Uploaded by Kasia Kalinowska

8-Zeland Vadim-TR-Forum marzeń sennych

advertisement
Vadim Zeland
TRANSERFING
RZECZYWISTOŚCI
Tom ósmy
FORUM MARZEŃ SENNYCH
Gdy nie wiadomo dokąd zmierzać:
Wielu ludzi nie myśli o celu w życiu – poprostu żyją i to wszystko. Dokładniej: nie żyją, a
odbywają wyrok. Każdy dzień
takiego życia podobny jest do poprzedniego; rutynowa praca, ci sami ludzie, ulice, ściny,
niezwykle skąpy zestaw rozrywek,
ciągły ciężar trosk i obowiązków, święta tylko w określone dni. Tak żyje większość ludzi.
Ktoś za Ciebie zdecydował, że masz świętować wtedy, kiedy należy to robić . Dlaczego
Twoje życie składa się z samych
“trzeba”, dlaczego wszystko jest takie pospolite, odpracowałeś swoje, przeżyłeś - odejdż na
emeryturę ?
A przecież każdy człowiek ma swój cel, na drodze do którego rozwija wszystkie swoje
talenty i zyskuje autentyczne szczęście.
Na drodze do Swojego celu uzyskujesz autentyczne szczęście w tym życiu.
Twój cel zmienił Twoje życie w święto. Osiągnięcie Twojego celu pociągnie za sobą
spełnienie wszystkich pozostałych
pragnień, przy czym rezultaty przewyższą wszystkie oczekiwania. Znajdź przy pomocy
Transerfingu Swój cel i zmień swoje życie
w święto. Doświadczeni Transerferzy, których wypowiedzi zawiera niniejszy tom, pomogą
Ci, dzieląc się swymi przeżyciami.
Cel nadejdzie jak olśnienie. Kiedy zetknąwszy się z jakąś informacją, poczujesz, że dusza
zapłonęła, a umysł z zadowole
niem i ze wszystkich stron rozpatruje tę informację, to możesz przypuszczać, że to jest
właśnie To !
ROZDZIAŁ pierwszy.
TECHNIKA TRANSERFINGU.
Wybór celu.
UMYSŁ:
Gorąca krew,
Lecz w sercu chłód.
Nie wzrusza miłość już mnie,
Ja z was śmieję się i tańczę.
DUSZA:
Co ty tam śpiewasz?
UMYSŁ:
Posłuchaj:
Przyglądam się miłosnej grze,
A kiedy szał porwie was mój i ogień już zgasł, ja tańczę.
Kochać umiem jak Tangolita,
Gdy tylko pokochać chcę!
Ja też potrafię jak Tangolita,
I tobie oddać dziś serce swe.
Chcę całą noc tulić się w twych ramionach,
Lecz jutro rano cała gra skończona,
Bo każda z nas jest jakby Tangolitą,
Gdy nagle miłość ktoś wzbudzi w niej.
[aria Tangolity z operetki Paula Abrahama "Bal w Savoy'u"]
DUSZA:
Jaka głupawa i kapryśna dziewoja! Dzisiaj marzy, a jutro nawet nie chce widzieć! Ja mam
innego bohatera, poważnego i
odpowiedzialnego:
Ja kaszleć umiem jak Broncholita.
UMYSŁ:
Jaka Broncholita?
DUSZA:
To taka chorowita dziewczyna w kombinezonie roboczym, ale lepiej się z nią nie związywać.
UMYSŁ:
A co to za kaszel?
DUSZA:
Zwykła reakcja odruchowa na podrażnienie zakończeń nerwowych w błonie śluzowej
górnych dróg oddechowych.
Lepiej nie pytaj, tylko obejrzyjmy sen.
MONADA:
Pomówmy jednak o wyborze celu. Nie mam na myśli takich celów, jak stanie się bogatym
albo otrzymanie czegoś. Myślę
o tym, jak właściwie określić swoją jedyną profesję albo Sprawę, która doprowadzi do
jedności duszy i umysłu. Myślę nad tym
2
problemem już kilka lat i nic nie wywołuje u mnie natchnienia. Na tym etapie swojego życia
zdecydowałam, że teraz najważniejsze dla mnie jest nauczenie się przez przynajmniej
większość dnia działać świadomie, uczyć się przyjmować i wybaczać
sobie oraz innym, bezwarunkowo kochać siebie i ten świat, kontrolować swoje myśli i
emocje, być tu i teraz i pozbyć się poczucia
własnej ważności, winy, różnych obaw, które, wydawałoby się, po wielu latach studiowania
ezoteryki i Symoronu powinny już
dawno zniknąć na zawsze. Ale najważniejszy, ukochany i pożądany cel w żaden sposób nie
wyłania się na horyzoncie.
TUCKER:
Być może właśnie świadomość i przyjmowanie rzeczywistości pomogą ci określić swój cel.
Ja wykorzystałbym następujący
sposób poszukiwania swojej profesji - interesował bym się różnymi rzeczami, na szczęście
internet jest pod ręką, można wszystko
znaleźć, na pewno coś Cię zainteresuje, jakaś sfera działalności wysunie się na pierwszy plan,
prawda?
ANDRZEJ:
A może w żaden sposób nie udaje ci się odkryć swojej drogi, bo już od dawna na niej jesteś?
Nic dookoła Cię nie pociąga,
bo wszystko masz już w swoich rękach?
Powiedz Monada, czy jesteś pod jakimś względem zdecydowanie nieszczęśliwa i nie
zadowolona (codzienne troski i inne
drobiazgi się nie liczą)? Zamieniłabyś jakąś część swojego życia na coś innego?
Gość:
Chcę podzielić się zabawną informacją· Wczoraj, serfując po internecie, przypadkowo
natknęłam się na wywiad z Arnol
dem Schwarzeneggerem ... Wówczas był jeszcze nikomu nieznany (jedynie w kręgach
"Mister Olimpia"). Spytano go:
"Kim chciałby Pan być za dwa lata"?
Odpowiedział: "Będę pierwszym człowiekiem Hollywoodu i będę otrzymywać największe
honoraria".
Reporter zdumiony mówi: "Jak zamierza Pan to osiągnąć"? "Bardzo łatwo, muszę tylko sobie
wyobrazić, że już tak jest".
Wydaje mi się, że Arnold Schwarzenegger to unikalny człowiek. Osiągnął sukces na
wszystkich polach. Szczerze mówiąc,
byłam zaszokowana, bo on mówił słowami Transerfingu. Myślę, że za kilka lat będzie on
prezydentem Ameryki, jeśli tylko
zechce. Taka właśnie historyjka na temat celu w życiu.
"MONADA:
Dziękuję bardzo wszystkim, którzy mi odpowiedzieli! Dawno nie byłam na forum, ponieważ
miałam okres depresji
(która jeszcze nie całkiem minęła). Depresja różnie przebiega u różnych ludzi, ale u mnie
fatalnie. W tym okresie nawet nie
ma mowy o wyborze celu ani o pozytywnym slajdzie, a zamiar jest tylko jeden, a może dwa.
Pierwszy: zamknąć się, uciec,
schować się przed wszystkimi, a drugi: przestać żyć. I nie działa ani Transerfing, ani
Symoron, ani żadna inna technika. Wybaczcie mój pesymizm, ale na razie źle się czuję.
LANDYSZ:
Masz ładny nick, i taki pożyteczny ... [Monada oznacza "Jedyna", w filozofii pitagorejskiej
początek wszystkiego - przyp.
tłum.]. Uruchom Nadzorcę i obserwuj z boku swoją depresję, a zobaczysz, że poczucie
własnej ważności masz rozdęte do granic
- wszystko jest nie tak, nie po twojej myśli, jak to się dzieje, że ciebie takiej pięknej nikt nie
kocha itp. itd. A Nadzorca pokaże
ci, jak należy się zachowywać. Pozostawać w stanie depresji i czerpać z tego zadowolenie to
łatwizna. I nie jest temu winien ani
Symoron, ani Transerfing, tylko twój stosunek do zdarzeń.
MONADA:
Co prawda w tej chwili ani o Transerfingu, ani o Nadzorcy, a nawet o własnej ważności nie
myślałam, ale zrobiło mi się
od razu lepiej, kiedy spojrzałam na siebie z boku i spróbowałam mówić oraz opisywać swoje
działania w trzeciej osobie (jest to
jedna z technik Symoronu) albo, innymi słowy, w sumie włączyłam Nadzorcę! I wierzcie mi
albo nie, ale to zadziała- ło i od
razu zrozumiałam, że zapomniałam się w swej depresji, zrozumiałam złudność całej sprawy.
To prawda, że udało mi się to po
raz pierwszy, a wcześniej długo nie mogłam wydostać się z tej okropnej czerni.
LESHlY:
Dobrze wybierajcie swoje cele i kilka razy pomyślcie, zanim sobie czegoś zażyczycie. Wiele
rzeczy się spełnia, tylko czy
naprawdę jest to potrzebne? Po tym, jak spełniły się niektóre moje skryte pragnienia (których
urzeczywistnienie dokonywało
się już technikami Transerfingu) okazało się, że wcale nie były takie dobre. Chociaż z daleka
wydawało się, że są niezłe. Tak
więc kilka razy pomyśl, a jeden raz zamów.
Wyobrażacie sobie, co by było, gdybyście nie nauczywszy się, jak wybierać dla siebie lepszy
los i przewidywać rozwój
zdarzeń, zostali sprawnymi transerferami, u których czas pomiędzy zamówieniem i realizacją
jest minimalny? Wówczas każda
przemykająca negatywna myśl urzeczywistniałaby się. Koszmar!!!
TONIA:
U mnie z początku zarysowywała się podobna kwestia, a potem na forum przeczytałam, że
jeśli nie określiłam dla siebie
jednego głównego celu, to powinnam trenować się na pomniejszych. Mam jeden wielki cel,
ale teraz trochę zwiększyła się
ważność i dopóki się nie zmniejszy, staram się tylko o tym celu pamiętać. A dla rozrywki
zamówiłam sobie nowy komputer,
przy czym wyraźnie określiłam ramy czasowe - za dwa tygodnie ... Tak dla żartu (to
nierealne, a poza tym nie było takiej
3
potrzeby). Po tygodniu zepsuł mi się komp, a przyjaciel przypadkiem miał na sprzedaż swój
nowy ... Zapłacić mogłam później.
Tak więc klikam na nowej klawiaturze i myślę, zgrzytając zębami: "To naprawdę działa!".
ARTA:
Ja też chcę coś nierealnego ...
JANIOŁ:
Jak to nierealnego?! To jest bardzo realne!
ARTA:
No dobra. Coś realnego. Do 14 lutego.
JANIOŁ:
Jak powiesz, tak będzie, moja droga.
ARTA:
No nie wiem ... Może zawyżyłam ważność i takie tam ... Mało energii ...
SARINA:
Może mało wiary albo pewności?
ARTA:
Wiara, nadzieja i miłość są na swoim miejscu ... A nadziei jest nawet zbyt wiele ... I nie udaje
się ...
JANIOŁ:
Nadzieję trzeba zastrzelić. Ona nie pozwala wierzyć, działać, kochać.
ARTA:
Powiedźcie proszę, gdzie jest toaleta? Tfu, chciałam powiedzieć: jaką bronią ją zastrzelić ...
JANIOŁ:
Wiarą, miłością, uczynkiem. W przeciwnym razie umrą one wcześniej niż nadzieja. Przecież
wiesz, że nadzieja umiera ostatnia. Nadzieja ze wszystkimi się rozprawia.To nie moje słowa,
tylko któregoś z wielkich.Te słowa mi pomagają. Mam nadzieję
- to znaczy nic nie robię, nie myślę, nie czuję, nie przeglądam slajdów. A toaletę sobie znajdź.
Czyżby właśnie ona była ci
potrzebna?
ARTA:
A moja nadzieja, wprost przeciwnie, związana jest z działaniem i myśleniem. W Transerfingu
podoba mi się to, że nie
muszę walczyć, a na odwrót - oddać się nurtowi. Dobrze rozumiem?
JANIOŁ:
W takim razie to nie jest nadzieja, tylko To wspaniale. Dodaj jeszcze wiarę i wszystko się
uda.
ARNIKA:
Nie masz się poddawać nurtowi, tylko poruszać się z nurtem wariantów. Plus czysty zamiar.
JANIOŁ:
Arnika, jak konkretnie rozumiesz "poruszanie się z nurtem wariantów"?
ARNIKA:
Rzecz w koordynacji. Przede wszystkim wypuszczam scenariusz spod kontroli. Mój świat
lepiej wie, w jaki sposób urzeczywistnić mój zamiar. Wiem, że on się urzeczywistnia i nie
obawiam się, że coś rozwija się nie tak, jakbym chciała. Przyjmuję te
warianty, które proponuje mi mój świat. Jeszcze ani razu nie pożałowałam, że właśnie tak
postąpiłam. Mądrość mojego świata
i to, jakimi dziwnymi i niecodziennymi ścieżkami biegnie urzeczywistnienie zamierzenia,
wprawia mnie w zdumienie. Jeśli
tylko nie przeszkadza się obawami i wątpliwościami.
SHERE:
Poszukiwania własnego celu to trudna kwestia w Transerfingu. Zeland opisuje swój cel jak
magiczną drogę. Kiedy
poruszasz się ku swojemu celowi, wchodząc przez swoje drzwi, to w twoim całym życiu
wszystko pięknie się układa. Ale jak
go odnaleźć? Kwestia pozostaje otwarta.
PILOT:
Wciąż tego nie rozumiecie? Rozejrzyjcie się dookoła, przeanalizujcie w końcu to, czym
zajmują się wszyscy ludzie od
samego dzieciństwa. No właśnie, grają.
Ko:
Czyli celem jest odnalezienie własnej gry?! Ponieważ (sądzę po sobie i moich najbliższych)
chociaż wszyscy dookoła grają,
to najczęściej grają nami wahadła, stereotypy i manipulanci. Gra jest prowadzona (show must
go on), ale wybór gry należy do
nas.
SARINA:
Swoją grę można odnaleźć w następujący sposób: usiądź i pomyśl, jakie zajęcie najbardziej
Cię teraz interesuje i nie oceniaj
dochodowości tego zajęcia. W ten sposób możesz odnaleźć coś naprawdę swojego.
4
PILOT:
"Zrozumienie atomu - to dziecinna zabawa w porównaniu ze zrozumieniem dziecinnej
zabawy". Tak powiedział Albert
Einstein (grając na skrzypcach w teorię względności).
ARNIKA:
Przestań tak gorączkowo szukać swojego celu. Jest to chyba pierwszy warunek, aby go
odnaleźć. Mój cel sam mnie znalazł,
kiedy zrezygnowałam z jego poszukiwań i postanowiłam żyć bez celu w życiu, kiedy, że tak
powiem, rozluźniłam się w tej
kwestii.
SHERE:
Obniżyć ważność, postawić przed sobą cel - znalezienie celu, skoordynować zamiar? Czy
właściwie Cię zrozumiałem
Arnika?
ARNIKA:
W moim wypadku właśnie tak było. Teraz już rozumiem, że na początku moim celem było
znalezienie celu. Z wielkim
cierpieniem i wysiłkiem poszukiwałam go. Ze zniechęcenia ważność spadła prawie do zera.
Dopiero niedawno uświadomiłam
sobie (wiedzieć - wiedziałam wcześniej), jaka istnieje zależność pomiędzy obniżeniem
ważności i zaufaniem do swojego świata.
Oto jeden z wariantów poszukiwania celu: zlecić swojej duszy znalezienie tego, czym chce
się zajmować i podpowiedzieć
to umysłowi. Potem spokojnie i bez napięcia żyć, wiedząc, że odpowiedź nadejdzie w
najwłaściwszym momencie. Ze swojej
strony trzeba tylko mieć "uszy i oczy otwarte". A przynajmniej nie zapominać, że się szuka
celu.
MARIA:
Boję się postawić przed sobą konkretny cel, boję się rozczarować, jeśli okaże się, że już mi
się tego nie chce, przeszkadza
mi strach przed zburzeniem czegoś w życiu. Na przykład uważam, że życiowym celem
każdego człowieka jest odnalezienie
Miłości, a jeśli masz męża i dwoje dzieci - powstrzymuje Cię strach przed utratą tego, co
zostało z takim trudem zbudowane.
Co Wy o tym myślicie?
LANDYSZ:
Skoro nie ma miłości, to co teraz? Dzieci wyrosną, wyjadą, mąż odejdzie do innej albo się
spije, a ty będziesz czekać na
swoją miłość? Nie ma co się bać utraty ... Nową herbatę można nalać tylko do pustej
filiżanki!
KULER JOHN:
Nie stawiaj przed sobą życiowego celu, potraktuj to lżej. Nie szukaj celu, który postawisz
przed sobą, tylko zwerbalizuj go,
kiedy sam nadejdzie. Nie może go nie mieć człowiek, którego ciekawi życie. Moim zdaniem
wymyślać i stawiać przed sobą cel
specjalnie, to tak, jakby żyć według grafiku - może i nie ma w tym nic złego, ale to takie
nudne!
MICHAIŁ:
Mario, okłamano Cię! Każdy człowiek ma swój osobisty cel (w nie ograniczonej liczbie).
Może wszystko Cię satysfakcjonuje i tylko smutno Ci, że inni mają cel, a Ty go nie masz?
MAKS:
Nie trzeba stawiać przed sobą celu - on sam nadejdzie albo już masz go w głowie. Nie bój się
rozczarowania. Jeśli prawidłowo zdefiniujesz swój cel, to nie ma mowy o rozczarowaniu. A
co do miłości, to być może znalezienie jej stanowi twój najważniejszy cel, ale twierdzenie, że
jest to cel każdego człowieka, to błąd.
POSTREALITY:
Mario, zadaj sobie pytanie - co ci da miłość, a konkretnie - wypunktuj po kolei. Być może
wcale Ci nie jest ona potrzebna.
MARIA:
Wszyscy macie rację, jak w anegdocie, ale jednak istnieje pewna przypowieść: "Do pewnego
domu zapukali trzej wędrowcy
i poprosili o nocleg. Dopóki męża nie było w domu, nie wchodzili do środka, a kiedy
powrócił z pracy, powiedzieli, że nazywają
się Sukces, Szczęście i Miłość, i gospodarze mogą wziąć sobie tylko jednego z nich. Mąż
chciał Sukces, żona - Szczęście, długo
wiedli spór, dopóki ich mała córeczka nie podpowiedziała im, by wzięli Miłość i wówczas
wraz z Miłością do ich domu weszło
również Szczęście i Sukces".
POSTREALITY:
W sumie nikt nie poparł idei, by przeanalizować, czego ludzie oczekują od miłości. Wydaje
mi się, że problem często
polega na tym, że od niej, jak od czarodziejskiej różdżki, oczekuje się błyskawicznego
spełnienia wszystkich pragnień i rozwiązania wszystkich problemów życiowych.
MARIA:
Czego oczekuję od miłości? Być może powrotu do młodości, kiedy żyłam wierszami
Edwarda Asadowa: "Mogę na ciebie
czekać długo, długo i wiernie, wiernie ... " - i nie doczekałam się, a teraz dobiegam do
czterdziestki, mam rodzinę, dzieci, a serce
czeka, zimno mu, samotnie ... Większość ludzi, jak sądzę, cierpi z samotności, lecz nie
przyznają się do tego nawet przed sobą,
pragną pieniędzy, myśląc, że kupią sobie za nie wszystko co zechcą. Rekompensując sobie
tym samym brak miłości, lecz nawet
nie wyobrażacie sobie, jacy oni są samotni ze swoimi pieniędzmi. Przecież pieniądze mogą
uczynić szczęśliwym tylko tego, kto
5
jest szczęśliwy.
AFTER:
Spodobała mi się propozycja, by przeanalizować, czego oczekujemy od miłości. Dzięki takiej
analizie może się okazać, że
człowiekowi potrzebna jest nie miłość (miłość - to przecież tylko określony stan i nic więcej),
a niezawodność, poczucie bezpieczeństwa, wypełnienie przez innego człowieka własnej
pustki i męczącej tęsknoty, dzieci również jako wypełnienie pustki i
tęsknoty, pozycja społeczna (posiadanie kogoś, kto mnie kocha i możliwość demonstrowania
tego otoczeniu, szczególnie znajomym płci żeńskiej, dla których "wielka miłość", podobnie
jak dla mnie, jest celem w życiu), dobry seks, partner w doznawaniu
różnego rodzaju wrażeń, pomocnik w gospodarstwie domowym itp.
POSTREALITY:
After, właśnie tak jest. Myślę, że kolejny krok - to zrozumieć, że 90% z tego człowiek może
sobie dać sam, nie stwarzając
w swoim życiu niepotrzebnych i bolesnych uzależnień od innych ludzi. Mario, o ile dobrze
rozumiem, Twoim głównym problemem jest poczucie osamotnienia i bycia niepotrzebną.
MARIA:
Moim zdaniem Achmatowa napisała:
"Milczymy, każdy myśli swoje,
Nic nie wypełnia ciszy,
Tak samotność we dwoje
Nad plecami i duszą wisi.
Nie wiem, czy winny kawaler czy dama,
Takie rozmyślania to bzdura okropna.
Chcę znowu zostać sama,
By przestać być samotna".
Musiałam przekopać swą pamięć, by wywlec stamtąd coś choćby odrobinę optymistycznego.
Za to wierszy i pieśni o
nieszczęśliwej miłości, rozłące, smutku, oczekiwaniu, tęsknocie - jest ile dusza zapragnie! A
potem człowiek się dziwi, że życie
układa się tak, a nie inaczej. O czym śpiewali - to dostali. Jest to dodatkowe potwierdzenie
Transerfingu. Pytanie tylko, jak się
z tego wykaraskać?
LANDYSZ:
Milcząc i ze smakiem ... Pozostaw to wszystko w przeszłości. Dawnego życia już nie ma ...
Buduj nowe - takie, jakiego
pragniesz ... Bez tęsknoty i łez (to już było), z radością i natchnieniem, jak artysta, jak malarz
swojego życia.
AFTER:
Opierając się na własnym doświadczeniu, uważam, że kiedy relacje uwalniają się od
egoizmu, to całkiem realną sprawą staje
się kochanie kogoś po prostu tak, nie oczekując niczego w zamian.
Takie uczucie, które wygrzebuje się spod kupy śmieci, stanowi zadziwiające źródło światła,
które świeci niezależnie od
wszystkiego, któremu nie są potrzebne żadne potwierdzenia ani zdobycze.To znaczy: jeśli
otrzymam coś w zamian - to dobrze,
a jeśli nie - to też dobrze. Jeśli jest we mnie miłość, to w zasadzie mam wszystko, czego mi
trzeba i na tym polega ogromna
przyjemność - kiedy miłość przestaje być zależna od czegokolwiek, po prostu się ze mnie
wylewa. To ogromne zadowolenie, a
do tego straszna klęska dla niezliczonej ilości wahadeł. Przy czym nie ma w tym absolutnie
żadnego romantyzmu, jest to absolutnie pragmatyczny fakt.
LANDYSZ:
W takim razie jesteś szczęśliwa. Tylko po co były te pytania ...
AFTER:
Skąd wziąłeś to, że jestem kobietą? Jestem istotą płci pośrednie
WRONA:
W rzeczywistości wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu płci pośredniej, tylko niewielu się do
tego przyznaje ...
AFTER:
Nie, po prostu nie chce mi się rozhuśtywać wahadła płci, przynajmniej nie na tym forum.
Uważam, że wahadło płci jest
jednym z najsilniejszych i odbierających ogromną ilość energii, przy czym nieustannie,
nawet kiedy człowiek jest absolutnie
samotny. Czy nie dziwi Cię to, że po stylu komentarza można niemal ze stuprocentową
pewnością określić, czy pisze mężczyzna
czy kobieta? A przecież pośród mężczyzn są bardzo histeryczni i niepewni siebie ludzie,
podobnie jak pośród kobiet - osoby,
które cechuje męstwo. Lecz wdając się w formalną dysputę z nieznajomymi ludźmi, jedni i
drudzy zaczynają wyrażać się w
sposób swoisty dla ich płci. Skąd się to bierze, jeśli nie z całkowitej, przepełnionej
impotencją zależności od wahadła płci?
WRONA:
Trudny i poplątany temat z tej kwestii płci i z pewnością nie wyczerpuje go jedno wahadło. A
zresztą i tak rozhuśtujesz
wahadło, skoro odrzucasz swą płeć, niezależnie od tego, jaka ona jest. Przecież płeć to
pojęcie biologiczne (w psychologii jest
6
jeszcze pojęcie "płci społecznej", ale nie będziemy się w to zagłębiać) i samo w sobie nie
może być wahadłem, podczas gdy stosunek do płci - to właśnie wahadło. Zresztą nieważne,
jaki to jest stosunek - wahadło, jak wiadomo, wszystko zgarnia.
AFTER:
Proponuję Wam, byście uważali, że jestem tej płci, która Wam się bardziej podoba. Wydaje
mi się, że ta moja informacja
zamiast stłumić wahadło płci, rozhuśtała je. Wrona, wyprzedziłeś mnie, zauważając to
rozhuśtywanie się wahadła. Z kolei płeć,
jako pojęcie biologiczne, to tylko jeden aspekt tej kwestii i stanowi on jeden procent tego, co
się wokół niej potem wyprawia.
Przecież chłopców i dziewczynki wychowuje się, narzucając im to, jacy powinni być
bynajmniej nie na podstawie ich cech biologicznych. Są kobiety o wiele silniejsze niż
niejeden przeciętny mężczyzna, są też mężczyźni umiejący znacznie delikatniej
odczuwać niż przeciętna kobieta. Dlaczego w takim razie nie bierze się tego pod uwagę,
dlaczego nie uwzględnia się indywidualnych właściwości, a praktycznie całe życie ludzi
naszpikowane jest zasadami i wyobrażeniami o tym, co "wypada" i co jest
"dopuszczalne" dla nich jako przedstawicieli męskiej lub żeńskiej płci? Zresztą również
seksualne ograniczenia i uprzedzenia
to nieprzebyty bezmiar tępoty.
ANIOŁ:
Zgadzam się z tobą i nie mam wątpliwości co do tego, że jesteś mężczyzną ... ;-) Ja postępuję
dokładnie tak samo. Miłość
rzeczywiście wylewa się, rozdaję ją, otrzymując od tego ogromny ładunek energii, a jeśli ktoś
daje mi coś w zamian - to dobrze,
mówię właśnie o tym, co otrzymuję w zamian, a nie o wymaganiach, raczej o wzajemności, o
dzieleniu szczęścia (wówczas ono
się podwaja) ni mniej, ni więcej. A zadowolenie, to delikatnie powiedziane To co mam w
sobie, mogę porównać do oglądania
rozpryskujących się ogni fajerwerku albo iskrzącego się zimą śniegu, miliona motyli
rozlatujących się w różne strony przed
oczyma ... I tak jest zawsze. Dzięki tym, którzy w was to odkrywają!
LOLIK:
Ja osobiście w dzieciństwie przez długi czas nie miałam poczucia płci. I jest mi dokładnie
wszystko jedno, co myślą o
mnie inni. Mam w sobie wszystko: kobiecość i męskie zdecydowanie, jestem przez to tylko
bogatsza. Pamiętam, że mama
mówiła, kiedy byłam jeszcze mała: "Wyjmij ręce z kieszeni, przecież nie jesteś chłopakiem" i zaszywała mi kieszenie, myśląc,
że to pomoże. Słyszałam wiele pretensji pod swoim adresem: "Dlaczego nie jesteś taka jak
inni?" ... A ja sobie myślałam: "No
dlaczego mam być kimś innym, do kogoś podobnym, chcę być taka jak jestem - prawdziwa".
W ten sposób zaczęła się moja
droga do samej siebie. W trakcie mojego poznawania siebie nie udało mi się odkryć, jakiej
jestem płci, ha ha. I w sumie tak samo
jak w dzieciństwie, również teraz nie skupiam się na tym i jest mi dobrze, bo mogę być i
jednym i drugim. Seksualność to coś
innego, a jeśli wszystko zgarniać do jednego worka, to uzyska się konglomerat... Problem
polega tylko na tym, że u wielu ludzi
stereotyp tak bardzo wypaczył i nawarstwił się na autentycznym Ja, że przez to zdarzają się
najróżniejsze zboczenia, w sensie
seksualnym i nie tylko ...
LANDYSZ:
Kołysze, kołysze, kołysze zawadiackie wahadło, o seksie i o miłości ... Wszystko
wrzuciliście do jednego worka ... Seks,
proszę bardzo, osobno, i miłość także ... To jednak różne rzeczy. Z jakiegoś powodu, jeśli
zaczyna się rozmowa o miłości, to od
razu pojawia się seks. Każdy ma prawo robić to, co nie wywołuje w nim obrzydzenia. A co
powiedzieć o miłości macierzyńskiej?
O miłości do siebie? W seksie nie ma zboczeń. To wymysł społeczeństwa. Gdzieś
homoseksualizm i lesbijstwo są zgodne z
prawem, a gdzieś są przez prawo karane. A tak w ogóle to uważam, że wszystko co naturalne
nie jest nieporządne i rozmowa
o tym, że to "nieprzyzwoite" i "wstrętne", to rozmowa o niczym. Jak mawiał pewien bohater
z książek Pikula [Walentyn Pikulradziecki autor książek wojennych - przyp. tłum.],
pochłaniając mięso wilka, "Konserwatyzm pokarmowy jest nieuzasadniony",
tak jest też w tym wypadku. Dopóki samemu się nie spróbuje - lepiej nie oceniać, lepiej
pewnie przejść nad tym do porządku.
AFTER:
Z mojego punktu widzenia pojęcie "zboczenia" to wymysł, ponieważ przewiduje ono
istnienie jakiegoś uniwersalnego,
"właściwego" zachowania, również w seksie, które w niektórych przypadkach zbacza z
właściwego toru. A czy możecie dokładnie
powiedzieć, czym jest "właściwy seks"? Może jest o tym gdzieś napisane w Biblii? O ile
wiem, to nie. A słowo "naturalny"
niczego tu nie wyjaśnia. To, co dla jednego człowieka jest "naturalne", dla innego jest
"przeciwne naturze", i na odwrót.
Mam jedno kryterium - pragnienie obu stron i zadowolenie, które przy tym otrzymują, które
nie powinno szkodzić ich
zdrowiu. A jak oni to osiągają, to już ich osobista sprawa.
Właściwie, czy ktoś zmusza nas do tego, byśmy się w te sprawy mieszali? Jeśli podoba się
komuś życie bez odczuwania
całej głębi uczuć, przeistoczenie życia w maskaradę, to jego sprawa. Nie wtrącasz się
przecież, gdy widzisz, jak otyli ludzie
pochłaniają hamburgery w McDonaldzie albo dwaj kierowcy gotowi są z nienawiści
przegryźć sobie gardło i pewnie już
przyzwyczaiłaś się do tego, by nie zwracać uwagi na takie fakty?
Miłość (erotyka, seks) - to przecież nie tylko myśli albo czyny, to raczej stan, który angażuje
w siebie wszystkie zmysły.
Niekiedy po prostu wymiana spojrzeń z kimś pod względem siły doznań jest porównywalna z
orgazmem. Kto wie, jaka energia
budzi się przy tym i jaka alchemia zaczyna działać. Zdaje się, że wahadło płci rozhuśtaliśmy
nie na żarty.
UNTOUCH:
7
Dlaczego wszyscy zboczyli z tematu?
LANDYSZ:
Milczeć! Was pytam.
LIBERA:
Wyjaśnijcie mi, co myślicie o celu? Jakoś niezbyt jasne jest, ile ich może być. Czy może być
jednocześnie kilka, powiedzmy,
drobnych celów, czy może powinny one być częściami składowymi jednego globalnego celu?
A jeśli jednak może ich być kilka,
to czy można je urzeczywistniać jednocześnie?
ANDRZEJ:
Najważniejsza zasada głosi, że zasady ustalasz sama. Celów może być tyle, na ile wystarczy
twojej uwagi. Po prostu od razu
zaczynać od kilku celów jest trudno. Dla pierwszych eksperymentów lepiej wziąć jeden cel,
nabrać wprawy, przekonać się co
do skuteczności metody ... Wówczas można zwiększać liczbę celów.
DENWEB:
W sprawie celów i zadań czytałem w pewnej książce (chyba o NLP) taką historię: pewien
człowiek pracował nad swoją
podświadomością i postanowił obciążyć ją wieloma zadaniami. Napisał całą listę tego, co jest
mu potrzebne, nastawił się, że w
czasie, kiedy jedzie do domu na rowerze, wszystkie zadania mają być wypełnione. I oto
zamiast zwykłego czasu jazdy do domu,
wynoszącego 1-1,5 godziny, człowiek ów jechał 4 godziny. Nie tam gdzie trzeba skręcał,
były korki i wypadki samochodowe.
Gdzieś po drodze w coś wjechał i uszkodził bagażnik roweru, w którym leżała ta lista. Po
przyjeździe do domu odkrył, że
połowa listy oderwała się i zaginęła. Jakby podświadomość postanowiła skrócić sobie pracę.
Zatem dobrze przemyślcie kwestię jednoczesnego stawiania sobie wielu celów, wielu zadań.
W najlepszym razie nic nie
osiągniecie; a w najgorszym - siłom równoważącym albo waszej podświadomości łatwiej
będzie zrzucić na was cegłę albo zrobić
coś w tym stylu niż tracić energię na jednoczesne wypełnienie wielu zadań. Osobiście staram
się stawiać przed sobą jeden, najwyżej dwa główne cele i kilka drobniejszych. Naturalnie
żaden z nich nie powinien być w sprzeczności z innym w sposób
jawny albo niejawny.
Na przykład, jeśli twój cel polega na stworzeniu dostatniej i silnej rodziny, to składa się on z
dwóch podcelów: zarobić dużo
pieniędzy i stworzyć silną rodzinę.Te dwa cele są ze sobą nawzajem sprzeczne pod względem
zasobów: twojego czasu. Aby dużo
zarabiać (w zwykłej przestrzeni wariantów), potrzeba wiele czasu, a dla utrzymania silnej
rodziny również potrzeba wiele uwagi
i czasu. Otrzymasz albo jedno, albo drugie, albo nic - w tej przestrzeni. Możesz wybrać
następujący wariant: spotykasz dostatniego księcia, problemy z pieniędzmi odpadają, a ty
cały swój czas oddajesz rodzinie. I cel jest osiągnięty. Tylko że w tym celu
trzeba umieć przemieszczać się w przestrzeni wariantów. Takie właśnie mam przemyślenia na
powyższy temat.
ANDRZEJ:
W Symoronie w ogóle unika się nie tylko określonych sposobów rozwiązania, ale i
konkretnych celów. Cel zazwyczaj
stawia się tam uogólniony i rozmyty: żeby wszystko stało się harmonijne i właściwe (w
Frei'owym sensie - "Nie dobrze i nie
źle, a właśnie prawidłowo") [Max Frei to pseudonim dwojga autorów książek
fantastycznych: Swietłany Martynczuk i Igora
Stiopina - przyp. tłum.]. Jaką postać przybierze owo "właściwe", nie jest już zbyt ważne.
Przecież tak czy inaczej będzie ono
właściwe.
TUCKER:
Wydaje mi się, że celów może być tyle, ile tylko zechcesz, lecz na początek nieźle byłoby
mieć priorytety, czyli istnieje
główny cel życiowy, a pozostałe stanowią mniej znaczące składniki, niestojące w
sprzeczności z głównym celem. Na przykład
główny cel polega na przeprowadzce do Australii, lecz nic nie przeszkadza, by na przykład
elegancko przyodziać się na nowy
rok albo nauczyć się grać na fortepianie. Są to lokalne, drobne cele.
DENWEB:
Co do celów w Symoronie nie zgadzam się. W jednym z artykułów na temat Symoronu był
przykład, że należy dokładnie
formułować cele: pewien mężczyzna zapragnął nowego samochodu i coś tam
"posymoronował" w tym celu. Następnego dnia
miał wypadek. Stary samochód na złom, dobrze że chociaż sam pozostał przy życiu. Trzeba
było kupić nowy samochód, co
zresztą przecież zamawiał. Tak więc trzeba dokładnie określać cel i granicę na drodze do
niego. A nuż zachce się człowiekowi
na przykład być bohaterem, ale nie określi, że chce pozostawać przy życiu w chwili swej
wielkości. Wówczas będzie miał wielkie
szanse zostania bohaterem pośmiertnie.
LESHIY:
Czy wszystkie pragnienia będą spełniać się nie tak, jak jest to zamyślone? W filmie (zdaje się
"Władca życzeń") był dżin,
który w zasadzie wszystkie pragnienia spełniał prawidłowo, tylko w sposób wypaczony, co
często kończyło się śmiercią
wypowiadającego życzenie. Przecież Zeland też nie odrzuca tego, że spełnienie pragnienia
nie będzie mieścić się w ramach, w
których powinno ono spełnić się twoim zdaniem.
UMYSŁ:
Po co w ogóle poszukiwać celu?
8
NADZORCA:
Rzeczywiście, wielu ludzi nie myśli o tym - po prostu żyją i to wszystko. Dokładniej: nie
żyją, a odbywają wyrok. Każdy
dzień takiego życia podobny jest do poprzedniego: rutynowa praca, ci sami ludzie, ulice,
ściany, niezwykle skąpy zestaw rozrywek,
ciągły ciężar trosk i obowiązków. W ogóle, święta - tylko w określone (nie przez Was) dni.
Tak żyje większość ludzi.
Dlaczego ktoś za mnie zdecydował, że mam świętować wtedy, kiedy należy to robić?
Dlaczego moje życie składa się z
samych "trzeba", dlaczego wszystko jest takie pospolite: odpracowałeś swoje, przeżyłeś odejdź na emeryturę? Przecież są
ludzie, w których życiu wszystko jest nasycone i barwne, jak na karnawale. W życiu takich
szczęśliwców właściwie nawet nie
ma dni powszednich i w pracy pracują tak, jakby się bawili, i każdy dzień jest wypełniony
fajerwerkami interesujących zdarzeń,
radosnych przeżyć, spotkań. Dlaczego oni mają takie życie, a ja mam nijakie?
Dlatego, że ci wybrańcy losu odnaleźli swoją drogę. Są to jednostki, które można policzyć na
palcach, wszyscy zaś pozostali
są jeńcami matrycy, szeregowymi elementami systemu. Unikalne i wszechmogące dzieci
Boga same nie zdając sobie z tego
sprawy, zrezygnowały ze swego prawa do wolnego wyboru, pozwoliły wahadłom zmienić
swe życie w nieświadomy sen. Dlatego teraz system decyduje za nich, czego mają chcieć, jak
mają żyć i do czego dążyć.
Każdy człowiek ma Swój cel, na drodze do którego rozwija wszystkie swoje talenty i zyskuje
autentyczne szczęście. Jeśli
zaś nie uświadamia on sobie swojej unikalności, swej boskiej siły twórcy i zapada w
nieświadomy sen, to wahadła natychmiast
biorą śniącego w obroty, wskazując fałszywe cele i miejsce w matrycy, aby stał się on
trybikiem działającym w interesach systemu.
I oto okazuje się, że kiedy człowiek zmierza do cudzych celów, jego życie zmienia się w
odsiadkę wyroku.
Na drodze do swojego celu uzyskujesz autentyczne szczęście w tym życiu. Wahadła
wskazują Ci cudze cele, które nęcą
prestiżem i niedostępnością. Uganiając się za cudzymi celami, niczego nie osiągniesz albo
osiągnąwszy, zrozumiesz, że nie było
Ci to potrzebne.
Twój cel zmieni Twoje życie w święto. Osiągnięcie Twojego celu pociągnie za sobą
spełnienie wszystkich pozostałych
pragnień, przy czym rezultaty przewyższą wszystkie oczekiwania.
DUSZA:
Ja też chcę być wybranką losu!
UMYSŁ:
Jest odwrotnie, jeśli uprawiasz Transerfing to los staje się Twoim wybrańcem. Ale jak
odnaleźć swoją drogę?
NADZORCA:
Dusza człowieka może tylko niejasno domyślać się, czego chce. Umysł powinien pomóc jej
zdefiniować cel. Ale umysł w
swoistej dla siebie manierze usiłuje szukać celu drogą logiki. Jest to błąd. Zadaniem umysłu
nie jest poszukiwanie celu, tylko
rozpoznanie go w odpowiedniej chwili. W odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie
dusza sama odgadnie swój cel, a Ty
to poczujesz. Najważniejsze, by zapewnić duszy możliwość spotkania z celem. Trzeba
poszerzyć swoje horyzonty: pójść tam,
gdzie jeszcze nie byłeś, obejrzeć to, czego nie widziałeś, wpuścić w siebie nową informację,
w ogóle wyrwać się z kręgu pospolitości. A potem - utrzymywać świadomość i uważniej
wsłuchiwać się w głos serca. Cel nadejdzie jak olśnienie. Kiedy zetknąwszy
się z jakąś informacją, poczujesz, że dusza zapłonęła, a umysł z zadowoleniem i ze
wszystkich stron rozpatruje tę informację,
to możesz przypuszczać, że to jest właśnie To.
DUSZA:
A czy celem może być miłość?
NADZORCA:
Jako jeden z celów pośrednich - tak. Lecz postrzeganie miłości jak marzenia jest
równoznaczne z postawieniem przed sobą
jako najważniejszego celu ugaszenia pragnienia, w chwili kiedy chce Ci się pić. Szukasz
miłości, ponieważ nie masz jej w tej
chwili. Przypuśćmy, że ją znajdziesz, a co potem? Przecież miłość, podobnie jak życie
kwiatu, trwa niedługo. I nie warto martwić
się z tego powodu. Po co zmuszać kwiat, by żył wiecznie? Poszukiwać miłości również nie
warto - ona sama Cię znajdzie.
Celowe poszukiwania to zadanie umysłu, jednak miłość jest poza jego kompetencją.
Wszystko co należy przedsięwziąć, to, po pierwsze, w miarę możliwości poszerzyć krąg
kontaktów, a po drugie - oglądać
w myślach miłosny slajd z pewnym ideałem - abstrakcyjną osobą. Potem - po prostu spaceruj
w swoim marzeniu sennym na
jawie, jak spacerujesz po lesie, rozkoszując się kwiatami.Tylko miej oczy szeroko otwarte i
nie zapominaj o świadomości. Wówczas w pewnej pięknej chwili przypadkowo znajdziesz
się obok przepięknego kwiatu. Rozkoszuj się jego pięknem i aromatem,
dopóki kwitnie, a kiedy zwiędnie - niczego nie żałuj. Tak urządzone jest życie. Cierpienie po
minionej miłości jest jedną z
klinicznych postaci negatywizmu i w istocie - owocem ograniczonego ego. Należy to sobie
uświadomić i nie psuć sobie życia.
Odnieś się do życia bardziej bezpośrednio. Możesz odnaleźć jeszcze wiele kwiatów.
9
Realizacja zamówień.
UMYSŁ:
Wszyscy tu mówią, że bez naszej jedności żadne pragnienie się nie spełni. Co do mnie
wszystko jest jasne: ja działam
zwykłymi metodami w materialnym świecie. Zdradź nam sekret, przebiegła wiedźmo, czym
ty się zajmujesz?
DUSZA:
Mam pewien sekret - mojego Zasapsztykulca.
UMYSŁ.:
A co to za bestia?
DUSZA:
Coś w rodzaju Dżina. Mieszka w starej rękawiczce i lubi cukierki czekoladowe.
UMYSŁ:
I co?
DUSZA:
Kiedy zgadzam się z twoim pragnieniem, biorę rękawiczkę, szepczę czarodziejskie zaklęcie i
przyzywam Zasapsztykulca.
No i on spełnia to pragnienie. Zasapsztykulec mój jest kapryśny - jeśli się zasapsztykuli to
żadnymi cukierkami go nie zwabisz.
UMYSŁ:
Jakimi zaklęciami go wywołujesz?
DUSZA:
Ha ha! Uważaj, bo ci powiem!
UMYSŁ:
Wcale mnie to nie interesuje. Pytam z czystej ciekawości.
DUSZA:
Dziwna jest ta twoja "nieinteresująca ciekawość". No dobra, słuchaj:
Zasapsztykulcu wychodź migusiem,
Każde pragnienie jakie ci zdradzą,
Spełniaj, bądź dobrym dzidziusiem,
Dam ci cukierka z czekoladą.
UMYSŁ:
A co będzie, jeśli ja sam spróbuję go zawołać?
DUSZA:
Znowu pytasz z czystej ciekawości?
UMYSŁ:
Z czystej żądzy wiedzy. Pora na oglądanie snu.
LESHIY:
Siedzi facet i łowi ryby. Patrzy, a po rzece płynie papier. Wyłowił go i okazało się, że to
kupon loteryjny. Poszedł, sprawdził,
a ten kupon opiewał na sto milionów! Przybiega do domu, do żony. Tylko zbiera się, żeby
swoją radość jej oznajmić, a ona do
niego: ,.Idź stąd, nie mam dla ciebie czasu, mama umarła ... " Facet mówi do siebie: "Ale się
narobiło!".
Tak właśnie jest. A jeśli poważnie, to kiedy pojawiają się wieści z dobrych linii życia,
człowiek zaczyna się z nich cieszyć
itd. Czy nie zostaje w ten sposób zakłócona równowaga i czy sytuacja nie "odbije" w drugą
stronę? Zgodnie z książką w zasadzie
nie powinna, ale w życiu właśnie tak się dzieje.
SARINA:
Ciesz się tak ostrożnie, nie zawyżając ważności! Ja, moim zdaniem, trochę za bardzo się
cieszyłam i odjechałam do tyłu
VIGO:
Cześć wszystkim! Przechodziłem obok i wpadłem na herbatkę. Zajrzę, myślę sobie,
zobaczymy, co oni tam robią. Skoro
już mówicie o szczęściu, to podzielę się swoimi wrażeniami o Transerfingu. Na szczęście jest
mi on znany już od miesiąca, a
może i dłużej. A zatem: gdy zacząłem stosować Transerfing, w ciągu mniej więcej tygodnia
zwaliło się na mnie mnóstwo
nieprzyjemności. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, bo coś takiego już się zdarzało. Chyba
kiedy ma miejsce jakieś przejście
na nowy jakościowo poziom interakcji z rzeczywistością, to jakieś mechanizmy to
wyczuwają i próbują zawrócić śmiałka z
drogi. Lecz kiedy zaczynają rozumieć, że im się to nie udaje, rezygnują - po co się kłócić z
głupkiem ...
W sumie tydzień nieprzyjemności szczęśliwie minął i nastąpiła cisza. Całkowita flauta
trwająca cały miesiąc: żadnych
złych ani dobrych wiadomości. A od tygodnia wyczuwam pierwsze zaczątki czegoś
korzystnego - na razie słabe, nieśmiałe, ale
tendencja jest widoczna dość wyraźnie. Wyłapuję je, delektuję się, wczoraj otrzymałem już
nieco większe przyjemne zdarzenie.
Zbyt wcześnie jeszcze jest, by mówić o fali szczęścia, ale przejście na jakieś nowe linie życia
ewidentnie miało miejsce.
Powiem jeszcze parę słów o Transerfingu. Jeśli dobrze zrozumiałem, to najważniejsze w tym
systemie, podobnie jak w
10
magii, jest nauczenie się sztuki kierowania zamiarem. Dopóki człowiek nie umie zamierzać,
Transerfing będzie dla niego
pustym dźwiękiem. Przecież po liniach losu porusza tobą zewnętrzny zamiar - a żeby dotrzeć
do niego, trzeba zrobić porządek
z wewnętrznym zamiarem. W sumie bez opanowania sztuki zamiaru Transerfing jest
samochodem bez benzyny. Można jechać,
ale tylko z górki. W takim razie może lepiej spróbujmy zrobić porządek z zamiarem?
HELG:
Mam podobny obraz celu (zewnętrzny zamiar). Wyrysował się on wyraźnie i w zasadzie nie
przesadziłem z ważnością,
a jednak trochę wątpię. Trzeba by pogadać o wewnętrznym zamiarze. Jasne, że i tak nie
zrozumiem, jakimi drogami dojdę do
swojego celu, ale może czegoś nie uwzględniłem, o czymś zapomniałem, a w trakcie dyskusji
okaże się, o czym?
VIGO:
Tak więc zamiar ... W ciągu ostatnich tygodni przekonałem się, że najprostszym sposobem,
by mieć zamiar, jest działanie z "szybkimi" zamówieniami. Szybkie zamówienia są o tyle
wygodne, że pozwalają od razu ocenić rezultat - przy właściwym
zamiarze rzeczywistość wypełnia je dosłownie w kilka minut. I dopiero nauczywszy się mieć
zamiar, widząc, że zamiar faktycznie
działa, można przejść ku bardziej skomplikowanym zamówieniom. Sposób jest o tyle
przyjemny, że świat dookoła staje się
magiczny tu i teraz. Widząc tę magię realnie, można się przekonać, że system działa. Na
podstawie działania z szyb-kimi zamówieniami doszedłem do następujących wniosków:
1. Zamiar powinien być łagodny i nienarzucający się. Nie wolno naciskać na rzeczywistość,
nie da się siłą woli zmusić jej
do spełnienia zamówienia. Na przykład chcę, by obok mnie przeleciał ptak - to najprostsze
zamówienie. Wizualizuję właściwy
slajd przez 20 sekund, a następnie czekam, wiedząc, że ptak na pewno przyleci. Żadnych
wątpliwości, żadnych spekulacji "uda
się, czy się nie uda". Spokojna świadomość tego, że wszystko będzie tak, jak chcę. Właśnie
taka spokojna pewność co do rezultatu
prowadzi do tego, że ptak przeleci obok mnie, przy czym dokładnie tak i w tym kierunku, jak
to zamówiłem.
2. Nie wolno nadawać rezultatowi dużego znaczenia, trzeba wyrobić w sobie swoisty
tumiwisizm: jeśli się uda - to dobrze,
jeśli nie - to trudno. W pełni zgadza się to z magiczną zasadą "działania bez oczekiwania na
nagrodę". Jakiekolwiek zainteresowanie rezultatem prowadzi do tego, że zamysł się nie
ziszcza. Z punktu widzenia Transerfingu, można to wyjaśnić powstaniem
pewnych przeciwnych potencjałów.
3. Siła osobista.To bardzo ważna kwestia. Każde działanie w świecie magicznym wymaga
nakładu osobistej siły. Jeśli brak
siły osobistej, to świat nie będzie reagował na twoje zamówienia. W Transerfingu istnieje
wspaniały sposób na zgromadzenie
siły osobistej - praca z wahadłami. Nauczywszy się niereagować na prowokacje wahadeł,
człowiek oszczędza siłę osobistą - co
pozwala mu wykorzystać ją w celu urzeczywistnienia zamysłu. Uwzględniając to, że prosty
człowiek ma osobistej siły tyle co
kot napłakał, eksperymenty z szybkimi zamówieniami należy przeprowadzać ostrożnie - nie
więcej niż kilka zamówień dziennie.
W przeciwnym razie nie będą one spełniane (po prostu nie wystarczy osobistej siły). Co
więcej: przekonawszy się na własnym
doświadczeniu, że takie zamówienia są wypełniane, należy przestać tracić siły na bzdury i
działać już z rzeczywistymi sytuacjami.
A ich zawsze wystarczy.
Prosty przykład: u sąsiadów zbyt głośno gra muzyka, która przeszkadza mi w pracy.
Owszem, można powiedzieć, że to
wahadło i nie ulegać prowokacji. Ale można wybrać po prostu wariant, w którym muzyka
milknie.To właśnie jest wybór: wiesz,
że ona teraz zamilknie i kontynuujesz zajmowanie się swoimi sprawami. Żadnej przemocy,
nacisku, żadnych przejawów woli.
Wszystko bardzo delikatnie, w sposób nienarzucający się. W sumie po paru minutach
muzyka milknie. To właśnie jest właściwyzamiar.
WLADIMIR:
Podpisuję się pod każdym twoim słowem. Nie warto porywać się na wielkie cele, a
szczególnie próbować wpływać na innych ludzi, bo zbyt wiele potem rzeczywistość
"naprawia", mimo że na pierwszy rzut oka wszystko wygląda jak magia. Obecnie
bawię się latarniami w parku, gaszę je i zapalam, chociaż, prawdę mówiąc, na razie starcza
mi energii na 15-20 minut.
BEAUTY:
Postanowiłam spróbować z ptakiem, a siedzę w biurze. Po pięciu minutach nad moją głową
przelatuje samolocik z papieru.
Oczywiście to nie ptak, ale skąd miałby się wziąć w biurze ptak! Pewnie niewielka
wątpliwość mi przeszkodziła.
ROSA:
Mam ciekawe zdarzenie. Zachciało mi się zabawić i zamówiłam bukiet kwiatów.
Najwidoczniej zrobiłam to nie całkiem
prawidłowo pod względem technicznym, bo wyobraziłam sobie, że facet daje mi bukiet
kwiatów, ale nie dość wyraźnie - że to
ma być mój mąż i kwiaty ma dawać mnie. Krótko mówiąc, po minucie weszłam na stronę z
anegdotami i pierwsza anegdota,
którą przeczytałam, brzmiała: "Jeśli mąż daje żonie kwiaty bez powodu, to znaczy, że jednak
jest powód".
SARINA:
Uprawiając Transerfing, doszłam do wniosku, że najważniejsze to postawić przed sobą cel i
mieć go przed oczami. Przy
czym cel powinien być prawdziwy. Powinno to być to, czego chce dusza. Ona wcale nie chce
być osiągającym sukcesy biznesmenem i tracić czas, wysiłki i nerwy na całodobową pracę·
Owszem, podoba jej się styl życia, miejsca, w których spędza się urlop,
odzież osiągającego sukcesy biznesmena. Dlatego stawiajcie przed sobą następujący cel:
"Chcę żyć po ludzku" i wyobrażajcie
11
sobie wszystkie atrybuty Waszego życia. Im bardziej nieugięcie będziecie utrzymywać w
umyśle Wasz cel (ani na sekundę nie
wątpiąc, że jest to dla Was dostępne i zasłużone), tym bliżej będą najlepsze linie Waszego
życia ...
Co do szybkich zamówień. Chcę pojechać do Rosji. .. Wyobrażam sobie wiekowe sosny,
wstęgę rzeki...Trafiam na Ukrainie
do miejsca wręcz fotograficznie identycznie pięknego ... Przypomniało mi się z Symoronu:
"Zadowala nas każdy rezultat, ale
inny". Nasz świat lepiej wie, jak się o nas zatroszczyć! Cóż, nie mam na razie możliwości
wyjechać na Ural...
VIGO:
Przypomniała mi się anegdota na ten temat: dżokej otrzymał bardzo starego konia,
prawdziwą szkapę. A musi zwyciężyć.
Prosi szkapę: "No, koniku, postaraj się!". Koń mu odpowiada: "Dobra, wyprzedzimy ich
wszystkich, obiecuję. Rozerwiemy ich
na kawałki". Zaczyna się gonitwa, koń ledwo, ledwo, jako ostatni doczłapał się do mety.
Kopyta się rozjeżdżają i pada na brzuch.
Leży i ciężko dyszy. Dżokej mówi: "Jak to, przecież obiecałeś!". Koń odpowiada: "Nie dałem
rady ... ".
No właśnie: dopóki jedziemy na takich szkapach, to na sukces możemy czekać bardzo długo.
Chodzi mi o to, że można
święcie wierzyć w zwycięstwo, tylko pożytku z tego nie będzie ani trochę. Nawet Zeland
mówi o tym, że docelowy slajd można
przeglądać w umyśle w nieskończoność - rzeczywiste przemieszczanie się zapewnia
działanie z bieżącymi ogniwami łańcucha
transferowego. Wniosek: musimy nie po prostu zamierzać osiągnąć sukces, tylko realnie ku
niemu zmierzać, działając tu i teraz.
Pożytek z docelowego slajdu polega na tym, że jego wizualizacja pomaga namacać drogi do
urzeczywistnienia celu - jeśli
na razie tych dróg nie widzisz. Jeśli zaś drogę widać mniej więcej wyraźnie, to trzeba
pracować nad konkretnymi bieżącymi zadaniami. Rzekłbym nawet, że z kompleksem zadań.
Przecież zazwyczaj do celu nie prowadzi jedna ścieżka, a pewien ich zbiór,
czyli wiele bliskich dróg leżących we wspólnym korycie, lecz różniących się szczegółami.
Innymi słowy - musimy wytyczyć trasę,
nanieść na nią pewne punkty kluczowe. A konkretniej: zdarzenia leżące w korycie naszej
drogi. Zdarzenia bez których - w tej
albo innej postaci - nie jesteśmy się w stanie obejść.
W sumie utrzymujemy w umyśle docelowy slajd plus drobne zdarzenia, kamienie milowe,
prowadzące nas do celu.
Obierzmy w charakterze przykładu malarza, który postanowił stać się sławny. Powinien on
utrzymywać w umyśle docelowy
slajd plus wiele kluczowych zdarzeń, które staną się punktami oparcia na jego drodze. Mogą
to być wystawy, sprzedaż obrazów
w sklepach, spotkania z właścicielami galerii, znawcami sztuki, zakup dobrych płócien,
blejtramów, farb i pędzli. Zdarzenia te
niekoniecznie muszą zachodzić liniowo - dzisiaj jedno, jutro drugie. Trzeba po prostu mieć
wszystkie te kluczowe punkty w
umyśle, wiedząc, że te zdarzenia się urzeczywistniają. Malarz wie, że jego obrazy znajdują
się, powiedzmy, w trzech sklepach.
Obiecano mu urządzenie wystawy gdzieś tam. Przyjaciel obiecał przywieźć bogatego kupca -
obcokrajowca. Nie wiadomo,
które z tych zdarzeń urzeczywistni się jako pierwsze, dlatego też trzeba mieć na uwadze cały
masyw prowadzących do celu
zdarzeń. I nie po prostu mieć na uwadze, tylko wiedzieć, że te zdarzenia będą miały miejsce,
mieć co do nich zamiar. W ten
sposób zamiar powinien kroczyć noga w nogę z działaniem. Zwykłe przeglądanie w umyśle
slajdów z zamkami na piasku - to
nie metoda. Przyszłość powstaje tu i teraz.
ARNIKA:
Oczywiście, że konieczne jest działanie! W przeciwnym razie nie będzie to zamiar, tylko
zwykłe pragnienie. Dobrze jest
też przeglądać slajdy, aby poszerzać strefę komfortu i nie zapominać ...
SARINA:
Wciąż coś tu nie pasuje ... Działałam, pociłam się ... Tymczasem to działa tak: stawiasz przed
sobą cel, ona (powiedzmy,
że Opatrzność) podrzuca ci warianty spełnienia - ty je wykorzystujesz i wszystko staje się
takie proste, niewyszukane, bez
naprężenia ... Jakby to nie była praca. Prosiłeś i masz. Chyba nie potrafię tego wyjaśnić.
Niedługo to na sobie sprawdzicie i zrozumiecie o co chodzi.
MICHAIŁ:
Jesteście w błędzie ... W przykładzie z malarzem - to nie były etapy na drodze do sławy, tylko
slajdy już osiągniętego celu.
A w jaki konkretnie sposób stanie się on sławny - tego właśnie nie wolno planować!
VIGO:
Michaił, przecież ja dla swojego malarza nie planuję drogi, którą dojdzie on do sławy.
Dlatego mówię o przestrzeni wariantów: on idzie po kilku drogach naraz, wiedząc, że któraś
z nich zaprowadzi go do sukcesu. Zresztą przywołałem ten przykład
nie w charakterze modelu roboczego, tylko żeby pokazać działanie na łańcuchach
transferowych.
No dobrze, spróbujmy uściślić przykład z malarzem. Prawdziwym celem dobrego malarza
będzie sam proces twórczy.
Podobnie jak w wypadku pisarza: jeśli możesz nie pisać - nie pisz, a jeśli czujesz, że jest to
coś twojego, że dusza żąda, aby
przelać linijki na kartkę papieru - wówczas twórz. Wtedy będzie obecne natchnienie i radość
wynikające z tego, że twoje dzieło
stało się własnością tysięcy ludzi. Lecz jest smutny aspekt tej sprawy: wielu wielkich malarzy
i pisarzy stało się wielkimi dopiero
po swojej śmierci. Prawdopodobnie to przyjemne, jeśli się wie, że kiedyś będzie się
docenionym. Ale człowiek chciałby żyć dobrze tu i teraz. Dlatego kwestia wyboru celu staje
się delikatnym aspektem: nasz pisarz albo malarz chce zostać sławnym tylko
po to, by normalnie żyć i mieć możliwość tworzenia dla własnej satysfakcji. Pisać to, co sam
chce, czego żąda dusza, a nie
odpowiadać wymaganiom rynku. Pragnienia duszy nie wolno stawiać w jednym szeregu z
potrzebami ciała i umysłu. Powin12
niśmy dać duszy radość, nie zapominając przy tym o codzienności. I właśnie z takiego
punktu widzenia trzeba rozpatrywać każde
pragnienie materialne, pragnienie wybicia się, stania się sławnym itp.
W taki sposób dochodzimy do najważniejszej myśli: większość naszych pragnień nie stanowi
pragnień duszy. Dusza może
zadowalać się małym, może tworzyć w norze przy świetle lampy naftowej. A my - nie.Teraz
o tym, co mówiła Sarina.Tak, często
zdarza się, że napotykamy na szczęśliwe możliwości, przy czym nadchodzą one zadziwiająco
we właściwym czasie i miejscu.
Ale jest również druga strona medalu: zdarza się, że usiłujemy zrobić coś niewłaściwego, a
rzeczywistość daje nam natychmiast
prztyczka w nos. My się upieramy i dostajemy kopniaka w tyłek. I tak dalej z tendencją
wzrostową· Lecz wystarczy, że
uświadomimy sobie błąd i zrezygnujemy z nieprzemyślanej decyzji, a wszystko się ułoży.
HELG:
W moim wypadku z szybkimi zamówieniami coś się nie układa, chociaż ilość
nieprzyjemności zauważalnie się zmniejszyła.
W zasadzie obserwuję wszystkie wahadła, jeśli coś mną wstrząsa to niezbyt mocno i nie na
długo. Najwidoczniej siła osobista,
o której pisze Vigo, tylko się gromadzi. Przyszła mi do głowy myśl: co będzie, jeśli zarówno
szybkie jak i długotrwałe zamówienia
dodatkowo będzie się zapisywać albo szkicować, aby lepiej zwizualizować cel? Aby nie
rozpraszać swej uwagi. Pamiętajcie, że
ludzie ze względu na sposób postrzegania dzielą się na słuchowców i wzrokowców. Jeden
powinien sobie to co trzeba nagrać
na dyktafonie, a inny zrobić odpowiednią tapetę na komputer. Niby naiwne, ale może nie
zaszkodzi?
VIGO:
Co do tego, że proste zamówienia nie są realizowane: powinny być. Siły osobistej na jedno
malutkie zamówienie przecież
wystarczy. To by znaczyło, że po prostu nie są przestrzegane jakieś warunki. A konkretnie: 1)
Nie pragnąć, tylko brać to, co
chcesz. Dokonujesz wyboru - i wypuszczasz sytuację, w ogóle o niej nie myślisz. Zeland
pisze: zrezygnowawszy z kontroli,
uzyskujemy jeszcze więcej kontroli niż mieliśmy. Trafił w dziesiątkę. 2) Nakichać na
rezultat. Dopóki pragniesz go uzyskać,
efektu nie będzie. 3) Realistyczność zamówień to znaczy naturalne prawdopodobieństwo
zdarzenia powinno być dość wysokie.
Komplikować sprawę będziemy później.
WLADIMIR:
Powiedźcie, jak uwolnić się od zamiłowania do hazardu? Składam zamówienie, bardzo
proste, ono na moich oczach się
spełnia w czasie od 5 sekund do jednej minuty. Potem składam drugie i ono znowu się
spełnia. Trzecie - i znowu ... Kiedy
wychodzi taki łańcuch, to po prostu z początku dech zapiera (kto to robił, to wie, o czym
mówię). W efekcie działanie bez
zarzutu i "tumiwisizm" w zamówieniach znikają gdzieś i tyle ...
Tak więc jak mam się nauczyć nie wpadać w euforię podczas wykonywania zamówień?
Rozumiem, że potem, kiedy zaczną
się spełniać większe zamówienia, jeszcze bardziej będzie walić mi na głowę.
SARINA:
Euforia wynika z niewiary i obawy, że powodzenie się skończy. Kiedy przychodzi wiedza, że
jestem królem (królową)
swojego świata, wszystko przechodzi w stan spokojnej pewności. Ja również wyprawiam
różne rzeczy w pracy, kiedy nie jestem
obłożona robotą. Powiem coś jeszcze na temat wizualizacji zamówień. Zamówienia zostają
wzmocnione przez ciągłą pracę z
wizualizacjami i werbalizacją, pracą z odczuciami zmysłowymi. Dobrze działają tapety na
komputerze, napisy i karteczki na
poziomie oczu w miejscu pracy i w domu .
VIGO:
Tak, zapiera dech. Człowiek czuje się jak czarodziej. Tylko jest jeden problem: magia ta
bardzo szybko się kończy, nowe
zamówienia realizowane są coraz gorzej, a potem przestają być realizowane w ogóle.
Przyczyn może być kilka, ja na razie widzę
dwie: 1) Wyczerpanie się siły osobistej. 2) Włączają się mechanizmy obronne rzeczywistości,
blokujące nasze wtargnięcie w najświętsze miejsce niebiańskiej kancelarii.
Myślę, że mamy do czynienia z oboma wariantami. Z wyczerpaniem siły osobistej można
walczyć łatwo: przekonawszy
się, że szybkie zamówienia działają, trzeba wziąć się w garść i przestać oddziaływać na
rzeczywistość w sposób bezsensowny.
W końcu jest to kwestia postępowania bez zarzutu.
Z drugim mechanizmem rzecz ma się nieco trudniej. Aby go zrozumieć, na początek trzeba
zwrócić się ku śniącemu
światu. Tak więc: zazwyczaj wejście w świadomy sen opatrzone jest dużą ilością emocji.
Każda silna emocja to wybuch energii.
Emitując energię na zewnątrz, ujawniamy swoją obecność w świecie marzeń sennych,
poświadczając wszystkim: oto jestem.
Potem następuje bezpośrednia analogia ze światem komputera: administrator systemu
zauważa nieostrożnego hakera i podejmuje kroki w celu ukarania go. W rezultacie śniący
zauważa, że ilość świadomych snów nieuchronnie się zmniejsza, uświadamianie sobie staje
się za każdym razem coraz trudniejsze. W rezultacie świadome sny mogą całkiem zniknąć.
Istnieje prawdopodobieństwo, że w rzeczywistości działa ten sam mechanizm. Jeśli zbyt
emocjonalnie reagujemy na
sukcesy, to administrator systemu rzeczywistości natychmiast zmniejsza nam transfer, w
rezultacie czego magia się kończy.
Wniosek: tak samo jak w świecie marzeń sennych, w rzeczywistości nie wolno się
podstawiać, nie wolno poprzez emocje ujawniać swojej obecności. Przez cały czas
powinniśmy pozostawać w cieniu. Oczywiście taką odpowiedź rzeczywistości można
wyjaśnić z punktu widzenia Transerfingu powstaniem równoważących potencjałów. Ale
człowiekowi łatwiej jest walczyć z kimś
13
niż ze sobą.To tak samo jak z wahadłami - nie my się denerwujemy, tylko nas denerwują.
Bardzo wygodny model.Tak właśnie
jest z programami rzeczywistości - łatwiej uważać, że to one "przykręcają nam kurek" i
podejmować kroki, aby się tak nie
działo. Ale każdy rzecz jasna ma prawo wybierać najbliższy dla siebie model.
WLADIMIR:
Z odpowiedzi można wyciągnąć wniosek, że trzeba się po prostu do wszystkiego
przyzwyczaić. Z czasem wszystko zacznie
być przyjmowane jak coś normalnego i stan wróci do normy. Przykład z administratorami to
już chyba przesada, skłaniam się
ku myśli, że rzeczywistość reaguje na nasze zamówienia tylko wtedy, jeśli my deklarujemy je
w określonym języku, a emocje
ten język niejako wyłączają. Okazuje się wówczas, że zamówienie jest, a rzeczywistość go
nie słyszy. Co do energii - też się
zgadzam. Najprawdopodobniej rozmowa w tym języku wymaga nakładów energii i
nagromadzenie albo utrzymanie w sobie
właściwego poziomu tej energii to też zadanie.
W kwestii tego, że w wyniku niewiary i obawy znika szczęście - coś takiego niestety ma
miejsce i każdy przez to chyba
przeszedł. Dla mnie na razie najtrudniejsze jest utrzymanie stanu tumiwisizmu podczas
składania zamówienia. Chyba jedynym
lekarstwem na to jest praktyka.
WŁAD:
Wydaje mi się, że ważność to po prostu nadmierne zużycie energii, które dość znacząco
przeszkadza w zaangażowaniu
jej w myślokształty, część energii przy tym bynajmniej nie uchodzi na nie. Sytuacja jest
podobna do tego, jak nagle w radiu ktoś
zacznie kręcić gałką strojenia fal. W takim wypadku informacja trafi do nas w wypaczonej
postaci albo nie trafi w ogóle, dlatego
lepiej od razu dać sobie za takie pragnienia po łapach.
VIGO:
Mówimy o zamiarze i o realizacji zamówień. Bezwarunkowo, łatwe zamówienia są
spełniane, ale nie wszystkie i nie
zawsze. Dlaczego zdarza się, że siły osobistej jest dużo i sączy się ona przez wszystkie pory
w skórze i szkodliwe nadmierne
potencjały też jakby drzemią, a zamówienie się nie realizuje ... W ten sposób dochodzimy do
jeszcze jednej nieścisłości: do nurtu
wariantów.
Hakerzy snów twierdzą, że wszystkie łańcuchy zdarzeń układają się nie przypadkowo, a
odpowiednio do odgałęzień tak
zwanego labiryntu albo matrycy zdarzeń. Doświadczony mag jest w stanie wpuścić rozwój
zdarzeń w dowolne potrzebne mu
koryto, wydzieliwszy kluczowy element sytuacji. Kluczowy element sytuacji to pewne słabe
ogniwo, które można wykorzystać.
Możemy lepiej współpracować z rzeczywistością, jeśli nauczymy się wydzielać łańcuchy
zdarzeń i ich kluczowe elementy.
Prosty przykład z życia wzięty: spóźniam się na trolejbus, który już odjeżdża z przystanku, a
ja muszę wyjechać. Rezultat: trolejbus odłącza się od linii energetycznej, kierowca przez
przednie drzwi wychodzi i przyczepia pantograf na miejsce. Ja przez te
właśnie przednie drzwi wchodzę do trolejbusu. W tej właśnie sytuacji zadziałało najsłabsze
ogniwo łańcucha. Owszem, nie
myślałem konkretnie o pantografie, ale sam przykład jest bardzo reprezentatywny - mój
zamiar urzeczywistnił najprostszy i
rzeczywisty wariant. Jeśli konkretnie wyszukiwać takie słabe miejsca i koncentrować na nich
nasz zamiar, skuteczność naszej
magii wzrośnie.
Mówię o tym z taką pewnością, ponieważ już nieraz udawało mi się wpłynąć na kluczowe
elementy łańcuchów. Owszem,
często nic się nie udaje - występuje zbyt wiele czynników wpływających na sytuacje. Być
może w jakichś sytuacjach nie udaje
się odnaleźć słabego ogniwa. Ale często wszystko się urzeczywistnia jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki - łańcuch się
układa. Rozumiem, że to nie przypadek, tylko rezultat mojego zamiaru. Jednym słowem,
kluczowe elementy są jak przekładnie
na torach kolejowych. Wpływając na nie, możemy skierować sytuację we właściwe koryto.
W ten sposób w sumie mowa jest o
dokładniejszym nakierowaniu i skupieniu zamiaru.
VIGO:
To samo dotyczy wahadeł. One istnieją, a my nie możemy się z nimi nie liczyć. Niektóre
możemy z powodzeniem omijać,
unikać. Ale wiele z nich i tak wywiera na nas wpływ, czy tego chcemy czy nie. I życie
każdego człowieka, nawet transerfera,
definiowane jest przez wiele otaczających go ośrodków siły.
Ciągniemy swoje łańcuchy zdarzeń, jednocześnie uczestnicząc w łańcuchach zdarzeń setek
innych ludzi. Właśnie dlatego
nasza droga niekiedy nie jest linią prostą i rzuca nas wciąż z jednej strony w drugą od
jednego ośrodka siły do drugiego. To
bardzo mocno wpływa na urzeczywistnienie pragnień.
Aby to zrozumieć, spróbujmy rozpatrzyć proces urzeczywistniania jakiegoś mniej lub
bardziej złożonego pragnienia.
Powiedzmy, że człowiek chce otrzymać pracę w jakiejś firmie, wakat jest tylko jeden i wielu
pretendentów. Ale nasz człowiek
jest transerferem. I dlatego zabiera się za sprawę z wiarą w sukces. Na początek wytycza
trasę zdarzeń, czyli określa końcowy
cel, wkłada w tę sprawę swój zamiar. W matrycy zdarzeń powstają dwa punkty: początkowy i
końcowy. Oznacza to, że rezultat
końcowy jest już gdzieś zapisany, lecz warunki jego urzeczywistnienia jeszcze się nie
ukształtowały. Łańcuch zdarzeń ułoży się
korzystnie, jeśli w matrycy zdarzeń zostaną jednocześnie zmienione dziesiątki, jeśli nie setki
innych łańcuchów. Powiedzmy, że
najbardziej realny pretendent na miejsce pracy nagle zachoruje i nie przyjdzie na rozmowę
kwalifikacyjną. Innemu zepsuje się
samochód i nie zdąży na czas. W końcu zamiast jednego przedstawiciela firmy rozmowę
będzie prowadzić inny, który ma nieco
14
inne wymagania co do wyboru personelu, bardziej korzystniejsze dla ciebie. I tak dalej - ma
miejsce jakby składanie "małego
konstruktora": nasza linia pomiędzy dwoma punktami obrasta w wiele innych powiązanych
wzajemnie z nią punktów. I cały
ten proces definiowany jest przez nasz zamiar, nasze działania - przez oglądanie slajdów itp.
W sumie korzystne dla nas
zdarzenia mają miejsce we właściwym czasie, wszystko układa się w najkorzystniejszy dla
nas sposób. Jednym słowem - konfiguracja matrycy zdarzeń zmienia się odpowiednio do
naszego zamówienia, jest to idealny wariant.
Ale jeśli nasz zamiar jest słaby, a siły osobistej jest mało, to jakieś ogniwa tego
"konstruktora" mogą wypaść i w rezultacie
coś może się nie ułożyć. Możliwe, że czyjś zamiar okaże się silniejszy od naszego albo w
najmniej odpowiednim momencie zakręci tobą jakiś wicher zdarzeń - tylko dlatego, że
dookoła nas pełno jest pobocznych sił. I z wieloma z nich nie jesteśmy w stanie
dojść do ładu - są one na tyle globalne, że dotyczą milionów ludzi. Powiedzmy, takie
zdarzenia jak inflacja z 1998 roku [w 1998
roku w Rosji miała miejsce inflacja, której poziom sięgnął 500 procent] albo rewolucja z
1917, II wojna światowa. Plus wiele
drobniejszych, lecz nie mniej wpływowych zdarzeń. Mimo dobrych chęci nie możemy
zarządzać takimi zdarzeniami. Jedyne
co nam pozostaje, to wyjść ze zderzenia z nimi z możliwie najmniejszym uszczerbkiem. Stąd
wynika jeszcze jedna zasada:
trzeba być elastycznym i szybko dostosowywać się do zmieniających okoliczności.
W ten sposób na naszej drodze do sukcesu zawsze znajdzie się wiele przeszkód. Szanse na
sukces w wypadku transerfera
są większe, ale tylko "większe". Nawet Zeland mówi o tym, że należy mieć w odwodzie
zapasowe warianty i nie stawiać wszystkiego na jedną kartę. Hakerzy snów wolą podchodzić
do tego typu zadań jak do swoistej gry. Najważniejsze to nie być zależnym
od rezultatu (porównaj to z tym, co powiedział Zeland o zapasowych wariantach).
Nie wolno stawać się więźniem otaczających nas sił, mistrzostwo maga polega na tym, by
umieć włączać się do potoku,
brać to, co jest potrzebne i odchodzić. Wówczas otaczające nas siły wszechświata nigdy nie
stracą zainteresowania nami, zawsze
będziemy ich faworytami. Jeśli zaś staniemy się zależni od Transerfingu albo jakiejkolwiek
innej metody zarządzania rzeczywistością, przyzwyczaimy się do tego, że otrzymujemy
wszystko za darmo, to pewnego pięknego dnia stracimy swoje szczęście.
Siły wszechświata po prostu odwrócą się od nas jak od naciągaczy i chciwców. Jestem
pewien, że dotyczy to również transerferów.
DUSZA:
Czyli wychodzi na to, że nie wolno się cieszyć? Szczęście można przestraszyć?
NADZORCA:
Zapytaj zwierciadła. Przecież świat to dualne zwierciadło, które wszystkie Twoje
wyobrażenia obleka w rzeczywistość.
Jak powiesz, tak będzie. Jeśli uważasz, że za szczęściem powinno przyjść nieszczęście to
znaczy, że tak będzie. Ciesząc się, nie
wierzysz w szczęście. Myślisz, że nie może być wszystko w porządku i podświadomie
oczekujesz jakichś nieprzyjemności.
Dusza i umysł z reguły osiągają jedność w kwestii obaw i dlatego najgorsze oczekiwania się
ziszczają. W rzeczywistości obawy
w tym wypadku nie mają żadnego uzasadnienia. Euforia jest nie na miejscu tylko w czasie
oglądania docelowego slajdu,
ponieważ może wnieść wypaczenia do myślokształtu zamówienia. Stosując technikę slajdów,
należy odczuwać cichą radość
albo być w zerowym stanie emocjonalnym. Kiedy zaś cel jest już osiągnięty, możesz cieszyć
się ile chcesz i jeśli jesteś wolna od
tego głupiego przesądu, "dziś się śmiejesz - jutro będziesz płakał", to nic nie będzie w stanie
zepsuć Ci święta.
UMYSŁ:
Jaki jest najważniejszy warunek, żeby zamówienie się wypełniło?
NADZORCA:
Posiadanie zdecydowania. Przyczyny niepowodzenia należy szukać nie w obiektywnych
okolicznościach, tylko w wątpliwościach i obawach. Zwierciadło jak zawsze bezstronnie
odbija obraz, w którym dusza i umysł zlewają się w jedności. Jeśli
jesteś pewien, że cel jest trudno osiągalny i bardzo wątpisz w sukces albo uważasz, że jesteś
niegodny, lub boisz się ponieść porażkę, to zwierciadło odpowie: "Niech tak się stanie".
DUSZA:
Ale to jakieś fatum! Co robić?
NADZORCA:
Jako przykład obierzmy charakterystyczny problem - poszukiwanie i zakup mieszkania.
Przypuśćmy, że chcesz nabyć jakiś
dom albo mieszkanie na jakimś osiedlu. Wszystko dobrze przemyślałeś i dokonałeś wyboru,
wybór ten Ci się podoba, już
wyobrażasz sobie, jak dobrze będzie, jeśli to pragnienie się spełni. Ale wynikają problemy tak zwane "realia życia". Okazuje
się, że osiedle, które wybrałeś, wielu innym ludziom też się podoba. Do tego stopnia, że
prawie nie ma tam wolnych mieszkań.
Również typ mieszkania, który preferujesz, nie jest na Twoją kieszeń - nie starczy pieniędzy.
Wychodzi na to, że trzeba będzie
zrezygnować ze swego wyboru i szukać czegoś skromniejszego.
Jak myślisz, co się tu dzieje? Zapadasz w głęboki sen - oto co się dzieje. Męczą Cię
okoliczności, na które nie jesteś w stanie
nic poradzić. Udrękę i zakłopotanie postrzegasz jako zasady gry. Pogodziwszy się ze swoim
położeniem, nie próbujesz wystąpić
przeciwko zdrowemu rozsądkowi i pozostać przy tym wyborze, którego dokonałeś z całej
duszy. Przecież to niemożliwe, nierealne! Kierujesz swoją uwagę na coś mniej
wymagającego. Nie podoba Ci się taki wariant. Ale co zrobić! W rezultacie otrzymujesz
to, na co się zgodziłeś.
15
A teraz wyobraź sobie, co by było, jeśli nie przyjąłbyś zasad gry i zachował świadomość. Kto
Ci narzucił te zasady? Oczywiście wahadła. To one Cię usypiają i zmuszają do
podporządkowania prawom matrycy. Tak więc powinieneś zrozumieć, że
wcale nie musisz włączać się do gry na zasadach "zdrowego rozsądku". Obudź się i
uświadom sobie, że w "realia życia" zanurzają
Cię wahadła - nie ulegaj ich ubezwłasnowalniającemu wpływowi. Wiedz, że w przestrzeni
wariantów jest wszystko i tam z
pewnością znajdzie się ekskluzywna propozycja osobiście dla Ciebie, odpowiednia do
Twojego zamówienia. Nie rezygnuj ze
swojego wyboru, nawet jeśli wydaje się trudny do urzeczywistnienia. Swoim zamiarem
Sprawcy postanów, że zadziwiając wszystkich, osiągniesz sukces. Upieraj się przy swoim
zamiarze. Przecież otrzymujesz to, co wybierasz. Sukces zależy od tego, na ile
uda Ci się poczuć Sprawcą swojego snu. A jeśli praktykujesz technikę amalgamatu, to
nieustannie powtarzaj, że świat sam o
wszystko się zatroszczy, wszystko urządzi.
UMYSŁ:
Trudno w to uwierzyć. Jeśli chcę mieć piękny dom jednorodzinny, ale ledwo starcza mi
środków na mieszkanie, to w jaki
sposób mój wybór może zostać urzeczywistniony?
NADZORCA:
Oczywiście nie warto liczyć na to, że zdarzy się głupi cud i dom za pół miliona kupisz za
1/10 ceny. Jednak zrozumiałeś
zasadę: możesz zlekceważyć wysoką cenę i rzekomą niedostępną prestiżowość swojego
wyboru.
Dokładnie tak samo należy postępować we wszystkich innych sytuacjach. Wydaje Ci się, że
nie przejdziesz konkursu
świadectw i nie zakwalifikujesz się na prestiżowy uniwersytet? Pozwól sobie na bezczelność
- "zdolniejsi od Ciebie", nieposiadający zamiaru sprawcy, ustąpią Ci miejsca. Myślisz, że nie
zostaniesz przyjęty do dobrze płatnej pracy? Bądź spokojny. Twoi
konkurenci obawiają się tego tak samo jak Ty. Ale Ty przecież wiesz, co się dzieje! Obudź
się, nie przyjmuj przygnębiających
zasad gry, nie zgadzaj się z paplaniną "zdrowego rozsądku", że jesteś mało zdolny,
niegodzien, nie dasz rady. Stań się sprawcą
swojego snu na jawie. Twój wybór - to prawo dla dualnego zwierciadła, podlegające
bezwarunkowemu przestrzeganiu. A jeśli
zamówienie z jakiegoś powodu nie zostało spełnione, to przypomnij sobie zasadę
koordynacji zamiaru i ciesz się, że uniknąłeś
problemu w ładnym opakowaniu. Kto wie, przed jakimi nieprzyjemnościami uchronił Cię
Twój świat.
DUSZA:
Tak, zamiar sprawcy - to jest coś. Aż dech zapiera. Trzeba tylko nauczyć się odczepiać od
wahadeł i ich "realiów życia".
NADZORCA:
To kwestia praktyki. Trzeba po prostu działać tak jak sprawca, wówczas z czasem poczujesz
smak bezwarunkowego zamiaru i nauczysz się nim zarządzać.
UMYSŁ:
A dlaczego śniący skarżą się, że zamówienia po jakimś czasie przestają się spełniać?
NADZORCA:
Ponieważ w ślad za euforią wynikającą z pierwszych sukcesów nadchodzi wątpliwość
zdrowego rozsądku: przecież to
niemożliwe, czyżbym był czarodziejem, czyżbym mógł wyprawiać z rzeczywistością
wszystko co zechcę? Wystarczy jedna
kropla takiej wątpliwości, aby zakłócić jedność duszy i umysłu. Nie wątpcie - wszystko to
jest rzeczywiste. A Ty jesteś sprawcą
swojej rzeczywistości, jeśli masz czelność sięgnąć po takie prawo.
Intensywność slajdu.
UMYSŁ.:
Póki dusza gdzieś się chowa, spróbuję zawołać tego jej Zasapsztykulca. Gdzie ona chowa
swoją rękawiczkę? O,
znalazłem. Do diabła, zapomniałem zaklęcia. Jak to brzmiało ...
Zasapsztykulcu wychodź migusiem,
Każde pragnienie jakie ci zdradzą,
Spełniaj i się nie chichraj,
Poczęstuję cię marmoladą.
Jakoś nie chce się pokazać. Zasapsztykulcu, mam wspaniałą marmoladę. Chyba całą sam
zjem. No wyłaź bo zaraz dobiorę
się do tej twojej rękawiczki...
DUSZA:
Dlaczego krzyczysz?
UMYSŁ.:
Jak dobrze, że wróciłaś! Ten twój złośliwy Zasapsztykulec ugryzł mnie w palec, zaraza
jedna!
DUSZA:
Oto co kryło się za twoją dociekliwością! Co mu powiedziałeś?
UMYSŁ.:
16
Chciałem mu dać marmolady.
DUSZA:
Idioto! On się odchudza. Przecież mówiłam, że lubi tylko cukierki! A wymówiłeś zaklęcie?
UMYSŁ:
Tak Oto ono:
Zasapsztykulcu wychodź migusiem,
Każde pragnienie jakie ci zdradzą,
Spełniaj i się nie chichraj,
A krewetkę ci dadzą.
Albo nie, wydaje mi się, że coś poplątałem.
DUSZA:
No właśnie. No i dobrze ci tak!
UMYSŁ:
Przeklęty złośliwiec z tego twojego Zasapsztykulca! Niech sobie siedzi i sapie w swojej
rękawiczce, wszystkie moje pragnienia i bez niego się spełniają!
DUSZA:
Ha ha, gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem! Jeszcze zobaczymy!
UMYSŁ:
Poszczuję twojego Zasapsztykulca moim Pasikonikiem i wtedy zobaczymy.
DUSZA:
A mój Zasapsztykulec twojego Pasikonika ...
UMYSŁ:
Zaczekaj, sen się zaczął.
MAKSIM:
Na temat docelowego slajdu: zaleca się regularne przeglądanie go w świadomości... Jak to się
ma do starożytnego zalecenia magicznego, które dotyczy myślokształtu, że trzeba go
stworzyć, wypuścić w przestrzeń i więcej do niego nie wracać?
Aby myślokształt się urzeczywistnił, jak mówią wszyscy starożytni magowie, nie wolno go
nadużywać, aby nie przeszkadzać
w urzeczywistnieniu się!!!
FOTI:
Nie widzę w tym żadnej sprzeczności. Gwóźdź można wbijać częstymi lekkimi puknięciami
albo jednym mocnym uderzeniem. Transerfing to wytrwałe lekkie uderzenia w ten sam
punkt. Trwa to długo, ale każdemu starczy na to sił i rezultat
jest gwarantowany. Można oczywiście wykorzystać drugi sposób, ale współczesnemu,
średniemu, statystycznemu człowiekowi
zabrakłoby energii.
BENNY:
Wszystkie teorie i systemy mówią w zasadzie o tym samym, tylko często zaprzeczają sobie w
szczegółach. Jeden mówi,
że trzeba obniżać ważność celu. Inne mówią, że należy doprowadzić swoje pragnienie
osiągnięcia celu do poziomu fanatyzmu.
Jeden mówi, że należy wypuścić pragnienie, inne mówią, że należy utrzymywać je w głowie.
I tak dalej - istnieje milion
przykładów. Chyba wszystkie te rzeczy nie mają żadnego znaczenia, ponieważ jeśli
uwierzysz w jakiś system (tak naprawdę),
to będzie on dla ciebie działał, a dla innego nie. Wybierz to, co ci się bardziej podoba i wierz
w to.
W Transerfingu jesteś wzywany do obniżania ważności celu, odłączenia się od wahadeł i
odnoszenia się do innych tak,
jak chcesz, żeby się do ciebie odnoszono. Ale sam przecież widzisz, że są miliony ludzi,
którzy osiągnęli swój sukces, robiąc
wprost przeciwnie. To znaczy, że postulaty te nie są konieczne do osiągnięcia celu. To
znaczy, że można w ogóle postępować
na odwrót albo po prostu inaczej. Jeśli nie widzisz, to po prostu rozejrzyj się dookoła.
Ważność na najwyższym poziomie
(zarówno wewnętrzna jak i zewnętrzna), wszystko .. przez wahadła", z otoczeniem postępuj,
jak ci się podoba. A przy tym
wszystko będzie w porządku. I żadnego maglowania, kar i pozostałych bzdur. Oni po prostu
sobie nie zaprzątali głowy tym
wszystkim, tylko stwarzali własną rzeczywistość, zgodnie z tym systemem, który wyznawali.
Tak więc wszystko w tym sensie
mieli w nosie.
UMYSŁ:
Czyli jak w sumie należy postępować? Złożyć zamówienie i wypuścić je, czyli więcej nie
wracać do niego w myślach, czy
może przeglądać docelowy slajd bezustannie?
NADZORCA:
Myślokształt, wysłany w przestrzeń jednokrotnie, urzeczywistnia się tylko w przypadku, jeśli
został ukształtowany w jedności duszy i umysłu. Wówczas rzeczywiście powstaje wyraźny
obraz, który dualne zwierciadło odbija w rzeczywistości. Jednak
dzieje się tak bardzo rzadko. Z reguły dusza nie chce albo umysł wątpi, a czasem nawet się
boi. Dlatego trzeba docelowy slajd
17
mieć w głowie cały czas: przeglądać go niejako w charakterze tła, od czasu do czasu
przypominając sobie o celu, jak również w
jawnej postaci codziennie poświęcając na to specjalny czas.
UMYSŁ:
A co powiesz o tym, co rzekomo mówili magowie o myślokształcie?
NADZORCA:
Mowa jest tutaj o tym, że jeśli człowiek stosuje wizualizacje, mechanicznie nie wkładając w
to zajęcie duszy, to slajd traci
swą siłę. Na przykład kiedy wypowiadasz słowne myślokształty (afirmacje) automatycznie,
nie zamyślając się nad sensem słów,
to na próżno tracisz czas. Słowa bez uczuć nie mają żadnej wagi - jest to po prostu
bezużyteczne zawirowanie powietrza. Slajdy
i afirmacje działają tylko w obecności odpowiednich odczuć. Lepiej raz poczuć niż tysiąc
razy wypowiedzieć. Dlatego, kiedy
przeglądasz docelowy slajd, nie patrz na niego z boku, jak w kinie, tylko bądź obecny
wewnątrz niego w sposób wirtualny.
Staraj się poczuć tę wirtualną rzeczywistość, która tworzy się w Twoich myślach. Udawaj, że
dzieje się to naprawdę. Wyobrażaj
sobie coraz to nowe szczegóły, wówczas slajd nie będzie się zacierał. Tylko ostrzegam: nie
zamieniaj działania na slajdach w
uciążliwy obowiązek. Po prostu spraw sobie zadowolenie obrazem, na którym pożądany cel
jest już osiągnięty. I oczywiście nie
staraj się nadmiernie, jeśli wizualizacja okazuje się niezbyt wyraźna. Rób wszystko tak, jak
jest Ci wygodnie i jak się udaje. W
wypadku każdego wygląda to nieco inaczej. Najważniejsze, żeby stosować systematycznie i
z zadowoleniem tę technikę, uważać,
że cel masz w kieszeni.
Pozbawić zamiar pragnienia.
UMYSŁ:
Co robisz?
DUSZA:
Pozbawiam cukierek z papierka.
UMYSŁ:
Dusza zwariowała! Skąd wzięłaś takiego ogromnego cukierka? Przecież jest twojego
wzrostu!
DUSZA:
Nabyłam w sklepie "Prezenty".
UMYSŁ.:
Ile zapłaciłaś?
DUSZA:
Nic. Przecież to sklep z prezentami. Po prostu weszłam, wzięłam i zaniosłam do domu.
UMYSŁ:
O Boże! Dziecinna bezpośredniość! Wychodzi na to, że ukradłaś cukierka! Idź i natychmiast
go oddaj!
DUSZA:
Za nic! Spróbuj mi go odebrać!
NADZORCA:
Dosyć! Nie kłóćcie się. Niech to będzie nagroda dla duszy za to, że zademonstrowała siłę
czystego zamiaru. Kiedy w
myślach nie ma cienia wątpliwości, pragnienia ani strachu, tylko obecne jest spokojne
postanowienie, by mieć, to niemożliwe
staje się możliwym. Można pójść do sklepu i brać wszystko, co się chce - sprzedawcy nawet
nie zwrócą na to uwagi. Można
zdawać egzamin, nie znając przedmiotu, łatwo przechodzić trudne rozmowy kwalifikacyjne,
zawierać bardzo korzystne kontrakty, wygrywać beznadziejne sprawy sądowe, oczarowywać
tych, o których nie śmiałeś nawet marzyć. Twoje możliwości
ograniczone są jedynie przez Twój zamiar.
UMYSŁ:
Przecież ona zaraz pójdzie rabować sklepy i banki!
DUSZA:
Nie teraz. Tego cukierka starczy mi na długo.
CHEATER:
Pojawiło się u mnie pytanie, ale zanim je zadam, opiszę sytuację. Aby wypróbować
Transerfing, wybrałem mały
niewyszukany cel. Przede wszystkim zadałem sobie pytanie, czy mam zamiar. Zamiar to
zdecydowanie, by mieć i działać, i
dlatego zadałem sobie pytanie, czy jestem zdecydowany, by mieć. Odpowiedzią było
szerokie i tłuste "Tak". Zapytałem siebie,
czy jestem zdecydowany, by działać. Odpowiedź również była twierdząca. Krótko mówiąc,
nie wykryłem w duszy ani w umyśle
niczego, co sprzeciwiałoby się wybranemu celowi.
Następnie zacząłem wizualizować cel i proces. Wizualizuję sobie powoli, aż poczułem, że
coś jest nie tak. W czym problem?
Przede wszystkim w tym, że chcę i pragnę osiągnięcia celu.
Często myślę o celu i o tym, że byłoby dobrze, gdybym osiągnął go jak najprędzej. Od czasu
do czasu wątpię w możliwość
jego osiągnięcia i w ogóle ewidentnie czuję, że nadaję ważność celowi, co znacząco
przyhamowuje moje ruchy. Jeśli porównać
18
zamiar do statku, a wizualizację i slajd do wiatru, to mojemu zmierzaniu do celu na statku
przeszkadza kotwica pragnienia i
nadmierna ważność celu.
W związku z tym Zeland, o ile pamiętam, pisze, że w celu pozbycia się pragnienia należy
wyobrazić sobie, że nic z tego
nie wyjdzie i pogodzić się z tym. Wyobrażam sobie, że nie osiągnę celu, rozumiem, że nic
strasznego się nie stanie, ale nadal
nie ma postępu w sprawie ... Niezależnie od tego, co mówię, cel nadal jest przeze mnie
pożądany i wciąż nadaję mu nadmierną
ważność. Mam w związku z tym pytanie. Czy podzielicie się ze mną swoim doświadczeniem
w kwestii pozbywania się pragnienia osiągnięcia celu? Co w tym celu robicie? Jak pozbawić
zamiar pragnienia? Czy moglibyście opisać mi, co czujecie, kiedy
pozostaje czysty zamiar?
SHERE:
Przepis 1: Jeśli muszę tu i teraz osiągnąć jakikolwiek rezultat to wykonuję wizualizację
kolejnego kroku w łańcuchu transferowym.
Przykład 1:
Sytuacja: Przychodzę zamówić bilety do Kijowa, wylecieć mogę dopiero w nadchodzącym
miesiącu, oznajmiają mi, że nie
ma biletów.
Rozwiązania: Rezygnuję z wizualizacji biletu, procesu otrzymania biletu, wizualizacji
procesu itd ... Po prostu włączam
slajd, na którym spaceruję z mamą po Kijowie.
Rezultat: Po kilku godzinach otrzymuję telefon z informacją, że jest bilet właśnie na ten
dzień, na który prosiłem.
Przykład2:
Sytuacja: Chcę otrzymać dobrą ocenę z egzaminu.
Rozwiązanie: Zadaje sobie pytanie - po co mi dobry stopień?
Po to, żeby przyjęli mnie na aspiranturę. Włączam slajd, na którym już uczę się na
aspiranturze.
Rezultat: Otrzymuję bardzo wysoki stopień.
PS. Dwa miesiące temu wróciłem z Kijowa i z powodzeniem uczę się na aspiranturze.
CHEATER:
Ja również mam nadmierne pragnienie osiągnięcia celu i dlatego wykonuję wizualizację nie
najbliższego ogniwa w
łańcuchu transferowym, tylko następującego po nim, które jest bardziej oddalone w czasie.
Na przykład, jeśli się wizualizuje
pozytywne zdanie egzaminu, który jest za dwa dni, to pragnienie sięga granic, a jeśli proces
uczenia się na aspiranturze (co
bezpośrednio zależy od rezultatu egzaminu), który rozpocznie się dopiero za kilka miesięcy,
to pragnienie jest o wiele mniejsze.
Istnieje jeszcze sposób na zniżenie ważności, polegający na zastosowaniu rytuałów
Symoronu. Na pierwszy rzut oka
wydają się one głupie, ale w rzeczywistości z ich pomocą można pozbyć się nadmiernego
pragnienia.
JANIOŁ.:
W moim wypadku również lepiej się wszystko udaje, kiedy wizualizuję oddalony cel.
Wówczas pośrednie cele osiągane
są niejako same przez się. I żadna ważność pragnienia nie występuje. Ważność po prostu się
nie zwiększa, ponieważ cel jest
bardzo odległy w czasie. W tym wypadku okazuje się, że tylko poruszasz nogami, ponieważ
rzeczywistość podrzuca ci sytuacje
prowadzące właśnie do celu.
UMYSŁ:
Wciąż męczy cię pragnienie i chęć otrzymania zabawki i dlatego nic z tego nie wychodzi!
DUSZA:
Nic podobnego - to tobą wciąż targają wątpliwości i obawy i dlatego nic się nie udaje!
NADZORCA:
Przede wszystkim nie należy rozdmuchiwać ważności samego problemu pragnienia. W
istocie, bez pragnienia nie byłoby
też zamiaru. Rzeczywistym hamulcem jest namiętność, kiedy to dusza namiętnie pragnie, a
umysł boi się porażki. Nie ma sensu
walczyć z taką sytuacją. Jeśli na razie nie udaje Ci się wywołać w sobie zamiaru Sprawcy, nie
denerwuj się i nie napinaj, zwalczyć
wątpliwości obaw przy pomocy woli i tak Ci się nie uda.
DUSZA:
Co w takim razie robić?
NADZORCA:
Pozostaw swoje wątpliwości i obawy w spokoju i zajmij się konkretną rzeczą przeglądaniem docelowego slajdu. Schemat
działania jest bardzo prosty: kiedy stosujesz wizualizację, warstwa Twojego świata
przemieszcza się w przestrzeni wariantów
w kierunku celu. Po drodze otwierają się drzwi - rzeczywiste możliwości, których istnienia
wcześniej nie podejrzewałeś i które
nie pojawiłyby się gdyby nie zastosowanie slajdu. Kiedy ujrzysz, że cel rzeczywiście się
zbliża, obawy i wątpliwości znikną same
przez się. Oto dlaczego wciąż powtarzam, że technikę slajdów należy stosować
systematycznie. Slajd to siła sprawcza rzeczywistego statku kosmicznego - warstwy Twojego
świata. Twoja warstwa leci tam, dokąd ją kierujesz swoimi myślami. Ster to
Twoja uwaga, a silnik to zamiar. Jeśli nie skupiasz swojej uwagi na celu i nie zamierzasz go
osiągnąć, to Twój statek staje się ni19
esterowny i leci tam, dokąd go popchną zewnętrzne okoliczności.Tak więc możesz sobie
pragnąć, ile tylko chcesz. Najważniejsze
jest skupienie uwagi na celu i w myślach życie w wirtualnej rzeczywistości, w której ten cel
jest już osiągnięty.
UMYSŁ:
A jeśli nie mam czasu czekać na otwarcie się drzwi? Na przykład teraz muszę iść na
rozmowę w sprawie pracy. Jak mam
pozbyć się obaw?
NADZORCA:
To bardzo proste. Masz zasadę koordynacji zamiaru. Powiedz sobie: jeśli przyjmą mnie do
pracy, to dobrze, a jeśli nie
przyjmą, to jeszcze lepiej. I z takim nastawieniem spokojnie idź na rozmowę. Przecież wiesz,
że Twój świat troszczy się o Ciebie
i jeśli Cię nie przyjmą do pracy, to znaczy, że uniknąłeś nieznanych problemów. Nierzadko
zdarza się, że praca albo stanowisko,
o których marzyłeś, w rzeczywistości okazują się nie takie wspaniałe, jak wyobrażałeś to
sobie na początku. Za wspaniałą fasadą
może kryć się taki koszmar, że nie daj Bóg.Tak więc polegaj na zasadzie koordynacji zamiaru
i wciąż powtarzaj sobie niezłomnie,
że Twój świat zatroszczy się o wszystko w najlepszy sposób i wcześniej czy później znajdzie
Ci najlepszy wariant.
UMYSŁ.:
Ha ha, wszystko to można zinterpretować jako oszukiwanie samego siebie albo jeszcze
gorzej - jako jedną z form rozstroju
psychicznego.
NADZORCA:
Rzecz jasna, jeśli wolisz żyć jak każdy "normalny" człowiek i przedzierać się ku swojemu
celowi przez wiatrołom przeszkód,
to zapomnij o Transerfingu. A jeśli chcesz otrzymać to, co ci "normalni" ludzie uważają za
niewiarygodne, niemożliwe, to
będziesz musiał od podstaw zweryfikować kryteria "normalności".
DUSZA:
Hurra! Nie chcę być normalna! Jestem paranormalna!
Dokąd przebierać nogami.
UMYSŁ:
Daj mmmmi hwiazzdkę z niebaaaa!
DUSZA:
Aleś się napił! Jaką gwiazdkę?
UMYSŁ:
Poranną, eee, tego ... polarną. Lampę zapal, mówię.
DUSZA:
No mówisz! Po co tak się nałykałeś?
UMYSŁ:
Nie nałykałem, tylko nażarłem, żeby się nauczyć robić kroki.
DUSZA:
Co za bzdura! Teraz rzeczywiście nie zrobisz nawet kroku!
UMYSŁ:
Byliśmy tam! Rozumni ludzie! I oni mi powiedzieli, że jak się zje grzyba, to nie trzeba
chodzić - Ziemia sama się kręci
rozumiesz? Wystarczy przebierać nogami ...
DUSZA:
Idioto, grzybów się nażarłeś? Jak doprowadziłeś się do takiego stanu?! Czy możesz mówić
normalnie, bydlaku?
UMYSŁ:
Oralnie! Wszystko oralnie. Doprowadziłem siebie do takiego stanu drogą spożycia grzybów.
DUSZA:
Jakich grzybów?
UMYSŁ.:
Przecież ci mówię, że drogą wprowadzenia muchomorów do wnętrza swego organizmu.
Grzyby są super! Cała reszta to
bzdury!
DUSZA:
I jak? Zakręciła się Ziemia?
UMYSŁ.:
A nie spalisz mnie na stosie, inkwizytorko jedna?
DUSZA:
Idź spać, ofiaro eksperymentalnej nauki. Marzenie senne obejrzysz we śnie.
CHEATER:
20
Jeśli się nie mylę, to Zeland używa terminu "przebierać nogami" na określenie tego, że
zewnętrzny zamiar sam niesie nas
do celu, a od nas wymagane jest tylko przebieranie nogami albo, innymi słowy,
podejmowanie minimum niezbędnych działań.
Szczerze mówiąc, nie bardzo to rozumiem.
Rozpatrzmy dwa banalne przykłady! Człowiek pragnie awansu w pracy. Posiada slajd
docelowy, w którym siedzi w fotelu
szefa i wszystkim zarządza. Jednak to tylko slajd i człowiek ów na razie jest tylko zwykłym
wykonawcą. Co należy rozumieć
w tej sytuacji pod pojęciem przebierania nogami w kierunku celu? Czy energiczną i pełną
poświęcenia pracę? Nowe propozycje
modernizatorskie? Intensywne samokształcenie i ćwiczenie charyzmy? Albo być może trzeba
przebierać nogami w stronę gabinetu dyrektora, uścisnąć jego rękę i zgodzić się na nowe
stanowisko pracy? Jak zrozumieć, co od człowieka jest wymagane? Gdzie
znajduje się granica owego minimum, które wymagane jest do osiągnięcia celu?
Weźmy pod uwagę inną sytuację. Chłopak chce poznać dziewczynę (albo dziewczyna
chłopaka) i ułożyć sobie życie osobiste.
Bardzo banalny przykład, ale przecież takie zadanie stało albo stoi niemal przed każdym z
nas. Młody człowiek ma docelowy slajd, w którym spaceruje z dziewczyną, troszczą się
wzajemnie o siebie ... Krótko mówiąc - miłość itd. Ale w tej sytuacji
co jest przebieraniem nogami? Pójście na dyskotekę albo w inne miejsce, gdzie jest młodzież,
i czekanie tam na szczęście? Albo
może po prostu czekanie, aż sytuacja sama popchnie go ku jakiejś decyzji? Znów nie
rozumiem! Gdzie znajduje się to minimum,
które jest od człowieka wymagane? W którym miejscu zaczyna się nadmierna aktywność?
Nie rozumiem! Może mi wyjaśnicie?
Foti:
Nikt Ci tego nie powie. Trzeba słyszeć podpowiedzi własnej duszy, ów "szelest porannych
gwiazd". W ogóle wydaje mi
się, że najpierw trzeba stać się wrażliwym na swoją podświadomość, a potem uprawiać
Transerfing. Nie da się używać książek
Zelanda jak instrukcji do pralki, ponieważ Transerfing to twórczość.
LOLIK:
Przebywaj tam, gdzie jest ci najwygodniej. Poszukuj nie "zewnętrznym" wzrokiem, a
"wewnętrznym".
LOST:
A jeśli największy komfort człowiek odczuwa we własnym domu i do tego jego dusza i
umysł osiągnęły pełną jedność?
Ma całe życie siedzieć sam w domu? Przecież tak jest wygodniej. Czy może jednak
przebierać nogami, ale dokąd?
BAGIRA:
Proponuję wypróbowany sposób: siedzisz w domu - leżysz na kanapie - czytasz książki
(niepotrzebne skreślić), dopóki to
nicnierobienie nie znudzi Ci się, a wtedy wsłuchaj się w siebie: co chcesz zrobić, do czego
Cię ręka swędzi (albo mózg, albo
język)? Metoda długa, ale bardzo pewna i skuteczna. Jeśli nie ma pośpiechu, to zastosuj raz
ten sposób i więcej Ci się nie zachce!
LOLIK:
Mnie się wydaje inaczej. We własnym domu odgradzasz się od świata i nie postrzegasz go
takim, jakim jest. Wyjdź na
światło dzienne, spaceruj jak obserwator ... Nie wierzę, że nie ma takich miejsc oprócz
twojego domu ... Przyzwyczaiłeś się do
niego, a coś odstrasza Cię od zmian, poszukiwań ... Strach przed nieznanym ... Kto by
pomyślał, że spotkam swego męża w
górach ... A zawsze miałam lęk wysokości i wówczas zdecydowałam się od niego uwolnić i
to nie byle jak, tylko poszłam na
trening z sekcją alpinizmu i climbingu.
ARNIKA:
Ja nawet nigdy nad tym nie rozmyślałam.To, czego potrzebuję, utrzymuję w "trybie tła". I
nagle (możliwe, że to działanie
zewnętrznego zamiaru) zdarzenia zaczynają się rozwijać w sposób, który nie pozwala "nie
przebierać nogami". I jasne jest, co
robić, jak robić, dokąd pójść, co wziąć, po co i dlaczego. Kolejność wszystkich działań
układa się właśnie tak, jak należy.
BAGIRA:
Mój zewnętrzny zamiar, tak samo jak w wypadku Arniki, zmusza mnie do przebierania
nogami. Etapami: wyznaczam cel
(polega on na zmianie warstwy swojego życia - zmianie stylu życia na styl życia człowieka
sukcesu ze wszystkimi tego atrybutami, na przykład leżę na plaży, a pieniądze się
pomnażają ... ). I nagle zaczyna się taka wrzawa ... Innymi słowy okoliczności
zmuszają mnie do przebierania nogami. Ale mnie się to podoba. To jest super!
CHEATER:
Zawsze tak się dzieje! Zadaję pytanie, na które przychodzi sto odpowiedzi, z których jedna
dotyczy tematu. Z tego co
przeczytałem, IMHO nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie. Padają ogólne i
wyświechtane zdania w stylu: słuchaj intuicji, wykorzystaj wewnętrzny wzrok itd. W sumie
mam nadzieję, że pojawi się zrozumiałe i konkretne wyjaśnienie wspomnianej kwestii.
ARNIKA:
Nie zdaliśmy egzaminu. W sumie możesz mieć nadzieję.
Rus:
No jasne ... I broszurkę ci wydrukujemy ze wskazówkami dużym drukiem, żeby Ci się łatwo
czytało ...
SZTURMAN:
21
Powiedz, co chcesz usłyszeć?
CHEATER:
Ok! Zgadzam się co do tego, że możliwe, iż koślawo i niewyczerpująco sformułowałem
pytanie. Aby skierować sytuację
na konstruktywne tory, rozpatrzmy sytuację, w której człowiek chce otrzymać stanowisko
kierownika działu. Człowiek ten jest
szeregowym pracownikiem, pracuje od niedawna, jest młody i nie codziennie się goli
(oczywiście żartuję). Człowiek ów posiada
docelowy slajd, w którym siedzi we właściwym fotelu, podnosi słuchawkę bardzo drogiego
telefonu, wszystkich ustawia, motywuje, znowu ustawia, znowu motywuje i w końcu chwali
wyróżniających się. Krótko mówiąc, slajd jest, i to nie byle jaki. Pytanie tylko, jak przebierać
nogami? Energicznie pracować, proponować rozwiązania, z oddaniem patrzeć w oczy i
harować na
rzecz wahadła firmy, czy może jakoś inaczej? Przecież, sami pomyślcie, kiedy zostaną
spełnione wszystkie podstawowe warunki:
obniżona ważność, stworzony i przeglądany slajd docelowy - należy przebierać nogami, czyli
wykonywać minimum działań,
które są od nas wymagane. Ale jak zrozumieć, gdzie jest to minimum? Zabierać pracę do
domu, intensywnie uczyć się i proponować nowe rozwiązania - to jest minimum, czy mamy
tu już do czynienia z wewnętrznym zamiarem? Wyjaśnijcie mi to na
podstawie wskazanego przykładu, oczywiście jeśli to nie jest za trudne.
GRACE:
Wydaje mi się, że teraz nie należy ryć ziemi kopytem,. ale wszystko to będzie miało miejsce
właśnie w tej firmie. IMHO,
twoje minimum w tej chwili polega na tym, żeby przeglądać slajd i obserwować znaki.
Przypadkowo rzucone słowa i inne.
Zrozumiesz, kiedy trzeba będzie zacząć działać. Może pojawi się jakiś wybór, a nuż
zadzwoni do ciebie kolega z klasy z jakąś
propozycją, najważniejsze, żebyś od razu się od niej nie opędzał. Zmiany mogą nadejść ze
strony, z której się tego nie spodziewasz
i nawet mogą być takie, jakich nie oczekujesz.
CHEATER:
Nie wiem, możliwe że nie mam racji, ale zawsze dążyłem do prostych i zrozumiałych
rozwiązań. Moim zdaniem każdy
problem można w ten sposób rozwiązać, posiadając odpowiednią wiedzę. Znowu, moim
zdaniem, postawiłem problem
niezwykle prosty: jak zrozumieć, gdzie mam do czynienia z przebieraniem nogami, a gdzie z
niepotrzebnymi działaniami, które
są produktem wewnętrznego zamiaru? To wszystko. Wydaje mi się, że pytanie jest dokładne i
niegłupie, a zatem można udzielić
na nie podobnej odpowiedzi.
GRACE:
No tak, jak w dowcipie:
Gdzie jest łódka?
Odpłynęła na północny-zachód.
Nie wymądrzaj się, tylko pokaż palcem.
Nawet niepotrzebne z twojego punktu widzenia, kroki mogą okazać się bardzo ważne ... Poza
tym musisz uświadamiać
sobie, po co ci to wszystko i co tobą kieruje (strach, ważność, niekontrolowane pragnienie
itd.).
UMYSŁ:
W zasadzie wszystko jest jasne. Ale czy można jednak konkretnie odpowiedzieć na pytanie:
"Jak zrozumieć, gdzie mam
do czynienia z przebieraniem nogami, a gdzie z niepotrzebnymi działaniami, które są
produktem wewnętrznego zamiaru"?
NADZORCA:
Po pierwsze, pod pojęciem "niepotrzebnych działań" należy rozumieć wszystko to, co sam
uważasz za niepotrzebne. Jeśli
nie jesteś całkowitym idiotą, to się zorientujesz. Konieczna jest tylko zmiana kierunku
wektora zamiaru: śniący Cheater szuka
odpowiedzi u innych, a musi jedynie zadać pytanie samemu sobie. Kiedy tylko przestajesz
szukać odpowiedzi u "mądrych tego
świata" i sięgasz po prawo Sprawcy, wszystko staje się jasne. Spróbuj, a sam się przekonasz.
Po drugie, jeśli już mam odpowiedzieć na zadane pytanie, to należy pomyśleć: czego
oczekuje od Ciebie system, w którym
pracujesz? Nad każdym systemem stoi wahadło - jako nadbudowa - i troszczy się przede
wszystkim o trwałość swojego systemu,
ponieważ nie może bez niego istnieć. Dlatego i Ty powinieneś swoje działania zorientować
przede wszystkim na podtrzymanie
trwałości.
Wahadła instalują swoich popleczników na kluczowych stanowiskach nie za wielkie zasługi,
tylko za to, że są odpowiedni
dla systemu. Naiwnie byłoby myśleć, że na szczeblach kariery, a szczególnie w hierarchii
władzy ludzie zajmują miejsca stosownie
do swych wybitnych zalet i osiągnięć. W pewnym stopniu jest tak, ale wybitne zalety i
osiągnięcia nie są najważniejsze.
Najważniejsze kryterium polega nie na tym, na ile dobrze człowiek wykonuje swoją pracę,
tylko na tym, na ile robi to właściwie z punktu widzenia systemu. Jeśli chcesz awansować na
szczeblach kariery, powinieneś rozumieć różnicę pomiędzy "dobrze"
i "właściwie". Wszystko to zależy od określonej grupy współpracowników. Wahadła też
bywają różne.
W niewielkich grupach dobrze widziana jest kreatywność, samodzielność, entuzjazm i
inicjatywa. Ale jeśli jest to aparat
zarządzający albo duże przedsiębiorstwo, to działają tutaj całkiem inne prawa i całkiem inna
etyka - etyka korporacyjna.
Etyka korporacyjna przewiduje twardy podział zadań, dyscyplinę i dyspozycyjność.
Inicjatywa często bywa karana,
samodzielność spotyka się z zaniepokojeniem, kreatywność nie odgrywa decydującej roli. W
takim systemie należy działać nie
22
"jak najlepiej", lecz "jak najwłaściwiej".
Co zaś dotyczy "przebierania nogami", to tutaj też wszystko jest jasne, jeśli utrzymuje się
świadomość i porusza z nurtem
wariantów. Kiedy stosujesz docelowy slajd, to w jakiejś chwili otworzą się drzwi możliwości dalszego zmierzania do celu.
Przebieranie nogami oznacza jedno: przejście przez te drzwi. Na przykład możesz otrzymać
propozycję wykonania jakiegoś projektu, od którego będzie zależeć Twoja dalsza kariera.
Skup się na tym projekcie i postaraj się wykonać go doskonale, wykorzystując do tego
wizualizację procesu znaną z teorii Transerfingu. Co tutaj jest niejasne? Zgodnie z zasadami
Transerfingu po
prostu miej oczy i uszy otwarte, poruszaj się z nurtem wariantów, a wówczas sam zobaczysz,
co trzeba robić. Proste.
Obniżać ważność czy pogodzić się z losem?
UMYSŁ:
Najważniejszy i największy chłopak to mój kumpel, Cwaniak.
DUSZA:
Co ty opowiadasz!? Najcwańszy i najgrubszy gostek to mój Pryszczaty.
UMYSŁ:
Mój Cwaniak twojego Pryszczatego załatwi bez problemu!
DUSZA:
Czy ty w ogóle wiesz, jak mój Pryszczaty umie rozdymać policzki? Jak je rozedmie, jak
wypnie brzuch, robi się taki purpurowy i sympatyczny!
UMYSŁ:
A mój Cwaniak, jak zagnie palce, jak wytrzeszczy oczy, robi się taki twardy, prawdziwy
macho!
DUSZA:
A mój Pryszczaty potrafi beczkę kwasu chlebowego wypić na raz bez mrugnięcia okiem.
UMYSŁ:
A mój Cwaniak, jak wejdzie do stołówki zakładowej, zanurkuje w kotle z barszczem i zeżre
wszystko, i będzie taki zadowolony, żartowniś!
DUSZA:
A mój Pryszczaty jak zachrumka z całej siły, to wszystkie wrony z drzew pospadają!
UMYSŁ:
A mój Cwaniak, jak beknie ze smakiem, to wszystkie psy w okolicy zawyją!
DUSZA:
A mój Pryszczaty, zuch, jak złapie budkę telefoniczną ze staruszką w środku, jak zacznie nią
potrząsać, jak grzechotką
to będzie ubaw!
UMYSŁ:
A mój Cwaniak, jak zwali się tyłkiem na stoisko z lodami zgniecie na miazgę, lody rozlecą
się po asfalcie, a Cwaniak
rży, wspaniały wesołek!
DUSZA:
A mój Pryszczaty jest łagodny i serdeczny i jak pluśnie brzuchem w basen, to połowa wody z
kąpiącymi się wytryśnie
na boki!
UMYSŁ:
A mój Cwaniak, odważny maluch, jak zwali się na kurnik - ten w drzazgi, kury się rozbiegną,
a Cwaniak, cały w jajkach
i piórach, śmieje się, kawalarz!
DUSZA:
A mojego Pryszczatego w zoo hipopotam ugryzł w tyłek, więc mój olbrzym rozwalił
ogrodzenie i hipopotama złośliwego
zaczął dusić i przyciskać, dopóki ten nie stracił przytomności!
UMYSŁ:
A mojego Cwaniaka w zoo zobaczył słoń i zaryczał z zazdrości, i mój Cwaniak wlazł na jego
wybieg, wczepił się zębami
w jego nogę i nie puszcza. Och, ryczał słoń, dopóki nie opadł z sił!
DUSZA:
A mój Pryszczaty, utalentowany facet, nauczył się posługiwać komputerem - usiadł na nim i
zgniótł na miazgę, hahaha!!!
UMYSŁ:
Twojemu Pryszczatemu i tak daleko do mojego Cwaniaka, który nie tylko tyłkiem, ale i
głową umie pracować - jak się
rozbiegnie, jak walnie łbem o ścianę - to rozleci się w ruinę, a jemu nic się nie stanie - taki
brat łata!
DUSZA:
Dobra, w rozdmuchiwaniu ważności zwyciężyłeś, a co z jej obniżaniem?
23
UMYSŁ:
Mój Cwaniak teraz jest mądrzejszy. Już nie przebija głową ściany, tylko chodzi do fitness
clubu i uprawia aerobik i tańce.
DUSZA:
A mój Pryszczaty wcześniej jadał kaszę, grubasek, a teraz przeszedł na dietę i żywi się
wyłącznie naturalnymi produktami pochodzenia roślinnego, tak więc niedługo schudnie i
będzie mógł usiąść przed komputerem.
UMYSŁ:
I będą żyli długo i szczęśliwie!
POSTREALITY:
Od dawna usiłuję zrozumieć różnicę pomiędzy dwoma pojęciami i na razie bez powodzenia.
Podstawową przyczyną, dla której ludzie chcą zmienić coś w życiu, jest niezadowolenie
wynikające z sytuacji. Przypuśćmy,
że nie udaje się ułożyć produktywnych stosunków ze zwierzchnikiem albo zrobiło się ciasno
w jednopokojowym mieszkaniu,
lub przybrało się 10 kilo w ciągu zimy itd. Czyli powodem jest ból - podstawa ewolucji.
Z drugiej strony wiadomo, że uleganie negatywnym emocjom i perfekcjonizmowi czyni
sytuację jeszcze gorszą· Przede
wszystkim należy przyjąć wszystko takim, jakie jest i przestać się martwić. Dopiero potem
należy przedsiębrać kroki zmieniające
sytuację.
W tym logicznym miejscu mój twardy dysk (który mam pomiędzy uszami) zawiesza się:
przyjąć sytuację - oznacza przestać
odczuwać niezadowolenie, przestać odczuwać brak satysfakcji - stracić bodziec do zmian.
Dlatego w tej chwili pomiędzy
"przyjąć coś takim, jakim jest", "pogodzić się z sytuacją" i "opuścić ręce" jest znak równości
(którego w zasadzie nie powinno
tam być).
W rzeczywistości można oczywiście zastosować na zwierzchniku frailing, nauczyć się spać
na szafie albo wyjechać do
USA i zostać fotomodelką katalogów z odzieżą dla puszystych - znaleźć w ten sposób wiele
plusów we wszystkich minusach.
Można rozwinąć też w sobie absolutną obojętność: zwierzchnik się drze - i co z tego? W
nocy spadam z szafy - i co z tego?
Musiałam sobie przerobić pokrowiec z lodówki na sukienkę - i co z tego? "Wszystko to
drobiazg w porównaniu ze światową
rewolucją".
Po co, jeśli istnieją produktywne rozwiązania? Zmienić pracę, kupić mieszkanie o większym
metrażu, schudnąć. Potrzebny
jest tylko bodziec. Co jest bodźcem? Niezadowolenie. Z kolei niezadowolenie tylko pogarsza
sytuację.
Piiiip! ... Ctrl + Alt + Del
Będę wdzięczna, jeśli podzielicie się swoimi przemyśleniami na ten temat - kto, jak rozumie
te dwa pojęcia i czym one
się różnią?
AFTER:
Z mojego punktu widzenia "przyjąć coś takim, jakie jest" - to inaczej przestać odczuwać
negatywne emocje z tego powodu,
czyli pozbawić niepożądany fakt ważności. Przy tym całkiem możliwe jest posiadanie
spokojnego zdecydowania, by zamiast
tego, co jest, otrzymać coś innego, co bardziej mi się podoba. Możliwość, że to co
zamyśliłem, się nie spełni, również nie powinna
wzbudzać negatywnych emocji. Rozumiem, że szczęście to raczej nie ekwiwalent
odczuwania silnych pozytywnych emocji
(które z definicji kiedyś się skończą), tylko całkowity brak emocji negatywnych, których to
brak rodzi spokój i spójność. Poza
tym szczęście polega na wolności w dysponowaniu swoim losem.
HELG:
Niezadowolenie, brak pogodzenia z życiem czyni sytuację tylko jeszcze gorszą.
Nieusatysfakcjonowanie to niezłe słowo.
Stymuluje twórczy potencjał człowieka, który jest cechą aktywną. Wszystko jak w książce:
"Trzeba przynajmniej przebierać
nogami".
POSTREALITY:
After, uaktywnienie się (wszystko jest dobrze, ale chcę zrobić tak, żeby było jeszcze lepiej) to
końcowy cel. Mam do niego
jeszcze długą drogę, jestem jeszcze na etapie "jeż to dumny ptaszek, dopóki nie kopniesz, nie
poleci". ))) Helg, kwestię przebierania nogami (albo "przynajmniej kup los na loterię")
dobrze rozumiem. Nie mogę tylko zrozumieć, jak stan pogodzenia z
życiem może pobudzać do działania.
AFTER:
Przypomnij sobie początek książki - dwa warianty przebudzenia. Jak myślisz, w którym
wariancie człowiek odczuwa radosną chęć działania, zainteresowanie i ufność wobec świata,
dociekliwość i uczucie odkrywcy, pobudzenie do życia i dążenie
do czegoś nowego, lepszego. W pierwszym wariancie jest beznadziejny ciężar negatywnych
emocji i chęć uśmiercenia pieska,
podpalenia domu sąsiada, przegonienia żebraka. Pragnienia zrodzone z niezadowolenia to
raczej pragnienia, by nie mieć czegoś,
co nas drażni, na przykład żeby zwierzchnik nie naprzykrzał się, żeby w domu nie deptać
sobie po rękach, żeby bez strachu
spoglądać w lustro. Ale gdzie tutaj radość? Od czego dusza ma zaśpiewać? A jeśli dusza nie
śpiewa, to zgodnie z Transerfingiem
nic nie zmienia się na lepsze.
HELG:
24
Co to jest końcowy cel? A co potem? "Żyli długo, dopóki nie umarli"? Nie wolno się
zatrzymywać. Wybieraj to, co
niemożliwe, a otrzymasz maksimum. Co się tyczy mnie, to mogę sensownie wybierać i
działać jedynie wtedy, kiedy znajduję
się w zgodzie z życiem. Być może ktoś woli przebijać się przez życie, na nic nie zważając,
ale jest to niekorzystne i ewidentnie
krótkotrwałe wyjście. Lepiej postępować łagodniej, delikatniej ...
LANDYSZ:
Pisałem już, że świat jest twoim odbiciem. Jeśli zwierzchnik krzyczy, to znaczy, że przyczyna
jest w tobie, a nie w nim ...
Jednopokojowe mieszkanie? Ciesz się, bo inni nawet tego nie mają. Przytyłaś? Trzeba mniej
jeść i rozwiązać problemy z
dzieciństwa (nikt mnie nie kocha) albo odwiedzić immunologa [raczej endokrynologa przyp. tłum.].
Wszystko to, co opisujesz, przypomina mi dziecinną zabawę ... W tym świecie nie ma nic
ważniejszego od życia. Powtarzam: zweryfikuj swoje priorytety, nastaw się na wartości i
przestań oglądać się na społeczeństwo (co kto powie). Spróbuj doznać zadowolenia z tego, że
po prostu się obudziłaś, że czujesz zapach porannej łąki, widzisz światło księżyca. Jutro
możesz nie
mieć ani mieszkania, ani działki, ani samochodu ... I co dalej? Powiesić się? To byłoby
głupie. Są jeszcze inne wartości w życiu.
Kiedy to zrozumiesz, zniknie ważność nabywania czegoś, kiedy twój zwierzchnik przestanie
krzyczeć (przez kłótnie z żoną)
na ciebie (trzeba mu współczuć, a ty bierzesz sobie to do serca ... bo ważność twojej pracy
jest na pierwszym miejscu). Przybrałaś
na wadze - przecież dobrego człowieka powinno być dużo! Tego właśnie uczy Transerfing obniżania ważności. Musisz uwolnić
się od ciężarów i oddać siebie w najem, aby społeczeństwo dało ci spokój, ale rób wszystko
bez zarzutu!
SARINA:
1. Przyjmuj wszystko takim, jakie jest.
2. Wyznacz sobie cel (cele).
3. Zacznij kolekcjonować poprawy (dobre znaki i wiadomości).
4. Przebierać nogami w kierunku celu: przeglądać gazety z ogłoszeniami o sprzedaży
mieszkań, wizualizować siebie w
tym mieszkaniu, podtrzymywać na duchu zmęczonego życiem zwierzchnika dobrowolnie,
kiedy masz nastrój, zacząć czytać
książki o zdrowym żywieniu - Bragg, Małachow i inni.
POSTREALITY:
Landysz! To, że interesuje mnie określony aspekt, nie oznacza, że nie wiem albo nie
rozumiem wszystkich pozostałych
aspektów. W tej dyskusji staram się zrozumieć dwa konkretne pojęcia bez odniesienia do
całej reszty! SARINA, BOJĘ SIĘ
MAŁACHOWA.
LANDYSZ:
Po co tak krzyczysz? Aż ogłuchłem ...
WRONA:
W każdym razie - ważność lepiej obniżać. Aby nie stwarzać nadmiernych potencjałów i nie
karmić wahadeł swoją energią.
Ale to dopiero pierwszy krok. Następnie trzeba zbudować docelowy slajd. I naprzód. W
stosunkach międzyludzkich pierwszym
krokiem będzie obniżenie ważności stosunków, ciebie samej, jako Matki Teresy itd. Przy
takim podejściu obniżenie ważności
jest drogą do wolności, a nie do pogodzenia się z losem.
DUSZA:
Całkiem się już poplątałam. Co oznacza obniżenie ważności, a co pogodzenie? I co ma z tym
wspólnego brak satysfakcji?
NADZORCA:
Zamęt powstał w semantyce. Z ważnością mamy do czynienia, kiedy człowiek nadaje
rzeczom zbyt wielkie znaczenia,
przez co w otaczającym go polu energetycznym powstaje nadmierny potencjał, który siły
równoważące starają się usunąć, w
rezultacie czego sytuacja człowieka jeszcze się pogarsza. Aby uniknąć szkodliwego działania
sił równoważących, trzeba obniżyć
ważność i ocenić stan rzeczy obiektywnie. Nie zaniżyć znaczenie, tylko obniżyć ważność.
Spojrzeć na sytuację z boku, trzeźwo
i beznamiętnie.
Jednak z tym marzeniem sennym ważność nie ma nic wspólnego. Mowa jest w nim o tym,
jak zmniejszyć w swoich
myślach udział fatalizmu, zachowując przy tym budującą część braku satysfakcji. Należy
zauważyć, że zawyżenie ważności nie
zawsze wiąże się z fatalizmem. Fatalizm to w większości niezadowolenie. A niezadowolenie i
brak satysfakcji to różne rzeczy.
Nie należy godzić się ze stanem rzeczy. Trzeba przeorientować wektor uwagi na to, co chce
się mieć.
Przyjęcie sytuacji taką, jaka jest to inaczej zaprzestanie wylewania swojego niezadowolenia
podobnego do trujących
odpadów do środowiska zewnętrznego. Często da się zauważyć, jak robią to starsi ludzie.
Można ich zrozumieć - większa część
ich życia jest już za nimi, wszystko co najlepsze zostało w przeszłości, a w teraźniejszości
trudno jest cokolwiek zmienić. Ale
spójrz, co oni robią ze swoją rzeczywistością! Stosują odwrócony Transerfing! Niezależnie
od tego, z czym się stykają w swojej
rzeczywistości, wszystko powoduje w nich niezadowolenie, sprzeciw, niechęć, nienawiść.
Zwróć uwagę na twarze tych ludzi, a
ujrzysz nawet nie cierpienie - a wyraźnie przejawiający się, bardzo nieprzyjazny, wrogi
stosunek do rzeczywistości. Żyłoby się
im nieźle, ale takim stosunkiem sami niezwykle skutecznie psują swoją warstwę świata.
25
Czy fataliści odczuwają brak satysfakcji? Oczywiście, ale ten brak satysfakcji jest
niszczycielski, ponieważ ich uwaga skupiona jest na odbiciu w zwierciadle. Co to oznacza?
Przebywają oni w stanie nieświadomego snu. Sen ów będzie z każdym dniem
coraz mroczniejszy, ponieważ śniący spoglądając na rzeczywistość, wyrażają swoje
niezadowolenie, przez co w odbiciu barwy
ciemnieją jeszcze bardziej, a niezadowolenie z tego jeszcze bardziej się nasila, i tak w
nieskończoność (a raczej do końca),
wzdłuż łańcucha sprzężenia zwrotnego.
Teraz powinno być jasne: koniecznie trzeba się obudzić, oderwać oczarowany wzrok od
zwierciadła i przekierować uwagę
na to, co chciałbyś widzieć w warstwie twojego świata. Trzeba myśleć nie o tym, "jak ja
żyję", tylko o tym, "jak myślę". Brak
satysfakcji pozostanie, ale niezadowolenie zniknie, ponieważ myśli będą teraz skupione na
upragnionym celu.
ROZDZIAŁ II.
Mam siebie dosyć.
W ślepej uliczce.
DUSZA:
Śniący na pewno mają problemy. Ciekawe jakie? Jeśli u mnie pojawiają się problemy, to na
całego. Pragnienia się nie spełniają, marzenia nie ziszczają! Plany rozsypują się z hukiem!
Nadzieja umiera, wiara przepada! Miłość gaśnie, przyjaźń się
kończy! Tort jest zjedzony, lody w zamrażarce kończą się, pudełko z cukierkami pustoszeje, z
butelki z lemoniadą wylatuje ostatnia kropla! Świat pogrąża się w szarość bez wyjścia i
zaczyna się najmroczniejszy karnawał...To znaczy, chciałam powiedzieć
- kondukt pogrzebowy. Albo nie - raczej nocny horyzont.
UMYSŁ:
Wystarczy, rozhulałaś się! W każdej przykrej sytuacji można znaleźć coś pozytywnego. Na
przykład zabrnęliśmy w ślepą
uliczkę - i dobrze. Nie trzeba nigdzie dalej iść, można usiąść i odpocząć.
DUSZA:
To jak w anegdocie. Wraca hodowca jeleni z Tundry do swojego domu, cały się trzęsąc i pyta
żony: "Zagotowałaś wrzątek?".
Ona: "Zagotowałam, zagotowałam!". On poszedł, wyprzągł jelenie, wrócił do jurty i pyta:
"Zagotowałaś wrzątek?". "Zagotowałam, zagotowałam". Poszedł jeszcze nakarmić psy i pyta
znowu:
"Zagotowałaś wrzątek?". Ona znów: "Zagotowałam, zagotowałam!". Więc bierze czajnik, a
ten jest całkiem zimny. Ze złością wylewa jej wodę prosto w twarz. A ona: "O jak dobrze, że
nie zagotowałam!".
UMYSŁ:
No widzisz, każda ślepa uliczka może być postrzegana jako początek nowej drogi.
HIPOPOTAM:
Pozwólcie, że podzielę się swoim problemem. Znajduję się w bardzo dziwnym stanie i nie
mogę z niego wyjść. Pracuję
nad skomplikowanym projektem programistycznym. Kiedy praca nad nim się zaczynała wszystko było wspaniale, praca szła
cudownie i z entuzjazmem. W pewnym momencie wszystko skończyło się jak nożem uciął.
Nie jestem w stanie kontynuować
i koniec.Terminy już gonią i inwestor się denerwuje, nawet ja bardzo się niepokoję.
Postanawiam, by usiąść i pracować, ale kiedy
tylko siadam, wyłączam się i tyle ... praktycznie ani jednej linijki nie jestem w stanie napisać.
Czuję jakiś wewnętrzny sprzeciw,
od razu pojawiają się inne sprawy, ktoś odwraca moją uwagę. Mam poczucie pełnej pustki
wewnętrznej, a energia jest na
poziomie zerowym. Jeśli dalej tak będzie, to wszystko zakończy się katastrofą. Inwestor jest
dość poważnym człowiekiem i
może przysporzyć wiele nieprzyjemności. Ale nie potrafię wyjść z tego stanu. Po raz kolejny
natknąłem się na stronę
Transerfingu i pojawiła się we mnie nadzieja, że to mi pomoże.
SARINA:
No tak, oczywiście z boku lepiej widać. Zawyżona ważność zdarzenia, z całą pewnością.
Ważność można obniżyć, jeśli
przeżyje się w myślach negatywny rozwój zdarzeń: nie zdążyłeś, wyrzucili cię itd., przyjmie
się taki zwrot zdarzeń duszą, zrozumie, że od tego się nie umrze i żyje się dalej. Spojrzysz, a
sytuacja się poprawi i muza powróci.
GEMINI:
Spróbuj zacząć od "epilogu" i kierować się do tego miejsca, w którym utknąłeś. Mam na
myśli, że powinieneś zburzyć nieco
stereotypy (na przykład nie siadaj do pracy, tylko stawaj albo siadaj do przygody.) Albo
powiedz sobie coś w rodzaju "a może
byśmy tak zanurkowali w fontannie?". Napisz sobie tekst w manierze inwersji
rzeczywistości, rozśmiesz siebie, w ten sposób
obniżysz ważność.
WŁÓCZIĘGA:
Nie martw się, tam już niewiele zostało do zrobienia.
Programy mają tę cechę, że kończą się nieoczekiwane. Jeśli już całkiem nie możesz, to
powiedz sobie, że wszystko
przepadło, rozluźnij się i pracuj dla duszy. Przecież w przyszłości będziesz musiał pisać
programy, jeśli nie ten konkretnie, to
26
inny.Trzeba zwiększyć energetykę. Rzuć pracę na dzień albo dwa, wyjedź na łono natury,
posłuchaj muzyki. Najważniejsze, żebyś
wyrzucił na ten czas wszystkie myśli o pracy - powiedz sobie, że masz to gdzieś i
odpoczywaj. Jeśli porządnie odpoczniesz, to
wszystko nadrobisz.
Mogę udzielić kilka rad organizacyjno-psychologicznych, które zawsze mi pomagały.
Kiedy projekt zbliża się do końca, zdarza się, że jest dziurawy i przez to nie wiesz, za co się
zabrać. Aby jakoś określić się
z dalszą pracą, trzeba stworzyć listę niewykonanych zadań, zaczynając od najlżejszych (na
przykład wstawienie w jakieś miejsca
kilku pominiętych tekstów albo poprawienie jakichś funkcji graficznych) do najtrudniejszych
(na przykład od początku napisać
brakujące funkcje).
Jeśli masz kryzys twórczy, to przygotowawszy listę, musisz zacząć od najlżejszych
poprawek. One zajmują około 10-15
minut, wykreślasz je sobie z listy jedne za drugimi, a twoja pewność siebie rośnie. Bardzo
szybko na liście pozostaną już 2-3
podstawowe punkty - ale do tego czasu już będziesz wypoczęty i nastawiony na trudną pracę.
Dodatkowo wyczyścisz program
ze szczegółów, na które w lepsze dni żal tracić czasu.
Oprócz tego zawsze jest wiele rutynowej pracy w stylu doprowadzenia do porządku
strukturyzacji danych i modułów
napisania komentarzy, przetestowania poszczególnych modułów itp. I tak trzeba to zrobić,
dlatego można na kilka dni
przestawić się na rutynową pracę, a następnie w sposób nienarzucający się przejść do
skomplikowanych elementów.
W ogóle staraj się zmieniać rodzaje działalności wewnątrz samego projektu. Jeśli zmęczysz
się łamaniem głowy nad algorytmami, to zajmij się powłoką graficzną. Jeśli zmęczysz się
grzebaniem w grafice, to napisz długi i skomplikowany algorytm.
Jeśli jesteś całkiem nie w formie, pisz brudnopis dokumentacji.
VAS:
To nic innego jak "zacięcie się". Ja w takich wypadkach po prostu odkładam na jakiś czas
taką pracę, wówczas znika
ważność, jak już wielu z Was zauważyło, a po jakimś czasie rozwiązanie przychodzi samo,
zresztą najoptymalniejsze. Pewnie,
gdzieś tam zadanie w dalszym ciągu jest wykonywane ... Może to nie jest najlepszy wariant,
ale ja na tę okoliczność mogę
jeszcze wypić, żeby rano głowa nie bolała, a rano na świeżą głowę ...
UMYSŁ:
Mnie również nieraz trudno ruszyć z martwego punktu i zacząć pracować. Mam wówczas
takie wrażenie, jakby mnie
sparaliżowało.
NADZORCA:
Przyczyna takiego stanu zmęczenia albo osłupienia polega na tym, że blokuje się energia
zamiaru. Bardzo często zdarza
się, że z jednej strony chce się wszystko zrobić jak najlepiej, a z drugiej pojawia się naturalny
strach, że nie wszystko tak dobrze
wyjdzie. Otrzymujemy tę samą sytuację co w wypadku lenistwa, kiedy wciśnięte są oba
pedały - gazu i hamulca. Już to omawialiśmy. Należy zwolnić pedał gazu, czyli świadomie
zrobić sobie przerwę, żeby zgromadzić wystarczający potencjał "chęci do
pracy", albo tak samo świadomie obniżyć ważność problemu i zwolnić pedał hamulca, aby
ruszyć z miejsca choć trochę. Kiedy
tylko zaczniesz się poruszać, energia zamiaru uwolni się i dalej wszystko się uda samo przez
się. Może to dotyczyć zdania egzaminu, rozmowy w sprawie pracy, randki, wystąpienia,
rozmowy w innym języku itd. W takich wypadkach konieczne jest celowe
obniżenie ważności sytuacji. Na przykład bardzo chcesz zapoznać się z osobnikiem płci
przeciwnej, ale boisz się okazać
człowiekiem "nie na poziomie". Należy przebudzić się i zdać sobie sprawę, że zawyżona
ważność blokuje Twoją energię zamiaru,
przez co robisz się strasznie niezręczny, wbrew swej woli. Należy wówczas wypuścić siebie,
pozwolić sobie na bycie sobą, a nie
tym, za kogo chcesz uchodzić. Zwolnij pedał hamulca. Wówczas energia się odblokuje i
wszystko przebiegnie sprawnie i naturalnie.
Wszystko do niczego.
DUSZA:
Nie chcę, żeby było źle, chcę, żeby było dobrze!
UMYSŁ:
No to sobie chciej, to i tak nie ma sensu! Nie trzeba chcieć, tylko mieć zamiar.
DUSZA:
Nie chcę zamierzać! Będę kaprysić!
UMYSŁ:
Jakaś ty wrażliwa! Przecież nie tobie jest źle. Opowiem ci anegdotę
Stoją faceci na brzegu krętej rzeczki. Stoją cicho i wsłuchują się. A gdzieś za zakolem rzeki
rozlega się histeryczny
krzyk: "Idźcie wy wszyscy do diabła!". Faceci stoją, milcząc, i słuchają· Znowu ten sam
krzyk: "Idźcie wy wszyscy do diabła!".
Po jakimś czasie, już gdzieś bliżej, znów rozlega się: "Idźcie wy wszyscy do diabła!". Faceci
nie rozumieją, co to wszystko
znaczy. I oto zza zakrętu powoli wyłania się łódka, w której siedzi mężczyzna i wiosłuje
łyżkami. Ci gapią się na niego i pytają: "Ej, a czemu nie wiosłujesz widelcami?".
27
Na co ten odpowiada: "Idźcie wy wszyscy do diabła!".
DUSZA:
Dziwne, a dlaczego on wiosłował łyżkami?
UMYSŁ:
U-u-u-u ...
WILK:
Jak rozwinąć w sobie przyzwyczajenie pamiętania? Pamiętania o tym wszystkim, o czym
mówi się w Transerfingu. Oto
niewielki fragment z listu do dziewczyny, która mieszka w innym mieście: "Dzisiejszy dzień
był po prostu wspaniały, myślałem,
że zwariuję, bo od rana miałem okropny nastrój ... Pogoda mnie nie cieszyła, życie wydawało
się szarą papką bez cukru i soli,
nadszedł moment, w którym należało oddać gotowy projekt niezależnie od wszystkiego, a ja
go jeszcze nie skończyłem.
Przyszedłem do pracy i żeby mi nikt nie przeszkadzał, włączyłem muzykę. Siedziałem i
pracowałem nad tym, a tak mi się nie
chciało nic robić ... i do tego nastrój taki, że chciało mi się płakać nad niesprawiedliwością:
"Dlaczego właśnie ja? Dlaczego nie
ktoś inny?".
Wybacz mój ton, ale siedzę teraz i patrzę na komputer, zły jak pies, aż ręce mi opadają.
Wiesz, niezależnie od tego, jakimi
byśmy my - mężczyźni się nie wydawali, to nieraz chce się nam po prostu opuścić ręce i
powiedzieć: "Kurcze, dlaczego wszystko
wychodzi tak fatalnie?", popłakać i wtulić w kąt, pochlipać w poduszkę, ale nie - zasady nam
na to nie pozwalają. Kto w ogóle
wymyślił taką głupią rzecz jak zasady? Brednie ... Przecież mnie też nieraz jest ciężko, a
świat, jak głuchoniemy nadzorca,
zajdzie do pokoju, spojrzy na mnie chlipiącego, uśmiechnie się i z kamienną twarzą odejdzie,
pozostawiając mnie w samotności
z moimi niewesołymi myślami... Chce się krzyczeć, tylko że mama, siostra, dziadek i kot już
śpią, sapiąc na całego - wszyscy
jakby śmiejąc się, mówili: "A nam jest i tak nieźle".
Wiesz, siedzę teraz i myślę, że nieraz zdarza się, że zawisa się w tym świecie, a
spowodowane jest to mądrością· Jeśli bym
był głupi, to żyłbym pewnie szczęśliwie, nie myśląc o tym, kto ma rację, kto jest winny, ale
niestety - Bóg dał... Po co mi ten
mózg? Chciałoby się wyrzucić go przynajmniej na jeden dzień i w ogóle o niczym nie
myśleć, przyjmować ten świat takim, jaki
jest, a nie takim, jaki jawi się on przed moim wewnętrznym spojrzeniem, przechodząc przez
filtry debilności mojego pojmowania
rzeczy, które mają miejsce.
Byłoby tak łatwo, jeśli mógłbym myśleć tylko pozytywnie, cieszyć się tym, że mam Ciebie,
nawet tak daleko, ale mam ...
Ale nie - zaczyna się wplątywać zgniła, śmierdząca myśl o tym, że już nigdy Cię nie zobaczę
i na poziomie podświadomości
cichutko drapie moją duszę swym diabelskim widelcem, skrzypi i doprowadza mnie do
szaleństwa. Robi się strasznie, psuje się
nastrój, a potem świat, jako dowód, jeszcze pod nos podsuwa wszelkie świństwa, powstaje
wrażenie, że wciąż z kimś rywalizuję,
jako dowód, że wszystko jest nie tak, jak się wydaje, a on mi mówi: "Myślisz, że masz rację?
No to patrz i spróbuj teraz polemizować, ha, ha, ha". I podrzuca nieprzyjemne niespodzianki
pod nogi, jak kupę gówna.
Jestem pobity i zmęczony, a myśl o tym, że jeśli opuszczę ręce, to na pewno już Cię nie ujrzę,
smaga mnie i zapędza z
powrotem w tę wrzawę. Powstaje zamknięty krąg bez początku i bez końca. Sam nie wiem,
co mam począć ... Ale przecież nikt
poza mną nie odpowie na to pytanie, a to jeszcze jedna sprawa na moich barkach ... sam je
generuję ...
W ogóle wychodzi jakaś bzdura, w zasadzie wiem, co i jak robię źle, ale i tak nie umiem
wyrwać się z tego stanu ...
ARNIKA
Nie myśl, że tak się dzieje tylko z tobą. Czy zawsze byłeś w takim stanie? Nie! Czy zawsze
będziesz w takim stanie? Też
nie! Kiedy jest mi bardzo źle, to świadomie jeszcze pogarszam sytuację. Ale to mój własny
sposób i własne doświadczenie - nie
do każdego pasuje. Chociaż podobna rada znajduje się w książce, w rozdziale "Inwersja
rzeczywistości".
PILOT:
Pamiętaj, Wilku, że nie jesteś sam.
KICIA:
Pamiętaj też Wilku, że są jeszcze wilczyce!
GENERAL:
Tak, Wilku, przyjacielu, w twojej podświadomości uzbierało się wiele negatywnych spraw.
Mówię ci to jako specjalista.
Co się teraz dzieje? Twoja negatywna strona stara się wyjść na zewnątrz. I to bardzo dobrze!
Co należy zrobić? Pozwolić
całemu temu świństwu wyjść. Mianowicie: przychodzisz do domu, żeby nikt ci nie
przeszkadzał (dobrze by było, żebyś był
sam w mieszkaniu), kładziesz się na podłodze i wyrównujesz oddech. Udało się? A teraz
powiedz sobie: "Teraz pozwalam
sobie uwolnić się od wszystkiego, co we mnie negatywne". A teraz pozwalasz sobie poczuć
wszystko, co zechcesz. Obserwujesz (bez sprzeciwu, poparcia, oceny), jak zmienia się stan,
jakie przychodzą myśli, uczucia, emocje. Pozwalasz sobie wyzwolić
się od tego wszystkiego (jest coś podobnego w "Drodze czarownika" Chopry, ale to nie on
wymyślił, tak więc nie istnieją
żadne prawa autorskie). Rezygnujesz ze sprzeciwiania się temu, co masz w swoim wnętrzu.
Przyjmujesz to. Jakby powiedział
Chopra - nie odrzucasz emocji, lecz się do nich przyznajesz: tak, właśnie to czuję. Reakcja
może być bardzo silna. Przyjmij
ją. Następnie zrobi ci się jak po wymiotowaniu - niedobrze, ale o wiele lepiej niż wcześniej.
Możesz powtórzyć tę technikę w
28
razie konieczności.
LANDYSZ:
Odetchnij mój drogi... Wszystko robisz dobrze. Po prostu trochę się przeciążasz, spójrz na
świat ... Nawet twój kot krzyczy,
a przecież jest on twoim zwierciadłem. Nakarm go, a sobie pozwól na odpoczynek i nie
napinaj się tak.
WILK:
Macie rację! Tak właśnie zrobię!
LANDYSZ:
Zuch! Dobry chłopiec.
WILK:
Właśnie sobie pomyślałem ... , że wiele razy czytałem w książkach o tym, że należy
uruchomić nadzorcę, ale nie zrozumiałem, jak to zrobić. Po prostu wciąż obserwować swój
proces myślenia. Ale w ten sposób człowiek szybko się odbudowuje i
kiedy trzeba, przepuszcza przez palce i puszcza mimo uszu moment, kiedy należy w jakiś
sposób zareagować.
KICIA:
Wyobraź sobie, że oglądasz jakiś film o sobie samym. Patrz na siebie z boku, obserwuj i nie
utożsamiaj swojego Nadzorcy
ze sobą. Jest rzeczą bardzo zabawną obserwowanie siebie w chwilach wybuchów
emocjonalnych. Wszystko zmienia się w grę.
Przez jakiś czas trudno utrzymywać takie rozdwojenie, ale potem będziesz to robił
automatycznie.
UNTOUCH:
Kiedy zacznie się radość (fala szczęścia), wówczas nawet nie będziesz musiał się zmuszać do
pamiętania, a póki co trzeba
przejawiać silną wolę. Najważniejsze to jak najmniej chcieć!!!
WILK:
W ten sposób można dostać rozdwojenia jaźni, ale na pewno tego spróbuję, dziękuję za radę.
Zmęczyłem się już cierpie
niem do tego stopnia, że aż wydaję się śmieszny we własnych oczach. Wszystko OK.
SHERE:
Mnie w pamiętaniu o Transerfingu pomaga ciągłe czytanie książki od nowa (to moja
podręczna książka). Sama w sobie
książka wywiera efekt terapeutyczny. Kiedy ją czytam, mój wewnętrzny Nadzorca włącza się
samoczynnie. Bardzo ważne jest,
by móc przypomnieć sobie o Transerfingu na czas. Kiedy zwala się na ciebie zbyt wiele
spraw negatywnych, kiedy wahadła zdążą
wyssać z ciebie całą twoją energię, brak ci już sił na zastosowanie zasad Transerfingu. Trzeba
wciąż żyć, grając. Kiedy pojawiają
się u mnie nieprzyjemności, uświadamiam sobie, że popełniłem błąd (niewłaściwie złożyłem
zamówienie, stworzyłem niewłaściwy slajd, połknąłem haczyk wahadeł, zapomniałem o
Transerfingu). Kiedy uświadamiam sobie, że moje życie biegnie według
moich zasad, rozumiem, że wszystkie niepowodzenia w moim życiu są moimi błędami. Jeśli
jestem na siłach, by popełnić błąd,
to mam też siły, by go naprawić. Świadomość autorstwa swojego życia daje siły do
twórczości .
NADZORCA:
Depresja to jeden z przejawów zablokowania energii zamiaru, Jeśli energia jest na poziomie
zerowym, to niczego nie
jesteś w stanie zrobić, a od świadomości tego faktu robi Ci się jeszcze gorzej.
UMYSŁ:
Jak zwiększyć energię zamiaru?
NADZORCA:
Jest wiele sposobów. Najprostszy to zwiększyć aktywność fizyczną. Życie to ruch. Apatia to
śmierć. W czasie ruchu wszystkie blokady się zwalniają i energetyka zostaje przywrócona.
Kiedy tylko uwolni się energia, przebudzi się wola życia i działania.
To podstawowa fizjologia.
Innym sposobem zwiększenia energetyki jest slajd energetyczny, Wmawiasz sobie, że
powłoka energetyczna odbudowuje
się i umacnia, energetyka się zwiększa. Należy przy tym wyobrażać sobie, że ciało wypełnia
się energią, która płynie silnym swobodnym potokiem. Nieważne, jak konkretnie płynie najważniejsze, by zwrócić uwagę na swe ciało i jakoś sobie to wyobrazić.
W ten sposób energia zamiaru sama się podnosi, niejako za kołnierz. Slajd ten dobrze działa,
kiedy przyjmujesz naprzemienny
prysznic albo w czasie marszu czy gimnastyki.
Jest jeszcze jeden sposób polegający na wyborze aktywnej postawy życiowej. Bezcelowe
mitrężenie czasu wywołuje apatię.
Kiedy zaś masz cel i podejmujesz aktywne działania w celu jego osiągnięcia, to energia
zamiaru znacznie się zwiększa. Śniący
Shere wypowiedział złotą myśl: "Świadomość autorstwa swojego życia daje siły do
twórczości". Powinieneś zrozumieć, że sam
kształtujesz swoją rzeczywistość. Nawet jeśli teraz wszystko jest źle, to przecież nie
beznadziejnie! Masz Transerfing i wiesz,
że rzeczywistość można wyprostować siłą swojego zamiaru. Już sama ta wiedza budzi w
świadomości aktywny pierwiastek. Do
warstwy Twojego świata przebija się pierwszy promień słońca, a potem zyskujesz władzę, by
oczyścić całe niebo.
29
Jestem nikim.
UMYSŁ:
Tak właśnie jest - jestem nikim. Przed tą smutną prawdą nigdzie się nie ukryję·
DUSZA:
A kim jesteś?
UMYSŁ:
Przecież ci powiedziałem: takim sobie, nikim!
DUSZA:
Ale skoro jesteś nikim, to kim jesteś?
UMYSŁ:
Całkiem mnie zmyliłaś. Chciałem powiedzieć, że jestem pustym miejscem, żałosnym
nieudacznikiem.
DUSZA:
Powieś sobie jeszcze na ścianie plakat Brada Pitta i codziennie powtarzaj z wielkim
smutkiem, że nigdy takim nie
będziesz.
UMYSŁ:
Nie pocieszaj mnie, jestem nic niewartym, nikomu niepotrzebnym i przez nikogo
niedocenionym geniuszem.
DUSZA:
O! Więc to tak!
UMYSŁ:
Cała wielkość moich idei zostanie odkryta dopiero przez potomnych.
DUSZA:
No no, kontynuuj, panie taki sobie.
UMYSŁ:
Nie, lepiej nazywaj mnie "panem Nikt", albo lepiej "panem Ktoś". To robi o wiele większe
wrażenie, prawda?
DUSZA:
Ktoś zadowolony z siebie.
UMYSŁ:
Nie, Ktoś, kto zasługuje na wielkie zachwyty.
DUSZA:
Ktoś będący samochwałą.
UMYSŁ:
Nie, Ktoś przez wszystkich chwalony i uprzedzająco skromny.
DUSZA:
Ktoś cwany.
UMYSŁ:
Nie! Ktoś lśniący i wspaniały! Jak ja nienawidzę tej fałszywej skromności? Ej, co ty tam
przygotowujesz?
DUSZA:
Linę. Będę ściągać cię z piedestału.
UMYSŁ:
Tak jest zawsze. Jeśli sam się nie pochwalisz, to nikt cię nie pochwali! Poczekaj, podła!
Oddaj linę!
DUSZA:
Nie oddam!
UMYSŁ:
No oddaj, żartowałem! Eh, niełatwe to brzemię - być geniuszem.
DUSZA:
Uważaj, bo zaraz znajdę drugą linę!
UMYSŁ:
Nie! Koniec, popatrzmy na marzenie senne.
NATALIA:
Jak pozbyć się braku pewności siebie i nawyku ciągłego
mówienia o sobie źle, rugania siebie? Wiem, że nie należy z tym walczyć, tylko się uspokoić,
obniżyć poziom ważności,
ale jak uczynić to praktycznie? Są pewne tematy, które bardzo mnie poruszają ... Na przykład
temat zdrady. Kiedy słyszę, że
ktoś kogoś zdradził, od razu psuje mi się nastrój i chce mi się powiedzieć coś złego, włącznie
z przekleństwami. To dziwne, nie
odczuwam jawnej zazdrości, nic mnie nie wścieka, tylko jakoś tak boli. W zasadzie,
obiektywnie nie mam powodów, by gnębić
30
siebie, zajmuję się rzeczami, które podobają mi się i to z powodzeniem, wszystko jest u mnie
w porządku, ale coś takiego ... po
prostu chce się umrzeć. Stąd wynika koszmarna, nienormalna zazdrość. Co robić?
ARNIKA:
Spróbuj zastąpić jeden nawyk drugim. Jeśli masz za co powiedzieć sobie dobre słowo - to
mów. Jeśli masz powód do rugania siebie - i tak mów dobre słowo, nawet z dużą dozą ironii.
(Przeczytałam gdzieś, że nowy nawyk utrwala się w ciągu 21
dni.) A zazdrość - prawidłowo określiłaś - wynika przede wszystkim z niepewności siebie.
Masz przecież (podobnie jak każdy)
mocne i słabe strony (według twoich kryteriów, oczywiście). Większy nacisk kładziesz na to,
na co zwracasz uwagę. Sama więc
wybieraj, co masz rozwijać i na czym lepiej się skupić.
HIEROGLIF MIECZ:
Natalia, chwal siebie za wszystko: wszystko się udało - pochwal się, zrobiłaś coś głupiego pochwal się, postąpiłaś niewłaściwie - to pięknie! Jeśli byłabyś doskonałością (którą jesteś),
to już byś fruwała na skrzydełkach, ale ... nie w tym świecie.
Masz nie walczyć, ale nie z przyzwyczajeniem, tylko ze sobą. Poza tym pozazdrość z całej
duszy, jak należy, tak, żeby
wszyscy się dowiedzieli.
Inny wariant: można zamiast rugania siebie wymyślić sobie następującą karę: chwalić siebie
przed lustrem i prawić sobie
szczere komplementy. Zacznij już od następnej minuty. Skoro jesteś zazdrosna, to znaczy, że
kochasz. Przecież kochałaś
mężczyznę albo dziecko. W takim razie kochaj tak samo siebie.
NATALIA:
W kwestii przyzwyczajeń ... Mówicie, że nowe utrwala się w ciągu 21 dni. Przezwyciężyłam
siebie i nie mówiłam źle o
sobie przez jakieś dwa miesiące, a potem wszystko zaczęło się od nowa. Radzicie, żebym
pozazdrościła z całej duszy ... Ale ja
, i tak jestem zazdrosna z całej duszy, chociaż umysłem rozumiem, że nie mam powodów.
Kiedy jestem zazdrosna, to mówię o
sobie przykre rzeczy. Zresztą stosuję Transerfing i mieszankę analogicznych teorii we
wszystkich sferach życia, oprócz tej. I udaje
mi się! A w tej sferze jakoś nie mogę ...
TĘCZA:
Tak w ogóle, to zazdrość i miłość nie mają nic wspólnego ze sobą. Zazdrość to raczej
choroba. Choruje człowiek, który
jest niepewny siebie, Natalia to prawidłowo określiła.Taki człowiek myśli, że to, co otrzymał,
jest jedynym i najlepszym, co może
mieć. Dlatego tak się boi stracić swoją miłość. Czyli to już nie miłość, tylko strach, po
mistrzowsku skrywający się i manipulujący
tą parą.
Jak przestać być zazdrosną? Uświadomić sobie, że każdy człowiek, nie tylko ty, ale również
twój partner, jest od zawsze
wolny. I każdy przyszedł na Ziemię z własną misją. Jednym z twoich zadań jest wyleczenie
się z zazdrości, a jednym z jego zadań
jest wyleczenie Ciebie. Pomyśl, przecież to Ty w swój duchowy dół wciągasz wahadło, masz
w sobie potrzebę bycia zazdrosną
- proszę bardzo, oto zazdrość. A jak ją okazywać? Przez innego człowieka. Pozbądź się
potrzeby bycia zazdrosną. Dopóki sobie
tego nie uświadomisz, będzie to wracać do Ciebie znów i znów, ale kiedy tylko to zrozumiesz
i uzyskasz swobodę wewnętrzną
dla siebie i tego, kto jest obok Ciebie, to będziesz mogła powiedzieć, że otrzymałaś lekcję,
osiągnęłaś wewnętrzną spójność, nie
ma możliwości zaczepienia Ciebie. Jesteś już inna, czyli to wahadło może odejść.
SOLUS:
Idiotyczne rady. I tak ona nie wykorzysta żadnej z nich!
IRENA:
Natalia, dlaczego myślisz, że samoponiżenie spowodowane jest brakiem pewności siebie? To
po prostu poczucie winy! Jak
układają Ci się stosunki z rodzicami? Czy nie rugali Cię oni zbyt często? Jak wyglądają
sukcesy w życiu osobistym? Jak idzie
nauka? Czy wszystko Cię zadowala w Twoim obecnym życiu? Odpowiadając na te pytania,
można zrozumieć, skąd wzięło się
Twoje przyzwyczajenie do niszczenia siebie. Zazdrość może wynikać z braku zaufania do
człowieka i z braku pewności siebie,
Czy ufasz temu, kogo kochasz? Czy znasz tego człowieka: do czego jest zdolny? Jaki ma
stosunek do Ciebie? Przecież nie taki
straszny diabeł, jak go malują. Natalia, pozwól sobie na bycie sobą i kochaj siebie, a
wszystko się ułoży.
NATALIA:
Zaczął się u mnie jakiś korzystny okres i nieco dziwnym wydaje mi się to, co mówiłam o
sobie wcześniej. Zweryfikowawszy niektóre swoje poglądy, zgodziłam się na uczestnictwo w
różnych przedsięwzięciach, w czasie których musiałam
występować przed dużą ilością ludzi... najróżniejsze wystąpienia, od humorystycznych po
wygłaszanie wykładów i uczestniczenie
w konferencjach ... Co robić w tym wypadku, by czuć się pewnie i komfortowo? W zasadzie
teraz przyjdzie mi to o wiele
łatwiej niż wcześniej i bardzo tego chcę. Ale chciałabym w celach profilaktycznych i dla
utrzymania siebie w takim stanie praktykować coś.
ARNIKA:
Nie wyobrażam sobie, jak przed wystąpieniami w obecności ludzi można nie czuć tremy. W
tym wypadku, moim zdaniem,
trema jest czymś normalnym. Określona doza adrenaliny we krwi czyni występ żywszym,
"prawdziwszym". Tym bardziej, że
trema znika zazwyczaj w trakcie występu.
31
NARRU:
W swoim czasie pomagało mi to, że wyobrażałam sobie, że jestem kimś... na przykład ...
Madonną.
MILEDI:
Jak udało się wam zaakceptować siebie? Mnie to się nie udaje. W żaden sposób.To idiotyczne
poczucie niższości. .. Rozumiem, że wszyscy uczymy się od najmłodszych lat. I jeśli od
dzieciństwa nazywali mnie wyrodkiem i żałowali, że nie można
mnie zabić, bo trzeba byłoby za to odpowiedzieć ... Jeśli w wieku 17 lat nie wpuszczano mnie
do domu tylko dlatego, że
wróciłam po 23.30 ... i wstyd ... przenocowałam na klatce schodowej, a następnego dnia
zamieszkałam w uniwersyteckim
akademiku ... i nie mogłam powiedzieć, że po prostu wyrzucono mnie z domu ... wstyd ...
Jeśli chwali się mnie, to czuję, że oszukuję człowieka, że on po prostu się myli ... że to
nieprawda ... I to poczucie: kiedy coś się udaje - to po prostu miałam szczęście
... Że sięgnęłam po cudze ... Dostałam się na aspiranturę - miałam szczęście ... po prostu tak
wyszło ... Równocześnie z nauką
udało mi się otworzyć firmę - miałam szczęście ... Nie jestem tego godna ... po prostu tak
wyszło ... i interesy szły dość dobrze
... ale .. zamknęłam firmę ... znów to poczucie niższości ... i w życiu osobistym mam znowu
problemy ... Byłam bardzo ładną
dziewczynką ... pewien chłopiec z siódmej klasy powtarzał rok, żeby uczyć się ze mną w
jednej grupie .... kiedy matka się o tym
dowiedziała, powiedziała mu, ze są kobiety, z którymi się chodzi, i są takie, z którymi się
żeni... należę do drugiego typu ... i
wyszłam za mąż w wieku 18 lat... bałam się, że nikt mnie nie zechce ... kiedy zobaczy, jaka
jestem ... że oprócz powierzchowności
niczego nie mam ... dlatego się rozwiodłam ... odeszłam donikąd ... l mój synek .. bardzo się
boję, że kiedy dorośnie, będzie mną
gardził ... za co? Zewnętrznie za nic ... ale nie potrafię pozbyć się poczucia niższości... A w
Transerfingu przyjmowanie siebie
taką, jaką się jest, to podstawowa zasada ... Nie rozmawiam z mamą ... nie umiem ... wciąż
muszę się usprawiedliwiać ... a
znudziło mi się to ... tym bardziej, że nie chcę, żeby syn widział taki stosunek do mnie ... i to,
że ja z nią nie rozmawiam, również
wywołuje poczucie winy ... wychodzi na to, że nie mogę jej wybaczyć ... i przyjąć siebie
taką, jaka jestem? Wybaczcie, być może
znów chaotycznie napisałam, ale po prostu myśli wypłynęły ...
CZUNIA:
.
Pewnego razu zdecydowałam, że uczucie zazdrości w ogóle nie jest we mnie obecne. I
natychmiast powstała sytuacja,
która wywołała szaloną i meczącą zazdrość trwająca półtora roku. Kiedy człowiek ma siebie
za układ autonomiczny, usiłuje
pozbyć się wad i nabyć albo nasilić zalety, na co poświęca lata. Ale przyjęcie siebie takim,
jakim się jest, ma miejsce tylko w przypadku (jak sądzę), kiedy przyjdzie zrozumienie
nierozerwalności człowieka ze światem, zrozumienie, że człowiek uczyniony jest
z tego samego, co cały świat. Dlatego wszystko, co jest na świecie, jest również we mnie i
nie da się tego pozbyć. Wówczas przestałam walczyć ze sobą i poddałam się. Kiedy
przychodzi przyjęcie samej siebie, fale niepokojących myśli uspokajają się i widzi
się tylko gładką powierzchnię. Wszystko zostało w tobie, ale brak niepokoju z tego powodu.
Wówczas nadchodzi miłość do
siebie i do świata. W moim wypadku transformacja ta zachodzi długo, latami.
AKSELENZ:
MiLedi, przeżywasz dokładnie to co ja. Kiedy chwalą mnie, to w ogóle nie mogę się z tym
pogodzić. Ale w twoim wypadku
"mylą się", a w moim - "kłamią". Wyszłaś za mąż, mając 18 lat... Przynajmniej miałaś męża a ja nigdy nie byłam mężatką.
Nawet nie mieszkałam w jednym mieszkaniu z mężczyzną ... MiLedi, jestem całkiem nikim.
Bezwartościowa. Ale jak nauczyć
się przyjmować siebie taką, jaka jestem? No właśnie. Bijesz mnie na głowę, a mimo to nie
możesz siebie przyjąć ... Staram się
uprawiać Transerfing, pracuję nad tym i na razie mam zerowe efekty.
NARRU:
Temat ten pojawia się we wszystkich twoich wypowiedziach ... Kto powiedział, że
mieszkanie z mężczyzną jest oznaką
szczęścia, a niemieszkanie z nim - na odwrót? To głupie uprzedzenia! Niedawno rozstałam
się z człowiekiem, do którego byłam
bardzo przywiązana, ale stosunki z nim przynosiły mi tylko ból. Zrobiłam to sama ... Po
prostu pokonałam siebie i teraz jest
mi o wiele lepiej. Tak więc posiadanie mężczyzny wcale nie stanowi oznaki ani gwarancji
szczęścia.
TRUEVISION:
El Facet złapał Dżina, a ten jak zawsze mówi mu o trzech życzeniach. Ten pomyślał i mówi:
- Niech obok mnie przegalopuje stado złośliwych nosorożców.
Dżin osłupiał, ale mówi: no dobrze. I faktycznie, patrzą: biegną!!! Ogromne złośliwe,
przekrwione ślipia, rozlega się tętent.
Przegalopowały. Dżin znowu pyta, a facet:
- Niech znowu przegalopuje stado złośliwych nosorożców. Znowu biegną, ślipia
przekrwione, kłęby kurzu, wycie, kopyta stukają.
Pobiegły. Trzecie życzenie:
- Niech znowu przegalopują.
Hałas, tętent, przekrwione ślipia, groźne dźwięki, pył. Znowu przegalopowały. Dżin mówi:
Słuchaj, mogłeś poprosić o wszystko, czego zapragniesz. Dlaczego akurat to???
Lubię delikatne zamieszanie ...
SARINA:
32
Główny błąd tych, którzy nie mogą przyjąć siebie, to porównywanie się z innymi. NIGDY
SIĘ NIE PORÓWNUJCIE!
Każdy człowiek jest unikalny i niepowtarzalny ... Można porównywać siebie wczorajszego i
dzisiejszego ... I to bez potępiania
siebie wczorajszego ... Przecież nie przyjdzie Ci do głowy sądzenie dziecka w wieku
przedszkolnym i przykładanie do niego
dorosłej miary ... Oprócz tego, co to za bzdura: kobieta, mężatka stoi wyżej pod względem
statusu społecznego niż niezamężna?!.
.. Martwi Cię to? No to pracuj nad tym! Nad swoją reakcją! Wahadło Cię zahacza, a Ty się
odhaczaj, nie reaguj! Oto przypowieść
(moja ulubiona): "Przychodzi młodzieniec do mędrca i pyta, czy powinien się ożenić ...
Mędrzec odpowiada: to wszystko jedno,
jak postąpisz ... Ponieważ żeniąc się - będziesz żałować, i nie żeniąc się - będziesz żałować".
Niezależnie od pierwszych złotych
lat życia małżeńskiego, koszmar ostatnich lat wytworzył trwałą odporność na wspólne
zamieszkiwanie!
UMYSŁ.:
Jakoś nie ciągnie mnie do tego, by chwalić siebie przez cały czas, niezależnie od tego, czy
zrobię dobrze czy źle. To nienaturalne, podobne do oszukiwania samego siebie. Co więc
trzeba konkretnie robić, aby pozbyć się niezadowolenia z siebie i
przyzwyczajenia do myślenia o sobie źle?
NADZORCA:
Stosuj zarządzanie rzeczywistością, czyli Transerfing. To bardzo dobry sposób podwyższania
samooceny. Budzisz się we
śnie na jawie i stajesz się Sprawcą swojej rzeczywistości. Czujesz się panem swojej warstwy
świata. Teraz rozumiesz, co tak
naprawdę się dzieje. Uświadamiasz sobie, że jesteś zdolny do podporządkowania swojej woli
przebiegu snu. Nie jesteś już marionetką w rękach manipulantów. Zdajesz sobie sprawę z
tego, jakie zasady gry usiłują narzucić Ci wahadła. Teraz Ty sam
stwarzasz własne zasady. Wszyscy dookoła śpią, a Ty obudziłeś się i możesz swobodnie
spacerować w tym śnie. Nie błądzisz
już na oślep, jak wcześniej, tylko działasz świadomie. Znane Ci są zasady zarządzania
rzeczywistością i wiesz, co należy robić,
aby osiągnąć swoje cele. Kiedy poczujesz w sobie tę siłę Sprawcy, Twoja dotychczasowa
niepewność wyda Ci się śmieszna i
ułomna. Przedstawię Ci pewien myślokształt, który jest sto razy silniejszy od jakiejkolwiek
mantry. Brzmi on wprost niewzruszenie: "Moc jest ze mną". Powtarzaj tę formułę jak
najczęściej, a magiczna moc - zewnętrzny zamiar - rzeczywiście zawsze będzie
do Twojej dyspozycji. I jeśli nie zaniechasz stosowania Transerfingu, to już od teraz zawsze
będzie towarzyszyć Ci spokojna
pewność siebie.
DUSZA:
I niech moc będzie z tobą!
Wpędzam się w samotność.
DUSZA:
Halo, halo, halo!
UMYSŁ.:
Przestań skakać po łóżku z telefonem, bo zepsujesz.
DUSZA:
Halo, halo, halo!
UMYSŁ.:
Coś się tak rozochociła? Do kogo dzwonisz?
DUSZA:
Czuję się samotnie i chcę z ludźmi porozmawiać. Nieważne, do kogo dzwonię. Nieważne też
to, co powiem. Ale ludzie
tego nie rozumieją, oni potrzebują konkretnej informacji: co, po co, dlaczego ...
UMYSŁ.:
To oczywiste, że jeśli dzwonisz, to w jakimś celu.
DUSZA:
A jeśli moim celem jest po prostu rozmowa? Dlatego właśnie mówię: Halo, halo, halo! I z
drugiej strony powinna popłynąć
taka sama odpowiedź: Halooo ... I wtedy będzie można uznać, że porozmawialiśmy.
UMYSŁ.:
Ależ głupia rozmowa! Ludzie powinni rozmawiać o czymś, coś sobie opowiadać, o coś
prosić ...
DUSZA:
Pewnego razu zadzwoniłam na chybił trafił. Mówię: Halo, halo, halo!, a z drugiej strony
uparcie pytają mnie: "Czego
chcesz?". A ja uczciwie odpowiadam: "Chcę dużo czekolady!". No i z jakiegoś powodu mój
rozmówca rzucił słuchawką.
UMYSŁ.:
A czego oczekiwałaś - trzeba mówić konkretnie i zachowywać się adekwatnie do sytuacji.
DUSZA:
A czy przyszło ci do głowy, że w większości wypadków cały zestaw wymyślnych słów
używanych w rozmowie telefonicznej
33
można sprowadzić do jednego prostego zdania: "Halo, halo, halo!"? Pomyśl o tym w wolnej
chwili. A ja jeszcze trochę podzwonię.
ZOFIA:
Czy mogę się Wam pożalić? Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Mój świat pogrążył mnie w
całkowitej samotności. Staję
się z wolna całkiem samotnym człowiekiem.
Jestem pociągającą i czarującą kobietą, mądrą, interesującą osobą. Wokół mnie zawsze
zbierali się różni ludzie, którzy z
jakichś względów niezbyt lubili się nawzajem, ale ja ich wszystkich jednoczyłam, tak że
tworzyli jedną grupę. Teraz wszyscy ci
ludzie nadal są, nigdzie nie zniknęli, ale wszystkie moje przyjaciółki są zajęte, mają inne
zainteresowania, czekają na nich krewni,
mężowie, dzieci ... Mężczyźni, którzy zostali jeszcze "na podorędziu" nie interesują mnie, nie
mam ochoty z nimi rozmawiać
... Dzwonią, proszą o spotkanie, a ja nie chcę! Syn wyjechał na urlop ... Nie chodzę do pracy,
ponieważ wykorzystuję zaległe
dni wolne, zresztą nawet mi się nie chce. Siedzę w domu, czytam literaturę ezoteryczną. Dni
mijają niezauważalnie ...
Dosłownie dzisiaj skończyłam czytać "Siłę momentu TERAZ" Eckharta Tolle'a.Teoretycznie
wszystko rozumiem, należy
znajdować się w swoim momencie życia i zlewać się z nim, odczuwając swoje własne ja,
które nikogo nie potrzebuje.Transerfing.
Wychodzi na to, że sama rezygnuję z towarzystwa i sama na tym cierpię. Chodzę wieczorami
sama, spaceruję ... Dobrze wyglądam, uśmiechają się do mnie mężczyźni, próbują się
zapoznać, prawią komplementy, ja staram się rozkoszować swoim życiem
i brakiem problemów, ale znów zaczynam porównywać siebie ze wszystkimi w tym mieście i
rozumiem, że nikt na mnie nie
czeka ... Jest mi źle ...
Transerfing. Mogę znaleźć kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, ale nie chcę ... Pragnę
czegoś (kogoś) innego, odrzucając
jednocześnie całe obecne życie. Łapię się na myśli, że zakochuję się w każdym poznanym na
stronie Transerfingu albo Lotosu
mężczyźnie, który rozmawia na forum, zgadzając się ze mną. Co to jest? Nigdy jeszcze nie
byłam taka samotna ...
UN-DINA:
Z mojego punktu widzenia Twoja samotność jest absolutnie dobrowolna. Tak jak kiedyś,
pragniesz mieć "swoich" ludzi
obok siebie. Aby z fascynacją i zapartym tchem czytali z tobą Transerfing (oraz podobne
książki). Dlatego zakochujesz się w
tych, którzy się z Tobą zgadzają. Obok Ciebie są jeszcze realni ludzie. I z nimi trzeba żyć.
Bez najmniejszego osądzania ich. I
bez porównań. Nikt Ci nie przeszkadza w przeniesieniu na inne linie życia, na których będą
Cię otaczali inni ludzie. A póki
co, żyj wśród tych, których masz. Jeśli się im przyjrzysz, to stwierdzisz, że nie są przecież
tacy źli.
ZOFIA:
Un-dina, nie zrozumiałaś mnie. Wszyscy bliscy mi ludzie są ze mną ... Zresztą połowa z nich
czytała już Transerfing. Nie
w tym rzecz. Nie mogą oni być ze mną stale! I chyba nawet nie tego potrzebuję ... Mam
raczej na myśli samotność kobiecą.
Chcę znaleźć drugą połowę, kogoś bliskiego duchem i uważam, że to całkiem normalne.
Masz rację co do tego, że sama
wpędzam się w tę pustkę ... i to coraz bardziej i bardziej ... wierząc w to, że mój świat
wszystko zrobi za mnie. Przekonuję
siebie, że wszystko zmierza ku lepszemu, że tak właśnie ma być ... Ale wychodzi wszystko
jak w bajce: .. Smutek i żal mnie
zjadają .. .".
LOUK:
Zofio, od czasu do czasu każdemu jest smutno, i to z różnych powodów (oświeceni w stanie
nirwany się nie liczą). Każdy
tłumi smutek na swój sposób ... Jedni od niego uciekają, inni przyjmują go i rozumieją, co go
powoduje ... Być może Twój
problem polega tylko na porównywaniu się z innymi ludźmi? W takich wypadkach mówię
sobie: "Jakbyś zareagował na taką
czy inną sytuację, jeśli nie miałbyś jej z czym porównać?". Zdarza się, że natychmiast
"trzeźwieję" i śmieję się z własnej głupoty
- z porównań. W miarę dojrzewania pojawiają się inne problemy, które trzeba rozwiązywać, a
jest ich w życiu tak wiele ...
Wszystko zależy od tego, jak się do nich odniesiemy. Każdy dokonuje własnego wyboru.
Jedni zmieniają problem w cierpienie,
a inni w święto.
TĘCZA:
Twoje możliwości ograniczone są tylko przez Twój zamiar. Właśnie teraz Ty sama
kształtujesz swój zamiar - znaleźć
drugą połowę (męża?) o cechach, które chcesz w nim widzieć. Nie zapomnij zaznaczyć, że
ma być wolny, bo mogą pojawić się
komplikacje. Jako uczciwa transerferka powinnaś przyznać, że w przestrzeni wariantów jest
wszystko. Lecz to wszystko przychodzi do nas po jakimś czasie. Najpierw płacisz, potem
dostajesz towar.Teraz zamiar, a za jakiś czas - ON!!! Bierzemy na prawe
ramię zamiar, lewą ręką chwytamy tarczę w postaci obniżenia ważności, koordynujemy
zamiar i naprzód! I gdzie ON teraz się
przed tobą ukryje.
ZOFIA:
Kiedy jeszcze nie znałam Transerfingu, przez jakieś pół roku interesowałam się Feng Shui.
Zgodnie ze wszystkimi zasadami na różowej kartce (koniecznie różowej!) wyraźnie
zapisałam swoje zamówienie. I po dziś dzień "wypuszczony" kawałek
papieru leży gdzieś w szafce ... Muszę przeczytać, co ja tam napisałam ... W rzeczywistości
od dawna wiem, jakiego chcę
spotkać mężczyznę i od dawna na niego czekam. Analizując sytuację zgodnie z zasadami
Transerfingu, rozumiem że swoją
niewiarą w to, że tacy mężczyźni istnieją, odrzucałam go na inne linie życia. Ważność ... Tak,
ona również była zawyżona. Os34
tatnimi czasy zaczęłam się nawet łapać na myśli, że nie mam czasu dla nikogo, i nikt mi nie
jest potrzebny. A teraz wyjechałam
na urlop ... Wszyscy są tutaj w parach i coś znowu mnie ogarnęło.
LOLIK:
No właśnie, zrób z tej karteczki stateczek i puść go po wodzie - niech płynie za twoimi
pragnieniami.
TĘCZA:
W moim wypadku ten proces zajął nieco ponad rok. Ale wówczas nie wiedziałam nic o
pułapkach leżących jak skały pod
wodą. I głupio wczepiałam się w to, co należało wypuścić.
LOLIK:
Przyszła mi do głowy książka "Szkarłatne żagle" Aleksandra Grina. Assol wierzyła w swoją
bajkę bez jakichkolwiek wątpliwości... Wszystko zmierza ku lepszemu.
ZOFIA:
Teraz rozumiem, że swoim zamiarem odsuwam w czasie spełnienie zamówienia. Ale zbyt
powoli działa to moje zwierciadło!
LOLIK:
Zofia, czy wydaje Ci się, że w małżeństwie ludzie już nie są samotni? Są różne postaci
samotności. Najpierw uświa- dom
sobie, czego konkretnie Ci brakuje, żeby oszczędzić sobie bólu związanego z latami
przeżytymi bez celu u boku twojego księcia.
Żaden człowiek nie wypełni Ci twojej samotności. Seks to seks ... , a miłość to miłość.
Wszystko to jak przychodzi, tak i odchodzi.
MERLIN:
Potrzebne jest Ci przede wszystkim własne nastawienie do życia, dewiza, którą powinnaś
powtarzać 50 razy dziennie, a
nawet częściej. Nastawienie to powinno być pozytywne i wskazywać na to, do czego
zmierzasz. Dewiza nie powinna brzmieć
w czasie przeszłym, tylko w teraźniejszym. Pamiętaj:
"Jestem najpiękniejsza i najbardziej pociągająca .. .". Tobie taka dewiza jest już niepotrzebna,
potrzebujesz własnej. I to
zadziała, bo Twoja choroba to chandra! To, na co nakierowana jest dewiza, powinno być w
niej wypowiadane trzykrotnie.
Oto przykład:
"Z każdym dniem robię się (czas teraźniejszy) ładniejsza, ładniejsza i ładniejsza pod każdym
względem". Celem tego działania jest wprowadzenie do podświadomości tego, do czego
dążysz, by potem wychodziło to z Ciebie na świat samo i bez
wysiłków, i stało się twoim drugim ja.
Na koniec sposób z życia wzięty. W Niemczech pewna kobieta napisała o sobie do gazety
matrymonialnej nie tak, jak robią
to wszystkie kobiety, tylko całkiem inaczej. Oto jej anons: "Mająca swoje lata, brzydka, nie
lubię gotować, piję, palę, przeklinam
jak szewc ... itd." Otrzymała ponad dziesięć tysięcy listów z prośbą o rękę i serce. Dlaczego?
Otóż postąpiła inaczej niż wszyscy,
nie kłamała i mężczyznom się to spodobało.
Pamiętaj to, o czym śpiewa grupa Via-Gra: "Nie ma nic gorszego niż bycie takim jak
wszyscy". [grupa Via-Gra składa
się wyłącznie z młodych, niezwykle atrakcyjnych kobiet - przyp. tłum.] Nie bądź taka jak
wszystkie: sympatyczna, obwieszona
złotem, z komórką na szyi. Zmyj z siebie makijaż, ubierz się w mniej wyszukany sposób,
przejdź się (nie za późno) trasą, którą
zazwyczaj nie spacerujesz (wszyscy codziennie chodzimy utartymi ścieżkami), zapytaj
mężczyznę, jak dojść do biblioteki (tylko
nie o trzeciej w nocy), wykaż wdzięk, szczere zainteresowanie rozmówcą, w ogóle bądź po
prostu kobietą, a nie tropicielką w
barwach bojowych, a pojawi się za tobą sznur mądrych, sympatycznych, przyjemnych,
wesołych i nieżonatych mężczyzn.
SlD:
Zauważyłem w Twoich słowach pewność, że jesteś samotna, nieszczęśliwa i że na całej
Ziemi nie ma dla Ciebie
ukochanego. Jeśli jesteś o tym święcie przekonana, to oczywiście nie ma go dla Ciebie.
Człowiek otrzymuje to, w co wierzy!
Zacznij myśleć inaczej, a zobaczysz, jak życie zacznie się zmieniać.
FOTl:
Zofio, wydaje mi się, że zbyt skupiłaś się na sobie i swoich odczuciach. Takie grzebanie w
swoim wnętrzu nie zawsze jest
dobre. Oderwij się trochę, przenieś uwagę na świat zewnętrzny, a możliwe, że zauważysz to,
czego wcześniej nie widziałaś albo
człowieka, którego wcześniej nie dostrzegałaś ... Poszerzaj krąg zainteresowań, zajmij się
tym, czym wcześniej się nie zajmowałaś,
na przykład sportem. Świat zareaguje i zacznie się zmieniać. I mniej wnikaj w siebie.
ZOFIA:
Byłam mężatką przez długich piętnaście lat. Poza tym przez wiele lat byłam w związkach
nieformalnych. A teraz, po
przejściu tego wszystkiego, wiem dokładnie, jakich relacji nie chcę! Właśnie dlatego sama
wpędzam się w swoją samotność,
odtrącając tych mężczyzn, których spotykam teraz. Nie chcę więcej rozmieniać się na
drobne. Pragnę znaleźć swoją "duchową
drugą połowę", żeby w radości i smutku tworzyć nie komórkę społeczną z problemami, tylko
swego rodzaju kółko zainteresowań.
Przecież nie zrezygnuję ze swego życia, a poza tym najbardziej pociąga mnie w mężczyźnie
umysł (to pierwsze, na co zawsze
35
zwracam uwagę). Nie pragnę miłości, która przychodzi i odchodzi! To wiem dokładnie! Nie
chcę też uspokajać swojego ego,
pragnę komfortu duchowego!
Tak ... Jestem najpiękniejsza i najbardziej pociągająca! Podobam się sobie. Jednak w moim
wyglądzie zewnętrznym jest
jedno ALE i mężczyźni również mi o tym mówili. Obserwując mnie z boku i nie znając mnie,
nie da się powiedzieć, że kogoś
lub czegoś potrzebuję. Jakbym miała napisane na czole: .. Dziękuję, wszystko mam!". Są
kobiety słabe, delikatne, nad którymi
mężczyźni chcą się ulitować, których chcą bronić i czuć, że są silni. Niestety, ja jestem
całkiem inna. l w rzeczywistości faktycznie
mam wysokie poczucie własnej wartości (nie chcę, żeby wszyscy uważali mnie za
nieszczęśliwą i samotną). Tak naprawdę
jestem szczęśliwsza od innych, którzy zajęci są wyłącznie swoimi problemami. Odpowiada
mi moje życie, czuję się w nim komfortowo, mam wiele zainteresowań, do tego stopnia, że
brakuje mi czasu. Potrzebuję po prostu przyjaciela. Ale nie przekreślam
swojego życia tylko dlatego, że go nie mam. Porównując swoje poprzednie związki z
obecnym życiem, wybieram to drugie
oraz równowagę duchową!
W odróżnieniu od mojego poprzedniego życia znajduję w sobie coraz więcej dobrych rzeczy!
Świat zewnętrzny ... Nie
zasklepiam się! Chodzę na salę gimnastyczną! Zamierzam zapisać się na jogę, na razie
szukam. W naszym miasteczku nie ma
zbyt wiele takich możliwości. Usilnie poszukuję kręgu zainteresowań zgodnego z moimi
obecnymi pasjami.
LOTOS:
Podobne nastroje w rzeczywistości wirtualnej to jedno, a realne życie to całkiem coś innego.
To, jaki ktoś jest naprawdę,
da się zrozumieć tylko poprzez rozmowę twarzą w twarz. Wydaje mi się, że masz mało
zaufania do swojego świata i nie wierzysz,
że on .. za rączkę przyprowadzi Cię" do tego Jedynego, do Twego różowego .. papierka
życzeń", Już kilka razy pisałam tutaj, że
najważniejsze to nie skupiać się na rzekomych problemach.Tych problemów nie ma! Jest
tylko twoje niedowierzanie, że wszystko idzie tak, jak trzeba. Moim zdaniem Wład ma
świetny amalgamat: "To, czego szukasz - szuka Ciebie ..... Moim zdaniem
tak właśnie jest.
Pieniądze nie są najważniejsze. ALE: niezamożny mężczyzna moim zdaniem nie może być
mężczyzną z wielkiej litery
(to znowu oczywiście moje zdanie). Owszem, materialny składnik wcale nie jest najmniej
ważny. "Raj w szałasie" to cyrk na
kółkach. Nie rozumiem dlaczego powinnam jeździć w dusznym autobusie, jeśli wygodniej
jest we własnym samochodzie,
mieszkać w mieszkaniu komunalnym, a nie we własnościowym (a jeszcze lepiej we własnym
domu) itp.To normalne pragnienia!
To podstawowe minimum! Jeśli mężczyzna nie może swojej kobiecie zapewnić takiego
minimum, to (znowu moim zdaniem)
nic dobrego z takiego związku nie wyniknie. Jeśli oczywiście kobieta choć trochę się ceni.
BAGIRA:
Jeden raz ścierpiałam, ale teraz muszę się wypowiedzieć! Jakim świetnym sznurkiem i
środkiem do manipulacji kobietą
są dla mężczyzny pieniądze! Pewność i oparcie? Najgorsze z uzależnień to materializm!
Zofio: większość spełnionych mężczyzn
woli właśnie takie kobiety, którym należy zapewnić byt materialny. Niejako kupują sobie
zabawkę. A dookoła silnych kobiet,
tych, które coś osiągnęły w swoim życiu, wiją się zazwyczaj infantylni, słabi mężczyźni,
którzy nie mają nic przeciwko temu,
żeby samemu jeszcze skorzystać. Jestem za związkiem silnych osobowości, które osiągnęły
coś w życiu. Mnie nie trzeba zapewniać bytu! Zawsze zapracuję na swoje minimum, na
którym będę żyć, albo spróbuję zmniejszyć swoje potrzeby. Dla mnie po
prostu symbol zamożności materialnej mężczyzny równy jest jego samorealizacji w tym
życiu. Mężczyzna w średnim wieku
powinien mieć nie tylko pracę, dzięki której wegetuje, a jeszcze jakiś stabilny poziom życia.
Od kobiety zależy wiele, ale nie jest
ona w stanie zmienić czterdziestoletniego mężczyzny. Jeśli on do czterdziestki niczego nie
osiągnął i nie spełnił się, to nawet
w rajskich warunkach nie wykorzysta szansy. Takie jest moje zdanie ...
ARNIKA:
Zofia, zrozum, że jesteś odpowiedzialna za wszystko, co dzieje się w Twoim życiu, Również
ludzie znajdujący się wokół
Ciebie - to twoja "zasługa".
ZOFIA:
Teoretycznie rozumiem ... Zwierciadło! A praktycznie ostatnimi czasy sama wpędzam się w
samotność. Nic się nie odbija!!!
Nic!
Z jakiegoś powodu najczęściej na mojej drodze spotykałam infantylnych mężczyzn. Ale ja
przecież też jestem silna tylko
dlatego, że niekiedy nie miałam na kim się wesprzeć. Nie usiłuję przytłaczać ludzi. Łatwiej
mi odejść, niż zmieniać kogoś albo
z nim walczyć. Zawsze wolę kiepski pokój niż dobrą wojnę. Nie rozumiem, jaką rolę
odgrywa tu zwierciadło. Jedyne co mogę
przypuszczać, to to, że nie cierpię takich mężczyzn i dlatego ich otrzymuję ...
LOLIK:
Powiem jeszcze raz ... Zamówienie złożone, obraz pragnień zarysowany, miej cierpliwość i
pokorę ... i przebieraj nogami
na spotkanie bajki, której scenariusz piszesz tylko Ty. Bez nadmiernego potencjału, który po
prostu odrzuca, nawet choćbyś była
po trzykroć piękna. Wygrzeb się natychmiast ze swoich myśli o tym, że nie jesteś kochana.
Wszystko jest inaczej niż Ci się
wydaje. Nie szukaj miłości poza sobą, tylko znajdź ją w sobie, a tego też trzeba się nauczyć,
bo nie jest to proste, jak mogłoby
się wydawać - przebudzić miłość do siebie. Dlatego tak długo uciekałaś przed sobą do innych
w poszukiwaniu kompensacji
36
miłości do siebie.
NADZORCA:
Do tego, co tak dobrze zostało powiedziane przez śniących, mogę dodać tylko jedno
konkretne działanie. Aby spotkać
swoją drugą połówkę należy systematycznie przeglądać slajd, w którym wyobrażasz sobie
swoje życie z pewną abstrakcyjną osobą
- Twoim ideałem. W pewnym momencie otworzą się drzwi i stanie w nich On (Ona). Potem
wszystko zależy od Ciebie. Przez
drzwi należy przejść, wykonać pierwszy krok, odrzuciwszy pyszałkowatą dumę i wszelkie
uprzedzenia. Krok ten należy wykonać
w sposób prosty i szczery bez krygowania się i maskarady. Bezpośredniość zawsze popłaca.
Poza tym zawsze pozostawaj sobą
i w żadnym razie nie zmieniaj się, żyj w zgodzie ze swoim credo. Wówczas w dualnym
zwierciadle nie będą pojawiać się żadne
przykre wypaczenia. Jesteś Sprawcą swojej rzeczywistości i nie masz się czego wstydzić czy
obawiać. Pamiętaj: nie jesteś sama,
moc jest z Tobą, a Twój świat troszczy się o Ciebie.
Bajka o samotności.
UMYSŁ.:
Opowiedz mi jakąś bajkę. Przecież tak wiele ich znasz.
DUSZA:
Dobrze, więc słuchaj:
Czerwony Kapturek szedł przez las, machając koszykiem i kopiąc muchomory. Na szyi
dyndał mu odtwarzacz MP3, a
w słuchawkach huczał Rammstein, ale on nie słyszał, tylko wykrzykiwał swoją piosenkę:
A-a, wilki złe i głodne,
A-a, lasy ciemne i chłodne,
A-a, gdzie ty wilku się ukrywasz,
A-a, złapię, łapy powyrywam,
A-a, ja łajdaku cię zabiję,
A-a, wychodź szybko pokaż ryja.
Czerwony kapturek najwidoczniej nie czuł się najlepiej. Dziewczynka naczytała się bajek,
których treść doprowadziła ją
do niezadowolenia, a raczej do wściekłości. - Gdzie jesteś, wyliniały szakalu?! To ja!
Kapturek! - krzyczała na cały las. - Idę do
ciebie, synu kozy i psa! Zemszczę się za wszystkie zjedzone babcie, za wszystkie owieczki,
zajączki i prosiaczki!.
Kapturek szukał wilka. Wszyscy mieszkańcy lasu ze strachu się pochowali. Zając, znajdujący
się na ścieżce, nie był w
stanie nawet drgnąć i kapturek potknął się o niego. - A, to ty, szaraku! - kapturek chwycił go
za uszy i zaczął potrząsać. -Mów,
gdzie jest wilk! -Nie wiem - wymamrotał zając, szczękając zębami.Tchórzliwa gnido! Nie
jesteś w stanie się obronić! Chwyciłbyś
za ogon tę wywłokę i walnął łbem o drzewo, żeby mózg wyleciał! Dobra, spadaj! dziewczynka rzuciła zająca i poszła dalej. Po
drodze wpadła na lisa: - Dzień dobry, Kapturku, jak się czujesz? Czy nie przebiegał tędy taki
biały z dużymi uszami?". - Czego
tu szukasz, kurka wodna! - złośliwie krzyknął kapturek, usiłując chwycić lisa za ogon. Lis
ledwo się wywinął i rzucił się do
ucieczki. - Wszystkim wam pourywam ogony i powybijam zęby, mięsożerne gnidy! Cały las
postawię na nogi - groził Czerwony
Kapturek.
Nagle na spotkanie dziewczynce wyszedł niedźwiedź: - Kapturku, dlaczego tak hałasujesz?
Może Ci w czymś pomóc?
Może poniosę Twój koszyk? - A, ty też tu jesteś, krzywonogi przybłędo! Dam ci koszyczek, a
ty mi wszystko zeżresz, tak?
Kapturek z całej siły zasunął niedźwiedziowi kopa, ten zawył i osunął się na ziemię.
- Gdzie jesteś, złowieszcza bestio?! - Kapturek był wściekły, bo w żaden sposób nie mógł
odnaleźć wilka. - Wychodź, suczy
flaku! Zagryzę cię! - zawrzeszczał na cały las Kapturek i ze złością rzucił koszyk ku
wierzchołkom drzew. Posypały się bułeczki,
szyszki i wiewiórki, tracąc ze strachu przytomność.
Wilk słyszał zbliżającego się Kapturka i drżał ze strachu.
- Ale chce mi się sikać! - Wilk w panice przebierał łapami i gorączkowo myślał, gdzie by się
tu ukryć. - O, tutaj, pod
choinką, posiedzę sobie cichutko ... i nikt mnie nie zauważy ... choinka jest gęsta ... gałązki
mnie ukryją, szyszki, igły ... cicho,
cicho ... O kurcze! - telefon komórkowy Wilka zabrzmiał głośno dziarską lambadą· Kapturek
ujrzawszy swego wroga, wydał
zwycięski okrzyk, od którego najokrutniejszego wodza Komanczów przebiegłby dreszcz po
plecach.
- Kapturku! Jakie miłe spotkanie ... - wybełkotał wystraszony na śmierć Wilk, kładąc się na
plecach. - Czy znalazłabyś
dla mnie bułeczkę z kapustą? - Mam cię, pożeraczu babć! Zaraz dostaniesz ode mnie
bułeczkę! - Kapturek dosiadł Wilka i zaczął go dusić. - Kapturku, to jakieś nieporozumienie!
- Wilkowi zaschło w gardle i wystawił język. - Nie zjadłem babci! To nie
byłem ja! To był zły i straszny szary wilk, a ja jestem porządnym obywatelem, chodzę do
kościoła i płacę wszystkie podatki! Co
więcej, jestem głęboko przekonany, że nie należy jeść babć, ponieważ jest to szkodliwe dla
zdrowia! - Uduszę cię, suczy flaku!
- miękko wyrokował Kapturek, szczerząc się i ściskając wilczą szyje ze wszystkich sił. Wilk
bezradnie majtał w powietrzu
łapami i zawodził: - Kapturku, jestem starym, chorym człowiekiem! Przecież uczono Cię w
szkole, że starszych trzeba szanować!
37
- Ok, nie uduszę cię, tylko powieszę! Z należną czcią! - zaryczał wściekły Kapturek i zaczął
rozplątywać przyniesiony sznur.
W tym momencie zza drzew wyszła babcia, cała obwieszona wnykami na wilki. - Babcia! ucieszył się Kapturek - Wnyki
nie będą potrzebne, ja już złapałam tego gada! - Wnuczko, co ty wyprawiasz?! - ze
zdziwieniem odrzekła babcia. - Natychmiast
wypuść Pana Wilka!
Trzeba nadmienić, że babcia była członkiem Towarzystwa Ochrony Zwierząt. - Ale to
przecież zły, krwiożerczy drapieżnik!
- oburzył się Kapturek. - W takim razie po co ci wnyki? - Myśliwi, niegodziwcy, zastawili, a
ja chodzę i zbieram - odrzekła babcia.
W sumie, na szczęście dla Wilka, wszystko zakończyło się szczęśliwie. Babcia wyjaśniła
kapturkowi, że w życiu jest inaczej
niż w bajkach. Opowiedziała o tym, jak przez nadejście cywilizacji cierpią biedne zwierzęta i
ptaki. Kapturek zawstydził się i
nawet złożył Wilkowi swoje przeprosiny. Następnie wszyscy razem udali się do willi babci
na skraju lasu, usiedli tam przy stole
i pili herbatę z bułeczkami. Wilk okazał się interesującym rozmówcą i godnym szacunku
dżentelmenem. W rezultacie wraz z
kapturkiem często spacerował i z zapałem rozważał różne ważne kwestie życiowe. A
wieczorami, w deszczową pogodę, siadali
przy kominku, babcia muzykowała przy fortepianie, Wilk śpiewał, a kapturek deklamował
wiersze. I żyli w przyjaźni i radości.
Na tym kończy się bajka.
UMYSŁ.:
Dziękuję, wzruszyłaś mnie. A teraz obejrzyjmy marzenie senne.
MAXIDRIVE:
Miałem ciężkie życie od samego dzieciństwa: poród - cesarka, potem zapalenie płuc itp.
Kiedy zacząłem dorastać i coś
niecoś rozumieć, za moje wychowanie wziął się ojciec. Kiedy tylko coś zrobiłem, na
przykład włączyłem magnetofon albo
kasety, płyty ojca poprzestawiałem, od razu w ruch szedł pas i ręce ojca ... Potem było
jeszcze gorzej, kiedy zacząłem chodzić
do szkoły i się uczyć. Byłem bity codziennie. Źle rozwiązałem zadanie - dostawałem
porządny cios w potylicę, poszedłem na
wagary - mama i tata bili, czym się dało, na przykład wężem od odkurzacza (na moje
nieszczęście był stalowy). Albo mama,
kiedy przychodziła, kopała mnie na podłodze butami - pozostawały mi od tego rany i
siniaki...
Potem wyrosłem, jakoś przeżyłem dzieciństwo i całą resztę .. , ale po jakimś czasie okazało
się, że nie umiem i nie chcę
rozmawiać z ludźmi, po prostu wstydzę się. Przyjaciół i przyjaciółek w ogóle nie miałem, z
dorosłymi również nie wiem o czym
rozmawiać, siedzę zawsze cicho i spokojnie ... I nagle zaczęły się nowości w życiu, czyli
miłość. Nie wiem nawet, ile razy byłem
odrzucany przez dziewczyny, ale na pewno ponad dziesięć razy, i zaczęło mnie to
denerwować, po czym całkiem zamknąłem
się w sobie, polubiłem komputer i gry. Po dwóch latach odkryłem zasadniczo nowe życie:
zakochałem się w muzyce elektronicznej i zostałem Dj-ejem, zacząłem pracować w klubie i
myślałem, że wszystko się ułoży, że będę miał fajne dziewczyny i
nowych przyjaciół...
Ale wszystko okazało się jeszcze gorsze. Próbowałem jeszcze pokochać dziewczynę, ale
wszystko ograniczało się do
pocałunków. Nie doszło do żadnego zbliżenia, po prostu się wstydziłem ... i bałem nowości...
Zresztą dziewczyny, które niby
mnie kochały, kochały nie mnie, tylko moją muzykę, pracę. Nie potrzebuję takiej miłości.
I oto pół roku temu poznałem w internecie dziewczynę. Ma 16 lat, jest bardzo dobra i ładna, i
zakochała się we mnie nie
jako w Dj-u, tylko jako w chłopaku. W trakcie rozmów w sieci poznawaliśmy się
nawzajem ... Ja mieszkałem w Tuapse, na
południu Rosji, a ona w Mińsku, i kiedy wybrałem się do Mińska i przyjechałem - byliśmy
szczęśliwi i dosłownie od pierwszych
dni rozumieliśmy się nawzajem. Myślałem, że to prawdziwa miłość ze wzajemnością,
poczułem, że ktoś mnie kocha i że ja
kocham, a ona mi powiedziała, że to koniec ... , że nie warto się więcej spotykać i nawet tego
nie uzasadniła. Zacząłem już myśleć
o samobójstwie, chociaż myśl o tym, żeby zaszkodzić wszystkim, zabijając siebie,
nawiedzała mnie od dawna. Zdarzało się, że
płakałem po nocach i chciałem się zabić, i w zasadzie nawet próbowałem, tnąc sobie rękę, ale
nie z tej strony, gdzie dobrze widać
żyły, tylko z drugiej, i mam tam trzy małe i jedną głęboką bliznę ... Znudziło mi się życie ...
Nie mam po co żyć ... Nikt mnie
nie kocha, nikt mnie nie słyszy - tylko muzyka i praca jakoś pomagają mi uciec od smutku i
zmęczenia ... Pomóżcie mi być choć
odrobinę szczęśliwym ...
JEVGENIA:
Chłopcze, nawet nie wiesz, jakie miałeś szczęście! Urodziłeś się w czasach, kiedy mamy
największe możliwości zdobywania
rozmaitych doświadczeń, nie załamałeś się w dzieciństwie, znalazłeś zajęcie, które ci
odpowiada, i to nie jedno, życie ci pokazało,
czym jest miłość i że Ciebie też można kochać! Pokochaj po prostu siebie sam, bo to
doświadczenie jest Ci przede wszystkim
potrzebne. Przecież przeżyłeś miłość, może nie długą, po prostu nie jesteś jeszcze gotów na
stały związek. Wszystko jeszcze
przed tobą, czytaj Transerfing, jeśli jeszcze nie przeczytałeś. Poszukaj na forum, tutaj
niejednokrotnie podnoszono podobne
kwestie. Bądź wdzięczny Życiu za każdy poranek, ciesz się wszystkim co Cię cieszy, każdą
drobnostką! Nawet nie zauważysz,
jak ludzie zaczną lgnąć do Ciebie. Przestań cierpieć i użalać się nad sobą, bo wiele ci dano!
Doceń to! Dopóki nie zaczniesz
cenić życia, wciąż będą Ci pokazywać, że może być jeszcze gorzej. Moja przyjaciółka, kiedy
robiło jej się źle, zawsze mawiała:
"Boże, jest mi tak źle, ale przecież są ludzie, którym jest o wiele gorzej! Pomóż im, Boże!" I
robiło jej się lżej.
Kys:
38
Wyrządzano ci krzywdę, a Ty myślałeś o tym, by odpłacić im tym samym. Przepychanki w
stylu "sam jesteś głupi"? Co
owym "im" udowodnisz? Mogę wyobrazić sobie "ich" komentarz: "Od razu widać, że to był
człowiek nic nie wart, nie miał siły
ducha ani charakteru .. .". A przecież można postąpić inaczej ... , można kichać na wszystko
zgodnie z Transerfingiem i spokojnie
szukać albo oczyszczać swoje osobiste szczęście. Można też przy okazji udowodnić "im", że
jeszcze będzie się Tobą zachwycał
cały świat!
Kogo kochasz (nie mam na myśli pociągu seksualnego) po prostu jako człowieka? (to twoje
słowa z pretensji wobec innych). .. Mogę po prostu doradzić, byś na początek zaczął od
czegoś niewielkiego. Przygarnij bezdomne zwierzę, daj mu dach
nad głową i chleb ... , a pojawi się w twoim domu miłość. Zwierzak będzie Cię kochać po
prostu za to, że jesteś. A potem już
będzie z górki. .. Pojawi się ciepło, pokój i miłość ...
LENCZYK:
Owszem, brakuje Ci miłości. Ale szukasz jej poza sobą ... Znajdź ją w sobie. Wierzę, że nie
było jej w Twoim życiu, ale
to Twoje życie i tylko Ty jesteś jego panem. Pragniesz miłości... A co to jest? Jaka jest Twoja
wersja? Pokochaj siebie takiego,
jakim jesteś. Jest to punkt wyjścia, początek drogi do pojawienia się miłości w Twoim życiu.
Tylko z własnego doświadczenia
będziesz w stanie zrozumieć, zobaczyć, jak wygląda miłość do Ciebie. A potem zaczniesz
szukać. Ale póki co Ty nawet nie wiesz,
czego chcesz.
LOLlK:
Macie rację: kochaj siebie! A jeśli on nigdy nie wiedział, jak to się robi i do czego tę miłość
do siebie przyrównać, jak ją
wywołać, stworzyć ów obraz uczucia miłości do siebie?
Moim zdaniem na początek trzeba wykrzyczeć, wypowiedzieć wszystko, co boli ... A jeśli się
uda, to nawet wypłakać się
- najlepiej zrobić to na łonie przyrody ... Wyzwolić wszystkie wewnętrzne zahamowania ...
Urządź coś w rodzaju tańca papuasów
z wibracjami ciała. Natańcz się do woli, poczuj zmęczenie, jeśli jest w pobliżu woda, to
zanurz się, aby potem wyciągnąć się
bezmyślnie na trawie, napełniając się nową energią.
Wybacz wszystkim, którzy wyrządzili Ci krzywdę, wyzwól się od poczucia krzywdy i
pretensji do życia. Weź na siebie
odpowiedzialność i śmiało idź przez życie, jesteś już inny! A miłość przyjdzie do Ciebie,
kiedy zaczniesz poznawać siebie z ciekawością dziecka! Ponieważ to, co się z Tobą dzieje, to
jeszcze nie Ty; a tylko przyklejona łupina, która przeszkadza ci i boli jak
drzazga.
BULDOŻER:
Znajdź człowieka podobnego do Ciebie (zapewniam, że nie jesteś jedynym nieszczęśliwym
człowiekiem) i pomóż mu.
Jakkolwiek: radą, jak należy żyć, pieniędzmi (jak rozumiem, nie stanowi to dla Ciebie
problemu). Nie jest najistotniejsze jak, a
najważniejsze, byś spróbował pomóc, nawet jeśli nie pomożesz, to daj nadzieję, radość.
Altruizm przynosi szczęście!
LOTOS:
Spoglądając w przeszłość, wiem dokładnie, że wszystko zmierzało ku lepszemu. I wszelkie
(nawet, jak się wówczas zdawało,
"czarne") zdarzenia wiodą tam, dokąd trzeba. Wszystko zmierza ku lepszemu! Chcę wierzyć,
że autor tego listu również to
zrozumie ...
ALFA:
Widzę Twoje życie jak coś złożonego z dwóch części. Na początku - bardzo trudny okres
dzieciństwa i dojrzewania, w
którym sytuacje bez wyjścia doprowadzały Cię do skrajności. Jednak energia życia jest
bardzo silna, mimo następujących od
czasu do czasu okresów zniechęcenia. Ale ta pierwsza część odchodzi w przeszłość, a wielka
energia zaczyna już wypychać Cię
na inne linie życia, na których czeka cię coś innego. Możesz uznać swój los za unikalny, ale
nieco później zobaczysz, że to, co
działo się z tobą wcześniej, czeka Cię również w przyszłości - to dwa różne życia, chociaż w
jednym ciele ...
Przygotuj się z nadzieją na to, że będą w Tobie bardzo szybko zachodziły zmiany, ale tylko
na lepsze (wszystkiego co najgorsze już doznałeś). Transerfing wskaże ci najkrótszą drogę.
Twój potencjał przejścia jest na tyle wielki, że bardzo łatwo
będziesz w stanie je uskutecznić. Człowiek ma bardzo wiele możliwości (niejako przyborów)
i wcale nie trzeba ich szukać "za
górami i za lasami": to, co zadziwiające, jest tuż obok!
Co wieczór zasypiając, nie wracamy już do poprzedniego siebie, budząc się rano. Niejako
rodzimy się od nowa, otrzymujemy nowe możliwości. Odejście w sen podobne jest do małej
śmierci w ramach bieżącego wcielenia, jest to szansa na skorygowanie drogi życiowej, dana
nam z łaski Stwórcy. We śnie dusza może przeprogramować się, wgrać program na określony
czas,
robi to, kiedy tylko powstaje konieczność dokonania jakichś zmian w życiu. Zresztą zachodzi
to bez udziału świadomości każdej nocy energia zamiaru wynosi nas na odpowiednie linie
życia ...
Pewnego razu, kiedy w końcu zdecydujesz się wypuścić w przeszłość wszystkie swoje
niepowodzenia, wybacz wszystkim
(imiennie), którzy świadomie lub nieświadomie wyrządzili Ci krzywdę, szczerze podziękuj
losowi za każdy dzień pod słońcem
i wypuść w pokoju swoją przeszłość ... Weź prysznic, zmień pościel i spokojnie zaśnij w
objęciach przeczucia przyszłego,
szczęśliwego życia, w którym ziszczą się wszystkie twoje pragnienia i zamiary. Twój "punkt
zborny" [pojęcie z teorii Carlosa
39
Castanedy - przyp. tłum.] zmieni położenie i wszystko cudownie się zmieni. A to, że teraz
zetknąłeś się z Transerfingiem,
stanowi bezpośrednią wskazówkę, że poruszasz się właściwym kursem, który pomoże ci
osiągnąć to, czego pragniesz ... Masz
przed sobą zmiany na lepsze! Powodzenia!
LARA ZEINAB:
Maxidrive, radzę ci posłuchać słów Alfy. A co do samobójstwa, to mocno uchwyć się życia,
ulubionego zajęcia, przyjaciół,
których masz. Ciężko, kiedy nie ma nic oprócz pustki w sercu i dławiącego poczucia tęsknoty
za tym, co było. Rozumiem Cię,
sama nieraz chciałam się do tego posunąć i do teraz jest mi niedobrze, kiedy spoglądam w
dół z balkonu. Najgorsze jest to, że
Ty, miły Maxidrive, możesz po próbie samobójczej zostać inwalidą. Nie przechodź na złe
linie życia, nie wracaj w przeszłość,
przecież Twoje pragnienie zabicia siebie jest tym, do czego przyzwyczaiłeś się przez długie
lata dzieciństwa i okresu dojrzewania.
Twoi rodzice z wolna zabijali Cię. I oto teraz postanowiłeś przejąć pałeczkę w swoje ręce i
kontynuować sztafetę?! Przeszłam
ośmioletnią drogę i w końcu dotarłam do Transerfingu! Nie trzeba się zmieniać, nie trzeba
męczyć się długimi technikami ćwiczeniami, wszystko jest łatwe i proste. Wykorzystuj
Transerfing do osiągnięcia swojego celu - miłości (stałego związku ...
sam zdecyduj, w jakim celu: dla rodziny, dzieci, seksu).
CYTAT:
Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie słyszy - tylko muzyka i praca jakoś pomagają mi uciec od
smutku i zmęczenia ...
Pomóżcie mi być choć odrobinę szczęśliwym .. ."
Miłość to ty. Ty, ze swoimi zahamowaniami, negatywną przeszłością itd., jesteś miłością,
Człowiek stworzony jest przez
miłość (jeśli nie rodziców, to na pewno Boga). To, co stworzono przez miłość, nie może być
złe. To znaczy, że w swej istocie
jesteś idealny. Jesteś, jaki jesteś. Przyjmij siebie takim i zaczną do Ciebie lgnąć dziewczyny.
Przecież miłość to umiejętność
przyjmowania. Aha, i nie czyń miłości dziewczyny do Ciebie kamieniem węgielnym swojego
życia! Jak widzę, jesteś nawet
trochę rozpieszczony przez życie. Masz ulubione zajęcie i jesteś w nim dobry!!! Dlatego
zazdroszczę Ci. Szczerze.
A czym jest szczęście,Twoim zdaniem? Co uczyni Cię dzisiaj szczęśliwym? Wypad do kina?
Mecz piłkarski? Nowy aranż
utworu? Szczęście to krótkie mgnienia. Możesz wybrać wszystko, czego dusza zapragnie.
Właśnie - dusza, nie umysł!
Odpowiedz sobie na pytanie, czym dla Ciebie osobiście jest szczęście. Każdy ma w tej
kwestii swoje zdanie, dlatego też jeden
człowiek uważa drugiego za nieszczęśliwego, podczas kiedy ten wariuje ze szczęścia.
Urzeczywistnij swoje szczęście sam. Jesteś
Twórcą.
Poza tym, aby uwolnić się od ładunku przeszłości, spróbuj napisać opowiadanie (tekst, bajkę)
przykładowo takie, jak w
temacie "moje opowiadanie" ...
Bajka o samotnej Samotności.
W pewnym zadymionym mieście żyła sobie Samotność. Miała wiele lat i jednocześnie była
młoda. Miała zapach i nie
miała go. Miała kolor i jednocześnie była bezbarwna, była samotna, a jednocześnie nie była
sama. Jednym słowem - dziwaczka.
Ściślej rzecz ujmując, raczej cudaczka. Szła pewnego razu Samotność po mieście bez
powodu, ot tak sobie, i ujrzała w ogromnej
kałuży swoje odbicie. Odbicie uśmiechnęło się, chociaż na twarzy Samotności widniała
pochmurna mina, a w samym środku
tej miny - tłusta mucha. Oczywiście rozumiemy, dlaczego odbicie Samotności się
uśmiechało: chodziło o tę muchę.
Jedynie naszej bohaterce - Samotności - nie było do śmiechu.
Samotność obraziła się na swoje własne odbicie w kałuży i postanowiła nauczyć je rozumu.
Samotność podniosła z ziemi
ogromny kamień i rzuciła w kałużę. Nie trafiła. Ależ pośmiewisko! Odbicie Samotności teraz
już nie uśmiechało się, tylko
śmiało się, i to głośno. Sama Samotność nigdy nie pozwalała sobie na głośny śmiech, ona
nawet płakała po cichu, a tu jakieś
odbicie rży jak kobyła.
"A masz!" - krzyknęła samotność na całe gardło i rzuciła w odbicie jeszcze jeden kamień, co
prawda mniejszy, ale rzecz
nie w wielkości, tylko w tym, żeby trafić do celu - we własne odbicie w kałuży.
Chybiła. Co za nieszczęście. Dla Samotności. A dla jej odbicia - radość. Odbicie znowu się
zaśmiało tak głośno, że Samotność pomyślała: "Ciekawe, jak wygląda Radość? Chciałabym
ją chociaż raz ujrzeć".
I nagle Radość stanęła przed Samotnością w całej swej okazałości. Radość wyciągnęła do
Samotności lewą rękę i cicho,
ledwie słyszalnie powiedziała: - Ściśnij moją dłoń tak mocno - mocno, żeby nas nikt nigdy
nie mógł rozdzielić. Nie porzucę
Cię, dopóki ktoś nie przetnie naszych rąk swoją ręką. - Samotność uczyniła tak, jak prosiła
Radość, i zapomniała o swoim
odbiciu.
Tylko że odbicie nie zapomniało o Samotności.
Samotność odwiedziła wraz z Radością różne kraje, przepłynęła wszystkie istniejące w
rzeczywistości i poza jej granicami
oceany, latała nocami, dosłownie jak Małgorzata z Bułchakowa, tylko nie w moździerzu czy
na miotle, lecz w o wiele wygodniejszych warunkach - na przykład w bardzo szybkim
samolocie - i nawet poznała panią Miłość. Ale z tą damą naszej Samotności jakoś się nie
układało i rozstały się, pozostając dobrymi koleżankami, znajomymi, ale nie przyjaciółkami.
40
Mijały lata, uchodziły dni, minuta podążała za minutą, aby godzina zakończyła swój
szybkobieżny marsz, zakochane w
sobie sekundy w żaden sposób nie mogły spotkać się ze sobą, ponieważ minuty miały swoje
wymagania i pewnego razu Samotność powróciła do swego rodzinnego miasta. Zdarzyło się
w jej życiu nieszczęście. Umarło odbicie. Właśnie to odbicie, którego
autor nawet nie zaszczycił wielką literą, o którym sama Samotność zapomniała na długie lata
i które kochało Samotność
bardziej niż ona je. Takie właśnie było odbicie. Oddajmy mu cześć. Ale nie minutą ciszy,
tylko tą bajką.
Niech żyje odbicie każdej Samotności na Ziemi, albowiem bez odbicia każda Samotność
staje się Niczym. A po Niczym
następuje spadek jeszcze o jeden stopień i Nic zamienia się w Nicość.
Smutna dola, nie ma co mówić, ale nasza Samotność była niezwykła i dlatego znalazła się w
naszej kronice, którą Autor
pisze, nerwowo uderzając palcami w klawiaturę. Och, jeśliby nie ta niezwykłość naszej
Samotności, nie wiedziałbyś ani Ty, mój
drogi i uparty Czytelniku (przecież jeśli do tej pory czytasz te bzdury, to znaczy, że jesteś
uparty jak osioł), ani ja, Autor z
zaburzoną świadomością i poruszoną twarzą, o dziwnej przemianie, która zdarza się, kiedy
człowiek albo istota traci część
samego siebie. Gdzie sens? Gdzie główna część? Jak się dowiedzieć? Jak odkryć tajemnicę
istnienia?
Czy to wiersz? A może brednie? Chyba to drugie. Dobrze, że Autor jest niewierzący, bo
musiałby się przeżegnać.
Tymczasem Samotność w chwili śmierci swojego odbicia uznała, że to wiersz. I zapisała
dosłownie tonę papieru swoimi
gryzmołami, kulfonami i zygzakami w napadzie wierszoklectwa. Cóż się działo! I któż
mógłby na to patrzeć! Och, jeśli ktoś
by to zobaczył, to umarłby. Z zachwytu. Do Autora dotarła, dzięki Bogu, tylko tysięczna
część owego zachwytu i dlatego
pomyślnie żyje po dziś dzień (04.05.2005). Z kolei sama Samotność, w wyniku osamotnienia
(przecież od chwili śmierci
swojego odbicia nazywała się ona samotną Samotnością) niemal zwariowała. I do tego
jeszcze Zachwyt przyszedł do niej w
gości. Wówczas się zaczęło ... Wrzawa? Gorzej: pijaństwo, mordobicie, napady
wierszoklectwa i znowu pijaństwo, mordobicie,
potem znów wspólne napady wierszoklectwa. Mnie tam, dzięki Bogu, nie było, ale wiem o
tym wszystkim od pewnych (właśnie
"od", a nie "z") źródeł. Od Radości. Do tego czasu zdążyła ona już dołączyć do swego
imienia tytuł Pani i nazywała się Panią
Wszechświatową Radością. Po co jej nazwisko? Zresztą - to nie moja sprawa, jestem tylko
Autorem kroniki.
Radość zdążyła już u Samotności zejść nie tyle na drugi, ile na sto drugi plan. Pierwsze sto
jeden miejsc zajmował Zachwyt.
Nazwałbym go Powolnym Zachwytem, ale Samotność mi zabroniła. - Pisać takie brednie, i
to jeszcze nie w jakimś tam artykuliku w gazetce, tylko w kronice? Czyś ty oszalał? wrzeszczała Samotność podczas naszego ostatniego spotkania. - Czyż ona
nie ma manii wielkości? Powiedz, a jeszcze lepiej napisz.
Pewnego razu spotkali się: Zachwyt, Pani Wszechświatowa Radość, Wasz przyjaciel Autor i
samotna Samotność, która
do tego czasu została Najsamotniejszą Samotnością w Świecie. W efekcie zaczęli się bić. Po
dziś dzień nie znaleźli wspólnego
języka, chociaż był jeden interesujący wypadek, kiedy mimo wszystko starali się go znaleźć.
Lato, słońce, piasek (ostatnie słowo po prostu samo rzuciło się na papier), chociaż powinno
być "willa" i nasza czwórka.
Rozkoszny obrazek. Zachwyt wściekły przez to, że zaczął padać deszcz, Pani
Wszechświatowa Radość w histerii równoznacznej
z historią. Samotna Samotność w napadzie wierszoklectwa, a autora, tudzież mnie, morzył
sen. I stało się tak, że podczas negocjacji pokojowych w willi we wrześniu 2003 roku tak
naprawdę spotkali się nie Zachwyt, Pani Wszechświatowa Radość,
samotna Samotność i ja, tylko wściekłość, jakaś historia, napad i sen. Przez wściekłość
rozdmuchała się historia, potem zdarzył
się napad i wpadłem w rozkoszny sen. Jak w mogiłę, wrogowi bym nie życzył.
Po tym niezręcznym wypadku spotykałem nieraz Panią Miłość, która poprosiła mnie o
pominięcie wszystkich jej tytułów
i zastosowała w życiu tylko jedno zdanie: "Komu dano życie, ten będzie żyć na przekór
wszystkiemu!". I oto żyję po dziś dzień.
A już dawno powinienem kopnąć w kalendarz, tylko że nie posiadam kalendarza. Po prostu
nie lubię kalendarzy!
Nie da się policzyć, ile minęło lat, kiedy pewnego razu samotna Samotność dowiedziała się
od pewnej wróżki o imieniu
Sofa, że istnieje dziwny środek, mogący ożywić odbicie. Potrzebny był jednak pewien
komponent o nazwie "Dusza". Trzy dni
i trzy noce myślał Zachwyt i Najsamotniejsza Samotność w Świecie, czym jest Dusza i z
czym się ją je. Na szczęście niedaleko
przelatywała wracająca z podróży po światach zewnętrznych Pani Wszechświatowa Radość.
To ona podpowiedziała durniom,
że Duszy się nie je, tylko się nią rozkoszuje. I znowu minęły trzy dni i trzy noce, a Zachwyt i
Najsamotniejsza Samotność nie
mieli gotowej odpowiedzi dla wróżki Sofy. Nie wiedzieli, czym jest Dusza i gdzie należy jej
szukać. Sama Sofa też tego nie
wiedziała i dlatego właśnie żądała odpowiedzi od samotnej Samotności. Po siedmiu dniach i
siedmiu nocach samotna Samotność powinna była udzielić Sofie odpowiedzi, albowiem w
starożytnym traktacie czarno na białym napisane było: "Kto nie
zdoła pokonać siedmiu ptaków czarnych i siedmiu ptaków białych, tego Dusza umrze w
męczarniach". Och, jakże się bała
nasza Samotność. Nie wiedziała, czym jest Dusza, a była ona Samotności bardzo potrzebna,
żeby ożywić własne odbicie i
przestać być Najsamotniejszą Samotnością na świecie i znowu stać się po prostu
Samotnością. A tutaj jeszcze dodatkowo w
starożytnym traktacie było napisane, że jeśli ona - Samotność - w ciągu siedmiu dni nie
odgadnie, czym jest Dusza, to Dusza
umrze bezpowrotnie i nie da się jej ożywić. Wróżka Sofa co do ostatniego uprzedzała i
prosiła, by wykazać ostrożność, a
odpowiedzi udzielić mocnej i niezwykle dokładnej. Wlokła się Samotność przez miasto w tę
ostatnią noc. Księżyc ukryty był
za obłokami, jak za puchową pierzyną, i widział najsłodsze z możliwych sny, a Samotności
było ciężko i szaro na duszy.
Tak mi źle. Nigdy nie było mi tak źle - pomyślała Najsamotniejsza Samotność w Świecie i
nagle przyszło jej do głowy
41
olśnienie. Ciekawe, co mnie teraz boli? - pomyślała Najsamotniejsza Samotność w Świecie i
pobrnęła przez ulice miasta.
Zatrzymała się obok tej samej kałuży, w której po raz pierwszy ujrzała swoje odbicie. Rzecz
dziwna, ale minęło dziesięć
albo dwanaście lat (ile dokładnie - Samotność nie pamięta), a kałuża jak była na swoim
miejscu, tak i pozostała.
Czekałem na Ciebie - wynurzyło się znikąd odbicie. Aby mnie ożywić, trzeba było obudzić
Duszę, uszczypnąć ją tak, żeby
zabolała. - Dobrze odgadłaś - to Dusza Cię bolała, a nie kawałek ciała, jak to bywało
zazwyczaj. A przecież to ja jestem Twoją
Duszą. Witaj moja ukochana S ... Lepiej tak będę Cię nazywać, bo nie podoba mi się Twoje
imię - "Samotność". A inni niech
nazywają Cię jak chcą. Bardzo Cię kocham i wiedziałem, że kiedyś zatęsknisz i przyjdziesz
tu, gdzie zaczęła się nasza znajomość.
Nie starczyło obudzić Duszę, trzeba było wrócić do źródeł i wykąpać Duszę w mętnych
wodach pamięci. Wówczas zatrze się
to, co złe, wróci dobre i pozostanie tylko najlepsze.
S i jej odbicie o imieniu O żyją zgodnie po dziś dzień, a dzień dzisiejszy to czwarty maja
2005 roku. Często zagląda do
nich Zachwyt i Pani Wszechświatowa Radość i wiercipięta Miłość. No i co z tego, że ich
spotkaniom zawsze towarzyszą
kłótnie? Przecież takie jest życie: gdzie wzgórze, tam równina, gdzie okrąg tam i kwadrat itd.
itp ... Jednym słowem - do
widzenia!
UMYSŁ.:
Nic dodać, nic ująć.
DUSZA:
Reszta jest milczeniem magów.
ROZDZIAŁ trzeci.
Nauczyć się być samą.
UMYSŁ.:
Jak czuje się Tiszka, Joszka i kot? Może opowiesz?
DUSZA:
Dobrze.
To było tak.
Tiszka i Joszka ze swoim kotem lecieli samolotem z Londynu do Naryan-Mar, wracając z
sympozjum felinologów [znawców kotów - przyp. tłum.]. Na sympozjum miała miejsce
międzynarodowa wystawa kotów, które demonstrowały swoje umiejętności przeistaczania się
we wszelkie znane i nieznane przedmioty. Nastrój Tiszki i Joszki był świetny - zdegustowali
solidną
ilość koniaku i rozwalając się w siedzeniach, śpiewali:
Naryan-Mar mój, Naryan-Mar,
Miasto nie duże i nie małe,
Przy jaskini i przy rzece ludzie mieszkają,
Rybacy łowią ryby, hodowcy jelenie chowają.
Przy jaskini i przy rzece ludzie mieszkają,
Rybacy łowią ryby, hodowcy jelenie chowają.
Tylko kot Joszki siedział niezadowolony i mruczał. Na zawodach przegrał z kotem z
Cheshire, który otrzymał główną nagrodę. - Z czego jesteś niezadowolony kudłaczu!? -
pocieszał kota Joszka - Mieliśmy dobrą wycieczkę, widzieliśmy Big Ben,
obeszliśmy Tower, napluliśmy do Tamizy, pokazaliśmy tym sztywnym Anglikom naszych,
czyli siebie, i twoje kotomorfozy nie
były wcale gorsze od ich. - Właśnie w tym rzecz, że nie gorsze, tylko lepsze - odparował kot.
- Ale zwyciężył znowu ten
Cheshire, bękart jeden. Nie ma żadnych wątpliwości, że ma swoje lobby w parlamencie. Nie
rozumiem, dlaczego oni tak zachwycają się jego paskudnym uśmiechem. Rozpłynął się w
powietrzu, pozostawiając ten paskudny uśmiech. I co z tego? Ja
zmieniłem się w koromysło, na którego jednym końcu był bidon z mlekiem, a na drugim
butelka z samogonem. To przecież
niecodzienne! Nieoczekiwane! Śmiałe! Aktualne! A jednocześnie praktyczne. Ale te bałwany
ani trochę nie znają się na surrealizmie. - Przestań się denerwować - uspokajał go Tiszka. Nakichaj na nich i rozluźnij się. Łyknij sobie koniaku. - "Nie mogę
się z tym pogodzić! - nie uspakajał się kot. - Muszę natychmiast znaleźć się w Londynie!
Pokażę tym snobom prawdziwą
sztukę kotomorfozy! - Ale my nie możemy wrócić, sympozjum zakończyło się, a poza tym
nie da się zawrócić samolotu przekonywał go Joszka. To nieważne - odrzekł kot. - Wystąpię
w Królewskiej Sali Palladium! No, a samolot ... hehe ...
Kot ze złośliwą satysfakcją uśmiechnął się i z miejsca zaszła jego tak zwana kotomorfoza:
tułów przekształcił się w
skrzynkę dynamitu, w środku której sterczała głowa, z tyłu ogon, a po bokach wystawały
cztery łapy. - Niech nikt nie rusza się
z miejsca! To jest atak terrorystyczny! Wracamy do Londynu! - Pasażerowie ze strachu
oniemieli. Kot przewracając się, poczłapał
do kokpitu, ale kabina pilotów była zamknięta. - Hej, dziecino - zwrócił się do stewardesy przekaż swoim chłopcom, żeby
zawrócili albo zaraz wylecimy w powietrze. - Ale i tak jesteśmy w powietrzu - głupio
odpowiedziała stewardesa. Kot prychnął,
42
potarł zapałkę o draskę i zbliżył ją do ogona. - Dobrze, dobrze, skontaktuję się z pilotami! wystraszyła się dziewczyna.
Po minucie samolot wykonał gwałtowny skręt, z czego można było wyciągnąć wniosek, iż
żądanie terrorysty zostało wykonane. Kot Joszki rozsiadł się w fotelu, na ile pozwalała mu
jego budowa ciała w kształcie skrzynki dynamitu, i zapalił.
Pasażerowie z obawą spoglądali w jego stronę i ostrożnie szeptali. Joszka zaczął namawiać
kota: - Ogoniasty ty mój, po co nam
problemy? W przyszłym roku znowu pojedziemy na sympozjum i na pewno zgarniesz
główną nagrodę, - Ani mi się śni odpowiedział kocur - ja im wszystkim pokażę, właśnie
teraz! Zrobię to, czego jeszcze nie robił żaden kot. Przeistoczę się w równanie Lagrange. - A
cóż to takiego? - spytali Tiszka i Joszka. - Od razu widać, że niczego nie wiecie o mechanice
teoretycznej
- powiedział kot. - Boże, z kim ja się zadaję!
Stewardesa przywiozła stolik z poczęstunkiem: - Czy chciałby Pan coś wypić? Tylko proszę
się nie denerwować, zrobimy
wszystko, co Pan powie. - Nie denerwuję się - odpowiedział kot - to wy powinniście się
denerwować. Nalej mi kieliszek waleriany, kruszynko. Stewardesa wystraszona rozejrzała
się. - Wie Pan, niestety nie mamy waleriany. Czy może być dobry koniak?
- Dobra, dawaj - protekcjonalnie odpowiedział kot. - A może macie mrożoną rybę? - szeptem
spytał Tiszka. Rybki też nie było.
- Koteczku, może chcesz iść do toalety? Odprowadzę cię. - Ten stary numer nie przejdzie uśmiechnął się kot Joszki, żłopiąc
koniak.
Po jakimś czasie solidnie już dziabnięty kot zaczął molestować stewardesę. - Dziecinko,
usiądź mi na kolana. - Nie, sir,
nie mogę, muszę pracować. - Mówię, chodź tu, bo jak nie ... - No dobrze! - Dziecino, a może
polecimy razem na Hawaje? Piękne
palmy, ciepłe morze, gorące noce, ty i ja. Co powiesz? - Nie, sir, sama nie wiem, to takie
nieoczekiwane. - Utopię cię w luksusie!
- nie uspokajał się kot. - Czyżby Pan był bogaty? - zadała rozsądne pytanie dziewczyna. - Ha!
To nie problem. Zmienię się w
rakietę atomową i zażądam od rządu miliarda. Miliard na początek starczy, jak uważasz?
Wystraszona stewardesa wyzwoliła
się jakoś z objęć kota. - Proszę wybaczyć, sir, samolot zbliża się do lądowania, wszyscy
powinni zająć swoje miejsca.
W końcu samolot wylądował. Kot Joszki wyjrzał przez okno i złośliwie wykrzyknął: - Nie
rozumiem! To mi nie wygląda
na Heathrow! Stewardesa spróbowała go uspokoić: - Sir, zaraz wszystko wyjaśnię. Lotnisko
w Londynie nie przyjmuje
samolotów ze względu na warunki atmosferyczne. Wylądowaliśmy w Brighton. Natychmiast
zostanie podstawiona limuzyna
i zostanie pan zawieziony do Londynu. - No, uważaj, tylko bez żadnych numerów - zagroził
kot.
Do trapu rzeczywiście podjechała wielka czarna limuzyna.
Na spotkanie Joszki, Fiszki i kota wyszło trzech smutnych panów w czarnych garniturach. Kim jesteście? - zainteresował
się kot.
- Jesteśmy przedstawicielami towarzystwa felinologów i odwieziemy was do hotelu odpowiedzieli. Kiedy wszyscy zasiedli
w samochodzie, felinolodzy znienacka chwycili kota za łapy i jeden z nich krzyknął: - Gdzie
zapalnik!? Tiszka od razu
odpowiedział: - Ogon! Nie pozwólcie mu podpalić ogona! - Jeden z felinologów krzyknął do
drugiego: - Ja trzymam, a ty
odrywaj mu ogon! - O nie, tylko nie ogon! Poddaję się! Puśćcie mój ogon! - przenikliwie
lamentował kot i przyjął swoją zwykłą
postać.
Oto i cała historia. Samolot oczywiście wylądował nie w Anglii, tylko w Naryan-Marze.
Felinolodzy włożyli kotu kajdanki
i zawieźli do ciupy, W ten sposób niesławnie zakończyła się przygoda kota Joszki.
UMYSŁ.:
Tak, opowiadać bzdury to ty umiesz.
DUSZA:
No pewnie! Czy wiesz, ile w przestrzeni wariantów jest wszelkich bzdur? Godzinami
mogłabym ci wieszać makaron na
uszy. Ale teraz już czas oglądać marzenie senne.
ZAVTRA:
Jakiś czas temu porzucił mnie człowiek, którego, jak mi się wydawało, kochałam. Wówczas,
aby szybciej wydostać się z
depresji, w którą wpadłam, zaczęłam poszukiwać wszelkich sposobów, a w szczególności
zaopatrywałam się w literaturę. I oto
intuicja doprowadziła mnie do rosyjskiego wydania Transerfingu. Długo kartkowałam
książkę, nie chcąc jej kupować (nie
podobała mi się jej okładka, która, jak mi się wydawało, była niewyszukana i prostacka), a w
moim wnętrzu coś z uporem pociągało mnie ku niej i zmuszało do przeglądania znowu i
znowu. W sumie musiałam ją kupić. Muszę przyznać, że nie pożałowałam.
Minęły dosłownie dwa tygodnie, jak niegdyś "ukochany" został wyrzucony z mojej głowy na
zawsze. Wówczas postanowiłam
znaleźć sobie człowieka, w którym się zakocham od pierwszego wejrzenia ... tak, żeby była
to miłość odwzajemniona. Tak
wstrząsającego rezultatu nie oczekiwałam: mijają dwa tygodnie ... i spotykam GO ...
Poczułam, jakby przebiegł po mnie prąd
elektryczny, wszystko w środku mówiło mi: "To ON, to ON!" Ale w tamtej chwili
okoliczności tak się składały, że nie można
było powiedzieć, że będziemy razem, tylko jego przyjaciel (który z jakiegoś powodu
opowiadał wszystkim o mojej wielkiej miłości do niego) powiedział, że spodobałam się
Janowi. Odczucie to dało mi do zrozumienia, że nie wiem jak i kiedy, ale będziemy:
razem, Minął tydzień i jesteśmy razem. Po prostu przestałam wierzyć sama sobie, a
Transerfing mogłam tylko błogosławić.
A oto, co zdarzyło się po słowach: "Żyli długo i szczęśliwie". Wszystko zaczęło się od
drobiazgu. Po prostu zauważyłam,
że Jan jest jeszcze dzieckiem z absolutnie młodzieńczymi poglądami na życie (nie będę Was
zasypywać przykładami). Zmiesza43
łam się trochę, kiedy obiecał, że zadzwoni, a wychodził z przyjaciółmi na imprezę. Potem
przychodził, przepraszał... I chociaż
nie przywykłam do takiego traktowania, to reagowałam na to wszystko śmiechem. Potem
zaczął mi mówić, że nigdy nie był w
poważnym związku i że nie jest do czegoś takiego przyzwyczajony (ze mną to w ogóle był
rekord, ponieważ według jego miary
jesteśmy już ze sobą niebywale długo i jego przyjaciele wręcz mnie uwielbiają), co pociąga
za sobą konsekwencje: widujemy się
dwa, a w najlepszym wypadku - trzy razy w tygodniu. Dla niego ważna była wolność, której
granice od początku wciąż naruszałam, ale po bezustannych kłótniach zdecydowałam się mu
ją zapewnić, a sama zajęłam się sobą. Bardzo mnie to boli, tym
bardziej, że widzę, iż i tak wszystko zwraca się przeciwko mnie.
Jan zaczął wpadać w ciągi alkoholowe, wciąż szukać powodu, żeby rozerwać się z
dziewczynami. (Niekiedy ma to miejsce
w mojej obecności i wkurza go, jeśli ja nagle wyrażam swe niezadowolenie z tego powodu.
Ponieważ rzekomo te uściski nic nie
znaczą. Przestałam więc wypowiadać pretensje, ale zrobiło się jeszcze gorzej). Im dłużej to
trwa, tym większą, wodzoną za nos
idiotką się czuję. Podjęłam już decyzję o odejściu, ale intuicja podpowiada mi, że wszystko
można radykalnie zmienić i nie
watto odchodzić, bo może to okazać się moją porażką. Co więc powinnam zrobić? Jak
powinnam na wszystko reagować? Co
mam zrobić, aby ten człowiek traktował mnie przynajmniej z szacunkiem i brał pod uwagę
również moje interesy, dostosowywał
się do mnie, a nie tylko ja do niego. Zachwyt, którym reaguję na każdy jego dobry gest, nie
pomaga już ani mnie, ani naszym
stosunkom. Mam wrażenie, że wciąga mnie to ... I to im dalej, tym głębiej ...
Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele moich problemów wynika z braku pewności siebie. Ale
nie udaje mi się albo na niezbyt
długo starcza sztuczne dodawanie sobie pewności. Oczywiście być może coś robię nie tak.
ELLINA
Zavtra,, moje rady mogą ci się wydawać banalne, ale one działają, sprawdzałam na sobie. 5-6
lat temu często znajdowałam
się w sytuacjach podobnych do Twojej. Cóż mogę powiedzieć? Sama jestem sobie winna.
Przede wszystkim trzeba zrozumieć
siebie. Ledwo już przez gardło przechodzi wyrażenie "kochaj siebie", ale co ciekawe, póki
tego nie zrobisz, będziesz pozostawać
ofiarą podobnych relacji i w nieskończoność popełniać te same błędy.
Naucz się być samą. Czerp z tego przyjemność. Przestań być zależna. Po prostu przestań i
tyle, przekieruj uwagę na inne
sfery życia. W tym celu musisz mieć jak najmniej wolnego czasu na wszelkie spory i
"pogonie". Jeśli masz jakieś zainteresowania
i hobby, to świetnie. W swoim czasie pomogły mi intensywne treningi fitness. Pozwól sobie
na wizyty w salonach kosmetycznych, zakupy miłych dla serca rzeczy (to mogą być nawet
drobiazgi), spędzaj czas ze swoimi dobrymi przyjaciółmi, ale uważaj,
żeby to nie przekształciło się w potok skarg i żali w stylu .,jestem taka biedna". Udaj się na
porządny trening. Jeśli masz możliwości, wyjedź na tydzień i odpocznij, albo staraj się
przynajmniej raz na dwa tygodnie wyjeżdżać na łono przyrody. Zacznij robić
coś nowego. Dobrze jest codziennie znajdować 2-3 nowe rzeczy, na przykład ja zaczęłam
robić poranną gimnastykę, chodzić
do pracy na piechotę itd. Wyrzuć z mieszkania stare przedmioty. Krótko mówiąc: rób to, co
się TOBIE podoba! Mogę
powiedzieć, że po trzech, a najwyżej pięciu miesiącach zapomnisz o swoim mękach. W
żadnym wypadku nie szukaj zastępstwa
dla tego człowieka, ponieważ musisz nauczyć się być samą i czerpać z tego zadowolenie.
Dopóki nie osiągniesz harmonii ze
sobą, sytuacja będzie się powtarzać. Lepiej nie czytać w tym czasie "mądrych książek", ale
codzienna praca nad sobą jest
konieczna. Przestań wykorzystywać "potrzebę miłości", po prostu przestań, tak jakbyś
zrezygnowała z noszenia niepotrzebnej
rzeczy.
Oprócz harmonii wewnętrznej i spokoju znacznie poprawi się twój wygląd zewnętrzny.
Rozkwitniesz jak róża w maju.
Odmłodniejesz, jeśli jest to dla ciebie ważne. I wówczas nieoczekiwanie pojawi się TWÓJ
człowiek. .. A z tym chłopakiem,
o którym piszesz, lepiej się rozstań, dopóki nie zszarpał ci wszystkich nerwów. Po prostu
usuń go ze swojego życia. Tym
bardziej, że jest to człowiek pijący. To również sprawdziłam na sobie, ponieważ miałam
"szczęście" chodzenia z pijącymi i z
miłośnikami wszelkich zabaw ... Błędy młodości. Teraz ze zdziwieniem myślę, że musiałam
siebie nienawidzić, aby mieć coś
wspólnego z takimi ludźmi i jeszcze starać się im przypodobać ... Wspominam to wszystko
jak jakiś straszny sen. Tak więc
trzymaj ogon w górze jak pistolet, kochaj siebie i wszystko będzie OK.
ZAVTRA:
Ellina, twoje rady okazały się bardziej niż skuteczne. Nie oczekiwałam po sobie, że nadejdzie
taki zwrot akcji i. .. ten
zwrot wciąż się dokonuje. Dziękuję ci bardzo!
DUSZA:
Zadziwiające! Interesująca i niegłupia dziewczyna, a zakochała się w takim beznadziejnym
buhaju.
UMYSŁ.:
Rzeczywiście dziwne. I do tego stara się usprawiedliwić jego świństwa, udając, że wszystko
jest w porządku, żeby nie daj
Bóg nie zakłócić jego świętej wolności.
NADZORCA:
Najgorsze jest to, że ona usprawiedliwia go w sposób sztuczny, nieszczery, a to oznacza, że
oszukuje siebie i swoją duszę.
Zrozumiała tylko drugą część podstawowej zasady Transerfingu (pozwolić sobie być sobą, a
innym być innymi). Zapomniała
o pierwszej części tej zasady.Tak nie wolno! W żadnym wypadku i w żadnych
okolicznościach nie wolno oszukiwać siebie. Za44
kłócając jedność duszy i umysłu, człowiek niszczy siebie jako osobowość, Umysł nakazuje
być "nowoczesną", "nie zamartwiać
się", nie pokazywać swoich słabości, choćby dusza przy tym cierpiała męki. Dziewczyna
myśli, że wolność jej chłopaka stanowi
tabu, że każdy ma prawo do wolności i nikt do nikogo nie należy. To prawda, to rozsądny
pogląd. Jednak należy pamiętać
również o swoich prawach, Obawia się ona bezpośredniego wypowiadania swoich pretensji,
ponieważ może wszystko stracić.
Jakby miała jakiś skarb!
Gdybyż było co tracić ... Pozbyć się poczucia własnej wartości - to rzecz straszna. Śniąca
przyznaje, że brak jej pewności
siebie. W rzeczywistości nie starcza jej przede wszystkim szacunku dla samej siebie. Lecz, co
ciekawe: przyczyna takiej niskiej
samooceny skrywa się w tym, że ma ona o sobie złą opinię.
Przypomnijcie sobie, że miały miejsce wypadki, kiedy niesprawiedliwie Was oskarżano albo
wymagano czegoś lub po
chamsku się do Was zwracano, a Wy nie byliście w stanie nawet otworzyć ust, by powiedzieć
coś na swoją obronę, jakby tak
właśnie miało być i na wszystko to byście zasługiwali. Na przykład w dzieciństwie dorośli
autorytarnie narzucają Wam coś w
stylu "powinieneś zjeść swoją kaszkę", a Wy jak w transie nie jesteście w stanie zdać sobie
sprawy z tego, że jest to wymaganie
bezmyślne. Albo w pracy zwierzchnik wydziera się na Was, a Wy znów znajdujecie się w
transie, ponieważ on przecież jest
zwierzchnikiem, a Wy podwładnym. Albo na ulicy ktoś po chamsku Was potraktuje, a Wy
usprawiedliwiając się tym, że nie
lubicie konfliktów, reagujecie, schodząc mu z drogi.
Co się dzieje? Otóż ten charakterystyczny trans to nic innego jak głęboki i nieświadomy sen
na jawie. Gnębi Was presja
zewnętrzna, a kręgosłupa moralnego, na którym moglibyście się oprzeć - brakuje, dlatego też
chowacie głowę w piasek i zasypiacie. Otoczenie wywiera na Was wpływ, ale ono również
śpi, przecież życie to sen. Od Was oczekiwana jest reakcja stosowna
do danego snu. Jeśli reakcja jest adekwatna, to znaczy, że sen przebiega właściwie, We śnie z
rodzicami najlepiej by było, gdybyście się rozhisteryzowali lub pokornie podporządkowali
się. Przed zwierzchnikiem należało się albo odgryźć, albo z poczuciem
winy usprawiedliwić. A chamowi trzeba odpowiedzieć tym samym albo inteligentnie
(tchórzliwie) przemilczeć. Dokładnie tak
samo w zwykłym śnie przygnębia Was otoczenie i brak punktu oparcia i zmuszeni jesteście,
by brnąć z opuszczoną głową, nie
rozumiejąc tego, co się dzieje.
A co będzie, jeśli się obudzicie w zwykłym nieświadomym śnie? Uświadomicie sobie siebie
jako odrębną i niezależną
część)!! rzeczywistości.Teraz nie jesteście już we władzy koszmaru, ! tylko on znajduje się
pod Waszą kontrolą. Wyobraźcie sobie,
że udało się Wam zrozumieć, że otaczają Was wirtualne postaci. Zachowują się dziwnie, a
niekiedy agresywnie. Ale teraz Wy
jesteście Panami swego snu. Możecie powiedzieć każdemu z nich: "Idź do diabła!". Albo
przeciwnie: "Chodź tutaj!". Rozumiecie? ' Wydobyliście się z transu jak ze zwierciadła.
Analogicznie poczujecie punkt oparcia, kiedy przebudzicie się we śnie na jawie. Nie można
powiedzieć, że da to pełną wolność robienia wszystkiego, co przyjdzie do głowy. Ale na
pewno pozwoli to na wyjście z transu, wzięcie sytuacji pod kontrolę
i zażądanie swoich praw, Nieadekwatną, świadomą reakcją na głupie wymaganie rodziców
może być na przykład taka
odpowiedź: "Jestem człowiekiem i również mam swoje prawa. Czy mam prawo nie chcieć
jeść?". Rodzice, usłyszawszy taką
odpowiedź dziecka, mogą osłupieć - uległ zakłóceniu zwykły przebieg snu - jednak nie będą
więcej upierać się przy swoim.
Zwierzchnikowi można spokojnie oświadczyć coś w stylu: "Podnosząc głos, tłamsi mnie Pan,
co negatywnie wpłynie na efektywność mojej pracy, czego my obaj nie chcemy". Cham
również może dostać za swoje: "Szanowny Panie, najwidoczniej ma
Pan jakieś problemy osobiste. Proszę mi o nich opowiedzieć, a ulży Pan sobie".
Taka świadoma reakcja narusza zasady gry, którą ktoś stara Ci się narzucić. Niech wszyscy
dookoła krzątają się, niech
sobie grają. Ty jesteś poza grą. Teraz jesteś odrębną, samodzielną osobą i automatycznie
nabierasz poczucia własnej wartości.
DUSZA:
Jak fajnie! Zrozumiałam, że ta dziewczyna po prostu była w transie nieświadomego snu - gry,
którą jej narzucono.
UMYSŁ.:
Tak, podobnie jak my wszyscy musi ona nauczyć się być samą.
To wcale nie jest straszne. Śniąca Ellino - brawo!
Nauczyć się być sobą.
DUSZA:
Czego szukasz?
UMYSŁ.:
Siebie.
DUSZA:
I co, znalazłeś?
UMYSŁ:
Chyba tak. Obudził się we mnie genialny pisarz. Posłuchaj, jaka wielka moc i siła zawarta
jest w kilku pojemnych stro45
fach:
Mórz bezbrzeżnych tafla i przestwór!
Ich przestwór jest łagodny, a tafla równa!
Pól bezkresnych bezgraniczność!
Bezkresność ich jest rozległa, a bezgraniczność spokojna!
Przepaści bezdennych bezkres i czerń!
Bezkres ich jest głęboki, a czerń gęsta!
Lasów nieprzebytych gęstwiny i puszcza!
Ich gęstwiny żyzne, a puszcze grząskie!
Wysokich urwisk lawiny i osypiska!
Lawiny rzadkie, osypiska celne!
Gór kamienistych skały i urwiska!
Ich skały trwałe, a urwiska mroczne!
Jezior rozległych doły i wąwozy !
Oj, coś tu nie tak. .. Ale ładnie brzmi!
Jezior rozległych doły i wąwozy!
Doły wielkie, a wąwozy bez oblicza!
Niebios najwyższych głębia i błękit!
Ich błękit bezdenny, a głębia ogromna!
Albo nie:
Głębia bezdenna, a błękit ...
Nie, jednak trzeba pisać prościej:
Głębia głęboka, szerokość szeroka, a błękit ...
DUSZA:
No proszę, nie chce się uciszyć. Ludzie! Bierzcie go za kark i wyprowadźcie stąd, napoimy
go walerianą!
UDO:
Chcę powiedzieć, że Transerfing działa bardzo dobrze i przynosi robiące wrażenie rezultaty i
wiele przyjemnych chwil oraz
sytuacji. Owszem, są pewne trudności. Jestem człowiekiem z natury skromnym, niemal
wstydliwym, swoje cechy osobnicze
uważam za niezbyt wybitne, ale cele stawiam przed sobą dojść rozległe. Często pojawia się
duży potencjał wewnętrznej ważności
w stylu "to nie dla mnie", "nie przy moich zdolnościach" itd.To bardzo przeszkadza i
krępuje.Trudno jest odrzucić całą ważność,
jak radzi Zeland. Koordynacja zamiaru bardzo pomaga, ale też niecałkowicie.
LESHIY:
Pierwszy błąd to rozległe cele. Rozległe cele są rzadko osiągane. Trzeba być bardziej
konkretnym i osiągać je osobno. Jest
oczywiście możliwość, że wszystkie cele zostaną osiągnięte, .. ale to rzadkość.
Co do "to wszystko nie dla mnie" - spróbuj przeczytać bajkę z książki o Symoronie. Jeśli to
nie pomoże, to zobaczymy,
co dalej.
"Za górami, za lasami w pewnym królestwie był sobie król i królowa. Mieli córkę jedynaczkę
niebywałej urody o imieniu
Frosya. Długo myślał król, jak znaleźć męża godnego księżniczki. Pewnego razu miał sen:
jego córka ukryta była w ciemnej jaskini na odległej i nieznanej wyspie Bujan. Sen ów okazał
się proroczy - księżniczka zniknęła. Rozesłano we wszystkie strony
królestwa trybunów i posłów do dalekich krajów zamortskich, by ogłosili dekret królewski:
"Kto odnajdzie księżniczkę, ten
otrzyma jej rękę oraz pół królestwa jako posag". Zareagowało na ten dekret 27 milionów
pretendentów. Wśród nich byli książęta
i królewicze, mocarze i wojownicy, kupcy i prości ludzie. W drodze na wyspę śmiałków
czekało wiele trudności i niebezpieczeństw, aby dotrzeć do celu należało wykazać się siłą,
uporem i nieustraszonością. A przede wszystkim trzeba było przejawić
niezłomną wiarę w siebie. Wszystkie , te cechy przejawiał syn chłopa Fiodor. Sprawnie
przeszedł przez wszystkie próby,
przeniknął do ustronnej jaskini i chwycił piękną Frosyę w objęcia.
Z przyjemnością informujemy Czytelnika, że zwycięskim Fiodorem jest właśnie Czytelnik.
Proszę przyjąć nasze gratulacje!
Właśnie Ty pewnego razu zwyciężyłeś w tej walce, nabywając doświadczenia. Był to
moment poczęcia, kiedy jedna, jedyna
komórka matki (księżniczka) zlała się z jednym spośród milionów komórek męskich
(Fiodor). Wszyscy pozostali pretendenici
odeszli w zapomnienie. Jak myślisz, czy Przyroda jest aż tak mądra, że wybrała z mnóstwa
ojcowskich komórek właśnie tę
jedną, aby dać nam prawo do życia? Najprawdopodobniej wybór ten nie był przypadkowy i
spośród komórek ojca wybrana
została właśnie ta, której połączenie z komórką matki stanowiło powierzenie wykonania
szczególnego zadania pani Przyrody.
Jeśli Przyroda postępuje w taki sposób, to dając nam prawo do życia, nakłada na nas pewne
obowiązki. Powierza nam się odegranie w życiu określonej roli, wypełnienie zadania
trudniejszego niż to, które otrzymał kapitan Kloss. Każdy z nas od urodzenia
otrzymuje prawo do właściwego wypełnienia tego zadania: prawo do pomyślności i do
twórczości".
46
GEMINI:
UDO, nie jesteś samotny ze swoim problemem. Ja się sobie też nie podobam. Częściowo. Na
przykład najpierw coś robię,
mówię albo piszę, a potem włączam myślenie. Próbowałam odwrotnie. Nie udaje się! Do
tego urodziłam się, kiedy słońce było
w fazie Bliźniąt, a księżyc w fazie Raka, Mars Lwa, pozostałe planety też jakoś się nie
dogadały. Jak w takich warunkach harmonijnie żyć? Do tego mama urodziła mnie w
poniedziałek. Poza tym ogarnia mnie straszna trema przed wystąpieniami publicznymi.
Cieszy mnie tylko, że odkąd pamiętam, umiem przestroić się na niepoważny stosunek do
własnej osoby. Okazało się,
że jest to wariant Inwersji Rzeczywistości. Polecam.
LANDYSZ:
Jakże wszystko Ci się fajnie układa! Przecież jesteś jedyna i niepowtarzalna na tym świecie i
drugiej takiej nie ma i nie
będzie! Zaakceptuj siebie ze swoimi dziwactwami, nie reaguj na tych, którzy przeszkadzają
Ci żyć, krocz przez życie z poczuciem, że wszystko jest jak należy, a nawet wspaniale. Nie
reaguj na stereotypy społeczne, zawsze bądź taka, jaka jesteś - dla siebie,
a nie dla innych ... Powodzenia!
MAD DOG:
UDO, będę z tobą szczery. Jedyne, co dał mi Transerfing, to umiejętność cieszenia się
niebem, chmurami, księżycem,
deszczem, trawą ... Dzięki Transerfingowi zacząłem rozmawiać z drzewami. Jednym słowem
- przypomniałem sobie
dzieciństwo. Nie, nie zdarzenia z czasu dzieciństwa, a właśnie odczucia. Okazuje się, że w
dzieciństwie często miałem napady
niewyjaśnionego szczęścia. Jakże mogłem o tym zapomnieć?!
Nie rozumiem ...
Społeczeństwo musiało niemało popracować nade mną, by zmienić mnie w pragmatycznego,
racjonalnego i logicznego
osła. Bardzo dobrze powiedział na ten temat B.G [Borys Griebienszczikow - niezwykle
szanowana postać rosyjskiego nurtu
rocka filozoficznego - przyp. tłum.] w pieśni "Kolejowa woda": "Kiedy byłem młodszy,
rozstawiłem świat po kątach". Tak, a
teraz niestety cały wysiłek społeczeństwa poszedł na marne i znowu rozkoszuję się życiem.
Chociaż jeśli patrzy się z boku, to
obiektywnie nic się nie zmieniło: dzisiaj, podobnie jak wczoraj, jestem tak samo goły jak
święty turecki. Tylko że teraz nie
martwię się z tego powodu.
LESHIY:
Myślałem, gdzie to napisać. Otóż niedawno z jedną dziewczyną wyniknęło nieporozumienie.
Zrobiło się jak zwykle zamieszanie. Minęło. Dzięki pomocy na forum. Ale nie podoba mi się
to, że cały dzień myślę o niej. Jak się od tego uwolnić?
Wszystko, co wiedziałem na temat powstrzymywania potoku myśli na określony temat,
wypróbowałem. Nie pomogło. Oczywiście można powiedzieć sobie: "no dobra, pojawiaj
się", ale znudziło mi się już. Nie istnieje nawet relacja jako taka. Pozostały
tylko pragnienia (ale co dziwne - nic wulgarnego).
SARINA:
Istnieje przepis na sytuację stojącą jak kość w gardle: zwizualizować najgorsze zakończenie
historii, przyjąć taki koniec ...
i przechodzi. Sama próbowałam.
MADDOG:
Leshiy, żal mi patrzeć, jak sam siebie męczysz. Oczywiste jest, że nie jesteś pewien
słuszności dokonanego wyboru. Na
początek odpowiedz sobie na pytanie, czy chcesz kontynować z tą dziewczyną relację. Rzecz
w tym, że w życiu nie ma jednoznacznie pozytywnych albo jednoznacznie negatywnych
zjawisk, rzeczy, ludzi, czynów - nie ma nic jednoznacznego. Świat jest
nieskończenie wielopostaciowy i dobrze o tym wiesz. Trudno Ci przychodzi samookreślenie,
ustalenie, czego jest więcej w
Twojej dziewczynie: więcej dobra czy zła dla Ciebie samego. Oczywiście ocena ta będzie
subiektywna: to, co dla jednego jest
dobre, dla drugiego oznacza śmierć. Mówisz, że wciąż o niej myślisz. Jednak myśli mogą być
różne - dobre albo złe. Które " w
twoim wypadku przeważają? Jeśli nadal ją kochasz, to przyj naprzód jak przecinak i bierz ją masz do niej prawo. Jeśli przeważają przykre myśli, złe, to znajdź sobie inną dziewczynę.
Psychika ludzka nie cierpi pustki. Jeśli jeden obiekt zniknie z pola
świadomości, to powinien go zastąpić inny. Nie da się walczyć z prawami Przyrody, dlatego
szukaj ...
I w końcu rzecz najważniejsza. Kiedy podejmiesz decyzje, nigdy już nie weryfikuj podjętej
decyzji - to Twój wybór i
dokonałeś go właściwie. I w ogóle: nigdy nie żałuj tego, co zrobiłeś. Nie zapominaj, że nasz
świat troszczy się o nas. Jest to czysta prawda. Nie będę gołosłowny i przytoczę świeży
przykład z własnego życia.
Na początku kwietnia wraz z żoną świętowaliśmy dziesiątą rocznicę małżeństwa. Mówię to
dlatego, że przez ten czas
dokładnie poznaliśmy się nawzajem. A zatem: zawsze mówię, że bardzo ją kocham, i jej się
to podoba. Niekiedy bez powodu
kupuję kwiaty - i to podoba się jej jeszcze bardziej, ale ... Niekiedy potrzebny jest jej wstrząs.
Nie wiem po co. Może aby się
upewnić, że nie zawsze jestem łagodny i delikatny; może potrzebuje adrenaliny? Jednym
słowem niedawno o poranku ewidentnie wymusiła awanturę. Nie dałem się długo prosić:
czajnik poleciał do przedpokoju już w sekundę po złożonym przez nią zamówieniu. Potem
trochę pokrzyczałem i każde z nas poszło do swojej pracy. Nic nadzwyczajnego - dla wielu
małżeństw to
sytuacja typowa. Ale jest jedna wielka różnica: udałem się do pracy absolutnie spokojny,
ponieważ wiem, że moja ukochana ma
zwyczaj wywoływania od czasu do czasu wstrząsu i dlatego nie myślałem w ogóle o porannej
awanturze.
47
Na obiedzie w domu spotkaliśmy się jak przykładni, kochający się małżonkowie.
Uściskaliśmy się, pocałowaliśmy, ona spytała, czy się uspokoiłem, ja odpowiedziałem, że
nawet nie miałem zamiaru się denerwować. Ona się uśmiechnęła: "Wiesz przecież, że
potrzebuję od czasu do czasu wstrząsu". Odpowiedziałem, że doskonale o tym wiem. Krótko
mówiąc, oboje byliśmy
zadowoleni i szczęśliwi. Awantury co pół roku to w naszym małżeństwie rzecz zwykła.
Istnieje tylko jedna zasada: nie krzyczeć
za głośno przy dzieciach, bo one jeszcze nie rozumieją, że "kto się lubi, ten się czubi"
(zauważyłem, że cały Transerfing można
wyrazić przy pomocy banalnych prawd, ponieważ właśnie banalność prawd stanowi
najlepsze świadectwo ich prawdziwości).
Jest jeszcze jedna zasada: nigdy nie pozwalam sobie dotknąć mojego anioła nawet palcem.
Pewnego razu, kiedy głośno
krzyczałem, uderzałem ręką w stół. Od pierwszego uderzenia pękł cherlawy stół, a drugim
uderzeniem złamałem sobie rękę.
Natychmiast się uspokoiliśmy, ona obejrzała moją rękę (ponieważ mój anioł pochodzi z
rodziny hiropatów) i spokojnie udałem
się na oddział urazowy. Konflikt został wyczerpany cicho i spokojnie.
Zmęczyłem się pisaniem. Ale mam nadzieję, że nie na próżno palce męczyłem i przerwałem
pracę: Leshiy! Nigdy nie
żałuj tego, co zrobiłeś niezależnie od tego, jak straszne i niewłaściwe by ci się to wydawało.
Przeszłości nie zmienisz, a wątpliwościami tylko rozjątrzysz sobie duszę. Uznaj swoje braki i
pozwól sobie na bycie takim, jakim jesteś. Wówczas również myśli
wywołane przez nadmierny potencjał ważności, znikną. Myślenie o tym będzie Cię po prostu
nudzić.
LESHIY:
Nie trudziłeś palców na próżno. Dziękuję za tekst i za oświecenie w sprawie przyszłego życia
rodzinnego. Myślę, że wielu
uczestników forum to doceniło, a wśród nich ja. Nigdy nie winię siebie za przeszłość.
Zdarzają się oczywiście błędy. Ale jaki
jest sens wspominania tego?! A myśli "o niej" są dość dziwne - ani dobre, ani złe, Po prostu
sam fakt jej istnienia. Jeśli mocno
się zamyślę, to jednak skłaniają się one w dobrą stronę. A jeśli stanowią tło, to są neutralne.
Interesujące prawda? Dla mnie też,
Nie będę uprzedzać zdarzeń i konkretnie pisać o sytuacji, bo nie lubię zgadywać. Ale
wszystko ułożyło się bardzo ciekawie.
Zobaczymy, jak będzie za miesiąc. Wówczas może napiszę, co konkretnie się stało.
Poza tym zauważyłem, że rozmawiamy ze sobą drogą mailową. I jeśli mocno wyczekuję
maila od niej, to nic nie przychodzi.
Kiedy tylko zmęczę się oczekiwaniem i zaczynam o tym "zapominać", to w ciągu godziny
nadchodzi list. Nie sądziłem, że
otaczający mnie świat tak poważnie i szybko reaguje na potencjał ważności.
Mam jeszcze jedno przemyślenie. Znając Transerfing, nie chcę (czytaj: boję się) zacząć ją
"nienawidzić" (słowo niezbyt
pasuje, ale sens jest właściwy). Oczywiście uwolniłoby mnie to od przykrych myśli, ale
mogłoby również oddalić ode mnie tę
linię życia, która byłaby obecnie dla mnie pożądana. Na razie dokonałem wyboru, ale on się
jakoś nie urzeczywistnia, Może to
"nie moje", a może tylko chwilowo się nie ziszcza. Poczekam więc, pomęczę się
wątpliwościami.., być może ma to swój urok.
UMYSŁ:
Mam konkretne pytanie: jakie działania są konieczne do pozbycia się kompleksu "to nie dla
mnie, nie z moimi zdolnościami?"
NADZORCA:
Pierwsze działanie, to czytać Transerfing.Tam wszystko jest jasno powiedziane, Drugie
działanie, które można przedsięwziąć dosłownie od zaraz, to przeglądanie docelowego slajdu,
w którym jesteś tym, kim uważasz się za niegodnego, by być. Jest
absolutnie oczywiste, że jeśli cel nie mieści się w strefie Twojego komfortu, to niczego nie
otrzymasz, Technika slajdów, jeśli
stosuje się ją systematycznie, poszerza strefę komfortu. To wszystko. Jest to konkretna praca,
którą trzeba koniecznie wykonać.
Jak można kochać siebie?
DUSZA:
Jakieś straszne pytania zadają w tym marzeniu sennym. Kogo jak kogo, ale siebie wprost
uwielbiam! Przecież jestem taka
ładna i dobra!
UMYSŁ.:
Brzydka i obcesowa! Oto jaka jesteś!
DUSZA:
Daj spokój! Sam jesteś złośliwy, mroczny, szorstki i nudny!
UMYSŁ:
Ciszej, lepiej popatrzmy, jak czują się nasi śniący.
BI-BI:
Transerfing twierdzi, że trzeba najpierw pokochać siebie. OK. Wielu o tym mówi, Sama to
wiem. Próbuję przestrzegać
tej zasady, ale chyba coś robię nie tak. Kupić sobie słodycze, zjeść je samemu i z nikim się
nie podzielić umiem. A w pozostałych
kwestiach nie czuję tej miłości, Analizowałam dlaczego tak się dzieje i doszłam do wniosku,
że moja miłość do samej siebie na
ogół przejawia się w realizacji zasady, by nie pozwalać się skrzywdzić i nie dawać po sobie
"jeździć" (w dzieciństwie byłam za
48
dobra, więc rodzice mnie tego uczyli). Albo: "Zaraz wam pokażę, jaka jestem!".
Próbuję sobie powiedzieć, że "kocham siebie", że jestem taka super, chwalić siebie ... ale,
chyba niezależnie od tego, jak
często będę powtarzać "chałwa", w ustach przez to nie pojawi się słodycz.
Dlatego chcę uzyskać od Was radę, Jak pokochać siebie? Albo ... jak Wy kochacie siebie?
Pomóżcie wychwycić to COŚ.
Może należy pielęgnować w sobie takie nastawienie do siebie, jak do ukochanego mężczyzny
(kobiety)? Co o tym myślicie?
KYS
Ja również dopiero uczę się kochać siebie, Zrozumiałam '" jedno .. , i to nie dotyczy jedynie
miłości do samej siebie, Głową
wszystko rozumiem, a sercem przekonać się jest o wiele trudniej. Niezależnie od tego, ile
umysł przytacza rozsądnych argumentów, trudno dogadać się z sercem. Po prostu często
mówię sobie: "Jestem jaka jestem! Ze wszystkimi plusami i minusami... Ale
za to jedyna na Ziemi, takiego egzemplarza więcej nie ma! Czyżby to nie wystarczało, aby
pokochać siebie?". A jeśli poważnie
- trzeba jak najczęściej prawić sobie samej komplementy i chwalić siebie, I jak najczęściej
doszukiwać się w sobie dobra, a
potem wejdzie to już w nawyk. I w innych też już będzie się szukało tylko dobra ...
TRANSERFER:
A ja kocham wszystkich oprócz siebie ...
MAR GO:
Aby pokochać siebie - trzeba siebie poznać. Często samemu się nie wie, czego się chce, czym
się interesuje, co nas cieszy,
co jest ważne, co nas rusza itd. Jakoś się nad tym nie zastanawiamy. Człowiek żyje jak we
śnie. Jeśli porównać miłość do siebie
z miłością do innych ludzi... Miłość zawsze wymaga wsparcia. Wszelkie relacje trzeba
podtrzymywać, jak najczęściej się spotykać,
rozmawiać, podtrzymywać zainteresowanie i uczucia do drugiej osoby. Analogicznie w
wypadku miłości własnej. Miłość to
przecież raczej działanie, Należy w stosunku do siebie wykonywać następujące działania:
dbać o siebie (pod każdym względem)
... o swoje ciało, o swoją duszę ... robić sobie prezenty, darzyc się uwagą i nigdy nie
krytykować. Przecież nie krytykujemy tych,
których kochamy ... , a jeśli nawet skrytykujemy, to i tak przyjmujemy ich takimi, jacy są ...
ponieważ kochamy tych ludzi, są
nam potrzebni, bez nich jest nam źle ... Tak samo w wypadku miłości do siebie ... przede
wszystkim nie wolno krytykować i
trzeba przyjmować siebie we wszystkich wcieleniach. Ale ponieważ nie jesteśmy przecież
jakimiś tam joginami (dlaczego wciąż
mówię "my" ... dosłownie jakbym się bała powiedzieć "ja") ... i mieszkamy ... mieszkam
wśród wahadeł, to wciąż porównuję siebie
z różnymi standardami ... Właśnie przez porównania rosną nogi wszelkiej samokrytyki i
samobiczowania się.
KOT BAJUN:
W pełni się z tym zgadzam, Tylko nie należy wspominać o minusach, I poza tym wszystko to
trzeba wykonywać codzien
nie przez pięć minut przed lustrem. To taki trening. W zasadzie prosty, a wielu pomaga
zmienić stosunek do siebie na lepsze.
I odnaleźć w sobie bardzo wiele pozytywnych cech, których wcale wcześniej nie zauważali.
BI-BI:
Rozumiem. Ale przecież ja wciąż mówię sobie, że jestem jaka jestem! Ze wszystkimi
plusami i minusami, ale za to jedy
na na Ziemi, takiego egzemplarza więcej nie ma!
VERY HAPPY:
Czyż tego nie starczy, aby pokochać siebie? ... Ale przecież jednocześnie jedno moje oko
wciąż się rozgląda i szuka
potwierdzenia dla mojej unikalności w oczach innych ludzi!!! Oto czego nie mogę się
pozbyć.
Idę na przykład dzisiaj do pracy - mocno spóźniona. Łapię autostop. Zatrzymuje się po prostu
książę niemal na białym
koniu i sądząc po samochodzie, wcale nie musi sobie dorabiać podwożeniem
przechodniów ... Onieśmielona wsiadam do samochodu, W głowie mam mętlik myśli:
ewidentnie mu się spodobałam no pewnie, przecież jestem taka wspaniała, .. no, może nie
całkiem wspaniała, ale powiedzmy - taka, jaka jestem, unikalna ... Jak to tam było u Zelanda?
Myślę sobie: zrezygnuję z demonstracji swojego znaczenia, a moje znaczenie zostanie
docenione samo!!! Ha ha ha ...
A książę tymczasem spojrzał na mnie wyniośle (ale uważnie), spytał, dokąd należy skręcić i milczy! Coraz bardziej
napieram na myśli mogące zdziałać cuda, ale moja pewność siebie gaśnie z każdą sekundą.
W sumie wychodzę z samochodu
z całym bukietem kompleksów niższości ... Co prawda nie wziął ode mnie pieniędzy ...
Przyszłam do pracy przybita i zmartwiona, przy czym nie samym faktem, że książę pognał
dalej, a właśnie tym, że nie
byłam w stanie wykorzystać tej sytuacji po transerfersku, Zrozumiałam, że nie przejawiam
miłości własnej.
DANA:
Wydaje mi się, że poczuł on Twój stan, czyli brak pewności siebie, i dlatego nie wykazał się
inicjatywą. Zadziałał instynkt
samozachowawczy: oto ładna dziewczyna, okazuję jej zainteresowanie, a ona nie jest
gotowa, odpuszczę sobie ... lepiej przemilczę
... (oczywiście IMHO). Dlatego właśnie dzieje się tak, że pewne siebie damy, ale niezbyt
pociągające swym wyglądem (pewne
siebie właśnie wewnętrznie, emitują to do świata zewnętrznego, co od razu daje się wyczuć),
układają sobie relacje" międzyludzkie z łatwością, To tak samo jak w wypadku psa, który
jednych gryzie, a innych nie, wyczuwając na odległość strach, w
związku z czym mówi się, żeby nie bać się, przechodząc obok niego, a nie ugryzie. Jest to
bardzo ważny dla mnie temat, teoretycznie wszystko dobrze rozumiem, ale z wnętrza wciąż
wydobywa się niepewność oparta na braku miłości własnej, Stąd
49
sytuacje w relacjach międzyludzkich się wciąż powtarzają.
Wspominałam dzisiaj swoje dzieciństwo, spróbowałam przeanalizować, skąd się to wszystko
wzięło, Przejrzałam wszystko
od trzeciego roku życia, od momentu, kiedy pamiętam siebie jako osobę. Ukazuje się, że nikt
nigdy mnie nie chwalił, a tylko
wciąż poddawana byłam krytyce. Jeśli coś wykonałam własnoręcznie i biegłam pokazać
rodzicom, napotykałam chłodne spojrzenie i replikę w stylu: "Aaa, aha". I to wszystko. Z
jakiegoś powodu przypomniał mi się wypadek z moją pierwszą piątką w
szkole, jak biegłam uskrzydlona do domu, żeby pokazać mamie, a mama spała pijana.
Za to jeśli coś było nie po myśli rodziców, sypała się krytyka, krzyk, groźby, a potem
następowała kara. Piszę o tym absolutnie bez emocji, już dawno przestałam użalać się nad
sobą, znudziło mi się i obrzydło. Po prostu analizuję. Okazuje się, że
korzenie braku miłości własnej sięgają deficytu miłości rodzicielskiej. Aby uzyskać aprobatę
i czuć się pełnowartościową, musiałam się wysilić, Najwidoczniej, jeśli kochaliby mnie oni
nie za jakieś tam mityczne "zasługi" (umycie podłogi albo naczyń),
a bezwarunkowo, ze wszystkimi wadami i dziwactwami, nie przeżywałabym tego, co teraz.
Ale przeżywam, Lecz żeby to
zmienić, trzeba działać, a nie rozmyślać.To jeszcze jedna rzecz, którą sobie dzisiaj
uświadomiłam (czy nie za wiele jak na jeden
dzień?).
BI-BI:
Dana, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo identyczne z Twoim było moje dzieciństwo (z
wyjątkiem kilku szczegółów).
Powstaje zamknięty krąg - brak pewności siebie, bo nie dali jej rodzice, teraz już starasz się
zdobyć nowe pozytywne
doświadczenia, a te, jak się okazuje, nie są pozytywne itd ...
Czytam swoje posty i widzę, że są one jakieś takie żałosne ... Nie, nie chcę wywoływać
współczucia!!!
LANDYSZ:
Nie wziął pieniędzy ... w samochodzie nie podrywał... a może Ty tego chciałaś? Dopóki
zajmowałaś się myślami o tym,
dlaczego on się zatrzymał, on po prostu podwiózł Cię przez zwykły szacunek do kobiety,
którą to kobietą okazałaś się Ty. Mało
Ci? Oto potwierdzenie Twojej unikalności w świecie ... wszystko składa się z drobiazgów.
Nie będzie globalnych oznak. Ale
drobnostki mówią same za siebie.
Książę wcale nie pognał dalej, tylko podwiózł Cię do pracy, a tym samym pokazał swoje
zainteresowanie Tobą. Myślę, że
powinnaś być z siebie dumna, a nie wpadać w depresję, Jeśli w przyszłości zechcesz znaleźć
potwierdzenie swej unikalności to
szukaj właśnie w drobiazgach, to wystarczy, A pokochać siebie ... przyjąć siebie ze
wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami. .. miłość do samej siebie nie wyraża się w
tym, żeby .. zjeść swojego cukierka z nikim się nie podzieliwszy, bo to byłaby
chciwość ... nie w tym, żeby Twoje ego pławiło się w uwadze całego świata, bo to byłby
egocentryzm ... powinnaś być sobą ...
bez masek. .. i pokochać to wszystko. Stań się tym małym dzieckiem?, które wszyscy
kochali... i nie oczekuj od ojca słów śiadczących o miłości... on kocha cię na swój sposób.
Oczekujesz potwierdzenia w słowach ... przejrzyj swoje życie i odszukaj
potwierdzeń w czynach ... Powodzenia ...
DANA:
Wszystko to jest oczywiście wspaniałe (teoretycznie), pokochać siebie, przyjąć, stać się
małym dzieckiem itd. A jeśli nawet
w czynach niczego nie ma? Nie miałam podstawowych obowiązków, podobnie jak i
rodziców - ani poczucia bezpie czeństwa
(posiłek, ciepło, odzież), ani poczucia bycia potrzebną (pomyłka przyrody, nieoczekiwana
niespodzianka narodzin nie wiadomo
dla kogo i po co). Można wybaczyć, można zrozumieć, że wychowywali mnie jak umieli i
tak dalej (co zresztą zrobiłam już
dawno), ale dusza jest poraniona i - chcąc nie chcąc - wywiera wpływ na całe życie TERAZ.
Jak to zlikwidować? Nie chcę przez
całe życie uprawiać afirmacji i przekonywania siebie. Przecież to działa tylko dopóki to
wykonujesz. Kiedy przestajesz, wszystko
musisz zaczynać od początku. Nie wiem, jak mam to wszystko zrozumieć.
LANDYSZ:
Po cholerę Ci potrzebne te afirmacje? Ja Ci mówię o miłości do siebie, o przyjęciu siebie
taką, jaka jesteś, nie lepszą i nie
gorszą, Z nikim się nie porównuj, jesteś jedyna i niepowtarzalna i tak właśnie jest.Twoje
życie jest w Twoich rękach i wyszywaj
je - jeśli chcesz - krzyżykiem, a jeśli wolisz - haftem płaskim.
BI-BI:
Zgadzam się, że wszystko to nie jest łatwe i nie szybko wchodzi w duszę. Wcześniej
wydawało mi się, że jak poczytam
mądrą książkę z sensownymi radami, to pojawi się szczęście. Ale nie. Zrozum, jeśli na
przestrzeni wielu lat (w dzieciństwie)
wmawiano ci jedno, to zmienić to najprawdopodobniej będziesz musiała też nie w ciągu
jednego roku. Dodaję sobie otuchy tym,
że i tak stopniowo coś się we mnie zmienia na lepsze.
JASKÓŁKA:
Wszystko to przeszłość, nie trzeba z tym walczyć, można tylko wybaczyć i pozostawić
wszystko za sobą, nie nosić ze sobą
tego niepotrzebnego ciężaru. Landysz ma rację: odszukaj w sobie dziecko, przytul je,
pokochaj, daj mu to ciepło i miłość,
których nie dano tobie. Przekonywanie siebie to strata czasu, jeśli sama w to nie wierzysz.
Kochać siebie to znaczy pozwolić
sobie być sobą ze wszystkimi plusami i minusami. Świat zmieni się tylko wówczas, jeśli my
zmienimy swój stosunek do niego.
DANA:
50
Mieszkając z rodzicami męża prawie dziesięć lat (rodzice ci zresztą - o zgrozo! - okazali się
alkoholikami), zatraciłam siebie.
Nie było mowy o żadnym wyszywaniu! Jedyne co zaprzątało mój umysł, to myśl: .. Jak nie
zwariować". Teraz, wspominając to,
uświadamiam sobie, że trzeba było wziąć swych najbliższych na ręce i uciekać stamtąd. Ale
nie miałam wówczas tej odwagi,
którą mam teraz. Zależność od nich plus absolutny brak umiejętności zachowywania
własnych granic, wynikający z przekonania,
że rodzice męża to świętość (jakby rodzice męża nie mogli być łajdakami!. Dzięki Bogu, ze
przynajmmej przestałam Ich nienawidzić, jak swoich rodziców, poradziłam sobie z tym, bo
swego czasu bardzo mi to ciążyło. To, czego mi trzeba, to powrót do
samej siebie. Zajęcie się tym wszystkim, co mnie wcześniej cieszyło. Tylko muszę odkopać
motywację i przeć naprzód.
PILOT:
A co ze sprzątaniem świata przed nowym rokiem? Odwołane.
GWIAZDECZKA:
Wydaje mi się, że kochać siebie - to pozwalać sobie być jakąkolwiek (również brzydką i
głupią) i nie obrażać samej siebie.
Ja na przykład palnę głupotę i zamiast karać siebie: "Idiotko, lepiej milcz" (jak to zresztą
wcześniej się zdarzało), kokietująco"
macham rzęsami i mówię: .. No co? Jestem blondynką i mam prawo “ robić głupoty" - i
zmartwienia znikają, jakby ich nigdy
nie było.
BI-BI:
Kiedy byłam mała, interesowałam się robieniem na drutach, szydełkowaniem i
haftem.Zainteresowanie to pochodziło
właśnie z duszy.
Dorosłam i wszystko się zmieniło. Przez brak pewności siebie, a może aby wydawać się
bardziej interesującą, zaczęłam
szukać innych, bardziej prestiżowych i modnych zajęć, a w rzeczywistości wcale mi się one
nie podobały. Jakoś się pogubiłam.
A teraz jakieś dwa miesiące temu (myślę, że Transerfing również tu pomógł), pomyślałam:
idźcie wy wszyscy do diabła,
jeśli chcecie, to śmiejcie się ze mnie, ale ja rzeczywiście wolę wyszywać ściegiem
krzyżykowym niż grać na przykład w bowling.
Koniec, basta - taka właśnie jestem, I zrobiło mi się tak dobrze dzięki tej myśli, że poszłam,
nakupowałam nici i wszystkiego
co było potrzebne ... Nie uwierzycie, ale było to dla mnie wielkie zwycięstwo. Poczułam się
od razu o wiele szczęśliwsza, kiedy
zrozumiałam, że nie chcę już w tej kwestii nikomu nic udowadniać.
JASKÓŁKA:
Bi-Bi, jesteś super!
VIDUSZAKA:
Wyszyjesz mi chusteczkę albo jakąś sakiewkę na pamiątkę?
BI-BI:
Z przyjemnością! Z twoimi inicjałami?
DANA:
Czyli: "zajmijcie się baby w końcu czymś pożytecznym .... Oczywiście żartuję. Z
przyjemnością wydziergam Ci sakiewkę
z haftem. Popatrz, obie (ja i Bi-Bi) wyrwałyśmy się od razu, żeby Ci coś wydziergać.
VIDUSZAKA:
Z góry dziękuję!
DANA:
Od jutra zaczniemy.Tylko że Pilot mi już dzisiaj dość jasno zasugerował sprzątanie świata ...
Ileż spraw niezaplanowanych.
BRR
Szczęśliwe jutro zaczyna się dzisiaj ...
KIMA:
Istnieje świetny sposób: codziennie rano, zanim się umyjesz, uczeszesz ... podchodzisz do
lustra i mówisz sobie: "Kocham
Cię!", i tak przez pięć minut przez 21 dni. Początkowo będzie się wydawać: co za bzdury tu
wyczyniam?, ale po 10 dniach zauważysz, że stosunek otoczenia, a szczególnie mężczyzn,
zmienił się do Ciebie. A po 21 dniach nastąpi zmiana podświadomości!
I będziesz kochać siebie bez potrzeby znajdowania potwierdzenia tego ze strony osób
trzecich.
KYS:
Ja też sobie przypomniałam ... kiedyś to praktykowałam ... zazwyczaj wstaję rano z trudem,
jestem sową ... rano sama na
siebie nie mogę patrzeć ... zaspana, oczu nie mogę otworzyć, nastrój okropny, nie dali się
wyspać - gady, wyzyskiwacze, kapitaliści,
zmuszają do pracy ... tak więc kiedy widzę taką gębę w lustrze, to po prostu mówię: "Nie
znam cię, nie będę cię myła!"- i
wkładam uśmiech od ucha do ucha. A kiedy zobaczysz taki obrazek: niewyspanego nicponia
ze sztucznym uśmiechem od ucha
do ucha, zaczynasz śmiać się już z całego serca, a pod koniec procedury, kiedy ostatni włosek
jest już zakręcony i nosek jest już
upudrowany, mrugam do siebie i mówię: "Fajna z ciebie dziewczyna!" - i naprzód z dobrym
nastrojem na cały dzień!
EMP:
Temat ten jest bardzo aktualny we współczesnym życiu. Postanowiłam przeprowadzić
niewielki eksperyment: poprosiłam
dziewczynę, by podeszła do lustra i powiedziała: "Kocham cię", Wyobrażasz sobie, że nie
była w stanie tego zrobić?! Otóż
51
miłość do siebie polega przede wszystkim na przyjęciu li siebie taką, jaka jesteś: z zaletami i
wadami - to po pierwsze. Po drugie:
nie pokochawszy siebie, nie będziesz w stanie pokochać kogoś innego, Po trzecie - należy
rozumieć samego siebie, jak rzekł
wielki filozof: "Ten jest wielkim królem, kto jest królem dla samego siebie". Po czwarte niezależnie od tego, co narobisz - nigdy
nie rugaj siebie za to i nie poniżaj, bo to bardzo niebezpieczne, I w końcu, ostatni warunek:
nie komentuj, nie osądzaj, nie mów
źle o innych ludziach. Kochaj siebie.
DANA:
Co trzeba zrobić, aby postępować tak, jak ty piszesz? Jest jeden biegun A: określony stosunek
do siebie, negatywny. Jest
drugi biegun B: miłość do siebie i przyjmowanie siebie takim, jakim się jest. W jaki sposób
przemieścić się z punktu A do
punktu B? Podpisuję się pod każdym Twoim słowem, tak właśnie jest: nie kochając siebie,
trudno pokochać kogoś, jest to
zrozumienie wynikające z wnętrza człowieka.
LERA:
Dlaczego negatywny? Co w tobie wywołuje takie odczucie? Właśnie to trzeba pokochać. Nie
ma w tobie nic negatywnego
- to wszystko twoje osobliwości, niepowtarzalne cechy.
DANA:
W moim życiu miał miejsce dzisiaj pewien przełom. Zaczęłam stosować metodę z lustrem i
podświadomością. Utwo
rzyłam listę swoich wad i zalet. Okazało się (chociaż to śmieszne), że zalet jest więcej. Listę
zalet powiesiłam w widocznym
miejscu. Zaczęłam dzisiaj odczuwać jakieś wewnętrzne rozszerzenie w okolicy klatki
piersiowej. Działo się to bardzo szybko,
praktycznie od razu przeszło. To właśnie chciałam osiągnąć - uchwycić to odczucie
radowania się sobą. A to dlatego, że w
żaden sposób nie mogłam zrozumieć jak mam stosować to, czego nie znam. Zaczęłam, a
teraz moim zadaniem jest to wszystko
pogłębić.
BI-BI:
Póki co lekcję odrobiłam na trójkę ...
Kiedy jestem sama albo w otoczeniu znanych mi od dawna ludzi, wszystko jest w porządku.
Ale wystarczy, że pojawi się
jakiś nowy człowiek (mężczyzna), a cały błogi stan gdzieś wyparowuje ... Od razu pojawia
się napięcie i czuję się w porównaniu
z tym człowiekiem jakby o stopień niżej, Co to za bzdura?
Co więcej, doszłam do opłakanego wniosku, że pewnie czuję się z ludźmi, u których widzę
ewidentne braki i słabości przy nich pewność siebie mnie rozpiera. Właśnie w takich ludziach
łatwo mogę wywołać sympatię do siebie, a nawet miłość
...
Powiedzcie mi, idiotce, dlaczego wstydzę się swojej łagodności? Chyba nie ma w tym nic
złego? Głupie pytanie, sama rozumiem ... Ale przecież utarł się fałszywy stereotyp (u
mnie).że wściekła i wyniosła, znająca własną wartość kobieta jest o wiele
bardziej pociągająca niż łagodna i dobra. Aż mi się na wymioty zbiera na myśl o tych
lalach ... Oto dzisiaj ON powiedział: "Jesteś
bardzo łagodna, łatwa w kontaktach i dobra". Zabrzmiało to w jego ustach wcale nie jak
komplement, a wręcz jak informacja,
że nie wolno taką być ...Czuję się w tej chwili jak idiotka.
KIMA:
To nie ON tak powiedział, tylko TY tak usłyszałaś. A nawet jeśli usłyszysz coś negatywnego
pod swoim adresem, to
przeinaczaj zdania tak, by stały się komplementem! Będzie Ci się żyło weselej!
NEMO:
Bi-Bi, nie wpadaj w kompleksy, jesteś najlepsza. Jeśli ON tego nie zrozumie, to jego
problem, Kto zrozumie, ten będzie
Twój!
DUSZA:
E tam, wprowadzili tu tę ... - psylozofię! Dla mnie i tak wszystko jest jasne: kocham siebie,
co oznacza: kocham karmić
siebie wszelkimi słodyczami, pieścić ...
UMYSŁ:
Pobłażać swoim słabościom ... kontynuuj.
DUSZA:
A niech tam ... Wszystkie czekoladki są moje! Z nikim nie chcę się dzielić, zwłaszcza z tobą,
nudziarzu.
UMYSŁ:
Wiem, skąpcu, ty zawsze sama zjadasz wszystkie cukierki! Tylko o siebie się troszczysz.
DUSZA:
Nie tylko ja - mój świat się o mnie troszczy. Poza tym uwielbiam urządzać sobie imprezy.
Zresztą ty nic w tej kwestii nie
rozumiesz! Poza tym mam dzisiaj taki imprezowy nastrój, .. Zorganizujmy imprę.
UMYSŁ:
Przestań podskakiwać. Trzeba ustalić: jak dostać się z punktu A do punktu B. Przecież
powinno istnieć jakieś konkretne
działanie.
52
NADZORCA:
Człowiek jest tak zbudowany, że zadowolony jest z siebie jedynie pod warunkiem, że inni go
cenią; a kocha siebie tylko
jeśli inni go kochają.
Ale przecież świat to zwierciadło. Skąd tam, w odbiciu, weźmie się miłość, jeśli nie zawiera
jej sam obraz? Otrzymujemy
zamknięty zwierciadlany krąg. Jak się z niego wydostać?
Bardzo łatwo. Po pierwsze, jak wiadomo, zawsze kochamy tych, o których się troszczymy.
To znaczy, że należy poświęcać
sobie więcej uwagi, troszczyć się o siebie, zajmować się sobą, Jest to konkretne działanie.
Po drugie, miłość to bumerang: jeśli rzucasz ją w świat, to do Ciebie wraca. Miłość, w tym
miłość do siebie, można uzyskać,
jeśli zamiast obawy, niedowierzania, niechęci emanuje się miłością. Odbicie wyruszy Ci na
spotkanie tylko wówczas, kiedy Ty
sam wykonasz pierwszy krok.
Uzyskujemy łańcuch reakcji zwrotnej: ja wysyłam w świat miłość - ona, odbijając się, wraca
do mnie - świat odpowiada
mi wzajemnością - jestem kochany - w konsekwencji również jestem zadowolony z siebie i
zaczynam kochać siebie.
Dokładnie tak samo na zasadzie reakcji zwrotnej można pozbyć się kompleksu niższości,
jeśli zaniecha się walki o własne
znaczenie. Wszystko to stanowi elementarz prawdy Transerfingu.
Jeśli Bi-Hi siedząc przed lustrem (w samochodzie księcia), zamiast doszukiwać się oznak
miłości w odbiciu (w oczach księcia), wykonałaby krok w jego kierunku (przecież on go
wykonał!), to wszystko skończyłoby się inaczej. Nie musiałaby nawet
sama nic mówić (chociaż jeśli Ty milczysz - to lustro również), wystarczyłoby po prostu
skupić się na czakrze serca i wypełnić
samochód miłością.
A to, że mężczyznom podobają się pewne siebie agresywne damy, to oczywiście bzdura. Jeśli
obrałaś rolę hieny, to będzie
Ci niezwykle trudno. Będziesz musiała wciąż walczyć z tym światem o miejsce pod słońcem.
Czy pamiętasz odpowiedź na moją
zagadkę? Uzyskujesz wolność, kiedy przerywasz swą walkę· Zaś książki o hienach, które
zapełniają półki księgarń, wzywają do
wstąpienia na wojenną ścieżkę.
Czy nie łatwiej zamiast walki wybrać miłość? Wówczas świat sam wyruszy Ci na spotkanie,
a życie potoczy się według
scenariusza: wyszywam dla mojego świata chusteczki, a mój świat kocha mnie i troszczy się
o mnie.
UMYSŁ.:
Rzeczywiście, wszystko jest łatwe.
DUSZA:
Nadzorco, ty ... jak to się mówi... jesteś złośliwym geniuszem!
Niech Cię pocałuję!
Ja to ja!
DUSZA:
Pozwólcie, że sobie pozwolę ośmielić się oświadczyć, że przyszłam!
UMYSŁ.:
Dokąd przyszłaś?
DUSZA:
Nie przeszkadzaj; rozmawiam ze światem. Świecie, przyszłam do ciebie.
UMYSŁ.:
W takim razie ja też przyszedłem i co z tego.
DUSZA:
Ty - to ty ... A ja - to ja! Czujesz różnicę?
UMYSŁ.:
A czym jesteś beze mnie? Jak to mawiają: siłą nie czystą - czortem.
DUSZA:
To ja jestem siła nie czysta i czort!? Jestem snem Boga, a ty jesteś majaczeniem szaleńca; ja
jestem słodkim przebudzeniem,
a ty ciężką śpiączką; ja jestem promiennym przejaśnieniem, a ty lekkim opętaniem - ja jestem
najwyższym uduchowieniem, a
ty przyziemną pragmatycznością; ja jestem tryumfującym natchnieniem, a ty smutkiem
zielonym!
UMYSŁ.:
Nie, ja jestem zdrowym rozsądkiem, a ty głupią, trzpiotką; .. ja jestem poważną
odpowiedzialnością, a ty rozpustną
lekkomyślnością; ja jestem twardym nastawieniem na cel, a ty nieuporządkowanym
lekkoduchem; ja jestem wytrwałym
panowaniem nad sobą, a ty bezsensowną histerią; ja jestem pewnym oparciem, a ty jesteś
lalką ze szmatek. Paróweczko!
DUSZA:
53
Ach tak! No to uważaj, pokażę ci paróweczkę!
UMYSŁ.:
Dobrze, będziesz drożdżóweczką. Z twarogiem czy z dżemem?
NADZORCA:
Przestańcie się kłócić. Musicie być razem. Osobowość to jedność duszy i umysłu. Bez tej
jedności osobowośc się rozpada.
DUSZA:
Jeśli my się połączymy, to wówczas powstanie: majaczenie Boga albo sen szaleńca, słodka
śpiączka albo ciężkie przebu dzenie, promienne opętanie albo lepkie oświecenie, najwyższa
pragmatyczność albo przyziemna duchowość, tryumfujący smutek
albo zielone natchnienie.
UMYSŁ.:
Nie, będzie: głupi rozsądek albo zdrowa trzpiotka, poważna lekkomyślność albo rozpustna
odpowiedzialność, bezwładne
nastawienie na cel albo twardy lekkoduch, wytrwała histeria albo bezsensowne panowanie
nad sobą, pewna lalka albo oparcie
ze szmatek.
DUSZA:
Zapomniałeś o paróweczce.
UMYSŁ.:
No tak - oczywiście hot dog.
FANTOM:
Jak zneutralizować cudze negatywne slajdy? Slajdy, w których inni ludzie, przede wszystkim
najbliżsi, ukochani i przyjaciele
widzą mnie w negatywnym świetle. Należy uwzględnić, że te slajdy ukształtowały się u nich
w ciągu dziesięcioleci. Jest to
poważny problem, łatwo zrozumiałem, poczułem ciężar tych kotwic. Wiem, że takie
"hamulce" przeszkadzają wielu, przy czym
szczególnym niebezpieczeństwem są slajdy matek. Matki dają dzieciom życie i one je
nieświadomie programują, przy czym
wcale nie zawsze jest to pozytywny program. Możliwe, że ktoś o tym myślał.
UN-DINA:
Z mojego doświadczenia wynika, że zneutralizować można tylko swój stosunek do cudzych
negatywnych slajdów. Pracować zaś można nad swoimi slajdami. W swoich slajdach możesz
tworzyć te odczucia, które powinny wywoływać relacje z
matką. Ale pogrzebać w mózgu matki śrubokrętem i naprawić jej "obraz na ekranie" może
tylko ona sama. Jeśli zechce. W moim
przypadku określony czas zajął proces pozbycia się poczucia winy i pragnienia
usprawiedliwiania się za to, że przez całe życie
jestem nie taka, jaką moja mama chciałaby mnie widzieć. I nigdy taką nie będę. Ale nadszedł
piękny dzień, kiedy jej o tym
powiedziałam. Nie masz obowiązku być ucieleśnieniem oczekiwań rodziców. Wobec nikogo
nie jesteś zobowiązany. Raczej
jesteś zobowiązany wobec samego siebie być sobą.To wcale nie znaczy, że należy obrażać się
na rodziców, ale raczej powiedzieć
o swoich planach na życie nie zaszkodziłoby. Coś w stylu, dziękuję drodzy rodzice za to, że
wydaliście mnie na świat i wychowaliście, a dalej pójdę sam. Z maksymalnym naciskiem na
wdzięczność i minimalnym na rozdrażnienie. A poza tym nadal pracuj
nad swoimi slajdami.
W Twojej wypowiedzi zawartych jest wiele ważkich słów - problem, kotwice, ciężar,
niebezpieczeństwo, hamulce. To
znaczy, że również ważność jest zawyżona. Pachnie melodramatem. Nie dzieje się przecież
nic złego, nawet jeśli Cię ktoś nie
popiera. Nawet jeśli to Twoi rodzice. Im wytrwalej zabiegasz o aprobatę - tym bardziej ona
nie przychodzi. Moja bezpłatna rada
brzmi: ułatwiaj sobie życie na wszelkie możliwe sposoby, obniżaj ważność. Przypuszczam,
że książki o Transerfingu już przeczytałeś. Masz pojęcie o podstawowych zasadach, prawda?
Typu: sam bądź sobą, a inni niech będą inni. Wszyscy tutaj uczymy się
tego ze zmiennym powodzeniem. Tak w ogóle to - welcome to the club.
JOKER:
Miałam podobną historię z moją mamą. W zasadzie było tak, jak pisze Un-dina. Próbowałam
jej wyjaśnić, że ja to ja i nie
chcę, nie mogę być jej częścią, przez nią sterowaną (Transerfing - moja decyzja i zamiar,
ważne, by ustalić swoje priorytety, to
moja opinia). Przez długi czas nie słyszała mnie, nie chciała i nie umiała słyszeć. Obrażała
się, denerwowała, kłóciła ... dopóki
nie znudziło mi się to i nie pogodziłam się (Transerfing -zmniejszyłam swoją ważność) ze
stanem rzeczy. Wewnętrznie ją wypuściłam, przestałam reagować na jej wyskoki... i
oświadczyłam, że dla jej "problemów" "mnie nie ma" (Transerfing - usunęłam
zewnętrzną ważność). Chociaż wydało mi się to nieco brutalnym działaniem i dołowało
mnie.
Nastąpiło długie milczenie ... Potem ona nagle przyszła do mnie, aby się pogodzić.
Porozmawiałyśmy ... zdecydowałyśmy,
że wszystko wczorajsze pozostawiamy za sobą, a dzisiaj ,zaczynamy od nowa - będziemy
słyszeć się nawzajem. A ja, szczerze
mówiąc, już na tyle przez ten długi czas się pogodziłam z jej brakiem w moim życiu, że
zaszokowana byłam swoja reakcją całkowitą obojętnością. Kiedy rozmawiałyśmy godziłyśmy się, uruchomiłam swojego obserwatora (Transerfing) i byłam
całkowicie neutralna (Transerfing - wahadła nie działały, mimo że próbowały). Intuicyjnie
czułam, że to jedyny właściwy
wariant w naszej sytuacji. Dopiero teraz, kiedy to piszę, dociera do mnie, że swoją
neutralność postrzegałam jak okrucieństwo.
Po tej rozmowie nasze stosunki się uregulowały. Ona zaczęła mnie akceptować, a ja
zaczęłam ją lepiej rozumieć.Teraz jesteśmy
54
w stanie rozmawiać od serca (co nie zdarzało się w naszych życiach, a czego bardzo
brakowało) i bez wzajemnych pretensji.
HAPPY:
To mi wygląda na pozbycie się odpowiedzialności za własne życie: "Nic mi się nie udaje,
ponieważ tak mnie "zaprogramowano". Nie jesteś robotem i nie możesz zmieniać własnych
programów. A wszystko co najważniejsze już zostało
powiedziane: ignoruj wszelkie bzdury i twórz własne życie.
LOUK:
To, że udało Ci się wykryć czyjś nacisk w negatywnych slajdach na Ciebie, to już dobrze ... I
nie obrażaj się na najbliższych,
oni są takimi samymi ofiarami czyichś programów, tak więc odnieś się do nich ze
zrozumieniem. Nie znam lepszej recepty na
to, jak zostać świadomym obserwatorem wszystkich swoich problemów, nie utożsamiając się
z nimi. Ze zrozumieniem, że są
to stereotypowe konstrukcje, które najczęściej same się rozsypują bez czyjegoś szczególnego
wpływu.
FANTOM:
Trzeba spróbować ... pomyśleć. Właściwie negatywnym slajdem nazywam pewien utarty
stereotyp ... W wypadku mamy
wygląda to mniej więcej tak: "Jesteś tak samo nieszczęśliwy jak ja, powodzi Ci się w
drobnostkach, ale nie masz szczęścia w
rzeczach ważnych, ty też będziesz samotny, tak samo jak ja". Kiedy tylko zaczynam się lepiej
czuć - jakaś siła przywraca mnie
do stanu wyjściowego. Co mam robić z samym sobą, już wiem, to już kwestia techniki i
wysiłków. Problem cudzych slajdów to jedyna kwestia pozostająca dla mnie otwartą.
Oczywiście na tym etapie rozwoju. Króla sadza na tron jego świta, robi to
przede wszystkim swoimi myślokształtami. Ale ta sama świta go również detronizuje. Po
prostu nadszedł dla mnie czas, by się
nad tym zamyślić.
SARINA:
'
Analogiczne doświadczenie miałam z krewnymi... Nikt nigdy ci nie pomoże, oprócz ciebie
samego! Najbliższych możesz
przekonać, nie reagując na ich wyśmiewania i nieustępliwie zmierzając do swojego celu!
DUSZA:
Wychodzi na to, że ktoś jest w stanie zniszczyć mi życie swoimi paskudnymi myślami?
NADZORCA:
Nie. Cudze slajdy nie mogą wywrzeć bezpośredniego wpły.wu na Twoje życie. Każdy może
zarządzać rzeczywistością
tylko w warstwie swojego świata, do cudzych warstw nikt nie ma dostępu. Jedynym
wyjątkiem jest sytuacja, kiedy mag oddziałuje
na Ciebie za pośrednictwem wahadła - o tym już mówiliśmy. Inna sprawa, jak sam odnosisz
się do cudzych slajdów. Jeśli
bierzesz je do serca, to stają się one Twoimi myślokształtami, a potem się urzeczywistniają.
Śniąca Un-dina wszystko prawidłowo
wyjaśniła.
Oddziel swoje problemy od cudzych - to ich problemy, a nie Twoje. Niech babrają się w
swoim fatalizmie ile tylko chcą.
W większości przypadków nie uda Ci się nic wpoić tym ludziom, ponieważ to "przypadki
kliniczne" - oni twardo śpią.
Odnoś się do cudzych negatywnych wyobrażeń o Tobie, tak jak powiedziała Joker: "Nie ma
mnie dla Waszych problemów'''.
Mam tylko jedną siebie.
UMYSŁ.:
No proszę, od duszy przyszedł sms. Zobaczmy, co napisała ...
"Sumienia nie ma. Dowiadywałam się. Dokładnie". Tak. To w jej stylu. Nalata się w
gęstwinie przestrzeni wariantów, a
potem wymyśla nie wiadomo co. A oto i ona.
DUSZA:
It's my world! It's my life! And it's nobody's business!
[Oto mój świat! Oto moje życie! I nikomu nic do tego!] Oto moje credo.
UMYSŁ.:
Co ci się stało?
DUSZA:
Otóż to, że mam jedno życie i jedną siebie, i chcę dysponować tym swoim życiem tak jak
zechcę!
UMYSŁ.:
Na zdrowie, kto ci przeszkadza?
DUSZA:
Wszyscy przeszkadzają! Wszyscy dookoła tylko próbują mnie pouczać, jak mam żyć, czego
chcieć, do czego dążyć, jak się
zachowywać! Mam tego dość!
UMYSŁ.:
A co ma z tym wspólnego twój sms na temat sumienia?
55
DUSZA:
Moje sumienie znajdowało się w jajku, jajko w szkatułce, szkatułka w szpaku, szpak w
skrzydle, skrzydło w śpiewaku,
śpiewak w zuchu, zuch w pisklaku, pisklak we wzorcu, a wzorzec w końcu.
UMYSŁ.:
Oj, to było głęboko schowane! Chociaż niczego nie zrozumiałem.
DUSZA:
No tak, przecież zawsze starałam się żyć dla własnej przyjemności, a wahadła zmuszały mnie
do życia nie dla siebie, a w
imię czegoś albo kogoś, opatrując swoje nauki znakiem sumienia i wszelkich społecznie
pożytecznych flaków z olejem. No i
schowałam sumienie jak najgłębiej, żeby nie przeszkadzało.
UMYSŁ.:
A teraz?
DUSZA:
Dotarłam do końca,
Znalazłam tam wzorzec.
Wydobyłam pisklę,
Chwyciłam zucha.
Objął mnie śpiewak,
Spadłam ze skrzydeł.
Wczepiłam się w szpaka:
Oddaj mi szkatułkę!
Otworzyłam szkatułkę,
A tam - puste jajo ...
I nie ma ani kropli sumienia! Hura! Jestem wolna!
JULS:
Może ktoś opowie, jak trzeba siebie kochać?
SARINA:
Dobre pytanie! Ja to widzę tak: z nikim się nie porównujesz, tylko z wczorajszym sobą - to
po pierwsze. Po drugie: akceptujesz siebie samego, takim, jakim na razie jesteś ... Po trzecie,
chwalisz się i rozpieszczasz ... Upiększasz, żywisz, umiarkowanie poisz i nie wiem co
dalej ...
GEMINI:
A ja polecam na początek lekturę Oga Mandino "Największe cudo świata", jeśli nie zgodzisz
się, że jesteś największym
cudem świata, to nikt Cię do tego nie przekona. A na wszystkie rady będziesz odpowiapać:
nie o to chodzi, nie o to chodzi.
TUCKER:
Jak na mój gust to trochę dziwne pytanie ... Po prostu trzeba to robić i tyle. Nie istnieje
instrukcja.
HELG:
Kiedy siebie nie kocham, to lubię się do siebie podlizywać. Kupuję sobie jogurt
brzoskwiniowy, lody (lubię słodycze),
pokartkuję Castanedę (nawet wynotowywałem z niego myśli, bardzo mi to pomaga), dobre
fantasy czytam. Od niedawna zacząłem sobie grozić, że nie pozwolę sobie wejść na forum
Transerfingu, jeśli od zaraz nie stanę się zadowolony i przez siebie
kochany. Wówczas szybko staję się posłuszny!
LOUK:
Wydaje mi się, że pytanie jest bardzo potrzebne dla wielu. Według moich obserwacji wiele
osób nie ma pojęcia, na czym
polega miłość do siebie. Najczęściej w wyniku takiej niewiedzy postępują według
"instrukcji" z książek. Powiedzcie na przykład,
czy była Wam potrzebna instrukcja, jak kochać dziewczynę? Przydarzyło się to Wam bez
żadnego wysiłku, jakby coś w waszym
wnętrzu ożyło. W takich chwilach ma miejsce najwyższy szczyt błogości - nieopisanej
radości - szczęścia, kiedy chce się umrzeć,
ale nie tą śmiercią rozkładu, lecz tą, kiedy wszystko wokół przygasa i wydaje się mało
ważne, a pozostaje tylko miłość!!! Póki
co, jesteśmy w stanie kochać jedynie uniesieniami mgnieniami, a cała reszta to tylko żałosne
podobieństwo miłości. Obudź się!
Przeanalizuj siebie! Książki to tylko podręczniki, a nie instrukcje. Jest takie pojęcie jak
samouwielbienie- miłość narcystyczna.
Kiedy nie znasz prawdziwej miłości, łatwo pomylić ją z namiastką.
LANDYSZ:
W sumie masz rację ... przecież niewielu zaznało tego szczęścia, jakim jest miłość. A w
książkach zawarte są nie instrukcje,
tylko ludzkie historie. Patrzeć na siebie odbitego w wodzie i zachwycać się, jak narcyz,
oczywiście można. Wiele wówczas staje
się jasne ... tylko nie pogrążenie w samouwielbieniu. Jest tutaj wyraźna granica ... pokochać
siebie ukochanego i nie robić
tragedii z tego, że nos masz jak kartofel albo tyłek zwisa inaczej niż u innych. No i czort z
tyłkiem ... Masz kochać siebie przede
wszystkim takiego, jakim jesteś, jakim stworzyła cię Matka Przyroda, i rozumieć, że jesteś
jedyny i niepowtarzalny, i na świecie
56
nie ma drugiego takiego. A kiedy Twoja miłość do siebie przeleje się Poza brzegi... wystarczy
jej również dla wszystkich pozostałych.
SARINA:
Mam jedną siebie ukochaną.
MAD DOG:
A co począć z wewnętrznym poczuciem winy?, Poczuciem, które starannie wyhodowali i
wychowali "troskliwi" rodzice?
Jeśli wierzyć Freudowi; to uświadomiony kompleks (czyli przemieszczony z
podświadomości do świadomości) znika.Tylko nie
to! Co robić? Poniżać się do banalnej obrazy na rodziców? To śmieszne ... Mówić sobie, że
nic nikomu nie jestem winien, i pomagam rodzicom oraz wszystkim pozostałym z własnej
woli? Od takich myśli może pojawić się łysina, a pomagać zawsze i wciąż
będziesz zbyt mało (tak im się zdaje). W ogóle kwestia krewnych jest paląca. Te wahadła
ciężko ominąć, nie da się na nie nie
reagować.
LANDYSZ:
Winić siebie albo czuć winę - to rzecz nieprzyjemna.
Z kolei pomoc jest dobra tylko wtedy, jeśli ktoś o nią poprosi ale jeśli ta prośba przeradza się
w codzienne “powinieneś",
to nakichaj na to wszystko ... zrozum, że przeżywasz przede wszystkim swoje życie, a nie
cudze. Nie możesz być przez całe życie
laską, na której będą się wspierać, a poza tym nie staniesz się przez to lepszy w oczach
krewnych. Wybujałe pojęcie krewnych
o tym, że dali ci wszystko, a Ty nie możesz dać im nawet niewiele - to ich problemy ... cóż ty
masz z nimi wspólnego?
Najważniejsze to nie przykładać zbyt wielkiej uwagi do tego i nie karać siebie za to. Możesz
dać tylko tyle, ile jesteś w stanie
w danym momencie i ani trochę więcej ... a cała reszta to zawyżone wymagania twoich
infantylnych krewnych.
ARNIKA:
Najpierw, oczywiście, ze strony krewnych pojawi się wielkie oburzenie, będą apelować do
Twojego sumienia, będą starać
się wywołać poczucie winy, by tobą manipulować, a potem się uspokoją. I przyjmą Twoją
postawę jak coś oczywistego.
SARINA:
Należy rozwijać w sobie zdrowy tumiwisizm: "Nie jestem słońcem i wszystkich nie ogrzeję".
Oczywiście niektórzy krewni
nie chcą pracować,duchowo albo fizycznie i chcą Cię wykorzystać (rodzice - Twoją troskę,
dzieci - Twoje pieniądze). A ty nie
wstydź się: "Niech idą na szczaw" ...
WRONA:
W ten sposób swego czasu ominąłem wahadło kartofli - tych, które rosną na polu. Po prostu
twardo powiedziałem, że ich
nie potrzebuję. Rodzice marudzili, ale to zignorowałem. W rezultacie już od wielu lat nie
uczestniczę w sadzeniu, pieleniu i
wykopkach.
Gość:
Powiedzmy, że nie podoba mi się moja twarz. Mam siebie przekonywać czy co?
WRONA:
W rzeczywistości uroda rozumiana przez większość nie jest niczym więcej niż modą. To
pojęcie społeczne, z którego
spogląda świński ryj wahadła. Inna sprawa to powab, który akurat pod wieloma względami
zależy od tego, na ile siebie kochasz.
W sumie każdy ma własny kształt nosa, pupy i innych części ciała, ale powabną można być
niezależnie od tego. Pierwszym krokiem jest zaakceptowanie siebie wraz ze swoim
unikalnym wyglądem zewnętrznym.
MICHAIŁ.:
Czytałem gdzieś, że za granicą przeprowadzono następujący eksperyment. Wzięto dziesięć
zdjęć różnych kobiet (bar- dzo
różnych) i pokazano je tysiącowi mężczyzn. Zadanie polegało na tym, by wybrać jedną, która
najbardziej się podoba. Otóż
jedne zostały wybrane przez większą ilość mężczyzn, drugie przez mniejszą, ale w sumie nie
było ani jednej, która by nie Została
wybrana przez nikogo. Wnioski poczyńcie sami ...
LOLlK:
Zdecydowanie mogę Was zapewnić, iż rzecz nie polega na wyglądzie zewnętrznym, tylko na
tym, jak się ustosunkowujesz
do siebie. Jest tyle przykładów i obserwacji z życia wziętych, mówiących o tym, że pozorna
brzydula tak urzeka i pociąga ku
sobie, że zapomina się o wszelkich "odstępstwach od standardów".To samo mogę powiedzieć
o mężczyznach. I chcę podkreślić,
że walory mężczyzny nie polegają na tym, co ma między nogami. Sami pomyślcie, dlaczego
niektórzy mężczyźni albo kobiety
mając w małżeństwie urodziwych partnerów, mimo wszystko szukają na boku kogoś innego,
i rzecz nie w seksie, bo to tylko
stereotypowe, prymitywne myślenie. Człowiekowi brakuje miłości do samego siebie i w
swojej ślepocie rekompensuje to sobie
przyjemnościami, ale są one krótkotrwałe i szybko się nudzą, tym niemniej mądra musiała
być głowa, która z przesytu wymyśliła
"krótkotrwałą nieprzystępność" - zabawę w kochanków. Tymczasem ten, kto szczęśliwie
przejrzał na oczy, szuka swej drugiej
połowy, aby zrekompensować sobie to, czego mu naprawdę brakuje w nim samym i nadal
kontynuować twórczość praktycznie
pod każdym względem. Takie związki to dar od Boga! Twoje niezadowolenie z wyglądu
zewnętrznego będzie się w każdym
odbijać. Oczywiście na "opakowanie" ludzie patrzą, ale bardziej ich interesuje "zawartość".
Czy w związku z tym nie łatwiej jest
57
zająć się tym, co jest odbiciem wnętrza? Zaprzyjaźnij się ze zwierciadłem i znajdź w sobie to,
co najlepsze!
WRONA:
Swojej drugiej połowy poszukuje ten, kto sam nie czuje się całym. Takie jest moje skromne
zdanie.
ARNIKA:
Jakie dobre zdanie!
PILOT:
Wrona, masz całkowitą rację. Ale dotyczy to określonego etapu. A potem ten, który czuje się
całym, po prostu kontynuuje
poszukiwanie swych krewnych. Pokrewne dusze to coś wspaniałego. Jaka następuje
koordynacja ... Po prostu unosimy się na
fali szczęścia. Każdemu tego życzę·
BEAUTY:
IM HO spójna osobowość nie potrzebuje żadnych pokrewnych dusz. Bo po co?
HELG:
Po to, żeby spójnej osobowości było dużo!
BEAUTY:
Nie opowiadaj bzdur, komu to potrzebne?
KICIA:
Wy róbcie co chcecie, a ja chcę wszystkiego jak najwięcej! Proszę nie propono mi tabletki na
chciwość! Rzuciliście się na
Wronę, szakale. A on trafił w dziesiątkę. Wrono czarnoskrzydła, daję ci moją definicję
1+1=3.
SARINA:
Niejednokrotnie na forum przekazywałam głębokiej, kolektywnej świadomości myśl, którą
sformułował Wrona. I argumentowałam to konkretnie. Powtarzam. Nie, niepotrzebni są żadni
współwyznawcy ... Potrzebny jest ktoś, kto będzie Ciebie
ukochanego chwalić (ani trochę nie rugać)! A jeśli chwalono Cię i rugano, aż wszystko to
zdewaluowało się, to jest Ci wszystko
jedno, czyś wolny czyś niewolnik. ..
LOLlK:
A któż tu tak mocno oszukuje, wynosząc do rangi prawdy to, czego raczej nie nabył! Kto
osiągnął spójność - wystąp!
Chętnie go poznam. Sari na, co w takim razie robisz na fo. rumskoro jesteś spójna?
SARINA:
Tak sobie fruwam, jak widzisz ...
KICIA:
Lolik, zachowujesz się jak nauczycielka Pani Frau!
Nie chcesz pożartować?
LOLlK:
Po co żartować ... Kiedy wewnątrz ciebie zamknął się krąg rozdwojenia, dwie połówki zlały
się w jedno, to wszystko co
zapożyczone odpada jak łupina, a najważniejsze jest to, że niczego nie trzeba udowadniać. To
co na zewnątrz jest również we
wnętrzu! Różnica polega tylko na tym, gdzie złączone zostały połówki - we wnętrzu czy na
zewnątrz? W pierwszym przypadku
- krąg się zamyka, stajesz się spójny, a w drugim - iluzja trwa nadal.
HELG:
Nie zgadzam się! Nie wierzę! Nie przekonasz mnie!
Dlaczego w takim razie nie jesteśmy hermafrodytami? Dlaczego nie dzielimy się jak ameby?
Łatwo jest stać z boku i
mamrotać przez zęby: "Tak, łażą tu ... same nieszczęścia przez was ... nikt was tu nie lubi ...
". Oczywiście, życie jest trudne dla
kogoś (może dla Sariny, ale raczej nie dla niej) jest to prostsze wyjście, ale z pewnością
stanowi ono wyjątek, a nie zasadę.
LOLlK:
Helg, radości nasza! Nie wszystko jest tak tragiczne, a nawet przeciwnie! W twojej
rzeczywistości wszystko jest inaczej i
masz rację!
SARINA:
Najpierw trzeba się nauczyć rozpieszczać siebie: kupić banana, pomarańczko, a kiedy bardzo
się chce, to znaleźć czas i
pieniążki, żeby wywieźć się na wycieczkę... A potem wszystko pójdzie łatwiej!
Najważniejsze to starać się robić to, co daje zadowolenie. W ten sposób znajdziesz cele,
drzwi i całą resztę.
VAS:
Moim zdaniem trzeba najpierw nauczyć się szanować siebie i swoje czyny. Myślę, że w
niewielkim stopniu umiemy sobie
na coś pozwolić.
SARINA
Jeśli pozwolisz, to będziemy Cię kochać i rozpieszczać. (oczywiście wirtualnie).
ALICJA:
58
Samo słowo "samouwielbienie" jest jakieś niedobre, nie podoba mi się. W ogóle mam alergię
na zatwardziałych egoistów,
przy czym owa alergia jest też zatwardziała. Mówię to dlatego, że musiałabym (przynajmniej
ja) podnieść sobie poprzeczkę w
życiu i pozwolić sobie na to.
ARNIKA:
Po co ci ta alergia? Wypuść tych zatwardziałych egoistów na wolność.
KICIA:
Im delikatniejszy jest egoista, tym przyjemniej dla zębów. Delikatny egoista jest
przyjemniejszy w dotyku. Delikatnego
egoistę przyjemnie jest położyć sobie do łóżka zamiast pluszowego miśka. Delikatny egoista
jest plastyczny i łatwo przybiera
dowolny kształt. Delikatny egoista bez trudu przechodzi przez pręty klatki. Delikatny egoista
jest niezastąpiony w gospodarstwie
domowym. Zamiast szmaty, ścierki, dywanika, poduszki i tapicerki. Delikatny egoista łatwo i
szybko wchłania w siebie całą
wilgoć. Delikatny egoista łatwo się rozściela.
Egoista delikatny w środku jest bardziej soczysty i korzystny dla zdrowia. Twardym egoistą
można trzepać dywany. Im
egoista jest bardziej zatwardziały, tym zdrowiej dla kręgosłupa na nim spać. Na twardym
egoiście wygodniej jest się wesprzeć.
Po twardym egoiście wygodniej jest chodzić - noga nie grzęźnie. Twardego egoistę można
wykorzystać zamiast kolumny, jeśli
jest piękny, albo zamiast ściany nośnej, jeśli jest niezbyt wyszukany. Egoista zatwardziały
jest odmianą dębu. Można z niego zrobić dobre jakościowo beczki do przechowywania
najlepszego koniaku.
DUSZA:
Kicia odwiodła mnie od zamiaru! Zabójczo! A ja się do siebie nie podlizuję, jak śniący Helg.
Jestem sobie nieposłuszna i
tyle!
UMYSŁ.:
A ja mam pasek. Dawaj tu swój tyłek!
DUSZA:
Rozmarzyłeś się! Odfrunę od ciebie do przestrzeni wariantów i uschniesz z tęsknoty. Umiesz
mnie tylko wyzywać i
szydzić ze mnie. A kim jesteś beze mnie? Profesor z trzydziestohercowym procesorem.
UMYSŁ.:
Dziękuję za komplement. Dobrze, że przynajmniej nie nazwałaś mnie kieszonkowym
kalkulatorem.
DUSZA:
Milcz, bo cię zrestartuję.
NADZORCA:
Otóż przestaniecie się kłócić i zlejecie się w jedności i zgodzie, zaczniecie żyć zgodnie ze
swoim credo i nie będą pojawiać
się u Was takie pytania jak: "Jak kochać siebie?".
ROZDZIAŁ czwarty.
Rodzinne zwierciadło.
UMYSŁ.:
Na pewno będzie tu mowa o konfliktach rodzinnych.
DUSZA:
Temat ten jest nam bardzo bliski prawda, prawda mój in. terlokutorze. Wciąż się kłócimy,
chociaż Nadzorca nawołuje
nas do jedności. Ale mnie często się wydaje, że rozbieżności i spory tylko umacniają nasz
związek.
UMYSŁ.:
To prawda, wiele rodzin tak żyje.
DUSZA:
I nie rozumieją, że awantury to fundament rodziny. I z czego są niezadowoleni?
UMYSŁ.:
Po prostu komuś nieraz chce się wypłakać w mankiet, znaleźć swego rodzaju bufor.
DUSZA:
Wymyśliłam, że w charakterze takiego bufora może służyć jakiekolwiek domowe zwierzątko,
na przykład kot.
UMYSŁ.:
W jaki sposób?
DUSZA:
Wyobraź sobie, że wracasz z pracy zły i zmęczony, nakrzyczeli tam na ciebie i dlatego tobie
też chce się na kogoś nakrzyczeć. Otóż zamiast rzucić się na żonę albo na dzieci, odgrywasz
się na kocie.
59
Należy zrobić co następuje. Po pierwsze, wysunąć jakikolwiek zarzut, na przykład: dlaczego
cały dzień spał niedbaluch,
dlaczego nie zmył naczyń i nie wytarł kurzu? Albo dlaczego mój garnitur jest
niewyprasowany? A kto będzie gotować obiad,
może ja? W sumie najważniejsze to znaleźć oskarżonego, a oskarżeń można wysunąć ile się
chce. Następnie trzeba założyć specjalną teczkę - akta, w których będą odnotowywane
wszystkie przestępstwa kocura. I w końcu urządzić sąd rodzinny nad bezczelnym
zwierzęciem! Pozwać zarazę! Zbesztać kota, wystawić na widok publiczny albo ogłosić
naganę z wpisem do akt. A w
szczególnych wypadkach można ukarać go z całą surowością, hienę jedną, wyrok zasądzić, z
odsiadką w komórce włącznie. I
tak dalej. Dobrze, jeśli każdy członek rodziny będzie mieć pupila, na którym można
wyładować złość.
UMYSŁ.:
Dałaś czadu! Przesadziłaś!
DUSZA:
Dobra dobra, w każdym żarcie jest odrobina rozsądku.
KATJAVA:
Moja teściowa wciąż udziela mi rad w każdej dziedzinie. Kiedy mam już tego dość,
zaczynam mówić, że nie potrzebuję
rad, na co pada odpowiedź: "Przecież uczę cię, żebyś się uczyła na cudzych błędach, a nie na
swoich". Próbowałam powieazieć,
że niepotrzebne mi są cudze błędy, ale bez skutku. W zasadzie nie istnieje już problem natury
psychologicznej, ale tak mi się
chce znaleźć zdanie, które powstrzymałoby wszystkie te rady. Może to nierealne?
WIDUSZAKA:
Kwestia polega na czym innym: co z tego, że ona Cię uczy? Jednym uchem wleciało, a
drugim wyleciało. A może ona żąda
postępowania zgodnie ze swoimi radami? Ja jakoś tak niepostrzeżenie utemperowałem
teściową tak, że stała się złotą kobietą,
a ja jestem dla niej ukochanym zięciem.
GRACE:
Dla mnie jest to również bolesny temat, lecz pod nieco innym względem. Nie daję się
sprowokować do bezmyślnej wściekłości, a ona nie uspokoiła się przez tyle lat, a jeszcze
mojemu mężowi źle o mnie mówi. Nie wiem, co robić. Nie chcę nawet
próbować frailingu, bo od samej jej obecności chce mi się wymiotować.
SEVA:
Jeśli nie udaje Ci się szanować starości, to musisz być wobec niej pobłażliwa. Pamiętaj o
tym, że jest ona matką twojego
męża. Odnoś się do wszystkiego spokojnie. Zachowuj zdrowy rozsądek. Nie bądź
rezonansem rozdrażnienia. Wszystko co
negatywne traktuj jak drobiazgi w życiu. Dąż do tego, by zamieszkać osobno. Ciesz się
kwiatami, które czekają na Ciebie za
zakrętem!
KATJAVA:
Rzecz w tym, że moja teściowa kipi energią troskliwości. Ale dzieci (czyli ja i mąż) wyrosły,
mamy już 30 lat, a ona codziennie przypomina nam, że jesteśmy mali i dla niej zawsze
pozostaniemy dziećmi. Ciągle słyszymy zarzuty, że nie zjedliśmy na
czas, że jeśli chorujemy, to niewłaściwie się leczymy, przyjmujemy nie te lekarstwa i tak
dalej. Nie jest naszym przyjacielem, tylko
opiekunem w czystej postaci. Nawet kiedy kot wchodzi do jej pokoju, to ona uważa, że jest
głodny, a on po prostu chce się
pobawić.
SORANE:
Kiedy dojrzewa konflikt, trzeba namalować tęczę obok tego człowieka, a ten od razu stanie
się łagodniejszy ... W książce
też było napisane, żeby spróbować podarować temu człowiekowi to, czego mu brak równowagę duchową, spokój i tak dalej.
Może warto wyobrazić sobie teściową w wielkim skórzanym fotelu w sanatorium, z
papieroskiem w jednej ręce i szklaneczką
ginu w drugiej ... Albo wyobrazić ją sobie w kręgu przyjaciółek, które jej strasznie
zazdroszczą, że ma takich dobrych "chłopców"
i ich żony ... Może warto na tydzień wysłać teściową do sanatorium?
LOTOS:
Właśnie tak! Miałam niedawno sytuację, kiedy jedną bardzo rozdrażnioną ciotkę musiałam
przez jakiś czas znosić. Otóż
nagle sama namalowała się nad głową jedna tęcza, potem skrzyżowała się z nią druga, a
potem jeszcze dwa razy przecięły ją
trzecia i czwarta. Powstała jakby tęczowa powłoka ... I nagle wydobyło się wielkie ciepło!
Wyobraźcie sobie, że po paru minutach
ta ciotka nagle bardzo miłym tonem zwróciła się do mnie z jakimś pytaniem. Byłam w szoku.
Stosuję to już od kilku dni.
Świetne doznanie!
LOLlK:
Grace, sama to modelujesz w swojej świadomości i do tego mocno utwierdzasz i
umacniasz ... To znaczy, że tak właśnie
będzie i teściowa nie ma z tym nic wspólnego. Sama powinnaś nad sobą popracować, a
wówczas zmieni się Twój stosunek.
Szukaj przyczyny rozdrażnienia w sobie. Im bardziej neutralna będziesz wobec niej, tym
większy będziesz miała spokój.
Spróbuj postrzegać teściową bez oceniania jej. Po prostu obserwuj zdarzenia. Bez emocji,
ocen, porównań. Skąd możesz
wiedzieć, jaka ona powinna być w stosunku do Twojego męża i do Ciebie? Modelujesz to
swoim pojmowaniem tego, co jest
dobre, a co złe. Odrzuć wszystkie te porównania i po prostu obserwuj przede wszystkim
siebie, na co Ty reagujesz ...
60
GRACE:
Lolik, powiedz mi, jeśli ja pamiętam zło, ale bez zabarwienia emocjonalnego, to znaczy, że
nie wybaczyłam? A może po
prostu nie zauważam emocji i je dławię? Jak to rozumieć?
LOLlK:
Obserwuj siebie, to, co się z Tobą dzieje, kiedy wynurzają się wspomnienia o tym, co złe,
wejdź w siebie jako obserwator
... Badaj. Jeśli wracam do swych wspomnień i oceniam je źle, to znaczy, że gdzieś tkwi
drzazga.
IRISZKA:
Grace, spróbuj ją szczerze pokochać, przecież ma jakieś dobre cechy, których ty nie
dostrzegasz. Miałam napięte stosunki
z teściową przez wiele lat, w żaden sposób nie mogłam jej zaakceptować ani zrozumieć.
Wydawało mi się, że jest ona całkowitą
przeciwnością mnie (bardzo ostra, nawet niegrzeczna, wszystkich uważa za głupców,
zazdrośników i chciwców). Potem zachorowałam, a ona pokazała się od drugiej strony:
bardzo mi współczuła, nawet pomogła materialnie (co jej się wcześniej nie
zdarzało). Zmieniłam do niej stosunek, wybaczyłam wszystko co złe (z mojego punktu
widzenia), wypuściłam, sama dzięki Bogu
wyzdrowiałam i... przeprowadziłam się wraz z rodziną do innego miasta, widzimy się teraz
rzadko, a podczas spotkań" między
nami wszystko jest w porządku.
ARNIKA:
Właśnie dlatego wszystko jest w porządku. Należy, rzadko się widzieć. Nie wiem, czy
możliwe jest, by szczerze po kochać
teściową, szczególnie jeśli uczucia bliskie są nienawiści. Chciałabym wypracować w sobie
przynajmniej neutralność. .
IRISZKA:
Właśnie dlatego widzimy się rzadko, że jej wybaczyłam, wypuściłam ją i w rezultacie
dostałam się na inną linię życia, na
której nie ma teściowej w pobliżu.
KYS
Dziewczęta, a może wasze teściowe są waszymi odbiciami? Przekonałam się na własnej
skórze, że najszybsze i najlepiej
odbijające zwierciadło, to zwierciadło rodzinne. Sama często uderzam w nie głową. Ni z tego
ni z owego z mężem zaczynają
się drobne przepychanki słowne. Myślę sobie: "Ale się wredny zrobił, uparciuch". A jak się
przyjrzę, to widzę, że przecież sama
ostatnimi czasy chodzę podminowana. Tylko należy uczciwie spoglądać w zwierciadło, nie
upiększać siebie, a może ujrzycie i
zmienicie coś w sobie, a potem otoczenie podciągnie się do was ...
KATJAVA:
Kys, oczywiście masz rację. W moim wypadku to wszystko napływa falami. Kiedy wszystko
jest dobrze, teściowa mnie
nie rusza, w zasadzie jest taka sama jak ja, a ja spokojnie do wszystkiego się odnoszę, ona mi
nie przeszkadza, a kiedy się na
mnie rzuca, to gotowa jestem zabić ją, i to nie za coś konkretnego, tylko za to, że
wszystkiego mam dość. Ale jednak jest perspektywa na własne mieszkanie, więc nie
wszystko stracone.
KYS:
No proszę ...Teściowa jako osoba nie ma z tym nic wspólnego. Jest ona tylko
piorunochronem. Każdy z nas musi na kimś
się rozładować, ale jest to rozwiązanie na krótką metę. Jest to leczenie symptomów, a nie
przyczyny.
LOLIK:
Trzeba zaakceptować teściową taką, jaka jest, i po sprawie. W życiu bardzo wiele rzeczy
może drażnić, od wszystkich nie
uciekniesz ani ich nie przegonisz.
Myślę, że po to mamy nauczycieli, żebyśmy przestali walczyć ze światem i nauczyli się
pielęgnować w sobie miłość ... Ale
to wyższa szkoła jazdy .. , A póki co - neutralny stosunek do sytuacji to już pół sukcesu.
ARNIKA:
A jednak są takie zjawiska jak wampiry, drobni tyrani. Oni też są nauczycielami. Uczą nas, że
nie można być dla każdego
miłym, że nie można wciąż być dawcą, że należy brać pod uwagę również swoje interesy,
uczą nas, jak zauważać manipulantów
uczą nas, że nie zawsze dobrze jest być "dobrym", że "złym" też. warto być (a może nawet
trzeba, albowiem i my jesteśmy dla
i kogoś nauczycielami). Nie wszystko jest jednoznaczne. Kiedy przestaniesz pozwalać, aby
ów "doradca" wchodził ci na głowę,
~ to spojrzysz i okaże się, że łatwiej jest go zrozumieć i łatwiej jest mu wybaczyć.
LOLIK:
Zgadzam się z Arniką: kiedy ewidentnie ktoś włazi Ci na głowę i tępo Cię popędza, to nie
zaszkodziłoby go z głowy zrzucić, ale nie odczuwając przy tym nienawiści i obrazy ...
Uporządkuj swoje emocje. One wyskakują przed Ciebie i nie pozwalają
wielu spraw dostrzec. Cała reszta jest w książkach ... Wystarczy tylko więcej trenować ...
Szczególnie kiedy Ciebie ponosi,
"powiedzieć sobie stop" ... zrobić pauzę ... Możliwe, że nie wszystko jest tak, jak Tobie się
wydaje ... To tylko jedna krawędź
Twojego postrzegania, a jest ich mnóstwo. Czyżbyś chciała widzieć tylko mroczne strony?
Wiele tu zależy od nastrojenia
kanałów. Jak już mówiłam, na przykład, jeśli chcesz widzieć teściową jako swarliwą i
nienawistną, to taką dla Ciebie będzie. Nie
wierzę, że nie ma w niej nic pozytywnego, przy czym nie nawołuję do tego, byś ją kochała,
tylko przyjęła taką, jaka jest, i pozostawała sobą.
61
STRYAPSIK:
Jeśli przypomnimy sobie Transerfing w czystej postaci, to nasz świat jest odbiciem naszego
stanu wewnętrznego. Stąd pojawia się u mnie podejrzenie, że ty, Grace, czerpiesz jakieś
masochistyczne zadowolenie z tych kłótni rodzinnych. Może się mylę,
ale w jakiś sposób przecież przyciągnęłaś do swojego życia właśnie taką teściową i właśnie
takie stosunki. Ja na przykład mam
psa, który jest prawdziwym transerferem.
GRACE:
W ogóle to uważam, że zwierzęta są o wiele lepszymi transerferami niż ludzie. One nie
potrzebują szczególnych po·
wodów do radości. A już na pewno wszystko dookoła postrzegają tak, jak jest w
rzeczywistości. Mój mąż już kończy czytać piąty
tom, wcześniej nieraz prosił mnie o radę, a teraz, widząc mój stan, też groźnie pyta: "Jesteś
transerferem czy nie?" i "Kiedy
masz zamiar ukształtować swoją warstwę świata?". Mówię, że poszłam się przespacerować,
ale zaraz wrócę i będę transerferem,
i zacznę od nowa kształtować warstwę. Czuję, że odzyskuję równowagę, napisałam
pozytywny wiersz:
Nastał ranek,
Słońce wzeszło.
Otworzyłam oczy,
Jak pięknie!
Obok ukochany mąż,
Pies i kot.
Cóż mam jeszcze
Chcieć od życia?
Wstanę z łóżka,
Wezmę smycz.
Pójdę na ulicę,
Wyprowadzę psa.
Będziemy się bawić,
rzucać kij i piłkę.
Głośno się radować,
i straszyć ptaki.
Wrócimy do domu,
Mąż spyta ze strachem
Czy nie zmarzłaś?
Tylko odrobinę.
Wypiję gorącą herbatę,
Zjem bułkę z kiełbasą.
I już się zagrzałam,
Jakże mi dobrze!
Obok mnie kot,
Siedzi na fotelu .
Łapką mnie skrobie,
Nieśmiało po ręce.
“Zwróć na mnie uwagę,
Moja pani.
Podrap za uszkiem,
Pomruczę słodko.
Teraz Cię ucieszę,
Mą kocią pieśnią·
O tym, żeś Ty
Najlepsza na świecie".
Nawet nie zauważy,
Jak mąż podejdzie.
Pocałuje w nos, Weźmie za rękę.
Patrzy na niego,
Nie potrzebuje słów.
Wiązę w jego oczach,
Jak płonie miłość.
62
Nie straszne nam razem,
Kłótnie, awantury.
Miłość nam pomoże,
Damy sobie radę.
Nastał ranek,
Słońce wzeszło.
Jak dobrze
Kochać i być kochaną!
Jaki długi wiersz! Jak u Altowa [humorysta rosyjski - dop. tłum.]: dwie dziewczynki rzucają
z balkonu w przechodniów
jajkami. jedna dziewczynka jest dobra, a druga zła. Dobra trafiła sześć razy, a zła tylko dwa,
bo dobro zawsze zwycięża zło.
DUSZA:
Czyżby można było zmusić się do pokochania teściowej albo jakiegoś innego człowieka, jak
tu radzą?
NADZORCA:
Oczywiście, że jest to niemożliwe. Te piękne apele w stylu: "Kochaj bliźniego swego" albo
"Postaraj się pokochać", albo
"Rozsiewaj miłość" nie mają sensu, jeśli dany człowiek od początku wywołuje Twoją
niechęć. Można go zrozumieć, ale nie
pokochać. Nie oszukujmy się.
UMYSŁ:
Cóż więc robić, jeśli trzeba mieszkać razem?
NADZORCA:
Dla teściowej, która przyjęła na siebie rolę opiekuna, życie w tej roli nabiera sensu. Kiedy Ty
sama osiągniesz ten wiek, w
którym, powiedzmy, zatracisz swą "użyteczność", to w jaki sposób będziesz postępować?
Możliwe, że znajdziesz sobie jakiś cel
i będziesz do niego zdążać. Ale jeśli człowiek nie ma celu, to co ma robić, aby nie zatracić
sensu życia? A sens ten, jak już
mówiliśmy, polega na tym, by żyć i zarządzać rzeczywistością. Otóż teściowa wybrała
właśnie jeden ze sposobów zarządzania
- bycie komuś użyteczną.
Co możesz zrobić? Najlepsze wyjście, to przyjęcie zasad gry i odegranie sztuki, w której ona
jest Twoją nauczycielką, a Ty
szanującą ją uczennicą albo podopieczną. W tym wypadku mówię "przyjąć zasady", chociaż
zazwyczaj radziłem odwrotnie nie
przyjmować ich. Lecz jeśli zrobisz to świadomie, to wszystko w porządku. Przebudziwszy
się na scenie, stajesz się grającym
widzem, dlatego też sen będzie pod Twoją kontrolą. Zaś jeślibyś spała, to Twoja reakcja
byłaby standardową reakcją ostrygi: rozdrażnienie i wszelkie próby opędzenia się. Oczywiste
jest, że do niczego by to nie doprowadziło.
Jednak jeśli bardzo nie podoba Ci się tego typu spektakl, będziesz musiała znosić to w
milczeniu. Nie ma sensu się kłócić. Teściowa wybrała tę rolę, w której czuje się komfortowo.
Jeśli spróbujesz odebrać jej tę rolę, to może ona wybrać inną,
która nie spodoba Ci się jeszcze bardziej. W takim wypadku lepiej zastosować Transerfing:
oderwać swą uwagę od teściowej
i przekierować ją w całości na uzyskanie oddzielnego mieszkania. Teraz chorągiewka Twojej
uwagi skierowana jest na to, co
Cię drażni - na teściową. W warstwie Twego świata masz wszystko to, czym zajęta jest Twoja
uwaga. A zatem wysil się i
przekieruj chorągiewkę na to, co chcesz mieć - na oddzielne mieszkanie.
Sidła miłości.
DUSZA:
Co tam czytasz?
UMYSŁ:
"Kocham Cię, cóż więcej mogę powiedzieć ... "
DUSZA:
Jaka ckliwa paplanina!
UMYSŁ:
Co ty rozumiesz?! Przecież to ...
DUSZA:
To nie miłość, tylko płacz Ewki. Jeśli uczucie jest silne, to powinno być wyrażone
bezpośrednio. Posłuchaj, co mam.
UMYSŁ:
Jesteś nieociosana i ordynarna.
DUSZA:
Zamknij się i słuchaj:
Kocham cię z rozmachu.
Krążą senne liście.
63
Kąsam twą rozkosz.
Gwiazdy cicho szeleszczą.
jestem kudłatym zwierzem.
Mkną po niebie obłoki.
Zobaczysz, że cię zjem.
Po kamieniach biegnie rzeka.
jestem dzikim chórem.
Rozmarzony śpi czarowny las.
Zaciągnę cię do mej jaskini.
Sosny pną się ku niebu.
Kocham cię luzacko.
Wiatr szepcze w listowiu.
już nad sobą nie panuję.
Cisza szemra po ciemku.
Kocham cię zarazo.
W rzeczce pluska się księżyc.
Jak mnie podrapiesz, to cię zagryzę.
Noc spokojna i czuła.
Zamęczyłaś mnie.
W królestwie elfów w tę noc.
Nie krzycz tak, bo się boję.
Urodziła się księżniczka.
Kocham cię szalenie.
Zapomniałaś się już całkiem.
Oddychasz ciężko.
Kocham cię z rozmachu.
UMYSŁ:
Jaja sobie robisz! Chociaż jeśli się usunie wszystkie dzikie słowa, to wyjdzie rzecz całkiem
jadalna.
Krążą senne liście.
Gwiazdy cicho szeleszczą.
Mkną po niebie obłoki.
Po kamieniach biegnie rzeka.
Rozmarzony śpi czarowny las.
Sosny pną się ku niebu.
Wiatr szepcze w listowiu.
Cisza szemra po ciemku.
W rzeczce pluska się księżyc.
Noc spokojna i czuła.
W królestwie elfów w tę noc
Urodziła się księżniczka.
Przed następnym marzeniem sennym postaram się ułożyć odpowiedź jak zwykle.
DUSZA:
Jak zwykle, czyli znów będziesz się ze mnie nabijać. Weź tylko pod uwagę, że jestem
pamiętliwa i się zemszczę.
UMYSŁ:
Dobrze, dobrze, kudłata bestio.
SlD:
Ciekawi mnie, jak przy pomocy Transerfingu można znaleźć albo uczynić możliwym
spotkanie ze swoim wymarzonym
ukochanym. Co jeszcze oprócz slajdów, w których chodzimy ze sobą, cieszymy się i tak
dalej, jest potrzebne?
RADOŚĆ:
Myślę, że powinny tu zadziałać zasady docelowego slajdu. Tematem slajdu powinien być
tamten człowiek. Jeśli mówisz "wymarzony", to znaczy, że jesteś w stanie go
scharakteryzować. Trzeba dokładnie wiedzieć, czego się chce. I powziąć decyzję
- "biorę"· .
ARNIKA:
64
Tematem slajdu nie ma być tamten człowiek, tylko ten człowiek. Czujesz różnicę?
Nie mam prawa wstawiać do slajdu konkretnego człowieka, ale mam prawo wstawić do
slajdu jakiegoś człowieka X, który
wywołuje we mnie określone uczucia i emocje. A potem niech mój świat się martwi!
Zamówienie zostało złożone.
SlD:
Rok temu, nie znając jeszcze wszystkich tych technik, chciałem chodzić z dziewczyną - jak
mi się wówczas wydawało moich marzeń. Rezultatem było złamane serce, morze wylanych
łez i bardzo mało dobrych wspomnień, pozostał raczej tylko
ból. A przecież tyle energii na to poszło, po prostu zgroza ... A przecież można ją było zużyć
na coś bardziej pożytecznego niż
nie odwzajemniona miłość. Chociaż to raczej było zakochanie niż miłość ...
ARNIKA
A ja myślałam, że złamane serce i morze wylanych łez to dola dziewczyn i kobiet! Okazuje
się, że mężczyznom też się to
przytrafia! Zdecydowanie nie umiem na razie pozbyć się wpływu stereotypów.
SID:
Wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy płacze. Po prostu wielu to ukrywa, poza tym mężczyzna
nigdy nie powie, że płakał. Kiedy
uczucia, ból i użalanie się nad samym sobą wykraczają poza pewną granicę, organizm
potrzebuje ujścia wszystkich emocji i wówczas chcąc nie chcąc otwierają się tajne,
zapomniane przez Boga drzwiczki w oczach (o, jak ładnie powiedziane). Tylko czy to
wszystko jest potrzebne? Dopiero teraz rozumiem, jaki byłem naiwny i głupi. Dzięki
Zelandowi i wielu innym autorom różnej
literatury, którzy mnie, można by rzec, wyciągnęli z tamtego świata i pomogli znów stanąć na
nogi, i to jeszcze jak stanąć ...
Martwi mnie w tej chwili co innego: wydaje mi się, że oduczyłem się kochania, próbuję
odszukać tę jedyną, która otworzy
ponownie złamane, jeszcze krwawiące ze świeżych ran serce.
LANDYSZ:
Nie oduczyłeś się kochać, nie oduczyłeś się kochać. Po prostu tak Ci się wydaje. Boisz się, że
ktoś powie o Tobie, że jesteś
mazgajem. Bądź sobą. Pozwól sobie na łzy, popłacz nad swoimi problemami, pożałuj siebie
ukochanego, nie stanie się przez to
Ciebie mniej. Niczego Ci to nie ujmie. Staniesz się mocniejszy. A tej jedynej nie warto
szukać. Usiłujesz znaleźć tego, kto
użaliłby się nad Twymi krwawiącymi ranami. Rany się zabliźnią, czas leczy i znajdziesz
kogoś, z kim będziesz mógł iść przez
życie.
WRONA:
Zazdroszczę Ci, mój drogi. Oduczyłem się płakać, ponieważ już w dzieciństwie powtarzano
mi, że prawdziwy mężczyzna
nie płacze. Okazuje się, że to nieprawda! Trzeba płakać.To naturalne wyrażanie silnych
emocji. A nieuzewnętrznione, zepchnięte
do środka, czyli zdławione emocje i tak wcześniej czy później znajdują drogę na zewnątrz w postaci nerwic, alkoholizmu,
chorób psychosomatycznych. Zatem płacz, jeśli trzeba! Może i ja kiedyś się tego nauczę ...
SlD:
Po co być silnym i nieczułym? Człowiek ze stali - to oszukiwanie siebie. Wydaje mi się, że
człowiek przychodzi na ten
świat, aby nie męczyć się i nie cierpieć, tylko kochać i rozkoszować się życiem, a jak można
się nim rozkoszować w pełni, jeśli
się zamyka w sobie i jest się "silnym"? Nie czując prawdziwej" miłości i prawdziwych uczuć.
Cała reszta to tylko krótkotrwałe
radości, dostępne zresztą nie wszystkim.
SARINA:
Jedynie będąc silnym, będziesz w stanie odczuwać prawdziwą miłość bez przywiązania.
Wiem, o czym mówię! A
człowiekiem ze stali nikt nie staje się celowo. Stal powstaje w miejscu blizn i ran zadanych
przez życie i innych ludzi. Z kolei
dojrzała miłość jest niezwykle piękna! Nigdy sobie nie wyobrazisz, co czeka Cię za
zakrętem, mój drogi! Żyj, miej nadzieję i
kochaj ...
SlD:
Najważniejsze to złożyć zamówienie, a potem niech już siły wyższe myślą, co i jak
urządzić ...
LANDYSZ:
"Chcę wyjść za mąż za milionera", .. W takim razie chyba, oprócz przeglądania w głowie
slajdu, trzeba pójść tam, gdzie
pojawiają się milionerzy (wszyscy tu pomyliliście Transerfing z czarodziejską różdżką) i
oczy zawsze trzeba mieć otwarte, w
przeciwnym razie wszystko prześpisz.
ARNIKA:
Landysz, to chyba Twoje pragnienie - znaleźć sobie milionerkę! Może zewnętrzny zamiar
wyniesie mnie tam, gdzie bywają milionerzy?
LANDYSZ:
Tak, w domowych kapciach i na kanapie.
NEODlM:
Żeby podnieść Was na duchu (nie mylić z poparciem) opowiem pewną historię z własnego
życia. Kilka lat temu kolejny
raz wracając z pracy, włączyłem telewizor i natknąłem się na Wiadomości. Jednocześnie
moje myśli zajęte były rozwiązywaniem
65
osobistej kwestii w postaci pełnej swobody w stosunkach z kobietami. Do tego w głowie
rozbrzmiewała usłyszana w radiu
piosenka "Ach jaka kobieta - takiej potrzebuję". Większą część programu prowadziła tego
dnia jekaterina Andriejewa, a wiadomości sportowe prezentowała Olga Łapszynowa. Muszę
powiedzieć, że obie mi się podobają (nie zatrzymując się na szczegółach
żeńskiej budowy ciała, zauważę to, co najważniejsze - mają czarujące uśmiechy). Wszystko
co opisałem powyżej zmieniło się
w pewien zamiar: jakie kobiety! Chciałbym jakąś pośrednią pomiędzy nimi.
Wiedziałem już, że nie warto zamiaru związywać z konkretnym człowiekiem oraz że te
uczucia, które ten zamiar
przyniesie, należy przeżyć, poczuć. Co zresztą zrobiłem, zapominając o przeszłości.
Przypomniałem sobie o swoim zamiarze
dopiero wówczas, kiedy się on urzeczywistnił. Po jakimś miesiącu przyjechałem do Moskwy
na seminarium Symoronu. Rzuciwszy okiem na obecne damy, uspokoiłem się, a jednak
następnego dnia poznałem dziewczynę, która z początku wydawała się
sympatyczna, ale kiedy udało mi się wywołać na jej twarzy uśmiech, to moje umęczone serce
ożyło. W sumie zapo- znałem się
z dziewczyną, której figura przypominała opisano wyżej prezenterki, była ona szatynką (coś
pośredniego pomię~, dzy brunetką
Andriejewą i blondynką Łapszynową), kolor oczu również mieścił się w granicach słowa
"coś pośredniego". Miała! na imię Jekaterina, a nazwisko Łapszyna (wybaczyłem niebiosom
dwie literki i uznałem, że zamówienie zostało spełnione). Chociaż wówczas nie znałem
Transerfingu, ale wykorzystywałem podobne idee.
GOŚĆ
Przeczytawszy wypowiedzi, zrozumiałam swoje błędy w tej kwestii. Właśnie przeglądałam
slajd z konkretnym czło
'wiekiem, odtwarzałam ten slajd w głowie bez przerwy i w zasadzie wszystko na początku
układało się dobrze, ale przesadziłam
i nadałam zbyt wielką ważność tej sprawie. W rezultacie on nie chce ze mną rozmawiać,
tłumacząc się brakiem czasu. A mnie
się wydawało, że to właśnie przeznaczenie! Ale kiedy zniżyłam ważność, usunęłam emocje,
spojrzałam na wszystko w trzeźwym
świetle i zrozumiałam, że to wcale nie jest mój mężczyzna! Niemniej jest to bolesne i ciężkie
do przeżycia ... Tak więc dzięki
Transerfingowi, który na wiele spraw otwiera mi oczy, będę teraz inaczej zamawiać swą
drugą połowę! Tylko trzeba przeżyć ...
Dusza nie chce tego tak od razu przyjąć ...
LOLlK:
To nie dusza boli, tylko twoje ego nie daje ci spokoju. Boś odrzucona.
"WRONA:
Żeby kogoś kochać, trzeba najpierw nauczyć się kochać siebie. Zresztą wówczas samotność z
problemu zmieni się w
luksus - luksus bycia sam na sam ze sobą, ukochanym.
LESHIY:
Niedawno pomyślałem (!!! to już dobrze), że miłość jest jednakowa. Kochasz, cieszysz się,
przejmujesz, przeżywasz i często
się rozstajesz. Może miłość jest stworzona po to, żeby człowiek dokonywał jakichś śmiałych
czynów? Rzuciła dziewczyna, nie
masz już nic do stracenia, nie ma strachu i jesteś wolny! Możesz jechać tam, dokąd dawno
już chciałeś, ale bałeś się ją stracić.
Na przykład otwierasz własną firmę, jedziesz do Moskwy, za granicę itd.
UNTOUCH:
Przypowieść nie na temat:
Pewnego razu do wielkiego sufiego [mnich islamski - dop. tłum.] Bajazida Bistamiego
przyszedł pewien człowiek i rzekł:
"Przez twoje nauki moje życie runęło w gruzy. Dwadzieścia lat temu przyszedłem do ciebie i
powiedziałeś mi, że jeśli się nie
prosi, to bogactwo samo przychodzi; jeśli się nie szuka wszystko będzie dane; jeśli się nie
pragnie - przyjdzie najpiękniejsza kobieta. Straciłem dwadzieścia lat! Niechby chociaż
przynajmniej jakaś brzydula przyszła! O bogactwie już nie wspomnę! Stałem
się chory, zniszczyłeś całe moje życie. A co mi teraz powiesz?". Bajazid odrzekł: "Tak,
wszystko to zdarzyłoby się, ale ty zbyt
często się oglądałeś za siebie, znów i znów patrzyłeś, czy to nadchodzi czy nie. Miałeś
pragnienia. Wszystko straciłeś przez pragnienia, a nie przeze mnie. Wciąż czekałeś: "Oto
teraz nadejdzie najpiękniejsza kobieta, aby zapukać do mych drzwi! Teraz
przyjdzie do mnie bogini bogactwa". Nie byłeś milczący. Nie znajdowałeś się w stanie braku
pragnień".
OLGA:
Jeśli można, to dołożę swoje trzy grosze. Powiedzieliście tu wiele dobrych i prawidłowych
rzeczy. Temat jest wieczny!
Tak, nasza kultura uczyniła z miłości ogromną liczbę wahadeł. Prawdopodobnie dlatego, że
jest to silne uczucie, przynoszące
wiele smacznej energii. Ale obecność takich wahadeł nie powoduje, że miłości nie ma. Ja już
znalazłam i mnie ta kwestia po
prostu nie bardzo interesuje. Ale dobrze wiem z doświadczenia (może ktoś ma inne), że to ten
przypadek, kiedy w żadnym razie
nie wolno stwarzać nadmiernego pragnienia znalezienia swojej drugiej połowy. Faceci
(wybaczcie, że będę wyrażać swoje myśli
jako kobieta, a nie jako człowiek w ogóle) uciekają jak poparzeni. Oni po prostu wpadają w
panikę. Wydaje mi się, że szukając
swojej miłości, nie wolno wątpić w to, że się taką znajdzie. I co z tego, że w wieku 70 lat!
Ale na pewno miłość do ciebie
przyjdzie! Bez wątpienia należy zapomnieć o takim problemie. Wyrzucić go z głowy i tyle.
Trzeba być otwartym na świat,
życie, kontakty itp. Wyrzucić z głowy spotkanie z tym jedynym nie oznacza wyrzucenia z
głowy dzisiejszego spotkania , z
Józkiem ani jutrzejszego flirtu ze Staszkiem. Tylko dla zadowolenia, a nie żeby ...
RAY:
66
Już dość długo tracę rozum, czyli jestem zakochana. Rzecz w tym, że wprost byłam
omamiona myślami o nim. Nie
dawało mi to spokoju, męczyło mnie, a jednocześnie podobało mi się. Zrozumiałam, że mogę
kochać. Myślę, że mogę teraz go
wypuścić, żeby swoim wybuchem uczuć nie wystraszyć go na śmierć. Zrozumiałam, że nie
wolno tak wpływać na jego uczucia,
bo nie doprowadzi to do niczego dobrego. Najprawdopodobniej on po prostu nie jest mój.
Ciężko jest to zrozumieć, ale lepiej
późno niż wcale. Pragnienie miłości zmusiło mnie do wymyślenia bajki. Tylko że nigdy
jeszcze bajka nie wydawała się taka
rzeczywista. Teraz chyba odzyskałam wzrok i... Już dzisiaj zacznę pracować nad
zamówieniem mojego mężczyzny i przestanę
pożerać oczami biednego chłopaka. Łatwo się opowiada bajkę, ale trudniej wszystko to
zrobić w rzeczywistości, ale kiedy się
zna przyczynę, to jest lżej. Teraz mogę walczyć.
ARNIKA:
A z kim albo z czym? Po co walczyć?
SID
Dobrze Arnika powiedziała - po co walczyć? Jeśli kochasz, to przecież pięknie. Dlaczego tak
bardzo chcesz zawładnąć
człowiekiem, w którym jesteś zakochana? Skoro kochasz, to kochaj sobie na zdrowie, nie
naciskaj na niego, tylko kochaj go
takim, jaki jest, kochaj go za to, że jest i nie próbuj nim zawładnąć - z tego powstają
wszystkie problemy ... Kiedy tylko dasz
sobie z tym radę, on będzie Twój.
ARNIKA:
Albo i nie będzie. Mówię to, żeby potem nie było rozczarowania. Zeby nie było, że wszystko
zostało zrobione jak trzeba,
a on (ona) nie wrócił (wróciła). .. Po prostu zwalniając uchwyt, człowiek przede wszystkim
uwalnia samego siebie, zmniejsza
własne uzależnienie.
RAY:
Chcę podzielić się swoimi skromnymi osiągnięciami. Obniżyłam ważność, zwolniłam
uchwyt. Zresztą bardzo pomaga
ćwiczenie zaproponowane przez Kicię: "Podnosisz lewą rękę do góry, gwałtownie
opuszczasz i wykrzykujesz: "A niech spada!!!".
I wówczas spada on w postaci deszczu i spłukuje całą ważność".
Teraz już nie staram się nim zawładnąć (właśnie z tym zamierzałam walczyć). Po prostu
czerpię zadowolenie z tego, że
znajduję się w jego towarzystwie. Niekiedy tylko pojawia się lekki żal. O wiele łatwiej nam
się rozmawia! Z optymizmem
spoglądam w przyszłość. Gram w grę o nazwie "znajdź pozytywne strony w tym, co się
zdarzyło". To ciekawe, mózg lepiej
pracuje i życie wydaje się przyjemniejsze.
UMYSŁ:
Pojawiło się pytanie: co jeszcze oprócz slajdów można zrobić, by spotkać ukochanego
człowieka?
NADZORCA:
Oczywiście częściej pojawiać się tam, gdzie może to mieć miejsce. Innymi słowy - bywać w
towarzystwie, w miarę możliwości poszerzać krąg znajomych. Nazywamy to "przebieraniem
nogami". Nie wolno siedzieć i czekać na cud. Niezależnie od
tego, ile byś stosował wizualizację, leżąc na kanapie, do Twojego łóżka: po prostu nikt nie
wskoczy. A czegoś się spodziewała?
Nie wolno polegać jedynie na metafizycznym aspekcie rzeczywistości.
Do osiągnięcia celu trzeba nie tylko myśleć, ale też działać w odpowiedni sposób w świecie
fizycznym.
UMYSŁ:
Oto mój obiecany wiersz o miłości, słuchaj:
Kocham cię jak potwór,
W paroksyzmach brykam z grymasem na twarzy.
Kocham cię, aż mi ślinka cieknie,
Aż mam kaszel i puszczają mi nerwy.
Kocham cię, aż mnie mdli, aż wymiotuję,
Aż mam napad astmy i ziewania.
Kocham z apetytem aż do nadwagi,
Do pełnego marazmu i twórczego łysienia.
Kocham cię, waląc głową w ścianę,
Z niezrozumiałym mamrotaniem z samym sobą.
Kocham cię jak kaczkę pod łóżkiem szpitalnym,
Aż do skrętu kiszek, aż do niestrawności.
Kocham cię aż do zbydlęcenia,
Aż do wstrętu i burczenia w brzuchu.
Nocą, wyskakując z pościeli i męcząc się nietrzymaniem moczu,
Kocham cię aż do czkawki, hieno pełzająca
Kocham cię aż do martwego posinienia,
67
Aż do pełnego i namiętnego jelit wypróżnieni
Kocham do rozwolnienia, do wzdętego brzucha,
Do rozczapierzenia palców i wybałuszania oczu.
DUSZA:
Zamknij się bydlaku! Albo cię zabiję! O tym, że jesteś potworem, wiem już od dawna. A to,
że szczyt twojej namiętności
miłosnej przypada na pełne wypróżnienie jelit, to dla mnie niezwykle ciekawa nowość.
Czemu rżysz! Proponuję, byś odniósł
swój tyłek do toalety i oddał go we władzę szalonej namiętności.
UMYSŁ:
Ledwo złapałem oddech. Przestańmy się wydurniać, obejrzyjmy marzenie senne.
OKA:
W życiu otrzymujesz to, na czym się skupiasz.To rozumiem. jeśli się skupiam na tym, co
zamierzam uzyskać, to otrzymuję
to, czego chcę. To też jasne. Teoretycznie. A co z praktyką?
Praktyczna sytuacja. On. ja. Kłócimy się - godzimy się. I tak przez trzy lata. Klasyczne
wahadło - kiedy tylko zdecyduję,
że mogę wspaniale żyć również bez niego, natychmiast sytuacja powraca do koryta "wielkiej
miłości" i ma miejsce zgoda. On
- dobry, łagodny, wspaniały, dobrze mnie traktuje. ja - również w miarę łagodna, choć nie
jestem aniołem oczywiście. Problem
pojawia się przez to, że pogodziwszy się, po jakimś czasie zaczynamy się nawzajem
denerwować, Mnie wyprowadza z równowagi
jego nieobowiązkowość, a jego - moja nudność. I znowu kłótnia, rozstanie na miesiąc, dwa,
krople uspokajające itp. A potem
od nowa.
Obecnie znajdujemy się w stadium niemal zgody. Ale kiedy po raz pierwszy po rozłące
zaproponowałam spotkanie, to
okazało się, że ma jakieś ważne sprawy. Nic pilnego, ale odwoływać dla mnie swoich spraw
on nie zamierza. Nie zaproponował
też alternatywnego wariantu. W duszy znów mam chaos, oburzenie, poczucie odrzucenia.
Rozumiem, że to moja dusza i moje
życie, i że to wahadło, które wypompowuje ze mnie emocje i będzie robić to, dopóki nie
zacznie mi być obojętne to wszystko.
Ale jak??? Rzeczywiście kocham właśnie tego człowieka, świetnie do siebie nawzajem
pasujemy i chcę, żebyśmy byli razem, ale
bez tej męczarni w duszy, bez dyskomfortu. Jak usunąć z duszy negatywne emocje i czy to
wahadło się zatrzyma?
LANDYSZ:
Czyżbyś zapomniała o prawie zwierciadła? Co masz we wnętrzu to i na zewnątrz. Przecież to
Ty jesteś nieobowiązkowa
i Ty oburzasz się na to, że on nie zaproponował wariantów. A Ty od czego jesteś? Jesteś
bardzo związana emocjonalnie z tą sytuacją· Oddaj siebie w najem. Popatrz, jak to wszystko
się dzieje z boku, a przekonasz się o swojej głupocie i zobaczysz, jakie to
miałkie.
OKA:
Niczego złego we wnętrzu nie było!!! Negatywne emocje pojawiają się wówczas, kiedy
stykam się z sytuacją, która ją
wywołuje. W tym przypadku przykro mi, że mój ukochany wolał spotkanie z przyjaciółmi
niż spotkanie ze mną po długiej
rozłące i ostateczne pogodzenie się. Nie mówię, że moja reakcja jest optymalna, ponieważ
teraz jest mi źle. Szkopuł właściwie
w tym, co zrobić, żeby mi było dobrze i żebym przestała rozhuśtywać wahadło. Zgadzam się
z tym, że moje negatywne emocje
to mój problem, a nie jego. Tylko pytanie - co z tym robić? Potrzebuję jakiejś techniki ...
WŁÓCZĘGA:
Za każdym razem, gdy zachce Ci się obrazić na człowieka, który Twoim zdaniem poświęca
Ci mało uwagi, powtarzaj sobie:
"Nie kupiłam tego człowieka w sklepie. Ma on pełne prawo nie zwracać na mnie uwagi i jeśli
on przynajmniej troszkę się mną
interesuje, to już dobrze. Poświęca mi tyle uwagi, na ile ja zasługuję· Jeśli on woli kogoś ode
mnie, to znaczy, że zachowuję się
tak, że w innym miejscu jest mu lepiej. Nie jest on ani trochę winny - winna temu jestem
tylko ja".
Nie wypowiadaj tych słów ot tak sobie, tylko po to, żeby powiedzieć. Kiedy mówisz, zamyśl
się.
GEMINI:
Nikt nie jest winny. Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus. Mówimy w innych językach.
Oka, Twój ukochany najprawdopodobniej będzie zdziwiony, że obraziłaś się z powodu takiej
bzdury.
Estońska uzdrowicielka Luule Viilma radzi, by rozmawiać ze swoimi negatywnymi
emocjami i uczuciami jak z
człowiekiem. Prosić je o wybaczenie za to, że wciągnęło się je do swojego życia i
wypuszczać na wolność. Można przy tym pomagać sobie, wyobrażając sobie tę obrazę w
postaci obłoku, człowieka i tak dalej. Potem wybaczyć obrazie to, że do ciebie
przyszła, następnie poprosić swoje ciało o wybaczenie, ponieważ swoją obrazą wyrządziłaś
mu krzywdę. Nalezy to robić długo.
Ale wybaczenie to jednak siła. Pasuje do nudziarzy. Do nie-nudziarzy również, kiedy ich
przyciśnie. Z drugiej strony warto, byś
znalazła odpowiedź na pytanie, jaką korzyść odnosisz z takich stosunków. Chodzi tu o Twoją
osobistą korzyść.
ANDRZEJ:
Jakie problemy najczęściej wyrastają dookoła miłości? Pierwszy: brak wzajemności.
Nieważne, czy u ciebie czy do ciebie
- jedno i drugie jest nieprzyjemne. Drugi: jest wzajemność, ale jakieś niezgody zatruwają
życie na tyle, że lepiej, aby tej wzajemności nie było.
68
Oba problemy rozwiązują się same, jeśli pozwala się sobie żyć bez miłości. Zasługujesz na
więcej niż odgrywanie roli dodatku do jednego uczucia - nawet tak jasnego,
wszechogarniającego i opiewanego.Tylko nie trzeba demonstrować zniechęcenia.
Spokojnie powiedz sobie: "Mogę szczęśliwie żyć bez miłości". Można pozostawić bez
odpowiedzi cudzą miłość. Można świetnie
obejść się bez odruchowych porywów w stosunku do ludzi, których lubisz. Wszystko można.
Po prostu rozluźnij się i żyj dla
siebie, dla swojej przyjemności. Masz przecież tyle innych spraw i zainteresowań, prawda?
Przykład z życia. Kiedy zapoznano mnie z moją wówczas jeszcze przyszłą żoną, poczułem
się spięty. W owym czasie
szukałem jeszcze swojej miłości i popełniałem różne głupstwa. Ale ta nowa znajoma
absolutnie nie pasowała do moich
wyobrażeń o ideale. W pewnym momencie pomyślałem: "Niech to diabli,) nie mam
obowiązku się w niej zakochiwać!" - i
zrobiło mi się lżej. Oczywiście była to najprostsza droga do zbliżenia.
OKA:
Ciekawa rada - żyć dla swojej przyjemności ... Od tak dawna nie żyłam dla swojej
przyjemności, że po prostu już nie
pamiętam, kiedy to było. Przez cały czas rozwiązuję problemy, one" znów pojawiają się, tak
bez końca, jak w kieracie. Trzeba
spróbować zdystansować się od sytuacji...
OKA;~
Jeszcze jeden odcinek miłosnego serialu - on wyznaczył mi spotkanie z własnej inicjatywy i
na nie nie przyszedł. No. nie,
nie zgadzam się z tym, że człowiek powinien coś tam sobie "wycierpieć". Drodzy Państwo,
sami stwarzacie sobie linie życia z
przeszkodami i cierpieniami. Ktoś po prostu żyje, mówi, cieszy się, wychowuje dzieci,
starzeje się i umiera w harmonii"" z
samym sobą. Chciałabym dla siebie właśnie taką harmonijną linię. Teraz pozostała tylko
jedna kwestia - jak tego człowieka,
który ewidentnie nie jest mój (teraz wiem to już na pewno) usunąć jak najszybciej z mojego
życia. Nie w sposób fizyczny - z
tym wszystko jest jasne, a konkretnie - wewnętrzny? Odwrócić się i pójść na drugą linię
życia, na której wszystko będzie w
porządku. Sama póki co doszłam do tego, że należy podziękować za lekcję w moim życiu i
poprosić o wybaczenie za swe
głupstwa i pomyłki.
LANDYSZ:
Pisałem już, że nasze życie to zwierciadło. Zobacz więc co się dzieje, bo przecież w Tobie
wszystko to jest obecne w większym stopniu niż w twoim Ziutku z serialu. Kiedy zrozumiesz
i zdasz sobie sprawę, to po prostu zaakceptujesz i wszystko wróci
na swoje miejsce. I to, że zaczęłaś dziękować za to, że ten człowiek jest w Twoim świecie
jest już wielkim krokiem. A jeśli nie
chcesz się widzieć w lustrze, to co robisz? Otóż to ... odchodzisz...
GEMINI:
Droga Oko. Posłuchaj rad Landysza. On mądrze mówi. Nie trzymaj się tych relacji, ale też
nie poszukuj gorączkowo.
LESHIY:
Kurcze, nieraz dzieje się źle. jak to się mówi - "Shit happens". Z dziewczynami wszystko w
porządku, stosunek do nich
nie jest zawyżony, podoba mi się z nimi i im ze mną też. Ale wystarczy tylko coś poczuć,
zwiększyć ważność po transerfersku,
jak wszystko szlag trafia. Po prostu kiedy zaczynam czuć do dziewczyny coś poważnego,
wszystko się wali. Czyżby one to
czuły? Na wszystkie dziewczyny trzeba nakichać? Zrobiły mnie w konia. Chociaż intuicję
mam rozwiniętą i wiedziałem, co
będzie. Ale do końca nie wierzyłem. Ale zdarzyło się to, co myślałem. Nieźle zadziałało
zwierciadło. I teraz myślę, jak by tu
swoim obojętnym (teraz) stosunkiem do niej wszystkiego nie zepsuć. Mam odnosić się do
niej niepoważnie czy tak jak
wcześniej? Chociaż są też plusy - tyle energii się uwalnia! Częściowo ze złości! Przecież
jednak jesteśmy samcami i energia złości
jest nam przypisana. W takich chwilach myślę, czy by nie posłać całej płci żeńskiej do diabła.
Nie, oczywiście bez nich nie da
rady. Chociaż podejrzewam, że gdy następnym razem poczuję coś do dziewczyny, wszystko
się popsuje. To mój słaby punkt.
Nie umiem na razie nic z tym zrobić. A jednak wszystko zmierza ku lepszemu. Nie mam co
do tego wątpliwości.
Udzielam dobrej rady - wierzcie intuicji. Nawet jeśli umysł myśli, że wszystko jest w
porządku, a intuicja podpowiada coś
innego, to bądźcie ostrożni. Po co ja to wszystko napisałem? Pewnie dlatego, że niezależnie
od tego, jak pewnie człowiek czuje
się w Transerfingu, i tak znajdzie się słaby punkt. I teraz najważniejsze - trzeba jak
najszybciej wydostać się z tego gówna. Życie
jest krótkie, szczególnie u śmiertelników. Nie warto go tracić na delektowanie się
szczegółami popełnionych błędów.
Warto byłoby jeszcze samemu w to wierzyć! I jeszcze raz: jedyna kwestia, która mnie
porusza - to jak odnosić się do
dziewczyny po tym wszystkim? Z poprzednimi uczuciami i wszystko wróci do porządku, czy
zostawić ją całkiem?
WŁÓCZĘGA:
Spróbuj zrobić przerwę w relacjach z nią. Daj jej czas na przemyślenie, jak jest jej lepiej - z
Tobą czy bez Ciebie. Możliwe,
że postanowiła ona poupierać się - takie rzeczy się zdarzają z dziewczynami. Jeszcze zdążysz
ją zostawić. Nie nastawiaj się na
porażkę, tylko częściej przypominaj sobie następująca anegdotę
Co myśli kura, uciekając przed kogutem?
Czy nie za szybko biegnę.
A co myśli kogut, biegnąc za kurą?
Jeśli jej nie dogonię, to przynajmniej się rozgrzeję ...
69
Miej to w umyśle i nie upadaj na duchu!
LESHIY:
Mocno mnie jednak zaczepiło. Myślę tylko o niej. Niezależnie od tego, czy walczę z tym czy
nie, i tak nic z tego nie
wychodzi. Spędziłem cały dzień z inną dziewczyną i nie pomaga (wariant zapasowy). W
zasadzie udało się obniżyć ważność,
ale myśli wciąż krążą w głowie. Ciężki przypadek!
WŁÓCZĘGA:
Wcale nie mówię, czy walczyć czy nie. Mówię, żeby zrobić przerwę. Wszyscy to
przeżywaliśmy. Kiedy wieje wiatr, trzeba
się trzymać.
LESHIY:
Już wszystko jest w porządku, dziękuję wszystkim. Wszystko jak zwykle: 2-3 dni pomęczy, a
potem wszystko wraca do
normy. Tylko tak sobie myślę: znowu dałem się złapać na ten sam haczyk. Już raz
przydarzyła mi się identyczna sytuacja, tylko
z innymi osobami w rolach głównych. Powiedziałem sobie wówczas: "Więcej się nie
zakochiwać". A teraz miałem nadzieję, że
wszystko będzie inaczej i znów się nadziałem. Czyżby następnym razem miało być tak
samo? Nie potrzebuję! Kiedy coś takiego
się przydarza, myśli nakierowane są na jeden wąski sektor. I to jest straszne. Niczego dookoła
się nie dostrzega. Klątwa jakaś
czy co? Oczywiście postaram się nie być tak rozrzutnym z uczuciami, ale kto wie? Życie to
życie i wszystko jest możliwe.
GEMINI:
Rozumiem, że nie chcesz już się zakochiwać, ponieważ prowadzi to do zerwania. Ale to
twoje poprzednie doświadczenie,
które już przeminęło, a ty wciąż siedzisz w starym scenariuszu. Oczekujesz potwierdzenia
swoich oczekiwań, aby potem
powiedzieć: "Wiedziałem, że tak będzie i miałem rację". Oczywiście, że miałeś rację.
Podejrzewam, że jest to Twój podświadomy,
wewnętrzny zamiar - spotkać dziewczynę, zakochać się, a potem obowiązkowo musi nastąpić
zerwanie. Dlaczego to robisz nie wiem, ale odnosisz z tego korzyść (pisałam już o tym w
pierwszej informacji do Oki). Jeśli znudziła Ci się taka sytuacja, to
zmień zamiar, określ się, a Twój świat zatroszczy się o Ciebie. Zmień scenariusz.
KILLER JOHN:
Jeśli masz większe możliwości, to los (mówiąc umownie) prowadzi Cię do ujawnienia tych
możliwości. Nieraz prowadzi,
a nieraz ciągnie - kiedy zaczynasz się upierać i zapierać nogami. Kto nie jest zdolny na
więcej, kogo nie warto prowadzić, temu
daje się to, co jest w stanie unieść i zostawia się go w spokoju.
Ty zaś jesteś zdolny i życie cieszy się z Ciebie, udziela ci lekcji.
A sens tego jest taki, by nauczyć Cię świadomego wyboru. Teraz rzucasz się na pierwszą
lepszą sympatyczną dziewczynę,
z którą udało się pogadać i spotkać. Za każdym razem myślisz: "A może to ONA?". Kiedy
tylko stosunki rozwijają się, ty coraz
bardziej starasz się przekonać, że to właśnie ONA. Nie czujesz tego duszą, to Twój umysł
sam siebie przekonuje, że jest właśnie
tak. Ponieważ strasznie jest pozostawać samemu, ponieważ wszyscy dookoła - jak się zdaje mają dziewczyny, ponieważ przyjemniej jest, jeśli ktoś jest obok, ponieważ Twoja
przyjaciółka uważa Cię za kogoś sympatycznego, a Ty boisz się ją zawieść, boisz
się, że kiedyś ona Ciebie spyta, a Ty nie będziesz mieć co odpowiedzieć. I przestajesz być
sobą. Zaczynasz być takim, jakim twoim
zdaniem ona chciałaby Cię widzieć. Koniec. Kropka. Ona tego nie dostrzegła, ale poczuła i
dlatego jej już nie pociągasz.
Zdasz ten egzamin, kiedy zrozumiesz, że nawet jeśli podobasz się jakiejś dziewczynie, nawet
jeśli sam uważasz ją za bardzo
pociągającą, to wcale nie znaczy, że trzeba się na nią rzucać, to w ogóle nic nie znaczy.
Wariant zapasowy - polega na tym, że lepiej być chwilowo samemu niż wybierać relacje, co
do których zawczasu wiesz,
że nie są tymi, których potrzebujesz.
Zdasz ten egzamin, kiedy będziesz w stanie wybrać samotność. Kiedy będziesz w stanie
szczerze machnąć na wszystko
ręką i powiedzieć: "Będzie, co ma być", i zająć się swoimi sprawami.
A potem będzie to, czego nie będzie, dopóki przez to nie przejdziesz.
SARINA:
Pozwólcie, że przedstawię swój babski punkt widzenia. Miałam przyjaciela, który był we
mnie bardzo zakochany, co mnie
bardzo męczyło. Dlaczego? On chciał mną zawładnąć, ograniczyć wolność i roztoczyć
opiekę (kontrolę). Potem to przeanalizowałam. Prawdopodobnie Twoja miłość zrobiła
podobnie. Wymyśl zasadę bez prywatyzacji ukochanej. Daj jej szansę rozwijać
się samodzielnie, mieć własnych przyjaciół, swoje sprawy, krąg zainteresowań, wydłuż
smycz, a zobaczysz, że wszystko się ułoży.
W żadnym wypadku nie wolno odgrywać bliźniąt syjamskich, bo to jest uciążliwe. Kiedy
tylko mój miły zwolnił uchwyt (to
znaczy przepraszam - objęcia), od razu wszystko się ułożyło. Cieszę się, jeśli zostałam
właściwie zrozumiana.
UMYSŁ:
Najwidoczniej większość konfliktów między ludźmi powstaje, ponieważ naruszają oni
podstawową zasadę Transerfingu.
Trzeba pozwolić sobie być sobą, a innemu być innym. Ale jak to robić praktycznie?
NADZORCA:
Kiedy coś drażni nas w partnerze, wahadło zmusza Cię, byś złościł się i miał pretensje.To
samo wahadło zmusza partnera,
by wciąż robił to, co Cię drażni. Ale dzieje się tak tylko w wypadku, kiedy oboje śpicie na
jawie. Wahadło nie ma władzy nad
70
tymi, którzy się przebudzili i którzy są świadomymi osobowościami. W nieświadomym śnie
dosłownie patrzysz pod nogi i nie
widzisz niczego dookoła jak w malignie, nie zdajesz sobie sprawy ze swych motywacji.
Należy obudzić się i spojrzeć na siebie
oraz na sytuację z boku. Nie rozumiesz, jak wprowadzić w czyn zasadę Transerfingu właśnie
dlatego, że bez reszty pochłonięty
jesteś grą. Przenosząc na partnera projekcję swoich oczekiwań, starasz się uchwycić odbicie
w zwierciadle i zmusić je do podporządkowania.
Zwróć uwagę, że kiedy od kogoś z niecierpliwością czegoś oczekujesz, to on jakby celowo
się sprzeciwia. Chcesz się
spotkać - on wychodzi z przyjaciółmi na imprezę. Czekasz na telefon - on nie dzwoni.
Liczysz na troskę i pomoc - on ma ważne
sprawy do załatwienia. Potrzebujesz uwagi - on zajęty jest tylko sobą. Pragniesz miłości - on
jest obojętny. Dzieje się tak dlatego,
że martwym uchwytem wczepiłeś się w zwierciadło, a ono naturalnie sprzeciwia się,
ponieważ potrafi tylko odbijać obraz, w
danym wypadku - Twój nacisk. jak odbicie ma wyjść Ci naprzeciw, jeśli ty, stojąc przed
zwierciadłem, sam nie wykonujesz pierwszego kroku?
W ten sposób trzeba po pierwsze świadomie zwolnić uchwyt. Kiedy tylko złapiesz się na
tym, że przenosisz na partnera
projekcję swoich oczekiwań, obudź się i wypuść się. Zmienić go nie jesteś w stanie, ale za to
przynajmniej uwolnisz się od
wpływu wahadła. W rezultacie to, co Cię drażni, będzie się przejawiać w mniejszym stopniu.
Po drugie, trzeba oderwać uwagę od zwierciadła i przekierować ją na obraz swych myśli: nie
myśleć o tym, co chcesz
ujrzeć w odbiciu, tylko o tym, jak ukształtować odpowiedni obraz. Za każdym razem, kiedy
chcesz coś uzyskać od partnera,
pomyśl, co możesz dać, czyli jak uczynić pierwszy krok, aby odbicie wyruszyło Ci na
spotkanie. Właśnie tak: nie oczekuj i nie
pragnij - i tak przy pomocy oczekiwania i pragnienia niczego nie osiągniesz,jedynie
zaszkodzisz - ptaszek odfrunie. Sam
wykonuj pierwszy krok, wówczas także odbicie wyruszy Ci na spotkanie. W jaki sposób
wykonać pierwszy krok w konkretnej
sytuacji, łatwo się domyślisz, jeśli rozważysz, jak zastosować pierwszą zasadę frailingu.
Zasada jest bardzo prosta: zrezygnuj z
zamiaru otrzymania, zastąp go zamiarem dania, a otrzymasz to, z czego zrezygnowałeś.
Innymi słowy: zawsze jako pierwszy
dawaj to, co chcesz otrzymać - przecież stoisz przed zwierciadłem, ono Ci wszystko zwróci.
Nie wybaczę!
UMYSŁ:
Po co ludzie zawierają małżeństwa? Przecież miesiąc miodowy szybko się kończy, a potem
zaczyna się beznadziejne życie
codzienne i zapanowuje nuda. Szczególnie dla kobiet z ich niedorzeczną logiką - żeby tylko
jak naj prędzej wyjść za mąż, a
potem żałować, że wszystko co ciekawe jest już za nimi.
DUSZA:
A jeśli nie wyszumiały się? Resztę życia mają spędzić w fartuchu na kuchni?
UMYSŁ:
Mają, co chciały.
DUSZA:
Otóż nie będę! Nie chcę! Ucieknę od ciebie, zacofańcu. Sam będziesz sobie smażyć swoje
kotlety!
UMYSŁ:
Duszo, nie porzucaj mnie! Kocham cię całym swoim układem pokarmowym!
DUSZA:
Co za gad, jeszcze się nabija! Poczekaj, dorwę cię!
LERA:
Książki Zelanda wpadły mi w rękę przypadkowo w kiosku z książkami w metrze, na
przejściu, które pokonywałam kilka
razy, kiedy jeździłam na konsultacje do psychologa. Przeczytałam tu pokrewne tematy, ale
nie znalazłam dla siebie odpowiedzi.
Rok temu bez podania przyczyn odszedł ode mnie mąż (konkubent). Potem dowiedziałam
się, że miał (i ma) inną kobietę. Przypadkowo ich spotkałam (przypadkowo?) - minął mnie i
udawał, że mnie nie zna. Teraz próbuję jakoś do końca wykorzenić tę
sytuację przy pomocy Transerfingu. Ale nie udaje mi się zmniejszyć ważności! Wiem, że mój
świat się o mnie troszczy, wybiera
dla mnie to, co najlepsze. Zrobiło mi się o wiele lżej, kiedy zaczęłam go nienawidzić,
szczerze życząc mu, by poczuł mój ból.
Co z tym robić? Przyznaję, że nie wybaczę mu, że bardzo chciałabym zobaczyć go
zniszczonego (jakie zbuntowane rzeczy
piszę).
WIDUSZAKA:
Zapisz się do sekcji karate albo boksu. Na worek treningowy przyklej jego portret. Włóż na
ręce rękawice i z krzykiem!
Z wyrazami! Tak, żeby worek się rozerwał! 2-3, ile będzie trzeba. A potem - skup się na
sobie. Wyjedź gdzieś, nieważne gdzie
- do kurortu, za granicę. Tam wszelkimi sposobami powinnaś pielęgnować siebie i hołubić.
LERA:
Coś podobnego robię właśnie teraz. Nauczyłam się trochę przeklinać (w myślach) i
wyzywam jego i jego kochankę:: na
71
całego. Wybaczyć? Jak? Życzyć mu szczęścia z inną? Żeby Się budzili razem? Nie chcę im
tego życzyć. Czy obojętność jest
Wybaczeniem? Wybaczać trzeba tylko wówczas, kiedy ktoś o to prosi. Nie chcę naciskać na
swoją duszę, która i tak przez
długi: czas siedziała w komórce: "Moja droga, wysil się, wybacz mu!". Wiem, że z czasem
przejdzie mi to całkiem, ale żeby wszystko ostatecznie zgasło, potrzebny jest przez jakiś czas
ogień, żeby potem nie został nawet popiół.
Dziwnie się czuję z tym, że nawet łatwiej mi się oddycha, po tym, jak zaczęłam w myślach
go niszczyć i próbować odrzucić
od siebie, jak kawałki jakiegoś błota. Nawet zewnętrznie zaczęłam lepiej wyglądać.
ARNIKA:
To dlatego, że tłumiłaś te emocje, a teraz je wyzwoliłaś.Tylko wydaje mi się, że zrobiłaś to
nieumiejętnie. Bumerang zwykł
wracać. Bij pięściami w poduszkę, rób generalne porządki, remonty. Biegaj po kilka
kilometrów, ruszaj się. Zamiast w myślach
kogoś niszczyć.
A żeby ci zawsze było dobrze! A żebyś zawsze miał szczęście! A żeby w twoim życiu zawsze
była miłość (i w mordę, i
w mordę!)!
LERA:
Zaczynam stopniowo odczuwać smak wolności, stopniowo zaczynam zakochiwać się w
sobie, chodzę po ulicach z
półuśmiechem (pomaga mi Transerfing). Przy tym jego obraz w moich myślach jest żałosny i
zniszczony, nie ma więcej nade
mną żadnej władzy, nie jest w stanie mnie już obrazić.
BRR:
Nie wiem, na ile trafna jest analogia ... ale się podzielę. Przyszedłem tutaj od razu po tym, jak
ukochana kobieta mnie
zostawiła. Nieważne, dokąd poszła ani kiedy. Ważne, że odeszła!
Odeszła i wyrwała ze mnie siebie. Odeszła, pozostawiając po sobie pustkę· Czy mam coś
takiego wybaczyć? Nigdy!!! Nie
wybaczyłem. Ponieważ była to zbyt dobra kobieta i zbyt wiele mi dała, żebym chciał jej teraz
wybaczyć ... Wypuściłem ją,
mówiąc na pożegnanie: "Niczego ci nie będę życzyć, bo sama zrezygnowałaś ze swojego
szczęścia na rzecz innego, znanego tylko
tobie. Kocham cię i idź sobie z Bogiem". I to wszystko. Nie przebaczyć, tylko wypuścić ...
Kiedy człowiek odchodzi, w partnerze
powstaje pustka (próżnia), a przyroda nie znosi pustki.Transerfing pomógł mi tę pustkę
właściwie zorganizować. Z kolei właściwie zorganizowana pustka ma zwyczaj czymś się
wypełniać ... Jeśli go nienawidzisz, to nienawidź na całego (tylko bez klątwy
i zemsty); raczej jakoś tak w stylu: "Czort z tobą, złota rybko!", Możesz skierować złość,
wściekłość i nienawiść we właściwe
koryto i wszystko będzie OK. Jestem pewien, bo sprawdziłem na własnej skórze.
UN-DlNA:
Lera, im bardziej będziesz usiłować "rozdeptać" go - tym lepiej jemu tam będzie. A to
dlatego, że ewidentnie przesadzasz
i deptać go za bardzo nie ma za co. Dlatego siły równoważące będą musiały naprawić ten
błąd. Dlatego lepiej sama odpuść, W
zgodzie. jemu i tak będzie dobrze. Tak czy inaczej. A ty swoją złośliwością własną duszę
niszczysz.
PAULINA:
Nie ma za co deptać ani wybaczać. On stanowi przeszłość. I kropka. Masz własne życie w
czasie teraźniejszym. Popracuj
nad nim.
LERA:
Jednak podepczę go jeszcze trochę, nawet jeśli on tam rozkwita w wyniku mojego
"deptania". Pamiętam, że Landysz
kiedyś pisał, że trzeba się przesycić - no i ja właśnie daję upust emocjom. jest już postęp,
nawet w tym, że nie czuję się teraz
ofiarą, nie czuję się głupią (z którą nie ma o czym rozmawiać), nieatrakcyjną itd. Aha,
przypomniałam sobie! Należy zlikwidować
cząstkę "nie", Tylko naprzód! On tak czy inaczej jest potworem! Nadejdzie czas, kiedy
będzie mi go po prostu szkoda, aleteraz
jest potworem i mówcie co chcecie! .
LANDYSZ:
Landysz pisał też co innego ... O królu Salomonie ... "Wszystko minie ... minie i to" ... I
jeszcze: "Czas leczy" ... I jak mawiał Gurdżijew: "Stojąc jedną nogą w przeszłości, myśląc o
przyszłości, srasz na swoją teraźniejszość". Naucz się żyć sama, naucz
się kochać siebie, a wszystko będzie dobrze.
AMAL:
W podobnej sytuacji znajduje się niemało ludzi. Zazdrość, obraza, szalony ból, chęć
udowodnienia, że jesteś lepsza od
nowej pasji męża - wszystko to stanowi silną energię, którą możesz ukierunkować na co
zechcesz. Jeśli chcesz - niszcz swoją
duszę, pewność siebie, zdrowie. A jeśli chcesz - buduj! Rozzłość się i uczyń ze swojego życia
cudo! W takim stanie można
harować i nie czuć zmęczenia (ból je i tak stłumi). Jeśli chcesz - wyznacz sobie cel, by stać
się taką, aby on pożałował, żeby włosy
z tyłka rwał: "Jaką kobietę straciłem!". W Twoim stanie wiele zdziałałam w półtora roku.
Pozostawiłam obiekt cierpień tak
daleko, że potem przyszłam, popatrzałam i stwierdziłam - mój Boże, i ja cierpiałam z
powodu tego nieudacznika! On też
zdziwił się, ujrzawszy dystans nas dzielący. Ale już było za późno, trzeba było się
pośpieszyć. A teraz siedzę, jest ciepło i nie
szukam silnych emocji, by znowu płonąć. Ciesz się, że dał Ci on tak silny bodziec! Tylko
"podarunek" ten musi być pożytecznie
wykorzystany!
72
DUSZA:
Wychodzi na to, że wściekłe uczucia, takie jak nienawiść i obraza, niszczą mnie?
NADZORCA:
Nie, osobowość człowieka niszczy się tylko wówczas, jeśli ten, nasłuchawszy się "mądrych"
rad, zdradza samego siebie,
swoje szczere uczucia i odruchy. Jeśli tego nie rozumiesz, to się obudź, przecież twardo
śpisz! Nie należy dać się złapać na
wszystkie te piękne hasła o miłości i wybaczeniu. Pomyśl, przecież dosłownie piorą Ci mózg,
nawołując do wybaczania sprawcom obrazy i pokochania nieprzyjaciół. Hipnotyczny efekt
polega na "słuszności" tych haseł. Mówi się, że to nieładnie nienawidzić i nie wybaczać! A
jeśli się z tym nie zgadzasz, to jesteś złym człowiekiem. A jeśli zaczniesz wszystkich kochać
i
wszystkim wybaczać, to będzie można Cię pogłaskać po główce. Dziecinne rozumowanie.
Od urodzenia wpycha nam się do głowy "właściwe" stereotypy. Oczywiście w pewnym
stopniu jest to konieczne, aby zaszczepić podstawy współżycia społecznego. Ale przecież
życie jest wielopłaszczyznowe i nie da się go zniwelować zestawem
uniwersalnych zasad. Jeśli mówi mi się, że powinienem wybaczyć, a w mojej duszy wciąż
gotuje się ze wzburzenia, to dlaczego
powinienem tego słuchać? Jeśli wmawia mi się, że należy kochać, a serce przepełnione jest
nienawiścią, to dlaczego mam iść
na czyjejś smyczy? Nie wierz tym życzliwcom powielającym "słuszne" prawdy. Możesz nie
wierzyć również mnie. Ufaj wyłącznie
głosowi swojej duszy. Umysł może się mylić, a dusza nigdy, jeśli się w nią wsłuchujesz.
Masz prawo nienawidzić i nie wybaczać.
Tylko nie pozwalaj tym silnym uczuciom władać zbyć długo. Wymiataj z warstwy swojego
świata wszystkie śmieci, które psują
Ci życie. Wiele się już nauczyłeś. Teraz Twoja kolej, by ustalać swoje zasady. Nie zdradzaj
samego siebie, nie sprzeniewierzaj
się swojemu credo. Niech Twoje serce stanie się najwyższą instancją prawdy. I nie
zapominaj, że Moc jest z Tobą.
ROZDZIAŁ piąty.
Dusza komputera.
UMYSŁ:
Czy możesz swojego Zasapsztykulca umieścić w komputerz tak, żeby powstał z niego
zwykły pulpit? Na przykład
uruchamiasz program, a Zasapsztykulec z ekranu pyta: "Czego Pan sobie życzy?".
Wprowadzasz pragnienie, a ono jak należy
się spełnia. Byłoby wygodnie i nowocześnie! A tak - stosujesz strasznie stare technologie.
Siedzi jakiś stary Zasapsztykulec w
starej rękawiczce, zasapsztykuli się i do tego gryzie.
DUSZA:
Nie mam zamiaru! Jeszcze każe mu następnym razem mocniej cię ugryźć, żebyś go nie
zaczepiał!
UMYSŁ:
A ja na twojego Zasapsztykulca napuszczę swojego Krokozaura! Mój Krokozaur powyrywa
wszystkie pióra twojemu Zasapsztykulcowi.
DUSZA:
A mój Zasapsztykulec twojemu Krokozaurowi oderwie ogon.
UMYSŁ:
A mój Krokozaur przyłapie twojego Zasapsztykulca w toalecie, szybko zawinie go w papier
toaletowy i spuści dokąd
należy!
DUSZA:
A mój Zasapsztykulec na drzwiach toalety powiesi wiadro na śmieci, które spadnie na
twojego Krokozaura!
UMYSŁ:
A mój Krokozaur twojego Zasapsztykulca wymaże pastą do zębów, kiedy ten będzie spał!
DUSZA:
A mój Zasapsztykulec przebierze się za ducha i twój tchórzliwy Krokozaur będzie musiał
zmienić pieluchę.
UMYSŁ:
A mój Krokozaur zepnie rękawiczkę klamerką i twój Zasapsztykulec nie będzie mógł
wyleźć!
DUSZA:
A mój Zasapsztykulec wyjdzie wyjściem awaryjnym i porządnie ugryzie twojego Krokozaura
w miękkie miejsce!
UMYSŁ:
A mój Krokozaur podłoży twojemu Zasapsztykulcowi cukierka z makiem! Twój głupi
Zasapsztykulec zaśnie, a mój
odważny Krokozaur zwiąże go i powiesi nad kominkiem, żeby się uwędził!
DUSZA:
Ach tak! Ja zaraz sama zniszczę twojego wstrętnego Krokozaura! Zasapsztykulcu wyłaź,
porozkoszuj się musztrą ... O,
cicho, patrz!
73
UMYSŁ:
Mój Krokozaur! Pod rękę z twoim Zasapsztykulcem. Zobacz, weszli do rękawiczki! Co oni
chcą tam robić?
DUSZA:
Zaraz ci pokażę. Wyłącz światło!
KAPITAN NEMO:
Zawsze byłem przekonany, że komp ma w sobie coś bardzo podobnego do ludzkiej duszy. I
umysł w postaci softu. Czyli
pracując z komputerem, tworzymy wraz z nim wahadło. Oczywiście nie trzeba tłumić takiego
wahadła. Jakie możliwości daje
zrozumienie tego związku?
SARINA:
Kiedy bardzo mocno rozeźlą mnie w pracy, to komp zaczyna się zawieszać i mulić.To jest
sygnał dla mnie, że zalały mnie
emocje. Jeśli nawet na kompa wpływają, to co się dzieje z moim żywym i delikatnym
ciałem? Momentalnie się uspoka jam, bo
szkoda mi siebie ukochanej! Powstaje takie sprzężenie zwrotne.
LOLlK:
Ja też zauważyłam takie osobliwości, wpływ negatywnych spraw na urządzenia techniczne,
kiedy bez trudu byłam w
stanie część urządzeń elektrycznych zepsuć, w okresie pierestrajki. Żarówki wybuchały bez
przyczyny. Zauważyłam, że kiedy
do urządzeń technicznych odnosi się pieszczotliwie, to i one będą starały się rzetelnie służyć.
Miałam następujący przypadek: jadę w samochodzie, a myśli niezbyt pozytywne, słyszę - coś
w samochodzie brzęczy.
Najważniejsze było dla mnie, by dojechać do domu, pozostałe problemy wydały mi się
śmieszne, kiedy wyobraziłam sobie, ile
będzie kosztować naprawa samochodu. Jadę i myślę sobie: "Przecież wiedziałam, że
problemy stanowią sidło, a jednak w nie
wpadłam .. .". A samochód stuka i przypomina o sobie. Przyjechałam na parking, a tam
akurat znawcy samochodów skierowali
się w moją stronę, słysząc charczenie samochodu, i zajrzawszy do niego, jednoznacznie
powiedzieli, że już najeździłam się i zaproponowali dość skomplikowaną naprawę."
W domu zrobiło mi się żal samochodu, na który tak podziałałam, mówiłam coś, by go
uspokoić, wyobrażałam sobie go
sprawnym i służącym nam wszystkim, i nagle przypomniałam sobie,że trzeba pilnie jechać.
Niemal biegiem skierowałam się
do samochodu i tak pieszczotliwie zagadałam do mojego samochodzika,i prosząc, aby
pomógł mi dojechać. Uruchamiam silnik
powoli, próbuję trochę przejechać, też powoli, i trwa to już rok. A na parkingu patrzeli na
mnie, wytrzeszczając oczy, ponieważ
ja też zaglądałam we wszystkie możliwe miejsca w samochodzie, oczywiście na niczym się
nie znając, A jednak interesowali
się, co zrobiłam, że samochód okazał się sprawny. Kiedy powiedziałam prawdę, nie
uwierzyli. Nie było czasu na naprawy wszystko działo się na ich oczach. Otóż myślcie sami o
swoich zdolnościach bez negatywnego zabarwienia. Oczywiście to nie
komputer, ale nasz znajamy opowiadał podobną historię ze swoim komputerem.
LANDYSZ:
Wszystkie przedmioty, które nas otaczają, posiadają nasze aspekty, bo to przecież nasze
odzwierciedlenie ... Tylko w
innej formie - spróbuj zdziałać coś z innym, nie twoim samochodem ... a zacznie się
aktywnie sprzeciwiać. Mówi się, że
samochód to pierwsza żona, ponieważ odnosimy się do niego z miłością. A podświadomie
dbamy sami o siebie. Po samochodzie
można sądzić o właścicielu, podobnie jak po wielu przedmiotach, z których korzystamy ...
MICHAIŁ:
Wychodzi na to, że jeśli udało się coś dobrego zdziałać na kompie, to trzeba mu
podziękować, pochwalić przed kimś, a
wówczas on sam będzie pomagać w dalszej pracy! Może namówić go na witarianizm w tym
sensie, żeby postawić przed nim
zadanie i żeby on sam wszystko zrobił, dopóki my śpimy.
UMYSŁ:
Śniący mówią o swoich urządzeniach jak o istotach żywych. Nie mogę w to uwierzyć.
Czyżby komputer mógł mieć coś
podobnego do duszy?
NADZORCA:
Pewne podobieństwo rzeczywiście się pojawia, jeśli do kompa odnosi się z duszą. W ogóle
każdy przedmiot nieożywiony
przeistacza się w byt, jeśli traktujemy go tak, jak przedmiot ożywiony. Na przykład nie na
darmo dzieci traktują swoje zabawki,
jakby były żywymi istotami. Dorośli, w szczególności materialiści z przekonania, będą
rozsądnie i zasadnie udowadniać, że to
całkowita bzdura. Ale dziecko, podobnie jak dusza, nie rozmyśla, tylko po prostu wie. I ta
jego nieuzasadniona i nieudowodniona
wiedza jest więcej warta niż wszystkie teorie naukowe razem wzięte.
UMYSŁ:
Co znaczy "przeistaczać się w byt"? Okazuje się, że przedmiot najpierw był nieożywiony, a
potem nagle ożył?
NADZORCA:
Podobnie jak ciało fizyczne może rodzić sobie podobne, tak i dusza. Kiedy myślisz o
przedmiocie jak o żywej istocie,Twój
myślokształt przeistacza się w pewien byt energetyczny posiadający "wirtualną duszę", jeśli
można tak się wyrazić.
UMYSŁ:
74
Przecież to wahadło!
NADZORCA:
Nie całkiem. Byt żyje, dopóki zasilasz go swoją energią: rozmawiasz z nim, dbasz o niego,
obdarzasz jakimiś uczuciami,
o coś prosisz itd. Świeci się on jak żarówka, dopóki otrzymuje zasilanie, ale w odróżnieniu
od wahadeł nie pasożytuje na Twojej
energii i nie manipuluje Tobą.
Tak, możesz mieć jakiś talizman - jakąś zabawkę - i całkiem poważnie myśleć, że jest ona
istotą ożywioną i Ci pomaga.
Albo wymyślić sobie anioła. Dopóki wierzysz w swojego anioła, istnieje on jako
energetyczny byt, jeśli jesteś przekonany, że
troszczy się on o Ciebie, to tak właśnie będzie. Czy myślisz, że poganie oddający cześć swym
wymyślonym bogom i fetyszom
byli głupcami?
UMYSŁ:
A czy sam Bóg jest takim samym wymysłem?
NADZORCA:
Można ująć to tak: jeśli w Niego wierzysz, to On dla Ciebie istnieje. I odwrotnie, jeśli nie
wierzysz, to dla Ciebie Go nie
ma.
DUSZA:
Wychodzi na to, że człowiek, podobnie jak Stwórca, jest w stanie stwarzać nowe dusze?
NADZORCA:
Nie dusze w sensie bezpośrednim, a pewne analogi - fantomy. Wirtualne byty. Byty te są tym,
co o nich myślisz. Są
niewidzialne i niewyczuwalne, ponieważ znajdują się w przestrzeni metafizycznej. Niemniej
istnieją obiektywnie i są zdolne jak każdy myślokształt - do oddziaływania na materialną
rzeczywistość. A zatem jeśli chcesz, to możesz śmiało personifikować
otaczające Cię przedmioty i traktować je jak żywe istoty. Obchodź się z nimi czule, dbaj z
miłością i wyobrażaj sobie, że one
odpłacą Ci tym samym. Jesteś w stanie wygenerować wielu przyjaciół, jak to robiły i nadal
robią narody pierwotne niezepsute
myśleniem naukowym. Wszystko co Cię otacza - domy, drzewa, meble, naczynia, urządzenia
AGO, samochody, komputery zaczną Ci pomagać i troszczyć się o Ciebie, ponieważ Ty tak
zdecydowałeś. Jak będziesz odnosił się do nich, tak one będą się
zachowywały. Na przykład jeśli ze swoim samochodem postępujesz jak z żywym i do tego
drogim Twemu sercu bytem, to jego
"dusza" uchroni Cię przed wypadkiem. A kiedy będziesz musiał wyrzucić jakiś przedmiot,
nie omieszkaj podziękować mu.
Możesz się nie niepokoić, kiedy tylko zapomnisz o wyrzuconym przedmiocie, jego
"wirtualna dusza" zakończy swój byt. Poza
tym, w zgodzie z zasadami Transerfingu nie proś o nic swojego talizmanu albo anioła, tylko
postępuj z nimi jak ze zwierciadłem
świata. Bądź pewien, że on troszczy się o Ciebie i wiedz, że należy powtarzać to sobie od
czasu do czasu.
DUSZA:
Kolosalnie! Teraz mam nie tylko swój świat - zwierciadło, które się o mnie troszczy. Mogę
jeszcze sprawić sobie anioła
stróża i talizman, które będą przynosiły mi szczęście, a także otoczyć się bytami
ożywionymi! Zaprawdę, człowiek stworzony
został na obraz i podobieństwo Boga.
A my - dusze, stworzone przez Boga - jesteśmy prawdziwe, czy też wirtualne?
NADZORCA:
To wspaniałe, dziecinne pytanie - jedno z tych, na które nie ma odpowiedzi. Można
powiedzieć tylko jedno: istniejemy dopóty, dopóki Bóg o nas pamięta, a On z kolei też
istnieje, dopóki my pamiętamy o Nim.
Co rzekł Sai baba?
DUSZA:
Kim jest Sai Baba?
UMYSŁ:
Uważa się, że jest to sam Bóg w ludzkiej postaci.
DUSZA:
A ty i ja kim jesteśmy twoim zdaniem?
UMYSŁ:
Nie wiem, duszą i umysłem.
DUSZA:
I to wszystko, co jest w stanie wygenerować twój silny intelekt? A ja ci powiem, że ten oto
kamień na drodze to Bóg i
ten motylek na kwiatku - to Bóg, i sam kwiatek, i ptaszek, każde zwierzę i człowiek wszystko to są manifestacje tego samego
Boga. Cząstka Boga jest w każdym z nas. Tylko nikomu nie mów, bo to największa
tajemnica, jaka kiedykolwiek istniała.
UMYSŁ:
Skąd to wiesz?
75
DUSZA:
To tobie wiadomo, co to jest i skąd się to wzięło, a ja po prostu wiem i tyle.
UMYSŁ:
Wychodzi na to, że Sai Baba jest manifestacją Boga i nie ma w tym nic dziwnego?
DUSZA:
Tak, i jednocześnie jest to straszna tajemnica! Jak on śmiał ją wydać? Wszyscy dookoła
chodzą do kościoła jak należy,
odmawiają modlitwy, oddają cześć Bogu i nawet nie myślą o tym, by dotknąć strasznej
tajemnicy. A Sai Baba w środku białego
dnia oznajmia, że sam jest Bogiem. Skąd ma tyle odwagi albo raczej bezczelności?
UMYSŁ:
Sai Baba nie jest zwykłym śmiertelnikiem. Tworzy wszelkie cuda - materializuje przedmioty
z powietrza i inne takie.
Ty twierdzisz, że każdy człowiek jest Bogiem. W takim razie dlaczego nikt inny nie umie
dokonywać cudów?
NADZORCA:
Ja odpowiem. Wszystko jest bardzo proste: każdy człowiek dysponuje potencjalną
możliwością dokonywania cudów.
Tylko może to robić wyłącznie w stanie jedności duszy i umysłu - do czego Was oboje
nawołuję bez przerwy. Wahadła
rozdzielają duszę i umysł człowieka, pozbawiając go boskiej mocy. Ale jeśli w świecie
śniących nagle pojawia się przebudzony,
którego dusza i umysł zlewają się w jedności, to wraca do niego magiczna moc Stwórcy. I
wówczas oświecony zdaje sobie
sprawę, że między nim i Bogiem nie ma żadnej zasadniczej różnicy. Jest to rzeczywiście
najskrytsza tajemnica, chociaż wcale
nie jest ona zakryta, lecz dostępna dla każdego. Tajemnicą prawdę tę czyni różnica pomiędzy
wiedzą i byciem zorientowanym.
Dysponować informacją o prawdzie to jedno, a zdawać sobie sprawę i poczuć tę prawdę to
coś całkiem innego. Dopóki śniący
nie przebudzi się i nie uświadomi - tajemnica pozostanie dla niego tajemnicą.
UNTOUCH:
On powiedział: "Różnica między nami polega na tym, że ja wiem, iż jestem Bogiem, a ty nie
wiesz"
Tymczasem Transerfing wszystko wyjaśnia!!! A jeśli jakiś... nie wierzy, to jest na to wiele
dowodów, z których pierwszym
jestem ja sam.
GOŚĆ:
Tak, tak ... masz rację. Rzeczywiście - przykład nieudacznika, jałowość życia, którego
upiększa jedynie wałęsanie się po
różnych forach i dołączanie do jemu podobnych, na wzajem podgrzewających złudzenie
własnej ważności. Jesteś przecież czystą
doskonałością. Rzeczywiście Transerfing wyjaśnia, że można z takiego nieudacznika zmienić
się w człowieka, sukcesu. Tak
więc z chęcią wierzę. Mój głos jest pierwszy.
LANDYSZ:
“Jeśli przypadkiem będziesz mieszkał w Indiach, staraj się jak najmniej rozmawiać z
rosyjskimi poszukiwaczami
duchowymi .. ." - Ra Hai.
UNTOUCH:
Jeśli ktoś nie zrozumiał wyrażenia "ja sam" - to wyjaśniam: raka krwi (białaczkę)
wyleczyłem, i to nie z pomocą
Transerfingu, tylko z pomocą nie wiary w Boga, a w siebie. Lekarze powiedzieli, że zdechnę,
a ja z jakiegoś powodu żyję już
rok, oddaję krew do analizy, a tam - jakbym nigdy nie chorował, i przez ten czas zająłem
drugie miejsce na mistrzostwach województwa w Sambo (kiedy wszyscy się dowiedzieli, że
pobił ich inwalida I grupy, to niemal spalili się ze wstydu).
Chcę powiedzieć wszystkim ludziom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji: wierzcie w siebie
albo w Boga, jeśli tak jest
Wam wygodnie, ponieważ Bóg jest w naszym sercu, a nie w kościele, jak zwykło się myśleć.
Jeśli mi nie wierzycie, to nie. Ale
we wszystkich religiach świata, w Biblii, w Koranie itd., napisane jest: "Wierzcie, i stosownie
do wiary waszej otrzymacie";
"Człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boże". Transerfing pomaga to zrozumieć:
zamiar to bezwarunkowa wiara.
Przyjechałem dopiero z Indii i wiem, co piszę.
LANDYSZ:
Szukasz współczucia czy pochwały? Biedny nieszczęśnik, ale jak się trzyma ... Zuch ... No
powiedz, co ty w tym celu robisz? Dla siebie czy dla mnie? To przecież Twój wybór,
podobnie jak wszystko inne, co się z Tobą dzieje. Po co jeździłeś do Indii
... Do Sai Baby po radę? Przecież wierzysz w siebie, po co ci Sai Baba?
GOŚĆ:
A kim jest Sai Baba?
LANDYSZ:
Sai Baba to awatar (ucieleśnienie Boga w ludzkiej postaci).
GOŚĆ:
Z trudem daje się uwierzyć, żeby nie powiedzieć, że nie daje się w ogóle. Jak on to
udowadnia?
WRONA:
Landysz, a ty sam w ogóle w to wierzysz? Narobiło się takich różnych - jak rzucisz
kamieniem, to trafisz awatara albo
76
przynajmniej proroka ...
LANDYSZ:
Ludzie wierzą, pielgrzymują do niego ... on leczy beznadziejnie chorych. Sam przecież
rozumiesz, że jest to wielkie wahadło ze wszystkimi przyległościami ... Efekt placebo daje
się zauważyć w psychologii tłumu. Bóg jest w każdym z nas (zostaliśmy stworzenia na jego
obraz i podobieństwo), w takim razie po co jeździć do Indii, skoro w naszej ukochanej
ojczyźnie nie
mamy co robić z ogromną ilością proroków. Untouch pisze, że trzeba wierzyć w siebie, ale
jeździł do Indii. Racje mają ci, którzy
mówią, że drogi Pańskie są nieodgadnione. Wierzę w siebie i własne siły, a w każdym razie
staram się. Kiedy brakuje mi sił, idę
na łono Matki Natury, ona mi pomaga i żyję, po prostu żyję!
UNTOUCH:
W porównaniu z nami Chrystus, Sai Baba i inni ("wcielenia") to po prostu "widzący", a my
jesteśmy "ślepi", jak inwalidzi
od urodzenia. Ale my uparcie nie wierzymy, że można odzyskać wzrok. I jeszcze śmiemy
nazywać ich awatarami, świętymi, albo
nienormalnymi, a tymczasem oni są po prostu "zdrowi" w porównaniu z nami
"niepełnowartościowymi". Oni nas uczą, a my
nie rozumiemy (nawet przez 2000 lat nie byliśmy w stanie zrozumieć Biblii). Każdy
człowiek ma możliwość odzyskać wzrok
i dokonywać "cudów". (Na przykład Norbekow na swoich kursach po prostu zmusza ludzi,
by uwierzyli - i oni leczą się sami,
ale to drobnostka w porównaniu z naszymi możliwościami).
Jestem szczęśliwy, że zachorowałem właśnie teraz (18 lat), jeśliby nie choroba, to przez całe
życie byłbym "ślepy".
Jeśliby wszyscy ludzie od urodzenia w dosłownym sensie byli "ślepi", to jak moglibyśmy
uwierzyć, że ktoś widzi (że
można odzyskać wzrok) - nawet nie wiedzielibyśmy, co znaczy widzieć.
Tak więc wybierajcie i niech Pan będzie z wami (Pan - to nasza dusza, która biegnie z nurtem
wariantów i dlatego mówi
się: "Drogi Pańskie są nieodgadnione"). Polegajcie więc na nurcie wariantów. Cokolwiek
byśmy nie robili - wszystko zmierza
ku lepszemu! Mój los jest tego przykładem.
PS. Gdybym wiedział dwa lata temu, co będę teraz mówić, to nazwałbym siebie wariatem.
WŁAD:
A jednak chciałem usłyszeć dokładną opowieść o wyzdrowieniu z pomocą Traserfingu, a nie
rozhuśtywania cudzych
wahadeł.
UNTOUCH:
Jeśli wiedziałbym wtedy to, co wiem teraz (Transerfing itd.) to określiłbym wszystko tak:
wyzdrowienie to zewnętrzny
zamiar: trzeba po prostu uwierzyć, wiedzieć, że jest się zdrowym - i to wszystko, materialne
urzeczywistnienie nie każe na
siebie czekać, tak postąpiłbym ja. Ale inni ludzie, którzy na razie nie mają tak silnej wiary,
mogą na początek wykorzystać technikę slajdów - należy żyć w pozytywnym slajdzie
(widzieć siebie zdrowym, ale nie potem, tylko teraz, w danej chwili).
A do Indii jeździłem w celu umocnienia wiary w siebie (chciałem ujrzeć "cuda" Sai Baby).
Dodatkowo tym, którzy nie wierzą, mówię: widzieliście przecież, czego dokonują jogini,
mnisi tybetańscy, filipińscy
healerzy - uczą się oni tego sami (a przecież są dokładnie takimi samymi ludźmi jak my), po
prostu uczą się wierzyć. My sami
nie możemy pozwolić sobie, by być zdrowymi i szczęśliwymi. W stanie hipnozy człowiek
wiele może. Dlaczego? Otóż dlatego,
że umysł dżemie i wszystko przyjmuje bez zastrzeżeń.Twoje możliwości zależą od twojej
energetyki (albo od poziomu twojego
uduchowienia), a jak ją zwiększyć - dobrze wiecie, Państwo "transerferzy".
Może brzmi to dla Was zbyt zuchwale i ostro, ponieważ umacniałem swą wiarę przez rok, a
zaczynałem od książki Paula
Bragga "Siła nerwów", ponieważ wcześniej byłem ateistą z przekonania, potem był system
Norbekowa, różne religie, i dopiero
potem Transerfing. Ileż ja widziałem w ciągu tego roku (i to nie tylko uzdrawianie). Nie dało
się nie uwierzyć!!! Pewnego razu
na jednym z kursów chemioterapii leżałem na jednej sali z bardzo "dziwnym" człowiekiem
(teraz prawdopodobnie jestem tak
samo dziwny), który czytał Bławacką i mówił o jakiejś wierze, marzeniach, celach
życiowych, o Bogu. Ze swoim byłym przyjacielem (niech mu ziemia lekką będzie)
żartowałem sobie nawet z niego. Mężczyzna ten przechodził dopiero pierwszy kurs
chemioterapii i pewnego razu powiedział mi, że nie będzie się już więcej leczył w szpitalu,
tylko spróbuje sam, na co przypomniałem mu słowa lekarza: "Ta choroba jest nieuleczalna i
wymaga obowiązkowej, okresowej hospitalizacji (szpiczak mnogi)".
Patrzyłem na niego, jak na idiotę, a w konsekwencji sam się takim stałem. Wówczas leczenie
przebiegało u mnie normalnie.
Skończył się kolejny kurs (leczyłem się już półtora roku, z czego w domu przebywałem dwa
miesiące). Miał to być mój pierwszy
dwunastotygodniowy okres przerwy pomiędzy chemioterapiami. Ucieszyłem się, ale
nadaremnie. Po trzech tygodniach przyjechałem do szpitala na analizy i po tabletki, oddałem
krew na ogólną analizę "z palca" - a tam znaleźli zmutowane komórki
krwi. Zalecono punkcję lędźwiową na następny dzień. Przyjechałem do domu i nie
wiedziałem, jak powiedzieć matce, ale
okazało się, że zadzwoniono już do niej ze szpitala i powiedziano, że mam nawrót i że trzeba
zaczynać całe leczenie od początku
(a to przecież trzyletni cykl, ponieważ moja siostra nie nadawała się na dawcę szpiku
kostnego, a ja i tak bym się na nią nie
zgodził). Pomyślałem, że drugiego razu organizm ani nerwy nie wytrzymają, a nawet jeśli
wytrzymają, to na pewno będę
inwalidą na całe życie. Po co w takim razie żyć, żeby się męczyć - lepiej zdechnę. Jeśli
leczyłbym się nie w Rosji, to jeszcze bym
pomyślał: leczyć się w szpitalu czy nie, a tutaj nawet nie było o czym myśleć. Powiedziałem
wszystkim, że nie wrócę na hema77
tologię (jeśli istnieje na Ziemi piekło, to znajduje się właśnie tam). Może w instytutach
hematologii jest inaczej, ale na prowincji
lekarze mają pacjenta gdzieś. Jeśli chory sam się wygrzebie, to dzięki Bogu, a jeśli nie - to
nie miał szczęścia (jeśli umrze się nie
od choroby, to postara się o to personel medyczny). Oczywiście nie mam nic przeciwko
pracownikom medycznym - nikt za taką
pensję nie będzie pracował nawet źle.
Nadzieja umiera ostatnia! Jakże wówczas zachciało mi się żyć. Pomyślałem: "Po co się
urodziłem, uczyłem, skoro w
wieku 18 lat muszę zdychać. O nie! Znajdę alternatywne leczenie". Wszyscy oprócz mamy
(tylko ona mnie rozumiała), zaczęli
mnie przekonywać, bym wrócił. Najgorliwsza była babcia (jest internistą). Mówiła mi:
"Czyżbyś był mądrzejszy od lekarzy?
Wracaj do szpitala". Dzwoni ordynator oddziału i mówi, że jeszcze nikt "w ten sposób" się
nie wyleczył i że 15 lat temu nawet
tradycyjna medycyna nie leczyła białaczki, czyli krótko mówiąc, że umrę.
Nawet nie wiedziałem, jak się leczyć (powiedziano mi, że zioła na białaczkę nie pomagają, a
jeśli pomagają trucizny, to
tymczasowo). Wziąłem od babci książki o nietradycyjnej medycynie, gazety "Zdrowy styl
życia" itd. i zacząłem szukać czegokolwiek. Temperatura wciąż mi się podnosiła, po kilku
dniach natknąłem się na starą książkę, w której moją uwagę zwróciła
głodówka według metody Paula Bragga. Wcześniej gdzieś słyszałem, że w czasie głodówki
przywrócone zostają wszystkie zakłócone funkcje organizmu i że przecież zwierzęta przy
każdej chorobie robią sobie głodówkę.
Od razu przypomniałem sobie słowa Hipokratesa: "Człowiek ma w sobie lekarza.Trzeba
tylko pomóc mu w pracy. Jeśli
ciało nie jest oczyszczone, to im więcej będziesz je karmić, tym bardziej będziesz mu
szkodzić". Kiedy chorego karmi się zbyt
obficie, to karmi się również jego chorobę. Tradycyjna medycyna mówi, że komórki rakowe
spożywają niemal dziesięć razy
więcej glukozy niż zwykłe i zrozumiałem, że trzeba spróbować. Jeśli źle się poczuję w
wyniku głodu, to komórkom rakowym
będzie dziesięć razy gorzej. W konsekwencji okazało się, że w czasie głodówki przywrócona
zostaje naturalna równowaga
komórek (w tym komórek szpiku kostnego). Dlaczego - dokładnie nie wiem, ale to fakt.
Ostatnim bodźcem stała się dla mnie historia pewnego ciężko chorego Szweda (rak żołądka z
przerzutami IV stopnia),
który usłyszawszy diagnozę, zdecydował ostatnie dni życia spędzić na jachcie na morzu. W
czasie silnego sztormu zepsuł się
cały prowiant oprócz główki czosnku i sucharów. Znajdował się on w tym czasie na
otwartym oceanie. Cały pozostały prowiant
rozłożył niemal na miesiąc, cały ten czas pił deszczówkę. Po przybyciu do portu czuł się
wyśmienicie, tylko głód dawał o sobie
znać. Badania nie potwierdziły obecności raka, a przecież lekarze już go pochowali.
Wówczas mnie olśniło - przecież on
głodował. Jednak lekarze pomyśleli, że uratowała go główka czosnku! Chociaż czosnek
dysponuje wspaniałymi właściwociami
antyrakowymi, to nie likwiduje raka IV stopnia.
Tak oto zdecydowałem się na głodówkę. Zaplanowałem 10 dni, ale kiedy doszedłem do 9
zdecydowałem się na kolejnych
10 Ponieważ nie miałem destylatora, przywożono mi wodę destylowaną z aptek. Bragg
uważał, że woda destylowana dysponuje
lepszymi właściwościami odmładzającymi, jednak potem z tybetańskich traktatów o
medycynie dowiedziałem się, że świetnymi
właściwościami charakteryzuje się tylko woda topiona, szybko spływająca z gór (nie mylić z
deszczówką). Po czwartym dniu
głodówki temperatura spadła. Kontynuowałem swoje poszukiwania metod leczenia - przecież
nie będę wiecznie głodować
(dość dobrze wprawiłem się w poszukiwaniach). Znalazłem bardzo wiele wariantów, które
potem sprawdziłem na sobie, tylko
teraz nie rozumiem, jak ludzie szukają, że niczego nie znajdują (kto szuka, ten zawsze
znajdzie).
W pewnym momencie zauważyłem coś ciekawego: każda,.\ teoria medyczna (nietradycyjna)
najważniejsze znaczenie
nadaje jakiejś wierze, ale zaciekawił mnie jednak Paul Bragg swoją książką "Siła nerwów",
Przypomniałem sobie, że od najbardziej doświadczonych lekarzy słyszałem kiedyś, że z
białaczki wychodzą tylko ci, którzy nienagannie wierzą w swoje wyleczenie, ale takich
niestety jest bardzo mało. Wszyscy patrzą na statystykę skuteczności leczenia i od razu
przypisują siebie do
trupów. Jeszcze bardziej przykre jest, kiedy sam lekarz mówi człowiekowi, że jego choroba
jest nieuleczalna - nie jest przecież
Bogiem, mógłby mówić, że po prostu nie umie leczyć, a nie - "nieuleczalna"! Pozbawia w ten
sposób człowieka nadziei!
Właśnie Bragg naprowadził mnie na myśl, że umysł albo mózg (jak komu wygodniej)
kontroluje każdą komórkę organizmu (również komórki rakowe). Wiecie, co wyprawiają ze
swoimi ciałami jogini! Człowiek w stanie hipnozy również
może bardzo wiele!
Kiedy zakończyłem głodówkę, niemal latałem (jeśli tak można powiedzieć) po mieszkaniu.
Po tygodniu oddałem krew
do analizy u siebie w poliklinice. Kiedy analizy były gotowe, pokazałem je babci, a ona:
"Coś pomylili w poliklinice z twoimi
analizami". Poszedłem jeszcze raz i oddałem krew, a ona i tak nie wierzy (OB-S, a było 63).
próbowałem jej wyjaśnić to, o
czym teraz piszę, ale nie pomaga. W rezultacie robiłem, robię po dziś dzień raz w tygodniu
dobową głodówkę, co 3 miesiące
tygodniową i do tego przeszedłem na niemal wegetariańską dietę. Przypomniałem sobie, że
podczas chemioterapii kłuło mnie
serce, pomyślałem więc, że zrobię sobie EKG. Kiedy otrzymałem wyniki, to niczego nie
zrozumiałem, przyniosłem do domu
i pokazałem babci - a ona mnie "pocieszyła". Niemal upadłem z wielkiej radości.
Otrząsnąłem się i myślę: "Skoro nauczyłem
się takie rzeczy leczyć, to bez trudu wyleczę i serce". Po dwóch tygodniach ponownie
zrobiłem EKG (wiedziałem, że wszystko
jest w porządku, po prostu mamę trzeba było uspokoić), lekarz który opisywał mój wykres,
wytrzeszczył oczy i powiedział, że
wszystko jest w porządku, poprosił powtórzyć badanie - wynik ten sam (mówi, że aparat
nigdy się nie psuje).
Mama, żeby się całkiem uspokoić, zmusiła mnie jeszcze do wykonania USG serca, babcia
patrzyła na mnie jak na nienor-
78
malnego.
Przypadkowo natknąłem się na telefon tego faceta, który leżał ze mną w szpitalu i
postanowiłem przeprosić go za to, że
się wyśmiewałem i dowiedzieć się, jak się czuje. Zadzwoniłem - słuchawkę podniósł ktoś z
jego krewnych i powiedział, że on
pojechał skakać ze spadochronem. Zostawiłem swój numer telefonu i poprosiłem, by do mnie
zadzwonił, kiedy wróci. Potem
razem z nim jeździliśmy skakać (wczoraj wykonałem swój trzynasty skok). Zadzwonił do
mnie i poradził, bym przeczytał
książkę Norbekowa "Doświadczenie idioty".
Poszedłem do księgarni, wziąłem książkę - a tam na temat wzroku: w zasadzie wzrok mam
normalny, a kiedy otworzyłem
książkę, od razu zrozumiałem, że tego było mi trzeba. Postanowiłem pójść na kursy
Norbekowa i wówczas umocniła się moja
wiara w sposób zasadniczy. Potem pojechałem jeszcze do Indii do Aszramu Sai Baby.
(Wówczas zrozumiałem słowa Biblii:
"Stosownie do wiary waszej wam się stanie"; "Człowiek stworzony jest na obraz i
podobieństwo Boga".).
Pół roku nie robiłem już żadnych badań, po co tracić czas i tak wiem, co będzie. W ciągu pół
roku zregenerowałem się
i zająłem drugie miejsce w województwie na zawodach Sambo, a teraz jestem w jeszcze
lepszej formie niż przed chorobą·
Uwierzcie mi - to tylko mizerna część możliwości, które w nas tkwią. Trzeba tylko otworzyć
oczy. Doskonalcie się! Życie dane
jest po to, by się uczyć, Z całej duszy dziękuję Autorowi, że nie bał się niezrozumienia i
wydał książkę. Żałosne jest to, że raczej
nikt w pełni nie zrozumie Transerfingu i nie zastosuje go dla swojego dobra i dobra
otoczenia.
UMYSŁ:
Czy oświeceni to ci, którzy ostatecznie przebudzili się w swoim śnie na jawie?
NADZORCA:
To prawda. Do tego właśnie dążymy. Widzisz, co może się stać w nieświadomym śnie:
powiedzą Ci, że jesteś nieuleczalnie
chory, a ty uwierzysz i zasnąwszy, jeszcze głębiej zmienisz resztkę życia w drogę przez mękę
- przez szpitale. Wskazówka uwagi
skierowana jest na leczenie, stąd taka właśnie rzeczywistość - choroby i ciągłe zabiegi. A jeśli
wskazówkę przekierować w drugą
stronę - z dala od leczenia ku zdrowemu stylowi życia, rzeczywistość natychmiast się zmieni
odpowiednio do uwagi.
Rozumiesz? Zwierciadło! Po prostu stoisz przed zwierciadłem. Sai Baba głosi to samo co
Transerfing: obudź się i stań
się sprawcą swojej rzeczywistości. Trzeba nie tylko zrozumieć, ale uświadomić sobie,
poczuć, że jesteś zdolny do kierowania
rzeczywistością. Jest z Tobą moc.
Unieważniono karmę.
DUSZA:
Hura! Z tego powodu trzeba urządzić wielki bałagan!
UMYSŁ:
Dlaczego tak nagle?
DUSZA:
Przecież można teraz szkodzić ile się chce - Karma została unieważniona - manna niebiańska
na nas nie spadnie.
UMYSŁ:
Dobrze, zadzwońmy do drzwi Nadzorcy i ucieknijmy.
DUSZA:
Też mi szaleństwo. Jak szaleć to szaleć. Chodźmy, kupimy lody, naplujemy na góry,
zwyzywamy las, nakrzyczymy na
niego i osikamy ziemię. Narozrabiamy, aż będzie miło!
UMYSŁ:
A jeśli świat w odpowiedzi też zacznie szaleć? Przecież to zwierciadło. Może nas przestraszy,
góry na nas naplują, las
zwyzywa, niebo nakrzyczy, a ziemia ...
DUSZA:
Nie, już lepiej pójdźmy szukać Nadzorcy.
TATlANAM:
Przeczytawszy książki o Transerfingu, z przyjemnym zdziwieniem odkryłam pewne zmiany
pojęć, do których używania w życiu się przyzwyczaiłam, zanim uzyskałam wiedzę· Na
przykład:
1. Odpowiedzialność zastąpiona świadomością. Odpowiedzialność przewiduje poczucie
winy, świadomość - brak poczucia
winy.
2. Obowiązek, obowiązkowość, poczucie powinności zastępuje ważność. A ważność to
pułapka wahadeł,
3. Pewność - koordynacja (spokojna siła wewnętrzna), pewność - walka o znaczenie, a walka
nam nie jest potrzebna.
4. Pragnienie nie spełnia się i zastąpione zostaje zamiarem.
5. Marzenie zastąpione zostaje celem.
6. Wiarę zastępuje wiedza.
79
7. Strach przechodzi w radość poczucia własnej siły, życie - to nie trudna rzecz i nie brzemię,
tylko miłość do siebie,
samoakceptacja, wykluczenie męczącego gryzienia sumienia, poczucia winy, postępki z
rozkazu umysłu i duszy.
8. Brak wyjścia i rezygnacja - przestrzeń wariantów.
Myślę, że listę można wydłużyć, Jeszcze nie do końca rozumiem kwestię sumienia. Sumienie
w "starym" życiu ("jaka
jestem zła, tak źle postąpiłam, niegodziwa") - to ocena i analiza własnego postępowania w
stosunkach z otoczeniem? Czy może
jest to kontroler własnych czynów? Jakim pojęciem zastąpić sumienie w "nowym" życiu?
BAGIRA:
Bardziej podoba mi się, że unieważniono Karmę, karę, piekło i odpłatę za wszystko w życiu!
STRYAPSIK:
Ja nawet nie mogłem sformułować, czym jest sumienie. Może go nigdy nie miałem, a więc
niczego nie muszę zastępować.
TATIANAM:
Wydaje mi się, że sumienie to jednak ocena postępowania w stosunkach z ludźmi i słuchanie
umysłu, a nie duszy. A może
jest to zestaw wartości moralnych i duchowych, stereotypów, z których składa się
osobowość, i kiedy idziesz na przekór nim,
pojawia się wrażenie, że popełniasz błąd i pojawiają się wyrzuty sumienia. Może to
pochodna poczucia winy i przyczyna grzebania się w sobie? W takim wypadku sumienie jest
mi niepotrzebne "w nowym" życiu. Na przykład: powiesiłam na balkonie
bieliznę, żeby wyschła. Sąsiedzi z góry wyrzucili niedopałek (bez złego zamiaru) i przepalili
bieliznę. Dla mnie są oni bez sumienia, ponieważ nie nauczyli się gasić papierosa w
popielnicy. Sąsiedzi są wobec mnie winni. Poza tym wydaje mi się, że należy
po prostu z szacunkiem odnosić się do ludzi, tak jak chcielibyśmy, żeby oni odnosili się do
nas, a wówczas prawdopodobnie zapomnimy o tym, czym jest sumienie.
TOMKA:
A ja z kolei pozbywszy się poczucia winy, całkiem się "rozpasałam". Wcześniej na przykład
odnoszono się do mnie chamsko, a ja milczałam, chociaż w środku było mi źle.
Pokazywałam, że jestem mądrzejsza, a chamy właziły mi na głowę. A teraz
się rozpuściłam i na chamstwo pod swoim adresem i adresem moich bliskich odpowiadam
chamstwem. Najważniejsze, że
chamy słupieją ze zdziwienia, podwijają ogony i odpełzają, cicho mrucząc przekleństwa pod
nosem (głośno kląć już się boją),
a ja mam z tego (z ich ucieczki) wielką radość. Po prostu nieporównywalne z niczym
doznania. Rozumiem, że być może nie
mam się czym chwalić, ale teraz uczę się dawać odpór tym, którzy usiłują mnie obrazić i
cieszy mnie to. Powoli uczę też
rodziców pozbywać się poczucia winy - ojciec niezbyt mi ulega, a mama po trochu zaczyna
rozumieć.
TATIANAM:
Bywają oczywiście przypadki, że ludzie rozumieją tylko wtedy, jeśli się rozmawia w ich
języku. Ty zderzyłaś się z wahadłem, a wahadło należy tłumić na dwa sposoby: nieadekwatną
reakcją albo zgadzając się z nim i puszczając je w pustkę. A
może twoja odpowiedź na chamstwo chamstwem stanowiła właśnie nieadekwatną reakcję dla
nich, przecież oni przyzwyczaili
się, że słuchasz ich chamstwa w milczeniu.
Jeśli odnoszę się do człowieka ze zrozumieniem, niezależnie od tego, czy jest to dyrektor czy
staruszka, bez negatywnego
zabarwienia, z uśmiechem i w dobrym stanie ducha, to wątpię, czy komuś zachce się rugać
mnie albo napadać na mnie. Oczywiście są osobniki, które i tak podskakują, tocząc pianę z
pyska, próbując uzyskać kawałek mojej energii, ale moja nieadekwatna
reakcja (pozytywny stosunek do nich) zbija ich z tropu.
STRYAPSIK:
Wychodzi na to, że sumienie to jakieś tam nadmierne potencjały albo poczucie winy,
manipulacja nami. Zapomnisz
słowo "sumienie" i niedopałki całkiem przypadkiem przelecą obok twojego balkonu albo w
ogóle nie spadną. A w ramach
gimnastyki można zgodnie z receptą Tomki udać się do sąsiada i sprać go po mordzie. A
potem wypić z nim i pogodzić się.
TOMKA:
Czuję się teraz jak jakiś zbir, który z byle powodu wali ludzi w mordę.
STRYAPSIK:
Arabowie w Paryżu będą Cię bokiem obchodzić. Tak w ogóle to racja. Jeśli ktoś cię zaczepia,
to lepiej się odgryźć i
rozładować napięcie. Jeśli nie zacznie się rozhuśtywać tego wahadła ze swojej strony, to
może nikt nawet się nie obrazi. Przegonić
z miłością. Albo wyznaczyć wahadłu w odpowiedzi taką amplitudę, że rozwali się ze strachu
albo z zaskoczenia, nie wiem.
Powstaje pewna nieadekwatność.
WOWKA Przeraszam, ale Karmy nikt nie unieważnił.
Na pytanie czy to prawda, że jest Bogiem, Sai Baba odpowiedział: "Ty też jesteś Bogiem.
Jedyna różnica między nami polega na tym, ze ja to wiem, a ty nie").
PUCHATKA:
Dlaczego? Kto chciał, ten już dawno unieważnił Karmę. Spójrz na swój podpis. Wybacz, ale
kim jesteś, miły człowieku?
A ty kim jesteś, Bogiem? Bogiem sam dla siebie? No, no ...
BAGIRA:
80
W rzeczywistości, Wowka, nikt nie unieważniał kosmicznych praw, ale zasady gry my sami
zmieniamy w trakcie samej
gry! Tak więc o nas się nie bój, nie zadręczaj się, graj! Głowa do góry!
BRR:
Jeśli masz ochotę się nakarmić, to proszę, karm ... Moja dusza wykonana jest w jednym
egzemplarzu, Bóg ją jesienią 1975
roku z taśmy spuścił, nowiutką, czyściutką ... Na cholerę mi karma?!
PUCHATKA:
Ja też jestem Bogiem. I wiem o tym. A ty nie?
UMYSŁ:
Czy rzeczywiście nie istnieje Karma?
NADZORCA:
Zależy dla kogo. Każdy otrzymuje to, co wybiera. Jeśli człowiek wierzy w nieuchronność
losu, to tak właśnie będzie dla niego. Ale wystarczy, że człowiek weźmie ster swego losu w
swoje ręce, a okoliczności natychmiast stracą cechy fatalnej
nieuchronności. Stateczek można skierować w dowolną stronę, daleko od tego losu, który jest
rzekomo przeznaczony. Wszystko
jest bardzo proste: życie jest jak rzeka. Jeśli sam wiosłujesz to masz możliwość wybrać
kierunek, a jeśli po prostu oddajesz się
nurtowi, zmuszony jesteś płynąć w łożysku potoku, w którym się znalazłeś. Na przykład:
chcesz Karmę - będziesz miał Karmę.
Myśląc o tym, że Twoja dola zależy od jakichś nieubłaganych okoliczności albo pomyłek z
poprzednich wcieleń, urzeczywistniasz odpowiedni wariant. Twoja wola, przecież stoisz
przed zwierciadłem'. A jeśli pragniesz być Sprawcą swego losu, również
to jest w Twojej mocy. Dualne zwierciadło zgodzi się ze wszystkim. Jak mawiają
symoroniści [Symoron - technika kierowania
rzeczywistością podobna do Transerfingu, w której podstawowy nacisk kładzie się na
obniżenie ważności, a najważniejszym
narzędziem jest humor - przyp. tłum.): "Trzymaj Karmę szerzej".
UMYSŁ:
Albo: "Bliższa Karma ciału".
DUSZA:
A moja Karma jest najkarmiczniejsza ze wszystkich Karm.
Jak zakarmni, to aż miło popatrzeć. Jest karrniczna jak zły pies, szczególnie jeśli jest
nienakarmiona. Pójdę nakarmić ją
karmelkami, żeby stała się bardziej karmiczna.
Czy tracę rozsądek?
DUSZA:
Ciekawe co będzie, jak stracisz siebie?
UMYSŁ:
Wtedy wezmę wielki nóż kuchenny i się zarżnę!
DUSZA:
Oddam cię do psychiatryka.
UMYSŁ:
A ja zaprzedam ciebie diabłu.
DUSZA:
W zamian za co?
UMYSŁ:
W zamian za spełnienie wszystkich moich życzeń.
DUSZA:
W takim razie wszystkie twoje obawy i najgorsze oczekiwania też będą się spełniać. Twoje
życie zamieni się w piekło,
w którym piękna dziewica będzie podawać ci kawę i kocioł. Hi hi!
UMYSŁ:
Ty mi nie przyniesiesz kawy do łóżka. Co z ciebie za pożytek?
DUSZA:
Czy nie łatwiej byłoby zrobić tak, żeby nasze pragnienia się pokrywały? Wtedy, jak mówi
Nadzorca, wszystkie one się
spełnią.
UMYSŁ:
Dobra, czego teraz pragniesz?
DUSZA:
Otóż wuzetki, lodów waniliowych, bitej śmietany z truskawką, czekolady szwajcarskiej,
ciastka weneckiego, włoskich
cukierków i dużo, dużo szampana.
81
UMYSŁ:
A ja chcę kiełbasy krakowskiej pół kilo, ukraińskiej słoniny kawałek, śledzika, ogórka
kiszonego, polędwicy wieprzowej,
kotletów z cielęciny, pierogów z mięsem, krwawego befsztyku, butelki portwine i dużo, dużo
wódki!
DUSZA:
Sodoma i Gomora! Chociaż co się będę kłócić? Chodźmy kupić jedno i drugie.
ANATOLIJ:
1. Po "aktywacji" swojego Nadzorcy jakby rzeczywiście z boku obserwuję zdarzenia, mimo
że sam w nich uczestniczę.
I w tym czasie, kiedy pozostali obciążają się skomplikowanymi i ciężkimi kwestiami albo
myślami, na mojej twarzy pojawia się
uśmiech z całej duszy, który w pełnym sensie tego słowa płynnie przechodzi w śmiech.
Otaczający mnie ludzie wpadając w zdumienie, pytają mnie: "Czego rżysz?". Nie jestem w
stanie im tego wyjaśnić. Skąd mogliby wiedzieć, czym jest Transerfing, a tym
bardziej wewnętrzna i zewnętrzna ważność, zresztą i tak ich to nie obchodzi. Wyobraźcie
sobie, jaka histeria mnie ogarnia, kiedy
mówią mi: "Lepiej, byś się zajął czymś poważnym". Gdybyście teraz widzieli swoje twarze
w lustrze, jest na nich wypisane:
"Jestem dyrektorem Związku Radzieckiego". Po czymś takim oczywiście pojawia się
uśmiech również na ich twarzach, ale
przecież problemy życiowe nie znikają. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że byłem taki
sam. Cóż, to ich wybór, a ja go
szanuję.
2. Siedzę wieczorem w domu, czytam kolejną książkę Zelanda (fragment o hałaśliwych
sąsiadach) i jest już mocno po
23. I myślę sobie "mimochodem": "Moi sąsiedzi też umieją rozkręcić imprezę, bardzo głośno
słuchają wieczorem muzyki i zawsze w nieodpowiednim czasie, swołocze". Doczytuję
rozdział do końca i kładę się spać, kiedy najwyżej po 10 minutach oni
(sąsiedzi) włączają muzykę, zaczyna się chodzenie, tańce, krótko mówiąc - zabiłbym. l w
tym momencie zaczyna mnie dusić
po prostu histeryczny śmiech: "Wystarczy tylko was (sąsiadów) wpuścić do swoich myśli, a
wy już gotowi jesteście o sobie
przypomnieć". Potem wsłuchałem się, a muzyka była świetna, zacząłem krzyczeć, żeby
zgłośnili dźwięk. W myślach pojawiło
się: "Zabawmy się"· Najciekawsze jest to, że święto na ten wieczór nie było zaplanowane, jak
się potem okazało. Może to po
prostu zbieg okoliczności, ale ja zrzuciłem to na karb zewnętrznego zamiaru, który
zademonstrował mi swoją siłę.
Rus:
Nie trudź się z wyjaśnieniami, to działa, i to świetnie. Zazwyczaj właśnie na etapie
"wyjaśnień" zaczyna się nie wiadomo
co ... Spróbuj uchwycić swoje osobiste odczucie, kiedy wszystko się udaje - i kieruj się tylko
odczuciem.
LEL:
Trzeba się nauczyć spokojnie odnosić do takich cudów, przyjmować je jak coś normalnego i
nie zapominać o swoim
Nadzorcy. Ja jemu raz na jakiś czas dziękuję za pomoc.
TOMKA:
Opowiem historię. To było tak. .. Suche fakty ... Siedzą dwaj transerferzy w kawiarni i
rozmawiają o książkach i o zastosowaniach Transerfingu. Złożyli zamówienie. Zamówienie
im przyniesiono, oni wszystko zjedli i proszą o rachunek. Płacą,
kelnerka przynosi resztę. Po 10 minutach ona znowu przynosi resztę i niemal na siłę wpycha
im pieniądze, nie słuchając wyjaśnień, że resztę już otrzymali. Z trudem dochodząc do siebie,
transerferzy zastanawiają się, co to miało oznaczać. Przemyka
im myśl - że jeśli tutaj przybyło, to znaczy, że gdzieś nie daj Bóg ubędzie ... I po dwóch
minutach od tej myśli pojawia się ta
sama kelnerka i niemal ze łzami w oczach prosi, by zwrócili pieniądze, ponieważ ona źle
policzyła i dwa razy przyniosła im
resztę· Pieniądze musieli zwrócić. Do tej pory jednak nie możemy zrozumieć, co to miało
być.
NADZORCA:
Kiedy będziesz uprawiać Transerfing, wiele rzeczy wyda Ci się niezwykle dziwne. Twój
umysł przyzwyczaił się mieć do
czynienia tylko z jednym aspektem rzeczywistości - fizycznym.Teraz zaczynasz odkrywać
matafizyczną stronę dualnego zwierciadła. Czeka Cię wielkie mnóstwo zadziwiających
odkryć. Spoglądaj na świat szeroko otwartymi oczyma i nie przestawaj się
dziwić. Tylko nie zatrać swojej wiary w Moc, która zawsze jest z Tobą. Śmiało sięgaj po
prawo bycia sprawcą swojej rzeczywistości.
ROZDZIAŁ szósty.
Pomoc najbliższym.
DUSZA:
Co ty tam czytasz?
UMYSŁ.:
Dziennik męża erotomana. Straszna rzecz, chcesz posłuchać?
Zegar wybił północ. W domu panuje półmrok. Ciężkie firanki złowieszczo falują pod
wpływem powiewu gorącego, letniego wiatru. Ciszę zakłóca tylko mój nerwowy oddech.
Stąpam ostrożnie na palcach, ale parkiet zdradziecko skrzypi, ja zamieram, ze strachem
wsłuchując się w ciszę. Plecy od napięcia pokryły się kroplami potu, a serce bije jak szalone.
Muszę wziąć
82
się w garść i uspokoić, cel jest już bliski. Ostrożnie skradam się do twojej szafy. Rozumiem,
że postępuję haniebnie, ale niczego
nie jestem w stanie ze sobą zrobić. Drzwi szafy otwierają się z potwornym skrzypieniem,
znowu zamieram i wsłuchuję się. Nie,
w domu jest cicho, ty śpisz. Całe nasze życie przebiegałoby spokojnie i równomiernie, jeśliby
nie jedna moja patologiczna
słabość - kradnę twoje kosmetyki. Ty strasznie się wściekasz, ale w żaden sposób nie możesz
złapać mnie na miejscu zbrodni.
Dzisiaj nie na żarty zdenerwowałaś się i położyłaś się spać na kanapie w salonie. Ukradłem
twoją ostatnią szminkę. A teraz
skradam się do twojej bielizny. Sięgam do szafy. Oto ona, chwila szczęścia! Odszukałem
ogromny luksusowy skarb. Ile tu majteczek, pończoszek, biustonoszy i koszulek! Z moich
drżących ust niemal wyrywa się tryumfalny okrzyk. Wygrzebuję wszystko
z szafy, upycham do worka i unoszę ze sobą do gabinetu - tylko tam jestem bezpieczny.
Zamykam drzwi na klucz i wysypuję
skarb na podłogę. Boże, to wszystko moje! Nie oddam! Za nic nie oddam! W radosnym
podnieceniu zaczynam podskakiwać
i podrzucać bieliznę aż pod sufit. Naskakawszy się do woli, upycham skarb do różnych
szuflad i na półki. Opadam na fotel, aby
uspokoić oddech. Nie, nie mogę! Znowu wszystko wyjmuję. wygrzebuję na podłogę i
zaczynam przymierzać. Hura! Wszystko
na mnie pasuje! Mamy niemal jednakowe wymiary. W końcu wybieram pończochy w siatkę,
jakieś szmatki, które najwidoczniej
powinny być majteczkami, przezroczysty stanik i czerwone rękawiczki do łokcia. Wkładam
to wszystko i ostrożnie na czworakach skradam się do ciebie, do salonu. Ty śpisz z
pluszowym miśkiem. Co za łajdak! Dawno marzę o tym, żeby wrzucić
go do zsypu. Ale boję się ciebie - ty niewątpliwie mnie zabijesz. Ostrożnie wyjmuję
niedźwiedzia z twych rąk. On głośno
warczy. Padalec! Ale ty się nie budzisz. Długo patrzę na ciebie, próbując poradzić sobie z
majtkami. Nie, to jednak nie mój
rozmiar. Twoje włosy leżą rozrzucone na poduszce. Spod kołdry sterczy gołe kolano. No nie,
nie mogę! Gryzę. Ty zeskakujesz
z kanapy i strasznie krzyczysz. Ja też strasznie krzyczę. Ujrzawszy, jak wyglądam, nie
przestając krzyczeć, zaczynasz bić mnie
miśkiem gdzie popadnie. Opadamy na kanapę i szamoczemy się tam, dopóki opadłszy z sił
nie zasypiamy.
DUSZA:
Co jest dalej?
UMYSŁ.:
Potem doczytamy. Pora oglądać sen.
BIEGNĄCA PO FALACH SZCZĘŚCIA:
Wciąż męczy mnie pewne pytanie. Jak pomóc synowi, mamie, mężowi? Nie mogę wejść w
ich skórę i stwarzać slajdy za
nich. A bardzo chcę im pomóc ... Może są jakieś pomysły w tej kwestii?
LANDYSZ:
Czy oni Cię o to proszą? Jeśli nie, to nie należy w nich nic zmieniać.
JOSE CANSECAS:
Ja też od czasu do czasu mam ochotę pomóc ... Potem spoglądam na sprawę nieco z boku,
komu moje rady w ogóle są
potrzebne? Każdy sam winny jest tego, co ma. Zdarza się, że tak bardzo chce mi się komuś
pomóc, że aż świerzbi! Muszę
wtedy robić aluzje, na przykład odpowiednią książkę położyć od niechcenia albo mądre
słowo rzucić ... A jaki jest sens!? Krótko
mówiąc, to niewdzięczna sprawa pomagać, jeśli nie proszą.
ARNIKA:
Nawet jeśli proszą. Szczególnie jeśli proszą o radę. O radę zwraca się najczęściej człowiek,
który i tak wie co robić. Jeśli
trafisz swoją radą w sedno, to świetnie. A jeśli nie trafisz, zacznie się spierać i udowadniać,
że nie masz racji. Jest również kategoria ludzi, która wciąż zwraca się o rady tylko po to, by
mieć możliwość w przyszłości oskarżyć doradcę, że coś nie wyszło
tak jak on chciał. Bardzo rzadko ktoś wysłuchuje rady, robi tak jak uważa za słuszne, biorąc
na siebie całą odpowiedzialność.
Najbardziej nieznośny typ doradcy to amator, który naczytał się wszelkich mądrych książek i
radzi, radzi, radzi ... Zbawia
świat, zbawia otoczenie, ponieważ tylko on wie, jak coś zrobić właściwie. Od takiego
doradcy zawsze chce się trzymać z daleka.
BIEGNĄCA PO FALACH SZCZĘŚCIA:
Miałam coś innego na myśli. Chodziło mi o to, żeby na przykład pomóc mężowi znaleźć
pracę. Nie udzielać mu rad,
tylko na przykład stworzyć jakiś slajd. Albo przemianować go (jak u symoronistów). Tak
żeby on nawet o tym nie wiedział. Po
prostu naprowadzić go na właściwą falę, właściwy sektor. O to pytam. Czy coś takiego jest
możliwe?
LANDYSZ:
A on sam co, nie może?
SARINA:
Wiadomość stara jak świat: nie da się za kogoś przeżyć życia - ani za męża, ani za dzieci, ani
za rodziców! Sorry! Niestety
dopóki najbliżsi się nie obudzą i nie zaczną działać, to ty im nie pomożesz.
JOSE CANSECAS:
" Rzeczywiście! Ludzie pomagają innym ludziom ... A czy jest im potrzebna ta pomoc ... Ja
sam nieraz nie wiem co jest
mi potrzebne, a kiedy to otrzymuję, to od razu jest jasne, że o to chodziło. Może twój mąż w
ogóle nie chce pracować? Może
woli być wolnym malarzem albo czymś takim. Najlepiej pojąć najpierw swoje pragnienia.
UNTOUCH:
83
Przemianuj, przypomnij sobie, co mu dobrze wychodzi i z czego jest zadowolony i uruchom
ten film.
SHERE:
A może tobie samej potrzebna jest pomoc? Mąż wchodzi w skład warstwy twojego świata
zewnętrznego. Pracujący mąż
znacznie polepszy byt materialny twojej rodziny, a ty zyskasz nowe możliwości. Zapytaj swej
duszy, czego ona chce? Być może
pragnie nowego samochodu albo pracy nie na dwie zmiany, tylko na jedną. Nie oszukuj się,
zrozum, czego chcesz ty, zacznij
przeglądać slajdy, a wówczas znajdą się środki do urzeczywistnienia Twojego celu, na
przykład mąż znajdzie dobrze płatną
pracę.
BIEGNĄCA PO FALACH SZCZĘŚCIA:
Rzeczywiście, zbytnio skupiłam się na tym. Trzeba po prostu obniżyć ważność, ale to trudne.
Niestety mój mąż nie jest
wolnym malarzem. On jest po prostu perfekcjonistą. Pracował jako gliniarz, dosłużył się
wysokiego stanowiska, ale ma tego
serdecznie dosyć! Wahadło o nazwie policja kocha tylko tych, którzy podporządkowują się
wewnętrznym niepisanym prawom:
trzeba być bezczelnym chamem, trzeba pić wódkę, wypełniać każde żądanie zwierzchników.
A potem jeszcze cię zwyzywają.
Mój mąż w ciągu dwunastu lat nie był w stanie pogodzić się z tą rzeczywistością. Walczył z
wahadłem i otrzymywał od niego
różne nieprzyjemności. Doszło do załamania nerwowego. Zdecydowaliśmy, że powinien się
zwolnić.
Nakichać na wszystko. No i od miesiąca jest bez pracy. Biega, szuka, ale niestety w wieku 38
lat trudno zaczynać wszystko
od początku. Proszą go, by wrócił, ale on odmawia. Już zaczyna być nerwowy, przeżywa, a
to znaczy, że przeżywam również ja.
Właśnie dlatego chcę mu pomóc.
Gość:
Będąc w analogicznej sytuacji, wydrukowałam z internetu pierwsze rozdziały Transerfingu i
ze słowami: "Poczytaj, facet
zabawnie pisze" wcisnęłam mężowi zamiast porannej gazety, którą zazwyczaj czyta w drodze
do pracy. Oczywiście istniało
ryzyko narażenia się na "Całkiem zwariowałaś, babo", ale ja bardzo chciałam, żeby on to
przeczytał (prawdopodobnie intuicja).
Wieczorem pytam: "Przeczytałeś? Co myślisz?". Pomilczał, podreptał w miejscu i mówi:
"Wiesz co, zainteresowało mnie to!".
Nie udzielałam mu rad, nie tworzyłam za niego slajdów, nie przemianowywałam go w nie
wiadomo kogo, nie zdejmowałam z
niego okularów, przez które patrzy na świat. Po prostu te okulary przetarłam! Uważam, że
lekki (jak u Norbekowa - wyłącznie
z miłością) kopniak w tyłek jest dopuszczalny, jeśli mowa o najbliższych. Mogłam delikatnie
polecać i podkładać mojemu
mężowi mądre książki. On nawet byłby gotów je przeczytać, kiedy będzie miał czas. Ale jeśli
nie odebrałabym mu wówczas
gazety ... Zresztą kiedy oboje rodzice zaznajomili się z Transerfingiem, to problemy z synem
zaczęły się rozwiązywać same przez
się.
BIEGNĄCA PO FALACH SZCZĘŚCIA:
Dziękuję wszystkim za rady, za to, że zwróciliście uwagę na moje problemy. Rzeczywiście
przestawiłam się (pomogli mi
to zrobić w mojej pracy, gdzie powstała kwestia redukcji etatów i na razie jeszcze wszystko
wisi w powietrzu). Teraz myślę, jak
pomóc sobie! Ale nie boję się, jest mi tylko oczywiście przykro, ponieważ bardzo lubię swoją
pracę!
LANDYSZ:
Widzisz, jaką ważność nadałaś swojej pracy ... Twój świat lepiej wie, co ci jest potrzebne.
Dlatego przestań już o tym
myśleć, a sytuacja rozwiąże się na twoją korzyść. Powodzenia!
SARINA:
Nigdy nie zapominaj: "Wszystko, co się dzieje, zmierza ku lepszemu!". I ani na krok od tego
nie odstępuj.Twoje powodzenie zależy od uporu!
NADZORCA:
Jak już mówiłem, zamiar pojedynczego człowieka działa tylko w warstwie jego świata.
Każdy ma prawo zarządzać tylko
swoim losem. Dokładnie tak samo kapitan ma możliwość kierować tylko swoim statkiem nie ma on dostępu do steru cudzego
statku. Dlatego pomóc swoim bliskim możesz tylko jednym sposobem - spróbować otworzyć
im oczy na rzeczywistość, aby oni
sami zaczęli kształtować warstwę swego świata. Tylko nie denerwuj się, jeśli nie uda Ci się
obudzić śpiących. Być może im
podoba się spać. To ich wybór.
Nie radzę nikogo wciągać za uszy do Transerfingu. To niewdzięczne zadanie. Rzecz w tym,
że jest to wiedza nie dla
wszystkich. Kto nie jest gotów jej przyjąć, temu nic nie wyjaśnisz. Tych zaś, którzy są
gotowi, Transerfing albo inny podobny
nurt sam odnajdzie.
Ciesz się już z tego, że sama się obudziłaś we śnie na jawie, a teraz masz możliwość
zarządzać swoją rzeczywistością, czyli
pojawiło się u Ciebie więcej możliwości pomocy bliskim zwykłymi sposobami. Jeśli zaś inni
nie wierzą, albo raczej nie chcą
wierzyć w to, że zarządzanie rzeczywistością jest możliwe, to raczej nie ma sensu
przekonywanie ich, że jest inaczej. Nie warto
"nieść ludziom dobra", jeśli oni o to nie proszą - drogo Cię to może kosztować. Najlepiej
położyć "dobro" w widocznym miejscu
i cichutko się oddalić - komu będzie ono potrzebne, ten sam je weźmie.
84
Mądre rozrabiaki.
DUSZA:
Szybciej, czytaj dalej.
UMYSŁ.:
Dziś w nocy umówiłem się na randkę w szafie. Jak przystało na dżentelmena, przyszedłem
pierwszy. Długo grzebałem
się wśród odzieży, rozmyślając, czym by cię ucieszyć. W końcu włożyłem na siebie twój
kożuch i ukryłem się. Złowieszczą
ciszę zakłóciło tylko bicie zegara. Północ. Wkrótce usłyszałem ostrożne kroki. Skradałaś się
powoli, z obawą rozglądając na boki.
Cała spięta, powoli poruszyłaś drzwiami szafy. Ja znienacka wstałem i objąłem cię swoimi
łapami. Poczuwszy coś dużego i
kudłatego, strasznie krzyknęłaś. Ja też strasznie krzyknąłem. Wpadliśmy do szafy i
zaczęliśmy tam przewracać wszystko do góry
nogami, na ile pozwalała nam na to ciasnota. Nie przestając krzyczeć, biłaś mnie wieszakiem
na chybił trafił. Dzięki Bogu
kożuch złagodził uderzenia. Ledwo udało mi się odebrać tobie wieszak. Wówczas zdarłaś ze
mnie kożuch i zaczęłaś szarpać
mnie jak tygrysica. Co było dalej, już nie pamiętam ...
Dziś wróciłaś do domu wcześniej niż zwykle. Biegałaś po pokojach i wołałaś mnie. W końcu
przekonawszy się, że mnie
nie ma, zaczęłaś podskakiwać od rogu do rogu i podśpiewywać. Ale ja byłem w domu.
Leżałem ukryty pod łóżkiem i czekałem
na dogodny moment. Kiedy znalazłaś się obok łóżka, milcząc wyciągnąłem ręce i wczepiłem
się w twoje kostki. Strasznie
krzyknęłaś. Ja też strasznie krzyknąłem. Rozpaczliwie wierzgałaś i w końcu się wyrwałaś.
Chwytając gaśnicę, skierowałaś strumień pod łóżko. Musiałem w pośpiechu stamtąd wyjść.
Widząc gołego faceta całego pokrytego pianą, znów strasznie krzyknęłaś.
Ja też strasznie krzyknąłem i powaliłem cię na łóżko. Chwyciłaś poduszkę i zaczęłaś bić
mnie nią tak, że ta się rozerwała. Pierze
rozsypało się po całym pokoju. Uwalani w pianę i pióra, długo jeszcze turlaliśmy się po
łóżku, dopóki nie straciliśmy sił.
DUSZA:
Mocne! Obejrzymy sen i poczytamy jeszcze.
VAS:
Oto jaką mam sytuację. Nie mogę znaleźć wspólnego języka z synem (10 lat), a raczej
znajduję wspólny język, ale on jest
nieposłuszny. Żeby zmusić go do zrobienie czegoś, trzeba nakrzyczeć albo ... W ogóle niemal
zawsze dochodzi do konfliktu.
ARNIKA:
Jak myślisz, dlaczego Twój syn jest nieposłuszny, jaki ma cel? Zwrócić Twoją uwagę na
siebie? Czy to jego walka o
władzę? (Tak, tak). Możliwe, że zemsta. Chociaż zemsta przejawia się u bardziej dorosłych
dzieci. W każdym razie należy
unikać konfliktu! Dzieci bardzo przeżywają, jeśli rodzice nie liczą się z nimi i ich nie
szanują, nie dają prawa wyboru (przynajmniej w drobnostkach).
VAS: To, że jest to walka o władzę i zwracanie na siebie uwagi, świetnie rozumiem. Unikanie
konfliktu oznacza
pozwalanie mu na robienie tego, co robi, a to właśnie doprowadza do sprzeczności, bo robi
on nie zawsze to, co należy. Porozmawiać z nim - w zasadzie wszystko rozumie, ale jeśli coś
jest nie po jego myśli, to rozmowa się kończy. W sumie to wahadło.
ARNIKA:
I tak należy stworzyć sytuacje, w których Ty i Twój syn wygrywacie. Kompromis. Stań się
dla swojego syna nieprzewidywalny (w pozytywnym sensie!). Zmusi go to do spojrzenia na
Ciebie inaczej. Często nie doceniamy dzieci. Tak wiele można
się od nich nauczyć! Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka to skarbnica mądrości. Każdy jego
obowiązek można przecież zmienić
w zabawę. A tatuś razem z nim się pobawi i nie będzie pokazywać, że zjadł wszystkie
rozumy. Zacznij się radzić syna.
Nieważne, czy potem postąpisz zgodnie z jego radą, ale on poczuje, że jest dla ciebie bardzo
ważny. W pozytywnym sensie.
Trzeba to robić bardzo szczerze. Dzieci czują fałsz. Spróbuj spojrzeć na niego jak na mądrą
(nie inteligentną, a właśnie mądrą)
istotę - nie pożałujesz!
LANDYSZ:
Dobrze Arnika mówi, uczyń swojego syna przyjacielem, a wszystkie problemy się ulotnią.
Zajmujesz pozycję starszego
(trepa warmii), a spróbuj postawić się na jego miejscu. Dzieci są bardzo mądre i nieraz
przyjęcie rady od syna ani trochę nie
zaszkodzi. W przeciwnym razie będziesz potem otrzymywał .. podarunki .....
HELG:
Nasze dzieci nie są naszą własnością, one przyszły na ten świat przez nas, ale nie dla nas. To
nie moja myśl, ale się z nią
zgadzam. Mają swoją drogę, ale zaczyna się ona na naszym progu i my pomyłkowo
zagarniamy wszystko, co znajduje się w
pobliżu.Takie podejście właściciela to mocny i kuszący atrybut poczucia własnej ważności.
Najlepsze co można zrobić w relacjach z synem, to stać się jego przyjacielem. Nie uczynić
syna przyjacielem, jak pisze Landysz, tylko samemu stać się jego przyjacielem.
Rozejrzyj się dookoła. Wszyscy mamy wielu znajomych, ale czy wielu przyjaciół? Ich nie
może być wielu. Moim zdaniem
przyjacielskie relacje są najtrudniejsze. Nie podlegają one unormowaniom prawnym ani
moralnym, w pełni zależą tylko od
waszej dobrej woli - przyjaciel albo nieprzyjaciel.
Aby stać się przyjacielem syna, trzeba być mu równym, szanować go, nie udawać lepszego,
niż się w rzeczywistości jest,
85
nie uczyć go, kiedy Cię nie prosi, rzucać swoje idiotyczne dorosłe sprawy, kiedy poprosi Cię
o pomoc. Nałożyć w rowerze
łańcuch, który spadł, to sprawa nie mniej ważna niż oglądanie meczu Real-Manchester
United. Przypomnij sobie siebie, kiedy
miałeś 10 lat! Czy ktoś z dorosłych rozumiał twoje problemy? Napraw błąd i zrozum
problemy syna. Ale się rozpisałem.
Ojcowie i dzieci to gorący i niegasnący temat.
PS. Też mam syna i śmiem mieć nadzieję, że jesteśmy przyjaciółmi.
ARNIKA:
Uwierz mi, często miałam wrażenie, że dorośli to bardzo ograniczeni ludzie i wcale nie
chciałam wstępować w ich szeregi.
HELG:
Jakże szkoda było, że prawdziwi dorośli, z którymi chciało się zaprzyjaźnić (rzadko
spotykani), byli dalekimi znajomymi
rodziców i spotkania z nimi były rzadkie i krótkotrwałe.
ARNIKA:
No właśnie! Za to w pobliżu byli tacy, którzy mówili, że nic ci się nie uda, że masz dwie lewe
ręce, że to nie dla ciebie i
w ogóle siedź cicho, nie wtrącaj się i słuchaj! My lepiej wiemy, co jest dla ciebie korzystne.
LESHIY:
Dzieciństwo było całkiem niedawno. Rodzice tak mnie męczyli z nauką - po prostu koszmar.
W rezultacie stałem się
leniem i olewatorem, czyli przeciwnie niż zamierzali.Tak więc rodzice, znajdujcie we
wszystkim złoty środek. Nie chcę stać się
dorosłym!
MAKS:
Ja tak samo! Proponuję stłumić wahadło doroślenia!
LANDYSZ:
Nie ma potrzeby. lm dłużej masz w sobie małego chłopca i szczere dziecko, czyste z
niezmąconym umysłem, tym lepiej.
WRONA:
Dodam jeszcze: ktoś tu zadawał pytanie, jak kochać siebie? Zgodnie z moim
doświadczeniem łatwiej i przyjemniej
jest kochać w sobie to dziecko.
ARNIKA:
Zawsze uważałam i uważam, że dzieciństwo to najtrudniejszy okres w życiu człowieka,
ponieważ z dziecka robią
człowieka. jakby ono jeszcze człowiekiem nie było.
LINA:
Wszyscy odpowiadają dobrymi i prawidłowymi słowami, wszystko to jest napisane w wielu
książkach o wychowaniu,
tylko że jest to w większości teoria. Niekiedy dzieci, szczególnie nastolatki, które też
przeczytały te książki i nasłuchały się
słów o tym, że dorośli nie dość ich rozumieją, umieją świetnie manipulować rodzicami,
grając na ich poczuciu winy. Rodzice
również mają prawo do spokojnego i wygodnego życia także dla siebe! Moja
siedemnastoletnia córka twierdzi, że ma prawo
przychodzić bardzo późno do domu, a ja nie mam prawa jej na to nie pozwalać. Całe życie
starałam się być jej przyjaciółką, a
okazało się, że moje poglądy na życie zestarzały się.
ARNIKA:
Nic nie poradzisz, musisz pogodzić się z faktem, że Twoja córka nie jest twoją własnością.
Nie chcę Cię drażnić, ale ona
jest twoim zwierciadlanym odbiciem. Starałaś stać się jej przyjaciółką, a jak ona do tego
podchodziła? Starać się być przyjaciółką
i być przyjaciółką to nie jedno i to samo (usunęłam ze swego życia wszystkie przyjaciółki,
które grzebały mi w duszy). lm
bardziej przeżywasz, tym więcej będzie powodów do przeżywania. Należy przestać się
niepokoić. Jak? Nie wiem. Przekierować
swoją uwagę na cokolwiek innego, zmusić się siłą woli. Szukaj. Przestań naprzykrzać się
córce. Zacznij reagować na jej zachowanie nie tak jak zawsze. Zamiast pretensji, że wróciła
za późno, spytaj, jak spędziła czas. Musisz nauczyć się ufać swojej
córce, wypracować w sobie pewność, że ona jest rozumna, rozsądna i żadnych głupot nie
narobi. Przecież czego oczekujemy od
dzieci, to od nich dostajemy.
LANDYSZ:
Z dumą mogę powiedzieć, że moje dzieci są moimi najlepszymi przyjaciółmi. l to bez
wysiłku. Po prostu trzeba z nimi
rozmawiać jak najczęściej i nie pokazywać swoich wyższości pod względem wieku albo
czegokolwiek innego. l to chyba wszystko!
LOLIK:
Kiedy nie wiem co robić i jak postąpić z dziećmi, to zwracam się do nich samych o pomoc,
ale nie jak wielka matka, tylko
raczej jak bezbronne dziecko, bo przecież naprawdę nie wiem co robić. Z reguły one same
znajdują właściwe rozwiązanie,
czując moje zaniepokojenie i szczere zaufanie do nich. Nie warto grać z dziećmi w ważność,
bo w ten sposób wyrasta przepaść
pomiędzy ludźmi, a pomiędzy rodzicami a dziećmi - tym bardziej.
UMYSŁ:
86
Mądrzy śniący. Nadzorco, ponieważ milczysz, wnoszę, że rozumieją oni wszystko co trzeba.
NADZORCA:
Tak, i mogą nas jeszcze wiele nauczyć.
DUSZA:
A ja w ogóle z dzieciństwa nie wyrosłam.
UMYSŁ:
Ty na pewno. Gdzie twoja skakanka?
DUSZA:
Tobie, ty nasz dorosły, też nie zaszkodziłoby powrócić do dzieciństwa.
UMYSŁ.:
Po co?
DUSZA:
Aby przestać być rozumnym i stać się w końcu mądrym.
Związki pozamałżeńskie.
DUSZA:
Co tam u naszego erotomana?
UMYSŁ:
Wymyśliłem, że upiekę keks. Zazwyczaj robisz to sama, a potem razem jemy twój wspaniały
keks. Ale dzisiaj zdecydowałem, że przygotuję ci niespodziankę. Nasmarowałem się fluidem,
mocno umalowałem się ukradzionymi u ciebie kosmetykami, włożyłem na głowę twoją
perukę, ubrałem fartuch na gołe ciało i wziąłem się do roboty. Niestety jeszcze nie zdążyłem
zakończyć, kiedy nieoczekiwanie pojawiłaś się ty. Ujrzawszy mnie od tyłu, wydałaś odgłos
zdziwienia zmieszanego ze strachem.
Z zaskoczenia mocno pociąłem sobie palec. Odwracając się, przystawiłem zakrwawiony nóż
do swojego gardła i strasznie
krzyknąłem.Ty też strasznie krzyknęłaś. Kiedy rzuciłem się na ciebie z nożem zemdlałaś.
Ledwie udało mi się cię ocucić. Spojrzawszy na twarz zakrwawionego transwestyty w peruce
i nożem w rękach, znów strasznie krzyknęłaś. Ja też strasznie
krzyknąłem. Ale po chwili pod warstwą makijażu rozpoznałaś rysy mojej twarzy i
zrozumiałem, że muszę się ratować, dopóki
nie jest za późno. Chwyciłaś wałek do ciasta i w szaleństwie rzuciłaś się w pogoń. Goniłaś
mnie po całym domu, a ja uchylałem
się jak mogłem, lawirując między stołami i fotelami. Lecz oto potknąłem się i upadłem.
Rzuciłaś się na mnie jak dzika kotka
i prawie mnie udusiłaś, zdzierając ze mnie fartuch. Tarzaliśmy się po podłodze, dopóki nie
poczuliśmy zapachu spalonego
keksa. Jednak przygotowywanie tej potrawy pozostawiam tobie.
DUSZA:
Obejrzyjmy sen i upieczmy keks. Jakoś mi się keksa zachciało!
UMYSŁ:
Dobra.
PYTANIE:
Skoro miłość nie powinna być uzależnieniem, powinna być pozbawiona przywiązania i
skłonności własnościowych, to
także pozbawiona powinna być zobowiązań. Czy tak? Dzieci w rodzinie się urodziły, żona
trochę przytyła, mąż trochę wyłysiał,
nieco przytył, znacznie ostygł... Żona przez kłopoty też już nie jest tak gorąca: praca, dom,
kolacja, lekcje z dziećmi. Zainteresowania przez dziesięć lat małżeństwa rozbiegły się w
różne strony. Powiecie, że to rzadki obrazek? Wątpliwe ... A w pracy jest
interesująca/interesujący, nowa/nowy koleżanka/kolega. l przed oczami aż pojawiają się
gwiazdki... tak się chce szalonego seksu.
Bohaterowie sytuacji są po trzydziestce. l nie wiadomo, czy do czynienia mamy z miłością
czy z namiętnością (cóż złego w tej
ostatniej?), trzymać się do końca (za co?), czy może? ...
LESHIY:
Małżeństwo to też wahadło, a co z nim robić już zostało napisane.
PYTANIE:
Pytanie, Szanowny Leshiy, nie dotyczyło małżeństwa. Dotyczyło ono dopuszczalności
zdrady albo prościej - związków
pozamałżeńskich.
LESHIY:
Każdy powinien robić co chce. Chcesz się z kimś przespać - proszę bardzo. Tylko jeśli potem
będziesz robił sobie
wymówki, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Po transerfersku: jeśli to twoje wahadło
(małżeństwo), jeśli jest ci potrzebne to
nie uchylaj się przed nim, tylko graj w jego grę, dopóki jest ci to potrzebne. Nawet jeśli
zdradziłeś, to pozostawaj w stosunku
do małżeństwa takim samym nawet w myślach. Inaczej nie trafisz w częstotliwość
rezonansową wahadła. Z kolei z medycznego
punktu widzenia zdrady są konieczne. Długo by wyjaśniać, ale jest to związane z różnymi
grupami krwi.
PYTANIE:
87
Dobrze, jeśli druga połowa też tak myśli. Ale byłoby to coś w rodzaju otwartego małżeństwa.
Sumując, małżeństwo ze
zwolennikiem Transerfingu z reguły dopuszcza skoki w bok? Z medycznego punktu widzenia
wiele przyjemności jest dozwolonych: skłonność mężczyzn do poligamii, zanikanie
zainteresowania samicą po tym, jak wspólne dziecko osiąga wiek 3-4
lat, jest ono gotowe do życia, a mężczyźnie chce się iść na nowe pole ... Również skłonność
samic do życia z silniejszym samcem,
choćby w haremie, ponieważ potomstwo ma większe szanse na lepszy start, niż z mniej
skutecznym samcem (biologicznym
ojcem), zresztą samej samicy też jest lepiej z bogatym. Może rozważajmy nie tylko biologię,
a jeszcze inne czynniki?
AFTER:
Zdecyduj, która koncepcja jest Ci bliższa: "Żyć dla dzieci" czy "Żyć dla siebie"? Chociaż ja
nie rozumiem, dlaczego
dzieciom ma być źle, jeśli ich mama osiągnie seksualne zadowolenie nie z ich tatą (z którym
nie osiąga go już od dawna), a z
kimś innym?
PYTANIE:
Dzieciom bezpośrednio źle nie będzie, po prostu zostanie uruchomiony mechanizm oszustwa,
przekroczona będzie
granica, dlatego dzieci w przypadku zdrady jednego z rodziców zwyczajnie zwiększają
szanse na kontynuację życia w niepełnej
rodzinie. Myślicie, że długo można to skrywać? "Nawet jeśli zdradziłeś, pozostawaj w
stosunku do małżeństwa takim samym
nawet w myślach" - do takiej obłudy nie każdy jest zdolny, a już na pewno nie ja.
AFTER:
Rodzina to w każdym wypadku obłuda. Szaleńczo chce ci się seksu z innym człowiekiem,
który ci się spodobał, ale
będziesz swą seksualność kastrować po to, żeby poczucie własności twojego męża przez
ciebie nie ucierpiało. Będziesz uprawiać
seks z mężem, do którego czujesz przygasły pociąg i myśleć o tym, jakie wspaniałe
zadowolenie uzyskałabyś, gdyby w tej chwili
w łóżku z tobą był ten drugi. Już jesteś obłudnicą i czyni cię taką nie twoje ciało, ciało jest
przecież absolutnie szczerym instrumentem, chce mu się tego, kogo się chce, a nie chce się
tego, kogo się nie chce (twojego męża). Obłudnicą czynią Cię twoje (a
raczej ogólne) tzw. wyobrażenia o wierności, małżeństwie i o tym, że dzieci powinny żyć z
dwójką niekochających się rodziców,
a nie tylko z mamą lub z mamą i jej nowym ukochanym.
Chcę zadać Wam jeszcze jedno pytanie. Czy nie zwalasz na to, że jeśli twoja zdrada stanie się
znana mężowi, to ucierpią
Wasze dzieci,Twojego własnego strachu przed utratą pomyślności i zagospodarowania, do
którego się przyzwyczaiłaś? Czy całe
zamieszanie nie dotyczy kwestii, czego bardziej chcesz: "nieposkromionego seksu" czy
wygody, komfortu i poczucia bezpieczeństwa, które daje rodzina i które wraz z mężem
zbudowałaś przez lata?
PYTANIE:
Oczywiście, że o tym jest mowa. Rodzina to nie tylko seks, szczególnie po dziesięciu latach
małżeństwa. Chciałoby się
być dobrym i postępować właściwie. Czyżby życie w harmonii ze swym sumieniem było
marzeniem idealistów?
LOLlK:
Mówimy o wyborze i jego konsekwencjach. W ciągu dnia niezauważalnie dla siebie czysto
mechanicznie albo świadomie w wielu sprawach dokonujemy wyboru i w większości nawet o
tym nie myślimy, ponieważ nie przykładamy do tego wagi.
Twoje pytanie ma zawyżoną ważność i trudno Ci rozwikłać je samemu (samej). Już
odczuwasz poczucie winy, chociaż z twoich
słów wynika, że jeszcze nie podjęłaś decyzji. Ale Twój umysł już dawno uwikłany jest w grę
namiętności, możliwe że swoim
pragnieniem przyciągnęłaś tę sytuację i dopiero teraz zadajesz sobie pytanie, co z nią
począć ... Zadaj sobie pytanie: po co ci
to? Obrazy namiętnego seksu w wyobraźni to gra umysłu. Człowiek najczęściej przekonuje
się o tym na własnych błędach.
Owszem, jest to lekcja dla wielu wprost konieczna, żeby zrozumieli, że nie wszystko, czego
się pragnie, jest nieodzowne i
odwrotnie.
Zakazany owoc zawsze pociąga z niewyjaśnioną siłą· To, że człowiek pragnie namiętnego
seksu, jest normalne. Najwidoczniej energia, która się nagromadziła przez długi czas nie
miała ujścia. Oczywiście jeśli nie jest to gra wyobraźni. Stoisz
przed wyborem gry i masek, a Twoje pytanie brzmi: Którą maskę lepiej włożyć, aby nie
odczuwać poczucia winy? Co chcesz
uzyskać? Zaspokojenie seksualne i nie męczyć się poczuciem winy? Czy może w pełni
zmienić swoje życie. upiększając je seksualnym kolorytem? Przecież już to robisz, Twój
umysł przespał się z tym mężczyzną (z tą kobietą) wiele razy. Już dawno
zdradziłaś swojego małżonka. Pytanie raczej jak kontynuować cały ten teatr, nie
przysparzając nikomu bólu już na poziomie
fizycznym.
Jakakolwiek podjęta decyzja zmienia linie życia i należy być na to gotowym, ponieść
konsekwencje za swoje postępki bez
strachu i wątpliwości. Jedni malują swe płótno życia sami, może z błędami, ale jest ono
wypełnione najróżniejszymi kolorami
śmiałych pociągnięć pędzla. Inni wybierają stereotypowy model życia narysowany przez
"kogoś", dopasowując każdy swój krok
do kogoś.
PYTANIE:
Wszystko weszło w ciche i miarowe koleiny i tak ma być do końca?! Zdradzać i oszukiwać moja druga połowa nie zasługuje na taki stosunek, a niszczyć wszystko dla złudnego
zadowolenia - to głupie. Owszem, dookoła jest wiele rodzin, w
których żony przymykają oko na "spóźnienia" mężów, a mężowie również niezbyt wnikają w
to, że żona "nocowała u przyjaciółki
88
albo u mamy". Jeśli zadowalałaby mnie taka milcząca zgoda na seks w małżeństwie, to nie
byłoby tego tematu na Waszym
forum.
AFTER:
Wolisz żyć z tym, kto ma wiele zalet, czy z tym kogo kochasz i pragniesz jako partnera
seksualnego? Czego właściwie
oczekujesz od forowiczów? Jeśli lekceważysz swoje naturalne pragnienia i rzeczą ważną jest
dla ciebie utrzymanie pozorów
rzetelnej rodziny, to je utrzymuj! Nie chcesz "obłudnie oszukiwać męża", to pięknie,
zapomnij o swoich pragnieniach seksu i
możliwym nowym życiu z kimś innym. To proste!
WLADlMIR:
Trudno przeciwstawiać się energii seksualnej, praktycznie jest to niemożliwe. Jeśli mocno
doskwiera właśnie pociąg, to
prawdopodobnie oprócz różnych praktyk, w których energia przelewa się w inne czakry, nie
można nic zaproponować. Również
szóste ćwiczenie "Oka odrodzenia". Powtarzam, że skutkuje to, jeśli mamy do czynienia ze
zwykłym pociągiem seksualnym.
Wszystko to jest zwykłą fizjologią porównywalną z pragnieniem wody. Jeśli zaś jest to
miłość, to wszelkie rady będą nie na
miejscu.
UMYSŁ.:
To już filozofia hipisowska! Wolna miłość i te sprawy ... A co z wiernością i więzami
małżeńskimi?
DUSZA:
Nie wtrącaj się ze swoimi fundamentami! Mam cię dość!
Chce mi się miłości!
NADZORCA:
Każdy decyduje sam dla siebie. Najważniejsze, żeby zasady moralne nie niszczyły jedności
duszy i umysłu, ponieważ jeśli
taka jedność zostaje naruszona, to znaczy, że zasady nie pochodzą od serca, tylko od
wahadeł. Wahadła, jak wiadomo, mają tylko
jeden cel - zapędzić człowieka do komórki matrycy, wykorzystując przy tym "właściwe"
definicje i piękną etykę· Jeden człowiek,
spotkawszy miłość poza małżeństwem, będzie ukradkiem zdradzać i czuć się winnym, inny
będzie męczył się pragnieniem
miłości, ale nie dopuści do zdrady. Który z nich postępuje właściwie?
UMYSŁ:
Żaden.
NADZORCA:
Racja. Jeden zniszczy sobie życie poczuciem winy, a drugi nieurzeczywistnionymi
pragnieniami. Mało tego, w ostatecznym rozrachunku życie zostanie zniszczone wszystkim
członkom rodziny - to fakt.
DUSZA:
Cóż więc robić?
NADZORCA:
Nie zdradzać przede wszystkim samego siebie. Jeśli chce Ci się miłości, ale nie możesz sobie
na to pozwolić lub pozwalasz
sobie, ale przy tym męczysz się wyrzutami sumienia, to pomyśl: komu od tego będzie lżej?
Nikomu. Wszystkim - Tobie i
Twoim bliskim - będzie tylko gorzej.To znaczy, że należy osiągnąć zgodę duszy i umysłu. A
konkretnie: zdecydowanie zrezygnować z poczucia winy i odrzucić wszelkie zasady moralne,
które nie pochodzą od serca, tylko od wahadeł. Innymi słowy:
trzeba być Sprawcą swojej rzeczywistości. Możesz oszukać bliskich, udając, że zachowujesz
wierność, ale rzecz której już na
pewno nie należy robić - to okłamywać siebie samego.
UMYSŁ:
A jednak coś tu jest nie tak. Jakoś nieładnie wychodzi.
NADZORCA:
Cóż tu może być ładnego. Ale skoro tak już się zdarzyło, że spotkałeś miłość poza
małżeństwem, to lepiej zdradzić bliskich niż siebie. Powtarzam, zdrada siebie doprowadzi do
znacznie gorszych konsekwencji dla wszystkich. Nie martw się, ludzie
zdradzają się nawzajem zawsze i wszędzie.
UMYSŁ:
A co z troską o bliskich? To również jest fikcja wymyślona przez wahadła?
NADZORCA:
O bliskich należy troszczyć się szczerze. Niesiemy odpowiedzialność za wszystkich, których
oswoiliśmy.Tylko jest pewne
ALE: mam poczucie odpowiedzialności, lecz nie mam poczucia powinności. To drugie jest
właśnie tworem wahadeł. Kiedy
troszczę się o bliskich szczerze, to mimo iż to paradoksalne, mam prawo pozwolić sobie
oszukiwać ich, aby uchronić od nieprzyjemnych zmartwień. Jeśli zaś moja "troska" jest
konsekwencją wewnętrznej potrzeby odpracowania jakiejś powinności albo
jeśli ja zachowuję nominalną wierność z poczucia obowiązku, ale przy tym w tajemnicy
płonę namiętnością, to czy jestem
lepszy od tego, kto zdradza, nie męcząc się wyrzutami sumienia?
UMYSŁ:
89
Trudna sytuacja. Wychodzi na to, że "postępuję właściwie, ale myślę haniebnie" to to samo
co - "postępuję haniebnie,
ale udaję, że myślę właściwie".
NADZORCA:
Właśnie tak. Dlatego należy sprowadzić myśli i postępki do wspólnego mianownika - nie
okłamywać samego siebie. Jeśli
postępujesz haniebnie, to przyznaj się sobie do tego uczciwie i nie męcz się poczuciem winy.
A jeśli haniebnie myślisz, to
pozwól sobie również odpowiednio do tego postąpić, znowu nie męcząc się wyrzutami
sumienia. Wówczas będziesz żyć w
zgodzie ze swym credo. Naruszając swoje credo albo co gorsza nie mając go, niszczysz
siebie jako osobowość, przez co w życiu
nic się nie udaje. Jeśli krzywy jest obraz, to i odbicie w zwierciadle będzie krzywe.
UMYSŁ.:
l tak brzmi to trochę cynicznie.
NADZORCA:
To dlatego, że stereotypy wahadeł bardzo trwale osiadły w świadomości. Rzeczywiście
Transerfing może wydawać się
nauką pozbawioną "szczytnych ideałów", a jednak jeśli to przeanalizować, to właśnie taka
wiedza jest naprawdę uczciwa. O czym
my tutaj rozmawiamy: o tym, żeby przestrzegać jakichś zasad czy o tym, aby uczynić swoje
życie i życie swoich bliskich szczęśliwym? Transerfing wcale nie twierdzi, że zdrada
małżeńska jest czymś dobrym. Najważniejsze, by nie zdradzać siebie - oto
credo, którego należy się trzymać, aby nie zniszczyć istnienia sobie i bliskim. Jak Ty to
będziesz robił w konkretnych sytuacjach,
to już Twoja decyzja.
DUSZA:
Lepiej sama będę ustalać swoje zasady, a na cudze mogę nakichać. Howgh! [u Indian
północnoamerykańskich oznacza
to "rzekłem ostatnie słowo" - dop. tłum.]. Rzekłam!
Przymusowy slajding.
DUSZA:
Czytaj dalej!
UMYSŁ:
Późnym wieczorem brałaś prysznic, beztrosko podśpiewywałaś. Rozluźniłaś się. Całkiem
przestałaś się bać. Niepotrzebnie. Byłem obok. Owinąwszy się prześcieradłem jak duch,
włożyłem na głowę wielki garnek i ukryłem się obok łazienki. Kiedy
wychodziłaś, wyłączyłem światło i przedpokój pogrążył się w mroku. Powoli wyszedłem ci
na spotkanie. Strasznie zakrzyczałaś.
Ja też strasznie zakrzyczałem w swoim garnku. Pobiegłaś do sypialni. Jaka naiwność.
Czyżbyś myślała, że tam będziesz bezpieczna? Ruszyłem za tobą po omacku, powiewając
prześcieradłem jak całunem. Wskakując na łóżko, chwyciłaś lampę i ze
wszystkich sił walnęłaś mnie w garnek. Garnek wraz z moją głową zadźwięczał. Głucho
zawyłem i zacząłem machać rękami,
usiłując cię złapać. Piszczałaś jak wariatka i waliłaś mnie lampą po garnku. W końcu udało
mi się uchwycić twoje nogi i
upadliśmy na łóżko. Niestety, garnek spadł mi z głowy i moja anonimowość się rozwiała.
Twój strach przeszedł w złość i odegrałaś się na mnie na całego. Odpełznąłem od ciebie
wycieńczony.
DUSZA:
Koniecznie muszę kiedyś przebrać się za ducha i przestraszyć cię.
UMYSŁ.:
Już się boję. Jesteś przecież taka straszna!
NINJA:
Stworzyłem sobie slajd na początek z obrazem, jak całuję pewną dziewczynę (jesteśmy
znajomymi, nieraz się spotykamy, po prostu dalej niż przyjaźń sprawy nie zachodzą, nie ma
ku temu normalnych warunków i sposobności, dlatego jest
właśnie tak). Spokojnie zmniejszyłem ważność, oglądałem slajd co najmniej godzinę przez
dwa dni, nawet wykonywałem
"fale uderzeniową" i "sferę" w celu zwiększenia efektu. Cóż mogę rzec. Zacząłem w
poniedziałek rano. W środę (dzisiaj) zaczęły się szalone "kręgi na rzeczywistości"!!! Jakieś
bzdury się dzieją. Aby przebierać nogami w kierunku celu, postanowiłem
porozmawiać z nią i umówić się, że się zdzwonimy, by wyznaczyć spotkanie.
Działo się to na naszej uczelni, ledwo się jej doczekałem, ona wbiega do pomieszczenia,
niemal pada (to już jest dziwne
- bardzo spokojna i zrównoważona dziewczyna), gdzieś biegnie, cała nerwowa, czerwona,
spróbowałem ją zatrzymać - krzyki
"nie mogę" itp. Odniosłem się do tego według zasady: "Wszystko zmierza ku lepszemu. idzie
jak należy ... ". Potem, po zajęciach,
podchodzę: "Słuchaj, może się spotkamy, zadzwonię dzisiaj, określimy czas i miejsce ... ".
Ona: "Po jaką cholerę będziesz do mnie
dzwonić? Postanowiłam zakończyć nasze kontakty, nie jest mi to do niczego potrzebne,
odwal się!". W sumie bardzo ostro, jeśli
wziąć pod uwagę, że ostatnie spotkanie było najlepsze i odbyło się dwa tygodnie temu znudzić się jej nie mogłem, bo przez
sesję długo się nie widzieliśmy i nawet dzwoniłem rzadko. Poza tym nie ma takiego
charakteru, żeby w ten sposób zrywać
jakikolwiek kontakt. Jak mam się do tego odnosić?! Jak "wszystko idzie jak należy!"??? To
tak, jakby oglądać slajd płynącego
90
statku, podczas kiedy on na moich oczach tonie. Szczerze mówiąc nie oczekiwałem, że w
ciągu jednego dnia zdarzy się tyle
rzeczy negatywnych, które według wszystkich kanonów oddaliły mnie od spełnienia się
slajdu na odległość nie do pokonania
...
Szkoda, lepiej jeśli kontynuowałbym kontakty jak wcześniej, może wypadki by się tak nie
potoczyły.Teraz pomoże tylko
cud - jeśli ona sama zacznie wydzwaniać, bo zdecydowałem zakończyć to w realu, chociaż w
wyobraźni z ciekawości będę odtwarzał slajd. Co powiecie o działaniach, co źle zrobiłem?
HARRY:
A czego Jeszcze chcesz? Jeśli będą Cię przemocą czymś karmić, to też zachce ci się odrzucić
łyżkę z jedzeniem, nawet
jeśli jesteś głodny. Wypuść już sytuację.
ALVARES:
Daj sobie spokój, spróbuj po prostu zostawić wszystko tak, jak jest!
JOKER:
Zostaw techniki Transerfingu i spójrz z dystansem na sytuację. Ty po prostu uprawiasz
polowanie - zapędzasz zwierza
w sidła. Jak mogą się przy tym czuć te biedne dziewczyny. Moim zdaniem dla celów
interpersonalnych najlepiej działa frailing.
Poznaj go dokładnie.
LOLlK:
Rób w swoim świecie co chcesz, a świat drugiego człowieka zostaw w spokoju. Zadaj sobie
pytanie, czy chciałbyś, żeby
ktoś dopasowywał cię do swojego "zamówienia"? Stosunki międzyludzkie układają się przy
pomocy obopólnego przyciągania
i bezwarunkowego wolnego "ptaka".
NINJA:
Nie uważam, że jest to polowanie (chociaż wszelkie relacje są swego rodzaju polowaniem). I
nigdzie nie zapędzam dziewczyn. Na przykład kiedy stwarzałem slajd, dokładnie wiedziałem,
że dziewczyna nie przyjmie "zamówionego pocałunku" jako
naruszenia jej norm albo jakiejś moralności (podrywacze, jeśli czytają to, pokładają się ze
śmiechu i mają rację!), chociaż, powtarzam, przeglądam ten slajd po prostu aby sprawdzić
skuteczność metody. Dlatego nie ma żadnego nacisku! Według
Transerfingu okoliczności powinny się ułożyć, czego oczekiwałem, ale jakoś się nie układają.
Zdanie wciąż pojawiające się w
książce: "Najważniejsze, by nie popadać w zniechęcenie i odtwarzać slajd tak długo, jak
starczy sił, nawet jeśli wszystko się
wali; otrzymasz tyle, ile masz wytrwałości!".
Pokrywa się to z zasadą Ninjutsu: "Nawet w zniechęceniu nie pozostawiaj nadziei
wątpliwościom. Kształtuj zamiar i
przeobrażaj go w działanie - taka jest droga ku oświeceniu. Dopuszczając wątpliwości, znów
wchodzisz w kołowrót trosk i bezowocnych marzeń" - coś w tym rodzaju. W pełni pokrywa
się ze zwierciadłem. Podobnie jak następujące zasady:
"Umiej być cierpliwym w czasie bezczynności"; "Szczęście czeka, stojąc przed tobą i od
Ciebie zależy, czy je wybrać czy
nie"; "Sprawiedliwość i szczerość to cnoty pozwalające żyć w zgodzie ze światem".
Nie zdecydowałem jeszcze, czy można zestawić z Transerfingiem taką popularną zasadę
Ninjutsu jak: "Moja siła jest w
moim uporze" i: "Moja decyzja jest moim prawem!", "Moją władzą jestem ja sam!". IMHO
Ninja znali się na tym, co robią i
odkryli Transerfing już w średniowieczu ... Zeland w zasadzie pisze, że wszystko to jest
znane, ale nie było wyjaśnione.
ARNIKA:
Czy nie uważasz ... że "Cię wyczuła" i otrzymałeś małą lekcję - przypomnienie, że jesteś
Sprawcą wyłącznie w swojej
warstwie świata? Po co Ci wszystkie te slajdy? Już lepiej podszedłbyś do dziewczyny i
spontanicznie "zagadkowo" ją pocałował.
JEVGENIA:
Używać slajdów lepiej, kiedy dajesz miłość tym dziewczynom, nie oczekując niczego w
zamian. Jeżeli będziesz w stanie
tak zrobić, to po jakimś czasie poczujesz zmianę w stosunku do Ciebie.
JOKER:
Wysyłając miłość do kogokolwiek pomagamy sobie i światu. Można wysyłać miłość nawet w
celu stworzenia korzystnych
sytuacji i to działa. Energia dawania miłości jest bardzo czysta, nie ma w niej żadnych
nadmiernych potencjałów i ona wprost
porusza zewnętrznym zamiarem bez wysiłku. Jedynym ważnym niuansem jest to, że trzeba to
robić wtedy, kiedy rzeczywiście
chcesz, a nie w oczekiwaniu jakichś osobistych korzyści.
JEŻYK:
Najważniejsze, by znaleźć tę miłość w sobie. Jeżeli jest ona w tobie (miłość), to wszystko jest
proste, lecz jeżeli chcesz
nie miłości, a stosunków - to już trudniej. Miłość jako stosunek - to nie miłość. Miłość jako
stan - to co innego!
NINJA:
Gdybym nadal dawał miłość (co teraz robię w dwójnasób), to byłoby inaczej.
DUSZA:
A dlaczego nie wolno umieszczać w miłosnym slajdzie konkretnego człowieka?
NADZORCA:
91
Kiedy urządzasz warstwę swojego świata, materializujesz z przestrzeni wariantów wszystko,
co zamierzasz mieć.
Podobnie kiedy chodzisz do sklepu i przynosisz stamtąd do domu niezbędne rzeczy.
Przestrzeń wariantów rzeczywiście
zawiera wszystkie dobra, które można zmaterializować: dom, samochód, jacht, pomyślny
przebieg kariery itd. Jest to szablon,
w którym znajdują się scenariusze i dekoracje. Czy istnieje coś takiego, czego tam nie ma?
Nie ma tam Twojej miłości lub
nienawiści, Twojego komfortu duchowego lub przygnębienia, radości lub smutku.
Rozumiesz? Jesteś żywą istotą i istniejesz
odrębnie. Tak samo odrębnie istnieje dusza i umysł innego człowieka . W zasadzie,
oczywiście, można oglądać slajd, w którym
jesteście razem i kochacie się. Jest to scenariusz, a więc w przestrzeni wariantów on istnieje.
Lecz powtarzam: inny człowiek to nie pasywny przedmiot, a żywa istota, która aktywnie
urzeczywistnia swój zamiar. Być może coś Ci wyjdzie ze slajdem, lecz
będzie to mało efektywne, dlatego że żywy człowiek nie znajduje się stacjonarnie w
przestrzeni wariantów, tylko bez przerwy
dokądś biegnie. W czasie, kiedy będziesz umieszczać go w slajdach, on szybko znajdzie
sobie bardziej "przyziemnego" partnera.
W ogóle, wywieranie wpływu na ludzi przeczy zasadom Transerfingu. W sklepie możesz
wybrać dowolny towar. Lecz jeżeli
tam spróbujesz kogoś chwycić za łokieć i uprowadzić ze sobą, co z tego wyjdzie? Na tym
właśnie polega niebezpieczeństwo. A
być może człowiekowi wcale nie są potrzebne Twoje serdeczności, które potencjalnie
usiłujesz narzucić w swoim miłosnym slajdzie? Nie wiem, jakie mechanizmy tu działają, lecz
najpewniej dusza człowieka, którego umieszczasz w slajdach, czuje to. l jeżeli
jej się to nie spodoba, ów człowiek może poczuć do Ciebie nieświadomą odrazę. Czy tego
pragniesz? Zatem lepiej nie ryzykować, tylko uzbroić się w zasady frailingu - to najlepszy
środek. Kontakty międzyludzkie - to ten wypadek, kiedy trzeba
właśnie, rozmawiać z żywym człowiekiem, a nie latać w obłokach i marzeniach.
Czy to w porządku?
DUSZA:
Czytaj, czytaj szybciej!
UMYSŁ:
Dzisiaj jest Boże Narodzenie. Będzie u nas świąteczna kolacja przy świecach, indyk,
szampan i keks na deser. Lecz z tej
okazji postanowiłem ciebie jeszcze czymś ucieszyć. Powinno to być coś ekstrawaganckiego,
jak zawsze. Pogrzebałem w spiżarni
i odszukałem to, co trzeba. Było to stare karnawałowe przebranie niedźwiedzia. Wyglądało
jak pluszowy miś, lecz z pocieszną
mordką. Włożyłem na siebie przebranie, wlazłem na półpiętro w przedpokoju, ukryłem się
tam i zacząłem czuwać. Ty akurat
powinnaś była przyjść. Moja zdobycz! Nareszcie drzwi się otworzyły i na progu ukazałaś się
ty - jak zwykle beztroska i niczego
nie podejrzewająca zwierzyna. W żaden sposób nie możesz przyzwyczaić się, że w domu
czeka cię mnóstwo niebezpieczeństw.
Niewiele myśląc, zwaliłem się na ciebie z półpiętra. Lecz, na nieszczęście, to byłaś nie ty, a
twoja matka. "Jasna cholera!" - zacząłem krzyczeć ze złości i zdziwienia. "Cholera jasna!" jeszcze głośniej zaczęła krzyczeć teściowa, zobaczywszy przed sobą
mordę niedźwiedzia. W tej samej chwili do domu weszłaś Ty . "Jasna cholera! - z kolei
zaczęłaś krzyczeć, patrząc na nas, stojących naprzeciwko siebie na czworakach. - Co tu
robicie?!" Scena skończyła się, jak zawsze. No, może prawie jak zawsze. Ratowałem się, jak
mogłem, wywracając wszystko na swojej drodze i merdając kusym niedźwiedzim ogonem.
Lecz z dwiema
rozwścieczonymi furiatkami nie byłem w stanie sobie poradzić. Chwyciły mnie za ogon i
spuściły niezłe manto. Boże Narodzenie przebiegło w sposób bardzo ożywiony.
To wszystko. Dalej są nadpalone kartki.
DUSZA:
Ach, szkoda. Na pewno erotoman urządził kolejny bałagan i coś podpalił. Mam nadzieję, że
dom nie spłonął, bo przecież mają gaśnicę.
SOY YO:
Przez ostatnie półtora roku przyszło mi przeżyć jakąś rekordową ilość, delikatnie mówiąc,
nieprzyjemnych sytuacji:
dopiero wydostaliśmy się z mężem z poważnego dołka ekonomicznego i zaczęliśmy
uzyskiwać przyzwoity dochód, jak mu
(mężowi) zachciało się zająć się jeszcze jednym interesem (sukces zawrócił mu w głowie),
który zdawał się być bardzo dochodowy, a w rezultacie "pochłonął" prawie wszystkie
zarobione wcześniej pieniądze (była to zresztą wcale niemała suma),
jednocześnie mąż zaczął tracić rozum (on nazwał to kryzysem wieku średniego): "Ty mnie
już nie kochasz; nudno mi; brak
emocji" itp., z wszystkimi "urokami" w rodzaju znajomości z "przyzwoitymi dziewczynami",
chodzenia z nimi po barach (emocji
brakowało). .. Co najmniej kilka razy w miesiącu awantury: "Jesteś głupia, wszystko sobie
wymyślasz, jestem przyzwoitym
człowiekiem i kocham cię, wszystko, co robię, robię tylko dla ciebie, mnie tak wiele nie
potrzeba; jaki rozwód, my przecież
przepadniemy bez siebie nawzajem ... ". Mieszkamy poza Rosją, język niezbyt dobrze zna,
dlatego wszystkie negocjacje z
naszymi klientami prowadzone były za moim pośrednictwem. Jeżeli ktoś wie, czym jest
tłumaczenie symultaniczne po kilka
godzin dziennie Ci praktycznie codziennie), ten mnie zrozumie. Jeden z zawodów męża to
dziennikarstwo i ponieważ jego
poczucie własnej wartości rozdęte jest wprost do nieprawdopodobnych rozmiarów (nie ma
nikogo mądrzejszego i
piękniejszego), to Boże uchowaj, jeśli coś było nie tak przetłumaczone. To, że zajęliśmy się
nie swoją sprawą, pojęłam dość
92
szybko (moja dusza nie śpiewała). Nie mogłam nawet zająknąć się w sprawach pracy: nie
jestem ekonomistą ani budowlańcem,
całkowicie brak mi zdolności do logicznego myślenia i w ogóle jestem głupia (zresztą, z
ostatnim twierdzeniem nie spieram się
nigdy, bo głupią być wygodnie). Jak w każdym prywatnym biznesie, pracować trzeba było
bardzo dużo. Przy tym wciąż znajdowałam się "na linii ognia": z jednej strony - kapryśni i
czasem niezbyt mądrzy klienci z absurdalnymi żądaniami, z drugiej mąż: "Ty nie potrafisz
niczego wyjaśnić", a z trzeciej pracownicy: "Oj, nic się nie stało, i tak ujdzie w tłoku,
praktycznie nic nie
widać". Ciągły stres i presja, przy tym ja siebie nie nakręcałam, starałam się podchodzić do
wszystkiego lekko. Bardzo trudno
zaczęłam się budzić rano i w ogóle ciężko się żyło. Bez przerwy coś bolało, odrażająco
wyglądałam, łatwo wpadałam w gniew.
Raz rzuciłam w siedzącego do mnie tyłem i kolejny raz pouczającego mnie męża pilotem od
telewizora, dostał w głowę, a ja
się strasznie przestraszyłam ... Kilka miesięcy temu młodszy brat trafił do więzienia.To
absurd, lecz mama oskarżyła o wszystko,
co się wydarzyło, mnie i męża. "To wy mu zły przykład daliście ... Żylibyście, jak każdy w
Rosji, i nie wychylalibyście się ... Dla
was najważniejsze są pieniądze, a takich, jak my, wy za ludzi nie uważacie ... Pycha was
ogarnęła ... Nie zechcieliście go wziąć
do siebie i znaleźć mu pracy, a on tak tego oczekiwał...". Zauważcie, 25-letniemu bęcwałowi
miałam obowiązek znaleźć pracę
... Adwokata bratu (aby dostał możliwie jak najmniejszy wyrok) opłaciliśmy, ma się
rozumieć, my. Mama ostatecznie uzależniła
się od nauk Łazariewa i prawie każda nasza godzinna rozmowa telefoniczna zawiera bardzo
ważną część: jej refleksje na temat
tego, za jakie grzechy ją ukarał Bóg takimi dziećmi. Wszyscy znajomi cieszą się z wnuków, a
ją obcy ludzie pochowają, jak Bóg
da ... Całkiem zaprzestać takich rozmów nie mogę, po prostu staram się filtrować potok słów.
Przy tym mama jest wcale
niegłupią kobietą, lecz upartą. Przez ten czas przeczytałam ponownie wszystko, co znalazłam
w Sieci i uznałam za atrakcyjne:
Swijasza, nieco Łazariewa, NLP, Symoron, magię, psychologię, Lewiego, Pawlenko ...
Transerfing. Tonący, sami wiecie, czego
się chwyta ... Po prostu nie mogłam uwierzyć, że z jednym i tym samym człowiekiem może
dziać się to wszystko. Wiele zrozumiałam, lecz kiedy jesteś w środku sytuacji, to trudno
ocenić sytuację.
Zaczęły pojawiać się myśli samobójcze i pragnienie posłania wszystkich do diabła lub
pobicia męża ... ponieważ
wrzeszczał na mnie (ja przecież jestem zawsze winna) codziennie. W pojedynkę nie dało się
z tego wszystkiego wydobyć. Firmę
mąż miał zamiar zlikwidować nie wcześniej niż po spłaceniu wszystkich długów. Kiedy ja
twardo powiedziałam, że pracować
więcej z nim nie będę, on nie uwierzył (jest o 16 lat starszy ode mnie i przyjęte było, że
ostatnie słowo zawsze należy do niego).
Musiałam to powtórzyć przy świadkach.Teraz kwestia ta jest już rozwiązana, przy czym
oboje jesteśmy przez to szczęśliwi. Na
firmie pozostaje wiele zobowiązań, które należy uregulować, kilka przewodów sądowych, no
i w ogóle, jakoś tak wszystko ...
nie tak ...
A u mnie za to pojawiło się pragnienie życia, pewność, że wszystko będzie tak, jak zechcę.
Jakoś wszystko ułożyło się na
swoje miejsce. W dużym stopniu dzięki Transerfingowi. Rozumiem, że jeszcze muszę uczyć
się i uczyć, lecz mnie to nie
odstrasza. Niedługo nauczę się też kochać siebie ... Na relacje z mężem patrzę w inny sposób,
nie to żeby go usprawiedliwiać,
lecz lepiej go rozumiem. Nikomu nie mówię o tym, że to, co się zdarzyło, sprzyjało mojemu
rozwojowi - nie zrozumieją.
Otóż mam pytanie: czy waszym zdaniem to normalne, że po tym wszystkim zamiast popaść
w smutek, jestem spokojna
jak lodówka z wewnętrzną pewnością, że wszystko będzie OK i w ogóle rozkoszuję się
życiem, a w odpowiedzi na fałszywe
współczucie (biedna, ile przeżyła ... i jeszcze te sądy ... ) tylko uśmiecham się: "Jeszcze nie
wiadomo, kto wygra tak naprawdę"
(daję słowo, że roszczenia wobec nas są nieuzasadnione, dlatego też jestem spokojna), może
nie wolno tak po prostu od razu
rezygnować ze starych nawyków i warto najbliższych przygotować do zmian stopniowo? Jak
Wasi najbliżsi reagują na wasz
"transerferski" stosunek do życia?
SID:
Ja nieraz w życiu czuję, że rozczarowałem się konkretnie i na zawsze i natychmiast
zapominam o lodowatym stanie.
Chce mi się obić komuś mordę, coś rozwalić, posiedzieć samemu, popłakać i uspokoić się,
napić się do nieprzytomności, a
nieraz po prostu odejść z życia, żeby się nie męczyć ... Może mam po prostu teraz taki ciężki
okres w życiu, nie wiem, ale rzuca
mnie z jednego nastroju w drugi i to poważnie. Jestem szczęśliwy, kocham i jestem kochany,
i nagle po minucie staję się kłębkiem
nienawiści i złości.
KICIA:
Zdarzają się różne okresy w życiu. Moim zdaniem Wrona pisał, że jeśli problem pozbawi się
emocji, to przeistacza się
on z problemu w sytuację. Jeśli spojrzysz na swoje problemy z dystansem i spokojnie z boku,
czyli jak obserwator, jakbyś oglądał
film, to emocje znikną i zaczniesz inaczej oddychać. Powodzenia! Życzę ci tego jako Matka
Teresa.
SlD:
Tylko że nie zawsze udaje się zlikwidować emocje, kiedy sprawa dotyczy czegoś ważnego.
Nie trzeba stosować tego w
każdej sytuacji, tumiwisizm jest dobry z umiarem.
KICIA:
Czyżbyś próbował co drugi raz? Raz - tumiwisizm! Raz - tamciwisizm! Raz - uszy zatkałeś
od krzyków! Od czego jest
głowa? Racja, od noszenia fryzury, a nie dla każdego, kto chce ci coś wmówić. Zachowuj
głowę w czystości, to nic ci się tam
nie zalęgnie.
93
SlD:
Uczucia też utrzymywać w czystości? Nie pozwalać sobie na zakochanie lub nienawiść? Ze
mną tak się dzieje w zasadzie
przez uczucia. Cała reszta już dawno mnie nie rusza.
WRONA:
~ Zauważyliśmy - zebrali się tutaj ludzie emocjonalni. Dlatego bliski jest mi i zrozumiały
Twój stan, SiO! Tylko że kiedy
wszystko się olewa, to to jest właśnie pozytywne myślenie. Trzeba tylko nauczyć się
pamiętać o tym zawsze.
LANDYSZ:
Rzeczywistość jest taka, jaką ją widzisz albo stwarzasz. Świat zależy od ciebie, a nie od
świata. Jeśli w swoim zwierciadle
zechcesz ujrzeć uśmiechniętą twarz, to co powinieneś zrobić? Racja, uśmiechnąć się, a nie
stroić minę jak łopata, od świata się
tego nie doczekasz ... Ale jeśli zechcesz coś zmienić w swoim życiu, to zmień swój stosunek
do wszystkiego. Wtedy również
świat się zmieni. Zmieniaj swoje odbicia na pozytywne, a ludzie zaczną do ciebie lgnąć.
SARINA:
Chcę wrócić do źródła tematu i odpowiedzieć kobiecie. Twoje problemy związane są z
przywiązaniem do opinii męża.
Przyzwyczaiłaś się do tego, by uważać go za mądrzejszego od siebie. Wasze wspólne próby
posuwały Was naprzód. Ty
wyciągnęłaś wnioski, a on nie. Z reguły mężczyźni są mniej elastyczni. Zresztą mężczyźni na
naszym forum to mężczyźni
przeżywający silne emocje (z mocnym żeńskim pierwiastkiem) i dlatego nie stoją w miejscu,
zmieniają się. Dlatego twoim
następnym zadaniem jest zrozumienie swojej samodzielności i słuchanie swojego szelestu
porannych gwiazd. Twoja sytuacja
będzie zależeć od tego, jak ty będziesz umiała przeciwstawić się wpływowi z zewnątrz
(mama, brat, mąż). Najważniejsze, żebyś
pamiętała: z tobą wszystko jest w porządku, a nawet lepiej!
NADZORCA:
Historia Soy yo stanowi potwierdzenie tego, że w żadnym wypadku nie wolno zdradzać
siebie. Jeśli musisz robić to,
czemu dusza aktywnie się sprzeciwia, to wszystko na marne. I odwrotnie: kiedy żyjesz w
zgodzie ze swoim credo, nawet jeśli
niektóre czyny przy tym rozchodzą się ze zdrowym rozsądkiem; to w ostatecznym
rozrachunku wszystko będzie w porządku.
Nie musisz analizować, w jaki sposób credo wygładza rzeczywistość. Po prostu uwierz, że
brak wypaczeń w obrazie doprowadza
odbicie do normy.
Musisz wiedzieć jedno: nie warto wkraczać na drogę, która "nie ma serca". Bardzo łatwo to
określić: na takiej drodze powstaje pełny rozdźwięk pomiędzy duszą i umysłem. Odczuwasz
wewnętrzny dyskomfort, niepewność, przygnębienie. Z jednej
strony wydaje się, że wszystko zostało zrobione właściwie, a z drugiej podświadomość
mówi, że wcale tak nie jest. Jeśli zaś
droga "ma serce", to poczujesz to w głębi duszy. Kiedy poruszasz się po swojej ścieżce,
pojawia się u Ciebie odczucie, którego
się nie da z niczym porównać: wszystko będzie tak, jak zechcę taka właśnie
charakterystyczna, spokojna pewność. Szukaj swojej
drogi, na której dusza śpiewa, a umysł z zadowoleniem zaciera ręce. Na pewno ją znajdziesz,
jeśli będziesz mieć taki zamiar.
ROZDZIAŁ siódmy.
Znam zasady gry!
DUSZA:
Zagrajmy w coś.
UMYSŁ:
Znowu w berka ze skakankami?
DUSZA:
Na przykład w "gąski, gąski". Ja będę gąskami.
UMYSŁ:
Dobra. Gąski, gąski!
DUSZA:
Gę, gę, gę!
UMYSŁ:
Chcecie jeść?
DUSZA:
O, yes!
UMYSŁ:
Nie odlatujcie!
DUSZA:
Ale mamy tu problemy!
94
UMYSŁ:
Jakiego charakteru?
DUSZA:
Choreograficznego! Miejscowe bandziory nie chcą nas wpuścić do knajpy!
UMYSŁ:
A czy można tę kwestię jakoś uregulować?
DUSZA:
Nieee! Oni żądają, żebyśmy zdjęły spodenki i zatańczyły taniec małych dziwek.
UMYSŁ:
No coś ty! Wszystkie twoje gry są zboczone.
DUSZA:
Zboczenie jest sensem sprzecznego z naturą zachowania, istotę którego można interpretować
jako chorobowe naruszenie
ukierunkowania, nakierowanie którego jest zboczone, czyli wyjaśnione błędnie i sprzecznie z
naturą, a co za tym idzie znajduje
się w sprzeczności z naturą lub innymi słowy jest nienormalnym, odchylonym od normy
funkcjonowaniem określonych, a także
nieokreślonych funkcji, inaczej mówiąc patologicznym szaleństwem, niezrównoważeniem
psychicznym, zaspokajającym naturalne potrzeby nienaturalną drogą. Przykładami zboczeń
mogą być: sodomia, sadyzm, masochizm, zoofilia, nekrofilia,
gerontofilia, pedofilia ...
UMYSŁ:
Uspokój się, chora na umyśle nudziaro!
DUSZA:
Uczę się od ciebie. Jesteś chorym na umyśle nudziarzem.
LESHIY:
Mam pewne wątpliwości, czy napisać następujące słowa. Zdecydowałem się jednak napisać.
Jak długo stosuję Transerfing?
Od kiedy ukazał się w internecie. Według subiektywnych odczuć - trzy miesiące. Mogę
powiedzieć, iż życie odczuwalnie się
zmieniło. Przecież moje niewielkie doświadczenie życiowe kształtowało się na tej książce,
plus wiele nowego, do czego sam długo
bym dochodził. Na początek zmiany w psychice (w pozytywnym sensie tego słowa),
stosunek do życia. Dla mnie zmiany są
niezauważalne, ale znalazłem swoją starą korespondencję z pewnym człowiekiem. Okazuje
się, że miałem ciągłe stresy i załamania. Teraz jestem absolutnie zadowolony ze swojego
życia, podoba mi się większość tego, co mnie otacza. Zwykłe rzeczy stały
się inne. Nawet dzisiaj - wracałem do domu i na kilka minut zatrzymałem się, by popatrzeć
na swój dom. Bardzo spodobał mi
się jego widok na tle nocnego nieba. Na takie piękno można się gapić bez przerwy.
Technika slajdów również zadziałała. Przy czym to już nie moja psychika. Jeden z aspektów
mojego slajdu był sformułowany przykładowo tak: "Chcę być towarzyski i nawiązywać
kontakt z otoczeniem (nieznajomymi)" albo coś w tym stylu.
Zmiany zaszły, i to dość odczuwalne. W zasadzie tak samo chodzę, jeżdżę w autobusach, nic
się nie zmieniło. Ale teraz ludzie,
na przykład kierowcy busów, zaczęli ze mną rozmawiać, staruszki o coś pytać itd. (Chociaż
w tym celu nic nie robiłem)!!! To
znaczy, że to inni ludzie, a nie mój stan wewnętrzny! W pozostałych kwestiach slajd również
zadziałał.
No i naturalnie ślizg poprzez przestrzeń wariantów. Zaliczyłem sesję na najwyższą ocenę,
chociaż się nie uczyłem. Może
to normalne. Miałem jedno dość wielkie pragnienie - dostać się na przeddyplomową praktykę
do firmy "Wympiełkom". Chociaż
wszyscy mówili, że bez "pleców" nikt mnie tam nie przyjmie, ale w sumie zostałem wpisany
na listę praktykantów. Dziekan
powiedział, że to jedyny przypadek, kiedy wzięto kogoś z naszej specjalizacji ot tak.
Naturalnie starałem się spełniać warunki
Transerfingu. Zmniejszyłem ważność w ten sposób, że obdzwoniłem niemal wszystkie firmy
z tej dziedziny. Nawet dziwne, ale
absolutnie wszędzie odpowiedziano mi odmową (około 15 firm). Powiedziano mi, że nie
mają czasu opiekować się studentami.
Wówczas poszedłem to naszego opiekuna, który zajmuje się kwestiami praktyki, i
powiedziałem, że chcę iść do
"Wympiełkomu". On odpowiedział, że raczej mi nie pomoże, ale jeśli będzie wniosek, to
wspomni o mnie. Zapomniałem o tym
i pogodziłem się, że pójdę do jakiegoś innego przedsiębiorstwa, a pod koniec sesji
przejrzałem listy i okazało się, że pragnienie
się spełniło.
Nawet do wojska jakoś mnie nie powołują, zobaczymy, na razie wszystko układa się
pomyślnie. A w ogóle prawie wszystkie pragnienia spełniają się bardzo szybko. Jeśli zaś nie
spełnia się to, to znaczy, że cele były niezbyt upragnione i nie moje. Oczywiście Transerfingu
będę musiał jeszcze długo się uczyć, ale jednak początek jest niezły - w ciągu trzech miesięcy
odczuwalne
rezultaty. Teraz jeszcze pozostaje nastroić się, by nauka przebiegała w postępie
geometrycznym!
W kwestii energetyki. Wegetarianinem na razie nie udało mi się zostać. Jedyne co
wykorzystuję z rad, to naprzemienny
prysznic. Ale energii przybyło! Cały dzień mogę biegać i załatwiać sprawy, a pod wieczór w
ogóle nie czuję zmęczenia.
I ostatnia sprawa ... zrozumiałem, że ludzi, którzy mogą uwierzyć w spełnienie wszystkich
swoich życzeń, niemal nie ma.
To smutne, że takich jak ja jest mało. A dokładniej - na razie nie poznałem osobiście ani
jednego. Większość wierzy w to, co
widzi. A widzi jedno - że bez pracy nie ma kołaczy. A tacy fantaści i bezczelne typy jak ja nie
mają na co liczyć w tym życiu. I
95
moje miejsce jest w moich fantazjach. Jeszcze niedawno udowadniałem wszystkim, że nie
mają racji. A teraz zrezygnowałem
z tego głupiego pomysłu. Nawet jest mi ich nieco żal. Oni sami świadomie rezygnują z
największego daru danego ludziom robienia co się chce, bez ograniczeń. No i zgoda.
Najprawdopodobniej każdy powinien dojść do tego sam. Niech Moc będzie
z Wami.
MAD DOG:
W części dotyczącej nastawienia do życia mam taką samą sytuację. A co do obiektywnej
rzeczywistości, to jest trochę
inaczej: od kiedy na poważnie zacząłem zmieniać swój stosunek do życia, wahadła nasiliły
swoją aktywność i zaczepiają mnie
dość brutalnie. Wszystko dzieje się w bardzo interesujący sposób: matka jest w szpitalu w
ciężkim stanie, mnie po raz pierwszy
otworzył się wrzód, zachorowała żona. Zaczęły się tymczasowe problemy finansowe, i to
takie, że w kieszeni nie ma ani kopiejki
wszystko zostawiłem w szpitalach i aptekach. W pracy problemy natarły na mnie falą początek roku rozliczeniowego. Ale co
ciekawe, przy takim zdawałoby się położeniu nie do pozazdroszczenia uzyskuję zadowolenie
z życia. Analizuję błędy, naprawiam
je. A fala szczęścia nigdzie nie ucieknie. Sam stwarzałem w prze.szłości mocne potencjały i
wahadła po prostu bez walki nie
chcą mnie wypuścić, ale ja teraz znam zasady ich gry. Nawet nie Wyobrażam sobie, co by ze
mną było bez Transerfingu.
LESHIY:
Pamiętam, nawet autor pisał, że kiedy uwalniasz się od wahadeł, to wszystko się pogarsza,
ale to tymczasowe zjawisko.
A bez Transerfingu tych problemów by nie było. Byłoby pokojowe współistnienie z
wahadłami do końca życia, utrata energii
na nie i głupia imitacja szczęścia ... niekiedy ... A kończyłoby się wszystko tak jak zaczyna
się książka, której autor opisuje
pochmurny poranek. Jednak wszyscy otrzymaliśmy szansę i trzeba ją wykorzystać!
LESHIY:
Autor w książce moim zdaniem celowo unika słowa "egoista", zastępując je indywidualistą.
A może to różne pojęcia?
Myślę, że jednak takie same. Kwestia w tym, w jakim stopniu należy stać się egoistą, jaki
powinien być idealny stosunek do ludzi:
1. "Mam was gdzieś, to wasze problemy (można wyrazić to innymi słowy)", albo 2.
"Koniecznie wam pomogę, jak tylko zrobię
porządek ze swoimi sprawami", albo 3., 4 .... ???
ANDRZEJ:
Są to pojęcia całkiem różne - prostopadłe. Jak sam wykazałeś, egoista to: "Widzę wasze
problemy, ale mam je gdzieś".
Indywidualista to: "Nie przyjmuję i nie odrzucam bezwarunkowo żadnych zasad zachowania
w społeczeństwie, zawsze dokonuję
świadomego wyboru odpowiednio do osobistych preferencji". Indywidualista może być
zarówno egoistą, jak i altruistą, jeśli
taki jest jego osobisty wybór. Istnieje jeszcze egocentryk: . Jestem tak zajęty sobą, że
waszych problemów nie zauważam, ale jeśli
mi je wskażecie, to mogę pomóc". Umiarkowanie egoistyczna strategia zachowania
najczęściej jest korzystna, zaś krańcowo egoistyczna - nie.
LESHIY:
Nie udaje mi się na razie obchodzić bez telewizora. Nie oglądam, ale kiedy przychodzę do
domu i siadam do posiłku,
po prostu włączam, żeby coś leciało w tle. Niekiedy nawet wciągało mnie to, co się w nim
działo. Ale wczoraj ponaklejałem w
całym domu żółte karteczki. W celu świadomego śnienia . Przecież trzeba przypominać sobie
po dziesięć razy dziennie. Można
nawet zapomnieć. Postanowiłem więc być sprytny. Kiedy oglądałem telewizor, wpadła mi w
oko żółta karteczka i od razu
odwróciłem uwagę! To znaczy, że wewnętrzny Nadzorca (ciekawe, co to znaczy?)
intensywnie trenuje. Myślę, że taki sposób
jest pożyteczny. Przecież nieraz otaczający nas świat bardzo wciąga. A z czasem nauczę się
obywać się bez żółtych karteczek!
TUCKER:
"Wewnętrzny Nadzorca" to właśnie ten, który pozwala ci oderwać uwagę od tego, co Cię
wciąga. I daje możliwość
uświadomienia sobie tego, co się dzieje, zamiast zanurzać się w hipnozie. Tak bym to
sformułował...
LENCZYK:
Minęły prawie dwa lata ... Wielu z tych, którzy są w tej chwili na forum, nie czytało jeszcze
tych słów. Ja też. Przypadkowo
je znalazłam. Leshiy! Jak się teraz czujesz?
LESHlY:
Myślałem, że u wszystkich Transerfing zaczyna się jednakowo. Wiele osób mówiło najpierw uniesienie, potem jakby
spadek nastroju, ale w rzeczywistości wchodzi się w zwykłe łożysko.Tylko książkę stara się
jak najczęściej ponownie czytać. Miałem marzenie (umysł), by zostać dyrektorem, ale
szczególnego zachwytu nie doznawałem, chociaż bardzo chciałem. Zostałem
dyrektorem. Nic szczególnego, żadna wielka przyjemność. Wydaje mi się, że jednak
znalazłem (kilka dni temu) coś prawdziwego.
Myśląc o tym, odczuwam dziecięcy zachwyt i nie mam wątpliwości, że się uda! Co zaś się
tyczy prestiżowości miejsca pracy,
to mam szczęście, że na samym początku życia dane mi było zrozumieć, że to nieważne.
Ciekawy zwrot zdarzeń: będę szukać
tylko tego, co się podoba! Najważniejsze to jak najczęściej przypominać sobie iż
rzeczywistość tak naprawdę zależy od ciebie.
Zapominasz, gubisz się - i wszystko biegnie, nie zważając na twoje pragnienia. Przypominasz
sobie - i wszystko się udaje!
NADZORCA:
Rzeczywiście, kiedy zaczynasz stosować Transerfing, czyli bierzesz ster losu w swoje ręce,
"twój szkuner skręca w inny
96
hals", w związku z czym nieunikniony jest przechył - stare problemy zaostrzają się. Śmieci
nagromadzone w trakcie
nieświadomego życia - wszelkie "skrzynki i beczki" - zaczynają się toczyć po pokładzie. Ale
powinieneś wiedzieć, że jest to tymczasowe zjawisko. Koordynacja zamiaru i technika
amalgamatu, jak również inne zasady Transerfingu, pomogą Ci oczyścić
warstwę Twojego świata i zaprowadzić w niej porządek.
Wcześniej byłeś zmuszony do uczestniczenia w narzuconej grze o nieznanych zasadach.
Musiałeś działać na ślepo, a
potem często zdarzało się, że nawet nie zdążałeś czegokolwiek zrozumieć, a już Ci
oznajmiano, że partia jest przegrana. Teraz
jest inaczej. Znasz zasady gry, a to znaczy, że z blotki zmieniłeś się w tego, kto rozdaje karty.
Od teraz niezależnie od tego, co
by się działo ...
DUSZA:
Jestem królową swego świata!
UMYSŁ:
I wszystko idzie jak należy.
Zmiany w życiu.
UMYSŁ:
Znudziło mi się twoje gadanie, znudziła mi się przestrzeń wariantów. Odchodzę do
przestrzeni Hilberta [Przestrzeń
Hilberta - rzeczywista lub zespolona przestrzeń liniowa z określonym iloczynem skalarnym
(inaczej przestrzeń unitarna) dla
której norma (1) wyznaczona przez iloczyn skalarny jest zupełna. Każda przestrzeń Hilberta
jest więc, w szczególności,
przestrzenią Banacha. Geometria przestrzeni Hilberta zdecydowanie jednak odróżnia się od
geometrii pozostałych przestrzeni
Banacha - dla przykładu twierdzenie o zbiorze wypukłym zachodzi wyłącznie w
przestrzeniach Hilberta. Przestrzenie Hilberta
są podstawowym pojęciem analizy funkcjonalnej. Do matematyki wprowadził je David
Hilbert pod koniec XIX w. Przestrzenie
Hilberta są także podstawowym narzędziem wykorzystywanym w wielu dziedzinach fizyki,
między innymi w mechanice kwantowej - tam się zagłębię w głębokie rozmyślenia, zanurzę
się w największe głębiny wiedzy i odkryję dla siebie głęboki sens całego
istnienia, albowiem kryje się on w najgłębszej mądrości, w odmętach której mieszczą się
niewyczerpane złoża odległej prawdy,
w której ja, zszedłszy na same dno bezdennej wiedzy, uzyskam na tyle głęboką wiedzę
dotyczącą wszystkich sfer bytu, że w ich
głębię nikt jeszcze się nie zapuszczał.
DUSZA:
Facet całkiem zwariował. No to się zapuścisz, nie mam wątpliwości. Na zdrowie. A czym jest
ta przestrzeń Hilberta?
UMYSŁ:
No proszę! Zawsze twierdziłem, że nie mam z tobą o czym rozmawiać. Jeśli mam wyjaśnić
w sposób prosty, dla kucharek,
to można powiedzieć, że jest to przestrzeń kwadratowo zespolonych funkcji, jeśli można tak
się wyrazić. Albo innymi słowy
można powiedzieć, że znajdują się tam funkcje falowe cząstek elementarnych i - że tak
powiem - innych obiektów mikroświata.
DUSZA:
Kretyn, co tu można jeszcze powiedzieć?
UMYSŁ:
Nie przeszkadzaj mi się skupić.
DUSZA:
Tak. .. objawy kliniczne. No zgoda, polecę, popatrzę, co tam dzieje się w tej przestrzeni
Hilberta.
DUSZA:
Hej, głęboko myślący, wróciłam!
UMYSŁ:
No i co mądrego mogę od ciebie usłyszeć?
DUSZA:
Mianowicie dowiedziałam się, że jak się okazuje, przestrzeń Hilberta może być jeszcze
określona jak unitarna przestrzeń
wektorowa. A unitarną (lub innymi słowy hermitowską albo przedhilbertowską) przestrzeń
jest w wypadku, jeżeli każda para
wektorów tej przestrzeni wyposażona jest w iloczyn skalarny. Wszystkie
skończeniewymiarowe przestrzenie liniowe nazywamy
euklidesowymi przestrzeniami wektorowymi i służą jako modele n-wymiarowych geometrii
euklidesowych. I co ciekawe, jeżeli
istnieje jakiś ostateczny lub rachunkowy układ liniowo niezależnych wektorów w przestrzeni
Hilberta, to istnieje także ortonominalny układ, rodzący to samo - wielopostaciowość
liniową. Nie nudzisz się? Tak, zapomniałam jeszcze powiedzieć, że pod liniową
wielopostaciowością rozumiemy ogół wektorów z liniowej (podkreślam!) wektorowej
przestrzeni, składającej się z
wektorów nad pierścieniem skalarnym, gdzie dopuszczalne jest dodawanie wektorów i
mnożenie wektorów przez skalary. Przy
czym wspomniana przestrzeń wektorowa jest także grupą przemienną dla dodawania
wektorów.
UMYSŁ:
97
Koniec! Nie mogę dłużej! Zamilknij natychmiast!
DUSZA:
Poczekaj! Jeszcze chciałam wygłosić ci wykład o liniowych funkcjach zintegrowanych w
przekształceniach i ortonominalnych ciągach. Zresztą niezwykle interesujący temat!
UMYSŁ:
Nie! Nie! Tylko nie to! Już więcej nie będę się wymądrzać, obiecuję!
DUSZA:
Właśnie, właśnie!
ANHNOWN:
Chcę usłyszeć, jak Transerfing wpłynął na wasze życie.
Najlepiej na przykładach.
SARINA:
Praktyczne znaczenie Transerfingu jest nie do przecenienia. Świat wyszedł mi na spotkanie.
Przykładów jest wiele ...
ALEKSANDER:
Wszystko dzieje się samo przez się. Nieraz to nawet przeraża. Wyobraź sobie: masz problem,
którego nie jesteś w stanie
rozwiązać przez pół roku, a potem rozwiązuje się on sam bez wysiłków z twojej strony, po
prostu wieczorkiem dzwoni telefon
i problem jest rozwiązany. Co do zmian:
1. Zmieniłem pracę na taką, która jest ciekawa i którą starałem się otrzymać w ciągu pół
roku.
2. Wypłata zwiększyła się kilkukrotnie.
3. Życie wypełniło się ciekawymi zdarzeniami. Najważniejsze: robię to co chcę i umiem.
A najważniejsza dla mnie jest pewność, że dalej będzie jeszcze lepiej.
WŁAD:
Gwałtownych zmian na lepsze na razie nie zauważam - przeciwnie, pojawiły się poważne
problemy, przepraszam, ale
nie chcę wdawać się w szczegóły, jednak świetnie rozumiem, że jest to tylko okres
przejściowy i dlatego nie martwię się z tego
powodu.
GEMINI:
Kiedy zapoznałam się z Symoronem, wszystko było tam dla mnie nowe. Kiedy los zetknął
mnie z Transerfingiem,
odniosłam wrażenie, że to coś bliskiego i znanego. Brakowało mi tylko terminologii, żeby
wszystko sobie poukładać. Nie wiem
nawet, jak dawno wykorzystuję Transerfing. Niektóre jego metody od dzieciństwa. (W wieku
10 lat byłam prawdziwym filozofem.) Na przykład jestem świetnym specjalistą w
wyszukiwaniu dobrego w złym. Moja wprawa doprowadzona jest do
poziomu odruchu. Nawet jeśli tego dobrego od razu nie widać, to wystarczy wiedza, że ono
jest. I uwaga przekierowuje się na
kwestię: Gdzie? Za którym zakrętem?
PS. "Jestem tą, która ślizga się po falach na surfingu" - tak brzmiało moje pierwsze
symoronowe imię. Było to 5 lat temu.
Skąd się wziął w nim surfing - sama się dziwiłam. Zresztą teraz już jest to jasne.
LESHIY:
Moje pragnienia się ziszczają i to jeszcze jak.Tylko że potem sam nie jestem z tego
zadowolony. Ziszczają się z opóźnieniem najwyżej czteromiesięcznym. Dwa tygodnie temu
spełniło się kolejne, dotyczące zatrudnienia się jako określony specjalista.
Tak się tam zaharowuję, że chcę się zwolnić.Trzeba by wypracować jakąś dokładną metodę
filtrowania niepożądanych pragnień.
GEMINI:
Otóż to. Ja też jestem ostrożna z pragnieniami. Przydałaby się metoda. Może trzeba
formułować jakoś bardzo konkretnie?
Żeby obywało się bez pobocznych niespodzianek.
WŁÓCZĘGA:
Ludzie, nie uwierzycie, ale odkryłem Transerfing samodzielnie jakieś dwa lata temu.
SARINA:
Odkryć Transerfing samodzielnie? Zasady są znane. Dokładnie. Zeland nie ukrywa, że
pochodzą one z Jednego Źródła,
podobnie jak każda wiedza. Ale usystematyzować to - oto zadanie.
Nie uwierzycie, ale ja też zauważyłam, podobnie jak Włóczęga, że "sama świadomość faktu,
iż wszystko ma swój sens,
już dysponuje ogromną korygującą mocą". Dlaczego?
MICHAIŁ:
To jest właśnie to, co zachwyciło mnie po przeczytaniu pierwszych rozdziałów. Zmiany na
taką skalę po przeczytaniu
jedynie fragmentu tekstu to coś niewiarygodnego, ale to fakt. A wiedza, jak wiadomo, jest
silniejsza od wiary.
SARINA:
Mnie uczono następująco: działaj, a otrzymasz. Potem uwierzysz. Może uzyskanie wiedzy
również wchodzi w zakres działania?
98
MICHAIŁ:
Jak się okazało, podstawowy rezultat Transerfingu to znikanie dużych problemów, które
byłyby rozwiązane w dramatyczny sposób i to taki, o którym chciałoby się opowiedzieć (jak
u symoronowców). Drobne problemy robią się przy tym tak
śmieszne, że nie mam o nich nic do powiedzenia. A cele, które przed sobą stawiam jako
slajdy, każą na siebie trochę poczekać.
LOLIK:
Ostatnio miałam ciekawą sytuację. Odpoczywaliśmy nad morzem (jak to się mówi: marzenie
się spełniło) ale za sąsiadów
mieliśmy Włochów - ekspansywna nacja, całą noc wymieniali się emocjami, aż było słychać,
jak krzesła rzucali z kąta w kąt.
Początkowo się zdenerwowałam - tylko tego brakowało, hałas taki, jakby się było w centrum
zdarzeń, nie było mowy o spaniu,
czułam, jak złość mnie ogarnia. Nie, myślę, tak nie będzie, wypróbujemy swoją wprawę w
Transerfingu. Zaczęłam obserwować,
jak reaguję na sytuację, stałam się jakby postronnym obserwatorem. Przypomniałam sobie
film "Włoch w Rosji", wyobraziłam
sobie, że moi sąsiedzi to bohaterowie z filmu. Złość zastąpił lekki chichot i nawet nie
zauważyłam, jak zasnęłam, chociaż oni,
według opowiadań naocznych świadków, wojowali całą noc, a ja zdziwiłam się, że niczego
nie słyszałam, chociaż sen mam
bardzo płytki. Zasypiałam w ten sposób przez cały tydzień. A początkowo złościłam się i
długo nie mogłam zasnąć.
MAD DOG:
Skupiłem się na tym co dobre: najwidoczniej zbytnio się skupiłem i dlatego przydarzyła mi
się zajmująca historia. Nie
będę teraz wiele mówić, tylko przytoczę swoje zapiski zrobione owego dnia.
Celem człowieka jest twórczość.Twórczość w jakiejkolwiek postaci: napisana książka albo
namalowany obraz, albo opera,
zarobiony milion, zbudowany dom. Jednym słowem: wszystko, co jest zrobione z duszą,
stanowi twórczość. To jedyna rzecz
niedostępna dla zwierząt. Mają one wszystko podobnie jak my: ciało, duszę, umysł. Ale nie
jest im dana zdolność do tworzenia.
Zwierzę nie jest w stanie stworzyć czegoś zasadniczo nowego. A człowiek znajdujący się w
stanie zezwierzęcenia też nie jest
zdolny do twórczości. Jedynie w stanie harmonii duszy, ciała i umysłu możliwe jest twórcze
uniesienie. Pierwszy krok na drodze
ku harmonii to po prostu uświadomienie sobie siebie jako potrójnej istoty. Wystarczy po
prostu zagrać w tę wciągającą grę "jest
nas troje i kochamy się nawzajem" i popatrzeć, co z tego wyjdzie w procesie. Zasady są
proste: po prostu ujrzeć, że jest nas troje.
Dusza to podstawa wszystkiego, ona rodzi wszystkie pragnienia i zamiary. Ciało to filar, byt
materialny, sprawca wszystkich pragnień i zamiarów. Umysł to "konstruktor widzenia
świata" zapewniający łączność pomiędzy duszą, światem i ciałem. Prawda jest
taka, że Bóg jest zawsze i we wszystkim. A dusza umie rozmawiać z Bogiem bez
jakichkolwiek tłumaczy. Dusza i Bóg stanowią
całość. Umysł zaś swą pierwotną funkcję wypaczył i zdecydował, że jeśli on tłumaczy duszy
świat, to może być ogniwem łączącym pomiędzy Bogiem i duszą. Umysł jest konieczny, ale
powinien zawsze pamiętać o swoim miejscu tłumacza, a nie najważniejszego centrum
stworzenia. Pośród ciała, duszy i umysłu nie ma najważniejszych, nikt nie jest
zwierzchnikiem. Każdy
pełni swoją funkcję. A skoro tak, to nadszedł czas, aby umysł przypomniał sobie, że
odpowiada za duszę.Trzeba ją pielęgnować
i chronić, a nie tłumić i zamykać na strychu. Przypomniał on to sobie, skoro pozwala ciału
pisać te słowa.
Tak właśnie pisałem, a dookoła mnie wszystko śpiewało i lśniło, takie święto miałem w
duszy. I oto właśnie w tej chwili
zadzwonił telefon i poinformowano mnie, że mogę wygrać górę nagród. W ogóle jestem
człowiekiem bardzo nieufnym, ale w
związku ze świętem duszy zdecydowałem się. Oto kontynuacja moich notatek.
Właśnie mnie oszukano na 240 hrywien. Bez trudu! Ale na 960 się nie udało. A było to tak:
telefon, ciekawy numer
16575-13, męski głos przywitał się, przedstawił się (Łowczenko Oleg Mikołajewicz kierownik działu reklamy), pogratulował
mi. Zdziwiłem się - o co chodzi? A on mówi: "Jest pan jednym z dziesięciu wybranych
spośród półtora miliona abonentów".
Pomyślałem sobie, że sprawa jest poważna. A on nie uspakaja się: wymienia nagrody, a
potem mówi, że wystarczy kupić kartę
telefoniczną za 240 hrywien, a najlepiej dwie, albo trzy ... Boże, dzięki Ci za nauczkę!
Rzeczywiście nie warto się rozluźniać.
Zweryfikowałem nieco swój zachwyt nowymi teoriami. Zmniejszyłem go do zera. A tak w
ogóle wszystko jest wspaniale.
Niebo tak samo niebieskie, obłoki ponętne. Zawsze kiedy chcę sprezentować coś mojej
Irinie, przeszkadzają mi okoliczności.
Może niezbyt szczerze chcę ucieszyć moją ukochaną?
Chyba nie warto zamęczać umysłu tak od razu, bo można narobić błędów. Jeden już
popełniłem. To znak - warto zatrzymać się i wsłuchać. Tylko się nie bać. Mój świat nadal
troszczy się o mnie. Jestem pewien, że świat znajdzie coś, czym
ucieszy moich ukochanych i mnie.
Dzięki Ci Boże. Dałeś mi najcenniejszy dar - śmiech. Śmieję się z siebie absolutnie szczerze i
z lekkim sercem. Zapłaciliśmy za lekcję 240 hrywien - to niewielka cena za nauczkę. Dusza,
umysł i ciało we trójkę śmieją się ze swojej głupoty. Dusza
wierząca w cuda uskrzydliła się, kiedy usłyszała o nagrodach. Umysł speszony ochrzanem,
który otrzymał, niedawno też nie
od razu się włączył, oślepiony zachwytem duszy. A ciało szybciutko pobiegło do sklepu i
własnymi rękami wydało pieniądze.
Błąd polegał na pierwszym kroku. Zachwyt. Dusza śpiewa. I tu był czas najwyższy, aby
włączył się umysł i skontrolował sytuację.
Wolność wyboru w tym świecie w ostatecznym rozrachunku urzeczywistniana jest przez
umysł. Powinien być on filtrem kontrolującym informacje na wejściu i wyjściu, uważnie
słuchać duszy. Jednak również własnych, "rozsądnych" wątpliwości nie
należy odrzucać od razu. W sytuacji podobnej do dzisiejszej umysł i dusza powinny działać
wspólnie, wrażliwie i błyskawicznie
reagując na sytuację.
99
Dzisiaj, spoglądając na wypadki, rozumiem, że nawiedził mnie "cielęcy zachwyt" i rezultat
nie kazał na siebie długo
czekać. Za to teraz wspominam to i się śmieję.
ARNIKA:
Aha, "cielęcy zachwyt"? Ostatni raz to uczucie nawiedziło mnie, kiedy uczyłam się w
pierwszej klasie. Oglądając globus
w określonym oświetleniu, dokonałam odkrycia naukowego! Zrozumiałam, dlaczego jest
dzień i noc! Ale wyszedł z tego
całkowity krach! Okazało się, że to odkrycie było dokonane przede mną! Rzeczywiście,
trzeba po prostu obudzić się i pamiętać.
UMYSŁ:
Ty, ufna duszo, często dajesz się nabrać na ładne opakowanie.
DUSZA:
Ja nie daję się nabrać. Ty sam jesteś naiwny.
NADZORCA:
Nie rozdwajajcie się. Zawsze starajcie się szukać takich odpowiedzi i decyzji, w których
dusza i umysł zlewają się w
jedno. Jeśli jesteś młody, to chce Ci się wszystkiego od razu. Ale życie pokazuje, że nie tak
łatwo jest coś osiągnąć, potrzeba do
tego czasu i usilnego trudu. Jeśli połowę życia masz już za sobą, to chciałbyś naprawić błędy
i zmienić aktualny stan rzeczy.
Wszyscy chcemy całego świata i do tego od razu. Ale wszyscy jesteśmy zamknięci w futerale
uwarunkowań: walczyć, pracować
i czekać. Życie najpierw się zaczyna, potem jakoś szybko przelatuje i oto zbliża się do końca.
Pragnienia nie spełniają się,
marzenia nie ziszczają, obiecane szczęście wciąż majaczy gdzieś w iluzorycznej przyszłości.
Czy nie zmęczyłeś się jeszcze pogonią za zachodzącym słońcem? Transerfing niczego Ci nie
obiecuje. Uzbroiwszy się w techniki Transerfingu, sam rozerwiesz pajęczynę fałszywych
ograniczeń. Pozwoli Ci to uzyskać autentyczne szczęście. Tu i teraz.
Moje odkrycie.
DUSZA:
Niedawno dokonałam zadziwiającego odkrycia - na tyle wstrząsającego, że wstrząsnęło mną
do głębi!
UMYSŁ:
Mówisz, że do głębi ciebie ... Cóż to za odkrycie?
DUSZA:
Wyobraź sobie, że na mojej kosmetyczce odkryłam napis: "Niech cios cię nie pokona"! To
było jak grom z jasnego nieba,
jak rozkaz Che Guevary! Jak bym w owej chwili przejrzała na oczy. Stała się dla mnie jasna
tajemnica, która wszystko ułożyła
na miejsce: oto jestem ja i są one - ciosy. Nie mogę się dać pokonać żadnemu ciosowi! Oto
najważniejsza prawda postrzegania,
percepcji i postępowania! Nie może mnie pokonać żaden cios!
UMYSŁ:
Aleś się podnieciła. O jaki cios chodzi? Pokaż tę swoją kosmetyczkę· Przecież na niej jest
napisane: "Niech cię CZAS
nie pokona"! To są kosmetyki odmładzające.
DUSZA:
Niemożliwe! Oto właśnie cios! Najwyższej klasy poezję potrafisz zmienić w prozę dnia
codziennego ...
KATYAVA:
Mój ojciec natknął się na reklamę książki o Transerfingu, potem ją kupił, przeczytał i dał
mnie. Ja przeczytałam i wrażenia
mam wprost wspaniałe. Przedtem czytałam Łazariewa i znalazłam tam wiele ciekawych
rzeczy. Kiedy weszłam na to forum,
ujrzałam panujące tu rozluźnienie i optymizm.
Swego czasu urodziłam martwe dzieci. Długo nie mogłam wydostać się z depresji. Potem
próby stały się bardziej
pomyślne. W ciągu ostatniego roku stałam się całkiem inna, a po przeczytaniu Zelanda dusza
wprost uspokoiła się ostatecznie.
Nie wiadomo, skąd wzięła się energia i pojawiły się zainteresowania.
WEXEN:
Ja też niedawno wszedłem na to forum i z książką zetknąłem się w podobny sposób, tylko że
moja mama kupiła książki
o Transerfingu. Od razu kiedy zobaczyłem te książki, zrozumiałem, że "są moje". Po ich
przeczytaniu poczułem, jakbym się
odrodził, a teraz zaczynam budować swoją przyszłość.Teraz dowiedziawszy się o tobie,
zrozumiałem, że nie tylko ty jesteś taka
i nie tylko ja!
SARINA:
W pracy weszłam do sąsiedniego gabinetu i zastałam dwie panny intensywnie dyskutujące o
programie telewizyjnym
na temat czyichś urazów ... Tak się tym delektowały ... Pomyślałam, jak to dobrze, że różnię
się od nich postrzeganiem świata
(oczywiście pozytywnym!). ] życie tej kobiety, która opowiadała, przebiegało trudno i bez
radości! Oto rezultat naszych wysiłków,
w tym również zmierzających do zastosowania Transerfingu. Lżej nam się żyje, bracia i
siostry!
MILEDI:
100
Zdarzyła się rzecz interesująca. Należało dzisiaj obowiązkowo uzyskać zaświadczenie z
administracji. Ale tak nie chciało
mi się tam iść, stać w kolejce ... Przekonywałam siebie, ale bez efektu. Powiedziałam
Nadzorcy: "Dobra. Mamy jeszcze czas, a
kiedy będzie trzeba - daj mi znać ... ". Siedzę, czytam nasze forum ... Spojrzałam na zegarek została godzina do zamknięcia
administracji, a iść się nie chce. Mija jakieś dziesięć minut, a mnie coś lekko podnosi z fotela
i za 30 minut wróciłam do domu
ze wszystkimi potrzebnymi dokumentami... Nie sprawdzono tam nawet mojego dowodu
osobistego, a znajoma w zeszłym tygodniu była tam - nie dość, że straciła pół dnia, to jeszcze
kupę zaświadczeń od niej wymagano ...
OXI:
Jestem na forum po raz pierwszy. Podoba mi się to, że: jest lekko, swobodnie, radośnie ...
Krótko o sobie. Od kiedy siebie
pamiętam, stosowałem Transerfing, tylko nieświadomie, a przez pewien czas półświadomie.
Ale półświadomość prowadziła jednak do pytań: "Co robię nie tak, dlaczego nie w pełni
udaje się wszystko, czego chcę?". Stąd depresje, nie często, ale jednak występujące.
Niedawno wkroczył do mojego życia "świadomy";,' Transerfing.Teraz po prostu rozkoszuję
się życiem.To piękne żyć
i wiedzieć, że jest się twórcą własnego życia, a nie "muchą w słoiku", jak mawia pewna moja
znajoma.
SAŁAWAT:
Ciekawe, napisane to było dawno, a jak teraz mają się sprawy?
JUDE:
Sprawy mają się znacznie lepiej, a nawet ... nie wiem, jaki termin prawidłowo dobrać.
Stabilna, wewnętrzna, spokojna
pewność, że wszystko dzieje się tak, jak należy, przy czym w najlepszy - optymalny dla mnie
sposób. Pewność ta stała się nie·
odłączną częścią mnie. Poza tym jest to nie tylko pewność, ale wiedza, że wszystko będzie
tak jak wymyśliłam, pragnę, chcę. I
właśnie tak wszystko się spełnia, urzeczywistnia.
EMP:
Witam wszystkich. Koledzy, olśniło mnie. Wiecie, mimo że Zeland tysiąc raz mówił, że nie
warto chwytać świata za
gardło i należy obniżać ważność, to my jesteśmy uparci i dopóki na sobie nie wypróbujemy,
to nie uwierzymy. Tak więc
początkowo uparcie nie chciałam zwalniać swego uchwytu, ale po długich bezowocnych
próbach zdecydowałam się po prostu
uspokoić i powiedziałam sobie: "Mój świat troszczy się o mnie". I wyobraźcie sobie, że udało
mi się to, do czego tak bardzo
dążyłam. A wszystko rodzi się w podświadomości po długich treningach, ale jeśliby wszystko
było takie łatwe, to już dawno
wszyscy mielibyśmy to, czego chcemy. Nie przestawajcie trenować i wierzcie w sukces.
Transerfing to rzeczywistość!!!
TRANSERFER:
A na czym tu polega odkrycie?
ARNIKA:
Okazuje się, że Transerfing działa.
JASKÓŁKA:
Czy jeszcze masz wątpliwości co do skuteczności Transerfingu? W takim razie idziemy do
Ciebie .
UNITY:
To naprawdę jest odkrycie. Można człowiekowi mówić jedno i to samo milion razy,
podstawiać pod sam nos otwarte
drzwi, ale on ich nie zobaczy, być może dlatego, że w jego świecie wyglądają one inaczej.
Albo w ogóle nie wiadomo dlaczego.
A potem nagle dojrzy sam, że drzwi faktycznie są otwarte ... po prostu w jego wszechświecie.
SEVA:
Wątpię: a nuż się uda ...
LOTOS:
Za późno na wątpliwości! On już przyszedł i aktywnie wziął się do roboty!
JUDE:
Dla mnie odkrycie w swoim czasie stanowiły trzy fakty.
1. Im łatwiej, tym lżej, szybciej i lepiej (dla mnie).
2. Obniżasz ważność - otrzymujesz właśnie ten rezultat, który jest potrzebny.
3. Humor, żarty, śmiech to gwarancja ominięcia nikczemnych wahadeł i innych bzdur.
NADZORCA:
Autentyczne sukcesy w biznesie, nauce, sztuce, sporcie i innych sferach osiągają tylko
wybrane jednostki. Wszyscy przywykli do takiego stanu rzeczy i nikomu nie przychodzi do
głowy, że jest to nienormalne. Chcę zaproponować, byś zadał sobie
pytanie: "Dlaczego on (ona), a nie ja? Czego potrzebuję, aby,być wśród tych wybranych
jednostek?". Nie jestem czarodziejem
z krainy Oz, dlatego nie będę urządzać magicznych rytuałów, tylko Ci odpowiem. Masz
wszystko co niezbędne, Pozostaje Ci
tylko z tego skorzystać. Jesteś zdolny do wszystkiego, tylko nikt Ci o tym nie mówił. Zasady
Transerfingu obudzą drzemiące
w Tobie zdolności i otworzą przed Tobą drzwi, które wcześniej wydawały się niedostępne.
Twoje możliwości ograniczone są
tylko przez Twój zamiar.
UMYSŁ:
101
Nie chcę i nie mam nadziei. Mam zamiar.
DUSZA:
Ja też! Ja też!
Życie może być łatwe!
DUSZA:
Weź mnie i nieś!
UMYSŁ:
Dlaczego?
DUSZA:
Zmęczyłam się, sobą i ciałem.
UMYSŁ:
Ja też się zmęczyłem.
DUSZA:
Widzisz, zmęczył ci się umysł, a ciało nie. Bierz mnie i nieś.
Albo zacznę kaprysić.
UMYSŁ.:
Jak życie może być łatwe, jeśli trzeba tolerować wszystkie jej wybryki, odczuwać jej męki,
smucić się, kiedy jest jej ciężko.
Co to za kara?
DUSZA:
Nie kara, tylko nagroda! Zalet mam o wiele więcej: zdziwienie, radość, wesołość, zachwyt,
podziw, upojenie, tryumf, uspokojenie, rozkoszowanie się, świętowanie, miłość!
UMYSŁ:
Nie, tyle tego wszystkiego nie uniosę.
DUSZA:
Nie, nie wszystko wezmę ze sobą od razu, a tylko przynajmniej troszkę rozkoszy! Poniesiesz
mnie?
UMYSŁ:
No dobra.
OLGA:
Z jakiegoś względu wszystko (albo prawie wszystko), co dotyczy umiejętności innego
spoglądania na świat, należy do
wiedzy niebezpiecznej. Właśnie tak: "Nie próbuj! Bo potem się nie uwolnisz!". I wszystko to
jest jeszcze związane z grzechem
i odpłatą. Z serii, że otrzymując siłę (pieniądze, władza, mądrość), sprzedajesz duszę (diabłu,
wahadłom itp.). Albo że dadzą ci
tę wiedzę, ale jest ona niepełna i w ogóle niebezpieczna! "Jeśli nauczysz się pozyskiwać
pieniądze znikąd, to i tak za to zapłacisz
swoim życiem itp. Po prostu nie jesteś tego świadom". Nie! W książkach Zelanda nie ma ani
słowa o czymś takim. Ale muszę
przyznać, że jeśli nie sam Transerfing, to inne techniki wywołały we mnie obawę: "Co
powinnam dać w zamian? Uzyskam to,
a co mi odbiorą?".
Wiecie co wymyśliłam? Przecież wcale nie ucierpieliśmy na tym, że kiedyś na przykład
nauczyliśmy się czytać. Jedynie
poświęciliśmy na to dużo sił. I nikt potem nie wystawił nam rachunku. Żadnej odpłaty! Po
prostu biegłość, umiejętność
pożyteczna w życiu.
Wszystkie te wbijane do głowy sentencje najwidoczniej związane są ze strukturą
społeczeństwa (wahadeł?), dla którego
korzystnym jest, by rządzić trybikami, niekorzystnym zaś jest pozwalanie ludziom, by
umieli, wiedzieli, władali i w rezultacie
byli wolni. Jest to po prostu jeszcze jedna z postaci narzucania strachu.
Efekt: sama myśl o wyrównaniu rachunków za rozwinięte zdolności przynajmniej mnie nie
męczy. Ale domyśliłam się
tego wszystkiego parę dni temu, taka jestem opóźniona. Lecz zaczynam się wyzwalać.
PILOT:
Powiedzmy, że to nie całkiem tak - również w Transerfingu mówi się o rzeczach
niebezpiecznych. Inna sprawa, że to nie
zastraszanie, tylko przyjacielskie ostrzeżenia, ale niebezpieczeństwa są i jest ich niemało.
OLGA:
Tak! Dopiero co zdołałam ubrać w słowa, sformułować swoją myśl. Oczywiście, piszę o
swoim doświadczeniu, lecz
bardzo często spotykałam ludzi (praktycznie WSZYSTKICH!), którzy myślą analogicznie.
Dlatego chcę podzielić się swoim
małym odkryciem.
Główne ogniwo to porzekadło: "Nie da się na świerk wdrapać i nie pokaleczyć sobie tyłka".
Oto gdzie jest pies pogrzebany. Oczywiście, wszystko pochodzi z dzieciństwa, od rodziców. I
wahadła wspaniale podziałały. Obrazek jest przykładowo
102
taki:
"Wszystko, co przychodzi LEKKO, jest niewłaściwe, niedobre itp. Jeżeli lekko zarobiłeś
pieniądze, to są to pieniądze
«łatwe». Do niczego dobrego nie doprowadzą. Albo bez sensu je wydasz, albo zapłacisz za
taki prezent dziesięciokrotnie. Jeżeli
coś Ci przychodzi zbyt lekko, to trzeba z tego zrezygnować".
Skromnie powiem, że jestem utalentowanym człowiekiem i wiele rzeczy bardzo dobrze mi
wychodzi. Lecz wszystko, co
przychodziło mi w dzieciństwie lekko, było odrzucane i ganione przez moja matkę. Nie było
doceniane: nie wynika to z twojej
pracy, a to źle. A przecież dobrze rysowałam itp., lecz "to wszystko powierzchowne, a
autentyczna jest tylko praca". I od siebie
dodam, że miało to oznaczać, iż praca i radość są ze sobą sprzeczne.
"Jeżeli zaproponowano ci zbyt dużą płacę, to nie dlatego, że cię doceniono. Doszukuj się
podstępu, a najlepiej od razu
uciekaj".
W ten sposób straciłam w życiu wiele cennych możliwości.
I zupełnie niedawno długo myślałam, czy zgodzić się na ofertę pracy wprost idealną dla mnie
w tej chwili.
Lecz myślałam. I najważniejsze, że bałam się, iż wszystko to jest zbyt piękne. Zresztą
krewnym nawet o tym nie mówię.
Nie tyle zasialiby wątpliwości, co od razu powiedzieliby: "zwiewaj".
Jeżeli dano ci drogi prezent, to odmów przyjęcia go. Jeżeli znalazłeś portfel, komórkę itp. nie ciesz się!
Ktoś to stracił! I tobie to nic dobrego nie da, ponieważ nie zapracowałeś na to. To ma
diabelskie pochodzenie. Jeżeli pojawiła się w twojej głowie idea, JAK łatwo zarobić, łatwo
żyć, znaleźć udane rozwiązanie, to nie myśl, że wszyscy są głupsi od
Ciebie.
Idea ta jest zapożyczona albo to fikcja, która nie działa. Nie trać sił na sprawdzanie. Gdyby
istniał taki sposób, to wszyscy
by tak żyli. Ta myśl przyszła do mnie dzisiaj, kiedy znalazłam pewien sposób, jak zarobić
pieniędze przed świętami, nie tracąc
swojej pracy, a tylko wykorzystując smykałkę. Musiałam ZMUSIĆ SIĘ, by spróbować.
Odgłosy z przeszłości.
Wniosek: wszystko cenne, dobre, prawdziwe itp. osiąga się pracą w pocie czoła,
cierpieniami, bólem, życiem, duszą,
zdrowiem.
Otóż to! Właśnie dlatego, tak żywo interesując się praktykami i wiedzą typu Transerfingu,
odczułam niewyraźny strach,
że to nie może być prawdziwe, skoro jest takie łatwe! Oto HAMULEC który przeszkadza
zacząć lepsze życie. Hamulec działa
przy próbie zastosowania techniki. Wątpliwość itp. Lecz zrozumienie tego doprowadziło
mnie, zdaje się, do jeszcze większego
uświadomienia sobie możliwości WYBORU! I, jak już mówiłam wyżej, nauczyłam się
czytać i nikt mnie za to nie ukarał, i nie
doznaje z tego tytułu bólu. Jeżeli nauczę się kierować swoim życiem, uzyskiwać łatwe i
przyjemne rezultaty, kierować swoją
świadomością - to ... to znaczy, że po prostu tak można ŻYĆ! Można żyć łatwo!
SlD:
Moje zdanie jest następujące: jeśli uważasz, że zostaniesz ukarany za to, że pozwoliłeś sobie
mieć to czy tamto, to zostaniesz ukarany! Poczucie winy zawsze znajdzie metodę ukarania
człowieka uważającego się za winnego! A ten, w którym poczucie
winy jest mocno rozwinięte, zawsze znajdzie mnóstwo sytuacji, za które powinien być
ukarany. To, moi drodzy, czyste IMHO,
czy są inne wnioski?
OLGA
Już ponad rok myślę o tym, dlaczego często nie mogę wykonać ostatniego kroku na drodze
do sukcesu. Co mi
przeszkadza? Polega to na jakimś wewnętrznym hamulcu. Przy czym teraz w moim życiu
hamulec ten istnieje właśnie w sferze
pomyślności materialnej i konkretnie o niej będę mówić.
Coś mi przeszkadza być człowiekiem bogatym lub, powiedzmy, po prostu niezależnym od
pieniędzy. Kiedy szczęście
wychodzi mi na spotkanie z otwartymi ramionami - ja gwałtownie kieruję się w drugą stronę.
Jakiś strach i najwidoczniej kompleks niższości "bycia niegodnym". Nie jest to w żadnym
wypadku strach przed ryzykiem ani utratą majątku itp. - decyduję się
na to łatwo i traktuję jako wyzwanie. Jest to strach właśnie przed dostatkiem.
Zaczyna się od najprostszych rzeczy: jeśli idę na rozmowę w sprawie pracy do dobrej firmy,
to tam nie dochodzę. Po
drodze złamie się obcas albo coś jeszcze się zepsuje, lub po prostu usiądę i nie pójdę. Nie
rozumiem dlaczego? Dopiero co
przeczytałam książkę "Bogaty ojciec, biedny ojciec" Roberta Kiosaki. Zrozumiałam, że w
pełnej mierze dysponuję sprytem finansowym. Łatwo zauważam pieniądze, które - mówiąc
obrazowo - leżą pod nogami. Ale nikt z tego nie korzysta. Jakby ktoś
obłożył zakazem moją pomyślność.
Przykłady: Jadę odpoczywać do Włoch. Kupuję tam sobie kilka szmatek. Po przyjeździe
jeden kostium wyrywa mi z rąk
znajoma, opłacając przy tym całą moją wycieczkę. Sprzeciwiam się, lecz ona "nie może mi
zapłacić mniej". Owszem, mam
wyczucie co do odzieży. I myślę sobie: "Cholera! Przecież w ten sposób można objechać cały
świat! Odpoczywając i zarabiając
na swój odpoczynek". Myślicie, że jeszcze dokądkolwiek pojechałam? Nie! Za to moja
przyjaciółka, dysponująca gorszym
gustem i mniejszym wyczuciem, właśnie w ten sposób objechała całą Europę. A ja???
Próbowałam otworzyć salon fryzjerski. Miałam pomysł, by wykorzystywać tylko naturalne
maseczki, barwniki, płukanki.
Syntetyka, od której niszczą się włosy, już mi się znudziła. Myślałam, że można będzie z
pożytkiem dla włosów, z komfortem,
103
nie drogo i skutecznie wykorzystywać hennę, basmę, rumianek do leczenia i farbowania
włosów. Szukałam pieniędzy na salon,
ale nikt mi ich nie dał. Nikt mi nie dał dlatego, że prosiłam po prostu na salon fryzjerski i ani
słowem nie wspomniałam o swojej
idei. Mogłabym zaryzykować własne pieniądze, jeśli wierzyłabym w siebie. A teraz
przeglądając damskie czasopisma, z goryczą
widzę tam reklamę "Kliniki henny". Oni wszędzie otwierają filie i cieszą się powodzeniem. A
ja???
Pewnemu znajomemu w formie żartu podpowiedziałam, jak szybko ze starego samochodu
zrobić nowy i piękny. On
posłuchał i w półtora roku osiągnął swoje marzenie. To nadzwyczajnie proste. A ja? A ja
uparcie namawiam na to męża i jak
grochem o ścianę. Ale ja rozumiem, że jest on moim zwierciadłem. Kiedy tylko uwolnię się
od wewnętrznego embarga na
pieniądze, on się zgodzi. To nie są jedyne przykłady. Jestem bogata w idee, ale jedynie
rozdaję je otoczeniu.
Dlaczego? Dlaczego uciekam przed własnym powodzeniem?
Zdolności, wiedza, umiejętności, wyczucie, talent - wszystko jest! Mam wszystkie dane po
temu, by stać się spełnionym,
bogatym, niezależnym człowiekiem. Ale istnieje blokada w podświadomości (albo już w
świadomości), która nie pozwala mi
wykorzystać wszystkich tych możliwości, które jasno widzę. Co z tym robić? Na szczęśliwe
linie życia wyskakuję z niezwykłą
lekkością, ale ... skręcam znowu na udeptaną drogę. Eh!
Teraz ... teraz już to rozumiem i po prostu na siłę zmuszam się do wykorzystywania
możliwości. Powróciłam do idei otwarcia salonu fryzjerskiego (a nawet sieci). Oprócz
naturalnych składników mam jeszcze jedną ideę. Ideę przez nikogo jeszcze
nieurzeczywistnioną. I wydaje mi się, że ona dobrze wróży na przyszłość. Na siłę zmusiłam
się do przyjęcia propozycji pracy,
o której pisałam, że jest idealna.Teraz muszę zmusić się, by pracować za ogromne pieniądze
(kto widział taką idiotkę, która gotowa jest pracować za grosze, a za prawdziwe pieniądze
nie!).
Postaram się zmusić siebie do odkładania pieniędzy (a na to powinnam przeznaczyć najwyżej
rok, a raczej mniej) na otwarcie salonu z moją nową ideą. Przy czym idea jest na tyle dobra,
że chcę nawet to jakoś opatentować, położyć łapę na tej złotej
żyle. Zmuszę siebie! Poza tym usiłuję pracować nad blokadą. Odnaleźć ją w
podświadomości. Oświetlić ją i opracować. Już Jd
roku nic się nie udaje. W pozostałych sprawach wszystko jest w porządku, są postępy. A tu głucha ściana. Życzcie mi
powodzenia!
KICIA:
Zapłata niekoniecznie znaczy, że my coś płacimy. Może być to również nagroda, prezent za
waleczność! Ty zaczęłaś
widzieć problemy, które przeszkadzają Ci dokonać właściwego wyboru. Gratuluję!
OLGA:
Właśnie, właśnie! Trafiłaś w dziesiątkę! W moim szeregu skojarzeń słowo "zapłata" posiada
negatywny wydźwięk, odwet,
strata ... Dlatego najwidoczniej nie widzę normalnej zapłaty itp. Do głowy by mi nie
przyszło, że zapłata to również płacenie
Tobie za Twoją wiedzę i umiejętności. Jak zwykle wszystkim jestem coś dłużna. Ciągle te
samie grabie.
UN-DINA:
Można spojrzeć na zapłatę również jak na wdzięczność (firmy lub klienta) w ekwiwalencie
pieniężnym za te dobra,
których klientowi lub firmie przysporzyłaś, równoważną wymianę usług: rano usługa wieczorem pieniądze.
SOY YO:
Dla mnie ten temat jest bardzo interesujący i aktualny. Sama teraz usiłuję powiązać w jedną
całość dwie sprawy: pracować z zadowoleniem i otrzymywać za to przyzwoite pieniądze.
Mam ideę, która dręczy mnie, dosłownie widzę we śnie, jak urzeczywistniam wszystkie
swoje zamysły i już bliska jestem
tego, że trzeba usiąść i pracować, ale ... Czuję, że albo brakuje mi śmiałości albo
bezczelności, cała obłożyłam się książkami poradnikami, i nic. Już nawet mąż krzywo na
mnie patrzy, bo powinnam przygotować materiał, a on zrobić stronę i wszystkim
znajomym zameldowałam, czym się teraz zamierzam zajmować ... Jakże trudno zlikwidować
wszystkie te blokady!
KICIA:
Mam podobną sytuację. I nagle pojawia się w pamięci epizod, jak tata już w dzieciństwie mi
mówił: "Aby osiągnąć coś
w życiu, trzeba bardzo dużo pracować, a w twoim wypadku, córeczko, co najmniej dziesięć
razy więcej niż inni". Po dziś dzień
słowo "praca" kojarzy mi się z garotą na szyi i odpowiednim do tego nastrojem.
SARINA:
Po lekturze Transerfingu miałam wątpliwości: a co z katorżniczą pracą, a co z zapłatą za
dobra ... Doszłam do wniosku,
że muszę zmienić swój pogląd - oto katorżnicza praca i zapłata za zadowolenie!
Gość:
Owszem, łatwiej rozładować wagon niż z radością reagować na nieprzyjemności.
LOLlK:
Myślę, że z radością reagować na nieprzyjemności to tak samo, jakby w teatrze odegrać
dobrą rolę, a nieprzyjemności
schować głęboko we wnętrzu. Nie ma tu mowy o oświeconych, którym jest wszystko jedno!
Nie uczestniczyć w nieprzyjemnościach, tylko być postronnym obserwatorem i w razie
konieczności rozgrzebywać ruiny, zachowując równowagę, to już wyższa
szkoła jazdy.
104
KICIA:
Zapłata za wiedzę, jak widzę, jest dla Ciebie równoznaczna z pokojem z samą sobą.
Wszystko dookoła może kipieć i
rozwalać się, ale Ciebie tam nie będzie.
DUSZA:
To wszystko moje IMHO! Zaczynam łatwo żyć!
NADZORCA:
Fantastyka i magia nieraz oczarowują swą mistyczną tajemniczością· Ale jest to niczym w
porównaniu z tym wspaniałym
uczuciem zadziwienia i zachwytu, które poczujesz, kiedy twoje nieziszczone marzenia
zaczną stawać się rzeczywistością.
Masz zdolność tworzenia niewiarygodnych rzeczy, ale w tym celu musisz gruntownie
przetrzepać archaiczny światopogląd, który nie pozwala wydostać się z pajęczyny
fałszywych ograniczeń. Krusząc okowy stereotypów, otwierasz drzwi, które
wcześniej wydawały się niedostępne.
Nie należy walczyć z otaczającym Cię światem o szczęście. trzeba być silnym i pewnym
siebie. Nie ma sensu gonić zachodzącego słońca. Przekonasz się, że świat sam jest gotów
wyjść Ci na spotkanie.
To rzeczywiście działa.
UMYSŁ:
No proszę. l nasza podróż do świata śniących dobiega końca.
Opowiedz jakąś bajkę na zakończenie.
DUSZA:
Dobrze, słuchaj. Bajka nazywa się śledź i bambus. Założył się pewnego razu bambus z
marchewkami, że uda mu się
poderwać fajną dziewczynę w elitarnym klubie. Zgodzili się co do tego, że zwycięzca
otrzyma worek nawozu. Uścisnęli sobie
ręce i bambus przystąpił do wypełnienia misji. Podchodzi do nocnego klubu. Klub jest
elegancki, cały lśni światłami, a przy wejściu stoją ochroniarze - jeże morskie w klasycznych
garniturach. - Czego tu chcesz, bambusie? - pytają. - Jestem cwany bambus
i tutaj ja zadaję pytania! - odpowiada on. Ci wytrzeszczyli na niego oczy i mówią: - Nasz
lokal odwiedzają tylko wybrane owoce
morza. A dla takich obszarpanych oberwańców jak ty mamy wakat ścierki do naczyń, spadaj.
Spróbował bambus się nastroszyć,
ale chwycono go pod ramiona i wrzucono do kontenera na śmieci.
Cóż było robić, bambus otrzepał się i wyruszył do domu. Ale nasz chłopak nie był taki, żeby
się od razu poddawać.
Pożyczył pieniędzy, ile tylko mógł, wypożyczył smoking i zamówił limuzynę. Podjeżdża z
szykiem i blaskiem w limuzynie,
wychodzi elegancki w smokingu z cygarem w ustach, nie patrząc na człowieka daje mu 10
dolarów, a ochroniarzom po setce i
nonszalanckim krokiem wkracza do klubu. A tam całe akwarium. Na scenie w takt muzyki
wyginają się mątwy, pomiędzy
stołami snują się krewetki - kelnerki, na podium wiją się w rządku barakudy, pokazując
modne łuski, z sufitu zwisają meduzy
- abażury, wszystkie błyskają masą perłową. Goście jak pstra mozaika: pijane raki flirtują z
sardynkami, ostroboki tańczą z byczkami. Czupurne okonie o czymś mądrze debatują, flądry
z wytrzeszczonymi oczyma plotkują między sobą, w sumie możesz
nurkować z akwalungiem.
Bambus od niechcenia rozejrzał się i skierował do baru, gdzie w samotności siedziała
oszałamiająca śledzica w przylegającej do ciała czerwonej sukience. Jakie szczęście! Usiadł
obok niej, pewnym tonem zamówił sobie whisky z lodem, zadymił
nowym cygarem i dopiero potem od niechcenia nonszalancko odwrócił się do śledzicy: Pozwoli Pani, że czymś Panią poczęstuję? Śledzica leniwie przerzuciła ogon przez siedzenie i
łaskawie wycedziła: - Pozwalam. - Barman, koktajl dla damy - niedbale
rzucił bambus. Następnie zapanowało niezręczne milczenie. Bambus ze wszystkich sił starał
się zrobić wrażenie beztroskiego,
ale najwidoczniej źle mu to wychodziło i co rusz sięgał po kieliszek. Śledzica dostojnie
pociągała swój koktajl i wkrótce oczy
jej zmętniały. Bambus postanowił być oryginalny i z rozmarzeniem spojrzał na śledzicę: Takie oczy mają tylko dobrze osolone
i apetyczne śledzice ze świeżo otwartej beczki. - Za kogo Pan mnie bierze! - oburzona
wyprostowała się śledzica. - Ach proszę
wybaczyć - speszył się bambus - chciałem powiedzieć, że Pani oczy rozpaliły ogień w moim
pniu ... eee, to znaczy sercu. Śledzica
jeszcze przez pewien czas dąsała się, lecz potem łaskawie pozwoliła, aby przypalił jej
papierosa. - Co robi Pani dzisiaj wieczorem?
- jeszcze raz bambus próbował być oryginalny. Na razie jedynie odpowiadam na Pańskie
pytania - wypuściła dym śledzica,
występnie mrużąc oczy. - A co Pani powie, jeślibym Panią pocałował? - spytał porządnie
pobudzony bambus.
Po minucie zawadiacko tańczyli już w tłumie łuskowatych, rakowatych i bezkręgowców.
Śledzica machała ogonem i
seksownie wiła się, a bambus bujał się i uderzał o podłogę. Jednak wkrótce powszechna
wesołość została przerwana pojawieniem
się brzuchatego kraba w otoczeniu byczków - ochroniarzy. Najwidoczniej uważano go tutaj
za szefa. Krab, który ewidentnie
był nie w sosie, mrocznym spojrzeniem omiótł pomieszczenie klubu i pokuśtykał w kierunku
śledzicy. - Oto gdzie jesteś, moja
kruszyno! - wybulgotał krab, chwytając ją szczypcami za ogon. - Ej, ty, zabieraj swoje
chwytałki! - jak najtwardszym głosem
odpowiedział bambus. - A co to za Filip z konopii! - krab wypuścił śledzicę i z rozwartymi
kleszczami ruszył ku bezczelnemu
cwaniakowi. Bambus od razu się opamiętał: - Ja tu dorabiam - wystraszonym głosem
wybąkał. -Won! - ryknął krab. Bambus
105
zwinnie skoczył na ścianę i udawał żerdź, wokół której od razu zaczęła wić się flądra. Coście rozdziawili gęby? Bawić się obdartusy! - krzyknął krab i goście znów zawirowali w
wesołym zamieszaniu. - Dziś nie mam czasu, muszę jechać na strzelaninę
z piraniami. Ale jutro, moja rybko, bądź gotowa - zwrócił się do śledzicy. - Będziesz mi
towarzyszyć podczas obiadu z rekinami.
- Tak, najdroższy - odpowiedziała śledzica. - A czy to nie jest niebezpieczne? - Nie bój się,
oni i bez Ciebie mają dość zakąski!
- zachichotał krab i popełzł ku wyjściu.
Kiedy tylko niebezpieczeństwo minęło, bambus znowu zmienił się w cwaniaka i przysiadł się
do śledzicy: - Ładnie go
zrobiłem, prawda? Śledzica wywróciła oczami i obojętnie odchrząknęła. - A może
wpadniemy do jakiejś restauracji? - zaproponował bambus. - Tutaj jest za głośno. - Dobrze,
maczo zastanowiwszy się, przystała śledzica - Tylko do najlepszej, japońskiej.
"O hiena, przez nią zbankrutuję - pomyślał bambus. - Ale co robić? Jak hulać to hulać".
W restauracji bambus całkiem nabrał odwagi. Dużo pił, zrobił się gadatliwy, chwalił się i
dawał obrzydliwie dużo solówek
przy karaoke. Na śledzicę również wyraźnie podziałała sake - w końcu rozluźniła się,
zmiękła i wciąż głupio chichotała w
odpowiedzi na płytkie dowcipy bambusa. Bambus czuł się lwem salonowym i był niemal
pewien, że rybkę ma już na haczyku.
- Jedziemy do hotelu! Do najlepszego! - zapaplał bambus. Pijana śledzica chichotała jak
nakręcona. - Na minutkę odejdę od
Ciebie, moja rybko - błysnął pewnością siebie bambus i skierował się do toalety.Tam połknął
dwie viagry i zadowolony z siebie
wrócił na salę. Wybiła północ.
Bambus zauważył, że w czasie jego nieobecności coś się wydarzyło. Co konkretnie, jego
pijana głowa nie mogła na razie
się zorientować. Wszystko było na miejscu, ale jakoś inaczej. I goście byli inni, jakby ich
ktoś podmienił. Śledzica gdzieś się
podziała. Gdzież ona jest, jego rybka? Nagle nad uchem zabrzmiał brutalny okrzyk kelnera: Hej, kucharzu, na co czekasz?
Klient już dawno czeka na zamówienie! Bambus poczuł, jak niewidoczna siła chwyciła go i
uniosła na kuchnię. - Nie rozumiem,
co się dzieje? - tylko zdążył wykrzyknąć, jak znalazł się na desce do krojenia. Obok leżały
marchewki. - Hej, bambus, gratulujemy
ci wygranej! - krzyknęły do niego. - Jesteśmy ci winne worek gówna, tylko później - teraz
idziemy do zupy, wybacz. Były to ostatnie słowa, które usłyszał bambus, wyruszając do
piekarnika.
I to jest koniec bajki. Ja w tej restauracji byłem, sake i herbatę zieloną piłem, a na zakąskę mi
podawali zachwycającego
śledzia w marynacie, ozdobionego młodymi pędami bambusa.
UMYSŁ:
Smutna historia. Szkoda mi ich. Tak fajnie wszystko się zaczynało.
DUSZA:
Nie smuć się, to tylko bajka. Rzeczywiste szczęście jest w naszych rękach. Przecież mamy
Transerfing!
LISICA:
Jestem jeszcze mało doświadczonym transerferm, lecz oto co mnie przyjemnie zadziwiło.
Wcześniej, kiedy zdarzały się
jakieś nieprzyjemności, bolesne perspektywy, niewygodne wieści, zaczynałam mocno
denerwować się, walczyć, usprawiedliwiać
się, udowadniać coś, miotać się, drapać i... Mimo walki przegrywałam. Teraz zaś, kiedy
pojawiają się kłopoty; przyjmuję je do
wiadomości i wypuszczam na swobodę, żeby się popasły beze mnie, a sama obserwuję z
boku, nie narzucając się. Mija czas, z
reguły krótki, i sytuacja rozwiązuje się na moją korzyść! Miałam takie sytuacje w życiu
osobistym i zawodowym.
Szystkie informacje, które gromadziły się przez lata w głowie i były chaotycznie
porozrzucane, zlały się w jedno i zaczęły
działać.
Ustała choroba, która męczyła mnie pół roku po operacji.
Teraz jestem zdrowy, świetnie się czuję, oddałem siebie w najem w pracy zawodowej i widać
tego rezultaty. W ogóle po
przeczytaniu książki długo się śmiałem z siebie i swoich poprzednich myśli oraz postępków.
Jeśli ta książka wpadłaby mi w ręce
wcześniej, to mógłbym wielu rzeczy w moim życiu uniknąć. A teraz biorę zgromadzoną
wiedzę i w pełni uzbrojony idę oddawać
się w najem światu.
TUCKER:
Szczerze mówiąc, wszystko zmienia się bardzo stopniowo bez jakichkolwiek mega skoków.
Po wnikliwym zaznajomieniu
się z Transerfingiem i jednocześnie z wieloma innymi teoriami wpadłem w lekką depresję w
tym sensie, że wszystkiego miałem
dość. Po jakimś czasie udało mi się z tym poradzić, oddając siebie w najem na miesiąc,
pozwalając sobie niczego w tym czasie
nie robić. Za to potem znowu zachciało mi się żyć, pracować, pojawiły się nowe
zainteresowania. Ewidentnie brak mi praktyki:
nie stawiam przed sobą celów i zapominam o zastosowaniu technik. Można stwierdzić, że
stosunek do świata się zmienił i
kolejny raz umocniło się zrozumienie konieczności samoświadomości.
Najbardziej podobało mi się następujące sformułowanie: "Wszystko w przyrodzie odbywa
się drogą najmniejszego
oporu", czyli wszystko robi się łatwo i prosto, należy działać w jak najprostszy sposób. Mnie
to pomaga.
LANDYSZ:
Wszystko prawidłowo, wszystkie problemy rozwiązują się bardzo prosto, wszystko jest
widoczne. Przyzwyczailiśmy się
do tego, że jeśli jest problem, to trudno go rozwiązać. Spójrzcie na przyrodę. Można się od
niej wiele nauczyć. Woda zawsze
znajduje sobie drogę, przy czym nigdy nie zastanawia się nad tym, kiedy i jak ma płynąć.
106
MAD DOG:
Największa zmiana, jaką spowodował w moim życiu Transerfing, to zdolność do cieszenia
się ze wszystkich stron życia.
Nazywam to "umiejętnością śmiania się, kiedy wszystko się traci". Niezbyt szanowny AP w
swoim temacie "Nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz" mówi o "prawdziwych
mężczyznach", którzy z zaciśniętymi zębami idą poprzez nieprzyjemności
i problemy. Absolutna bzdura. Byłem właśnie takim idiotą z zaciśniętymi zębami. Ileż agresji
wylałem na świat i otoczenie! A
świat zawsze reagował beznamiętnie - lustro jest lustrem. Świat pozostał tym samym
zwierciadłem, tylko ja teraz patrzę na nie
z uśmiechem.
GEMINI:
A ja żyję bez celu. Po prostu żyję. Na początku nawet się martwiłam: jak to jest, że ludzie
szukają celu i go znajduą. A
w moim wypadku w tej kwestii panuje zastój. I moja energetyka też mi się nie podoba. Może
moim celem jest życie bez klasycznego celu? Żyję sobie z radością i innym nie sprawiam
przykrości. Studiuję świat. Może to jest cel?
Agresja podoba mi się. Ja światu kopniaka - świat daje kopniaka mi. Pełna harmonia i
zrozumienie. Żartuję, ale w żartach
est wiele prawdy. Nie lubię być świętą. A bez agresji taką się stanę. Agresja jest dla mnie jak
przyprawa w potrawie. Najwazniejsze
to nie przesadzić.
LESHlY:
Jestem na fali szczęścia! Może nie warto o tym pisać (można zapeszyć), ale obnizam
ważność mojej fali szczęścia. Wiecie,
jak ją znalazłem? Zrezygnowałem ze strachu. Główne, co przeszkadza ludziom, to strach
przed utratą. Przed utratą pracy,
pieniędzy, miłości. Zrezygnujcie ze strachu, wypowiedzcie pragnienie i ono się ziści! Być
może fala szczęścia przeminie, ale dla
mnie to nieważne. Najważniejsze, że ona istnieje, a ja będę pamiętać ten stan. Zaczęło się od
tego, że porzuciłem to, co mi
ciążyło - pracę. A potem zaczęło się! W ciągu dnia mam mnóstwo doznań. Dzisiaj wciąż
pobłażałem swoim pragnieniom i
słabościom i zaczęło być jeszcze lepiej. Zrezygnujcie ze strachu przed pragnieniem
posiadania, a wszystko się uda!!! Kochajcie
siebie!
VAS
Ja tez doznaję tego uczucia ... Jakbym był na haju. Nie da się przed tym ukryć. W pracy z
radością wydrukowałem teksty
o Transerfingu, zrobiłem książeczkę i wszystkim rozdałem, a teraz obserwuję, kto i jak się
zachowuje. Zresztą reakcje są różne.
Na moich oczach zmienił się przyjaciel. Nic mu się nie udawało, a teraz stał się jakiś taki
wesoły.
SARINA:
Nie ma sensu się wysilać, tylko pewnie podążać potrzebnym kursem, a tam gdzie kurs się
zatraca, odpuścić i podążać z
nurtem wariantów z pełnym zaufaniem. "Kiedy nie wiesz, co robić - nie rób nic".
VAS
Mówią o nas "materializatorzy szmalu z powietrza" i niech tak nazywają. Szczycimy się tym.
MAD DOG:
Podoba mi się wypowiedź de La Rochefoucauld na temat przyjaźni: "Jeśli chcesz mieć
wrogów, to bądź lepszy od swoich
przyjaciół. Ale jeśli chcesz mieć przyjaciół, to niech twoi przyjaciele przewyższają ciebie" - i
powiedzcie mi teraz, że Transerfing
to świeży wymysł.
LESHIY:
Jak można się dowiedzieć, że Losza pisze pracę dyplomową? To proste! Po pierwsze, cały
dom równomiernie zawalony
jest wszelkimi kawałkami map, jakimiś papierkami, śmieciami, opisami technicznymi i
dawno zapomnianymi, a teraz odkopanymi notatkami. Przy czym gęstość śmieci jest taka, że
niezależnie od tego, jakby się jeszcze śmieciło, to gorzej nie będzie. Po
drugie, cały dzień gra muzyka, głównie ciężka niemiecka z akcentami lekkiego popu i
punkrocka oraz piosenkami z filmów animowanych. Sąsiedzi na pewno o tym wiedzą. Na tle
tego wszystkiego biega Łosza we własnej osobie. Pobiega, posiedzi, poleży;
potem w końcu podbiegnie do komputera, napisze dziesięć linijek do pracy dyplomowej,
usunie piętnaście linijek i wszystko
zacznie się od nowa. I przez cały ten czas rzadko można go ujrzeć bez filiżanki herbaty albo
kawy, albo czegoś jadalnego. To
dlatego, że się denerwuje, jest pobudzony i traci mnóstwo energii. Ale to, ze Łosza biega,
leży i siedzi, przez większość czasu
gapiąc się w jeden punkt, a innym razem szaleńczo wyszukując wzrokiem coś pożytecznego,
wcale nie znaczy, że nie myśli. On
myśli i pracuje w tych chwilach. Jego głowa pełna jest myśli o tym, jakby uniknąć pisania
dyplomu. Komu by dać pieniądze, od
kogo można by wziąć gotową pracę dyplomową, jakby to wszystko zrobić bez bólu i w ogóle
na cholerę mi to. W końcu, nie
dokonując najlepszego wyboru, rozumie bezcelowość tego i od razu biegnie do komputera.
W ciągu kilku minut przy kompie
rozmyśla, jak napisać dyplom, a potem znowu jak uczynić życie łatwiejszym! Poza tym
niekiedy w takt piosenki, która mu się
spodobała, zaczyna śpiewać i tańczyć, chociaż wcale tego nie umie. Ale to nieważne.
Prawdopodobnie będzie musiał jednak
napisać ten dyplom!
MAD DOG:
Leshiy, a do czego jest Ci potrzebny ten dyplom!? Moim zdaniem powinieneś pisać książki.
LESHIY:
107
Mój często zmieniający się pogląd na to, jak urządzony jest świat (ostatnia wersja): na
początku stworzyłem niebo i
ziemię. Nie, nie, to było wcześniej. "Człowiek jest stworzeniem, które wiele może, ale w
przeszłości było niezbyt wykształcone.
I oto leciały dziwaki, powiedzmy jakieś gwiezdne gestapo, w pobliżu naszej planety i
zobaczyli, że po ziemi biegają i latają
świetne baterie z wielkim zapasem energii i mozłiwości. I pomyśleli po co im tyle energii?
Trzeba się dzielić.
I zbudowali nad całą ludzkością wahadła, które odebrały nam całą energię i wysłały im. I
dziwaki poleciały dalej. A
ludzie, którzy wcześniej samym tylko pragnieniem mogli zmieniać rzeczywistość, zginęli
albo zapomnieli z czasem i stali się
zwykłymi ludźmi. Czy to dobrze czy to źle? Diabli wiedzą.Z jednej strony oczywiście
dobrze, jeśli ludzie teraz mogą wszystko,
to rozniosą cały świat. A ci, którzy jednak unikają wahadeł i uczą się wykorzystywania
swojej energii, nie będą już szkodzić, jak
sądzę ..
A jednak wszystko zmierza ku lepszemu. Przecież ludzie teraz jeszcze studiują sprawy
negatywne. Kiedy człowiek jest
niezadowolony i się denerwuje, to jego energia uchodzi do wahadła, a zło nie ziszcza się jak
nalezy. Ale prawdopodobnie z czasem wahadła gestapo stały się chciwe: im więcej energii
otrzymywały, tym więcej chciały. I dlatego zaczęły same prowokować
sytuacje z negatywną emisją energii człowieka".
VAS
Tak sobie myślę, co mi dał Transerfing tak naprawdę? Od dawna interesuję się ezoteryką,
wypróbowałem co nieco na
własnej skórze, byłem ekstrasensem, medytatorem i zabawiałem się magią. Tylko że nic nie
dawało mi długotrwałego zadowolenia. Popełniałem jakiś oczywisty błąd, coś było robione
kosztem czegoś. Byłem ekstrasensem, wyleczy się człowieka (w
zasadzie jest to dobry uczynek), a potem się biega i trzyma za własną wątrobę ... Medytacja,
piękna sprawa, ale człowiek staje
się uzależniony jak narkoman. Magia - jak nie biała, to czarna, granicy praktycznie nie widać,
no i trafił mi się, pewnie za
wszystkie moje grzechy, Transerfing. l oto, do jakiego wniosku doszedłem: Transerfing uczy
nas po prostu właściwie myśleć,
nie dopuszczać do swej rzeczywistości czarnych barw życia, zawsze stawiać przed sobą cel i
osiągać go (przepraszam, zmierzać
do niego).
PS. Mam przyjaciela ... Miał on wielkie pragnienie, by mniej pracować, a więcej zarabiać,
przy czym mówił o tym otwarcie. Jak myślicie, co on teraz ma?
GEMINI:
Co się stało z Twoim przyjacielem, Vas? Ja też marzę o tym, żeby mało pracować i dostawać
dużo pieniędzy. Co prawda
nic nie robię w tym kierunku ... Jestem na etapie "marzyłam - swoje odmarzyłam". Ale jeśli
Wszechświat jest bezgranicznie
bogaty, to aby mieć dużo pieniędzy, niekoniecznie trzeba pracować w pocie czoła. Ale ja do
tego niestety jeszcze nie dojrzałam.
VAS:
Mój przyjaciel zgodnie z zasadami Transerfingu mało pracuje i przyzwoicie zarabia ... Ja na
przykład za takie same
pieniądze pracuję trzy razy więcej.
SARINA:
Dopiero dzisiaj skrystalizowało się to, co dał mi Tranerfing. Jest to pozytywne postrzeganie
życia. Wiem o tym od dawna,
ale musiałam dokładać starań, aby właściwie pociągać za lejce myśli. Jestem logikiem i
matematykiem, i dopóki Zeland nie namalował mi naszej matrycy życia, nie wierzyłam, a
moje życie w takim stopniu zależy od pozytywnego postrzegania świata.
VAS:
Życie jest wspaniałe i zadziwiające ... jeśli się wcześniej wypije!
Po dwuletniej rozłące żona postanowiła się ze mną pogodzić ... oto jak działa Transerfing.
SARINA:
Vas, co obiecałeś żonie?
VAS
Wszystko wyszło samo przez się. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego.
LESHIY:
Niemal wszystkie pierwsze "cuda" w Transerfingu mają miejsce dzięki obniżeniu ważności,
która zmniejsza się po
przeczytaniu książki.
VAS
Przypomniałem sobie, co powiedziałem ... że jest dla mnie nieważne, kto z nas nie ma racji.
LESHlY:
No właśnie - wystarczy lżej się odnosić do czegoś, a sprawy porządkują się same. Nie
zapamiętujcie się w niczym!
PAWEŁ:
Nieśmiało dzielę się tym, co mi się udaje. Boję się zapeszyć. Najważniejszy cel mam na razie
na poziomie slajdów. A cel
pośredni w czasie porannego joggingu: wciąż oglądam slajd, w którym pieniądze oblepiły
mnie ze wszystkich stron, ja je ostrożnie kładę na rękę, przy czym mam określony cel, na
który je zbieram. Od kiedy nad tym pracuję, pieniądze zaczęły spływać
z najbardziej nieoczekiwanych stron. Przy czym długo to obserwowałem i chyba działa
właśnie ta metodyka.
108
SARINA:
To bardzo dobrze! Jesteśmy z ciebie dumni (żeby tylko nie zapeszyć). Ale lepiej jednak
wizualizować cel. Może osiągniesz
go bez pieniędzy! Tymczasem wyznaczasz drogę realności (ogniwa pośrednie). Po co? Może
jest inna droga (krótka i niepracochłonna). Nasz cel to: mniej poświęconego wysiłku i więcej
efektu. Czyż nie tak?
MICHAIŁ:
Tak, tak! Pieniądze mogą tylko zaciemnić efekty, jak mi się wydaje. Chociaż, w charakterze
lekkiego treningu, aby się
przekonać, że metoda działa, można i tak.
KENGURU:
Oto co dzisiaj się wydarzyło. Niemal cały dzień w pracy czytałem forum. Zresztą mam
niezwykłe wrażenia po zaznajomieniu się i przeczytaniu forum. Wprost wypełniłem się
energią, spokój i radość zapanowały w moim wnętrzu, po prostu pokój
w duszy. Czy ktoś odczuwa coś podobnego? Jechałem autobusem z pracy. Zostało jeszcze
około dwudziestu minut jazdy. I
wtedy się zaczęło. Patrzę przez okno - w zasadzie wszystko jest znajome, ale jednocześnie
jakby nie, muszę powiedzieć, że w
tym czasie wizualizowałem cel. Stan w slajdzie biorę z dzieciństwa, w którym przepełniony
byłem radością. Wpadłem w taki
stan, w jakim byłem tam, gdzie mieszkałem w dzieciństwie, odczu:ia, wszystkie zapachy;
powietrze, nawet wilgotność powietrza.
kiedy już wyszedłem, na przystanku miałem odczucie, jakbym zszedł z trapu samolotu i od
dawna już tu nie był. Zapach lotnika
unosił się w powietrzu. Wyobrażacie sobie? Działo się tak, dopóki nie wszedłem do domu.
Moim zdaniem przez 40 minut byłem
w takim stanie i wizualizowałem slajd, chociaż z jakiegoś względu niezbyt dobrze mi to
wychodziło.
ARNIKA:
Najprawdziwsza transakcja! Sama przez się wyszła! A to, że niezbyt dobrze udało się
wizualizować slajd, to żadne
nieszczęście. Kwestia praktyki.
HELG:
Dodam swoje obserwacje. W kwestii drobnych wyborów niezbyt mi się wiedzie, może coś
robię nie tak, a może trzeba
więcej trenować, nabrać wprawy. Ale w kierunku mojego wielkiego celu warunkowo
wybrałem już pośrednie kroki. I oto wystarczy zrobić taki krok i jakby wpadam w unisono z
życiem, ludzie mi pomagają, okoliczności układają się szczęśliwie. Mam takie
wrażenie, jakby zwiększyła się moja intuicja, najwidoczniej częstsze "przebudzenia na jawie"
dodają sił. A tam gdzie się chce,
ale nie wychodzi, "mój świat troszczy się o mnie!". Niewielka pociecha, ale bez zbędnego
zasmucenia i poczucia beznadziejności.
MAD DOG:
Było to jesienią 2003 roku. Odkryłem Transerfing - wspaniały pogląd na świat. W jego
blasku nawet najpaskudniejsze
cechy świata zyskały czar Dziewicy Maryi. Zasady życia stały się wyraźne, zrozumiałe i
sprawiedliwe. Istnieje tylko jeden
grzech, któremu na imię złe oko. Świat jest taki, jakim go postrzegamy. Świat to zwierciadło.
Mój świat się o mnie troszczy. Anioł
stróż zawsze jest obok. Wspaniałe zasady, których stosowanie jest istnym zadowoleniem.
Wspaniałe zasady powinny prowadzić
do wspaniałych rezultatów.
Rezultaty robią rzeczywiście wrażenie. Na początek troskliwy świat umieścił w szpitalu moja
matkę. Od razu też wysłał
mi podnoszący na duchu prezent - wrzód żołądka i krwawe wymioty. Darami tymi
postanowiłem cieszyć się później i bezzwłocznie zająłem się chorobą matki. Dziwne, ale jej
prezent od świata nie wydawał się szczęściem. Cóż, każdy ma swoje spojrzenie na wypadki.
Wspólnie pozbyliśmy się natrętnego szczęścia, które mądry świat podarował matce, a potem
spróbowałem
przetrawić te dary, które świat przeznaczył dla mnie.
Trawienie to proces nieciekawy i nawet odpychający. Dlatego nie będziemy się na nim
zatrzymywać: nic szczególnego
- poleżałem w szpitalu i prezent się zabliźnił. Niemniej najwidoczniej spodobałem się światu,
bo zaczął się o mnie troszczyć
ze szczególną gorliwością - niebawem po wyjściu ze szpitala straciłem pracę. "To nie jest
nieszczęście - pomyślałem wówczas
- mój świat troszczy się o mnie i lepiej wie, co jest dla mnie lepsze". Praktycznie od razu
znalazła się dla mnie nowa, wspaniała
praca. Była wręcz cudowna. Wcześniej trudziłem się na stanowisku konsultanta prawnego w
trzech niewielkich przedsiębiorstwach i muszę przyznać, że zmęczyłem mózg i nerwy. W
nowej pracy zmęczyć mózg było rzeczą niemożliwą stanowisko betoniarza i
niewykwalifikowanego pomocnika nie wymaga od mózgu wysiłku. Z natchnioną radością
przyswajałem
sobie nowe przestrzenie i cieszyłem się każdym przeżytym dniem. Jednak najwspanialsza
cecha uzyskanego miejsca pracy pozostawała dla mnie ukryta przez trzy miesiące.Troskliwy
świat zawsze pozostawia najradośniejszą nowinę na deser.Teraz wiem
już dokładnie: najlepsza praca to ta, za którą absolutnie niczego nie płacą, nawet nie karmią.
Nie mogłem uwierzyć swemu
szczęściu - przypadła mi w udziale najlepsza ze wszystkich profesji na ziemi - nie
otrzymywałem za swoją pracę ani kopiejki.
Była jedna wada: nie udało mi się długo tym cieszyć, gdyż zaproponowano mi inną pracę.
Nie była ona już tak dobra. Po pierwsze, teraz już byłem dyrektorem nowo powstałej fabryki
cegieł, czyli wytężałem mózg, a po drugie - zapłacono mi raz pensję.
W ciągu półrocznej pracy otrzymałem prawdziwą pralkę. Radość żony nie dawała opisać się
słowami. Nie szkodzi, że nie ma
czego jeść, za to jest w czym prać.
Tak, był to wspaniały czas. Dni przeźyte w fabryce, w samochodzie wiozącym cement albo
wapno, kolejki w urzędzie
skarbowym, ukochana, niemecząca mózgu praca przy załadunku i rozładunku - wszystko to
teraz niestety pozostało w
109
przeszłości. Firma pękła jak bańka mydlana, tylko głośniej. Założyciele z jakiegoś względu
nie byli w stanie podzielić się
pieniędzmi. Odwieczny problem nieposiadający rozwiązania - komu ile się należy. Dla mnie
finał, jak zawsze był oślepiająco
wspaniały (co prawda bez nowości) - kolejny raz znalazłem się w szpitalu z tym samym
wrzodem. Z drugiej strony, możliwe
że był to już inny wrzód, ale to niewaźne.
Nie chorowałem, lecz zdrowiałem. Zbliżał się nowy 2005 rok.
Z lekkim żalem żegnałem się ze starym, dobrym rokiem 2004, którego początek i koniec
witałem w szpitalu. Na duszy
było radośnie i spokojnie. Słońce świeciło szczególnie, śnieg błyszczał jak zadziwiające
brylanty, które posypały się z nieba,
wiatr nawiewał coś zadziwiająco delikatnego i pięknego. Słuchałem pieśni swej duszy i
rozkoszowałem się życiem.Tak nadszedł
2005 rok. Najwidoczniej będzie to najszczęśliwszy rok w moim życiu. Dobry świat nie
zapomina o mnie: wszędzie gdzie przychodziłem w poszukiwaniu pracy spotykałem się z
odmową. Co prawda można popracować bezpłatnie, jak wcześniej, lecz
wydaje mi się, że tego szczęścia nie zniosę: niekiedy z jakiegoś powodu chce się jeść, a
dzieci wymagają uwagi i pieniędzy.
Ostatni zaś dar troskliwego świata całkowicie pozbawił mnie daru mowy ze szczęścia - moją
rodzinę poproszono o zwolnienie
mieszkania, które wynajmujemy.
Oto teraz świat rzeczywiście wszystko poukładał na miejsca: nie mam pracy, nie mam
pieniędzy, za miesiąc nie będę miał
mieszkania. Od pewnego czasu zacząłem widzieć zadziwiająco piękny i barwny slajd: żyły,
źyletka i wanna wypełniona krwawą
wodą. Najwidoczniej troskliwy świat przez cały czas popychał mnie ku temu slajdowi i to
wyjście będzie dla mnie najwłaściwsze.
Szkoda, że ostatnio zacząłem grzeszyć - "złe oko" pokryło mą duszę czarną, duszącą narzutą.
Teraz nawet światło słońca stało
się spopielająco złe, wiatr niesie zapach zgnilizny, a ziemia rozpościera swe objęcia, aby
mnie pochować.
Czyżby cały Transerfing okazał się dla mnie tylko bajką?
Umysłem rozumiem, że trzeba się cieszyć, ale dusza nie moźe otrząsnąć się z okowów apatii,
samobiczowania, poczucia
winy wobec najbliższych. Spoglądam na ostatnie lata swojego życia i widzę swój radosny i
szczęśliwy stan. Nie widzę niczego,
co mogłoby odrodzić moją wiarę (według której zresztą mi się stanie ... ). We wspaniałej
książce o Transerfingu mowa jest o
tym, że należy zachowywać stan odświętności. Lecz jak znowu osiągnąć ten stan? Moim
zdaniem jest to najważniejsze pytanie,
lecz odpowiedzi na nie w książce brak. Być moze tylko śmierć jest tym świętem, na które
powinienem zdążyć?
WŁAD:
Pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy po przeczytaniu Twojego opowiadania, to ta, że
właśnie nadmierna radość
doprowadziła Ciebie do takiego rezultatu. Dlaczego zdecydowałeś, że trzeba ze wszystkiego
się cieszyć? Przecież nawet nadmierna radość może rodzić nadmierny potencjał, który
doprowadzi Cię tylko do niepożądanego rezultatu. Druga myśl: czyż
można wszystko stawiać na jedną kartę - nie unikniesz nadmiernego potencjału. Mam
nadzieję, ze wszystko się ułoży.
KICIA:
Czasem życie podrzuca takie próby, że ... lecz potem rzeczywiście wszystko się odwraca,
kiedy dochodzi się do ostatniej
granicy rozpaczy. Przypuszczeń, dlaczego to się wydarzyło, może być wiele, lecz nie da się
nic twierdzić z pewnością, a zresztą
to nieważne. Lecz piszesz wspaniale, z talentem! Nie myślałeś, żeby spróbować powodzenia
w tej dziedzinie? Jeszcze raz
powtórzę się, niech Twój los zwróci się do Ciebie inną stroną - szczęśliwą. Przecież zdarzają
się w życiu cuda i z reguły dzieje
się to właśnie w takich rozpaczliwych momentach. Trzymaj się!
DAFNA:
Najciemniej bywa akurat przed świtem.
Nigdy nie należy rozpaczać. Gdyby mi po defolcie [wielka inflacja w Rosji w roku 1998 przyp. tłum.] ktoś powiedział,
że za trzy lata będę jeździć swoim własnym samochodem i spędzać urlop za granicą, to
zabiłabym tego człowieka za cynizm,
ponieważ wówczas nie miałam za co dziecku chleba kupić. A dzisiaj "mam torbę z dolarami i
auto z alufelgami". Od dna najłatwiej się odbić. A zaczęło się wszystko od zarejestrowania
się na oddziale onkologicznym. Życzę Ci powodzenia, MaD–
DoG!!! Może powinieneś zacząć od tego, by nick sobie obrać łatwiejszy do napisania, bo
ledwo go wklikałam.
Sądząc po nim, zbytnio wszystkie komplikujesz ...
SARI NA:
Mój znajomy mówił, że "rozum - to nie to, że myślisz, tylko ilość guzów nabitych na
głowie!" ...
DAFNA:
I Moja życiowa obserwacja - ilość guzów na głowie jest bezpośrednio związana z jej
zawartością.
Im więcej guzów, tym więcej robi się rozumu. I na odwrót. Przeczytałam wiadomości MaD–
DoGa z całego ostatniego
roku i odniosłam wrażenie, że ten niezwykle mądry człowiek przez cały rok przeciągał siebie
na falę: "Wszystko dookoła jest
źle, wahadła zaczepiają, wyższe siły podrzucają problemy, a ja do wszystkiego odnoszę się,
jak prawdziwy transerfer - lekko i
naturalnie ... ". A ponieważ on rzeczywiście jest prawdziwym transerferem, wyższym siłom
nie pozostawało nic innego, jak tylko
wypełnić zamówienie. Może nie mam racji ...
HARRY:
MaD–DoG, jeżeli świat już tak się za Ciebie "wziął", to spróbuj nie ignorować swoich
cierpień. One przecież mogą być
110
jak "muza": Ty je ignorujesz, a one lepią się coraz bardziej, potrzebują, byś zwrócił na nie
uwagę. No zwróćże wreszcie! Chcą
Ci oznajmić coś ważnego, a Ty je psu pod ogon kopiesz.
Zatrzymaj się i pomyśl, co tak uporczywie Ci się oznajmia, czego dotychczas nie mogłeś
pojąć. Daj sobie dzień na nacierpienie się do woli, "uciesz" cierpienie swoją uwagą, powiedz,
że je kochasz, przeproś, bo ono naprawdę przyszło, by Ci pomóc.
tylko nie ignoruj go już więcej.
PILOT:
Nie wiem jak to jest w Waszym przypadku, ale ja lubię obserwować, jak to działa. Działa
codziennie, i to bardzo.
Przykład? Minął miesiąc, od tego jak wykonałem pewne zlecenie, lecz czeku za nie
dotychczas nie otrzymałem. Wykonałem kilka rutynowych telefonów, otrzymałem zwyczajne
odpowiedzi, sytuację wypuściłem do tego stopnia, że rzeczywiście stało
się dla mnie nieważne, nawet jeśli w ogóle nie zapłacą. Lecz dzisiaj dojrzał zamiar uzyskania
czeku, przy czym postanowiłem
nie czekać, aż mi go przyślą pocztą, tylko pojechać do biura i wziąć go na miejscu.
Nie mam samochodu (to mój dawny świadomy wybór) i jeżdzę najróżniejszymi środkami
transportu - od roweru do taksówki.
Wybieram autobus (akurat teraz czytam czwarty tom Transerfingu i autobus najbardziej mi
pasuje), właściwie dwa autobusy - trzeba jechać z przesiadką. Wyszedłem z domu z zapasem
czasu, tak by zdązyć do biura przed przerwą obiadową (oni
tam kochają przerwy i mogą jeść obiad dwie godziny). Pierwszy autobus przyjechał z
niewielkim spóźnieniem (wiem, kiedy
wyjezdża z pętli i po pięciu minutach zazwyczaj jest na moim przystanku), lecz wcale mnie
to nie zdenerwowało, siedziałem
sobie na ławeczce i czytałem książkę.
Kiedy wyszedłem z niego, by przesiąść się na tym samym przystanku do innego autobusu,
ten odjechał mi przed samym
nosem. Pomyślałem, że to dziwne. Lecz spojrzałem na zegarek i zdecydowałem, że nie mam
gdzie się spieszyć, przeszedłem
obok postoju taksówek na inny przystanek, by wsiąść do autobusu innej linii. Czekam i czuję,
że już trzeba wziąć taksówkę.
Rozum opiera się - po co, jeszcze dosyć czasu, lecz zauważywszy ten fakt, postanawiam
ustąpić i biorę taksówkę. Przyjechawszy
do biura, zastałem od razu wszystkich, których chciałem: człowieka, który był
zleceniodawcą, księgowego, który wypisuje czek,
dwóch ludzi, którzy ten czek powinni podpisać. Jak widzicie, to nie taka prosta sprawa dla
biura - oddać coś.
Wszyscy oni byli na przedświątecznym posiedzeniu, które zakończyło się kilka minut po
moim wejściu do biura. Jedna
z "sygnotariuszek" chciała się od razu zmyć, lecz zleceniodawca, którego zapytałem
zawczasu, czy są na miejscu ci, którzy podpisują wypłaty, w porę ją zatrzymał. Właściwie
wszyscy oni już zamierzali się rozchodzić i wypisywanie mi czeku w takiej
świątecznej atmosferze w żaden sposób nie mieściło się w ich planach.
Księgowa chodziła od gabinetu do gabinetu, zleceniodawca coś mówił, że sprawdzają konto
w banku, itd.
Tutaj znów wypuściłem sytuację i znowu stało się dla mnie nieważne, czy otrzymam ten czek
właśnie dzisiaj, w każdym
razie proces jego wypisywania został zainicjowany (czek, właściwie, raptem za dzień pracy,
co prawda według dobrej stawki, lecz
i tak miał w moim życiu czysto symboliczne znaczenie, podobnie jak pieniądze w ogóle).
Akurat w tym momencie zleceniodawca przynosi ten czek, niezwykle długo ściska mi rękę i
oznajmia, że za parę tygodni
chce kontynuować współpracę ze mną·
Powrotna droga - pierwszy autobus przychodzi od razu, kiedy tylko podchodzę do
przystanku. Drugiego znowu nie ma
- tu zdecydowałem się troszeczkę przejść i niedaleko od przystanku widzę aptekę. Z miejsca
dzwonię do żony i proponuję, że
jej kupię lekarstwo na kaszel już dzisiaj, mimo że do lekarza pójdzie dopiero jutro, jasne że
wypisze właśnie ten syrop. Ona się
nie zgadza, lecz potem mówi "tak". Wychodzę z apteki - natychmiast podjeżdża autobus. W
domu żona mówi, że to bardzo
dobrze, że kupiłem lekarstwo właśnie dzisiaj i częstuje mnie smacznym obiadem.
Pojmujecie, jak ciekawe jest zwykłe obserwowanie nurtu wariantów i wykonywanie
najprostszych kroków?
LOTOS:
Sytuacja zdarzyła się bardzo niedawno. Nazajutrz powinnam iść na jedną ważną konferencję
prasową. I nagle przychodzi zaproszenie na inną, też ważną dla mnie konferencję, która miała
odbyć się również jutro, i to w tym samym czasie. Jasny gwint! - powiedziałam. - Ale
dlaczego w tym samym czasie? Niechby odwołali! Po pięciu minutach przychodzi e-mail,
że druga konferencja została przeniesiona na następny dzień!
JOKER:
To bardzo podobne do moich przemyśleń o pierwotności. Co się dzieje - na początku pewne
sczytywanie informacji, a
potem slajd, czy na odwrót? Czy to może różne zjawiska?
Często widzę obrazek, a potem on bardzo szybko pojawia się w życiu jako zdarzenie.
Dlatego prawie nie stosuję slajdów.
Sprawiają one wrażenie jakiejś sztuczności i wywołują wewnętrzną nieufność.
Przykład. Kilka dni temu zdecydowałam się pojechać do innego miasta. Zamawiam sobie w
myślach taksówkę liniową
[taksówka na kilkanaście osób w cenie autobusu, jeżdżąca na określonej trasie - przyp.
tłum.].
"Widzę" obrazek - stoi kilka takich taksówek na postoju, a potem od razu inny obrazek jedzie taksówka.
Zdziwiłam się, lecz postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy. Przychodzę na przystanek,
stoją taksówki, lecz wszystkie
111
bez kierowców. Czekam.
Mija kilka minut, lecz kierowców nie ma i w pobliżu brak kogokolwiek podobnego do
kierowcy. Po raz pierwszy zdarzyła
mi się taka sytuacja. Jeszcze trochę poczekałam, potem postanowiłam jeszcze raz "zamówić"
lecz z kierowcą i żeby odjechać.
Kiedy tylko zdążyłam wyobrazić sobie jadącą taksówkę liniową, odwracam głowę w
kierunku drogi ... jedzie. Zatrzymuję,
okazuje się, że jest tylko jedno wolne miejsce, specjalnie dla mnie. Od razu przypomina mi
się początkowa kombinacja obrazków
- stojące taksówki i jadąca taksówka. Teraz robię takie same wielkie oczy, co Pilot.
I zadaję pytanie - na pewno ktoś miał podobne przemyślenia i sytuacje. Co myślicie o
pierwotności i w ogóle o zjawisku
"sczytywania"?
MILEDl:
Wypowiem swoją opinię ... Po prostu patrzę, co mi się "wyświetla" ... To jest jakby
sczytywanie informacji z przyszłości
... najprawdopodobniej tak właśnie jest ... Z kolei stosowanie slajdów jakoś wywołuje we
mnie dyskomfort. Jeżeli "Świat troszczy
się o mnie", to troszczy się nie byle jak, tylko w jak najlepszy sposób ...
ANNA:
Bardzo skuteczne okazało się "ćwiczenie" polegające na tym, że na negatywne (z
subiektywnego punktu widzenia)
zdarzenie trzeba reagować pozytywnie. Mojego przyjaciela policja aresztowała.
Zaczęłam skakać z radości (w ogóle lepiej nie zapamiętać się w tej czynności, bo można
oszaleć). [ coś raptownie zmieniło
się w głowie i w rzeczywistości. Teraz już nie przeżywam tak boleśnie tego zdarzenia i wiem,
że wszystko będzie dobrze.
LOTOS:
Historia na tym się nie zakończyła. Wieczorem tego samego dnia okazało się, że przeniesione
zostały obie konferencje
prasowe, przy czym każda na inny dzień! W rezultacie mogłam zrobić sobie wolne tego dnia,
aby znaleźć prezent dla taty,
który za parę dni miał mieć urodziny, i to pięćdziesiąte. Już od trzech tygodni oglądałam slajd
dekoracyjnego oczka wodnego
do ogrodu. Chodziłam i rozglądałam się, ale tego, co chciałam, nie znajdowałam. I oto
wczoraj, przypomniawszy sobie słowa
Zelanda o tym, że urzeczywistniają się najmniej energochłonne warianty, postanowiłam
nigdzie nie jechać, tylko pójść do najbliższego centrum handlowego. Właśnie tam czekało na
mnie owo oczko. Natychmiast też znalazł się kierowca z ciężarówką.
Domek letniskowy z ogrodem leży dość daleko, ale mimo iż był piątek dojechaliśmy do
niego bardzo szybko, bez korków.
Kierowca wciąż międlił językiem ze zdziwienia: "Coś takiego, po prostu cud!".
Przywieźliśmy i zamontowaliśmy je. Zaczęłam
myśleć, skąd by wziąć białe kamienie, aby oczko wodne nimi obłożyć (w pobliżu domku
takie kamienie nie leżą, ale według mojego slajdu "powinny tam być"). W tym momencie
ojciec przypomina sobie, że sąsiadowi niedawno przywieziono ciężarówkę
takich kamieni (on też coś ogradza). Poszliśmy do niego, aby zaproponować, ze trochę
odkupimy, a on powiedział: "Bierzcie
bezpłatnie ile trzeba". W ogóle dzisiaj rano piłam już kawę nad oczkiem wodnym, które
niedawno oglądałam w slajdzie. Co
prawda musiałam zamiast wczorajszego dnia pójść do pracy dzisiaj (w sobotę), ale to nawet
lepiej, bo nikt nie zawraca mi głowy
i mogę więcej zdziałać. Wszystko ma się ku lepszemu!
AVOS:
Teraz pozostało tylko zbudować ogródek skalny i obserwować jak spadają kwiaty sakury.
LOTOS:
Nie, nie potrzebuję dużo kamieni. Wystarczy siedzieć pod jabłonką i obserwować, jak jabłka
spadają ... do nieba!
TOMKA:
Może ktoś mi podpowie, co dzieje się w moim życiu. Od kiedy zaczęłam powtarzać
amalgamat (że mój świat się o mnie
troszczy, realizuje moje zamówienie), bardzo spokojnie i komfortowo mi się żyje, wahadła no, takie niewielkie - z powodzeniem
ignoruję. Ale raz na półtora tygodnia zaczepia mnie jakieś wahadło. Dzieje się to tak: ni stąd
ni zowąd pojawia się problem z
niczego (na przykład wchodzi szef i mówi, że pilnie wydajemy nowe czasopismo - dziesięć
stron w dwa dni, że to projekt
komercyjny, potem okazuje się, że żaden ze współpracowników, oprócz kierownictwa, nawet
nie usłyszy za to "dziękuję") i
odkąd zaczęłam stosować amalgamat, ma to miejsce nie pierwszy raz (jedna i ta sama
sytuacja). Działa jak ogromne wahadło,
które wytrąca mnie z równowagi zaskoczeniem i, przyznajcie, niesprawiedliwością. Minionej
nocy nie mogłam zasnąć myślałam o tym problemie i kiedy tylko zaczynam go przeżywać od razu czuję spadek sił i pojawiają się łzy. Zaczynam powtarzać, że mój świat się o mnie
troszczy i robi mi się bardzo spokojnie i dobrze, ale problem nie znika. Po prostu nie wiem,
co
robić. Chciałabym trzasnąć drzwiami i odejść, ale w ciągu miesiąca nie mogę tego zrobić (w
drugiej połowie września - proszę
bardzo, a teraz - nie). Podpowiedzcie mi, co mogę zrobić. W idealnym wariancie chciałabym
otrzymywać za to pieniądze (dodatkowe nie zaszkodziłyby, bo chodzę na kurs języka
obcego) albo tego nie robić. W ogóle znajduję się w ślepej uliczce. W zasadzie komfortowo
mi się żyje, ale takie sytuacje zbijają mnie z tropu mocno i na długo.
TOMKA:
W ciągu ostatnich kilku minut sytuacja uległa korekcie. Zadzwoniłam do firmy, w której nie
lubią naszego wydawnictwa
i naszego szefa, a oni łaskawie zgodzili się wszystko mi przysłać - informację i zdjęcia w
ciągu dnia. Co prawda nie stosowałam
żadnych slajdów, ale złożyłam zamówienie, żeby mi ulżyło jakoś w tej kwestii. Zobaczymy,
co będzie dalej.
112
TOMKA:
Im dalej, tym więcej ... Przyszła nieznajoma kobieta, główny redaktor jednego z
przygotowywanych projektów, i
powiedziała, że do tego projektu wzięto grupę ludzi postronnych, którzy będą go realizować,
a ode mnie wymagane jest tylko
pokazanie im, jak to się robi. Trzeba tak było od razu!
LOTOS:
A jednak nie przestaję się dziwić! Przyczłapałam dzisiaj przeziębiona do pracy, a wieczorem
jeszcze czeka mnie lekcja
jazdy. Nie mam żadnych sił na nią iść. Ale jeśli zadzwoniłabym do instruktora i odwołała
lekcję, to straciłabym pieniądze (zgodnie z umową za niewykorzystane lekcje należy płacić).
Próbowałam (w miarę możliwości) oglądać slajd, w którym lekcja zostaje
odwołana. Właśnie zadzwonił instruktor i powiedział, że jego samochód szwankuje (czytaj:
"zachorował") i lekcja zostaje
odwołana. Przy czym w czasie naszych zajęć zdarzyło się to po raz pierwszy.
STRYAPSIK:
Wątpliwości i ważność. Z ważnością można się uporać, a na wątpliwości nie mogę nic
poradzić. Wydaje mi się, że zacząłem je odczuwać niemal fizycznie.Trening prowadzi do
tego, że wraz z zamiarem trenuje się również wątpliwość, przy czym
nie mniej intensywnie. Slajdy zostały wymyślone dla wątpiących.
TOMKA:
To działa, i to jeszcze jak! Marzyłam o tym, by przywitać nowy rok w Paryżu. Planowałam to
niezliczoną ilość razy.
Nieważne jak - ważne, by w Paryżu! Ważność osiągała szczyt, aż tu przez ostatnich kilka
miesięcy sam zaczął pojawiać się
slajd, jak idę przez Paryż. Takie wrażenie, jakbym już tam była. Bajka! A wczoraj
dowiedziałam się, że jadę! I cóż z tego, że to
tylko wycieczka autobusowa po Europie z czterema dniami w Paryżu, za to te cztery dni to
między innymi noc sylwestrowa.
LOTOS:
Po przeczytaniu Transerfingu (gdzieś od kwietnia) nie miałam szczególnej potrzeby w
praktyce stasować koordylacji
zamiaru, ponieważ i tak wszystko szło gładko, układało się bardziej niż pomyślnie i żadne
zdarzenie nie wywoływało co do tego
wątpliwości. Lecz oto niedawno niemal jednocześnie miały miejsca trzy zdarzenia, które
wcześniej postrzegałabym jako katastrofy na lokalną skalę"· Specjalnie nie pisałam o tym na
folm, aby sprawdzić samą siebie - jak daję sobie radę. Melduję: dzięki
temu, że praktycznie spokojnie (zadziwiająco) przyjęłam zdarzenia i byłam absolutnie
pewna, że zmierzają one ku lepszemu,
wszystko zakończyło się dla mnie nie tylko pomyślnie, ale nawet z pewną korzyścią
(zarówno w bezpośrednim, jak i w
przenośnym sensie).
KYS:
U mnie tez przez cały tydzień rozgrywała się katastrofa na miejscową skalę. Wszystko się
waliło, a dusza płakała. Jedynie
gdzieś daleko utrzymywał się ledwo słyszalny głosik:
"Twój świat troszczy się o ciebie, czyli tak musi być'''. Wczoraj miał miejsce kryzys. Sytuacja
wybuchła i miał miejsce
przeskok na nową linię, a dzisiaj posypały się znaki, prezenty mówiące o tym, że wszystko
będzie wręcz wspaniale i kryzys ten
przyszedł na czas.
STRYAPSIK:
Jacyś zagadkowi jesteście. Mówicie, że wszystko poszło dobrze, ale co konkretnie - nie
powiemy.
KYS:
Stryapsik, nie zagadkowi, tylko tego nie da się wyjaśnić słowami. Na razie zbyt wiele
emocji ...
LOTOS:
A ja po prostu nie widzę sensu, by pisywać tu telenowelę· Mam nadzieję, że mi uwierzcie na
słowo, iż zasada koordynacji
zamiaru działa.
GRACE:
Przed spotkaniem ja, Lotos i Zofia pojechałyśmy do sklepu "Droga ku sobie", na ulicy
Białoruskiej, i razem sfotografowałyśmy swoje aury. Co prawda Lotos nie chciała, ale
zaraziłyśmy ją swoim entuzjazmem. A ponieważ aury nasze
okazały się jednakowego koloru, lecz jednak o różnych parametrach, to powiedziano nam, że
jesteśmy najwidoczniej z jednej
piaskownicy i pracujemy nad rozwojem duchowym. Na pytanie, co by nam doradzono
przeczytać w celu zharmonizowania czakr
i jeszcze lepszego rozwoju doradzono nam ... TRANSERFlNG!
LERA:
A ja się dziwnie czuję od soboty. Próbuje obserwować i koordynować po trochu. Nawet nie
potrafię nic wyjaśnić.
WIDUSZAKA:
I niczego nikomu nie wyjaśniaj. Obserwuj proces zmiany samopoczucia.
LENCZYK:
Odczuwaj zadowolenie, a jeśli nie możesz nic zmienić, to niech to prowadzi do radości. Nie
wszystko jest łatwe, ale
spróbuj.
TOMKA:
113
Oto niewielki szkic na temat .. zamówień" i ich spełniania się. Idę dzisiaj do pracy, koło
banku stoi luksusowy jeep BMW
- z ciemnymi szybami, błyszczący. Od jeepa dzieli mnie 10 metrów. Pojawia się merkantylna
myśl - jeśliby właściciel takiego
jeepa zaczął mnie podrywać ... Myśl przemknęła i zniknęła. Idę sobie dalej. Kiedy
zrównałam się z samochodem, otworzyły się
drzwi, wysuwa się stamtąd absolutnie kwadratowa morda i krzyczy: "Ślicznotkoo! Samochód
podstawiony!". Mało nóg nie
pogubiłam, uciekając.
LOTOS:
Właśnie chciałam Tomce napisać: bądź ostrożna z pragnieniami, bo ich cechą jest to, że się
spełniają.
BAGIRA:
Wszystkie nasze zamówienia się spełniają.
LOTOS:
A jednak działa! Zwlekałam nieco z zakupem biletu na urlop - początkowo nie mogłam się
zdecydować: Izrael czy
Egipt / wycieczka wzdłuż Nilu? Potem nie miałam czasu dojechać do swojej agencji
turystycznej. I w tym czasie wszyscy moi
znajomi, a nawet rodzice, jak na złość powtarzali mi: .. Na co czekasz? Przecież potem nie
kupisz. Wszystko już na nowy rok
jest wykupione" itp. itd. Również w telewizji wciąż o tym mówiono. Ale z jakiegoś powodu
nie miałam cienia wątpliwości, że
wyjadę i że mój świat zdobędzie dla mnie potrzebny mi wariant. Wczoraj w końcu przyszłam
do mojej agencji turystycznej,
do swojej agentki (od której już pięć lat kupuję bilety i dlatego jest ona szczególnie
zainteresowana dobraniem dla mnie właściwej wycieczki). Ale nawet ona zaczęła się
denerwować, że niczego potrzebnego mi nie znajdziemy. Trudność polegała na
samej wycieczce, ponieważ była ona kombinowana: rejs po Nilu + odpoczynek nad morzem i
potrzebne też były konkretne daty,
i ilość dni, i co do hotelu też miałam szczególne wymagania. W sumie obdzwoniła ona około
sześciu operatorów, ale wszędzie
coś było nie tak. A ja siedziałam spokojna i po prostu wiedziałam, że zaraz znajdzie się moja
wycieczka. I dokładnie tak się stało:
po 7-8 telefonie znalazło się właśnie to, czego potrzebowałam!!! Nawet w mojej ulubionej
sieci hoteli "Royal Pallace" znalazło
się dla mnie miejsce. Ale nie był to jeszcze rezultat końcowy, ponieważ (szczególnie w
związku ze świętami) trzeba było uściślić
potwierdzenie statku i hotelu u strony egipskiej. Moja agentka zaczęła przygotowywać mnie
na to, że istnieje prawdopodobieństwo, iż mozemy nie uzyskać potwierdzenia, a wówczas
trzeba będzie od nowa szukać innego wariantu. Ale ja
znów byłam spokojna, że wszystko idzie tak jak trzeba. I oto rezultat: właśnie wszystko
potwierdzili!!! To znaczy, że z absolutnym
zaufaniem do swojego świata zawierzyłam nurtowi wariantów i wszystko wyszło jak należy!
BRR
No właśnie, a wszyscy mówią: , “slajdy, slajdy “..... Pragnienie + zaufanie do świata - oto w
czym siła!
GWIAZDECZKA:
Niedawno odkryłam Transerfing i znalazłam to forum. Otrzymałam znak: przeglądałam ..
Cosmopolitan" (dostałam od
przyjaciółki) i znalazłam w nim skrawek papieru z napisem: dwunastego listopada - "nowa
era". Bardzo mną to poruszyło z
jakiegoś powodu i zapisałam w telefonie na tę datę przypomnienie. Jedenastego listopada
przyjaciółka dała mi książkę Zelanda,
a dwunastego zaczęłam ją czytać. Oto już dwa miesiące i jeśli nie czuję się absolutnie
szczęśliwa, to pozbyłam się wieloletniej,
przewlekłej depresji. Oto jaka mała przyjemność spotkała mnie wczoraj. Siedzę w pracy
(gazeta reklamowa), piję herbatę i
burczę, że wszyscy normalni ludzie są w domu na wakacjach, a my pracujemy. Przychodzi
klient, chce makietę. W pierwszej
chwili czuję rozdrażnienie (nawet nie pozwolą spokojnie wypić herbaty), potem
przypominam sobie, że jestem transerferem,
w myślach klaszczę w dłonie, wywołuję w swym wnętrzu radość. W rezultacie miły klient
daje mi zaproszenie na koncert
Diduli [bardzo popularny w Rosji gitarzysta - przyp. tłum.] (uwielbiam go) i czekoladę (72%
kakao - moja ulubiona).
LESHIY:
Możecie mi wierzyć. W ciągu kilku lat życia z Transerfingiem nauczyłem się analizować
sytuację. Zawsze sami ją sobie
stwarzamy. Zarówno dobrą, jak i złą. Twój świat zależy tylko od ciebie. To fatalnie, bo
negatywnych myśli jest jeszcze wiele, ale
kiedy przypomnisz sobie o tym, że zarządzasz losem i zaczynasz świadomie modelować
sytuację i zdarzają się cuda - to robi
się przyjemnie.
SOKOŁOWSKI:
Patrzę, czytam wasze opowiastki i nie rozumiem, jak się Wam to udaje. Z mojego
doświadczenia wynika, że agresja
tylko pomaga. Na przykład wyprzedzić i zniszczyć konkurentów. A pieniądze z nieba to
bzdura! Przekonajcie mnie!
ARNIKA:
Apo co?
RUS:
Masz rację. Idź i niszcz konkurentów.
LENCZYK:
W swoim poście opisałeś swój świat. Po ci cię przekonywać o czymś przeciwnym niż to, co
do czego sam jesteś przekonany? W moim świecie jest inaczej, ale ty tego nie dostrzeżesz,
dopóki nie wyregulujesz filtrów, które przeszkadzają Ci w
widzeniu mojego świata. Ja Ci w tym nie mogę pomóc.
114
NADZORCA:
Transerfing to potężna technika dająca Ci władzę tworzenia tego co niemożliwe z
codziennego punktu widzenia, a
konkretnie - zarządzania losem według własnego widzimisię. Nie będzie tu żadnych cudów.
Czeka Cię coś więcej. Przekonasz
się, że nieznana rzeczywistość jest o wiele bardziej zadziwiająca niż jakakolwiek mistyka.
Doznasz nieodpartych emocji, kiedy odkryjesz w sobie zdolności, których istnienia nawet nie
podejrzewałeś. Jest to jak
odczucie swobodnego spadania, ponieważ to co niewiarygodne zmienia się w rzeczywistość
z tak niewiarygodną arogancją, że
aż zapiera dech w piersiach.
Teraz, kiedy wiesz, jak bardzo rzeczywistość wiąże się z Twoimi myślami, zamknij tę książkę
i wyjdź na zewnątrz.
Wyobraź sobie, że obudziłeś się we śnie. Wszystko, co dzieje się dookoła, to sen. Wszyscy
ludzie, a wśród nich i Ty, to śniący.
Tylko że teraz Twoja uwaga znajduje się poza snem. Obserwujesz wypadki dookoła i siebie z
boku. Sen nie ma już nad Tobą
władzy. Od tej chwili masz zdolność zarządzania rzeczywistością. Pozbyłeś się iluzji odbicia.
Wyszedłeś poza zwierciadło.
DUSZA:
Powodzenia, śniący!
UMYSŁ:
Jesteśmy z Wami!
DUSZA:
Kochamy Was!
Książkom Vadima Zelanda poświęcona jest strona: www.transerfing.pl
Oczywiście znajdziecie tam forum i będziecie mogli stać się nie tylko Czytelnikami, lecz
również jego uczestnikami.
115
Download