Uploaded by Wiktor

Partnerstwo bliskości - Rachel Heller Amir Levine

advertisement
Spis treści
OD AUTORÓW
WSTĘP. NOWA WIEDZA NA TEMAT ROLI PRZYWIĄZANIA W ŚWIECIE
DOROSŁYCH
1. Droga do zrozumienia zachowań ludzi w związkach
2. Potrzeba bliskości nie jest niczym złym
CZĘŚĆ PIERWSZA. ROZPOZNAWANIE STYLÓW PRZYWIĄZANIA
3. Krok pierwszy: Jaki jest mój styl przywiązania?
4. Krok drugi: Łamanie kodu – rozpoznawanie stylu przywiązania partnera
CZĘŚĆ DRUGA. TRZY STYLE PRZYWIĄZANIA W CODZIENNYM ŻYCIU
5. Życie z szóstym zmysłem – lękowy styl przywiązania
6. Trzymanie miłości na dystans – unikający styl przywiązania
7. Bycie przyjemnie blisko – bezpieczny styl przywiązania
CZĘŚĆ TRZECIA. KONFLIKTY NA TLE STYLÓW PRZYWIĄZANIA
8. Pułapka związku lękowo-unikającego
9. Uciekanie z pułapki. Jak pary lękowo-unikające mogą znaleźć dla siebie bezpieczniejsze miejsce
10. Gdy nienormalne staje się normą. Jak zakończyć związek, w który wpisany
jest konflikt na tle różnic w potrzebie bliskości
CZĘŚĆ CZWARTA. BEZPIECZNA DROGA – ĆWICZENIA Z UMIEJĘTNOŚCI
BYCIA W ZWIĄZKU
11. Skuteczna komunikacja. Jak mówić, żeby być słyszanym
12. Jak rozwiązywać konflikty: pięć bezpiecznych zasad
EPILOG
PODZIĘKOWANIA
BIBLIOGRAFIA
O AUTORACH
Tytuł oryginału: Attached: The New Science of Adult Attachment and How It Can
Help YouFind – and Keep – Love
Przekład: Grażyna Chamielec
Opieka redakcyjna: Maria Zalasa
Redakcja: Marta Stęplewska-Przybyłowicz
Projekt okładki i stron tytułowych: Joanna Wasilewska / KATAKANASTA
Copyright © 2010 by Amir Levine and Rachel Heller
Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo JK, 2020
Copyright for the Polish translation © Grażyna Chamielec, 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana
ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych,
kopiujących, nagrywających i innych bez uprzedniego wyrażenia zgody przez właściciela praw.
ISBN 978-83-66380-54-7
Wydanie I, Łódź 2020
JK Wydawnictwo sp. z o.o. s.k.
ul. Krokusowa 3,
92-101 Łódź
tel. 42 676 49 69
www.wydawnictwofeeria.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.
Mojemu ojcu, który nauczył mnie rzucać się w największe fale, i mojej matce, która
sprawiła, że naukowe doświadczenia były częścią mojego dorastania.
A.L.
Mojej rodzinie
R.H.
OD AUTORÓW
N
iniejsza książka jest podsumowaniem wielu lat badań nad uczuciowymi związkami dorosłych: zebrana dzięki nim wiedza posłużyła do
stworzenia praktycznego przewodnika dla wszystkich, którzy chcą
wejść w dobry związek lub ulepszyć ten, w którym już są. Teoria
więzi to rozległy i skomplikowany obszar badań, który obejmuje nie
tylko kwestie uczuć, ale także tematy takie jak rozwój dziecka czy
rodzicielstwo. W naszej książce ograniczamy się jednak do romantycznych relacji.
Pisząc ją, postawiliśmy sobie za cel przełożenie skomplikowanych
przemyśleń akademickich na dające się zastosować na co dzień,
praktyczne rady. Odnosimy się co prawda do konkretnych badań, ale
z konieczności jedynie do ich niewielkiej części. Niemniej pragniemy
wyrazić naszą wdzięczność wszystkim kreatywnym umysłom, które
zajmują się tym tematem. Żałujemy, że nie jesteśmy w stanie tutaj
wspomnieć każdego z nich.
1.
Droga do zrozumienia zachowań ludzi
w związkach
Spotykam się z nim zaledwie od dwóch tygodni, a już się zamartwiam, że
nie uważa mnie za dość atrakcyjną, i wariuję, zastanawiając się, czy do
mnie jeszcze zadzwoni! Jestem pewna, że znów spełnią się wszystkie moje
obawy co do tego, że nie jestem dostatecznie dobra. Na własne życzenie
zaprzepaszczę kolejną szansę na związek!
Co jest ze mną nie tak? Jestem inteligentnym, przystojnym facetem. Mam
dobrą pracę i wiele do zaoferowania. Spotykałem się z kilkoma naprawdę
wspaniałymi kobietami, ale w którymś momencie zawsze zaczynałem tracić
nimi zainteresowanie i czułem się schwytany w pułapkę. Nie wiem, dlaczego tak trudno mi znaleźć kogoś, kto by do mnie pasował.
Jestem mężatką od wielu lat, ale czuję się w tym związku zupełnie sama.
Mąż nigdy nie był osobą, która chętnie rozmawia o relacjach czy emocjach,
ale z czasem jest coraz gorzej. Niemal każdego dnia pracuje do późna, a w
weekendy albo jest na kursie golfa z przyjaciółmi, albo ogląda jakiś sport w
telewizji. Nic nas nie łączy. Może lepiej by mi było samej.
Wszystkie opisane powyżej sytuacje są bolesne dla osób, których
dotyczą, bo każda z nich dotyka najistotniejszych ludzkich potrzeb.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie da się znaleźć jednego wyjaśnienia, które pasowałoby do wszystkich tych przypadków; każdy
z nich wygląda bowiem na wyjątkowy i indywidualny, i potencjalnie
każdy może mieć nieskończenie wiele przyczyn, których poznanie
wymagałoby głębokiej znajomości zaangażowanych w nie osób, ich
historii, poprzednich związków, typów osobowości – by wymienić
tylko kilka ścieżek, które terapeuta obrałby w pracy z tymi osobami.
Tak przynajmniej nas – specjalistów w dziedzinie zdrowia psychicznego – uczono. W pewnym momencie odkryliśmy jednak coś, co
dało nam prostą odpowiedź na wszystkie opisane powyżej problemy
– i nie tylko na nie. Historia tego odkrycia i związanych z nim korzyści jest właśnie tematem niniejszej książki.
CZY MIŁOŚĆ WYSTARCZY?
Kilka lat temu nasza bliska przyjaciółka Tamara poznała mężczyznę
i zaczęła się z nim spotykać.
Grega poznałam na przyjęciu u przyjaciół. Zwróciłam na niego
uwagę, bo był niesamowicie przystojny. Fakt, że on również mnie
zauważył, bardzo mi pochlebiał. Kilka dni później poszliśmy na kolację z grupą znajomych; nie mogłam oprzeć się temu błyskowi podniecenia, jakie dostrzegałam w jego oczach, gdy na mnie patrzył.
Najbardziej kusząca była jednak pobrzmiewająca w jego słowach
obietnica, że odtąd nie będę samotna, że będziemy razem. Mówił na
przykład: „Nie musisz przecież siedzieć w domu. Czemu nie przyjdziesz do mnie? Możesz pracować też w moim mieszkaniu”.
„Możesz do mnie dzwonić, kiedy tylko chcesz”. W tych zdaniach było
ciepło i obietnica, że oto nie jestem już sama na świecie – mam
kogoś, kto chce być przy mnie. Gdybym tylko słuchała uważniej,
może usłyszałabym w nich też inny komunikat: że Greg boi się zbytniej bliskości i zaangażowanie się przychodzi mu z trudnością. Kilka
razy wspomniał, że nigdy nie był w dłuższym związku – z jakiegoś
powodu zawsze po jakimś czasie, znużony kolejną dziewczyną, czuł,
że musi odejść.
Docierały do mnie te słowa, wiedziałam, że jest to coś, co potencjalnie może być problemem, ale w tamtym czasie nie umiałam jeszcze ocenić, jak wielkim. Kierowało mną zresztą przekonanie, w którym wzrasta wielu z nas – że miłość może wszystko pokonać.
Pozwoliłam jej więc pokonać siebie. Nic nie miało dla mnie takiego
znaczenia, jak bycie z nim. Nadal docierały do mnie wszystkie wysyłane przez niego komunikaty, że nie jest w stanie się zaangażować,
ale blokowałam je w przekonaniu, że ze mną będzie inaczej. Okazało się oczywiście, że się myliłam. Im bliżej byliśmy, tym bardziej
sprzeczne generował informacje. Wszystko zaczęło się rozpadać;
mówił, że nie ma czasu, żeby się spotkać tego czy innego wieczora,
że w tygodniu jest tak „zawalony pracą”, iż nie może spotkać się
przed weekendem. Godziłam się na to, ale w środku czułam, że coś
jest bardzo nie tak, jak być powinno.
Zaczęłam odczuwać ciągły niepokój. Bez przerwy zastanawiałam
się, gdzie Greg jest, i z przesadną podejrzliwością zaczęłam wypatrywać sygnałów świadczących o tym, że może chcieć ze mną
zerwać. Ale on, mimo że swoim zachowaniem jasno dawał mi do
zrozumienia, iż nie jest zadowolony z naszego związku, od czasu do
czasu – zamiast mnie odpychać – okazywał mi na tyle dużo uczucia
i skruchy, że powstrzymywało mnie to przed odejściem.
Po jakimś czasie wzloty i upadki, które przeżywałam w tej relacji,
zaczęły odciskać na mnie piętno i przestałam kontrolować emocje.
Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Mimo że czułam, że jest to
droga donikąd, zaczęłam unikać umawiania się z przyjaciółmi, na
wypadek gdyby Greg jednak zadzwonił. Wszystko, co wcześniej było
dla mnie ważne, zupełnie przestało mnie interesować. Nie minęło
wiele czasu, a nasz związek załamał się pod ciężarem tego ciągłego
napięcia i rozpadł z hukiem.
Jako przyjaciele Tamary początkowo cieszyliśmy się, że poznała
kogoś, kim tak się zainteresowała. Jednak w miarę rozwoju tej relacji
coraz większe zaabsorbowanie Tamary Gregiem zaczęło nas martwić. Jej radość życia zupełnie się ulotniła. Zastąpiły ją lęk i poczucie
niepewności. Przez większość czasu albo czekała na telefon od
Grega, albo tak była zaabsorbowana swoim związkiem z nim, że
spędzanie z nami czasu wyraźnie nie sprawiało jej tyle przyjemności,
co wcześniej. Także praca naszej przyjaciółki ucierpiała na znajomości z Gregiem, bo ta zaczęła się martwić, że może ją stracić. Zawsze
uważaliśmy Tamarę za bardzo wyważoną, odporną na stresy osobę,
a teraz zaczęliśmy się zastanawiać, czy czasem nie popełniliśmy
błędu, zakładając, że jest silna. Mimo że Tamara dobrze znała historię Grega i wiedziała, że w przeszłości okazał się już niezdolny do
utrzymania poważnej relacji z kobietą, mimo że zdawała sobie
sprawę, iż bywał już nieprzewidywalny, a nawet przyznawała, że najprawdopodobniej byłoby jej lepiej bez niego, nadal nie potrafiła znaleźć w sobie dostatecznie dużo siły, by od niego odejść.
Mimo że jesteśmy doświadczonymi specjalistami w dziedzinie
zdrowia psychicznego, mieliśmy trudności z zaakceptowaniem faktu,
że tak inteligentna i obyta kobieta jak Tamara mogła się tak bardzo
zmienić. Zazwyczaj silna i skuteczna, w relacji z Gregiem okazywała
zupełną bezradność. Jak ktoś, kogo znaliśmy jako osobę dobrze
odnajdującą się w większości trudnych życiowych sytuacji, mógł
nagle tak bardzo sobie nie radzić? Druga strona tego równania była
dla nas tak samo zastanawiająca. Dlaczego Greg wysyłał niejasne
sygnały, mimo że nawet dla nas było oczywiste, że ją kochał? Psychologia miałaby do zaoferowania wiele skomplikowanych wyjaśnień, trafne okazało się jednak takie, które przyszło z zupełnie niespodziewanej strony.
OD TERAPEUTYCZNEGO PRZEDSZKOLA DO
PRAKTYCZNEJ NAUKI NA TEMAT MIŁOŚCI
DOROSŁYCH
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Tamara spotykała się z Gregiem, Amir pracował w przedszkolu terapeutycznym przy Columbia
University. Stosując terapię opartą na teorii przywiązania, starał się
pomóc matkom stworzyć bezpieczniejszą więź z ich dziećmi. Niezwykła skuteczność tej terapii zachęciła go wówczas do głębszego
zainteresowania tym tematem, a to doprowadziło go do fascynującej
lektury wyników badań przeprowadzonych przez Cindy Hazan i Phillipa Shavera. Wynikało z nich, że dorośli w swoich romantycznych
związkach wykazują podobne wzorce przywiązania, jak dzieci w stosunku do swoich rodziców. Zgłębiając temat jeszcze bardziej, Amir
zaczął dostrzegać przejawy tego typu zachowań wszędzie wokół sie-
bie. Wówczas zdał sobie sprawę, że wiedza ta może mieć zdumiewające przełożenie na życie codzienne i pomóc wielu ludziom w ich
relacjach uczuciowych.
Gdy tylko Amir zrozumiał potencjalne korzyści płynące z możliwości wykorzystania teorii przywiązania w pracy z dorosłymi, zadzwonił
do swojej wieloletniej przyjaciółki Rachel. Opowiedział jej, jak skutecznie teoria więzi potrafi wyjaśnić wiele różnego rodzaju zachowań, do których dochodzi w związkach pomiędzy dorosłymi, i poprosił ją, żeby pomogła mu przełożyć akademicką wiedzę i dane
naukowe na praktyczne wskazówki i rady, z których ludzie mogliby
skorzystać, aby odmienić swoje życie. I w ten sposób właśnie
powstała ta książka.
STYLE PRZYWIĄZANIA: BEZPIECZNY, LĘKOWY
I UNIKAJĄCY
Style przywiązania u dorosłych określają ich stosunek do bliskości
i sposoby, w jakie na nią reagują w romantycznej relacji. Podobnie
jak u dzieci, wyróżniamy tutaj trzy główne style przywiązania: bezpieczny, lękowy i unikający. Najkrócej mówiąc: ludzie przejawiający
styl bezpieczny czują się dobrze w bliskich relacjach i są zwykle ciepli i kochający; ci o stylu lękowym bardzo pragną bliskości, często są
przesadnie zaangażowani w swoje relacje i martwią się o to, na ile
partner odwzajemnia ich uczucia; dla osób o stylu unikającym, bliskość jest równoznaczna z utratą niezależności i dlatego starają się
ją minimalizować. Poza tym każdy z tych stylów różni się także pod
względem:
postrzegania bliskości i wspólnoty z drugim człowiekiem,
sposobu radzenia sobie z konfliktami,
podejścia do seksu,
umiejętności komunikowania pragnień i potrzeb,
oczekiwań od partnera i relacji.
Wszystkich ludzi, nieważne, czy dopiero zaczęli się z kimś spotykać,
czy też od czterdziestu lat pozostają w związku, można przypisać do
jednej z tych trzech kategorii albo (rzadziej) do kategorii stanowiącej
połączenie dwóch ostatnich (chodzi o osoby wykazujące jednocześnie cechy lękowe i unikające). Do kategorii „bezpieczni” zalicza się
nieco ponad 50% populacji: „lękowi” stanowią około 20%, podczas
gdy unikający 25%; pozostałe 3-5% to osoby należące do rzadszej
kategorii stanowiącej połączenie stylów lękowego i unikającego.
Badania nad przywiązaniem u dorosłych zaowocowały setkami
prac i dziesiątkami książek, które dokładnie nakreślają sposoby
zachowań w bliskich romantycznych związkach. Istnienie wspomnianych stylów przywiązania u dorosłych w wielu krajach i kulturach
zostało już wielokrotnie potwierdzone, a świadomość ich istnienia to
prosty i sprawdzony sposób, by zrozumieć i przewidzieć zachowania
ludzi we wszelkiego rodzaju relacjach uczuciowych. Jednym z głównych założeń tej teorii jest to, że każdy z nas jest z góry zaprogramowany na określony sposób zachowania w romantycznej sytuacji.
Skąd biorą się style przywiązania?
Początkowo sądzono, że style przywiązania są przede wszystkim wynikiem
sposobu wychowania dzieci przez rodziców. Stąd wzięła się hipoteza, że
aktualny styl przywiązania danej osoby jest zdeterminowany sposobem,
w jaki zajmowano się nią w dzieciństwie. Jeśli twoi rodzice byli współczujący,
dostępni i reagowali na twoje potrzeby, powinieneś prezentować styl bezpieczny; jeśli okazywali ci ambiwalencję, wówczas zapewne rozwinął się
u ciebie styl lękowy; jeśli zaś zachowywali dystans, byli sztywni i nie reagowali na twoje potrzeby, wówczas najpewniej wykształcił się u ciebie styl unikający. Dziś wiemy jednak, że na zachowania dorosłych w relacjach uczuciowych ma wpływ wiele różnych czynników – to, jak zajmowali się nami nasi
rodzice, ma co prawda znaczenie, ale liczą się także na przykład nasze
życiowe doświadczenia. Więcej na ten temat piszemy w rozdziale 7.
TAMARA I GREG – SPOJRZENIE Z NOWEJ
PERSPEKTYWY
Gdy spojrzeliśmy na związek Tamary i Grega z perspektywy stylów
przywiązania, zobaczyliśmy go nagle w zupełnie innym świetle.
W badaniach nad tym zagadnieniem znaleźliśmy model Grega, który
pasował do niego w najdrobniejszym szczególe, doskonale podsumowując to, jak mężczyzna myślał, zachowywał się i reagował na
swoje otoczenie. Model ten przewidywał dystansowanie się od
Tamary, szukanie w niej wad, wszczynanie kłótni, które niweczyły
cały postęp, jaki zdążył dokonać się w ich relacji, jak również unaoczniał niesamowitą trudność, z jaką przychodziło mu powiedzieć
„kocham cię”. Intrygujące było to, że teoria więzi wyjaśniała fakt, iż
Greg chciał być blisko Tamary, ale jednocześnie czuł potrzebę odpychania jej. Nie działo się to jednak dlatego, że nie był w niej zakochany albo że myślał, że nie jest dla niego dostatecznie dobra
(czego obawiała się Tamara). Wręcz przeciwnie – Greg odpychał ją,
bo czuł, że bliskość, która się pomiędzy nimi zrodziła, wzrasta.
Okazało się, że także przeżycia Tamary nie były wyjątkowe. Teoria
więzi z niespotykaną precyzją potrafiła wyjaśnić również jej zachowania, myśli i sposoby reagowania. Były one typowe dla osoby
o lękowym stylu przywiązania. Zgodnie z teorią przywiązania
Tamara, w odpowiedzi na dystansujące działania Grega, coraz bardziej do niego lgnęła. Typowa okazała się także jej nieumiejętność
skoncentrowania się na pracy, ciągłe myślenie o związku i ogólne
przewrażliwienie na tle wszystkiego, co robił Greg. Teoria więzi przewidziała nawet to, że mimo iż Tamara zdecydowała się w końcu na
zerwanie, nie mogła znaleźć w sobie siły, by odejść; wyjaśniała, dlaczego – mimo że Tamara dokładnie wiedziała, jak powinna postąpić,
i zgadzała się z radami przyjaciół – zrobiłaby niemal wszystko, żeby
być blisko Grega. Przede wszystkim jednak teoria ta tłumaczyła, dlaczego tej parze tak trudno było się dogadać, mimo że naprawdę się
kochali. Mówili po prostu dwoma różnymi językami, potęgując
w sobie nawzajem swoje naturalne tendencje – jej do szukania
fizycznej i emocjonalnej bliskości, jego do wybierania niezależności
i unikania intymności. Trafność tego opisu była niesamowita. Tak
jakby badacze zajmujący się teorią przywiązania znali najbardziej
intymne szczegóły z życia tej pary i ich najbardziej osobiste myśli.
Interpretacje psychologiczne bywają czasem dość mgliste, pozosta-
wiając wiele miejsca na domysły. Tymczasem teoria więzi okazała
się dostarczać dokładnych, zbadanych informacji na temat działania
relacji, która wcześniej wydawała się zupełnie wyjątkowa.
Zmiana stylu przywiązania nie jest niemożliwa – ten zmienia się
średnio u jednej na cztery osoby w okresie czterech lat. Jednak
większość ludzi w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy, więc takie
zmiany zachodzą bez ich świadomości, a tym bardziej bez wnikania
w przyczyny. Czy nie byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli pomóc
ludziom osiągnąć pewien poziom kontroli nad tymi jakże istotnymi
dla życia transformacjami? Ileż pozytywnych zmian mogłaby wnieść
w nie świadoma praca nad osiągnięciem bezpieczniejszego stylu
przywiązania?
Dla nas poznawanie trzech stylów przywiązania okazało się prawdziwym objawieniem: wszędzie odkrywaliśmy ich działanie. Dzięki
teorii przywiązania zobaczyliśmy w nowym świetle własne relacje
emocjonalne, jak również związki innych ludzi. Określając styl przywiązania pacjentów, kolegów i przyjaciół, mogliśmy inaczej zinterpretować ich zachowania i znacznie lepiej je zrozumieć. Przestały one
wydawać nam się niezrozumiałe i skomplikowane; przeciwnie – stały
się raczej przewidywalne w okolicznościach, w jakich te osoby się
znalazły.
WPŁYW EWOLUCJI
Teoria więzi opiera się na założeniu, że potrzeba bycia w bliskiej
relacji jest wpisana w nasze geny. To błysk geniuszu Johna
Bowlby’ego pozwolił mu zrozumieć, że ewolucja zaprogramowała
nas tak, byśmy wybierali w życiu kilka konkretnych osób i nadawali
im szczególną wartość. Jesteśmy zaprogramowani do pozostawania
w relacji zależności z ważnymi dla nas osobami. Potrzeba ta
zaczyna się jeszcze przed naszym narodzeniem i kończy dopiero
wraz ze śmiercią. Bowlby twierdził, że w toku ewolucji selekcja naturalna wybierała te osobniki, które przywiązywały się do innych,
ponieważ przywiązanie oznaczało przewagę ułatwiającą przeżycie.
W czasach prehistorycznych ludzie, którzy polegali jedynie na sobie
i nie mieli nikogo, kto by ich obronił, łatwiej padali ofiarą różnych nieszczęść, podczas gdy ci, którzy byli w relacji z osobą, która o nich
dbała, częściej przeżywali i przekazywali skłonność do tworzenia bliskich więzi swoim potomkom. W rzeczy samej, potrzeba posiadania
bliskiej osoby jest tak ważna, że w naszych mózgach wykształcił się
osobny biologiczny mechanizm odpowiedzialny wyłącznie za tworzenie i regulowanie relacji z ludźmi, do których jesteśmy przywiązani
(rodzicami, dziećmi, partnerami). Nazywa się on „systemem przywiązania” i składa z emocji oraz zachowań, które zapewniają nam
poczucie bezpieczeństwa i ochrony płynące z samego tylko faktu
przebywania blisko kochanej osoby. Mechanizm ten tłumaczy, dlaczego dziecko rozdzielone z matką wpada w rozpacz, panicznie jej
szuka albo zaczyna w niekontrolowany sposób płakać i nie przestaje, aż matka znów się pojawi. Tego typu reakcje nazywamy
zachowaniami protestacyjnymi; wszyscy, nawet jako dorośli, czasem
je wykazujemy. W czasach prehistorycznych obecność ważnej
osoby mogła się okazać kwestią życia lub śmierci, więc nasz system
przywiązania rozwinął się w taki sposób, że traktuje bliskość jako
absolutną konieczność.
Wyobraź sobie, że słyszysz w wiadomościach o katastrofie samolotowej, do której doszło na trasie, jaką miał tego wieczora lecieć
twój partner. Z pewnością możesz niemal fizycznie odczuć to przerażające uczucie, ten ścisk żołądka i wzbierającą histerię – wszystko
to byłyby objawy działania systemu przywiązania, a paniczne telefony do informacji lotniskowej byłyby w tej sytuacji tzw. zachowaniami protestacyjnymi.
Niezwykle ważnym aspektem ewolucji jest heterogeniczność.
Ludzie są bardzo heterogenicznym gatunkiem – poszczególne osobniki znacznie różnią się od siebie wyglądem, konstrukcją psychiczną
i zachowaniem. Tę różnorodność tłumaczy się naszą ogromną
liczebnością, jak również wysokimi umiejętnościami adaptacyjnymi,
które pozwalają nam żyć w niemal każdej ekologicznej strefie na
Ziemi. Gdybyśmy byli identyczni, istnieniu naszego gatunku zagrażałaby każda pojedyncza zmiana środowiskowa. Odmienność podnosi
nasze szanse na przetrwanie – zawsze znajdzie się jakaś część
populacji, która będzie w pewien sposób wyjątkowa i przetrwa, gdy
inni zginą. Style przywiązania nie różnią się pod tym względem od
innych ludzkich cech. Mimo że wszyscy mamy podstawową potrzebę
tworzenia bliskich więzi, różnimy się pod względem sposobu, w jaki
to robimy. W bardzo niebezpiecznym środowisku intensywne inwestowanie czasu i energii tylko w jedną osobę jest mniej korzystne ze
względu na niskie prawdopodobieństwo, że taki człowiek pozostanie
z nami na dłużej; sensowniej jest wówczas nie przywiązywać się aż
tak bardzo, by w miarę łatwo przystosować się do konieczności życia
bez niego (w takich warunkach wykształcił się styl unikający). Innym
sposobem na przetrwanie w trudnym otoczeniu jest działanie przeciwne – przewrażliwienie na punkcie pozostawania blisko obiektu
przywiązania i nieustępliwość w tym względzie (styl lękowy). W spokojniejszych okolicznościach bliskie więzi tworzyły się na zasadzie
konsekwentnego inwestowania w konkretną osobę, które przekładało się na korzyści dla zarówno jednostki, jak i jej potomstwa (tak
powstał bezpieczny styl przywiązania).
Oczywiście nam, ludziom żyjącym we współczesnym społeczeństwie, nie zagrażają już dzikie zwierzęta, których mogli obawiać się
nasi przodkowie. Jednak w sensie ewolucyjnym od starych wzorców
dzielą nas zaledwie setne sekundy. Nasz emocjonalny mózg dostaliśmy w spadku od homo sapiens, którzy żyli w zupełnie innych czasach, a nasze emocje wciąż działają podobnie jak wówczas i wciąż
są gotowe pomagać nam mierzyć się z podobnymi do tamtych problemami. Uczucia i zachowania, które obecnie przeżywamy w bliskich relacjach, nie różnią się zbytnio od tych, jakich doświadczali
nasi odlegli przodkowie.
ZACHOWANIA PROTESTACYJNE W ERZE
CYFROWEJ
Wyposażeni w nową wiedzę na temat wpływu stylów przywiązania
na nasze codzienne życie, zaczęliśmy zupełnie inaczej postrzegać
działania ludzi. Zachowania, które wcześniej przypisywaliśmy czyimś
cechom osobowości, albo takie, które opisywaliśmy jako przesa-
dzone, z perspektywy teorii przywiązania okazywały się zupełnie
zrozumiałe. Nasze odkrycia związane z tym zagadnieniem pozwoliły
nam spojrzeć inaczej na niezdolność Tamary do porzucenia Grega,
mimo że była przez niego nieszczęśliwa. Nagle stało się jasne, że
zachowanie naszej przyjaciółki wcale nie musi wynikać ze słabości,
że może raczej być skutkiem działania podstawowych instynktów,
które nakazują Tamarze za wszelką cenę utrzymać kontakt z obiektem przywiązania, przy czym działanie tychże instynktów jest
w dużej mierze wzmacniane przez lękowy styl przywiązania naszej
koleżanki.
W przypadku Tamary potrzeba bycia blisko Grega była wyzwalana
przez najmniejszy znak świadczący o zagrożeniu, polegającym na
tym, że jej ukochany znajdował się poza jej zasięgiem, nie reagował
na nią, być może miał kłopoty. W sensie ewolucyjnym rezygnacja
byłaby w takiej sytuacji szaleństwem. Uciekanie się do zachowań
protestacyjnych, takich jak dzwonienie kilka razy dziennie czy próby
wywołania jego zazdrości, wydawało się w tym nowym świetle zupełnie zrozumiałe.
W teorii więzi szczególnie spodobało nam się to, że została ona
sformułowana w oparciu o dużą liczbę danych. W przeciwieństwie
do wielu innych teorii psychologicznych, które powstały w oparciu
o rozmowy z parami przychodzącymi na terapię, ta czerpie informacje od ogółu populacji – od tych, którzy żyją w szczęśliwych związkach, i tych, którzy takich związków nie mają, od tych, którzy nigdy
nie brali udziału w terapii, i tych, którzy aktywnie szukali tego rodzaju
pomocy. Teoria ta pozwoliła nam zrozumieć nie tylko to, co się
w relacjach emocjonalnych nie udaje, ale także to, co działa poprawnie, oraz dotrzeć do całej grupy ludzi, o których w większości książek
o związkach praktycznie się nie pisze. Co więcej, teoria więzi nie
etykietuje zachowań, określając je jako zdrowe lub niezdrowe.
Żaden ze stylów przywiązania sam w sobie nie jest tu postrzegany
jako „patologiczny”. Wręcz przeciwnie, romantyczne zachowania,
które wcześniej uważano za dziwne lub błędne, w świetle tej teorii
wydają się zrozumiałe, przewidywalne, a nawet oczekiwane. Jesteś
z kimś, mimo że on nie jest pewien swoich uczuć do ciebie? Rozumiemy. Mówisz, że chcesz odejść, ale kilka minut później zmieniasz
zdanie i stwierdzasz, że rozpaczliwie chcesz zostać? Też rozumiemy.
Czy takie zachowania są skuteczne i czy warto je stosować? To
już zupełnie inna historia. Ludzie o bezpiecznym stylu przywiązania
wiedzą, jak komunikować swoje oczekiwania i skutecznie reagować
na potrzeby partnera, nie uciekając się jednocześnie do zachowań
protestacyjnych. Dla całej reszty zrozumienie to dopiero początek.
OD TEORII DO PRAKTYKI – TWORZENIE
KONKRETNYCH INTERWENCJI
PSYCHOLOGICZNYCH W OPARCIU O TEORIĘ
PRZYWIĄZANIA
Przynosząc ze sobą zrozumienie tego, że ludzie znacznie różnią się
od siebie w kwestii potrzeb związanych z intymnością i bliskością
oraz że te różnice mogą powodować spięcia, teoria więzi zaoferowała nam nowe spojrzenie na romantyczne relacje. Jednak mimo że
badania ułatwiły nam ich zrozumienie, nie dały jednoznacznej odpowiedzi na to, jak można tę wiedzę praktycznie wykorzystać. Teoria
więzi zawiera w sobie obietnicę poprawienia uczuciowych związków
między ludźmi, konieczne było jednak przełożenie wiedzy laboratoryjnej na dostępny przewodnik, zawierający dające się wykorzystać
w prawdziwym życiu rady. Ponieważ jednak byliśmy przekonani, że
w teorii więzi leży klucz do lepszych relacji między ludźmi, skupiliśmy
się na dalszym poszerzaniu naszej wiedzy o trzech stylach przywiązania i tego, w jaki sposób oddziałują na siebie w codziennych interakcjach.
Zaczęliśmy przeprowadzać rozmowy z ludźmi, których znaliśmy
z różnych środowisk: z naszymi współpracownikami i pacjentami, ale
również z laikami w dziedzinie psychologii, posiadającymi wiedzę
z innych dziedzin. Rozmawialiśmy z ludźmi w różnym wieku. Spisywaliśmy skrócone historie ich związków i romantycznych doświadczeń, którymi zechcieli się z nami podzielić. Przeprowadzaliśmy też
obserwacje na żywo. Ocenialiśmy style przywiązania, analizując to,
co dane osoby mówiły, jakie wyrażały podejście do związków, jak się
zachowywały; od czasu do czasu proponowaliśmy też konkretne rozwiązania różnych problemów w oparciu o teorię przywiązania. Opracowaliśmy technikę samodzielnego oceniania – w stosunkowo krótkim czasie – stylu przywiązania drugiej osoby. Uczyliśmy ludzi, w jaki
sposób wykorzystywać, a nie zwalczać, swoje związane z przywiązaniem instynkty – nie tylko po to by unikać wchodzenia w nieszczęśliwe relacje, ale także po to, by odkrywać w innych „skarby”, które
warto pielęgnować. I zadziałało!
Zauważyliśmy, że w przeciwieństwie do innych interwencji terapeutycznych, które skupiają się głównie albo na singlach, albo na
osobach pozostających w związkach, teoria więzi nadaje się do
opisu wielu obszarów relacji emocjonalnych i można ją wykorzystać
niezależnie od etapu życia uczuciowego, na jakim dana osoba aktualnie się znajduje. Istnieją konkretne zastosowania tej teorii w przypadku ludzi, którzy są na etapie spotykania się z różnymi osobami,
tych we wczesnych fazach związku, jak również tych, którzy od
dawna trwają w jakiejś relacji, oraz tych, którzy właśnie przeżywają
rozstanie – niezależnie od tego, czy same odeszły, czy zostały
porzucone. Wszystkie te sytuacje łączy to, że daje się zastosować
do nich teorię przywiązania, niosąc ludziom na wszystkich etapach
życia pomoc w tworzeniu lepszych związków.
TEORIA A ŻYCIE
Po jakimś czasie wszystkie osoby zaangażowane w nasz projekt
zaczęły w naturalny sposób stosować żargon związany z teorią przywiązania. Podczas sesji terapeutycznych albo lunchu zdarzało nam
się słyszeć: „Nie mogę się z nim spotykać. To oczywiste, że jest unikający”. Albo: „Znasz mnie, jestem lękowa, krótki romans to ostatnie,
czego potrzebuję”. Aż trudno było uwierzyć, że do niedawna wszystkie te osoby nie wiedziały nawet o istnieniu trzech stylów przywiązania.
Oczywiście również Tamara, gdy dowiedziała się wszystkiego na
temat teorii przywiązania i naszych odkryć, podnosiła ten temat
w niemal każdej rozmowie z nami. Wreszcie zebrała w sobie dostatecznie dużo siły, by zerwać swoją luźną relację z Gregiem i krótko
potem – z chęci odwetu – zaczęła znów chodzić na randki. Wyposażona w nową wiedzę na temat teorii przywiązania, potrafiła teraz elegancko wymykać się adoratorom, którzy reprezentowali styl unikający; wiedziała już, że takie osoby nie są dla niej odpowiednie. Kiedyś zamęczałaby się całymi dniami, analizując, co mogą myśleć, czy
zadzwonią, czy mają wobec niej poważne zamiary. Teraz sama
szybko ich odrzucała, świadomie szukając mężczyzny zdolnego do
bliskości i kochania jej w taki sposób, w jaki chciała być kochana.
Po jakimś czasie poznała Toma, który reprezentował zdecydowanie bezpieczny styl przywiązania. Ich związek rozwijał się tak gładko,
że Tamara niemal o nim nie mówiła. Nie chodziło o to, że nie chciała
dzielić się z nami intymnymi szczegółami. Po prostu znalazła bezpieczną przystań, omijaną przez kryzysy i dramaty, które musiałaby
z kimś omówić. Jeśli o czymś opowiadała, to o tym, jak miło spędzają razem czas, o wspólnych planach na przyszłość i o pracy,
w której znów zaczęła odnosić sukcesy.
ZASTOSOWANIE PRAKTYCZNE
Ta książka jest wynikiem przełożenia naszych badań nad teorią przywiązania na praktyczne wskazówki. Mamy nadzieję, że nasi czytelnicy, podobnie jak wielu naszych przyjaciół, współpracowników oraz
pacjentów, skorzystają z przedstawionej tu wiedzy i rad i że pomogą
im one podejmować lepsze decyzje w życiu osobistym. Z kolejnych
rozdziałów dowiesz się więcej na temat każdego z trzech stylów
przywiązania oraz ich wpływu na podejście do miłości i zachowania
w romantycznych sytuacjach. Ta nowa wiedza pozwoli ci inaczej
spojrzeć na dotychczasowe porażki w tej dziedzinie; dzięki niej lepiej
zrozumiesz motywacje zarówno swoje, jak i innych; dowiesz się,
jakie masz potrzeby i z kim masz szansę stworzyć szczęśliwy związek. Jeśli już jesteś w związku z partnerem, którego styl przywiązania stoi w konflikcie z twoim własnym, zrozumiesz lepiej, dlaczego
oboje myślicie i działacie w określony sposób, a także poznasz stra-
tegie na podniesienie swojego poziomu satysfakcji ze związku. Tak
czy inaczej, zaczniesz doświadczać zmiany. I będzie to oczywiście
zmiana na lepsze!
2.
Potrzeba bliskości nie jest niczym
złym
K
ilka lat temu w telewizji można było oglądać reality show, w którym
kilka par brało udział w wyścigu dookoła świata, wykonując przy tym
różne wymagające zadania. Wśród nich znaleźli się też Karen i Tim
– para idealna: oboje piękni, seksowni, inteligentni i odnoszący sukcesy. Różne wyzwania, którym musieli stawić czoła w programie,
ujawniły też pewne intymne szczegóły dotyczące ich związku: Karen
chciała wyjść za mąż, Tim był temu niechętny. Ona pragnęła większej bliskości, on cenił sobie swoją niezależność. Podczas szczególnie stresujących momentów wyścigu, jak również często po kłótni,
Karen potrzebowała, żeby Tim wziął ją za rękę. On jednak robił to
niechętnie: gest ten wydawało mu się przesadnym okazywaniem bliskości, poza tym nie chciał poddawać się każdemu kaprysowi partnerki.
Tim i Karen długo prowadzili w wyścigu i niemal wygrali dużą
nagrodę pieniężną. Aż do ostatniego odcinka, w którym zostali pokonani. Gdy na koniec zapytano ich, czy patrząc wstecz, dostrzegają
coś, co mogli byli zrobić inaczej, Karen powiedziała: „Myślę, że przegraliśmy, bo byłam za mało samodzielna. Z perspektywy widzę, że
moje zachowanie było przesadzone. Podczas wyścigu wiele razy
potrzebowałam, żeby Tim wziął mnie za rękę. Nie wiem, czemu było
to dla mnie takie ważne. Ale wyciągnęłam z tej sytuacji lekcję i zdecydowałam, że w przyszłości nie będę się tak zachowywać. Dlaczego tak często potrzebowałam jego dotyku? To głupie. Powinnam
była zachować zimną krew i nie domagać się od niego tego gestu.”
Tim mówił bardzo niewiele: „Wyścig w żaden sposób nie przypomina
prawdziwego życia. Nie mieliśmy nawet czasu, żeby się porządnie
pokłócić. Przeskakiwaliśmy tylko z jednego zadania w drugie”.
Oboje pominęli w tych podsumowaniach jeden ważny fakt: Tim
bardzo się zestresował przed skokiem na bungee i niemal zrezygnował z dalszej rywalizacji. Mimo zachęt ze strony Karen i jej zapewnień, że skoczy z nim, po prostu nie był w stanie tego zrobić; w pewnym momencie nawet zdjął z siebie cały sprzęt i chciał odejść.
Wreszcie zebrał się na odwagę, żeby wykonać zadanie, ale właśnie
to konkretne wahanie sprawiło, że para straciła prowadzenie.
Teoria więzi w przypadku dorosłych uczy nas, iż podstawowe założenie Karen, że powinna sama kontrolować swoje emocjonalne
potrzeby i samodzielnie uspokajać się w stresujących sytuacjach,
jest po prostu nieprawdziwe. Dziewczyna doznała za problem swoje
„przesadne” potrzeby. Badania nad przywiązaniem dostarczają jednak argumentów za zupełnie przeciwną tezą. To, że się do kogoś
przywiązujemy, oznacza, że nasz mózg zostaje zaprogramowany na
szukanie w tej osobie wsparcia poprzez upewnianie się o jej fizycznej i psychicznej bliskości. Jeśli nie otrzymujemy zapewnienia od niej
od wybranka, nasz mechanizm przywiązania nakazuje nam starać
się o nie tak długo, aż je otrzymamy. Gdyby Karen i Tim to rozumieli,
ona nie czułaby się zawstydzona swoją potrzebą złapania go za rękę
w stresującym momencie podczas wyścigu, który jest transmitowany
przez telewizję na cały kraj. Z kolei Tim rozumiałby, że ten prosty
gest może dać im przewagę, której potrzebują, żeby wygrać. Gdyby
wiedział, że reagując dostatecznie wcześnie na potrzebę Karen,
oszczędza czas, który i tak musiał później poświęcić na „gaszenie
pożarów” wywołanych przez spotęgowany stres, być może sam
dotykałby dłoni partnerki, zauważywszy, że dziewczyna zaczyna się
denerwować, i nie czekał nawet, aż o to poprosi. Co więcej, gdyby
sam potrafił przyjąć wsparcie, które oferowała mu Karen, pewnie
wcześniej zdecydowałby się skoczyć na bungee.
Z teorii przywiązania wynika, że w przypadku większości ludzi
„przesadna” potrzeba bliskości znika, gdy tylko się ją zaspokoi, a im
wcześniej się to dzieje, tym lepiej. Osoby, u których emocjonalna
potrzeba bliskości zostaje zaspokojona, zwykle kierują swoją uwagę
na zewnątrz. W literaturze poświęconej teorii przywiązania zjawisko
to nazywa się czasem „paradoksem zależności”: im bardziej ludzie
zależą od siebie nawzajem, tym bardziej niezależni i odważni się
stają. Karen i Tim nie rozumieli, jak mogą wykorzystać łączącą ich
emocjonalną więź, by zwyciężyć w wyścigu.
PRZESZLIŚMY DŁUGĄ DROGĘ (ALE NADAL NIE
JESTEŚMY U CELU)
Samoobwinianie się Karen, która postrzegała siebie jako przesadnie
potrzebującą, i nieświadomość Tima, jeśli chodzi o jego rolę w tym
związku, nie są zaskakujące i właściwie ani jej, ani jego nie można
za nie winić. Ostatecznie w naszej kulturze niechętnie patrzy się na
podstawowe potrzeby związane z bliskością, intymnością, a zwłaszcza zależnością, wynosząc niezależność ponad wszystko. Wydaje
nam się, że to właściwe podejście, gdy tymczasem często nas ono
unieszczęśliwia.
Błędne przekonanie, że ludzie powinni być emocjonalnie samowystarczalni, nie jest niczym nowym. Jeszcze nie tak dawno temu
w społeczeństwach zachodnich wierzono, że dzieciom dobrze robi
zostawianie ich samych, że powinno się uczyć je, by same się uspokajały. Teoria więzi obaliła to podejście – przynajmniej w stosunku do
dzieci. W latach czterdziestych ubiegłego stulecia eksperci ostrzegali, że przesadne „pieszczenie się” z dzieckiem pielęgnuje w nim
brak samodzielności i pewności siebie i że takie dziecko wyrasta
później na osobę niezrównoważoną, niedostosowaną do życia.
Rodziców niemowląt uczono, że nie powinni „przesadzać” w okazywaniu zainteresowania swoim dzieciom, że powinni pozwalać im pła-
kać godzinami i uczyć je jedzenia jedynie o wyznaczonych godzinach. Dzieci w szpitalach były izolowane od bliskich, którzy mogli je
oglądać jedynie przez przeszklone ściany. Pracownicy socjalni przy
najmniejszych oznakach problemów zabierali dzieci z domów
i umieszczali je w placówkach opieki zastępczej.
Do niedawana jeszcze w teoriach na temat wychowania dominowało przekonanie o konieczności zachowania odpowiedniego
dystansu pomiędzy rodzicami a dziećmi i oszczędnego dawkowania
fizycznej bliskości. W popularnym w latach dwudziestych XX wieku
poradniku dla rodziców autorstwa Johna Broadusa Watsona (Psychological Care of Infant and Child) ostrzegano przed niebezpieczeństwami „nadmiernej matczynej miłości”. Swoją książkę autor
zadedykował „pierwszej matce, której uda się wychować szczęśliwe
dziecko”. Szczęśliwe czyli samodzielne, odważne, umiejące na sobie
polegać, łatwo adaptować się do zmian otoczenia i rozwiązywać problemy; takie dziecko nie powinno płakać, chyba że z powodu fizycznego cierpienia; powinno zajmować się pracą i zabawą i nie przywiązywać się przesadnie ani do ludzi, ani do miejsc.
Przed powstaniem przełomowych prac Mary Ainsworth i Johna
Bowlby’ego, twórców teorii przywiązania z lat pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, psycholodzy nie doceniali wagi
więzi pomiędzy rodzicami a dziećmi. Przywiązanie dziecka do matki
było postrzegane jako uboczny produkt faktu, że otrzymuje ono od
niej pokarm i utrzymanie; wierzono po prostu, iż dziecko szuka bliskości matki dlatego, że kojarzy mu się ona z pożywieniem. Bowlby
jednakże, obserwując dzieci, które straciły rodziców w wyniku drugiej
wojny światowej i wychowywane były w instytucjach opiekuńczych,
zauważył, że nie rozwijają się one prawidłowo nawet wówczas,
wszystkie spełniane są ich fizyczne potrzeby. Pozbawione obiektu
przywiązania dzieci wykazywały opóźnienia w rozwoju fizycznym,
intelektualnym, emocjonalnym i społecznym. Badania Ainsworth
i Bowlby’ego jasno pokazały, że bliskość jest dla dziecka tak samo
nieodzowna jak picie i jedzenie.
POTRZEBA PRZYWIĄZANIA – NIE TYLKO DLA
DZIECI
Bowlby zawsze twierdził, że przywiązanie jest integralną częścią
zachowania człowieka przez całe jego życie. Potem Mary Main
odkryła, że również dorosłych da się przypisać do konkretnych kategorii w oparciu o to, jak wyglądały ich wczesne relacje z bliskimi osobami, co z kolei ma wpływ na ich własne rodzicielskie zachowania.
Niezależnie od pracy tej badaczki, Cindy Hazan i Philip Shaver również odkryli, że dorośli posiadają konkretne style przywiązania, które
ujawniają się w ich związkach uczuciowych. Po raz pierwszy odkryli
to, publikując w dzienniku „Rocky Mountain News” tak zwany quiz
miłosny, w którym poprosili ochotników o zaznaczenie jednego
z trzech twierdzeń, które najlepiej opisuje ich uczucia i nastawienie
do związku. Każde z nich korespondowało z jednym z trzech stylów
przywiązania i brzmiało tak:
Stosunkowo łatwo przychodzi mi nawiązanie bliskich relacji z innymi, czuję
się dobrze, mając poczucie, że mogę na kimś polegać i że ktoś polega na
mnie. Raczej nie boję się porzucenia ani tego, że ktoś mógłby zbytnio się do
mnie zbliżyć. (Miara bezpiecznego stylu przywiązania).
Bliskość z innymi jest dla mnie nieco kłopotliwa; trudno mi w pełni komuś
zaufać i pozwolić sobie na zależność. Stresuje mnie, gdy ktoś przekracza
mojej granice; osoby, z którymi do tej pory się spotykałem/spotykałam, często domagały się ode mnie większej bliskości niż ta, z którą czułem się/czułam się dobrze. (Miara unikającego stylu przywiązania).
Mam poczucie, że inni niechętnie nawiązują ze mną tak bliskie relacje, jak
bym chciał/chciała. Będąc w związku, często martwię się, że nie jestem
dostatecznie kochany/kochana i mogę zostać porzucony/porzucona. Chciałbym/chciałabym totalnej bliskości i to pragnienie czasem odstrasza ludzi.
(Miara lękowego stylu przywiązania.)
Zaskakujące okazało się to, że wyniki pokazały podobną dystrybucję
stylów przywiązania u dorosłych i u dzieci: większość dorosłych biorących udział w badaniu czuła, że należy do kategorii „bezpieczny”,
podczas gdy pozostali dzielili się albo na „unikających”, albo na
„lękowych”. Badacze odkryli także, że każdy ze stylów przywiązania
wiązał się z wyznawaniem odmiennych, konkretnych przekonań
i podejść do siebie samego, partnera, relacji i bliskości w ogóle.
Dalsze badania, przeprowadzone między innymi przez Hazan
i Shavera, potwierdziły te odkrycia. Okazało się, że – tak jak przypuszczał Bowlby – przywiązanie odgrywa znaczącą rolę nie tylko
w dzieciństwie, ale przez całe życie człowieka. Różnica polega jedynie na tym, że dorośli są zdolni do wyższego poziomu abstrakcji,
więc nasza potrzeba stałej fizycznej obecności obiektu przywiązania
może być czasami przejściowo zastąpiona świadomością, że ta
osoba jest dla nas dostępna psychicznie i emocjonalnie. Koniec końców chodzi jednak cały czas o tę samą potrzebę bliskości z drugim
człowiekiem i pewności, że jest on dla nas dostępny.
Niestety, tak samo jak w przeszłości ignorowana była waga relacji
dziecko–rodzic, dzisiaj niedoceniane jest znaczenie przywiązania
w dorosłości. Pośród dorosłych wciąż przeważa przekonanie, że
„zbytnia” wzajemna zależność partnerów w związku jest czymś złym.
MIT WSPÓŁUZALEŻNIENIA
Teoria współuzależnienia i inne popularne współcześnie podejścia,
na które możemy natknąć się w poradnikach psychologicznych,
przedstawiają związki w sposób odzwierciedlający poglądy dotyczące relacji rodzic–dziecko, jakie przeważały w pierwszej połowie
XX wieku (pamiętasz „szczęśliwe dziecko” wolne od „zbędnego”
przywiązania?). Dzisiejsi eksperci oferują rady, które brzmią mniej
więcej tak: „Twoje szczęście powinno pochodzić z twojego wnętrza
i powinieneś go uzależniać od osoby, z którą jesteś. Twój partner nie
ma obowiązku dbać o twoje dobre samopoczucie, a ty nie jesteś
odpowiedzialny za jego nastroje. Każdy powinien sam dbać o siebie.
Naucz się nie dopuszczać do tego, by ktokolwiek, nawet najbliższa
ci osoba, był w stanie zakłócić twój wewnętrzny spokój. Jeśli ta
osoba zachowuje się w sposób, który podważa twoje poczucie bezpieczeństwa, powinieneś być w stanie zdystansować się emocjonalnie od tej sytuacji, skupić się na sobie i nie dać się wytrącić z równowagi. Jeśli tego nie potrafisz, coś może być z tobą nie tak. Być może
jesteś z tą osobą zbytnio związany – współuzależniony – i musisz się
nauczyć stawiać granice”.
Podstawowe założenie, które kryje się za tym sposobem myślenia,
brzmi: idealny związek to relacja dwojga samowystarczalnych ludzi,
którzy łączą się w dojrzały, pełen szacunku sposób, jednocześnie
utrzymując jasne granice. Jeśli rozwijasz w sobie silną zależność od
partnera, oznacza to, że jesteś w jakiś sposób wybrakowany i powinieneś pracować nad wyznaczaniem własnych granic i „lepszą świadomością samego siebie”. Przy takim podejściu wizja, że ktoś może
potrzebować swojego partnera, to najgorszy możliwy scenariusz;
potrzeba ta jest porównywana z uzależnieniem, a wszyscy wiemy,
jak niebezpiecznie jest się od czegoś uzależniać.
Wiedza na temat współuzależnienia okazała się niesamowicie
pomocna, gdy chodzi o członków rodzin osób cierpiących na uzależnienie od narkotyków czy alkoholu (ponieważ to w tym obszarze teoria współuzależnienia miała początkowo swoje zastosowanie), gdy
jednak próbujemy bezkrytycznie zastosować ją do wszystkich relacji,
może nas prowadzić na manowce, a nawet okazać się potencjalnie
szkodliwa. Karen, uczestniczka telewizyjnego show, o której wcześniej wspomnieliśmy, była zapewne pod wpływem tej właśnie szkoły
myślenia, gdy krytykowała się za swoją „przesadną” potrzebę bliskości. Zupełnie co innego na temat związków mówi nam biologia.
PRAWDA BIOLOGICZNA
Liczne badania pokazują, że przywiązanie prowadzi do fizjologicznej
jedności z daną osobą. Obecność partnera reguluje nasze ciśnienie
krwi, tętno, oddech i poziom hormonów we krwi. Wiążąc się z kimś,
przestajemy być osobnymi bytami. Podkreślanie tej osobności
w związkach pomiędzy dorosłymi przez większość współczesnych
popularnych szkół psychologicznych nie wytrzymuje krytyki z perspektywy biologii. Zależność jest faktem, a nie wyborem czy skłonnością.
Szczególnie dużo światła rzuca na to badanie przeprowadzone
przez doktora Jamesa Coana, dyrektora ośrodka badawczego Affec-
tive Neuroscience Laboratory przy University of Virginia. Zajmuje się
on badaniami mechanizmów, poprzez które bliskie społeczne
związki i szersze sieci regulują nasze reakcje emocjonalne. W tym
konkretnym badaniu, które Coan przeprowadził we współpracy
z Richardem Davidsonem i Hilary Schaefer, wykorzystano rezonans
magnetyczny MRI do przeskanowania mózgów zamężnych kobiet
w sztucznie wywołanej stresującej sytuacji (kobiety biorące udział
w badaniu były informowane o tym, że za chwilę zostaną lekko porażone prądem).
W stresujących sytuacjach aktywuje się część mózgu zwana podwzgórzem. Gdy kobiety czekały na zapowiedziane rażenie prądem
w samotności, na rezonansie widać było w tym obszarze podwyższoną aktywność. Następnie jednak sprawdzano reakcje uczestniczek eksperymentu na tę samą sytuację, gdy podczas oczekiwania
na rażenie prądem mogły trzymać za rękę obcą osobę. Tym razem
badanie wykazało nieco niższą niż poprzednio aktywność podwzgórza. Natomiast, gdy dłoń, którą kobieta mogła ściskać, należała do
jej męża, wówczas reakcja jej mózgu okazywała się jeszcze mniej
zauważalna – na tym etapie eksperymentu stres ledwie dawał się
zarejestrować. Co więcej, te kobiety, które wcześniej najlepiej oceniły jakość swoich małżeństw, również najwięcej zyskiwały na możliwości trzymania małżonka za rękę podczas badania. Do tego jednak
jeszcze wrócimy.
Eksperyment ten pokazuje, że gdy dwoje ludzi tworzy związek
uczuciowy, wpływają wzajemnie na swoje fizyczne i psychiczne
samopoczucie. Fizyczna bliskość i dostępność partnera regulują
naszą reakcję na stres. Skoro nasz partner ma tak wielki wpływ na
nasze podstawowe reakcje biologiczne, jak można od nas oczekiwać, że utrzymamy wysoki poziom odrębności w związku?
Wspomniana już tutaj Karen to przykład osoby, która zdawała się
instynktownie rozumieć uzdrawiający wpływ dotyku dłoni partnera
w stresującej sytuacji. Niestety później poddała się popularnym błędnym wyobrażeniom i zaczęła postrzegać swoje instynktowne reakcje
jako wyraz wstydliwej słabości.
PARADOKS ZALEŻNOŚCI
Jeszcze na długo przed tym, zanim powstała technologia umożliwiająca skanowanie mózgu, John Bowlby rozumiał, że potrzeba posiadania kogoś, z kim możemy dzielić życie, jest częścią naszego
wyposażenia genetycznego i nie ma nic wspólnego z tym, jak bardzo
kochamy samych siebie albo czy czujemy się spełnieni. Odkrył, że
w chwili, gdy zaczynamy postrzegać jakąś osobę jako szczególną,
do gry wkraczają potężne i często niekontrolowane siły. Niezależnie
od tego, jak niezależni byliśmy do tej pory, a czasem nawet wbrew
naszej świadomej woli, zaczynamy zachowywać się inaczej. Gdy już
wybierzemy partnera, zależność od drugiej osoby staje się faktem.
Zawsze tak jest. Elegancka współegzystencja, która nie wiązałaby
się z niewygodnym uczuciem bezbronności i lęku przed stratą, brzmi
nieźle, ale biologia zaprogramowała nas zupełnie inaczej. W toku
ewolucji okazało się, że największe korzyści przynosi jednak sytuacja, w której dwoje ludzi zaczyna tworzyć fizjologiczną jedność: jeśli
ona na coś reaguje, on też nie pozostaje obojętny; jeśli on jest zdenerwowany, ta emocja udziela się również jej. Druga osoba staje się
częścią nas i zrobimy wszystko, żeby ją ocalić. Uczucie, że dobro
drugiej osoby jest naszym żywotnym interesem, przekłada się na
bardzo ważną korzyść, jaką jest przetrwanie obu zaangażowanych
w relację osobników.
***
Mimo odmiennych sposobów, w jakie osoby o różnych stylach przywiązania uczą się radzić sobie z tymi potężnymi siłami – typy bezpieczny i lękowy przyjmują je z otwartymi ramionami, podczas gdy
typ unikający starają się je tłumić – wszyscy jesteśmy zaprogramowani na to, by wchodzić w bliski związek z wybraną osobą. W rozdziale 6. przedstawiamy serię eksperymentów, które dowiodły, że
nawet osoby o stylu unikającym wykazują potrzeby związane z przywiązaniem, ale aktywnie je tłumią.
Czy to oznacza, że aby być szczęśliwym w związku, musimy być
stale razem z partnerem albo poświęcać inne aspekty naszego
życia, jak praca czy przyjaciele? Paradoksalnie jest dokładnie
odwrotnie! Okazuje się, że umiejętność samodzielnego poruszania
się w świecie wyrasta ze świadomości, że jest obok nas ktoś, na
kogo możemy liczyć – na tym polega paradoks zależności. Początkowo trudno jest zrozumieć jego logikę. Jak mamy być bardziej niezależni, mimo że całkowicie od kogoś zależymy? Gdybyśmy mieli
streścić podstawowe założenie teorii przywiązania jednym zdaniem,
brzmiałoby ono tak: jeśli chcesz znaleźć drogę do niezależności
i szczęścia, znajdź najpierw odpowiednią osobę, od której możesz
być zależny, i idź z nią przez życie. Gdy to zrozumiesz, pojmiesz
również istotę tej koncepcji. Aby zilustrować działanie powyższej
zasady, przyjrzyjmy się jeszcze raz okresowi, w którym wchodzimy
w nasze pierwsze bliskie relacje, czyli dzieciństwu. Mimo że style
przywiązania u dorosłych i dzieci nie są dokładnie tym samym, nic
lepiej nie demonstruje tego, co chcemy przekazać, niż tzw. „test nieznanej sytuacji” (strange situation test).
TEST NIEZNANEJ SYTUACJI
Sarah i jej dwunastomiesięczna córka Kimmy wchodzą do pokoju
pełnego zabawek. Czeka tam na nie miła młoda asystentka, która na
powitanie zamienia z matką i córką kilka słów. Kimmy zaczyna
odkrywać zabawkowy raj – raczkuje po pokoju, podnosi zabawki,
rzuca je na ziemię i sprawdza, czy będą grzechotać, turlać się czy
świecić; jednocześnie od czasu do czasu zerka na mamę.
Następnie matka dziewyczynki zostaje poproszona o opuszczenie
pokoju, więc wstaje i szybko wychodzi. Gdy tylko Kimmy orientuje
się w sytuacji, zaczyna się denerwować. Pochlipując, raczkuje
w stronę wyjścia tak szybko, jak tylko potrafi. Woła mamę i uderza
rączką w drzwi. Asystentka próbuje ją zainteresować pudełkiem pełnym kolorowych klocków, ale to tylko jeszcze bardziej denerwuje
małą, która w końcu rzuca w nią jednym z tych klocków.
Gdy po krótkiej chwili mama wraca do pokoju, Kimmy szybko raczkuje do niej i wyciąga rączki, żeby ją podniosła. Sarah przytula córkę
i delikatnie ją uspokaja. Dziewczynka mocno wtula się w mamę
i przestaje szlochać. Gdy znów jest spokojna, powraca też jej zainteresowanie zabawkami, którymi ponownie zaczyna się bawić.
Eksperyment, w którym wzięły udział Sarah i Kimmy, jest prawdopodobnie jednym z najważniejszych badań w dziedzinie teorii przywiązania. Nazwano go testem nieznanej sytuacji (historia opisana
powyżej jest wersją skróconą). Mary Ainsworth była zafascynowana
tym, jak instynkt poznawania otoczenia u dziecka – który przekłada
się na jego umiejętność zabawy i nauki – może zostać wzbudzony
lub zduszony w zależności od tego, czy mama jest obecna, czy też
nie.
Badaczka zauważyła, że dziecko chętnie poznaje nieznane sobie
wcześniej otoczenie i okazuje przy tym pewność siebie, o ile ma przy
sobie obiekt swojego przywiązania. Obecność tego obiektu znana
jest pod nazwą „bezpiecznej bazy”. Jest to świadomość, że stoi za
tobą ktoś, kto cię wspiera, na kim możesz w 100% polegać i do kogo
zawsze możesz się zwrócić w potrzebie. Bezpieczna baza jest podstawą, bez której dziecko nie będzie się prawidłowo rozwijać, uczyć
i poznawać otoczenia.
BEZPIECZNA BAZA DLA DOROSŁYCH
Jako dorośli nie bawimy się już co prawda zabawkami, ale musimy
stawiać czoło światu i radzić sobie z nowymi sytuacjami i trudnymi
wyzwaniami. Chcemy być wysoko wydajni w pracy, robić ciekawe
i odprężające rzeczy w wolnym czasie i znajdować w sobie dostatecznie dużo ciepła i cierpliwości, żeby dbać o naszych bliskich. Jeśli
czujemy się bezpiecznie, jak dziecko w teście nieznanej sytuacji, gdy
matka jest obecna w pokoju, świat leży u naszych stóp. Mamy dość
odwagi, by podejmować ryzyko, szukać inspiracji i podążać za
naszymi marzeniami. Jeśli jednak nam tego poczucia bezpieczeństwa brakuje, jeśli jesteśmy niepewni tego, czy najbliższa nam
osoba, nasz romantyczny partner, naprawdę w nas wierzy, wspiera
nas i będzie z nami, gdy będziemy tego potrzebować, będzie nam
znacznie trudniej skoncentrować się na zadaniach, jakie stawia
przed nami życie. Jak w teście nieznanej sytuacji, świadomość, że
można całkowicie polegać na kimś bliskim, i poczucie bezpieczeństwa, jakie on nam daje, zwłaszcza jeśli wie, jak nas uspokoić
w trudnych chwilach, pozwalają nam skupić uwagę na wszystkich
innych aspektach życia, które nadają mu sens.
Działanie bezpiecznej bazy w relacjach pomiędzy dorosłymi
dobrze tłumaczy Brooke Feeney, dyrektor ośrodka badawczego Carnegie Mellon University Relationship Lab. Feeney szczególnie interesuje się tym, w jaki sposób partnerzy mogą się wzajemnie wspierać, i tym, jakie czynniki przekładają się na jakość tego wsparcia.
W jednym ze swoich badań Feeney poprosiła pary, by w laboratorium porozmawiały ze sobą o swoich osobistych celach i możliwościach. Okazało się, że gdy uczestnicy eksperymentu mieli poczucie,
że partnerzy ich w tych celach wspierają, rozmawianie na ten temat
podnosiło u nich poziom pewności siebie i poprawiało im nastój.
Ponadto już po rozmowie wyżej niż przed nią oceniali prawdopodobieństwo osiągnięcia tych celów. Osoby biorące udział w badaniu,
które czuły, że ich partnerzy są mniej wspierający lub chcieliby silniej
ingerować w ich wybory, mniej chętnie rozmawiały o swoich celach,
nie rozważały z taką pewnością siebie sposobów na ich osiągnięcie
i częściej pomniejszały ich znaczenie.
Wróćmy do Karen i Tima, naszej pary z programu telewizyjnego;
ich doświadczenie było pod wieloma względami zbliżone do testu
nieznanej sytuacji u dzieci. Tak jak Karen potrzebowała chwycić
Tima za rękę, żeby dodać sobie otuchy, Kimmy pragnęła obecności
swojej matki. Podobnie jak Kimmy straciła zainteresowanie zabawą,
gdy mama wyszła z pokoju, i skupiła się tylko na tym, by sprowadzić
ją z powrotem, Karen również reagowała zachowaniem protestacyjnym, nie zgadzając się na dalszy udział w danym zadaniu, dopóki
Tim nie weźmie jej za rękę. Żeby skoncentrować się na swoich zadaniach, każda z nich potrzebowała poczuć obecność swojego obiektu
przywiązania. Dopiero wówczas, gdy miały poczucie, że ich bezpieczna baza została odbudowana, mogły wrócić do przerwanych
czynności.
ZNALEZIENIE WŁAŚCIWEJ OSOBY
Pytanie brzmi, co się dzieje, jeśli osoba, na której najbardziej polegamy – i w związku z tym jesteśmy od niej zależni zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie – nie spełnia swojej roli jako obiekt przywiązania. Przecież nasz mózg przypisuje jej rolę naszej bezpiecznej bazy,
emocjonalnej kotwicy i bezpiecznego portu, do którego będziemy
wracać w trudnych chwilach. Jesteśmy zaprogramowani na szukanie
emocjonalnej dostępności tej osoby. Co więc się dzieje, jeśli ta
dostępność nie jest nam konsekwentnie oferowana? Eksperyment
Coana pokazał, że fizyczny kontakt ze współmałżonkiem może nam
pomóc obniżyć poziom lęku w stresującej sytuacji. Dowiedzieliśmy
się z niego także, że uczestniczki najbardziej zadowolone ze swoich
związków odnosiły najwięcej korzyści za wsparcia współmałżonka.
Inne eksperymenty w tej dziedzinie przyniosły jeszcze więcej
mówiące wyniki. Doktor Brian Baker, psychiatra i badacz z University
of Toronto zajmuje się psychicznymi aspektami chorób serca i nadciśnienia – szczególnie wpływem konfliktów małżeńskich i stresu
w pracy na ciśnienie krwi. W jednym ze swoich badań Baker odkrył,
że dobre małżeństwo ma leczniczy wpływ na łagodną formę nadciśnienia: spędzanie czasu z partnerem obniża u chorych ciśnienie
krwi do poziomu bardziej zbliżonego do normy. Jeśli jednak taka
osoba nie jest szczęśliwa w małżeństwie, kontakt z partnerem wręcz
pogarsza jej stan zdrowia; w towarzystwie współmałżonka ciśnienie
chorego wzrasta i utrzymuje się na wysokim poziomie tak długo, jak
długo partner jest w pobliżu! Z tego badania wysnuć można istotne
wnioski, że jeśli bliska nam osoba nie spełnia naszych najbardziej
podstawowych potrzeb związanych z przywiązaniem, doświadczamy
chronicznego niepokoju i napięcia, przez co jesteśmy bardziej narażeni na różne przypadłości. Gdy jesteśmy uwikłani w romantyczną
relację z kimś, kto nie stanowi dla nas bezpiecznej bazy, cierpi nie
tylko nasze samopoczucie, ale również zdrowie fizyczne.
Wygląda więc na to, że partnerzy mają znaczący wpływ na naszą
umiejętność dobrego funkcjonowania w świecie. Nie da się tego
obejść. Bliskie nam osoby mają wpływ nie tylko na to, jak czujemy
się sami ze sobą, ale także na to, na ile w siebie wierzymy i czy
spróbujemy urzeczywistnić nasze nadzieje i plany. Partner, który
spełnia nasze potrzeby związane z przywiązaniem i czuje się dobrze
w roli naszej bezpiecznej bazy, może nam pomóc żyć dłużej w lepszym emocjonalnym i fizycznym zdrowiu. Z drugiej strony, osoba,
która nie jest konsekwentnie dostępna i nie zawsze okazuje nam
wsparcie, może działać na nas naprawdę destrukcyjnie, odbierać
nam wiarę w siebie, dosłownie hamować nasz rozwój i szkodzić
naszemu zdrowiu. Reszta tej książki poświęcona jest temu, jak znaleźć partnera, który może stanowić dla nas bezpieczną bazę, jak
samemu stać się takim partnerem oraz jak wesprzeć swój aktualny
obiekt przywiązania w przyjęciu na siebie tej zmieniającej życie roli.
JAK KORZYSTAĆ Z TEJ KSIĄŻKI
Ta książka może stać się twoim przewodnikiem w szukaniu odpowiedniej miłości i pomóc ci poprawić jakość twojego aktualnego
związku.
Po tym jak zaznajomiliśmy cię z teorią, zapraszamy do zakasania
rękawów i przejścia do działania. Na początek proponujemy określenie własnego stylu przywiązania, swojego miłosnego DNA. Następnie nauczysz się, jak rozpoznawać style przywiązania u innych.
Kolejne rozdziały są zatem kluczowe, stanowią bowiem pierwszy
krok do zrozumienia własnych, konkretnych potrzeb w relacji i tego,
kto może być w stanie (albo zupełnie nie być w stanie) im sprostać.
Przeprowadzimy cię przez ten proces krok po kroku, a następnie
damy ci możliwość poćwiczenia nowych umiejętności.
W kolejnej części omówimy każdy ze stylów przywiązania bardziej
szczegółowo. Dzięki niej lepiej zrozumiesz wewnętrzne mechanizmy
rządzące każdym z nich. Te rozdziały mogą ci się wydać prawdziwym objawieniem, ponieważ pozwolą ci zobaczyć swoje własne
romantyczne doświadczenia i doświadczenia osób z twojego otoczenia w innym, nowym świetle.
Część trzecia składa się głównie z ostrzeżeń. Dowiesz się z niej,
jaką cenę emocjonalną możesz zapłacić za związek z osobą o dra-
stycznie różnych niż twoje potrzebach związanych z przywiązaniem.
Szczególnie dokładnie opiszemy problem pułapki, jaką stanowić
może związek osoby lękowej z osobą unikającą. Jeśli już jesteś
w takim związku i chcesz sprawić, żeby dobrze funkcjonował, przeprowadzimy cię również przez ten proces. Odkrywając konkretne
potrzeby i słabe strony każdego ze stylów przywiązania (twojego
i partnera), i podążając za naszymi wskazówkami i radami, będziesz
w stanie sprawić, że obie strony twojego lękowo-unikającego
związku poczują się w nim bezpieczniej. Jeśli natomiast zdecydujesz
się taki związek zakończyć, poznasz problemy, które mogą przeszkodzić ci w realizacji tego planu, i dostaniesz kilka użytecznych
wskazówek, jak przetrwać ból rozstania.
Wreszcie spróbujemy zajrzeć w umysły ludzi o bezpiecznym stylu
przywiązania. Pokażemy sposób na skuteczne przekazanie konkretnego komunikatu stałemu partnerowi albo osobie, z którą dopiero
zaczynasz się umawiać. Umiejętność efektywnej komunikacji nie
tylko pozwoli ci w prosty i jasny sposób wyrażać swoje potrzeby, ale
również uzyskać cenne informacje na temat twojego partnera,
bowiem jakość odpowiedzi mówi bardzo dużo o danej osobie. Przyjrzymy się także pięciu strategiom rozwiązywania konfliktów, z których korzystają osoby o bezpiecznym stylu przywiązania, oraz
zaproponujemy sposób na ich wyćwiczenie. Te rady mogą się okazać szczególnie pomocne dla wszystkich naszych czytelników
o lękowym bądź unikającym stylu przywiązania – nauczysz się
z nich, jak utrzymać zdrową i satysfakcjonującą relację. Nawet jeśli
należysz do „bezpiecznych”, możliwe, że dzięki temu rozdziałowi
poznasz kilka nowych sztuczek, które mogą doprowadzić do wzrostu
twojego ogólnego poziomu zadowolenia ze związku. Są to umiejętności uniwersalne, które pomagają osobom o stylu bezpiecznym
dobrze funkcjonować w świecie.
Mamy nadzieję, że wiedza o potężnej sile przywiązania w relacjach między ludźmi oraz o sposobach, w jakie możesz tę siłę okiełznać, zmieni twoje życie na lepsze, tak jak to miało miejsce
w naszym wypadku.
3.
Krok pierwszy: Jaki jest mój styl przywiązania?
J
eśli chcesz wykorzystać teorię więzi we własnym życiu, pierwszym
krokiem do tego jest poznanie siebie i bliskich osób z perspektywy
relacji przywiązania. W tym rozdziale pokażemy ci, jak rozpoznać
styl przywiązania aktualnego bądź potencjalnego partnera w oparciu
o różne wskazówki. Zaczniemy jednak od bliższego przyjrzenia się
osobie, którą znasz najlepiej – tobie.
JAKI STYL PRZYWIĄZANIA REPREZENTUJĘ?
Poniżej przedstawiamy kwestionariusz stworzony w celu określania
stylu przywiązania, czyli sposobu utrzymywania bliskich relacji
z innymi. Powstał on w oparciu o „Kwestionariusz doświadczeń w bliskich związkach” (Experience in Close Relationship, ECR) stworzony w 1998 roku przez Kelly Brennan, Catherine Clark i Phillipa
Shavera. Jest to ten sam Phillip Shaver, który wraz z Cindy Hazan
stworzył pierwszą ankietę do pomiaru stylów romantycznego przywiązania dorosłych (tak zwany quiz miłosny). Kwestionariusz ECR
składa się z konkretnych krótkich pytań nawiązujących do określo-
nych aspektów przywiązania u osób dorosłych. Aspekty te dają się
zakwalifikować do jednej z dwóch kategorii: niepokoju i unikania
w kontekście relacji. Kwestionariusz okazał się lepszy od oryginalnego quizu miłosnego, który polegał na tym, że badane osoby czytały listę twierdzeń i zaznaczały te spośród nich, które najlepiej
odzwierciedlały ich doświadczenie. Poprzez rozbicie ogólnych twierdzeń na mniejsze części, odpowiadające dwóm głównym aspektom
(niepokojowi i unikaniu w romantycznych relacjach) – twórcom ECR
udało się osiągnąć wyższy poziom dokładności przewidywania stylów przywiązania. Aktualnie dostępna jest poprawiona wersja tego
narzędzia – kwestionariusz ECR-R – z której podczas badań korzysta się do oceny stylu przywiązania. Prezentujemy tu jej zmodyfikowaną wersję, która naszym zdaniem najlepiej sprawdza się
w codziennym życiu.
Style przywiązania mogą się z czasem zmieniać, ale ogólne
podejście do bliskości i relacji jest w dużej mierze trwałe. Poznanie
własnego stylu przekłada się na większą samoświadomość i sprawność interpersonalną, a w najlepszym wypadku także na wyższy
poziom szczęścia w relacjach z ludźmi.
Jeśli zgadzasz się z przedstawionym twierdzeniem, zaznacz ptaszkiem odpowiedni kwadracik po prawej stronie, niezależnie od tego,
czy znajduje się w rubryce A, B lub C. (Jeśli się nie zgadzasz,
w ogóle nic nie zaznaczaj).
Dodaj wszystkie swoje odpowiedzi zaznaczone w kolumnie A:
____________
Dodaj wszystkie swoje odpowiedzi zaznaczone w kolumnie B:
____________
Dodaj wszystkie swoje odpowiedzi zaznaczone w kolumnie C:
____________
Klucz do rozwiązania
Kategoria A reprezentuje styl lękowy, kategoria B – bezpieczny,
a kategoria C – unikający. Im więcej twierdzeń zaznaczonych
w danej kategorii, tym więcej cech odpowiadających danemu stylowi
przywiązania.
Styl lękowy: Uwielbiasz bliskość i masz w sobie zdolność do wielkiej intymności. Często jednak boisz się, że bliska osoba nie życzy
jej sobie w takim samym stopniu. Relacje pożerają sporą część twojej energii emocjonalnej. Masz skłonność do wrażliwości na niewielkie wahania nastrojów i zachowań bliskiej osoby; mimo że często
trafnie te emocje i zachowania odczytujesz, bierzesz je zanadto do
siebie. W ramach relacji przeżywasz wiele negatywnych emocji
i łatwo się denerwujesz. W rezultacie często zdarza ci się wybuchać
i powiedzieć coś, czego później żałujesz. Jeśli druga osoba zapewni
ci bezpieczeństwo, jesteś w stanie przestać aż tak silnie zajmować
się waszym związkiem i poczuć zadowolenie.
Styl bezpieczny: Z łatwością przychodzi ci okazywanie w związku
ciepła i miłości. Lubisz bliskość i nie wiąże się ona u ciebie z przesadną troską. Bez trudu radzisz sobie w romantycznych relacjach
i kwestie te nie wyprowadzają cię łatwo z równowagi. Umiesz skutecznie komunikować swoje potrzeby i uczucia partnerowi, z łatwością czytasz jego emocjonalne komunikaty i potrafisz na nie reagować. Potrafisz też zarówno dzielić się z bliską osobą swoimi sukcesami i problemami, jak i okazywać jej wsparcie, gdy tego potrzebuje.
Styl unikający: Twoja niezależność i samowystarczalność są dla
ciebie bardzo ważne i często przedkładasz autonomię nad bliskość.
Mimo że pragniesz tej ostatniej, jej nadmiar sprawia, że czujesz się
niekomfortowo i masz skłonności do trzymania partnera na dystans.
Nie poświęcasz wiele czasu na martwienie się o swoje romantyczne
relacje, nie przejmujesz się potencjalnym odrzuceniem. Często nie
otwierasz się przed bliskimi osobami, które narzekają na twój emocjonalny chłód. W relacji często jesteś bardzo wyczulony na wszelkie
sygnały kontroli czy naruszania twojego terytorium przez bliską
osobę.
CO JEŚLI NADAL NIE MAM PEWNOŚCI, JAKI
JEST MÓJ STYL PRZYWIĄZANIA?
Wielu ludziom rozpoznanie własnego stylu przywiązania przychodzi
z łatwością. Niektórzy od razu mówią: „Reprezentuję styl lękowy”,
„Jestem zdecydowanie unikający” albo „Wydaje mi się, że reprezentuję styl bezpieczny.” Innym jednak sprawia to więcej problemów.
Jeśli uzyskałeś dużo punktów z więcej niż jednego stylu przywiązania, zapewne pomoże ci świadomość, że style te zwykle są determinowane przez dwa wymiary:
twoje podejście do bliskości, czyli to, na ile komfortowo się z nią czujesz
(albo na ile starasz się jej unikać);
twój niepokój o miłość i uwagę bliskiej osoby oraz twoje własne zaangażowanie w relację.
Naszym zdaniem szczególnie pomocne jest przedstawienie stylów
przywiązania w formie graficznej tak, jak to robią Brennan i jej koledzy. W ten sposób możemy spojrzeć na nie „z lotu ptaka” i zrozumieć, w jaki sposób twój własny styl przywiązania wchodzi w relację
ze stylami przywiązania innych ludzi. Twoje położenie na poniższych
dwóch osiach określa twój styl, jak to pokazujemy na następującym
schemacie:
Jeśli czujesz się dobrze w bliskiej relacji (czyli masz niskie wyniki unikania
bliskości) i nie zamartwiasz się ani samą relacją, ani odwzajemnianiem twoich uczuć przez bliską osobę (czyli masz niski poziom lęku w relacji), a po
prostu żyjesz swoim życiem, którego ta relacja jest częścią – prawdopodobnie reprezentujesz bezpieczny styl przywiązania.
Jeśli pragniesz bliskości (czyli masz niski poziom jej unikania), ale czujesz
się bardzo niepewnie w odniesieniu do kierunku, w jakim zmierza twoja relacja z partnerem, i jego zachowanie może łatwo wytrącić cię z równowagi
(czyli masz wysoki poziom lęku w związku) – twój styl przywiązania jest
zapewne lękowy.
Jeśli czujesz się niekomfortowo w sytuacjach znacznej bliskości i bardziej
od bycia w związku cenisz sobie wolność i niezależność (czyli masz wysoki
poziom unikania bliskości) oraz nie martwisz się zbytnio o uczucia bliskiej
osoby lub jej zaangażowanie w związek z tobą – reprezentujesz zapewne
styl unikający.
Jeśli jednocześnie nie czujesz się komfortowo z bliskością i bardzo martwisz się dostępnością bliskiej osoby, twój styl przywiązania stanowi rzadkie
połączenie stylu lękowego i unikającego, które charakteryzuje jedynie niewielki odsetek populacji. Jeśli do niego należysz, przyda ci się wiedza na
temat obu stylów przywiązania – lękowego i unikającego.
Skąd się wziął ten podział?
Co ciekawe, podział na różne style przywiązania powstał na podstawie
obserwacji zachowań dzieci. Po raz pierwszy zachowania te zdefiniowali
badacze przyglądający się reakcjom małych dzieci (9–18 miesięcy) podczas
testu obejmującego sytuację stresującej rozłąki z matką i następującego po
niej ponownego spotkania. Więcej na temat testu możesz przeczytać na stronie 45.
Poniżej przedstawiamy krótki opis stylów przywiązania u dzieci. Niektóre
z opisanych reakcji da się także zauważyć u dorosłych, którzy charakteryzują
się tymi samymi stylami przywiązania: bezpieczny – łatwo go uspokoić; unikający – wrażliwy, ale tłumiący potrzebę bliskości; i lękowy – często protestuje, a po stresującym wydarzeniu trudno go uspokoić.
Styl lękowy: Gdy matka opuszcza pokój, dziecko reaguje dużym zdenerwowaniem. Gdy matka wraca, dziecko reaguje ambiwalentnie – z jednej strony
cieszy się na jej widok, z drugiej jest złe. Uspokojenie się zajmuje mu dużo
czasu, a nawet gdy już się uspokoi, to tylko na chwilę; kilka sekund później
w złości odpycha mamę, wyrywa się jej i znów zaczyna płakać.
Styl bezpieczny: Gdy matka wychodzi z pokoju, dziecko wyraźnie okazuje
niepokój. Gdy matka wraca, dziecko cieszy się i chętnie ją wita. Obecność
mamy budzi w nim poczucie bezpieczeństwa, więc szybko się uspokaja
i wraca do zabawy.
Styl unikający: Gdy matka wychodzi z pokoju, dziecko zachowuje się, jakby
nic się nie stało. Gdy matka wraca, dziecko wydaje się nieporuszone, ignoruje ją i dalej obojętnie się bawi. Jednak za tą obojętną fasadą kryją się emocje. W rzeczywistości wewnątrz dziecko nie jest ani spokojne, ani opanowane. Badania pokazały, że u takich dzieci tętno jest tak samo przyśpieszone jak u tych, które okazują znaczny poziom zdenerwowania; wysoki jest
również u nich poziom kortyzolu (hormonu stresu). Mimo że na zewnątrz
tego nie okazują, unikające dzieci przeżywają w środku burzę emocji.
To jedno z najważniejszych odkryć teorii przywiązania: że jeśli chodzi o relacje związane z bliskością, obojętność nie oznacza ani spokoju, ani poczucia
bezpieczeństwa. Dalsze badania pokazały, że te zaskakujące wnioski dotyczące unikających dzieci, które na zewnątrz zdają się odporne, okazują się
także zdumiewająco trafne w przypadku dorosłych wykazujących unikający
styl przywiązania. Jeśli o nie chodzi, także u dorosłych obojętne zachowanie
nie świadczy o spokoju ani nie przekłada się na poczucie bezpieczeństwa
czy odporność. Tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie: unikające dzieci
(i dorośli) bardziej przypominają lękowe dzieci (i dorosłych); również ich styl
przywiązania charakteryzuje się dużą wrażliwością, jednak strategie radzenia
sobie z nią są u nich dokładnie przeciwne do tych, z których korzystają osoby
lękowe – unikający tłumią emocje, podczas gdy lękowi protestują. Obu stronom trudno jest osiągnąć spokój. (Więcej na ten temat znajdziesz w rozdziale o lękowych i unikających stylach przywiązania).
4.
Krok drugi: Łamanie kodu – rozpoznawanie stylu przywiązania partnera
R
ozpoznawanie stylu przywiązania innych ludzi jest zwykle trudniejsze
niż rozpoznawanie własnego. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że siebie znamy najlepiej – wiemy nie tylko, jak się zachowujemy, ale też co czujemy i myślimy, gdy jesteśmy w związku. Poza
tym, jeśli masz wątpliwości, zawsze możesz wypełnić nasz kwestionariusz. Trudno sobie jednak wyobrazić, że gdy zaczynasz spotykać
się z kimś nowym, od razu sięgasz do naszej ankiety i zaczynasz
zasypywać tę osobę pytaniami na temat jej dawnych związków. Na
szczęście, nawet tego nie wiedząc, większość ludzi poprzez swoje
naturalne codzienne zachowania i wypowiedzi przekazuje prawie
wszystkie informacje, których potrzebujemy, żeby określić czyjś styl
przywiązania.
Trzeba jednak wiedzieć, na co zwracać uwagę, być uważnym
obserwatorem i gorliwym słuchaczem. Badacze zapraszają ludzi do
laboratorium i wypytują ich o związki emocjonalne, zwracając uwagę
na nastawienie tych osób do bliskości i na poziom zaangażowania
w relację. Na podstawie uzyskanych informacji określają ich styl
przywiązania. Jednak z naszego doświadczenia wynika, że te infor-
macje da się uzyskać także poza laboratorium – trzeba tylko wiedzieć, gdzie ich szukać.
Rozumienie tego, jak działa przywiązanie, zmieni twój sposób
postrzegania nowo poznawanych osób, a jeśli już jesteś w związku
– da ci zaskakujący wgląd w zachowania twojego partnera.
Podczas randek natomiast twoje myślenie zmieni się z: „Czy
on/ona mnie lubi?” na: „Czy to jest ktoś, w kogo powinienem/powinnam inwestować emocjonalnie? Czy on/ona jest w stanie dać mi to,
czego potrzebuję?”. Dalszy rozwój relacji będzie się opierał na twoich wyborach. Zaczniesz zadawać sobie pytania, jak na przykład:
„Na ile ta osoba jest zdolna do bliskości? Czy wysyła niespójne
sygnały, czy naprawdę jest zainteresowana?”. Korzystając z tego
rozdziału jak z przewodnika, z czasem i z nabywanym doświadczeniem rozwiniesz i udoskonalisz w sobie umiejętność wczesnego
określania czyjegoś stylu przywiązania. Pamiętaj jednak, że gdy
jesteś kimś zafascynowany, twoja obiektywność jest ograniczona
i masz skłonność do patrzenia na niego lub na nią przez różowe
okulary. Wszystko, co nie pasuje do pozytywnego obrazka, jaki
rysuje się w twojej głowie, spychane jest poza jego ramy. Jednak
właśnie na tym pierwszym etapie spotykania się ważne jest, żeby
zwracać uwagę na wszystkie komunikaty, które wysyła nam ta druga
osoba, i podchodzić do nich z bezpiecznym dystansem. To pomoże
ci określić, czy ta relacja jest właściwa dla ciebie, i upewnić się, że
zmierza w dobrym kierunku.
Jeśli aktualnie jesteś w związku, być może dzięki temu, co przeczytałeś do tej pory, domyślasz się mniej więcej, jaki jest styl przywiązania twojego partnera. Wtedy narzędzia, które proponujemy na
kolejnych stronach, pomogą ci już tylko wyostrzyć swoje nowe umiejętności. Odkrywanie stylu przywiązania bliskiej ci osoby pozwoli na
lepsze zrozumienie konkretnych wyzwań, przed którymi stajecie jako
para – jest to kluczowy krok, dzięki któremu będziesz mógł wykorzystywać wiedzę z zakresu teorii więzi do ulepszenia twojej aktualnej
relacji.
KWESTIONARIUSZ: OKREŚLANIE STYLU
PRZYWIĄZANIA PARTNERA
Na kolejnych stronach przedstawiamy kwestionariusz zaprojektowany po to, żeby pomóc ci ustalić, jaki jest styl przywiązania twojego
aktualnego lub potencjalnego partnera lub partnerki.
Kwestionariusz został podzielony na trzy części, z których każda
opisuje pewne charakterystyczne cechy danego stylu przywiązania
i ilustruje je kilkoma przykładami. Pamiętaj, że jeśli jakaś cecha
pasuje do twojego partnera, należy ją zaznaczyć jako prawdziwą.
Wystarczy też, że pasuje do niego tylko jeden z wymienionych przykładów; nie muszą pasować wszystkie. Po przeczytaniu opisu każdej
z cech, na podstawie waszych interakcji i rozmów podejmij decyzję,
czy dany opis jest prawdziwy w przypadku twojego partnera. Im bardziej dokładnie go charakteryzuje, tym więcej punktów powinieneś
przyznać w oparciu o następującą skalę:
Klucz do punktacji:
1. Zdecydowanie nieprawda
2. Częściowo prawda
3. Zdecydowanie prawda
CZĘŚĆ A
Część A
Podsumowanie punktacji: _______
CZĘŚĆ B
Część B
Podsumowanie punktacji: _______
CZĘŚĆ C
Część C
Podsumowanie punktacji: _______
KLUCZ:
1. 11–17: Bardzo niski wynik. Twój partner zdecydowanie nie reprezentuje
tego stylu przywiązania.
2. 18–22: Średni wynik. Twój partner wykazuje tendencję w kierunku tego stylu
przywiązania.
3. 23–33: Wysoki wynik. Twój partner zdecydowanie reprezentuje ten styl
przywiązania.
Ogólnie im wyższy wynik, tym bliżej danej osobie do któregoś ze stylów przywiązania. Wynik powyżej 23 punktów wskazuje na silne
prawdopodobieństwo, że twój partner reprezentuje właśnie ten styl.
Jeśli bliska ci osoba osiąga wysokie wyniki w dwóch grupach, najprawdopodobniej są to style unikający i lękowy. Niektóre z charakterystycznych dla nich zachowań wykazują pewne podobieństwa
(mimo że wynikają z bardzo odmiennego podejścia do związków).
W takiej sytuacji przejdź do pięciu podstawowych pytań, które znajdziesz na stronie 80. One pozwolą ci dokonać lepszej oceny.
23 lub więcej punktów z grupy A: Wygląda na to, że twój (potencjalny) partner/partnerka reprezentuje unikający styl przywiązania.
Oznacza to, że w związku z tą osobą nigdy nie będziesz mieć pewności co do poziomu bliskości. Podstawową potrzebą osoby o bezpiecznym lub lękowym stylu przywiązania jest bycie z kimś blisko;
osoba o stylu unikającym tego nie potrzebuje. Takie osoby mają
potrzebę więzi i miłości – również one są wyposażone w ten podstawowy mechanizm, który każe im przywiązywać się do wybranych
osób – ale gdy tylko relacja robi się zbyt ścisła, zaczynają mieć
poczucie, że się w niej duszą. W przypadku osób o unikającym stylu
przywiązania codzienne interakcje i rozmowy, niezależnie od tego,
czy dotyczą programu, jaki będziecie oglądać w telewizji, czy sposobu wychowywania dzieci, to tak naprawdę negocjacje na temat
przestrzeni i niezależności. Często kończy się tak, że przystajesz na
życzenia partnera, bo w przeciwnym wypadku w ogóle się wycofuje.
Badania pokazują, że osoby o unikającym stylu przywiązania prawie
nigdy nie wchodzą ze sobą w związki. W takiej relacji brakowałoby
po prostu kleju, który mógłby połączyć dwoje ludzi.
Punktacja 23 i powyżej dla części B: Twój (potencjalny) partner
reprezentuje bezpieczny styl przywiązania. Takie osoby chcą być blisko, ale jednocześnie nie boją się przesadnie odrzucenia. Doskonale
potrafią też rozmawiać i wiedzą, jak przekazać to, co chcą powie-
dzieć, w sposób bezpośredni, ale nie oskarżycielski. W związku
z kimś o tym stylu przywiązania nie musisz negocjować kwestii związanych z bliskością – masz ją daną. Dzięki temu oboje jesteście
wolni, możecie cieszyć się życiem i rozwijać. Takie osoby słuchają
tego, co masz do powiedzenia, i starają się wszystko zaplanować
w taki sposób, żeby było to akceptowalne dla was obojga. Mają wrodzoną umiejętność rozumienia, że bliski związek jest relacją, w której
dobro twojego partnera jest twoim dobrem i vice versa. Dzięki temu
możesz być najbardziej autentyczną wersją siebie, co – jak pokazały
badania – jest jednym z najważniejszych czynników, które wpływają
na twoje ogólne poczucie szczęścia i dobre samopoczucie.
Punktacja 23 i powyżej dla grupy C: Twój (potencjalny) partner ma
lękowy styl przywiązania. Człowiek o tym stylu pragnie bliskości, ale
jednocześnie jest bardzo wrażliwy na nawet najmniejsze sygnały,
które można zinterpretować jako zagrożenie dla związku. Czasami
taka osoba może odczytać w ten sposób twoje nieświadome działania. Gdy coś takiego się dzieje, bardzo się denerwuje, ale ponieważ
jednocześnie brakuje jej umiejętności skutecznego zakomunikowania swoich uczuć, ucieka się do wybuchów, fochów i „gierek”. Może
to prowadzić do powstania błędnego koła, ponieważ w takich sytuacjach jej przewrażliwienie na drobiazgi, a wraz z nim zdenerwowanie, jeszcze wzrasta. Brzmi to zniechęcająco, ale zanim zrezygnujesz ze związku z taką osobą, musisz wiedzieć, że jeśli znajdziesz
w sobie dostatecznie dużo wrażliwości, by ją uspokoić – co nie jest
aż takie trudne – zyskasz bardzo kochającego i oddanego partnera.
Jeśli tylko zaspokoisz jego podstawowe potrzeby związane z poczuciem bliskości i bezpieczeństwa, ta wrażliwość może się okazać
zaletą: zyskasz pomocnego i oddanego przyjaciela, który będzie
dobrze wyczuwać twoje pragnienia. Poza tym z czasem taka osoba
może nauczyć się lepiej komunikować swoje lęki i emocje, co uwolni
cię od konieczności zgadywania, o co jej chodzi.
ROZPOZNAWANIE STYLU PRZYWIĄZANIA: PIĘĆ
PODSTAWOWYCH PYTAŃ
Jeśli nadal masz wątpliwości, oto pięć podstawowych pytań, które
pomogą ci ustalić czyjś styl przywiązania:
1. Czy on/ona szuka bliskości?
To zawsze jest pierwsze pytanie, jakie należy sobie zadać na temat
partnera. Wszystkie inne cechy i zachowania wynikają z tej jednej,
najważniejszej kwestii. Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, możesz być niemal pewien, że masz do czynienia z kimś o unikającym stylu przywiązania. Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, wówczas oznacza to, że twój
partner ma styl albo bezpieczny, albo lękowy (przejdź do rozdziału
3., żeby dowiedzieć się więcej na temat dwóch wymiarów, które style
te determinują). Próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie, postaraj
się zrezygnować z zakładania z góry pewnych sądów. Nie ma jednego typu osobowości z unikającym stylem przywiązania, ani jednego typu osobowości, która reprezentuje styl bezpieczny czy
lękowy. On może być pewny siebie i zadziorny, a jednocześnie bardzo pragnąć ciepłego związku. Ona zaś może być niezgrabną
kujonką z awersją do bliskości. Zadaj sobie pytanie, co o jego lub jej
podejściu do bliskości mówi konkretne zachowanie. Czy ta osoba
w ogóle robi coś, żeby zminimalizować bliskość, czy nie?
Załóżmy, że spotykasz się z osobą, która ma dzieci z poprzedniego małżeństwa. Z jednej strony może ona nie chcieć przedstawić
cię swoim dzieciom, ponieważ ma na uwadze ich dobro i wierzy, że
jest za wcześnie, żeby poznawały nowego mężczyznę w życiu
mamy, co byłoby zupełnie uzasadnionym powodem. Z drugiej jednak
strony to może być sposób na trzymanie cię na dystans i zachowanie swojego odrębnego życia. Postaraj się zobaczyć szerszą perspektywę i to, jak dane zachowanie się w nią wpisuje. Czy biorąc
pod uwagę to, jak długo jesteście razem i jak poważny jest wasz
związek, chronienie przez nią dzieci nadal wydaje się właściwe? To,
co może być uzasadnione w początkowych stadiach relacji, nie ma
już sensu po dwóch latach jej trwania. Czy przedstawiła cię innym
członkom rodziny lub bliskim przyjaciołom? Czy wzięła pod uwagę
twoje dobro i starała się wyjaśnić ci tę sytuację, pozwalając, byś i ty
wyraził swoje uczucia na ten temat? Jeśli odpowiedź na którekolwiek
z tych pytań brzmi „nie”, to znaczy, że nie chodzi tu tylko o dobro
dzieci, a raczej o zachowanie dystansu między wami.
2. Czy zdaje się dużo myśleć o waszym związku
i bać się odrzucenia?
Czy łatwo ci go/ją zranić tym, co mówisz? Czy martwi się o waszą
wspólną przyszłość albo o to, czy kochasz go/ją na tyle, by go nie
zdradzić? Czy jest bardzo wrażliwy/wrażliwa na drobiazgi w waszym
związku, które mogą wskazywać na to, że chcesz zachować
dystans, jak na przykład podejmowanie decyzji, które nie biorą
jego/jej pod uwagę? Jeśli odpowiedź na te pytania brzmi „tak”, bardzo możliwe, że masz do czynienia z osobą o lękowym stylu przywiązania.
3. Czy zauważasz w nim/niej więcej cech
wskazujących na dany styl przywiązania?
Gdy chcemy określić czyjś styl przywiązania, nie wystarczy wziąć
pod uwagę jednego zachowania, podejścia czy przekonania. Nie ma
jednostkowej cechy, która może o tym stylu decydować – zawsze
jest to raczej połączenie zachowań i podejść, które razem tworzą
spójny wzór. Dopiero wszystkie elementy tego obrazka powiedzą ci
całą prawdę. Niemożność poznania dzieci twojej partnerki może być
bardzo frustrująca, ale jeśli ona jednocześnie rozmawia z tobą na
ten temat, wysłuchuje twoich uwag i znajduje inne sposoby na
wpuszczenie cię do swojego życia, sama niechęć do przedstawienia
cię dzieciom niekoniecznie musi wskazywać na nieumiejętność zbudowania bliskości.
4. Jak reaguje na skuteczną komunikację?
Jest to prawdopodobnie jeden z najważniejszych sposobów na
odkrycie stylu przywiązania twojego partnera, więc nie bój się wyrażać swoich potrzeb, myśli i uczuć! (W rozdziale 11 znajdziesz więcej
informacji na temat skutecznej komunikacji). Gdy zaczynamy się
z kimś spotykać, często z różnych powodów uprawiamy autocenzurę: nie chcemy okazywać zbytniego entuzjazmu czy okazywać za
bardzo, jak nam zależy, albo uważamy, że jest za wcześnie, żeby
podnosić jakiś temat. Jednak wyrażanie swoich potrzeb i prawdziwych uczuć może być użytecznym papierkiem lakmusowym, dzięki
któremu sprawdzisz, na ile dana osoba jest w stanie dać ci to, czego
potrzebujesz. Jej reakcja często powie ci natychmiast znacznie więcej niż to, co ten człowiek kiedykolwiek by ci ujawnił sam z siebie.
Jeśli jest to osoba o bezpiecznym stylu przywiązania – zrozumie i zrobi,
co w jej mocy, żeby wyjść naprzeciw twoim potrzebom.
Jeśli jest to osoba o lękowym stylu przywiązania – twoja otwartość
będzie dla niej dobrym przykładem postępowania; ucieszy się z możliwości
większej bliskości i sama stanie się bardziej bezpośrednia.
Jeśli jest to osoba o unikającym stylu przywiązania – poczuje się bardzo niewygodnie ze zwiększonym poziomem bliskości spowodowanym
ujawnieniem przez ciebie twoich uczuć i zareaguje w jeden z następujących
sposobów:
„Jesteś przesadnie wrażliwy/wrażliwa, zbyt dużo chcesz, masz za
duże potrzeby”.
„Nie chcę o tym rozmawiać”.
„Czy musisz tak dokładnie wszystko analizować?”
„Czego ode mnie chcesz? Nie zrobiłem/zrobiłam nic złego”.
„Czego jeszcze chcesz? Przecież powiedziałem/powiedziałam przepraszam”.
Zastanowi się nad twoimi potrzebami w danej kwestii, ale wkrótce
znów może zacząć je ignorować.
5. Czego on/ona nie mówi/nie robi?
Słuchaj i patrz uważnie. To, czego twój partner nie mówi lub nie robi,
może dać ci tak samo wiele informacji, jak to, co mówi i robi. Zaufaj
swojej intuicji. Wyjaśnimy to na przykładach.
O północy w sylwestra Rob pocałował swoją dziewczynę i powiedział: „Cieszę się, że jesteśmy razem. Mam nadzieję, że będzie to
pierwszy rok z wielu wpólnych lat”. Jego dziewczyna oddała mu
pocałunek, ale sama nic nie powiedziała. Dwa miesiące później się
rozstali.
Podczas kłótni Pat powiedziała swojemu chłopakowi Jimowi, że
przeszkadza jej, iż nigdy nie planują nic razem z wyprzedzeniem.
Czułaby się lepiej i bezpieczniej, gdyby wiedziała niektóre rzeczy
wcześniej i gdyby lepiej orientowała się w ich wspólnych planach.
Jim nie odpowiedział; po prostu zmienił temat. Nadal dzwonił do niej
zawsze w ostatniej chwili. Pat znów wspomniała, że jest to dla niej
nieprzyjemne, ale on znów to zignorował. Wreszcie Pat dała sobie
spokój z tym związkiem.
W obu przypadkach wyraźniejszym komunikatem niż jakiekolwiek
słowa było to, czego te osoby nie zrobiły lub nie powiedziały swoim
partnerom.
POZNAWANIE STYLÓW PRZYWIĄZANIA INNYCH
– PODSUMOWANIE
ROZPOZNAWANIE STYLÓW PRZYWIĄZANIA –
ĆWICZENIA
Przeczytaj poniższe historie. Czy potrafisz rozpoznać style przywiązania ich bohaterów? Jeśli naprawdę chcesz się sprawdzić, zasłoń
odpowiedzi kartką papieru. Pamiętaj cały czas o głównych cechach
poszczególnych stylów oraz o podstawowych pytaniach, które warto
sobie zadać, oceniając, do której z trzech kategorii zalicza się dana
osoba.
Barry, rozwiedziony, 46 lat
Związek? Nie chcę o tym słyszeć. Nadal liżę rany po rozwodzie.
Mam ochotę nadrobić czas stracony w małżeństwie. Pragnę czuć, że
kobiety mnie pożądają, i marzy mi się dużo seksu. Wiem jednak, że
muszę być ostrożny, bo każda kobieta, z którą się spotykam, natychmiast zaczyna fantazjować na temat tego, jakim ojcem będę dla jej
dzieci i jak brzmiałyby razem nasze nazwiska. Spotykam się z kimś
prawie od roku. Ona ma na imię Caitlin i jest pod wieloma względami
wspaniała. Wiem, że bardzo by chciała, by nasz związek przeszedł
w poważniejszą fazę, ale jeszcze dużo czasu upłynie, zanim będę
w stanie znów zaufać jakiejś kobiecie, pokochać ją i zaangażować
się. Jednak nawet jeśli to się stanie, wiem dokładnie, czego nie chcę
i w jakich obszarach nie jestem skłonny do żadnych kompromisów.
Moja przyszła partnerka musi być niezależna finansowo. Mam już
byłą, która mnie doi. Nie zamierzam utrzymywać dwóch kobiet! Są
jednak jeszcze inne granice, których nie chciałbym przekraczać.
Styl przywiązania: __________
Odpowiedź: Unikający.
Możesz próbować tłumaczyć jego zachowanie tym, że właśnie przeszedł przez trudny rozwód i to normalne, że jest ostrożny. Jest to
możliwe, ale o ile nie otrzymamy żadnych informacji świadczących
o tym, że tak nie jest, musimy założyć, że reprezentuje on unikający
styl przywiązania. Twierdzi, że nawet jak już się zakocha, nie zamierza iść na kompromis, ceni sobie swoją niezależność i jest nieufny.
Zwróć uwagę, że mówi o tym, jak kobiety wyobrażają go sobie jako
ojca dla „swoich dzieci”. Być może chodzi mu dzieci tych kobiet
z poprzednich związków, ale możliwe, że nawet wyobrażając sobie
wspólne potomstwo, Barry postrzega je bardziej jako dzieci kobiety.
Język, którym się posługuje, tworzy dystans. Poza tym mężczyzna
boi się, że kobieta mogłaby chcieć go wykorzystywać finansowo.
Przypomnij sobie pierwsze pytanie, jakie warto sobie zadać: czy
dana osoba szuka bliskości? W przypadku Barry’ego wiadomo, że
tak nie jest: mówi, że pragnie pożądania i seksu, ale nie wspomina
o wsparciu emocjonalnym i bliskości.
Bella, niezamężna, 24 lata
Mark i ja spotykamy się od półtora roku. Jesteśmy razem bardzo
szczęśliwi, ale nie wszystko było idealnie od pierwszego dnia. Na
początku kilka rzeczy mi się nie podobało. Na przykład gdy się
poznaliśmy, Mark był raczej niedoświadczony erotycznie i musiałam
go dosłownie szkolić w łóżku. Nie chciałam spędzić reszty życia sfrustrowana seksualnie! Ale to już zamierzchła przeszłość. Poza tym ja
jestem znacznie bardziej szalona niż on. Mark jest typem poważnego, twardo stąpającego po ziemi faceta i szczerze mówiąc,
początkowo sądziłam, że jest dla mnie za sztywny. Ale nie mogłam
wybrać lepiej: jest ciepły i można na nim polegać, a to są bezcenne
cechy. Kocham go tak, jak tylko można kogoś kochać.
Styl przywiązania: __________
Odpowiedź: Bezpieczny.
Najwyraźniejszą i najbardziej znamienną wskazówką świadczącą
o tym, że Bella ma bezpieczny styl przywiązania jest to, że „szkoliła”
Marka w łóżku. To znakomity przykład jasnej i skutecznej komunikacji w związku. Bella natknęła się na problem, chciała go rozwiązać
i czuła się na tyle pewna siebie, że wiedziała, jak się do tego zabrać.
W przypadku lękowego stylu przywiązania za brak łóżkowych umiejętności Marka obwiniałaby siebie; mogłaby dojść do wniosku, że po
prostu nie pociąga go na tyle, żeby bardziej się starał. Ewentualnie
mogłaby znosić tę sytuację, żeby nie zaszkodzić związkowi. W przypadku unikającego stylu przywiązania nie obwiniałaby siebie, ale
mogłaby wykorzystać brak erotycznych kompetencji Marka, żeby
obniżyć jego wartość w swoich oczach. Wówczas prawdopodobnie
nie szkoliłaby go w tak praktyczny sposób, jak to zrobiła. Poza tym
jest oczywiste, że Bella ma elastyczne spojrzenie na związek. Mimo
że Mark nie do końca odpowiadał jej wyobrażeniu idealnego mężczyzny, bez większego wahania zmieniła to wyobrażenie, a co najważniejsze – nadal jest zadowolona ze swojej decyzji. W przypadku
unikającego stylu przywiązania mogłaby pójść na ten sam kompromis, ale najprawdopodobniej czułaby się oszukana, że „musiała” to
zrobić. Na koniec trzeba zauważyć, że Bella otwarcie i naturalnie
wyraża swoje uczucia w stosunku do Marka.
Janet, niezamężna, 23 lata
Wreszcie poznałam naprawdę wspaniałego faceta. Spotkaliśmy się
dopiero dwa razy, ale czuję już, że się w nim zakochuję. Tak trudno
mi znaleźć kogoś, kto byłby ze mną kompatybilny – podoba mi się
tylko jeden konkretny typ mężczyzn, ale jakie są szanse, że akurat
ktoś taki uzna, że ja też jestem atrakcyjna? Niewielkie. Więc teraz,
kiedy poznałam Tima, zamierzam naprawdę zadbać o to, by nic nie
zepsuć. Nie mogę sobie pozwolić na żaden błąd. Jeden fałszywy
ruch i wszystko stracone. Pozwalam więc jemu nadawać tempo
naszemu związkowi – nie chcę, żeby wyglądało, że aż tak na niego
„lecę”. Myślałam o tym, żeby mu wysłać wiadomość. To może wyglądać niezobowiązująco i spontanicznie, nie sądzisz? Ale może lepiej
podeślę mu tylko jakiegoś śmiesznego mema.
Styl przywiązania: __________
Odpowiedź: lękowy.
Janet reprezentuje typowo lękowy styl przywiązania. Czuje się niekompletna, będąc sama, i szuka bliskości. Nowy związek zupełnie
pochłania jej myśli. Oczywiście podczas pierwszych randek wszyscy
ludzie są zachwyceni drugą osobą i dużo o niej myślą, ale Janet
idzie o krok dalej: postrzega związek jako coś rzadkiego i delikatnego i jest przekonana, że jeden fałszywy krok z jej strony może go
zrujnować. Dlatego też boi się popełnić błąd i każdy swój kolejny
krok roztrząsa w głowie niezliczoną ilość razy. Poza tym pozwala
Timowi nadawać ton i tempo ich relacji. Na koniec, ponieważ jest
„lękowa”, ucieka się do „gierek” i rozważa sposoby na to, jak skontaktować się z Timem niebezpośrednio, żeby nie ujawniać swojego
zainteresowania (stąd na przykład pomysł z przesłaniem mu śmiesznego mema zamiast normalnej wiadomości).
Paul, nieżonaty, 37 lat
Właśnie zerwałem z Amandą. Jestem tym bardzo rozczarowany, ale
wiem, że nie mógłbym spędzić z nią życia. Spotykaliśmy się przez
kilka miesięcy i początkowo byłem pewien, że znalazłem kobietę
moich marzeń. Ale różne rzeczy w niej zaczęły mnie drażnić. Jestem
pewien, że miała operację plastyczną i to naprawdę mnie odrzuca.
Poza tym nie jest zbyt pewna siebie, co też jest mało atrakcyjne.
Niestety mam tak, że kiedy przestaję coś do kogoś czuć, to nie
potrafię zostać z tą osobą ani minuty dłużej – po prostu muszę szukać dalej. Wiem, że ta właściwa kobieta gdzieś tam jest i czeka na
mnie. Nieważne, jak długo to jeszcze potrwa – któregoś dnia się
spotkamy i będziemy szczęśliwi. Czuję to: niemalże widzę jej
uśmiech i czuję dotyk. Wiem, że gdy się spotkamy, od razu poczuję
spokój. Nieważne, jak wiele razy jeszcze będę musiał próbować,
obiecałem sobie, że nadal będę jej szukał.
Styl przywiązania: __________
Odpowiedź: Unikający.
Ten przypadek może być mylący; Paul bardzo pragnie poznać
kobietę swoich marzeń, więc musi reprezentować albo styl bezpieczny, albo lękowy, prawda? Nieprawda. Sposób, w jaki opisuje
swoją idealną, prawdziwą miłość, powinien sprawić, że zapali nam
się czerwona lampka. Osoby o różnych stylach przywiązania różnie
wyjaśniają fakt, że są sami: osoby o lękowym stylu przywiązania
często myślą, że coś jest z nimi nie tak, te „bezpieczne” patrzą na to
bardziej realistycznie, a unikający często brzmią właśnie tak jak Paul
– przypisują swoją samotność czynnikom zewnętrznym, ma przykład
temu, że nie poznali jeszcze właściwej dziewczyny. To dobra okazja,
żeby poćwiczyć zwracanie uwagi na to, czego ktoś nie mówi: od
Paula nie usłyszysz jasnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego jeszcze
nie poznał tej jedynej, mimo że spotykał się z wieloma kobietami;
musisz czytać pomiędzy wierszami. Wiele mówiący jest także sposób, w jaki mężczyzna opisuje swój związek z Amandą: był nią bardzo zainteresowany, ale gdy się do siebie zbliżyli, zaczął zauważać
w niej pewne drobiazgi, które go odrzucały. Obniżanie wartości partnera, gdy za bardzo się zbliży, jest typowe dla ludzi o unikającym
stylu przywiązania i stanowi sposób na stworzenie dystansu emocjonalnego.
Logan, nieżonaty, 34 lata
Spotykałem się w życiu tylko z trzema kobietami, w tym z Mary.
Poznaliśmy się kilka lat temu. Pamiętam, że Mary była początkowo
bardzo zaniepokojona faktem, że miałem przed nią tak mało dziewczyn. Stale pytała mnie o moje poprzednie związki, a gdy wreszcie
zrozumiała, że naprawdę powiedziałem jej o wszystkich i niczego
przed nią nie ukrywam, wydawała się zmieszana i zapytała mnie,
czy nie mam poczucia, że coś mnie w życiu ominęło. Czy nigdy się
nie martwiłem, że za długo jestem sam albo że nigdy sobie nikogo
nie znajdę? Nie, szczerze mówiąc, ta myśl nigdy nawet nie przeszła
mi przez głowę. Oczywiście mnie również zdarzały się rozczarowania, ale doszedłem do wniosku, że w końcu musi nadejść właściwa
chwila. I tak się stało. Pokochałem Mary prawie natychmiast i powiedziałem jej to. W którym momencie zaczęła odwzajemniać moje
uczucie? Właściwie nie jestem pewien, ale wiedziałem, że za mną
szaleje, jeszcze zanim mi to powiedziała.
Styl przywiązania: __________
Odpowiedź: bezpieczny.
W tej historii jest kilka wskazówek świadczących o tym, że Logan
reprezentuje bezpieczny styl przywiązania. Nie zastanawia się zbytnio nad związkami i nie boi się zostać sam, co wyklucza styl lękowy
(wydaje się kolei, że jego dziewczyna, Mary, jest „lękowa”, gdyż ona
wyraża tego typu obawy). Pozostaje zatem pytanie, czy Logan ma
unikający czy bezpieczny styl przywiązania. Kilka wskazówek, których nam udziela, wyklucza ten pierwszy: przede wszystkim wydaje
się bardzo szczery z Mary w rozmowach o swoich poprzednich
związkach, wykłada wszystkie karty na stół, a ciekawość partnerki
wcale go nie irytuje (ponadto mężczyzna nie ubarwia dodatkowo
swoich historii miłosnych, jak mógłby to robić ktoś o lękowym stylu
przywiązania). Poza tym Logan czuje się swobodnie, bardzo wcześnie wyrażając swoje uczucia do Mary, co jest typową cechą osoby
„bezpiecznej”. Gdyby reprezentował styl unikający, wysyłałby raczej
mieszane sygnały. Zwróć ponadto uwagę, że Logan nie angażuje się
w żadne „gierki” – nie pamięta nawet dokładnie, kiedy Mary odwzajemniła jego uczucie; jest po prostu szczery i z nią, i sam ze sobą,
a co za tym idzie, nie pozwala, by jakiekolwiek inne względy miały
wpływ na jego zachowanie.
Suzanne, niezamężna, 33 lata
Od tych walentynek do końca roku muszę znaleźć mojego przyszłego męża. Jestem już zmęczona samotnością; mam dość wracania do pustego domu, samotnego chodzenia do kina, uprawiania
seksu sama ze sobą albo z kimś obcym. W tym roku zamierzam
znaleźć kogoś wspaniałego tylko dla mnie. W przeszłości całkowicie
poświęcałam się moim partnerom, przez co wiele razy zostałam bardzo zraniona i straciłam wiarę w znalezienie kogoś dobrego. Muszę
jednak pokonać w sobie lęk przed zranieniem. Jestem zdecydowana
otworzyć się, podjąć ryzyko, zatracić się. Rozumiem, że kto nie ryzykuje, ten nic nie ma; jeśli nie otworzę serca, nie ma szansy, żeby
ktoś się do niego dostał. Nie zamierzam poddawać się rozpaczy.
Zasługuję na szczęście!
Styl przywiązania: __________
Odpowiedź: Lękowy.
To zdecydowanie jest wypowiedź kogoś o lękowym stylu przywiązania, kto w przeszłości został wiele razy zraniony. Suzanne jest
pochłonięta szukaniem partnera. Chce wyjść do świata i znaleźć
swoją drugą połówkę, ale ponieważ nie zna zasad rządzących stylami przywiązania, nie wie, kogo powinna unikać, a komu może
zaufać. Pod wieloma względami to, co mówi, różni się od wypowiedzi Paula z przykładu 4. Suzanne nie szuka ideału. Możemy sobie
wyobrazić, że w jej przypadku powodem, dla którego nikogo nadal
nie znalazła, jest to, że bardzo pragnie bliskości, ale trafia na osoby,
które ją ranią. Paul z kolei nie zbliży się do żadnej kobiety, dopóki nie
spotka „tej właściwej”.
5.
Życie z szóstym zmysłem – lękowy
styl przywiązania
S
łynny siedemnastowieczny filozof Baruch Spinoza powiedział: „Całe
nasze szczęście albo nieszczęście zależy tylko i wyłącznie od jakości obiektu, z którym łączy nas miłość”. Właśnie dlatego, że stawka
jest tak wysoka – nasze szczęście od tego zależy! – należy mądrze
wybierać ludzi, z którymi chcemy się związać. Jest to szczególnie
istotne dla osób o lękowym stylu przywiązania. Jeśli nie są świadome działania systemu przywiązania, ryzykują, żew relacjach partnerskich będą bardzo cierpieć. Najlepiej ilustruje to przykład koleżanki Amira, Emily.
WSZYSTKIE TWOJE KŁOPOTY BIORĄ SIĘ ZE
ZWIĄZKU, W KTÓRYM JESTEŚ
Gdy Emily robiła staż na oddziale psychiatrii, zdecydowała, że chce
być także psychoanalitykiem. Zanim jednak zaczęła uczęszczać na
zajęcia w instytucie psychoanalizy, poproszono ją, by sama się jej
poddała. Przynajmniej przez rok cztery razy w tygodniu miała chodzić na terapię, leżeć na kozetce i mówić o wszystkim, co przyszło
jej do głowy. Początkowo Emily radziła sobie świetnie. Wydawała się
wręcz tak poukładana, że psychoanalityk uważał, iż w jej przypadku
w zupełności wystarczą maksymalnie dwa lata – co jest niezwykle
rzadkie, bo psychoanaliza trwa zwykle cztery do pięciu lat.
Potem Emily poznała Dave’a i bardzo szybko się w nim zakochała.
Ten, początkujący aktor, okazał się nieodpowiednim dla niej partnerem. Stale wysyłał jej sprzeczne sygnały, co zupełnie rozstrajało
Emily. Jej zachowanie tak się zmieniło, że zaczęła się wydawać
zupełnie niestabilna emocjonalnie. Mieliśmy zwyczaj umawiać się na
wspólny jogging w Central Parku. Emily biegała, targając ze sobą nie
tylko pager, ale też telefon komórkowy (w czasach, gdy aparaty były
raczej duże i ciężkie!). Co pięć minut sprawdzała to jedno, to drugie
urządzenie, żeby upewnić się, czy Dave czasem nie dzwonił.
W pracy godzinami śledziła, co robi jej partner, korzystając z internetu, który wówczas był jeszcze nowością. Stworzyła sobie fałszywą
internetową tożsamość i zagadywała Dave’a w chat roomach, które
odwiedzał. Krótko mówiąc, wpadła w obsesję.
Jej psychoanalityk zupełnie nie rozumiał chorobliwej przemiany
swojej najbardziej obiecującej podopiecznej. Emily zaczęła się zmieniać z silnej, poukładanej osoby w kogoś o osobowości masochistycznej z cechami borderline. Wyglądało na to, że jej psychoanaliza
zajmie jednak długie lata.
WRAŻLIWY STYL PRZYWIĄZANIA
Jednak Emily nie cierpiała na żadne masochistyczne zaburzenia
osobowości typu borderline. Po prostu związek z Davem uaktywnił
jej system przywiązania. U osób takich jak Emily, o lękowym stylu
przywiązania, system ten jest wyjątkowo wrażliwy. Jak już tłumaczyliśmy w poprzednich rozdziałach, to mechanizm w naszym mózgu,
który jest odpowiedzialny za śledzenie i monitorowanie bezpieczeństwa i dostępności ważnych dla nas osób. Jeśli reprezentujesz
lękowy styl przywiązania, posiadasz wyjątkową umiejętność wyczuwania wszelkich zagrożeń dotyczących twojego związku. Najmniejszy znak, że coś może być nie w porządku, aktywuje twój system
przywiązania, a gdy już do tego dojdzie, nie jesteś w stanie się uspokoić, dopóki twój partner lub partnerka nie da ci jasno do zrozumienia, że wasza relacja jest bezpieczna. Osoby o innych niż twój stylach przywiązania również doświadczają podwyższonej aktywności
tego systemu, ale nie wychwytują tylu subtelnych szczegółów, które
osoby o twojej wrażliwości dostrzegają od razu.
Aby zademonstrować, jak czujny jest system przywiązania u osób
o lękowym stylu przywiązania, powołujemy się na badanie przeprowadzone w laboratorium Chrisa Fraleya z University of Illinois
w Urbana-Champaign – jest to ten sam badacz, który stworzył kwestionariusz stylów przywiązania ECR-R. We współpracy z Paulą Niedenthal z Université Blaise Pascal w Clermont-Ferrand we Francji
Chris Fralley opracował unikalny sposób mierzenia czujności na
wskazówki społeczne, charakterystycznej dla osób o lękowym stylu
przywiązania. W swoich badaniach Niedenthal i Fraley wykorzystali
tzw. morph movie, czyli komputerową technikę filmową, za pomocą
której można zarejestrować zmieniający się wyraz twarzy osoby:
twarz na filmie początkowo wyrażała bardzo konkretną emocję (na
przykład gniew), a następnie jej wyraz stopniowo zmieniał się w bardziej neutralny. Uczestników badania poproszono, by zatrzymywali
film w momencie, w którym ich zdaniem początkowa emocja przestawała być widoczna. Okazało się, że osoby o lękowym stylu przywiązania potrafiły szybciej od pozostałych rozpoznać moment
zmiany wyrazu twarzy osoby na filmie. Także w zadaniu odwrotnym,
gdy film rozpoczynał się od neutralnego wyrazu twarzy, który stopniowo przeradzał się w wyraźną emocję, bardziej lękowe jednostki
zauważały tę zmianę wcześniej. Te odkrycia sugerują, że osoby
o lękowym stylu przywiązania rzeczywiście wykazują większą czujność na zmiany stanów emocjonalnych innych ludzi oraz potrafią
z większą dokładnością i wrażliwością odczytywać wskazówki wysyłane przez innych. Warto jednak zwrócić uwagę na jeden dodatkowy
fakt: badanie pokazało, że osoby o lękowym stylu przywiązania mają
skłonności do bardzo szybkiego wyciągania wniosków, przy czym
szybkość ta nie służy trafności ich interpretacji. Dopiero gdy eksperyment został zaprojektowany w taki sposób, że uczestnicy o lękowym
stylu przywiązania musieli poczekać nieco dłużej – nie mogli zare-
agować od razu, gdy tylko zauważyli zmianę – i uzyskać więcej informacji, zanim dokonali oceny, zyskiwali przewagę nad innymi uczestnikami. Jest to ważne ostrzeżenie i lekcja dla takiej osoby: jeśli dasz
sobie więcej czasu i nie będziesz pochopnie wyciągać wniosków,
zyskasz niezwykłą umiejętność odczytywania świata wokół siebie,
która może ci przysporzyć wielu korzyści. Jeśli jednak zamiast tego
wybierzesz pośpiech i „strzelanie z biodra”, łatwo możesz sobie zrobić krzywdę.
Gdy u osoby lękowej dojdzie do aktywacji systemu przywiązania,
często pada ona ofiarą myśli określanych jako strategie aktywujące,
które mają tylko jeden cel: odzyskanie bliskości z partnerem.
Strategie aktywujące to wszelkiego rodzaju myśli i uczucia, które
sprawiają, że odczuwasz potrzebę fizycznie lub emocjonalnie zbliżyć
się do swojego partnera. Dopiero gdy uzyskasz od niego zapewnienie, że możesz czuć się bezpiecznie, możesz się uspokoić i wrócić
do stanu równowagi.
Strategie aktywujące
Myśli i uczucia, które skłaniają cię do szukania bliskości
z partnerem:
Myślenie o tej osobie, problemy ze skoncentrowaniem się na czymkolwiek innym.
Pamiętanie jedynie jej dobrych cech.
Stawianie tej osoby na piedestale; niedocenianie własnych talentów
i umiejętności oraz przecenianie jej talentów i umiejętności.
Nieprzyjemne uczucie braku, które znika jedynie wówczas, gdy kontakt
z tą osobą znów zostaje nawiązany.
Przekonanie, że to twoja jedyna szansa na miłość:
„Mało jest osób, z którymi jestem kompatybilna – jakie są szanse na to,
że znajdę kogoś takiego jak on?”
„Lata mogą minąć, zanim poznam kogoś nowego; zawsze będę
sam/sama”.
Przekonanie, że mimo że nie jesteś w tym związku szczęśliwy, trwanie
w nim jest lepsze niż pozwolenie partnerowi odejść:
„Jeśli mnie zostawi, zmieni się we wspaniałego partnera – dla kogoś
innego”.
„Może się zmienić”.
„Wszystkie pary mają swoje problemy – nasz przypadek nie jest pod tym
względem niczym szczególnym”.
System przywiązania Emily został aktywowany bardzo silnie. Po
jakimś czasie wiedziała już, że gdy ona jest w pracy, Dave zamiast
chodzić na przesłuchania, godzinami ogląda porno w internecie.
Odkryła także, że flirtuje on online w różnych chat roomach z innymi
dziewczynami (w tym z nią, nie domyślając się, że to ona). Nadal
jednak nie mogła się przemóc, żeby z nim zerwać. Cały czas bombardowały ją strategie aktywujące podobne do tych, które wymieniliśmy powyżej: myślenie, że on się zmieni, że wszystkie pary mają
problemy itd. Niemal rok zabrało jej zebranie się na odwagę, żeby
zakończyć ten związek. Podczas tego roku i jeszcze jakiś czas po
zerwaniu Emily prawie całe spotkania z psychoanalitykiem poświęciła na mówienie o Davie. Wiele lat później, gdy została żoną wspa-
niałego mężczyzny i stała się na powrót normalną, silną osobowością, z niedowierzaniem wspomina to doświadczenie. Nie może
uwierzyć, że marnowała czas na terapii na badanie głębokich
korzeni jej fanatycznego zachowania związanego z relacją z Davem.
Gdyby tylko wcześniej poznała dobrego mężczyznę, który nie uruchamiałby nieustannie jej systemu przywiązania, oszczędziłaby
sobie niepotrzebnego analizowania rzekomo masochistycznych cech
jej osobowości borderline.
DZIAŁANIE SYSTEMU PRZYWIĄZANIA
Dla kogoś, kto bardzo szybko się przywiązuje i charakteryzuje się
dużą wrażliwością, świadomość, w jaki sposób działa system przywiązania, jest bezcenna. Wielu ludzi o lękowym systemie przywiązania, jak Emily, żyje w chronicznym pobudzeniu, w ogóle nie zdając
sobie z tego sprawy. Dalej pokazujemy, jak ten system działa.
***
Gdy Emily była z Davem w związku, nieustannie żyła w strefie
zagrożenia. Czuła się jak linoskoczek bez siatki zabezpieczającej.
Bardzo starała się zachować równowagę, ale stale ulegała niekończącym się cyklom pobudzania jej systemu przywiązania przerywanym rzadkimi, krótkimi chwilami wytchnienia i bezpieczeństwa.
Wszystkie jej myśli, uczucia i zachowania podporządkowane były
temu, że Dave tak naprawdę nie był dla niej dostępny. Emily żyła
w niemal ciągłym poczuciu zagrożenia dla swojego związku, które to
zagrożenie starała się minimalizować, pozostając blisko swojego
obiektu przywiązania, albo poprzez spędzanie wielu cennych godzin
w pracy online, udając kogoś innego, albo poprzez ciągłe mówienie
o nim psychoanalitykowi albo koleżankom. W ten sposób cały czas
mogła o nim myśleć. Wszystkie te pozornie nieskoordynowane myśli
i zachowania – strategie aktywujące – miały jeden cel: nawiązanie
bliskości z Davem. Gdyby chłopak Emily był dla niej konsekwentnie
dostępny, strategie te zostałyby zduszone w zarodku i nigdy nie
eskalowałyby poza wszelką kontrolę, a ona nigdy nie musiałaby
wychodzić ze strefy komfortu swojego związku.
Teraz Emily nie ma już poczucia, że utknęła w strefie zagrożenia.
Jej mąż jest kochający, dba o nią i przede wszystkim jest dostępny.
Ona jednak zachowała głęboką świadomość potęgi pobudzonego
systemu przywiązania. Gdyby kiedykolwiek jeszcze weszła w związek z kimś, kto nie miałby tych cech co jej małżonek, prawdopodobnie wróciłaby do wersji siebie z okresu, gdy była z Davem – znów
stałaby się osobą oszalałą z miłości. Myśl, że coś takiego mogłoby
się jeszcze kiedyś zdarzyć, sprawia, że przechodzą ją dreszcze.
ŻYCIE W STREFIE KOMFORTU: RYAN I SHAUNA
Ryan i Shauna poznali się w pracy i zakochali się w sobie. Po kilku
miesiącach związku Ryan otrzymał propozycję lepiej płatnej pracy
w innej, prestiżowej organizacji i odszedł z firmy, w której oboje pracowali. Od tej pory po raz pierwszy nie spędzali razem każdego
dnia. Podczas pierwszego wyjazdu służbowego z nowymi kolegami
Ryan tęsknił za Shauną i próbował się do niej dodzwonić. Jego
dziewczyna jednak nie odebrała telefonu, a po dwóch dzwonkach
włączyła się u niej poczta głosowa. Ryan wiedział, że coś jest nie
tak, i zdążył się zdenerwować. Zadzwonił ponownie i tym razem
poczta głosowa włączyła się od razu. Nie zostawił żadnej wiadomości. Poczuł się urażony, że Shauna najpierw odrzuciła połączenie od
niego, a później w ogóle wyłączyła telefon. Podczas spotkań biznesowych trudno mu się było skoncentrować, ale obiecał sobie, że nie
zadzwoni do niej przez resztę wyjazdu. Na szczęście godzinę później Shauna wysłała mu wiadomość; przeprosiła, że nie odbierała,
i wytłumaczyła, że szef stał tuż obok, gdy on dzwonił. Ryan poczuł
dużą ulgę i natychmiast odezwał się do dziewczyny.
Ryan reprezentuje lękowy styl przywiązania, co oznacza, że dysponuje szóstym zmysłem, wyczulonym na wskazówki związane
z dostępnością lub brakiem dostępności obiektu przywiązania. Zwrócił uwagę na to, ile razy usłyszał w słuchawce sygnał, zanim odezwała się skrzynka głosowa, i prawidłowo wywnioskował, że Shauna
najpierw wcisnęła „ignoruj”, a potem zupełnie wyłączyła telefon.
Komuś o innym stylu przywiązania mogłoby to umknąć. Ryan jednak
był na tego rodzaju wskazówki szczególnie wyczulony, bo przyzwyczaił się, że ma swoją dziewczynę trzy piętra niżej, a poza tym była
to jego pierwsza delegacja w nowej pracy.
Na szczęście dla Ryana Shauna reprezentuje bezpieczny styl
przywiązania. Bez większego wysiłku była w stanie zareagować
w odpowiedni sposób: ponownie nawiązać kontakt i uspokoić system
przywiązania swojego chłopaka. W przeciwieństwie do Emily Ryan
nie znalazł się w związkowej strefie zagrożenia, ponieważ jego lęki
zostały natychmiast załagodzone.
Zwróć uwagę, że w sytuacji niepewności osoba lękowa potrzebuje
ze strony partnera jedynie minimalnego zapewnienia, że wszystko
jest w porządku. W przypadku Ryana jedna wiadomość od Shauny
sprawiła, że jego myśli wróciły na bezpieczne tory. Jeśli jednak
osoba lękowa tego zapewnienia nie otrzyma, negatywne myśli na
temat związku narastają i po jakimś czasie zwykła wiadomość może
się okazać zupełnie niewystarczająca, by uspokoić twój system przywiązania. Jest to bardzo ważna informacja dla każdego, kto jest
w związku: im bardziej jesteś nastawiony na potrzeby twojego partnera na wczesnym etapie ich występowania – a on lub ona na twoje
– tym mniej energii zużywasz na zajmowanie się tymi potrzebami.
Gdyby Shauna nie zareagowała tak, jak to zrobiła, Ryan nadal
miałby trudności ze skupieniem się na pracy (strategie aktywujące)
i albo zacząłby udawać, że nie jest Shauną aż tak zainteresowany,
albo – gdyby ona po jakimś czasie w końcu zadzwoniła – zaatakowałby ją przez telefon. Wszystko to byłoby oczywiście bardzo
destrukcyjne dla związku.
Zachowania protestacyjne – gdy system przywiązania bierze górę
Przesadne próby ponownego nawiązania kontaktu:
Dzwonienie, pisanie, czekanie na telefon, kręcenie się w okolicach
miejsca pracy partnera w nadziei, że się go spotka.
Wycofywanie się:
Siedzenie w ciszy, udając zaczytanie w gazecie, dosłownie odwracanie
się plecami od partnera, nierozmawianie z nim, prowadzenie rozmów
z innymi przez telefon i ignorowanie partnera.
Prowadzenie „rachunków”:
Zwracanie uwagi na to, ile czasu zajęło partnerowi oddzwonienie czy
odpisanie i czekanie tyle samo z własną odpowiedzią; oczekiwanie, aż
on pierwszy wyciągnie rękę do zgody, i udawanie braku zainteresowania, dopóki to nie nastąpi. Gdy Ryan zdecydował się nie zostawiać wiadomości Shaunie po tym, jak odrzuciła jego telefony, to było właśnie
prowadzenie rachunków („Jeśli ona nie odbiera moich telefonów, ja się
jej nie nagram”).
Wrogie zachowanie:
Wywracanie oczami, gdy partner mówi, odwracanie wzroku, wstawanie
i wychodzenie z pokoju w połowie zdania partnera (takie wrogie zachowanie może się czasami przerodzić w otwartą agresję).
Grożenie odejściem:
Grożenie odejściem – „Nie układa nam się, nie wiem, czy chcę tak dalej
żyć”, „Wiedziałem, że jednak nie pasujemy do siebie”, „Lepiej mi będzie
bez ciebie” – cały czas z nadzieją, że partner nas powstrzyma.
Manipulowanie:
Udawanie, że jest się zajętym i niedostępnym. Ignorowanie telefonów,
mówienie, że ma się inne plany, gdy wcale tak nie jest.
Próby wywołania zazdrości:
Umawianie się na lunch z byłą dziewczyną/byłym chłopakiem, pójście
z przyjaciółmi do baru dla singli, opowiadanie partnerowi o kimś, kto cię
danego dnia podrywał.
Zachowania protestacyjne to wszelkiego rodzaju działania, które
mają na celu ponowne nawiązanie kontaktu z partnerem i zwrócenie
na siebie jego uwagi. Mogą się one zamanifestować na wiele sposobów, jako cokolwiek, co jest w stanie poruszyć tę drugą osobę i skłonić ją, by cię zauważyła i odpowiedziała na twoje „wołanie”.
Zachowania protestacyjne i strategie aktywujące mogą sprawić, że
będziesz się zachowywać w sposób, który szkodzi twojemu związkowi. Bardzo ważne jest nauczyć się je rozpoznawać. (W rozdziale
8. znajdziesz kwestionariusz związkowy, który został stworzony specjalnie po to, by pomóc ci nauczyć się rozpoznawać własne zachowania protestacyjne i znaleźć bardziej konstruktywne sposoby
radzenia sobie w trudnych sytuacjach). Zarówno jedne, jak i drugie
mogą mieć miejsce nawet długo po rozstaniu. Na tym częściowo
polega przeżywanie zawodu miłosnego – jest to tęsknota za kimś,
kto nie jest już dostępny, podczas gdy my nadal jesteśmy biologicznie i emocjonalnie nastawieni na to, by tę osobę odzyskać. Nawet
jeśli racjonalnie wiesz, że to nie jest ktoś dla ciebie, twój system
przywiązania nie zawsze się z tym zgadza. Proces przywiązania rządzi się własnymi prawami i toczy się we własnym tempie. Oznacza
to, że będziesz myśleć o danej osobie i nie będziesz w stanie wyrzucić jej z głowy jeszcze przez długi czas
Okazuje się, że osoby o lękowym systemie przywiązania mają
szczególną skłonność do popadania w chronicznie podwyższoną
aktywność tego systemu. Badanie przeprowadzone przez Omri Gillath, Sylvię Bunge i Cartera Wandelkena we współpracy z dwoma
uznanymi badaczami zajmującymi się tematem przywiązania, Philipem Shaverem i Mariem Mikulincerem, doprowadziły do znalezienia
na to fascynujących dowodów. Badacze wykorzystali tutaj technologię fMRI, czyli funkcjonalny rezonans magnetyczny. Poprosili dwadzieścia kobiet, by przez jakiś czas myślały, a następnie przestały
myśleć o różnych możliwych scenariuszach rozwoju związku. Co
ciekawe, okazało się, że gdy kobiety o lękowym stylu przywiązania
myślały o negatywnych scenariuszach (o konflikcie, rozstaniu,
śmierci partnera), obszary mózgu odpowiedzialne za emocje rozpalały się u nich bardziej niż kobiet o innych stylach. Co więcej, okazało się, że te obszary mózgu, które są odpowiedzialne za regulację
emocji, jak kora okołooczodołowa, pozostawały u nich mniej aktywne
niż u kobiet o odmiennych stylach. Innymi słowy, mózgi osób o lękowym stylu przywiązania silniej reagują na myśl o stracie przy jednoczesnym słabszym działaniu obszarów odpowiedzialnych za obniżanie poziomu negatywnych emocji. Oznacza to, że jeśli reprezentujesz styl lękowy, znacznie trudniej będzie ci „wyłączyć” twój system
przywiązania, gdy ten raz zostanie pobudzony.
***
Rozumienie działania tego systemu jest dla ludzi o lękowym systemie przywiązania kluczowe. Tu bowiem kryje się ich szansa na
szczęśliwy i przynoszący spełnienie związek.
Podzieliliśmy nasze wskazówki dla osób lękowych na dwie osobne
kategorie – pierwsza z nich zawiera rady dla tych, którzy jeszcze nie
są w związku. Jeśli jesteś lękowym singlem, znalezienie partnera
o bezpiecznym stylu przywiązania to dla ciebie najlepsza opcja.
Może to zdziałać cuda i zapobiec wszelkim problemom, jednak może
też być trudniejsze, niż się wydaje. Resztę tego rozdziału poświęcamy naprowadzaniu singli o lękowym stylu przywiązania na bezpiecznego partnera, ucząc ich, jak unikać czyhających na nich po
drodze niebezpieczeństw. Druga kategoria naszych rad przeznaczona jest dla wszystkich reprezentujących styl lękowy – zarówno
tych, którzy już są w związku, jak i tych, którzy nadal szukają. Rady
z tej drugiej kategorii dotyczą przekształcania własnego modelu
przywiązania, czyli po prostu przemyślenia swoich założeń i przekonań na temat związków z punktu widzenia teorii więzi; chodzi
o wyposażenie osób lękowych w umiejętności bezpieczniejszego
funkcjonowania w relacjach z obiektami przywiązania. Radom z tego
zakresu poświęcamy część trzecią i czwartą tej książki.
JAK OSOBA LĘKOWA MOŻE ZNALEŹĆ
DOBREGO PARTNERA
Emily, którą poznaliście na początku tego rozdziału, nie wiedziała nic
o teorii więzi ani o tym, że reprezentuje styl lękowy. Nie miała również świadomości, że David – mężczyzna, na którego punkcie oszalała – reprezentuje styl unikający. Gdyby to wiedziała, rozumiałaby,
że jako osoba lękowa najlepiej funkcjonuje w bliskich, wspierających
relacjach, które są stałe i długotrwałe, i że niepewność oraz brak
emocjonalnej dostępności pobudzają jej system przywiązania i sprawiają, że zaczyna przesadnie koncentrować się na swoim związku
albo – innymi słowy – że czuje się nieszczęśliwa. Wiedziałaby również, że konkretny typ ludzi – osoby o stylu unikającym – sprawi, że
będzie się martwić jeszcze bardziej i czuć się niewystarczająco
dobra, podczas gdy inni – „bezpieczni” – będą te uczucia łagodzić.
Mimo że badania jasno wskazują, iż osoby takie jak Emily dobrze
funkcjonują w związkach z partnerami bezpiecznymi, paradoksalnie,
większość z nich (podobnie jak ona) wiąże się z ludźmi o unikającym
stylu przywiązania. Dlaczego tak się dzieje? I najważniejsze: jak
znaleźć szczęście i uniknąć niepotrzebnych cierpień?
WZAJMENE PRZYCIĄGANIE
Przeprowadzono wiele badań mających na celu stwierdzić, czy to,
na ile ktoś wydaje nam się pociągający, ma coś wspólnego z jego
stylem przywiązania. Dwie badaczki zajmujący się przywiązaniem
u dorosłych, Paula Pietromonaco z University of Massachusetts
i Katherine Carnelley z University of Southampton w Wielkiej Brytanii, wykazały, że osoby reprezentujące unikający styl przywiązania
wręcz preferują osoby lękowe. Inne badanie, przeprowadzone przez
Jeffreya Simpsona z University of Minnesota, pokazało, że lękowe
kobiety częściej spotykają się z unikającymi mężczyznami. Czy to
możliwe, że osoby, które wściekle strzegą swojej niezależności, jednocześnie szukają partnerów, którzy z najwyższym prawdopodobieństwem będą starali się ją naruszać? Albo że osoby, które szukają bliskości, będą uznawały za pociągających właśnie tych, którzy je
odpychają? A jeśli tak, to dlaczego?
Pietromonaco i Carnelley uważają, że te dwa style przywiązania
w pewien sposób się uzupełniają. Każdy z nich potwierdza bowiem
przekonania drugiej strony na temat siebie samych i na temat związków. Relacja lękowo-unikająca ugruntowuje defensywne w gruncie
rzeczy przekonanie unikających, że są silni i niezależni, jak również
ich lęk przed tym, że inni będą chcieli wymusić na nich więcej bliskości niż ta, którą mogliby zaakceptować. Z kolei osoby lękowe otrzymują potwierdzenie, że pragną więcej, niż są w stanie otrzymać od
partnera; spełniają się także ich obawy co do tego, że ważne dla
nich osoby mogą je zawieść. Zatem w pewnym sensie każda ze
stron zostaje wciągnięta w ponowne odtwarzanie znanego już sobie
scenariusza.
EMOCJONALNY ROLLER-COASTER
Jest jednak jeszcze jeden powód, dla którego – jeśli jesteś lękowy –
może cię pociągać osoba o tendencjach unikających. W przypadku
Emily wysyłane przez Davida subtelne sygnały o jego niepewności
i niedostępności podważały jej poczucie bezpieczeństwa. U osób
lękowych, które spotykają się z kimś unikającym, dzieje się to często
nawet na bardzo wczesnym etapie związku, gdyż już wtedy pojawiają się pierwsze sprzeczne sygnały ze strony unikającego partnera. Ten wprawdzie dzwoni, ale nie śpieszy się z tym; okazuje zainteresowanie, ale jednocześnie daje drugiej osobie odczuć, że bierze
pod uwagę jeszcze inne możliwości. Lękowy partner musi zgadywać. Za każdym razem, gdy odbiera sprzeczne sygnały, jego system
przywiązania zostaje pobudzony i relacja wciąga go coraz bardziej.
Ale zaraz potem unikający partner mówi coś miłego albo wykonuje
jakiś romantyczny gest, który przyprawia lękową osobę o szybsze
bicie serca i sprawia, że upaja się ona uczuciem bycia pożądaną.
Niestety szczęście nie trwa długo. Pozytywne sygnały szybko zmieniają się znów w mieszane; pojawia się ambiwalencja, a osoba
lękowa czuje, że gwałtownie spada. Od tej chwili żyje w stałym
zawieszeniu, czekając na kolejną małą uwagę albo gest, które ją
uspokoją. Po jakimś czasie taka osoba zaczyna robić coś interesują-
cego: zaczyna zrównywać lęk, pochłonięcie związkiem, obsesję
i krótkie wybuchy radości z miłością. W rzeczywistości jednak to, co
bierze za namiętność, jest jedynie pobudzeniem systemu przywiązania.
Jeśli przez jakiś czas żyłeś w taki sposób, zaczynasz być zaprogramowany na to, żeby pociągały cię właśnie te osoby, które prawie
na pewno nie będą w stanie cię uszczęśliwić. Stale pobudzony system przywiązania jest przeciwieństwem tego, co natura miała w planach, dając nam możliwość czerpania satysfakcji z miłości. Jak już
widzieliśmy, jednym z najważniejszych odkryć Bowlby’ego i Ainsworth było to, że aby dobrze funkcjonować i rozwijać się, potrzebujemy bezpiecznej bazy, z której możemy czerpać pocieszenie i siłę.
Jest to możliwe jedynie wówczas, gdy nasz system przywiązania jest
wyciszony i spokojny.
Pamiętaj, pobudzony system przywiązania to nie to samo, co
namiętna miłość. Następnym razem, gdy zaczniesz się z kimś spotykać i poczujesz zdenerwowanie, niepewność – a przy tym raz na
jakiś czas upojenie – oraz zaczniesz obsesyjnie myśleć o tej osobie,
powiedz sobie, że to najprawdopodobniej efekt działania twojego
pobudzonego systemu przywiązania, a nie miłość! Prawdziwe uczucie, w sensie ewolucyjnym, oznacza spokój umysłu.
Jeśli jesteś osobą lękową, spotykanie się z kimś unikającym nie jest dobrym pomysłem, ponieważ:
Ty: pragniesz ciepła i bliskości
Osoba unikająca: chce zachować emocjonalny i fizyczny dystans.
Ty: jesteś bardzo wrażliwy/wrażliwa na jakiekolwiek oznaki odrzucenia
(czujny system przywiązania).
Osoba unikająca: wysyła sprzeczne sygnały, które możesz odbierać jako
odrzucenie.
Ty: tobie trudno jest powiedzieć jej wprost, czego potrzebujesz i co ci przeszkadza (skuteczna komunikacja) i zamiast tego odwołujesz się do zachowań protestacyjnych.
Osoba unikająca: niezbyt dobrze radzi sobie z czytaniem twoich werbalnych
i niewerbalnych wskazówek i nie uważa tego za swój obowiązek.
Ty: potrzebujesz poczucia bezpieczeństwa i bycia kochanym/ kochaną.
Osoba unikająca: ma skłonności do gnębienia ciebie, żeby stworzyć
dystans i dezaktywować swój system przywiązania.
Ty: potrzebujesz dokładnie wiedzieć, gdzie jesteś w związku.
Osoba unikająca: woli, jak wszystko jest nieco niejasne; nawet jeśli wasza
relacja jest bardzo poważna, zawsze czai się w niej jakiś znak zapytania.
PRAWO WIELKICH LICZB – DLACZEGO MASZ
WIĘKSZĄ SZANSĘ NA RANDKĘ Z KIMŚ
UNIKAJĄCYM
To jeszcze nie koniec powodów, dla których prawdopodobnie spotkasz na swoje drodze całkiem sporo „unikających”. Wystarczy wziąć
pod uwagę następujące trzy fakty:
Osoby o unikającym stylu przywiązania częściej niż inne kończą swoje
związki. Jedno badanie pokazało, że największe prawdopodobieństwo
ponownego rozwodu wśród osób, które już raz się rozwiodły i weszły
w nowy związek, zachodzi wśród „unikających”. Ten typ tłamsi w sobie
uczucie miłości, więc również szybciej niż inni „zapomina” o swoich partnerach; może zacząć się z kimś spotykać niemal natychmiast po rozstaniu.
Wniosek: osoby o unikającym stylu przywiązania są „na rynku” częściej i
dłużej niż osoby o pozostałych stylach.
Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania zwykle nie mają wielu partnerów,
zanim się szczęśliwie ustatkują. Jak już znajdą kogoś, do kogo pasują
(i wzajemnie), tworzą długoletni, bliski związek. Wniosek: osoby o bezpiecznym stylu przywiązania dopiero po długim czasie ponownie pojawiają się
„na rynku” (jeśli w ogóle do tego dochodzi).
Badania pokazały, że osoby o unikającym stylu przywiązania niechętnie
wiążą się z osobami sobie podobnymi, bo w takim związku brakuje emocjonalnego kleju, który byłby w stanie połączyć dwoje ludzi. Istnieje badanie,
w którym analizując pary, badacze nie znaleźli ani jednej, w której oboje
partnerzy byliby unikający. Wniosek: „unikający” nie spotykają się ze sobą
nawzajem, wybierają raczej osoby o innych stylach przywiązania.
Połączmy teraz wszystkie elementy tej układanki.
Gdy poznajesz kogoś, prawdopodobieństwo, że osoba ta reprezentuje styl unikający, jest wysokie – znacznie wyższe niż stosunkowa liczba „unikających” w społeczeństwie, która wynosi 25%. Tacy
ludzie nie tylko częściej wracają „na rynek”, ale również nie spotykają się z podobnymi do siebie (a przynajmniej niezbyt długo); również nieczęsto wiążą się z osobami reprezentującymi bezpieczny styl
przywiązania, bo te są mniej dostępne. Z kim więc chodzą na
randki? Tak jest: z tobą i innymi potencjalnymi partnerami o lękowym
stylu przywiązania.
CO SIĘ DZIEJE, GDY SPOTYKASZ KOGOŚ
O BEZPIECZNYM STYLU PRZYWIĄZANIA
Powiedzmy, że jednak pokonujesz wszystkie te statystyczne przeszkody i spotykasz kogoś o bezpiecznym stylu przywiązania. Zdajesz sobie sprawę z tego, że właśnie natrafiłeś na żyłę złota, czy też
pozwalasz, by ten skarb minął cię niezauważony? Kilka lat temu
Rachel próbowała wyswatać swoją sąsiadkę Chloe ze swoim znajomym Trevorem (który był prawdziwą, „bezpieczną” gratką). Trevor
studiował wówczas medycynę i szukał dziewczyny, po tym jak zostawiła go jego poprzednia partnerka, z którą spędził dziesięć lat (był
z nią od osiemnastego do dwudziestego ósmego roku życia). Nie
chciał z nią zrywać, mimo że zawsze była niezadowolona, ale wreszcie ona zostawiła jego. Przez długi czas był bardzo smutny, ale właśnie zaczynał czuć się gotowy na to, by znów się z kimś spotykać.
Trevor był bardzo przystojny i wysportowany, miał też świetne poczucie humoru oraz silną wolę i był stabilny emocjonalnie. Pochodził
z dobrej, wykształconej rodziny. Wszystkie cechy, jakie chciałoby się
znaleźć u partnera, prawda?
Nie do końca. Chloe spotkała go raz i zupełnie się nim nie zainteresowała. Przyznała, że jest bardzo przystojny i atrakcyjny, ale brakowało „tej iskry”. Rachel oniemiała. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego Chloe nie chciała dać Trevorowi szansy.
Patrząc wstecz, jesteśmy już w stanie to zrozumieć: jeśli jesteś
osobą o lękowym stylu przywiązania, gdy spotykasz kogoś o stylu
bezpiecznym, dochodzi do efektu dokładnie przeciwnego do tego,
jaki ma miejsce, gdy spotykasz kogoś o stylu unikającym. Komunikaty, które płyną do ciebie od kogoś „bezpiecznego” są bardzo proste, szczere i konsekwentne. Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania nie boją się bliskości i wiedzą, że zasługują na miłość. Nie muszą
ani owijać w bawełnę, ani grać trudnych do zdobycia. Nie wysyłają
niejasnych sygnałów, więc nie tworzą napięcia i poczucia zawieszenia. W efekcie twój system przywiązania pozostaje stosunkowo spokojny. Z przyzwyczajenia jednak zrównujesz pobudzony system
przywiązania z miłością, więc dochodzisz do wniosku, że to nie
może być „ta osoba”. Czujesz się na to po prostu zbyt spokojnie,
a wyciszony system przywiązania kojarzysz jedynie z nudą i obojętnością. Przez to błędne rozumowanie możesz sprawić, że idealny
partner przejdzie ci koło nosa.
Chloe musiała mieć za sobą bardzo trudne relacje, skoro założyła,
że pobudzony system przywiązania jest wstępnym warunkiem miłości. Ostatecznie wyszła za mąż za Tony’ego, który wydawał się
początkowo intrygujący i pewny siebie, ale wykorzystywał każdą
okazję, żeby sprawić, by ona poczuła się gorsza.
Na szczęście zarówno historia Trevora, jak i Chloe znalazły szczęśliwe zakończenia. Trevor niedługo pozostał samotny. Szybko znalazł odpowiednią partnerkę i od tego czasu są razem. Podróżowali
po świecie, pobrali się i mają kilkoro dzieci, a Trevor jest wspaniałym
mężem i ojcem. Historia Chloe była początkowo nieco bardziej bolesna, ale po kilku latach nieszczęśliwego związku z Tonym nauczyła
się doceniać stabilność i miłość bezpiecznego partnera. Rozwiodła
się, a później poznała Bruce’a, który tak samo jak Trevor potrafi
kochać swoja żonę i dbać o nią.
Każdego może spotkać takie szczęśliwe zakończenie. Nie zależy
to jedynie od przypadku. Chodzi bardziej o to, żeby nie dać się złapać na emocjonalny roller-coaster i nie mylić pobudzonego systemu
przywiązania z namiętnością czy miłością. Nie pozwól, by pociągała
cię niedostępność emocjonalna.
Jeśli jesteś osobą lękową, spotykanie się z kimś o bezpiecznym stylu przywiązania jest dobrym pomysłem, ponieważ:
Ty: pragniesz ciepła i bliskości.
Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: czuje się dobrze w bliskim
związku i nie będzie próbowała cię odpychać.
Ty: jesteś bardzo wrażliwy/ wrażliwa na jakiekolwiek sygnały mogące świadczyć o odrzuceniu.
Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: jest konsekwentna i można na
niej polegać; nie będzie ci wysyłać sprzecznych sygnałów, które mogłyby
wywoływać w tobie niepewność, a jeśli już poczujesz się niepewnie, taka
osoba będzie wiedziała, jak cię uspokoić.
Ty: trudno ci wprost wyrazić to, czego potrzebujesz i co ci przeszkadza (skuteczna komunikacja); zamiast tego uciekasz się do zachowań protestacyjnych.
Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: postrzega twoje dobro jako najwyższy priorytet i będzie się starała czytać twoje werbalne i niewerbalne
wskazówki.
Ty: potrzebujesz miłości i poczucia bezpieczeństwa.
Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: nawet na wczesnym etapie
związku nie ma problemu z mówieniem o swoich uczuciach i konsekwentnie
je wyraża.
Ty: potrzebujesz dokładnie wiedzieć, gdzie się znajdujesz w relacji.
Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: jest bardzo stabilna i nie boi się
zaangażowania.
CO SIĘ DZIEJE, GDY STOSUJESZ SIĘ DO
POPULARNYCH RAD DLA SZUKAJĄCYCH
MIŁOŚCI
Powiedzmy, że decydujesz się zastosować rady, które zawiera wiele
popularnych poradników dotyczących związków. Znajdziesz w nich
wskazówki, które mają ci pomóc przywiązać do siebie partnera. Najczęściej są to następujące zalecenia: Nie sprawiaj wrażenia, że się
narzucasz, udawaj, że nie masz czasu (mimo że masz), nie dzwoń
(poczekaj aż to on/ona zadzwoni do ciebie), nie sprawiaj wrażenia,
jakby ci bardzo zależało, zachowuj się tajemniczo. Podobno w ten
sposób zachowujesz godność i niezależność oraz zdobywasz szacunek partnera. W rzeczywistości jednak zachowujesz się w sposób,
który nie jest zgodny z twoimi prawdziwymi potrzebami i uczuciami.
Odrzucasz je na bok, żeby sprawiać wrażenie silnej osoby, która
nikogo nie potrzebuje. I rzeczywiście: te książki oraz zawarte w nich
rady mogą podnieść twoją atrakcyjność. Nie znajdziesz w nich jednak odpowiedzi na pytanie, w czyich oczach właściwie ta atrakcyjność wzrośnie, ponieważ autorzy poradników nie rozumieją działania
systemu przywiązania i oferują rady, dzięki którym staniesz się
szczególnie pociągający/pociągająca właśnie dla jednego konkretnego rodzaju potencjalnych partnerów/partnerek – unikających. Dlaczego? Ponieważ w istocie poradniki te zachęcają cię do ignorowania własnych potrzeb i do pozwalania, aby to druga strona decydowała o bliskości i dystansie w waszym związku. W tej sytuacji unikający partner dostaje prezent w postaci ciastka, które może zjeść i nadal je mieć – może się cieszyć i dreszczykiem emocji, i bliskością,
które w sposób naturalny od ciebie dostaje, gdy jesteście razem,
przez resztę czasu nie musząc w ogóle brać pod uwagę twoich
potrzeb związanych z ciepłem i bliskością. Będąc kimś, kim nie
jesteś, pozwalasz drugiej osobie być z tobą na jej warunkach, pojawiać się i znikać, jak jej pasuje.
Inny problem polega na tym, że jeśli udawanie jest dla ciebie
sztucznym zachowaniem, w dłuższej perspektywie zemści się na
tobie. Po pierwsze, twój unikający partner szybko się zorientuje,
z kim ma do czynienia – oni są dobrzy w rozpoznawaniu ludzi, którzy
czyhają na ich niezależność. Po drugie, po jakimś czasie sam/sama
stwierdzisz, że czas pokazać swoją prawdziwą twarz. Ostatecznie
przecież naprawdę zależy ci na dużej bliskości, spędzaniu razem
czasu, możliwości zdjęcia maski. Okaże się jednak, że w momencie,
gdy się na to zdecydujesz, twój unikający partner nagle poczuje się
niekomfortowo i zacznie się wycofywać. Tak czy inaczej czeka cię
porażka, bo przyciągasz nieodpowiednich dla siebie ludzi.
KRÓTKI KURS PRZYGOTOWUJĄCY DO RANDEK
DLA OSOBY O LĘKOWYM STYLU
PRZYWIĄZANIA
1. Rozpoznawanie i akceptacja swoich
prawdziwych potrzeb
Czy zalecamy gonienie za partnerem, spełnianie każdego życzenia
ukochanej osoby i dzwonienie co dwie minuty? Zdecydowanie nie.
Sugerujemy zupełnie inne podejście, które wypływa ze zrozumienia,
że ze względu na twój styl przywiązania masz pewne konkretne
potrzeby w związku i jeśli nie zostaną one spełnione, ten nie da ci
pełni szczęścia. Kluczem do znalezienia odpowiedniego partnera
jest akceptacja własnej potrzeby bliskości i bezpieczeństwa
w związku oraz przekonanie o swoim prawie do tych potrzeb. Te nie
są same w sobie ani dobre, ani złe. Masz je i koniec; nie pozwól, by
inni wywoływali u ciebie poczucie winy z powodu tego, że zbyt
potrzebujesz innych i jesteś „mało niezależny/niezależna”. Nie
wstydź się, że czujesz się niekompletny, nie będąc w związku, ani
tego, że chcesz być blisko drugiej osoby i na niej polegać.
Kolejnym krokiem jest korzystanie z tej nowej wiedzy. Zacznij oceniać ludzi, z którymi się spotykasz, w kontekście swoich potrzeb.
Zamiast się zastanawiać, jak możesz się zmienić, żeby zrobić przy-
jemność partnerowi, jak radzi wiele poradników o związkach, zadawaj sobie pytanie: „Czy ta osoba może mi dać to, czego potrzebuję
do szczęścia?”.
2. Rozpoznawanie osób unikających
i rezygnowanie z relacji z nimi na wczesnym
etapie
Kolejnym krokiem jest rozpoznawanie i rezygnowanie na wczesnym
etapie ze związków z osobami o unikającym stylu przywiązania. To
jest ten moment, w którym przyda ci się nasz kwestionariusz do
odczytywania stylu przywiązania innych ludzi. Arthur Conan Doyle
w jednej ze swoich detektywistycznych powieści o Sherlocku Holmesie ukuł termin „dymiący pistolet” jako określenie opisujące ostateczny, niepodważalny dowód (niekoniecznie zbrodni). W naszej
książce posługujemy się tym terminem, opisując wszelkiego rodzaju
sygnały lub komunikaty, które z dużym prawdopodobieństwem wskazują, że masz do czynienia z osobą o stylu unikającym.
DYMIĄCE PISTOLETY, PO KTÓRYCH MOŻESZ
POZNAĆ, ŻE SPOTYKASZ SIĘ Z KIMŚ
UNIKAJĄCYM
Wysyła sprzeczne sygnały – o swoich uczuciach w stosunku do ciebie
albo o swoim zaangażowaniu w wasz związek.
Tęskni za związkiem idealnym – ale daje ci delikatnie do zrozumienia, że
to raczej nie związek z tobą.
Bardzo pragnie poznać „tego jedynego” / „tę jedyną” – ale jakoś
zawsze znajduje wady – osoby albo okoliczności – które nie pozwalają
mu/jej się zaangażować.
Ignoruje twój stan emocjonalny – i robi to dalej po tym, jak już zwrócisz
mu/jej na to uwagę.
Próbuje ci wmówić przesadzone potrzeby, przewrażliwienie, skłonność
do wyolbrzymiania – unieważniając w ten sposób twoje uczucia i sprawiając, że zaczynasz w nie wątpić.
Ignoruje to, co mówisz, jeśli jest to dla niego/dla niej niewygodne – nie
odpowiada albo zmienia temat.
W konfrontacji z twoimi obawami zachowuje się jak sędzia – analizuje
jedynie fakty, w ogóle nie biorąc pod uwagę twoich uczuć.
Nie docierają do niego/do niej twoje komunikaty – mimo twoich wysiłków, żeby zakomunikować swoje potrzeby, on/ona zdaje się nie odbierać
tych komunikatów albo je ignoruje.
Zauważ, że wymienione przez nas dymiące pistolety to nie tyle konkretne zachowania, ile postawa emocjonalna – ambiwalencja, która
idzie w parze z silnym komunikatem, że twoje potrzeby emocjonalne
nie są aż tak istotne. Nawet jeśli od czasu do czasu usłyszysz od tej
osoby to, czego oczekujesz, jej zachowania będą opowiadać zupełnie inną historię.
Jak zobaczysz w następnej części tej książki, doskonałym sposobem na rozbrojenie dymiących pistoletów jest skuteczna komunikacja.
3. Nowy sposób zachowania na randkach: bycie
sobą i skuteczna komunikacja
Kolejnym krokiem jest wyrażanie własnych potrzeb. Większość osób
o lękowym stylu przywiązania popada w pułapkę, którą zastawiają
na nie poradniki o związkach i ogólnie społeczeństwo. Dają sobie
wmówić, że ich oczekiwania i potrzeby są przesadzone, więc starają
się wyjść naprzeciw wymaganiom w kwestii zachowania dystansu
i wytyczania granic, które stawiają im unikający partnerzy. Po prostu
utrzymywanie pozorów chłodnej osoby, która nikogo nie potrzebuje,
jest bardziej akceptowalne społecznie. Osoby lękowe ukrywają więc
swoje prawdziwe pragnienia i maskują niezadowolenie, wiele na tym
tracąc. Wyrażając swoje rzeczywiste potrzeby, mogą bowiem osiągnąć dwa cele. Po pierwsze: być sobą – badania wskazują, że bycie
autentycznym przyczynia się do ogólnego poczucia szczęścia i spełnienia, a mało jest rzeczy bardziej pociągających dla potencjalnych
partnerówniż bycie szczęśliwym i spełnionym. Po drugie i nie mniej
ważne: osoby, które są wierne sobie, mogą już na wczesnym etapie
związku stwierdzić, że ktoś nie ma szans spełnić ich prawdziwych
pragnień. Nie wszyscy mają potrzeby związkowe kompatybilne
z twoimi i nie ma w tym nic złego. Jeśli ktoś potrzebuje dystansu,
niech znajdzie kogoś, kto chce być trzymany na dystans. Ty w tym
czasie możesz znaleźć kogoś innego, kto cię uszczęśliwi.
Co mamy na myśli, mówiąc o byciu sobą i wyrażaniu swoich
potrzeb? Dobrą tego ilustracją będzie historia pewnej pacjentki
Amira, Janet. Gdy Janet miała 28 lat, jej chłopak Brian postanowił
zakończyć ich roczny związek, tłumacząc, że nie jest jeszcze gotowy
na „coś poważnego” i potrzebuje „więcej przestrzeni”. Janet była
załamana i nie mogła przestać o nim myśleć przez całe miesiące.
Tak bardzo cały czas czuła się związana ze swoim byłym chłopakiem, że nie brała nawet pod uwagę spotykania się z kimś innym.
Sześć miesięcy później, jakby w odpowiedzi na jej modlitwy, Brian
zadzwonił i powiedział, że chce do niej wrócić. Oczywiście Janet
była zachwycona. Po kilku tygodniach po powrocie Briana Amir
zapytał Janet, jak im się układa. Janet odpowiedziała, że się nie
śpieszą, że pozwala mu nadawać tempo, tak jak to robiła w przeszłości. Tłumaczyła, że wie, iż on boi się zaangażowania i nie chce
go znów odstraszyć.
Amir zdecydowanie zasugerował, że zamiast wpadać w ten sam
schemat postępowania, jaki Brian narzucił jej za pierwszym razem,
tym razem powinna w sposób całkowicie jasny zakomunikować partnerowi swoje pragnienia. Ostatecznie to on chciał, żeby do siebie
wrócili, i to on musiał teraz dowieść, że się zmienił i jest wart jej miłości. Amir zasugerował, żeby powiedziała Brianowi wprost: „Bardzo
cię kocham i potrzebuję wiedzieć, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
Chcę wiedzieć, że mogę z tobą porozmawiać codziennie, a nie tylko
wtedy, kiedy tobie to pasuje. Nie chcę musieć ukrywać tego, że chcę
spędzać z tobą czas, z obawy, że cię w ten sposób odstraszę”.
Ale Janet wierzyła, że jeśli wytrzyma dostatecznie długo, dając
Brianowi dużo zarówno przestrzeni, jak i czasu, on nauczy się ją
doceniać, a jeśli będzie grała chłodną i pewną siebie, będzie dla
niego atrakcyjniejsza. Jednak jej związek z Brianem wkrótce i tak się
rozpadł. Mężczyzna nadal robił, co chciał i zupełnie się z nią nie
liczył, potem coraz rzadziej dzwonił, aż wreszcie zniknął, nie zdo-
bywszy się nawet na to, by powiedzieć jej w oczy, że to koniec.
Gdyby Janet pozwoliła dojść do głosu swojemu autentycznemu „ja”
i skorzystała ze skutecznej komunikacji, żeby wyrazić swoje uczucia
i potrzeby, wówczas zakończyłaby tę smutną mękę znacznie wcześniej, ze świadomością, że zrobiła, co mogła, ale Brian po prostu nie
był w stanie dać jej tego, czego potrzebowała. Ewentualnie Brian od
samego początku otrzymałby komunikat, że jeśli naprawdę chce
wrócić, tym razem będzie musiał się bardziej starać i brać pod
uwagę także potrzeby Janet. Wiedziałby dokładnie, czego się od
niego oczekuje, i nie musiałby zgadywać.
(Więcej na temat tego, jak korzystając ze skutecznej komunikacji,
dać dojść do głosu swojemu prawdziwemu „ja” dowiesz się z rozdziału 11.).
4. Filozofia obfitości
Jak już w tym rozdziale pisaliśmy, na rynku singli jest nieproporcjonalnie dużo osób reprezentujących styl unikający. Innym przydatnym
krokiem, który pozwoli ci lepiej się wśród nich poruszać, jest coś, co
nazywamy filozofią obfitości – innymi słowy „tego kwiatu pół światu”.
Chodzi po prostu o zrozumienie, że jest wiele wyjątkowych i wspaniałych osób, które są dla ciebie odpowiednimi potencjalnymi partnerami. Postaraj się dać szansę kilku i nie nastawiaj się zbyt wcześnie
na tylko jedną osobę. Pamiętaj przy tym nie zbliżać się zbytnio do
tych, którzy witają cie „dymiącymi pistoletami”.
To wymaga kluczowej zmiany twojego lękowego sposobu myślenia. Masz skłonność do zakładania, że spotkanie kogoś odpowiedniego jest mało prawdopodobne, mimo że wcale nie musi tak być.
Jest całe mnóstwo uroczych, inteligentnych ludzi, którzy mogą cię
uszczęśliwić, ale jest także wielu takich, którzy nie są dla ciebie
odpowiedni. Jedynym sposobem na zwiększenie prawdopodobieństwa spotkania „bratniej duszy” jest spotykanie się z wieloma osobami. To proste – im więcej osób spotykasz, tym większe masz
szanse na to, że znajdzie się wśród nich ktoś dla ciebie odpowiedni.
Chodzi tu jednak o coś znacznie więcej niż tylko prawdopodobieństwo. Osoby o stylu lękowym mają skłonność do przywiązywania się
bardzo szybko, czasami tylko na podstawie fizycznego zauroczenia.
Jedna wspólna noc albo nawet zaledwie namiętny pocałunek i…
bum! – nie możesz wyrzucić tej osoby z głowy. Jak już wiesz, gdy
tylko twój system przywiązania zostanie pobudzony, zaczynasz pragnąć bliskości tej drugiej osoby i zrobisz wszystko, by ją uzyskać –
zanim jeszcze naprawdę tę osobę poznasz i zdecydujesz, czy
w ogóle ją lubisz czy nie! Jeśli spotykasz się tylko z tą osobą, na bardzo wczesnym etapie tracisz zdolność oceniania, czy ona w ogóle
jest dla ciebie odpowiednia.
Korzystając z filozofii obfitości, zachowujesz umiejętność bardziej
obiektywnego oceniania swoich potencjalnych partnerów. Zachęcamy cię tutaj ni mniej, ni więcej do stępienia wrażliwości swojego
systemu przywiązania i zwodzenia go, żeby aż tak cię nie męczył.
Po jakimś czasie nie będzie już dawał się tak łatwo pobudzić jednej
osobie – będzie zbyt zajęty ocenianiem dostępności wielu innych
ludzi. Dzięki temu obniży się prawdopodobieństwo, że wpadniesz
w obsesję na punkcie jednego konkretnego człowieka. Jeśli ktoś
będzie wywoływał w tobie uczucie niepewności czy nieadekwatności, szybko będziesz mógł wykluczyć tę osobę jako potencjalnego
partnera, ponieważ nie zdążysz zbudować na niej wszystkich swoich
nadziei. Po co tracić czas z kimś, kto jest dla ciebie niemiły, gdy
masz do wyboru innych potencjalnych partnerów, którzy być może
będą cię traktować po królewsku?
Gdy spotykasz się z kilkoma osobami – co w erze internetu i Facebooka wcale nie jest trudne – także jasne komunikowanie swoich
potrzeb i pragnień staje się łatwiejsze: nie musisz się bać, że robiąc
to, odstraszysz od siebie rzadko nadarzającą się okazję, by z kimś
być; nie musisz chodzić wokół kogoś na paluszkach ani skrywać
swoich prawdziwych uczuć. To pozwala ci stwierdzić, czy ktoś jest
w stanie spełnić twoje potrzeby, zanim dotrzesz do punktu, z którego
nie ma już powrotu.
Przykładem osoby, w przypadku której zastosowanie nowego
podejścia zadziałało jak magia, może być Nicky. Mając 30 lat była
ekstremalnym przypadkiem; atrakcyjna, towarzyska i dowcipna,
a jednak rzadko zdarzało jej się utrzymać przy sobie kogoś dłużej niż
kilka dni czy tygodni. Jej system przywiązania był wybitnie lękowy;
bardzo pragnęła bliskości i ciepła, ale była tak bardzo przekonana,
że nigdy nikogo nie spotka, iż jej samotność stała się samospełniającą się przepowiednią.
W sytuacjach romantycznych była bardzo wrażliwa i łatwo ją było
zranić, a wówczas zachowywała się defensywnie – nie odpowiadała
na telefony i milczała (zachowania protestacyjne), co doprowadzało
do tego, że każdy jej związek w końcu się rozpadał. Po każdej takiej
porażce zamęczała się myślami o utraconej miłości (strategia aktywacyjna). Bardzo trudno jej było zapomnieć i ruszyć naprzód. Także
przez to, że się nie odzywała i nie dzwoniła, Nicky zdawała się przyciągać niemal samych unikających mężczyzn, dla których ten brak
komunikacji był wygodny. Jednak sama Nicky była nieszczęśliwa.
Wreszcie, po naszych sugestiach, powiedziała wszystkim swoim
przyjaciołom, żeby rozejrzeli się dla niej za potencjalnymi partnerami, oraz zapisała się do kilku serwisów randkowych. Zaczęła spotykać dużo nowych ludzi, zwiększając tym samym swoje szanse na
spotkanie właściwego (o bezpiecznym stylu przywiązania) mężczyzny. Wielość randek i brak czasu, by wpaść w obsesję na punkcie
jednej osoby, doprowadziły do zmiany nastawienia Nicky. Podczas
gdy wcześniej każdego mężczyznę, którego poznała i polubiła
(a była wybredna), postrzegała jako swoją ostatnią szansę na szczęście, teraz zobaczyła, że tak naprawdę mężczyzn nadających się na
potencjalnych partnerów jest mnóstwo. Nie chcemy przez to powiedzieć, że nie doświadczyła żadnych zawodów; z niektórymi z tych
osób z tego czy z innego powodu spotkała się tylko raz. Jednak w jej
lękowych wzorcach myślenia dokonała się zmiana, która przeobraziła również jej sposób funkcjonowania w związku.
Teraz miała twarde dowody na to, że wielu mężczyzn uważa ją za atrakcyjną (nawet jeśli nie znalazła na razie idealnego partnera), przestała więc
interpretować nieudane randki jako dowód na to, że coś jest z nią głęboko
nie tak. Wzrosło zatem jej poczucie pewności siebie i to było widać.
Gdy ktoś, kim się interesowała, przestawać okazywać jej zainteresowanie
albo wykazywał zachowania unikające, łatwiej jej było po prostu przejść nad
tym do porządku dziennego i nie tracić na tę osobę zbyt wiele cennego
czasu. Nauczyła się mówić sobie: „On po prostu nie jest dla mnie odpowiedni, ale kolejny może być”.
Gdy spotykała kogoś, kto naprawdę jej się spodobał, mniej obsesyjnie o nim
myślała i nie uciekała się aż tak bardzo do zachowań protestacyjnych. Zniknęły (a przynajmniej znacznie złagodniały) jej nadwrażliwość i zachowania
asekurujące, które wcześniej sprawiały, że sama działała na swoją niekorzyść.
Po roku od rozpoczęcia swojego eksperymentu z randkami Nicky
poznała George’a, który okazał się ciepły, kochający i uwielbiał ją.
Pozwoliła sobie na otwarcie się i bezbronność wobec niego. Teraz
często żartuje, że „dziwnym zrządzeniem losu”, jak mówi (mimo że
wie, że czynnie temu losowi pomogła), ze wszystkich jej przyjaciół –
z których wielu było w związkach od czasów studiów – ona ostatecznie „wylądowała” w najszczęśliwszej i najbezpieczniejszej relacji.
5. Dawanie szansy osobom o bezpiecznym stylu
przywiązania
Ale filozofia obfitości traci swoją skuteczność, jeśli nie potrafisz rozpoznać właściwej osoby, gdy ją spotykasz. Gdy już zidentyfikujesz
kogoś jako człowieka o bezpiecznym stylu przywiązania, pamiętaj
nie podejmować impulsywnych decyzji na temat tego, czy jest on dla
ciebie odpowiedni czy nie. Przypomnij sobie, że może się zdarzyć,
że początkowo będziesz odczuwać znudzenie – ostatecznie twój
system przywiązania nie będzie reagował takim pobudzeniem. Daj
sobie czas. Jeśli jesteś osobą lękową, jest bardzo prawdopodobne,
że spokój w związku będziesz automatycznie interpretować jako
brak chemii. Niełatwo jest pozbyć się wieloletnich nawyków. Ale jeśli
chwilkę zaczekasz, możesz zacząć doceniać spokój swojego systemu przywiązania i wszystkie korzyści, jakie z niego płyną.
Uwaga na stereotypy związane z przywiązaniem
Dzieląc zachowania związane z przywiązaniem według płci, możemy wpaść
w częstą pułapkę zrównywania stylu unikającego z męskością. Badania
pokazują jednak, że jest wielu mężczyzn, którym do niego daleko – stosują
prostą komunikację, są kochający, okazują uczucia, nie wycofują się podczas
konfliktu, a ich partnerki stale mogą na nich liczyć (tzn. mogą się czuć bezpiecznie). Innym błędem jest kojarzenie lękowego stylu przywiązania z kobiecością, mimo że w rzeczywistości większość kobiet reprezentuje styl bezpieczny, jest za to mnóstwo mężczyzn o stylu lękowym. Warto jednak pamiętać, że są także kobiety, które wykazują cechy zdecydowanie unikające. Gdy
chodzi o przywiązanie i płeć, przede wszystkim warto mieć świadomość tego,
że większość społeczeństwa – zarówno kobiet, jak i mężczyzn – reprezentuje jednak styl bezpieczny.
NA ZAKOŃCZENIE
Kilka ostatnich uwag dla ciebie, lękowy czytelniku. To właśnie tobie
teoria więzi ma do zaoferowania najwięcej. To ty najbardziej cierpisz,
gdy dobierzesz sobie niewłaściwego partnera, który stale pobudza
twój system przywiązania. Jednak to także ty najwięcej możesz
zyskać na zrozumieniu działania systemu przywiązania i tego, jakie
relacje mogą cię uszczęśliwić a jakie zrobić z ciebie strzępek nerwów. Byliśmy świadkami tego, jak osobom takim jak ty udawało się
wygrać z samotnością i znaleźć towarzysza, którego szukali, korzystając z zasad, które wyłuszczyliśmy w tym rozdziale. Widzieliśmy
także osoby trwające wiele lat w związkach, które wydobywały z nich
to, co najgorsze, ale zrozumienie i wykorzystanie zasad teorii więzi
otworzyło w ich relacjach nowy, bezpieczniejszy rozdział.
6.
Trzymanie miłości na dystans – unikający styl przywiązania
SAMOTNY WĘDROWIEC
Większość z nas jest zafascynowana ludźmi, którzy wyruszają
w świat samotnie, bez zobowiązań i ograniczeń, bez poczucia, że
powinni brać pod uwagę czyjeś potrzeby albo się nimi zajmować. Od
wymyślonych postaci jak Forrest Gump po prawdziwych pionierów
jak Diane Fossey, tacy samotni wędrowcy często mają silne zasady
i motywacje ideologiczne.
W znanej książce Jona Krakauera Wszystko za życie Chris
McCandless, znakomity student i sportowiec, w wieku dwudziestu
kilku lat decyduje się zostawić swoje zwyczajne życie i wyrusza
przemierzać dzikie obszary Alaski. Podróżuje samotnie, mając do
swojej dyspozycji jedynie niezbędny sprzęt. Zamierza mieszkać
z dala od ludzi i radzić sobie bez niczyjej pomocy. Podczas swojej
podróży spotyka na swojej drodze osoby, które chcą, aby stał się
częścią ich życia: starszego mężczyznę, który chętnie by go usynowił, młodą dziewczynę, która się w nim zakochuje, i parę, która
zaprasza go, by z nimi zamieszkał. Chris jednak jest zdecydowany
radzić sobie sam.
Zanim dotrze do ostatecznego celu, Chris wdaje się w swoją ostatnią interakcję z człowiekiem o imieniu Gallien:
„Gallien zaproponował, że go podwiezie do Anchorage, kupi mu przyzwoity
sprzęt i odwiezie z powrotem tam, gdzie Alex będzie chciał pójść.
– Nie, dziękuję – odpowiedział. – Poradzę sobie z tym, co mam.
Gallien spytał, czy ma pozwolenie na polowanie.
– A do diabła – oburzył się. – Co to obchodzi rząd, czym ja się żywię.
Pieprzę ich głupie przepisy.
Kiedy Gallien zapytał jeszcze, czy jego rodzice – albo ktoś z przyjaciół –
wiedzą, co planuje, i czy ktoś podniesie alarm, jeśli nie wróci w umówionym
terminie, Alex odpowiedział spokojnie, że nie i że nie rozmawiał z nikim
z rodziny od dwóch lat.
– Jestem absolutnie przekonany – zapewnił Galliena – że nie przydarzy mi
się nic, z czym nie poradziłbym sobie sam”.
Po tym, jak rozstał się z Gallienem, Chris przekroczył zamarzniętą
rzekę i ruszył dalej w głęboką dzicz; wkrótce był już zupełnie odizolowany od zewnętrznego świata. Przez kilka miesięcy radził sobie
sam, zbierając pożywienie i polując. Jednak na wiosnę, gdy próbował wrócić, odkrył, że rzeka po deszczach i roztopach stała się
ogromna; jej prąd był tak silny, że Chris nie był w stanie przedostać
się z powrotem do cywilizacji. Nie mając innego wyboru, wrócił do
swojego obozu, gdzie ostatecznie zmarł. W ostatnich dniach życia,
zapisał w swoim dzienniku: „Szczęście jest tylko wtedy prawdziwe,
gdy możesz się nim z kimś dzielić”.
Osoby o unikającym stylu przywiązania postrzegamy często jako
samotnie podróżujących przez życie i relacje wędrowców. Podobnie
jak Chris, takie osoby idealizują samowystarczalność i pogardzają
zależnością. Jeśli masz unikający styl przywiązania, lekcja, którą
Chris ostatecznie pojął – że doświadczenia nabierają znaczenia
wówczas, gdy dzieli się je z innymi – jest kluczem także do twojego
szczęścia.
W tym rozdziale przyjrzymy się temu, jak ty, jako samotny wędrowiec, radzisz sobie z utrzymywaniem dystansu, nawet wówczas, gdy
jesteś z kimś, kogo kochasz. Pomożemy ci zrozumieć twoje zachowanie w związkach i to, w jaki sposób powstrzymuje cię ono od zna-
lezienia prawdziwego szczęścia. Jeśli natomiast należysz do pozostałych trzech czwartych populacji, możliwe, że znasz kogoś o unikającym stylu przywiązania albo kiedyś z kimś takim się zwiążesz. Ten
rozdział pomoże ci zrozumieć te osoby.
Przetrwanie nie zapewni ci miłości
Jesteśmy przekonani, że każdy ze stylów przywiązania ewoluował, aby
zwiększyć szanse na przetrwanie ludzi w różnych środowiskach. Ponieważ
przez całą historię ludzkości nasi przodkowie żyli przeważnie w blisko związanych grupach, w których wspólna praca była najlepszym możliwym sposobem na zapewnienie sobie i potomkom bezpiecznej przyszłości, najskuteczniejszy okazał się ostatecznie bezpieczny styl przywiązania. Aby jednak
zapewnić przetrwanie gatunku w różnych warunkach, konieczna była więcej
niż jedna strategia. W przypadku urodzonych w wyjątkowo trudnym czasie,
w którym wielu osobników ginęło z głodu, w wyniku chorób i katastrof naturalnych, ważniejsze od współpracy stały się inne umiejętności. W warunkach
ekstremalnych potrafiące zachować dystans i stawiające na samodzielność
jednostki okazały się skuteczniejsze w konkurowaniu o ograniczone zasoby,
więc pewna część populacji zaczęła się skłaniać ku unikającemu stylowi
przywiązania.
Niestety cecha sprzyjająca przetrwaniu ludzkiej rasy niekoniecznie okazuje
się korzystna dla samych unikających jednostek. Chris McCandless mógłby
nadal żyć, gdyby wykazał większą chęć współpracy z innymi. Badania
potwierdzają, że osoby o unikającym stylu przywiązania są zazwyczaj mniej
szczęśliwe i czerpią ze swoich związków mniej satysfakcji.
Dobra wiadomość jest taka, że wcale nie musi tak być. Nie musisz być niewolnikiem sił ewolucji. Nawet jeśli bliskość z innymi nie jest dla ciebie czymś
naturalnym, możesz się jej nauczyć i w ten sposób poprawić swoje szanse
na stworzenie satysfakcjonującego związku.
SOLO?
Ważne jest, żeby pamiętać, że unikający styl przywiązania zawsze
się jakoś manifestuje. W znacznym stopniu określa on to, czego się
spodziewasz po związku, jak interpretujesz romantyczne sytuacje
i jak zachowujesz się na randce albo wobec stałego partnera. Nie-
ważne, czy jesteś singlem, czy żyjesz w długotrwałym związku –
zawsze starasz się manewrować tak, żeby trzymać ludzi na dystans.
Susan, która reprezentuje unikający styl przywiązania, opisuje siebie jako wolnego ducha. Wiąże się z mężczyznami – czasem na
ponad rok – ale w końcu się nimi męczy i przechodzi do kolejnego
podboju; żartobliwie mówi, że zostawia za sobą ścieżkę złamanych
serc. Potrzeby uważa za słabości, a na ludzi, którzy zależą od swoich partnerów, patrzy z góry, z przekąsem określając takie związki
mianem „więzienia”.
Czy Susan i podobne jej osoby są po prostu pozbawione potrzeby
bliskości z drugim człowiekiem? A jeśli tak, to czy nie przeczy to podstawowemu założeniu teorii więzi o uniwersalności potrzeby fizycznej i emocjonalnej bliskości?
Nie są to pytania, na które łatwo znaleźć odpowiedź. Osoby
o stylu unikającym nie dają się łatwo przejrzeć; mają skłonność
raczej do tłumienia niż wyrażania emocji. Badania nad przywiązaniem rzucają jednak nieco światła na tę zagadkę. Stosując skomplikowane metody badawcze, udało się przeniknąć świadome motywacje osób reprezentujących styl unikający i zdobyć informacje, których
nigdy nie udałoby się uzyskać na drodze prostej komunikacji. Szczególnie wiele ujawniły następujące eksperymenty.
***
Sześć niezależnych badań pokazało, na ile kwestie związane z bliskością z drugim człowiekiem w ogóle są oczywiste dla osób o unikającym stylu przywiązania. Badanie polegało na mierzeniu czasu
potrzebnego danej osobie na zarejestrowanie szybko pojawiających
się na ekranie monitora słów. Opierało się ono na sprawdzonym
założeniu, że szybkość, z jaką zauważa się konkretne słowa, wskazuje na to, jak bardzo dany temat jest obecny w umyśle badanej
osoby. Badacze stwierdzili, że osoby unikające szybciej niż inni
badani podchwytują takie słowa jak „potrzeba” czy „nachalny”
w odniesieniu do tego, co postrzegają jako negatywną cechę zachowania swojego partnera, za to w odniesieniu do siebie wolniej rozpoznają takie słowa jak „rozstanie”, „walka” czy „strata”. Unikający mają
skłonność do myślenia negatywnie o swoich partnerach, postrzegając ich jako posiadających przesadzone potrzeby i nazbyt od nich
uzależnionych – jest to ich główny sposób patrzenia na związek
z drugą osobą; jednocześnie ignorują własne potrzeby i lęki
w związku. Innymi słowy – wydają się pogardzać innymi za to, że ci
posiadają potrzeby, na które oni sami są odporni. Ale czy naprawdę
są?
W drugiej części eksperymentu badacze rozproszyli uwagę osób
o unikającym stylu przywiązania, dając im do wykonania inne zadanie – jak rozwiązywanie zagadki albo odpowiadanie na inne pytanie
– nie przerywając jednocześnie testu na rejestrowanie słów. W tej
sytuacji „unikający” reagowali na wyrazy związane z ich lękami związanymi z przywiązaniem (jak „rozstanie”, „utrata”, „śmierć”) tak samo
szybko, jak inni ludzie. Skupiając się na innym zadaniu, zdawali się
tracić umiejętność tłumienia własnych uczuć i wówczas ujawniały się
ich prawdziwe uczucia i lęki związane z przywiązaniem.
Te eksperymenty pokazały, że nawet osoby o stylu unikającym
wyposażone są w cały związany z przywiązaniem mechanizm, co
oznacza, że podobnie jak inni obawiają się rozstania z bliską osobą.
Jednak te uczucia i emocje pojawiają się u nich jedynie wówczas,
gdy ich umysłowa energia jest potrzebna gdzie indziej i nie mogą jej
wykorzystywać, żeby aktywnie je tłumić.
Te badania pokazują tam także, że osoby o stylu unikającym ostatecznie nie są wcale takimi wolnymi ptakami; jest to jedynie ich
postawa obronna – ona sprawia, że wydają się wolni i niezależni.
W historii Susan warto zwrócić uwagę na to, jak pogardliwie wypowiada się ona o osobach, które zależą od swoich bliskich. Inne
badania pokazały, że w obliczu stresujących wydarzeń życiowych,
jak rozwód, narodziny poważnie niepełnosprawnego dziecka czy
trauma wojenna, struktury obronne osób o unikającym stylu przywiązania załamują się i wówczas zachowują się one jak osoby o stylu
lękowym.
RAZEM, ALE OSOBNO: KOMPROMIS, KTÓRY
NIE SATYSFAKCJONUJE NIKOGO
Zatem w jaki sposób osoby o unikającym stylu przywiązania tłumią
swoje związane z przywiązaniem potrzeby i utrzymują w związkach
dystans? Przyjrzyjmy się bliżej różnym technikom, z których korzystają – od codziennych strategii dezaktywacyjnych po ogólne przekonania.
Mike, 27 lat, od pięciu lat jest z osobą, która jego zdaniem nie jest dla niego
partnerem intelektualnym. Bardzo się kochają, ale Mike nie jest do końca
zadowolony z tego związku. Ma uporczywe uczucie, że czegoś mu brakuje
i że ktoś lepszy czeka na niego gdzieś za zakrętem.
Kaia, 31 lat, od dwóch lat mieszka z chłopakiem, ale nadal wspomina wolność, którą cieszyła się, gdy była sama. Zdaje się zupełnie zapominać
o tym, że w rzeczywistości czuła się wówczas bardzo samotna i przygnębiona.
Stavros, 40 lat, przystojny i uprzejmy przedsiębiorca; bardzo chciałby się już
ożenić i mieć dzieci. Dokładnie wie, jakiej osoby szuka na żonę. Musi być
młoda – nie więcej niż 28 lat – ładna, zorientowana na karierę i – niemniej
ważne – gotowa przeprowadzić się z nim do jego rodzinnego miasta w Grecji. Po ponad dziesięciu latach chodzenia na randki nadal nie znalazł odpowiedniej kandydatki.
Tom, 49 lat, od kilkudziesięciu lat żonaty z kobietą, którą kiedyś uwielbiał,
a teraz czuje się złapany w pułapkę i korzysta z każdej okazji, żeby zrobić
coś samemu – wyjeżdża na samotne wycieczki albo spotyka się ze swoimi
przyjaciółmi.
Wszystkie te osoby mają jedną cechę wspólną: unikający styl przywiązania. Nawet będąc w związku, czują w sobie głęboką samotność. Podczas gdy osoby o bezpiecznym stylu przywiązania z łatwością akceptują swoich partnerów z wszystkimi ich wadami i nie mają
problemu z zależnością od nich, jak również wierzą, że ludzie ci są
wyjątkowi i szczególni – dla osób o unikającym stylu przywiązania
takie nastawienie jest poważnym życiowym wyzwaniem. Jeśli jesteś
„unikający”, łączysz się z partnerem romantycznym, ale zawsze
zachowujesz pewien rodzaj umysłowego dystansu i zabezpieczasz
sobie drogę ucieczki. Poczucie bliskości i spełnienia z drugą osobą
– emocjonalny odpowiednik znalezienia domu – to stan, który trudno
ci utrzymać.
STRATEGIE DEZAKTYWACYJNE – TWÓJ
CODZIENNY ZESTAW NARZĘDZI, KTÓRYMI
DYSTANSUJESZ SIĘ OD PARTNERA
Mimo że Mike, Kaia, Stavros i Tom korzystają z różnych metod
dystansowania się od swoich partnerów, wszyscy używają tzw. strategii dezaktywacyjnych. Są to wszelkiego rodzaju zachowania lub
myśli, które wykorzystuje się do tłumienia poczucia bliskości. Strategie te uciszają nasz system przywiązania – biologiczny mechanizm
w naszym mózgu odpowiedzialny za pragnienie szukania bliskości
z wybranym partnerem. Pamiętasz eksperyment, w którym badacze
wykazali, że osoby o unikającym stylu przywiązania mają potrzebę
bliskości w relacji, ale podejmują zdecydowany wysiłek, żeby ją stłumić? Robią to, korzystając na co dzień ze strategii dezaktywacyjnych.
Przyjrzyj się dokładnie poniższej liście tych strategii. Im bardziej
z tych narzędzi korzystasz, tym bardziej czujesz się samotny i tym
mniej szczęśliwy jesteś we własnym związku.
Przykłady strategii dezaktywacyjnych
Mówienie (lub myślenie): „Nie jestem gotowy na to, żeby się zaangażować”, a równocześnie pozostawanie w związku mimo wszystko, czasem całe lata.
Skupianie się na małych niedoskonałościach partnera: sposobie, w jaki
mówi, ubiera się, je albo (wpisz dowolną inną cechę), i pozwalanie na
to, aby ta rzecz przesłoniła romantyczne uczucia do tej osoby.
Wspominanie byłej dziewczyny/byłego chłopaka – (mityczny
były/mityczna była – w dalszej części książki bliżej zajmiemy się tym
konkretnym problemem).
Flirtowanie z innymi – bolesny sposób na wprowadzenie do związku
niepewności.
Niemówienie „kocham cię”, a jednocześnie implikowanie, że coś się do
tej osoby czuje.
Odsuwanie się, gdy wszystko idzie dobrze (np. niedzwonienie przez
kilka dni po intymnej randce).
Tworzenie relacji o niemożliwej przyszłości, na przykład z osobą
będącą w związku małżeńskim.
Mentalne wyłączanie się, gdy twój partner do ciebie mówi.
Posiadanie swoich tajemnic i podtrzymywanie wątpliwości – aby zachować poczucie niezależności.
Unikanie fizycznej bliskości – na przykład niechęć do spania w jednym
łóżku, niechęć do seksu, nawyk chodzenia kilka kroków przed swoim
partnerem.
Jeśli jesteś osobą o unikającym stylu przywiązania, te niewielkie
codzienne strategie dezaktywacyjne to narzędzia, z których nieświadomie korzystasz, żeby upewnić się, że osoba, którą kochasz (albo
pokochasz), nie będzie ograniczać twojej autonomii. Ostatecznie
jednak stają one na drodze do twojego szczęścia!
Samo korzystanie ze strategii dezaktywacyjnych nie wystarcza,
żeby nie dopuszczać do siebie przywiązania. Stanowią one jedynie
wierzchołek góry lodowej. Gdy jesteś osobą o unikającym stylu przywiązania, twoim umysłem rządzą ogólne przekonania na temat
związków, których zadaniem jest tworzenie dystansu pomiędzy tobą
a twoim partnerem. Te same przekonania stoją na drodze do twojego szczęścia.
WZORCE MYŚLOWE, KTÓRE SPRAWIAJĄ, ŻE
CIERPISZ Z POWODU CHŁODU
Będąc osobą o unikającym stylu przywiązania, postrzegasz zachowanie swojego partnera inaczej niż inni ludzie, ale najczęściej jesteś
beztrosko nieświadomy tych niekonstruktywnych schematów myślowych.
Mylenie samodzielności z niezależnością
Joe, 29 lat: „Gdy byłem dzieckiem, ojciec stale mi powtarzał, że
mogę polegać tylko na sobie. Słyszałem to od niego tyle razy, że
słowa «Możesz liczyć tylko na siebie!» stały się moją mantrą. Dopóki
nie trafiłem na terapię, nigdy nie kwestionowałem ich prawdziwości.
– Związki? Kto ich potrzebuje? – powiedziałem mojemu terapeucie. – Po co mam tracić czas na kogoś, skoro i tak mogę liczyć tylko
na siebie?
Mój terapeuta otworzył mi oczy.
– Przecież to nonsens! – powiedział. – Oczywiście, że możesz
i powinieneś polegać na innych ludziach. Robisz to zresztą. Tak jak
my wszyscy.
To było jak olśnienie. Wiedziałem, że ma rację. Poczułem
ogromną ulgę, bo to obsesyjne przekonanie odcinało mnie od reszty
świata”.
Wiara Joego w samodzielność – i związane z nią doświadczenie
samotności – nie jest czymś wyjątkowym. Badania pokazują, że bardzo silnie wiąże się ona z niskim poziomem komfortu w bliskości
i intymności. Osoby o unikającym stylu przywiązania są przekonane,
że nikogo nie potrzebują i płacą za to przekonanie najniższymi wynikami na każdym poziomie bliskości w osobistych relacjach: mniej
chętnie otwierają się przed drugą osobą, gorzej czują się z bliskością
i mają mniejszą skłonność do szukania pomocy u innych.
Przykład Joego pokazuje, że silna wiara w samodzielność może
być bardziej ciężarem niż atutem. W relacjach emocjonalnych obniża
umiejętność zbliżenia się do drugiej osoby, dzielenia z nią intymnymi
informacjami, uzyskania poczucia harmonii z innym człowiekiem.
Wiele osób o unikającym stylu przywiązania myli samodzielność
z niezależnością. Mimo że dla każdego z nas umiejętność stania na
własnych nogach jest ważna, jeśli ją przeceniamy i pomniejszamy
znaczenie wsparcia, jakie otrzymujemy od innych ludzi, odcinamy
się od ważnego źródła życiowej energii.
Innym problemem związanym z wiarą w samodzielność jest to, że
łączy się ona ze znacznym skupieniem na sobie. Sprawia, że ignorujesz potrzeby partnera i koncentrujesz się jedynie na własnych,
pozbawiając zarówno siebie, jak i osobę, z którą jesteś, możliwości
przeżywania jednego z najbardziej satysfakcjonujących ludzkich
doświadczeń – czerpania radości z bycia częścią czegoś większego
niż ty sam.
„Czepianie się” szczegółów
„Czepianie się” szczegółów to kolejny wzorzec myślowy, którym trzymasz partnera na dystans. Wytłumaczymy to na przykładzie: Carole
była z Bobem już dziewięć miesięcy i czuła się coraz bardziej nieszczęśliwa. Miała poczucie, że z wielu powodów nie jest on dla niej
odpowiednim mężczyzną: nie dorastał do niej poziomem intelektualnym, brakowało mu obycia, źle się ubierał i na dodatek przesadnie
domagał się jej uwagi. Jednocześnie jednak była w nim delikatność,
jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyła od żadnego mężczyzny. Sprawiał, że czuła się bezpieczna i akceptowana, obdarowywał ją prezentami i miał nieskończenie wiele cierpliwości dla jej milczenia,
nastrojów i fochów. Niemniej Carole była zdecydowana, że musi go
zostawić. „Nigdy nam się nie uda” – powtarzała co chwilę. Wreszcie
z nim zerwała. Kilka miesięcy później była zaskoczona, jak trudno jej
żyć bez Boba. Czuła się samotna, przygnębiona, miała złamane
serce i poczucie, że utracony związek był najlepszym, w jakim kiedykolwiek była.
Doświadczenie Carole jest typowe dla osób o unikającym stylu
przywiązania. Jeśli chodzi o partnerów, mają one skłonność do
widzenia szklanki w połowie pustej, zamiast pełnej. W jednym
z badań Mario Mikulincer, dziekan uczelni New School of Psychology przy Interdisciplinary Center w Izraelu i jeden z wiodących
badaczy w dziedzinie teorii więzi u dorosłych, we współpracy z Victorem Florianem i Giladem Hirschbergerem z wydziału psychologii
Bar-Ilan University w Izraelu, poprosili pary o zapisywanie ich
codziennych doświadczeń w dzienniku. Okazało się, że osoby unikające oceniały swoich partnerów mniej pozytywnie niż osoby o innych
stylach przywiązania. Co więcej, robiły tak nawet w te dni, w których
to, co sami napisali o swoich partnerach wskazywało na to, iż
doświadczyli od nich wyjątkowo dużo wsparcia, ciepła i czułości.
Doktor Mikulincer wyjaśnia, że ten wzorzec zachowania jest wynikiem ogólnie lekceważącego stosunku tych osób do bliskości. Gdy
pojawia się coś, co zaprzecza temu podejściu – na przykład partner
zachowuje się w sposób naprawdę czuły i kochający – osoby unikajace mają skłonność do ignorowania takich zachowań, a przynajmniej pomniejszania ich wartości.
Gdy Carole i Bob byli razem, kobieta korzystała z wielu strategii
dezaktywacyjnych, skupiając się raczej na negatywnych cechach
Boba. Mimo że była świadoma jego mocnych stron, nie mogła przestać myśleć o tym, co postrzegała jako jego niezliczone wady.
Dopiero po zerwaniu, gdy nie czuła się już zagrożona wysokim
poziomem bliskości, jej defensywne strategie osłabły i doszło do
głosu ukryte uczucie przywiązania, które poniewczasie pozwoliło jej
właściwie ocenić zalety Boba.
UWAGA! CZYTAJ ZNAKI
Wyobraź sobie, że jesteś rodzicem, który zupełnie nie potrafi odczytywać sygnałów, jakie wysyła mu jego małe dziecko. Nie jesteś
w stanie domyślić się, kiedy twoje niemowlę jest głodne albo zmę-
czone, kiedy chce być przytulone, a kiedy lepiej zostawić je w spokoju, kiedy ma mokro, a kiedy jest chore. Jak trudne byłoby wasze
wspólne życie? Twoje dziecko musiałoby się starać znacznie bardziej niż inne dzieci, żeby otrzymać to, czego by od ciebie potrzebowało. Musiałoby po prostu znacznie więcej płakać.
Unikający styl przywiązania może często sprawiać, że czujesz się
właśnie jak taki rodzic. Dostrzeganie i rozumienie ogromnej liczby
werbalnych i niewerbalnych znaków, które podczas codziennych
interakcji otrzymujesz od swojego partnera nie jest twoją mocną
stroną. Problem polega na tym, że poza przykładaniem wielkiej wagi
do samodzielności, szkolisz się także w lekceważeniu uczuć najbliższej ci osoby. Zakładasz, że dbanie o nie nie jest twoim zadaniem,
że to ta osoba powinna sama zająć się swoim stanem emocjonalnym. Ten brak zrozumienia jest odpowiedzialny za to, że partnerzy
osób reprezentujących unikający styl przywiązania narzekają na
brak emocjonalnego wsparcia w związku oraz na zmniejszony
poziomu bliskości, ciepła i satysfakcji w związku.
Doktor Jeffry Simpson, profesor psychologii na University of Minnesota, bada to, jak styl przywiązania u osób dorosłych wpływa na
funkcjonowanie i dobrostan ich relacji miłosnych, zwłaszcza wówczas, gdy w związku dochodzi do stresujących sytuacji. Bada także
empatyczną skuteczność – warunki, w jakich ludzie potrafią lub nie
potrafią skutecznie oceniać uczucia swoich partnerów. We współpracy ze Stevem Rholesem z Texas Agricultural and Mechanical University przeprowadził eksperyment, którego celem była ocena tego,
czy osoby o różnych stylach przywiązania różnią się umiejętnościami
odczytywania myśli i uczuć partnerów podczas eksperymentu.
Uczestników, w obecności ich partnerów, proszono o ocenianie
atrakcyjności i seksapilu osób na zdjęciach, a następnie o ocenienie
reakcji partnerów na ten proces oceniania. Okazało się, że osoby
o unikającym stylu przywiązania wykazywały podczas eksperymentu
niższą skuteczność rejestrowania emocji swoich partnerów; często
interpretowały jako obojętną nawet silną reakcję na to, że uznali
kogoś za osobę bardzo atrakcyjną.
Swoją niesamowicie popularną książkę Mężczyźni są z Marsa,
kobiety z Wenus John Gray rozpoczyna opisem olśnienia, którego
doznał, i które skłoniło go do jej napisania. Kilka dni po tym, jak jego
żona Bonnie po bardzo trudnym porodzie wydała na świat ich córkę,
John wrócił do pracy (wyglądało na to, że Bonnie czuje się lepiej).
Gdy pod koniec dnia wrócił do domu, odkrył, że żonie skończyły się
tabletki przeciwbólowe, co oznaczało, że spędziła cały dzień w cierpieniu, zajmując się noworodkiem. Gdy zobaczył, jak bardzo jest
zdenerwowana, zinterpretował jej stan jako gniew i zaczął się bronić,
starając się dowieść swojej niewinności. Przecież nie wiedział, że
skończyły jej się leki. Dlaczego nie zadzwoniła? Po ostrej wymianie
zdań już miał wyjść w złości z domu, gdy Bonnie go zatrzymała:
„Proszę, zostań” – powiedziała. – „Właśnie w takiej chwili najbardziej
cię potrzebuję. Boli mnie. Nie spałam od kilku dni. Proszę, wysłuchaj
mnie”. Dopiero wtedy John podszedł do żony i nic nie mówiąc, przytulił ją. Później powiedział: „Tego dnia po raz pierwszy nie zostawiłem jej samej… W końcu dałem jej to, czego naprawdę potrzebowała”.
To wydarzenie – stres i odpowiedzialność związana z posiadaniem
w domu niemowlęcia oraz niezwykle skuteczny komunikat, jaki otrzymał od swojej żony – pomogły Johnowi aktywować bezpieczny styl
działania i zrozumieć, że jest odpowiedzialny za dobre samopoczucie żony i dbanie o nie jest jego świętym obowiązkiem. Było to dla
niego prawdziwe objawienie. Z kogoś, kto do tej pory zajęty był dbaniem o własne potrzeby i reagował defensywnie na wymagania i niezadowolenie swojej partnerki, udało mu się przejść do bardziej bezpiecznego sposobu myślenia. Jeśli jesteś osobą o unikającym stylu
przywiązania, nie jest to łatwe zadanie. Jeśli jednak pozwolisz sobie
otworzyć się na tyle, żeby naprawdę zobaczyć swojego partnera,
okaże się możliwe.
TĘSKNOTA ZA MITYCZNĄ BYŁĄ I SZUKANIE
TEGO JEDYNEGO
To dwa najbardziej skomplikowane mechanizmy, z jakich osoby
o unikającym stylu przywiązania korzystają, uprawiając autosabotaż
w miłości. Przekonując się, że tak naprawdę tęsknią za kimś ze swojej przeszłości albo że jeszcze nie spotkali tej właściwej osoby (ale
są blisko), osoby o unikającym stylu przywiązania zmniejszają swoje
szanse na miłość. Trzymanie się wyobrażenia idealnego partnera
jest jednym z najpotężniejszych możliwych narzędzi trzymania ludzi
na dystans – pozwala wierzyć, że problem leży nie w nas, tylko
w naszym partnerze; że to osoba, z którą jesteśmy, po prostu nie
jest dostatecznie dobra. Poza dystansem wprowadza również uczucie dezorientacji – gdy twój partner słyszy, jak bardzo tęsknisz za
kimś z przeszłości albo za idealną bratnią duszą, myśli, że brakuje ci
prawdziwej bliskości i ciepła, podczas gdy tobie chodzi o to, by od
nich uciec.
Mityczny były/mityczna była
Jedną z konsekwencji dewaluowania swoich uczuciowych związków
jest to, że często długo „budzisz się” po zakończeniu danej relacji,
nie pamiętając zupełnie tych negatywnych rzeczy, które tak cię
w partnerze irytowały. Myśląc tęsknie o swojej utraconej miłości,
zastanawiasz się wtedy, co właściwie poszło nie tak. Zjawisko to
nazwaliśmy „mitycznym byłym/mityczną byłą”.
Tak jak to miało miejsce w przypadku Carole, która ponownie
odkryła swoje uczucia do Boba dopiero, gdy już z nim zerwała,
osoba reprezentująca unikający styl przywiązania, nabrawszy fizycznego i czasowego dystansu od partnera, którym straciła zainteresowanie, przeżywa często niespodziewany nawrót miłości i podziwu do
niego. Z bezpiecznej odległości, gdy bliskość przestaje być zagrożeniem i nie trzeba już tłumić swoich prawdziwych uczuć, osoba unikająca dochodzi do wniosku, że związek, który należy już do przeszłości, był właściwie najlepszym, w jakim dotąd była. Oczywiście nie
potrafi już sobie przypomnieć, dlaczego właściwie myślała, że tak nie
jest, gdy związek trwał, i jakie znalazła powody do zerwania (albo
może dlaczego zachowywała się tak nieznośnie, że nie zostawiła
partnerowi wyboru innego niż odejście). Krótko mówiąc, teraz były
lub była stawiany jest na piedestale, a osoba unikająca składa odtąd
hołd utraconej na zawsze „miłości swojego życia”. Czasem próbuje
znów wskrzesić tę relację, rozpoczynając błędne koło zbliżania się
i wycofywania. Zdarza się jednak także, że nawet jeśli były nadal jest
w zasięgu ręki, osoba unikająca nie stara się wrócić (mimo że bez
przerwy o tej osobie myśli).
Ta fiksacja na byłym partnerze utrudnia wchodzenie w nowe
związki, ponieważ działa na zasadzie strategii dezaktywacyjnej,
powstrzymując cię od zbliżenia się do kogoś innego. Mimo że prawdopodobnie już nigdy nie będziesz ze swoim mitycznym byłym czy
byłą, sama świadomość, że ta osoba gdzieś jest, wystarcza, by inne
potencjalne miłości nie wytrzymywały porównania.
POTĘGA TEGO JEDYNEGO/TEJ JEDYNEJ
Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się zacząć spotykać z kimś, kto na
początku wydawał ci się fantastyczny, ale w miarę jak stawaliście się
sobie bliżsi, coraz bardziej przytłaczało cię uczucie, że ta osoba nie
jest jednak aż tak wspaniała? To się może zdarzyć nawet po wielu
randkach albo pojawić jako nagłe, intensywne uczucie chłodu; cały
czas wierzysz, że on lub ona jest tą wymarzoną osobą, a potem
nagle to wrażenie zupełnie znika. Zaczynasz zauważać, że partner
ma dziwny sposób jedzenia albo do szału doprowadza cię to, jak
wydmuchuje nos. Wreszcie, po początkowej euforii, czujesz, że się
dusisz i koniecznie musisz zrobić w tył. Nie zdajesz sobie jednak
sprawy z tego, że ten przypływ negatywnych emocji może być w rzeczywistości strategią dezaktywacyjną, którą nieświadomie uruchamiasz, żeby osłabić swoje potrzeby związane z przywiązaniem.
Nie chcąc spojrzeć w głąb siebie – i zakładając, że wszyscy mamy
taką samą umiejętność budowania bliskości – dochodzisz do wniosku, że to jednak nie jest prawdziwe zakochanie, i wycofujesz się.
Osoba, którą porzucasz, jest załamana i protestuje, ale to tylko
wzmacnia twoje przekonanie, że to nie ta. Zaczynasz więc spotykać
się z innymi, rozpoczynając w ten sposób błędne koło wiecznego
poszukiwania partnera, z którym „naturalnie” osiągniesz idealne
porozumienie.
JAK TO WSZYSTKO ZMIENIĆ?
Czytając ten rozdział, pewnie zaczynasz rozumieć, że bycie osobą
reprezentującą unikający styl przywiązania niewiele ma wspólnego
z niezależnością – jest to raczej ciągła walka, zmierzająca do nieustannego tłumienia silnego systemu przywiązania, wykorzystująca
do tego (również potężne) strategie dezaktywacyjne, które wymieniliśmy. Ze względu na siłę tych dezaktywacyjnych narzędzi, łatwo
dojść do wniosku, że opisane zachowania, myśli i przekonania są
niemożliwe do wyrugowania bądź zmiany. Nie jest to jednak prawda.
Problem polega jednak na tym, że osoby o unikającym stylu przywiązania zwykle zakładają, iż powody, dla których nie są w stanie znaleźć szczęścia w związku, nie mają z nimi nic wspólnego, że odpowiadają za to zewnętrzne okoliczności – spotykanie wyłącznie niewłaściwych osób, które nie są „tymi jedynymi” i które chcą unikających tylko „uwiązać”. Rzadko się zdarza, by osoba o unikającym
stylu przywiązania poszukała powodu swojego niezadowolenia
w sobie, a jeszcze rzadziej – żeby poszukała pomocy czy nawet
zgodziła się na szukanie pomocy pod wpływem sugestii partnera.
W tej sytuacji niestety jest mało prawdopodobne, by coś się w życiu
takiego człowieka zmieniło.
Zmiana sposobu myślenia może zostać wywołana trudnym okresem w życiu – bolesnym przeżywaniem samotności, przełomową
zmianą, poważnym wypadkiem. Dla tych, którzy sami pragną tej
zmiany, przygotowaliśmy osiem kroków, które pomogą im znaleźć
drogę do prawdziwej bliskości. Większość z nich wymaga przede
wszystkim większej świadomości siebie. Jednak zrozumienie schematów myślowych, które pozbawiają cię zdolności prawdziwego zbliżenia się do kogoś, to dopiero początek. Następnie trzeba jeszcze
zacząć rozpoznawać sytuacje, w których stosuje się te myśli i zachowania, a jeszcze później – podjąć wysiłek mający na celu ich
zmianę.
OSIEM RZECZY, KTÓRE MOŻESZ ZROBIĆ JUŻ DZIŚ, ŻEBY
PRZESTAĆ ODSUWAĆ OD SIEBIE MIŁOŚĆ
1. Naucz się rozpoznawać strategie dezaktywacyjne. Nie działaj impulsywnie. Gdy ktoś ci się podoba, ale potem nagle czujesz, że to nie jest osoba
dla ciebie, zatrzymaj się i pomyśl. Czy nie jest to czasem twój sposób na
osłabienie rodzącego się uczucia przywiązania? Może zwracanie uwagi na
te niewielkie niedoskonałości to tylko reakcja twojego stylu przywiązania,
który próbuje zmusić cię do zrobienia kroku w tył? Przypomnij sobie, że
obraz twojego partnera może być w takich sytuacjach skrzywiony i że
potrzebujesz bliskości, mimo że nie czujesz się z nią dobrze. Przypomnij
sobie, jak wspaniała ta osoba wydawała ci się na początku. Masz dużo do
stracenia, jeśli zdecydujesz się ją od siebie odepchnąć.
2. Zamiast podkreślać samodzielność, skup się na wzajemnym wsparciu.
Gdy twój partner poczuje, że ma w tobie bezpieczną opokę, na której może
polegać (i nie będzie mieć wrażenia, że musi się bardzo starać, by się do
ciebie zbliżyć), a ty nie będziesz odczuwać potrzeby dystansowania się od
niego, oboje będziecie mogli bardziej skupić się na świecie zewnętrznym
i realizacji swoich celów. To da ci więcej niezależności, a twój partner nie
będzie przesadnie nachalny. (Więcej na temat paradoksu zależności znajdziesz w rozdziale 2.).
3. Znajdź bezpiecznego partnera. Jak zobaczysz w rozdziale 7., osoby
o bezpiecznym stylu przywiązania sprawiają, że ich lękowi lub unikający
partnerzy również stają się bardziej „bezpieczni”. Ktoś o lękowym stylu przywiązania będzie tylko wzmagał u ciebie twoje unikające skłonności, co
może doprowadzić do powstania błędnego koła. Jeśli więc masz taką możliwość, zalecamy wybranie bezpiecznego partnera. Związek z taką osobą
będzie oznaczał mniej zachowań obronnych, szarpania się i cierpienia.
4. Miej świadomość, że masz skłonność do niewłaściwego interpretowania zachowań. Negatywne postrzeganie zachowania partnera i jego intencji
wprowadza w wasz związek złą atmosferę. Zmień ten schemat! Zauważaj
u siebie te skłonności, zwracaj uwagę na sytuacje, kiedy dochodzą do
głosu, i staraj się wówczas trzeźwiej je oceniać. Przypomnij sobie, że to jest
wybrana przez ciebie osoba, więc lepiej jednak założyć, że naprawdę leży
jej na sercu twoje dobro.
5. Zrób sobie listę tego, za co jesteś wdzięczny w swoim związku. Regularnie przypominaj sobie, że masz skłonności do negatywnego myślenia
o osobie, z którą jesteś. Dla kogoś reprezentującego unikający styl przywiązania to zupełne normalne, więc musisz świadomie skupiać się na pozytywach. Nie jest to łatwe zadanie, jesteś jednak w stanie się tego nauczyć
poprzez konsekwentną praktykę. Każdego wieczora poświęć chwilę na
przypomnienie sobie tego, co zdarzyło się w ciągu dnia. Przywołaj wówczas
przynajmniej jedną, nawet niewielką, rzecz, którą najbliższa ci osoba dla
ciebie zrobiła, i poczuj wdzięczność za to, że jest obecna w twoim życiu.
6. Rzuć mitycznego byłego/mityczną byłą. Gdy znów złapiesz się na idealizowaniu tej jedynej szczególnej osoby, zatrzymaj się i przypomnij sobie, że
ona nie jest już dla ciebie realną opcją. Przypomnij sobie własne krytyczne
podejście do tego związku z czasów, gdy jeszcze trwał, i swoją ówczesną
niechęć do głębszego zaangażowania się. W ten sposób przestaniesz
wykorzystywać wspomnienie o tej osobie jak strategię dezaktywacyjną
i skupisz się na kimś nowym.
7. Zapomnij o tym jedynym/tej jedynej. Nie kwestionujemy tego, że są na
świecie bratnie dusze. Wręcz przeciwnie, z całego serca wierzymy
w doświadczenie spotkania kogoś takiego. Jednak jesteśmy przy tym przekonani, że jest to proces, w którym trzeba aktywnie uczestniczyć. Nie czekaj, aż pojawi się ta jedyna osoba, która będzie w stanie spełnić wszystkie
wymagania z twojej listy, i nie oczekuj, że wówczas wszystko samo się
ułoży. Uczyń kogoś swoją bratnią duszą, wybierając tę osobę z tłumu,
pozwalając jej się do siebie zbliżyć (dzięki strategiom, które proponujemy
w tym rozdziale) i sprawiając, że stanie się szczególną częścią ciebie.
8. Zacznij korzystać ze strategii rozpraszania. Jako osobie reprezentującą
unikający system przywiązania łatwiej ci zbliżyć się do kogoś, gdy coś rozprasza przy tym twoją uwagę (przypomnij sobie opisany wcześniej eksperyment z zadaniem na rozproszenie uwagi). Skupienie się na czymś innym –
wspólna wycieczka w góry, żeglowanie czy przygotowywanie posiłku –
pozwolą ci się rozluźnić i otworzą cię na miłość. Wykorzystuj tę małą
sztuczkę, by wzmacniać bliskość, gdy spędzasz czas z ukochaną osobą.
7.
Bycie przyjemnie blisko – bezpieczny
styl przywiązania
P
isanie o osobach reprezentujących bezpieczny styl przywiązania
wydaje się nudnym zajęciem. Ostatecznie o czym tu pisać? Takie
osoby są stałe w uczuciach, można na nich polegać, nie próbują unikać bliskości ani nie wpadają w obsesję na temat swojego związku.
W ich relacjach uczuciowych mało jest dramatycznych wydarzeń
i emocji – żadnych gór i dolin, żadnych rozstań i powrotów, żadnych
huśtawek, które mogłyby stać się przedmiotem dyskusji. O czym
więc tu pisać?
Otóż naprawdę jest o czym. Im bardziej zgłębialiśmy temat przywiązania i tego, jak bezpieczna więź może zmienić czyjeś życie, tym
większy rodził się w nas podziw dla „bezpiecznych” tego świata, którzy potrafią odbierać fizyczne i emocjonalne sygnały swoich partnerów, i umiejętnie na nie reagować. Ich system uczuciowy nie rozbudza się przesadnie w obliczu zagrożenia (tak jak ma to miejsce
w przypadku osób lękowych), ale również zupełnie się nie zamyka
(jak to się dzieje u osób unikających). W tym rozdziale dowiesz się
więcej o bezpiecznych cechach przywiązania i o tym, co sprawia, że
są takie wyjątkowe. A jeśli sam należysz do grona osób reprezentujących ten styl przywiązania, znajdziesz tu także ostrzeżenie, bo
również ty możesz któregoś dnia znaleźć się w dysfunkcyjnym
związku, który będzie miał na ciebie szkodliwy wpływ.
EFEKT BEZPIECZNEGO BUFORU
Wielokrotnie już zostało dowiedzione, że tym, co najlepiej gwarantuje szczęście związku, jest bezpieczny styl przywiązania osób, które
ten związek tworzą. Badania pokazują, że osoby reprezentujące
bezpieczny styl przywiązania są bardziej niż inne zadowolone ze
swoich związków. Jednym z nich jest badanie, które Patrick Keelan
z University of Toronto przeprowadził w ramach swojej pracy doktorskiej. Wraz ze zmarłym już profesorem Kennethem Dionem i jego
wieloletnią współpracownicą i żoną, profesor psychologii Karen Dion
z tego samego uniwersytetu, przez cztery miesiące obserwowali
grupę ponad stu studentów, którzy z kimś się spotykali. Okazało się,
że osoby o stylu bezpiecznym wykazywały stale wysoki poziom
zaangażowania w związek, zaufania do partnera i ogólnego zadowolenia z relacji. U osób o pozabezpiecznych stylach przywiązania we
wszystkich tych trzech obszarach w tym samym okresie czterech
miesięcy zarejestrowano spadek tego poziomu.
Co się jednak dzieje, gdy dochodzi do interakcji między osobami
o bezpiecznym i pozabepiecznym stylu przywiązania? W osobnym
eksperymencie badacze poprosili obserwatorów o ocenienie relacji
w parze na podstawie zachodzących pomiędzy tworzącymi ją osobami interakcji. Nie jest zaskoczeniem, że pary bezpieczne, czyli te,
w których obie strony wykazują bezpieczny styl przywiązania, funkcjonują lepiej niż pary pozabezpiecznie, czyli takie, w których oboje
partnerzy są albo lękowi, albo unikający. Bardziej interesujące okazało się jednak coś innego: nie dało się zaobserwować większych
różnic pomiędzy funkcjonowaniem par bezpiecznych a par mieszanych, czyli takich, w których tylko jedna osoba reprezentowała bezpieczny styl przywiązania. W obu rodzajach związków dochodziło do
mniejszej liczby konfliktów, pary takie były też oceniane lepiej niż te,
w których obie strony wykazywały pozabezpieczny styl przywiązania.
Zatem osoby o bezpiecznym stylu przywiązania nie tylko same
lepiej się czują w związkach, ale też potrafią wytworzyć efekt bezpiecznego buforu, podnosząc zarówno poziom satysfakcji u swoich
pozabezpiecznych partnerów, jak i ich umiejętności funkcjonowania
w związku do własnego, wysokiego poziomu. To bardzo ważne
odkrycie. Oznacza ono, że bycie z osobą o bezpiecznym stylu przywiązania zmienia twój styl na bardziej bezpieczny.
CZY TO MAGIA?
Co takiego jest w ludziach o bezpiecznym stylu przywiązania, co
tworzy w ich związkach ten magiczny efekt? Czy „bezpieczni” to
zawsze te najbardziej przyjazne, najbardziej lubiane i najbardziej
towarzyskie osoby? Czy da się je rozpoznać w oparciu o urok, opanowanie albo pewność siebie? Odpowiedź na wszystkie te pytania
brzmi „nie”. Tak jak w przypadku pozostałych stylów przywiązania,
„bezpieczni” nie wyróżniają się spośród innych ani cechami osobowości, ani cechami fizycznymi. Osoby o stylu bezpiecznym pasują
niemal do każdego opisu spektrum osobowości.
Aaron, 30 lat, inżynier chemii: jest introwertykiem i bardzo nie lubi spotkań
towarzyskich. Większość wolnego czasu spędza na pracy albo czytaniu, ze
swoimi braćmi lub rodzicami; trudno mu nawiązywać nowe relacje. Swoje
pierwsze doświadczenie seksualne zdobył dwa lata temu.
Brenda, 27 lat, producentka filmowa: jest duszą towarzystwa, zna wszystkich i zawsze jest tam, gdzie coś się dzieje. Miała jeden poważny związek –
od 18 do 24 roku życia; od tamtego czasu z nikim nie była na dłużej, ale
umawia się na randki.
Gregory, 50 lat, inżynier elektryk i rozwiedziony ojciec dwojga dzieci: bardzo
otwarty i łatwy we współżyciu. Nadal liże rany po nieudanym małżeństwie
i szuka drugiej żony.
„Bezpieczni” mogą być najróżniejsi. Wyróżnia ich jednak zestaw
cech, który trudno zauważyć na pierwszy rzut oka. Janet, 41 lat, osobiście doświadczyła, na czym to polega.
Przytłoczona ilością pracy, którą zostawiła nieskończoną przed
weekendem, Janet obudziła się w poniedziałkowy poranek w stanie
przerażenia. Była przekonana, że nie ma sposobu, żeby zdołała
przedrzeć się przez wielką stertę papierów na jej biurku, co sprawiła,
że poczuła się niekompetentna. Odwróciła się do swojego męża,
Stana, który leżał w łóżku obok niej, i – ni z tego, ni z owego –
powiedziała mu, jak bardzo jest rozczarowana jego rozwojem zawodowym i jak bardzo się martwi, że on sobie nie radzi. Stan był zaskoczony atakiem Janet, ale zareagował na niego spokojnie.
– Rozumiem, że jesteś zestresowana, i być może, gdybym ja też
się zestresował, byłaby to dla ciebie jakaś pociecha, ale jeśli próbujesz mnie w ten sposób zachęcić do wydajniejszej pracy – co przecież często robisz – to nie jest to najlepszy sposób.
Janet oniemiała. Wiedziała, że jej mąż ma rację – że swoim atakiem na niego wyraziła jedynie własne lęki. Widząc, że żona jest bliska płaczu, Stan zaoferował, że odwiezie ją do pracy. W samochodzie przeprosiła go i powiedziała, że tak naprawdę wcale nie myśli
tego, co powiedziała, ale była w tamtej chwili tak przerażona, że
zareagowała okropnie.
Wtedy właśnie zrozumiała, jak cudownie wspierającym mężem
jest Stan. Gdyby to on ją znienacka zaatakował, odpowiedziałaby
mu tym samym i rozpętała wojnę. Nie znalazłaby w sobie na tyle
opanowania, żeby zrozumieć, o co naprawdę chodzi. Radząc sobie
z tą sytuacją w konstruktywny sposób, Stan wykazał się prawdziwie
niezwykłą umiejętnością emocjonalną, a jego żona pomyślała sobie,
że musi zapamiętać, jak dobrze jest dostać od kogoś tyle zrozumienia i wsparcia, i czasem również zrobić mężowi taki prezent.
CO DOBREGO PŁYNIE Z NIEDOSTRZEGANIA
ZAGROŻENIA
Ludzie reprezentujący bezpieczny styl przywiązania, tacy jak Stan,
charakteryzują się bardzo prawdziwą, ale z zewnątrz niedostrzegalną cechą – są zaprogramowani tak, że oczekują od swoich parterów miłości i wrażliwości, i nie martwią się zbytnio, że mogliby stracić
ich uczucie. Czują się świetnie w bliskich, ciepłych relacjach oraz
mają niezwykłą umiejętność komunikowania swoich potrzeb i reagowania na potrzeby partnerów.
Przeprowadzono całą serię badań, których zadaniem było dotarcie
do podświadomych warstw w umysłach uczestników (mierząc, tak
jak to opisaliśmy w rozdziale 6., ile czasu zajmuje im zarejestrowanie
szybko pojawiających się na monitorze słów), aby porównać reakcje
osób o lękowym, unikającym i bezpiecznym stylu przywiązania. Eksperymenty pokazały, że osoby o bezpiecznym stylu przywiązania
mają łatwiejszy dostęp do tematów takich jak miłość, przytulanie, bliskość, słabiej natomiast rejestrują słowa związane z zagrożeniem,
stratą czy rozstaniem. Te negatywne tematy nie docierały zbyt
szybko do ich świadomości. Niemniej, w przeciwieństwie do „unikających”, którzy nie reagowali na te słowa w podstawowej wersji
badania, ale reagowali na nie, gdy ich uwaga była rozproszona
innym zadaniem, „bezpieczni” zdawali się przymykać oczy na te
tematy nawet w stanie rozproszenia. W przeciwieństwie do osób
o unikającym stylu przywiązania, „bezpieczni” nie poddają się zagrażającym myślom związanym z ich związkiem, nawet gdy są zajęci
czymś innym. Oznacza to, że nie muszą wykonywać żadnego
wysiłku, żeby tego typu myśli tłumić: oni naprawdę nie mają takich
zmartwień – nieważne, czy dzieje się to świadomie czy nie! Co więcej, poproszeni w badaniu o myślenie o rozstaniu, porzuceniu czy
stracie, potrafili dopuścić do siebie te tematy i w efekcie wykazywali
większe zdenerwowanie (co potwierdzały testy mierzące poziom
potu na skórze). Niesamowite było jednak to, że gdy tylko poproszono ich, by przestali o tym myśleć, bardzo szybko się uspokajali.
Wydaje się zatem, że to, co dla jednych może być ciężką pracą –
utrzymanie równowagi w sytuacji zagrożenia – osobom reprezentującym bezpieczny styl przywiązania przychodzi bez trudu. „Bezpieczni” po prostu nie są tak wrażliwi na negatywne bodźce płynące
ze świata.
Fakt ten ma wpływ na każdy aspekt ich relacji uczuciowych. Takie
osoby:
świetnie radzą sobie z konfliktami; podczas kłótni nie mają potrzeby, żeby
się intensywnie bronić ani żeby ranić lub karać drugą osobę, dzięki czemu
zapobiegają eskalacji;
są elastyczne i nie boją się krytyki; są skłonne do przemyślenia swojego
postępowania, a gdy to koniecznie – do zmiany poglądów i strategii;
potrafią się skutecznie komunikować; oczekują, że inni będą wobec nich
wyrozumiali i wrażliwi, więc naturalnie przychodzi im wyrażanie swoich
uczuć w swobodny i szczery sposób;
nie stosują „gierek”; pragną bliskości i wierzą w to, że inni pragną tego
samego, więc po co udawać, że nie?
dobrze się czują z bliskością i nie martwią się stawianiem granic; szukają bliskości i nie boją się, że zostaną w coś „wplątani”; ponieważ nie przytłacza ich lęk, że mogliby zostać upokorzeni (czego boją się osoby lękowe),
ani nie mają potrzeby dezaktywowania uczuć (jak to robią osoby unikające),
łatwo im cieszyć się – tak fizyczną, jak i emocjonalną – bliskością;
szybko wybaczają; zakładają, że ich partner ma dobre intencje i dlatego
stosunkowo łatwo przychodzi im wybaczyć, gdy ta osoba jakoś ich zrani;
mają skłonność do postrzegania seksu i emocjonalnej bliskości jako
czegoś, co idzie w parze; nie potrzebują tworzyć dystansu, oddzielając
jedno od drugiego (w sensie bycia blisko albo emocjonalnie, albo cieleśnie,
ale już nie jedno i drugie naraz);
traktują swoich bliskich po królewsku; gdy już staniesz się częścią ich
wewnętrznego kręgu, traktują cię z miłością i szacunkiem;
wierzą, że potrafią ulepszać swój związek; a ponieważ są pewni swoich
pozytywnych przekonań na własny temat i na temat innych, założenie to jest
jak najbardziej logiczne;
czują się odpowiedzialni za dobre samopoczucie swojego partnera;
oczekują, że inni będą wobec nich wrażliwi i kochający, więc sami również
wykazują wrażliwość wobec ich potrzeb.
Wiele osób, które żyją z pozabezpiecznymi partnerami, nie potrafi
nawet sobie wyobrazić, jak zupełnie inne jest życie z kimś o bezpiecznym stylu przywiązania. Po pierwsze, tacy ludzie nie wchodzą
w coś, co terapeuci często określają mianem „związkowego tańca”,
w którym gdy jedna osoba się zbliża, druga się wycofuje, że utrzymać pewien stały dystans w relacji. Zamiast takiego tańca związek
z człowiekiem o bezpiecznym stylu przywiązania oferuje poczucie
stale zwiększającej się bliskości i ciepła. Po drugie, takie osoby
potrafią w sposób wrażliwy i empatyczny – a przede wszystkim
spójny – rozmawiać o swoich emocjach. I na koniec, bezpieczny
partner otacza tego, z kim jest w związku, ochronną tarczą, sprawiającą, że mierzenie się z zewnętrznym światem staje się prostsze.
Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wartościowe są to
cechy, dopóki ich nam nie zabraknie. Nie przypadkiem tymi, którzy
najlepiej potrafią docenić bezpieczne związki, są osoby, które
doświadczyły życia w związku zarówno z pozabezpiecznym, jak
i bezpiecznym partnerem. Takie osoby mogłyby ci powiedzieć, że te
dwa typy relacji różnią się od siebie jak dzień od nocy, ale bez wiedzy z dziedziny teorii więzi nie byłyby w stanie wyjaśnić, na czym ta
różnica polega.
SKĄD TEN TALENT
Czy osoby o bezpiecznym stylu przywiązania rodzą się z tą wyjątkową zdolnością, czy jest ona raczej wyuczona? John Bowley uważał, że style przywiązania wynikają z życiowego doświadczenia –
zwłaszcza z charakteru naszych interakcji z rodzicami w dzieciństwie. Aby u człowieka wykształcił się bezpieczny styl przywiązania,
jego rodzice muszą być wrażliwi i reagować na potrzeby dziecka –
wówczas uczy się ono, że może polegać na swoich najbliższych,
i nabiera pewności, że będą przy nim, kiedykolwiek będzie ich
potrzebować. Bowley twierdził także, że ta pewność nie kończy się
na dzieciństwie – taka osoba wchodzi z nią w dorosłość i w przyszłe
relacje z uczuciowymi partnerami.
Czy istnieją dowody na poparcie tego założenia? W 2000 roku
Leslie Atkinson, który na Reynolds University w Toronto zajmuje się
tematyką rozwoju dzieci, we współpracy z kilkoma innymi kolegami
przeprowadził metaanalizę czterdziestu jeden wcześniejszych
badań. W sumie przeanalizowali wówczas ponad dwa tysiące par
dziecko–rodzic, aby ocenić powiązanie pomiędzy wrażliwością
rodzica a stylem przywiązania u dziecka. Wyniki pokazały słabe, ale
znaczące powiązanie – dzieci matek, które z wrażliwością odnosiły
się do ich potrzeb, miały większą szansę na bezpieczny styl przywiązania. Jednak słabość tego powiązania oznacza, że poza kwestiami
metodologicznymi może być znacznie więcej zmiennych, które
odgrywają rolę w kształtowaniu się stylu przywiązania u najmłodszych. Pośród czynników, które mogą zwiększać ich szansę na styl
bezpieczny można wymienić na przykład łagodny charakter (który
sprawia, że rodzicom łatwiej jest pozytywnie reagować na potrzeby
dziecka), dobre warunki życia matki – wysoki poziom zadowolenia
z małżeństwa, niski poziom stresu czy przygnębienia, wsparcie społeczne – i mniej godzin spędzonych z opiekunem niebędącym rodzicem.
Aby jeszcze bardziej skomplikować tę kwestię, w ostatnich latach
coraz większą popularność w świecie nauki zyskuje przekonanie, że
posiadamy pewne genetyczne predyspozycje w kierunku konkretnych stylów przywiązania. Przeprowadza się na przykład badania
sprawdzające, czy konkretny wariant genu współwystępuje częściej
z jakąś konkretną cechą. Omri Gillath z University of Kansas i jego
kolega Davis z University of California, odkryli, że konkretny wzór
alelli receptora dopaminy DRD2 jest charakterystyczny dla osób
o lękowym stylu przywiązania, podczas gdy wariant receptora serotoniny 5-HT1A jest charakterystyczny dla stylu unikającego. Wiadomo skądinąd, że te dwa geny odgrywają pewną rolę w działaniu
mózgu, w tym w jego obszarze odpowiedzialnym za emocje,
nagrodę, uwagę i co ważne – także zachowania społeczne i wiązanie się w pary. Autorzy tłumaczą, że „pozabezpieczne style przywiązania można częściowo przypisać konkretnym genom, ale nadal istnieją znaczące indywidualne różnice, których wyjaśnienia należy
szukać w istnieniu innych genów lub w oddziaływaniu doświadczeń
społecznych”. Geny mogą mieć zatem istotny wpływ na styl przywiązania.
Jednak nawet jeżeli pozostawaliśmy w dzieciństwie w bezpiecznych relacjach, czy nasz bezpieczny styl przywiązania przetrwa do
dorosłości? Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, badacze zajmujący się tym zagadnieniem ponownie przebadali osoby, które były
dziećmi w latach 1970. i 1980., a w momencie ponownego badania
miały około dwudziestu lat. Czy mężczyźni i kobiety, którzy we wczesnym dzieciństwie ocenieni zostali jako reprezentujący bezpieczny
styl przywiązania, pozostają tacy w dorosłości? Odpowiedź okazała
się niejednoznaczna: przytoczone badania nie wykazały istnienia
korelacji pomiędzy bezpiecznym stylem przywiązania w dzieciństwie
i w dorosłości, ale dwa inne pokazały statystycznie znaczące powiązanie. Należy więc założyć, że nawet jeśli zachodzi korelacja pomię-
dzy stylem przywiązania w dzieciństwie a stylem przywiązania
w dorosłości, jest ona w najlepszym przypadku niewielka.
Skąd się zatem bierze bezpieczny styl przywiązania? Kolejne
badania w tej dziedzinie dostarczają nam coraz to większej liczby
dowodów na to, że nie ma on jednego źródła. Twierdzenie, że wrażliwy i wspierający rodzic zawsze wychowa dziecko o bezpiecznym
stylu przywiązania, jest zbyt proste; wydaje się raczej, że w grę
wchodzi tu cała mozaika czynników, które razem prowadzą do
powstania tego schematu: nasze wczesne relacje z rodzicami, geny,
a także coś jeszcze – nasze romantyczne doświadczenia w dorosłości. Średnio 70–75% dorosłych na różnych etapach swojego życia
pozostaje konsekwentnie w tej samej kategorii pod względem stylu
przywiązania, podczas gdy pozostałe 25–30% procent zmienia go
w ciągu swojego życia.
Badacze przypisują te zmiany romantycznym doświadczeniom
w dorosłości, które są tak potężne, że wywracają do góry nogami
nasze najbardziej podstawowe przekonania i założenia na temat bliskości. Ta zmiana może niestety dokonać się w obu kierunkach –
osoby reprezentujące bezpieczny styl przywiązania mogą się stać
mniej „bezpieczne”, a osoby, u których punktem wyjściowym był
pozabezpieczny styl przywiązania, mogą go zmienić na bardziej bezpieczny. Dla osób lękowych lub unikających ta informacja jest szczególnie istotna, bo może się okazać kluczem do ich szczęścia w miłości. Natomiast osoby bezpieczne powinny ją potraktować jako
ostrzeżenie, bo mają wiele do stracenia, jeśli ich styl przywiązania
ulegnie transformacji.
Co składa się na bezpieczny styl przywiązania – tworzenie
bezpiecznej bazy dla ukochanej osoby
Jak sobie pewnie przypominasz, jedną z najważniejszych ról, jakie odgrywamy w życiu naszych partnerów jest dostarczanie im bezpiecznej bazy:
tworzenie warunków, w których mogą się rozwijać zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i pewnie funkcjonować w świecie. W badaniu, którego wyniki
opublikowane zostały w 2010 roku, Brooke Feeney i Roxanne Thrush z Carnegie Mellon University odkryły, że za tym szerokim terminem kryją się trzy
zachowania:
Dostępność: okazuj swojemu partnerowi wrażliwość, gdy tego potrzebuje; bądź dla niego oparciem; od czasu do czasu spytaj, jak się czuje,
i pociesz, jeśli coś jest nie tak.
Brak niepotrzebnej ingerencji: wsparcie, którego się tu od ciebie oczekuje, to wsparcie zakulisowe; pomagaj w taki sposób, żeby nie odbierać
partnerowi inicjatywy i poczucia siły; pozwól mu robić, co chce, nie próbując przejmować sytuacji; nie stosuj mikrozarządzania, nie podważaj
pewności siebie partnera i nie poddawaj w wątpliwość jego zdolności.
Akceptacja i zachęta: akceptuj osobiste i rozwojowe cele twojego partnera i zachęcaj go do ich realizacji; wspieraj jego poczucie własnej wartości.
TO NIE JA, TO TY – WYBIERANIE PARTNERA
Jeśli jesteś osobą reprezentującą bezpieczny styl przywiązania,
wiesz, w jaki sposób unikać problemów, które sprawiają trudności
osobom o stylach pozabezpiecznych. Ty w naturalny sposób zwracasz się ku ludziom, którzy potrafią cię uszczęśliwić. W przeciwieństwie do osób o stylu lękowym nie pozwalasz, by twoją uwagę rozproszył pobudzony system przywiązania, dzięki czemu nie uzależniasz się od wzlotów i upadków, jakie oferują ci, którzy wiecznie każą
innym zgadywać, co właściwie do nich czują. Inaczej niż osoby
o unikającym stylu przywiązania, nie dajesz cię porwać fałszywym
fantazjom, że gdzieś tam czeka na ciebie twój ideał, ani nie wzdychasz tęsknie do mitycznego byłego czy mitycznej byłej. Nie stosu-
jesz też podświadomie strategii dezaktywacyjnych i nie wycofujesz
się, gdy ktoś znajdzie się zbyt blisko.
Ponieważ jesteś osobą reprezentującą bezpieczny styl przywiązania, w twoim przypadku jest dokładnie odwrotnie – wierzysz, że
masz szansę na wielu otwartych na bliskość i ciepło potencjalnych
partnerów, którzy będą potrafili zaspokoić twoje potrzeby. Wiesz, że
zawsze zasługujesz na miłość i szacunek; jesteś zaprogramowany,
by tego oczekiwać. Jeśli ktoś wysyła sygnały, które nie są kompatybilne z tymi oczekiwaniami – są niekonsekwentne albo unikające –
automatycznie tracisz zainteresowanie. Tanya, 28 lat, kobieta o bezpiecznym stylu przywiązania, ujęła to następująco:
„Spałam w życiu z jedenastoma mężczyznami i wszyscy chcieli
wejść ze mną w poważny związek. Wydaje mi się, że to jest sygnał,
który od razu wysyłam. Wiem, że przekazuję informację, że jestem
osobą, którą warto poznać nie tylko w łóżku; że jeśli zostaną, odkryją
prawdziwy skarb.
Mężczyźni, którymi się interesuję, nie stosują żadnych gierek – to
jest dla mnie bardzo ważne. Dzwonią natychmiast następnego
ranka, najpóźniej wieczora. Ja w zamian od początku otwarcie okazuję im moje zainteresowanie. W życiu spotkałam się tylko z dwoma
mężczyznami, którzy odczekali dwa dni, zanim zadzwonili. Od razu
ich skreśliłam”.
Zwróć uwagę, że Tanya w ogóle nie traci czasu na mężczyzn, których postrzega jako w niedostatecznym stopniu odpowiadających na
jej potrzeby. Niektórym jej decyzje mogą się wydawać nazbyt
pośpieszne, ale osobom reprezentującym bezpieczny styl przywiązania takie zachowanie przychodzi naturalnie. Badania w omawianej
dziedzinie potwierdziły, że osoby o bardziej bezpiecznym stylu rzeczywiście mają mniejszą skłonność do „gierek”. Tanya intuicyjnie
wyczuwa, jacy partnerzy nie są dla niej odpowiedni. Ktoś, kto
zaczyna uciekać się do „gierek”, zrywa pewną niepisaną umowę.
W podejściu Tanyi ważne jest to, że dziewczyna zakłada, iż jeśli
partner traktuje ją w sposób pozbawiony szacunku, to jest to informacja dotycząca jego braku wrażliwości, a nie jej wartości. Nie ma
także zbyt wielu negatywnych uczuć w stosunku do tych dwóch mężczyzn, o których wspomina. Dla niej te historie nie stanowią żadnego
problemu – instynktownie przechodzi nad nimi do porządku dziennego. Jest to zupełnie inny rodzaj podejścia niż to, które prezentują
osoby lękowe. Osoba lękowa założyłaby zapewne, że nieprzyjemne
dla niej zachowanie partnera jest jej winą, i zaczęła szukać problemu
w swoim postępowaniu: „Pewnie byłam zbyt nachalna”, „Powinnam
go była zaprosić na górę”, „To było idiotyczne z mojej strony, że
zapytałam o jego byłą”, a później dałaby niewłaściwemu człowiekowi
drugą, trzecią czy nawet czwartą szansę.
W przypadku Tanyi to, czego dowiedziała się na temat wspomnianych dwóch mężczyzn, wystarczyło, by podjąć decyzję, żeby nie
angażować się w relacje z osobami niezdolnymi do zaspokojenia jej
potrzeb emocjonalnych. Czasem jednak pojawiają się wątpliwości
i wówczas osoby o bezpiecznym stylu przywiązania sięgają po skuteczną komunikację – po prostu ujawniają swoje uczucia i patrzą, jak
potencjalny partner zareaguje. Jeśli osoba bezpieczna spotka się
z prawdziwym zainteresowaniem jej dobrem i chęcią znalezienia
kompromisu, wówczas da takiej relacji szansę. Jeśli nie, nie będzie
walczyć, zakładając, że sytuacja nie jest tego warta (patrz rozdział
11.).
Bezpieczny sposób na znalezienie właściwego partnera
Zasady szukania właściwego partnera, jakie promujemy w tej książce, to
zasady intuicyjnie stosowane przez osoby o bezpiecznym stylu przywiązania.
Należą do nich:
zauważanie „dymiących pistoletów” bardzo wcześnie i postrzeganie ich
jako zerwanie niepisanej umowy;
skuteczne komunikowanie swoich potrzeb od pierwszej chwili;
przeświadczenie, że jest wielu (tak, wielu!) potencjalnych partnerów,
którzy mogą cię uszczęśliwić;
niebranie na siebie winy za nieprzyjemne zachowanie drugiej osoby;
w obliczu prób zranienia lub choćby lekceważenia ich uczuć, osoby
o bezpiecznym stylu przywiązania zakładają, że takie zachowanie
świadczy negatywnie o tym, kto się go dopuszcza, a nie o nich samych;
oczekiwanie, że będzie się traktowanym z szacunkiem, godnością
i miłością.
CZY TO OZNACZA, ŻE OSOBY O BEZPIECZNYM
STYLU PRZYWIĄZANIA SĄ ODPORNE NA
PROBLEMY SERCOWE?
Osoby reprezentujące bezpieczny styl przywiązania nie zawsze trafiają na siebie nawzajem – spotykają i wiążą się z ludźmi o różnych
stylach przywiązania. Dobre wieści są takie, że osoby bezpieczne
potrafią potencjalnie dobrze funkcjonować w związku z osobami
lękowymi czy unikającymi, ale tylko wówczas, gdy są wstanie utrzymać w tym związku swoje bezpieczne podejście. Pamiętaj: jeśli
jesteś osobą o stylu bezpiecznym, ale czujesz, że w jakiejś relacji to
się zmienia, pozwalasz, by zabierano ci bezcenny dar, a także skazujesz się na mniejsze szczęście i zadowolenie.
Jeśli jesteś „bezpieczny”, jednym z powodów, dla których jesteś
w stanie utrzymać satysfakcjonującą relację z kimś, kto reprezentuje
styl pozabezpieczny, jest to, że osoba ta stopniowo, pod twoim wpływem, również „przechodzi na bezpieczną stronę”. Najczęściej
dochodzi do tego w relacji z kimś lękowym. Jedną z rzeczy, które
Mary Ainsworth zaobserwowała w relacji dziecko–matka, był wyjątkowy charakter bezpiecznych matek. Nie chodziło o to, że troskliwiej
opiekowały się swoimi dziećmi albo przytulały je częściej niż matki
dzieci o stylach lękowych czy unikających. One zdawały się posiadać jakiś szósty zmysł, który podpowiadał im, kiedy dziecko chciało
być przytulone; potrafiły wyczuć zmieniający się nastrój potomka
i zadziałać, zanim zmienił się w pełnowymiarową aferę. A jeśli
dziecko już wpadało w zły nastrój, w jakiś sposób wiedziały, jak je
uspokoić.
Podobne zjawisko daje się jednak zaobserwować także u dorosłych par. Bezpieczni dorośli w naturalny sposób wiedzą, jak uspokoić swoich partnerów i okazują im troskę – to wrodzony talent. Daje
się to zauważyć, gdy para zostaje rodzicami. Jeffrey Simpson z University of Minnesota i Steven Rholes z Texas A&M University –
współredaktorzy książki Attachment Theory and Close Relationships
(Teoria przywiązania i bliskich relacji), wspólnie z Lorne Campbell
i Carol Wilson – odkryli, że w momencie wejścia w rodzicielstwo
kobiety o lękowym stylu przywiązania częściej rozwijały styl bezpieczny w swoich interakcjach z partnerem, jeśli podczas ciąży
doświadczyły jego dostępności, wsparcia i akceptacji, czyli cech dla
tegoż stylu charakterystycznych. Innymi słowy, wrażliwość i zachęta
ze strony bezpiecznych dorosłych wpływają na ich partnerów tak
samo, jak zachowanie bezpiecznych matek wpływa na ich dzieci, i to
wystarcza, by doprowadzić do zmiany stylu przywiązania.
W tym momencie jednak warto ostrzec przed pewną kwestią. Czasem osoby o bezpiecznym stylu przywiązania, mimo swojego
wewnętrznego talentu do odrzucania potencjalnie nieodpowiednich
partnerów i do przeprowadzania swoich bliskich na bezpieczną
stronę, wchodzą w złe związki. Może to się zdarzyć nie tylko wtedy,
gdy są niedoświadczone, ale również wówczas, gdy na długotrwałe
nieakceptowalne zachowanie partnera reagują niezakładaniem jego
złych intencji i przesadną tolerancją.
Nathan, 35 lat, był już u kresu wytrzymałości. W ciągu ośmiu lat od
ślubu jego relacja z Shelly stała się jeszcze trudniejsza, niż była na
początku. Jej wybuchy, które początkowo zdarzały się rzadko, teraz
miały miejsce już niemal codziennie. Stały się także gwałtowniejsze;
Shelly niszczyła przedmioty w domu, a raz zdarzyło jej się nawet
spoliczkować Nathana. Ale to jeszcze nie był koniec problemów.
Nathan nie tylko przyłapał ją na internetowych romansach, ale miał
też silne podejrzenia, że zdarzało jej się miewać je także w rzeczywistości. Mimo że Shelly wiele razy groziła, że odejdzie – niemal jakby
testowała jego cierpliwość i tolerancję – nigdy się nie zdecydowała
na wyprowadzkę. Nathan był pewien, że kiedyś sytuacja się poprawi.
Czuł także odpowiedzialność za dobro żony i nie chciał jej porzucać
w momencie, gdy przechodziła przez taki „trudny okres”. Tolerował
więc jej agresję i romanse. Wreszcie Shelley oświadczyła, że już go
nie kocha, że poznała kogoś innego i chce się rozwieść. Gdy zdecydowała się odejść, Nathan zaakceptował decyzję żony i nie próbował
jej zatrzymać.
Po rozwodzie Nathan jest zadowolony, że Shelly wzięła sprawy
w swoje ręce i uwolniła go od ich trudnej współegzystencji. Jest już
nawet gotowy na to, aby wpuścić do swojego życia nową osobę. Na-
dal jednak trudno mu wytłumaczyć, dlaczego tak długo pozostawał
w nieodpowiednim związku. Teoria przywiązania potrafi to wyjaśnić.
Po pierwsze, jak już wiemy, osoby o bezpiecznym stylu przywiązania
czują się odpowiedzialne za dobro swoich partnerów. Dopóki mają
powód, żeby wierzyć, że ci mają jakiegoś rodzaju kłopoty, będą ich
wspierać. Mario Mikulincer i Phillip Shaver w swojej książce Attachment in Adulthood (Więź w dorosłości) tłumaczą, że osoby reprezentujące styl bezpieczny częściej niż inni wybaczają swoim partnerom
ich przewinienia. Badacze ci tłumaczą to skomplikowanym połączeniem zdolności kognitywnych i emocjonalnych: „Wybaczenie
wymaga trudnych manewrów regulujących… zrozumienia potrzeb
i motywów osoby, która dopuściła się wykroczenia, hojnego przypisywania tej osobie pozytywnych cech i łagodnej oceny jej krzywdzących zachowań… Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania często
znajdują stosunkowo wyrozumiałe wyjaśnienia przykrych zachowań
swoich partnerów i mają skłonność do wybaczania im”. Poza tym,
jak już się dowiedzieliśmy wcześniej w tym rozdziale, osoby o bezpiecznym stylu przywiązania w sposób naturalny rzadziej zajmują się
tym, co negatywne, i potrafią wyłączyć przykre emocje, nie uciekając
się przy tym do obronnej techniki zwiększania dystansu.
Dobra wiadomość: „bezpieczni” mają zdrowe instynkty i zwykle
bardzo wcześnie rozumieją, że ktoś nie nadaje się na partnera dla
nich. Zła wiadomość:gdy taka osoba już wejdzie w nieodpowiednią
relację, może nie wiedzieć, kiedy powiedzieć stop – zwłaszcza, jeśli
jest to długotrwały, bliski związek, w którym będzie się czuła odpowiedzialna za szczęście partnera.
JAK STWIERDZIĆ, CZY RZECZY JUŻ ZASZŁY ZA
DALEKO
Jeśli jesteś osobą bezpieczną, ale zaczynasz odczuwać w związku
zdenerwowanie, smutek, zazdrość (cechy osoby lękowej) albo
zastanawiać się, zanim wyrazisz swoje uczucia wobec partnera,
mniej mu ufać czy stosować „gierki” (cechy osoby unikającej) – jest
to zdecydowany sygnał ostrzegawczy. Bardzo możliwe, że jesteś
z nieodpowiednią osobą, ewentualnie że masz za sobą jakieś trudne
doświadczenie, które zatrzęsło twoimi bezpiecznymi podstawami.
Trudne wydarzenia w życiu, takie jak utrata ukochanej osoby, choroba albo rozwód, mogą doprowadzić do takiej zmiany.
Jeśli nadal pozostajesz w nieodpowiednim związku, pamiętaj, że
sam fakt, iż potrafisz sobie z kimś radzić, nie oznacza jeszcze, że
musisz to robić. Jeśli nawet po wypróbowaniu wszystkich sposobów,
by związek działał, nadal czujesz się w nim nieszczęśliwy/a, możliwe, że warto zostawić ten rozdział za sobą. Zakończenie dysfunkcyjnej relacji jest w twoim najlepszym interesie; właściwsze to niż
utknięcie na zawsze z nieodpowiednią osobą tylko dlatego, że już
z nią jesteś.
Jeśli z jakiegokolwiek powodu masz za sobą doświadczenie straty
obiektu przywiązania, pamiętaj, że nie stało się to przez twój system
przekonań i naprawdę warto się ich dalej trzymać. Lepiej znaleźć
sposób na wyleczenie ran i zachować nadzieję, że są inne osoby,
które potrafią dzielić z tobą twoją potrzebę bliskości i ciepła. Znów
możesz znaleźć szczęście.
OSTATNIE SŁOWO UZNANIA DLA
„BEZPIECZNYCH” TEGO ŚWIATA
Zanim poznaliśmy teorię przywiązania, uważaliśmy istnienie „bezpiecznych” za coś oczywistego, a nawet traktowaliśmy ich z pewnym
lekceważeniem jako osoby nudne. Jednak z perspektywy tej teorii
nauczyliśmy się doceniać zdolności i talenty takich ludzi. Głupkowaty, przypominający Homera Simpsona kolega, którego wcześniej
ledwie dostrzegaliśmy, nagle zmienił się w mężczyznę o zaskakującej postawie, który traktuje swoją żonę w sposób zasługujący na
podziw, a nudny sąsiad przeistoczył się w empatycznego i ciepłego
faceta, któremu cała rodzina zawdzięcza równowagę emocjonalną.
Ale nie wszyscy bezpieczni to kury domowe czy ciamajdy. To nie jest
tak, że przechodząc na bezpieczną stronę, stajesz się stateczny!
Osoby reprezentujące bezpieczny styl przywiązania mogą mieć najróżniejsze cechy. Wielu z nich to przystojni, seksowni ludzie. Nie ma
jednak znaczenia, czy wyglądają przeciętnie, czy absolutnie fantastycznie. Nauczyliśmy się doceniać ich za to, czym naprawdę są –
„superpartnerami” ewolucji – i mamy nadzieję, że również ty
nauczysz się ich doceniać.
8.
Pułapka związku lękowo-unikającego
G
dy dwie osoby mają kolidujące ze sobą potrzeby związane z bliskością, ich relacja może stać się raczej burzliwą podróżą niż bezpieczną przystanią. Poniżej podajemy trzy przykłady.
BRUDNE PRANIE
Janet, 37 lat, i Mark, 40 lat, mieszkają razem od niemal ośmiu lat.
Przez ostatnie dwa lata nieustannie dyskutują na temat tego, czy
powinni kupić pralkę. Mark zdecydowanie by tego chciał – taki zakup
pozwoliłby im zaoszczędzić mnóstwo czasu i kłótni. Janet jest zdecydowanie przeciwna – ich mieszkanie na Manhattanie jest malutkie
i wciśnięcie do niego kolejnego urządzenia oznacza, że będzie jeszcze ciaśniej, niż już jest. Poza tym z ich dwojga to i tak ona zajmuje
się praniem, więc nie ma powodu, by Mark robił z tego taki problem.
Gdy tylko zaczynają o tym rozmawiać, oboje bardzo się denerwują
i zwykle kończy się tak, że Janet zamyka się w sobie albo Mark
wybucha.
O co ta para się kłóci?
Aby dobrze zrozumieć problem, należy dodać jeszcze jedną informację: Janet robi pranie w soboty; idzie z nim do siostry, bo ona ma
pralkę; w ten sposób nie musi dodatkowo płacić za pranie i nie jest
to aż tak wielki kłopot. Jednak każde takie wyjście oznacza, że
kobieta spędza u siostry cały dzień. Janet ma unikający styl przywiązania i zawsze znajduje okazję, żeby zrobić coś bez Marka. Mark
reprezentuje styl lękowy i jego pragnienie posiadania pralki oznacza
tak naprawdę coś innego – pragnienie bycia blisko Janet.
Gdy spojrzymy na to z tej perspektywy, zobaczymy, że kłótnia
o pralkę jest jedynie symptomem prawdziwego problemu, jakim jest
to, że Mark i Janet mają różne potrzeby, gdy chodzi o bliskość i spędzanie razem czasu.
ROMATNYCZNE BED AND BREAKFAST
W VERMONCIE
Susan, 24 lata, i Paul, 28 lat, postanawiają wybrać się na spontaniczną weekendową wycieczkę do Vermontu. Gdy tam docierają,
oglądają dwa pensjonaty. Oba sprawiają wrażenie przytulnych
i gościnnych. W jednym jest pokój z dwoma osobnymi łóżkami,
w drugim jedno duże łoże. Paul chce pokój z dwoma osobnymi łóżkami, bo widok z okna jest wspaniały. Susan chce pokój z dużym
łóżkiem – nie może sobie wyobrazić romantycznego wyjazdu połączonego ze spaniem na osobnych posłaniach. Paul odnosi się do
potrzeby Susan lekceważąco.
– Śpimy w jednym łóżku co noc. Co to za problem? Przynajmniej
możemy się nacieszyć widokiem.
Susan czuje się zawstydzona tym, że ma tak silną potrzebę bycia
w nocy blisko Paula, ale nadal nie potrafi sobie po prostu wyobrazić,
że wyjechali spędzić razem weekend i mają spać w osobnych łóżkach. Każde chce postawić na swoim, co sprawia, że kłótnia może
zniszczyć ich wycieczkę.
O co ta para się kłóci?
Pozornie chodzi jedynie o inny gust w kwestii pokojów w pensjonatach. Naleganie Susan wydaje się nieco przesadzone. Co jednak,
jeśli dodamy do tego informację, że Paul prawie nigdy nie przytula
Susan przed snem i że to jej bardzo przeszkadza, bo przez takie
zachowanie czuje się odrzucona? Co jeśli powiemy jeszcze, że
Susan wie, iż gdy wybiorą pokój z osobnymi łóżkami, Paul przeskoczy do swojego zaraz po seksie? Pełniejszy kontekst sprawia, że
kobieta przestaje się wydawać nierozsądna. Jej zachowanie
możemy zinterpretować jako wołanie o spełnienie jej podstawowej
potrzeby bliskości, która to potrzeba nie spotyka się ze zrozumieniem.
FACEBOOK A „PORZUCENIE”
Naomi, 33 lata, i Kevin, 30 lat, spotykają się od sześciu miesięcy.
W tym czasie pojawiło się już kilka konfliktów, których nie potrafią
rozwiązać. Naomi denerwuje to, że Kevin nadal ma wśród znajomych na Facebooku kilka swoich byłych dziewczyn. Jest przekonana, że jej partner flirtuje z innymi kobietami. Kevinowi z kolei nie
podoba się, że Naomi dzwoni do niego zawsze, gdy on wychodzi się
spotkać z kolegami, i odrzuca wtedy jej połączenia. Kevin uważa, że
Naomi ma poważne problemy związane z lękiem przed porzuceniem
i jest przesadnie zazdrosna – co często jej mówi. Naomi stara się
kontrolować dręczące ją wątpliwości i lęki, ale po prostu nie może
się ich pozbyć.
Nie ma żadnej sztywnej zasady dotyczącej posiadania lub nieposiadania wśród facebookowych znajomych byłych miłości czy też
w ogóle pozostawania z nimi w kontakcie. Nie ma też nic złego
w tym, że się dzwoni do swojego chłopaka, gdy ten wychodzi ze
znajomymi. W niektórych sytuacjach takie zachowania mogą mieć
sens. Jednak kłótnie Naomi i Kevina dotyczą tak naprawdę czegoś
innego i dlatego właśnie tych dwoje nie potrafi się dogadać. Ich konflikt dotyczy tego, w jak bliskim i oddanym względem siebie nawzajem związku chcą być. Kevin, który ma unikający styl przywiązania,
chce utrzymać pomiędzy sobą a Naomi pewien dystans i próbuje to
osiągnąć, korzystając z różnych strategii – nie mówi jej wszystkiego
na temat tego, co robi, i utrzymuje kontakt z byłymi miłościami, mimo
że widzi, że to Naomi przeszkadza. Kobieta z kolei próbuje zbliżyć
się do partnera, eliminując bariery i przeszkody, które on pomiędzy
nimi mnoży. Jednak jeżeli on nie będzie naprawdę chciał być z nią
blisko, jej wysiłki na nic się nie zdadzą; ostatecznie przecież stworzenie bliskości wymaga starań obu osób.
***
Wszystkie trzy przypadki, które tu opisaliśmy, mają jedną wspólną
cechę: jedna z osób w tych związkach naprawdę pragnie bliskości,
podczas gdy druga nie czuje się dobrze, gdy tej bliskości jest „za
dużo”. Jest to częsta sytuacja w relacjach, w których jedno z partnerów jest unikające, a drugie bezpieczne albo lękowe, przy czym konflikt jest najwyraźniejszy w tym drugim przypadku.
Badania nad przywiązaniem wielokrotnie pokazały, że jeśli partner
wychodzi naprzeciw twojej potrzebie bliskości i ją odwzajemnia,
poziom twojego zadowolenia ze związku rośnie. Z kolei nieprzystające do siebie potrzeby w tej dziedzinie zwykle przekładają się na
znacząco niższy poziom satysfakcji. Gdy pary nie zgadzają się ze
sobą pod względem pożądanego w ich związku poziomu bliskości
i ciepła, konflikt ten może potencjalnie zdominować cały dialog
pomiędzy nimi. Sytuację taką nazywamy „pułapką lękowo-unikającą”, ponieważ ludzie wpadają w nią nieświadomie, a gdy już są
w środku, trudno im się wydostać.
Powodem, dla którego osobom żyjącym w związkach lękowo-unikających szczególne trudno jest osiągnąć bardziej bezpieczny
poziom relacji, jest przede wszystkim utknięcie w kręgu wzajemnego
intensyfikowania własnych pozabezpiecznych uczuć. Przyjrzyj się
rysunkowi na kolejnej stronie. Osoby o lękowym stylu przywiązania
(niższy krąg po prawej) radzą sobie z zagrożeniem dla związku,
aktywując swój system przywiązania i próbując zbliżyć się do swoich
partnerów. Osoby o unikającym stylu przywiązania (niższy krąg po
lewej) reagują w sposób odwrotny. Radzą sobie z zagrożeniami dla
ich związku, uruchamiając procesy dezaktywujące – podejmują kroki
mające na celu zdystansowanie się od swoich partnerów i wyłączenie własnego systemu przywiązania. Dlatego też im bardziej osoba
lękowa próbuje się zbliżyć do swojego partnera, tym bardziej on się
oddala. Sprawę dodatkowo pogarsza fakt, że wzrost aktywności systemu przywiązania u partnera lękowego prowadzi do jeszcze silniejszej dezaktywacji tego systemu u partnera unikającego, co oznacza,
że oboje pozostają w relacyjnej „strefie zagrożenia”. Aby się z niej
wydostać i przesunąć bardziej w kierunku bezpiecznej strefy, obie
strony muszą znaleźć sposób na to, aby nie odczuwać tak dużego
zagrożenia i uspokoić albo przestać dezaktywować system przywiązania.
Oto charakterystyczne sytuacje, do których dochodzi w wielu związkach lękowo-unikających.
ISTOTNE ZNAKI WSKAZUJĄCE NA TO, ŻE MAMY
DO CZYNIENIA Z PUŁAPKĄ LĘKOWOUNIKAJĄCĄ:
1. Efekt huśtawki. W takim związku nigdy nie pływa się po spokojnych
wodach. Zamiast tego, od czasu do czasu, gdy partner unikający pozwoli
partnerowi lękowemu na bliskość, system przywiązania tego ostatniego
zostaje chwilowo wyciszony i para osiąga niezwykły poziom bliskości – co
prowadzi do ekstazy. Jednakże partner unikający postrzega tę bliskość jako
zagrożenie i szybko się wycofuje – co znów prowadzi do obniżenia poziomu
satysfakcji u partnera lękowego.
2. Przeciwwaga emocjonalna. Jeśli reprezentujesz styl unikający, często
nadmuchujesz swoje poczucie własnej wartości i niezależności, porównując
3.
4.
5.
6.
się z kimś innym. Jeśli jesteś osobą lękową, zostałeś zaprogramowany na
czucie się mniej wartościowym, gdy aktywowany jest twój system przywiązania. Często osoby o stylu unikającym czują się niezależne i silne tylko
o tyle, o ile ich partnerzy czują się niesamodzielni i nieudolni. To jeden
z głównych powodów, dla których osoby unikające rzadko tworzą pary
pomiędzy sobą. Nie mogą się czuć silne i niezależne w relacji z kimś, kto
pragnie czuć się tak samo.
Stała niestałość. Związek może trwać nawet bardzo długo, ale cały czas
pozostaje w nim element niepewności. Jak to pokazuje rysunek na poprzedniej stronie, dwoje ludzi może pozostawać razem, ale z uczuciem chronicznego niezadowolenia, nigdy nie znajdując takiego poziomu bliskości, który
byłby satysfakcjonujący dla obojga.
Dziwne powody do kłótni. Partnerzy zaangażowani w taki związek często
mogą mieć wrażenie, że kłócą się o rzeczy, o które w ogóle nie powinni się
kłócić, ponieważ ich spory tak naprawdę nie dotyczą tych drobnych problemów, ale czegoś zupełnie innego – poziomu bliskości pomiędzy nimi.
Wróg w domu. Jeśli reprezentujesz styl lękowy, odkrywasz, że gdy stajesz
się najbliższą osobą unikającego partnera, ten zaczyna cię traktować
gorzej, nie lepiej. Tematem tym zajmiemy się jeszcze w dalszej części rozdziału.
Poczucie bycia schwytanym w pułapkę. Zaczynasz czuć dziwne przeświadczenie, że ten związek nie jest dla ciebie, ale jednocześnie jesteś zbyt
mocno związany emocjonalnie z partnerem, żeby odejść.
DLACZEGO RÓŻNICE W POTRZEBACH
ZWIĄZANYCH Z BLISKOŚCIĄ SĄ TAK TRUDNE
DO POGODZENIA
Jeśli dwoje ludzi się kocha, czy naprawdę nie mogą znaleźć sposobu na to, żeby być razem i pokonać dzielące ich różnice? Chcielibyśmy, żeby odpowiedź na to pytanie brzmiała po prostu „tak,
mogą”, ale mamy wiele dowodów na to, że znalezienie rozwiązania,
które byłoby akceptowalne dla obu stron – lękowej i unikającej – jest
niemożliwe, ile by nie mieli w sobie miłości do siebie nawzajem. Najczęściej jest tak (później pokażemy jednak, że wcale tak być nie
musi), iż to partner lękowy musi iść na ustępstwa i zaakceptować
reguły narzucone przez partnera unikającego.
Jeśli pozostawimy taki związek jego własnemu biegowi, może on
nawet trwać dłuższy czas (w stabilnie niestabilny sposób), ale bez
próby poprowadzenia go w bardziej bezpiecznym kierunku, sytuacja
zazwyczaj się nie poprawi – a może się nawet pogorszyć. Oto dlaczego:
Różnice związane z potrzebą bliskości mogą się przenosić na coraz to
nowe obszary życia – znaczące różnice związane z potrzebą bliskości nie
kończą się na pozornie trywialnych kwestiach, jak to, że jedna osoba chce
się trzymać za ręce częściej niż inna. Te różnice odzwierciedlają dramatycznie przeciwne pragnienia, założenia i podejścia. Tak naprawdę mają one
wpływ na niemal każdy aspekt wspólnego życia, od tego, w jaki sposób
razem śpicie, do tego, jak chcecie wychowywać dzieci. Z każdym nowym
etapem, w jaki wchodzi związek (ślub, dzieci, przeprowadzki, zarabianie
pieniędzy, choroba), te podstawowe różnice będą się manifestowały, a wraz
z kolejnymi wyzwaniami przepaść pomiędzy partnerami może się powiększać.
Konflikt często pozostaje nierozwiązany, bo już samo jego rozwiązanie
doprowadziłoby do nazbyt wielkiej bliskości. Jeśli jesteś osobą lękową albo
bezpieczną, to zasadniczo chcesz pokonywać przeszkody w związku. Jednakże rozwiązanie problemu często zbliża do siebie parę – a to jest scenariusz, którego partner unikający, jakkolwiek nieświadomie, ale jednak chce
uniknąć. Podczas gdy osoby o stylach przywiązania lękowym czy bezpiecznym dążą do rozwiązywania konfliktów w związku, aby osiągnąć większą
emocjonalną bliskość, nie jest to pożądany scenariusz dla „unikającego”,
który tak naprawdę pragnie zachować dystans. Aby zapobiec możliwości
zbliżenia się z partnerem, w miarę rozwoju konfliktu osoby unikające mają
skłonność do okazywania większej agresji i chłodu. Jeśli w związku unikająco-lękowym nie dochodzi jednocześnie do zrozumienia istoty problemu,
kłótnie prowadzą tylko do zwiększenia dystansu pomiędzy partnerami, co
przysparza im dużo bólu. Bez zrozumienia istoty problemu sytuacja może
szybko zmienić się na gorsze.
Po każdym starciu osoba lękowa coraz bardziej traci grunt pod nogami.
Podczas nieprzyjemnych kłótni, nierzadko pozbawionych wszelkich hamulców, osoby o lękowym stylu przywiązania często zostają przytłoczone negatywnymi emocjami. Gdy czują się zranione, mówią, myślą i zachowują się
w sposób ekstremalny nawet do tego stopnia, że grożą odejściem (zachowanie protestacyjne). Jednak gdy tylko się uspokoją, zalewają je z kolei
pozytywne emocje i żal. Wyciągają wówczas rękę do partnera, szukając
zgody. Tu jednak często spotykają się z wrogą reakcją, ponieważ osoby
reprezentujące styl unikający inaczej reagują na kłótnie. Wyłączają wszystkie związane z przywiązaniem wspomnienia i pamiętają jedynie to, co złe.
Innymi słowy kłótnia w związku lękowo-unikającym często oznacza,
że parterowi lękowemu nie tylko nie udaje się rozwiązać podstawowego konfliktu, ale dodatkowo po kłótni znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji niż przed nią. Teraz musi starać się nawet o to, żeby
wrócić do sytuacji wyjściowej (która przecież nie była dla niego
satysfakcjonująca), a nierzadko nawet godzić się na związek jeszcze
gorszej jakości. W ten sposób wszelkie nadzieje na lepsze wspólne
życie rozwiewają się.
9.
Uciekanie z pułapki. Jak pary lękowounikające mogą znaleźć dla siebie
bezpieczniejsze miejsce
J
eśli odkryłeś, że większość problemów w twoim związku sprowadza
się w istocie do konfliktów związanych z potrzebą bliskości, pewnie
zastanawiasz się, czy coś możesz na to poradzić.
Być może jednym z najbardziej intrygujących odkryć, jakich dokonano, badając przywiązanie u dorosłych, jest to, że style przywiązania są jednocześnie stałe i plastyczne. Oznacza to, że zazwyczaj
pozostają niezmienne, ale ich zmiana jest możliwa. W poprzednim
rozdziale dokładnie opisaliśmy, co dzieje się w relacjach lękowo-unikających, jeśli pozwolić im rozwijać się ich zwyczajnym trybem.
Teraz chcemy jednak pokazać takim parom, że jest szansa na to,
aby wspólnie przenieść taki związek na bardziej bezpieczny grunt.
Badania nad przywiązaniem pokazały, że w relacji z osobą o bezpiecznym stylu przywiązania ludzie o stylach pozabezpiecznych często zmieniają się w bardziej „bezpiecznych”. Jest także nadzieja na
przyszłość dla związku, w którym oboje partnerzy reprezentują styl
pozabezpieczny. Badania pokazały, że w przypadku stylu przywiązania możliwe jest tak zwane bezpieczne torowanie, które polega na
przypominaniu ludziom o doświadczeniach zwiększających ich
poczucie bezpieczeństwa. Wspomnienie o przeszłej relacji z bezpieczną osobą lub zainspirowanie się takim człowiekiem ze swojego
otoczenia pozwala często na skuteczne przejęcie bezpiecznych
zachowań. Gdy czyjś styl przywiązania zmienia się stopniowo w kierunku bardziej bezpiecznego, on lub ona zachowuje się w związku
bardziej konstruktywnie, a nawet cieszy się lepszym zdrowiem psychicznym i fizycznym. A jeśli dotyczy to obojga partnerów – wówczas
wyniki mogą być niezwykłe.
ROZPOZNANIE TWOJEGO ZINTEGROWANEGO
MODELU BEZPIECZEŃSTWA
Bezpieczne torowanie może przybierać formę tak prostą, jak myślenie o bezpiecznej osobie w twoim otoczeniu i o tym, jak ta osoba
zachowuje się w związku. Poszukaj takiego wzoru wśród różnych
ludzi, którzy są lub byli obecni w twoim życiu. Takim bezpiecznym
modelem może być ktoś bliski – rodzic albo brat czy siostra, lub ktoś,
kogo znasz słabiej – kolega czy koleżanka z pracy, ktoś z kręgu
przyjaciół. Ważne jest, aby był to człowiek o bezpiecznym stylu przywiązania i bezpiecznym sposobie radzenia sobie z innymi ludźmi.
Gdy już znajdziesz jedną lub więcej takich osób postaraj się wyobrazić sobie konkretne obrazy i przywołaj konkretne wspomnienia, na
podstawie których da się zauważyć, jak zachowują się oni w różnych
sytuacjach, co ignorują, a na co reagują, co robią, gdy ich partner
ma gorszy nastrój, oraz jakie jest ich ogólne podejście do życia
i relacji. Na przykład:
„Podczas sporu w pracy zdarzyło mi się ostro zaatakować mojego przełożonego. On jednak wykazał szczere zainteresowanie moimi słowami i doprowadził do dialogu pomiędzy nami, nie dopuszczając jednocześnie do konfliktu”.
„Mój najlepszy przyjaciel Jon i jego żona Laura zawsze zachęcają się wzajemnie do robienia tego, czym się pasjonują. Gdy Laura zdecydowała się
porzucić pracę w kancelarii i zostać pracownikiem społecznym, Jon był
pierwszą osobą, która udzieliła jej błogosławieństwa, mimo że dla ich rodziny
oznaczało to poważny cios finansowy”.
Nieoczekiwany model bezpiecznego związku
Susanne Phillips, współautorka książki Healing Together, opisuje nasze relacje z domowymi zwierzętami jako źródło inspiracji dla naszych związków
uczuciowych. W swojej książce podkreśla, że zwierzęta postrzegamy raczej
jako nieegoistyczne i kochające, mimo że przecież często źle się zachowują.
Budzą nas w nocy, niszczą nasze rzeczy i domagają się od nas niepodzielnej
uwagi, a jednak mamy skłonność do przymykania oka na te zachowania i nie
mają one wpływu na pozytywne uczucia wobec naszych podopiecznych.
Właściwie relacje z naszymi zwierzętami to doskonały przykład obecności
bezpiecznych związków w naszym życiu. Możemy wykorzystać nasze podejście do zwierząt jako źródło bezpiecznego modelu przywiązania – nie zakładamy, że nasi pupile specjalnie robią nam na złość, i nie chowamy do nich
urazy, nawet jeśli zjedzą coś, czego jeść nie powinny, albo narobią bałaganu.
Nawet jeśli mieliśmy trudny dzień w pracy, nadal ciepło się z nimi witamy po
powrocie do domu i jesteśmy im wierni niezależnie od tego, co się w naszym
życiu dzieje.
Przeanalizuj jeszcze raz wszystkie przykłady bezpiecznych relacji,
jakie podaliśmy i podsumuj cechy, jakie chciałbyś przeszczepić do
swoich związków. Staną się one twoim zintegrowanym modelem
bezpiecznej relacji. Do tego powinieneś dążyć.
PRZEKSZTAŁCANIE TWOJEGO MODELU
DZIAŁANIA
W teorii przywiązania określeniem „model działania” opisuje się nasz
podstawowy system przekonań dotyczący romantycznych relacji –
co cię w nich napędza, co cię demotywuje, jakie są twoje założenia
i oczekiwania. Krótko mówiąc, chodzi o wszystko, na co reagujesz
w związku. Warto zrozumieć dokładnie swój model działania; niech
będzie to pierwszy krok w kierunku zidentyfikowania tych wzorców
myślowych, uczuciowych i behawioralnych, które stoją ci na drodze
do bezpieczniejszych relacji uczuciowych.
Dziennik zachowań w związkach
Należy zatem zacząć od zwiększenia własnej świadomości na temat
swojego modelu działania w związkach. Mimo że po tym, co już
przeczytałeś, być może dość dobrze orientujesz się, jaki styl przywiązania reprezentujesz, dziennik zachowań w związkach pomoże ci
dokładniej przyjrzeć się temu, w jaki sposób styl ten wpływa na twoje
codzienne myślenie, uczucia i zachowania w romantycznych sytuacjach.
Dziennik zachowań w związkach pozwoli ci przeanalizować twoje
przeszłe i obecne relacje z perspektywy teorii przywiązania. Badania
nad molekularnymi mechanizmami pamięci i uczenia się pokazują,
że gdy tylko przypominamy sobie jakąś scenę – albo świadomie
przywołujemy konkretne wspomnienie – zniekształcamy je, sprawiając, że na zawsze się zmienia. Nasze wspomnienia nie są zatem jak
stare książki w bibliotece – nie zalegają w zakamarkach umysłu
zakurzone i niezmienne; przypominają raczej żywe, oddychające
stworzenia. To, co dziś pamiętamy z naszej przeszłości, jest tak
naprawdę rezultatem przetwarzania i przekształcania, jakie zachodziło w naszym umyśle całymi latami, za każdym razem, gdy przywołaliśmy konkretne zdarzenie. Innymi słowy, nasze aktualne
doświadczenia kształtują nasze spojrzenie na nasze doświadczenia
z przeszłości. Wypełniając swój dziennik zachowań w związku, analizujesz wspomnienia przeszłych doświadczeń związanych z twoimi
relacjami romantycznymi z nowej świeżej perspektywy. Spojrzenie
na nie poprzez pryzmat teorii przywiązania pomoże ci zmienić niektóre niezbyt pomocne przekonania, które wyrosły z tych konkretnych doświadczeń, a robiąc to, możesz przekształcić swój model
działania w bardziej bezpieczny.
Na stronach 200–201 znajdziesz dziennik zachowań w związku.
Wypełnij go samodzielnie. Zarezerwuj sobie na to dostatecznie dużo
czasu; popracuj nad tym spokojnie i dogłębnie przeanalizuj zapiski –
tak, abyś rzeczywiście uzyskał pełen, dokładny obraz siebie z perspektywy teorii przywiązania. Zacznij od wypisania w lewej kolumnie
(1.) imion wszystkich swoich partnerów romantycznych – przeszłych
i obecnych. Możesz uwzględnić także osoby, z którymi spotykałeś
się krótko. Proponujemy, aby dziennik wypełniać pionowo, po jednej
kolumnie. W ten sposób mniej będziesz skupiać się na konkretnej
historii i uzyskasz bardziej zintegrowany obraz swojego modelu działania we wszystkich związkach. Im więcej informacji zbierzesz, tym
lepiej. W kolumnie 2. wpisz to, co pamiętasz na temat każdego
związku: jaki był i jakie rzeczy wysuwają się na pierwszy plan, gdy
próbujesz sobie przypomnieć czas spędzony z daną osobą. Gdy już
zapiszesz swoje ogólne wspomnienia, w kolumnie 3. znajdziesz
miejsce na dokładniejsze przyjrzenie się każdemu związkowi
z osobna i zidentyfikowanie konkretnych scenariuszy, które przyczyniają się do aktywowania albo dezaktywacji twojego systemu przywiązania. W kolumnie 4. należy wpisać swoje zachowania w tych
sytuacjach. Co wówczas zrobiłeś? Co myślałeś? Jak się czułeś? Na
kolejnych stronach znajdziesz zestawienia, które mają za zadanie
pomóc ci przypomnieć sobie swoje myśli, emocje i reakcje w danej
sytuacji.
Kolumna 5. to kolejny kluczowy krok. Teraz chodzi o ponowną
ocenę tych doświadczeń z perspektywy teorii przywiązania, aby uzyskać wgląd w mechanizmy, które miały wpływ na twój związek. Jakie
kwestie związane z przywiązaniem leżą u podstaw twoich decyzji?
Zachowania protestacyjne? Dezaktywacja? Skorzystaj z zaproponowanych poniżej zestawień jak z przewodnika. W kolumnie 6. prosimy
cię o rozważenie sposobów, w jakie twoje reakcje – teraz przeanalizowane według teorii przywiązania – krzywdzą cię i przeszkadzają
twojemu szczęściu. Wreszcie w kolumnie 7. zachęcamy cię do rozważenia nowych, bezpiecznych sposobów radzenia sobie z podobnymi sytuacjami, odwołując się do modelu bezpiecznego stylu przywiązania i do zasad rządzących w nim zachowaniami, jakie tłumaczymy w całej tej książce (i podsumowujemy w ramce na stronie
206).
DZIENNIK ZACHOWAŃ W ZWIĄZKAch
Typowo lękowe myśli, emocje i reakcje
Myśli
Czytanie w myślach: „To już koniec. Teraz mnie zostawi”.
Nigdy nie znajdę sobie nikogo innego.
„Powinienem był wiedzieć/powinnam była wiedzieć, że to jest za dobre,
żeby mogło przetrwać”.
Myślenie typu „wszystko albo nic”: „Wszystko zniszczyłem/zniszczyłam;
nic nie mogę zrobić, żeby to naprawić”.
„Nie pozwolę się tak traktować! Ja mu/jej jeszcze pokażę”.
„Wiedziałem/wiedziałam, że coś pójdzie nie tak; nic mi się nigdy nie
udaje”.
„Muszę z nim/z nią natychmiast porozmawiać. Muszę się z nim/ z nią
natychmiast zobaczyć”.
„Albo przyjdzie do mnie i będzie błagać o przebaczenie, albo może
o mnie w ogóle zapomnieć”.
„Może jak będę wyglądać oszałamiająco albo zachowywać się uwodzicielsko, jeszcze nie wszystko stracone”.
„On/ona jest taki wspaniały/taka wspaniała. Dlaczego niby
chciałby/chciałaby ze mną być?”
Po tym, jak już uspokoisz się po kłótni – pamiętanie jedynie dobrych
rzeczy, jakie partner kiedykolwiek zrobił.
Podczas kłótni pamiętanie jedynie złych rzeczy, jakie partner kiedykolwiek zrobił.
Emocje
Smutek
Złość
Strach
Uraza
Frustracja
Przygnębienie
Poczucie beznadziei
Rozpacz
Zazdrość
Wrogość
Chęć zemsty
Poczucie winy
Nienawiść do samego siebie
Nerwowość
Niepokój
Upokorzenie
Nienawiść
Niepewność
Poruszenie
Poczucie odrzucenia
Poczucie braku miłości
Poczucie osamotnienia
Poczucie bycia niezrozumianym
Poczucie bycia niedocenianym
Reakcje
Wybuchy emocji
Próby ponownego nawiązania kontaktu z ukochaną osobą za wszelką
cenę
Prowokowanie kłótni
Czekanie, aż partner wykona pierwszy gest w kierunku pojednania.
Grożenie odejściem
Wrogie zachowanie – wywracanie oczami, patrzenie w pogardliwy sposób
Próby wywołania u partnera uczucia zazdrości
Sprawianie wrażenia osoby bardzo zajętej i niedostępnej
Wycofanie – nieodzywanie się do partnera albo dosłowne (fizyczne)
odwracanie się od niego
Próby manipulowania
Częste unikające myśli, emocje i reakcje
Myśli
Myślenie typu „wszystko albo nic”: „Wiedziałem, że ona nie była dla
mnie odpowiednia; teraz mam dowód!”.
Przesadne generalizowanie: „Wiedziałem, że nie jestem stworzony do
życia w związku”.
„On/ona przejmuje całe moje życie, nie mogę tego znieść”.
„Teraz muszę robić wszystko tak, jak on/ona chce: to za wysoka cena”.
„Muszę się stąd wydostać; czuję, że się duszę”.
„Gdyby on był tym jedynym/ona była tą jedyną, takie coś w ogóle by nie
zaszło”.
„Z moim mitycznym byłym/mityczną byłą takie coś w ogóle by nie
zaszło”.
Przypisywanie złośliwych intencji: „To oczywiste, że jemu/jej chodzi
tylko o to, żeby mnie zdenerwować”
„On/ona chce mnie tylko przy sobie uwiązać, to nie jest prawdziwa
miłość”.
Fantazjowanie o seksie z innymi.
„Lepiej mi będzie bez niego/bez niej”.
„Och, ciągle tylko na mnie wisi; to żałosne”.
Emocje
Wycofanie
Frustracja
Złość
Poczucie bycia pod presją
Poczucie bycia niedocenianym
Poczucie bycia nierozumianym
Uraza
Wrogość
Poczucie wyższości
Pustka
Poczucie bycia oszukanym
Napięcie
Nienawiść
Poczucie, że ma się rację
Pogarda
Rozpacz
Lekceważenie
Nerwowość
Nieufność
Reakcje
Wybuchy emocji
Wstawanie i wychodzenie
Niedocenianie swojego partnera.
Wrogie zachowanie, pogardliwe spojrzenia
Krytyczne uwagi
Wycofanie fizyczne lub psychiczne
Minimalizowanie kontaktu fizycznego
Ograniczenie dzielenia się emocjami do minimum.
Niesłuchanie i ignorowanie partnera
Zasady teorii przywiązania, które mogą tłumaczyć dane
myśli, emocje i reakcje
U osób o lękowym stylu przywiązania
Zachowania protestacyjne
Strategie aktywujące – wszelkiego rodzaju myśli, uczucia czy zachowania, które mogą prowadzić do zwiększonego pragnienia odnowienia
kontaktu z obiektem przywiązania
Stawianie partnera na piedestale
Poczucie, że jest się kimś gorszym od partnera
Po kłótni widzenie/pamiętnie jedynie najlepszych stron partnera (i zapominanie o jego wadach)
Mylenie pobudzonego systemu przywiązania z miłością
Życie w strefie zagrożenia (patrz wykres na stronie 186).
Życie na huśtawce emocjonalnej – uzależnianie się od wzlatywania
i spadania.
U osób o unikającym stylu przywiązania
Strategie dezaktywacyjne
Mylenie samodzielności z niezależnością
Nadmuchiwanie własnego ego i poczucia niezależności przy jednoczesnym umniejszaniu znaczenia swojego partnera
Widzenie jedynie negatywnych stron partnera i ignorowanie pozytywnych
Zakładanie złośliwych intencji w działaniach partnera
Lekceważenie wskazówek emocjonalnych otrzymywanych od partnera
Tęsknota za mitycznym byłym/mityczną byłą.
Fantazjowanie o tym jedynym/tej jedynej.
Tłumienie uczucia miłości i pozytywnych emocji
Przykłady bezpiecznych zasad
Bycie dostępnym
Niewtrącanie się
Zachęcanie
Skuteczna komunikacja
Niestosowanie „gierek”
Uznawanie swojej odpowiedzialności za samopoczucie partnera
Nieukrywanie emocji – odwaga i szczerość w interakcjach z drugą
osobą
Skupianie się na rozwiązywaniu problemu.
Nieuciekanie się do generalizowania
Zduszanie płomienia konfliktu, zanim zamieni się w pożar – odpowiednie reagowanie na zdenerwowanie partnera, zanim konflikt eskaluje.
Czasem pomocne może być wypełnienie dziennika związku przy
współudziale szczególnej, wybranej do tego celu osoby, na przykład
kogoś z rodziny, bliskiego przyjaciela albo terapeuty. Możliwość
zwrócenia się do kogoś, kto wie, jak się zachowujesz, gdy uruchamia się twój system przywiązania, a twoja ocena sytuacji zostaje
zniekształcona przez procesy aktywacji lub dezaktywacji, może dać
ci nową, odmienną perspektywę. Taka osoba może ci przypomnieć
o twoich destrukcyjnych tendencjach związanych z przywiązaniem
i pomóc ci przesunąć się w kierunku bezpieczniejszego obszaru
w twojej głowie, zanim zareagujesz automatycznie i zadziałasz na
szkodę swojego związku.
Gdy wypełnisz dziennik i zidentyfikujesz własny model działania
oraz sposoby, w jakie możesz wpływać na swoje szczęście i wydajność, zapewne zauważysz także powtarzające się w twoich związkach wzorce i to, jak ty i twoi (byli i aktualni) partnerzy uruchamiacie
u siebie nawzajem różne mechanizmy działania. Możesz je sobie
nawet dla siebie podsumować.
Mój model działania – podsumowanie dziennika
Czy jesteś w stanie zidentyfikować konkretne sytuacje, w których
dochodzi w do aktywacji (jeśli jesteś osobą lękową) lub dezaktywacji
(jeśli jesteś osobą unikającą) twojego systemu przywiązania w twoich związkach?
Czy potrafisz dostrzec mechanizmy, za pomocą których twój nieskuteczny model działania przeszkadza ci w osiągnięciu większego
poziomu bezpieczeństwa?
Jakie są główne zasady przywiązania odgrywające rolę w twoich
związkach?
Wróć do swojego dziennika i zastanów się, jak bezpieczne wzorce
z twojego otoczenia (lub twoje uwewnętrznione wzorce) mogą rzucić
nowe światło na zagadnienia związane ze związkami i problemy,
z którymi zmagasz się w relacjach.
*Co osoby, które wybrałeś jako swoje bezpieczne wzory, zrobiłyby w danej
sytuacji?
*W jaki odmienny sposób by na nią spojrzały?
*Co by ci powiedziały, gdyby wiedziały, że zmagasz się z takim problemem?
*W jaki sposób twoje doświadczanie związane z tymi osobami dałoby się
wykorzystać w danej sytuacji?
Odpowiedzi na te pytania pomogą ci uzupełnić ostatnią, kluczową
kolumnę twojego dziennika.
WIADOMOŚĆ, KTÓRA URATOWAŁA SYTUACJĘ
Gdy na potrzeby tej książki rozmawialiśmy z Georgią i Henrym, para
ta stale się ze sobą kłóciła. Henry twierdził, że nic z tego, co on robi,
nigdy nie jest w stanie zadowolić Georgii, która stale go ocenia i krytykuje. Georgia z kolei była przekonana, że to ona dźwiga na swoich
barkach cały ich związek. Ona musi biegać za Henrym, żeby zaplanować nawet najprostszą rzecz, i ona zawsze jest inicjatorem
wszystkich ich wspólnych działań – od kupna prezentu urodzinowego dla jego matki po podjęcie decyzji, które mieszkanie wynająć.
Czuła się w tej relacji bardzo samotna. Gdy zachęciliśmy Georgię,
by zaczęła monitorować swój model działania, który był zdecydowanie lękowy, udało jej się zaobserwować pewien konkretny rodzaj
sytuacji, która często się powtarza i zawsze wytrąca ją z równowagi.
Henry nigdy nie ma czasu, żeby z nią porozmawiać w czasie pracy.
Ona do niego dzwoni i zostawia mu wiadomości, ale on rzadko
oddzwania lub odpowiada. Dziennik Georgii wyglądał następująco:
Henry, który reprezentował unikający styl przywiązania, był
w pracy naprawdę zajęty pacjentami i frustrowały go ciągłe telefony
i wiadomości od Georgii. Gdy wreszcie do niej oddzwaniał, słyszał
w słuchawce, że jest zła, co od razu negatywnie wpływało na całą
resztę rozmowy. Powyżej część jego dziennika.
Gdy oboje – i Georgia, i Henry – przeanalizowali swoje wzorce działania, inaczej spojrzeli na sytuację w ich związku. Henry zdał sobie
sprawę z tego, że ignorując potrzeby swojej żony i wyśmiewając jej
zależność, jedynie pogarsza sprawę i unieszczęśliwia oboje. Georgia zdała sobie sprawę z tego, że jej zachowania protestacyjne
wcale nie powodują, iż Henry staje się dla niej bardziej dostępny;
zamiast tego coraz bardziej się od niej oddala. Gdy następnym
razem spróbowali porozmawiać o zaistniałej sytuacji, oboje byli do
tej rozmowy lepiej przygotowani. Henry powiedział, że mimo że myśli
o Georgii w ciągu dnia, jest tak zajęty, że po prostu nie znajduje
chwili, by do niej zadzwonić. Georgia poczuła się pewniej, słysząc,
że Henry często o niej myśli, gdy nie są razem. Zrozumiała także, że
jej mąż ma naprawdę dużo pracy. Jednocześnie jednak wiedziała, że
ona potrzebuje więcej kontaktu z nim w ciągu dnia.
Wówczas przyszło im do głowy świetne rozwiązanie: Henry zapytał, czy wystarczy, że kiedykolwiek o niej pomyśli, wyśle jej przygotowaną wcześniej wiadomość. Takie rozwiązanie jemu nie zabierałoby
zbyt wiele czasu, za to znacznie uspokoiłoby Georgię. Gdy je zastosowali, okazało się, że istotnie zdziałało w ich związku cuda. Georgię
znacznie uspokajał fakt otrzymywania od męża wiadomości o tym,
że o niej myśli; dzięki temu mogła skupić się na pracy. Henry uświadomił sobie, że celem Georgii nie jest zniszczenie jego kariery przez
nieustanne nagabywanie go w czasie pracy, przestał więc żywić do
niej urazę. Przypominając sobie o szczególnej relacji, jaką ma
z żoną jego szef, Henry wręcz zdał sobie sprawę, że bezpieczna
podstawa, jaką może dać związek, potrafi wręcz przełożyć się na
lepsze efekty w życiu zawodowym. Gdy teraz wieczorami wracał do
domu, nie było w nim napięcia, a Georgia nie domagała się już tak
nieustająco jego uwagi ani nie zachowywała się wobec niego wrogo.
INCYDENT Z PASTĄ DO ZĘBÓW
Gdy Grace postanowiła przenieść się do Nowego Jorku, Sam
naprawdę chciał, żeby wprowadziła się do niego. Byli ze sobą wcześniej dwa lata i wydawało mu się, że nadszedł czas, by przenieść ich
związek na wyższy poziom. Poza tym i tak stale pomieszkiwali jedno
u drugiego. Wspólne zamieszkanie miało też niewątpliwe korzyści
finansowe! Grace najchętniej nie przeprowadzałaby się do mieszka-
nia Sama. Zamiast tego chciała wynająć wspólnie z nim coś większego, w czym oboje mogliby zacząć na nowym gruncie. Sam jednak odmówił; uwielbiał swoje małe mieszkanie i nie widział żadnego
powodu, dla którego mieliby płacić więcej za inne. Był pewien, że
będzie im razem dobrze. Czasem jednak nachodziły go wątpliwości.
Nigdy wcześniej z nikim nie mieszkał, a miał już pewne przyzwyczajenia. Jednocześnie jednak z biegiem czasu coraz silniej odczuwał
także samotność związaną z własną samodzielnością i chciał czegoś więcej. Kiedy jednak Grace rzeczywiście się do niego wprowadziła, Sam poczuł narastającą presję. Czasem miał wręcz wrażenie,
że zaraz się udusi. Jej rzeczy były wszędzie. Miał poczucie, że traci
spokojną własną przestrzeń i że jego dom został dosłownie najechany przez obcych. Wreszcie któregoś dnia nie wytrzymał – poszło
o pastę do zębów; Grace zawsze wyciskała pastę od połowy tubki,
podczas gdy on zawsze pamiętał, by wyciskać ją stopniowo od
końca. Gdy więc zauważył zniekształconą tubkę pasty wpadł we
wściekłość i powiedział Grace, że jest niechlujną bałaganiarą. Grace
się tego nie spodziewała; przez cały czas bardzo się starała jak najmniej przeszkadzać Samowi w jego mieszkaniu.
Po ponownym przeanalizowaniu sytuacji Sam odkrył, co następuje:
Natomiast tak wyglądała ta sytuacja z punktu widzenia Grace:
Sporządziwszy swój dziennik, Sam zdał sobie sprawę, że wspólne
zamieszkanie z kimś podważa jego doświadczenie lat spędzonych
w samotności i wiary we własną samowystarczalność. Czuł się tym
przytłoczony i porozmawiał o tym, do czego doszedł, z Grace. Grace
z kolei zrozumiała, że poczuła się zagrożona tym, iż Sam ma trudności z dostosowaniem się do jej obecności. Zrozumiała także, że to,
w jaki sposób interpretuje tę sytuację i jak na nią reaguje, ma negatywny wpływ na ich związek. Spodobał jej się pomysł siostry o znalezieniu przestrzeni, która mogłaby pełnić funkcję buforową. Ponieważ
jej bliska przyjaciółka wyjeżdżała akurat na sześć miesięcy, Grace
zaproponowała, że na jakiś czas podnajmie od niej kawalerkę, aby
mieć własne miejsce, w którym będzie mogła zajmować się sztuką
i innymi hobby, nie martwiąc się, jak na to zareaguje Sam. Sam był
zdziwiony jej propozycją. Świadomość, że Grace miała teraz alternatywę, postawiła dla niego całą tę sytuację w zupełnie nowym świetle.
Nagle przestał mieć poczucie, że się dusi, a zmiany, jakie dziewczyna wprowadzała w jego mieszkaniu, przestały mu tak przeszkadzać. Po sześciu miesiącach, w czasie których Grace prawie
w ogóle nie korzystała ze swojego alternatywnego mieszkania, okazało się, że nie musi szukać kolejnej strefy buforowej. Ona i Sam
przyzwyczaili się do mieszkania razem.
JAK UCZYNIĆ ZE ZMIANY SWOJEGO STYLU
PRZYWIĄZANIA NA BEZPIECZNY STAŁY
PROCES ROZWOJU
Pamiętaj, że style przywiązania są zarazem stałe i plastyczne –
uczenie się stylu bezpiecznego to ciągły proces. Gdy tylko pojawi się
nowe zmartwienie, niezadowolenie lub konflikt, wprowadzaj do swojego dziennika kolejną informację. To pomoże ci ostatecznie przełamać twoje pozabezpieczne wzorce. Jednak podróż w kierunku bardziej bezpiecznego stylu przywiązania to coś więcej niż tylko rozwiązywanie problemów w związku; tu chodzi także o to, aby dobrze się
wspólnie bawić. Wymyślcie swoje sposoby na to, żeby jako para
miło spędzać ze sobą czas – idźcie razem na spacer, do kina, na
kolację, obejrzyjcie wspólnie w telewizji coś, co oboje lubicie – znajdujcie czas na fizyczną bliskość. Odrzucenie pozabezpiecznego
modelu działania dokona cudów w twojej ogólnej umiejętności funkcjonowania w świecie. Doktor Sue Johnson, twórczyni terapii skupionej na emocjach (Emotionally Focused Therapy – EFT), w swojej
pracy klinicznej i pracach badawczych udowadnia, że stworzenie
prawdziwie bezpiecznej relacji i zaakceptowanie faktu, że jest się
emocjonalnie zależnym od partnera na każdym poziomie, to najlepszy sposób na poprawę swojego związku. Inny pionier w dziedzinie
praktycznej teorii przywiązania to doktor Dan Siegel, który w swoich
wielu książkach (na przykład The Developing Mind, Parenting from
the Inside Out czy Mindsight) pomaga ludziom w osiągnięciu bardziej bezpiecznego stylu przywiązania. Wykorzystując własną wyjątkową metodę, uczy osoby o pozabezpiecznych stylach przywiązania, w jaki sposób prowadzić bezpieczną narrację o historii swoich
związków. Umiejętność przywołania w bardziej spójny sposób swoich dziecięcych wspomnień z relacji z pierwszymi opiekunami przynosi niesamowite efekty; pomaga ci stać się lepszym, bardziej refleksyjnym partnerem i doprowadza do pozytywnych zmian także
w innych obszarach życia.
Gdy budujesz bezpieczny związek, korzystają na tym obie zaangażowane w niego osoby: jeśli jesteś partnerem lękowym, dostajesz
bliskość, której tak pragniesz, a jeśli jesteś partnerem unikającym,
otrzymujesz znacznie więcej niezależności, której tak potrzebujesz.
CO JEŚLI CEL NIE ZOSTAJE OSIĄGNIĘTY
Co się jednak dzieje, jeśli wszystkie wysiłki mające na celu uwolnienie związku z pułapki i błędnego koła pozabezpiecznej relacji nie
przynoszą spodziewanych rezultatów? Tak może się zdarzyć wówczas, gdy po stronie jednego z partnerów brakuje szczerej chęci
zmiany lub jeśli twoje wysiłki zawodzą. Naszym zdaniem, gdy osoby
tkwią w związkach unikająco-lękowych, zwłaszcza wówczas, gdy nie
są w stanie przesunąć swojej relacji w bezpieczniejszym kierunku,
różnice pomiędzy nimi będą zawsze częścią ich życia i nigdy nie
znikną. Jesteśmy jednak także zdecydowanie przekonani, że świadomość daje siłę do zmian. Chodzi tutaj o świadomość faktu, że
powracające w waszym związku spory nie wynikają z tego, że z którymkolwiek z was coś jest nie tak, ale raczej z tego, iż w waszą relację wbudowany jest konflikt, który nie ma szans samoistnie się rozwiązać.
Jedna z najważniejszych korzyści płynących z tej wiedzy związana
jest z postrzeganiem siebie. Konflikty na tle bliskości są bardzo
destrukcyjne dla nieunikającego partnera, który jest stale odpychany
przez partnera unikającego. Staraliśmy się to zilustrować za pomocą
przedstawianych w tej książce przykładów; chodzi o takie zachowania osoby unikającej, jak utrzymywanie wysokiego poziomu tajemnicy, a następnie obwinianie partnera o nieuzasadnioną zazdrość
i nadmierną potrzebę uwagi, preferowanie osobnych łóżek i znajdowanie sposobów na spędzanie razem mniej czasu. Człowiek lękowy
jest przez unikającego partnera stale odrzucany i odtrącany. Po
jakimś czasie doświadczania na sobie tych wprowadzających
dystans strategii zaczyna obwiniać siebie i wierzyć w to, że wobec
kogoś innego partner zachowywałby się inaczej; że z inną osobą na
pewno chciałby być bliżej. Taki człowiek zaczyna się czuć nieatrakcyjny i niedopasowany.
Zrozumienie tego, że powtarzające się kłótnie mają swój ukryty
podtekst w formie nierozwiązywalnego konfliktu, dramatycznie zmienia postrzeganie własnej roli w związku. Gdy lękowy partner zrozumie, że partner unikający zawsze będzie znajdował sporne obszary,
traktując je jako sposób na utrzymanie dystansu, i że zawsze będzie
miał potrzebę wycofywania się, niezależnie od tego, z kim jest, nie
będzie się dłużej obwiniać o problemy w związku.
Partner unikający cierpi na pozór mniej, ponieważ wycofanie jest
działaniem jednostronnym, które nie wymaga współpracy drugiej
osoby. Niemniej, mimo że na zewnątrz osoba unikająca pozostaje
niewzruszona, ważna lekcja, jakiej udziela nam teoria przywiązania,
mówi, że obojętność nie wiąże się z bezpieczeństwem. „Unikający”
muszą aktywnie tłumić swoje potrzeby związane z bliskością, ale
zwykle wskazują na niższy poziom satysfakcji w związku. Niemniej
zazwyczaj obwiniają o to swoich partnerów.
Jak jednak żyć, gdy już zrozumie się to wszystko?
W rozmowach z nami Alana opowiedziała nam o swojej relacji
z byłym mężem Stanem. O tym, że ich związek przechodził przez
stabilniejsze fazy, gdy Stan przez większość czasu pracował,
w weekendy zajmowali się każde osobno różnymi domowymi obowiązkami i spędzali razem bardzo mało czasu. Trudności pojawiały
się zawsze wtedy, gdy Alana proponowała wspólne romantyczne
wypady w nadziei, że to ich do siebie zbliży. W takich sytuacjach
Stan zawsze znajdował wymówkę, żeby nie jechać. Przybierało to
formę pewnego rytuału: Alana opowiadała przyjaciołom, kolegom
i koleżankom z pracy, że ona i Stan wybierają się gdzieś razem na
weekend; nabierała entuzjazmu, robiła plany i zaczynała się pakować. Kilka dni później dzwoniła do tych samych osób i głosem pełnym poczucia porażki i zniechęcenia mówiła, że coś im w ostatniej
chwili wypadło i ostatecznie nigdzie nie pojechali. Raz chodziło
o pracę Stana, innym razem o jego samopoczucie, jeszcze innym
o konieczność naprawy samochodu. Dochodziło do strasznej kłótni,
po której wszystko znów się uspokajało – aż do następnej takiej
sytuacji. Dla Alany to, że Stan dawał jej nadzieję, tylko po to, by
zaraz znów ją zawieść, było bardzo bolesne.
Ostatecznie Alana i Stan rozstali się. Ona nigdy naprawdę nie zrozumiała, że jej kłótnie z nim dotyczyły czegoś znacznie bardziej podstawowego niż to, czy jechać na wycieczkę (czy nawet samej miłości). Chodziło w nich raczej o wielką barierę, jaką Stan stawiał
pomiędzy nimi. Nawet jeśli Alana w głębi duszy jakoś to wyczuwała,
nie była w stanie w pełni zaakceptować tego faktu i nauczyć się
z nim żyć.
Są jednak osoby, które znajdują sposób na to, żeby żyć w stosunkowym spokoju z osobą, z którą mają kolidujące potrzeby związane
z bliskością. W jaki sposób sobie radzą? Godzą się z faktem, że jeśli
chodzi o pewne aspekty ich związku, sytuacja nigdy się nie zmieni.
Rozumieją, że mogą albo wpaść w błędne koło powtarzających się
rozczarowań i frustracji, w którym stale będą walczyć bez szans na
wygraną, albo zmienić swoje oczekiwania. Uczą się akceptować
pewne ograniczenia i wprowadzają w życie kilka pragmatycznych
strategii postępowania.
Przyznają sami przed sobą, że w niektórych obszarach ich partner nigdy nie
będzie aktywny, i przestają nalegać na to, by się zmienił.
Przestają brać do siebie sytuacje, w których partner ich odpycha i akceptują
to, że ma on po prostu taką naturę.
Uczą się robić samodzielnie to, czego wcześniej oczekiwały od partnera.
Szukają innych zainteresowanych osób i angażują się z nimi w działania,
w których partner nie chce z nimi uczestniczyć.
Uczą się być wdzięcznymi za to, co ich partner robi, i przymykać oko na to,
czego nie robi.
Znamy całe mnóstwo osób, które zamiast zmagać się bez końca
z konfliktami na tle bliskości, wreszcie dokonały zmiany w swoim
sposobie myślenia i znalazły kompromis, z którym są w stanie żyć.
Doug, 53 lata, kiedyś zawsze się denerwował, gdy jego żona regularnie
wracała z pracy kilka godzin później, niż powinna. Ostatecznie jednak zdecydował, że zamiast okazywać jej swoją złość, będzie ją wtedy ciepło witał.
Podjął świadomą decyzję, że chce sprawić, by dom był dla niej miejscem,
do którego będzie chciała wracać, a nie polem bitwy.
Natalie, 38 lat, zawsze chciała spędzać wolny czas z mężem. Po latach
rozgoryczenia i gorzkich kłótni z powodu jego odmowy spędzania z nią
weekendów zdecydowała się zmienić swoje nastawienie. Teraz planuje
czas dla siebie. Jeśli on chce się do niej przyłączyć (co zdarza się rzadko),
zawsze może to zrobić. Jeśli jednak nie, ona sama robi to, co chce.
Janis, 43 lata, jest drugą żoną Larry’ego. Larry nie udziela się aktywnie
w wychowaniu ich wspólnych dzieci. Janis nauczyła się akceptować fakt, że
jeśli chodzi o pociechy (i jeszcze kilka innych obszarów ich wspólnego
życia) jest ze wszystkim dosłownie sama. Nie oczekuje już od męża, że
będzie w tym uczestniczył i nie denerwuje się na niego, gdy tego nie robi.
Wszystkie te osoby łączy to, że na co dzień żyją w chronicznej niezgodności ze swoimi partnerami. Zdecydowali się porzucić marzenie
o prawdziwej bliskości i znaleźli sposób na życie w bliskości ograniczonej. Wybrali kompromis. Warto jednak podkreślić, że nie jest to
w żadnej mierze kompromis dwóch stron; jest wręcz w całości jednostronny. Zamiast wchodzić w niekończące się spory, które prowadzą
tylko do frustracji i rozczarowania, osoby te zdecydowały się zmienić
swoje oczekiwania i ograniczyć konflikt do znośnych proporcji.
PORZUCENIE MARZEŃ
Czy zalecamy wybranie tej ścieżki? Nasza odpowiedź brzmi: „To
zależy”. Jeśli od dawna jesteś w relacji, w której często dochodzi do
konfliktów na tle potrzeb związanych z bliskością, i nie udaje ci się
ich rozwiązać, a jednak z jakichś powodów chcesz pozostać w tym
związku, wówczas tak – decyzja o porzuceniu marzeń to jedyny sposób na to, by żyć w stosunkowym spokoju. Twój poziom satysfakcji
ze związku będzie niższy niż w przypadku osób, które nie doświadczają tego typu konfliktów, ale będzie jednak wyższy niż w przypadku tych, które decydują się stale te konflikty przeżywać, nie
zauważając nawet, że dochodzi do nich na tle permanentnych i podstawowych różnic.
Jeśli jednak jesteś w stosunkowo młodym związku, który dopiero
zaczyna się rozwijać, i doświadczasz w nim wielu konfliktów na tle
potrzeby bliskości, radzimy długo i wnikliwie zastanowić się nad tym,
czy naprawdę chcesz iść na wiele ustępstw po to, by być z tą osobą.
Istnieje potężna różnica między parami, które radzą sobie z dysonansami niezwiązanymi z różnicami w potrzebie bliskości, a tymi,
w których dochodzi do tego właśnie rodzaju rozdźwięków. Podczas
gdy te pierwsze chcą znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia
i wypracować rozwiązanie, które zbliży do siebie zaangażowane
w związek osoby, te drugie albo stale popadają w te same, nierozwiązywalne konflikty, albo jedna z osób zaangażowanych w związek
zmuszona jest do jednostronnego kompromisu w obszarach, które
są dla niej niezwykle ważne.
To jednak jeszcze nie koniec. Konflikt na tle potrzeb związanych
z przywiązaniem może się pogłębiać. W kolejnym rozdziale pokazujemy, w jaki sposób kłótnie na tle bliskości mogą wymknąć się spod
kontroli, jak można taką sytuację rozpoznać i – najważniejsze – jak
się z niej wydostać.
10.
Gdy nienormalne staje się normą. Jak
zakończyć związek, w który wpisany
jest konflikt na tle różnic w potrzebie
bliskości
C
lay i Tom świętowali właśnie swoją rocznicę, jedząc romantyczną
kolację. Clay patrzyła kochającym wzrokiem na Toma, gdy nagle ni
z tego, ni z owego, ten warknął: „Na co się do cholery tak gapisz?
Przestań. To naprawdę wkurzające”. Clay miała ochotę wstać
i wyjść, ale powstrzymała się. Tom nie powiedział już nic więcej
i kolacja dobiegła końca w milczeniu.
Podczas wędrówki przez Gwatemalę, zamiast iść ramię w ramię
i wspólnie cieszyć się przygodą, Gary cały czas szedł przed Sue, od
czasu do czasu rzucając złośliwe uwagi na temat tego, jaka jest
leniwa i słaba, że tak wolno idzie.
Po tym jak Pat zrobiła swojemu mężowi jednostronną seksualną
przyjemność, o którą prosił, ten powiedział: „Było fantastycznie –
a najlepsze było to, że mógłby to zrobić właściwie ktokolwiek, kompletnie obca osoba. Bardzo podniecająca myśl”. Pat poczuła się,
jakby ktoś ją uderzył w brzuch.
***
W poprzednim rozdziale opisaliśmy problemy wynikające z konfliktów w lękowo-unikającym związku i możliwe sposoby ich rozwiązania. Jednak w niektórych przypadkach nawet wielokrotne próby
naprawienia sytuacji zawodzą i interakcja pomiędzy tymi dwoma stylami przywiązania może stać się naprawdę nieprzyjemna. Niestety
w takich sytuacjach osoby o stylu lękowym i te o stylu unikającym
potrafią wydobyć z siebie nawzajem najgorsze cechy, a wówczas to,
co nienormalne w ich związku, staje się normą.
Powszechne jest przekonanie, że jedynie żałośni masochiści
mogą tolerować złe traktowanie w związku oraz że jeśli są gotowi
znosić je, zamiast odejść, może na nie zasługują. Uważa się także
powszechnie, że takie osoby ponownie przeżywają w swoich związkach jakieś nierozwiązane problemy z dzieciństwa. Historia Marshy
i Craiga przeczy tym typowym założeniom. Trzydziestojednoletnią
Marshę poznaliśmy podczas zbierania materiałów do tej książki.
Kobieta otwarcie i szczerze opowiedziała nam swoją historię, bez
oporów dzieląc się nawet bardzo intymnymi i często bolesnymi
momentami ze swojego życia. Powiedziała, że chce, żebyśmy wykorzystali jej historię, by pomóc innym, którzy mogą się znaleźć
w podobnej sytuacji. Chciała, żeby wiedzieli, że wyjście z destrukcyjnego związku jest możliwe i że można znaleźć szczęście gdzie
indziej. Marsha pochodziła z dobrej, kochającej rodziny, a po zakończeniu relacji z Craigiem związała się z innym mężczyzną, który ją
uwielbia i bardzo dobrze traktuje. Jedyną „winę”, jaką mogliśmy
w niej znaleźć, było to, że reprezentowała lękowy styl przywiązania,
podczas gdy Craig należał do osób o stylu unikającym. Jak już to
omówiliśmy w rozdziale 5, wydaje się istnieć jakieś przyciąganie
pomiędzy tymi dwoma stylami i gdy już dwie takie osoby zwiążą się
ze sobą, bardzo trudno im się rozstać. Historia Marshy pokazuje, do
czego dochodzi w tego rodzaju relacji w ekstremalnym przypadku
oraz jaki wysiłek psychiczny jest niezbędny, by ją zakończyć.
Mimo że historia Marshy jest niepokojąca, ma optymistyczne
zakończenie. Zdecydowaliśmy się umieścić ją tutaj z trzech powodów: aby zilustrować siłę procesów związanych z przywiązaniem,
aby pokazać, że nawet emocjonalnie zdrowe osoby mogą wplątać
się w destrukcyjną relację, oraz aby uzmysłowić ludziom, którzy
trwają w takich związkach, że mogą zyskać lepsze życie, jeśli zbiorą
się na odwagę, żeby odejść.
HISTORIA MARSHY
Poznałam Craiga na studiach. Był przystojny, wysportowany i bardzo
mi się podobał. Poza tym wykładał fizykę, którą studiowałam, i zajmował się zagadnieniami, które wydawały się znacznie bardziej
zaawansowane niż to, co ja robiłam, więc wydawał mi się genialny.
Jednak od początku w jego zachowaniu było coś, czego nie rozumiałam i co mnie denerwowało.
Gdy umówiliśmy się po raz pierwszy (z jego inicjatywy), potraktowałam to jako zaproszenie na randkę, a tymczasem okazało się, że
była to impreza z jego przyjaciółmi. Mimo że wiedziałam, że każda
kobieta zrozumiałaby jego zaproszenie w taki sam sposób jak ja,
założyłam, że być może rzeczywiście źle odczytałam jego intencje.
Jednak wkrótce znów chciał się ze mną umówić, więc tę pierwszą
sytuację zakwalifikowałam jako nieporozumienie.
Miesiąc później pomyślałam, że może go zaskoczę i sprawię mu
przyjemność, jeśli pojawię się na jego treningu biegowym. On jednak
nie tylko w ogóle nie podziękował mi za wsparcie, ale wręcz kompletnie mnie zignorował. Był ze swoimi znajomymi, a ze mną się
nawet nie przywitał. Czy mogłam pomyśleć sobie coś innego niż to,
że się mnie wstydzi?
Po tej sytuacji zażądałam wyjaśnień. Powiedział: „Marsho, gdy
jesteśmy w towarzystwie, nie wydaje mi się konieczne, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteśmy razem”. Jego słowa mnie rozzłościły i się
popłakałam. On jednak przytulił mnie i pocałował – i pogodziliśmy
się. Wkrótce, mimo że Craig nadal nie przyznawał się publicznie do
tego, że jesteśmy razem, dla wszystkich stało się oczywiste, że jednak się spotykamy.
Niestety nie była to jedyna sytuacja, w której przekonałam się, że
nie nadajemy na tych samych falach. Spotykaliśmy się już od mie-
sięcy i z mojej perspektywy nasz związek ładnie się rozwijał, więc
aby wszystko było jeszcze jaśniejsze, powiedziałam mojemu byłemu
chłopakowi – z którym nadal okazjonalnie się widywałam – że nie
powinniśmy się już spotykać. Gdy wspomniałam o tym Craigowi,
jego reakcja kompletnie mnie zaskoczyła. „Dlaczego powiedziałaś
coś takiego swojemu byłemu? To dopiero początki naszego związku
i jeszcze wszystko może się zdarzyć”.
Po kolejnych kilku miesiącach randkowania Craig i ja wreszcie
zdawaliśmy się osiągnąć ten sam poziom potrzeb w związku. On
właśnie wprowadzał się do dwupokojowego mieszkania i zasugerowałam, że moglibyśmy zamieszkać razem. Podobało mi się, że zdawał się okazywać większe zaangażowanie, bo się zgodził. Wszystkim wydawało się to zupełnie naturalne: Craig był fajnym facetem
i robił dobre wrażenie. Ludzie, którzy znali go powierzchownie, uważali, że jest bardzo miły. Prawda jednak była taka, że moje życie
z nim zmieniało się w huśtawkę emocjonalną i od czasu przeprowadzki codziennie przez niego płakałam.
Po pierwsze, Craig zawsze porównywał mnie ze swoją byłą dziewczyną Ginger. Według niego ona była idealna – mądra, piękna, interesująca i wyrafinowana. To, że nadal utrzymywali kontakt, było dla
mnie niesamowicie trudne i sprawiało, że czułam się bardzo niepewnie. Z jednej strony Craig zawsze był skory do gloryfikowania Ginger,
z drugiej lubił poniżać mnie, zwłaszcza w kwestii moich zdolności
intelektualnych. Nie mogłam znieść tego, że uważa mnie za –
w pewnym sensie – głupawą. Wiedziałam jednak, że jestem mądra
– ostatecznie studiowałam na jednym z najlepszych uniwersytetów
w kraju – więc nie przejmowałam się tym aż tak bardzo.
Gorzej było z moją pewnością siebie w kwestii mojego wyglądu,
a to, że Craig skupiał się czasem na konkretnych jego aspektach –
na przykład na tym, że miałam odrobinę cellulitu – i gadał o nich
całymi tygodniami, wcale mi nie pomagało. Gdy po raz pierwszy
zobaczył mnie nagą pod prysznicem, powiedział, że wyglądam jak
karzeł z wielkimi cyckami. Brałam sobie do serca te pogardliwe
uwagi i czasem sama mówiłam o sobie coś złego. Raz, gdy zjadłam
za dużo i czułam się grubo, zapytałam go, dlaczego w ogóle chce
uprawiać seks z kimś tak obrzydliwym. Większość chłopaków –
w ogóle większość ludzi – zareagowałaby na tak okropny moment
samodezaprobaty, mówiąc coś pozytywnego, w rodzaju: „Marsho,
jak w ogóle możesz mówić coś podobnego? Wyglądasz cudownie!”.
Ale Craig powiedział po prostu: „Jesteś moją jedyną aktualnie
dostępną opcją”. Nawet nie przyszło mu do głowy, że jego słowa
mogą być obraźliwe – z jego perspektywy po prostu wygłosił swoją
obserwację.
Próbowałam z nim rozmawiać na temat tego, jak mnie czasami
rani, kilka razy nawet posunęłam się do tego, że powiedziałam, iż
sprawia wrażenie emocjonalnie niedorozwiniętego. Ale on wpuszczał
moje słowa jednym uchem i wypuszczał drugim. Były sytuacje, gdy
mówiłam sobie, że nie jestem w stanie dłużej znieść jego zachowania, i zbierałam się w sobie, żeby z nim zerwać. Nigdy jednak nie
potrafiłam tego zrobić. Mówił mi, że mnie kocha, i pozwalałam mu
przekonywać mnie, że jednak powinniśmy być razem.
Czy rzeczywiście mnie kochał? Może tak. Mówił to niemal
codziennie. Usprawiedliwiałam jego zachowanie, przekonując sama
siebie, że nie można go za nie winić, że wychował się w rodzinie,
w której zabrakło przykładu zdrowej relacji. Jego ojciec był bardzo
dominujący i źle traktował jego matkę. Doszłam do perfekcji w tłumaczeniu sobie, że Craig po prostu nie umie inaczej. Zakładając, że
jego zachowanie było wyuczone, mogłam myśleć, mieć nadzieję,
oczekiwać nawet, że może się ono zmienić i zostać zastąpione
innym.
Takie wypieranie wymagało ode mnie dużej cierpliwości. Podobnie
jak jego ojciec, Craig również był bardzo dominujący. Wszystko
musiało kręcić się wokół niego. Zawsze robiliśmy to, czego chciał:
jego zdanie było ważniejsze niż moje. Wybierał nawet filmy, które
powinniśmy obejrzeć, i planował, co mam ugotować. Mimo że wiedział, że dla mnie bardzo duże znaczenie ma wygląd mieszkania,
uparł się, żebyśmy mieli w salonie plakat Shaquille’a O’Neala.
W salonie!
Ponieważ naprawdę bardzo się wstydziłam tego, jak Craig mnie
traktował – jak pozwalałam mu się traktować – nigdy nie spotykałam
się z moimi przyjaciółmi w jego obecności. Dostatecznie trudno mi
było spotykać się z jego znajomymi. Czasem potrafię być dość nie-
śmiała i raz, gdy wyszliśmy gdzieś razem z nimi, zdarzyło się, że
próbowałam włączyć się do rozmowy i wygłosić jakąś opinię. Craig
przerwał osobie, która mówiła i rzucił drwiąco: „Hej, poczekajcie,
moja «genialna» dziewczyna chce coś powiedzieć”. Innym razem na
plaży poprosiłam, żeby podał mi ręcznik, a on krzyknął do mnie przy
wszystkich: „Nie możesz się wysuszyć na słońcu?”. To tylko dwa
przykłady, a było ich znacznie, znacznie więcej. Prosiłam go wiele
razy, żeby się tak do mnie nie zwracał, ale w końcu się poddałam.
Istniał jednak jeden aspekt naszego związku, który sprawiał, że to
wszystko było jakoś do zniesienia i przez który zostałam przy nim tak
długo. Mimo tego, co Craig mówił, potrafił być bardzo uczuciowy.
Dużo się przytulaliśmy i zasypialiśmy w swoich objęciach. Również
przez tę uczuciowość decydowałam się udawać, że nasze życie seksualne było dla mnie satysfakcjonujące. Craig był bowiem najbardziej aseksualnym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek miałam, i przyjemność płynąca z przytulania łagodziła ból odrzucenia.
Starałam się szukać dobrych stron, ale w miarę upływu czasu,
coraz trudniej mi było je znajdować. Tłumaczyłam sobie, że nie ma
idealnych związków i zawsze trzeba iść na jakieś kompromisy,
a skoro tak, to równie dobrze mogę być z Craigiem. Byliśmy już
razem kilka lat i doszłam do wniosku, że powinnam przestać marnować czas i wyjść za niego za mąż. Nawet po tych wszystkich okropnie nieodpowiednich komentarzach, jakie wygłosił, gdy mu to zasugerowałam, w tym: „Ale czy to oznacza, że już nigdy nie będę mógł
się przespać z żadną dwudziestolatką?”, nadal chciałam zostać jego
żoną.
Małżeństwo było jedyną decyzją, jaką na nim wymusiłam. Gdy
tylko się zgodził, zrozumiałam, że to był błąd. Było to oczywiste od
pierwszej chwili. Pierścionek, jaki mi kupił, był bardziej niż skromny
i ciągle wypadały z niego kamienie. Czy potrzebowałam bardziej
wymownego znaku?
Nasz miesiąc miodowy w Paryżu był okropny. Cały czas byliśmy
razem, czułam się dosłownie przykuta do Craiga. Mieliśmy mnóstwo
czasu, żeby dobrze się bawić, ale on ze wszystkiego robił problem.
Narzekał na obsługę w hotelu, a gdy raz niechcący wsiedliśmy
przeze mnie do złej linii metra, dostał szału. Dla mnie to był moment
olśnienia. Gdy zaczął mnie przeklinać, zrozumiałam, że nie ma
szans, aby się kiedykolwiek zmienił. Po naszym powrocie moja
rodzina zapytała mnie, jak było, a ja nie miałam odwagi, żeby im
powiedzieć, że to była katastrofa. „Było miło” – powiedziałam żałośnie słabym głosem. Czy w taki sposób powinno się opisywać swój
miesiąc miodowy?
Mimo że czułam się schwytana w pułapkę, nadal nie byłam w stanie wydostać się z tego koszmaru. Za każdym razem, gdy zebrałam
się na odwagę, żeby odejść, Craig potrafił mnie przekonać, żebym
została. Zaczęłam marzyć, żeby zakochał się w kimś innym i odszedł
ode mnie, bo bałam się, że ja nigdy nie zdecyduję się go zostawić.
Na szczęście on znalazł w sobie tę siłę. Gdy po raz nie wiem już
który powiedziałam mu, że chcę rozwodu, znów zaczął mnie błagać,
żebym została. Tym razem jednak obiecał, że jeśli znów o to poproszę, wówczas już nie będzie próbował mnie odwieść od mojej decyzji. Jestem mu wdzięczna za to, że dotrzymał słowa. Gdy kolejnym
razem sytuacja zrobiła się nie do zniesienia i powiedziałam mu, że
chcę odejść, on powiedział: „Dobrze!”. Wcześniej wspólnie podpisaliśmy umowę zakupu mieszkania i straciliśmy dziesięć tysięcy dolarów, wycofując się z niej, ale gdy teraz o tym myślę, wiem, żeby były
to najlepiej wydane pieniądze w moim życiu.
Rozwód przebiegł stosunkowo szybko i łatwo. Po nim nadal utrzymywaliśmy kontakt. Gdy już nie byłam przywiązana do Craiga, spędzanie z nim czasu zaczęło mi nawet sprawiać przyjemność –
w małych dawkach był interesujący, uczuciowy i ujmujący. A gdy
zaczynał być przykry, zawsze mogłam wstać i wyjść.
***
Na szczęście Marsha znalazła w sobie siłę, by ruszyć dalej i spotkała kogoś, z kim jest szczęśliwa. Przy wsparciu swojego nowego
partnera była w stanie zmienić pracę na bardziej satysfakcjonującą
i poświęcić się swojemu nowemu hobby. Już nigdy w życiu nie
doświadczyła takiej emocjonalnej zawieruchy, jak z Craigiem.
PRZECIWSTAWNE SIŁY
Historia Marshy i Craiga pokazuje nam, jak trudna może okazać się
pułapka lękowo-unikającego związku. Craig nie czuł się dobrze
z nadmiarem bliskości, więc wykorzystywał każdą okazję, żeby stawiać emocjonalne bariery pomiędzy sobą a Marshą – na początku
ich relacji była to niepewność, potem utrzymywanie niejasnego statusu, czym właściwie jest ich związek, bycie „zmuszonym” do małżeństwa, poniżanie Marshy, unikanie seksu i korzystanie z wielu
innych dezaktywacyjnych strategii. Jest oczywiste, że Craig reprezentuje styl unikający, Marsha z kolei – lękowy. To ona pragnęła być
blisko Craiga, to ona doprowadziła do ich małżeństwa, to ona była
głównie zajęta ich związkiem – w pierwszym okresie to ona płakała
codziennie z powodu jego zachowania, co jest formą zaangażowania, a na końcu to ona bez przerwy myślała o rozwodzie, co jest
jeszcze innym sposobem skupiania się na relacji. W typowo lękowy
sposób Marsha przechodziła od euforii do załamania, w zależności
od tego, jakie sygnały otrzymywała od Craiga, i uciekała się do
zachowań protestacyjnych (grożąc odejściem, ale nigdy nie realizując tej groźby). Jej system przywiązania pozostawał stale w gotowości, przynajmniej w ciągu pierwszych kilku lat – aż przestała reagować na jego sygnały.
Jest oczywiste, że w tym związku każda ze stron miała bardzo
różne potrzeby, co prowadziło do stałych konfliktów. Craig potrzebował zachować dystans, podczas gdy Marsha chciała się zbliżyć.
Przesadna pewność siebie Craiga (cecha charakterystyczna dla unikającego stylu przywiązania) karmiła się coraz większymi wątpliwościami, jakie na swój temat miała Marsha (wątpienie w siebie jest
z kolei charakterystyczne dla osób o lękowym stylu przywiązania).
Były jednak między nimi także ciepłe momenty, przez które Marshy
trudno było odejść. Na przykład Craig czasem wiedział, jak okazywać uczucia i jak załagodzić sytuację, gdy stawała się dla Marshy
nie do zniesienia (mimo że zazwyczaj to on do takiej sytuacji doprowadzał!). Niemniej po każdej chwili bliskości następowało jego
dystansowanie się, co jest typowe dla relacji lękowo-unikających.
KILKA UWAG NA TEMAT SEKSU
Warto zwrócić uwagę na to, co Marsha powiedziała na temat Craiga
w temacie seksu: że Craig był najbardziej aseksualną osobą, z jaką
kiedykolwiek była. Osoby o unikającym stylu przywiązania często
wykorzystują seks, żeby dystansować się od swoich partnerów. Nie
oznacza to od razu, że będą ich zdradzać, mimo że badania pokazały, iż rzeczywiście są bardziej skłonni do zdrady niż osoby
o innych stylach przywiązania. Phillip Shaver w badaniu przeprowadzanym wraz z Dory Schachner, studentką University of CalifroniaDavies, odkrył, że spośród osób reprezentujących wszystkie trzy
style przywiązania, „unikający” wykazywali większą gotowość do rozpoczęcia flirtu z partnerem innej osoby albo do pozytywnej reakcji na
taką zaczepkę.
Jednak nawet jeśli osoby o unikającym stylu przywiązania pozostają wierne, mają inne sposoby na wykorzystywanie seksu do tego,
by odsunąć od siebie partnera. Podczas gdy „lękowi” lubią odczuwać
silne emocjonalne zaangażowanie w czasie seksu i cieszą ich
intymne aspekty uprawiania miłości, jak całowanie i pieszczenie,
„unikający” mają bardzo odmienne preferencje. Mogą na przykład
chcieć się skupić jedynie na samym akcie seksualnym, rezygnując
z czułości i przytulania, albo wprowadzić jakieś reguły w rodzaju
„żadnego całowania” po to, by pozbawić seks części intymności. Inni
z kolei będą go uprawiać z partnerem rzadko lub nigdy albo w jego
trakcie będą fantazjować o kimś innym. (Pary, które są razem długo,
mogą korzystać z fantazji, żeby dodać „pieprzu” swojemu pożyciu,
ale u nich jest to sposób na jeszcze większe zbliżenie się do siebie.
W przypadku osób o unikającym stylu przywiązania fantazjowanie
jest nie tyle częścią wspólnej przygody, co strategią dezaktywacyjną,
której celem jest izolowanie się od partnera). Badanie nad parami
małżeńskimi lub mieszkającymi razem przeprowadzone przez kanadyjskich badaczy Audrey Brassard i Yvana Lussiera we współpracy
z Phillipem Shaverem, pokazało, że unikające kobiety i mężczyźni
rzadziej uprawiają seks z partnerami niż osoby o innym stylu przywiązania.
Co ciekawe, okazało się także, że unikający mężczyźni i kobiety
uprawiają seks z partnerami jeszcze rzadziej, jeśli ci reprezentują
lękowy styl przywiązania! Badacze uważają, że w związkach takich,
jak Marshy i Craiga mniej jest fizycznej miłości, ponieważ partner
lękowy pragnie dużo fizycznej bliskości, co z kolei sprawia, że partner unikający potrzebuje jeszcze bardziej się wycofywać. Czy jest
lepszy sposób na unikanie bliskości niż zredukowanie seksu do podstawowego minimum?
Co więcej, badania pokazały, że dla lękowych partnerów seks jest
głównie źródłem poczucia afirmacji i barometrem ich atrakcyjności
w oczach partnera. Skoro zatem partner lękowy przypisuje seksualnemu doświadczeniu tak wielkie znaczenie, a partner unikający pragnie jak najmniej bliskości, konflikt jest niemal nie do uniknięcia.
Oczywiście są związki lękowo-unikające, w których seks nie jest
problemem. Wówczas jednak emocjonalne oddalanie się przybierze
inną formę.
ŻYCIE W WEWNĘTRZNYM KRĘGU
Jednak w przypadku Marshy i Cragia seks nie był największym
zmartwieniem tej pierwszej. Stanowił jedynie ułamek strategii dezaktywacyjnych, z których na co dzień korzystał Craig, czy to wówczas,
gdy byli z przyjaciółmi, czy wtedy, gdy byli sami w domu. Dezaktywacja trwała w jego przypadku nieustannie i nieprzerwanie. Krótko
mówiąc, Craig traktował Marshę jak wroga, co stanowiło silny kontrast do sympatycznej i czułej osoby, którą był dla reszty świata
(„Craig był fajnym facetem i robił dobre wrażenie. Ludzie, którzy znali
go powierzchownie uważali, że jest bardzo miły”). Ta dychotomia
była dla Marshy niezrozumiała. Ze wszystkich ludzi na świecie ona
powinna być Craigowi najbliższa, a jednak to ją traktował najgorzej.
Jak to możliwe, że był tak miły dla innych i tak niemiły dla niej? To
nie miało żadnego sensu, myślała więc, że jeśli tylko uda jej się
uzmysłowić partnerowi, że ją rani, wówczas ten zacznie traktować ją
tak samo dobrze, jak innych.
Marsha nie rozumiała, że Craig traktował ją tak źle nie pomimo
tego, że była mu najbliższa, tylko właśnie dlatego, że tak było. Teraz
żyła w jego wewnętrznym kręgu. Gdy nasi partnerzy stają się jego
częścią, wchodzą na poziom bliskości, który normalnie dzielimy tylko
z najbliższymi krewnymi – małżonkami i dziećmi (a jako dzieci
z rodzicami i rodzeństwem). Niestety dla pary lękowo-unikającej
życie w wewnętrznym kręgu nie jest usłane różami. Gdy Marsha
przekroczyła z Craigiem tę granicę, znalazła się zbyt blisko, by było
mu z tym wygodnie. Dlatego stała się jego wrogiem. Im bardziej ona
starała się do niego zbliżyć, tym bardziej on starał się ją odepchnąć.
Tak często może wyglądać życie w wewnętrznym kręgu, jeśli reprezentujesz lękowy styl przywiązania, a jesteś w związku z kimś unikającym.
OZNAKI, ŻE STAŁEŚ/STAŁAŚ SIĘ WROGIEM
Wstydzisz się przyznać przed przyjaciółmi i rodziną, jak twój partner
naprawdę cię traktuje.
Jesteś zdziwiony, gdy inni mówią, jak uroczy, miły i troskliwy jest twój partner.
Wsłuchujesz się w rozmowy twojego partnera z innymi, żeby dowiedzieć
się, co naprawdę dzieje się w jego życiu.
W poważnych sprawach twój partner często konsultuje się raczej z innymi
niż z tobą.
Nie masz pewności, czy gdyby zdarzyło się coś złego, twój partner na
pewno rzuci wszystko, żeby ci pomóc.
Dla twojego partnera bardziej liczy się wrażenie, jakie robi na obcych niż na
tobie.
Odczuwasz zdziwienie, gdy widzisz, że twoi przyjaciele są traktowani z troską przez swoich partnerów.
To ty jesteś osobą, która ma największe szanse, by usłyszeć od swojego
partnera coś przykrego lub poniżającego.
Twoje emocjonalne i fizyczne zdrowie znajdują się nisko na liście priorytetów twojego partnera.
Czy te twierdzenia pasują do sytuacji, w której się znajdujesz? Jeśli
twój partner traktuje cię obcesowo, jest znacznie milszy dla obcych
niż dla ciebie i niechętnie z tobą rozmawia – bardzo możliwe, że
jesteś jego wrogiem. Twoją jedyną winą jest to, że starałeś się zbytnio zbliżyć do kogoś, kto nie potrafi tego znieść.
Ta sytuacja znacząco kontrastuje z życiem w wewnętrznym kręgu
z kimś bezpiecznym.
WEWNĘTRZNY KRĄG, W KTÓRYM TRAKTUJE
SIĘ CIEBIE PO KRÓLEWSKU
Twoje dobro stawiane jest na pierwszym miejscu.
To tobie twój partner najpierw się zwierza.
Twoja opinia ma największe znaczenie.
Czujesz się podziwiany/podziwiana i chroniony/chroniony.
Twoja potrzeba bliskości jest wynagradzana jeszcze większą bliskością.
Wiele osób tkwiących w związkach lękowo-unikających nie wierzy
w to, że wewnętrzny krąg, w którym traktuje się je po królewsku,
w ogóle istnieje. Są przekonani, że wszyscy mają podobne doświadczenia bycia w związku. Zakładają, że inne osoby po prostu nie są
szczere i nie mówią o tym, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami ich
domów. My jednak możemy cię zapewnić, że dobre wewnętrzne
kręgi istnieją i nie są wcale aż tak rzadkie. Ostatecznie bezpieczne
osoby stanowią ponad 50% populacji i osoby przebywające w ich
wewnętrznych kręgach są traktowane po królewsku.
„Dymiące pistolety” w historii Marshy i Craiga
Podczas pierwszych kilku tygodni i miesięcy (!) ich związku pojawiło się już
sporo znaków – tak oczywistych jak „dymiący pistolet” w kryminale – które
mogły ostrzec Marshę o tym, że wchodzi w pułapkę.
Craig zignorował Marshę, gdy przyjechała, żeby poprawić mu humor
podczas jego treningu biegowego.
Próbował ukryć fakt, że byli parą.
Wyraził zdziwienie, że Marsha przestała się spotykać ze swoim byłym
chłopakiem (sugerując tym samym, że dla niego zaangażowanie nie
jest cenne).
Robił poniżające uwagi na jej temat.
Porównywał ją na jej niekorzyść ze swoja „mityczną byłą”, Ginger.
Reagował na zmartwienia i wątpienie w siebie Marshy w sposób, który
sprawiał, że czuła się jeszcze gorzej.
Najważniejsze jest jednak to, że cały czas przekazywał silny komunikat,
iż nie jest w stanie odpowiednio zająć się emocjonalnymi potrzebami
Marshy.
Więcej na temat „dymiących pistoletów” znajdziesz w rozdziale 5.
PRZYZNANIE, ŻE JEST PROBLEM
Wiele osób, które żyją w pułapce lękowo-unikającego związku,
zmaga się przede wszystkim z przyznaniem się przed sobą i innymi,
że są w trudnym położeniu. Mówią co prawda, że nie odczuwają pełnej satysfakcji ze swojego związku, ale zaraz potem umniejszają
znaczenie własnych słów, dodając: „Ale kto jest? Kłótnie zdarzają się
we wszystkich związkach, wszystkie pary miewają problemy.
W niczym nie różnimy się od innych”. Będą sobie wmawiać, że
zachowanie ich partnerów nie jest wcale takie złe. Inni, jak Marsha,
są świadomi swojej trudnej sytuacji, ale nie są w stanie podjąć
koniecznych kroków, żeby się z niej wydostać. Mogą próbować, ale
wkrótce pokonuje ich ból związany z rozstaniem. Doświadczają też
efektu rykoszetu.
EFEKT RYKOSZETU
Gdy już wiesz na pewno, że jesteś uważany za wroga, dlaczego nadal tak trudno jest ci odejść? Po pierwsze dlatego, że rozstania są
bardzo bolesne. Mimo że bycie źle traktowanym przez partnera również wiąże się z bólem, przerwanie więzi przywiązania powoduje
cierpienie nie do zniesienia. Racjonalnie możesz nawet rozumieć, że
powinieneś odejść, ale twój mózg emocjonalny może jeszcze nie być
na to gotowy. Obwody emocjonalne, które tworzą nasz system przywiązania, wyewoluowały tak, żeby zniechęcać nas do bycia
samemu. Jednym ze sposobów na to, żeby popchnąć nas z powrotem w bezpieczne ramiona kochanej osoby, jest wytworzenie wrażenia jednoznacznego bólu, gdy jesteśmy samotni. Badania pokazały,
że gdy rozstajemy się z partnerem, w naszym mózgu zapalają się te
same obszary, które uaktywniają się także wówczas, gdy złamiemy
nogę. Część reakcji naszego mózgu na zerwanie polega na tym, że
przeżywa on utratę obiektu przywiązania w ten sam sposób, w jaki
rejestruje fizyczny ból.
Jednak podczas rozstania doskwiera nam o wiele więcej. W cierpienie związane z utratą partnera włączają się również inne procesy
myślowe. Gdy tylko uruchomiony zostanie twój system przywiązania,
dochodzi do kolejnego interesującego zjawiska: zaczynają cię zalewać pozytywne wspomnienia tych niewielu dobrych chwil, które spędziliście razem z partnerem; jednocześnie zapominasz o tym, co
było złe. Przypomnisz sobie, jaka ta osoba była kochana, gdy kiedyś
zdarzyło ci się mieć zły dzień, przy czym jednocześnie zapomnisz,
że głównym powodem twojego złego nastroju tego dnia było właśnie
jej zachowanie. Pobudzony system przywiązania jest niezwykle
potężny. To bardzo ważny powód, dla którego Marsha tak długo nie
potrafiła zakończyć swojego związku.
POWRÓT NA MIEJSCE ZBRODNI
Co się dzieje, gdy po zerwaniu wracacie do siebie z partnerem?
Myron Hofer, kolega Amira z Columbia University i czołowy badacz
w dziedzinie psychobiologii przywiązania matka–dziecko, w jednym
ze swoich badań opisuje fascynujące odkrycie. Gdy małe szczury
zostają oddzielone od swoich matek, następuje kilka fizjologicznych
reakcji: stają się mniej aktywne, ich serca zaczynają bić wolniej,
obniża się u nich poziom hormonów wzrostu. W badaniu, które przeprowadził Hofer, stopniowo każdy atrybut matki został zastąpiony
sztucznym substytutem: najpierw ogrzano małe szczury matą grzewczą, potem je nakarmiono, a następnie głaskano je szczotką, imitując w ten sposób lizanie przez samicę. Okazało się, że każde z tych
działań pomogło w przypadku jednego z aspektów cierpienia związanego z rozstaniem. Nakarmienie szczurów pomogło utrzymać pracę
ich serduszek na normalnym poziomie, ogrzanie ich zapewniło im
normalny poziom aktywności, a szczotkowanie pomogło podnieść
poziom wydzielania się u nich hormonu wzrostu.
Jednak tylko jedna rzecz była w stanie usunąć wszystkie negatywne symptomy jednocześnie – ponowne spotkanie z matką.
W przypadku ludzi sytuacja wygląda bardzo podobnie. Gdy się
z kimś rozstajemy, nasz system przywiązania zaczyna działać na
najwyższych obrotach, i podobnie jak te małe tęskniące za matką
szczury, nie możemy się skupić na niczym innym, poza pragnieniem
powrotu do ukochanego partnera. Fakt, że jedna osoba może
w ułamku sekundy zmienić nasze złe samopoczucie sprawia, że niezwykle trudno jest oprzeć się pokusie ponownego jej zobaczenia.
Nawet tylko przebywanie w tym samym pokoju wystarcza, żeby usunąć nasz lęk; jest to coś, czego w tym momencie nie da nam w pojedynkę żaden przyjaciel ani członek rodziny.
Z tego prostego powodu wielu osobom nie udaje się wprowadzić
w życie swojego pragnienia odejścia, mimo że próbowały to zrobić
więcej niż jeden raz. To wyjaśnia również, dlaczego Marsha zdecydowała się nie zrywać całkowicie kontaktu z Craigiem i na długo po
tym, jak już się rozstali, nadal czasem się z nim spotykała. Osoby
o lękowym stylu przywiązania mogą potrzebować wiele czasu, żeby
otrząsnąć się z przywiązania do nieodpowiedniej osoby i to nie one
decydują, ile im to zajmie. Dopiero wówczas, gdy każda pojedyncza
komórka w ich ciele jest do końca przekonana, iż nie ma szans na
to, że ich partner się zmieni albo że kiedykolwiek jeszcze będą mogli
być razem, takie osoby będą w stanie dezaktywować swój system
przywiązania i odejść.
UCIECZKA Z WIĘZIENIA
Nawet nie wiedząc o efekcie rykoszetu, Marsha widziała, że ma problem. Ostatecznie już wcześniej zdarzyło jej się doświadczać czegoś
podobnego. Bała się, że znów może zmienić zdanie i bardzo jej
ulżyło, gdy Craig wziął sprawy w swoje ręce – dotrzymując słowa, że
odejdzie, jeśli jeszcze raz Marsha zagrozi mu rozwodem. Tego wieczora, kiedy powiedziała, że chce się rozstać, wszystko potoczyło
się bardzo szybko. Spakowała małą torbę i zadzwoniła do swojej siostry, prosząc, żeby po nią natychmiast przyjechała. Z perspektywy
systemu przywiązania było to bardzo dobrze zaplanowane odejście.
Bycie blisko siostry, w znanym sobie i ciepłym otoczeniu, pomogło
Marshy częściowo uspokoić jej system przywiązania; kolejne wsparcie przyszło ze strony przyjaciół, z którymi rozmawiała przez telefon;
jedzenie lodów i czekolady pomogło w jeszcze innym aspekcie.
Żadna z tych przyjemnych rzeczy nie mogła całkowicie usunąć bólu
związanego z rozstaniem i czasami Marsha zapominała, dlaczego
właściwie chciała odejść od Craiga. Wówczas jednak przyjaciele
i rodzina przypominali jej o tym podczas długich, nawet wielogodzinnych rozmów.
KIEDY STRATEGIE DEZAKTYWACYJNE SĄ
DOBRE
Na długo przed tym zanim Marsha naprawdę rozstała się z Craigiem, nieświadomie przygotowywała swoją ucieczkę, dezaktywując
stopniowo swój system przywiązania. Po tym jak całymi latami starała się doprowadzić do poprawy w funkcjonowaniu związku – tłumacząc Craigowi swój punkt widzenia, załamując się emocjonalnie,
usprawiedliwiając jego zachowanie – wreszcie porzuciła wszelką
nadzieję. Podczas rozmowy z nami powiedziała, że o ile w ciągu
pierwszych kilku lat ich związku płakała przez Craiga regularnie,
przez ostatnie lata prawie się to nie zdarzało. Emocjonalnie już
zaczęła się od niego odsuwać. Nie wierzyła w to, że cokolwiek się
zmieni w nim samym czy w ich relacji. Zaczęła zauważać coraz więcej wad Craiga i przestała się skupiać na rzadkich pozytywnych
wspólnych doświadczeniach. Przechodziła ten sam proces, w który
osoby o unikającym stylu przywiązania angażują się bez przerwy:
aby uniknąć zbytniego zbliżenia się, skupiają się na negatywnych
cechach i zachowaniach swojego partnera, żeby trzymać go na
dystans. Marsha, mimo że z natury lękowa, zaczęła stosować te
dezaktywacyjne techniki po tym, jak wielokrotnie sparzyła się emocjonalnie w relacji z Craigiem. Dezaktywacja to konieczny proces,
który musi zajść, jeśli chcemy usunąć kogoś z orbity naszego systemu przywiązania. Jednak zaczynanie tego procesu, gdy nadal
jesteśmy z naszym partnerem, nie gwarantuje, że nie przeżyjemy
efektu rykoszetu. Gdy twój system przywiązania zostaje ponownie
pobudzony przez rozstanie, wszystko staje się możliwe. W przy-
padku Marshy rozpoczęcie procesu dezaktywacji pomogło jej przejść
bezpiecznie przez początkową fazę zerwania i wreszcie przez rozwód.
Dziś Marsha nie utrzymuje już kontaktów z Craigiem, nawet przyjacielskich. Zamiast tego poszukała dla siebie prawdziwie bratniej
duszy.
Wsparcie na czas zerwania
Poniższe dziewięć strategii wykorzystujących zasady teorii przywiązania
pomoże wam przejść przez bolesne doświadczenie zakończenia związku:
1. Zadaj sobie pytanie o jakość twojego życia w wewnętrznym kręgu.
Jeśli nie możesz się zdecydować na rozstanie, zapytaj siebie, czy
jesteś traktowany/traktowana po królewsku, czy jak wróg. Jeśli jesteś
wrogiem, czas to zakończyć.
2. Zawczasu zbuduj sobie sieć wsparcia. Zacznij się otwierać na przyjaciół i rodzinę; rozmawiaj z nimi szczerze, opowiadając, jak naprawdę
wygląda twój związek. To może na nowo rozpalić zaniedbane wcześniej
ze względu na wstyd lub złe samopoczucie przyjaźnie; przygotuje też te
osoby, żeby mogły ci pomóc, gdy zdecydujesz się na rozstanie (strategia 7. tłumaczy, w jaki sposób mogą to zrobić).
3. Znajdź sobie ciepłe, oferujące wsparcie miejsce, w którym możesz
zostać przez pierwszych kilka nocy po rozstaniu. Początkowo
przyda ci się wszelka możliwa pomoc. Pokusa powrotu jest wówczas
bardzo duża. Rodzice, rodzeństwo i najbliżsi przyjaciele – wszystkie te
osoby mogą ci pomóc powściągnąć tę pokusę.
4. Postaraj się, aby twoje potrzeby związane z przywiązaniem zostały
zaspokojone w inny sposób. Zapewnij sobie wsparcie ze strony najbliższych osób i poszukaj rozrywek, jak masaż, dużo fizycznego
wysiłku i dobre, zdrowe jedzenie.
5. Nie wstydź się, jeśli okażesz słabość i wrócisz na miejsce zbrodni.
Oczywiście lepiej dla ciebie, jeśli nie będziesz próbować ponownie
nawiązywać kontaktu z twoim byłym/twoją byłą. Jeśli jednak to zrobisz,
nie biczuj się za to. Bardzo ważne, żebyś miał/ miała dla siebie dużo
współczucia. Im gorzej o sobie myślisz, tym bardziej chcesz wrócić do
fałszywego bezpieczeństwa twojego nieudanego związku. System
przywiązania aktywuje się silniej, gdy źle się ze sobą czujesz, a pobudzony przekłada się na jeszcze większe pragnienie odnowienia kontaktu z bliską osobą.
6. Nie wstydź się tego, jak bardzo to wszystko przeżywasz. Pamiętaj,
twój ból jest jak najbardziej realny! Przyjaciele mogą cię zachęcać,
żebyś zapomniał/zapomniała o swoim byłym/swojej byłej, przestał/przestała się nad sobą użalać i szybko przeszedł/ przeszła nad tym do
porządku dziennego. My jednak wiemy, że ból, który przeżywasz, jest
rzeczywisty, więc nie wypieraj się go. Zamiast tego bądź dla siebie
dobry/dobra i znajdź sposoby na to, żeby rozpieszczać swoje ciało
i duszę. Robiłbyś to przecież dla siebie, gdyby chodziło o złamaną
nogę!
7. Gdy zaczną cię zalewać pozytywne wspomnienia, poproś bliskiego przyjaciela, żeby przywołał cię do rzeczywistości. Przypomnij sobie, że system przywiązania zniekształca twoje spojrzenie na
związek. Poproś przyjaciela, żeby ci przypomniał, jak to naprawdę
wyglądało. Nawet jeśli czasami tęsknisz za swoim byłym / swoją byłą
lub idealizujesz go/ją, rzeczywistość powoli będzie do ciebie docierać.
8. Dezaktywuj. Zapisz sobie wszystkie powody, dla których chciałeś
odejść. Twoim celem jest dezaktywacja twojego systemu przywiązania.
Najlepszym sposobem, aby to zrobić, jest przypomnieć sobie złych
chwil waszego związku, a najlepszym sposobem, aby o nich nie zapominać, jest zapisanie ich. Gdy tylko te natrętne pozytywne wspomnienia
zaczną się wdzierać do twojej głowy, przejrzyj sobie tę listę.
9. Pamiętaj, że to wszystko, nawet jeśli jest dla ciebie teraz bardzo
bolesne, minie. Większość ludzi bardzo dobrze radzi sobie ze złamanym sercem i znajduje szczęście gdzie indziej.
11.
Skuteczna komunikacja. Jak mówić,
żeby być słyszanym
JAK KORZYSTAĆ ZE SKUTECZNEJ
KOMUNIKACJI, ŻEBY WYBRAĆ WŁAŚCIWEGO
PATNERA
Po kilku randkach z Ethanem Laureen nie wiedziała, co o nim
myśleć. Na pierwszym spotkaniu poszli do romantycznego baru na
plaży i spędzili kilka godzin na poznawaniu się. Na koniec wieczoru
on powiedział jej szybko do widzenia i zniknął. Ku jej zaskoczeniu
zadzwonił jednak znowu, żeby zaprosić ją na kolejną randkę do nadmorskiego klubu. Wypili kilka drinków i godzinami ze sobą tańczyli.
Poszli nawet na spacer po plaży, ale znów nic więcej się nie wydarzyło, poza dość suchym „do zobaczenia” na pożegnanie. Tego
rodzaju zachowanie powtórzyło się raz jeszcze na następnym spotkaniu. Lauren, która reprezentowała lękowy styl przywiązania,
pomyślała, że może po prostu wcale mu się nie podoba. Jednak jeśli
tak, to dlaczego cały czas zapraszał ją na randki? Może po prostu
brakowało mu towarzystwa? Naprawdę jej się podobał i nie chciała
przestać się z nim widywać bez konkretnego powodu. Bliski przyja-
ciel poradził jej, żeby przestała spekulować na temat przyczyn jego
zachowania i po prostu go o to zapytała.
Zasadniczo Laureen raczej nie miałaby odwagi, by to zrobić – zbyt
się bała, że odpowiedź może sprawić jej przykrość. Jednak doszła
już do momentu, w którym nie miała ochoty marnować cennego
czasu na niewłaściwą osobę. Podjęła więc ten temat z Ethanem.
Początkowo czuła się skrępowana, ale w miarę jak rozmowa postępowała, odkryła, że potrafi wypowiadać się na ten temat bardzo rzeczowo: „Szukam czegoś więcej niż platonicznej relacji. O co ci chodzi?”. W przeciwieństwie do tego, co zakładała, okazało się, że
Ethan wcale nie uważa jej za nieatrakcyjną. Powiedział, że on też
bardzo ją lubi i też szuka kogoś na dłużej. Gdy jednak poszła krok
dalej i zapytała wprost, dlaczego nigdy się nie dotykają, nie potrafił
odpowiedzieć i zaczął kluczyć. Mimo że Laureen nie dowiedziała się
z tej rozmowy, dlaczego Ethan nie był zainteresowany fizycznym
kontaktem, na pewno miała po niej jasny obraz ich wspólnej przyszłości – nie było na nią szans!
Przestała więc myśleć o nim jako o potencjalnym partnerze; pozostali jednak przyjaciółmi. Po tym, jak Ethan zwierzył się jej z tego, że
spotykał się z kilkoma innymi kobietami, które w oczywisty sposób
także frustrowało jego dziwne zachowanie, Laureen wreszcie
wszystko zaczęło się układać w zrozumiałą całość. Tajemnica
zachowania Ethana wcale nie była aż tak nieprzenikniona – mężczyzna miał po prostu poważne wątpliwości co do swojej orientacji seksualnej. Laureen była bardzo zadowolona, że miała odwagę wcześnie wprost wyrazić swoje obawy, oszczędzając sobie w ten sposób
miesięcy fałszywych nadziei i pewnego odrzucenia.
Jej historia jest doskonałym przykładem wagi skutecznej komunikacji. Wyrażenie swoich potrzeb i oczekiwań w bezpośredni, nieoskarżający sposób to niezwykle potężne narzędzie. Mimo że osoby
o bezpiecznym stylu przywiązania korzystają z niego w sposób naturalny, taktyka ta jest często przeciwna intuicji ludzi o lękowym lub
unikającym stylu przywiązania.
Jedna szczera rozmowa położyła kres wszelkim zgadywankom
i teoriom, które Laureen tworzyła sobie w myślach. Ethanowi byłoby
wygodnie, gdyby Laureen po prostu zaakceptowała jego zachowa-
nie. Miałby wówczas to, czego chciał – dziewczynę, którą mógł
pokazywać przyjaciołom i rodzinie (żeby przestali go bez przerwy
pytać o to, kiedy sobie jakąś znajdzie), i czas na zrozumienie, czy
właściwie woli spotykać się z kobietami, czy z mężczyznami. Jednak
wyrażając swoje potrzeby, Laureen zadbała o siebie i nie dała się
wciągnąć w jego plan. W tej sytuacji styl przywiązania nie stanowił
ukrytego problemu, ale Laureen nie mogła tego wiedzieć od
początku. Jeśli zachowanie Ethana byłoby po prostu wyrazem jego
stylu przywiązania, skuteczna komunikacja również by to ujawniła,
a oni oboje skorzystaliby na tym, że wcześnie odkryli swoją niekompatybilność.
Co by się jednak stało, gdyby Laureen skonfrontowała się z nim
w bezpośredni sposób i wywołała jego wielkie zażenowanie, żeby
odkryć, że jego zachowanie nie wynika ani z jego stylu przywiązania,
ani z orientacji seksualnej, tylko po prostu z nieśmiałości? Znamy
osobę, której przydarzyło się właśnie coś podobnego.
Sytuacja Tiny była bardzo podobna do tej Laureen. Na trzeciej
randce z Sergem Tina siedziała na sofie obok niego, oglądając film
i zastanawiając się, dlaczego on nic nie robi. Zdarzyło się jej już spotykać z mężczyznami w relacjach, z których nic nie wyszło, i nie
miała ochoty marnować zbyt dużo czasu na zastanawianie się, jaki
konkretnie problem może mieć Serge. Uśmiechnęła się więc kokieteryjnie i zapytała: „Nie chciałbyś mnie czasem pocałować?”. Mimo że
mężczyzna był przez chwilę zaskoczony i powiedział coś niezrozumiałego, szybko się ogarnął i pochylił się, by spełnić jej prośbę. To
był ostatni moment, w którym jego nieśmiałość stanowiła w ich
związku jakiś problem. Trzy lata później nadal są dobraną parą.
W tym przypadku prośba o pocałunek wyrażona w formie flirtu
okazała się pomysłowym wykorzystaniem skutecznej komunikacji.
Tina wyraziła swoje potrzeby i mimo że przez chwilę zrobiło się niezręcznie, jej bezpośredniość była w relacji z Sergem silnym impulsem, który zbliżył ich do siebie nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie. Nawet gdyby mężczyzna zareagował w inny sposób i wszystko
potoczyłoby się inaczej, decyzja Tiny i tak przyniosłaby jej korzyści:
zachowanie ludzi w obliczu skutecznej komunikacji zawsze wiele
o nich mówi. Albo pozwala ci uniknąć wplątania się w związek bez
przyszłości, jak w przypadku Laureen i Ethana, albo pomaga ci przenieść relacje na głębszy poziom, jak w przypadku Tiny i Serge’a.
Skuteczna komunikacja działa na podstawie założenia, że wszyscy mamy w związkach bardzo konkretne potrzeby, a wiele z nich
jest determinowanych przez nasz styl przywiązania. Nie są one ani
dobre, ani złe; po prostu istnieją. Jeśli jesteś osobą lękową, masz
silną potrzebę bliskości i twój partner musi cię stale zapewniać
o tym, że cię kocha i szanuje. Jeśli jesteś osobą o unikającym stylu
przywiązania, potrzebujesz zachować pewien dystans, czy to emocjonalny, czy fizyczny, od swojego partnera, i utrzymywać wysoki
poziom odrębności w relacji. Aby znaleźć szczęście w związku,
musimy nauczyć się komunikować nasze potrzeby związane z przywiązaniem w sposób jasny, bez uciekania się do ataków i reakcji
obronnych.
PO CO NAM SKUTECZNA KOMUNIKACJA
Skuteczna komunikacja ma za zadanie osiągnąć dwa cele:
Pomóc ci wybrać właściwego partnera. Skuteczna komunikacja to najszybszy, najbardziej bezpośredni sposób na zorientowanie się, czy twój
potencjalny partner będzie w stanie spełnić twoje potrzeby. Jego reakcja na
skuteczną komunikację może w pięć minut odsłonić więcej niż całe miesiące spotkań bez komunikowania się. Jeśli druga osoba okazuje szczerą
chęć zrozumienia twoich potrzeb i okazuje, że twoje dobro jest dla niej najważniejsze, jest w tym nadzieja na wspólną przyszłość. Jeśli lekceważy
twoje lęki albo sprawia, że czujesz, że coś robisz nie tak, czujesz się głupio
lub wydaje ci się, że masz przesadne oczekiwania, możesz z tego wywnioskować, że dla tej osoby twoje dobro tak naprawdę aż tak bardzo się nie
liczy i prawdopodobnie nie jesteście kompatybilni.
Zadbać o to, aby twoje potrzeby w związku były spełniane; niezależnie
od tego, czy jest to zupełnie nowa czy już długotrwała relacja. Wyrażając swoje potrzeby, znacznie ułatwiasz swojemu partnerowi ich spełnienie.
Nie musi on już zgadywać, czy coś jest nie tak albo o co dokładnie ci chodzi.
Piękno skutecznej komunikacji polega na tym, że pozwala ci zamienić w atut to, co mogłoby się wydawać słabością. Jeśli (przynajmniej
w początkowej fazie związku) potrzebujesz częstych zapewnień, że
twój partner cię kocha i że się mu podobasz, zamiast starać się
ukryć to pragnienie, ponieważ nie jest ono społecznie akceptowane,
stwierdzasz po prostu ten fakt. Gdy przedstawiasz to w zrównoważony sposób, nie sprawiasz wcale wrażenia osoby słabej i przesadnie potrzebującej uwagi, ale pewnej siebie i asertywnej. Oczywiście
skuteczna komunikacja oznacza, że twój sposób komunikowania się
nie jest obraźliwy dla drugiej strony i nie stawia partnera pod ścianą,
ale pozwala mu otwarcie z tobą rozmawiać, nie czując się atakowanym, krytykowanym czy obwinianym.
Kolejną zaletą skutecznej komunikacji jest to, że staje się ona
wzorcem dla twojego partnera. To ty nadajesz ton waszej relacji,
sprawiając, że oboje możecie być w niej szczerzy i każda ze stron
ma święty obowiązek dbać o samopoczucie drugiej. Gdy twój partner zobaczy twoją otwartość, pójdzie w twoje ślady. Jak to pokazaliśmy w rozdziale 8., nigdy nie jest za późno na zastosowanie skutecznej komunikacji, aby poprawić jakość swojego związku. To jedno
z najpotężniejszych narzędzi, z których osoby o bezpiecznym stylu
przywiązania korzystają w codziennym życiu, w relacjach z partnerami, dziećmi i w pracy. Ten styl porozumiewania się może
naprawdę zmienić sposób, w jaki funkcjonujesz wśród ludzi ze swojego otoczenia.
OCENIANIE REAKCJI
Stosowanie skutecznej komunikacji nie oznacza, że będziesz w stanie od razu rozwiązać swój problem albo poradzić sobie z różnicami
pomiędzy sobą a partnerem. Pozwala ci jednak natychmiast ocenić,
jak ważne dla niego jest twoje samopoczucie.
Czy on/ona próbuje dokładnie zrozumieć twoje wątpliwości?
Czy on/ona odnosi się do konkretnego poruszonego przez ciebie problemu,
czy próbuje stosować uniki?
Czy on/ona poważnie odnosi się do twoich wątpliwości, czy zachowuje się
lekceważąco, albo stara się, żebyś poczuł/poczuła się głupio, że w ogóle
podjąłeś/podjęłaś ten temat?
Czy on/ona stara się znaleźć sposoby na to, żebyś poczuł/poczuła się
lepiej, czy zajmuje się wyłącznie bronieniem swojej pozycji?
Czy on/ona odpowiada na twoje wątpliwości, biorąc pod uwagę jedynie
fakty (jak na sali sądowej), czy próbuje wczuć się w twoje samopoczucie
emocjonalne?
Jeśli twój partner jest wrażliwy i szczerze leży mu na sercu twoje
szczęście i poczucie bezpieczeństwa, potraktuj to jako zielone światło dla tej relacji. Jeśli jednak próbuje unikać ważnych tematów,
zachowuje się asekuracyjnie albo sprawia, że czujesz się głupio
i masz wrażenie, iż przesadnie domagasz się uwagi, należy to
odczytać jako poważny znak ostrzegawczy.
DLACZEGO OSOBOM O POZABEZPIECZNYCH
STYLACH PRZYWIĄZANIA Z TRUDEM
PRZYCHODZI STOSOWANIE SKUTECZNEJ
KOMUNIKACJI
Skuteczna komunikacja wydaje się prawie łatwizną. Ostatecznie
każdy potrafi się nią posługiwać, jak już się na to zdecyduje,
prawda? Tak, o ile jest osobą o bezpiecznym stylu przywiązania.
Osoby o stylach pozabezpiecznych często nie potrafią dokładnie
określić tego, co stanowi dla nich problem. Zamiast tego dają się
ponieść emocjom i wybuchają. Badania pokazują, że „bezpieczni”
nie reagują tak silnie i nie poddają się tak łatwo emocjom, dlatego
też potrafią spokojnie i skutecznie komunikować swoje uczucia, jak
również zatroszczyć się o uczucia partnera. Poza tym bezpieczne
osoby wierzą w to, że są warte miłości i uczucia, i oczekują od swoich partnerów wrażliwości oraz troski. Łatwo zrozumieć, dlaczego
przy takim podejściu nie poddają się negatywnym myślom, potrafią
zachować spokój i opanowanie, a także założyć, że druga osoba
zareaguje pozytywnie. Tego typu podejście może być zaraźliwe.
Nancy Collins z University of California-Santa Barbara, której zainteresowania badawcze obejmują społeczne i kognitywne procesy
kształtujące bliskie relacje w dorosłości i wpływ, jaki procesy te mają
na zdrowie i samopoczucie, wraz ze Stephenem Readem z University of Southern California, który zajmuje się badaniem kognitywnych
i behawioralnych modeli sieci neuronowych, odkryli, że osoby o skutecznym stylu komunikacji zdają się działać jak jej trenerzy – często
łatwo przychodzi im skłonić innych do otwarcia się i mówienia o osobistych sprawach. Co się jednak dzieje, jeśli nie jesteś osobą o bezpiecznym stylu przywiązania?
JEŚLI JESTEŚ OSOBĄ O LĘKOWYM STYLU
PRZYWIĄZANIA
Gdy zaczynasz czuć, że coś jest nie tak w twoim związku, często
szybko zalewają cię negatywne emocje i zaczynasz myśleć w sposób krańcowy. W przeciwieństwie do osób o bezpiecznym stylu przywiązania nie oczekujesz, że twój partner zareaguje pozytywnie, tylko
spodziewasz się raczej najgorszego. Postrzegasz związek jako coś
delikatnego i niestabilnego, co może w każdym momencie runąć. Te
myśli i założenia sprawiają, że trudno ci skutecznie wyrażać swoje
potrzeby. Gdy już zaczynasz rozmawiać z partnerem, zachowujesz
się często wybuchowo, oskarżasz, uciekasz się do krytyki i gróźb.
Zamiast zapewnić cię o swoich uczuciach, na czym tak naprawdę ci
zależy, twój partner może się w tej sytuacji wycofać. Zostało to
potwierdzone w badaniu Collins i Reada. Mężczyźni spotykający się
z lękowymi kobietami rzadziej otwierali się przed swoimi partnerkami
i oceniali swój ogólny poziom komunikacji w związku jako niższy.
Będąc osobą lękową, zamiast skorzystać ze skutecznej komunikacji,
wyrażasz swoje potrzeby w sposób, który sprawia, że partner się od
ciebie odsuwa, a gdy to już się dzieje, uciekasz się do zachowań
protestacyjnych, wyrażając potrzebę bliskości i bezpieczeństwa
poprzez wybuchy emocji. Zachowując się w ten sposób, nie masz
szans skorzystać ze wszystkich możliwości tego potężnego narzędzia, jakim jest skuteczna komunikacja. W przeciwieństwie do niej
zachowania protestacyjne nigdy nie dają ci możliwości jednoznacznego wskazania tego, co cię martwi. Twój partner może zareagować
negatywnie, ale ty nigdy nie będziesz mieć pewności, czy była to
reakcja na twoje potrzeby, czy na samo zachowanie.
Załóżmy na przykład, że bez przerwy dzwonisz na telefon komórkowy twojego partnera, bo boisz się, że cię zdradza. On stwierdza,
że ma już tego dosyć i z tobą zrywa. Teraz możesz się tylko domyślać, czy powodem zerwania było twoje nachalne zachowanie, czy
zdecydował, że po prostu nie jesteś dla niego odpowiednią osobą.
Nie dostajesz w ten sposób odpowiedzi na swoje pierwotne zmartwienie, którym jest brak pewności, czy wysłuchałby twoich obaw,
zapewnił cię, że są bezpodstawne, i zrobił wszystko, by dać ci
poczucie bezpieczeństwa i miłości.
Dlatego też, mimo że rozumiemy twój lęk przed zranieniem,
radzimy unikać zachowań protestacyjnych, zaryzykować i wypróbować skuteczną komunikację. Możemy szczerze powiedzieć, że
wszystkie znane nam osoby, które z niej skorzystały, na dłuższą
metę dziękowały sobie za tę decyzję. Często zastosowanie tego
typu komunikacji niesie ze sobą wielkie poczucie ulgi, bo pokazuje ci
głębię uczuć twojego partnera – i wzmacnia łączącą was więź.
A nawet jeśli w niektórych przypadkach reakcja bliskiej ci osoby
może być inna niż ta, na jaką miałeś nadzieję, i będziesz przekonany, że wszystko popsułeś – przecież gdybyś tylko powiedział lub
zrobił coś innego, on/ona na pewno postąpiłby/postąpiłaby inaczej –
nigdy nie słyszeliśmy, żeby z perspektywy czasu ktokolwiek żałował
podjęcia ważnego tematu ze swoim partnerem lub z kimś, z kim
umawiał się na randki. Wręcz przeciwnie; takie osoby są wdzięczne,
że skuteczna komunikacja zbliżyła ich do długoterminowego celu,
jakim było znalezienie właściwego partnera lub wzmocnienie już istniejącej więzi.
Oto przykład Hilary. W pewien słoneczny sobotni poranek chciała
pójść na romantyczny spacer ze Stevem przez most Brookliński.
Jednak gdy zadzwoniła, żeby mu o tym powiedzieć, usłyszała, że
właśnie zaczął robić pranie i oddzwoni do niej później. Widząc, że
Hilary ta rozmowa zdenerwowała, przyjaciółka poradziła jej, żeby
zadzwoniła do niego jeszcze raz i zaproponowała, żeby skończył
prać po spacerze – ostatecznie był naprawdę piękny, wiosenny
dzień. Hilary niechętnie się zgodziła. Podczas drugiej rozmowy
Steve nie tylko powtórzył, że jest zajęty, ale dodał też, że w ogóle nie
chce się z nią tego dnia spotykać! Hilary była załamana i wściekła na
przyjaciółkę, że ta namówiła ją na ten drugi telefon. Miała poczucie,
że okazując Steve’owi zbyt wielkie zainteresowanie, zmarnowała
swoje szanse na związek z nim. Kilka miesięcy później wspólna znajoma jej i Steve’a powiedziała Hilary, że mężczyzna jest wciąż załamany po przykrym rozwodzie i w ogóle nie jest zainteresowany
nowym związkiem. Hilary zdała sobie sprawę, że nalegając tamtego
ranka na spotkanie, oszczędziła sobie bólu, jakiego z pewnością
doznałaby w wyniku emocjonalnej niedostępności Steve’a. Tamtego
dnia Hilary była bardzo zdenerwowana na przyjaciółkę i obwiniała ją,
że przez jej radę zmarnowała swoje szanse na związek ze Stevem.
Później jednak zrozumiała, że przyjaciółka dała jej jedną z najważniejszych lekcji na temat związków: jak skutecznie komunikować
swoje potrzeby. To był pierwszy raz, gdy Hilary miała pewność, że
w pełni i szczerze otworzyła się w relacji – nie stosując żadnych „gierek”. Mimo że związek ze Stevem się nie rozwinął, wiedziała, że zrobiła wszystko, co było w jej mocy, żeby im się udało. Zaczęła także
rozumieć, że najczęściej powód, dla którego ludzie zachowują się
wobec niej niemiło, nie ma nic wspólnego z jej atrakcyjnością czy
seksapilem.
A oto inny przykład na to, jak niezwykle skuteczne może okazać
się samo wyrażenie swoich pragnień, bez przepraszania.
Przez cztery lata ze strachu przed tym, że będzie to brzmiało rozpaczliwie, Jenna nie była szczera z mężczyznami, z którymi się spotykała, i nie mówiła im o tym, że bardzo już chciałaby wyjść za mąż
i mieć dzieci. Gdy jednak skończyła 40 lat i miała poczucie, że najważniejszy jest jej zegar biologiczny, zdecydowała, że od pierwszej
randki będzie mówić swoim potencjalnym partnerom nie tylko to, że
chce zostać matką, ale że w ogóle interesuje ją spotykanie się jedynie z takimi mężczyznami, którzy najszybciej, jak to możliwe, chcieliby mieć dzieci. Mimo że słusznie podejrzewała, że większość
z nich, słysząc to, natychmiast zrezygnuje, strach przed odrzuceniem nie był już jej głównym zmartwieniem. Kilku potencjalnych partnerów rzeczywiście do siebie zniechęciła, ale wreszcie poznała
Nate’a, który nie tylko nie poczuł się jej stwierdzeniem zagrożony,
ale wręcz chciał dokładnie tego samego. Nate’owi bardzo się podobał fakt, że Jenna wie, czego chce, i nie boi się o tym mówić. Zatem
również w jej przypadku stosowanie skutecznej komunikacji doskonale się sprawdziło. Dziś ona i Nate są szczęśliwymi rodzicami
dwójki dzieci.
Podobnie jak Jenna i Hilary, również i ty możesz się nauczyć stosować skuteczną komunikację, mimo że – jeśli masz lękowy styl
przywiązania – może się to początkowo wydawać przerażające.
JEŚLI JESTEŚ OSOBĄ O UNIKAJĄCYM STYLU
PRZYWIĄZANIA
Mimo że nic tak nie zbliża ludzi, jak poczucie, że kogoś rozumieją
i są przez niego rozumiani, skuteczna komunikacja ma coś do zaoferowania również osobom o unikającym stylu przywiązania. Tacy
ludzie często nie są świadomi swojej potrzeby dystansowania się –
odczuwają przymus wyrwania się, ale nie rozumieją, skąd on się bierze. Gdy pojawia się to uczucie, możesz założyć, że twój partner po
prostu już cię tak nie pociąga, a jeśli tak, to o czym tu jeszcze rozmawiać? Prawdopodobnie po prostu nie jest tym jedynym, więc po
co właściwie przeciągać nieuchronną agonię waszego związku?
Potem jednak okazuje się, że nie udają ci się kolejne relacje i cały
czas powtarza się w nich ten sam schemat. Jeśli więc jesteś osobą
unikającą, zacznij od uznania własnej potrzeby przestrzeni – czy to
fizycznej, czy emocjonalnej – która to potrzeba pojawia się, gdy zbytnio zbliżasz się do partnera, a następnie naucz się komunikować tę
potrzebę. Wyjaśnij z wyprzedzeniem partnerowi, że gdy robi się zbyt
ckliwie, potrzebujesz odrobiny samotności. Podkreśl, że nie jest to
reakcja na konkretną osobę, ale raczej potrzeba, jaką masz w każdej
relacji (ta część informacji jest szczególnie ważna!). W ten sposób
stłumisz wątpliwości partnera i uspokoisz jego system przywiązania,
dzięki czemu będzie mniej prawdopodobne, że ta osoba spróbuje
zintensyfikować swoje wysiłki zbliżenia się do ciebie (czego przecież
nie lubisz). Takie rozwiązanie daje szansę na uniknięcie pełnoobja-
wowej dynamiki pogoń–wycofanie się charakterystycznej dla związków z osobą unikającą.
Andres, który ma unikający styl przywiązania, od dwudziestu pięciu lat był w związku małżeńskim z Monicą, gdy odkrył, że choruje na
wolno postępującą chorobę autoimmunologiczną. Choroba okazała
się nieuleczalna, ale biorąc pod uwagę jego wiek, nie powinna mieć
wielkiego wpływu na długość życia mężczyzny. Niemniej okresowo
powinien się poddawać badaniom. Po początkowym szoku Adres
zdołał odsunąć od siebie myśli związane z chorobą i żyć dalej, jakby
nic się nie stało. Monica jednak nie była do tego zdolna. Jej zdaniem
przejście nad chorobą do porządku dziennego było błędem. Przy
kilku okazjach próbowała przekonać męża, że powinien zasięgnąć
opinii innego lekarza i poczytać więcej na temat swojego schorzenia
w internecie. Adres zwykle unikał rozmów na ten temat i odrzucał
medyczne sugestie żony, jednak czasem dochodziło pomiędzy nimi
do silnych spięć na tym tle. Wreszcie po kilku miesiącach frustracji
postanowił szczerze z nią o tym porozmawiać. Powiedział, że wie, iż
jej zaangażowanie wynika z tego, że się o niego martwi i boi; dodał
jednak, że to mu nie tylko nie pomaga, ale wręcz przeszkadza, bo
bez przerwy przypomina mu o chorobie. Miał zaufanie do swojego
lekarza i poczucie, że nie ma potrzeby dalej się badać. Czuł, że
zachowanie Moniki nie służy jego zdrowiu, a także szkodzi ich relacji. Monica uświadomiła sobie, że wcale nie pomaga mężowi. Jej
zachowanie było sposobem na radzenie sobie z diagnozą, ale ten
sposób zupełnie nie pasował do podejścia jej męża. Zrozumiała, że
jeśli będzie szanowała jego pragnienia zamiast starać się przeforsować własne, może być dla niego lepszą partnerką i bardziej go
wspierać. Od tego czasu zaczęła się się hamować (choć nie zawsze
jej się to udawało), co złagodziło starcia pomiędzy nimi na tym tle.
STOSOWANIE SKUTECZNEJ KOMUNIKACJI
W CELU ZASPOKOJENIA SWOICH POTRZEB
W ZWIĄZKU
Monique i Greg chodzą ze sobą od kilku miesięcy. Właśnie zbliża się
święto Czwartego Lipca. Monique planuje spędzić ten dzień
z grupką przyjaciół, ale nie zaprasza Grega, by do nich dołączył;
przynajmniej nie zaprasza go od razu. Greg zaczyna się tym coraz
bardziej denerwować. Martwi go, co to może oznaczać. Czy Monique postrzega go jako przejściowego partnera w swoim życiu? Może
się go wstydzi i nie chce go przedstawiać swoim przyjaciołom? Greg
nie potrafi poruszyć tego tematu wprost, bojąc się, że sprawi wrażenie zbyt nachalnego i żądnego jej uwagi. Zamiast tego rzuca aluzjami: „Jeszcze nie wiem, co będę robił czwartego lipca. Mam kilka
propozycji, ale nie wiem, czy rzeczywiście mam na którąś z nich
ochotę”. Tak naprawdę nie ma żadnych planów, ale nie chce, żeby to
brzmiało, jakby domagał się od Monique zaproszenia. Monique nie
chwyta jego aluzji. Zakłada, że on naprawdę zastanawia się nad różnymi opcjami, i stara się pomóc mu wybrać. Wówczas Greg dochodzi do wniosku, że jeśli po tylu sugestiach Monique nadal go nie
zaprosiła, to najwyraźniej po prostu nie chce spędzić z nim tego
dnia. Wzbiera w nim gniew i mężczyzna stwierdza, że będzie się
musiał długo i poważnie zastanowić, czy Monique naprawdę jest
dziewczyną dla niego.
Co jednak by się stało, gdyby zdecydował się wykorzystać skuteczną komunikację? Ma lękowy styl przywiązania i rodzaj dialogu,
jakiego komunikacja ta wymaga, nie przychodzi mu naturalnie. Bardziej jest przyzwyczajony do stosowania zachowań protestacyjnych.
Ostatecznie jednak decyduje się zrobić coś innego. Postanawia
porozmawiać z Monique: „Chciałbym, żebyśmy spędzili czwarty lipca
razem. Chciałabyś spotkać się ze mną i moimi przyjaciółmi, czy
wolisz, żebym to ja dołączył do twojej paczki?”. Monique odpowiada,
że nie pomyślała o tym, żeby go zaprosić, bo wydawało jej się, że
mógłby nie mieć ochoty na spędzanie tego dnia z jej znajomymi ze
szkoły. Ale jeśli ją ma, to czemu nie? Jedno proste pytanie daje Gregowi odpowiedź, jakiej szukał. Dodatkowo fakt, że ich pierwsza tak
szczera rozmowa zakończyła się sukcesem, sprawia, że później
również łatwiej im jest otwarcie ze sobą rozmawiać.
Co gdyby Monique zareagowała inaczej i odrzuciła prośbę Grega?
Jak zawsze w wypadku skutecznej komunikacji, Greg i tak by na tym
wygrał. Nawet gdyby Monique zignorowała jego prośbę i szybko
zmieniła temat, on dowiedziałby się czegoś bardzo istotnego. Otrzymałby rzeczywiste – a nie zrodzone w jego wyobraźni – ostrzeżenie
na temat wrażliwości Monique na jego potrzeby i wątpliwości. Nie
sugerujemy, że Greg powinien natychmiast zostawić Monique, gdyby
tak zareagowała, mówimy tylko, że takie zachowanie byłoby „dymiącym pistoletem”. Gdyby tego rodzaju uniki powtórzyły się dwa lub
trzy razy, mogłyby zainspirować Grega do szukania miłości gdzie
indziej.
KIEDY KORZYSTAĆ ZE SKUTECZNEJ
KOMUNIKACJI
Gdy ktoś zadaje nam to pytanie, od razu ciśnie nam się na usta
odpowiedź: „Zawsze”. Ale wówczas słyszymy często: „Czy
naprawdę muszę od razu omawiać każdy problem w związku?
Jestem osobą lękową, co oznacza dzielenie się każdą wątpliwością
i złą myślą, a jest ich naprawdę sporo”. Zwykle, gdy od razu zajmiesz się martwiącą cię kwestią, cały twój nastrój się zmienia. Zmartwienia i lęki ujawniają się mocniej, gdy ich od razu nie komunikujesz
i pozwalasz im rosnąć.
Jednak przynajmniej dopóki nie poczujesz się zupełnie swobodnie, korzystając ze skutecznej komunikacji, sugerujemy trzymanie
się następujących podstawowych zasad:
Jeśli jesteś osobą lękową – korzystaj ze skutecznej komunikacji, gdy czujesz, że zaczynasz uciekać się do zachowań protestacyjnych. Gdy coś, co
twój partner powiedział lub zrobił (albo czego nie powiedział lub nie zrobił),
pobudziło twój system przywiązania do tego stopnia, że czujesz, że zaraz
wybuchniesz – i przestaniesz odpowiadać na jego telefony, zaczniesz grozić
odejściem lub stosować jakąkolwiek inną formę zachowania protestacyjnego – zatrzymaj się i zastanów. Odpowiedz sobie na pytanie, jakie
naprawdę są twoje potrzeby, i postaraj się skutecznie je zakomunikować.
Zrób to jednak dopiero wówczas, gdy się zupełnie uspokoisz (co w przypadku osoby o lękowym stylu przywiązania może potrwać dzień lub dwa).
Jeśli jesteś osobą unikającą – dla ciebie pewnym znakiem, że czas na
skuteczną komunikację, jest wrażenie, że zaraz eksplodujesz. Skorzystaj ze
skutecznej komunikacji, by wyjaśnić partnerowi, że potrzebujesz przestrzeni
i że chętnie znajdziesz na to taki sposób, który będzie akceptowalny również dla niego. Zasugeruj kilka możliwości, dbając o to, by nie stracić z pola
widzenia potrzeb drugiej osoby. Postępując tak, masz większe szanse na
uzyskanie przestrzeni, której potrzebujesz, żeby odetchnąć.
NA SKUTECZNĄ KOMUNIKACJĘ NIGDY NIE
JEST ZA PÓŹNO
Pewnej soboty Larry dostał z pracy stresującego maila. Jego partnerka Sheila, z którą był od siedmiu lat, była wówczas na spotkaniu
z przyjaciółką, a po nim wróciła do domu, ale tylko po to, żeby wziąć
rzeczy na siłownię. To rozzłościło Larry’ego: „Znów wychodzisz?
Dopiero co przyszłaś! Nigdy cię nie widuję w weekendy!”. Już
w momencie, gdy to mówił, wiedział, że nie jest sprawiedliwy. Sheila
była zaskoczona niespodziewanym atakiem – przecież mówiła mu
wcześniej o swoich planach; proponowała też, że może je zmienić,
gdyby Larry chciał spędzić ten czas z nią. Atmosfera zrobiła się
napięta i przez jakiś czas nie odzywali się do siebie. Larry wziął
książkę, żeby się uspokoić, a gdy mu się to udało, zrozumiał też,
o co tak naprawdę mu chodziło. Był poirytowany z powodu maila
z pracy i potrzebował poczucia bezpieczeństwa, jakie dawała mu
obecność Sheili. Nie chciał jednak prosić jej o zmianę planów, więc
instynktownie przeszedł do zachowania protestacyjnego i wywołał
sprzeczkę tylko po to, by poczuć zainteresowanie partnerki. Wyjaśnił
to wszystko Sheili i przeprosił ją, że nie wyraził swoich potrzeb
wprost. Wyrażenie ich przyniosło mu spokój, a Sheila, wiedząc, o co
chodzi, mogła dać mu wsparcie, jakiego oczekiwał. Ostatecznie sam
zaproponował, żeby jednak poszła na siłownię, tak jak to wcześniej
zaplanowała.
Mimo że początkowo Harry uciekł się do zachowania protestacyjnego, odkrył, że jeśli tylko partnerka wyraża gotowość wysłuchania
go, skuteczna komunikacja, nawet jeśli zastosowana nieco za
późno, nadal może rozładować napiętą sytuację.
PIĘĆ ZASAD SKUTECZNEJ KOMUNIKACJI
Podobnie jak sama idea skutecznej komunikacji, również jej zasady
są dość nieskomplikowane.
1. Mów to, co czujesz. Skuteczna komunikacja wymaga autentyczności
i zupełnej szczerości. Bądź odważny emocjonalnie!
2. Skup się na swoich potrzebach. Chodzi o to, żeby wyrazić swoje
potrzeby. Gdy mówimy o wyrażaniu potrzeb, zawsze mamy na myśli takie,
które biorą pod uwagę także dobro partnera. Jeśli realizacja twoich potrzeb
miałaby skrzywdzić jakoś bliską ci osobę, możesz być pewien, że również
i ty na tym ucierpisz; ostatecznie pary tworzą jedność emocjonalną. Gdy
wyrażasz swoje potrzeby, spróbuj korzystać z takich słów jak potrzebuję,
czuję i chcę, które skupiają się na tym, co próbujesz uzyskać, a nie na niedociągnięciach twojego partnera.
„Potrzebuję czuć się w naszym związku pewnie. Gdy flirtujesz z kelnerką, mam wrażenie, że stąpam po kruchym lodzie”.
„Czuję się lekceważony, gdy zaczynasz wykłócać się ze mną przy
swoich przyjaciołach. Potrzebuję mieć poczucie, że szanujesz moją
opinię”.
”Chcę wiedzieć, że mogę ci ufać. Gdy wychodzisz z przyjaciółmi, bardzo się martwię, że możesz mnie zdradzać”.
3. Mów konkretnie. Jeśli mówisz ogólnikami, partner może nie zrozumieć,
czego ci potrzeba, a jeśli tak, prawdopodobieństwo, że zachowa się właściwie, maleje. Mów dokładnie, co ci przeszkadza:
„Gdy nie zostajesz na noc…”
„Gdy nie odzywasz się do mnie codziennie…”
”Gdy mówisz, że mnie kochasz, a potem to odwołujesz…”
4. Nie obwiniaj. Nigdy nie próbuj sprawić, by twój partner poczuł się egoistyczny, nieporadny, niewystarczający. Skuteczna komunikacja nie polega
na podkreślaniu wad innej osoby, a rzucanie oskarżeń szybko odwiedzie
was od prawdziwego tematu i skończy się kłótnią. Zadbaj o to, by znaleźć
odpowiedni czas na rozmowę, gdy będziesz na tyle spokojny, żeby ją przeprowadzić. Sam się przekonasz, że próby zastosowania skutecznej komunikacji, gdy jesteś na granicy wybuchu, odnoszą przeciwny skutek – najpewniej będzie to brzmiało jak wszczynanie kłótni i krytykowanie partnera.
5. Mów asertywnie i pewnie. Twoje potrzeby w związku są ważne i kropka.
Nawet jeśli osoby o innych niż twój stylach przywiązania nie uważają, że
twoje problemy są istotne, rozwiązanie ich jest konieczne dla twojego
szczęścia, a ich szczere wyrażanie – niezbędne dla skutecznej komunikacji.
Ten punkt jest szczególnie istotny, jeśli jesteś osobą o lękowym stylu przywiązania, bo nasza kultura narzuca ci przekonanie, że wiele z twoich
potrzeb jest nieuzasadnionych. Nie ma jednak znaczenia, co inni o nich
myślą. To są twoje potrzeby i ich spełnienie jest istotne dla twojego szczęścia.
Skuteczna komunikacja od pierwszej randki
Kto z nas nie zna kwestii wypowiadanej przez amerykańskich policjantów
w momencie zatrzymania podejrzanego: „Jesteś aresztowany. Masz prawo
zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie
w sądzie. Masz prawo do adwokata podczas przesłuchania, a jeżeli cię na
niego nie stać, zapewnimy ci adwokata z urzędu. Czy rozumiesz przysługujące ci prawa?”. Formułka ta, zwana prawami Mirandy, została wprowadzona
jako obowiązkowa przez Sąd Najwyższy w 1966 roku w związku ze sprawą
Ernesta Mirandy, który został skazany na podstawie własnych zeznań, nie
wiedząc, że ma prawo w ogóle ich nie składać. Od tego czasu policjanci
mają obowiązek pouczenia za pomocą tej formuły każdego zatrzymanego.
Nasza koleżanka Diane zwykła żartować z mężczyzn, z którymi umawiała się
na randki, że na początku zawsze informują ją o tym, czego ma prawo,
a czego nie ma prawa od nich oczekiwać. „Nie sądzę, żebym był gotowy na
poważniejszy związek” – mówili, co miało znaczyć mniej więcej: „Jeśli nic
z tego nie wyjdzie, nie mów, że cię nie ostrzegałem”. Najwyraźniej, podobnie
jak policja, która od momentu wypowiedzenia słynnego wezwania jest prawnie chroniona podczas przesłuchania, ci mężczyźni, od momentu gdy wypowiedzieli swoją unikającą formułkę, czuli się wolni od jakiejkolwiek emocjonalnej odpowiedzialności za Diane.
Ty, stosując zasady wynikające z teorii więzi, możesz z kolei stworzyć własną bezpieczną formułkę, w której wyrazisz swoje przekonanie, że gdy ludzie
się w sobie zakochują, oddają swoje dobro w ręce innej osoby i że w takiej
relacji obie strony mają obowiązek dbać nawzajem o swoje szczęście i o to,
by tej drugiej stronie wiodło się jak najlepiej.
Przedstawiając partnerowi bezpieczny model działania w miłości
i w związku, nastawiasz się na bezpieczną relację od samego początku jej
trwania.
Mówisz to, co czujesz.
Potrafisz ocenić reakcję drugiej osoby.
Dajesz szansę zarówno sobie, jak i partnerowi na stworzenie bezpiecznej więzi opartej na wzajemnej zależności.
PODSTAWY SKUTECZNEJ KOMUNIKACJI
Jak zacząć
Jeśli nie jesteś przyzwyczajony do skutecznej komunikacji, możesz
sobie bardzo pomóc, najpierw dokładnie przemyśliwując komunikat,
jaki chcesz przekazać. Najlepiej nie robić tego, gdy jesteś zdenerwowany; dobrze też zignorować rady przyjaciół, którzy sugerują stosowanie niebezpośrednich metod zaspokajania swoich potrzeb – na
przykład prób wywołania w partnerze zazdrości. Jeśli to możliwe,
poproś osobę, z którą wypełniałeś swój dziennik zachowań
w związku (patrz rozdział 9.) albo inną bliską osobę o bezpiecznym
stylu przywiązania lub taką, która rozumie zasady skutecznej komunikacji, żeby pomogła ci ubrać twój komunikat we właściwe słowa.
Gdy już masz pewność co do treści, kilka razy powtórz sobie to, co
chcesz powiedzieć, aż poczujesz się swobodnie. Dobrze też jest
zapisać sobie to wszystko, żeby nie stresować się, że możesz
o czymś zapomnieć; dzięki temu będziesz mógł także poprowadzić
tę rozmowę z odpowiednią dozą pewności. Gdy już opanujesz
sztukę skutecznej komunikacji i doświadczysz jej pozytywnego
wpływu na życie, stosowanie jej stanie się twoją drugą naturą.
Ćwiczenie: aby doprecyzować twoją wypowiedź,
odpowiedz na następujące pytania:
Dlaczego czuję niepokój lub niepewność? Jakie konkretne zachowania mojego partnera sprawiają, że tak się czuję? (Dziennik zachowań w związku z rozdziału 9. może ci pomóc odpowiedzieć sobie na
to pytanie).
1. ________
2. ________
3. ________
Jakie konkretne działania mojego partnera mogłyby podnieść moje
poczucie bezpieczeństwa i bycia kochanym/kochaną?
1. ________
2. ________
3. ________
Które z powyższych działań najłatwiej byłoby mi wspomnieć i omówić?
________
________
________
Wykorzystaj swoją odpowiedź na poprzednie pytanie jako temat
twojej pierwszej rozmowy przy wykorzystaniu skutecznej komunikacji. Stwórz krótki scenariusz, który skupia się na tej kwestii, trzymając się pięciu zasad skutecznej komunikacji.
________
________
________
Przeczytaj przedstawione poniżej przykłady. Zwróć uwagę na to, jak
nieskuteczna komunikacja może być różnie zinterpretowana, podczas gdy skuteczna komunikacja ma zawsze tylko jedno konkretne
znaczenie. Dlatego też reakcja twojego partnera na tę drugą powie
ci więcej niż jego reakcja na nieskuteczną komunikację czy zachowanie protestacyjne.
Należy pamiętać, że nawet przy skutecznej komunikacji niektóre problemy nie zostaną natychmiast rozwiązane. Najważniejsza jest reakcja twojego partnera - czy martwi się o twoje samopoczucie, ma na
uwadze twoje dobro i jest gotów pracować nad ważnymi dla was
sprawami.
12.
Jak rozwiązywać konflikty: pięć bezpiecznych zasad
CZY KŁÓTNIE MOGĄ SPRAWIĆ, ŻE BĘDZIEMY
SZCZĘŚLIWSI?
Jednym z powszechniejszych błędnych przekonań na temat związków jest to, że w tych dobrych partnerzy bardzo mało się kłócą. Istnieje takie oczekiwanie, że jeśli jesteście dobrze dopasowani, to
w większości kwestii powinniście zgadzać się ze sobą i kłócić się
rzadko albo wcale. Czasem kłótnie uważa się nawet za dowód tego,
że para jest niedobrana albo że relacja się psuje. Teoria więzi uczy
nas, że te założenia są bezpodstawne. Wszystkie pary – nawet te
bezpieczne – się kłócą. Szczęśliwe i mniej szczęśliwe związki różnią
się nie tym, na ile partnerzy się ze sobą zgadzają, ale tym, w jaki
sposób to robią i czego dotyczą sporne kwestie. Badacze zajmujący
się przywiązaniem zauważyli, że konflikty mogą być szansą na zbliżenie się i pogłębienie więzi.
Są dwa główne rodzaje konfliktów – o kwestie praktyczne i o kwestie bliskości. W rozdziale 8. opisaliśmy, co się dzieje, gdy ludzie
o diametralnie przeciwnych potrzebach związanych z bliskością spo-
tykają się i – mimo najlepszych chęci – mają trudności ze znalezieniem wspólnego języka. Widzieliśmy, w jaki sposób te skonfliktowane potrzeby mogą się rozlać na każdy inny obszar życia i często
prowadzą do tego, że tylko jedna ze stron musi iść na ustępstwa.
Konflikty o podłożu praktycznym zasadniczo nie mają nic wspólnego
z kwestiami związanymi z bliskością.
KONFLIKTY PRAKTYCZNE
Jak sama nazwa wskazuje, konflikty praktyczne to te, które się pojawiają, gdy dwie odrębne osoby i osobowości dzielą razem życie –
jaki program w telewizji oglądać, na jaką temperaturę ustawić klimatyzację, zamówić chińskie czy hinduskie jedzenie. Takie kłótnie są
tak naprawdę dobre, bo zmuszają cię do życia w relacji z drugą
osobą i uczą sztuki kompromisu. Jedną z najokrutniejszych kar, jaką
można nałożyć na człowieka, jest samotność; jesteśmy istotami społecznymi i najlepiej funkcjonujemy w relacji z innymi. Bycie wśród
ludzi wymaga od nas elastyczności myślenia i działania, co z jednej
strony oznacza wyjście z przyjemnej strefy komfortu, z drugiej jednak uaktywnia i odmładza nasze umysły, doprowadzając nawet do
regeneracji komórek mózgowych.
Ale to, co wygląda dobrze na papierze – branie pod uwagę
potrzeb i preferencji drugiej strony, nawet jeśli są one przeciwne do
naszych – w praktyce nie zawsze jest łatwe. Co ciekawe, osoby
reprezentujące bezpieczny styl przywiązania instynktownie wiedzą,
jak to robić. Podczas kłótni potrafią skutecznie obniżyć jej temperaturę i załagodzić konflikt. Ilekroć zdarza ci się, że ktoś, z kim się
spierasz, zaskakuje cię szczerym zainteresowaniem twoim samopoczuciem i punktem widzenia, najpewniej masz do czynienia z kimś
o bezpiecznym stylu przywiązania. Jak jednak czyjaś naturalna
skłonność do tego rodzaju zachowań może pomóc tym, którzy nie
zostali nią obdarzeni?
BEZPIECZNE ZASADY POSTĘPOWANIA
W SYTUACJI KONFLIKTU
Przyjrzyjmy się dokładniej pięciu zasadom, które osoby o bezpiecznym stylu przywiązania stosują, gdy kłócą się z partnerem.
Pięć bezpiecznych zasad
rozwiązywania konfliktów
1.
2.
3.
4.
5.
Okaż podstawowe zainteresowanie dobrem drugiej osoby.
Skup się na problemie.
Powstrzymaj się od generalizowania.
Zachowaj otwartość na zaangażowanie.
Skutecznie komunikuj uczucia i potrzeby.
1. Okazywanie podstawowego zainteresowania
dobrem drugiej osoby. Domek w Bergshire
Frank uwielbia przyrodę i letni domek w Bergshire, który odziedziczył
po swoich rodzicach. Sandy tego nie znosi; nienawidzi pakowania,
rozpakowywania i tego, że gdy tam jadą, zawsze po drodze tkwią
w korku. Dla niej całe to doświadczenie nie jest warte zachodu. Kilka
razy bardzo się o to pokłócili, aż zdali sobie sprawę z tego, że naleganie na spełnienie własnych potrzeb i ignorowanie potrzeb drugiej
osoby prowadzi do tego, że oboje są nieszczęśliwi. Mimo że oboje
mają zupełnie inne wizje spędzania wolnego czasu, wypracowali
sobie skuteczny system. Dziś, gdy Sandy czuje, że Frank zaczyna
mieć dosyć życia w mieście, wyjeżdżają do lasu. Podobnie, gdy
Frank widzi, że Sandy zaczyna czuć się przytłoczona podróżowaniem, zostają w mieście – czasem na dłużej. W takich sytuacjach on
– żeby zadbać o własne samopoczucie – organizuje sobie różne
aktywności na świeżym powietrzu. Nie jest to system idealny i cza-
sem któreś z nich się denerwuje i narzeka, ale jakoś sobie z tymi
różnicami radzą i każde, najlepiej jak to możliwe, bierze pod uwagę
potrzeby drugiej strony.
Oboje, Frank i Sandy, rozumieją podstawową zasadę dobrego
związku – że dobro drugiej osoby jest dla nas tak samo ważne, jak
nasze. Ignorowanie potrzeb partnera odbije się na twoich emocjach,
na twoim poziomie zadowolenia ze związku, a nawet na twoim zdrowiu fizycznym. Często postrzegamy konflikt jako grę o sumie zerowej – wygra albo jedna, albo druga strona. Ale teoria więzi pokazuje
nam, że nasze szczęście zależy tak naprawdę w dużej mierze od
szczęścia naszego partnera i vice versa, gdyż nasze losy są ze sobą
nierozerwalnie związane. Mimo różnych potrzeb Frank i Sandy
wypracowali system, w którym co jakiś czas jedno ustępuje drugiemu, co obojgu daje poczucie, że są wzajemnie nastawieni na
realizację swoich potrzeb. Z perspektywy przywiązania jest to niezwykle dobre doświadczenie.
2. Skupianie się na problemie. Bałagan George’a
Kelly tak wspomina pierwsze spotkania z George’em: „Na jednej
z naszych pierwszych randek zatrzymaliśmy się na chwilę przy jego
domu, ale nie zaprosił mnie do środka. Powiedział, że właśnie ma
remont i nie chce, żebym zobaczyła ten chaos. Ponieważ jestem
raczej podejrzliwa, ten wykręt wydał mi się podejrzany. Zaczęłam
sobie wyobrażać najgorsze, czyli dodatkową szczoteczkę w jego
łazience i bieliznę innej kobiety na jego łóżku. George zauważył, że
mój nastrój się zmienił, i zapytał dlaczego. Powiedziałam, że jest dla
mnie oczywiste, iż coś ukrywa, i nasza randka zakończyła się w niezbyt dobrym nastroju.
Jednak następnego wieczora George zaprosił mnie do siebie.
Wpuścił mnie na klatkę schodową, a gdy wchodziłam po schodach,
otworzył drzwi i szerokim gestem zaprosił mnie do środka. Miał
naprawdę straszny bałagan, ale śmialiśmy się z tego i złe uczucia
prysły”.
George potrafił naprawić sytuację, ponieważ ma bezpieczny styl
przywiązania. Mimo że jego zachowanie może się wydawać naturalne, nie każdy w jego sytuacji zrobiłby to samo, warto więc przyjrzeć się bliżej temu, jak się zachował. George skupił się wyłącznie
na tej konkretnej kwestii. Podczas gdy Kelly, która ma lękowy styl
przywiązania, zaczęła kluczyć wokół tematu, rzucając oskarżenia, on
potrafił przejrzeć jej zachowanie protestacyjne i dojść do tego, co
naprawdę ją zmartwiło. Jego reakcja dobrze ilustruje to, czego
dowiadujemy się z badań. Garry Creasey, szef jednostki zajmującej
się badaniami nad przywiązaniem na Illinois State University,
badacz, który interesuje się szczególnie zarządzaniem konfliktami
z perspektywy teorii przywiązania, oraz Matthew Hesson-McInnis,
także z zakładu psychologii uniwersytetu stanowego Illinois, odkryli,
że osoby o bezpiecznym stylu przywiązania lepiej potrafią zrozumieć
perspektywę partnera i skupić się na problemie. Reagując na lęki
Kelly szybko i skutecznie, George zapobiegł rozwojowi konfliktu.
Jego umiejętność zbudowania bezpiecznej relacji przyniosła korzyści
im obojgu; Kelly dowiedziała się, że ma partnera, który czuje się
odpowiedzialny za jej dobro, a George uświadomił sobie, że jego
partnerka akceptuje go takiego, jakim jest, z całym jego bałaganem.
Gdy istnieje chęć rozwiązania konkretnego problemu, a osoby zaangażowane w konflikt czują, że ktoś ich słucha, zbliża je to do siebie.
Ale osoby o bezpiecznym stylu przywiązania nie zawsze potrafią
rozwiązać konflikt w tak elegancki sposób. Również im zdarza się
stracić cierpliwość i nie dostrzec potrzeb partnera.
3. Powstrzymanie się od generalizowania.
Wyprawa na zakupy
Mimo że Terry i Alex, oboje po pięćdziesiątce, reprezentują bezpieczny styl przywiązania, od ponad trzydziestu lat cały czas odtwarzają ten sam rytualny konflikt. Terry wysyła do supermarketu Alexa
wyposażonego w bardzo szczegółową listę zakupów, na przykład:
krojone pomidory w puszce, razowy chleb i paczka makaronu Barilla.
Kilka godzin później Alex wraca z zakupionymi produktami, które są
co prawda podobne do tych, które „zamówiła” Terry, ale nie dokładnie te same: makaron jest innej firmy, a pomidory są w formie pulpy,
nie krojone. Terry się denerwuje, stwierdza, że z zakupionych produktów nic się nie da zrobić i dramatycznie ogłasza, że teraz sama
będzie musiała iść na zakupy. Alex reaguje na to w ten sposób, że
traci nad sobą panowanie, zabiera wszystko, co kupił, i w złości
wypada z domu. Gdy wraca, przynosi co prawda ze sobą właściwe
produkty, ale cały dzień jest już zrujnowany przez kłótnię.
Mimo że Terry i Alex bardzo się kochają, nigdy nie przyjrzeli się bliżej temu rytualnemu konfliktowi. Gdyby to zrobili, zrozumieliby, jaką
wartość mogłoby mieć dla nich znalezienie innego rozwiązania problemu. Alex jest roztargniony; wydaje się po prostu pozbawiony
umiejętności zwracania uwagi na szczegóły, więc misja, którą
dostaje od Terry, jest z góry skazana na porażkę. Dla Terry z kolei te
drobiazgi są kluczowe – nie mogłaby przymknąć na nie oczu, nawet
gdyby chciała. Nie oznacza to jednak, że musi brać na siebie cały
ciężar tej sytuacji. Można znaleźć kreatywne rozwiązanie tego problemu. Terry może zadzwonić do Alexa, gdy ten jest w sklepie,
i upewnić się, że wkłada do koszyka odpowiednie produkty; może
złożyć zamówienie online i poprosić męża tylko o to, by je odebrał.
Może też pójść na zakupy sama, podczas gdy Alex zajmie się innymi
pracami domowymi. Muszą znaleźć sposób, który będzie najwygodniejszy dla nich, obojga, i trzymać się go.
Na jedno jednak warto zwrócić szczególną uwagę: mimo że Terry
i Alex się sprzeczają, żadne z nich nie ucieka się do destrukcyjnych
zachowań. Najważniejsze jest to, że nie pozwalają na rozlewanie się
konfliktu na inne obszary swojego życia; nie dają mu także wyrwać
się spod kontroli. Unikają lekceważących komentarzy na temat siebie nawzajem, jak również bolesnych generalizacji. Utrzymują kłótnię
w granicach konkretnego problemu i nie wyolbrzymiają go. Mimo że
Terry od czasu do czasu „grozi”, że zacznie sama chodzić na zakupy
– i czasami to robi – nie zdarza się jej mówić: „Mam cię dosyć” ani
„Wiesz co? Sam sobie gotuj. Odchodzę!”.
4. Otwartość na zaangażowanie
We wszystkich trzech opisanych powyżej konfliktach, niezależnie od
tego, czy znalazły pokojowe czy ostrzejsze rozwiązanie, bezpieczny
partner pozostaje „obecny” zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.
George instynktownie potrafi przyjąć na siebie personalny atak ze
strony Kelly, bierze odpowiedzialność za jej zranione uczucia i robi
wszystko, by zmienić sytuację, nadal pozostając zaangażowanym.
Gdyby był osobą o unikającym lub nawet o lękowym stylu przywiązania, mógłby odpowiedzieć na milczenie Kelly wycofaniem się lub
stworzeniem jeszcze większego dystansu.
Frank i Sandy także mogliby robić sobie nawzajem na złość.
Sandy mogłaby powiedzieć: „Wiesz co? Rób co chcesz! Ja spędzam
weekendy w mieście!” i odmówić jakiejkolwiek dalszej dyskusji na
ten temat. Frank mógłby zrobić to samo. W ten sposób doprowadziliby do patowej sytuacji, w której spędziliby wiele weekendów
oddzielnie, tęskniąc za sobą. Tylko dlatego, że oboje wyrażają gotowość do trwania w związku i poradzenia sobie z problemem, udaje
im się znaleźć rozwiązanie, z którym oboje mogą żyć, i dzięki któremu uczą się dodatkowo bardziej wczuwać w potrzeby drugiej
strony.
5. Skuteczne komunikowanie uczuć i potrzeb.
Odwiedziny u szwagierki
Ponieważ praca Toma jest bardzo wymagająca, Rebecca w tygodniu
prawie go nie widuje i często czuje się bardzo samotna. W soboty
zwykle odwiedza swoją siostrę, która mieszka niedaleko. Tom najczęściej nie towarzyszy jej podczas tych wizyt. Woli zostać w domu
i odpoczywać na kanapie. Zazwyczaj Rebecce to nie przeszkadza,
ale w tę sobotę, po szczególnie długim tygodniu pracy, gdy Toma nie
było jeszcze dłużej niż zwykle, kobieta nalega, żeby jednak poszedł
z nią. Tom jest wykończony i absolutnie zdecydowany nie iść. Tym
razem Rebecca jednak nie chce zaakceptować odmowy, na co Tom
reaguje jeszcze większym zamknięciem się. Wreszcie ona mówi mu,
że jest egoistą, a on przestaje się odzywać i ogląda telewizję. Ostatecznie Rebecca idzie do siostry sama.
Rebecca reaguje w sposób bardzo typowy dla osób o lękowym
stylu przywiązania. Ponieważ fakt, że jej mąż spędził w minionym
tygodniu jeszcze więcej czasu w pracy niż zwykle, pobudził jej system przywiązania, w sobotę odczuwa zwiększoną potrzebę kontaktu
z nim. Najbardziej potrzebuje poczuć, że Tom jest dla niej dostępny
– że mu na niej zależy i że chce z nią przebywać. Jednak zamiast
powiedzieć to wprost i wytłumaczyć, co ją męczy, ucieka się do
zachowania protestacyjnego – oskarżenia męża o egoizm i nalegania, by jej towarzyszył. Tom nie rozumie, dlaczego żona nagle
zachowuje się tak nieracjonalnie – ostatecznie dawno ustalili, że on
nie musi chodzić z nią do siostry.
Jak bardzo różna mogłaby być reakcja Toma, gdyby Rebecca
powiedziała: „Wiem, że nie znosisz chodzić ze mną do mojej siostry,
ale dziś wiele by to dla mnie znaczyło. Prawie cię w tym tygodniu nie
widziałam i nie chcę tracić okazji na spędzenie z tobą choć odrobiny
czasu”.
Skuteczne wyrażanie potrzeb emocjonalnych jest nawet lepsze niż
magiczne czytanie drugiej osoby w twoich myślach; oznacza, że
jesteś aktywnym podmiotem, który wymaga wysłuchania; otwiera też
drzwi do znaczenie bogatszego dialogu emocjonalnego. Nawet jeśli
Tom wybrałby nietowarzyszenie Rebecce, gdyby zrozumiał, co ona
czuje, mógłby znaleźć inny sposób na uspokojenie jej emocji: „Jeśli
naprawdę chcesz, żebym poszedł, zrobię to, ale też rzeczywiście
chcę odpocząć. Może raczej wyjdziemy wieczorem tylko we dwoje?
Co sprawiłoby, że poczułabyś się lepiej? Przecież wcale nie potrzebujesz mojego towarzystwa u twojej siostry, przeszkadzałbym wam
tylko”.
Zapobieganie konfliktom –
podstawy biologii przywiązania
W konfliktach nie zawsze chodzi o to, kto co komu zrobił, ani o to, jak znaleźć
kompromis, ani nawet o to, jak się skuteczniej komunikować. Czasem samo
zrozumienie podstawowej biologii przywiązania pozwala nam lepiej zapobiegać kłótniom, zanim jeszcze do nich dojdzie. Oksytocyna, neuropeptydowy
hormon, który w ostatnich latach często był opisywany w prasie, odgrywa
ważną rolę w procesach związanych z przywiązaniem i służy wielu celom:
wywołuje porody, wzmaga uczucie bliskości i służy jako hormon wzmacniający społeczne więzi, zwiększając zaufanie i chęć współpracy. Podczas orgazmu, a nawet podczas przytulania, otrzymujemy wystrzał oksytocyny do
mózgu – z tego też powodu otrzymał on miano „hormonu przytulania”. Co
oksytocyna ma wspólnego z redukowaniem konfliktów? Czasem zdarza się,
że spędzamy z bliską nam osobą mniej tzw. quality time, czyli dobrego jakościowo czasu – zwłaszcza wówczas, gdy mamy wiele innych pilnych spraw
na głowie. Jednak wyniki badań z dziedziny neuronauki pokazują, że warto
inaczej ustalić priorytety. Rezygnując z bliskości z naszym partnerem, tracimy także okazję do otrzymywania wspomnianych wystrzałów oksytocyny –
co sprawia, że stajemy się mniej przyjemni dla otaczającego nas świata i bardziej podatni na popadanie w konflikty.
Następnym razem, gdy zdecydujesz się zrezygnować z porannego, niedzielnego przytulania w łóżku po to, żeby nadrobić pracę – dobrze się zastanów, bo takie przytulanie może zapobiec konfliktom w twoim związku przez
kilka dni.
DLACZEGO OSOBY O POZABEZPIECZNYCH
STYLACH PRZYWIĄZANIA NIE STAJĄ TWARZĄ
W TWARZ Z KONFLIKTEM?
Kilka cech lękowego i unikającego stylu przywiązania sprawia, że
reprezentującym je ludziom trudno jest stosować bezpieczne zasady
rozwiązywania konfliktów.
U osób o stylu lękowym konflikt może wywołać bardzo podstawowe lęki dotyczące zarówno wrażliwości partnera na ich potrzeby,
jak również groźby bycia odrzuconym czy porzuconym. W czasie
kłótni takie osoby przeżywają wiele negatywnych myśli i uciekają się
do zachowań protestacyjnych, mających na celu zdobycie uwagi
partnera. Rzucają silne oskarżenia, płaczą albo w ogóle przestają
się odzywać. Ze strachu, że partner nie potraktuje ich potrzeb
poważnie, pragną silnie zaznaczyć swoją obecność, by zostać
wysłuchanym. Ich zachowanie, mimo że często dramatyczne, zwykle
pozostaje nieskuteczne.
Osoby o unikającym stylu przywiązania również są przerażone
możliwością, że partner nie będzie obecny, gdy będą go potrzebować. Jednak aby poradzić sobie z tym lękiem, stosują zupełnie inne
podejście – duszą w sobie potrzebę bliskości, zamykając się emocjonalnie i przywdziewając zbroję obojętności. Im bardziej osobisty
robi się konflikt, tym silniejsza staje się ich potrzeba zdystansowania
się od tej sytuacji. Aby to zrobić, sięgają po strategie dezaktywujące,
takie jak szukanie w partnerze wad, aby poczuć się mniej z nim
związanym.
Jeszcze jedno badanie, przeprowadzone przez Gary’ego Creaseya i jego dwie studentki Kathy Kershaw i Adę Boston, pokazało,
że osoby zarówno o lękowym, jak i o unikającym stylu przywiązania
korzystają rzadziej z pozytywnych sposobów na rozwiązanie konfliktu czy wyrażenie agresji, częściej natomiast niż osoby o bezpiecznym stylu przywiązania uciekają się do wycofania i doprowadzają do
eskalacji problemu. Być może wynika to z podobieństw w ich podejściu do konfliktu – to znaczy z ich podstawowych przekonań na
temat dostępności partnera oraz trudności ze skutecznym wyrażaniem potrzeb.
PROBLEM NA TLE DZIECI W PRZYPADKU
PAULA I JACKIE
Mimo że Jackie i Paul spotykają się ze sobą już od ponad roku i spędzają razem większość nocy, Jackie nigdy nie poznała trójki dzieci
partnera, Jej przyjaciele i rodzina martwią się tą sytuacją i zastanawiają się, dokąd ich relacja zmierza.
Jackie próbowała rozmawiać z Paulem o możliwości poznania
jego pociech, ale jego zdaniem właściwy moment jeszcze nie nadszedł. Dla niego priorytetem jest zachowanie stabilności w ich życiu.
Dzieci spędzają z nim co drugi weekend i wówczas Jackie zupełnie
nie ma z nim kontaktu. Kobieta ma poczucie, że jeśli znów spróbuje
poruszyć ten problem, zagrozi całemu ich związkowi. Nawet w odpowiednich momentach, jak wtedy, gdy Paul mówił jej, jak bardzo ją
kocha, i planował z nią kupno wspólnego domu, Jackie nie zająknęła
się na temat dzieci; nie odwzajemniła też jego wyznania. Ma poczucie, że gdyby Paul naprawdę chciał być z nią blisko, wpuściłby ją
z w pełni do życia swojego i swoich pociech.
Gdy rodzice Jackie przychodzą na kolację, Paul w kółko mówi
o tym, jak wspaniałe są jego dzieci. Po deserze ojciec Jackie zaprasza go na krótki spacer. Mówi mu, że z jego opowieści dzieci wydają
się naprawdę cudowne i że ma nadzieję, że Jackie wkrótce będzie
miała okazję je poznać, bo on i jego żona naprawdę go lubią i chcieliby widzieć, że ich związek się rozwija. Żaden z nich nie mówi o tej
rozmowie Jackie.
Przez cały tydzień Paul jest dziwnie cichy. Jackie nie ma pojęcia,
dlaczego odpowiada jedynie „tak”, „nie” i „nie wiem”. Wreszcie pyta
go, o co chodzi. Wtedy Paul wybucha. Skarży się, że jej ojciec skrytykował go za to, że tyle mówił o swoich dzieciach, i przypomina Jackie o wielu sytuacjach, w których on wyraził swoje uczucia do niej
i nic w zamian nie usłyszał. Jackie odpowiada, że trudno jej się otworzyć, gdy on odsuwa ją od tak ważnej części swojego życia. Zamiast
kontynuować rozmowę, Paul wstaje, pakuje się i wychodzi, mówiąc,
że potrzebuje „przestrzeni”. Kilka tygodni później wraca, ale nadal
unikają rozmów o tej sprawie i sytuacja wraca do punktu wyjścia.
Zarówno Paul, jak i Jackie łamią niemal każdą bezpieczną zasadę
radzenia sobie z konfliktami, co jest typowe dla osób o pozabezpiecznych stylach przywiązania. Żadne z nich nie komunikuje swoich
potrzeb bezpośrednio i oboje unikają zajęcia się konkretną kwestią
– przedstawieniem Jackie dzieciom Paula. Każde jednak robi to
z innych powodów. Paul ma bardzo ugruntowaną opinię na ten temat
– nie chce, żeby jego dzieci poznawały kogoś, z kim się spotyka,
dopóki to nie będzie bardzo poważny związek – a Jackie nigdy nie
odpowiedziała na jego wyznania miłości. Nie przyszło mu do głowy,
żeby spytać partnerkę, czy przeszkadza jej to, że co drugi weekend
spędzają oddzielnie. Mimo że mówi, że ją kocha, nie przekłada się to
u niego na myślenie, że w kwestii związanej z jego dziećmi powinny
być brane pod uwagę jej uczucia (jest to podejście typowe dla osoby
o stylu unikającym). Ponadto zakłada, że skoro ona niezbyt często
mówi o tym, że chciałaby poznać jego dzieci, nie zależy jej na tym aż
tak bardzo.
Jackie z kolei nie mówi już więcej o poznaniu jego dzieci, bo boi
się i martwi, że jeśli będzie miała za duże wymagania, może zagrozić całemu ich związkowi. Obawia się, że Paul może dojść do wniosku, iż ona po prostu nie jest warta jego wysiłku.
Paul łamie także bezpieczne zasady postępowania w związku,
gdy decyduje się nie mówić Jackie o swojej rozmowie z jej ojcem.
Co gorsza, gdy w końcu jednak o tym rozmawiają, zamiast dokładnie
omówić temat, Paul zupełnie się wycofuje. Pozwala, by gniew w nim
gotował się tak długo, że gdy w końcu Jackie pyta go, o co chodzi,
potrafi zareagować już tylko atakiem. Jackie, która także ma niskie
poczucie bezpieczeństwa, nie jest w stanie uratować sytuacji;
zamiast spróbować uspokoić Paula i załagodzić sytuację, ucieka się
do kontrataku. Ponieważ jest osobą lękową, bierze słowa Paula do
siebie jako odrzucenie i zaczyna się bronić. Niestety żadne z nich
nie potrafi zobaczyć w tej sytuacji nic poza własną krzywdą, spojrzeć
z szerszej perspektywy i zrozumieć, co się dzieje z drugą osobą.
Ogólna zasada jest taka, że delikatne tematy – takie jak poznawanie dzieci partnera – zawsze powinny być omawiane szczerze.
Nawet jeśli akurat nikt ich nie porusza, należy założyć, że są ważne.
Nawet jeśli od razu nie uda się znaleźć rozwiązania, ważne jest, by
okazywać otwartość i gotowość wysłuchania drugiej osoby oraz nie
kumulować urazów, które mogłoby doprowadzić do jakiegoś niekontrolowanego wybuchu w przyszłości. Oczywiście jeśli temat jest rzeczywiście omawiany, a nie ignorowany, szansa, że problem zostanie
rozwiązany, jest znacznie większa.
JAK ODNOSIĆ KORZYŚCI ZE STOSOWANIA
BEZPIECZNYCH ZASAD POSTĘPOWANIA?
Pozabezpieczne założenia przeszkadzają w rozwiązywaniu konfliktów. Zwłaszcza skupianie się na swoich własnych potrzebach
i krzywdach może stanowić powód wielu problemów. Lęk przed tym,
że ktoś może nie być tak emocjonalnie zaangażowany w związek jak
ty albo nie życzy sobie takiej bliskości, jakiej ty pragniesz, jest zrozumiały. Jednak w sytuacji konfliktowej koncentrowanie się na tych
kwestiach może być bardzo szkodliwe. Gdy jesteś w samym środku
walki, próbuj cały czas mieć na uwadze kilka prawd.
Pojedyncza kłótnia nie niszczy związku.
Wyrażaj swoje lęki! Nie pozwól, by decydowały o twoim zachowaniu. Jeśli
się boisz odrzucenia przez drugą stronę, powiedz jej to.
Nie zakładaj, że zły humor twojego partnera to twoja wina. Najprawdopodobniej wcale tak nie jest.
Zaufaj, że twój partner okaże ci troskę i współczucie, i śmiało wyrażaj swoje
potrzeby.
Nie oczekuj, że twój partner będzie wiedział, co myślisz. Jeśli nie powiesz
czegoś wprost, on czy ona nie może tego wiedzieć!
Nie zakładaj, że rozumiesz, co twój partner ma na myśli. Gdy nie masz pewności, pytaj.
Ogólna nasza rada jest taka, że w sytuacji konfliktowej lepiej zawsze
spodziewać się najlepszego. Tak naprawdę typowe dla osób o pozabezpiecznych stylach przywiązania zakładanie najgorszego często
działa jak samospełniająca się przepowiednia. Jeśli zakładasz, że
twój partner będzie się zachowywać w sposób dla ciebie bolesny,
albo spodziewasz się odrzucenia, automatycznie przechodzisz do
samoobrony – rozpoczynając w ten sposób błędne, negatywne koło.
Mimo że pewnie musisz wmówić sobie wiarę w pozytywne prawdy,
które wymieniliśmy powyżej (i zapewne nadal nie jesteś do nich
zupełnie przekonany), jest to działanie, w które warto włożyć trochę
wysiłku. W większości przypadków skieruje ono dialog we właściwym kierunku.
Podsumowując, oto nawyki, od których w czasie kłótni należy się
trzymać z daleka:
Pozabezpieczne strategie postępowania, których należy
unikać w sytuacjach konfliktowych
1.
2.
3.
4.
Odchodzenie od rzeczywistego problemu
Zaniedbywanie skutecznej komunikacji uczuć i potrzeb
Uciekanie się do osobistych ataków i destrukcyjnych działań
Działanie na zasadzie „oko za oko, ząb za ząb” – odpowiadanie na
negatywne zachowania partnera jeszcze bardziej negatywnymi zachowaniami
5. Wycofywanie się
6. Zapominanie o tym, żeby mieć na uwadze dobro drugiej osoby
Przypadek Paula i Jackie to raczej konflikt na tle potrzeb związanych z bliskością, a nie kwestii praktycznych. Opisaliśmy go tutaj po
to, by pokazać, jak łatwo jest „zaliczyć” niemal wszystkie najgorsze
możliwe zachowania w trakcie jednej kłótni. Mimo że Paul i Jackie
się kochają, (1) łatwo odchodzą od głównego problemu („Twój ojciec
skrytykował mnie za mówienie o moich dzieciach…”) i (2) w oczywisty sposób nigdy skutecznie nie komunikują swoich potrzeb i uczuć.
Wiele rzeczy pozostaje niedopowiedzianych, zwłaszcza ze strony
Jackie, która (5) ucieka w emocjonalne wycofanie się i nie odpowiada na podejmowane przez Paula próby zbliżenia się do niej na
inne sposoby. Gdy wreszcie, po tygodniu ciszy (5), zaczynają znów
ze sobą rozmawiać, robią to na zasadzie wet za wet (4). Oboje też
z pewnością koncentrują się przesadnie na swoich własnych obawach i (6) z wielką trudnością przychodzi im pamiętanie o dobru drugiej osoby, a zwłaszcza w trakcie kłótni.
WARSZTATY ZE STRATEGII POSTĘPOWANIA
W SYTUACJACH KONFLIKTOWYCH
Pierwszym krokiem w kierunku zidentyfikowania strategii, jakie
samemu stosuje się podczas konfliktu, i ich zmiany, jest nauczenie
się rozróżniania pomiędzy strategiami skutecznymi i nieskutecznymi.
Przyjrzyj się następującym sytuacjom i postaraj się stwierdzić, jakie
zasady stosują te pary, by poradzić sobie z dzielącymi ich kwestiami.
Jeśli uważasz, że wykorzystywane zasady są pozabezpieczne,
podaj możliwe do zastosowania bezpieczne alternatywy.
1. Marcus wykupił rejs do Brazylii (przeznaczony głównie dla singli),
zanim poznał Darię, z którą spotyka się od sześciu miesięcy. Darii
nie podoba się perspektywa, że Marcus wybiera się w taką podróż
bez niej, jednak sama nie lubi rejsów. Gdy podejmuje ten temat
w rozmowie z Marcusem, słyszy: „To teraz już wszystko muszę robić
z tobą? Przecież i tak nie lubisz rejsów, więc o co ci chodzi? Poza
tym, już zapłaciłem. Chcesz, żeby przepadły mi te trzy tysiące dolarów?”
Reakcja Marcusa jest:
bezpieczna
pozabezpieczna
Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Marcusa:
Możliwe bezpieczne strategie, które mógł zastosować:
Odpowiedź: rekcja Marcusa jest pozabezpieczna.
Marcus stosuje mnóstwo pozabezpiecznych strategii postępowania.
Generalizuje konflikt, atakując swoją dziewczynę („Chcesz, żeby
przepadły mi te trzy tysiące dolarów?”) i daje jej odczuć, że jej oczekiwania są przesadzone („To teraz już wszystko muszę robić
z tobą?”). Nie pozostaje skupiony na problemie, którym jest w tym
wypadku niepokój Darii, że podczas takiego rejsu mógłby ją zdradzić. Marcus woli odejść od tematu i przełożyć go na kwestię pieniędzy i „przesadnych” oczekiwań partnerki.
Bezpieczne strategie, które Marcus mógł zastosować: najlepiej
byłoby, gdyby Marcus trzymał się konkretnego tematu, który podniosła Daria. Dla niej jest to rzeczywisty problem i tak długo, jak się nim
nie zajmie, pozostanie on nierozwiązany.
2. W odpowiedzi na reakcję swojego chłopaka Daria zamyka się.
Przeprasza za to, że w ogóle podniosła ten temat. Ostatecznie jest
to podróż, którą zaplanował, jeszcze zanim się poznali. Czuje się
źle, że zachowała się tak nierozsądnie, miała za wysokie oczekiwania i zbyt jawnie pokazała, jak jej na nim zależy.
Reakcja Darii jest:
bezpieczna
pozabezpieczna
Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Darię:
Bezpieczne strategie, które Daria mogła zastosować:
Odpowiedź: reakcja Darii jest pozabezpieczna.
Dlaczego Daria tak reaguje? Jej chłopak chce się wybrać do Brazylii
na rejs dla singli po zaledwie sześciu miesiącach ich znajomości.
Daria jak najbardziej ma prawo wyrazić swój niepokój. Jednak
zamiast otwarcie o tym porozmawiać, wycofuje się. Boi się, że fakt,
iż wyraziła własne zdanie, może zagrozić jej związkowi, więc stara
się zatrzeć złe wrażenie, przepraszając za to, że w ogóle podjęła ten
temat. Jednak robiąc to, Daria zgadza się na niepisaną umowę
pomiędzy nią a Marcusem, zgodnie z którą jej uczucia i lęki będą
w ich związku lekceważone.
Bezpieczne strategie, jakie Daria mogła zastosować: powinna była
zdecydowanie zakomunikować swoje potrzeby, powiedzieć Marcusowi o swoich obawach i o tym, że wizja tego rejsu sprawia, iż martwi się o przyszłość ich związku. Reakcja Marcusa na jej skuteczną
komunikację wiele by jej o nim powiedziała. Gdyby nadal ją lekceważył i w ogóle nie wziął sobie jej uczuć do serca, wówczas powinna
się zastanowić, czy naprawdę chce być dłużej z kimś takim.
3. Podczas jazdy samochodem Ruth opowiada Johnowi, jak bardzo
martwi się trudnościami, jakie ich córka ma z matematyką. John
przez cały czas tej rozmowy kiwa głową, ale sam mówi niewiele. Po
kilku minutach Ruth wybucha: „Dlaczego to jest tylko mój problem?
Przecież to też twoja córka. Dlaczego ty się tym w ogóle nie interesujesz? Czy ty w ogóle się o nią nie martwisz?”. John jest zaskoczony jej atakiem. Po około minucie mówi: „Jestem naprawdę
wykończony i samo prowadzenie samochodu zabiera mi teraz
resztki energii. Też bardzo się martwię tą sytuacją, ale w tym
momencie mam ledwie tyle siły, żeby skoncentrować się na drodze”.
Reakcja Johna jest:
bezpieczna
pozabezpieczna
Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Johna:
Bezpieczne strategie, jakie John mógłby zastosować:
Odpowiedź: reakcja Johna jest bezpieczna.
Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania nie są święte! Także oni,
tak samo jak inni ludzie, mogą być czasem zmęczeni i tracić cierpliwość albo odpływać myślami gdzieś daleko. Kluczowe jest jednak to,
w jaki sposób reagują na konfliktowe sytuacje. Zwróć uwagę na to,
że John nie odpowiada atakiem na atak Ruth. Pozostaje skupiony na
problemie, odpowiada w prosty sposób („Jestem naprawdę wykończony…”) i okazuje szczere zainteresowanie samopoczuciem żony,
potwierdzając zasadność jej troski („Też bardzo się martwię tą sytuacją”).
Bezpieczne strategie, jakie John mógł zastosować: John spisał się
całkiem nieźle, zapobiegając niepotrzebnej eskalacji konfliktu i uspo-
kajając partnerkę. Wyobraź sobie, jak ta sytuacja potoczyłaby się
dalej, gdyby warknął: „Do cholery! Nie widzisz, jaki jestem zmęczony? O co ci chodzi? Chcesz, żebym spowodował wypadek?”. Na
szczęście zrozumiał, że oskarżenia żony były jedynie wynikiem jej
stresu i że w rzeczywistości pewnie nie chciała go krytykować. Zajął
się więc prawdziwym problemem, zapewniając ją, że dobro ich córki
jest ich wspólną sprawą.
4. Steve od kilku tygodni umawia się z Mią. W piątek po południu
dzwoni do niej, żeby zapytać, czy chciałaby tego dnia wieczorem
dołączyć do niego i jego przyjaciół w lokalnym barze. Mia denerwuje
się, bo Steve prawie zawsze chce się z nią spotykać w towarzystwie
swoich znajomych, podczas gdy ona wolałaby klasyczną randkę
sam na sam. „Naprawdę się boisz zostać ze mną sam, co?” – mówi.
– „Nie gryzę” – dodaje żartobliwie. Następuje chwila niezręcznej
ciszy, po czym Steve rzuca: „Zadzwoń do mnie, gdybyś jednak
chciała przyjść”, po czym się rozłącza.
Reakcja Steve’a jest:
bezpieczna pozabezpieczna
Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Steve’a:
Bezpieczne strategie, które Steve mógł zastosować:
Reakcja Mii jest:
bezpieczna
pozabezpieczna
Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Mię:
Bezpieczne strategie, jakie Mia mogła zastosować:
Odpowiedź: reakcja Steve’a jest pozabezpieczna.
Steve stara się uniknąć konfrontacji lub intymnej rozmowy i wybiera
wycofanie zamiast zaangażowania. Nie stara się dowiedzieć, co Mia
miała na myśli. Po prostu znika.
Bezpieczne strategie, jakie mógł wykorzystać: przede wszystkim
wydaje się, że Steve nie jest tak naprawdę zainteresowany żadnym
poważniejszym związkiem. W przeciwnym wypadku nie planowałby
każdej randki w większym towarzystwie. Jeśli jednak pragnie bliższej
relacji z Mią, powinien był skupić się na problemie i zapytać dziewczynę, co ma na myśli. Jej uwaga zabrzmiała na pewno nieco
cynicznie, ale gdyby Steve podszedł do tego mądrze (i bezpiecznie),
nie wziąłby sobie jej słów do serca. Spróbowałby dowiedzieć się,
o co jej chodzi, a ta rozmowa mogłaby przenieść ich relację na wyższy (i bardziej intymny) poziom.
Odpowiedź: reakcja Mii jest pozabezpieczna.
Ale co z samą Mią? Ona również zareagowała w pozabezpieczny
sposób. Jej próba skutecznego zakomunikowania swoich potrzeb
zbyt przypominała atak. Teraz będzie się zastanawiać, czy go uraziła
i czy poczuł się krytykowany. {: .NI}
Bezpieczne strategie, jakie mogła wykorzystać: Mia mogła powiedzieć coś w rodzaju: „Wiesz co, właściwie to nie mam ochoty zawsze
spotykać się w większej grupie. Lubię spędzać czas tylko z tobą.
Może zrobimy coś we dwoje?” (skuteczna komunikacja potrzeb).
Reakcja Steve’a pokazałaby, czy jest on gotów zaakceptować
potrzeby swojej partnerki i dostosować się do nich.
5. Emma i jej chłopak Todd siedzą razem w kawiarnianym ogródku.
Todd ogląda się za przechodzącymi obok kobietami. „Naprawdę nie
cierpię, gdy to robisz. To takie upokarzające” – mówi Emma.
„O co ci chodzi?” – odpowiada niewinnie Todd.
„Dokładnie wiesz, o co. Gapisz się!”
„Nie bądź śmieszna! A gdzie mam patrzeć? A nawet gdybym się
gapił, pokaż mi jednego faceta, który nie patrzy na ładne kobiety. To
jest kompletnie bez znaczenia”.
Reakcja Todda:
bezpieczna pozabezpieczna
Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Todda:
Bezpieczne strategie, jakie Todd mógł zastosować:
Reakcja Emmy:
bezpieczna
pozabezpieczna
Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Emmę:
Bezpieczne strategie, jakie Emma mogła zastosować:
Odpowiedź: reakcja Todda jest pozabezpieczna.
Todd unika odniesienia się do niepokojów leżących u podstaw reakcji Emmy, która po prostu czuje się nieatrakcyjna i niedoceniana, gdy
on ogląda się za innymi kobietami. Mężczyzna wybiera wycofanie
zamiast zaangażowania. Najpierw udaje, że w ogóle nie ma pojęcia,
o co Emmie chodzi, a następnie lekceważy jej zarzut, mówiąc, że
jego zachowanie nie odbiega od normalnych męskich zachowań. To
przykład najgorszego rodzaju nieskutecznej komunikacji, która
niczego nie rozwiązuje. Jego dziewczyna nadal będzie zdenerwowana jego zachowaniem, a on będzie miał poczucie, że jest to
zachowanie usprawiedliwione i że ma do niego prawo.
Bezpieczne strategie, z których Todd mógł skorzystać: bezpieczne
podejście obejmowałoby okazanie zainteresowania dobrem Emmy
poprzez przyznanie, że jego zachowanie mogło sprawić, iż poczuła
się podle. Mógł także spróbować zrozumieć, co naprawdę przeszkadza kobiecie w jego zachowaniu, i zapewnić ją, że jest dla niego
piękna (skupiając się w ten sposób na problemie). Mógłby poprosić
ją, żeby zwróciła mu uwagę, gdy następnym razem zacznie robić
coś podobnego, żeby miał szansę zmienić swoje zachowanie: „Przepraszam, robię to z przyzwyczajenia, ale właśnie do mnie dotarło, że
ciebie może to denerwować i możesz czuć się tym zachowaniem
poniżona. Ja na przykład zawsze się denerwuję, gdy inni mężczyźni
na ciebie patrzą, nawet jeśli ty o tym nie wiesz! Spróbuję tego więcej
nie robić, ale gdyby jeszcze mi się zdarzyło, proszę cię, żebyś zwróciła mi uwagę”.
Odpowiedź: reakcja Emmy jest bezpieczna.
Emma skutecznie komunikuje swoje potrzeby. Mówi Toddowi, jak się
czuje przez jego zachowanie, wprost i w niezbyt oskarżycielski sposób (na tyle, na ile jest to w tej sytuacji możliwe). {: .NI}
Bezpieczne strategie, jakie Emma mogła zastosować: Emma
zachowała się prawidłowo.
6. Siostra Dana przychodzi zająć się dziećmi jego i Shannon, podczas gdy oni wychodzą razem na upragnioną randkę. Gdy wracają,
Shannon idzie prosto do łóżka, podczas gdy Dan rozmawia jeszcze
chwilę ze swoją siostrą. Potem wściekły wpada do sypialni: „Moja
siostra robi nam dużą przysługę, zajmując się dziećmi, więc
naprawdę mogłabyś się chociaż z nią przywitać!”. W odpowiedzi
Shannon mówi: „Naprawdę tego nie zrobiłam? Przepraszam, jestem
półprzytomna. Nie chciałam być niegrzeczna”.
Reakcja Shannon jest:
bezpieczna
pozabezpieczna
Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Shannon:
Bezpieczne strategie, jakie Shannon mogła wykorzystać:
Odpowiedź: reakcja Shannon jest bezpieczna.
Shannon unika wielu pozabezpiecznych pułapek. Powstrzymuje się
od generalizowania konfliktu. Nie zaczyna się przesadnie bronić ani
nie odpowiada atakiem na atak. Pozostaje skupiona na problemie
i odnosi się jedynie do niego. Nie oznacza to, że gniew Dana zniknie; najprawdopodobniej mężczyzna pozostanie zirytowany. Jednak
Shannon zdołała przynajmniej powściągnąć jego emocje i zapobiec
eskalacji konfliktu. Jej odpowiedź pokazuje też, że bezpieczne
reagowanie w sytuacji konfliktowej to nie fizyka kwantowa – nie
wymaga żadnych niezwykłych psychologicznych ani werbalnych
umiejętności. Często sprowadza się do prostych, ale szczerych przeprosin.
Epilog
C
hcielibyśmy, aby najważniejszą informacją, jaką nasi czytelnicy
wyniosą z tej książki, było to, że związki uczuciowe nie powinny być
zostawiane przypadkowi. Relacje z innymi to jedno z najbardziej
satysfakcjonujących ludzkich doświadczeń, znacznie przewyższające inne dary, jakie życie ma nam do zaoferowania. Badanie przeprowadzone na ponad trzystu studentach uniwersytetu pokazało, że
73% z nich dla miłości byłoby gotowych poświęcić większość swoich
życiowych celów. Jednak mimo wagi, jaką przywiązujemy do tych
najbardziej intymnych relacji, większość z nas ma nadal bardzo małą
naukową wiedzę na temat miłości i nazbyt często pozwalamy, aby
rządziły nami w tym obszarze naszego życia błędne przekonania
i mity.
Nawet my, mimo że dokładnie zapoznaliśmy się z aktualnym stanem wiedzy na temat przywiązania, od czasu do czasu nadal
zauważamy, że popadamy w tradycyjne schematy myślenia, gdy słyszymy jakąś historię miłosną albo oglądamy romantyczny film, w którym są one wykorzystywane. Ostatnio widzieliśmy popularny film,
który dokładnie tymi schematami operował. Młody mężczyzna zakochuje się namiętnie w pięknej i inteligentnej kobiecie. Spala go pragnienie spędzenia z nią reszty życia. Ona jednak chce pozostać
wolna i mówi mu to od samego początku. Przez cały film wysyła
mężczyźnie mieszane sygnały, flirtując i zwodząc go w taki sposób,
że on cały czas na nadzieje na szczęśliwe zakończenie. To jednak
okazuje się nietypowe dla hollywoodzkich filmów, bo ostatecznie
kobieta łamie mu serce. Później on odkrywa, że wyszła za mąż za
mężczyznę swoich marzeń i żyje z nim szczęśliwie. (Przynajmniej na
ile on i my możemy to ocenić, bo w tym momencie film się kończy.)
Nasza pierwsza reakcja była taka, jak większości innych widzów –
zakochaliśmy się w tej kobiecie. Była silna, namiętna i niezależna –
prawdziwie wolny duch. Była też szczera – od początku ostrzegała
bohatera, że nie szuka poważnego związku. Nie można jej przecież
za to winić. Poza tym ewidentnie on nie był dla niej (przecież fabuła
pokazuje nam, że w końcu znalazła dla siebie tego jedynego). Przez
większość filmu byliśmy również podekscytowani romantyczną możliwością, że kobieta jednak otworzy się na tego mężczyznę i ten zdobędzie jej miłość. Mimo że film zaczął się „spoilerem”, gdyż od
początku powiedziano widzowi, że nie będzie to historia miłosna –
nadal łudziliśmy się troszkę, że w końcowej scenie główni bohaterowie razem odjadą ku zachodzącemu słońcu.
Jednak, gdy później się nad tym zastanowiliśmy, dotarło do nas,
że daliśmy się złapać na wszystkie możliwe pułapki myślenia o miłości. Nawet my, mimo naszej profesjonalnej wiedzy na temat romantycznych zachowań, powróciliśmy na chwilę do starych i nieprawdziwych przekonań. Pozwoliliśmy, by czyjeś głęboko zakorzenione
błędne założenia na temat tego uczucia wpłynęły na nasze myślenie
o nim.
Pierwsze z tych błędnych przekonań brzmi: każdy ma taką samą
umiejętność tworzenia bliskich relacji. Zostaliśmy tak wychowani, że
wierzymy, iż wszyscy potrafią mocno się zakochać (co właściwie jest
prawdą), a gdy to się stanie, miłość zupełnie ich odmieni (to już
prawdą zdecydowanie nie jest!). Panuje przekonanie, że niezależnie
od tego, jaki ktoś był wcześniej, gdy się zakocha, stanie się adorującym, wiernym i wspierającym partnerem, pozbawionym wątpliwości
co do swojego związku. Mamy skłonność do zapominania o tym, że
ludzie mogą się znacznie różnić, jeśli chodzi o umiejętność tworzenia bliskich relacji. A gdy potrzeba bliskości jednej osoby spotka się
z potrzebą dystansu i niezależności drugiej, wówczas może dojść do
poważnego nieszczęścia. Świadomość tego faktu pozwala lepiej
poruszać się w świecie randek i znaleźć kogoś, kto będzie miał
podobne do naszych potrzeby związane z bliskością. Tym z kolei,
którzy już są w związku, wiedza ta może umożliwić osiągnięcie
zupełnie nowego poziomu rozumienia różnic w potrzebach twoich
i partnera, co jest pierwszym i koniecznym krokiem ku stworzeniu
bezpieczniejszej relacji.
Drugie powszechne i błędne przekonanie, którego ofiarą padamy,
zakłada, że małżeństwo to cel i zwieńczenie historii miłosnej.
Momentem, który zazwyczaj kończy romantyczne opowieści, jest
ślub i wszyscy mamy skłonność do wiary, że fakt, iż ludzie się pobierają, jest jednoznacznym dowodem na potęgę miłości; podjęcie
decyzji o małżeństwie ma oznaczać, że przyszli małżonkowie są
teraz gotowi na prawdziwą bliskość i partnerstwo emocjonalne. Nie
lubimy myśleć, że ktoś może wchodzić w związek małżeński, wcale
nie planując realizacji takich celów, nie mówiąc już o tym, że w ogóle
może nie być do tego zdolny. Chcemy wierzyć, tak jak my łudziliśmy
się, oglądając wspomniany wyżej film, że małżeństwo potrafi każdego przemienić i sprawić, że będzie traktował swojego partnera czy
partnerkę po królewsku (zwłaszcza jeśli wchodzące w związek małżeński osoby są bardzo w sobie zakochane).
W naszej książce staraliśmy się jednak pokazać, jak niedopasowanie stylów przywiązania może prowadzić do wielkiego nieszczęścia w małżeństwie, nawet wówczas, gdy ludzie naprawdę bardzo
się kochają. Jeśli jesteś w takim związku, nie czuj się winny czy
winna, że stale ci czegoś brakuje. Ostatecznie twoje najbardziej podstawowe potrzeby często nie są zaspokajane, a sama miłość nie
wystarczy, żeby związek właściwie się rozwijał. Jeśli po przeczytaniu
tej książki rozumiesz, jaki każde z was ma styl przywiązania,
będziesz mógł poradzić sobie z tym problemem, podchodząc do
niego od kompletnie innej strony.
Trzecim bardzo powszechnym przekonaniem jest założenie, że to
my sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze potrzeby emocjonalne
i że nasi partnerzy w ogóle nie ponoszą za nie odpowiedzialności.
Gdy potencjalni partnerzy „odczytują nam nasze prawa” (patrz rozdział 11.) zaraz na początku związku, mówiąc, że nie są gotowi na
to, żeby się zaangażować, i pozbywając się w ten sposób odpowiedzialności za nasze dobro, albo gdy podczas trwania związku sami
podejmują decyzje, nie biorąc pod uwagę naszych potrzeb, szybko
akceptujemy te warunki. Tego typu logika stała się bardzo naturalna
i nawet nasi przyjaciele mówią nam: „Przecież od razu ci powiedział/powiedziała, że nie chce się angażować” albo „Zawsze podkreślał/podkreślała, jakie to jest dla niego/dla niej ważne, więc możesz
mieć pretensje tylko do siebie”. Jednak gdy jesteśmy zakochani
i chcemy, żeby nasz związek trwał, mamy skłonność do ignorowania
sprzecznych komunikatów, które otrzymujemy. Zamiast przyjąć do
wiadomości, że ktoś, kto wprost lekceważy nasze emocje, nie będzie
dla nas dobrym partnerem, akceptujemy to podejście. Zawsze
powinniśmy pamiętać o tym, że w prawdziwie partnerskim związku
obie strony postrzegają wzajemnie swoje dobro emocjonalne jako
wspólną odpowiedzialność.
Gdy odrzucimy już te urojenia, wspomniany tutaj film, jak i wiele
sytuacji z prawdziwego życia, nabiera zupełnie innego znaczenia.
Historia miłosna staje się przewidywalna i traci sporo ze swojej
tajemniczości. Nie jest to już po prostu opowieść o mężczyźnie
i kobiecie, ale o osobie lękowej, która natknęła się w życiu na osobę
unikającą – on ma potrzebę bliskości, a ona przed nią ucieka.
Wszystko było wiadome od samego początku, niestety jednak nie
dla męskiego bohatera tego filmu. To, że kobieta, którą kochał,
poślubiła w końcu kogoś innego, nie zmienia faktu, że reprezentowała unikający styl przywiązania, i nic nam nie mówi o jej (i jej męża)
przyszłym szczęściu w tym związku. Jest bardzo prawdopodobne,
że ona nadal będzie się zachowywać tak samo i będzie się na wiele
sposobów dystansować od męża. A nasz bohater może nawet
zostać jej „mitycznym byłym”.
Oglądając ten film, uświadomiliśmy sobie jednak, jak trudno jest
pozbyć się przekonań, w które wierzyliśmy całe życie – niezależnie
od tego, jak są niekonstruktywne. Jednak ich odrzucenie jest
konieczne; trzymanie się ich może być bowiem bardzo destrukcyjne.
Takie przekonania zachęcają nas do rzucania na szalę naszego
poczucia własnej wartości i naszego szczęścia oraz do ignorowania
naszych najbardziej podstawowych potrzeb i udawania, że jesteśmy
kimś innym.
Jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na to, żeby cieszyć się
z korzyści posiadania bezpiecznej więzi z drugim człowiekiem. Gdy
nasz partner jest dla nas bezpieczną bazą i kotwicą, czerpiemy
z niego siłę i zachętę, żeby mierzyć się ze światem i w pełni wykorzystywać nasz potencjał. Pomaga on nam stać się najlepszą wersją
nas samych, a my odwdzięczamy się tym samym.
Nie zapominaj o następujących faktach:
Twoje potrzeby związane z przywiązaniem są uprawnione.
Nie musisz czuć się źle z tego powodu, że potrzebujesz najbliższej ci
osoby; to część twojej genetycznej konstrukcji.
Z perspektywy teorii więzi związek powinien dodawać ci pewności siebie
i zapewniać ci spokój umysłu. Jeśli tak się nie dzieje, jest to poważny znak
ostrzegawczy!
Przede wszystkim jednak masz prawo dochować wierności sobie – stosowanie „gierek” oddali cię tylko od twojego ostatecznego celu, jakim jest znalezienie prawdziwego szczęścia z twoim aktualnym partnerem lub kimś
innym.
Mamy nadzieję, że skorzystasz z wiedzy na temat więzi, jaką zawarliśmy w tej książce. Wiedza ta wypływa z ponad dwóch dekad badań
i mamy nadzieję, że pomoże ci znaleźć szczęście w twoich związkach oraz zrealizować swój potencjał we wszystkich aspektach twojego życia. Jeśli będziesz się trzymać zasad teorii więzi, jakie tu
wyłuszczyliśmy, zamiast pozostawiać swoje szczęście w rękach
przypadku, aktywnie dasz sobie najlepszą szansę na znalezienie –
i zatrzymanie – niosącej głębokie zadowolenie miłości.
Podziękowania
J
esteśmy winni wdzięczność wielu osobom za pomoc, jaką od nich
otrzymaliśmy podczas pisania tej książki. Przede wszystkim chcieliśmy podziękować za wsparcie naszym rodzinom. Bardzo szczególne podziękowania należą się także prawdziwie niezwykłej osobie,
jaką jest nasza redaktorka Nancy Doherry, za jej wspaniałą pracę
redaktorską i nieustające zachęty.
Pragniemy także wyrazić wdzięczność naszej agentce Stephanie
Kip-Rostan za pomoc, jakiej nam udzieliła, jak również za przedstawienie nas Sarze Carder, redaktorce w wydawnictwie Tarcher, która
zapoznała się z naszą książką, gdy ta była jeszcze zaledwie szkicem. Jej wiedza i wizja okazały się nieocenione. Dziękujemy całemu
zespołowi wydawnictwa Tarcher za ich wspaniałą pracę nad naszą
książką. Dodatkowo na nasze szczególne podziękowania zasłużyły
następujące osoby: Eddie Sarfaty, Jezra Kaye, Jill Marsal, Giles
Anderson i Smriti Rao. Dziękujemy też Ellen Landau i Lenie Verdeli
za ich cenne uwagi w odniesieniu do poszczególnych części pierwszych wersji książki. Na liście osób, którym jesteśmy szczególnie
wdzięczni, znajdują się także: Tziporah Kassachkoff, Donald Chestnut, Robert Risko, David Sherman, Jesse Short, Guy Kettelhack,
Alexander Levin, Arielle Eckstut, Christopher Gustafson, Oren Tatcher, Dave Shamir, Amnon Yekutieli, Christopher Bergland, Don
Summa, Blanche Mackey, Leila Livingson, Michal Malachi Cohen,
Adi Segal oraz Margaret i Michael Korda. Specjalne podziękowania
należą się też Danowi Siegelowi za jego pełne zachęty słowa na
temat naszej książki na początkowym etapie jej powstawania, jak
również za konstruktywną krytykę.
Dziękujemy także ochotnikom, którzy podzielili się z nami swoimi
intymnymi doświadczeniami i przemyśleniami, oraz tym, którzy
wypełnili nasze kwestionariusze przywiązania dla dorosłych i udzielili
nam informacji zwrotnej na temat jego wersji beta. Od każdej z tych
osób nauczyliśmy się czegoś ważnego.
Napisanie tej książki byłoby niemożliwe bez bogatych zasobów
innowacyjnych badań nad więzią, z których korzystaliśmy. Mamy
nieskończony dług wdzięczności wobec badaczy, którzy dokonali
przełomowych odkryć w tej dziedzinie. Oni wprowadzili nas do
innego – genialnego – sposobu patrzenia na związki.
Od Rachel
Chciałam podziękować całemu zespołowi instytutu Modi’in Educational Psychology Service, gdzie przepracowałam ostatnie cztery lata.
Wasza wiedza, świadomość i zbiorowa mądrość pozwoliły mi stać
się lepszym psychologiem – dzięki nim rozwinęłam się zarówno jako
terapeutka, jak i jako diagnostyk. Dzięki pracy w tak wspierającym
i pełnym wnikliwych umysłów otoczeniu mogłam się dalej uczyć i na
co dzień poszerzać swoje horyzonty.
Moje podziękowania należą się także instytutowi Shinui Institute
for Family and Marriage Therapy za zapoznanie mnie z perspektywą
systemową w psychoterapii i zachęcenie mnie do postrzegania
symptomów i zajmowania się nimi w jak najszerszym możliwym kontekście, biorąc pod uwagę silny wpływ naszych najbliższych relacji
na nasze życie. Dziękuje także Batyi Krieger, mojej pierwszej superwizorce, za jej zachętę i wskazanie kierunków rozwoju.
Szczególne podziękowania chciałabym także przekazać osobom,
które miały wpływ na moje myślenie w początkowym okresie mojej
kariery, w tym dwóm osobom z Columbia University – doktorowi
Harveyowi Hornsteinowi, który jest nie tylko wspaniałym specjalistą
i nauczycielem, ale także wyjątkowo dobrą osobą, oraz doktorowi
Warnerowi Burke’owi za jego mądrość i inspirację.
Dziękuję także moim rodzicom: mojemu ojcu, Jonathanowi Frankelowi, który ku mojej rozpaczy nie dożył publikacji tej książki, jak
również mojej matce Edith Rogovin Frankel, która na wiele sposobów wspierała jej powstawanie. Jestem także wdzięczna mojemu
mężowi Jonathanowi za jego miłość, wsparcie, przyjaźń i mądrość,
oraz trójce moich dzieci, które każdego dnia dodają mojemu życiu
głębi i znaczenia.
Od Amira
Miałem szczęście, gdyż przez ostatnie dwanaście lat cieszyłem się
posiadaniem intelektualnego domu na wydziale psychiatrii i neuronauki Columbia University, gdzie miałem okazję pracować ze wspaniałymi praktykami i badaczami. Jestem wdzięczny licznym nauczycielom, superwizorom, mentorom i kolegom, którzy wnieśli swój
wkład w moje życie i sposób myślenia. Szczególnie chciałbym
podziękować tym, którzy mieli długotrwały wpływ na moją zawodową
karierę: doktor Rivce Eiferman z Hebrajskiego Uniwersytetu w Jerozolimie, która nauczyła mnie analitycznego podejścia i powstrzymywania się od sądów podczas słuchania pacjentów; nieżyjącemu już
doktorowi Jacobowi Arlowowi, którego praca stanowi rdzeń współczesnego podejścia analitycznego i od którego miałem szczęście
uczyć się praktyki psychoterapeutycznej; doktor Lisie Mellman i doktorowi Ronowi Riederowi, którzy mieli zasadniczy wpływ na mój rozwój jako psychoterapeuty i naukowca; doktorowi Danielowi Schechterowi, szefowi instytutu Parent-Child Project at Columbia, który
wprowadził mnie w temat terapii opartej na więzi dla dzieci i rodziców w przedszkolu terapeutycznym; doktor Abby Fyer, dzięki rozmowom z którą wiele się przez lata nauczyłem i która uświadomiła mi
rolę systemu opioidowego w przywiązaniu; doktor Clarice Kestenbaum za nauczenie mnie bardzo szczególnego sposobu pracy
z dziećmi i nastolatkami; oraz doktorowi Davidowi Schafferowi,
dzięki któremu moja kariera naukowa w ogóle była możliwa.
Dziękuję także doktor Dolores Malaspinie, która nauczyła mnie
podstaw badań epidemiologicznych i uświadomiła mi wagę próbek
zbiorowych (community samples) w medycynie; doktorowi Billowi
Byne’owi, który omawiał ze mną temat genderowego nonkonformi-
zmu w dzieciństwie i uczył mnie krytycznie czytać prace naukowe;
oraz doktor Ann Dolinsky, Davidowi Leibowi i Michaelowi Liebowitzowi za kliniczne nauki, wiedzę i doświadczenie, którym się ze mną
dzielili. Dziękuję także doktorowi Renemu Henowi za wsparcie, jakie
od niego przez lata otrzymywałem; doktorowi Myronowi Hoferowi,
którego podejście do badania rozwoju na przykładzie zwierząt
i praca nad wpływem więzi we wczesnym okresie życia na dorosły
fenotyp to przykłady wzorcowej pracy badawczej. Bardzo cenię
sobie także jego wiarę w moją pracę i kierunkowe wsparcie, jakiego
mi udzielił.
Chciałbym także wyrazić moje uznanie i podziw dla osób, z którymi aktualnie współpracuję – dla doktora Erica Kandela, doktor
Denise Kandel, doktora Samuela Schacherowa i doktor Claudii
Schmauss. Praca z nimi jest niebywale pobudzająca intelektualnie.
Chciałbym również specjalnie podziękować zmarłemu doktorowi
Jimmy’emu Schwartzowi, który dał mi moją pierwszą szansę przeprowadzenia badań z dziedziny neuronauki; doktorowi Herbowi Kleberowi za jego politykę otwartych drzwi i inspirujące dyskusje; doktor
Francine Cournos, mojej pierwszej i wieloletniej superwizorce psychoterapeutycznej za wszelkie wsparcie, jakiego mi udzieliła przez
lata; dziękuję także wszystkim przyjaciołom i kolegom, z którymi miałem szczęście pracować i z których mądrości dane mi było korzystać.
Dziękuję także narodowemu instytutowi zdrowia za stałe wsparcie
dla moich badań, które przyczyniło się także do napisania tej książki.
Chciałbym również wyrazić szczególną wdzięczność mojej rodzinie. Ich obecność w moim życiu jest moją bezpieczną bazą, dzięki
której mam odwagę badać świat. I na koniec chciałbym także
podziękować moim pacjentom, zarówno dzieciom, jak i dorosłym, za
dzielenie się ze mną swoimi zmaganiami i nadziejami, frustracjami
i marzeniami. Bycie częścią ich życia sprawiło, że stałem się lepszą,
mądrzejszą osobą.
Bibliografia
Atkinson, L. , A. Niccols, A. Paglia, J. Coolbear, K.C.H. Parker, L. Poulton, et al.
“A Meta-Analysis of Time Between Maternal Sensitivity and Attachment Assessments: Implications for Internal Working Models in Infancy/Toddlerhood.” Journal
of Social and Personal Relationships 17 (2000): 791–810.
Baker, B., J. P. Szalai, M. Paquette, and S. Tobe. “Marital Support, Spousal Contact, and the Course of Mild Hypertension.” Journal of Psychosomatic Research.
55, no. 3 (September 2003): 229–33.
Brassard, A., P. R. Shaver, and Y. Lussier. “Attachment, Sexual Experience, and
Sexual Pressure in Romantic Relationships: A Dyadic Approach.” Personal Relationships 14 (2007): 475–94.
Brennan, K.A., C. L. Clark, and P. R. Shaver. “Self-Report Measurement of Adult
Romantic Attachment: An Integrative Overview.” In J. A. Simpson and W. S. Rholes, eds., Attachment Theory and Close Relationships. New York: Guilford Press,
1998, 46–76.
Cassidy, J., and P. R. Shaver. Handbook of Attachment: Theory, Research, and
Clinical Applications. New York: Guilford Press, 1999.
Ceglian, C. P., and S. Gardner. “Attachment Style: A Risk for Multiple Marriages?”
Journal of Divorce and Remarriage 31 (1999): 125–39.
Coan, J. A., H. S. Schaefer, and R. J. Davidson. “Lending a Hand: Social Regulation of the Neural Response to Threat.” Psychological Science 17, no. 12 (2006):
1032–39.
Cohn, D. A., D. H. Silver, C. P. Cowan, P. A. Cowan, and J. Pearson. “Working
Models of Childhood Attachment and Couple Relationships.” Journal of Family
Issues 13 (1992): 432–49.
Collins, N. L., and S. J. Read. “Adult Attachment, Working Models, and Relationship Quality in Dating Couples.” Journal of Personality and Social Psychology 58
(1990): 644–63.
Creasey, G., and M. Hesson-McInnis. “Affective Responses, Cognitive Appraisals,
and Conflict Tactics in Late Adolescent Romantic Relationships: Associations with
Attachment Orientations.” Journal of Counseling Psychology 48 (2001): 85–96.
—, K. Kershaw, and A. Boston. “Conflict Management with Friends and Romantic
Partners: The Role of Attachment and Negative Mood Regulation Expectancies.”
Journal of Youth and Adolescence 28 (1999): 523–43.
Feeney, B .C. “A Secure Base: Responsive Support of Goal Strivings and Exploration in Adult Intimate Relationships.” Journal of Personality and Social Psychology
87 (2004): 631–48.
—, and R. L. Thrush. “Relationship Influences on Exploration in Adulthood: The
Characteristics and Functions of a Secure Base.” Journal of Personality and Social
Psychology 98, no. 1 (2010): 57–76.
Fraley, R. C., P. M Niedenthal, M. J. Marks, C. C. Brumbaugh, and A. Vicary.
“Adult Attachment and the Perception of Facial Expressions of Emotion: Probing
the Hyperactivating Strategies Underlying Anxious Attachment.” Journal of Personality 74 (2006): 1163–90.
—, N. G. Waller, and K. A. Brennan. “An Item Response Theory Analysis of SelfReport Measures of Adult Attachment.” Journal of Personality and Social Psychology 78 (2000): 350–65.
George, C., N. Kaplan, and M. Main. “Adult Attachment Interview Protocol.” Unpublished manuscript. University of California, Berkeley, 1984.
Gillath, O., S. A. Bunge, P. R. Shaver, C. Wendelken, and M. Mikulincer. “Attachment-Style Differences in the Ability to Suppress Negative Thoughts: Exploring the
Neural Correlates.” NeuroImage 28 (2005): 835–47.
Gillath, O., E. Selcuk, and P. R. Shaver. “Moving Toward a Secure Attachment
Style: Can Repeated Security Priming Help?” Social and Personality Psychology
Compass 2/4 (2008): 1651–66.
Gillath, O., P. R. Shaver, J. M. Baek, and S. D. Chun. “Genetic Correlates of Adult
Attachment Style.” Personality and Social Psychology Bulletin, 34 (2008): 13961405.
Gray, J. Men Are from Mars, Women Are from Venus. New York: HarperCollins,
1992.
Hammersla, J. F., and L. Frease-McMahan. “University Students’ Priorities: Life
Goals vs. Relationships.” Sex Roles: A Journal of Research 23 (1990): 1–2.
Hazan, C., and P. R. Shaver. “Romantic Love Conceptualized as an Attachment
Process.” Journal of Personality and Social Psychology 52 (1987): 511–24.
—, D. Zeifman, and K. Middleton. “Adult Romantic Attachment, Affection, and
Sex.” Paper presented at the 7th International Conference on Personal Relationships, Groninger, The Netherlands, July 1994.
Johnson, S. Attachment Processes in Couple and Family Therapy. Susan M.
Johnson, Ed.D., and Valerie E. Whiffen, Ph.D., eds. New York: Guilford Press,
2003.
Keelan, J. R., K. L. Dion, and K. K. Dion. “Attachment Style and Heterosexual
Relationships Among Young Adults: A Short-Term Panel Study.” Journal of Social
and Personal Relationships 11 (1994): 141–60.
Kirkpatrick, L. A., and K. E. Davis. “Attachment Style, Gender, and Relationship
Stability: A Longitudinal Analysis.” Journal of Personality and Social Psychology 66
(1994): 502–12.
Krakauer, J. Into the Wild. New York: Anchor Books, 1997.
Main, M., and J. Salomon. “Discovery of a New, Insecure/Disorganizedl Disoriented Attachment Pattern.” In T. B. Brazelton and M. Yogman, eds., Affective Development in Infanry, pp. 95-124. Norwood, N]: Ablex, 1986.
Mikulincer, M., V. Florian, and G. Hirschberger. “The Dynamic Interplay of Global,
Relationship-Specific, and Contextual Representations of Attachment Security.”
Paper presented at the annual meeting of the Society for Personality and Social
Psychology conference, Savannah, Ga., 2002.
—, and G. S. Goodman. Dynamics of Romantic Love: Attachment, Caregiving, and
Sex. New York: Guilford Press, 2006.
—, and P. R. Shaver. Attachment in Adulthood: Structure, Dynamics, and Change.
New York: Guilford Press, 2007.
Pietromonaco, P. R., K. B. Carnelley. “Gender and Working Models of Attachment:
Consequences for Perceptions of Self and Romantic Relationships.” Personal
Relationships 1 (1994): 63–82.
Rholes, W. S, and J. A. Simpson. Adult Attachment: Theory, Research, and Clinical Implications. New York: Guilford Press, 2004.
Schachner, D. A., and P. R. Shaver. “Attachment Style and Human Mate
Poaching.” New Review of Social Psychology 1 (2002): 122–29.
Shaver, P. R., and M. Mikulincer. “Attachment-Related Psychodynamics.” Attachment and Human Development 4 (2000): 133–61.
Siegel, D. J., The Developing Mind: How Relationships and the Brain lnteract to
Shape Who We Are. New York: The Guilford Press, 2001.
—, Mindsight: The New Science of Personal Transformation. New York: Bantam,
2010.
—, Parenting from the lnside Out: How a Deeper Self Understanding Can Help
You Raise Chi/dren Who Thrive. New York: Tarcher/Penguin, 2003.
Simpson, J. A. “Influence of Attachment Styles on Romantic Relationships.” Journal of Personality and Social Psychology 59 (1990): 971–80.
Simpson, J. A., W. Ickes, and T. Blackstone. “When the Head Protects the Heart:
Empathic Accuracy in Dating Relationships.” Journal of Personality and Social
Psychology 69: 629–41.
—, W. S. Rholes, L. Campbell, and C. L. Wilson. “Changes in Attachment Orientations Across the Transitions to Parenthood.” Journal of Experimental Social Psychology 39 (2003): 317–31.
Strickland, B. B. The Gale Encyclopedia of Psychology. Michigan: Gale Group,
2007.
Watson, J. B. Psychological Care of Infant and Child. New York: W. W. Norton
Company, Inc., 1928.
O autorach
D
oktor Armin Levin dorastał w Izraelu i w Kanadzie. Zawsze fascynowały go tematy związane z biologią i mózgiem. Jego matka – redaktorka
tekstów
popularnonaukowych
– ceniła
kreatywność
i wewnętrzną motywację i pozwalała mu nie iść do szkoły, ilekroć
akurat miał ochotę pouczyć się tego, co go interesowało. Mimo że ta
wolność czasem sprowadzała na niego kłopoty, jeszcze w liceum
napisał swoją pierwszą większą pracę o ptakach drapieżnych w Biblii
oraz w starożytnej Asyrii i Babilonie. Zajmował się w niej ewolucją
symbolizmu od kultury politeistycznej do monoteistycznej. Po liceum
Levin rozpoczął pracę jako rzecznik prasowy Armii Izraela. Pracował
wówczas ze znanymi dziennikarzami, takimi jak Thomas Friedman,
Glenn Frankel i Ted Koppel, został też odznaczony nagrodą za całokształt pracy.
Po obowiązkowej służbie wojskowej, rozwinąwszy w sobie pasję
do pracy zarówno z ludźmi, jak i naukowej, Levine zaczął studiować
medycynę na Hebrew University of Jerusalem, gdzie wielokrotnie był
wynagradzany za wyniki w nauce. Podczas studiów organizował
spotkania z psychoanalitykiem doktorem Eifermanem; dyskutowano
na nich o tym, jak lekarze mogą utrzymać wysoki poziom wrażliwości
na potrzeby hospitalizowanych pacjentów, jednocześnie mając do
czynienia ze skomplikowaną hierarchią pracy w szpitalu. Za swoją
pracę naukową na temat seksualności (Human Sexuality Viewed
from the Perspective of Childhood Gender Non-conformity) otrzymał
nagrodę wydziału. Praca ta stała się później podstawą do prowadzonego przez niego seminarium.
Zainteresowanie Levine’a zachowaniem człowieka zaprowadziło
go do instytutu New York Presbyterian Hospital / Columbia University
/ New York State Psychiatric Institute, na wydział psychiatrii dorosłych. Jako student trzy lata z rzędu miał najlepsze wyniki w nauce.
Otrzymał kilka nagród, w tym stypendium American Psychoanalytic
Fellowship, co dało mu rzadką możliwość pracy ze znanym na całym
świecie, nieżyjącym już psychoanalitykiem Jacobem Arlowem.
Levine specjalizował się następnie w psychiatrii dzieci i nastolatków.
Pracując w przedszkolu terapeutycznym z matkami dotkniętymi
zespołem stresu pourazowego i ich małymi dziećmi, miał okazję
obserwować, jak wielki jest wpływ przywiązania na proces zdrowienia i uświadomił sobie znaczenie zasad teorii więzi w codziennym
życiu tak dorosłych, jak i dzieci. W końcowym okresie swojego trwającego trzy lata stypendium zaczął pracować ze zmarłym już znanym
naukowcem zajmującym się neuronauką, Jamesem (Jimmym)
Schwartzem.
Obecnie Levine pracuje na Columbia University jako główny
badacz, wraz z laureatem nagrody Nobla, doktorem Erikiem Kandelem, i wybitną badaczką doktor Denise Kandel. Zajmuje się projektem badawczym opłacanym przez narodowy instytut zdrowia. Prowadzi także prywatną praktykę na Manhattanie.
Levine jest certyfikowanym psychiatrą dorosłych i członkiem American Psychiatric Association, American Academy of Child and Adolescent Pscyhiatry i Society for Neuroscience.
Mieszka z rodziną w New York City and Southampton New York.
***
Rachel Heller interesowała się zachowaniem człowieka i kulturą,
odkąd pamięta. Jako córka pary uniwersyteckich profesorów (w dziedzinie historii i nauk społecznych) dzieciństwo spędziła w Stanach
Zjednoczonych, Anglii i Izraelu oraz w innych krajach. Może właśnie
w wyniku tych wczesnych doświadczeń i jej zainteresowania różnymi
kulturami stała się zapaloną podróżniczką; wiele czasu spędziła
w Indiach, Indonezji, na Filipinach, w Ugandzie, Kenii, na Madaga-
skarze i w Pakistanie, gdzie wędrowała po Himalajach, poznając
lokalne zwyczaje.
Zanim zaczęła zajmować się psychologią, pracowała jako przewodnik dla amerykańskich, brytyjskich, australijskich i południowoafrykańskich wolontariuszy w armii Izraela, co było częścią jej obowiązkowej służby wojskowej. Następnie pracowała jako doradca
członka Knessetu, prowadząc badania nad legislacją oraz współpracując z prasą, zwłaszcza w kwestiach związanych z prawami człowieka.
Heller posiada tytuł licencjata w dziedzinie nauk społecznych
i behawioralnych (psychologia, antropologia i socjologia) oraz tytuł
magistra w dziedzinie psychologii społeczno-organizacyjnej; oba
zdobyte na Columbia University. Po studiach pracowała dla kilku firm
zajmujących się konsultacją w zakresie zarządzania, w tym dla PriceWaterhouseCoopers, KPMG i Towers Perrin, gdzie zajmowała się
wysoko postawionymi klientami.
Obecnie mieszka z mężem i trójką dzieci w San Francisco Bay
Area. Wcześniej pracowała jeszcze w Modi’in Educational Psychology Service in pomagając rodzinom, parom i dzieciom zmienić na
lepsze ich życie i związki.
Download