej cudaczka. Szła pewnego razu Samotność po mieście bez powodu, ot tak sobie, i ujrzała w ogromnej kałuży swoje odbicie. Odbicie uśmiechnęło się, chociaż na twarzy Samotności widniała pochmurna mina, a w samym środku tej miny - tłusta mucha. Oczywiście rozumiemy, dlaczego odbicie Samotności się uśmiechało: chodziło o tę muchę. Jedynie naszej bohaterce - Samotności - nie było do śmiechu. Samotność obraziła się na swoje własne odbicie w kałuży i postanowiła nauczyć je rozumu. Samotność podniosła z ziemi ogromny kamień i rzuciła w kałużę. Nie trafiła. Ależ pośmiewisko! Odbicie Samotności teraz już nie uśmiechało się, tylko śmiało się, i to głośno. Sama Samotność nigdy nie pozwalała sobie na głośny śmiech, ona nawet płakała po cichu, a tu jakieś odbicie rży jak kobyła. "A masz!" - krzyknęła samotność na całe gardło i rzuciła w odbicie jeszcze jeden kamień, co prawda mniejszy, ale rzecz nie w wielkości, tylko w tym, żeby trafić do celu - we własne odbicie w kałuży. Chybiła. Co za nieszczęście. Dla Samotności. A dla jej odbicia - radość. Odbicie znowu się zaśmiało tak głośno, że Samotność pomyślała: "Ciekawe, jak wygląda Radość? Chciałabym ją chociaż raz ujrzeć". I nagle Radość stanęła przed Samotnością w całej swej okazałości. Radość wyciągnęła do Samotności lewą rękę i cicho, ledwie słyszalnie powiedziała: - Ściśnij moją dłoń tak mocno - mocno, żeby nas nikt nigdy nie mógł rozdzielić. Nie porzucę Cię, dopóki ktoś nie przetnie naszych rąk swoją ręką. - Samotność uczyniła tak, jak prosiła Radość, i zapomniała o swoim odbiciu. Tylko że odbicie nie zapomniało o Samotności. Samotność odwiedziła wraz z Radością różne kraje, przepłynęła wszystkie istniejące w rzeczywistości i poza jej granicami oceany, latała nocami, dosłownie jak Małgorzata z Bułchakowa, tylko nie w moździerzu czy na miotle, lecz w o wiele wygodniejszych warunkach - na przykład w bardzo szybkim samolocie - i nawet poznała panią Miłość. Ale z tą damą naszej Samotności jakoś się nie układało i rozstały się, pozostając dobrymi koleżankami, znajomymi, ale nie przyjaciółkami. 40 Mijały lata, uchodziły dni, minuta podążała za minutą, aby godzina zakończyła swój szybkobieżny marsz, zakochane w sobie sekundy w żaden sposób nie mogły spotkać się ze sobą, ponieważ minuty miały swoje wymagania i pewnego razu Samotność powróciła do swego rodzinnego miasta. Zdarzyło się w jej życiu nieszczęście. Umarło odbicie. Właśnie to odbicie, którego autor nawet nie zaszczycił wielką literą, o którym sama Samotność zapomniała na długie lata i które kochało Samotność bardziej niż ona je. Takie właśnie było odbicie. Oddajmy mu cześć. Ale nie minutą ciszy, tylko tą bajką. Niech żyje odbicie każdej Samotności na Ziemi, albowiem bez odbicia każda Samotność staje się Niczym. A po Niczym następuje spadek jeszcze o jeden stopień i Nic zamienia się w Nicość. Smutna dola, nie ma co mówić, ale nasza Samotność była niezwykła i dlatego znalazła się w naszej kronice, którą Autor pisze, nerwowo uderzając palcami w klawiaturę. Och, jeśliby nie ta niezwykłość naszej Samotności, nie wiedziałbyś ani Ty, mój drogi i uparty Czytelniku (przecież jeśli do tej pory czytasz te bzdury, to znaczy, że jesteś uparty jak osioł), ani ja, Autor z zaburzoną świadomością i poruszoną twarzą, o dziwnej przemianie, która zdarza się, kiedy człowiek albo istota traci część samego siebie. Gdzie sens? Gdzie główna część? Jak się dowiedzieć? Jak odkryć tajemnicę istnienia? Czy to wiersz? A może brednie? Chyba to drugie. Dobrze, że Autor jest niewierzący, bo musiałby się przeżegnać. Tymczasem Samotność w chwili śmierci swojego odbicia uznała, że to wiersz. I zapisała dosłownie tonę papieru swoimi gryzmołami, kulfonami i zygzakami w napadzie wierszoklectwa. Cóż się działo! I któż mógłby na to patrzeć! Och, jeśli ktoś by to zobaczył, to umarłby. Z zachwytu. Do Autora dotarła, dzięki Bogu, tylko tysięczna część owego zachwytu i dlatego pomyślnie żyje po dziś dzień (04.05.2005). Z kolei sama Samotność, w wyniku osamotnienia (przecież od chwili śmierci swojego odbicia nazywała się ona samotną Samotnością) niemal zwariowała. I do tego jeszcze Zachwyt przyszedł do niej w gości. Wówczas się zaczęło ... Wrzawa? Gorzej: pijaństwo, mordobicie, napady wierszoklectwa i znowu pijaństwo, mordobicie, potem znów wspólne napady wierszoklectwa. Mnie tam, dzięki Bogu, nie było, ale wiem o tym wszystkim od pewnych (właśnie "od", a nie "z") źródeł. Od Radości. Do tego czasu zdążyła ona już dołączyć do swego imienia tytuł Pani i nazywała się Panią Wszechświatową Radością. Po co jej nazwisko? Zresztą - to nie moja sprawa, jestem tylko Autorem kroniki. Radość zdążyła już u Samotności zejść nie tyle na drugi, ile na sto drugi plan. Pierwsze sto jeden miejsc zajmował Zachwyt. Nazwałbym go Powolnym Zachwytem, ale Samotność mi zabroniła. - Pisać takie brednie, i to jeszcze nie w jakimś tam artykuliku w gazetce, tylko w kronice? Czyś ty oszalał? wrzeszczała Samotność podczas naszego ostatniego spotkania. - Czyż ona nie ma manii wielkości? Powiedz, a jeszcze lepiej napisz. Pewnego razu spotkali się: Zachwyt, Pani Wszechświatowa Radość, Wasz przyjaciel Autor i samotna Samotność, która do tego czasu została Najsamotniejszą Samotnością w Świecie. W efekcie zaczęli się bić. Po dziś dzień nie znaleźli wspólnego języka, chociaż był jeden interesujący wypadek, kiedy mimo wszystko starali się go znaleźć. Lato, słońce, piasek (ostatnie słowo po prostu samo rzuciło się na papier), chociaż powinno być "willa" i nasza czwórka. Rozkoszny obrazek. Zachwyt wściekły przez to, że zaczął padać deszcz, Pani Wszechświatowa Radość w histerii równoznacznej z historią. Samotna Samotność w napadzie wierszoklectwa, a autora, tudzież mnie, morzył sen. I stało się tak, że podczas negocjacji pokojowych w willi we wrześniu 2003 roku tak naprawdę spotkali się nie Zachwyt, Pani Wszechświatowa Radość, samotna Samotność i ja, tylko wściekłość, jakaś historia, napad i sen. Przez wściekłość rozdmuchała się historia, potem zdarzył się napad i wpadłem w rozkoszny sen. Jak w mogiłę, wrogowi bym nie życzył. Po tym niezręcznym wypadku spotykałem nieraz Panią Miłość, która poprosiła mnie o pominięcie wszystkich jej tytułów i zastosowała w życiu tylko jedno zdanie: "Komu dano życie, ten będzie żyć na przekór wszystkiemu!". I oto żyję po dziś dzień. A już dawno powinienem kopnąć w kalendarz, tylko że nie posiadam kalendarza. Po prostu nie lubię kalendarzy! Nie da się policzyć, ile minęło lat, kiedy pewnego razu samotna Samotność dowiedziała się od pewnej wróżki o imieniu Sofa, że istnieje dziwny środek, mogący ożywić odbicie. Potrzebny był jednak pewien komponent o nazwie "Dusza". Trzy dni i trzy noce myślał Zachwyt i Najsamotniejsza Samotność w Świecie, czym jest Dusza i z czym się ją je. Na szczęście niedaleko przelatywała wracająca z podróży po światach zewnętrznych Pani Wszechświatowa Radość. To ona podpowiedziała durniom, że Duszy się nie je, tylko się nią rozkoszuje. I znowu minęły trzy dni i trzy noce, a Zachwyt i Najsamotniejsza Samotność nie mieli gotowej odpowiedzi dla wróżki Sofy. Nie wiedzieli, czym jest Dusza i gdzie należy jej szukać. Sama Sofa też tego nie wiedziała i dlatego właśnie żądała odpowiedzi od samotnej Samotności. Po siedmiu dniach i siedmiu nocach samotna Samotność powinna była udzielić Sofie odpowiedzi, albowiem w starożytnym traktacie czarno na białym napisane było: "Kto nie zdoła pokonać siedmiu ptaków czarnych i siedmiu ptaków białych, tego Dusza umrze w męczarniach". Och, jakże się bała nasza Samotność. Nie wiedziała, czym jest Dusza, a była ona Samotności bardzo potrzebna, żeby ożywić własne odbicie i przestać być Najsamotniejszą Samotnością na świecie i znowu stać się po prostu Samotnością. A tutaj jeszcze dodatkowo w starożytnym traktacie było napisane, że jeśli ona - Samotność - w ciągu siedmiu dni nie odgadnie, czym jest Dusza, to Dusza umrze bezpowrotnie i nie da się jej ożywić. Wróżka Sofa co do ostatniego uprzedzała i prosiła, by wykazać ostrożność, a odpowiedzi udzielić mocnej i niezwykle dokładnej. Wlokła się Samotność przez miasto w tę ostatnią noc. Księżyc ukryty był za obłokami, jak za puchową pierzyną, i widział najsłodsze z możliwych sny, a Samotności było ciężko i szaro na duszy. Tak mi źle. Nigdy nie było mi tak źle - pomyślała Najsamotniejsza Samotność w Świecie i nagle przyszło jej do głowy 41 olśnienie. Ciekawe, co mnie teraz boli? - pomyślała Najsamotniejsza Samotność w Świecie i pobrnęła przez ulice miasta. Zatrzymała się obok tej samej kałuży, w której po raz pierwszy ujrzała swoje odbicie. Rzecz dziwna, ale minęło dziesięć albo dwanaście lat (ile dokładnie - Samotność nie pamięta), a kałuża jak była na swoim miejscu, tak i pozostała. Czekałem na Ciebie - wynurzyło się znikąd odbicie. Aby mnie ożywić, trzeba było obudzić Duszę, uszczypnąć ją tak, żeby zabolała. - Dobrze odgadłaś - to Dusza Cię bolała, a nie kawałek ciała, jak to bywało zazwyczaj. A przecież to ja jestem Twoją Duszą. Witaj moja ukochana S ... Lepiej tak będę Cię nazywać, bo nie podoba mi się Twoje imię - "Samotność". A inni niech nazywają Cię jak chcą. Bardzo Cię kocham i wiedziałem, że kiedyś zatęsknisz i przyjdziesz tu, gdzie zaczęła się nasza znajomość. Nie starczyło obudzić Duszę, trzeba było wrócić do źródeł i wykąpać Duszę w mętnych wodach pamięci. Wówczas zatrze się to, co złe, wróci dobre i pozostanie tylko najlepsze. S i jej odbicie o imieniu O żyją zgodnie po dziś dzień, a dzień dzisiejszy to czwarty maja 2005 roku. Często zagląda do nich Zachwyt i Pani Wszechświatowa Radość i wiercipięta Miłość. No i co z tego, że ich spotkaniom zawsze towarzyszą kłótnie? Przecież takie jest życie: gdzie wzgórze, tam równina, gdzie okrąg tam i kwadrat itd. itp ... Jednym słowem - do widzenia! UMYSŁ.: Nic dodać, nic ująć. DUSZA: Reszta jest milczeniem magów. ROZDZIAŁ trzeci. Nauczyć się być samą. UMYSŁ.: Jak czuje się Tiszka, Joszka i kot? Może opowiesz? DUSZA: Dobrze. To było tak. Tiszka i Joszka ze swoim kotem lecieli samolotem z Londynu do Naryan-Mar, wracając z sympozjum felinologów [znawców kotów - przyp. tłum.]. Na sympozjum miała miejsce międzynarodowa wystawa kotów, które demonstrowały swoje umiejętności przeistaczania się we wszelkie znane i nieznane przedmioty. Nastrój Tiszki i Joszki był świetny - zdegustowali solidną ilość koniaku i rozwalając się w siedzeniach, śpiewali: Naryan-Mar mój, Naryan-Mar, Miasto nie duże i nie małe, Przy jaskini i przy rzece ludzie mieszkają, Rybacy łowią ryby, hodowcy jelenie chowają. Przy jaskini i przy rzece ludzie mieszkają, Rybacy łowią ryby, hodowcy jelenie chowają. Tylko kot Joszki siedział niezadowolony i mruczał. Na zawodach przegrał z kotem z Cheshire, który otrzymał główną nagrodę. - Z czego jesteś niezadowolony kudłaczu!? - pocieszał kota Joszka - Mieliśmy dobrą wycieczkę, widzieliśmy Big Ben, obeszliśmy Tower, napluliśmy do Tamizy, pokazaliśmy tym sztywnym Anglikom naszych, czyli siebie, i twoje kotomorfozy nie były wcale gorsze od ich. - Właśnie w tym rzecz, że nie gorsze, tylko lepsze - odparował kot. - Ale zwyciężył znowu ten Cheshire, bękart jeden. Nie ma żadnych wątpliwości, że ma swoje lobby w parlamencie. Nie rozumiem, dlaczego oni tak zachwycają się jego paskudnym uśmiechem. Rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając ten paskudny uśmiech. I co z tego? Ja zmieniłem się w koromysło, na którego jednym końcu był bidon z mlekiem, a na drugim butelka z samogonem. To przecież niecodzienne! Nieoczekiwane! Śmiałe! Aktualne! A jednocześnie praktyczne. Ale te bałwany ani trochę nie znają się na surrealizmie. - Przestań się denerwować - uspokajał go Tiszka. Nakichaj na nich i rozluźnij się. Łyknij sobie koniaku. - "Nie mogę się z tym pogodzić! - nie uspakajał się kot. - Muszę natychmiast znaleźć się w Londynie! Pokażę tym snobom prawdziwą sztukę kotomorfozy! - Ale my nie możemy wrócić, sympozjum zakończyło się, a poza tym nie da się zawrócić samolotu przekonywał go Joszka. To nieważne - odrzekł kot. - Wystąpię w Królewskiej Sali Palladium! No, a samolot ... hehe ... Kot ze złośliwą satysfakcją uśmiechnął się i z miejsca zaszła jego tak zwana kotomorfoza: tułów przekształcił się w skrzynkę dynamitu, w środku której sterczała głowa, z tyłu ogon, a po bokach wystawały cztery łapy. - Niech nikt nie rusza się z miejsca! To jest atak terrorystyczny! Wracamy do Londynu! - Pasażerowie ze strachu oniemieli. Kot przewracając się, poczłapał do kokpitu, ale kabina pilotów była zamknięta. - Hej, dziecino - zwrócił się do stewardesy przekaż swoim chłopcom, żeby zawrócili albo zaraz wylecimy w powietrze. - Ale i tak jesteśmy w powietrzu - głupio odpowiedziała stewardesa. Kot prychnął, 42 potarł zapałkę o draskę i zbliżył ją do ogona. - Dobrze, dobrze, skontaktuję się z pilotami! wystraszyła się dziewczyna. Po minucie samolot wykonał gwałtowny skręt, z czego można było wyciągnąć wniosek, iż żądanie terrorysty zostało wykonane. Kot Joszki rozsiadł się w fotelu, na ile pozwalała mu jego budowa ciała w kształcie skrzynki dynamitu, i zapalił. Pasażerowie z obawą spoglądali w jego stronę i ostrożnie szeptali. Joszka zaczął namawiać kota: - Ogoniasty ty mój, po co nam problemy? W przyszłym roku znowu pojedziemy na sympozjum i na pewno zgarniesz główną nagrodę, - Ani mi się śni odpowiedział kocur - ja im wszystkim pokażę, właśnie teraz! Zrobię to, czego jeszcze nie robił żaden kot. Przeistoczę się w równanie Lagrange. - A cóż to takiego? - spytali Tiszka i Joszka. - Od razu widać, że niczego nie wiecie o mechanice teoretycznej - powiedział kot. - Boże, z kim ja się zadaję! Stewardesa przywiozła stolik z poczęstunkiem: - Czy chciałby Pan coś wypić? Tylko proszę się nie denerwować, zrobimy wszystko, co Pan powie. - Nie denerwuję się - odpowiedział kot - to wy powinniście się denerwować. Nalej mi kieliszek waleriany, kruszynko. Stewardesa wystraszona rozejrzała się. - Wie Pan, niestety nie mamy waleriany. Czy może być dobry koniak? - Dobra, dawaj - protekcjonalnie odpowiedział kot. - A może macie mrożoną rybę? - szeptem spytał Tiszka. Rybki też nie było. - Koteczku, może chcesz iść do toalety? Odprowadzę cię. - Ten stary numer nie przejdzie uśmiechnął się kot Joszki, żłopiąc koniak. Po jakimś czasie solidnie już dziabnięty kot zaczął molestować stewardesę. - Dziecinko, usiądź mi na kolana. - Nie, sir, nie mogę, muszę pracować. - Mówię, chodź tu, bo jak nie ... - No dobrze! - Dziecino, a może polecimy razem na Hawaje? Piękne palmy, ciepłe morze, gorące noce, ty i ja. Co powiesz? - Nie, sir, sama nie wiem, to takie nieoczekiwane. - Utopię cię w luksusie! - nie uspokajał się kot. - Czyżby Pan był bogaty? - zadała rozsądne pytanie dziewczyna. - Ha! To nie problem. Zmienię się w rakietę atomową i zażądam od rządu miliarda. Miliard na początek starczy, jak uważasz? Wystraszona stewardesa wyzwoliła się jakoś z objęć kota. - Proszę wybaczyć, sir, samolot zbliża się do lądowania, wszyscy powinni zająć swoje miejsca. W końcu samolot wylądował. Kot Joszki wyjrzał przez okno i złośliwie wykrzyknął: - Nie rozumiem! To mi nie wygląda na Heathrow! Stewardesa spróbowała go uspokoić: - Sir, zaraz wszystko wyjaśnię. Lotnisko w Londynie nie przyjmuje samolotów ze względu na warunki atmosferyczne. Wylądowaliśmy w Brighton. Natychmiast zostanie podstawiona limuzyna i zostanie pan zawieziony do Londynu. - No, uważaj, tylko bez żadnych numerów - zagroził kot. Do trapu rzeczywiście podjechała wielka czarna limuzyna. Na spotkanie Joszki, Fiszki i kota wyszło trzech smutnych panów w czarnych garniturach. Kim jesteście? - zainteresował się kot. - Jesteśmy przedstawicielami towarzystwa felinologów i odwieziemy was do hotelu odpowiedzieli. Kiedy wszyscy zasiedli w samochodzie, felinolodzy znienacka chwycili kota za łapy i jeden z nich krzyknął: - Gdzie zapalnik!? Tiszka od razu odpowiedział: - Ogon! Nie pozwólcie mu podpalić ogona! - Jeden z felinologów krzyknął do drugiego: - Ja trzymam, a ty odrywaj mu ogon! - O nie, tylko nie ogon! Poddaję się! Puśćcie mój ogon! - przenikliwie lamentował kot i przyjął swoją zwykłą postać. Oto i cała historia. Samolot oczywiście wylądował nie w Anglii, tylko w Naryan-Marze. Felinolodzy włożyli kotu kajdanki i zawieźli do ciupy, W ten sposób niesławnie zakończyła się przygoda kota Joszki. UMYSŁ.: Tak, opowiadać bzdury to ty umiesz. DUSZA: No pewnie! Czy wiesz, ile w przestrzeni wariantów jest wszelkich bzdur? Godzinami mogłabym ci wieszać makaron na uszy. Ale teraz już czas oglądać marzenie senne. ZAVTRA: Jakiś czas temu porzucił mnie człowiek, którego, jak mi się wydawało, kochałam. Wówczas, aby szybciej wydostać się z depresji, w którą wpadłam, zaczęłam poszukiwać wszelkich sposobów, a w szczególności zaopatrywałam się w literaturę. I oto intuicja doprowadziła mnie do rosyjskiego wydania Transerfingu. Długo kartkowałam książkę, nie chcąc jej kupować (nie podobała mi się jej okładka, która, jak mi się wydawało, była niewyszukana i prostacka), a w moim wnętrzu coś z uporem pociągało mnie ku niej i zmuszało do przeglądania znowu i znowu. W sumie musiałam ją kupić. Muszę przyznać, że nie pożałowałam. Minęły dosłownie dwa tygodnie, jak niegdyś "ukochany" został wyrzucony z mojej głowy na zawsze. Wówczas postanowiłam znaleźć sobie człowieka, w którym się zakocham od pierwszego wejrzenia ... tak, żeby była to miłość odwzajemniona. Tak wstrząsającego rezultatu nie oczekiwałam: mijają dwa tygodnie ... i spotykam GO ... Poczułam, jakby przebiegł po mnie prąd elektryczny, wszystko w środku mówiło mi: "To ON, to ON!" Ale w tamtej chwili okoliczności tak się składały, że nie można było powiedzieć, że będziemy razem, tylko jego przyjaciel (który z jakiegoś powodu opowiadał wszystkim o mojej wielkiej miłości do niego) powiedział, że spodobałam się Janowi. Odczucie to dało mi do zrozumienia, że nie wiem jak i kiedy, ale będziemy: razem, Minął tydzień i jesteśmy razem. Po prostu przestałam wierzyć sama sobie, a Transerfing mogłam tylko błogosławić. A oto, co zdarzyło się po słowach: "Żyli długo i szczęśliwie". Wszystko zaczęło się od drobiazgu. Po prostu zauważyłam, że Jan jest jeszcze dzieckiem z absolutnie młodzieńczymi poglądami na życie (nie będę Was zasypywać przykładami). Zmiesza43 łam się trochę, kiedy obiecał, że zadzwoni, a wychodził z przyjaciółmi na imprezę. Potem przychodził, przepraszał... I chociaż nie przywykłam do takiego traktowania, to reagowałam na to wszystko śmiechem. Potem zaczął mi mówić, że nigdy nie był w poważnym związku i że nie jest do czegoś takiego przyzwyczajony (ze mną to w ogóle był rekord, ponieważ według jego miary jesteśmy już ze sobą niebywale długo i jego przyjaciele wręcz mnie uwielbiają), co pociąga za sobą konsekwencje: widujemy się dwa, a w najlepszym wypadku - trzy razy w tygodniu. Dla niego ważna była wolność, której granice od początku wciąż naruszałam, ale po bezustannych kłótniach zdecydowałam się mu ją zapewnić, a sama zajęłam się sobą. Bardzo mnie to boli, tym bardziej, że widzę, iż i tak wszystko zwraca się przeciwko mnie. Jan zaczął wpadać w ciągi alkoholowe, wciąż szukać powodu, żeby rozerwać się z dziewczynami. (Niekiedy ma to miejsce w mojej obecności i wkurza go, jeśli ja nagle wyrażam swe niezadowolenie z tego powodu. Ponieważ rzekomo te uściski nic nie znaczą. Przestałam więc wypowiadać pretensje, ale zrobiło się jeszcze gorzej). Im dłużej to trwa, tym większą, wodzoną za nos idiotką się czuję. Podjęłam już decyzję o odejściu, ale intuicja podpowiada mi, że wszystko można radykalnie zmienić i nie watto odchodzić, bo może to okazać się moją porażką. Co więc powinnam zrobić? Jak powinnam na wszystko reagować? Co mam zrobić, aby ten człowiek traktował mnie przynajmniej z szacunkiem i brał pod uwagę również moje interesy, dostosowywał się do mnie, a nie tylko ja do niego. Zachwyt, którym reaguję na każdy jego dobry gest, nie pomaga już ani mnie, ani naszym stosunkom. Mam wrażenie, że wciąga mnie to ... I to im dalej, tym głębiej ... Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele moich problemów wynika z braku pewności siebie. Ale nie udaje mi się albo na niezbyt długo starcza sztuczne dodawanie sobie pewności. Oczywiście być może coś robię nie tak. ELLINA Zavtra,, moje rady mogą ci się wydawać banalne, ale one działają, sprawdzałam na sobie. 5-6 lat temu często znajdowałam się w sytuacjach podobnych do Twojej. Cóż mogę powiedzieć? Sama jestem sobie winna. Przede wszystkim trzeba zrozumieć siebie. Ledwo już przez gardło przechodzi wyrażenie "kochaj siebie", ale co ciekawe, póki tego nie zrobisz, będziesz pozostawać ofiarą podobnych relacji i w nieskończoność popełniać te same błędy. Naucz się być samą. Czerp z tego przyjemność. Przestań być zależna. Po prostu przestań i tyle, przekieruj uwagę na inne sfery życia. W tym celu musisz mieć jak najmniej wolnego czasu na wszelkie spory i "pogonie". Jeśli masz jakieś zainteresowania i hobby, to świetnie. W swoim czasie pomogły mi intensywne treningi fitness. Pozwól sobie na wizyty w salonach kosmetycznych, zakupy miłych dla serca rzeczy (to mogą być nawet drobiazgi), spędzaj czas ze swoimi dobrymi przyjaciółmi, ale uważaj, żeby to nie przekształciło się w potok skarg i żali w stylu .,jestem taka biedna". Udaj się na porządny trening. Jeśli masz możliwości, wyjedź na tydzień i odpocznij, albo staraj się przynajmniej raz na dwa tygodnie wyjeżdżać na łono przyrody. Zacznij robić coś nowego. Dobrze jest codziennie znajdować 2-3 nowe rzeczy, na przykład ja zaczęłam robić poranną gimnastykę, chodzić do pracy na piechotę itd. Wyrzuć z mieszkania stare przedmioty. Krótko mówiąc: rób to, co się TOBIE podoba! Mogę powiedzieć, że po trzech, a najwyżej pięciu miesiącach zapomnisz o swoim mękach. W żadnym wypadku nie szukaj zastępstwa dla tego człowieka, ponieważ musisz nauczyć się być samą i czerpać z tego zadowolenie. Dopóki nie osiągniesz harmonii ze sobą, sytuacja będzie się powtarzać. Lepiej nie czytać w tym czasie "mądrych książek", ale codzienna praca nad sobą jest konieczna. Przestań wykorzystywać "potrzebę miłości", po prostu przestań, tak jakbyś zrezygnowała z noszenia niepotrzebnej rzeczy. Oprócz harmonii wewnętrznej i spokoju znacznie poprawi się twój wygląd zewnętrzny. Rozkwitniesz jak róża w maju. Odmłodniejesz, jeśli jest to dla ciebie ważne. I wówczas nieoczekiwanie pojawi się TWÓJ człowiek. .. A z tym chłopakiem, o którym piszesz, lepiej się rozstań, dopóki nie zszarpał ci wszystkich nerwów. Po prostu usuń go ze swojego życia. Tym bardziej, że jest to człowiek pijący. To również sprawdziłam na sobie, ponieważ miałam "szczęście" chodzenia z pijącymi i z miłośnikami wszelkich zabaw ... Błędy młodości. Teraz ze zdziwieniem myślę, że musiałam siebie nienawidzić, aby mieć coś wspólnego z takimi ludźmi i jeszcze starać się im przypodobać ... Wspominam to wszystko jak jakiś straszny sen. Tak więc trzymaj ogon w górze jak pistolet, kochaj siebie i wszystko będzie OK. ZAVTRA: Ellina, twoje rady okazały się bardziej niż skuteczne. Nie oczekiwałam po sobie, że nadejdzie taki zwrot akcji i. .. ten zwrot wciąż się dokonuje. Dziękuję ci bardzo! DUSZA: Zadziwiające! Interesująca i niegłupia dziewczyna, a zakochała się w takim beznadziejnym buhaju. UMYSŁ.: Rzeczywiście dziwne. I do tego stara się usprawiedliwić jego świństwa, udając, że wszystko jest w porządku, żeby nie daj Bóg nie zakłócić jego świętej wolności. NADZORCA: Najgorsze jest to, że ona usprawiedliwia go w sposób sztuczny, nieszczery, a to oznacza, że oszukuje siebie i swoją duszę. Zrozumiała tylko drugą część podstawowej zasady Transerfingu (pozwolić sobie być sobą, a innym być innymi). Zapomniała o pierwszej części tej zasady.Tak nie wolno! W żadnym wypadku i w żadnych okolicznościach nie wolno oszukiwać siebie. Za44 kłócając jedność duszy i umysłu, człowiek niszczy siebie jako osobowość, Umysł nakazuje być "nowoczesną", "nie zamartwiać się", nie pokazywać swoich słabości, choćby dusza przy tym cierpiała męki. Dziewczyna myśli, że wolność jej chłopaka stanowi tabu, że każdy ma prawo do wolności i nikt do nikogo nie należy. To prawda, to rozsądny pogląd. Jednak należy pamiętać również o swoich prawach, Obawia się ona bezpośredniego wypowiadania swoich pretensji, ponieważ może wszystko stracić. Jakby miała jakiś skarb! Gdybyż było co tracić ... Pozbyć się poczucia własnej wartości - to rzecz straszna. Śniąca przyznaje, że brak jej pewności siebie. W rzeczywistości nie starcza jej przede wszystkim szacunku dla samej siebie. Lecz, co ciekawe: przyczyna takiej niskiej samooceny skrywa się w tym, że ma ona o sobie złą opinię. Przypomnijcie sobie, że miały miejsce wypadki, kiedy niesprawiedliwie Was oskarżano albo wymagano czegoś lub po chamsku się do Was zwracano, a Wy nie byliście w stanie nawet otworzyć ust, by powiedzieć coś na swoją obronę, jakby tak właśnie miało być i na wszystko to byście zasługiwali. Na przykład w dzieciństwie dorośli autorytarnie narzucają Wam coś w stylu "powinieneś zjeść swoją kaszkę", a Wy jak w transie nie jesteście w stanie zdać sobie sprawy z tego, że jest to wymaganie bezmyślne. Albo w pracy zwierzchnik wydziera się na Was, a Wy znów znajdujecie się w transie, ponieważ on przecież jest zwierzchnikiem, a Wy podwładnym. Albo na ulicy ktoś po chamsku Was potraktuje, a Wy usprawiedliwiając się tym, że nie lubicie konfliktów, reagujecie, schodząc mu z drogi. Co się dzieje? Otóż ten charakterystyczny trans to nic innego jak głęboki i nieświadomy sen na jawie. Gnębi Was presja zewnętrzna, a kręgosłupa moralnego, na którym moglibyście się oprzeć - brakuje, dlatego też chowacie głowę w piasek i zasypiacie. Otoczenie wywiera na Was wpływ, ale ono również śpi, przecież życie to sen. Od Was oczekiwana jest reakcja stosowna do danego snu. Jeśli reakcja jest adekwatna, to znaczy, że sen przebiega właściwie, We śnie z rodzicami najlepiej by było, gdybyście się rozhisteryzowali lub pokornie podporządkowali się. Przed zwierzchnikiem należało się albo odgryźć, albo z poczuciem winy usprawiedliwić. A chamowi trzeba odpowiedzieć tym samym albo inteligentnie (tchórzliwie) przemilczeć. Dokładnie tak samo w zwykłym śnie przygnębia Was otoczenie i brak punktu oparcia i zmuszeni jesteście, by brnąć z opuszczoną głową, nie rozumiejąc tego, co się dzieje. A co będzie, jeśli się obudzicie w zwykłym nieświadomym śnie? Uświadomicie sobie siebie jako odrębną i niezależną część)!! rzeczywistości.Teraz nie jesteście już we władzy koszmaru, ! tylko on znajduje się pod Waszą kontrolą. Wyobraźcie sobie, że udało się Wam zrozumieć, że otaczają Was wirtualne postaci. Zachowują się dziwnie, a niekiedy agresywnie. Ale teraz Wy jesteście Panami swego snu. Możecie powiedzieć każdemu z nich: "Idź do diabła!". Albo przeciwnie: "Chodź tutaj!". Rozumiecie? ' Wydobyliście się z transu jak ze zwierciadła. Analogicznie poczujecie punkt oparcia, kiedy przebudzicie się we śnie na jawie. Nie można powiedzieć, że da to pełną wolność robienia wszystkiego, co przyjdzie do głowy. Ale na pewno pozwoli to na wyjście z transu, wzięcie sytuacji pod kontrolę i zażądanie swoich praw, Nieadekwatną, świadomą reakcją na głupie wymaganie rodziców może być na przykład taka odpowiedź: "Jestem człowiekiem i również mam swoje prawa. Czy mam prawo nie chcieć jeść?". Rodzice, usłyszawszy taką odpowiedź dziecka, mogą osłupieć - uległ zakłóceniu zwykły przebieg snu - jednak nie będą więcej upierać się przy swoim. Zwierzchnikowi można spokojnie oświadczyć coś w stylu: "Podnosząc głos, tłamsi mnie Pan, co negatywnie wpłynie na efektywność mojej pracy, czego my obaj nie chcemy". Cham również może dostać za swoje: "Szanowny Panie, najwidoczniej ma Pan jakieś problemy osobiste. Proszę mi o nich opowiedzieć, a ulży Pan sobie". Taka świadoma reakcja narusza zasady gry, którą ktoś stara Ci się narzucić. Niech wszyscy dookoła krzątają się, niech sobie grają. Ty jesteś poza grą. Teraz jesteś odrębną, samodzielną osobą i automatycznie nabierasz poczucia własnej wartości. DUSZA: Jak fajnie! Zrozumiałam, że ta dziewczyna po prostu była w transie nieświadomego snu - gry, którą jej narzucono. UMYSŁ.: Tak, podobnie jak my wszyscy musi ona nauczyć się być samą. To wcale nie jest straszne. Śniąca Ellino - brawo! Nauczyć się być sobą. DUSZA: Czego szukasz? UMYSŁ.: Siebie. DUSZA: I co, znalazłeś? UMYSŁ: Chyba tak. Obudził się we mnie genialny pisarz. Posłuchaj, jaka wielka moc i siła zawarta jest w kilku pojemnych stro45 fach: Mórz bezbrzeżnych tafla i przestwór! Ich przestwór jest łagodny, a tafla równa! Pól bezkresnych bezgraniczność! Bezkresność ich jest rozległa, a bezgraniczność spokojna! Przepaści bezdennych bezkres i czerń! Bezkres ich jest głęboki, a czerń gęsta! Lasów nieprzebytych gęstwiny i puszcza! Ich gęstwiny żyzne, a puszcze grząskie! Wysokich urwisk lawiny i osypiska! Lawiny rzadkie, osypiska celne! Gór kamienistych skały i urwiska! Ich skały trwałe, a urwiska mroczne! Jezior rozległych doły i wąwozy ! Oj, coś tu nie tak. .. Ale ładnie brzmi! Jezior rozległych doły i wąwozy! Doły wielkie, a wąwozy bez oblicza! Niebios najwyższych głębia i błękit! Ich błękit bezdenny, a głębia ogromna! Albo nie: Głębia bezdenna, a błękit ... Nie, jednak trzeba pisać prościej: Głębia głęboka, szerokość szeroka, a błękit ... DUSZA: No proszę, nie chce się uciszyć. Ludzie! Bierzcie go za kark i wyprowadźcie stąd, napoimy go walerianą! UDO: Chcę powiedzieć, że Transerfing działa bardzo dobrze i przynosi robiące wrażenie rezultaty i wiele przyjemnych chwil oraz sytuacji. Owszem, są pewne trudności. Jestem człowiekiem z natury skromnym, niemal wstydliwym, swoje cechy osobnicze uważam za niezbyt wybitne, ale cele stawiam przed sobą dojść rozległe. Często pojawia się duży potencjał wewnętrznej ważności w stylu "to nie dla mnie", "nie przy moich zdolnościach" itd.To bardzo przeszkadza i krępuje.Trudno jest odrzucić całą ważność, jak radzi Zeland. Koordynacja zamiaru bardzo pomaga, ale też niecałkowicie. LESHIY: Pierwszy błąd to rozległe cele. Rozległe cele są rzadko osiągane. Trzeba być bardziej konkretnym i osiągać je osobno. Jest oczywiście możliwość, że wszystkie cele zostaną osiągnięte, .. ale to rzadkość. Co do "to wszystko nie dla mnie" - spróbuj przeczytać bajkę z książki o Symoronie. Jeśli to nie pomoże, to zobaczymy, co dalej. "Za górami, za lasami w pewnym królestwie był sobie król i królowa. Mieli córkę jedynaczkę niebywałej urody o imieniu Frosya. Długo myślał król, jak znaleźć męża godnego księżniczki. Pewnego razu miał sen: jego córka ukryta była w ciemnej jaskini na odległej i nieznanej wyspie Bujan. Sen ów okazał się proroczy - księżniczka zniknęła. Rozesłano we wszystkie strony królestwa trybunów i posłów do dalekich krajów zamortskich, by ogłosili dekret królewski: "Kto odnajdzie księżniczkę, ten otrzyma jej rękę oraz pół królestwa jako posag". Zareagowało na ten dekret 27 milionów pretendentów. Wśród nich byli książęta i królewicze, mocarze i wojownicy, kupcy i prości ludzie. W drodze na wyspę śmiałków czekało wiele trudności i niebezpieczeństw, aby dotrzeć do celu należało wykazać się siłą, uporem i nieustraszonością. A przede wszystkim trzeba było przejawić niezłomną wiarę w siebie. Wszystkie , te cechy przejawiał syn chłopa Fiodor. Sprawnie przeszedł przez wszystkie próby, przeniknął do ustronnej jaskini i chwycił piękną Frosyę w objęcia. Z przyjemnością informujemy Czytelnika, że zwycięskim Fiodorem jest właśnie Czytelnik. Proszę przyjąć nasze gratulacje! Właśnie Ty pewnego razu zwyciężyłeś w tej walce, nabywając doświadczenia. Był to moment poczęcia, kiedy jedna, jedyna komórka matki (księżniczka) zlała się z jednym spośród milionów komórek męskich (Fiodor). Wszyscy pozostali pretendenici odeszli w zapomnienie. Jak myślisz, czy Przyroda jest aż tak mądra, że wybrała z mnóstwa ojcowskich komórek właśnie tę jedną, aby dać nam prawo do życia? Najprawdopodobniej wybór ten nie był przypadkowy i spośród komórek ojca wybrana została właśnie ta, której połączenie z komórką matki stanowiło powierzenie wykonania szczególnego zadania pani Przyrody. Jeśli Przyroda postępuje w taki sposób, to dając nam prawo do życia, nakłada na nas pewne obowiązki. Powierza nam się odegranie w życiu określonej roli, wypełnienie zadania trudniejszego niż to, które otrzymał kapitan Kloss. Każdy z nas od urodzenia otrzymuje prawo do właściwego wypełnienia tego zadania: prawo do pomyślności i do twórczości". 46 GEMINI: UDO, nie jesteś samotny ze swoim problemem. Ja się sobie też nie podobam. Częściowo. Na przykład najpierw coś robię, mówię albo piszę, a potem włączam myślenie. Próbowałam odwrotnie. Nie udaje się! Do tego urodziłam się, kiedy słońce było w fazie Bliźniąt, a księżyc w fazie Raka, Mars Lwa, pozostałe planety też jakoś się nie dogadały. Jak w takich warunkach harmonijnie żyć? Do tego mama urodziła mnie w poniedziałek. Poza tym ogarnia mnie straszna trema przed wystąpieniami publicznymi. Cieszy mnie tylko, że odkąd pamiętam, umiem przestroić się na niepoważny stosunek do własnej osoby. Okazało się, że jest to wariant Inwersji Rzeczywistości. Polecam. LANDYSZ: Jakże wszystko Ci się fajnie układa! Przecież jesteś jedyna i niepowtarzalna na tym świecie i drugiej takiej nie ma i nie będzie! Zaakceptuj siebie ze swoimi dziwactwami, nie reaguj na tych, którzy przeszkadzają Ci żyć, krocz przez życie z poczuciem, że wszystko jest jak należy, a nawet wspaniale. Nie reaguj na stereotypy społeczne, zawsze bądź taka, jaka jesteś - dla siebie, a nie dla innych ... Powodzenia! MAD DOG: UDO, będę z tobą szczery. Jedyne, co dał mi Transerfing, to umiejętność cieszenia się niebem, chmurami, księżycem, deszczem, trawą ... Dzięki Transerfingowi zacząłem rozmawiać z drzewami. Jednym słowem - przypomniałem sobie dzieciństwo. Nie, nie zdarzenia z czasu dzieciństwa, a właśnie odczucia. Okazuje się, że w dzieciństwie często miałem napady niewyjaśnionego szczęścia. Jakże mogłem o tym zapomnieć?! Nie rozumiem ... Społeczeństwo musiało niemało popracować nade mną, by zmienić mnie w pragmatycznego, racjonalnego i logicznego osła. Bardzo dobrze powiedział na ten temat B.G [Borys Griebienszczikow - niezwykle szanowana postać rosyjskiego nurtu rocka filozoficznego - przyp. tłum.] w pieśni "Kolejowa woda": "Kiedy byłem młodszy, rozstawiłem świat po kątach". Tak, a teraz niestety cały wysiłek społeczeństwa poszedł na marne i znowu rozkoszuję się życiem. Chociaż jeśli patrzy się z boku, to obiektywnie nic się nie zmieniło: dzisiaj, podobnie jak wczoraj, jestem tak samo goły jak święty turecki. Tylko że teraz nie martwię się z tego powodu. LESHIY: Myślałem, gdzie to napisać. Otóż niedawno z jedną dziewczyną wyniknęło nieporozumienie. Zrobiło się jak zwykle zamieszanie. Minęło. Dzięki pomocy na forum. Ale nie podoba mi się to, że cały dzień myślę o niej. Jak się od tego uwolnić? Wszystko, co wiedziałem na temat powstrzymywania potoku myśli na określony temat, wypróbowałem. Nie pomogło. Oczywiście można powiedzieć sobie: "no dobra, pojawiaj się", ale znudziło mi się już. Nie istnieje nawet relacja jako taka. Pozostały tylko pragnienia (ale co dziwne - nic wulgarnego). SARINA: Istnieje przepis na sytuację stojącą jak kość w gardle: zwizualizować najgorsze zakończenie historii, przyjąć taki koniec ... i przechodzi. Sama próbowałam. MADDOG: Leshiy, żal mi patrzeć, jak sam siebie męczysz. Oczywiste jest, że nie jesteś pewien słuszności dokonanego wyboru. Na początek odpowiedz sobie na pytanie, czy chcesz kontynować z tą dziewczyną relację. Rzecz w tym, że w życiu nie ma jednoznacznie pozytywnych albo jednoznacznie negatywnych zjawisk, rzeczy, ludzi, czynów - nie ma nic jednoznacznego. Świat jest nieskończenie wielopostaciowy i dobrze o tym wiesz. Trudno Ci przychodzi samookreślenie, ustalenie, czego jest więcej w Twojej dziewczynie: więcej dobra czy zła dla Ciebie samego. Oczywiście ocena ta będzie subiektywna: to, co dla jednego jest dobre, dla drugiego oznacza śmierć. Mówisz, że wciąż o niej myślisz. Jednak myśli mogą być różne - dobre albo złe. Które " w twoim wypadku przeważają? Jeśli nadal ją kochasz, to przyj naprzód jak przecinak i bierz ją masz do niej prawo. Jeśli przeważają przykre myśli, złe, to znajdź sobie inną dziewczynę. Psychika ludzka nie cierpi pustki. Jeśli jeden obiekt zniknie z pola świadomości, to powinien go zastąpić inny. Nie da się walczyć z prawami Przyrody, dlatego szukaj ... I w końcu rzecz najważniejsza. Kiedy podejmiesz decyzje, nigdy już nie weryfikuj podjętej decyzji - to Twój wybór i dokonałeś go właściwie. I w ogóle: nigdy nie żałuj tego, co zrobiłeś. Nie zapominaj, że nasz świat troszczy się o nas. Jest to czysta prawda. Nie będę gołosłowny i przytoczę świeży przykład z własnego życia. Na początku kwietnia wraz z żoną świętowaliśmy dziesiątą rocznicę małżeństwa. Mówię to dlatego, że przez ten czas dokładnie poznaliśmy się nawzajem. A zatem: zawsze mówię, że bardzo ją kocham, i jej się to podoba. Niekiedy bez powodu kupuję kwiaty - i to podoba się jej jeszcze bardziej, ale ... Niekiedy potrzebny jest jej wstrząs. Nie wiem po co. Może aby się upewnić, że nie zawsze jestem łagodny i delikatny; może potrzebuje adrenaliny? Jednym słowem niedawno o poranku ewidentnie wymusiła awanturę. Nie dałem się długo prosić: czajnik poleciał do przedpokoju już w sekundę po złożonym przez nią zamówieniu. Potem trochę pokrzyczałem i każde z nas poszło do swojej pracy. Nic nadzwyczajnego - dla wielu małżeństw to sytuacja typowa. Ale jest jedna wielka różnica: udałem się do pracy absolutnie spokojny, ponieważ wiem, że moja ukochana ma zwyczaj wywoływania od czasu do czasu wstrząsu i dlatego nie myślałem w ogóle o porannej awanturze. 47 Na obiedzie w domu spotkaliśmy się jak przykładni, kochający się małżonkowie. Uściskaliśmy się, pocałowaliśmy, ona spytała, czy się uspokoiłem, ja odpowiedziałem, że nawet nie miałem zamiaru się denerwować. Ona się uśmiechnęła: "Wiesz przecież, że potrzebuję od czasu do czasu wstrząsu". Odpowiedziałem, że doskonale o tym wiem. Krótko mówiąc, oboje byliśmy zadowoleni i szczęśliwi. Awantury co pół roku to w naszym małżeństwie rzecz zwykła. Istnieje tylko jedna zasada: nie krzyczeć za głośno przy dzieciach, bo one jeszcze nie rozumieją, że "kto się lubi, ten się czubi" (zauważyłem, że cały Transerfing można wyrazić przy pomocy banalnych prawd, ponieważ właśnie banalność prawd stanowi najlepsze świadectwo ich prawdziwości). Jest jeszcze jedna zasada: nigdy nie pozwalam sobie dotknąć mojego anioła nawet palcem. Pewnego razu, kiedy głośno krzyczałem, uderzałem ręką w stół. Od pierwszego uderzenia pękł cherlawy stół, a drugim uderzeniem złamałem sobie rękę. Natychmiast się uspokoiliśmy, ona obejrzała moją rękę (ponieważ mój anioł pochodzi z rodziny hiropatów) i spokojnie udałem się na oddział urazowy. Konflikt został wyczerpany cicho i spokojnie. Zmęczyłem się pisaniem. Ale mam nadzieję, że nie na próżno palce męczyłem i przerwałem pracę: Leshiy! Nigdy nie żałuj tego, co zrobiłeś niezależnie od tego, jak straszne i niewłaściwe by ci się to wydawało. Przeszłości nie zmienisz, a wątpliwościami tylko rozjątrzysz sobie duszę. Uznaj swoje braki i pozwól sobie na bycie takim, jakim jesteś. Wówczas również myśli wywołane przez nadmierny potencjał ważności, znikną. Myślenie o tym będzie Cię po prostu nudzić. LESHIY: Nie trudziłeś palców na próżno. Dziękuję za tekst i za oświecenie w sprawie przyszłego życia rodzinnego. Myślę, że wielu uczestników forum to doceniło, a wśród nich ja. Nigdy nie winię siebie za przeszłość. Zdarzają się oczywiście błędy. Ale jaki jest sens wspominania tego?! A myśli "o niej" są dość dziwne - ani dobre, ani złe, Po prostu sam fakt jej istnienia. Jeśli mocno się zamyślę, to jednak skłaniają się one w dobrą stronę. A jeśli stanowią tło, to są neutralne. Interesujące prawda? Dla mnie też, Nie będę uprzedzać zdarzeń i konkretnie pisać o sytuacji, bo nie lubię zgadywać. Ale wszystko ułożyło się bardzo ciekawie. Zobaczymy, jak będzie za miesiąc. Wówczas może napiszę, co konkretnie się stało. Poza tym zauważyłem, że rozmawiamy ze sobą drogą mailową. I jeśli mocno wyczekuję maila od niej, to nic nie przychodzi. Kiedy tylko zmęczę się oczekiwaniem i zaczynam o tym "zapominać", to w ciągu godziny nadchodzi list. Nie sądziłem, że otaczający mnie świat tak poważnie i szybko reaguje na potencjał ważności. Mam jeszcze jedno przemyślenie. Znając Transerfing, nie chcę (czytaj: boję się) zacząć ją "nienawidzić" (słowo niezbyt pasuje, ale sens jest właściwy). Oczywiście uwolniłoby mnie to od przykrych myśli, ale mogłoby również oddalić ode mnie tę linię życia, która byłaby obecnie dla mnie pożądana. Na razie dokonałem wyboru, ale on się jakoś nie urzeczywistnia, Może to "nie moje", a może tylko chwilowo się nie ziszcza. Poczekam więc, pomęczę się wątpliwościami.., być może ma to swój urok. UMYSŁ: Mam konkretne pytanie: jakie działania są konieczne do pozbycia się kompleksu "to nie dla mnie, nie z moimi zdolnościami?" NADZORCA: Pierwsze działanie, to czytać Transerfing.Tam wszystko jest jasno powiedziane, Drugie działanie, które można przedsięwziąć dosłownie od zaraz, to przeglądanie docelowego slajdu, w którym jesteś tym, kim uważasz się za niegodnego, by być. Jest absolutnie oczywiste, że jeśli cel nie mieści się w strefie Twojego komfortu, to niczego nie otrzymasz, Technika slajdów, jeśli stosuje się ją systematycznie, poszerza strefę komfortu. To wszystko. Jest to konkretna praca, którą trzeba koniecznie wykonać. Jak można kochać siebie? DUSZA: Jakieś straszne pytania zadają w tym marzeniu sennym. Kogo jak kogo, ale siebie wprost uwielbiam! Przecież jestem taka ładna i dobra! UMYSŁ.: Brzydka i obcesowa! Oto jaka jesteś! DUSZA: Daj spokój! Sam jesteś złośliwy, mroczny, szorstki i nudny! UMYSŁ: Ciszej, lepiej popatrzmy, jak czują się nasi śniący. BI-BI: Transerfing twierdzi, że trzeba najpierw pokochać siebie. OK. Wielu o tym mówi, Sama to wiem. Próbuję przestrzegać tej zasady, ale chyba coś robię nie tak. Kupić sobie słodycze, zjeść je samemu i z nikim się nie podzielić umiem. A w pozostałych kwestiach nie czuję tej miłości, Analizowałam dlaczego tak się dzieje i doszłam do wniosku, że moja miłość do samej siebie na ogół przejawia się w realizacji zasady, by nie pozwalać się skrzywdzić i nie dawać po sobie "jeździć" (w dzieciństwie byłam za 48 dobra, więc rodzice mnie tego uczyli). Albo: "Zaraz wam pokażę, jaka jestem!". Próbuję sobie powiedzieć, że "kocham siebie", że jestem taka super, chwalić siebie ... ale, chyba niezależnie od tego, jak często będę powtarzać "chałwa", w ustach przez to nie pojawi się słodycz. Dlatego chcę uzyskać od Was radę, Jak pokochać siebie? Albo ... jak Wy kochacie siebie? Pomóżcie wychwycić to COŚ. Może należy pielęgnować w sobie takie nastawienie do siebie, jak do ukochanego mężczyzny (kobiety)? Co o tym myślicie? KYS Ja również dopiero uczę się kochać siebie, Zrozumiałam '" jedno .. , i to nie dotyczy jedynie miłości do samej siebie, Głową wszystko rozumiem, a sercem przekonać się jest o wiele trudniej. Niezależnie od tego, ile umysł przytacza rozsądnych argumentów, trudno dogadać się z sercem. Po prostu często mówię sobie: "Jestem jaka jestem! Ze wszystkimi plusami i minusami... Ale za to jedyna na Ziemi, takiego egzemplarza więcej nie ma! Czyżby to nie wystarczało, aby pokochać siebie?". A jeśli poważnie - trzeba jak najczęściej prawić sobie samej komplementy i chwalić siebie, I jak najczęściej doszukiwać się w sobie dobra, a potem wejdzie to już w nawyk. I w innych też już będzie się szukało tylko dobra ... TRANSERFER: A ja kocham wszystkich oprócz siebie ... MAR GO: Aby pokochać siebie - trzeba siebie poznać. Często samemu się nie wie, czego się chce, czym się interesuje, co nas cieszy, co jest ważne, co nas rusza itd. Jakoś się nad tym nie zastanawiamy. Człowiek żyje jak we śnie. Jeśli porównać miłość do siebie z miłością do innych ludzi... Miłość zawsze wymaga wsparcia. Wszelkie relacje trzeba podtrzymywać, jak najczęściej się spotykać, rozmawiać, podtrzymywać zainteresowanie i uczucia do drugiej osoby. Analogicznie w wypadku miłości własnej. Miłość to przecież raczej działanie, Należy w stosunku do siebie wykonywać następujące działania: dbać o siebie (pod każdym względem) ... o swoje ciało, o swoją duszę ... robić sobie prezenty, darzyc się uwagą i nigdy nie krytykować. Przecież nie krytykujemy tych, których kochamy ... , a jeśli nawet skrytykujemy, to i tak przyjmujemy ich takimi, jacy są ... ponieważ kochamy tych ludzi, są nam potrzebni, bez nich jest nam źle ... Tak samo w wypadku miłości do siebie ... przede wszystkim nie wolno krytykować i trzeba przyjmować siebie we wszystkich wcieleniach. Ale ponieważ nie jesteśmy przecież jakimiś tam joginami (dlaczego wciąż mówię "my" ... dosłownie jakbym się bała powiedzieć "ja") ... i mieszkamy ... mieszkam wśród wahadeł, to wciąż porównuję siebie z różnymi standardami ... Właśnie przez porównania rosną nogi wszelkiej samokrytyki i samobiczowania się. KOT BAJUN: W pełni się z tym zgadzam, Tylko nie należy wspominać o minusach, I poza tym wszystko to trzeba wykonywać codzien nie przez pięć minut przed lustrem. To taki trening. W zasadzie prosty, a wielu pomaga zmienić stosunek do siebie na lepsze. I odnaleźć w sobie bardzo wiele pozytywnych cech, których wcale wcześniej nie zauważali. BI-BI: Rozumiem. Ale przecież ja wciąż mówię sobie, że jestem jaka jestem! Ze wszystkimi plusami i minusami, ale za to jedy na na Ziemi, takiego egzemplarza więcej nie ma! VERY HAPPY: Czyż tego nie starczy, aby pokochać siebie? ... Ale przecież jednocześnie jedno moje oko wciąż się rozgląda i szuka potwierdzenia dla mojej unikalności w oczach innych ludzi!!! Oto czego nie mogę się pozbyć. Idę na przykład dzisiaj do pracy - mocno spóźniona. Łapię autostop. Zatrzymuje się po prostu książę niemal na białym koniu i sądząc po samochodzie, wcale nie musi sobie dorabiać podwożeniem przechodniów ... Onieśmielona wsiadam do samochodu, W głowie mam mętlik myśli: ewidentnie mu się spodobałam no pewnie, przecież jestem taka wspaniała, .. no, może nie całkiem wspaniała, ale powiedzmy - taka, jaka jestem, unikalna ... Jak to tam było u Zelanda? Myślę sobie: zrezygnuję z demonstracji swojego znaczenia, a moje znaczenie zostanie docenione samo!!! Ha ha ha ... A książę tymczasem spojrzał na mnie wyniośle (ale uważnie), spytał, dokąd należy skręcić i milczy! Coraz bardziej napieram na myśli mogące zdziałać cuda, ale moja pewność siebie gaśnie z każdą sekundą. W sumie wychodzę z samochodu z całym bukietem kompleksów niższości ... Co prawda nie wziął ode mnie pieniędzy ... Przyszłam do pracy przybita i zmartwiona, przy czym nie samym faktem, że książę pognał dalej, a właśnie tym, że nie byłam w stanie wykorzystać tej sytuacji po transerfersku, Zrozumiałam, że nie przejawiam miłości własnej. DANA: Wydaje mi się, że poczuł on Twój stan, czyli brak pewności siebie, i dlatego nie wykazał się inicjatywą. Zadziałał instynkt samozachowawczy: oto ładna dziewczyna, okazuję jej zainteresowanie, a ona nie jest gotowa, odpuszczę sobie ... lepiej przemilczę ... (oczywiście IMHO). Dlatego właśnie dzieje się tak, że pewne siebie damy, ale niezbyt pociągające swym wyglądem (pewne siebie właśnie wewnętrznie, emitują to do świata zewnętrznego, co od razu daje się wyczuć), układają sobie relacje" międzyludzkie z łatwością, To tak samo jak w wypadku psa, który jednych gryzie, a innych nie, wyczuwając na odległość strach, w związku z czym mówi się, żeby nie bać się, przechodząc obok niego, a nie ugryzie. Jest to bardzo ważny dla mnie temat, teoretycznie wszystko dobrze rozumiem, ale z wnętrza wciąż wydobywa się niepewność oparta na braku miłości własnej, Stąd 49 sytuacje w relacjach międzyludzkich się wciąż powtarzają. Wspominałam dzisiaj swoje dzieciństwo, spróbowałam przeanalizować, skąd się to wszystko wzięło, Przejrzałam wszystko od trzeciego roku życia, od momentu, kiedy pamiętam siebie jako osobę. Ukazuje się, że nikt nigdy mnie nie chwalił, a tylko wciąż poddawana byłam krytyce. Jeśli coś wykonałam własnoręcznie i biegłam pokazać rodzicom, napotykałam chłodne spojrzenie i replikę w stylu: "Aaa, aha". I to wszystko. Z jakiegoś powodu przypomniał mi się wypadek z moją pierwszą piątką w szkole, jak biegłam uskrzydlona do domu, żeby pokazać mamie, a mama spała pijana. Za to jeśli coś było nie po myśli rodziców, sypała się krytyka, krzyk, groźby, a potem następowała kara. Piszę o tym absolutnie bez emocji, już dawno przestałam użalać się nad sobą, znudziło mi się i obrzydło. Po prostu analizuję. Okazuje się, że korzenie braku miłości własnej sięgają deficytu miłości rodzicielskiej. Aby uzyskać aprobatę i czuć się pełnowartościową, musiałam się wysilić, Najwidoczniej, jeśli kochaliby mnie oni nie za jakieś tam mityczne "zasługi" (umycie podłogi albo naczyń), a bezwarunkowo, ze wszystkimi wadami i dziwactwami, nie przeżywałabym tego, co teraz. Ale przeżywam, Lecz żeby to zmienić, trzeba działać, a nie rozmyślać.To jeszcze jedna rzecz, którą sobie dzisiaj uświadomiłam (czy nie za wiele jak na jeden dzień?). BI-BI: Dana, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo identyczne z Twoim było moje dzieciństwo (z wyjątkiem kilku szczegółów). Powstaje zamknięty krąg - brak pewności siebie, bo nie dali jej rodzice, teraz już starasz się zdobyć nowe pozytywne doświadczenia, a te, jak się okazuje, nie są pozytywne itd ... Czytam swoje posty i widzę, że są one jakieś takie żałosne ... Nie, nie chcę wywoływać współczucia!!! LANDYSZ: Nie wziął pieniędzy ... w samochodzie nie podrywał... a może Ty tego chciałaś? Dopóki zajmowałaś się myślami o tym, dlaczego on się zatrzymał, on po prostu podwiózł Cię przez zwykły szacunek do kobiety, którą to kobietą okazałaś się Ty. Mało Ci? Oto potwierdzenie Twojej unikalności w świecie ... wszystko składa się z drobiazgów. Nie będzie globalnych oznak. Ale drobnostki mówią same za siebie. Książę wcale nie pognał dalej, tylko podwiózł Cię do pracy, a tym samym pokazał swoje zainteresowanie Tobą. Myślę, że powinnaś być z siebie dumna, a nie wpadać w depresję, Jeśli w przyszłości zechcesz znaleźć potwierdzenie swej unikalności to szukaj właśnie w drobiazgach, to wystarczy, A pokochać siebie ... przyjąć siebie ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami. .. miłość do samej siebie nie wyraża się w tym, żeby .. zjeść swojego cukierka z nikim się nie podzieliwszy, bo to byłaby chciwość ... nie w tym, żeby Twoje ego pławiło się w uwadze całego świata, bo to byłby egocentryzm ... powinnaś być sobą ... bez masek. .. i pokochać to wszystko. Stań się tym małym dzieckiem?, które wszyscy kochali... i nie oczekuj od ojca słów śiadczących o miłości... on kocha cię na swój sposób. Oczekujesz potwierdzenia w słowach ... przejrzyj swoje życie i odszukaj potwierdzeń w czynach ... Powodzenia ... DANA: Wszystko to jest oczywiście wspaniałe (teoretycznie), pokochać siebie, przyjąć, stać się małym dzieckiem itd. A jeśli nawet w czynach niczego nie ma? Nie miałam podstawowych obowiązków, podobnie jak i rodziców - ani poczucia bezpie czeństwa (posiłek, ciepło, odzież), ani poczucia bycia potrzebną (pomyłka przyrody, nieoczekiwana niespodzianka narodzin nie wiadomo dla kogo i po co). Można wybaczyć, można zrozumieć, że wychowywali mnie jak umieli i tak dalej (co zresztą zrobiłam już dawno), ale dusza jest poraniona i - chcąc nie chcąc - wywiera wpływ na całe życie TERAZ. Jak to zlikwidować? Nie chcę przez całe życie uprawiać afirmacji i przekonywania siebie. Przecież to działa tylko dopóki to wykonujesz. Kiedy przestajesz, wszystko musisz zaczynać od początku. Nie wiem, jak mam to wszystko zrozumieć. LANDYSZ: Po cholerę Ci potrzebne te afirmacje? Ja Ci mówię o miłości do siebie, o przyjęciu siebie taką, jaka jesteś, nie lepszą i nie gorszą, Z nikim się nie porównuj, jesteś jedyna i niepowtarzalna i tak właśnie jest.Twoje życie jest w Twoich rękach i wyszywaj je - jeśli chcesz - krzyżykiem, a jeśli wolisz - haftem płaskim. BI-BI: Zgadzam się, że wszystko to nie jest łatwe i nie szybko wchodzi w duszę. Wcześniej wydawało mi się, że jak poczytam mądrą książkę z sensownymi radami, to pojawi się szczęście. Ale nie. Zrozum, jeśli na przestrzeni wielu lat (w dzieciństwie) wmawiano ci jedno, to zmienić to najprawdopodobniej będziesz musiała też nie w ciągu jednego roku. Dodaję sobie otuchy tym, że i tak stopniowo coś się we mnie zmienia na lepsze. JASKÓŁKA: Wszystko to przeszłość, nie trzeba z tym walczyć, można tylko wybaczyć i pozostawić wszystko za sobą, nie nosić ze sobą tego niepotrzebnego ciężaru. Landysz ma rację: odszukaj w sobie dziecko, przytul je, pokochaj, daj mu to ciepło i miłość, których nie dano tobie. Przekonywanie siebie to strata czasu, jeśli sama w to nie wierzysz. Kochać siebie to znaczy pozwolić sobie być sobą ze wszystkimi plusami i minusami. Świat zmieni się tylko wówczas, jeśli my zmienimy swój stosunek do niego. DANA: 50 Mieszkając z rodzicami męża prawie dziesięć lat (rodzice ci zresztą - o zgrozo! - okazali się alkoholikami), zatraciłam siebie. Nie było mowy o żadnym wyszywaniu! Jedyne co zaprzątało mój umysł, to myśl: .. Jak nie zwariować". Teraz, wspominając to, uświadamiam sobie, że trzeba było wziąć swych najbliższych na ręce i uciekać stamtąd. Ale nie miałam wówczas tej odwagi, którą mam teraz. Zależność od nich plus absolutny brak umiejętności zachowywania własnych granic, wynikający z przekonania, że rodzice męża to świętość (jakby rodzice męża nie mogli być łajdakami!. Dzięki Bogu, ze przynajmmej przestałam Ich nienawidzić, jak swoich rodziców, poradziłam sobie z tym, bo swego czasu bardzo mi to ciążyło. To, czego mi trzeba, to powrót do samej siebie. Zajęcie się tym wszystkim, co mnie wcześniej cieszyło. Tylko muszę odkopać motywację i przeć naprzód. PILOT: A co ze sprzątaniem świata przed nowym rokiem? Odwołane. GWIAZDECZKA: Wydaje mi się, że kochać siebie - to pozwalać sobie być jakąkolwiek (również brzydką i głupią) i nie obrażać samej siebie. Ja na przykład palnę głupotę i zamiast karać siebie: "Idiotko, lepiej milcz" (jak to zresztą wcześniej się zdarzało), kokietująco" macham rzęsami i mówię: .. No co? Jestem blondynką i mam prawo “ robić głupoty" - i zmartwienia znikają, jakby ich nigdy nie było. BI-BI: Kiedy byłam mała, interesowałam się robieniem na drutach, szydełkowaniem i haftem.Zainteresowanie to pochodziło właśnie z duszy. Dorosłam i wszystko się zmieniło. Przez brak pewności siebie, a może aby wydawać się bardziej interesującą, zaczęłam szukać innych, bardziej prestiżowych i modnych zajęć, a w rzeczywistości wcale mi się one nie podobały. Jakoś się pogubiłam. A teraz jakieś dwa miesiące temu (myślę, że Transerfing również tu pomógł), pomyślałam: idźcie wy wszyscy do diabła, jeśli chcecie, to śmiejcie się ze mnie, ale ja rzeczywiście wolę wyszywać ściegiem krzyżykowym niż grać na przykład w bowling. Koniec, basta - taka właśnie jestem, I zrobiło mi się tak dobrze dzięki tej myśli, że poszłam, nakupowałam nici i wszystkiego co było potrzebne ... Nie uwierzycie, ale było to dla mnie wielkie zwycięstwo. Poczułam się od razu o wiele szczęśliwsza, kiedy zrozumiałam, że nie chcę już w tej kwestii nikomu nic udowadniać. JASKÓŁKA: Bi-Bi, jesteś super! VIDUSZAKA: Wyszyjesz mi chusteczkę albo jakąś sakiewkę na pamiątkę? BI-BI: Z przyjemnością! Z twoimi inicjałami? DANA: Czyli: "zajmijcie się baby w końcu czymś pożytecznym .... Oczywiście żartuję. Z przyjemnością wydziergam Ci sakiewkę z haftem. Popatrz, obie (ja i Bi-Bi) wyrwałyśmy się od razu, żeby Ci coś wydziergać. VIDUSZAKA: Z góry dziękuję! DANA: Od jutra zaczniemy.Tylko że Pilot mi już dzisiaj dość jasno zasugerował sprzątanie świata ... Ileż spraw niezaplanowanych. BRR Szczęśliwe jutro zaczyna się dzisiaj ... KIMA: Istnieje świetny sposób: codziennie rano, zanim się umyjesz, uczeszesz ... podchodzisz do lustra i mówisz sobie: "Kocham Cię!", i tak przez pięć minut przez 21 dni. Początkowo będzie się wydawać: co za bzdury tu wyczyniam?, ale po 10 dniach zauważysz, że stosunek otoczenia, a szczególnie mężczyzn, zmienił się do Ciebie. A po 21 dniach nastąpi zmiana podświadomości! I będziesz kochać siebie bez potrzeby znajdowania potwierdzenia tego ze strony osób trzecich. KYS: Ja też sobie przypomniałam ... kiedyś to praktykowałam ... zazwyczaj wstaję rano z trudem, jestem sową ... rano sama na siebie nie mogę patrzeć ... zaspana, oczu nie mogę otworzyć, nastrój okropny, nie dali się wyspać - gady, wyzyskiwacze, kapitaliści, zmuszają do pracy ... tak więc kiedy widzę taką gębę w lustrze, to po prostu mówię: "Nie znam cię, nie będę cię myła!"- i wkładam uśmiech od ucha do ucha. A kiedy zobaczysz taki obrazek: niewyspanego nicponia ze sztucznym uśmiechem od ucha do ucha, zaczynasz śmiać się już z całego serca, a pod koniec procedury, kiedy ostatni włosek jest już zakręcony i nosek jest już upudrowany, mrugam do siebie i mówię: "Fajna z ciebie dziewczyna!" - i naprzód z dobrym nastrojem na cały dzień! EMP: Temat ten jest bardzo aktualny we współczesnym życiu. Postanowiłam przeprowadzić niewielki eksperyment: poprosiłam dziewczynę, by podeszła do lustra i powiedziała: "Kocham cię", Wyobrażasz sobie, że nie była w stanie tego zrobić?! Otóż 51 miłość do siebie polega przede wszystkim na przyjęciu li siebie taką, jaka jesteś: z zaletami i wadami - to po pierwsze. Po drugie: nie pokochawszy siebie, nie będziesz w stanie pokochać kogoś innego, Po trzecie - należy rozumieć samego siebie, jak rzekł wielki filozof: "Ten jest wielkim królem, kto jest królem dla samego siebie". Po czwarte niezależnie od tego, co narobisz - nigdy nie rugaj siebie za to i nie poniżaj, bo to bardzo niebezpieczne, I w końcu, ostatni warunek: nie komentuj, nie osądzaj, nie mów źle o innych ludziach. Kochaj siebie. DANA: Co trzeba zrobić, aby postępować tak, jak ty piszesz? Jest jeden biegun A: określony stosunek do siebie, negatywny. Jest drugi biegun B: miłość do siebie i przyjmowanie siebie takim, jakim się jest. W jaki sposób przemieścić się z punktu A do punktu B? Podpisuję się pod każdym Twoim słowem, tak właśnie jest: nie kochając siebie, trudno pokochać kogoś, jest to zrozumienie wynikające z wnętrza człowieka. LERA: Dlaczego negatywny? Co w tobie wywołuje takie odczucie? Właśnie to trzeba pokochać. Nie ma w tobie nic negatywnego - to wszystko twoje osobliwości, niepowtarzalne cechy. DANA: W moim życiu miał miejsce dzisiaj pewien przełom. Zaczęłam stosować metodę z lustrem i podświadomością. Utwo rzyłam listę swoich wad i zalet. Okazało się (chociaż to śmieszne), że zalet jest więcej. Listę zalet powiesiłam w widocznym miejscu. Zaczęłam dzisiaj odczuwać jakieś wewnętrzne rozszerzenie w okolicy klatki piersiowej. Działo się to bardzo szybko, praktycznie od razu przeszło. To właśnie chciałam osiągnąć - uchwycić to odczucie radowania się sobą. A to dlatego, że w żaden sposób nie mogłam zrozumieć jak mam stosować to, czego nie znam. Zaczęłam, a teraz moim zadaniem jest to wszystko pogłębić. BI-BI: Póki co lekcję odrobiłam na trójkę ... Kiedy jestem sama albo w otoczeniu znanych mi od dawna ludzi, wszystko jest w porządku. Ale wystarczy, że pojawi się jakiś nowy człowiek (mężczyzna), a cały błogi stan gdzieś wyparowuje ... Od razu pojawia się napięcie i czuję się w porównaniu z tym człowiekiem jakby o stopień niżej, Co to za bzdura? Co więcej, doszłam do opłakanego wniosku, że pewnie czuję się z ludźmi, u których widzę ewidentne braki i słabości przy nich pewność siebie mnie rozpiera. Właśnie w takich ludziach łatwo mogę wywołać sympatię do siebie, a nawet miłość ... Powiedzcie mi, idiotce, dlaczego wstydzę się swojej łagodności? Chyba nie ma w tym nic złego? Głupie pytanie, sama rozumiem ... Ale przecież utarł się fałszywy stereotyp (u mnie).że wściekła i wyniosła, znająca własną wartość kobieta jest o wiele bardziej pociągająca niż łagodna i dobra. Aż mi się na wymioty zbiera na myśl o tych lalach ... Oto dzisiaj ON powiedział: "Jesteś bardzo łagodna, łatwa w kontaktach i dobra". Zabrzmiało to w jego ustach wcale nie jak komplement, a wręcz jak informacja, że nie wolno taką być ...Czuję się w tej chwili jak idiotka. KIMA: To nie ON tak powiedział, tylko TY tak usłyszałaś. A nawet jeśli usłyszysz coś negatywnego pod swoim adresem, to przeinaczaj zdania tak, by stały się komplementem! Będzie Ci się żyło weselej! NEMO: Bi-Bi, nie wpadaj w kompleksy, jesteś najlepsza. Jeśli ON tego nie zrozumie, to jego problem, Kto zrozumie, ten będzie Twój! DUSZA: E tam, wprowadzili tu tę ... - psylozofię! Dla mnie i tak wszystko jest jasne: kocham siebie, co oznacza: kocham karmić siebie wszelkimi słodyczami, pieścić ... UMYSŁ: Pobłażać swoim słabościom ... kontynuuj. DUSZA: A niech tam ... Wszystkie czekoladki są moje! Z nikim nie chcę się dzielić, zwłaszcza z tobą, nudziarzu. UMYSŁ: Wiem, skąpcu, ty zawsze sama zjadasz wszystkie cukierki! Tylko o siebie się troszczysz. DUSZA: Nie tylko ja - mój świat się o mnie troszczy. Poza tym uwielbiam urządzać sobie imprezy. Zresztą ty nic w tej kwestii nie rozumiesz! Poza tym mam dzisiaj taki imprezowy nastrój, .. Zorganizujmy imprę. UMYSŁ: Przestań podskakiwać. Trzeba ustalić: jak dostać się z punktu A do punktu B. Przecież powinno istnieć jakieś konkretne działanie. 52 NADZORCA: Człowiek jest tak zbudowany, że zadowolony jest z siebie jedynie pod warunkiem, że inni go cenią; a kocha siebie tylko jeśli inni go kochają. Ale przecież świat to zwierciadło. Skąd tam, w odbiciu, weźmie się miłość, jeśli nie zawiera jej sam obraz? Otrzymujemy zamknięty zwierciadlany krąg. Jak się z niego wydostać? Bardzo łatwo. Po pierwsze, jak wiadomo, zawsze kochamy tych, o których się troszczymy. To znaczy, że należy poświęcać sobie więcej uwagi, troszczyć się o siebie, zajmować się sobą, Jest to konkretne działanie. Po drugie, miłość to bumerang: jeśli rzucasz ją w świat, to do Ciebie wraca. Miłość, w tym miłość do siebie, można uzyskać, jeśli zamiast obawy, niedowierzania, niechęci emanuje się miłością. Odbicie wyruszy Ci na spotkanie tylko wówczas, kiedy Ty sam wykonasz pierwszy krok. Uzyskujemy łańcuch reakcji zwrotnej: ja wysyłam w świat miłość - ona, odbijając się, wraca do mnie - świat odpowiada mi wzajemnością - jestem kochany - w konsekwencji również jestem zadowolony z siebie i zaczynam kochać siebie. Dokładnie tak samo na zasadzie reakcji zwrotnej można pozbyć się kompleksu niższości, jeśli zaniecha się walki o własne znaczenie. Wszystko to stanowi elementarz prawdy Transerfingu. Jeśli Bi-Hi siedząc przed lustrem (w samochodzie księcia), zamiast doszukiwać się oznak miłości w odbiciu (w oczach księcia), wykonałaby krok w jego kierunku (przecież on go wykonał!), to wszystko skończyłoby się inaczej. Nie musiałaby nawet sama nic mówić (chociaż jeśli Ty milczysz - to lustro również), wystarczyłoby po prostu skupić się na czakrze serca i wypełnić samochód miłością. A to, że mężczyznom podobają się pewne siebie agresywne damy, to oczywiście bzdura. Jeśli obrałaś rolę hieny, to będzie Ci niezwykle trudno. Będziesz musiała wciąż walczyć z tym światem o miejsce pod słońcem. Czy pamiętasz odpowiedź na moją zagadkę? Uzyskujesz wolność, kiedy przerywasz swą walkę· Zaś książki o hienach, które zapełniają półki księgarń, wzywają do wstąpienia na wojenną ścieżkę. Czy nie łatwiej zamiast walki wybrać miłość? Wówczas świat sam wyruszy Ci na spotkanie, a życie potoczy się według scenariusza: wyszywam dla mojego świata chusteczki, a mój świat kocha mnie i troszczy się o mnie. UMYSŁ.: Rzeczywiście, wszystko jest łatwe. DUSZA: Nadzorco, ty ... jak to się mówi... jesteś złośliwym geniuszem! Niech Cię pocałuję! Ja to ja! DUSZA: Pozwólcie, że sobie pozwolę ośmielić się oświadczyć, że przyszłam! UMYSŁ.: Dokąd przyszłaś? DUSZA: Nie przeszkadzaj; rozmawiam ze światem. Świecie, przyszłam do ciebie. UMYSŁ.: W takim razie ja też przyszedłem i co z tego. DUSZA: Ty - to ty ... A ja - to ja! Czujesz różnicę? UMYSŁ.: A czym jesteś beze mnie? Jak to mawiają: siłą nie czystą - czortem. DUSZA: To ja jestem siła nie czysta i czort!? Jestem snem Boga, a ty jesteś majaczeniem szaleńca; ja jestem słodkim przebudzeniem, a ty ciężką śpiączką; ja jestem promiennym przejaśnieniem, a ty lekkim opętaniem - ja jestem najwyższym uduchowieniem, a ty przyziemną pragmatycznością; ja jestem tryumfującym natchnieniem, a ty smutkiem zielonym! UMYSŁ.: Nie, ja jestem zdrowym rozsądkiem, a ty głupią, trzpiotką; .. ja jestem poważną odpowiedzialnością, a ty rozpustną lekkomyślnością; ja jestem twardym nastawieniem na cel, a ty nieuporządkowanym lekkoduchem; ja jestem wytrwałym panowaniem nad sobą, a ty bezsensowną histerią; ja jestem pewnym oparciem, a ty jesteś lalką ze szmatek. Paróweczko! DUSZA: 53 Ach tak! No to uważaj, pokażę ci paróweczkę! UMYSŁ.: Dobrze, będziesz drożdżóweczką. Z twarogiem czy z dżemem? NADZORCA: Przestańcie się kłócić. Musicie być razem. Osobowość to jedność duszy i umysłu. Bez tej jedności osobowośc się rozpada. DUSZA: Jeśli my się połączymy, to wówczas powstanie: majaczenie Boga albo sen szaleńca, słodka śpiączka albo ciężkie przebu dzenie, promienne opętanie albo lepkie oświecenie, najwyższa pragmatyczność albo przyziemna duchowość, tryumfujący smutek albo zielone natchnienie. UMYSŁ.: Nie, będzie: głupi rozsądek albo zdrowa trzpiotka, poważna lekkomyślność albo rozpustna odpowiedzialność, bezwładne nastawienie na cel albo twardy lekkoduch, wytrwała histeria albo bezsensowne panowanie nad sobą, pewna lalka albo oparcie ze szmatek. DUSZA: Zapomniałeś o paróweczce. UMYSŁ.: No tak - oczywiście hot dog. FANTOM: Jak zneutralizować cudze negatywne slajdy? Slajdy, w których inni ludzie, przede wszystkim najbliżsi, ukochani i przyjaciele widzą mnie w negatywnym świetle. Należy uwzględnić, że te slajdy ukształtowały się u nich w ciągu dziesięcioleci. Jest to poważny problem, łatwo zrozumiałem, poczułem ciężar tych kotwic. Wiem, że takie "hamulce" przeszkadzają wielu, przy czym szczególnym niebezpieczeństwem są slajdy matek. Matki dają dzieciom życie i one je nieświadomie programują, przy czym wcale nie zawsze jest to pozytywny program. Możliwe, że ktoś o tym myślał. UN-DINA: Z mojego doświadczenia wynika, że zneutralizować można tylko swój stosunek do cudzych negatywnych slajdów. Pracować zaś można nad swoimi slajdami. W swoich slajdach możesz tworzyć te odczucia, które powinny wywoływać relacje z matką. Ale pogrzebać w mózgu matki śrubokrętem i naprawić jej "obraz na ekranie" może tylko ona sama. Jeśli zechce. W moim przypadku określony czas zajął proces pozbycia się poczucia winy i pragnienia usprawiedliwiania się za to, że przez całe życie jestem nie taka, jaką moja mama chciałaby mnie widzieć. I nigdy taką nie będę. Ale nadszedł piękny dzień, kiedy jej o tym powiedziałam. Nie masz obowiązku być ucieleśnieniem oczekiwań rodziców. Wobec nikogo nie jesteś zobowiązany. Raczej jesteś zobowiązany wobec samego siebie być sobą.To wcale nie znaczy, że należy obrażać się na rodziców, ale raczej powiedzieć o swoich planach na życie nie zaszkodziłoby. Coś w stylu, dziękuję drodzy rodzice za to, że wydaliście mnie na świat i wychowaliście, a dalej pójdę sam. Z maksymalnym naciskiem na wdzięczność i minimalnym na rozdrażnienie. A poza tym nadal pracuj nad swoimi slajdami. W Twojej wypowiedzi zawartych jest wiele ważkich słów - problem, kotwice, ciężar, niebezpieczeństwo, hamulce. To znaczy, że również ważność jest zawyżona. Pachnie melodramatem. Nie dzieje się przecież nic złego, nawet jeśli Cię ktoś nie popiera. Nawet jeśli to Twoi rodzice. Im wytrwalej zabiegasz o aprobatę - tym bardziej ona nie przychodzi. Moja bezpłatna rada brzmi: ułatwiaj sobie życie na wszelkie możliwe sposoby, obniżaj ważność. Przypuszczam, że książki o Transerfingu już przeczytałeś. Masz pojęcie o podstawowych zasadach, prawda? Typu: sam bądź sobą, a inni niech będą inni. Wszyscy tutaj uczymy się tego ze zmiennym powodzeniem. Tak w ogóle to - welcome to the club. JOKER: Miałam podobną historię z moją mamą. W zasadzie było tak, jak pisze Un-dina. Próbowałam jej wyjaśnić, że ja to ja i nie chcę, nie mogę być jej częścią, przez nią sterowaną (Transerfing - moja decyzja i zamiar, ważne, by ustalić swoje priorytety, to moja opinia). Przez długi czas nie słyszała mnie, nie chciała i nie umiała słyszeć. Obrażała się, denerwowała, kłóciła ... dopóki nie znudziło mi się to i nie pogodziłam się (Transerfing -zmniejszyłam swoją ważność) ze stanem rzeczy. Wewnętrznie ją wypuściłam, przestałam reagować na jej wyskoki... i oświadczyłam, że dla jej "problemów" "mnie nie ma" (Transerfing - usunęłam zewnętrzną ważność). Chociaż wydało mi się to nieco brutalnym działaniem i dołowało mnie. Nastąpiło długie milczenie ... Potem ona nagle przyszła do mnie, aby się pogodzić. Porozmawiałyśmy ... zdecydowałyśmy, że wszystko wczorajsze pozostawiamy za sobą, a dzisiaj ,zaczynamy od nowa - będziemy słyszeć się nawzajem. A ja, szczerze mówiąc, już na tyle przez ten długi czas się pogodziłam z jej brakiem w moim życiu, że zaszokowana byłam swoja reakcją całkowitą obojętnością. Kiedy rozmawiałyśmy godziłyśmy się, uruchomiłam swojego obserwatora (Transerfing) i byłam całkowicie neutralna (Transerfing - wahadła nie działały, mimo że próbowały). Intuicyjnie czułam, że to jedyny właściwy wariant w naszej sytuacji. Dopiero teraz, kiedy to piszę, dociera do mnie, że swoją neutralność postrzegałam jak okrucieństwo. Po tej rozmowie nasze stosunki się uregulowały. Ona zaczęła mnie akceptować, a ja zaczęłam ją lepiej rozumieć.Teraz jesteśmy 54 w stanie rozmawiać od serca (co nie zdarzało się w naszych życiach, a czego bardzo brakowało) i bez wzajemnych pretensji. HAPPY: To mi wygląda na pozbycie się odpowiedzialności za własne życie: "Nic mi się nie udaje, ponieważ tak mnie "zaprogramowano". Nie jesteś robotem i nie możesz zmieniać własnych programów. A wszystko co najważniejsze już zostało powiedziane: ignoruj wszelkie bzdury i twórz własne życie. LOUK: To, że udało Ci się wykryć czyjś nacisk w negatywnych slajdach na Ciebie, to już dobrze ... I nie obrażaj się na najbliższych, oni są takimi samymi ofiarami czyichś programów, tak więc odnieś się do nich ze zrozumieniem. Nie znam lepszej recepty na to, jak zostać świadomym obserwatorem wszystkich swoich problemów, nie utożsamiając się z nimi. Ze zrozumieniem, że są to stereotypowe konstrukcje, które najczęściej same się rozsypują bez czyjegoś szczególnego wpływu. FANTOM: Trzeba spróbować ... pomyśleć. Właściwie negatywnym slajdem nazywam pewien utarty stereotyp ... W wypadku mamy wygląda to mniej więcej tak: "Jesteś tak samo nieszczęśliwy jak ja, powodzi Ci się w drobnostkach, ale nie masz szczęścia w rzeczach ważnych, ty też będziesz samotny, tak samo jak ja". Kiedy tylko zaczynam się lepiej czuć - jakaś siła przywraca mnie do stanu wyjściowego. Co mam robić z samym sobą, już wiem, to już kwestia techniki i wysiłków. Problem cudzych slajdów to jedyna kwestia pozostająca dla mnie otwartą. Oczywiście na tym etapie rozwoju. Króla sadza na tron jego świta, robi to przede wszystkim swoimi myślokształtami. Ale ta sama świta go również detronizuje. Po prostu nadszedł dla mnie czas, by się nad tym zamyślić. SARINA: ' Analogiczne doświadczenie miałam z krewnymi... Nikt nigdy ci nie pomoże, oprócz ciebie samego! Najbliższych możesz przekonać, nie reagując na ich wyśmiewania i nieustępliwie zmierzając do swojego celu! DUSZA: Wychodzi na to, że ktoś jest w stanie zniszczyć mi życie swoimi paskudnymi myślami? NADZORCA: Nie. Cudze slajdy nie mogą wywrzeć bezpośredniego wpły.wu na Twoje życie. Każdy może zarządzać rzeczywistością tylko w warstwie swojego świata, do cudzych warstw nikt nie ma dostępu. Jedynym wyjątkiem jest sytuacja, kiedy mag oddziałuje na Ciebie za pośrednictwem wahadła - o tym już mówiliśmy. Inna sprawa, jak sam odnosisz się do cudzych slajdów. Jeśli bierzesz je do serca, to stają się one Twoimi myślokształtami, a potem się urzeczywistniają. Śniąca Un-dina wszystko prawidłowo wyjaśniła. Oddziel swoje problemy od cudzych - to ich problemy, a nie Twoje. Niech babrają się w swoim fatalizmie ile tylko chcą. W większości przypadków nie uda Ci się nic wpoić tym ludziom, ponieważ to "przypadki kliniczne" - oni twardo śpią. Odnoś się do cudzych negatywnych wyobrażeń o Tobie, tak jak powiedziała Joker: "Nie ma mnie dla Waszych problemów'''. Mam tylko jedną siebie. UMYSŁ.: No proszę, od duszy przyszedł sms. Zobaczmy, co napisała ... "Sumienia nie ma. Dowiadywałam się. Dokładnie". Tak. To w jej stylu. Nalata się w gęstwinie przestrzeni wariantów, a potem wymyśla nie wiadomo co. A oto i ona. DUSZA: It's my world! It's my life! And it's nobody's business! [Oto mój świat! Oto moje życie! I nikomu nic do tego!] Oto moje credo. UMYSŁ.: Co ci się stało? DUSZA: Otóż to, że mam jedno życie i jedną siebie, i chcę dysponować tym swoim życiem tak jak zechcę! UMYSŁ.: Na zdrowie, kto ci przeszkadza? DUSZA: Wszyscy przeszkadzają! Wszyscy dookoła tylko próbują mnie pouczać, jak mam żyć, czego chcieć, do czego dążyć, jak się zachowywać! Mam tego dość! UMYSŁ.: A co ma z tym wspólnego twój sms na temat sumienia? 55 DUSZA: Moje sumienie znajdowało się w jajku, jajko w szkatułce, szkatułka w szpaku, szpak w skrzydle, skrzydło w śpiewaku, śpiewak w zuchu, zuch w pisklaku, pisklak we wzorcu, a wzorzec w końcu. UMYSŁ.: Oj, to było głęboko schowane! Chociaż niczego nie zrozumiałem. DUSZA: No tak, przecież zawsze starałam się żyć dla własnej przyjemności, a wahadła zmuszały mnie do życia nie dla siebie, a w imię czegoś albo kogoś, opatrując swoje nauki znakiem sumienia i wszelkich społecznie pożytecznych flaków z olejem. No i schowałam sumienie jak najgłębiej, żeby nie przeszkadzało. UMYSŁ.: A teraz? DUSZA: Dotarłam do końca, Znalazłam tam wzorzec. Wydobyłam pisklę, Chwyciłam zucha. Objął mnie śpiewak, Spadłam ze skrzydeł. Wczepiłam się w szpaka: Oddaj mi szkatułkę! Otworzyłam szkatułkę, A tam - puste jajo ... I nie ma ani kropli sumienia! Hura! Jestem wolna! JULS: Może ktoś opowie, jak trzeba siebie kochać? SARINA: Dobre pytanie! Ja to widzę tak: z nikim się nie porównujesz, tylko z wczorajszym sobą - to po pierwsze. Po drugie: akceptujesz siebie samego, takim, jakim na razie jesteś ... Po trzecie, chwalisz się i rozpieszczasz ... Upiększasz, żywisz, umiarkowanie poisz i nie wiem co dalej ... GEMINI: A ja polecam na początek lekturę Oga Mandino "Największe cudo świata", jeśli nie zgodzisz się, że jesteś największym cudem świata, to nikt Cię do tego nie przekona. A na wszystkie rady będziesz odpowiapać: nie o to chodzi, nie o to chodzi. TUCKER: Jak na mój gust to trochę dziwne pytanie ... Po prostu trzeba to robić i tyle. Nie istnieje instrukcja. HELG: Kiedy siebie nie kocham, to lubię się do siebie podlizywać. Kupuję sobie jogurt brzoskwiniowy, lody (lubię słodycze), pokartkuję Castanedę (nawet wynotowywałem z niego myśli, bardzo mi to pomaga), dobre fantasy czytam. Od niedawna zacząłem sobie grozić, że nie pozwolę sobie wejść na forum Transerfingu, jeśli od zaraz nie stanę się zadowolony i przez siebie kochany. Wówczas szybko staję się posłuszny! LOUK: Wydaje mi się, że pytanie jest bardzo potrzebne dla wielu. Według moich obserwacji wiele osób nie ma pojęcia, na czym polega miłość do siebie. Najczęściej w wyniku takiej niewiedzy postępują według "instrukcji" z książek. Powiedzcie na przykład, czy była Wam potrzebna instrukcja, jak kochać dziewczynę? Przydarzyło się to Wam bez żadnego wysiłku, jakby coś w waszym wnętrzu ożyło. W takich chwilach ma miejsce najwyższy szczyt błogości - nieopisanej radości - szczęścia, kiedy chce się umrzeć, ale nie tą śmiercią rozkładu, lecz tą, kiedy wszystko wokół przygasa i wydaje się mało ważne, a pozostaje tylko miłość!!! Póki co, jesteśmy w stanie kochać jedynie uniesieniami mgnieniami, a cała reszta to tylko żałosne podobieństwo miłości. Obudź się! Przeanalizuj siebie! Książki to tylko podręczniki, a nie instrukcje. Jest takie pojęcie jak samouwielbienie- miłość narcystyczna. Kiedy nie znasz prawdziwej miłości, łatwo pomylić ją z namiastką. LANDYSZ: W sumie masz rację ... przecież niewielu zaznało tego szczęścia, jakim jest miłość. A w książkach zawarte są nie instrukcje, tylko ludzkie historie. Patrzeć na siebie odbitego w wodzie i zachwycać się, jak narcyz, oczywiście można. Wiele wówczas staje się jasne ... tylko nie pogrążenie w samouwielbieniu. Jest tutaj wyraźna granica ... pokochać siebie ukochanego i nie robić tragedii z tego, że nos masz jak kartofel albo tyłek zwisa inaczej niż u innych. No i czort z tyłkiem ... Masz kochać siebie przede wszystkim takiego, jakim jesteś, jakim stworzyła cię Matka Przyroda, i rozumieć, że jesteś jedyny i niepowtarzalny, i na świecie 56 nie ma drugiego takiego. A kiedy Twoja miłość do siebie przeleje się Poza brzegi... wystarczy jej również dla wszystkich pozostałych. SARINA: Mam jedną siebie ukochaną. MAD DOG: A co począć z wewnętrznym poczuciem winy?, Poczuciem, które starannie wyhodowali i wychowali "troskliwi" rodzice? Jeśli wierzyć Freudowi; to uświadomiony kompleks (czyli przemieszczony z podświadomości do świadomości) znika.Tylko nie to! Co robić? Poniżać się do banalnej obrazy na rodziców? To śmieszne ... Mówić sobie, że nic nikomu nie jestem winien, i pomagam rodzicom oraz wszystkim pozostałym z własnej woli? Od takich myśli może pojawić się łysina, a pomagać zawsze i wciąż będziesz zbyt mało (tak im się zdaje). W ogóle kwestia krewnych jest paląca. Te wahadła ciężko ominąć, nie da się na nie nie reagować. LANDYSZ: Winić siebie albo czuć winę - to rzecz nieprzyjemna. Z kolei pomoc jest dobra tylko wtedy, jeśli ktoś o nią poprosi ale jeśli ta prośba przeradza się w codzienne “powinieneś", to nakichaj na to wszystko ... zrozum, że przeżywasz przede wszystkim swoje życie, a nie cudze. Nie możesz być przez całe życie laską, na której będą się wspierać, a poza tym nie staniesz się przez to lepszy w oczach krewnych. Wybujałe pojęcie krewnych o tym, że dali ci wszystko, a Ty nie możesz dać im nawet niewiele - to ich problemy ... cóż ty masz z nimi wspólnego? Najważniejsze to nie przykładać zbyt wielkiej uwagi do tego i nie karać siebie za to. Możesz dać tylko tyle, ile jesteś w stanie w danym momencie i ani trochę więcej ... a cała reszta to zawyżone wymagania twoich infantylnych krewnych. ARNIKA: Najpierw, oczywiście, ze strony krewnych pojawi się wielkie oburzenie, będą apelować do Twojego sumienia, będą starać się wywołać poczucie winy, by tobą manipulować, a potem się uspokoją. I przyjmą Twoją postawę jak coś oczywistego. SARINA: Należy rozwijać w sobie zdrowy tumiwisizm: "Nie jestem słońcem i wszystkich nie ogrzeję". Oczywiście niektórzy krewni nie chcą pracować,duchowo albo fizycznie i chcą Cię wykorzystać (rodzice - Twoją troskę, dzieci - Twoje pieniądze). A ty nie wstydź się: "Niech idą na szczaw" ... WRONA: W ten sposób swego czasu ominąłem wahadło kartofli - tych, które rosną na polu. Po prostu twardo powiedziałem, że ich nie potrzebuję. Rodzice marudzili, ale to zignorowałem. W rezultacie już od wielu lat nie uczestniczę w sadzeniu, pieleniu i wykopkach. Gość: Powiedzmy, że nie podoba mi się moja twarz. Mam siebie przekonywać czy co? WRONA: W rzeczywistości uroda rozumiana przez większość nie jest niczym więcej niż modą. To pojęcie społeczne, z którego spogląda świński ryj wahadła. Inna sprawa to powab, który akurat pod wieloma względami zależy od tego, na ile siebie kochasz. W sumie każdy ma własny kształt nosa, pupy i innych części ciała, ale powabną można być niezależnie od tego. Pierwszym krokiem jest zaakceptowanie siebie wraz ze swoim unikalnym wyglądem zewnętrznym. MICHAIŁ.: Czytałem gdzieś, że za granicą przeprowadzono następujący eksperyment. Wzięto dziesięć zdjęć różnych kobiet (bar- dzo różnych) i pokazano je tysiącowi mężczyzn. Zadanie polegało na tym, by wybrać jedną, która najbardziej się podoba. Otóż jedne zostały wybrane przez większą ilość mężczyzn, drugie przez mniejszą, ale w sumie nie było ani jednej, która by nie Została wybrana przez nikogo. Wnioski poczyńcie sami ... LOLlK: Zdecydowanie mogę Was zapewnić, iż rzecz nie polega na wyglądzie zewnętrznym, tylko na tym, jak się ustosunkowujesz do siebie. Jest tyle przykładów i obserwacji z życia wziętych, mówiących o tym, że pozorna brzydula tak urzeka i pociąga ku sobie, że zapomina się o wszelkich "odstępstwach od standardów".To samo mogę powiedzieć o mężczyznach. I chcę podkreślić, że walory mężczyzny nie polegają na tym, co ma między nogami. Sami pomyślcie, dlaczego niektórzy mężczyźni albo kobiety mając w małżeństwie urodziwych partnerów, mimo wszystko szukają na boku kogoś innego, i rzecz nie w seksie, bo to tylko stereotypowe, prymitywne myślenie. Człowiekowi brakuje miłości do samego siebie i w swojej ślepocie rekompensuje to sobie przyjemnościami, ale są one krótkotrwałe i szybko się nudzą, tym niemniej mądra musiała być głowa, która z przesytu wymyśliła "krótkotrwałą nieprzystępność" - zabawę w kochanków. Tymczasem ten, kto szczęśliwie przejrzał na oczy, szuka swej drugiej połowy, aby zrekompensować sobie to, czego mu naprawdę brakuje w nim samym i nadal kontynuować twórczość praktycznie pod każdym względem. Takie związki to dar od Boga! Twoje niezadowolenie z wyglądu zewnętrznego będzie się w każdym odbijać. Oczywiście na "opakowanie" ludzie patrzą, ale bardziej ich interesuje "zawartość". Czy w związku z tym nie łatwiej jest 57 zająć się tym, co jest odbiciem wnętrza? Zaprzyjaźnij się ze zwierciadłem i znajdź w sobie to, co najlepsze! WRONA: Swojej drugiej połowy poszukuje ten, kto sam nie czuje się całym. Takie jest moje skromne zdanie. ARNIKA: Jakie dobre zdanie! PILOT: Wrona, masz całkowitą rację. Ale dotyczy to określonego etapu. A potem ten, który czuje się całym, po prostu kontynuuje poszukiwanie swych krewnych. Pokrewne dusze to coś wspaniałego. Jaka następuje koordynacja ... Po prostu unosimy się na fali szczęścia. Każdemu tego życzę· BEAUTY: IM HO spójna osobowość nie potrzebuje żadnych pokrewnych dusz. Bo po co? HELG: Po to, żeby spójnej osobowości było dużo! BEAUTY: Nie opowiadaj bzdur, komu to potrzebne? KICIA: Wy róbcie co chcecie, a ja chcę wszystkiego jak najwięcej! Proszę nie propono mi tabletki na chciwość! Rzuciliście się na Wronę, szakale. A on trafił w dziesiątkę. Wrono czarnoskrzydła, daję ci moją definicję 1+1=3. SARINA: Niejednokrotnie na forum przekazywałam głębokiej, kolektywnej świadomości myśl, którą sformułował Wrona. I argumentowałam to konkretnie. Powtarzam. Nie, niepotrzebni są żadni współwyznawcy ... Potrzebny jest ktoś, kto będzie Ciebie ukochanego chwalić (ani trochę nie rugać)! A jeśli chwalono Cię i rugano, aż wszystko to zdewaluowało się, to jest Ci wszystko jedno, czyś wolny czyś niewolnik. .. LOLlK: A któż tu tak mocno oszukuje, wynosząc do rangi prawdy to, czego raczej nie nabył! Kto osiągnął spójność - wystąp! Chętnie go poznam. Sari na, co w takim razie robisz na fo. rumskoro jesteś spójna? SARINA: Tak sobie fruwam, jak widzisz ... KICIA: Lolik, zachowujesz się jak nauczycielka Pani Frau! Nie chcesz pożartować? LOLlK: Po co żartować ... Kiedy wewnątrz ciebie zamknął się krąg rozdwojenia, dwie połówki zlały się w jedno, to wszystko co zapożyczone odpada jak łupina, a najważniejsze jest to, że niczego nie trzeba udowadniać. To co na zewnątrz jest również we wnętrzu! Różnica polega tylko na tym, gdzie złączone zostały połówki - we wnętrzu czy na zewnątrz? W pierwszym przypadku - krąg się zamyka, stajesz się spójny, a w drugim - iluzja trwa nadal. HELG: Nie zgadzam się! Nie wierzę! Nie przekonasz mnie! Dlaczego w takim razie nie jesteśmy hermafrodytami? Dlaczego nie dzielimy się jak ameby? Łatwo jest stać z boku i mamrotać przez zęby: "Tak, łażą tu ... same nieszczęścia przez was ... nikt was tu nie lubi ... ". Oczywiście, życie jest trudne dla kogoś (może dla Sariny, ale raczej nie dla niej) jest to prostsze wyjście, ale z pewnością stanowi ono wyjątek, a nie zasadę. LOLlK: Helg, radości nasza! Nie wszystko jest tak tragiczne, a nawet przeciwnie! W twojej rzeczywistości wszystko jest inaczej i masz rację! SARINA: Najpierw trzeba się nauczyć rozpieszczać siebie: kupić banana, pomarańczko, a kiedy bardzo się chce, to znaleźć czas i pieniążki, żeby wywieźć się na wycieczkę... A potem wszystko pójdzie łatwiej! Najważniejsze to starać się robić to, co daje zadowolenie. W ten sposób znajdziesz cele, drzwi i całą resztę. VAS: Moim zdaniem trzeba najpierw nauczyć się szanować siebie i swoje czyny. Myślę, że w niewielkim stopniu umiemy sobie na coś pozwolić. SARINA Jeśli pozwolisz, to będziemy Cię kochać i rozpieszczać. (oczywiście wirtualnie). ALICJA: 58 Samo słowo "samouwielbienie" jest jakieś niedobre, nie podoba mi się. W ogóle mam alergię na zatwardziałych egoistów, przy czym owa alergia jest też zatwardziała. Mówię to dlatego, że musiałabym (przynajmniej ja) podnieść sobie poprzeczkę w życiu i pozwolić sobie na to. ARNIKA: Po co ci ta alergia? Wypuść tych zatwardziałych egoistów na wolność. KICIA: Im delikatniejszy jest egoista, tym przyjemniej dla zębów. Delikatny egoista jest przyjemniejszy w dotyku. Delikatnego egoistę przyjemnie jest położyć sobie do łóżka zamiast pluszowego miśka. Delikatny egoista jest plastyczny i łatwo przybiera dowolny kształt. Delikatny egoista bez trudu przechodzi przez pręty klatki. Delikatny egoista jest niezastąpiony w gospodarstwie domowym. Zamiast szmaty, ścierki, dywanika, poduszki i tapicerki. Delikatny egoista łatwo i szybko wchłania w siebie całą wilgoć. Delikatny egoista łatwo się rozściela. Egoista delikatny w środku jest bardziej soczysty i korzystny dla zdrowia. Twardym egoistą można trzepać dywany. Im egoista jest bardziej zatwardziały, tym zdrowiej dla kręgosłupa na nim spać. Na twardym egoiście wygodniej jest się wesprzeć. Po twardym egoiście wygodniej jest chodzić - noga nie grzęźnie. Twardego egoistę można wykorzystać zamiast kolumny, jeśli jest piękny, albo zamiast ściany nośnej, jeśli jest niezbyt wyszukany. Egoista zatwardziały jest odmianą dębu. Można z niego zrobić dobre jakościowo beczki do przechowywania najlepszego koniaku. DUSZA: Kicia odwiodła mnie od zamiaru! Zabójczo! A ja się do siebie nie podlizuję, jak śniący Helg. Jestem sobie nieposłuszna i tyle! UMYSŁ.: A ja mam pasek. Dawaj tu swój tyłek! DUSZA: Rozmarzyłeś się! Odfrunę od ciebie do przestrzeni wariantów i uschniesz z tęsknoty. Umiesz mnie tylko wyzywać i szydzić ze mnie. A kim jesteś beze mnie? Profesor z trzydziestohercowym procesorem. UMYSŁ.: Dziękuję za komplement. Dobrze, że przynajmniej nie nazwałaś mnie kieszonkowym kalkulatorem. DUSZA: Milcz, bo cię zrestartuję. NADZORCA: Otóż przestaniecie się kłócić i zlejecie się w jedności i zgodzie, zaczniecie żyć zgodnie ze swoim credo i nie będą pojawiać się u Was takie pytania jak: "Jak kochać siebie?". ROZDZIAŁ czwarty. Rodzinne zwierciadło. UMYSŁ.: Na pewno będzie tu mowa o konfliktach rodzinnych. DUSZA: Temat ten jest nam bardzo bliski prawda, prawda mój in. terlokutorze. Wciąż się kłócimy, chociaż Nadzorca nawołuje nas do jedności. Ale mnie często się wydaje, że rozbieżności i spory tylko umacniają nasz związek. UMYSŁ.: To prawda, wiele rodzin tak żyje. DUSZA: I nie rozumieją, że awantury to fundament rodziny. I z czego są niezadowoleni? UMYSŁ.: Po prostu komuś nieraz chce się wypłakać w mankiet, znaleźć swego rodzaju bufor. DUSZA: Wymyśliłam, że w charakterze takiego bufora może służyć jakiekolwiek domowe zwierzątko, na przykład kot. UMYSŁ.: W jaki sposób? DUSZA: Wyobraź sobie, że wracasz z pracy zły i zmęczony, nakrzyczeli tam na ciebie i dlatego tobie też chce się na kogoś nakrzyczeć. Otóż zamiast rzucić się na żonę albo na dzieci, odgrywasz się na kocie. 59 Należy zrobić co następuje. Po pierwsze, wysunąć jakikolwiek zarzut, na przykład: dlaczego cały dzień spał niedbaluch, dlaczego nie zmył naczyń i nie wytarł kurzu? Albo dlaczego mój garnitur jest niewyprasowany? A kto będzie gotować obiad, może ja? W sumie najważniejsze to znaleźć oskarżonego, a oskarżeń można wysunąć ile się chce. Następnie trzeba założyć specjalną teczkę - akta, w których będą odnotowywane wszystkie przestępstwa kocura. I w końcu urządzić sąd rodzinny nad bezczelnym zwierzęciem! Pozwać zarazę! Zbesztać kota, wystawić na widok publiczny albo ogłosić naganę z wpisem do akt. A w szczególnych wypadkach można ukarać go z całą surowością, hienę jedną, wyrok zasądzić, z odsiadką w komórce włącznie. I tak dalej. Dobrze, jeśli każdy członek rodziny będzie mieć pupila, na którym można wyładować złość. UMYSŁ.: Dałaś czadu! Przesadziłaś! DUSZA: Dobra dobra, w każdym żarcie jest odrobina rozsądku. KATJAVA: Moja teściowa wciąż udziela mi rad w każdej dziedzinie. Kiedy mam już tego dość, zaczynam mówić, że nie potrzebuję rad, na co pada odpowiedź: "Przecież uczę cię, żebyś się uczyła na cudzych błędach, a nie na swoich". Próbowałam powieazieć, że niepotrzebne mi są cudze błędy, ale bez skutku. W zasadzie nie istnieje już problem natury psychologicznej, ale tak mi się chce znaleźć zdanie, które powstrzymałoby wszystkie te rady. Może to nierealne? WIDUSZAKA: Kwestia polega na czym innym: co z tego, że ona Cię uczy? Jednym uchem wleciało, a drugim wyleciało. A może ona żąda postępowania zgodnie ze swoimi radami? Ja jakoś tak niepostrzeżenie utemperowałem teściową tak, że stała się złotą kobietą, a ja jestem dla niej ukochanym zięciem. GRACE: Dla mnie jest to również bolesny temat, lecz pod nieco innym względem. Nie daję się sprowokować do bezmyślnej wściekłości, a ona nie uspokoiła się przez tyle lat, a jeszcze mojemu mężowi źle o mnie mówi. Nie wiem, co robić. Nie chcę nawet próbować frailingu, bo od samej jej obecności chce mi się wymiotować. SEVA: Jeśli nie udaje Ci się szanować starości, to musisz być wobec niej pobłażliwa. Pamiętaj o tym, że jest ona matką twojego męża. Odnoś się do wszystkiego spokojnie. Zachowuj zdrowy rozsądek. Nie bądź rezonansem rozdrażnienia. Wszystko co negatywne traktuj jak drobiazgi w życiu. Dąż do tego, by zamieszkać osobno. Ciesz się kwiatami, które czekają na Ciebie za zakrętem! KATJAVA: Rzecz w tym, że moja teściowa kipi energią troskliwości. Ale dzieci (czyli ja i mąż) wyrosły, mamy już 30 lat, a ona codziennie przypomina nam, że jesteśmy mali i dla niej zawsze pozostaniemy dziećmi. Ciągle słyszymy zarzuty, że nie zjedliśmy na czas, że jeśli chorujemy, to niewłaściwie się leczymy, przyjmujemy nie te lekarstwa i tak dalej. Nie jest naszym przyjacielem, tylko opiekunem w czystej postaci. Nawet kiedy kot wchodzi do jej pokoju, to ona uważa, że jest głodny, a on po prostu chce się pobawić. SORANE: Kiedy dojrzewa konflikt, trzeba namalować tęczę obok tego człowieka, a ten od razu stanie się łagodniejszy ... W książce też było napisane, żeby spróbować podarować temu człowiekowi to, czego mu brak równowagę duchową, spokój i tak dalej. Może warto wyobrazić sobie teściową w wielkim skórzanym fotelu w sanatorium, z papieroskiem w jednej ręce i szklaneczką ginu w drugiej ... Albo wyobrazić ją sobie w kręgu przyjaciółek, które jej strasznie zazdroszczą, że ma takich dobrych "chłopców" i ich żony ... Może warto na tydzień wysłać teściową do sanatorium? LOTOS: Właśnie tak! Miałam niedawno sytuację, kiedy jedną bardzo rozdrażnioną ciotkę musiałam przez jakiś czas znosić. Otóż nagle sama namalowała się nad głową jedna tęcza, potem skrzyżowała się z nią druga, a potem jeszcze dwa razy przecięły ją trzecia i czwarta. Powstała jakby tęczowa powłoka ... I nagle wydobyło się wielkie ciepło! Wyobraźcie sobie, że po paru minutach ta ciotka nagle bardzo miłym tonem zwróciła się do mnie z jakimś pytaniem. Byłam w szoku. Stosuję to już od kilku dni. Świetne doznanie! LOLlK: Grace, sama to modelujesz w swojej świadomości i do tego mocno utwierdzasz i umacniasz ... To znaczy, że tak właśnie będzie i teściowa nie ma z tym nic wspólnego. Sama powinnaś nad sobą popracować, a wówczas zmieni się Twój stosunek. Szukaj przyczyny rozdrażnienia w sobie. Im bardziej neutralna będziesz wobec niej, tym większy będziesz miała spokój. Spróbuj postrzegać teściową bez oceniania jej. Po prostu obserwuj zdarzenia. Bez emocji, ocen, porównań. Skąd możesz wiedzieć, jaka ona powinna być w stosunku do Twojego męża i do Ciebie? Modelujesz to swoim pojmowaniem tego, co jest dobre, a co złe. Odrzuć wszystkie te porównania i po prostu obserwuj przede wszystkim siebie, na co Ty reagujesz ... 60 GRACE: Lolik, powiedz mi, jeśli ja pamiętam zło, ale bez zabarwienia emocjonalnego, to znaczy, że nie wybaczyłam? A może po prostu nie zauważam emocji i je dławię? Jak to rozumieć? LOLlK: Obserwuj siebie, to, co się z Tobą dzieje, kiedy wynurzają się wspomnienia o tym, co złe, wejdź w siebie jako obserwator ... Badaj. Jeśli wracam do swych wspomnień i oceniam je źle, to znaczy, że gdzieś tkwi drzazga. IRISZKA: Grace, spróbuj ją szczerze pokochać, przecież ma jakieś dobre cechy, których ty nie dostrzegasz. Miałam napięte stosunki z teściową przez wiele lat, w żaden sposób nie mogłam jej zaakceptować ani zrozumieć. Wydawało mi się, że jest ona całkowitą przeciwnością mnie (bardzo ostra, nawet niegrzeczna, wszystkich uważa za głupców, zazdrośników i chciwców). Potem zachorowałam, a ona pokazała się od drugiej strony: bardzo mi współczuła, nawet pomogła materialnie (co jej się wcześniej nie zdarzało). Zmieniłam do niej stosunek, wybaczyłam wszystko co złe (z mojego punktu widzenia), wypuściłam, sama dzięki Bogu wyzdrowiałam i... przeprowadziłam się wraz z rodziną do innego miasta, widzimy się teraz rzadko, a podczas spotkań" między nami wszystko jest w porządku. ARNIKA: Właśnie dlatego wszystko jest w porządku. Należy, rzadko się widzieć. Nie wiem, czy możliwe jest, by szczerze po kochać teściową, szczególnie jeśli uczucia bliskie są nienawiści. Chciałabym wypracować w sobie przynajmniej neutralność. . IRISZKA: Właśnie dlatego widzimy się rzadko, że jej wybaczyłam, wypuściłam ją i w rezultacie dostałam się na inną linię życia, na której nie ma teściowej w pobliżu. KYS Dziewczęta, a może wasze teściowe są waszymi odbiciami? Przekonałam się na własnej skórze, że najszybsze i najlepiej odbijające zwierciadło, to zwierciadło rodzinne. Sama często uderzam w nie głową. Ni z tego ni z owego z mężem zaczynają się drobne przepychanki słowne. Myślę sobie: "Ale się wredny zrobił, uparciuch". A jak się przyjrzę, to widzę, że przecież sama ostatnimi czasy chodzę podminowana. Tylko należy uczciwie spoglądać w zwierciadło, nie upiększać siebie, a może ujrzycie i zmienicie coś w sobie, a potem otoczenie podciągnie się do was ... KATJAVA: Kys, oczywiście masz rację. W moim wypadku to wszystko napływa falami. Kiedy wszystko jest dobrze, teściowa mnie nie rusza, w zasadzie jest taka sama jak ja, a ja spokojnie do wszystkiego się odnoszę, ona mi nie przeszkadza, a kiedy się na mnie rzuca, to gotowa jestem zabić ją, i to nie za coś konkretnego, tylko za to, że wszystkiego mam dość. Ale jednak jest perspektywa na własne mieszkanie, więc nie wszystko stracone. KYS: No proszę ...Teściowa jako osoba nie ma z tym nic wspólnego. Jest ona tylko piorunochronem. Każdy z nas musi na kimś się rozładować, ale jest to rozwiązanie na krótką metę. Jest to leczenie symptomów, a nie przyczyny. LOLIK: Trzeba zaakceptować teściową taką, jaka jest, i po sprawie. W życiu bardzo wiele rzeczy może drażnić, od wszystkich nie uciekniesz ani ich nie przegonisz. Myślę, że po to mamy nauczycieli, żebyśmy przestali walczyć ze światem i nauczyli się pielęgnować w sobie miłość ... Ale to wyższa szkoła jazdy .. , A póki co - neutralny stosunek do sytuacji to już pół sukcesu. ARNIKA: A jednak są takie zjawiska jak wampiry, drobni tyrani. Oni też są nauczycielami. Uczą nas, że nie można być dla każdego miłym, że nie można wciąż być dawcą, że należy brać pod uwagę również swoje interesy, uczą nas, jak zauważać manipulantów uczą nas, że nie zawsze dobrze jest być "dobrym", że "złym" też. warto być (a może nawet trzeba, albowiem i my jesteśmy dla i kogoś nauczycielami). Nie wszystko jest jednoznaczne. Kiedy przestaniesz pozwalać, aby ów "doradca" wchodził ci na głowę, ~ to spojrzysz i okaże się, że łatwiej jest go zrozumieć i łatwiej jest mu wybaczyć. LOLIK: Zgadzam się z Arniką: kiedy ewidentnie ktoś włazi Ci na głowę i tępo Cię popędza, to nie zaszkodziłoby go z głowy zrzucić, ale nie odczuwając przy tym nienawiści i obrazy ... Uporządkuj swoje emocje. One wyskakują przed Ciebie i nie pozwalają wielu spraw dostrzec. Cała reszta jest w książkach ... Wystarczy tylko więcej trenować ... Szczególnie kiedy Ciebie ponosi, "powiedzieć sobie stop" ... zrobić pauzę ... Możliwe, że nie wszystko jest tak, jak Tobie się wydaje ... To tylko jedna krawędź Twojego postrzegania, a jest ich mnóstwo. Czyżbyś chciała widzieć tylko mroczne strony? Wiele tu zależy od nastrojenia kanałów. Jak już mówiłam, na przykład, jeśli chcesz widzieć teściową jako swarliwą i nienawistną, to taką dla Ciebie będzie. Nie wierzę, że nie ma w niej nic pozytywnego, przy czym nie nawołuję do tego, byś ją kochała, tylko przyjęła taką, jaka jest, i pozostawała sobą. 61 STRYAPSIK: Jeśli przypomnimy sobie Transerfing w czystej postaci, to nasz świat jest odbiciem naszego stanu wewnętrznego. Stąd pojawia się u mnie podejrzenie, że ty, Grace, czerpiesz jakieś masochistyczne zadowolenie z tych kłótni rodzinnych. Może się mylę, ale w jakiś sposób przecież przyciągnęłaś do swojego życia właśnie taką teściową i właśnie takie stosunki. Ja na przykład mam psa, który jest prawdziwym transerferem. GRACE: W ogóle to uważam, że zwierzęta są o wiele lepszymi transerferami niż ludzie. One nie potrzebują szczególnych po· wodów do radości. A już na pewno wszystko dookoła postrzegają tak, jak jest w rzeczywistości. Mój mąż już kończy czytać piąty tom, wcześniej nieraz prosił mnie o radę, a teraz, widząc mój stan, też groźnie pyta: "Jesteś transerferem czy nie?" i "Kiedy masz zamiar ukształtować swoją warstwę świata?". Mówię, że poszłam się przespacerować, ale zaraz wrócę i będę transerferem, i zacznę od nowa kształtować warstwę. Czuję, że odzyskuję równowagę, napisałam pozytywny wiersz: Nastał ranek, Słońce wzeszło. Otworzyłam oczy, Jak pięknie! Obok ukochany mąż, Pies i kot. Cóż mam jeszcze Chcieć od życia? Wstanę z łóżka, Wezmę smycz. Pójdę na ulicę, Wyprowadzę psa. Będziemy się bawić, rzucać kij i piłkę. Głośno się radować, i straszyć ptaki. Wrócimy do domu, Mąż spyta ze strachem Czy nie zmarzłaś? Tylko odrobinę. Wypiję gorącą herbatę, Zjem bułkę z kiełbasą. I już się zagrzałam, Jakże mi dobrze! Obok mnie kot, Siedzi na fotelu . Łapką mnie skrobie, Nieśmiało po ręce. “Zwróć na mnie uwagę, Moja pani. Podrap za uszkiem, Pomruczę słodko. Teraz Cię ucieszę, Mą kocią pieśnią· O tym, żeś Ty Najlepsza na świecie". Nawet nie zauważy, Jak mąż podejdzie. Pocałuje w nos, Weźmie za rękę. Patrzy na niego, Nie potrzebuje słów. Wiązę w jego oczach, Jak płonie miłość. 62 Nie straszne nam razem, Kłótnie, awantury. Miłość nam pomoże, Damy sobie radę. Nastał ranek, Słońce wzeszło. Jak dobrze Kochać i być kochaną! Jaki długi wiersz! Jak u Altowa [humorysta rosyjski - dop. tłum.]: dwie dziewczynki rzucają z balkonu w przechodniów jajkami. jedna dziewczynka jest dobra, a druga zła. Dobra trafiła sześć razy, a zła tylko dwa, bo dobro zawsze zwycięża zło. DUSZA: Czyżby można było zmusić się do pokochania teściowej albo jakiegoś innego człowieka, jak tu radzą? NADZORCA: Oczywiście, że jest to niemożliwe. Te piękne apele w stylu: "Kochaj bliźniego swego" albo "Postaraj się pokochać", albo "Rozsiewaj miłość" nie mają sensu, jeśli dany człowiek od początku wywołuje Twoją niechęć. Można go zrozumieć, ale nie pokochać. Nie oszukujmy się. UMYSŁ: Cóż więc robić, jeśli trzeba mieszkać razem? NADZORCA: Dla teściowej, która przyjęła na siebie rolę opiekuna, życie w tej roli nabiera sensu. Kiedy Ty sama osiągniesz ten wiek, w którym, powiedzmy, zatracisz swą "użyteczność", to w jaki sposób będziesz postępować? Możliwe, że znajdziesz sobie jakiś cel i będziesz do niego zdążać. Ale jeśli człowiek nie ma celu, to co ma robić, aby nie zatracić sensu życia? A sens ten, jak już mówiliśmy, polega na tym, by żyć i zarządzać rzeczywistością. Otóż teściowa wybrała właśnie jeden ze sposobów zarządzania - bycie komuś użyteczną. Co możesz zrobić? Najlepsze wyjście, to przyjęcie zasad gry i odegranie sztuki, w której ona jest Twoją nauczycielką, a Ty szanującą ją uczennicą albo podopieczną. W tym wypadku mówię "przyjąć zasady", chociaż zazwyczaj radziłem odwrotnie nie przyjmować ich. Lecz jeśli zrobisz to świadomie, to wszystko w porządku. Przebudziwszy się na scenie, stajesz się grającym widzem, dlatego też sen będzie pod Twoją kontrolą. Zaś jeślibyś spała, to Twoja reakcja byłaby standardową reakcją ostrygi: rozdrażnienie i wszelkie próby opędzenia się. Oczywiste jest, że do niczego by to nie doprowadziło. Jednak jeśli bardzo nie podoba Ci się tego typu spektakl, będziesz musiała znosić to w milczeniu. Nie ma sensu się kłócić. Teściowa wybrała tę rolę, w której czuje się komfortowo. Jeśli spróbujesz odebrać jej tę rolę, to może ona wybrać inną, która nie spodoba Ci się jeszcze bardziej. W takim wypadku lepiej zastosować Transerfing: oderwać swą uwagę od teściowej i przekierować ją w całości na uzyskanie oddzielnego mieszkania. Teraz chorągiewka Twojej uwagi skierowana jest na to, co Cię drażni - na teściową. W warstwie Twego świata masz wszystko to, czym zajęta jest Twoja uwaga. A zatem wysil się i przekieruj chorągiewkę na to, co chcesz mieć - na oddzielne mieszkanie. Sidła miłości. DUSZA: Co tam czytasz? UMYSŁ: "Kocham Cię, cóż więcej mogę powiedzieć ... " DUSZA: Jaka ckliwa paplanina! UMYSŁ: Co ty rozumiesz?! Przecież to ... DUSZA: To nie miłość, tylko płacz Ewki. Jeśli uczucie jest silne, to powinno być wyrażone bezpośrednio. Posłuchaj, co mam. UMYSŁ: Jesteś nieociosana i ordynarna. DUSZA: Zamknij się i słuchaj: Kocham cię z rozmachu. Krążą senne liście. 63 Kąsam twą rozkosz. Gwiazdy cicho szeleszczą. jestem kudłatym zwierzem. Mkną po niebie obłoki. Zobaczysz, że cię zjem. Po kamieniach biegnie rzeka. jestem dzikim chórem. Rozmarzony śpi czarowny las. Zaciągnę cię do mej jaskini. Sosny pną się ku niebu. Kocham cię luzacko. Wiatr szepcze w listowiu. już nad sobą nie panuję. Cisza szemra po ciemku. Kocham cię zarazo. W rzeczce pluska się księżyc. Jak mnie podrapiesz, to cię zagryzę. Noc spokojna i czuła. Zamęczyłaś mnie. W królestwie elfów w tę noc. Nie krzycz tak, bo się boję. Urodziła się księżniczka. Kocham cię szalenie. Zapomniałaś się już całkiem. Oddychasz ciężko. Kocham cię z rozmachu. UMYSŁ: Jaja sobie robisz! Chociaż jeśli się usunie wszystkie dzikie słowa, to wyjdzie rzecz całkiem jadalna. Krążą senne liście. Gwiazdy cicho szeleszczą. Mkną po niebie obłoki. Po kamieniach biegnie rzeka. Rozmarzony śpi czarowny las. Sosny pną się ku niebu. Wiatr szepcze w listowiu. Cisza szemra po ciemku. W rzeczce pluska się księżyc. Noc spokojna i czuła. W królestwie elfów w tę noc Urodziła się księżniczka. Przed następnym marzeniem sennym postaram się ułożyć odpowiedź jak zwykle. DUSZA: Jak zwykle, czyli znów będziesz się ze mnie nabijać. Weź tylko pod uwagę, że jestem pamiętliwa i się zemszczę. UMYSŁ: Dobrze, dobrze, kudłata bestio. SlD: Ciekawi mnie, jak przy pomocy Transerfingu można znaleźć albo uczynić możliwym spotkanie ze swoim wymarzonym ukochanym. Co jeszcze oprócz slajdów, w których chodzimy ze sobą, cieszymy się i tak dalej, jest potrzebne? RADOŚĆ: Myślę, że powinny tu zadziałać zasady docelowego slajdu. Tematem slajdu powinien być tamten człowiek. Jeśli mówisz "wymarzony", to znaczy, że jesteś w stanie go scharakteryzować. Trzeba dokładnie wiedzieć, czego się chce. I powziąć decyzję - "biorę"· . ARNIKA: 64 Tematem slajdu nie ma być tamten człowiek, tylko ten człowiek. Czujesz różnicę? Nie mam prawa wstawiać do slajdu konkretnego człowieka, ale mam prawo wstawić do slajdu jakiegoś człowieka X, który wywołuje we mnie określone uczucia i emocje. A potem niech mój świat się martwi! Zamówienie zostało złożone. SlD: Rok temu, nie znając jeszcze wszystkich tych technik, chciałem chodzić z dziewczyną - jak mi się wówczas wydawało moich marzeń. Rezultatem było złamane serce, morze wylanych łez i bardzo mało dobrych wspomnień, pozostał raczej tylko ból. A przecież tyle energii na to poszło, po prostu zgroza ... A przecież można ją było zużyć na coś bardziej pożytecznego niż nie odwzajemniona miłość. Chociaż to raczej było zakochanie niż miłość ... ARNIKA A ja myślałam, że złamane serce i morze wylanych łez to dola dziewczyn i kobiet! Okazuje się, że mężczyznom też się to przytrafia! Zdecydowanie nie umiem na razie pozbyć się wpływu stereotypów. SID: Wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy płacze. Po prostu wielu to ukrywa, poza tym mężczyzna nigdy nie powie, że płakał. Kiedy uczucia, ból i użalanie się nad samym sobą wykraczają poza pewną granicę, organizm potrzebuje ujścia wszystkich emocji i wówczas chcąc nie chcąc otwierają się tajne, zapomniane przez Boga drzwiczki w oczach (o, jak ładnie powiedziane). Tylko czy to wszystko jest potrzebne? Dopiero teraz rozumiem, jaki byłem naiwny i głupi. Dzięki Zelandowi i wielu innym autorom różnej literatury, którzy mnie, można by rzec, wyciągnęli z tamtego świata i pomogli znów stanąć na nogi, i to jeszcze jak stanąć ... Martwi mnie w tej chwili co innego: wydaje mi się, że oduczyłem się kochania, próbuję odszukać tę jedyną, która otworzy ponownie złamane, jeszcze krwawiące ze świeżych ran serce. LANDYSZ: Nie oduczyłeś się kochać, nie oduczyłeś się kochać. Po prostu tak Ci się wydaje. Boisz się, że ktoś powie o Tobie, że jesteś mazgajem. Bądź sobą. Pozwól sobie na łzy, popłacz nad swoimi problemami, pożałuj siebie ukochanego, nie stanie się przez to Ciebie mniej. Niczego Ci to nie ujmie. Staniesz się mocniejszy. A tej jedynej nie warto szukać. Usiłujesz znaleźć tego, kto użaliłby się nad Twymi krwawiącymi ranami. Rany się zabliźnią, czas leczy i znajdziesz kogoś, z kim będziesz mógł iść przez życie. WRONA: Zazdroszczę Ci, mój drogi. Oduczyłem się płakać, ponieważ już w dzieciństwie powtarzano mi, że prawdziwy mężczyzna nie płacze. Okazuje się, że to nieprawda! Trzeba płakać.To naturalne wyrażanie silnych emocji. A nieuzewnętrznione, zepchnięte do środka, czyli zdławione emocje i tak wcześniej czy później znajdują drogę na zewnątrz w postaci nerwic, alkoholizmu, chorób psychosomatycznych. Zatem płacz, jeśli trzeba! Może i ja kiedyś się tego nauczę ... SlD: Po co być silnym i nieczułym? Człowiek ze stali - to oszukiwanie siebie. Wydaje mi się, że człowiek przychodzi na ten świat, aby nie męczyć się i nie cierpieć, tylko kochać i rozkoszować się życiem, a jak można się nim rozkoszować w pełni, jeśli się zamyka w sobie i jest się "silnym"? Nie czując prawdziwej" miłości i prawdziwych uczuć. Cała reszta to tylko krótkotrwałe radości, dostępne zresztą nie wszystkim. SARINA: Jedynie będąc silnym, będziesz w stanie odczuwać prawdziwą miłość bez przywiązania. Wiem, o czym mówię! A człowiekiem ze stali nikt nie staje się celowo. Stal powstaje w miejscu blizn i ran zadanych przez życie i innych ludzi. Z kolei dojrzała miłość jest niezwykle piękna! Nigdy sobie nie wyobrazisz, co czeka Cię za zakrętem, mój drogi! Żyj, miej nadzieję i kochaj ... SlD: Najważniejsze to złożyć zamówienie, a potem niech już siły wyższe myślą, co i jak urządzić ... LANDYSZ: "Chcę wyjść za mąż za milionera", .. W takim razie chyba, oprócz przeglądania w głowie slajdu, trzeba pójść tam, gdzie pojawiają się milionerzy (wszyscy tu pomyliliście Transerfing z czarodziejską różdżką) i oczy zawsze trzeba mieć otwarte, w przeciwnym razie wszystko prześpisz. ARNIKA: Landysz, to chyba Twoje pragnienie - znaleźć sobie milionerkę! Może zewnętrzny zamiar wyniesie mnie tam, gdzie bywają milionerzy? LANDYSZ: Tak, w domowych kapciach i na kanapie. NEODlM: Żeby podnieść Was na duchu (nie mylić z poparciem) opowiem pewną historię z własnego życia. Kilka lat temu kolejny raz wracając z pracy, włączyłem telewizor i natknąłem się na Wiadomości. Jednocześnie moje myśli zajęte były rozwiązywaniem 65 osobistej kwestii w postaci pełnej swobody w stosunkach z kobietami. Do tego w głowie rozbrzmiewała usłyszana w radiu piosenka "Ach jaka kobieta - takiej potrzebuję". Większą część programu prowadziła tego dnia jekaterina Andriejewa, a wiadomości sportowe prezentowała Olga Łapszynowa. Muszę powiedzieć, że obie mi się podobają (nie zatrzymując się na szczegółach żeńskiej budowy ciała, zauważę to, co najważniejsze - mają czarujące uśmiechy). Wszystko co opisałem powyżej zmieniło się w pewien zamiar: jakie kobiety! Chciałbym jakąś pośrednią pomiędzy nimi. Wiedziałem już, że nie warto zamiaru związywać z konkretnym człowiekiem oraz że te uczucia, które ten zamiar przyniesie, należy przeżyć, poczuć. Co zresztą zrobiłem, zapominając o przeszłości. Przypomniałem sobie o swoim zamiarze dopiero wówczas, kiedy się on urzeczywistnił. Po jakimś miesiącu przyjechałem do Moskwy na seminarium Symoronu. Rzuciwszy okiem na obecne damy, uspokoiłem się, a jednak następnego dnia poznałem dziewczynę, która z początku wydawała się sympatyczna, ale kiedy udało mi się wywołać na jej twarzy uśmiech, to moje umęczone serce ożyło. W sumie zapo- znałem się z dziewczyną, której figura przypominała opisano wyżej prezenterki, była ona szatynką (coś pośredniego pomię~, dzy brunetką Andriejewą i blondynką Łapszynową), kolor oczu również mieścił się w granicach słowa "coś pośredniego". Miała! na imię Jekaterina, a nazwisko Łapszyna (wybaczyłem niebiosom dwie literki i uznałem, że zamówienie zostało spełnione). Chociaż wówczas nie znałem Transerfingu, ale wykorzystywałem podobne idee. GOŚĆ Przeczytawszy wypowiedzi, zrozumiałam swoje błędy w tej kwestii. Właśnie przeglądałam slajd z konkretnym czło 'wiekiem, odtwarzałam ten slajd w głowie bez przerwy i w zasadzie wszystko na początku układało się dobrze, ale przesadziłam i nadałam zbyt wielką ważność tej sprawie. W rezultacie on nie chce ze mną rozmawiać, tłumacząc się brakiem czasu. A mnie się wydawało, że to właśnie przeznaczenie! Ale kiedy zniżyłam ważność, usunęłam emocje, spojrzałam na wszystko w trzeźwym świetle i zrozumiałam, że to wcale nie jest mój mężczyzna! Niemniej jest to bolesne i ciężkie do przeżycia ... Tak więc dzięki Transerfingowi, który na wiele spraw otwiera mi oczy, będę teraz inaczej zamawiać swą drugą połowę! Tylko trzeba przeżyć ... Dusza nie chce tego tak od razu przyjąć ... LOLlK: To nie dusza boli, tylko twoje ego nie daje ci spokoju. Boś odrzucona. "WRONA: Żeby kogoś kochać, trzeba najpierw nauczyć się kochać siebie. Zresztą wówczas samotność z problemu zmieni się w luksus - luksus bycia sam na sam ze sobą, ukochanym. LESHIY: Niedawno pomyślałem (!!! to już dobrze), że miłość jest jednakowa. Kochasz, cieszysz się, przejmujesz, przeżywasz i często się rozstajesz. Może miłość jest stworzona po to, żeby człowiek dokonywał jakichś śmiałych czynów? Rzuciła dziewczyna, nie masz już nic do stracenia, nie ma strachu i jesteś wolny! Możesz jechać tam, dokąd dawno już chciałeś, ale bałeś się ją stracić. Na przykład otwierasz własną firmę, jedziesz do Moskwy, za granicę itd. UNTOUCH: Przypowieść nie na temat: Pewnego razu do wielkiego sufiego [mnich islamski - dop. tłum.] Bajazida Bistamiego przyszedł pewien człowiek i rzekł: "Przez twoje nauki moje życie runęło w gruzy. Dwadzieścia lat temu przyszedłem do ciebie i powiedziałeś mi, że jeśli się nie prosi, to bogactwo samo przychodzi; jeśli się nie szuka wszystko będzie dane; jeśli się nie pragnie - przyjdzie najpiękniejsza kobieta. Straciłem dwadzieścia lat! Niechby chociaż przynajmniej jakaś brzydula przyszła! O bogactwie już nie wspomnę! Stałem się chory, zniszczyłeś całe moje życie. A co mi teraz powiesz?". Bajazid odrzekł: "Tak, wszystko to zdarzyłoby się, ale ty zbyt często się oglądałeś za siebie, znów i znów patrzyłeś, czy to nadchodzi czy nie. Miałeś pragnienia. Wszystko straciłeś przez pragnienia, a nie przeze mnie. Wciąż czekałeś: "Oto teraz nadejdzie najpiękniejsza kobieta, aby zapukać do mych drzwi! Teraz przyjdzie do mnie bogini bogactwa". Nie byłeś milczący. Nie znajdowałeś się w stanie braku pragnień". OLGA: Jeśli można, to dołożę swoje trzy grosze. Powiedzieliście tu wiele dobrych i prawidłowych rzeczy. Temat jest wieczny! Tak, nasza kultura uczyniła z miłości ogromną liczbę wahadeł. Prawdopodobnie dlatego, że jest to silne uczucie, przynoszące wiele smacznej energii. Ale obecność takich wahadeł nie powoduje, że miłości nie ma. Ja już znalazłam i mnie ta kwestia po prostu nie bardzo interesuje. Ale dobrze wiem z doświadczenia (może ktoś ma inne), że to ten przypadek, kiedy w żadnym razie nie wolno stwarzać nadmiernego pragnienia znalezienia swojej drugiej połowy. Faceci (wybaczcie, że będę wyrażać swoje myśli jako kobieta, a nie jako człowiek w ogóle) uciekają jak poparzeni. Oni po prostu wpadają w panikę. Wydaje mi się, że szukając swojej miłości, nie wolno wątpić w to, że się taką znajdzie. I co z tego, że w wieku 70 lat! Ale na pewno miłość do ciebie przyjdzie! Bez wątpienia należy zapomnieć o takim problemie. Wyrzucić go z głowy i tyle. Trzeba być otwartym na świat, życie, kontakty itp. Wyrzucić z głowy spotkanie z tym jedynym nie oznacza wyrzucenia z głowy dzisiejszego spotkania , z Józkiem ani jutrzejszego flirtu ze Staszkiem. Tylko dla zadowolenia, a nie żeby ... RAY: 66 Już dość długo tracę rozum, czyli jestem zakochana. Rzecz w tym, że wprost byłam omamiona myślami o nim. Nie dawało mi to spokoju, męczyło mnie, a jednocześnie podobało mi się. Zrozumiałam, że mogę kochać. Myślę, że mogę teraz go wypuścić, żeby swoim wybuchem uczuć nie wystraszyć go na śmierć. Zrozumiałam, że nie wolno tak wpływać na jego uczucia, bo nie doprowadzi to do niczego dobrego. Najprawdopodobniej on po prostu nie jest mój. Ciężko jest to zrozumieć, ale lepiej późno niż wcale. Pragnienie miłości zmusiło mnie do wymyślenia bajki. Tylko że nigdy jeszcze bajka nie wydawała się taka rzeczywista. Teraz chyba odzyskałam wzrok i... Już dzisiaj zacznę pracować nad zamówieniem mojego mężczyzny i przestanę pożerać oczami biednego chłopaka. Łatwo się opowiada bajkę, ale trudniej wszystko to zrobić w rzeczywistości, ale kiedy się zna przyczynę, to jest lżej. Teraz mogę walczyć. ARNIKA: A z kim albo z czym? Po co walczyć? SID Dobrze Arnika powiedziała - po co walczyć? Jeśli kochasz, to przecież pięknie. Dlaczego tak bardzo chcesz zawładnąć człowiekiem, w którym jesteś zakochana? Skoro kochasz, to kochaj sobie na zdrowie, nie naciskaj na niego, tylko kochaj go takim, jaki jest, kochaj go za to, że jest i nie próbuj nim zawładnąć - z tego powstają wszystkie problemy ... Kiedy tylko dasz sobie z tym radę, on będzie Twój. ARNIKA: Albo i nie będzie. Mówię to, żeby potem nie było rozczarowania. Zeby nie było, że wszystko zostało zrobione jak trzeba, a on (ona) nie wrócił (wróciła). .. Po prostu zwalniając uchwyt, człowiek przede wszystkim uwalnia samego siebie, zmniejsza własne uzależnienie. RAY: Chcę podzielić się swoimi skromnymi osiągnięciami. Obniżyłam ważność, zwolniłam uchwyt. Zresztą bardzo pomaga ćwiczenie zaproponowane przez Kicię: "Podnosisz lewą rękę do góry, gwałtownie opuszczasz i wykrzykujesz: "A niech spada!!!". I wówczas spada on w postaci deszczu i spłukuje całą ważność". Teraz już nie staram się nim zawładnąć (właśnie z tym zamierzałam walczyć). Po prostu czerpię zadowolenie z tego, że znajduję się w jego towarzystwie. Niekiedy tylko pojawia się lekki żal. O wiele łatwiej nam się rozmawia! Z optymizmem spoglądam w przyszłość. Gram w grę o nazwie "znajdź pozytywne strony w tym, co się zdarzyło". To ciekawe, mózg lepiej pracuje i życie wydaje się przyjemniejsze. UMYSŁ: Pojawiło się pytanie: co jeszcze oprócz slajdów można zrobić, by spotkać ukochanego człowieka? NADZORCA: Oczywiście częściej pojawiać się tam, gdzie może to mieć miejsce. Innymi słowy - bywać w towarzystwie, w miarę możliwości poszerzać krąg znajomych. Nazywamy to "przebieraniem nogami". Nie wolno siedzieć i czekać na cud. Niezależnie od tego, ile byś stosował wizualizację, leżąc na kanapie, do Twojego łóżka: po prostu nikt nie wskoczy. A czegoś się spodziewała? Nie wolno polegać jedynie na metafizycznym aspekcie rzeczywistości. Do osiągnięcia celu trzeba nie tylko myśleć, ale też działać w odpowiedni sposób w świecie fizycznym. UMYSŁ: Oto mój obiecany wiersz o miłości, słuchaj: Kocham cię jak potwór, W paroksyzmach brykam z grymasem na twarzy. Kocham cię, aż mi ślinka cieknie, Aż mam kaszel i puszczają mi nerwy. Kocham cię, aż mnie mdli, aż wymiotuję, Aż mam napad astmy i ziewania. Kocham z apetytem aż do nadwagi, Do pełnego marazmu i twórczego łysienia. Kocham cię, waląc głową w ścianę, Z niezrozumiałym mamrotaniem z samym sobą. Kocham cię jak kaczkę pod łóżkiem szpitalnym, Aż do skrętu kiszek, aż do niestrawności. Kocham cię aż do zbydlęcenia, Aż do wstrętu i burczenia w brzuchu. Nocą, wyskakując z pościeli i męcząc się nietrzymaniem moczu, Kocham cię aż do czkawki, hieno pełzająca Kocham cię aż do martwego posinienia, 67 Aż do pełnego i namiętnego jelit wypróżnieni Kocham do rozwolnienia, do wzdętego brzucha, Do rozczapierzenia palców i wybałuszania oczu. DUSZA: Zamknij się bydlaku! Albo cię zabiję! O tym, że jesteś potworem, wiem już od dawna. A to, że szczyt twojej namiętności miłosnej przypada na pełne wypróżnienie jelit, to dla mnie niezwykle ciekawa nowość. Czemu rżysz! Proponuję, byś odniósł swój tyłek do toalety i oddał go we władzę szalonej namiętności. UMYSŁ: Ledwo złapałem oddech. Przestańmy się wydurniać, obejrzyjmy marzenie senne. OKA: W życiu otrzymujesz to, na czym się skupiasz.To rozumiem. jeśli się skupiam na tym, co zamierzam uzyskać, to otrzymuję to, czego chcę. To też jasne. Teoretycznie. A co z praktyką? Praktyczna sytuacja. On. ja. Kłócimy się - godzimy się. I tak przez trzy lata. Klasyczne wahadło - kiedy tylko zdecyduję, że mogę wspaniale żyć również bez niego, natychmiast sytuacja powraca do koryta "wielkiej miłości" i ma miejsce zgoda. On - dobry, łagodny, wspaniały, dobrze mnie traktuje. ja - również w miarę łagodna, choć nie jestem aniołem oczywiście. Problem pojawia się przez to, że pogodziwszy się, po jakimś czasie zaczynamy się nawzajem denerwować, Mnie wyprowadza z równowagi jego nieobowiązkowość, a jego - moja nudność. I znowu kłótnia, rozstanie na miesiąc, dwa, krople uspokajające itp. A potem od nowa. Obecnie znajdujemy się w stadium niemal zgody. Ale kiedy po raz pierwszy po rozłące zaproponowałam spotkanie, to okazało się, że ma jakieś ważne sprawy. Nic pilnego, ale odwoływać dla mnie swoich spraw on nie zamierza. Nie zaproponował też alternatywnego wariantu. W duszy znów mam chaos, oburzenie, poczucie odrzucenia. Rozumiem, że to moja dusza i moje życie, i że to wahadło, które wypompowuje ze mnie emocje i będzie robić to, dopóki nie zacznie mi być obojętne to wszystko. Ale jak??? Rzeczywiście kocham właśnie tego człowieka, świetnie do siebie nawzajem pasujemy i chcę, żebyśmy byli razem, ale bez tej męczarni w duszy, bez dyskomfortu. Jak usunąć z duszy negatywne emocje i czy to wahadło się zatrzyma? LANDYSZ: Czyżbyś zapomniała o prawie zwierciadła? Co masz we wnętrzu to i na zewnątrz. Przecież to Ty jesteś nieobowiązkowa i Ty oburzasz się na to, że on nie zaproponował wariantów. A Ty od czego jesteś? Jesteś bardzo związana emocjonalnie z tą sytuacją· Oddaj siebie w najem. Popatrz, jak to wszystko się dzieje z boku, a przekonasz się o swojej głupocie i zobaczysz, jakie to miałkie. OKA: Niczego złego we wnętrzu nie było!!! Negatywne emocje pojawiają się wówczas, kiedy stykam się z sytuacją, która ją wywołuje. W tym przypadku przykro mi, że mój ukochany wolał spotkanie z przyjaciółmi niż spotkanie ze mną po długiej rozłące i ostateczne pogodzenie się. Nie mówię, że moja reakcja jest optymalna, ponieważ teraz jest mi źle. Szkopuł właściwie w tym, co zrobić, żeby mi było dobrze i żebym przestała rozhuśtywać wahadło. Zgadzam się z tym, że moje negatywne emocje to mój problem, a nie jego. Tylko pytanie - co z tym robić? Potrzebuję jakiejś techniki ... WŁÓCZĘGA: Za każdym razem, gdy zachce Ci się obrazić na człowieka, który Twoim zdaniem poświęca Ci mało uwagi, powtarzaj sobie: "Nie kupiłam tego człowieka w sklepie. Ma on pełne prawo nie zwracać na mnie uwagi i jeśli on przynajmniej troszkę się mną interesuje, to już dobrze. Poświęca mi tyle uwagi, na ile ja zasługuję· Jeśli on woli kogoś ode mnie, to znaczy, że zachowuję się tak, że w innym miejscu jest mu lepiej. Nie jest on ani trochę winny - winna temu jestem tylko ja". Nie wypowiadaj tych słów ot tak sobie, tylko po to, żeby powiedzieć. Kiedy mówisz, zamyśl się. GEMINI: Nikt nie jest winny. Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Mówimy w innych językach. Oka, Twój ukochany najprawdopodobniej będzie zdziwiony, że obraziłaś się z powodu takiej bzdury. Estońska uzdrowicielka Luule Viilma radzi, by rozmawiać ze swoimi negatywnymi emocjami i uczuciami jak z człowiekiem. Prosić je o wybaczenie za to, że wciągnęło się je do swojego życia i wypuszczać na wolność. Można przy tym pomagać sobie, wyobrażając sobie tę obrazę w postaci obłoku, człowieka i tak dalej. Potem wybaczyć obrazie to, że do ciebie przyszła, następnie poprosić swoje ciało o wybaczenie, ponieważ swoją obrazą wyrządziłaś mu krzywdę. Nalezy to robić długo. Ale wybaczenie to jednak siła. Pasuje do nudziarzy. Do nie-nudziarzy również, kiedy ich przyciśnie. Z drugiej strony warto, byś znalazła odpowiedź na pytanie, jaką korzyść odnosisz z takich stosunków. Chodzi tu o Twoją osobistą korzyść. ANDRZEJ: Jakie problemy najczęściej wyrastają dookoła miłości? Pierwszy: brak wzajemności. Nieważne, czy u ciebie czy do ciebie - jedno i drugie jest nieprzyjemne. Drugi: jest wzajemność, ale jakieś niezgody zatruwają życie na tyle, że lepiej, aby tej wzajemności nie było. 68 Oba problemy rozwiązują się same, jeśli pozwala się sobie żyć bez miłości. Zasługujesz na więcej niż odgrywanie roli dodatku do jednego uczucia - nawet tak jasnego, wszechogarniającego i opiewanego.Tylko nie trzeba demonstrować zniechęcenia. Spokojnie powiedz sobie: "Mogę szczęśliwie żyć bez miłości". Można pozostawić bez odpowiedzi cudzą miłość. Można świetnie obejść się bez odruchowych porywów w stosunku do ludzi, których lubisz. Wszystko można. Po prostu rozluźnij się i żyj dla siebie, dla swojej przyjemności. Masz przecież tyle innych spraw i zainteresowań, prawda? Przykład z życia. Kiedy zapoznano mnie z moją wówczas jeszcze przyszłą żoną, poczułem się spięty. W owym czasie szukałem jeszcze swojej miłości i popełniałem różne głupstwa. Ale ta nowa znajoma absolutnie nie pasowała do moich wyobrażeń o ideale. W pewnym momencie pomyślałem: "Niech to diabli,) nie mam obowiązku się w niej zakochiwać!" - i zrobiło mi się lżej. Oczywiście była to najprostsza droga do zbliżenia. OKA: Ciekawa rada - żyć dla swojej przyjemności ... Od tak dawna nie żyłam dla swojej przyjemności, że po prostu już nie pamiętam, kiedy to było. Przez cały czas rozwiązuję problemy, one" znów pojawiają się, tak bez końca, jak w kieracie. Trzeba spróbować zdystansować się od sytuacji... OKA;~ Jeszcze jeden odcinek miłosnego serialu - on wyznaczył mi spotkanie z własnej inicjatywy i na nie nie przyszedł. No. nie, nie zgadzam się z tym, że człowiek powinien coś tam sobie "wycierpieć". Drodzy Państwo, sami stwarzacie sobie linie życia z przeszkodami i cierpieniami. Ktoś po prostu żyje, mówi, cieszy się, wychowuje dzieci, starzeje się i umiera w harmonii"" z samym sobą. Chciałabym dla siebie właśnie taką harmonijną linię. Teraz pozostała tylko jedna kwestia - jak tego człowieka, który ewidentnie nie jest mój (teraz wiem to już na pewno) usunąć jak najszybciej z mojego życia. Nie w sposób fizyczny - z tym wszystko jest jasne, a konkretnie - wewnętrzny? Odwrócić się i pójść na drugą linię życia, na której wszystko będzie w porządku. Sama póki co doszłam do tego, że należy podziękować za lekcję w moim życiu i poprosić o wybaczenie za swe głupstwa i pomyłki. LANDYSZ: Pisałem już, że nasze życie to zwierciadło. Zobacz więc co się dzieje, bo przecież w Tobie wszystko to jest obecne w większym stopniu niż w twoim Ziutku z serialu. Kiedy zrozumiesz i zdasz sobie sprawę, to po prostu zaakceptujesz i wszystko wróci na swoje miejsce. I to, że zaczęłaś dziękować za to, że ten człowiek jest w Twoim świecie jest już wielkim krokiem. A jeśli nie chcesz się widzieć w lustrze, to co robisz? Otóż to ... odchodzisz... GEMINI: Droga Oko. Posłuchaj rad Landysza. On mądrze mówi. Nie trzymaj się tych relacji, ale też nie poszukuj gorączkowo. LESHIY: Kurcze, nieraz dzieje się źle. jak to się mówi - "Shit happens". Z dziewczynami wszystko w porządku, stosunek do nich nie jest zawyżony, podoba mi się z nimi i im ze mną też. Ale wystarczy tylko coś poczuć, zwiększyć ważność po transerfersku, jak wszystko szlag trafia. Po prostu kiedy zaczynam czuć do dziewczyny coś poważnego, wszystko się wali. Czyżby one to czuły? Na wszystkie dziewczyny trzeba nakichać? Zrobiły mnie w konia. Chociaż intuicję mam rozwiniętą i wiedziałem, co będzie. Ale do końca nie wierzyłem. Ale zdarzyło się to, co myślałem. Nieźle zadziałało zwierciadło. I teraz myślę, jak by tu swoim obojętnym (teraz) stosunkiem do niej wszystkiego nie zepsuć. Mam odnosić się do niej niepoważnie czy tak jak wcześniej? Chociaż są też plusy - tyle energii się uwalnia! Częściowo ze złości! Przecież jednak jesteśmy samcami i energia złości jest nam przypisana. W takich chwilach myślę, czy by nie posłać całej płci żeńskiej do diabła. Nie, oczywiście bez nich nie da rady. Chociaż podejrzewam, że gdy następnym razem poczuję coś do dziewczyny, wszystko się popsuje. To mój słaby punkt. Nie umiem na razie nic z tym zrobić. A jednak wszystko zmierza ku lepszemu. Nie mam co do tego wątpliwości. Udzielam dobrej rady - wierzcie intuicji. Nawet jeśli umysł myśli, że wszystko jest w porządku, a intuicja podpowiada coś innego, to bądźcie ostrożni. Po co ja to wszystko napisałem? Pewnie dlatego, że niezależnie od tego, jak pewnie człowiek czuje się w Transerfingu, i tak znajdzie się słaby punkt. I teraz najważniejsze - trzeba jak najszybciej wydostać się z tego gówna. Życie jest krótkie, szczególnie u śmiertelników. Nie warto go tracić na delektowanie się szczegółami popełnionych błędów. Warto byłoby jeszcze samemu w to wierzyć! I jeszcze raz: jedyna kwestia, która mnie porusza - to jak odnosić się do dziewczyny po tym wszystkim? Z poprzednimi uczuciami i wszystko wróci do porządku, czy zostawić ją całkiem? WŁÓCZĘGA: Spróbuj zrobić przerwę w relacjach z nią. Daj jej czas na przemyślenie, jak jest jej lepiej - z Tobą czy bez Ciebie. Możliwe, że postanowiła ona poupierać się - takie rzeczy się zdarzają z dziewczynami. Jeszcze zdążysz ją zostawić. Nie nastawiaj się na porażkę, tylko częściej przypominaj sobie następująca anegdotę Co myśli kura, uciekając przed kogutem? Czy nie za szybko biegnę. A co myśli kogut, biegnąc za kurą? Jeśli jej nie dogonię, to przynajmniej się rozgrzeję ... 69 Miej to w umyśle i nie upadaj na duchu! LESHIY: Mocno mnie jednak zaczepiło. Myślę tylko o niej. Niezależnie od tego, czy walczę z tym czy nie, i tak nic z tego nie wychodzi. Spędziłem cały dzień z inną dziewczyną i nie pomaga (wariant zapasowy). W zasadzie udało się obniżyć ważność, ale myśli wciąż krążą w głowie. Ciężki przypadek! WŁÓCZĘGA: Wcale nie mówię, czy walczyć czy nie. Mówię, żeby zrobić przerwę. Wszyscy to przeżywaliśmy. Kiedy wieje wiatr, trzeba się trzymać. LESHIY: Już wszystko jest w porządku, dziękuję wszystkim. Wszystko jak zwykle: 2-3 dni pomęczy, a potem wszystko wraca do normy. Tylko tak sobie myślę: znowu dałem się złapać na ten sam haczyk. Już raz przydarzyła mi się identyczna sytuacja, tylko z innymi osobami w rolach głównych. Powiedziałem sobie wówczas: "Więcej się nie zakochiwać". A teraz miałem nadzieję, że wszystko będzie inaczej i znów się nadziałem. Czyżby następnym razem miało być tak samo? Nie potrzebuję! Kiedy coś takiego się przydarza, myśli nakierowane są na jeden wąski sektor. I to jest straszne. Niczego dookoła się nie dostrzega. Klątwa jakaś czy co? Oczywiście postaram się nie być tak rozrzutnym z uczuciami, ale kto wie? Życie to życie i wszystko jest możliwe. GEMINI: Rozumiem, że nie chcesz już się zakochiwać, ponieważ prowadzi to do zerwania. Ale to twoje poprzednie doświadczenie, które już przeminęło, a ty wciąż siedzisz w starym scenariuszu. Oczekujesz potwierdzenia swoich oczekiwań, aby potem powiedzieć: "Wiedziałem, że tak będzie i miałem rację". Oczywiście, że miałeś rację. Podejrzewam, że jest to Twój podświadomy, wewnętrzny zamiar - spotkać dziewczynę, zakochać się, a potem obowiązkowo musi nastąpić zerwanie. Dlaczego to robisz nie wiem, ale odnosisz z tego korzyść (pisałam już o tym w pierwszej informacji do Oki). Jeśli znudziła Ci się taka sytuacja, to zmień zamiar, określ się, a Twój świat zatroszczy się o Ciebie. Zmień scenariusz. KILLER JOHN: Jeśli masz większe możliwości, to los (mówiąc umownie) prowadzi Cię do ujawnienia tych możliwości. Nieraz prowadzi, a nieraz ciągnie - kiedy zaczynasz się upierać i zapierać nogami. Kto nie jest zdolny na więcej, kogo nie warto prowadzić, temu daje się to, co jest w stanie unieść i zostawia się go w spokoju. Ty zaś jesteś zdolny i życie cieszy się z Ciebie, udziela ci lekcji. A sens tego jest taki, by nauczyć Cię świadomego wyboru. Teraz rzucasz się na pierwszą lepszą sympatyczną dziewczynę, z którą udało się pogadać i spotkać. Za każdym razem myślisz: "A może to ONA?". Kiedy tylko stosunki rozwijają się, ty coraz bardziej starasz się przekonać, że to właśnie ONA. Nie czujesz tego duszą, to Twój umysł sam siebie przekonuje, że jest właśnie tak. Ponieważ strasznie jest pozostawać samemu, ponieważ wszyscy dookoła - jak się zdaje mają dziewczyny, ponieważ przyjemniej jest, jeśli ktoś jest obok, ponieważ Twoja przyjaciółka uważa Cię za kogoś sympatycznego, a Ty boisz się ją zawieść, boisz się, że kiedyś ona Ciebie spyta, a Ty nie będziesz mieć co odpowiedzieć. I przestajesz być sobą. Zaczynasz być takim, jakim twoim zdaniem ona chciałaby Cię widzieć. Koniec. Kropka. Ona tego nie dostrzegła, ale poczuła i dlatego jej już nie pociągasz. Zdasz ten egzamin, kiedy zrozumiesz, że nawet jeśli podobasz się jakiejś dziewczynie, nawet jeśli sam uważasz ją za bardzo pociągającą, to wcale nie znaczy, że trzeba się na nią rzucać, to w ogóle nic nie znaczy. Wariant zapasowy - polega na tym, że lepiej być chwilowo samemu niż wybierać relacje, co do których zawczasu wiesz, że nie są tymi, których potrzebujesz. Zdasz ten egzamin, kiedy będziesz w stanie wybrać samotność. Kiedy będziesz w stanie szczerze machnąć na wszystko ręką i powiedzieć: "Będzie, co ma być", i zająć się swoimi sprawami. A potem będzie to, czego nie będzie, dopóki przez to nie przejdziesz. SARINA: Pozwólcie, że przedstawię swój babski punkt widzenia. Miałam przyjaciela, który był we mnie bardzo zakochany, co mnie bardzo męczyło. Dlaczego? On chciał mną zawładnąć, ograniczyć wolność i roztoczyć opiekę (kontrolę). Potem to przeanalizowałam. Prawdopodobnie Twoja miłość zrobiła podobnie. Wymyśl zasadę bez prywatyzacji ukochanej. Daj jej szansę rozwijać się samodzielnie, mieć własnych przyjaciół, swoje sprawy, krąg zainteresowań, wydłuż smycz, a zobaczysz, że wszystko się ułoży. W żadnym wypadku nie wolno odgrywać bliźniąt syjamskich, bo to jest uciążliwe. Kiedy tylko mój miły zwolnił uchwyt (to znaczy przepraszam - objęcia), od razu wszystko się ułożyło. Cieszę się, jeśli zostałam właściwie zrozumiana. UMYSŁ: Najwidoczniej większość konfliktów między ludźmi powstaje, ponieważ naruszają oni podstawową zasadę Transerfingu. Trzeba pozwolić sobie być sobą, a innemu być innym. Ale jak to robić praktycznie? NADZORCA: Kiedy coś drażni nas w partnerze, wahadło zmusza Cię, byś złościł się i miał pretensje.To samo wahadło zmusza partnera, by wciąż robił to, co Cię drażni. Ale dzieje się tak tylko w wypadku, kiedy oboje śpicie na jawie. Wahadło nie ma władzy nad 70 tymi, którzy się przebudzili i którzy są świadomymi osobowościami. W nieświadomym śnie dosłownie patrzysz pod nogi i nie widzisz niczego dookoła jak w malignie, nie zdajesz sobie sprawy ze swych motywacji. Należy obudzić się i spojrzeć na siebie oraz na sytuację z boku. Nie rozumiesz, jak wprowadzić w czyn zasadę Transerfingu właśnie dlatego, że bez reszty pochłonięty jesteś grą. Przenosząc na partnera projekcję swoich oczekiwań, starasz się uchwycić odbicie w zwierciadle i zmusić je do podporządkowania. Zwróć uwagę, że kiedy od kogoś z niecierpliwością czegoś oczekujesz, to on jakby celowo się sprzeciwia. Chcesz się spotkać - on wychodzi z przyjaciółmi na imprezę. Czekasz na telefon - on nie dzwoni. Liczysz na troskę i pomoc - on ma ważne sprawy do załatwienia. Potrzebujesz uwagi - on zajęty jest tylko sobą. Pragniesz miłości - on jest obojętny. Dzieje się tak dlatego, że martwym uchwytem wczepiłeś się w zwierciadło, a ono naturalnie sprzeciwia się, ponieważ potrafi tylko odbijać obraz, w danym wypadku - Twój nacisk. jak odbicie ma wyjść Ci naprzeciw, jeśli ty, stojąc przed zwierciadłem, sam nie wykonujesz pierwszego kroku? W ten sposób trzeba po pierwsze świadomie zwolnić uchwyt. Kiedy tylko złapiesz się na tym, że przenosisz na partnera projekcję swoich oczekiwań, obudź się i wypuść się. Zmienić go nie jesteś w stanie, ale za to przynajmniej uwolnisz się od wpływu wahadła. W rezultacie to, co Cię drażni, będzie się przejawiać w mniejszym stopniu. Po drugie, trzeba oderwać uwagę od zwierciadła i przekierować ją na obraz swych myśli: nie myśleć o tym, co chcesz ujrzeć w odbiciu, tylko o tym, jak ukształtować odpowiedni obraz. Za każdym razem, kiedy chcesz coś uzyskać od partnera, pomyśl, co możesz dać, czyli jak uczynić pierwszy krok, aby odbicie wyruszyło Ci na spotkanie. Właśnie tak: nie oczekuj i nie pragnij - i tak przy pomocy oczekiwania i pragnienia niczego nie osiągniesz,jedynie zaszkodzisz - ptaszek odfrunie. Sam wykonuj pierwszy krok, wówczas także odbicie wyruszy Ci na spotkanie. W jaki sposób wykonać pierwszy krok w konkretnej sytuacji, łatwo się domyślisz, jeśli rozważysz, jak zastosować pierwszą zasadę frailingu. Zasada jest bardzo prosta: zrezygnuj z zamiaru otrzymania, zastąp go zamiarem dania, a otrzymasz to, z czego zrezygnowałeś. Innymi słowy: zawsze jako pierwszy dawaj to, co chcesz otrzymać - przecież stoisz przed zwierciadłem, ono Ci wszystko zwróci. Nie wybaczę! UMYSŁ: Po co ludzie zawierają małżeństwa? Przecież miesiąc miodowy szybko się kończy, a potem zaczyna się beznadziejne życie codzienne i zapanowuje nuda. Szczególnie dla kobiet z ich niedorzeczną logiką - żeby tylko jak naj prędzej wyjść za mąż, a potem żałować, że wszystko co ciekawe jest już za nimi. DUSZA: A jeśli nie wyszumiały się? Resztę życia mają spędzić w fartuchu na kuchni? UMYSŁ: Mają, co chciały. DUSZA: Otóż nie będę! Nie chcę! Ucieknę od ciebie, zacofańcu. Sam będziesz sobie smażyć swoje kotlety! UMYSŁ: Duszo, nie porzucaj mnie! Kocham cię całym swoim układem pokarmowym! DUSZA: Co za gad, jeszcze się nabija! Poczekaj, dorwę cię! LERA: Książki Zelanda wpadły mi w rękę przypadkowo w kiosku z książkami w metrze, na przejściu, które pokonywałam kilka razy, kiedy jeździłam na konsultacje do psychologa. Przeczytałam tu pokrewne tematy, ale nie znalazłam dla siebie odpowiedzi. Rok temu bez podania przyczyn odszedł ode mnie mąż (konkubent). Potem dowiedziałam się, że miał (i ma) inną kobietę. Przypadkowo ich spotkałam (przypadkowo?) - minął mnie i udawał, że mnie nie zna. Teraz próbuję jakoś do końca wykorzenić tę sytuację przy pomocy Transerfingu. Ale nie udaje mi się zmniejszyć ważności! Wiem, że mój świat się o mnie troszczy, wybiera dla mnie to, co najlepsze. Zrobiło mi się o wiele lżej, kiedy zaczęłam go nienawidzić, szczerze życząc mu, by poczuł mój ból. Co z tym robić? Przyznaję, że nie wybaczę mu, że bardzo chciałabym zobaczyć go zniszczonego (jakie zbuntowane rzeczy piszę). WIDUSZAKA: Zapisz się do sekcji karate albo boksu. Na worek treningowy przyklej jego portret. Włóż na ręce rękawice i z krzykiem! Z wyrazami! Tak, żeby worek się rozerwał! 2-3, ile będzie trzeba. A potem - skup się na sobie. Wyjedź gdzieś, nieważne gdzie - do kurortu, za granicę. Tam wszelkimi sposobami powinnaś pielęgnować siebie i hołubić. LERA: Coś podobnego robię właśnie teraz. Nauczyłam się trochę przeklinać (w myślach) i wyzywam jego i jego kochankę:: na 71 całego. Wybaczyć? Jak? Życzyć mu szczęścia z inną? Żeby Się budzili razem? Nie chcę im tego życzyć. Czy obojętność jest Wybaczeniem? Wybaczać trzeba tylko wówczas, kiedy ktoś o to prosi. Nie chcę naciskać na swoją duszę, która i tak przez długi: czas siedziała w komórce: "Moja droga, wysil się, wybacz mu!". Wiem, że z czasem przejdzie mi to całkiem, ale żeby wszystko ostatecznie zgasło, potrzebny jest przez jakiś czas ogień, żeby potem nie został nawet popiół. Dziwnie się czuję z tym, że nawet łatwiej mi się oddycha, po tym, jak zaczęłam w myślach go niszczyć i próbować odrzucić od siebie, jak kawałki jakiegoś błota. Nawet zewnętrznie zaczęłam lepiej wyglądać. ARNIKA: To dlatego, że tłumiłaś te emocje, a teraz je wyzwoliłaś.Tylko wydaje mi się, że zrobiłaś to nieumiejętnie. Bumerang zwykł wracać. Bij pięściami w poduszkę, rób generalne porządki, remonty. Biegaj po kilka kilometrów, ruszaj się. Zamiast w myślach kogoś niszczyć. A żeby ci zawsze było dobrze! A żebyś zawsze miał szczęście! A żeby w twoim życiu zawsze była miłość (i w mordę, i w mordę!)! LERA: Zaczynam stopniowo odczuwać smak wolności, stopniowo zaczynam zakochiwać się w sobie, chodzę po ulicach z półuśmiechem (pomaga mi Transerfing). Przy tym jego obraz w moich myślach jest żałosny i zniszczony, nie ma więcej nade mną żadnej władzy, nie jest w stanie mnie już obrazić. BRR: Nie wiem, na ile trafna jest analogia ... ale się podzielę. Przyszedłem tutaj od razu po tym, jak ukochana kobieta mnie zostawiła. Nieważne, dokąd poszła ani kiedy. Ważne, że odeszła! Odeszła i wyrwała ze mnie siebie. Odeszła, pozostawiając po sobie pustkę· Czy mam coś takiego wybaczyć? Nigdy!!! Nie wybaczyłem. Ponieważ była to zbyt dobra kobieta i zbyt wiele mi dała, żebym chciał jej teraz wybaczyć ... Wypuściłem ją, mówiąc na pożegnanie: "Niczego ci nie będę życzyć, bo sama zrezygnowałaś ze swojego szczęścia na rzecz innego, znanego tylko tobie. Kocham cię i idź sobie z Bogiem". I to wszystko. Nie przebaczyć, tylko wypuścić ... Kiedy człowiek odchodzi, w partnerze powstaje pustka (próżnia), a przyroda nie znosi pustki.Transerfing pomógł mi tę pustkę właściwie zorganizować. Z kolei właściwie zorganizowana pustka ma zwyczaj czymś się wypełniać ... Jeśli go nienawidzisz, to nienawidź na całego (tylko bez klątwy i zemsty); raczej jakoś tak w stylu: "Czort z tobą, złota rybko!", Możesz skierować złość, wściekłość i nienawiść we właściwe koryto i wszystko będzie OK. Jestem pewien, bo sprawdziłem na własnej skórze. UN-DlNA: Lera, im bardziej będziesz usiłować "rozdeptać" go - tym lepiej jemu tam będzie. A to dlatego, że ewidentnie przesadzasz i deptać go za bardzo nie ma za co. Dlatego siły równoważące będą musiały naprawić ten błąd. Dlatego lepiej sama odpuść, W zgodzie. jemu i tak będzie dobrze. Tak czy inaczej. A ty swoją złośliwością własną duszę niszczysz. PAULINA: Nie ma za co deptać ani wybaczać. On stanowi przeszłość. I kropka. Masz własne życie w czasie teraźniejszym. Popracuj nad nim. LERA: Jednak podepczę go jeszcze trochę, nawet jeśli on tam rozkwita w wyniku mojego "deptania". Pamiętam, że Landysz kiedyś pisał, że trzeba się przesycić - no i ja właśnie daję upust emocjom. jest już postęp, nawet w tym, że nie czuję się teraz ofiarą, nie czuję się głupią (z którą nie ma o czym rozmawiać), nieatrakcyjną itd. Aha, przypomniałam sobie! Należy zlikwidować cząstkę "nie", Tylko naprzód! On tak czy inaczej jest potworem! Nadejdzie czas, kiedy będzie mi go po prostu szkoda, aleteraz jest potworem i mówcie co chcecie! . LANDYSZ: Landysz pisał też co innego ... O królu Salomonie ... "Wszystko minie ... minie i to" ... I jeszcze: "Czas leczy" ... I jak mawiał Gurdżijew: "Stojąc jedną nogą w przeszłości, myśląc o przyszłości, srasz na swoją teraźniejszość". Naucz się żyć sama, naucz się kochać siebie, a wszystko będzie dobrze. AMAL: W podobnej sytuacji znajduje się niemało ludzi. Zazdrość, obraza, szalony ból, chęć udowodnienia, że jesteś lepsza od nowej pasji męża - wszystko to stanowi silną energię, którą możesz ukierunkować na co zechcesz. Jeśli chcesz - niszcz swoją duszę, pewność siebie, zdrowie. A jeśli chcesz - buduj! Rozzłość się i uczyń ze swojego życia cudo! W takim stanie można harować i nie czuć zmęczenia (ból je i tak stłumi). Jeśli chcesz - wyznacz sobie cel, by stać się taką, aby on pożałował, żeby włosy z tyłka rwał: "Jaką kobietę straciłem!". W Twoim stanie wiele zdziałałam w półtora roku. Pozostawiłam obiekt cierpień tak daleko, że potem przyszłam, popatrzałam i stwierdziłam - mój Boże, i ja cierpiałam z powodu tego nieudacznika! On też zdziwił się, ujrzawszy dystans nas dzielący. Ale już było za późno, trzeba było się pośpieszyć. A teraz siedzę, jest ciepło i nie szukam silnych emocji, by znowu płonąć. Ciesz się, że dał Ci on tak silny bodziec! Tylko "podarunek" ten musi być pożytecznie wykorzystany! 72 DUSZA: Wychodzi na to, że wściekłe uczucia, takie jak nienawiść i obraza, niszczą mnie? NADZORCA: Nie, osobowość człowieka niszczy się tylko wówczas, jeśli ten, nasłuchawszy się "mądrych" rad, zdradza samego siebie, swoje szczere uczucia i odruchy. Jeśli tego nie rozumiesz, to się obudź, przecież twardo śpisz! Nie należy dać się złapać na wszystkie te piękne hasła o miłości i wybaczeniu. Pomyśl, przecież dosłownie piorą Ci mózg, nawołując do wybaczania sprawcom obrazy i pokochania nieprzyjaciół. Hipnotyczny efekt polega na "słuszności" tych haseł. Mówi się, że to nieładnie nienawidzić i nie wybaczać! A jeśli się z tym nie zgadzasz, to jesteś złym człowiekiem. A jeśli zaczniesz wszystkich kochać i wszystkim wybaczać, to będzie można Cię pogłaskać po główce. Dziecinne rozumowanie. Od urodzenia wpycha nam się do głowy "właściwe" stereotypy. Oczywiście w pewnym stopniu jest to konieczne, aby zaszczepić podstawy współżycia społecznego. Ale przecież życie jest wielopłaszczyznowe i nie da się go zniwelować zestawem uniwersalnych zasad. Jeśli mówi mi się, że powinienem wybaczyć, a w mojej duszy wciąż gotuje się ze wzburzenia, to dlaczego powinienem tego słuchać? Jeśli wmawia mi się, że należy kochać, a serce przepełnione jest nienawiścią, to dlaczego mam iść na czyjejś smyczy? Nie wierz tym życzliwcom powielającym "słuszne" prawdy. Możesz nie wierzyć również mnie. Ufaj wyłącznie głosowi swojej duszy. Umysł może się mylić, a dusza nigdy, jeśli się w nią wsłuchujesz. Masz prawo nienawidzić i nie wybaczać. Tylko nie pozwalaj tym silnym uczuciom władać zbyć długo. Wymiataj z warstwy swojego świata wszystkie śmieci, które psują Ci życie. Wiele się już nauczyłeś. Teraz Twoja kolej, by ustalać swoje zasady. Nie zdradzaj samego siebie, nie sprzeniewierzaj się swojemu credo. Niech Twoje serce stanie się najwyższą instancją prawdy. I nie zapominaj, że Moc jest z Tobą. ROZDZIAŁ piąty. Dusza komputera. UMYSŁ: Czy możesz swojego Zasapsztykulca umieścić w komputerz tak, żeby powstał z niego zwykły pulpit? Na przykład uruchamiasz program, a Zasapsztykulec z ekranu pyta: "Czego Pan sobie życzy?". Wprowadzasz pragnienie, a ono jak należy się spełnia. Byłoby wygodnie i nowocześnie! A tak - stosujesz strasznie stare technologie. Siedzi jakiś stary Zasapsztykulec w starej rękawiczce, zasapsztykuli się i do tego gryzie. DUSZA: Nie mam zamiaru! Jeszcze każe mu następnym razem mocniej cię ugryźć, żebyś go nie zaczepiał! UMYSŁ: A ja na twojego Zasapsztykulca napuszczę swojego Krokozaura! Mój Krokozaur powyrywa wszystkie pióra twojemu Zasapsztykulcowi. DUSZA: A mój Zasapsztykulec twojemu Krokozaurowi oderwie ogon. UMYSŁ: A mój Krokozaur przyłapie twojego Zasapsztykulca w toalecie, szybko zawinie go w papier toaletowy i spuści dokąd należy! DUSZA: A mój Zasapsztykulec na drzwiach toalety powiesi wiadro na śmieci, które spadnie na twojego Krokozaura! UMYSŁ: A mój Krokozaur twojego Zasapsztykulca wymaże pastą do zębów, kiedy ten będzie spał! DUSZA: A mój Zasapsztykulec przebierze się za ducha i twój tchórzliwy Krokozaur będzie musiał zmienić pieluchę. UMYSŁ: A mój Krokozaur zepnie rękawiczkę klamerką i twój Zasapsztykulec nie będzie mógł wyleźć! DUSZA: A mój Zasapsztykulec wyjdzie wyjściem awaryjnym i porządnie ugryzie twojego Krokozaura w miękkie miejsce! UMYSŁ: A mój Krokozaur podłoży twojemu Zasapsztykulcowi cukierka z makiem! Twój głupi Zasapsztykulec zaśnie, a mój odważny Krokozaur zwiąże go i powiesi nad kominkiem, żeby się uwędził! DUSZA: Ach tak! Ja zaraz sama zniszczę twojego wstrętnego Krokozaura! Zasapsztykulcu wyłaź, porozkoszuj się musztrą ... O, cicho, patrz! 73 UMYSŁ: Mój Krokozaur! Pod rękę z twoim Zasapsztykulcem. Zobacz, weszli do rękawiczki! Co oni chcą tam robić? DUSZA: Zaraz ci pokażę. Wyłącz światło! KAPITAN NEMO: Zawsze byłem przekonany, że komp ma w sobie coś bardzo podobnego do ludzkiej duszy. I umysł w postaci softu. Czyli pracując z komputerem, tworzymy wraz z nim wahadło. Oczywiście nie trzeba tłumić takiego wahadła. Jakie możliwości daje zrozumienie tego związku? SARINA: Kiedy bardzo mocno rozeźlą mnie w pracy, to komp zaczyna się zawieszać i mulić.To jest sygnał dla mnie, że zalały mnie emocje. Jeśli nawet na kompa wpływają, to co się dzieje z moim żywym i delikatnym ciałem? Momentalnie się uspoka jam, bo szkoda mi siebie ukochanej! Powstaje takie sprzężenie zwrotne. LOLlK: Ja też zauważyłam takie osobliwości, wpływ negatywnych spraw na urządzenia techniczne, kiedy bez trudu byłam w stanie część urządzeń elektrycznych zepsuć, w okresie pierestrajki. Żarówki wybuchały bez przyczyny. Zauważyłam, że kiedy do urządzeń technicznych odnosi się pieszczotliwie, to i one będą starały się rzetelnie służyć. Miałam następujący przypadek: jadę w samochodzie, a myśli niezbyt pozytywne, słyszę - coś w samochodzie brzęczy. Najważniejsze było dla mnie, by dojechać do domu, pozostałe problemy wydały mi się śmieszne, kiedy wyobraziłam sobie, ile będzie kosztować naprawa samochodu. Jadę i myślę sobie: "Przecież wiedziałam, że problemy stanowią sidło, a jednak w nie wpadłam .. .". A samochód stuka i przypomina o sobie. Przyjechałam na parking, a tam akurat znawcy samochodów skierowali się w moją stronę, słysząc charczenie samochodu, i zajrzawszy do niego, jednoznacznie powiedzieli, że już najeździłam się i zaproponowali dość skomplikowaną naprawę." W domu zrobiło mi się żal samochodu, na który tak podziałałam, mówiłam coś, by go uspokoić, wyobrażałam sobie go sprawnym i służącym nam wszystkim, i nagle przypomniałam sobie,że trzeba pilnie jechać. Niemal biegiem skierowałam się do samochodu i tak pieszczotliwie zagadałam do mojego samochodzika,i prosząc, aby pomógł mi dojechać. Uruchamiam silnik powoli, próbuję trochę przejechać, też powoli, i trwa to już rok. A na parkingu patrzeli na mnie, wytrzeszczając oczy, ponieważ ja też zaglądałam we wszystkie możliwe miejsca w samochodzie, oczywiście na niczym się nie znając, A jednak interesowali się, co zrobiłam, że samochód okazał się sprawny. Kiedy powiedziałam prawdę, nie uwierzyli. Nie było czasu na naprawy wszystko działo się na ich oczach. Otóż myślcie sami o swoich zdolnościach bez negatywnego zabarwienia. Oczywiście to nie komputer, ale nasz znajamy opowiadał podobną historię ze swoim komputerem. LANDYSZ: Wszystkie przedmioty, które nas otaczają, posiadają nasze aspekty, bo to przecież nasze odzwierciedlenie ... Tylko w innej formie - spróbuj zdziałać coś z innym, nie twoim samochodem ... a zacznie się aktywnie sprzeciwiać. Mówi się, że samochód to pierwsza żona, ponieważ odnosimy się do niego z miłością. A podświadomie dbamy sami o siebie. Po samochodzie można sądzić o właścicielu, podobnie jak po wielu przedmiotach, z których korzystamy ... MICHAIŁ: Wychodzi na to, że jeśli udało się coś dobrego zdziałać na kompie, to trzeba mu podziękować, pochwalić przed kimś, a wówczas on sam będzie pomagać w dalszej pracy! Może namówić go na witarianizm w tym sensie, żeby postawić przed nim zadanie i żeby on sam wszystko zrobił, dopóki my śpimy. UMYSŁ: Śniący mówią o swoich urządzeniach jak o istotach żywych. Nie mogę w to uwierzyć. Czyżby komputer mógł mieć coś podobnego do duszy? NADZORCA: Pewne podobieństwo rzeczywiście się pojawia, jeśli do kompa odnosi się z duszą. W ogóle każdy przedmiot nieożywiony przeistacza się w byt, jeśli traktujemy go tak, jak przedmiot ożywiony. Na przykład nie na darmo dzieci traktują swoje zabawki, jakby były żywymi istotami. Dorośli, w szczególności materialiści z przekonania, będą rozsądnie i zasadnie udowadniać, że to całkowita bzdura. Ale dziecko, podobnie jak dusza, nie rozmyśla, tylko po prostu wie. I ta jego nieuzasadniona i nieudowodniona wiedza jest więcej warta niż wszystkie teorie naukowe razem wzięte. UMYSŁ: Co znaczy "przeistaczać się w byt"? Okazuje się, że przedmiot najpierw był nieożywiony, a potem nagle ożył? NADZORCA: Podobnie jak ciało fizyczne może rodzić sobie podobne, tak i dusza. Kiedy myślisz o przedmiocie jak o żywej istocie,Twój myślokształt przeistacza się w pewien byt energetyczny posiadający "wirtualną duszę", jeśli można tak się wyrazić. UMYSŁ: 74 Przecież to wahadło! NADZORCA: Nie całkiem. Byt żyje, dopóki zasilasz go swoją energią: rozmawiasz z nim, dbasz o niego, obdarzasz jakimiś uczuciami, o coś prosisz itd. Świeci się on jak żarówka, dopóki otrzymuje zasilanie, ale w odróżnieniu od wahadeł nie pasożytuje na Twojej energii i nie manipuluje Tobą. Tak, możesz mieć jakiś talizman - jakąś zabawkę - i całkiem poważnie myśleć, że jest ona istotą ożywioną i Ci pomaga. Albo wymyślić sobie anioła. Dopóki wierzysz w swojego anioła, istnieje on jako energetyczny byt, jeśli jesteś przekonany, że troszczy się on o Ciebie, to tak właśnie będzie. Czy myślisz, że poganie oddający cześć swym wymyślonym bogom i fetyszom byli głupcami? UMYSŁ: A czy sam Bóg jest takim samym wymysłem? NADZORCA: Można ująć to tak: jeśli w Niego wierzysz, to On dla Ciebie istnieje. I odwrotnie, jeśli nie wierzysz, to dla Ciebie Go nie ma. DUSZA: Wychodzi na to, że człowiek, podobnie jak Stwórca, jest w stanie stwarzać nowe dusze? NADZORCA: Nie dusze w sensie bezpośrednim, a pewne analogi - fantomy. Wirtualne byty. Byty te są tym, co o nich myślisz. Są niewidzialne i niewyczuwalne, ponieważ znajdują się w przestrzeni metafizycznej. Niemniej istnieją obiektywnie i są zdolne jak każdy myślokształt - do oddziaływania na materialną rzeczywistość. A zatem jeśli chcesz, to możesz śmiało personifikować otaczające Cię przedmioty i traktować je jak żywe istoty. Obchodź się z nimi czule, dbaj z miłością i wyobrażaj sobie, że one odpłacą Ci tym samym. Jesteś w stanie wygenerować wielu przyjaciół, jak to robiły i nadal robią narody pierwotne niezepsute myśleniem naukowym. Wszystko co Cię otacza - domy, drzewa, meble, naczynia, urządzenia AGO, samochody, komputery zaczną Ci pomagać i troszczyć się o Ciebie, ponieważ Ty tak zdecydowałeś. Jak będziesz odnosił się do nich, tak one będą się zachowywały. Na przykład jeśli ze swoim samochodem postępujesz jak z żywym i do tego drogim Twemu sercu bytem, to jego "dusza" uchroni Cię przed wypadkiem. A kiedy będziesz musiał wyrzucić jakiś przedmiot, nie omieszkaj podziękować mu. Możesz się nie niepokoić, kiedy tylko zapomnisz o wyrzuconym przedmiocie, jego "wirtualna dusza" zakończy swój byt. Poza tym, w zgodzie z zasadami Transerfingu nie proś o nic swojego talizmanu albo anioła, tylko postępuj z nimi jak ze zwierciadłem świata. Bądź pewien, że on troszczy się o Ciebie i wiedz, że należy powtarzać to sobie od czasu do czasu. DUSZA: Kolosalnie! Teraz mam nie tylko swój świat - zwierciadło, które się o mnie troszczy. Mogę jeszcze sprawić sobie anioła stróża i talizman, które będą przynosiły mi szczęście, a także otoczyć się bytami ożywionymi! Zaprawdę, człowiek stworzony został na obraz i podobieństwo Boga. A my - dusze, stworzone przez Boga - jesteśmy prawdziwe, czy też wirtualne? NADZORCA: To wspaniałe, dziecinne pytanie - jedno z tych, na które nie ma odpowiedzi. Można powiedzieć tylko jedno: istniejemy dopóty, dopóki Bóg o nas pamięta, a On z kolei też istnieje, dopóki my pamiętamy o Nim. Co rzekł Sai baba? DUSZA: Kim jest Sai Baba? UMYSŁ: Uważa się, że jest to sam Bóg w ludzkiej postaci. DUSZA: A ty i ja kim jesteśmy twoim zdaniem? UMYSŁ: Nie wiem, duszą i umysłem. DUSZA: I to wszystko, co jest w stanie wygenerować twój silny intelekt? A ja ci powiem, że ten oto kamień na drodze to Bóg i ten motylek na kwiatku - to Bóg, i sam kwiatek, i ptaszek, każde zwierzę i człowiek wszystko to są manifestacje tego samego Boga. Cząstka Boga jest w każdym z nas. Tylko nikomu nie mów, bo to największa tajemnica, jaka kiedykolwiek istniała. UMYSŁ: Skąd to wiesz? 75 DUSZA: To tobie wiadomo, co to jest i skąd się to wzięło, a ja po prostu wiem i tyle. UMYSŁ: Wychodzi na to, że Sai Baba jest manifestacją Boga i nie ma w tym nic dziwnego? DUSZA: Tak, i jednocześnie jest to straszna tajemnica! Jak on śmiał ją wydać? Wszyscy dookoła chodzą do kościoła jak należy, odmawiają modlitwy, oddają cześć Bogu i nawet nie myślą o tym, by dotknąć strasznej tajemnicy. A Sai Baba w środku białego dnia oznajmia, że sam jest Bogiem. Skąd ma tyle odwagi albo raczej bezczelności? UMYSŁ: Sai Baba nie jest zwykłym śmiertelnikiem. Tworzy wszelkie cuda - materializuje przedmioty z powietrza i inne takie. Ty twierdzisz, że każdy człowiek jest Bogiem. W takim razie dlaczego nikt inny nie umie dokonywać cudów? NADZORCA: Ja odpowiem. Wszystko jest bardzo proste: każdy człowiek dysponuje potencjalną możliwością dokonywania cudów. Tylko może to robić wyłącznie w stanie jedności duszy i umysłu - do czego Was oboje nawołuję bez przerwy. Wahadła rozdzielają duszę i umysł człowieka, pozbawiając go boskiej mocy. Ale jeśli w świecie śniących nagle pojawia się przebudzony, którego dusza i umysł zlewają się w jedności, to wraca do niego magiczna moc Stwórcy. I wówczas oświecony zdaje sobie sprawę, że między nim i Bogiem nie ma żadnej zasadniczej różnicy. Jest to rzeczywiście najskrytsza tajemnica, chociaż wcale nie jest ona zakryta, lecz dostępna dla każdego. Tajemnicą prawdę tę czyni różnica pomiędzy wiedzą i byciem zorientowanym. Dysponować informacją o prawdzie to jedno, a zdawać sobie sprawę i poczuć tę prawdę to coś całkiem innego. Dopóki śniący nie przebudzi się i nie uświadomi - tajemnica pozostanie dla niego tajemnicą. UNTOUCH: On powiedział: "Różnica między nami polega na tym, że ja wiem, iż jestem Bogiem, a ty nie wiesz" Tymczasem Transerfing wszystko wyjaśnia!!! A jeśli jakiś... nie wierzy, to jest na to wiele dowodów, z których pierwszym jestem ja sam. GOŚĆ: Tak, tak ... masz rację. Rzeczywiście - przykład nieudacznika, jałowość życia, którego upiększa jedynie wałęsanie się po różnych forach i dołączanie do jemu podobnych, na wzajem podgrzewających złudzenie własnej ważności. Jesteś przecież czystą doskonałością. Rzeczywiście Transerfing wyjaśnia, że można z takiego nieudacznika zmienić się w człowieka, sukcesu. Tak więc z chęcią wierzę. Mój głos jest pierwszy. LANDYSZ: “Jeśli przypadkiem będziesz mieszkał w Indiach, staraj się jak najmniej rozmawiać z rosyjskimi poszukiwaczami duchowymi .. ." - Ra Hai. UNTOUCH: Jeśli ktoś nie zrozumiał wyrażenia "ja sam" - to wyjaśniam: raka krwi (białaczkę) wyleczyłem, i to nie z pomocą Transerfingu, tylko z pomocą nie wiary w Boga, a w siebie. Lekarze powiedzieli, że zdechnę, a ja z jakiegoś powodu żyję już rok, oddaję krew do analizy, a tam - jakbym nigdy nie chorował, i przez ten czas zająłem drugie miejsce na mistrzostwach województwa w Sambo (kiedy wszyscy się dowiedzieli, że pobił ich inwalida I grupy, to niemal spalili się ze wstydu). Chcę powiedzieć wszystkim ludziom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji: wierzcie w siebie albo w Boga, jeśli tak jest Wam wygodnie, ponieważ Bóg jest w naszym sercu, a nie w kościele, jak zwykło się myśleć. Jeśli mi nie wierzycie, to nie. Ale we wszystkich religiach świata, w Biblii, w Koranie itd., napisane jest: "Wierzcie, i stosownie do wiary waszej otrzymacie"; "Człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boże". Transerfing pomaga to zrozumieć: zamiar to bezwarunkowa wiara. Przyjechałem dopiero z Indii i wiem, co piszę. LANDYSZ: Szukasz współczucia czy pochwały? Biedny nieszczęśnik, ale jak się trzyma ... Zuch ... No powiedz, co ty w tym celu robisz? Dla siebie czy dla mnie? To przecież Twój wybór, podobnie jak wszystko inne, co się z Tobą dzieje. Po co jeździłeś do Indii ... Do Sai Baby po radę? Przecież wierzysz w siebie, po co ci Sai Baba? GOŚĆ: A kim jest Sai Baba? LANDYSZ: Sai Baba to awatar (ucieleśnienie Boga w ludzkiej postaci). GOŚĆ: Z trudem daje się uwierzyć, żeby nie powiedzieć, że nie daje się w ogóle. Jak on to udowadnia? WRONA: Landysz, a ty sam w ogóle w to wierzysz? Narobiło się takich różnych - jak rzucisz kamieniem, to trafisz awatara albo 76 przynajmniej proroka ... LANDYSZ: Ludzie wierzą, pielgrzymują do niego ... on leczy beznadziejnie chorych. Sam przecież rozumiesz, że jest to wielkie wahadło ze wszystkimi przyległościami ... Efekt placebo daje się zauważyć w psychologii tłumu. Bóg jest w każdym z nas (zostaliśmy stworzenia na jego obraz i podobieństwo), w takim razie po co jeździć do Indii, skoro w naszej ukochanej ojczyźnie nie mamy co robić z ogromną ilością proroków. Untouch pisze, że trzeba wierzyć w siebie, ale jeździł do Indii. Racje mają ci, którzy mówią, że drogi Pańskie są nieodgadnione. Wierzę w siebie i własne siły, a w każdym razie staram się. Kiedy brakuje mi sił, idę na łono Matki Natury, ona mi pomaga i żyję, po prostu żyję! UNTOUCH: W porównaniu z nami Chrystus, Sai Baba i inni ("wcielenia") to po prostu "widzący", a my jesteśmy "ślepi", jak inwalidzi od urodzenia. Ale my uparcie nie wierzymy, że można odzyskać wzrok. I jeszcze śmiemy nazywać ich awatarami, świętymi, albo nienormalnymi, a tymczasem oni są po prostu "zdrowi" w porównaniu z nami "niepełnowartościowymi". Oni nas uczą, a my nie rozumiemy (nawet przez 2000 lat nie byliśmy w stanie zrozumieć Biblii). Każdy człowiek ma możliwość odzyskać wzrok i dokonywać "cudów". (Na przykład Norbekow na swoich kursach po prostu zmusza ludzi, by uwierzyli - i oni leczą się sami, ale to drobnostka w porównaniu z naszymi możliwościami). Jestem szczęśliwy, że zachorowałem właśnie teraz (18 lat), jeśliby nie choroba, to przez całe życie byłbym "ślepy". Jeśliby wszyscy ludzie od urodzenia w dosłownym sensie byli "ślepi", to jak moglibyśmy uwierzyć, że ktoś widzi (że można odzyskać wzrok) - nawet nie wiedzielibyśmy, co znaczy widzieć. Tak więc wybierajcie i niech Pan będzie z wami (Pan - to nasza dusza, która biegnie z nurtem wariantów i dlatego mówi się: "Drogi Pańskie są nieodgadnione"). Polegajcie więc na nurcie wariantów. Cokolwiek byśmy nie robili - wszystko zmierza ku lepszemu! Mój los jest tego przykładem. PS. Gdybym wiedział dwa lata temu, co będę teraz mówić, to nazwałbym siebie wariatem. WŁAD: A jednak chciałem usłyszeć dokładną opowieść o wyzdrowieniu z pomocą Traserfingu, a nie rozhuśtywania cudzych wahadeł. UNTOUCH: Jeśli wiedziałbym wtedy to, co wiem teraz (Transerfing itd.) to określiłbym wszystko tak: wyzdrowienie to zewnętrzny zamiar: trzeba po prostu uwierzyć, wiedzieć, że jest się zdrowym - i to wszystko, materialne urzeczywistnienie nie każe na siebie czekać, tak postąpiłbym ja. Ale inni ludzie, którzy na razie nie mają tak silnej wiary, mogą na początek wykorzystać technikę slajdów - należy żyć w pozytywnym slajdzie (widzieć siebie zdrowym, ale nie potem, tylko teraz, w danej chwili). A do Indii jeździłem w celu umocnienia wiary w siebie (chciałem ujrzeć "cuda" Sai Baby). Dodatkowo tym, którzy nie wierzą, mówię: widzieliście przecież, czego dokonują jogini, mnisi tybetańscy, filipińscy healerzy - uczą się oni tego sami (a przecież są dokładnie takimi samymi ludźmi jak my), po prostu uczą się wierzyć. My sami nie możemy pozwolić sobie, by być zdrowymi i szczęśliwymi. W stanie hipnozy człowiek wiele może. Dlaczego? Otóż dlatego, że umysł dżemie i wszystko przyjmuje bez zastrzeżeń.Twoje możliwości zależą od twojej energetyki (albo od poziomu twojego uduchowienia), a jak ją zwiększyć - dobrze wiecie, Państwo "transerferzy". Może brzmi to dla Was zbyt zuchwale i ostro, ponieważ umacniałem swą wiarę przez rok, a zaczynałem od książki Paula Bragga "Siła nerwów", ponieważ wcześniej byłem ateistą z przekonania, potem był system Norbekowa, różne religie, i dopiero potem Transerfing. Ileż ja widziałem w ciągu tego roku (i to nie tylko uzdrawianie). Nie dało się nie uwierzyć!!! Pewnego razu na jednym z kursów chemioterapii leżałem na jednej sali z bardzo "dziwnym" człowiekiem (teraz prawdopodobnie jestem tak samo dziwny), który czytał Bławacką i mówił o jakiejś wierze, marzeniach, celach życiowych, o Bogu. Ze swoim byłym przyjacielem (niech mu ziemia lekką będzie) żartowałem sobie nawet z niego. Mężczyzna ten przechodził dopiero pierwszy kurs chemioterapii i pewnego razu powiedział mi, że nie będzie się już więcej leczył w szpitalu, tylko spróbuje sam, na co przypomniałem mu słowa lekarza: "Ta choroba jest nieuleczalna i wymaga obowiązkowej, okresowej hospitalizacji (szpiczak mnogi)". Patrzyłem na niego, jak na idiotę, a w konsekwencji sam się takim stałem. Wówczas leczenie przebiegało u mnie normalnie. Skończył się kolejny kurs (leczyłem się już półtora roku, z czego w domu przebywałem dwa miesiące). Miał to być mój pierwszy dwunastotygodniowy okres przerwy pomiędzy chemioterapiami. Ucieszyłem się, ale nadaremnie. Po trzech tygodniach przyjechałem do szpitala na analizy i po tabletki, oddałem krew na ogólną analizę "z palca" - a tam znaleźli zmutowane komórki krwi. Zalecono punkcję lędźwiową na następny dzień. Przyjechałem do domu i nie wiedziałem, jak powiedzieć matce, ale okazało się, że zadzwoniono już do niej ze szpitala i powiedziano, że mam nawrót i że trzeba zaczynać całe leczenie od początku (a to przecież trzyletni cykl, ponieważ moja siostra nie nadawała się na dawcę szpiku kostnego, a ja i tak bym się na nią nie zgodził). Pomyślałem, że drugiego razu organizm ani nerwy nie wytrzymają, a nawet jeśli wytrzymają, to na pewno będę inwalidą na całe życie. Po co w takim razie żyć, żeby się męczyć - lepiej zdechnę. Jeśli leczyłbym się nie w Rosji, to jeszcze bym pomyślał: leczyć się w szpitalu czy nie, a tutaj nawet nie było o czym myśleć. Powiedziałem wszystkim, że nie wrócę na hema77 tologię (jeśli istnieje na Ziemi piekło, to znajduje się właśnie tam). Może w instytutach hematologii jest inaczej, ale na prowincji lekarze mają pacjenta gdzieś. Jeśli chory sam się wygrzebie, to dzięki Bogu, a jeśli nie - to nie miał szczęścia (jeśli umrze się nie od choroby, to postara się o to personel medyczny). Oczywiście nie mam nic przeciwko pracownikom medycznym - nikt za taką pensję nie będzie pracował nawet źle. Nadzieja umiera ostatnia! Jakże wówczas zachciało mi się żyć. Pomyślałem: "Po co się urodziłem, uczyłem, skoro w wieku 18 lat muszę zdychać. O nie! Znajdę alternatywne leczenie". Wszyscy oprócz mamy (tylko ona mnie rozumiała), zaczęli mnie przekonywać, bym wrócił. Najgorliwsza była babcia (jest internistą). Mówiła mi: "Czyżbyś był mądrzejszy od lekarzy? Wracaj do szpitala". Dzwoni ordynator oddziału i mówi, że jeszcze nikt "w ten sposób" się nie wyleczył i że 15 lat temu nawet tradycyjna medycyna nie leczyła białaczki, czyli krótko mówiąc, że umrę. Nawet nie wiedziałem, jak się leczyć (powiedziano mi, że zioła na białaczkę nie pomagają, a jeśli pomagają trucizny, to tymczasowo). Wziąłem od babci książki o nietradycyjnej medycynie, gazety "Zdrowy styl życia" itd. i zacząłem szukać czegokolwiek. Temperatura wciąż mi się podnosiła, po kilku dniach natknąłem się na starą książkę, w której moją uwagę zwróciła głodówka według metody Paula Bragga. Wcześniej gdzieś słyszałem, że w czasie głodówki przywrócone zostają wszystkie zakłócone funkcje organizmu i że przecież zwierzęta przy każdej chorobie robią sobie głodówkę. Od razu przypomniałem sobie słowa Hipokratesa: "Człowiek ma w sobie lekarza.Trzeba tylko pomóc mu w pracy. Jeśli ciało nie jest oczyszczone, to im więcej będziesz je karmić, tym bardziej będziesz mu szkodzić". Kiedy chorego karmi się zbyt obficie, to karmi się również jego chorobę. Tradycyjna medycyna mówi, że komórki rakowe spożywają niemal dziesięć razy więcej glukozy niż zwykłe i zrozumiałem, że trzeba spróbować. Jeśli źle się poczuję w wyniku głodu, to komórkom rakowym będzie dziesięć razy gorzej. W konsekwencji okazało się, że w czasie głodówki przywrócona zostaje naturalna równowaga komórek (w tym komórek szpiku kostnego). Dlaczego - dokładnie nie wiem, ale to fakt. Ostatnim bodźcem stała się dla mnie historia pewnego ciężko chorego Szweda (rak żołądka z przerzutami IV stopnia), który usłyszawszy diagnozę, zdecydował ostatnie dni życia spędzić na jachcie na morzu. W czasie silnego sztormu zepsuł się cały prowiant oprócz główki czosnku i sucharów. Znajdował się on w tym czasie na otwartym oceanie. Cały pozostały prowiant rozłożył niemal na miesiąc, cały ten czas pił deszczówkę. Po przybyciu do portu czuł się wyśmienicie, tylko głód dawał o sobie znać. Badania nie potwierdziły obecności raka, a przecież lekarze już go pochowali. Wówczas mnie olśniło - przecież on głodował. Jednak lekarze pomyśleli, że uratowała go główka czosnku! Chociaż czosnek dysponuje wspaniałymi właściwociami antyrakowymi, to nie likwiduje raka IV stopnia. Tak oto zdecydowałem się na głodówkę. Zaplanowałem 10 dni, ale kiedy doszedłem do 9 zdecydowałem się na kolejnych 10 Ponieważ nie miałem destylatora, przywożono mi wodę destylowaną z aptek. Bragg uważał, że woda destylowana dysponuje lepszymi właściwościami odmładzającymi, jednak potem z tybetańskich traktatów o medycynie dowiedziałem się, że świetnymi właściwościami charakteryzuje się tylko woda topiona, szybko spływająca z gór (nie mylić z deszczówką). Po czwartym dniu głodówki temperatura spadła. Kontynuowałem swoje poszukiwania metod leczenia - przecież nie będę wiecznie głodować (dość dobrze wprawiłem się w poszukiwaniach). Znalazłem bardzo wiele wariantów, które potem sprawdziłem na sobie, tylko teraz nie rozumiem, jak ludzie szukają, że niczego nie znajdują (kto szuka, ten zawsze znajdzie). W pewnym momencie zauważyłem coś ciekawego: każda,.\ teoria medyczna (nietradycyjna) najważniejsze znaczenie nadaje jakiejś wierze, ale zaciekawił mnie jednak Paul Bragg swoją książką "Siła nerwów", Przypomniałem sobie, że od najbardziej doświadczonych lekarzy słyszałem kiedyś, że z białaczki wychodzą tylko ci, którzy nienagannie wierzą w swoje wyleczenie, ale takich niestety jest bardzo mało. Wszyscy patrzą na statystykę skuteczności leczenia i od razu przypisują siebie do trupów. Jeszcze bardziej przykre jest, kiedy sam lekarz mówi człowiekowi, że jego choroba jest nieuleczalna - nie jest przecież Bogiem, mógłby mówić, że po prostu nie umie leczyć, a nie - "nieuleczalna"! Pozbawia w ten sposób człowieka nadziei! Właśnie Bragg naprowadził mnie na myśl, że umysł albo mózg (jak komu wygodniej) kontroluje każdą komórkę organizmu (również komórki rakowe). Wiecie, co wyprawiają ze swoimi ciałami jogini! Człowiek w stanie hipnozy również może bardzo wiele! Kiedy zakończyłem głodówkę, niemal latałem (jeśli tak można powiedzieć) po mieszkaniu. Po tygodniu oddałem krew do analizy u siebie w poliklinice. Kiedy analizy były gotowe, pokazałem je babci, a ona: "Coś pomylili w poliklinice z twoimi analizami". Poszedłem jeszcze raz i oddałem krew, a ona i tak nie wierzy (OB-S, a było 63). próbowałem jej wyjaśnić to, o czym teraz piszę, ale nie pomaga. W rezultacie robiłem, robię po dziś dzień raz w tygodniu dobową głodówkę, co 3 miesiące tygodniową i do tego przeszedłem na niemal wegetariańską dietę. Przypomniałem sobie, że podczas chemioterapii kłuło mnie serce, pomyślałem więc, że zrobię sobie EKG. Kiedy otrzymałem wyniki, to niczego nie zrozumiałem, przyniosłem do domu i pokazałem babci - a ona mnie "pocieszyła". Niemal upadłem z wielkiej radości. Otrząsnąłem się i myślę: "Skoro nauczyłem się takie rzeczy leczyć, to bez trudu wyleczę i serce". Po dwóch tygodniach ponownie zrobiłem EKG (wiedziałem, że wszystko jest w porządku, po prostu mamę trzeba było uspokoić), lekarz który opisywał mój wykres, wytrzeszczył oczy i powiedział, że wszystko jest w porządku, poprosił powtórzyć badanie - wynik ten sam (mówi, że aparat nigdy się nie psuje). Mama, żeby się całkiem uspokoić, zmusiła mnie jeszcze do wykonania USG serca, babcia patrzyła na mnie jak na nienor- 78 malnego. Przypadkowo natknąłem się na telefon tego faceta, który leżał ze mną w szpitalu i postanowiłem przeprosić go za to, że się wyśmiewałem i dowiedzieć się, jak się czuje. Zadzwoniłem - słuchawkę podniósł ktoś z jego krewnych i powiedział, że on pojechał skakać ze spadochronem. Zostawiłem swój numer telefonu i poprosiłem, by do mnie zadzwonił, kiedy wróci. Potem razem z nim jeździliśmy skakać (wczoraj wykonałem swój trzynasty skok). Zadzwonił do mnie i poradził, bym przeczytał książkę Norbekowa "Doświadczenie idioty". Poszedłem do księgarni, wziąłem książkę - a tam na temat wzroku: w zasadzie wzrok mam normalny, a kiedy otworzyłem książkę, od razu zrozumiałem, że tego było mi trzeba. Postanowiłem pójść na kursy Norbekowa i wówczas umocniła się moja wiara w sposób zasadniczy. Potem pojechałem jeszcze do Indii do Aszramu Sai Baby. (Wówczas zrozumiałem słowa Biblii: "Stosownie do wiary waszej wam się stanie"; "Człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga".). Pół roku nie robiłem już żadnych badań, po co tracić czas i tak wiem, co będzie. W ciągu pół roku zregenerowałem się i zająłem drugie miejsce w województwie na zawodach Sambo, a teraz jestem w jeszcze lepszej formie niż przed chorobą· Uwierzcie mi - to tylko mizerna część możliwości, które w nas tkwią. Trzeba tylko otworzyć oczy. Doskonalcie się! Życie dane jest po to, by się uczyć, Z całej duszy dziękuję Autorowi, że nie bał się niezrozumienia i wydał książkę. Żałosne jest to, że raczej nikt w pełni nie zrozumie Transerfingu i nie zastosuje go dla swojego dobra i dobra otoczenia. UMYSŁ: Czy oświeceni to ci, którzy ostatecznie przebudzili się w swoim śnie na jawie? NADZORCA: To prawda. Do tego właśnie dążymy. Widzisz, co może się stać w nieświadomym śnie: powiedzą Ci, że jesteś nieuleczalnie chory, a ty uwierzysz i zasnąwszy, jeszcze głębiej zmienisz resztkę życia w drogę przez mękę - przez szpitale. Wskazówka uwagi skierowana jest na leczenie, stąd taka właśnie rzeczywistość - choroby i ciągłe zabiegi. A jeśli wskazówkę przekierować w drugą stronę - z dala od leczenia ku zdrowemu stylowi życia, rzeczywistość natychmiast się zmieni odpowiednio do uwagi. Rozumiesz? Zwierciadło! Po prostu stoisz przed zwierciadłem. Sai Baba głosi to samo co Transerfing: obudź się i stań się sprawcą swojej rzeczywistości. Trzeba nie tylko zrozumieć, ale uświadomić sobie, poczuć, że jesteś zdolny do kierowania rzeczywistością. Jest z Tobą moc. Unieważniono karmę. DUSZA: Hura! Z tego powodu trzeba urządzić wielki bałagan! UMYSŁ: Dlaczego tak nagle? DUSZA: Przecież można teraz szkodzić ile się chce - Karma została unieważniona - manna niebiańska na nas nie spadnie. UMYSŁ: Dobrze, zadzwońmy do drzwi Nadzorcy i ucieknijmy. DUSZA: Też mi szaleństwo. Jak szaleć to szaleć. Chodźmy, kupimy lody, naplujemy na góry, zwyzywamy las, nakrzyczymy na niego i osikamy ziemię. Narozrabiamy, aż będzie miło! UMYSŁ: A jeśli świat w odpowiedzi też zacznie szaleć? Przecież to zwierciadło. Może nas przestraszy, góry na nas naplują, las zwyzywa, niebo nakrzyczy, a ziemia ... DUSZA: Nie, już lepiej pójdźmy szukać Nadzorcy. TATlANAM: Przeczytawszy książki o Transerfingu, z przyjemnym zdziwieniem odkryłam pewne zmiany pojęć, do których używania w życiu się przyzwyczaiłam, zanim uzyskałam wiedzę· Na przykład: 1. Odpowiedzialność zastąpiona świadomością. Odpowiedzialność przewiduje poczucie winy, świadomość - brak poczucia winy. 2. Obowiązek, obowiązkowość, poczucie powinności zastępuje ważność. A ważność to pułapka wahadeł, 3. Pewność - koordynacja (spokojna siła wewnętrzna), pewność - walka o znaczenie, a walka nam nie jest potrzebna. 4. Pragnienie nie spełnia się i zastąpione zostaje zamiarem. 5. Marzenie zastąpione zostaje celem. 6. Wiarę zastępuje wiedza. 79 7. Strach przechodzi w radość poczucia własnej siły, życie - to nie trudna rzecz i nie brzemię, tylko miłość do siebie, samoakceptacja, wykluczenie męczącego gryzienia sumienia, poczucia winy, postępki z rozkazu umysłu i duszy. 8. Brak wyjścia i rezygnacja - przestrzeń wariantów. Myślę, że listę można wydłużyć, Jeszcze nie do końca rozumiem kwestię sumienia. Sumienie w "starym" życiu ("jaka jestem zła, tak źle postąpiłam, niegodziwa") - to ocena i analiza własnego postępowania w stosunkach z otoczeniem? Czy może jest to kontroler własnych czynów? Jakim pojęciem zastąpić sumienie w "nowym" życiu? BAGIRA: Bardziej podoba mi się, że unieważniono Karmę, karę, piekło i odpłatę za wszystko w życiu! STRYAPSIK: Ja nawet nie mogłem sformułować, czym jest sumienie. Może go nigdy nie miałem, a więc niczego nie muszę zastępować. TATIANAM: Wydaje mi się, że sumienie to jednak ocena postępowania w stosunkach z ludźmi i słuchanie umysłu, a nie duszy. A może jest to zestaw wartości moralnych i duchowych, stereotypów, z których składa się osobowość, i kiedy idziesz na przekór nim, pojawia się wrażenie, że popełniasz błąd i pojawiają się wyrzuty sumienia. Może to pochodna poczucia winy i przyczyna grzebania się w sobie? W takim wypadku sumienie jest mi niepotrzebne "w nowym" życiu. Na przykład: powiesiłam na balkonie bieliznę, żeby wyschła. Sąsiedzi z góry wyrzucili niedopałek (bez złego zamiaru) i przepalili bieliznę. Dla mnie są oni bez sumienia, ponieważ nie nauczyli się gasić papierosa w popielnicy. Sąsiedzi są wobec mnie winni. Poza tym wydaje mi się, że należy po prostu z szacunkiem odnosić się do ludzi, tak jak chcielibyśmy, żeby oni odnosili się do nas, a wówczas prawdopodobnie zapomnimy o tym, czym jest sumienie. TOMKA: A ja z kolei pozbywszy się poczucia winy, całkiem się "rozpasałam". Wcześniej na przykład odnoszono się do mnie chamsko, a ja milczałam, chociaż w środku było mi źle. Pokazywałam, że jestem mądrzejsza, a chamy właziły mi na głowę. A teraz się rozpuściłam i na chamstwo pod swoim adresem i adresem moich bliskich odpowiadam chamstwem. Najważniejsze, że chamy słupieją ze zdziwienia, podwijają ogony i odpełzają, cicho mrucząc przekleństwa pod nosem (głośno kląć już się boją), a ja mam z tego (z ich ucieczki) wielką radość. Po prostu nieporównywalne z niczym doznania. Rozumiem, że być może nie mam się czym chwalić, ale teraz uczę się dawać odpór tym, którzy usiłują mnie obrazić i cieszy mnie to. Powoli uczę też rodziców pozbywać się poczucia winy - ojciec niezbyt mi ulega, a mama po trochu zaczyna rozumieć. TATIANAM: Bywają oczywiście przypadki, że ludzie rozumieją tylko wtedy, jeśli się rozmawia w ich języku. Ty zderzyłaś się z wahadłem, a wahadło należy tłumić na dwa sposoby: nieadekwatną reakcją albo zgadzając się z nim i puszczając je w pustkę. A może twoja odpowiedź na chamstwo chamstwem stanowiła właśnie nieadekwatną reakcję dla nich, przecież oni przyzwyczaili się, że słuchasz ich chamstwa w milczeniu. Jeśli odnoszę się do człowieka ze zrozumieniem, niezależnie od tego, czy jest to dyrektor czy staruszka, bez negatywnego zabarwienia, z uśmiechem i w dobrym stanie ducha, to wątpię, czy komuś zachce się rugać mnie albo napadać na mnie. Oczywiście są osobniki, które i tak podskakują, tocząc pianę z pyska, próbując uzyskać kawałek mojej energii, ale moja nieadekwatna reakcja (pozytywny stosunek do nich) zbija ich z tropu. STRYAPSIK: Wychodzi na to, że sumienie to jakieś tam nadmierne potencjały albo poczucie winy, manipulacja nami. Zapomnisz słowo "sumienie" i niedopałki całkiem przypadkiem przelecą obok twojego balkonu albo w ogóle nie spadną. A w ramach gimnastyki można zgodnie z receptą Tomki udać się do sąsiada i sprać go po mordzie. A potem wypić z nim i pogodzić się. TOMKA: Czuję się teraz jak jakiś zbir, który z byle powodu wali ludzi w mordę. STRYAPSIK: Arabowie w Paryżu będą Cię bokiem obchodzić. Tak w ogóle to racja. Jeśli ktoś cię zaczepia, to lepiej się odgryźć i rozładować napięcie. Jeśli nie zacznie się rozhuśtywać tego wahadła ze swojej strony, to może nikt nawet się nie obrazi. Przegonić z miłością. Albo wyznaczyć wahadłu w odpowiedzi taką amplitudę, że rozwali się ze strachu albo z zaskoczenia, nie wiem. Powstaje pewna nieadekwatność. WOWKA Przeraszam, ale Karmy nikt nie unieważnił. Na pytanie czy to prawda, że jest Bogiem, Sai Baba odpowiedział: "Ty też jesteś Bogiem. Jedyna różnica między nami polega na tym, ze ja to wiem, a ty nie"). PUCHATKA: Dlaczego? Kto chciał, ten już dawno unieważnił Karmę. Spójrz na swój podpis. Wybacz, ale kim jesteś, miły człowieku? A ty kim jesteś, Bogiem? Bogiem sam dla siebie? No, no ... BAGIRA: 80 W rzeczywistości, Wowka, nikt nie unieważniał kosmicznych praw, ale zasady gry my sami zmieniamy w trakcie samej gry! Tak więc o nas się nie bój, nie zadręczaj się, graj! Głowa do góry! BRR: Jeśli masz ochotę się nakarmić, to proszę, karm ... Moja dusza wykonana jest w jednym egzemplarzu, Bóg ją jesienią 1975 roku z taśmy spuścił, nowiutką, czyściutką ... Na cholerę mi karma?! PUCHATKA: Ja też jestem Bogiem. I wiem o tym. A ty nie? UMYSŁ: Czy rzeczywiście nie istnieje Karma? NADZORCA: Zależy dla kogo. Każdy otrzymuje to, co wybiera. Jeśli człowiek wierzy w nieuchronność losu, to tak właśnie będzie dla niego. Ale wystarczy, że człowiek weźmie ster swego losu w swoje ręce, a okoliczności natychmiast stracą cechy fatalnej nieuchronności. Stateczek można skierować w dowolną stronę, daleko od tego losu, który jest rzekomo przeznaczony. Wszystko jest bardzo proste: życie jest jak rzeka. Jeśli sam wiosłujesz to masz możliwość wybrać kierunek, a jeśli po prostu oddajesz się nurtowi, zmuszony jesteś płynąć w łożysku potoku, w którym się znalazłeś. Na przykład: chcesz Karmę - będziesz miał Karmę. Myśląc o tym, że Twoja dola zależy od jakichś nieubłaganych okoliczności albo pomyłek z poprzednich wcieleń, urzeczywistniasz odpowiedni wariant. Twoja wola, przecież stoisz przed zwierciadłem'. A jeśli pragniesz być Sprawcą swego losu, również to jest w Twojej mocy. Dualne zwierciadło zgodzi się ze wszystkim. Jak mawiają symoroniści [Symoron - technika kierowania rzeczywistością podobna do Transerfingu, w której podstawowy nacisk kładzie się na obniżenie ważności, a najważniejszym narzędziem jest humor - przyp. tłum.): "Trzymaj Karmę szerzej". UMYSŁ: Albo: "Bliższa Karma ciału". DUSZA: A moja Karma jest najkarmiczniejsza ze wszystkich Karm. Jak zakarmni, to aż miło popatrzeć. Jest karrniczna jak zły pies, szczególnie jeśli jest nienakarmiona. Pójdę nakarmić ją karmelkami, żeby stała się bardziej karmiczna. Czy tracę rozsądek? DUSZA: Ciekawe co będzie, jak stracisz siebie? UMYSŁ: Wtedy wezmę wielki nóż kuchenny i się zarżnę! DUSZA: Oddam cię do psychiatryka. UMYSŁ: A ja zaprzedam ciebie diabłu. DUSZA: W zamian za co? UMYSŁ: W zamian za spełnienie wszystkich moich życzeń. DUSZA: W takim razie wszystkie twoje obawy i najgorsze oczekiwania też będą się spełniać. Twoje życie zamieni się w piekło, w którym piękna dziewica będzie podawać ci kawę i kocioł. Hi hi! UMYSŁ: Ty mi nie przyniesiesz kawy do łóżka. Co z ciebie za pożytek? DUSZA: Czy nie łatwiej byłoby zrobić tak, żeby nasze pragnienia się pokrywały? Wtedy, jak mówi Nadzorca, wszystkie one się spełnią. UMYSŁ: Dobra, czego teraz pragniesz? DUSZA: Otóż wuzetki, lodów waniliowych, bitej śmietany z truskawką, czekolady szwajcarskiej, ciastka weneckiego, włoskich cukierków i dużo, dużo szampana. 81 UMYSŁ: A ja chcę kiełbasy krakowskiej pół kilo, ukraińskiej słoniny kawałek, śledzika, ogórka kiszonego, polędwicy wieprzowej, kotletów z cielęciny, pierogów z mięsem, krwawego befsztyku, butelki portwine i dużo, dużo wódki! DUSZA: Sodoma i Gomora! Chociaż co się będę kłócić? Chodźmy kupić jedno i drugie. ANATOLIJ: 1. Po "aktywacji" swojego Nadzorcy jakby rzeczywiście z boku obserwuję zdarzenia, mimo że sam w nich uczestniczę. I w tym czasie, kiedy pozostali obciążają się skomplikowanymi i ciężkimi kwestiami albo myślami, na mojej twarzy pojawia się uśmiech z całej duszy, który w pełnym sensie tego słowa płynnie przechodzi w śmiech. Otaczający mnie ludzie wpadając w zdumienie, pytają mnie: "Czego rżysz?". Nie jestem w stanie im tego wyjaśnić. Skąd mogliby wiedzieć, czym jest Transerfing, a tym bardziej wewnętrzna i zewnętrzna ważność, zresztą i tak ich to nie obchodzi. Wyobraźcie sobie, jaka histeria mnie ogarnia, kiedy mówią mi: "Lepiej, byś się zajął czymś poważnym". Gdybyście teraz widzieli swoje twarze w lustrze, jest na nich wypisane: "Jestem dyrektorem Związku Radzieckiego". Po czymś takim oczywiście pojawia się uśmiech również na ich twarzach, ale przecież problemy życiowe nie znikają. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że byłem taki sam. Cóż, to ich wybór, a ja go szanuję. 2. Siedzę wieczorem w domu, czytam kolejną książkę Zelanda (fragment o hałaśliwych sąsiadach) i jest już mocno po 23. I myślę sobie "mimochodem": "Moi sąsiedzi też umieją rozkręcić imprezę, bardzo głośno słuchają wieczorem muzyki i zawsze w nieodpowiednim czasie, swołocze". Doczytuję rozdział do końca i kładę się spać, kiedy najwyżej po 10 minutach oni (sąsiedzi) włączają muzykę, zaczyna się chodzenie, tańce, krótko mówiąc - zabiłbym. l w tym momencie zaczyna mnie dusić po prostu histeryczny śmiech: "Wystarczy tylko was (sąsiadów) wpuścić do swoich myśli, a wy już gotowi jesteście o sobie przypomnieć". Potem wsłuchałem się, a muzyka była świetna, zacząłem krzyczeć, żeby zgłośnili dźwięk. W myślach pojawiło się: "Zabawmy się"· Najciekawsze jest to, że święto na ten wieczór nie było zaplanowane, jak się potem okazało. Może to po prostu zbieg okoliczności, ale ja zrzuciłem to na karb zewnętrznego zamiaru, który zademonstrował mi swoją siłę. Rus: Nie trudź się z wyjaśnieniami, to działa, i to świetnie. Zazwyczaj właśnie na etapie "wyjaśnień" zaczyna się nie wiadomo co ... Spróbuj uchwycić swoje osobiste odczucie, kiedy wszystko się udaje - i kieruj się tylko odczuciem. LEL: Trzeba się nauczyć spokojnie odnosić do takich cudów, przyjmować je jak coś normalnego i nie zapominać o swoim Nadzorcy. Ja jemu raz na jakiś czas dziękuję za pomoc. TOMKA: Opowiem historię. To było tak. .. Suche fakty ... Siedzą dwaj transerferzy w kawiarni i rozmawiają o książkach i o zastosowaniach Transerfingu. Złożyli zamówienie. Zamówienie im przyniesiono, oni wszystko zjedli i proszą o rachunek. Płacą, kelnerka przynosi resztę. Po 10 minutach ona znowu przynosi resztę i niemal na siłę wpycha im pieniądze, nie słuchając wyjaśnień, że resztę już otrzymali. Z trudem dochodząc do siebie, transerferzy zastanawiają się, co to miało oznaczać. Przemyka im myśl - że jeśli tutaj przybyło, to znaczy, że gdzieś nie daj Bóg ubędzie ... I po dwóch minutach od tej myśli pojawia się ta sama kelnerka i niemal ze łzami w oczach prosi, by zwrócili pieniądze, ponieważ ona źle policzyła i dwa razy przyniosła im resztę· Pieniądze musieli zwrócić. Do tej pory jednak nie możemy zrozumieć, co to miało być. NADZORCA: Kiedy będziesz uprawiać Transerfing, wiele rzeczy wyda Ci się niezwykle dziwne. Twój umysł przyzwyczaił się mieć do czynienia tylko z jednym aspektem rzeczywistości - fizycznym.Teraz zaczynasz odkrywać matafizyczną stronę dualnego zwierciadła. Czeka Cię wielkie mnóstwo zadziwiających odkryć. Spoglądaj na świat szeroko otwartymi oczyma i nie przestawaj się dziwić. Tylko nie zatrać swojej wiary w Moc, która zawsze jest z Tobą. Śmiało sięgaj po prawo bycia sprawcą swojej rzeczywistości. ROZDZIAŁ szósty. Pomoc najbliższym. DUSZA: Co ty tam czytasz? UMYSŁ.: Dziennik męża erotomana. Straszna rzecz, chcesz posłuchać? Zegar wybił północ. W domu panuje półmrok. Ciężkie firanki złowieszczo falują pod wpływem powiewu gorącego, letniego wiatru. Ciszę zakłóca tylko mój nerwowy oddech. Stąpam ostrożnie na palcach, ale parkiet zdradziecko skrzypi, ja zamieram, ze strachem wsłuchując się w ciszę. Plecy od napięcia pokryły się kroplami potu, a serce bije jak szalone. Muszę wziąć 82 się w garść i uspokoić, cel jest już bliski. Ostrożnie skradam się do twojej szafy. Rozumiem, że postępuję haniebnie, ale niczego nie jestem w stanie ze sobą zrobić. Drzwi szafy otwierają się z potwornym skrzypieniem, znowu zamieram i wsłuchuję się. Nie, w domu jest cicho, ty śpisz. Całe nasze życie przebiegałoby spokojnie i równomiernie, jeśliby nie jedna moja patologiczna słabość - kradnę twoje kosmetyki. Ty strasznie się wściekasz, ale w żaden sposób nie możesz złapać mnie na miejscu zbrodni. Dzisiaj nie na żarty zdenerwowałaś się i położyłaś się spać na kanapie w salonie. Ukradłem twoją ostatnią szminkę. A teraz skradam się do twojej bielizny. Sięgam do szafy. Oto ona, chwila szczęścia! Odszukałem ogromny luksusowy skarb. Ile tu majteczek, pończoszek, biustonoszy i koszulek! Z moich drżących ust niemal wyrywa się tryumfalny okrzyk. Wygrzebuję wszystko z szafy, upycham do worka i unoszę ze sobą do gabinetu - tylko tam jestem bezpieczny. Zamykam drzwi na klucz i wysypuję skarb na podłogę. Boże, to wszystko moje! Nie oddam! Za nic nie oddam! W radosnym podnieceniu zaczynam podskakiwać i podrzucać bieliznę aż pod sufit. Naskakawszy się do woli, upycham skarb do różnych szuflad i na półki. Opadam na fotel, aby uspokoić oddech. Nie, nie mogę! Znowu wszystko wyjmuję. wygrzebuję na podłogę i zaczynam przymierzać. Hura! Wszystko na mnie pasuje! Mamy niemal jednakowe wymiary. W końcu wybieram pończochy w siatkę, jakieś szmatki, które najwidoczniej powinny być majteczkami, przezroczysty stanik i czerwone rękawiczki do łokcia. Wkładam to wszystko i ostrożnie na czworakach skradam się do ciebie, do salonu. Ty śpisz z pluszowym miśkiem. Co za łajdak! Dawno marzę o tym, żeby wrzucić go do zsypu. Ale boję się ciebie - ty niewątpliwie mnie zabijesz. Ostrożnie wyjmuję niedźwiedzia z twych rąk. On głośno warczy. Padalec! Ale ty się nie budzisz. Długo patrzę na ciebie, próbując poradzić sobie z majtkami. Nie, to jednak nie mój rozmiar. Twoje włosy leżą rozrzucone na poduszce. Spod kołdry sterczy gołe kolano. No nie, nie mogę! Gryzę. Ty zeskakujesz z kanapy i strasznie krzyczysz. Ja też strasznie krzyczę. Ujrzawszy, jak wyglądam, nie przestając krzyczeć, zaczynasz bić mnie miśkiem gdzie popadnie. Opadamy na kanapę i szamoczemy się tam, dopóki opadłszy z sił nie zasypiamy. DUSZA: Co jest dalej? UMYSŁ.: Potem doczytamy. Pora oglądać sen. BIEGNĄCA PO FALACH SZCZĘŚCIA: Wciąż męczy mnie pewne pytanie. Jak pomóc synowi, mamie, mężowi? Nie mogę wejść w ich skórę i stwarzać slajdy za nich. A bardzo chcę im pomóc ... Może są jakieś pomysły w tej kwestii? LANDYSZ: Czy oni Cię o to proszą? Jeśli nie, to nie należy w nich nic zmieniać. JOSE CANSECAS: Ja też od czasu do czasu mam ochotę pomóc ... Potem spoglądam na sprawę nieco z boku, komu moje rady w ogóle są potrzebne? Każdy sam winny jest tego, co ma. Zdarza się, że tak bardzo chce mi się komuś pomóc, że aż świerzbi! Muszę wtedy robić aluzje, na przykład odpowiednią książkę położyć od niechcenia albo mądre słowo rzucić ... A jaki jest sens!? Krótko mówiąc, to niewdzięczna sprawa pomagać, jeśli nie proszą. ARNIKA: Nawet jeśli proszą. Szczególnie jeśli proszą o radę. O radę zwraca się najczęściej człowiek, który i tak wie co robić. Jeśli trafisz swoją radą w sedno, to świetnie. A jeśli nie trafisz, zacznie się spierać i udowadniać, że nie masz racji. Jest również kategoria ludzi, która wciąż zwraca się o rady tylko po to, by mieć możliwość w przyszłości oskarżyć doradcę, że coś nie wyszło tak jak on chciał. Bardzo rzadko ktoś wysłuchuje rady, robi tak jak uważa za słuszne, biorąc na siebie całą odpowiedzialność. Najbardziej nieznośny typ doradcy to amator, który naczytał się wszelkich mądrych książek i radzi, radzi, radzi ... Zbawia świat, zbawia otoczenie, ponieważ tylko on wie, jak coś zrobić właściwie. Od takiego doradcy zawsze chce się trzymać z daleka. BIEGNĄCA PO FALACH SZCZĘŚCIA: Miałam coś innego na myśli. Chodziło mi o to, żeby na przykład pomóc mężowi znaleźć pracę. Nie udzielać mu rad, tylko na przykład stworzyć jakiś slajd. Albo przemianować go (jak u symoronistów). Tak żeby on nawet o tym nie wiedział. Po prostu naprowadzić go na właściwą falę, właściwy sektor. O to pytam. Czy coś takiego jest możliwe? LANDYSZ: A on sam co, nie może? SARINA: Wiadomość stara jak świat: nie da się za kogoś przeżyć życia - ani za męża, ani za dzieci, ani za rodziców! Sorry! Niestety dopóki najbliżsi się nie obudzą i nie zaczną działać, to ty im nie pomożesz. JOSE CANSECAS: " Rzeczywiście! Ludzie pomagają innym ludziom ... A czy jest im potrzebna ta pomoc ... Ja sam nieraz nie wiem co jest mi potrzebne, a kiedy to otrzymuję, to od razu jest jasne, że o to chodziło. Może twój mąż w ogóle nie chce pracować? Może woli być wolnym malarzem albo czymś takim. Najlepiej pojąć najpierw swoje pragnienia. UNTOUCH: 83 Przemianuj, przypomnij sobie, co mu dobrze wychodzi i z czego jest zadowolony i uruchom ten film. SHERE: A może tobie samej potrzebna jest pomoc? Mąż wchodzi w skład warstwy twojego świata zewnętrznego. Pracujący mąż znacznie polepszy byt materialny twojej rodziny, a ty zyskasz nowe możliwości. Zapytaj swej duszy, czego ona chce? Być może pragnie nowego samochodu albo pracy nie na dwie zmiany, tylko na jedną. Nie oszukuj się, zrozum, czego chcesz ty, zacznij przeglądać slajdy, a wówczas znajdą się środki do urzeczywistnienia Twojego celu, na przykład mąż znajdzie dobrze płatną pracę. BIEGNĄCA PO FALACH SZCZĘŚCIA: Rzeczywiście, zbytnio skupiłam się na tym. Trzeba po prostu obniżyć ważność, ale to trudne. Niestety mój mąż nie jest wolnym malarzem. On jest po prostu perfekcjonistą. Pracował jako gliniarz, dosłużył się wysokiego stanowiska, ale ma tego serdecznie dosyć! Wahadło o nazwie policja kocha tylko tych, którzy podporządkowują się wewnętrznym niepisanym prawom: trzeba być bezczelnym chamem, trzeba pić wódkę, wypełniać każde żądanie zwierzchników. A potem jeszcze cię zwyzywają. Mój mąż w ciągu dwunastu lat nie był w stanie pogodzić się z tą rzeczywistością. Walczył z wahadłem i otrzymywał od niego różne nieprzyjemności. Doszło do załamania nerwowego. Zdecydowaliśmy, że powinien się zwolnić. Nakichać na wszystko. No i od miesiąca jest bez pracy. Biega, szuka, ale niestety w wieku 38 lat trudno zaczynać wszystko od początku. Proszą go, by wrócił, ale on odmawia. Już zaczyna być nerwowy, przeżywa, a to znaczy, że przeżywam również ja. Właśnie dlatego chcę mu pomóc. Gość: Będąc w analogicznej sytuacji, wydrukowałam z internetu pierwsze rozdziały Transerfingu i ze słowami: "Poczytaj, facet zabawnie pisze" wcisnęłam mężowi zamiast porannej gazety, którą zazwyczaj czyta w drodze do pracy. Oczywiście istniało ryzyko narażenia się na "Całkiem zwariowałaś, babo", ale ja bardzo chciałam, żeby on to przeczytał (prawdopodobnie intuicja). Wieczorem pytam: "Przeczytałeś? Co myślisz?". Pomilczał, podreptał w miejscu i mówi: "Wiesz co, zainteresowało mnie to!". Nie udzielałam mu rad, nie tworzyłam za niego slajdów, nie przemianowywałam go w nie wiadomo kogo, nie zdejmowałam z niego okularów, przez które patrzy na świat. Po prostu te okulary przetarłam! Uważam, że lekki (jak u Norbekowa - wyłącznie z miłością) kopniak w tyłek jest dopuszczalny, jeśli mowa o najbliższych. Mogłam delikatnie polecać i podkładać mojemu mężowi mądre książki. On nawet byłby gotów je przeczytać, kiedy będzie miał czas. Ale jeśli nie odebrałabym mu wówczas gazety ... Zresztą kiedy oboje rodzice zaznajomili się z Transerfingiem, to problemy z synem zaczęły się rozwiązywać same przez się. BIEGNĄCA PO FALACH SZCZĘŚCIA: Dziękuję wszystkim za rady, za to, że zwróciliście uwagę na moje problemy. Rzeczywiście przestawiłam się (pomogli mi to zrobić w mojej pracy, gdzie powstała kwestia redukcji etatów i na razie jeszcze wszystko wisi w powietrzu). Teraz myślę, jak pomóc sobie! Ale nie boję się, jest mi tylko oczywiście przykro, ponieważ bardzo lubię swoją pracę! LANDYSZ: Widzisz, jaką ważność nadałaś swojej pracy ... Twój świat lepiej wie, co ci jest potrzebne. Dlatego przestań już o tym myśleć, a sytuacja rozwiąże się na twoją korzyść. Powodzenia! SARINA: Nigdy nie zapominaj: "Wszystko, co się dzieje, zmierza ku lepszemu!". I ani na krok od tego nie odstępuj.Twoje powodzenie zależy od uporu! NADZORCA: Jak już mówiłem, zamiar pojedynczego człowieka działa tylko w warstwie jego świata. Każdy ma prawo zarządzać tylko swoim losem. Dokładnie tak samo kapitan ma możliwość kierować tylko swoim statkiem nie ma on dostępu do steru cudzego statku. Dlatego pomóc swoim bliskim możesz tylko jednym sposobem - spróbować otworzyć im oczy na rzeczywistość, aby oni sami zaczęli kształtować warstwę swego świata. Tylko nie denerwuj się, jeśli nie uda Ci się obudzić śpiących. Być może im podoba się spać. To ich wybór. Nie radzę nikogo wciągać za uszy do Transerfingu. To niewdzięczne zadanie. Rzecz w tym, że jest to wiedza nie dla wszystkich. Kto nie jest gotów jej przyjąć, temu nic nie wyjaśnisz. Tych zaś, którzy są gotowi, Transerfing albo inny podobny nurt sam odnajdzie. Ciesz się już z tego, że sama się obudziłaś we śnie na jawie, a teraz masz możliwość zarządzać swoją rzeczywistością, czyli pojawiło się u Ciebie więcej możliwości pomocy bliskim zwykłymi sposobami. Jeśli zaś inni nie wierzą, albo raczej nie chcą wierzyć w to, że zarządzanie rzeczywistością jest możliwe, to raczej nie ma sensu przekonywanie ich, że jest inaczej. Nie warto "nieść ludziom dobra", jeśli oni o to nie proszą - drogo Cię to może kosztować. Najlepiej położyć "dobro" w widocznym miejscu i cichutko się oddalić - komu będzie ono potrzebne, ten sam je weźmie. 84 Mądre rozrabiaki. DUSZA: Szybciej, czytaj dalej. UMYSŁ.: Dziś w nocy umówiłem się na randkę w szafie. Jak przystało na dżentelmena, przyszedłem pierwszy. Długo grzebałem się wśród odzieży, rozmyślając, czym by cię ucieszyć. W końcu włożyłem na siebie twój kożuch i ukryłem się. Złowieszczą ciszę zakłóciło tylko bicie zegara. Północ. Wkrótce usłyszałem ostrożne kroki. Skradałaś się powoli, z obawą rozglądając na boki. Cała spięta, powoli poruszyłaś drzwiami szafy. Ja znienacka wstałem i objąłem cię swoimi łapami. Poczuwszy coś dużego i kudłatego, strasznie krzyknęłaś. Ja też strasznie krzyknąłem. Wpadliśmy do szafy i zaczęliśmy tam przewracać wszystko do góry nogami, na ile pozwalała nam na to ciasnota. Nie przestając krzyczeć, biłaś mnie wieszakiem na chybił trafił. Dzięki Bogu kożuch złagodził uderzenia. Ledwo udało mi się odebrać tobie wieszak. Wówczas zdarłaś ze mnie kożuch i zaczęłaś szarpać mnie jak tygrysica. Co było dalej, już nie pamiętam ... Dziś wróciłaś do domu wcześniej niż zwykle. Biegałaś po pokojach i wołałaś mnie. W końcu przekonawszy się, że mnie nie ma, zaczęłaś podskakiwać od rogu do rogu i podśpiewywać. Ale ja byłem w domu. Leżałem ukryty pod łóżkiem i czekałem na dogodny moment. Kiedy znalazłaś się obok łóżka, milcząc wyciągnąłem ręce i wczepiłem się w twoje kostki. Strasznie krzyknęłaś. Ja też strasznie krzyknąłem. Rozpaczliwie wierzgałaś i w końcu się wyrwałaś. Chwytając gaśnicę, skierowałaś strumień pod łóżko. Musiałem w pośpiechu stamtąd wyjść. Widząc gołego faceta całego pokrytego pianą, znów strasznie krzyknęłaś. Ja też strasznie krzyknąłem i powaliłem cię na łóżko. Chwyciłaś poduszkę i zaczęłaś bić mnie nią tak, że ta się rozerwała. Pierze rozsypało się po całym pokoju. Uwalani w pianę i pióra, długo jeszcze turlaliśmy się po łóżku, dopóki nie straciliśmy sił. DUSZA: Mocne! Obejrzymy sen i poczytamy jeszcze. VAS: Oto jaką mam sytuację. Nie mogę znaleźć wspólnego języka z synem (10 lat), a raczej znajduję wspólny język, ale on jest nieposłuszny. Żeby zmusić go do zrobienie czegoś, trzeba nakrzyczeć albo ... W ogóle niemal zawsze dochodzi do konfliktu. ARNIKA: Jak myślisz, dlaczego Twój syn jest nieposłuszny, jaki ma cel? Zwrócić Twoją uwagę na siebie? Czy to jego walka o władzę? (Tak, tak). Możliwe, że zemsta. Chociaż zemsta przejawia się u bardziej dorosłych dzieci. W każdym razie należy unikać konfliktu! Dzieci bardzo przeżywają, jeśli rodzice nie liczą się z nimi i ich nie szanują, nie dają prawa wyboru (przynajmniej w drobnostkach). VAS: To, że jest to walka o władzę i zwracanie na siebie uwagi, świetnie rozumiem. Unikanie konfliktu oznacza pozwalanie mu na robienie tego, co robi, a to właśnie doprowadza do sprzeczności, bo robi on nie zawsze to, co należy. Porozmawiać z nim - w zasadzie wszystko rozumie, ale jeśli coś jest nie po jego myśli, to rozmowa się kończy. W sumie to wahadło. ARNIKA: I tak należy stworzyć sytuacje, w których Ty i Twój syn wygrywacie. Kompromis. Stań się dla swojego syna nieprzewidywalny (w pozytywnym sensie!). Zmusi go to do spojrzenia na Ciebie inaczej. Często nie doceniamy dzieci. Tak wiele można się od nich nauczyć! Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka to skarbnica mądrości. Każdy jego obowiązek można przecież zmienić w zabawę. A tatuś razem z nim się pobawi i nie będzie pokazywać, że zjadł wszystkie rozumy. Zacznij się radzić syna. Nieważne, czy potem postąpisz zgodnie z jego radą, ale on poczuje, że jest dla ciebie bardzo ważny. W pozytywnym sensie. Trzeba to robić bardzo szczerze. Dzieci czują fałsz. Spróbuj spojrzeć na niego jak na mądrą (nie inteligentną, a właśnie mądrą) istotę - nie pożałujesz! LANDYSZ: Dobrze Arnika mówi, uczyń swojego syna przyjacielem, a wszystkie problemy się ulotnią. Zajmujesz pozycję starszego (trepa warmii), a spróbuj postawić się na jego miejscu. Dzieci są bardzo mądre i nieraz przyjęcie rady od syna ani trochę nie zaszkodzi. W przeciwnym razie będziesz potem otrzymywał .. podarunki ..... HELG: Nasze dzieci nie są naszą własnością, one przyszły na ten świat przez nas, ale nie dla nas. To nie moja myśl, ale się z nią zgadzam. Mają swoją drogę, ale zaczyna się ona na naszym progu i my pomyłkowo zagarniamy wszystko, co znajduje się w pobliżu.Takie podejście właściciela to mocny i kuszący atrybut poczucia własnej ważności. Najlepsze co można zrobić w relacjach z synem, to stać się jego przyjacielem. Nie uczynić syna przyjacielem, jak pisze Landysz, tylko samemu stać się jego przyjacielem. Rozejrzyj się dookoła. Wszyscy mamy wielu znajomych, ale czy wielu przyjaciół? Ich nie może być wielu. Moim zdaniem przyjacielskie relacje są najtrudniejsze. Nie podlegają one unormowaniom prawnym ani moralnym, w pełni zależą tylko od waszej dobrej woli - przyjaciel albo nieprzyjaciel. Aby stać się przyjacielem syna, trzeba być mu równym, szanować go, nie udawać lepszego, niż się w rzeczywistości jest, 85 nie uczyć go, kiedy Cię nie prosi, rzucać swoje idiotyczne dorosłe sprawy, kiedy poprosi Cię o pomoc. Nałożyć w rowerze łańcuch, który spadł, to sprawa nie mniej ważna niż oglądanie meczu Real-Manchester United. Przypomnij sobie siebie, kiedy miałeś 10 lat! Czy ktoś z dorosłych rozumiał twoje problemy? Napraw błąd i zrozum problemy syna. Ale się rozpisałem. Ojcowie i dzieci to gorący i niegasnący temat. PS. Też mam syna i śmiem mieć nadzieję, że jesteśmy przyjaciółmi. ARNIKA: Uwierz mi, często miałam wrażenie, że dorośli to bardzo ograniczeni ludzie i wcale nie chciałam wstępować w ich szeregi. HELG: Jakże szkoda było, że prawdziwi dorośli, z którymi chciało się zaprzyjaźnić (rzadko spotykani), byli dalekimi znajomymi rodziców i spotkania z nimi były rzadkie i krótkotrwałe. ARNIKA: No właśnie! Za to w pobliżu byli tacy, którzy mówili, że nic ci się nie uda, że masz dwie lewe ręce, że to nie dla ciebie i w ogóle siedź cicho, nie wtrącaj się i słuchaj! My lepiej wiemy, co jest dla ciebie korzystne. LESHIY: Dzieciństwo było całkiem niedawno. Rodzice tak mnie męczyli z nauką - po prostu koszmar. W rezultacie stałem się leniem i olewatorem, czyli przeciwnie niż zamierzali.Tak więc rodzice, znajdujcie we wszystkim złoty środek. Nie chcę stać się dorosłym! MAKS: Ja tak samo! Proponuję stłumić wahadło doroślenia! LANDYSZ: Nie ma potrzeby. lm dłużej masz w sobie małego chłopca i szczere dziecko, czyste z niezmąconym umysłem, tym lepiej. WRONA: Dodam jeszcze: ktoś tu zadawał pytanie, jak kochać siebie? Zgodnie z moim doświadczeniem łatwiej i przyjemniej jest kochać w sobie to dziecko. ARNIKA: Zawsze uważałam i uważam, że dzieciństwo to najtrudniejszy okres w życiu człowieka, ponieważ z dziecka robią człowieka. jakby ono jeszcze człowiekiem nie było. LINA: Wszyscy odpowiadają dobrymi i prawidłowymi słowami, wszystko to jest napisane w wielu książkach o wychowaniu, tylko że jest to w większości teoria. Niekiedy dzieci, szczególnie nastolatki, które też przeczytały te książki i nasłuchały się słów o tym, że dorośli nie dość ich rozumieją, umieją świetnie manipulować rodzicami, grając na ich poczuciu winy. Rodzice również mają prawo do spokojnego i wygodnego życia także dla siebe! Moja siedemnastoletnia córka twierdzi, że ma prawo przychodzić bardzo późno do domu, a ja nie mam prawa jej na to nie pozwalać. Całe życie starałam się być jej przyjaciółką, a okazało się, że moje poglądy na życie zestarzały się. ARNIKA: Nic nie poradzisz, musisz pogodzić się z faktem, że Twoja córka nie jest twoją własnością. Nie chcę Cię drażnić, ale ona jest twoim zwierciadlanym odbiciem. Starałaś stać się jej przyjaciółką, a jak ona do tego podchodziła? Starać się być przyjaciółką i być przyjaciółką to nie jedno i to samo (usunęłam ze swego życia wszystkie przyjaciółki, które grzebały mi w duszy). lm bardziej przeżywasz, tym więcej będzie powodów do przeżywania. Należy przestać się niepokoić. Jak? Nie wiem. Przekierować swoją uwagę na cokolwiek innego, zmusić się siłą woli. Szukaj. Przestań naprzykrzać się córce. Zacznij reagować na jej zachowanie nie tak jak zawsze. Zamiast pretensji, że wróciła za późno, spytaj, jak spędziła czas. Musisz nauczyć się ufać swojej córce, wypracować w sobie pewność, że ona jest rozumna, rozsądna i żadnych głupot nie narobi. Przecież czego oczekujemy od dzieci, to od nich dostajemy. LANDYSZ: Z dumą mogę powiedzieć, że moje dzieci są moimi najlepszymi przyjaciółmi. l to bez wysiłku. Po prostu trzeba z nimi rozmawiać jak najczęściej i nie pokazywać swoich wyższości pod względem wieku albo czegokolwiek innego. l to chyba wszystko! LOLIK: Kiedy nie wiem co robić i jak postąpić z dziećmi, to zwracam się do nich samych o pomoc, ale nie jak wielka matka, tylko raczej jak bezbronne dziecko, bo przecież naprawdę nie wiem co robić. Z reguły one same znajdują właściwe rozwiązanie, czując moje zaniepokojenie i szczere zaufanie do nich. Nie warto grać z dziećmi w ważność, bo w ten sposób wyrasta przepaść pomiędzy ludźmi, a pomiędzy rodzicami a dziećmi - tym bardziej. UMYSŁ: 86 Mądrzy śniący. Nadzorco, ponieważ milczysz, wnoszę, że rozumieją oni wszystko co trzeba. NADZORCA: Tak, i mogą nas jeszcze wiele nauczyć. DUSZA: A ja w ogóle z dzieciństwa nie wyrosłam. UMYSŁ: Ty na pewno. Gdzie twoja skakanka? DUSZA: Tobie, ty nasz dorosły, też nie zaszkodziłoby powrócić do dzieciństwa. UMYSŁ.: Po co? DUSZA: Aby przestać być rozumnym i stać się w końcu mądrym. Związki pozamałżeńskie. DUSZA: Co tam u naszego erotomana? UMYSŁ: Wymyśliłem, że upiekę keks. Zazwyczaj robisz to sama, a potem razem jemy twój wspaniały keks. Ale dzisiaj zdecydowałem, że przygotuję ci niespodziankę. Nasmarowałem się fluidem, mocno umalowałem się ukradzionymi u ciebie kosmetykami, włożyłem na głowę twoją perukę, ubrałem fartuch na gołe ciało i wziąłem się do roboty. Niestety jeszcze nie zdążyłem zakończyć, kiedy nieoczekiwanie pojawiłaś się ty. Ujrzawszy mnie od tyłu, wydałaś odgłos zdziwienia zmieszanego ze strachem. Z zaskoczenia mocno pociąłem sobie palec. Odwracając się, przystawiłem zakrwawiony nóż do swojego gardła i strasznie krzyknąłem.Ty też strasznie krzyknęłaś. Kiedy rzuciłem się na ciebie z nożem zemdlałaś. Ledwie udało mi się cię ocucić. Spojrzawszy na twarz zakrwawionego transwestyty w peruce i nożem w rękach, znów strasznie krzyknęłaś. Ja też strasznie krzyknąłem. Ale po chwili pod warstwą makijażu rozpoznałaś rysy mojej twarzy i zrozumiałem, że muszę się ratować, dopóki nie jest za późno. Chwyciłaś wałek do ciasta i w szaleństwie rzuciłaś się w pogoń. Goniłaś mnie po całym domu, a ja uchylałem się jak mogłem, lawirując między stołami i fotelami. Lecz oto potknąłem się i upadłem. Rzuciłaś się na mnie jak dzika kotka i prawie mnie udusiłaś, zdzierając ze mnie fartuch. Tarzaliśmy się po podłodze, dopóki nie poczuliśmy zapachu spalonego keksa. Jednak przygotowywanie tej potrawy pozostawiam tobie. DUSZA: Obejrzyjmy sen i upieczmy keks. Jakoś mi się keksa zachciało! UMYSŁ: Dobra. PYTANIE: Skoro miłość nie powinna być uzależnieniem, powinna być pozbawiona przywiązania i skłonności własnościowych, to także pozbawiona powinna być zobowiązań. Czy tak? Dzieci w rodzinie się urodziły, żona trochę przytyła, mąż trochę wyłysiał, nieco przytył, znacznie ostygł... Żona przez kłopoty też już nie jest tak gorąca: praca, dom, kolacja, lekcje z dziećmi. Zainteresowania przez dziesięć lat małżeństwa rozbiegły się w różne strony. Powiecie, że to rzadki obrazek? Wątpliwe ... A w pracy jest interesująca/interesujący, nowa/nowy koleżanka/kolega. l przed oczami aż pojawiają się gwiazdki... tak się chce szalonego seksu. Bohaterowie sytuacji są po trzydziestce. l nie wiadomo, czy do czynienia mamy z miłością czy z namiętnością (cóż złego w tej ostatniej?), trzymać się do końca (za co?), czy może? ... LESHIY: Małżeństwo to też wahadło, a co z nim robić już zostało napisane. PYTANIE: Pytanie, Szanowny Leshiy, nie dotyczyło małżeństwa. Dotyczyło ono dopuszczalności zdrady albo prościej - związków pozamałżeńskich. LESHIY: Każdy powinien robić co chce. Chcesz się z kimś przespać - proszę bardzo. Tylko jeśli potem będziesz robił sobie wymówki, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Po transerfersku: jeśli to twoje wahadło (małżeństwo), jeśli jest ci potrzebne to nie uchylaj się przed nim, tylko graj w jego grę, dopóki jest ci to potrzebne. Nawet jeśli zdradziłeś, to pozostawaj w stosunku do małżeństwa takim samym nawet w myślach. Inaczej nie trafisz w częstotliwość rezonansową wahadła. Z kolei z medycznego punktu widzenia zdrady są konieczne. Długo by wyjaśniać, ale jest to związane z różnymi grupami krwi. PYTANIE: 87 Dobrze, jeśli druga połowa też tak myśli. Ale byłoby to coś w rodzaju otwartego małżeństwa. Sumując, małżeństwo ze zwolennikiem Transerfingu z reguły dopuszcza skoki w bok? Z medycznego punktu widzenia wiele przyjemności jest dozwolonych: skłonność mężczyzn do poligamii, zanikanie zainteresowania samicą po tym, jak wspólne dziecko osiąga wiek 3-4 lat, jest ono gotowe do życia, a mężczyźnie chce się iść na nowe pole ... Również skłonność samic do życia z silniejszym samcem, choćby w haremie, ponieważ potomstwo ma większe szanse na lepszy start, niż z mniej skutecznym samcem (biologicznym ojcem), zresztą samej samicy też jest lepiej z bogatym. Może rozważajmy nie tylko biologię, a jeszcze inne czynniki? AFTER: Zdecyduj, która koncepcja jest Ci bliższa: "Żyć dla dzieci" czy "Żyć dla siebie"? Chociaż ja nie rozumiem, dlaczego dzieciom ma być źle, jeśli ich mama osiągnie seksualne zadowolenie nie z ich tatą (z którym nie osiąga go już od dawna), a z kimś innym? PYTANIE: Dzieciom bezpośrednio źle nie będzie, po prostu zostanie uruchomiony mechanizm oszustwa, przekroczona będzie granica, dlatego dzieci w przypadku zdrady jednego z rodziców zwyczajnie zwiększają szanse na kontynuację życia w niepełnej rodzinie. Myślicie, że długo można to skrywać? "Nawet jeśli zdradziłeś, pozostawaj w stosunku do małżeństwa takim samym nawet w myślach" - do takiej obłudy nie każdy jest zdolny, a już na pewno nie ja. AFTER: Rodzina to w każdym wypadku obłuda. Szaleńczo chce ci się seksu z innym człowiekiem, który ci się spodobał, ale będziesz swą seksualność kastrować po to, żeby poczucie własności twojego męża przez ciebie nie ucierpiało. Będziesz uprawiać seks z mężem, do którego czujesz przygasły pociąg i myśleć o tym, jakie wspaniałe zadowolenie uzyskałabyś, gdyby w tej chwili w łóżku z tobą był ten drugi. Już jesteś obłudnicą i czyni cię taką nie twoje ciało, ciało jest przecież absolutnie szczerym instrumentem, chce mu się tego, kogo się chce, a nie chce się tego, kogo się nie chce (twojego męża). Obłudnicą czynią Cię twoje (a raczej ogólne) tzw. wyobrażenia o wierności, małżeństwie i o tym, że dzieci powinny żyć z dwójką niekochających się rodziców, a nie tylko z mamą lub z mamą i jej nowym ukochanym. Chcę zadać Wam jeszcze jedno pytanie. Czy nie zwalasz na to, że jeśli twoja zdrada stanie się znana mężowi, to ucierpią Wasze dzieci,Twojego własnego strachu przed utratą pomyślności i zagospodarowania, do którego się przyzwyczaiłaś? Czy całe zamieszanie nie dotyczy kwestii, czego bardziej chcesz: "nieposkromionego seksu" czy wygody, komfortu i poczucia bezpieczeństwa, które daje rodzina i które wraz z mężem zbudowałaś przez lata? PYTANIE: Oczywiście, że o tym jest mowa. Rodzina to nie tylko seks, szczególnie po dziesięciu latach małżeństwa. Chciałoby się być dobrym i postępować właściwie. Czyżby życie w harmonii ze swym sumieniem było marzeniem idealistów? LOLlK: Mówimy o wyborze i jego konsekwencjach. W ciągu dnia niezauważalnie dla siebie czysto mechanicznie albo świadomie w wielu sprawach dokonujemy wyboru i w większości nawet o tym nie myślimy, ponieważ nie przykładamy do tego wagi. Twoje pytanie ma zawyżoną ważność i trudno Ci rozwikłać je samemu (samej). Już odczuwasz poczucie winy, chociaż z twoich słów wynika, że jeszcze nie podjęłaś decyzji. Ale Twój umysł już dawno uwikłany jest w grę namiętności, możliwe że swoim pragnieniem przyciągnęłaś tę sytuację i dopiero teraz zadajesz sobie pytanie, co z nią począć ... Zadaj sobie pytanie: po co ci to? Obrazy namiętnego seksu w wyobraźni to gra umysłu. Człowiek najczęściej przekonuje się o tym na własnych błędach. Owszem, jest to lekcja dla wielu wprost konieczna, żeby zrozumieli, że nie wszystko, czego się pragnie, jest nieodzowne i odwrotnie. Zakazany owoc zawsze pociąga z niewyjaśnioną siłą· To, że człowiek pragnie namiętnego seksu, jest normalne. Najwidoczniej energia, która się nagromadziła przez długi czas nie miała ujścia. Oczywiście jeśli nie jest to gra wyobraźni. Stoisz przed wyborem gry i masek, a Twoje pytanie brzmi: Którą maskę lepiej włożyć, aby nie odczuwać poczucia winy? Co chcesz uzyskać? Zaspokojenie seksualne i nie męczyć się poczuciem winy? Czy może w pełni zmienić swoje życie. upiększając je seksualnym kolorytem? Przecież już to robisz, Twój umysł przespał się z tym mężczyzną (z tą kobietą) wiele razy. Już dawno zdradziłaś swojego małżonka. Pytanie raczej jak kontynuować cały ten teatr, nie przysparzając nikomu bólu już na poziomie fizycznym. Jakakolwiek podjęta decyzja zmienia linie życia i należy być na to gotowym, ponieść konsekwencje za swoje postępki bez strachu i wątpliwości. Jedni malują swe płótno życia sami, może z błędami, ale jest ono wypełnione najróżniejszymi kolorami śmiałych pociągnięć pędzla. Inni wybierają stereotypowy model życia narysowany przez "kogoś", dopasowując każdy swój krok do kogoś. PYTANIE: Wszystko weszło w ciche i miarowe koleiny i tak ma być do końca?! Zdradzać i oszukiwać moja druga połowa nie zasługuje na taki stosunek, a niszczyć wszystko dla złudnego zadowolenia - to głupie. Owszem, dookoła jest wiele rodzin, w których żony przymykają oko na "spóźnienia" mężów, a mężowie również niezbyt wnikają w to, że żona "nocowała u przyjaciółki 88 albo u mamy". Jeśli zadowalałaby mnie taka milcząca zgoda na seks w małżeństwie, to nie byłoby tego tematu na Waszym forum. AFTER: Wolisz żyć z tym, kto ma wiele zalet, czy z tym kogo kochasz i pragniesz jako partnera seksualnego? Czego właściwie oczekujesz od forowiczów? Jeśli lekceważysz swoje naturalne pragnienia i rzeczą ważną jest dla ciebie utrzymanie pozorów rzetelnej rodziny, to je utrzymuj! Nie chcesz "obłudnie oszukiwać męża", to pięknie, zapomnij o swoich pragnieniach seksu i możliwym nowym życiu z kimś innym. To proste! WLADlMIR: Trudno przeciwstawiać się energii seksualnej, praktycznie jest to niemożliwe. Jeśli mocno doskwiera właśnie pociąg, to prawdopodobnie oprócz różnych praktyk, w których energia przelewa się w inne czakry, nie można nic zaproponować. Również szóste ćwiczenie "Oka odrodzenia". Powtarzam, że skutkuje to, jeśli mamy do czynienia ze zwykłym pociągiem seksualnym. Wszystko to jest zwykłą fizjologią porównywalną z pragnieniem wody. Jeśli zaś jest to miłość, to wszelkie rady będą nie na miejscu. UMYSŁ.: To już filozofia hipisowska! Wolna miłość i te sprawy ... A co z wiernością i więzami małżeńskimi? DUSZA: Nie wtrącaj się ze swoimi fundamentami! Mam cię dość! Chce mi się miłości! NADZORCA: Każdy decyduje sam dla siebie. Najważniejsze, żeby zasady moralne nie niszczyły jedności duszy i umysłu, ponieważ jeśli taka jedność zostaje naruszona, to znaczy, że zasady nie pochodzą od serca, tylko od wahadeł. Wahadła, jak wiadomo, mają tylko jeden cel - zapędzić człowieka do komórki matrycy, wykorzystując przy tym "właściwe" definicje i piękną etykę· Jeden człowiek, spotkawszy miłość poza małżeństwem, będzie ukradkiem zdradzać i czuć się winnym, inny będzie męczył się pragnieniem miłości, ale nie dopuści do zdrady. Który z nich postępuje właściwie? UMYSŁ: Żaden. NADZORCA: Racja. Jeden zniszczy sobie życie poczuciem winy, a drugi nieurzeczywistnionymi pragnieniami. Mało tego, w ostatecznym rozrachunku życie zostanie zniszczone wszystkim członkom rodziny - to fakt. DUSZA: Cóż więc robić? NADZORCA: Nie zdradzać przede wszystkim samego siebie. Jeśli chce Ci się miłości, ale nie możesz sobie na to pozwolić lub pozwalasz sobie, ale przy tym męczysz się wyrzutami sumienia, to pomyśl: komu od tego będzie lżej? Nikomu. Wszystkim - Tobie i Twoim bliskim - będzie tylko gorzej.To znaczy, że należy osiągnąć zgodę duszy i umysłu. A konkretnie: zdecydowanie zrezygnować z poczucia winy i odrzucić wszelkie zasady moralne, które nie pochodzą od serca, tylko od wahadeł. Innymi słowy: trzeba być Sprawcą swojej rzeczywistości. Możesz oszukać bliskich, udając, że zachowujesz wierność, ale rzecz której już na pewno nie należy robić - to okłamywać siebie samego. UMYSŁ: A jednak coś tu jest nie tak. Jakoś nieładnie wychodzi. NADZORCA: Cóż tu może być ładnego. Ale skoro tak już się zdarzyło, że spotkałeś miłość poza małżeństwem, to lepiej zdradzić bliskich niż siebie. Powtarzam, zdrada siebie doprowadzi do znacznie gorszych konsekwencji dla wszystkich. Nie martw się, ludzie zdradzają się nawzajem zawsze i wszędzie. UMYSŁ: A co z troską o bliskich? To również jest fikcja wymyślona przez wahadła? NADZORCA: O bliskich należy troszczyć się szczerze. Niesiemy odpowiedzialność za wszystkich, których oswoiliśmy.Tylko jest pewne ALE: mam poczucie odpowiedzialności, lecz nie mam poczucia powinności. To drugie jest właśnie tworem wahadeł. Kiedy troszczę się o bliskich szczerze, to mimo iż to paradoksalne, mam prawo pozwolić sobie oszukiwać ich, aby uchronić od nieprzyjemnych zmartwień. Jeśli zaś moja "troska" jest konsekwencją wewnętrznej potrzeby odpracowania jakiejś powinności albo jeśli ja zachowuję nominalną wierność z poczucia obowiązku, ale przy tym w tajemnicy płonę namiętnością, to czy jestem lepszy od tego, kto zdradza, nie męcząc się wyrzutami sumienia? UMYSŁ: 89 Trudna sytuacja. Wychodzi na to, że "postępuję właściwie, ale myślę haniebnie" to to samo co - "postępuję haniebnie, ale udaję, że myślę właściwie". NADZORCA: Właśnie tak. Dlatego należy sprowadzić myśli i postępki do wspólnego mianownika - nie okłamywać samego siebie. Jeśli postępujesz haniebnie, to przyznaj się sobie do tego uczciwie i nie męcz się poczuciem winy. A jeśli haniebnie myślisz, to pozwól sobie również odpowiednio do tego postąpić, znowu nie męcząc się wyrzutami sumienia. Wówczas będziesz żyć w zgodzie ze swym credo. Naruszając swoje credo albo co gorsza nie mając go, niszczysz siebie jako osobowość, przez co w życiu nic się nie udaje. Jeśli krzywy jest obraz, to i odbicie w zwierciadle będzie krzywe. UMYSŁ.: l tak brzmi to trochę cynicznie. NADZORCA: To dlatego, że stereotypy wahadeł bardzo trwale osiadły w świadomości. Rzeczywiście Transerfing może wydawać się nauką pozbawioną "szczytnych ideałów", a jednak jeśli to przeanalizować, to właśnie taka wiedza jest naprawdę uczciwa. O czym my tutaj rozmawiamy: o tym, żeby przestrzegać jakichś zasad czy o tym, aby uczynić swoje życie i życie swoich bliskich szczęśliwym? Transerfing wcale nie twierdzi, że zdrada małżeńska jest czymś dobrym. Najważniejsze, by nie zdradzać siebie - oto credo, którego należy się trzymać, aby nie zniszczyć istnienia sobie i bliskim. Jak Ty to będziesz robił w konkretnych sytuacjach, to już Twoja decyzja. DUSZA: Lepiej sama będę ustalać swoje zasady, a na cudze mogę nakichać. Howgh! [u Indian północnoamerykańskich oznacza to "rzekłem ostatnie słowo" - dop. tłum.]. Rzekłam! Przymusowy slajding. DUSZA: Czytaj dalej! UMYSŁ: Późnym wieczorem brałaś prysznic, beztrosko podśpiewywałaś. Rozluźniłaś się. Całkiem przestałaś się bać. Niepotrzebnie. Byłem obok. Owinąwszy się prześcieradłem jak duch, włożyłem na głowę wielki garnek i ukryłem się obok łazienki. Kiedy wychodziłaś, wyłączyłem światło i przedpokój pogrążył się w mroku. Powoli wyszedłem ci na spotkanie. Strasznie zakrzyczałaś. Ja też strasznie zakrzyczałem w swoim garnku. Pobiegłaś do sypialni. Jaka naiwność. Czyżbyś myślała, że tam będziesz bezpieczna? Ruszyłem za tobą po omacku, powiewając prześcieradłem jak całunem. Wskakując na łóżko, chwyciłaś lampę i ze wszystkich sił walnęłaś mnie w garnek. Garnek wraz z moją głową zadźwięczał. Głucho zawyłem i zacząłem machać rękami, usiłując cię złapać. Piszczałaś jak wariatka i waliłaś mnie lampą po garnku. W końcu udało mi się uchwycić twoje nogi i upadliśmy na łóżko. Niestety, garnek spadł mi z głowy i moja anonimowość się rozwiała. Twój strach przeszedł w złość i odegrałaś się na mnie na całego. Odpełznąłem od ciebie wycieńczony. DUSZA: Koniecznie muszę kiedyś przebrać się za ducha i przestraszyć cię. UMYSŁ.: Już się boję. Jesteś przecież taka straszna! NINJA: Stworzyłem sobie slajd na początek z obrazem, jak całuję pewną dziewczynę (jesteśmy znajomymi, nieraz się spotykamy, po prostu dalej niż przyjaźń sprawy nie zachodzą, nie ma ku temu normalnych warunków i sposobności, dlatego jest właśnie tak). Spokojnie zmniejszyłem ważność, oglądałem slajd co najmniej godzinę przez dwa dni, nawet wykonywałem "fale uderzeniową" i "sferę" w celu zwiększenia efektu. Cóż mogę rzec. Zacząłem w poniedziałek rano. W środę (dzisiaj) zaczęły się szalone "kręgi na rzeczywistości"!!! Jakieś bzdury się dzieją. Aby przebierać nogami w kierunku celu, postanowiłem porozmawiać z nią i umówić się, że się zdzwonimy, by wyznaczyć spotkanie. Działo się to na naszej uczelni, ledwo się jej doczekałem, ona wbiega do pomieszczenia, niemal pada (to już jest dziwne - bardzo spokojna i zrównoważona dziewczyna), gdzieś biegnie, cała nerwowa, czerwona, spróbowałem ją zatrzymać - krzyki "nie mogę" itp. Odniosłem się do tego według zasady: "Wszystko zmierza ku lepszemu. idzie jak należy ... ". Potem, po zajęciach, podchodzę: "Słuchaj, może się spotkamy, zadzwonię dzisiaj, określimy czas i miejsce ... ". Ona: "Po jaką cholerę będziesz do mnie dzwonić? Postanowiłam zakończyć nasze kontakty, nie jest mi to do niczego potrzebne, odwal się!". W sumie bardzo ostro, jeśli wziąć pod uwagę, że ostatnie spotkanie było najlepsze i odbyło się dwa tygodnie temu znudzić się jej nie mogłem, bo przez sesję długo się nie widzieliśmy i nawet dzwoniłem rzadko. Poza tym nie ma takiego charakteru, żeby w ten sposób zrywać jakikolwiek kontakt. Jak mam się do tego odnosić?! Jak "wszystko idzie jak należy!"??? To tak, jakby oglądać slajd płynącego 90 statku, podczas kiedy on na moich oczach tonie. Szczerze mówiąc nie oczekiwałem, że w ciągu jednego dnia zdarzy się tyle rzeczy negatywnych, które według wszystkich kanonów oddaliły mnie od spełnienia się slajdu na odległość nie do pokonania ... Szkoda, lepiej jeśli kontynuowałbym kontakty jak wcześniej, może wypadki by się tak nie potoczyły.Teraz pomoże tylko cud - jeśli ona sama zacznie wydzwaniać, bo zdecydowałem zakończyć to w realu, chociaż w wyobraźni z ciekawości będę odtwarzał slajd. Co powiecie o działaniach, co źle zrobiłem? HARRY: A czego Jeszcze chcesz? Jeśli będą Cię przemocą czymś karmić, to też zachce ci się odrzucić łyżkę z jedzeniem, nawet jeśli jesteś głodny. Wypuść już sytuację. ALVARES: Daj sobie spokój, spróbuj po prostu zostawić wszystko tak, jak jest! JOKER: Zostaw techniki Transerfingu i spójrz z dystansem na sytuację. Ty po prostu uprawiasz polowanie - zapędzasz zwierza w sidła. Jak mogą się przy tym czuć te biedne dziewczyny. Moim zdaniem dla celów interpersonalnych najlepiej działa frailing. Poznaj go dokładnie. LOLlK: Rób w swoim świecie co chcesz, a świat drugiego człowieka zostaw w spokoju. Zadaj sobie pytanie, czy chciałbyś, żeby ktoś dopasowywał cię do swojego "zamówienia"? Stosunki międzyludzkie układają się przy pomocy obopólnego przyciągania i bezwarunkowego wolnego "ptaka". NINJA: Nie uważam, że jest to polowanie (chociaż wszelkie relacje są swego rodzaju polowaniem). I nigdzie nie zapędzam dziewczyn. Na przykład kiedy stwarzałem slajd, dokładnie wiedziałem, że dziewczyna nie przyjmie "zamówionego pocałunku" jako naruszenia jej norm albo jakiejś moralności (podrywacze, jeśli czytają to, pokładają się ze śmiechu i mają rację!), chociaż, powtarzam, przeglądam ten slajd po prostu aby sprawdzić skuteczność metody. Dlatego nie ma żadnego nacisku! Według Transerfingu okoliczności powinny się ułożyć, czego oczekiwałem, ale jakoś się nie układają. Zdanie wciąż pojawiające się w książce: "Najważniejsze, by nie popadać w zniechęcenie i odtwarzać slajd tak długo, jak starczy sił, nawet jeśli wszystko się wali; otrzymasz tyle, ile masz wytrwałości!". Pokrywa się to z zasadą Ninjutsu: "Nawet w zniechęceniu nie pozostawiaj nadziei wątpliwościom. Kształtuj zamiar i przeobrażaj go w działanie - taka jest droga ku oświeceniu. Dopuszczając wątpliwości, znów wchodzisz w kołowrót trosk i bezowocnych marzeń" - coś w tym rodzaju. W pełni pokrywa się ze zwierciadłem. Podobnie jak następujące zasady: "Umiej być cierpliwym w czasie bezczynności"; "Szczęście czeka, stojąc przed tobą i od Ciebie zależy, czy je wybrać czy nie"; "Sprawiedliwość i szczerość to cnoty pozwalające żyć w zgodzie ze światem". Nie zdecydowałem jeszcze, czy można zestawić z Transerfingiem taką popularną zasadę Ninjutsu jak: "Moja siła jest w moim uporze" i: "Moja decyzja jest moim prawem!", "Moją władzą jestem ja sam!". IMHO Ninja znali się na tym, co robią i odkryli Transerfing już w średniowieczu ... Zeland w zasadzie pisze, że wszystko to jest znane, ale nie było wyjaśnione. ARNIKA: Czy nie uważasz ... że "Cię wyczuła" i otrzymałeś małą lekcję - przypomnienie, że jesteś Sprawcą wyłącznie w swojej warstwie świata? Po co Ci wszystkie te slajdy? Już lepiej podszedłbyś do dziewczyny i spontanicznie "zagadkowo" ją pocałował. JEVGENIA: Używać slajdów lepiej, kiedy dajesz miłość tym dziewczynom, nie oczekując niczego w zamian. Jeżeli będziesz w stanie tak zrobić, to po jakimś czasie poczujesz zmianę w stosunku do Ciebie. JOKER: Wysyłając miłość do kogokolwiek pomagamy sobie i światu. Można wysyłać miłość nawet w celu stworzenia korzystnych sytuacji i to działa. Energia dawania miłości jest bardzo czysta, nie ma w niej żadnych nadmiernych potencjałów i ona wprost porusza zewnętrznym zamiarem bez wysiłku. Jedynym ważnym niuansem jest to, że trzeba to robić wtedy, kiedy rzeczywiście chcesz, a nie w oczekiwaniu jakichś osobistych korzyści. JEŻYK: Najważniejsze, by znaleźć tę miłość w sobie. Jeżeli jest ona w tobie (miłość), to wszystko jest proste, lecz jeżeli chcesz nie miłości, a stosunków - to już trudniej. Miłość jako stosunek - to nie miłość. Miłość jako stan - to co innego! NINJA: Gdybym nadal dawał miłość (co teraz robię w dwójnasób), to byłoby inaczej. DUSZA: A dlaczego nie wolno umieszczać w miłosnym slajdzie konkretnego człowieka? NADZORCA: 91 Kiedy urządzasz warstwę swojego świata, materializujesz z przestrzeni wariantów wszystko, co zamierzasz mieć. Podobnie kiedy chodzisz do sklepu i przynosisz stamtąd do domu niezbędne rzeczy. Przestrzeń wariantów rzeczywiście zawiera wszystkie dobra, które można zmaterializować: dom, samochód, jacht, pomyślny przebieg kariery itd. Jest to szablon, w którym znajdują się scenariusze i dekoracje. Czy istnieje coś takiego, czego tam nie ma? Nie ma tam Twojej miłości lub nienawiści, Twojego komfortu duchowego lub przygnębienia, radości lub smutku. Rozumiesz? Jesteś żywą istotą i istniejesz odrębnie. Tak samo odrębnie istnieje dusza i umysł innego człowieka . W zasadzie, oczywiście, można oglądać slajd, w którym jesteście razem i kochacie się. Jest to scenariusz, a więc w przestrzeni wariantów on istnieje. Lecz powtarzam: inny człowiek to nie pasywny przedmiot, a żywa istota, która aktywnie urzeczywistnia swój zamiar. Być może coś Ci wyjdzie ze slajdem, lecz będzie to mało efektywne, dlatego że żywy człowiek nie znajduje się stacjonarnie w przestrzeni wariantów, tylko bez przerwy dokądś biegnie. W czasie, kiedy będziesz umieszczać go w slajdach, on szybko znajdzie sobie bardziej "przyziemnego" partnera. W ogóle, wywieranie wpływu na ludzi przeczy zasadom Transerfingu. W sklepie możesz wybrać dowolny towar. Lecz jeżeli tam spróbujesz kogoś chwycić za łokieć i uprowadzić ze sobą, co z tego wyjdzie? Na tym właśnie polega niebezpieczeństwo. A być może człowiekowi wcale nie są potrzebne Twoje serdeczności, które potencjalnie usiłujesz narzucić w swoim miłosnym slajdzie? Nie wiem, jakie mechanizmy tu działają, lecz najpewniej dusza człowieka, którego umieszczasz w slajdach, czuje to. l jeżeli jej się to nie spodoba, ów człowiek może poczuć do Ciebie nieświadomą odrazę. Czy tego pragniesz? Zatem lepiej nie ryzykować, tylko uzbroić się w zasady frailingu - to najlepszy środek. Kontakty międzyludzkie - to ten wypadek, kiedy trzeba właśnie, rozmawiać z żywym człowiekiem, a nie latać w obłokach i marzeniach. Czy to w porządku? DUSZA: Czytaj, czytaj szybciej! UMYSŁ: Dzisiaj jest Boże Narodzenie. Będzie u nas świąteczna kolacja przy świecach, indyk, szampan i keks na deser. Lecz z tej okazji postanowiłem ciebie jeszcze czymś ucieszyć. Powinno to być coś ekstrawaganckiego, jak zawsze. Pogrzebałem w spiżarni i odszukałem to, co trzeba. Było to stare karnawałowe przebranie niedźwiedzia. Wyglądało jak pluszowy miś, lecz z pocieszną mordką. Włożyłem na siebie przebranie, wlazłem na półpiętro w przedpokoju, ukryłem się tam i zacząłem czuwać. Ty akurat powinnaś była przyjść. Moja zdobycz! Nareszcie drzwi się otworzyły i na progu ukazałaś się ty - jak zwykle beztroska i niczego nie podejrzewająca zwierzyna. W żaden sposób nie możesz przyzwyczaić się, że w domu czeka cię mnóstwo niebezpieczeństw. Niewiele myśląc, zwaliłem się na ciebie z półpiętra. Lecz, na nieszczęście, to byłaś nie ty, a twoja matka. "Jasna cholera!" - zacząłem krzyczeć ze złości i zdziwienia. "Cholera jasna!" jeszcze głośniej zaczęła krzyczeć teściowa, zobaczywszy przed sobą mordę niedźwiedzia. W tej samej chwili do domu weszłaś Ty . "Jasna cholera! - z kolei zaczęłaś krzyczeć, patrząc na nas, stojących naprzeciwko siebie na czworakach. - Co tu robicie?!" Scena skończyła się, jak zawsze. No, może prawie jak zawsze. Ratowałem się, jak mogłem, wywracając wszystko na swojej drodze i merdając kusym niedźwiedzim ogonem. Lecz z dwiema rozwścieczonymi furiatkami nie byłem w stanie sobie poradzić. Chwyciły mnie za ogon i spuściły niezłe manto. Boże Narodzenie przebiegło w sposób bardzo ożywiony. To wszystko. Dalej są nadpalone kartki. DUSZA: Ach, szkoda. Na pewno erotoman urządził kolejny bałagan i coś podpalił. Mam nadzieję, że dom nie spłonął, bo przecież mają gaśnicę. SOY YO: Przez ostatnie półtora roku przyszło mi przeżyć jakąś rekordową ilość, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnych sytuacji: dopiero wydostaliśmy się z mężem z poważnego dołka ekonomicznego i zaczęliśmy uzyskiwać przyzwoity dochód, jak mu (mężowi) zachciało się zająć się jeszcze jednym interesem (sukces zawrócił mu w głowie), który zdawał się być bardzo dochodowy, a w rezultacie "pochłonął" prawie wszystkie zarobione wcześniej pieniądze (była to zresztą wcale niemała suma), jednocześnie mąż zaczął tracić rozum (on nazwał to kryzysem wieku średniego): "Ty mnie już nie kochasz; nudno mi; brak emocji" itp., z wszystkimi "urokami" w rodzaju znajomości z "przyzwoitymi dziewczynami", chodzenia z nimi po barach (emocji brakowało). .. Co najmniej kilka razy w miesiącu awantury: "Jesteś głupia, wszystko sobie wymyślasz, jestem przyzwoitym człowiekiem i kocham cię, wszystko, co robię, robię tylko dla ciebie, mnie tak wiele nie potrzeba; jaki rozwód, my przecież przepadniemy bez siebie nawzajem ... ". Mieszkamy poza Rosją, język niezbyt dobrze zna, dlatego wszystkie negocjacje z naszymi klientami prowadzone były za moim pośrednictwem. Jeżeli ktoś wie, czym jest tłumaczenie symultaniczne po kilka godzin dziennie Ci praktycznie codziennie), ten mnie zrozumie. Jeden z zawodów męża to dziennikarstwo i ponieważ jego poczucie własnej wartości rozdęte jest wprost do nieprawdopodobnych rozmiarów (nie ma nikogo mądrzejszego i piękniejszego), to Boże uchowaj, jeśli coś było nie tak przetłumaczone. To, że zajęliśmy się nie swoją sprawą, pojęłam dość 92 szybko (moja dusza nie śpiewała). Nie mogłam nawet zająknąć się w sprawach pracy: nie jestem ekonomistą ani budowlańcem, całkowicie brak mi zdolności do logicznego myślenia i w ogóle jestem głupia (zresztą, z ostatnim twierdzeniem nie spieram się nigdy, bo głupią być wygodnie). Jak w każdym prywatnym biznesie, pracować trzeba było bardzo dużo. Przy tym wciąż znajdowałam się "na linii ognia": z jednej strony - kapryśni i czasem niezbyt mądrzy klienci z absurdalnymi żądaniami, z drugiej mąż: "Ty nie potrafisz niczego wyjaśnić", a z trzeciej pracownicy: "Oj, nic się nie stało, i tak ujdzie w tłoku, praktycznie nic nie widać". Ciągły stres i presja, przy tym ja siebie nie nakręcałam, starałam się podchodzić do wszystkiego lekko. Bardzo trudno zaczęłam się budzić rano i w ogóle ciężko się żyło. Bez przerwy coś bolało, odrażająco wyglądałam, łatwo wpadałam w gniew. Raz rzuciłam w siedzącego do mnie tyłem i kolejny raz pouczającego mnie męża pilotem od telewizora, dostał w głowę, a ja się strasznie przestraszyłam ... Kilka miesięcy temu młodszy brat trafił do więzienia.To absurd, lecz mama oskarżyła o wszystko, co się wydarzyło, mnie i męża. "To wy mu zły przykład daliście ... Żylibyście, jak każdy w Rosji, i nie wychylalibyście się ... Dla was najważniejsze są pieniądze, a takich, jak my, wy za ludzi nie uważacie ... Pycha was ogarnęła ... Nie zechcieliście go wziąć do siebie i znaleźć mu pracy, a on tak tego oczekiwał...". Zauważcie, 25-letniemu bęcwałowi miałam obowiązek znaleźć pracę ... Adwokata bratu (aby dostał możliwie jak najmniejszy wyrok) opłaciliśmy, ma się rozumieć, my. Mama ostatecznie uzależniła się od nauk Łazariewa i prawie każda nasza godzinna rozmowa telefoniczna zawiera bardzo ważną część: jej refleksje na temat tego, za jakie grzechy ją ukarał Bóg takimi dziećmi. Wszyscy znajomi cieszą się z wnuków, a ją obcy ludzie pochowają, jak Bóg da ... Całkiem zaprzestać takich rozmów nie mogę, po prostu staram się filtrować potok słów. Przy tym mama jest wcale niegłupią kobietą, lecz upartą. Przez ten czas przeczytałam ponownie wszystko, co znalazłam w Sieci i uznałam za atrakcyjne: Swijasza, nieco Łazariewa, NLP, Symoron, magię, psychologię, Lewiego, Pawlenko ... Transerfing. Tonący, sami wiecie, czego się chwyta ... Po prostu nie mogłam uwierzyć, że z jednym i tym samym człowiekiem może dziać się to wszystko. Wiele zrozumiałam, lecz kiedy jesteś w środku sytuacji, to trudno ocenić sytuację. Zaczęły pojawiać się myśli samobójcze i pragnienie posłania wszystkich do diabła lub pobicia męża ... ponieważ wrzeszczał na mnie (ja przecież jestem zawsze winna) codziennie. W pojedynkę nie dało się z tego wszystkiego wydobyć. Firmę mąż miał zamiar zlikwidować nie wcześniej niż po spłaceniu wszystkich długów. Kiedy ja twardo powiedziałam, że pracować więcej z nim nie będę, on nie uwierzył (jest o 16 lat starszy ode mnie i przyjęte było, że ostatnie słowo zawsze należy do niego). Musiałam to powtórzyć przy świadkach.Teraz kwestia ta jest już rozwiązana, przy czym oboje jesteśmy przez to szczęśliwi. Na firmie pozostaje wiele zobowiązań, które należy uregulować, kilka przewodów sądowych, no i w ogóle, jakoś tak wszystko ... nie tak ... A u mnie za to pojawiło się pragnienie życia, pewność, że wszystko będzie tak, jak zechcę. Jakoś wszystko ułożyło się na swoje miejsce. W dużym stopniu dzięki Transerfingowi. Rozumiem, że jeszcze muszę uczyć się i uczyć, lecz mnie to nie odstrasza. Niedługo nauczę się też kochać siebie ... Na relacje z mężem patrzę w inny sposób, nie to żeby go usprawiedliwiać, lecz lepiej go rozumiem. Nikomu nie mówię o tym, że to, co się zdarzyło, sprzyjało mojemu rozwojowi - nie zrozumieją. Otóż mam pytanie: czy waszym zdaniem to normalne, że po tym wszystkim zamiast popaść w smutek, jestem spokojna jak lodówka z wewnętrzną pewnością, że wszystko będzie OK i w ogóle rozkoszuję się życiem, a w odpowiedzi na fałszywe współczucie (biedna, ile przeżyła ... i jeszcze te sądy ... ) tylko uśmiecham się: "Jeszcze nie wiadomo, kto wygra tak naprawdę" (daję słowo, że roszczenia wobec nas są nieuzasadnione, dlatego też jestem spokojna), może nie wolno tak po prostu od razu rezygnować ze starych nawyków i warto najbliższych przygotować do zmian stopniowo? Jak Wasi najbliżsi reagują na wasz "transerferski" stosunek do życia? SID: Ja nieraz w życiu czuję, że rozczarowałem się konkretnie i na zawsze i natychmiast zapominam o lodowatym stanie. Chce mi się obić komuś mordę, coś rozwalić, posiedzieć samemu, popłakać i uspokoić się, napić się do nieprzytomności, a nieraz po prostu odejść z życia, żeby się nie męczyć ... Może mam po prostu teraz taki ciężki okres w życiu, nie wiem, ale rzuca mnie z jednego nastroju w drugi i to poważnie. Jestem szczęśliwy, kocham i jestem kochany, i nagle po minucie staję się kłębkiem nienawiści i złości. KICIA: Zdarzają się różne okresy w życiu. Moim zdaniem Wrona pisał, że jeśli problem pozbawi się emocji, to przeistacza się on z problemu w sytuację. Jeśli spojrzysz na swoje problemy z dystansem i spokojnie z boku, czyli jak obserwator, jakbyś oglądał film, to emocje znikną i zaczniesz inaczej oddychać. Powodzenia! Życzę ci tego jako Matka Teresa. SlD: Tylko że nie zawsze udaje się zlikwidować emocje, kiedy sprawa dotyczy czegoś ważnego. Nie trzeba stosować tego w każdej sytuacji, tumiwisizm jest dobry z umiarem. KICIA: Czyżbyś próbował co drugi raz? Raz - tumiwisizm! Raz - tamciwisizm! Raz - uszy zatkałeś od krzyków! Od czego jest głowa? Racja, od noszenia fryzury, a nie dla każdego, kto chce ci coś wmówić. Zachowuj głowę w czystości, to nic ci się tam nie zalęgnie. 93 SlD: Uczucia też utrzymywać w czystości? Nie pozwalać sobie na zakochanie lub nienawiść? Ze mną tak się dzieje w zasadzie przez uczucia. Cała reszta już dawno mnie nie rusza. WRONA: ~ Zauważyliśmy - zebrali się tutaj ludzie emocjonalni. Dlatego bliski jest mi i zrozumiały Twój stan, SiO! Tylko że kiedy wszystko się olewa, to to jest właśnie pozytywne myślenie. Trzeba tylko nauczyć się pamiętać o tym zawsze. LANDYSZ: Rzeczywistość jest taka, jaką ją widzisz albo stwarzasz. Świat zależy od ciebie, a nie od świata. Jeśli w swoim zwierciadle zechcesz ujrzeć uśmiechniętą twarz, to co powinieneś zrobić? Racja, uśmiechnąć się, a nie stroić minę jak łopata, od świata się tego nie doczekasz ... Ale jeśli zechcesz coś zmienić w swoim życiu, to zmień swój stosunek do wszystkiego. Wtedy również świat się zmieni. Zmieniaj swoje odbicia na pozytywne, a ludzie zaczną do ciebie lgnąć. SARINA: Chcę wrócić do źródła tematu i odpowiedzieć kobiecie. Twoje problemy związane są z przywiązaniem do opinii męża. Przyzwyczaiłaś się do tego, by uważać go za mądrzejszego od siebie. Wasze wspólne próby posuwały Was naprzód. Ty wyciągnęłaś wnioski, a on nie. Z reguły mężczyźni są mniej elastyczni. Zresztą mężczyźni na naszym forum to mężczyźni przeżywający silne emocje (z mocnym żeńskim pierwiastkiem) i dlatego nie stoją w miejscu, zmieniają się. Dlatego twoim następnym zadaniem jest zrozumienie swojej samodzielności i słuchanie swojego szelestu porannych gwiazd. Twoja sytuacja będzie zależeć od tego, jak ty będziesz umiała przeciwstawić się wpływowi z zewnątrz (mama, brat, mąż). Najważniejsze, żebyś pamiętała: z tobą wszystko jest w porządku, a nawet lepiej! NADZORCA: Historia Soy yo stanowi potwierdzenie tego, że w żadnym wypadku nie wolno zdradzać siebie. Jeśli musisz robić to, czemu dusza aktywnie się sprzeciwia, to wszystko na marne. I odwrotnie: kiedy żyjesz w zgodzie ze swoim credo, nawet jeśli niektóre czyny przy tym rozchodzą się ze zdrowym rozsądkiem; to w ostatecznym rozrachunku wszystko będzie w porządku. Nie musisz analizować, w jaki sposób credo wygładza rzeczywistość. Po prostu uwierz, że brak wypaczeń w obrazie doprowadza odbicie do normy. Musisz wiedzieć jedno: nie warto wkraczać na drogę, która "nie ma serca". Bardzo łatwo to określić: na takiej drodze powstaje pełny rozdźwięk pomiędzy duszą i umysłem. Odczuwasz wewnętrzny dyskomfort, niepewność, przygnębienie. Z jednej strony wydaje się, że wszystko zostało zrobione właściwie, a z drugiej podświadomość mówi, że wcale tak nie jest. Jeśli zaś droga "ma serce", to poczujesz to w głębi duszy. Kiedy poruszasz się po swojej ścieżce, pojawia się u Ciebie odczucie, którego się nie da z niczym porównać: wszystko będzie tak, jak zechcę taka właśnie charakterystyczna, spokojna pewność. Szukaj swojej drogi, na której dusza śpiewa, a umysł z zadowoleniem zaciera ręce. Na pewno ją znajdziesz, jeśli będziesz mieć taki zamiar. ROZDZIAŁ siódmy. Znam zasady gry! DUSZA: Zagrajmy w coś. UMYSŁ: Znowu w berka ze skakankami? DUSZA: Na przykład w "gąski, gąski". Ja będę gąskami. UMYSŁ: Dobra. Gąski, gąski! DUSZA: Gę, gę, gę! UMYSŁ: Chcecie jeść? DUSZA: O, yes! UMYSŁ: Nie odlatujcie! DUSZA: Ale mamy tu problemy! 94 UMYSŁ: Jakiego charakteru? DUSZA: Choreograficznego! Miejscowe bandziory nie chcą nas wpuścić do knajpy! UMYSŁ: A czy można tę kwestię jakoś uregulować? DUSZA: Nieee! Oni żądają, żebyśmy zdjęły spodenki i zatańczyły taniec małych dziwek. UMYSŁ: No coś ty! Wszystkie twoje gry są zboczone. DUSZA: Zboczenie jest sensem sprzecznego z naturą zachowania, istotę którego można interpretować jako chorobowe naruszenie ukierunkowania, nakierowanie którego jest zboczone, czyli wyjaśnione błędnie i sprzecznie z naturą, a co za tym idzie znajduje się w sprzeczności z naturą lub innymi słowy jest nienormalnym, odchylonym od normy funkcjonowaniem określonych, a także nieokreślonych funkcji, inaczej mówiąc patologicznym szaleństwem, niezrównoważeniem psychicznym, zaspokajającym naturalne potrzeby nienaturalną drogą. Przykładami zboczeń mogą być: sodomia, sadyzm, masochizm, zoofilia, nekrofilia, gerontofilia, pedofilia ... UMYSŁ: Uspokój się, chora na umyśle nudziaro! DUSZA: Uczę się od ciebie. Jesteś chorym na umyśle nudziarzem. LESHIY: Mam pewne wątpliwości, czy napisać następujące słowa. Zdecydowałem się jednak napisać. Jak długo stosuję Transerfing? Od kiedy ukazał się w internecie. Według subiektywnych odczuć - trzy miesiące. Mogę powiedzieć, iż życie odczuwalnie się zmieniło. Przecież moje niewielkie doświadczenie życiowe kształtowało się na tej książce, plus wiele nowego, do czego sam długo bym dochodził. Na początek zmiany w psychice (w pozytywnym sensie tego słowa), stosunek do życia. Dla mnie zmiany są niezauważalne, ale znalazłem swoją starą korespondencję z pewnym człowiekiem. Okazuje się, że miałem ciągłe stresy i załamania. Teraz jestem absolutnie zadowolony ze swojego życia, podoba mi się większość tego, co mnie otacza. Zwykłe rzeczy stały się inne. Nawet dzisiaj - wracałem do domu i na kilka minut zatrzymałem się, by popatrzeć na swój dom. Bardzo spodobał mi się jego widok na tle nocnego nieba. Na takie piękno można się gapić bez przerwy. Technika slajdów również zadziałała. Przy czym to już nie moja psychika. Jeden z aspektów mojego slajdu był sformułowany przykładowo tak: "Chcę być towarzyski i nawiązywać kontakt z otoczeniem (nieznajomymi)" albo coś w tym stylu. Zmiany zaszły, i to dość odczuwalne. W zasadzie tak samo chodzę, jeżdżę w autobusach, nic się nie zmieniło. Ale teraz ludzie, na przykład kierowcy busów, zaczęli ze mną rozmawiać, staruszki o coś pytać itd. (Chociaż w tym celu nic nie robiłem)!!! To znaczy, że to inni ludzie, a nie mój stan wewnętrzny! W pozostałych kwestiach slajd również zadziałał. No i naturalnie ślizg poprzez przestrzeń wariantów. Zaliczyłem sesję na najwyższą ocenę, chociaż się nie uczyłem. Może to normalne. Miałem jedno dość wielkie pragnienie - dostać się na przeddyplomową praktykę do firmy "Wympiełkom". Chociaż wszyscy mówili, że bez "pleców" nikt mnie tam nie przyjmie, ale w sumie zostałem wpisany na listę praktykantów. Dziekan powiedział, że to jedyny przypadek, kiedy wzięto kogoś z naszej specjalizacji ot tak. Naturalnie starałem się spełniać warunki Transerfingu. Zmniejszyłem ważność w ten sposób, że obdzwoniłem niemal wszystkie firmy z tej dziedziny. Nawet dziwne, ale absolutnie wszędzie odpowiedziano mi odmową (około 15 firm). Powiedziano mi, że nie mają czasu opiekować się studentami. Wówczas poszedłem to naszego opiekuna, który zajmuje się kwestiami praktyki, i powiedziałem, że chcę iść do "Wympiełkomu". On odpowiedział, że raczej mi nie pomoże, ale jeśli będzie wniosek, to wspomni o mnie. Zapomniałem o tym i pogodziłem się, że pójdę do jakiegoś innego przedsiębiorstwa, a pod koniec sesji przejrzałem listy i okazało się, że pragnienie się spełniło. Nawet do wojska jakoś mnie nie powołują, zobaczymy, na razie wszystko układa się pomyślnie. A w ogóle prawie wszystkie pragnienia spełniają się bardzo szybko. Jeśli zaś nie spełnia się to, to znaczy, że cele były niezbyt upragnione i nie moje. Oczywiście Transerfingu będę musiał jeszcze długo się uczyć, ale jednak początek jest niezły - w ciągu trzech miesięcy odczuwalne rezultaty. Teraz jeszcze pozostaje nastroić się, by nauka przebiegała w postępie geometrycznym! W kwestii energetyki. Wegetarianinem na razie nie udało mi się zostać. Jedyne co wykorzystuję z rad, to naprzemienny prysznic. Ale energii przybyło! Cały dzień mogę biegać i załatwiać sprawy, a pod wieczór w ogóle nie czuję zmęczenia. I ostatnia sprawa ... zrozumiałem, że ludzi, którzy mogą uwierzyć w spełnienie wszystkich swoich życzeń, niemal nie ma. To smutne, że takich jak ja jest mało. A dokładniej - na razie nie poznałem osobiście ani jednego. Większość wierzy w to, co widzi. A widzi jedno - że bez pracy nie ma kołaczy. A tacy fantaści i bezczelne typy jak ja nie mają na co liczyć w tym życiu. I 95 moje miejsce jest w moich fantazjach. Jeszcze niedawno udowadniałem wszystkim, że nie mają racji. A teraz zrezygnowałem z tego głupiego pomysłu. Nawet jest mi ich nieco żal. Oni sami świadomie rezygnują z największego daru danego ludziom robienia co się chce, bez ograniczeń. No i zgoda. Najprawdopodobniej każdy powinien dojść do tego sam. Niech Moc będzie z Wami. MAD DOG: W części dotyczącej nastawienia do życia mam taką samą sytuację. A co do obiektywnej rzeczywistości, to jest trochę inaczej: od kiedy na poważnie zacząłem zmieniać swój stosunek do życia, wahadła nasiliły swoją aktywność i zaczepiają mnie dość brutalnie. Wszystko dzieje się w bardzo interesujący sposób: matka jest w szpitalu w ciężkim stanie, mnie po raz pierwszy otworzył się wrzód, zachorowała żona. Zaczęły się tymczasowe problemy finansowe, i to takie, że w kieszeni nie ma ani kopiejki wszystko zostawiłem w szpitalach i aptekach. W pracy problemy natarły na mnie falą początek roku rozliczeniowego. Ale co ciekawe, przy takim zdawałoby się położeniu nie do pozazdroszczenia uzyskuję zadowolenie z życia. Analizuję błędy, naprawiam je. A fala szczęścia nigdzie nie ucieknie. Sam stwarzałem w prze.szłości mocne potencjały i wahadła po prostu bez walki nie chcą mnie wypuścić, ale ja teraz znam zasady ich gry. Nawet nie Wyobrażam sobie, co by ze mną było bez Transerfingu. LESHIY: Pamiętam, nawet autor pisał, że kiedy uwalniasz się od wahadeł, to wszystko się pogarsza, ale to tymczasowe zjawisko. A bez Transerfingu tych problemów by nie było. Byłoby pokojowe współistnienie z wahadłami do końca życia, utrata energii na nie i głupia imitacja szczęścia ... niekiedy ... A kończyłoby się wszystko tak jak zaczyna się książka, której autor opisuje pochmurny poranek. Jednak wszyscy otrzymaliśmy szansę i trzeba ją wykorzystać! LESHIY: Autor w książce moim zdaniem celowo unika słowa "egoista", zastępując je indywidualistą. A może to różne pojęcia? Myślę, że jednak takie same. Kwestia w tym, w jakim stopniu należy stać się egoistą, jaki powinien być idealny stosunek do ludzi: 1. "Mam was gdzieś, to wasze problemy (można wyrazić to innymi słowy)", albo 2. "Koniecznie wam pomogę, jak tylko zrobię porządek ze swoimi sprawami", albo 3., 4 .... ??? ANDRZEJ: Są to pojęcia całkiem różne - prostopadłe. Jak sam wykazałeś, egoista to: "Widzę wasze problemy, ale mam je gdzieś". Indywidualista to: "Nie przyjmuję i nie odrzucam bezwarunkowo żadnych zasad zachowania w społeczeństwie, zawsze dokonuję świadomego wyboru odpowiednio do osobistych preferencji". Indywidualista może być zarówno egoistą, jak i altruistą, jeśli taki jest jego osobisty wybór. Istnieje jeszcze egocentryk: . Jestem tak zajęty sobą, że waszych problemów nie zauważam, ale jeśli mi je wskażecie, to mogę pomóc". Umiarkowanie egoistyczna strategia zachowania najczęściej jest korzystna, zaś krańcowo egoistyczna - nie. LESHIY: Nie udaje mi się na razie obchodzić bez telewizora. Nie oglądam, ale kiedy przychodzę do domu i siadam do posiłku, po prostu włączam, żeby coś leciało w tle. Niekiedy nawet wciągało mnie to, co się w nim działo. Ale wczoraj ponaklejałem w całym domu żółte karteczki. W celu świadomego śnienia . Przecież trzeba przypominać sobie po dziesięć razy dziennie. Można nawet zapomnieć. Postanowiłem więc być sprytny. Kiedy oglądałem telewizor, wpadła mi w oko żółta karteczka i od razu odwróciłem uwagę! To znaczy, że wewnętrzny Nadzorca (ciekawe, co to znaczy?) intensywnie trenuje. Myślę, że taki sposób jest pożyteczny. Przecież nieraz otaczający nas świat bardzo wciąga. A z czasem nauczę się obywać się bez żółtych karteczek! TUCKER: "Wewnętrzny Nadzorca" to właśnie ten, który pozwala ci oderwać uwagę od tego, co Cię wciąga. I daje możliwość uświadomienia sobie tego, co się dzieje, zamiast zanurzać się w hipnozie. Tak bym to sformułował... LENCZYK: Minęły prawie dwa lata ... Wielu z tych, którzy są w tej chwili na forum, nie czytało jeszcze tych słów. Ja też. Przypadkowo je znalazłam. Leshiy! Jak się teraz czujesz? LESHlY: Myślałem, że u wszystkich Transerfing zaczyna się jednakowo. Wiele osób mówiło najpierw uniesienie, potem jakby spadek nastroju, ale w rzeczywistości wchodzi się w zwykłe łożysko.Tylko książkę stara się jak najczęściej ponownie czytać. Miałem marzenie (umysł), by zostać dyrektorem, ale szczególnego zachwytu nie doznawałem, chociaż bardzo chciałem. Zostałem dyrektorem. Nic szczególnego, żadna wielka przyjemność. Wydaje mi się, że jednak znalazłem (kilka dni temu) coś prawdziwego. Myśląc o tym, odczuwam dziecięcy zachwyt i nie mam wątpliwości, że się uda! Co zaś się tyczy prestiżowości miejsca pracy, to mam szczęście, że na samym początku życia dane mi było zrozumieć, że to nieważne. Ciekawy zwrot zdarzeń: będę szukać tylko tego, co się podoba! Najważniejsze to jak najczęściej przypominać sobie iż rzeczywistość tak naprawdę zależy od ciebie. Zapominasz, gubisz się - i wszystko biegnie, nie zważając na twoje pragnienia. Przypominasz sobie - i wszystko się udaje! NADZORCA: Rzeczywiście, kiedy zaczynasz stosować Transerfing, czyli bierzesz ster losu w swoje ręce, "twój szkuner skręca w inny 96 hals", w związku z czym nieunikniony jest przechył - stare problemy zaostrzają się. Śmieci nagromadzone w trakcie nieświadomego życia - wszelkie "skrzynki i beczki" - zaczynają się toczyć po pokładzie. Ale powinieneś wiedzieć, że jest to tymczasowe zjawisko. Koordynacja zamiaru i technika amalgamatu, jak również inne zasady Transerfingu, pomogą Ci oczyścić warstwę Twojego świata i zaprowadzić w niej porządek. Wcześniej byłeś zmuszony do uczestniczenia w narzuconej grze o nieznanych zasadach. Musiałeś działać na ślepo, a potem często zdarzało się, że nawet nie zdążałeś czegokolwiek zrozumieć, a już Ci oznajmiano, że partia jest przegrana. Teraz jest inaczej. Znasz zasady gry, a to znaczy, że z blotki zmieniłeś się w tego, kto rozdaje karty. Od teraz niezależnie od tego, co by się działo ... DUSZA: Jestem królową swego świata! UMYSŁ: I wszystko idzie jak należy. Zmiany w życiu. UMYSŁ: Znudziło mi się twoje gadanie, znudziła mi się przestrzeń wariantów. Odchodzę do przestrzeni Hilberta [Przestrzeń Hilberta - rzeczywista lub zespolona przestrzeń liniowa z określonym iloczynem skalarnym (inaczej przestrzeń unitarna) dla której norma (1) wyznaczona przez iloczyn skalarny jest zupełna. Każda przestrzeń Hilberta jest więc, w szczególności, przestrzenią Banacha. Geometria przestrzeni Hilberta zdecydowanie jednak odróżnia się od geometrii pozostałych przestrzeni Banacha - dla przykładu twierdzenie o zbiorze wypukłym zachodzi wyłącznie w przestrzeniach Hilberta. Przestrzenie Hilberta są podstawowym pojęciem analizy funkcjonalnej. Do matematyki wprowadził je David Hilbert pod koniec XIX w. Przestrzenie Hilberta są także podstawowym narzędziem wykorzystywanym w wielu dziedzinach fizyki, między innymi w mechanice kwantowej - tam się zagłębię w głębokie rozmyślenia, zanurzę się w największe głębiny wiedzy i odkryję dla siebie głęboki sens całego istnienia, albowiem kryje się on w najgłębszej mądrości, w odmętach której mieszczą się niewyczerpane złoża odległej prawdy, w której ja, zszedłszy na same dno bezdennej wiedzy, uzyskam na tyle głęboką wiedzę dotyczącą wszystkich sfer bytu, że w ich głębię nikt jeszcze się nie zapuszczał. DUSZA: Facet całkiem zwariował. No to się zapuścisz, nie mam wątpliwości. Na zdrowie. A czym jest ta przestrzeń Hilberta? UMYSŁ: No proszę! Zawsze twierdziłem, że nie mam z tobą o czym rozmawiać. Jeśli mam wyjaśnić w sposób prosty, dla kucharek, to można powiedzieć, że jest to przestrzeń kwadratowo zespolonych funkcji, jeśli można tak się wyrazić. Albo innymi słowy można powiedzieć, że znajdują się tam funkcje falowe cząstek elementarnych i - że tak powiem - innych obiektów mikroświata. DUSZA: Kretyn, co tu można jeszcze powiedzieć? UMYSŁ: Nie przeszkadzaj mi się skupić. DUSZA: Tak. .. objawy kliniczne. No zgoda, polecę, popatrzę, co tam dzieje się w tej przestrzeni Hilberta. DUSZA: Hej, głęboko myślący, wróciłam! UMYSŁ: No i co mądrego mogę od ciebie usłyszeć? DUSZA: Mianowicie dowiedziałam się, że jak się okazuje, przestrzeń Hilberta może być jeszcze określona jak unitarna przestrzeń wektorowa. A unitarną (lub innymi słowy hermitowską albo przedhilbertowską) przestrzeń jest w wypadku, jeżeli każda para wektorów tej przestrzeni wyposażona jest w iloczyn skalarny. Wszystkie skończeniewymiarowe przestrzenie liniowe nazywamy euklidesowymi przestrzeniami wektorowymi i służą jako modele n-wymiarowych geometrii euklidesowych. I co ciekawe, jeżeli istnieje jakiś ostateczny lub rachunkowy układ liniowo niezależnych wektorów w przestrzeni Hilberta, to istnieje także ortonominalny układ, rodzący to samo - wielopostaciowość liniową. Nie nudzisz się? Tak, zapomniałam jeszcze powiedzieć, że pod liniową wielopostaciowością rozumiemy ogół wektorów z liniowej (podkreślam!) wektorowej przestrzeni, składającej się z wektorów nad pierścieniem skalarnym, gdzie dopuszczalne jest dodawanie wektorów i mnożenie wektorów przez skalary. Przy czym wspomniana przestrzeń wektorowa jest także grupą przemienną dla dodawania wektorów. UMYSŁ: 97 Koniec! Nie mogę dłużej! Zamilknij natychmiast! DUSZA: Poczekaj! Jeszcze chciałam wygłosić ci wykład o liniowych funkcjach zintegrowanych w przekształceniach i ortonominalnych ciągach. Zresztą niezwykle interesujący temat! UMYSŁ: Nie! Nie! Tylko nie to! Już więcej nie będę się wymądrzać, obiecuję! DUSZA: Właśnie, właśnie! ANHNOWN: Chcę usłyszeć, jak Transerfing wpłynął na wasze życie. Najlepiej na przykładach. SARINA: Praktyczne znaczenie Transerfingu jest nie do przecenienia. Świat wyszedł mi na spotkanie. Przykładów jest wiele ... ALEKSANDER: Wszystko dzieje się samo przez się. Nieraz to nawet przeraża. Wyobraź sobie: masz problem, którego nie jesteś w stanie rozwiązać przez pół roku, a potem rozwiązuje się on sam bez wysiłków z twojej strony, po prostu wieczorkiem dzwoni telefon i problem jest rozwiązany. Co do zmian: 1. Zmieniłem pracę na taką, która jest ciekawa i którą starałem się otrzymać w ciągu pół roku. 2. Wypłata zwiększyła się kilkukrotnie. 3. Życie wypełniło się ciekawymi zdarzeniami. Najważniejsze: robię to co chcę i umiem. A najważniejsza dla mnie jest pewność, że dalej będzie jeszcze lepiej. WŁAD: Gwałtownych zmian na lepsze na razie nie zauważam - przeciwnie, pojawiły się poważne problemy, przepraszam, ale nie chcę wdawać się w szczegóły, jednak świetnie rozumiem, że jest to tylko okres przejściowy i dlatego nie martwię się z tego powodu. GEMINI: Kiedy zapoznałam się z Symoronem, wszystko było tam dla mnie nowe. Kiedy los zetknął mnie z Transerfingiem, odniosłam wrażenie, że to coś bliskiego i znanego. Brakowało mi tylko terminologii, żeby wszystko sobie poukładać. Nie wiem nawet, jak dawno wykorzystuję Transerfing. Niektóre jego metody od dzieciństwa. (W wieku 10 lat byłam prawdziwym filozofem.) Na przykład jestem świetnym specjalistą w wyszukiwaniu dobrego w złym. Moja wprawa doprowadzona jest do poziomu odruchu. Nawet jeśli tego dobrego od razu nie widać, to wystarczy wiedza, że ono jest. I uwaga przekierowuje się na kwestię: Gdzie? Za którym zakrętem? PS. "Jestem tą, która ślizga się po falach na surfingu" - tak brzmiało moje pierwsze symoronowe imię. Było to 5 lat temu. Skąd się wziął w nim surfing - sama się dziwiłam. Zresztą teraz już jest to jasne. LESHIY: Moje pragnienia się ziszczają i to jeszcze jak.Tylko że potem sam nie jestem z tego zadowolony. Ziszczają się z opóźnieniem najwyżej czteromiesięcznym. Dwa tygodnie temu spełniło się kolejne, dotyczące zatrudnienia się jako określony specjalista. Tak się tam zaharowuję, że chcę się zwolnić.Trzeba by wypracować jakąś dokładną metodę filtrowania niepożądanych pragnień. GEMINI: Otóż to. Ja też jestem ostrożna z pragnieniami. Przydałaby się metoda. Może trzeba formułować jakoś bardzo konkretnie? Żeby obywało się bez pobocznych niespodzianek. WŁÓCZĘGA: Ludzie, nie uwierzycie, ale odkryłem Transerfing samodzielnie jakieś dwa lata temu. SARINA: Odkryć Transerfing samodzielnie? Zasady są znane. Dokładnie. Zeland nie ukrywa, że pochodzą one z Jednego Źródła, podobnie jak każda wiedza. Ale usystematyzować to - oto zadanie. Nie uwierzycie, ale ja też zauważyłam, podobnie jak Włóczęga, że "sama świadomość faktu, iż wszystko ma swój sens, już dysponuje ogromną korygującą mocą". Dlaczego? MICHAIŁ: To jest właśnie to, co zachwyciło mnie po przeczytaniu pierwszych rozdziałów. Zmiany na taką skalę po przeczytaniu jedynie fragmentu tekstu to coś niewiarygodnego, ale to fakt. A wiedza, jak wiadomo, jest silniejsza od wiary. SARINA: Mnie uczono następująco: działaj, a otrzymasz. Potem uwierzysz. Może uzyskanie wiedzy również wchodzi w zakres działania? 98 MICHAIŁ: Jak się okazało, podstawowy rezultat Transerfingu to znikanie dużych problemów, które byłyby rozwiązane w dramatyczny sposób i to taki, o którym chciałoby się opowiedzieć (jak u symoronowców). Drobne problemy robią się przy tym tak śmieszne, że nie mam o nich nic do powiedzenia. A cele, które przed sobą stawiam jako slajdy, każą na siebie trochę poczekać. LOLIK: Ostatnio miałam ciekawą sytuację. Odpoczywaliśmy nad morzem (jak to się mówi: marzenie się spełniło) ale za sąsiadów mieliśmy Włochów - ekspansywna nacja, całą noc wymieniali się emocjami, aż było słychać, jak krzesła rzucali z kąta w kąt. Początkowo się zdenerwowałam - tylko tego brakowało, hałas taki, jakby się było w centrum zdarzeń, nie było mowy o spaniu, czułam, jak złość mnie ogarnia. Nie, myślę, tak nie będzie, wypróbujemy swoją wprawę w Transerfingu. Zaczęłam obserwować, jak reaguję na sytuację, stałam się jakby postronnym obserwatorem. Przypomniałam sobie film "Włoch w Rosji", wyobraziłam sobie, że moi sąsiedzi to bohaterowie z filmu. Złość zastąpił lekki chichot i nawet nie zauważyłam, jak zasnęłam, chociaż oni, według opowiadań naocznych świadków, wojowali całą noc, a ja zdziwiłam się, że niczego nie słyszałam, chociaż sen mam bardzo płytki. Zasypiałam w ten sposób przez cały tydzień. A początkowo złościłam się i długo nie mogłam zasnąć. MAD DOG: Skupiłem się na tym co dobre: najwidoczniej zbytnio się skupiłem i dlatego przydarzyła mi się zajmująca historia. Nie będę teraz wiele mówić, tylko przytoczę swoje zapiski zrobione owego dnia. Celem człowieka jest twórczość.Twórczość w jakiejkolwiek postaci: napisana książka albo namalowany obraz, albo opera, zarobiony milion, zbudowany dom. Jednym słowem: wszystko, co jest zrobione z duszą, stanowi twórczość. To jedyna rzecz niedostępna dla zwierząt. Mają one wszystko podobnie jak my: ciało, duszę, umysł. Ale nie jest im dana zdolność do tworzenia. Zwierzę nie jest w stanie stworzyć czegoś zasadniczo nowego. A człowiek znajdujący się w stanie zezwierzęcenia też nie jest zdolny do twórczości. Jedynie w stanie harmonii duszy, ciała i umysłu możliwe jest twórcze uniesienie. Pierwszy krok na drodze ku harmonii to po prostu uświadomienie sobie siebie jako potrójnej istoty. Wystarczy po prostu zagrać w tę wciągającą grę "jest nas troje i kochamy się nawzajem" i popatrzeć, co z tego wyjdzie w procesie. Zasady są proste: po prostu ujrzeć, że jest nas troje. Dusza to podstawa wszystkiego, ona rodzi wszystkie pragnienia i zamiary. Ciało to filar, byt materialny, sprawca wszystkich pragnień i zamiarów. Umysł to "konstruktor widzenia świata" zapewniający łączność pomiędzy duszą, światem i ciałem. Prawda jest taka, że Bóg jest zawsze i we wszystkim. A dusza umie rozmawiać z Bogiem bez jakichkolwiek tłumaczy. Dusza i Bóg stanowią całość. Umysł zaś swą pierwotną funkcję wypaczył i zdecydował, że jeśli on tłumaczy duszy świat, to może być ogniwem łączącym pomiędzy Bogiem i duszą. Umysł jest konieczny, ale powinien zawsze pamiętać o swoim miejscu tłumacza, a nie najważniejszego centrum stworzenia. Pośród ciała, duszy i umysłu nie ma najważniejszych, nikt nie jest zwierzchnikiem. Każdy pełni swoją funkcję. A skoro tak, to nadszedł czas, aby umysł przypomniał sobie, że odpowiada za duszę.Trzeba ją pielęgnować i chronić, a nie tłumić i zamykać na strychu. Przypomniał on to sobie, skoro pozwala ciału pisać te słowa. Tak właśnie pisałem, a dookoła mnie wszystko śpiewało i lśniło, takie święto miałem w duszy. I oto właśnie w tej chwili zadzwonił telefon i poinformowano mnie, że mogę wygrać górę nagród. W ogóle jestem człowiekiem bardzo nieufnym, ale w związku ze świętem duszy zdecydowałem się. Oto kontynuacja moich notatek. Właśnie mnie oszukano na 240 hrywien. Bez trudu! Ale na 960 się nie udało. A było to tak: telefon, ciekawy numer 16575-13, męski głos przywitał się, przedstawił się (Łowczenko Oleg Mikołajewicz kierownik działu reklamy), pogratulował mi. Zdziwiłem się - o co chodzi? A on mówi: "Jest pan jednym z dziesięciu wybranych spośród półtora miliona abonentów". Pomyślałem sobie, że sprawa jest poważna. A on nie uspakaja się: wymienia nagrody, a potem mówi, że wystarczy kupić kartę telefoniczną za 240 hrywien, a najlepiej dwie, albo trzy ... Boże, dzięki Ci za nauczkę! Rzeczywiście nie warto się rozluźniać. Zweryfikowałem nieco swój zachwyt nowymi teoriami. Zmniejszyłem go do zera. A tak w ogóle wszystko jest wspaniale. Niebo tak samo niebieskie, obłoki ponętne. Zawsze kiedy chcę sprezentować coś mojej Irinie, przeszkadzają mi okoliczności. Może niezbyt szczerze chcę ucieszyć moją ukochaną? Chyba nie warto zamęczać umysłu tak od razu, bo można narobić błędów. Jeden już popełniłem. To znak - warto zatrzymać się i wsłuchać. Tylko się nie bać. Mój świat nadal troszczy się o mnie. Jestem pewien, że świat znajdzie coś, czym ucieszy moich ukochanych i mnie. Dzięki Ci Boże. Dałeś mi najcenniejszy dar - śmiech. Śmieję się z siebie absolutnie szczerze i z lekkim sercem. Zapłaciliśmy za lekcję 240 hrywien - to niewielka cena za nauczkę. Dusza, umysł i ciało we trójkę śmieją się ze swojej głupoty. Dusza wierząca w cuda uskrzydliła się, kiedy usłyszała o nagrodach. Umysł speszony ochrzanem, który otrzymał, niedawno też nie od razu się włączył, oślepiony zachwytem duszy. A ciało szybciutko pobiegło do sklepu i własnymi rękami wydało pieniądze. Błąd polegał na pierwszym kroku. Zachwyt. Dusza śpiewa. I tu był czas najwyższy, aby włączył się umysł i skontrolował sytuację. Wolność wyboru w tym świecie w ostatecznym rozrachunku urzeczywistniana jest przez umysł. Powinien być on filtrem kontrolującym informacje na wejściu i wyjściu, uważnie słuchać duszy. Jednak również własnych, "rozsądnych" wątpliwości nie należy odrzucać od razu. W sytuacji podobnej do dzisiejszej umysł i dusza powinny działać wspólnie, wrażliwie i błyskawicznie reagując na sytuację. 99 Dzisiaj, spoglądając na wypadki, rozumiem, że nawiedził mnie "cielęcy zachwyt" i rezultat nie kazał na siebie długo czekać. Za to teraz wspominam to i się śmieję. ARNIKA: Aha, "cielęcy zachwyt"? Ostatni raz to uczucie nawiedziło mnie, kiedy uczyłam się w pierwszej klasie. Oglądając globus w określonym oświetleniu, dokonałam odkrycia naukowego! Zrozumiałam, dlaczego jest dzień i noc! Ale wyszedł z tego całkowity krach! Okazało się, że to odkrycie było dokonane przede mną! Rzeczywiście, trzeba po prostu obudzić się i pamiętać. UMYSŁ: Ty, ufna duszo, często dajesz się nabrać na ładne opakowanie. DUSZA: Ja nie daję się nabrać. Ty sam jesteś naiwny. NADZORCA: Nie rozdwajajcie się. Zawsze starajcie się szukać takich odpowiedzi i decyzji, w których dusza i umysł zlewają się w jedno. Jeśli jesteś młody, to chce Ci się wszystkiego od razu. Ale życie pokazuje, że nie tak łatwo jest coś osiągnąć, potrzeba do tego czasu i usilnego trudu. Jeśli połowę życia masz już za sobą, to chciałbyś naprawić błędy i zmienić aktualny stan rzeczy. Wszyscy chcemy całego świata i do tego od razu. Ale wszyscy jesteśmy zamknięci w futerale uwarunkowań: walczyć, pracować i czekać. Życie najpierw się zaczyna, potem jakoś szybko przelatuje i oto zbliża się do końca. Pragnienia nie spełniają się, marzenia nie ziszczają, obiecane szczęście wciąż majaczy gdzieś w iluzorycznej przyszłości. Czy nie zmęczyłeś się jeszcze pogonią za zachodzącym słońcem? Transerfing niczego Ci nie obiecuje. Uzbroiwszy się w techniki Transerfingu, sam rozerwiesz pajęczynę fałszywych ograniczeń. Pozwoli Ci to uzyskać autentyczne szczęście. Tu i teraz. Moje odkrycie. DUSZA: Niedawno dokonałam zadziwiającego odkrycia - na tyle wstrząsającego, że wstrząsnęło mną do głębi! UMYSŁ: Mówisz, że do głębi ciebie ... Cóż to za odkrycie? DUSZA: Wyobraź sobie, że na mojej kosmetyczce odkryłam napis: "Niech cios cię nie pokona"! To było jak grom z jasnego nieba, jak rozkaz Che Guevary! Jak bym w owej chwili przejrzała na oczy. Stała się dla mnie jasna tajemnica, która wszystko ułożyła na miejsce: oto jestem ja i są one - ciosy. Nie mogę się dać pokonać żadnemu ciosowi! Oto najważniejsza prawda postrzegania, percepcji i postępowania! Nie może mnie pokonać żaden cios! UMYSŁ: Aleś się podnieciła. O jaki cios chodzi? Pokaż tę swoją kosmetyczkę· Przecież na niej jest napisane: "Niech cię CZAS nie pokona"! To są kosmetyki odmładzające. DUSZA: Niemożliwe! Oto właśnie cios! Najwyższej klasy poezję potrafisz zmienić w prozę dnia codziennego ... KATYAVA: Mój ojciec natknął się na reklamę książki o Transerfingu, potem ją kupił, przeczytał i dał mnie. Ja przeczytałam i wrażenia mam wprost wspaniałe. Przedtem czytałam Łazariewa i znalazłam tam wiele ciekawych rzeczy. Kiedy weszłam na to forum, ujrzałam panujące tu rozluźnienie i optymizm. Swego czasu urodziłam martwe dzieci. Długo nie mogłam wydostać się z depresji. Potem próby stały się bardziej pomyślne. W ciągu ostatniego roku stałam się całkiem inna, a po przeczytaniu Zelanda dusza wprost uspokoiła się ostatecznie. Nie wiadomo, skąd wzięła się energia i pojawiły się zainteresowania. WEXEN: Ja też niedawno wszedłem na to forum i z książką zetknąłem się w podobny sposób, tylko że moja mama kupiła książki o Transerfingu. Od razu kiedy zobaczyłem te książki, zrozumiałem, że "są moje". Po ich przeczytaniu poczułem, jakbym się odrodził, a teraz zaczynam budować swoją przyszłość.Teraz dowiedziawszy się o tobie, zrozumiałem, że nie tylko ty jesteś taka i nie tylko ja! SARINA: W pracy weszłam do sąsiedniego gabinetu i zastałam dwie panny intensywnie dyskutujące o programie telewizyjnym na temat czyichś urazów ... Tak się tym delektowały ... Pomyślałam, jak to dobrze, że różnię się od nich postrzeganiem świata (oczywiście pozytywnym!). ] życie tej kobiety, która opowiadała, przebiegało trudno i bez radości! Oto rezultat naszych wysiłków, w tym również zmierzających do zastosowania Transerfingu. Lżej nam się żyje, bracia i siostry! MILEDI: 100 Zdarzyła się rzecz interesująca. Należało dzisiaj obowiązkowo uzyskać zaświadczenie z administracji. Ale tak nie chciało mi się tam iść, stać w kolejce ... Przekonywałam siebie, ale bez efektu. Powiedziałam Nadzorcy: "Dobra. Mamy jeszcze czas, a kiedy będzie trzeba - daj mi znać ... ". Siedzę, czytam nasze forum ... Spojrzałam na zegarek została godzina do zamknięcia administracji, a iść się nie chce. Mija jakieś dziesięć minut, a mnie coś lekko podnosi z fotela i za 30 minut wróciłam do domu ze wszystkimi potrzebnymi dokumentami... Nie sprawdzono tam nawet mojego dowodu osobistego, a znajoma w zeszłym tygodniu była tam - nie dość, że straciła pół dnia, to jeszcze kupę zaświadczeń od niej wymagano ... OXI: Jestem na forum po raz pierwszy. Podoba mi się to, że: jest lekko, swobodnie, radośnie ... Krótko o sobie. Od kiedy siebie pamiętam, stosowałem Transerfing, tylko nieświadomie, a przez pewien czas półświadomie. Ale półświadomość prowadziła jednak do pytań: "Co robię nie tak, dlaczego nie w pełni udaje się wszystko, czego chcę?". Stąd depresje, nie często, ale jednak występujące. Niedawno wkroczył do mojego życia "świadomy";,' Transerfing.Teraz po prostu rozkoszuję się życiem.To piękne żyć i wiedzieć, że jest się twórcą własnego życia, a nie "muchą w słoiku", jak mawia pewna moja znajoma. SAŁAWAT: Ciekawe, napisane to było dawno, a jak teraz mają się sprawy? JUDE: Sprawy mają się znacznie lepiej, a nawet ... nie wiem, jaki termin prawidłowo dobrać. Stabilna, wewnętrzna, spokojna pewność, że wszystko dzieje się tak, jak należy, przy czym w najlepszy - optymalny dla mnie sposób. Pewność ta stała się nie· odłączną częścią mnie. Poza tym jest to nie tylko pewność, ale wiedza, że wszystko będzie tak jak wymyśliłam, pragnę, chcę. I właśnie tak wszystko się spełnia, urzeczywistnia. EMP: Witam wszystkich. Koledzy, olśniło mnie. Wiecie, mimo że Zeland tysiąc raz mówił, że nie warto chwytać świata za gardło i należy obniżać ważność, to my jesteśmy uparci i dopóki na sobie nie wypróbujemy, to nie uwierzymy. Tak więc początkowo uparcie nie chciałam zwalniać swego uchwytu, ale po długich bezowocnych próbach zdecydowałam się po prostu uspokoić i powiedziałam sobie: "Mój świat troszczy się o mnie". I wyobraźcie sobie, że udało mi się to, do czego tak bardzo dążyłam. A wszystko rodzi się w podświadomości po długich treningach, ale jeśliby wszystko było takie łatwe, to już dawno wszyscy mielibyśmy to, czego chcemy. Nie przestawajcie trenować i wierzcie w sukces. Transerfing to rzeczywistość!!! TRANSERFER: A na czym tu polega odkrycie? ARNIKA: Okazuje się, że Transerfing działa. JASKÓŁKA: Czy jeszcze masz wątpliwości co do skuteczności Transerfingu? W takim razie idziemy do Ciebie . UNITY: To naprawdę jest odkrycie. Można człowiekowi mówić jedno i to samo milion razy, podstawiać pod sam nos otwarte drzwi, ale on ich nie zobaczy, być może dlatego, że w jego świecie wyglądają one inaczej. Albo w ogóle nie wiadomo dlaczego. A potem nagle dojrzy sam, że drzwi faktycznie są otwarte ... po prostu w jego wszechświecie. SEVA: Wątpię: a nuż się uda ... LOTOS: Za późno na wątpliwości! On już przyszedł i aktywnie wziął się do roboty! JUDE: Dla mnie odkrycie w swoim czasie stanowiły trzy fakty. 1. Im łatwiej, tym lżej, szybciej i lepiej (dla mnie). 2. Obniżasz ważność - otrzymujesz właśnie ten rezultat, który jest potrzebny. 3. Humor, żarty, śmiech to gwarancja ominięcia nikczemnych wahadeł i innych bzdur. NADZORCA: Autentyczne sukcesy w biznesie, nauce, sztuce, sporcie i innych sferach osiągają tylko wybrane jednostki. Wszyscy przywykli do takiego stanu rzeczy i nikomu nie przychodzi do głowy, że jest to nienormalne. Chcę zaproponować, byś zadał sobie pytanie: "Dlaczego on (ona), a nie ja? Czego potrzebuję, aby,być wśród tych wybranych jednostek?". Nie jestem czarodziejem z krainy Oz, dlatego nie będę urządzać magicznych rytuałów, tylko Ci odpowiem. Masz wszystko co niezbędne, Pozostaje Ci tylko z tego skorzystać. Jesteś zdolny do wszystkiego, tylko nikt Ci o tym nie mówił. Zasady Transerfingu obudzą drzemiące w Tobie zdolności i otworzą przed Tobą drzwi, które wcześniej wydawały się niedostępne. Twoje możliwości ograniczone są tylko przez Twój zamiar. UMYSŁ: 101 Nie chcę i nie mam nadziei. Mam zamiar. DUSZA: Ja też! Ja też! Życie może być łatwe! DUSZA: Weź mnie i nieś! UMYSŁ: Dlaczego? DUSZA: Zmęczyłam się, sobą i ciałem. UMYSŁ: Ja też się zmęczyłem. DUSZA: Widzisz, zmęczył ci się umysł, a ciało nie. Bierz mnie i nieś. Albo zacznę kaprysić. UMYSŁ.: Jak życie może być łatwe, jeśli trzeba tolerować wszystkie jej wybryki, odczuwać jej męki, smucić się, kiedy jest jej ciężko. Co to za kara? DUSZA: Nie kara, tylko nagroda! Zalet mam o wiele więcej: zdziwienie, radość, wesołość, zachwyt, podziw, upojenie, tryumf, uspokojenie, rozkoszowanie się, świętowanie, miłość! UMYSŁ: Nie, tyle tego wszystkiego nie uniosę. DUSZA: Nie, nie wszystko wezmę ze sobą od razu, a tylko przynajmniej troszkę rozkoszy! Poniesiesz mnie? UMYSŁ: No dobra. OLGA: Z jakiegoś względu wszystko (albo prawie wszystko), co dotyczy umiejętności innego spoglądania na świat, należy do wiedzy niebezpiecznej. Właśnie tak: "Nie próbuj! Bo potem się nie uwolnisz!". I wszystko to jest jeszcze związane z grzechem i odpłatą. Z serii, że otrzymując siłę (pieniądze, władza, mądrość), sprzedajesz duszę (diabłu, wahadłom itp.). Albo że dadzą ci tę wiedzę, ale jest ona niepełna i w ogóle niebezpieczna! "Jeśli nauczysz się pozyskiwać pieniądze znikąd, to i tak za to zapłacisz swoim życiem itp. Po prostu nie jesteś tego świadom". Nie! W książkach Zelanda nie ma ani słowa o czymś takim. Ale muszę przyznać, że jeśli nie sam Transerfing, to inne techniki wywołały we mnie obawę: "Co powinnam dać w zamian? Uzyskam to, a co mi odbiorą?". Wiecie co wymyśliłam? Przecież wcale nie ucierpieliśmy na tym, że kiedyś na przykład nauczyliśmy się czytać. Jedynie poświęciliśmy na to dużo sił. I nikt potem nie wystawił nam rachunku. Żadnej odpłaty! Po prostu biegłość, umiejętność pożyteczna w życiu. Wszystkie te wbijane do głowy sentencje najwidoczniej związane są ze strukturą społeczeństwa (wahadeł?), dla którego korzystnym jest, by rządzić trybikami, niekorzystnym zaś jest pozwalanie ludziom, by umieli, wiedzieli, władali i w rezultacie byli wolni. Jest to po prostu jeszcze jedna z postaci narzucania strachu. Efekt: sama myśl o wyrównaniu rachunków za rozwinięte zdolności przynajmniej mnie nie męczy. Ale domyśliłam się tego wszystkiego parę dni temu, taka jestem opóźniona. Lecz zaczynam się wyzwalać. PILOT: Powiedzmy, że to nie całkiem tak - również w Transerfingu mówi się o rzeczach niebezpiecznych. Inna sprawa, że to nie zastraszanie, tylko przyjacielskie ostrzeżenia, ale niebezpieczeństwa są i jest ich niemało. OLGA: Tak! Dopiero co zdołałam ubrać w słowa, sformułować swoją myśl. Oczywiście, piszę o swoim doświadczeniu, lecz bardzo często spotykałam ludzi (praktycznie WSZYSTKICH!), którzy myślą analogicznie. Dlatego chcę podzielić się swoim małym odkryciem. Główne ogniwo to porzekadło: "Nie da się na świerk wdrapać i nie pokaleczyć sobie tyłka". Oto gdzie jest pies pogrzebany. Oczywiście, wszystko pochodzi z dzieciństwa, od rodziców. I wahadła wspaniale podziałały. Obrazek jest przykładowo 102 taki: "Wszystko, co przychodzi LEKKO, jest niewłaściwe, niedobre itp. Jeżeli lekko zarobiłeś pieniądze, to są to pieniądze «łatwe». Do niczego dobrego nie doprowadzą. Albo bez sensu je wydasz, albo zapłacisz za taki prezent dziesięciokrotnie. Jeżeli coś Ci przychodzi zbyt lekko, to trzeba z tego zrezygnować". Skromnie powiem, że jestem utalentowanym człowiekiem i wiele rzeczy bardzo dobrze mi wychodzi. Lecz wszystko, co przychodziło mi w dzieciństwie lekko, było odrzucane i ganione przez moja matkę. Nie było doceniane: nie wynika to z twojej pracy, a to źle. A przecież dobrze rysowałam itp., lecz "to wszystko powierzchowne, a autentyczna jest tylko praca". I od siebie dodam, że miało to oznaczać, iż praca i radość są ze sobą sprzeczne. "Jeżeli zaproponowano ci zbyt dużą płacę, to nie dlatego, że cię doceniono. Doszukuj się podstępu, a najlepiej od razu uciekaj". W ten sposób straciłam w życiu wiele cennych możliwości. I zupełnie niedawno długo myślałam, czy zgodzić się na ofertę pracy wprost idealną dla mnie w tej chwili. Lecz myślałam. I najważniejsze, że bałam się, iż wszystko to jest zbyt piękne. Zresztą krewnym nawet o tym nie mówię. Nie tyle zasialiby wątpliwości, co od razu powiedzieliby: "zwiewaj". Jeżeli dano ci drogi prezent, to odmów przyjęcia go. Jeżeli znalazłeś portfel, komórkę itp. nie ciesz się! Ktoś to stracił! I tobie to nic dobrego nie da, ponieważ nie zapracowałeś na to. To ma diabelskie pochodzenie. Jeżeli pojawiła się w twojej głowie idea, JAK łatwo zarobić, łatwo żyć, znaleźć udane rozwiązanie, to nie myśl, że wszyscy są głupsi od Ciebie. Idea ta jest zapożyczona albo to fikcja, która nie działa. Nie trać sił na sprawdzanie. Gdyby istniał taki sposób, to wszyscy by tak żyli. Ta myśl przyszła do mnie dzisiaj, kiedy znalazłam pewien sposób, jak zarobić pieniędze przed świętami, nie tracąc swojej pracy, a tylko wykorzystując smykałkę. Musiałam ZMUSIĆ SIĘ, by spróbować. Odgłosy z przeszłości. Wniosek: wszystko cenne, dobre, prawdziwe itp. osiąga się pracą w pocie czoła, cierpieniami, bólem, życiem, duszą, zdrowiem. Otóż to! Właśnie dlatego, tak żywo interesując się praktykami i wiedzą typu Transerfingu, odczułam niewyraźny strach, że to nie może być prawdziwe, skoro jest takie łatwe! Oto HAMULEC który przeszkadza zacząć lepsze życie. Hamulec działa przy próbie zastosowania techniki. Wątpliwość itp. Lecz zrozumienie tego doprowadziło mnie, zdaje się, do jeszcze większego uświadomienia sobie możliwości WYBORU! I, jak już mówiłam wyżej, nauczyłam się czytać i nikt mnie za to nie ukarał, i nie doznaje z tego tytułu bólu. Jeżeli nauczę się kierować swoim życiem, uzyskiwać łatwe i przyjemne rezultaty, kierować swoją świadomością - to ... to znaczy, że po prostu tak można ŻYĆ! Można żyć łatwo! SlD: Moje zdanie jest następujące: jeśli uważasz, że zostaniesz ukarany za to, że pozwoliłeś sobie mieć to czy tamto, to zostaniesz ukarany! Poczucie winy zawsze znajdzie metodę ukarania człowieka uważającego się za winnego! A ten, w którym poczucie winy jest mocno rozwinięte, zawsze znajdzie mnóstwo sytuacji, za które powinien być ukarany. To, moi drodzy, czyste IMHO, czy są inne wnioski? OLGA Już ponad rok myślę o tym, dlaczego często nie mogę wykonać ostatniego kroku na drodze do sukcesu. Co mi przeszkadza? Polega to na jakimś wewnętrznym hamulcu. Przy czym teraz w moim życiu hamulec ten istnieje właśnie w sferze pomyślności materialnej i konkretnie o niej będę mówić. Coś mi przeszkadza być człowiekiem bogatym lub, powiedzmy, po prostu niezależnym od pieniędzy. Kiedy szczęście wychodzi mi na spotkanie z otwartymi ramionami - ja gwałtownie kieruję się w drugą stronę. Jakiś strach i najwidoczniej kompleks niższości "bycia niegodnym". Nie jest to w żadnym wypadku strach przed ryzykiem ani utratą majątku itp. - decyduję się na to łatwo i traktuję jako wyzwanie. Jest to strach właśnie przed dostatkiem. Zaczyna się od najprostszych rzeczy: jeśli idę na rozmowę w sprawie pracy do dobrej firmy, to tam nie dochodzę. Po drodze złamie się obcas albo coś jeszcze się zepsuje, lub po prostu usiądę i nie pójdę. Nie rozumiem dlaczego? Dopiero co przeczytałam książkę "Bogaty ojciec, biedny ojciec" Roberta Kiosaki. Zrozumiałam, że w pełnej mierze dysponuję sprytem finansowym. Łatwo zauważam pieniądze, które - mówiąc obrazowo - leżą pod nogami. Ale nikt z tego nie korzysta. Jakby ktoś obłożył zakazem moją pomyślność. Przykłady: Jadę odpoczywać do Włoch. Kupuję tam sobie kilka szmatek. Po przyjeździe jeden kostium wyrywa mi z rąk znajoma, opłacając przy tym całą moją wycieczkę. Sprzeciwiam się, lecz ona "nie może mi zapłacić mniej". Owszem, mam wyczucie co do odzieży. I myślę sobie: "Cholera! Przecież w ten sposób można objechać cały świat! Odpoczywając i zarabiając na swój odpoczynek". Myślicie, że jeszcze dokądkolwiek pojechałam? Nie! Za to moja przyjaciółka, dysponująca gorszym gustem i mniejszym wyczuciem, właśnie w ten sposób objechała całą Europę. A ja??? Próbowałam otworzyć salon fryzjerski. Miałam pomysł, by wykorzystywać tylko naturalne maseczki, barwniki, płukanki. Syntetyka, od której niszczą się włosy, już mi się znudziła. Myślałam, że można będzie z pożytkiem dla włosów, z komfortem, 103 nie drogo i skutecznie wykorzystywać hennę, basmę, rumianek do leczenia i farbowania włosów. Szukałam pieniędzy na salon, ale nikt mi ich nie dał. Nikt mi nie dał dlatego, że prosiłam po prostu na salon fryzjerski i ani słowem nie wspomniałam o swojej idei. Mogłabym zaryzykować własne pieniądze, jeśli wierzyłabym w siebie. A teraz przeglądając damskie czasopisma, z goryczą widzę tam reklamę "Kliniki henny". Oni wszędzie otwierają filie i cieszą się powodzeniem. A ja??? Pewnemu znajomemu w formie żartu podpowiedziałam, jak szybko ze starego samochodu zrobić nowy i piękny. On posłuchał i w półtora roku osiągnął swoje marzenie. To nadzwyczajnie proste. A ja? A ja uparcie namawiam na to męża i jak grochem o ścianę. Ale ja rozumiem, że jest on moim zwierciadłem. Kiedy tylko uwolnię się od wewnętrznego embarga na pieniądze, on się zgodzi. To nie są jedyne przykłady. Jestem bogata w idee, ale jedynie rozdaję je otoczeniu. Dlaczego? Dlaczego uciekam przed własnym powodzeniem? Zdolności, wiedza, umiejętności, wyczucie, talent - wszystko jest! Mam wszystkie dane po temu, by stać się spełnionym, bogatym, niezależnym człowiekiem. Ale istnieje blokada w podświadomości (albo już w świadomości), która nie pozwala mi wykorzystać wszystkich tych możliwości, które jasno widzę. Co z tym robić? Na szczęśliwe linie życia wyskakuję z niezwykłą lekkością, ale ... skręcam znowu na udeptaną drogę. Eh! Teraz ... teraz już to rozumiem i po prostu na siłę zmuszam się do wykorzystywania możliwości. Powróciłam do idei otwarcia salonu fryzjerskiego (a nawet sieci). Oprócz naturalnych składników mam jeszcze jedną ideę. Ideę przez nikogo jeszcze nieurzeczywistnioną. I wydaje mi się, że ona dobrze wróży na przyszłość. Na siłę zmusiłam się do przyjęcia propozycji pracy, o której pisałam, że jest idealna.Teraz muszę zmusić się, by pracować za ogromne pieniądze (kto widział taką idiotkę, która gotowa jest pracować za grosze, a za prawdziwe pieniądze nie!). Postaram się zmusić siebie do odkładania pieniędzy (a na to powinnam przeznaczyć najwyżej rok, a raczej mniej) na otwarcie salonu z moją nową ideą. Przy czym idea jest na tyle dobra, że chcę nawet to jakoś opatentować, położyć łapę na tej złotej żyle. Zmuszę siebie! Poza tym usiłuję pracować nad blokadą. Odnaleźć ją w podświadomości. Oświetlić ją i opracować. Już Jd roku nic się nie udaje. W pozostałych sprawach wszystko jest w porządku, są postępy. A tu głucha ściana. Życzcie mi powodzenia! KICIA: Zapłata niekoniecznie znaczy, że my coś płacimy. Może być to również nagroda, prezent za waleczność! Ty zaczęłaś widzieć problemy, które przeszkadzają Ci dokonać właściwego wyboru. Gratuluję! OLGA: Właśnie, właśnie! Trafiłaś w dziesiątkę! W moim szeregu skojarzeń słowo "zapłata" posiada negatywny wydźwięk, odwet, strata ... Dlatego najwidoczniej nie widzę normalnej zapłaty itp. Do głowy by mi nie przyszło, że zapłata to również płacenie Tobie za Twoją wiedzę i umiejętności. Jak zwykle wszystkim jestem coś dłużna. Ciągle te samie grabie. UN-DINA: Można spojrzeć na zapłatę również jak na wdzięczność (firmy lub klienta) w ekwiwalencie pieniężnym za te dobra, których klientowi lub firmie przysporzyłaś, równoważną wymianę usług: rano usługa wieczorem pieniądze. SOY YO: Dla mnie ten temat jest bardzo interesujący i aktualny. Sama teraz usiłuję powiązać w jedną całość dwie sprawy: pracować z zadowoleniem i otrzymywać za to przyzwoite pieniądze. Mam ideę, która dręczy mnie, dosłownie widzę we śnie, jak urzeczywistniam wszystkie swoje zamysły i już bliska jestem tego, że trzeba usiąść i pracować, ale ... Czuję, że albo brakuje mi śmiałości albo bezczelności, cała obłożyłam się książkami poradnikami, i nic. Już nawet mąż krzywo na mnie patrzy, bo powinnam przygotować materiał, a on zrobić stronę i wszystkim znajomym zameldowałam, czym się teraz zamierzam zajmować ... Jakże trudno zlikwidować wszystkie te blokady! KICIA: Mam podobną sytuację. I nagle pojawia się w pamięci epizod, jak tata już w dzieciństwie mi mówił: "Aby osiągnąć coś w życiu, trzeba bardzo dużo pracować, a w twoim wypadku, córeczko, co najmniej dziesięć razy więcej niż inni". Po dziś dzień słowo "praca" kojarzy mi się z garotą na szyi i odpowiednim do tego nastrojem. SARINA: Po lekturze Transerfingu miałam wątpliwości: a co z katorżniczą pracą, a co z zapłatą za dobra ... Doszłam do wniosku, że muszę zmienić swój pogląd - oto katorżnicza praca i zapłata za zadowolenie! Gość: Owszem, łatwiej rozładować wagon niż z radością reagować na nieprzyjemności. LOLlK: Myślę, że z radością reagować na nieprzyjemności to tak samo, jakby w teatrze odegrać dobrą rolę, a nieprzyjemności schować głęboko we wnętrzu. Nie ma tu mowy o oświeconych, którym jest wszystko jedno! Nie uczestniczyć w nieprzyjemnościach, tylko być postronnym obserwatorem i w razie konieczności rozgrzebywać ruiny, zachowując równowagę, to już wyższa szkoła jazdy. 104 KICIA: Zapłata za wiedzę, jak widzę, jest dla Ciebie równoznaczna z pokojem z samą sobą. Wszystko dookoła może kipieć i rozwalać się, ale Ciebie tam nie będzie. DUSZA: To wszystko moje IMHO! Zaczynam łatwo żyć! NADZORCA: Fantastyka i magia nieraz oczarowują swą mistyczną tajemniczością· Ale jest to niczym w porównaniu z tym wspaniałym uczuciem zadziwienia i zachwytu, które poczujesz, kiedy twoje nieziszczone marzenia zaczną stawać się rzeczywistością. Masz zdolność tworzenia niewiarygodnych rzeczy, ale w tym celu musisz gruntownie przetrzepać archaiczny światopogląd, który nie pozwala wydostać się z pajęczyny fałszywych ograniczeń. Krusząc okowy stereotypów, otwierasz drzwi, które wcześniej wydawały się niedostępne. Nie należy walczyć z otaczającym Cię światem o szczęście. trzeba być silnym i pewnym siebie. Nie ma sensu gonić zachodzącego słońca. Przekonasz się, że świat sam jest gotów wyjść Ci na spotkanie. To rzeczywiście działa. UMYSŁ: No proszę. l nasza podróż do świata śniących dobiega końca. Opowiedz jakąś bajkę na zakończenie. DUSZA: Dobrze, słuchaj. Bajka nazywa się śledź i bambus. Założył się pewnego razu bambus z marchewkami, że uda mu się poderwać fajną dziewczynę w elitarnym klubie. Zgodzili się co do tego, że zwycięzca otrzyma worek nawozu. Uścisnęli sobie ręce i bambus przystąpił do wypełnienia misji. Podchodzi do nocnego klubu. Klub jest elegancki, cały lśni światłami, a przy wejściu stoją ochroniarze - jeże morskie w klasycznych garniturach. - Czego tu chcesz, bambusie? - pytają. - Jestem cwany bambus i tutaj ja zadaję pytania! - odpowiada on. Ci wytrzeszczyli na niego oczy i mówią: - Nasz lokal odwiedzają tylko wybrane owoce morza. A dla takich obszarpanych oberwańców jak ty mamy wakat ścierki do naczyń, spadaj. Spróbował bambus się nastroszyć, ale chwycono go pod ramiona i wrzucono do kontenera na śmieci. Cóż było robić, bambus otrzepał się i wyruszył do domu. Ale nasz chłopak nie był taki, żeby się od razu poddawać. Pożyczył pieniędzy, ile tylko mógł, wypożyczył smoking i zamówił limuzynę. Podjeżdża z szykiem i blaskiem w limuzynie, wychodzi elegancki w smokingu z cygarem w ustach, nie patrząc na człowieka daje mu 10 dolarów, a ochroniarzom po setce i nonszalanckim krokiem wkracza do klubu. A tam całe akwarium. Na scenie w takt muzyki wyginają się mątwy, pomiędzy stołami snują się krewetki - kelnerki, na podium wiją się w rządku barakudy, pokazując modne łuski, z sufitu zwisają meduzy - abażury, wszystkie błyskają masą perłową. Goście jak pstra mozaika: pijane raki flirtują z sardynkami, ostroboki tańczą z byczkami. Czupurne okonie o czymś mądrze debatują, flądry z wytrzeszczonymi oczyma plotkują między sobą, w sumie możesz nurkować z akwalungiem. Bambus od niechcenia rozejrzał się i skierował do baru, gdzie w samotności siedziała oszałamiająca śledzica w przylegającej do ciała czerwonej sukience. Jakie szczęście! Usiadł obok niej, pewnym tonem zamówił sobie whisky z lodem, zadymił nowym cygarem i dopiero potem od niechcenia nonszalancko odwrócił się do śledzicy: Pozwoli Pani, że czymś Panią poczęstuję? Śledzica leniwie przerzuciła ogon przez siedzenie i łaskawie wycedziła: - Pozwalam. - Barman, koktajl dla damy - niedbale rzucił bambus. Następnie zapanowało niezręczne milczenie. Bambus ze wszystkich sił starał się zrobić wrażenie beztroskiego, ale najwidoczniej źle mu to wychodziło i co rusz sięgał po kieliszek. Śledzica dostojnie pociągała swój koktajl i wkrótce oczy jej zmętniały. Bambus postanowił być oryginalny i z rozmarzeniem spojrzał na śledzicę: Takie oczy mają tylko dobrze osolone i apetyczne śledzice ze świeżo otwartej beczki. - Za kogo Pan mnie bierze! - oburzona wyprostowała się śledzica. - Ach proszę wybaczyć - speszył się bambus - chciałem powiedzieć, że Pani oczy rozpaliły ogień w moim pniu ... eee, to znaczy sercu. Śledzica jeszcze przez pewien czas dąsała się, lecz potem łaskawie pozwoliła, aby przypalił jej papierosa. - Co robi Pani dzisiaj wieczorem? - jeszcze raz bambus próbował być oryginalny. Na razie jedynie odpowiadam na Pańskie pytania - wypuściła dym śledzica, występnie mrużąc oczy. - A co Pani powie, jeślibym Panią pocałował? - spytał porządnie pobudzony bambus. Po minucie zawadiacko tańczyli już w tłumie łuskowatych, rakowatych i bezkręgowców. Śledzica machała ogonem i seksownie wiła się, a bambus bujał się i uderzał o podłogę. Jednak wkrótce powszechna wesołość została przerwana pojawieniem się brzuchatego kraba w otoczeniu byczków - ochroniarzy. Najwidoczniej uważano go tutaj za szefa. Krab, który ewidentnie był nie w sosie, mrocznym spojrzeniem omiótł pomieszczenie klubu i pokuśtykał w kierunku śledzicy. - Oto gdzie jesteś, moja kruszyno! - wybulgotał krab, chwytając ją szczypcami za ogon. - Ej, ty, zabieraj swoje chwytałki! - jak najtwardszym głosem odpowiedział bambus. - A co to za Filip z konopii! - krab wypuścił śledzicę i z rozwartymi kleszczami ruszył ku bezczelnemu cwaniakowi. Bambus od razu się opamiętał: - Ja tu dorabiam - wystraszonym głosem wybąkał. -Won! - ryknął krab. Bambus 105 zwinnie skoczył na ścianę i udawał żerdź, wokół której od razu zaczęła wić się flądra. Coście rozdziawili gęby? Bawić się obdartusy! - krzyknął krab i goście znów zawirowali w wesołym zamieszaniu. - Dziś nie mam czasu, muszę jechać na strzelaninę z piraniami. Ale jutro, moja rybko, bądź gotowa - zwrócił się do śledzicy. - Będziesz mi towarzyszyć podczas obiadu z rekinami. - Tak, najdroższy - odpowiedziała śledzica. - A czy to nie jest niebezpieczne? - Nie bój się, oni i bez Ciebie mają dość zakąski! - zachichotał krab i popełzł ku wyjściu. Kiedy tylko niebezpieczeństwo minęło, bambus znowu zmienił się w cwaniaka i przysiadł się do śledzicy: - Ładnie go zrobiłem, prawda? Śledzica wywróciła oczami i obojętnie odchrząknęła. - A może wpadniemy do jakiejś restauracji? - zaproponował bambus. - Tutaj jest za głośno. - Dobrze, maczo zastanowiwszy się, przystała śledzica - Tylko do najlepszej, japońskiej. "O hiena, przez nią zbankrutuję - pomyślał bambus. - Ale co robić? Jak hulać to hulać". W restauracji bambus całkiem nabrał odwagi. Dużo pił, zrobił się gadatliwy, chwalił się i dawał obrzydliwie dużo solówek przy karaoke. Na śledzicę również wyraźnie podziałała sake - w końcu rozluźniła się, zmiękła i wciąż głupio chichotała w odpowiedzi na płytkie dowcipy bambusa. Bambus czuł się lwem salonowym i był niemal pewien, że rybkę ma już na haczyku. - Jedziemy do hotelu! Do najlepszego! - zapaplał bambus. Pijana śledzica chichotała jak nakręcona. - Na minutkę odejdę od Ciebie, moja rybko - błysnął pewnością siebie bambus i skierował się do toalety.Tam połknął dwie viagry i zadowolony z siebie wrócił na salę. Wybiła północ. Bambus zauważył, że w czasie jego nieobecności coś się wydarzyło. Co konkretnie, jego pijana głowa nie mogła na razie się zorientować. Wszystko było na miejscu, ale jakoś inaczej. I goście byli inni, jakby ich ktoś podmienił. Śledzica gdzieś się podziała. Gdzież ona jest, jego rybka? Nagle nad uchem zabrzmiał brutalny okrzyk kelnera: Hej, kucharzu, na co czekasz? Klient już dawno czeka na zamówienie! Bambus poczuł, jak niewidoczna siła chwyciła go i uniosła na kuchnię. - Nie rozumiem, co się dzieje? - tylko zdążył wykrzyknąć, jak znalazł się na desce do krojenia. Obok leżały marchewki. - Hej, bambus, gratulujemy ci wygranej! - krzyknęły do niego. - Jesteśmy ci winne worek gówna, tylko później - teraz idziemy do zupy, wybacz. Były to ostatnie słowa, które usłyszał bambus, wyruszając do piekarnika. I to jest koniec bajki. Ja w tej restauracji byłem, sake i herbatę zieloną piłem, a na zakąskę mi podawali zachwycającego śledzia w marynacie, ozdobionego młodymi pędami bambusa. UMYSŁ: Smutna historia. Szkoda mi ich. Tak fajnie wszystko się zaczynało. DUSZA: Nie smuć się, to tylko bajka. Rzeczywiste szczęście jest w naszych rękach. Przecież mamy Transerfing! LISICA: Jestem jeszcze mało doświadczonym transerferm, lecz oto co mnie przyjemnie zadziwiło. Wcześniej, kiedy zdarzały się jakieś nieprzyjemności, bolesne perspektywy, niewygodne wieści, zaczynałam mocno denerwować się, walczyć, usprawiedliwiać się, udowadniać coś, miotać się, drapać i... Mimo walki przegrywałam. Teraz zaś, kiedy pojawiają się kłopoty; przyjmuję je do wiadomości i wypuszczam na swobodę, żeby się popasły beze mnie, a sama obserwuję z boku, nie narzucając się. Mija czas, z reguły krótki, i sytuacja rozwiązuje się na moją korzyść! Miałam takie sytuacje w życiu osobistym i zawodowym. Szystkie informacje, które gromadziły się przez lata w głowie i były chaotycznie porozrzucane, zlały się w jedno i zaczęły działać. Ustała choroba, która męczyła mnie pół roku po operacji. Teraz jestem zdrowy, świetnie się czuję, oddałem siebie w najem w pracy zawodowej i widać tego rezultaty. W ogóle po przeczytaniu książki długo się śmiałem z siebie i swoich poprzednich myśli oraz postępków. Jeśli ta książka wpadłaby mi w ręce wcześniej, to mógłbym wielu rzeczy w moim życiu uniknąć. A teraz biorę zgromadzoną wiedzę i w pełni uzbrojony idę oddawać się w najem światu. TUCKER: Szczerze mówiąc, wszystko zmienia się bardzo stopniowo bez jakichkolwiek mega skoków. Po wnikliwym zaznajomieniu się z Transerfingiem i jednocześnie z wieloma innymi teoriami wpadłem w lekką depresję w tym sensie, że wszystkiego miałem dość. Po jakimś czasie udało mi się z tym poradzić, oddając siebie w najem na miesiąc, pozwalając sobie niczego w tym czasie nie robić. Za to potem znowu zachciało mi się żyć, pracować, pojawiły się nowe zainteresowania. Ewidentnie brak mi praktyki: nie stawiam przed sobą celów i zapominam o zastosowaniu technik. Można stwierdzić, że stosunek do świata się zmienił i kolejny raz umocniło się zrozumienie konieczności samoświadomości. Najbardziej podobało mi się następujące sformułowanie: "Wszystko w przyrodzie odbywa się drogą najmniejszego oporu", czyli wszystko robi się łatwo i prosto, należy działać w jak najprostszy sposób. Mnie to pomaga. LANDYSZ: Wszystko prawidłowo, wszystkie problemy rozwiązują się bardzo prosto, wszystko jest widoczne. Przyzwyczailiśmy się do tego, że jeśli jest problem, to trudno go rozwiązać. Spójrzcie na przyrodę. Można się od niej wiele nauczyć. Woda zawsze znajduje sobie drogę, przy czym nigdy nie zastanawia się nad tym, kiedy i jak ma płynąć. 106 MAD DOG: Największa zmiana, jaką spowodował w moim życiu Transerfing, to zdolność do cieszenia się ze wszystkich stron życia. Nazywam to "umiejętnością śmiania się, kiedy wszystko się traci". Niezbyt szanowny AP w swoim temacie "Nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz" mówi o "prawdziwych mężczyznach", którzy z zaciśniętymi zębami idą poprzez nieprzyjemności i problemy. Absolutna bzdura. Byłem właśnie takim idiotą z zaciśniętymi zębami. Ileż agresji wylałem na świat i otoczenie! A świat zawsze reagował beznamiętnie - lustro jest lustrem. Świat pozostał tym samym zwierciadłem, tylko ja teraz patrzę na nie z uśmiechem. GEMINI: A ja żyję bez celu. Po prostu żyję. Na początku nawet się martwiłam: jak to jest, że ludzie szukają celu i go znajduą. A w moim wypadku w tej kwestii panuje zastój. I moja energetyka też mi się nie podoba. Może moim celem jest życie bez klasycznego celu? Żyję sobie z radością i innym nie sprawiam przykrości. Studiuję świat. Może to jest cel? Agresja podoba mi się. Ja światu kopniaka - świat daje kopniaka mi. Pełna harmonia i zrozumienie. Żartuję, ale w żartach est wiele prawdy. Nie lubię być świętą. A bez agresji taką się stanę. Agresja jest dla mnie jak przyprawa w potrawie. Najwazniejsze to nie przesadzić. LESHlY: Jestem na fali szczęścia! Może nie warto o tym pisać (można zapeszyć), ale obnizam ważność mojej fali szczęścia. Wiecie, jak ją znalazłem? Zrezygnowałem ze strachu. Główne, co przeszkadza ludziom, to strach przed utratą. Przed utratą pracy, pieniędzy, miłości. Zrezygnujcie ze strachu, wypowiedzcie pragnienie i ono się ziści! Być może fala szczęścia przeminie, ale dla mnie to nieważne. Najważniejsze, że ona istnieje, a ja będę pamiętać ten stan. Zaczęło się od tego, że porzuciłem to, co mi ciążyło - pracę. A potem zaczęło się! W ciągu dnia mam mnóstwo doznań. Dzisiaj wciąż pobłażałem swoim pragnieniom i słabościom i zaczęło być jeszcze lepiej. Zrezygnujcie ze strachu przed pragnieniem posiadania, a wszystko się uda!!! Kochajcie siebie! VAS Ja tez doznaję tego uczucia ... Jakbym był na haju. Nie da się przed tym ukryć. W pracy z radością wydrukowałem teksty o Transerfingu, zrobiłem książeczkę i wszystkim rozdałem, a teraz obserwuję, kto i jak się zachowuje. Zresztą reakcje są różne. Na moich oczach zmienił się przyjaciel. Nic mu się nie udawało, a teraz stał się jakiś taki wesoły. SARINA: Nie ma sensu się wysilać, tylko pewnie podążać potrzebnym kursem, a tam gdzie kurs się zatraca, odpuścić i podążać z nurtem wariantów z pełnym zaufaniem. "Kiedy nie wiesz, co robić - nie rób nic". VAS Mówią o nas "materializatorzy szmalu z powietrza" i niech tak nazywają. Szczycimy się tym. MAD DOG: Podoba mi się wypowiedź de La Rochefoucauld na temat przyjaźni: "Jeśli chcesz mieć wrogów, to bądź lepszy od swoich przyjaciół. Ale jeśli chcesz mieć przyjaciół, to niech twoi przyjaciele przewyższają ciebie" - i powiedzcie mi teraz, że Transerfing to świeży wymysł. LESHIY: Jak można się dowiedzieć, że Losza pisze pracę dyplomową? To proste! Po pierwsze, cały dom równomiernie zawalony jest wszelkimi kawałkami map, jakimiś papierkami, śmieciami, opisami technicznymi i dawno zapomnianymi, a teraz odkopanymi notatkami. Przy czym gęstość śmieci jest taka, że niezależnie od tego, jakby się jeszcze śmieciło, to gorzej nie będzie. Po drugie, cały dzień gra muzyka, głównie ciężka niemiecka z akcentami lekkiego popu i punkrocka oraz piosenkami z filmów animowanych. Sąsiedzi na pewno o tym wiedzą. Na tle tego wszystkiego biega Łosza we własnej osobie. Pobiega, posiedzi, poleży; potem w końcu podbiegnie do komputera, napisze dziesięć linijek do pracy dyplomowej, usunie piętnaście linijek i wszystko zacznie się od nowa. I przez cały ten czas rzadko można go ujrzeć bez filiżanki herbaty albo kawy, albo czegoś jadalnego. To dlatego, że się denerwuje, jest pobudzony i traci mnóstwo energii. Ale to, ze Łosza biega, leży i siedzi, przez większość czasu gapiąc się w jeden punkt, a innym razem szaleńczo wyszukując wzrokiem coś pożytecznego, wcale nie znaczy, że nie myśli. On myśli i pracuje w tych chwilach. Jego głowa pełna jest myśli o tym, jakby uniknąć pisania dyplomu. Komu by dać pieniądze, od kogo można by wziąć gotową pracę dyplomową, jakby to wszystko zrobić bez bólu i w ogóle na cholerę mi to. W końcu, nie dokonując najlepszego wyboru, rozumie bezcelowość tego i od razu biegnie do komputera. W ciągu kilku minut przy kompie rozmyśla, jak napisać dyplom, a potem znowu jak uczynić życie łatwiejszym! Poza tym niekiedy w takt piosenki, która mu się spodobała, zaczyna śpiewać i tańczyć, chociaż wcale tego nie umie. Ale to nieważne. Prawdopodobnie będzie musiał jednak napisać ten dyplom! MAD DOG: Leshiy, a do czego jest Ci potrzebny ten dyplom!? Moim zdaniem powinieneś pisać książki. LESHIY: 107 Mój często zmieniający się pogląd na to, jak urządzony jest świat (ostatnia wersja): na początku stworzyłem niebo i ziemię. Nie, nie, to było wcześniej. "Człowiek jest stworzeniem, które wiele może, ale w przeszłości było niezbyt wykształcone. I oto leciały dziwaki, powiedzmy jakieś gwiezdne gestapo, w pobliżu naszej planety i zobaczyli, że po ziemi biegają i latają świetne baterie z wielkim zapasem energii i mozłiwości. I pomyśleli po co im tyle energii? Trzeba się dzielić. I zbudowali nad całą ludzkością wahadła, które odebrały nam całą energię i wysłały im. I dziwaki poleciały dalej. A ludzie, którzy wcześniej samym tylko pragnieniem mogli zmieniać rzeczywistość, zginęli albo zapomnieli z czasem i stali się zwykłymi ludźmi. Czy to dobrze czy to źle? Diabli wiedzą.Z jednej strony oczywiście dobrze, jeśli ludzie teraz mogą wszystko, to rozniosą cały świat. A ci, którzy jednak unikają wahadeł i uczą się wykorzystywania swojej energii, nie będą już szkodzić, jak sądzę .. A jednak wszystko zmierza ku lepszemu. Przecież ludzie teraz jeszcze studiują sprawy negatywne. Kiedy człowiek jest niezadowolony i się denerwuje, to jego energia uchodzi do wahadła, a zło nie ziszcza się jak nalezy. Ale prawdopodobnie z czasem wahadła gestapo stały się chciwe: im więcej energii otrzymywały, tym więcej chciały. I dlatego zaczęły same prowokować sytuacje z negatywną emisją energii człowieka". VAS Tak sobie myślę, co mi dał Transerfing tak naprawdę? Od dawna interesuję się ezoteryką, wypróbowałem co nieco na własnej skórze, byłem ekstrasensem, medytatorem i zabawiałem się magią. Tylko że nic nie dawało mi długotrwałego zadowolenia. Popełniałem jakiś oczywisty błąd, coś było robione kosztem czegoś. Byłem ekstrasensem, wyleczy się człowieka (w zasadzie jest to dobry uczynek), a potem się biega i trzyma za własną wątrobę ... Medytacja, piękna sprawa, ale człowiek staje się uzależniony jak narkoman. Magia - jak nie biała, to czarna, granicy praktycznie nie widać, no i trafił mi się, pewnie za wszystkie moje grzechy, Transerfing. l oto, do jakiego wniosku doszedłem: Transerfing uczy nas po prostu właściwie myśleć, nie dopuszczać do swej rzeczywistości czarnych barw życia, zawsze stawiać przed sobą cel i osiągać go (przepraszam, zmierzać do niego). PS. Mam przyjaciela ... Miał on wielkie pragnienie, by mniej pracować, a więcej zarabiać, przy czym mówił o tym otwarcie. Jak myślicie, co on teraz ma? GEMINI: Co się stało z Twoim przyjacielem, Vas? Ja też marzę o tym, żeby mało pracować i dostawać dużo pieniędzy. Co prawda nic nie robię w tym kierunku ... Jestem na etapie "marzyłam - swoje odmarzyłam". Ale jeśli Wszechświat jest bezgranicznie bogaty, to aby mieć dużo pieniędzy, niekoniecznie trzeba pracować w pocie czoła. Ale ja do tego niestety jeszcze nie dojrzałam. VAS: Mój przyjaciel zgodnie z zasadami Transerfingu mało pracuje i przyzwoicie zarabia ... Ja na przykład za takie same pieniądze pracuję trzy razy więcej. SARINA: Dopiero dzisiaj skrystalizowało się to, co dał mi Tranerfing. Jest to pozytywne postrzeganie życia. Wiem o tym od dawna, ale musiałam dokładać starań, aby właściwie pociągać za lejce myśli. Jestem logikiem i matematykiem, i dopóki Zeland nie namalował mi naszej matrycy życia, nie wierzyłam, a moje życie w takim stopniu zależy od pozytywnego postrzegania świata. VAS: Życie jest wspaniałe i zadziwiające ... jeśli się wcześniej wypije! Po dwuletniej rozłące żona postanowiła się ze mną pogodzić ... oto jak działa Transerfing. SARINA: Vas, co obiecałeś żonie? VAS Wszystko wyszło samo przez się. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego. LESHIY: Niemal wszystkie pierwsze "cuda" w Transerfingu mają miejsce dzięki obniżeniu ważności, która zmniejsza się po przeczytaniu książki. VAS Przypomniałem sobie, co powiedziałem ... że jest dla mnie nieważne, kto z nas nie ma racji. LESHlY: No właśnie - wystarczy lżej się odnosić do czegoś, a sprawy porządkują się same. Nie zapamiętujcie się w niczym! PAWEŁ: Nieśmiało dzielę się tym, co mi się udaje. Boję się zapeszyć. Najważniejszy cel mam na razie na poziomie slajdów. A cel pośredni w czasie porannego joggingu: wciąż oglądam slajd, w którym pieniądze oblepiły mnie ze wszystkich stron, ja je ostrożnie kładę na rękę, przy czym mam określony cel, na który je zbieram. Od kiedy nad tym pracuję, pieniądze zaczęły spływać z najbardziej nieoczekiwanych stron. Przy czym długo to obserwowałem i chyba działa właśnie ta metodyka. 108 SARINA: To bardzo dobrze! Jesteśmy z ciebie dumni (żeby tylko nie zapeszyć). Ale lepiej jednak wizualizować cel. Może osiągniesz go bez pieniędzy! Tymczasem wyznaczasz drogę realności (ogniwa pośrednie). Po co? Może jest inna droga (krótka i niepracochłonna). Nasz cel to: mniej poświęconego wysiłku i więcej efektu. Czyż nie tak? MICHAIŁ: Tak, tak! Pieniądze mogą tylko zaciemnić efekty, jak mi się wydaje. Chociaż, w charakterze lekkiego treningu, aby się przekonać, że metoda działa, można i tak. KENGURU: Oto co dzisiaj się wydarzyło. Niemal cały dzień w pracy czytałem forum. Zresztą mam niezwykłe wrażenia po zaznajomieniu się i przeczytaniu forum. Wprost wypełniłem się energią, spokój i radość zapanowały w moim wnętrzu, po prostu pokój w duszy. Czy ktoś odczuwa coś podobnego? Jechałem autobusem z pracy. Zostało jeszcze około dwudziestu minut jazdy. I wtedy się zaczęło. Patrzę przez okno - w zasadzie wszystko jest znajome, ale jednocześnie jakby nie, muszę powiedzieć, że w tym czasie wizualizowałem cel. Stan w slajdzie biorę z dzieciństwa, w którym przepełniony byłem radością. Wpadłem w taki stan, w jakim byłem tam, gdzie mieszkałem w dzieciństwie, odczu:ia, wszystkie zapachy; powietrze, nawet wilgotność powietrza. kiedy już wyszedłem, na przystanku miałem odczucie, jakbym zszedł z trapu samolotu i od dawna już tu nie był. Zapach lotnika unosił się w powietrzu. Wyobrażacie sobie? Działo się tak, dopóki nie wszedłem do domu. Moim zdaniem przez 40 minut byłem w takim stanie i wizualizowałem slajd, chociaż z jakiegoś względu niezbyt dobrze mi to wychodziło. ARNIKA: Najprawdziwsza transakcja! Sama przez się wyszła! A to, że niezbyt dobrze udało się wizualizować slajd, to żadne nieszczęście. Kwestia praktyki. HELG: Dodam swoje obserwacje. W kwestii drobnych wyborów niezbyt mi się wiedzie, może coś robię nie tak, a może trzeba więcej trenować, nabrać wprawy. Ale w kierunku mojego wielkiego celu warunkowo wybrałem już pośrednie kroki. I oto wystarczy zrobić taki krok i jakby wpadam w unisono z życiem, ludzie mi pomagają, okoliczności układają się szczęśliwie. Mam takie wrażenie, jakby zwiększyła się moja intuicja, najwidoczniej częstsze "przebudzenia na jawie" dodają sił. A tam gdzie się chce, ale nie wychodzi, "mój świat troszczy się o mnie!". Niewielka pociecha, ale bez zbędnego zasmucenia i poczucia beznadziejności. MAD DOG: Było to jesienią 2003 roku. Odkryłem Transerfing - wspaniały pogląd na świat. W jego blasku nawet najpaskudniejsze cechy świata zyskały czar Dziewicy Maryi. Zasady życia stały się wyraźne, zrozumiałe i sprawiedliwe. Istnieje tylko jeden grzech, któremu na imię złe oko. Świat jest taki, jakim go postrzegamy. Świat to zwierciadło. Mój świat się o mnie troszczy. Anioł stróż zawsze jest obok. Wspaniałe zasady, których stosowanie jest istnym zadowoleniem. Wspaniałe zasady powinny prowadzić do wspaniałych rezultatów. Rezultaty robią rzeczywiście wrażenie. Na początek troskliwy świat umieścił w szpitalu moja matkę. Od razu też wysłał mi podnoszący na duchu prezent - wrzód żołądka i krwawe wymioty. Darami tymi postanowiłem cieszyć się później i bezzwłocznie zająłem się chorobą matki. Dziwne, ale jej prezent od świata nie wydawał się szczęściem. Cóż, każdy ma swoje spojrzenie na wypadki. Wspólnie pozbyliśmy się natrętnego szczęścia, które mądry świat podarował matce, a potem spróbowałem przetrawić te dary, które świat przeznaczył dla mnie. Trawienie to proces nieciekawy i nawet odpychający. Dlatego nie będziemy się na nim zatrzymywać: nic szczególnego - poleżałem w szpitalu i prezent się zabliźnił. Niemniej najwidoczniej spodobałem się światu, bo zaczął się o mnie troszczyć ze szczególną gorliwością - niebawem po wyjściu ze szpitala straciłem pracę. "To nie jest nieszczęście - pomyślałem wówczas - mój świat troszczy się o mnie i lepiej wie, co jest dla mnie lepsze". Praktycznie od razu znalazła się dla mnie nowa, wspaniała praca. Była wręcz cudowna. Wcześniej trudziłem się na stanowisku konsultanta prawnego w trzech niewielkich przedsiębiorstwach i muszę przyznać, że zmęczyłem mózg i nerwy. W nowej pracy zmęczyć mózg było rzeczą niemożliwą stanowisko betoniarza i niewykwalifikowanego pomocnika nie wymaga od mózgu wysiłku. Z natchnioną radością przyswajałem sobie nowe przestrzenie i cieszyłem się każdym przeżytym dniem. Jednak najwspanialsza cecha uzyskanego miejsca pracy pozostawała dla mnie ukryta przez trzy miesiące.Troskliwy świat zawsze pozostawia najradośniejszą nowinę na deser.Teraz wiem już dokładnie: najlepsza praca to ta, za którą absolutnie niczego nie płacą, nawet nie karmią. Nie mogłem uwierzyć swemu szczęściu - przypadła mi w udziale najlepsza ze wszystkich profesji na ziemi - nie otrzymywałem za swoją pracę ani kopiejki. Była jedna wada: nie udało mi się długo tym cieszyć, gdyż zaproponowano mi inną pracę. Nie była ona już tak dobra. Po pierwsze, teraz już byłem dyrektorem nowo powstałej fabryki cegieł, czyli wytężałem mózg, a po drugie - zapłacono mi raz pensję. W ciągu półrocznej pracy otrzymałem prawdziwą pralkę. Radość żony nie dawała opisać się słowami. Nie szkodzi, że nie ma czego jeść, za to jest w czym prać. Tak, był to wspaniały czas. Dni przeźyte w fabryce, w samochodzie wiozącym cement albo wapno, kolejki w urzędzie skarbowym, ukochana, niemecząca mózgu praca przy załadunku i rozładunku - wszystko to teraz niestety pozostało w 109 przeszłości. Firma pękła jak bańka mydlana, tylko głośniej. Założyciele z jakiegoś względu nie byli w stanie podzielić się pieniędzmi. Odwieczny problem nieposiadający rozwiązania - komu ile się należy. Dla mnie finał, jak zawsze był oślepiająco wspaniały (co prawda bez nowości) - kolejny raz znalazłem się w szpitalu z tym samym wrzodem. Z drugiej strony, możliwe że był to już inny wrzód, ale to niewaźne. Nie chorowałem, lecz zdrowiałem. Zbliżał się nowy 2005 rok. Z lekkim żalem żegnałem się ze starym, dobrym rokiem 2004, którego początek i koniec witałem w szpitalu. Na duszy było radośnie i spokojnie. Słońce świeciło szczególnie, śnieg błyszczał jak zadziwiające brylanty, które posypały się z nieba, wiatr nawiewał coś zadziwiająco delikatnego i pięknego. Słuchałem pieśni swej duszy i rozkoszowałem się życiem.Tak nadszedł 2005 rok. Najwidoczniej będzie to najszczęśliwszy rok w moim życiu. Dobry świat nie zapomina o mnie: wszędzie gdzie przychodziłem w poszukiwaniu pracy spotykałem się z odmową. Co prawda można popracować bezpłatnie, jak wcześniej, lecz wydaje mi się, że tego szczęścia nie zniosę: niekiedy z jakiegoś powodu chce się jeść, a dzieci wymagają uwagi i pieniędzy. Ostatni zaś dar troskliwego świata całkowicie pozbawił mnie daru mowy ze szczęścia - moją rodzinę poproszono o zwolnienie mieszkania, które wynajmujemy. Oto teraz świat rzeczywiście wszystko poukładał na miejsca: nie mam pracy, nie mam pieniędzy, za miesiąc nie będę miał mieszkania. Od pewnego czasu zacząłem widzieć zadziwiająco piękny i barwny slajd: żyły, źyletka i wanna wypełniona krwawą wodą. Najwidoczniej troskliwy świat przez cały czas popychał mnie ku temu slajdowi i to wyjście będzie dla mnie najwłaściwsze. Szkoda, że ostatnio zacząłem grzeszyć - "złe oko" pokryło mą duszę czarną, duszącą narzutą. Teraz nawet światło słońca stało się spopielająco złe, wiatr niesie zapach zgnilizny, a ziemia rozpościera swe objęcia, aby mnie pochować. Czyżby cały Transerfing okazał się dla mnie tylko bajką? Umysłem rozumiem, że trzeba się cieszyć, ale dusza nie moźe otrząsnąć się z okowów apatii, samobiczowania, poczucia winy wobec najbliższych. Spoglądam na ostatnie lata swojego życia i widzę swój radosny i szczęśliwy stan. Nie widzę niczego, co mogłoby odrodzić moją wiarę (według której zresztą mi się stanie ... ). We wspaniałej książce o Transerfingu mowa jest o tym, że należy zachowywać stan odświętności. Lecz jak znowu osiągnąć ten stan? Moim zdaniem jest to najważniejsze pytanie, lecz odpowiedzi na nie w książce brak. Być moze tylko śmierć jest tym świętem, na które powinienem zdążyć? WŁAD: Pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy po przeczytaniu Twojego opowiadania, to ta, że właśnie nadmierna radość doprowadziła Ciebie do takiego rezultatu. Dlaczego zdecydowałeś, że trzeba ze wszystkiego się cieszyć? Przecież nawet nadmierna radość może rodzić nadmierny potencjał, który doprowadzi Cię tylko do niepożądanego rezultatu. Druga myśl: czyż można wszystko stawiać na jedną kartę - nie unikniesz nadmiernego potencjału. Mam nadzieję, ze wszystko się ułoży. KICIA: Czasem życie podrzuca takie próby, że ... lecz potem rzeczywiście wszystko się odwraca, kiedy dochodzi się do ostatniej granicy rozpaczy. Przypuszczeń, dlaczego to się wydarzyło, może być wiele, lecz nie da się nic twierdzić z pewnością, a zresztą to nieważne. Lecz piszesz wspaniale, z talentem! Nie myślałeś, żeby spróbować powodzenia w tej dziedzinie? Jeszcze raz powtórzę się, niech Twój los zwróci się do Ciebie inną stroną - szczęśliwą. Przecież zdarzają się w życiu cuda i z reguły dzieje się to właśnie w takich rozpaczliwych momentach. Trzymaj się! DAFNA: Najciemniej bywa akurat przed świtem. Nigdy nie należy rozpaczać. Gdyby mi po defolcie [wielka inflacja w Rosji w roku 1998 przyp. tłum.] ktoś powiedział, że za trzy lata będę jeździć swoim własnym samochodem i spędzać urlop za granicą, to zabiłabym tego człowieka za cynizm, ponieważ wówczas nie miałam za co dziecku chleba kupić. A dzisiaj "mam torbę z dolarami i auto z alufelgami". Od dna najłatwiej się odbić. A zaczęło się wszystko od zarejestrowania się na oddziale onkologicznym. Życzę Ci powodzenia, MaD– DoG!!! Może powinieneś zacząć od tego, by nick sobie obrać łatwiejszy do napisania, bo ledwo go wklikałam. Sądząc po nim, zbytnio wszystkie komplikujesz ... SARI NA: Mój znajomy mówił, że "rozum - to nie to, że myślisz, tylko ilość guzów nabitych na głowie!" ... DAFNA: I Moja życiowa obserwacja - ilość guzów na głowie jest bezpośrednio związana z jej zawartością. Im więcej guzów, tym więcej robi się rozumu. I na odwrót. Przeczytałam wiadomości MaD– DoGa z całego ostatniego roku i odniosłam wrażenie, że ten niezwykle mądry człowiek przez cały rok przeciągał siebie na falę: "Wszystko dookoła jest źle, wahadła zaczepiają, wyższe siły podrzucają problemy, a ja do wszystkiego odnoszę się, jak prawdziwy transerfer - lekko i naturalnie ... ". A ponieważ on rzeczywiście jest prawdziwym transerferem, wyższym siłom nie pozostawało nic innego, jak tylko wypełnić zamówienie. Może nie mam racji ... HARRY: MaD–DoG, jeżeli świat już tak się za Ciebie "wziął", to spróbuj nie ignorować swoich cierpień. One przecież mogą być 110 jak "muza": Ty je ignorujesz, a one lepią się coraz bardziej, potrzebują, byś zwrócił na nie uwagę. No zwróćże wreszcie! Chcą Ci oznajmić coś ważnego, a Ty je psu pod ogon kopiesz. Zatrzymaj się i pomyśl, co tak uporczywie Ci się oznajmia, czego dotychczas nie mogłeś pojąć. Daj sobie dzień na nacierpienie się do woli, "uciesz" cierpienie swoją uwagą, powiedz, że je kochasz, przeproś, bo ono naprawdę przyszło, by Ci pomóc. tylko nie ignoruj go już więcej. PILOT: Nie wiem jak to jest w Waszym przypadku, ale ja lubię obserwować, jak to działa. Działa codziennie, i to bardzo. Przykład? Minął miesiąc, od tego jak wykonałem pewne zlecenie, lecz czeku za nie dotychczas nie otrzymałem. Wykonałem kilka rutynowych telefonów, otrzymałem zwyczajne odpowiedzi, sytuację wypuściłem do tego stopnia, że rzeczywiście stało się dla mnie nieważne, nawet jeśli w ogóle nie zapłacą. Lecz dzisiaj dojrzał zamiar uzyskania czeku, przy czym postanowiłem nie czekać, aż mi go przyślą pocztą, tylko pojechać do biura i wziąć go na miejscu. Nie mam samochodu (to mój dawny świadomy wybór) i jeżdzę najróżniejszymi środkami transportu - od roweru do taksówki. Wybieram autobus (akurat teraz czytam czwarty tom Transerfingu i autobus najbardziej mi pasuje), właściwie dwa autobusy - trzeba jechać z przesiadką. Wyszedłem z domu z zapasem czasu, tak by zdązyć do biura przed przerwą obiadową (oni tam kochają przerwy i mogą jeść obiad dwie godziny). Pierwszy autobus przyjechał z niewielkim spóźnieniem (wiem, kiedy wyjezdża z pętli i po pięciu minutach zazwyczaj jest na moim przystanku), lecz wcale mnie to nie zdenerwowało, siedziałem sobie na ławeczce i czytałem książkę. Kiedy wyszedłem z niego, by przesiąść się na tym samym przystanku do innego autobusu, ten odjechał mi przed samym nosem. Pomyślałem, że to dziwne. Lecz spojrzałem na zegarek i zdecydowałem, że nie mam gdzie się spieszyć, przeszedłem obok postoju taksówek na inny przystanek, by wsiąść do autobusu innej linii. Czekam i czuję, że już trzeba wziąć taksówkę. Rozum opiera się - po co, jeszcze dosyć czasu, lecz zauważywszy ten fakt, postanawiam ustąpić i biorę taksówkę. Przyjechawszy do biura, zastałem od razu wszystkich, których chciałem: człowieka, który był zleceniodawcą, księgowego, który wypisuje czek, dwóch ludzi, którzy ten czek powinni podpisać. Jak widzicie, to nie taka prosta sprawa dla biura - oddać coś. Wszyscy oni byli na przedświątecznym posiedzeniu, które zakończyło się kilka minut po moim wejściu do biura. Jedna z "sygnotariuszek" chciała się od razu zmyć, lecz zleceniodawca, którego zapytałem zawczasu, czy są na miejscu ci, którzy podpisują wypłaty, w porę ją zatrzymał. Właściwie wszyscy oni już zamierzali się rozchodzić i wypisywanie mi czeku w takiej świątecznej atmosferze w żaden sposób nie mieściło się w ich planach. Księgowa chodziła od gabinetu do gabinetu, zleceniodawca coś mówił, że sprawdzają konto w banku, itd. Tutaj znów wypuściłem sytuację i znowu stało się dla mnie nieważne, czy otrzymam ten czek właśnie dzisiaj, w każdym razie proces jego wypisywania został zainicjowany (czek, właściwie, raptem za dzień pracy, co prawda według dobrej stawki, lecz i tak miał w moim życiu czysto symboliczne znaczenie, podobnie jak pieniądze w ogóle). Akurat w tym momencie zleceniodawca przynosi ten czek, niezwykle długo ściska mi rękę i oznajmia, że za parę tygodni chce kontynuować współpracę ze mną· Powrotna droga - pierwszy autobus przychodzi od razu, kiedy tylko podchodzę do przystanku. Drugiego znowu nie ma - tu zdecydowałem się troszeczkę przejść i niedaleko od przystanku widzę aptekę. Z miejsca dzwonię do żony i proponuję, że jej kupię lekarstwo na kaszel już dzisiaj, mimo że do lekarza pójdzie dopiero jutro, jasne że wypisze właśnie ten syrop. Ona się nie zgadza, lecz potem mówi "tak". Wychodzę z apteki - natychmiast podjeżdża autobus. W domu żona mówi, że to bardzo dobrze, że kupiłem lekarstwo właśnie dzisiaj i częstuje mnie smacznym obiadem. Pojmujecie, jak ciekawe jest zwykłe obserwowanie nurtu wariantów i wykonywanie najprostszych kroków? LOTOS: Sytuacja zdarzyła się bardzo niedawno. Nazajutrz powinnam iść na jedną ważną konferencję prasową. I nagle przychodzi zaproszenie na inną, też ważną dla mnie konferencję, która miała odbyć się również jutro, i to w tym samym czasie. Jasny gwint! - powiedziałam. - Ale dlaczego w tym samym czasie? Niechby odwołali! Po pięciu minutach przychodzi e-mail, że druga konferencja została przeniesiona na następny dzień! JOKER: To bardzo podobne do moich przemyśleń o pierwotności. Co się dzieje - na początku pewne sczytywanie informacji, a potem slajd, czy na odwrót? Czy to może różne zjawiska? Często widzę obrazek, a potem on bardzo szybko pojawia się w życiu jako zdarzenie. Dlatego prawie nie stosuję slajdów. Sprawiają one wrażenie jakiejś sztuczności i wywołują wewnętrzną nieufność. Przykład. Kilka dni temu zdecydowałam się pojechać do innego miasta. Zamawiam sobie w myślach taksówkę liniową [taksówka na kilkanaście osób w cenie autobusu, jeżdżąca na określonej trasie - przyp. tłum.]. "Widzę" obrazek - stoi kilka takich taksówek na postoju, a potem od razu inny obrazek jedzie taksówka. Zdziwiłam się, lecz postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy. Przychodzę na przystanek, stoją taksówki, lecz wszystkie 111 bez kierowców. Czekam. Mija kilka minut, lecz kierowców nie ma i w pobliżu brak kogokolwiek podobnego do kierowcy. Po raz pierwszy zdarzyła mi się taka sytuacja. Jeszcze trochę poczekałam, potem postanowiłam jeszcze raz "zamówić" lecz z kierowcą i żeby odjechać. Kiedy tylko zdążyłam wyobrazić sobie jadącą taksówkę liniową, odwracam głowę w kierunku drogi ... jedzie. Zatrzymuję, okazuje się, że jest tylko jedno wolne miejsce, specjalnie dla mnie. Od razu przypomina mi się początkowa kombinacja obrazków - stojące taksówki i jadąca taksówka. Teraz robię takie same wielkie oczy, co Pilot. I zadaję pytanie - na pewno ktoś miał podobne przemyślenia i sytuacje. Co myślicie o pierwotności i w ogóle o zjawisku "sczytywania"? MILEDl: Wypowiem swoją opinię ... Po prostu patrzę, co mi się "wyświetla" ... To jest jakby sczytywanie informacji z przyszłości ... najprawdopodobniej tak właśnie jest ... Z kolei stosowanie slajdów jakoś wywołuje we mnie dyskomfort. Jeżeli "Świat troszczy się o mnie", to troszczy się nie byle jak, tylko w jak najlepszy sposób ... ANNA: Bardzo skuteczne okazało się "ćwiczenie" polegające na tym, że na negatywne (z subiektywnego punktu widzenia) zdarzenie trzeba reagować pozytywnie. Mojego przyjaciela policja aresztowała. Zaczęłam skakać z radości (w ogóle lepiej nie zapamiętać się w tej czynności, bo można oszaleć). [ coś raptownie zmieniło się w głowie i w rzeczywistości. Teraz już nie przeżywam tak boleśnie tego zdarzenia i wiem, że wszystko będzie dobrze. LOTOS: Historia na tym się nie zakończyła. Wieczorem tego samego dnia okazało się, że przeniesione zostały obie konferencje prasowe, przy czym każda na inny dzień! W rezultacie mogłam zrobić sobie wolne tego dnia, aby znaleźć prezent dla taty, który za parę dni miał mieć urodziny, i to pięćdziesiąte. Już od trzech tygodni oglądałam slajd dekoracyjnego oczka wodnego do ogrodu. Chodziłam i rozglądałam się, ale tego, co chciałam, nie znajdowałam. I oto wczoraj, przypomniawszy sobie słowa Zelanda o tym, że urzeczywistniają się najmniej energochłonne warianty, postanowiłam nigdzie nie jechać, tylko pójść do najbliższego centrum handlowego. Właśnie tam czekało na mnie owo oczko. Natychmiast też znalazł się kierowca z ciężarówką. Domek letniskowy z ogrodem leży dość daleko, ale mimo iż był piątek dojechaliśmy do niego bardzo szybko, bez korków. Kierowca wciąż międlił językiem ze zdziwienia: "Coś takiego, po prostu cud!". Przywieźliśmy i zamontowaliśmy je. Zaczęłam myśleć, skąd by wziąć białe kamienie, aby oczko wodne nimi obłożyć (w pobliżu domku takie kamienie nie leżą, ale według mojego slajdu "powinny tam być"). W tym momencie ojciec przypomina sobie, że sąsiadowi niedawno przywieziono ciężarówkę takich kamieni (on też coś ogradza). Poszliśmy do niego, aby zaproponować, ze trochę odkupimy, a on powiedział: "Bierzcie bezpłatnie ile trzeba". W ogóle dzisiaj rano piłam już kawę nad oczkiem wodnym, które niedawno oglądałam w slajdzie. Co prawda musiałam zamiast wczorajszego dnia pójść do pracy dzisiaj (w sobotę), ale to nawet lepiej, bo nikt nie zawraca mi głowy i mogę więcej zdziałać. Wszystko ma się ku lepszemu! AVOS: Teraz pozostało tylko zbudować ogródek skalny i obserwować jak spadają kwiaty sakury. LOTOS: Nie, nie potrzebuję dużo kamieni. Wystarczy siedzieć pod jabłonką i obserwować, jak jabłka spadają ... do nieba! TOMKA: Może ktoś mi podpowie, co dzieje się w moim życiu. Od kiedy zaczęłam powtarzać amalgamat (że mój świat się o mnie troszczy, realizuje moje zamówienie), bardzo spokojnie i komfortowo mi się żyje, wahadła no, takie niewielkie - z powodzeniem ignoruję. Ale raz na półtora tygodnia zaczepia mnie jakieś wahadło. Dzieje się to tak: ni stąd ni zowąd pojawia się problem z niczego (na przykład wchodzi szef i mówi, że pilnie wydajemy nowe czasopismo - dziesięć stron w dwa dni, że to projekt komercyjny, potem okazuje się, że żaden ze współpracowników, oprócz kierownictwa, nawet nie usłyszy za to "dziękuję") i odkąd zaczęłam stosować amalgamat, ma to miejsce nie pierwszy raz (jedna i ta sama sytuacja). Działa jak ogromne wahadło, które wytrąca mnie z równowagi zaskoczeniem i, przyznajcie, niesprawiedliwością. Minionej nocy nie mogłam zasnąć myślałam o tym problemie i kiedy tylko zaczynam go przeżywać od razu czuję spadek sił i pojawiają się łzy. Zaczynam powtarzać, że mój świat się o mnie troszczy i robi mi się bardzo spokojnie i dobrze, ale problem nie znika. Po prostu nie wiem, co robić. Chciałabym trzasnąć drzwiami i odejść, ale w ciągu miesiąca nie mogę tego zrobić (w drugiej połowie września - proszę bardzo, a teraz - nie). Podpowiedzcie mi, co mogę zrobić. W idealnym wariancie chciałabym otrzymywać za to pieniądze (dodatkowe nie zaszkodziłyby, bo chodzę na kurs języka obcego) albo tego nie robić. W ogóle znajduję się w ślepej uliczce. W zasadzie komfortowo mi się żyje, ale takie sytuacje zbijają mnie z tropu mocno i na długo. TOMKA: W ciągu ostatnich kilku minut sytuacja uległa korekcie. Zadzwoniłam do firmy, w której nie lubią naszego wydawnictwa i naszego szefa, a oni łaskawie zgodzili się wszystko mi przysłać - informację i zdjęcia w ciągu dnia. Co prawda nie stosowałam żadnych slajdów, ale złożyłam zamówienie, żeby mi ulżyło jakoś w tej kwestii. Zobaczymy, co będzie dalej. 112 TOMKA: Im dalej, tym więcej ... Przyszła nieznajoma kobieta, główny redaktor jednego z przygotowywanych projektów, i powiedziała, że do tego projektu wzięto grupę ludzi postronnych, którzy będą go realizować, a ode mnie wymagane jest tylko pokazanie im, jak to się robi. Trzeba tak było od razu! LOTOS: A jednak nie przestaję się dziwić! Przyczłapałam dzisiaj przeziębiona do pracy, a wieczorem jeszcze czeka mnie lekcja jazdy. Nie mam żadnych sił na nią iść. Ale jeśli zadzwoniłabym do instruktora i odwołała lekcję, to straciłabym pieniądze (zgodnie z umową za niewykorzystane lekcje należy płacić). Próbowałam (w miarę możliwości) oglądać slajd, w którym lekcja zostaje odwołana. Właśnie zadzwonił instruktor i powiedział, że jego samochód szwankuje (czytaj: "zachorował") i lekcja zostaje odwołana. Przy czym w czasie naszych zajęć zdarzyło się to po raz pierwszy. STRYAPSIK: Wątpliwości i ważność. Z ważnością można się uporać, a na wątpliwości nie mogę nic poradzić. Wydaje mi się, że zacząłem je odczuwać niemal fizycznie.Trening prowadzi do tego, że wraz z zamiarem trenuje się również wątpliwość, przy czym nie mniej intensywnie. Slajdy zostały wymyślone dla wątpiących. TOMKA: To działa, i to jeszcze jak! Marzyłam o tym, by przywitać nowy rok w Paryżu. Planowałam to niezliczoną ilość razy. Nieważne jak - ważne, by w Paryżu! Ważność osiągała szczyt, aż tu przez ostatnich kilka miesięcy sam zaczął pojawiać się slajd, jak idę przez Paryż. Takie wrażenie, jakbym już tam była. Bajka! A wczoraj dowiedziałam się, że jadę! I cóż z tego, że to tylko wycieczka autobusowa po Europie z czterema dniami w Paryżu, za to te cztery dni to między innymi noc sylwestrowa. LOTOS: Po przeczytaniu Transerfingu (gdzieś od kwietnia) nie miałam szczególnej potrzeby w praktyce stasować koordylacji zamiaru, ponieważ i tak wszystko szło gładko, układało się bardziej niż pomyślnie i żadne zdarzenie nie wywoływało co do tego wątpliwości. Lecz oto niedawno niemal jednocześnie miały miejsca trzy zdarzenia, które wcześniej postrzegałabym jako katastrofy na lokalną skalę"· Specjalnie nie pisałam o tym na folm, aby sprawdzić samą siebie - jak daję sobie radę. Melduję: dzięki temu, że praktycznie spokojnie (zadziwiająco) przyjęłam zdarzenia i byłam absolutnie pewna, że zmierzają one ku lepszemu, wszystko zakończyło się dla mnie nie tylko pomyślnie, ale nawet z pewną korzyścią (zarówno w bezpośrednim, jak i w przenośnym sensie). KYS: U mnie tez przez cały tydzień rozgrywała się katastrofa na miejscową skalę. Wszystko się waliło, a dusza płakała. Jedynie gdzieś daleko utrzymywał się ledwo słyszalny głosik: "Twój świat troszczy się o ciebie, czyli tak musi być'''. Wczoraj miał miejsce kryzys. Sytuacja wybuchła i miał miejsce przeskok na nową linię, a dzisiaj posypały się znaki, prezenty mówiące o tym, że wszystko będzie wręcz wspaniale i kryzys ten przyszedł na czas. STRYAPSIK: Jacyś zagadkowi jesteście. Mówicie, że wszystko poszło dobrze, ale co konkretnie - nie powiemy. KYS: Stryapsik, nie zagadkowi, tylko tego nie da się wyjaśnić słowami. Na razie zbyt wiele emocji ... LOTOS: A ja po prostu nie widzę sensu, by pisywać tu telenowelę· Mam nadzieję, że mi uwierzcie na słowo, iż zasada koordynacji zamiaru działa. GRACE: Przed spotkaniem ja, Lotos i Zofia pojechałyśmy do sklepu "Droga ku sobie", na ulicy Białoruskiej, i razem sfotografowałyśmy swoje aury. Co prawda Lotos nie chciała, ale zaraziłyśmy ją swoim entuzjazmem. A ponieważ aury nasze okazały się jednakowego koloru, lecz jednak o różnych parametrach, to powiedziano nam, że jesteśmy najwidoczniej z jednej piaskownicy i pracujemy nad rozwojem duchowym. Na pytanie, co by nam doradzono przeczytać w celu zharmonizowania czakr i jeszcze lepszego rozwoju doradzono nam ... TRANSERFlNG! LERA: A ja się dziwnie czuję od soboty. Próbuje obserwować i koordynować po trochu. Nawet nie potrafię nic wyjaśnić. WIDUSZAKA: I niczego nikomu nie wyjaśniaj. Obserwuj proces zmiany samopoczucia. LENCZYK: Odczuwaj zadowolenie, a jeśli nie możesz nic zmienić, to niech to prowadzi do radości. Nie wszystko jest łatwe, ale spróbuj. TOMKA: 113 Oto niewielki szkic na temat .. zamówień" i ich spełniania się. Idę dzisiaj do pracy, koło banku stoi luksusowy jeep BMW - z ciemnymi szybami, błyszczący. Od jeepa dzieli mnie 10 metrów. Pojawia się merkantylna myśl - jeśliby właściciel takiego jeepa zaczął mnie podrywać ... Myśl przemknęła i zniknęła. Idę sobie dalej. Kiedy zrównałam się z samochodem, otworzyły się drzwi, wysuwa się stamtąd absolutnie kwadratowa morda i krzyczy: "Ślicznotkoo! Samochód podstawiony!". Mało nóg nie pogubiłam, uciekając. LOTOS: Właśnie chciałam Tomce napisać: bądź ostrożna z pragnieniami, bo ich cechą jest to, że się spełniają. BAGIRA: Wszystkie nasze zamówienia się spełniają. LOTOS: A jednak działa! Zwlekałam nieco z zakupem biletu na urlop - początkowo nie mogłam się zdecydować: Izrael czy Egipt / wycieczka wzdłuż Nilu? Potem nie miałam czasu dojechać do swojej agencji turystycznej. I w tym czasie wszyscy moi znajomi, a nawet rodzice, jak na złość powtarzali mi: .. Na co czekasz? Przecież potem nie kupisz. Wszystko już na nowy rok jest wykupione" itp. itd. Również w telewizji wciąż o tym mówiono. Ale z jakiegoś powodu nie miałam cienia wątpliwości, że wyjadę i że mój świat zdobędzie dla mnie potrzebny mi wariant. Wczoraj w końcu przyszłam do mojej agencji turystycznej, do swojej agentki (od której już pięć lat kupuję bilety i dlatego jest ona szczególnie zainteresowana dobraniem dla mnie właściwej wycieczki). Ale nawet ona zaczęła się denerwować, że niczego potrzebnego mi nie znajdziemy. Trudność polegała na samej wycieczce, ponieważ była ona kombinowana: rejs po Nilu + odpoczynek nad morzem i potrzebne też były konkretne daty, i ilość dni, i co do hotelu też miałam szczególne wymagania. W sumie obdzwoniła ona około sześciu operatorów, ale wszędzie coś było nie tak. A ja siedziałam spokojna i po prostu wiedziałam, że zaraz znajdzie się moja wycieczka. I dokładnie tak się stało: po 7-8 telefonie znalazło się właśnie to, czego potrzebowałam!!! Nawet w mojej ulubionej sieci hoteli "Royal Pallace" znalazło się dla mnie miejsce. Ale nie był to jeszcze rezultat końcowy, ponieważ (szczególnie w związku ze świętami) trzeba było uściślić potwierdzenie statku i hotelu u strony egipskiej. Moja agentka zaczęła przygotowywać mnie na to, że istnieje prawdopodobieństwo, iż mozemy nie uzyskać potwierdzenia, a wówczas trzeba będzie od nowa szukać innego wariantu. Ale ja znów byłam spokojna, że wszystko idzie tak jak trzeba. I oto rezultat: właśnie wszystko potwierdzili!!! To znaczy, że z absolutnym zaufaniem do swojego świata zawierzyłam nurtowi wariantów i wszystko wyszło jak należy! BRR No właśnie, a wszyscy mówią: , “slajdy, slajdy “..... Pragnienie + zaufanie do świata - oto w czym siła! GWIAZDECZKA: Niedawno odkryłam Transerfing i znalazłam to forum. Otrzymałam znak: przeglądałam .. Cosmopolitan" (dostałam od przyjaciółki) i znalazłam w nim skrawek papieru z napisem: dwunastego listopada - "nowa era". Bardzo mną to poruszyło z jakiegoś powodu i zapisałam w telefonie na tę datę przypomnienie. Jedenastego listopada przyjaciółka dała mi książkę Zelanda, a dwunastego zaczęłam ją czytać. Oto już dwa miesiące i jeśli nie czuję się absolutnie szczęśliwa, to pozbyłam się wieloletniej, przewlekłej depresji. Oto jaka mała przyjemność spotkała mnie wczoraj. Siedzę w pracy (gazeta reklamowa), piję herbatę i burczę, że wszyscy normalni ludzie są w domu na wakacjach, a my pracujemy. Przychodzi klient, chce makietę. W pierwszej chwili czuję rozdrażnienie (nawet nie pozwolą spokojnie wypić herbaty), potem przypominam sobie, że jestem transerferem, w myślach klaszczę w dłonie, wywołuję w swym wnętrzu radość. W rezultacie miły klient daje mi zaproszenie na koncert Diduli [bardzo popularny w Rosji gitarzysta - przyp. tłum.] (uwielbiam go) i czekoladę (72% kakao - moja ulubiona). LESHIY: Możecie mi wierzyć. W ciągu kilku lat życia z Transerfingiem nauczyłem się analizować sytuację. Zawsze sami ją sobie stwarzamy. Zarówno dobrą, jak i złą. Twój świat zależy tylko od ciebie. To fatalnie, bo negatywnych myśli jest jeszcze wiele, ale kiedy przypomnisz sobie o tym, że zarządzasz losem i zaczynasz świadomie modelować sytuację i zdarzają się cuda - to robi się przyjemnie. SOKOŁOWSKI: Patrzę, czytam wasze opowiastki i nie rozumiem, jak się Wam to udaje. Z mojego doświadczenia wynika, że agresja tylko pomaga. Na przykład wyprzedzić i zniszczyć konkurentów. A pieniądze z nieba to bzdura! Przekonajcie mnie! ARNIKA: Apo co? RUS: Masz rację. Idź i niszcz konkurentów. LENCZYK: W swoim poście opisałeś swój świat. Po ci cię przekonywać o czymś przeciwnym niż to, co do czego sam jesteś przekonany? W moim świecie jest inaczej, ale ty tego nie dostrzeżesz, dopóki nie wyregulujesz filtrów, które przeszkadzają Ci w widzeniu mojego świata. Ja Ci w tym nie mogę pomóc. 114 NADZORCA: Transerfing to potężna technika dająca Ci władzę tworzenia tego co niemożliwe z codziennego punktu widzenia, a konkretnie - zarządzania losem według własnego widzimisię. Nie będzie tu żadnych cudów. Czeka Cię coś więcej. Przekonasz się, że nieznana rzeczywistość jest o wiele bardziej zadziwiająca niż jakakolwiek mistyka. Doznasz nieodpartych emocji, kiedy odkryjesz w sobie zdolności, których istnienia nawet nie podejrzewałeś. Jest to jak odczucie swobodnego spadania, ponieważ to co niewiarygodne zmienia się w rzeczywistość z tak niewiarygodną arogancją, że aż zapiera dech w piersiach. Teraz, kiedy wiesz, jak bardzo rzeczywistość wiąże się z Twoimi myślami, zamknij tę książkę i wyjdź na zewnątrz. Wyobraź sobie, że obudziłeś się we śnie. Wszystko, co dzieje się dookoła, to sen. Wszyscy ludzie, a wśród nich i Ty, to śniący. Tylko że teraz Twoja uwaga znajduje się poza snem. Obserwujesz wypadki dookoła i siebie z boku. Sen nie ma już nad Tobą władzy. Od tej chwili masz zdolność zarządzania rzeczywistością. Pozbyłeś się iluzji odbicia. Wyszedłeś poza zwierciadło. DUSZA: Powodzenia, śniący! UMYSŁ: Jesteśmy z Wami! DUSZA: Kochamy Was! Książkom Vadima Zelanda poświęcona jest strona: www.transerfing.pl Oczywiście znajdziecie tam forum i będziecie mogli stać się nie tylko Czytelnikami, lecz również jego uczestnikami. 115