Spis treści OD AUTORÓW WSTĘP. NOWA WIEDZA NA TEMAT ROLI PRZYWIĄZANIA W ŚWIECIE DOROSŁYCH 1. Droga do zrozumienia zachowań ludzi w związkach 2. Potrzeba bliskości nie jest niczym złym CZĘŚĆ PIERWSZA. ROZPOZNAWANIE STYLÓW PRZYWIĄZANIA 3. Krok pierwszy: Jaki jest mój styl przywiązania? 4. Krok drugi: Łamanie kodu – rozpoznawanie stylu przywiązania partnera CZĘŚĆ DRUGA. TRZY STYLE PRZYWIĄZANIA W CODZIENNYM ŻYCIU 5. Życie z szóstym zmysłem – lękowy styl przywiązania 6. Trzymanie miłości na dystans – unikający styl przywiązania 7. Bycie przyjemnie blisko – bezpieczny styl przywiązania CZĘŚĆ TRZECIA. KONFLIKTY NA TLE STYLÓW PRZYWIĄZANIA 8. Pułapka związku lękowo-unikającego 9. Uciekanie z pułapki. Jak pary lękowo-unikające mogą znaleźć dla siebie bezpieczniejsze miejsce 10. Gdy nienormalne staje się normą. Jak zakończyć związek, w który wpisany jest konflikt na tle różnic w potrzebie bliskości CZĘŚĆ CZWARTA. BEZPIECZNA DROGA – ĆWICZENIA Z UMIEJĘTNOŚCI BYCIA W ZWIĄZKU 11. Skuteczna komunikacja. Jak mówić, żeby być słyszanym 12. Jak rozwiązywać konflikty: pięć bezpiecznych zasad EPILOG PODZIĘKOWANIA BIBLIOGRAFIA O AUTORACH Tytuł oryginału: Attached: The New Science of Adult Attachment and How It Can Help YouFind – and Keep – Love Przekład: Grażyna Chamielec Opieka redakcyjna: Maria Zalasa Redakcja: Marta Stęplewska-Przybyłowicz Projekt okładki i stron tytułowych: Joanna Wasilewska / KATAKANASTA Copyright © 2010 by Amir Levine and Rachel Heller Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo JK, 2020 Copyright for the Polish translation © Grażyna Chamielec, 2020 Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych bez uprzedniego wyrażenia zgody przez właściciela praw. ISBN 978-83-66380-54-7 Wydanie I, Łódź 2020 JK Wydawnictwo sp. z o.o. s.k. ul. Krokusowa 3, 92-101 Łódź tel. 42 676 49 69 www.wydawnictwofeeria.pl Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer. Mojemu ojcu, który nauczył mnie rzucać się w największe fale, i mojej matce, która sprawiła, że naukowe doświadczenia były częścią mojego dorastania. A.L. Mojej rodzinie R.H. OD AUTORÓW N iniejsza książka jest podsumowaniem wielu lat badań nad uczuciowymi związkami dorosłych: zebrana dzięki nim wiedza posłużyła do stworzenia praktycznego przewodnika dla wszystkich, którzy chcą wejść w dobry związek lub ulepszyć ten, w którym już są. Teoria więzi to rozległy i skomplikowany obszar badań, który obejmuje nie tylko kwestie uczuć, ale także tematy takie jak rozwój dziecka czy rodzicielstwo. W naszej książce ograniczamy się jednak do romantycznych relacji. Pisząc ją, postawiliśmy sobie za cel przełożenie skomplikowanych przemyśleń akademickich na dające się zastosować na co dzień, praktyczne rady. Odnosimy się co prawda do konkretnych badań, ale z konieczności jedynie do ich niewielkiej części. Niemniej pragniemy wyrazić naszą wdzięczność wszystkim kreatywnym umysłom, które zajmują się tym tematem. Żałujemy, że nie jesteśmy w stanie tutaj wspomnieć każdego z nich. 1. Droga do zrozumienia zachowań ludzi w związkach Spotykam się z nim zaledwie od dwóch tygodni, a już się zamartwiam, że nie uważa mnie za dość atrakcyjną, i wariuję, zastanawiając się, czy do mnie jeszcze zadzwoni! Jestem pewna, że znów spełnią się wszystkie moje obawy co do tego, że nie jestem dostatecznie dobra. Na własne życzenie zaprzepaszczę kolejną szansę na związek! Co jest ze mną nie tak? Jestem inteligentnym, przystojnym facetem. Mam dobrą pracę i wiele do zaoferowania. Spotykałem się z kilkoma naprawdę wspaniałymi kobietami, ale w którymś momencie zawsze zaczynałem tracić nimi zainteresowanie i czułem się schwytany w pułapkę. Nie wiem, dlaczego tak trudno mi znaleźć kogoś, kto by do mnie pasował. Jestem mężatką od wielu lat, ale czuję się w tym związku zupełnie sama. Mąż nigdy nie był osobą, która chętnie rozmawia o relacjach czy emocjach, ale z czasem jest coraz gorzej. Niemal każdego dnia pracuje do późna, a w weekendy albo jest na kursie golfa z przyjaciółmi, albo ogląda jakiś sport w telewizji. Nic nas nie łączy. Może lepiej by mi było samej. Wszystkie opisane powyżej sytuacje są bolesne dla osób, których dotyczą, bo każda z nich dotyka najistotniejszych ludzkich potrzeb. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie da się znaleźć jednego wyjaśnienia, które pasowałoby do wszystkich tych przypadków; każdy z nich wygląda bowiem na wyjątkowy i indywidualny, i potencjalnie każdy może mieć nieskończenie wiele przyczyn, których poznanie wymagałoby głębokiej znajomości zaangażowanych w nie osób, ich historii, poprzednich związków, typów osobowości – by wymienić tylko kilka ścieżek, które terapeuta obrałby w pracy z tymi osobami. Tak przynajmniej nas – specjalistów w dziedzinie zdrowia psychicznego – uczono. W pewnym momencie odkryliśmy jednak coś, co dało nam prostą odpowiedź na wszystkie opisane powyżej problemy – i nie tylko na nie. Historia tego odkrycia i związanych z nim korzyści jest właśnie tematem niniejszej książki. CZY MIŁOŚĆ WYSTARCZY? Kilka lat temu nasza bliska przyjaciółka Tamara poznała mężczyznę i zaczęła się z nim spotykać. Grega poznałam na przyjęciu u przyjaciół. Zwróciłam na niego uwagę, bo był niesamowicie przystojny. Fakt, że on również mnie zauważył, bardzo mi pochlebiał. Kilka dni później poszliśmy na kolację z grupą znajomych; nie mogłam oprzeć się temu błyskowi podniecenia, jakie dostrzegałam w jego oczach, gdy na mnie patrzył. Najbardziej kusząca była jednak pobrzmiewająca w jego słowach obietnica, że odtąd nie będę samotna, że będziemy razem. Mówił na przykład: „Nie musisz przecież siedzieć w domu. Czemu nie przyjdziesz do mnie? Możesz pracować też w moim mieszkaniu”. „Możesz do mnie dzwonić, kiedy tylko chcesz”. W tych zdaniach było ciepło i obietnica, że oto nie jestem już sama na świecie – mam kogoś, kto chce być przy mnie. Gdybym tylko słuchała uważniej, może usłyszałabym w nich też inny komunikat: że Greg boi się zbytniej bliskości i zaangażowanie się przychodzi mu z trudnością. Kilka razy wspomniał, że nigdy nie był w dłuższym związku – z jakiegoś powodu zawsze po jakimś czasie, znużony kolejną dziewczyną, czuł, że musi odejść. Docierały do mnie te słowa, wiedziałam, że jest to coś, co potencjalnie może być problemem, ale w tamtym czasie nie umiałam jeszcze ocenić, jak wielkim. Kierowało mną zresztą przekonanie, w którym wzrasta wielu z nas – że miłość może wszystko pokonać. Pozwoliłam jej więc pokonać siebie. Nic nie miało dla mnie takiego znaczenia, jak bycie z nim. Nadal docierały do mnie wszystkie wysyłane przez niego komunikaty, że nie jest w stanie się zaangażować, ale blokowałam je w przekonaniu, że ze mną będzie inaczej. Okazało się oczywiście, że się myliłam. Im bliżej byliśmy, tym bardziej sprzeczne generował informacje. Wszystko zaczęło się rozpadać; mówił, że nie ma czasu, żeby się spotkać tego czy innego wieczora, że w tygodniu jest tak „zawalony pracą”, iż nie może spotkać się przed weekendem. Godziłam się na to, ale w środku czułam, że coś jest bardzo nie tak, jak być powinno. Zaczęłam odczuwać ciągły niepokój. Bez przerwy zastanawiałam się, gdzie Greg jest, i z przesadną podejrzliwością zaczęłam wypatrywać sygnałów świadczących o tym, że może chcieć ze mną zerwać. Ale on, mimo że swoim zachowaniem jasno dawał mi do zrozumienia, iż nie jest zadowolony z naszego związku, od czasu do czasu – zamiast mnie odpychać – okazywał mi na tyle dużo uczucia i skruchy, że powstrzymywało mnie to przed odejściem. Po jakimś czasie wzloty i upadki, które przeżywałam w tej relacji, zaczęły odciskać na mnie piętno i przestałam kontrolować emocje. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Mimo że czułam, że jest to droga donikąd, zaczęłam unikać umawiania się z przyjaciółmi, na wypadek gdyby Greg jednak zadzwonił. Wszystko, co wcześniej było dla mnie ważne, zupełnie przestało mnie interesować. Nie minęło wiele czasu, a nasz związek załamał się pod ciężarem tego ciągłego napięcia i rozpadł z hukiem. Jako przyjaciele Tamary początkowo cieszyliśmy się, że poznała kogoś, kim tak się zainteresowała. Jednak w miarę rozwoju tej relacji coraz większe zaabsorbowanie Tamary Gregiem zaczęło nas martwić. Jej radość życia zupełnie się ulotniła. Zastąpiły ją lęk i poczucie niepewności. Przez większość czasu albo czekała na telefon od Grega, albo tak była zaabsorbowana swoim związkiem z nim, że spędzanie z nami czasu wyraźnie nie sprawiało jej tyle przyjemności, co wcześniej. Także praca naszej przyjaciółki ucierpiała na znajomości z Gregiem, bo ta zaczęła się martwić, że może ją stracić. Zawsze uważaliśmy Tamarę za bardzo wyważoną, odporną na stresy osobę, a teraz zaczęliśmy się zastanawiać, czy czasem nie popełniliśmy błędu, zakładając, że jest silna. Mimo że Tamara dobrze znała historię Grega i wiedziała, że w przeszłości okazał się już niezdolny do utrzymania poważnej relacji z kobietą, mimo że zdawała sobie sprawę, iż bywał już nieprzewidywalny, a nawet przyznawała, że najprawdopodobniej byłoby jej lepiej bez niego, nadal nie potrafiła znaleźć w sobie dostatecznie dużo siły, by od niego odejść. Mimo że jesteśmy doświadczonymi specjalistami w dziedzinie zdrowia psychicznego, mieliśmy trudności z zaakceptowaniem faktu, że tak inteligentna i obyta kobieta jak Tamara mogła się tak bardzo zmienić. Zazwyczaj silna i skuteczna, w relacji z Gregiem okazywała zupełną bezradność. Jak ktoś, kogo znaliśmy jako osobę dobrze odnajdującą się w większości trudnych życiowych sytuacji, mógł nagle tak bardzo sobie nie radzić? Druga strona tego równania była dla nas tak samo zastanawiająca. Dlaczego Greg wysyłał niejasne sygnały, mimo że nawet dla nas było oczywiste, że ją kochał? Psychologia miałaby do zaoferowania wiele skomplikowanych wyjaśnień, trafne okazało się jednak takie, które przyszło z zupełnie niespodziewanej strony. OD TERAPEUTYCZNEGO PRZEDSZKOLA DO PRAKTYCZNEJ NAUKI NA TEMAT MIŁOŚCI DOROSŁYCH Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Tamara spotykała się z Gregiem, Amir pracował w przedszkolu terapeutycznym przy Columbia University. Stosując terapię opartą na teorii przywiązania, starał się pomóc matkom stworzyć bezpieczniejszą więź z ich dziećmi. Niezwykła skuteczność tej terapii zachęciła go wówczas do głębszego zainteresowania tym tematem, a to doprowadziło go do fascynującej lektury wyników badań przeprowadzonych przez Cindy Hazan i Phillipa Shavera. Wynikało z nich, że dorośli w swoich romantycznych związkach wykazują podobne wzorce przywiązania, jak dzieci w stosunku do swoich rodziców. Zgłębiając temat jeszcze bardziej, Amir zaczął dostrzegać przejawy tego typu zachowań wszędzie wokół sie- bie. Wówczas zdał sobie sprawę, że wiedza ta może mieć zdumiewające przełożenie na życie codzienne i pomóc wielu ludziom w ich relacjach uczuciowych. Gdy tylko Amir zrozumiał potencjalne korzyści płynące z możliwości wykorzystania teorii przywiązania w pracy z dorosłymi, zadzwonił do swojej wieloletniej przyjaciółki Rachel. Opowiedział jej, jak skutecznie teoria więzi potrafi wyjaśnić wiele różnego rodzaju zachowań, do których dochodzi w związkach pomiędzy dorosłymi, i poprosił ją, żeby pomogła mu przełożyć akademicką wiedzę i dane naukowe na praktyczne wskazówki i rady, z których ludzie mogliby skorzystać, aby odmienić swoje życie. I w ten sposób właśnie powstała ta książka. STYLE PRZYWIĄZANIA: BEZPIECZNY, LĘKOWY I UNIKAJĄCY Style przywiązania u dorosłych określają ich stosunek do bliskości i sposoby, w jakie na nią reagują w romantycznej relacji. Podobnie jak u dzieci, wyróżniamy tutaj trzy główne style przywiązania: bezpieczny, lękowy i unikający. Najkrócej mówiąc: ludzie przejawiający styl bezpieczny czują się dobrze w bliskich relacjach i są zwykle ciepli i kochający; ci o stylu lękowym bardzo pragną bliskości, często są przesadnie zaangażowani w swoje relacje i martwią się o to, na ile partner odwzajemnia ich uczucia; dla osób o stylu unikającym, bliskość jest równoznaczna z utratą niezależności i dlatego starają się ją minimalizować. Poza tym każdy z tych stylów różni się także pod względem: postrzegania bliskości i wspólnoty z drugim człowiekiem, sposobu radzenia sobie z konfliktami, podejścia do seksu, umiejętności komunikowania pragnień i potrzeb, oczekiwań od partnera i relacji. Wszystkich ludzi, nieważne, czy dopiero zaczęli się z kimś spotykać, czy też od czterdziestu lat pozostają w związku, można przypisać do jednej z tych trzech kategorii albo (rzadziej) do kategorii stanowiącej połączenie dwóch ostatnich (chodzi o osoby wykazujące jednocześnie cechy lękowe i unikające). Do kategorii „bezpieczni” zalicza się nieco ponad 50% populacji: „lękowi” stanowią około 20%, podczas gdy unikający 25%; pozostałe 3-5% to osoby należące do rzadszej kategorii stanowiącej połączenie stylów lękowego i unikającego. Badania nad przywiązaniem u dorosłych zaowocowały setkami prac i dziesiątkami książek, które dokładnie nakreślają sposoby zachowań w bliskich romantycznych związkach. Istnienie wspomnianych stylów przywiązania u dorosłych w wielu krajach i kulturach zostało już wielokrotnie potwierdzone, a świadomość ich istnienia to prosty i sprawdzony sposób, by zrozumieć i przewidzieć zachowania ludzi we wszelkiego rodzaju relacjach uczuciowych. Jednym z głównych założeń tej teorii jest to, że każdy z nas jest z góry zaprogramowany na określony sposób zachowania w romantycznej sytuacji. Skąd biorą się style przywiązania? Początkowo sądzono, że style przywiązania są przede wszystkim wynikiem sposobu wychowania dzieci przez rodziców. Stąd wzięła się hipoteza, że aktualny styl przywiązania danej osoby jest zdeterminowany sposobem, w jaki zajmowano się nią w dzieciństwie. Jeśli twoi rodzice byli współczujący, dostępni i reagowali na twoje potrzeby, powinieneś prezentować styl bezpieczny; jeśli okazywali ci ambiwalencję, wówczas zapewne rozwinął się u ciebie styl lękowy; jeśli zaś zachowywali dystans, byli sztywni i nie reagowali na twoje potrzeby, wówczas najpewniej wykształcił się u ciebie styl unikający. Dziś wiemy jednak, że na zachowania dorosłych w relacjach uczuciowych ma wpływ wiele różnych czynników – to, jak zajmowali się nami nasi rodzice, ma co prawda znaczenie, ale liczą się także na przykład nasze życiowe doświadczenia. Więcej na ten temat piszemy w rozdziale 7. TAMARA I GREG – SPOJRZENIE Z NOWEJ PERSPEKTYWY Gdy spojrzeliśmy na związek Tamary i Grega z perspektywy stylów przywiązania, zobaczyliśmy go nagle w zupełnie innym świetle. W badaniach nad tym zagadnieniem znaleźliśmy model Grega, który pasował do niego w najdrobniejszym szczególe, doskonale podsumowując to, jak mężczyzna myślał, zachowywał się i reagował na swoje otoczenie. Model ten przewidywał dystansowanie się od Tamary, szukanie w niej wad, wszczynanie kłótni, które niweczyły cały postęp, jaki zdążył dokonać się w ich relacji, jak również unaoczniał niesamowitą trudność, z jaką przychodziło mu powiedzieć „kocham cię”. Intrygujące było to, że teoria więzi wyjaśniała fakt, iż Greg chciał być blisko Tamary, ale jednocześnie czuł potrzebę odpychania jej. Nie działo się to jednak dlatego, że nie był w niej zakochany albo że myślał, że nie jest dla niego dostatecznie dobra (czego obawiała się Tamara). Wręcz przeciwnie – Greg odpychał ją, bo czuł, że bliskość, która się pomiędzy nimi zrodziła, wzrasta. Okazało się, że także przeżycia Tamary nie były wyjątkowe. Teoria więzi z niespotykaną precyzją potrafiła wyjaśnić również jej zachowania, myśli i sposoby reagowania. Były one typowe dla osoby o lękowym stylu przywiązania. Zgodnie z teorią przywiązania Tamara, w odpowiedzi na dystansujące działania Grega, coraz bardziej do niego lgnęła. Typowa okazała się także jej nieumiejętność skoncentrowania się na pracy, ciągłe myślenie o związku i ogólne przewrażliwienie na tle wszystkiego, co robił Greg. Teoria więzi przewidziała nawet to, że mimo iż Tamara zdecydowała się w końcu na zerwanie, nie mogła znaleźć w sobie siły, by odejść; wyjaśniała, dlaczego – mimo że Tamara dokładnie wiedziała, jak powinna postąpić, i zgadzała się z radami przyjaciół – zrobiłaby niemal wszystko, żeby być blisko Grega. Przede wszystkim jednak teoria ta tłumaczyła, dlaczego tej parze tak trudno było się dogadać, mimo że naprawdę się kochali. Mówili po prostu dwoma różnymi językami, potęgując w sobie nawzajem swoje naturalne tendencje – jej do szukania fizycznej i emocjonalnej bliskości, jego do wybierania niezależności i unikania intymności. Trafność tego opisu była niesamowita. Tak jakby badacze zajmujący się teorią przywiązania znali najbardziej intymne szczegóły z życia tej pary i ich najbardziej osobiste myśli. Interpretacje psychologiczne bywają czasem dość mgliste, pozosta- wiając wiele miejsca na domysły. Tymczasem teoria więzi okazała się dostarczać dokładnych, zbadanych informacji na temat działania relacji, która wcześniej wydawała się zupełnie wyjątkowa. Zmiana stylu przywiązania nie jest niemożliwa – ten zmienia się średnio u jednej na cztery osoby w okresie czterech lat. Jednak większość ludzi w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy, więc takie zmiany zachodzą bez ich świadomości, a tym bardziej bez wnikania w przyczyny. Czy nie byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli pomóc ludziom osiągnąć pewien poziom kontroli nad tymi jakże istotnymi dla życia transformacjami? Ileż pozytywnych zmian mogłaby wnieść w nie świadoma praca nad osiągnięciem bezpieczniejszego stylu przywiązania? Dla nas poznawanie trzech stylów przywiązania okazało się prawdziwym objawieniem: wszędzie odkrywaliśmy ich działanie. Dzięki teorii przywiązania zobaczyliśmy w nowym świetle własne relacje emocjonalne, jak również związki innych ludzi. Określając styl przywiązania pacjentów, kolegów i przyjaciół, mogliśmy inaczej zinterpretować ich zachowania i znacznie lepiej je zrozumieć. Przestały one wydawać nam się niezrozumiałe i skomplikowane; przeciwnie – stały się raczej przewidywalne w okolicznościach, w jakich te osoby się znalazły. WPŁYW EWOLUCJI Teoria więzi opiera się na założeniu, że potrzeba bycia w bliskiej relacji jest wpisana w nasze geny. To błysk geniuszu Johna Bowlby’ego pozwolił mu zrozumieć, że ewolucja zaprogramowała nas tak, byśmy wybierali w życiu kilka konkretnych osób i nadawali im szczególną wartość. Jesteśmy zaprogramowani do pozostawania w relacji zależności z ważnymi dla nas osobami. Potrzeba ta zaczyna się jeszcze przed naszym narodzeniem i kończy dopiero wraz ze śmiercią. Bowlby twierdził, że w toku ewolucji selekcja naturalna wybierała te osobniki, które przywiązywały się do innych, ponieważ przywiązanie oznaczało przewagę ułatwiającą przeżycie. W czasach prehistorycznych ludzie, którzy polegali jedynie na sobie i nie mieli nikogo, kto by ich obronił, łatwiej padali ofiarą różnych nieszczęść, podczas gdy ci, którzy byli w relacji z osobą, która o nich dbała, częściej przeżywali i przekazywali skłonność do tworzenia bliskich więzi swoim potomkom. W rzeczy samej, potrzeba posiadania bliskiej osoby jest tak ważna, że w naszych mózgach wykształcił się osobny biologiczny mechanizm odpowiedzialny wyłącznie za tworzenie i regulowanie relacji z ludźmi, do których jesteśmy przywiązani (rodzicami, dziećmi, partnerami). Nazywa się on „systemem przywiązania” i składa z emocji oraz zachowań, które zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa i ochrony płynące z samego tylko faktu przebywania blisko kochanej osoby. Mechanizm ten tłumaczy, dlaczego dziecko rozdzielone z matką wpada w rozpacz, panicznie jej szuka albo zaczyna w niekontrolowany sposób płakać i nie przestaje, aż matka znów się pojawi. Tego typu reakcje nazywamy zachowaniami protestacyjnymi; wszyscy, nawet jako dorośli, czasem je wykazujemy. W czasach prehistorycznych obecność ważnej osoby mogła się okazać kwestią życia lub śmierci, więc nasz system przywiązania rozwinął się w taki sposób, że traktuje bliskość jako absolutną konieczność. Wyobraź sobie, że słyszysz w wiadomościach o katastrofie samolotowej, do której doszło na trasie, jaką miał tego wieczora lecieć twój partner. Z pewnością możesz niemal fizycznie odczuć to przerażające uczucie, ten ścisk żołądka i wzbierającą histerię – wszystko to byłyby objawy działania systemu przywiązania, a paniczne telefony do informacji lotniskowej byłyby w tej sytuacji tzw. zachowaniami protestacyjnymi. Niezwykle ważnym aspektem ewolucji jest heterogeniczność. Ludzie są bardzo heterogenicznym gatunkiem – poszczególne osobniki znacznie różnią się od siebie wyglądem, konstrukcją psychiczną i zachowaniem. Tę różnorodność tłumaczy się naszą ogromną liczebnością, jak również wysokimi umiejętnościami adaptacyjnymi, które pozwalają nam żyć w niemal każdej ekologicznej strefie na Ziemi. Gdybyśmy byli identyczni, istnieniu naszego gatunku zagrażałaby każda pojedyncza zmiana środowiskowa. Odmienność podnosi nasze szanse na przetrwanie – zawsze znajdzie się jakaś część populacji, która będzie w pewien sposób wyjątkowa i przetrwa, gdy inni zginą. Style przywiązania nie różnią się pod tym względem od innych ludzkich cech. Mimo że wszyscy mamy podstawową potrzebę tworzenia bliskich więzi, różnimy się pod względem sposobu, w jaki to robimy. W bardzo niebezpiecznym środowisku intensywne inwestowanie czasu i energii tylko w jedną osobę jest mniej korzystne ze względu na niskie prawdopodobieństwo, że taki człowiek pozostanie z nami na dłużej; sensowniej jest wówczas nie przywiązywać się aż tak bardzo, by w miarę łatwo przystosować się do konieczności życia bez niego (w takich warunkach wykształcił się styl unikający). Innym sposobem na przetrwanie w trudnym otoczeniu jest działanie przeciwne – przewrażliwienie na punkcie pozostawania blisko obiektu przywiązania i nieustępliwość w tym względzie (styl lękowy). W spokojniejszych okolicznościach bliskie więzi tworzyły się na zasadzie konsekwentnego inwestowania w konkretną osobę, które przekładało się na korzyści dla zarówno jednostki, jak i jej potomstwa (tak powstał bezpieczny styl przywiązania). Oczywiście nam, ludziom żyjącym we współczesnym społeczeństwie, nie zagrażają już dzikie zwierzęta, których mogli obawiać się nasi przodkowie. Jednak w sensie ewolucyjnym od starych wzorców dzielą nas zaledwie setne sekundy. Nasz emocjonalny mózg dostaliśmy w spadku od homo sapiens, którzy żyli w zupełnie innych czasach, a nasze emocje wciąż działają podobnie jak wówczas i wciąż są gotowe pomagać nam mierzyć się z podobnymi do tamtych problemami. Uczucia i zachowania, które obecnie przeżywamy w bliskich relacjach, nie różnią się zbytnio od tych, jakich doświadczali nasi odlegli przodkowie. ZACHOWANIA PROTESTACYJNE W ERZE CYFROWEJ Wyposażeni w nową wiedzę na temat wpływu stylów przywiązania na nasze codzienne życie, zaczęliśmy zupełnie inaczej postrzegać działania ludzi. Zachowania, które wcześniej przypisywaliśmy czyimś cechom osobowości, albo takie, które opisywaliśmy jako przesa- dzone, z perspektywy teorii przywiązania okazywały się zupełnie zrozumiałe. Nasze odkrycia związane z tym zagadnieniem pozwoliły nam spojrzeć inaczej na niezdolność Tamary do porzucenia Grega, mimo że była przez niego nieszczęśliwa. Nagle stało się jasne, że zachowanie naszej przyjaciółki wcale nie musi wynikać ze słabości, że może raczej być skutkiem działania podstawowych instynktów, które nakazują Tamarze za wszelką cenę utrzymać kontakt z obiektem przywiązania, przy czym działanie tychże instynktów jest w dużej mierze wzmacniane przez lękowy styl przywiązania naszej koleżanki. W przypadku Tamary potrzeba bycia blisko Grega była wyzwalana przez najmniejszy znak świadczący o zagrożeniu, polegającym na tym, że jej ukochany znajdował się poza jej zasięgiem, nie reagował na nią, być może miał kłopoty. W sensie ewolucyjnym rezygnacja byłaby w takiej sytuacji szaleństwem. Uciekanie się do zachowań protestacyjnych, takich jak dzwonienie kilka razy dziennie czy próby wywołania jego zazdrości, wydawało się w tym nowym świetle zupełnie zrozumiałe. W teorii więzi szczególnie spodobało nam się to, że została ona sformułowana w oparciu o dużą liczbę danych. W przeciwieństwie do wielu innych teorii psychologicznych, które powstały w oparciu o rozmowy z parami przychodzącymi na terapię, ta czerpie informacje od ogółu populacji – od tych, którzy żyją w szczęśliwych związkach, i tych, którzy takich związków nie mają, od tych, którzy nigdy nie brali udziału w terapii, i tych, którzy aktywnie szukali tego rodzaju pomocy. Teoria ta pozwoliła nam zrozumieć nie tylko to, co się w relacjach emocjonalnych nie udaje, ale także to, co działa poprawnie, oraz dotrzeć do całej grupy ludzi, o których w większości książek o związkach praktycznie się nie pisze. Co więcej, teoria więzi nie etykietuje zachowań, określając je jako zdrowe lub niezdrowe. Żaden ze stylów przywiązania sam w sobie nie jest tu postrzegany jako „patologiczny”. Wręcz przeciwnie, romantyczne zachowania, które wcześniej uważano za dziwne lub błędne, w świetle tej teorii wydają się zrozumiałe, przewidywalne, a nawet oczekiwane. Jesteś z kimś, mimo że on nie jest pewien swoich uczuć do ciebie? Rozumiemy. Mówisz, że chcesz odejść, ale kilka minut później zmieniasz zdanie i stwierdzasz, że rozpaczliwie chcesz zostać? Też rozumiemy. Czy takie zachowania są skuteczne i czy warto je stosować? To już zupełnie inna historia. Ludzie o bezpiecznym stylu przywiązania wiedzą, jak komunikować swoje oczekiwania i skutecznie reagować na potrzeby partnera, nie uciekając się jednocześnie do zachowań protestacyjnych. Dla całej reszty zrozumienie to dopiero początek. OD TEORII DO PRAKTYKI – TWORZENIE KONKRETNYCH INTERWENCJI PSYCHOLOGICZNYCH W OPARCIU O TEORIĘ PRZYWIĄZANIA Przynosząc ze sobą zrozumienie tego, że ludzie znacznie różnią się od siebie w kwestii potrzeb związanych z intymnością i bliskością oraz że te różnice mogą powodować spięcia, teoria więzi zaoferowała nam nowe spojrzenie na romantyczne relacje. Jednak mimo że badania ułatwiły nam ich zrozumienie, nie dały jednoznacznej odpowiedzi na to, jak można tę wiedzę praktycznie wykorzystać. Teoria więzi zawiera w sobie obietnicę poprawienia uczuciowych związków między ludźmi, konieczne było jednak przełożenie wiedzy laboratoryjnej na dostępny przewodnik, zawierający dające się wykorzystać w prawdziwym życiu rady. Ponieważ jednak byliśmy przekonani, że w teorii więzi leży klucz do lepszych relacji między ludźmi, skupiliśmy się na dalszym poszerzaniu naszej wiedzy o trzech stylach przywiązania i tego, w jaki sposób oddziałują na siebie w codziennych interakcjach. Zaczęliśmy przeprowadzać rozmowy z ludźmi, których znaliśmy z różnych środowisk: z naszymi współpracownikami i pacjentami, ale również z laikami w dziedzinie psychologii, posiadającymi wiedzę z innych dziedzin. Rozmawialiśmy z ludźmi w różnym wieku. Spisywaliśmy skrócone historie ich związków i romantycznych doświadczeń, którymi zechcieli się z nami podzielić. Przeprowadzaliśmy też obserwacje na żywo. Ocenialiśmy style przywiązania, analizując to, co dane osoby mówiły, jakie wyrażały podejście do związków, jak się zachowywały; od czasu do czasu proponowaliśmy też konkretne rozwiązania różnych problemów w oparciu o teorię przywiązania. Opracowaliśmy technikę samodzielnego oceniania – w stosunkowo krótkim czasie – stylu przywiązania drugiej osoby. Uczyliśmy ludzi, w jaki sposób wykorzystywać, a nie zwalczać, swoje związane z przywiązaniem instynkty – nie tylko po to by unikać wchodzenia w nieszczęśliwe relacje, ale także po to, by odkrywać w innych „skarby”, które warto pielęgnować. I zadziałało! Zauważyliśmy, że w przeciwieństwie do innych interwencji terapeutycznych, które skupiają się głównie albo na singlach, albo na osobach pozostających w związkach, teoria więzi nadaje się do opisu wielu obszarów relacji emocjonalnych i można ją wykorzystać niezależnie od etapu życia uczuciowego, na jakim dana osoba aktualnie się znajduje. Istnieją konkretne zastosowania tej teorii w przypadku ludzi, którzy są na etapie spotykania się z różnymi osobami, tych we wczesnych fazach związku, jak również tych, którzy od dawna trwają w jakiejś relacji, oraz tych, którzy właśnie przeżywają rozstanie – niezależnie od tego, czy same odeszły, czy zostały porzucone. Wszystkie te sytuacje łączy to, że daje się zastosować do nich teorię przywiązania, niosąc ludziom na wszystkich etapach życia pomoc w tworzeniu lepszych związków. TEORIA A ŻYCIE Po jakimś czasie wszystkie osoby zaangażowane w nasz projekt zaczęły w naturalny sposób stosować żargon związany z teorią przywiązania. Podczas sesji terapeutycznych albo lunchu zdarzało nam się słyszeć: „Nie mogę się z nim spotykać. To oczywiste, że jest unikający”. Albo: „Znasz mnie, jestem lękowa, krótki romans to ostatnie, czego potrzebuję”. Aż trudno było uwierzyć, że do niedawna wszystkie te osoby nie wiedziały nawet o istnieniu trzech stylów przywiązania. Oczywiście również Tamara, gdy dowiedziała się wszystkiego na temat teorii przywiązania i naszych odkryć, podnosiła ten temat w niemal każdej rozmowie z nami. Wreszcie zebrała w sobie dostatecznie dużo siły, by zerwać swoją luźną relację z Gregiem i krótko potem – z chęci odwetu – zaczęła znów chodzić na randki. Wyposażona w nową wiedzę na temat teorii przywiązania, potrafiła teraz elegancko wymykać się adoratorom, którzy reprezentowali styl unikający; wiedziała już, że takie osoby nie są dla niej odpowiednie. Kiedyś zamęczałaby się całymi dniami, analizując, co mogą myśleć, czy zadzwonią, czy mają wobec niej poważne zamiary. Teraz sama szybko ich odrzucała, świadomie szukając mężczyzny zdolnego do bliskości i kochania jej w taki sposób, w jaki chciała być kochana. Po jakimś czasie poznała Toma, który reprezentował zdecydowanie bezpieczny styl przywiązania. Ich związek rozwijał się tak gładko, że Tamara niemal o nim nie mówiła. Nie chodziło o to, że nie chciała dzielić się z nami intymnymi szczegółami. Po prostu znalazła bezpieczną przystań, omijaną przez kryzysy i dramaty, które musiałaby z kimś omówić. Jeśli o czymś opowiadała, to o tym, jak miło spędzają razem czas, o wspólnych planach na przyszłość i o pracy, w której znów zaczęła odnosić sukcesy. ZASTOSOWANIE PRAKTYCZNE Ta książka jest wynikiem przełożenia naszych badań nad teorią przywiązania na praktyczne wskazówki. Mamy nadzieję, że nasi czytelnicy, podobnie jak wielu naszych przyjaciół, współpracowników oraz pacjentów, skorzystają z przedstawionej tu wiedzy i rad i że pomogą im one podejmować lepsze decyzje w życiu osobistym. Z kolejnych rozdziałów dowiesz się więcej na temat każdego z trzech stylów przywiązania oraz ich wpływu na podejście do miłości i zachowania w romantycznych sytuacjach. Ta nowa wiedza pozwoli ci inaczej spojrzeć na dotychczasowe porażki w tej dziedzinie; dzięki niej lepiej zrozumiesz motywacje zarówno swoje, jak i innych; dowiesz się, jakie masz potrzeby i z kim masz szansę stworzyć szczęśliwy związek. Jeśli już jesteś w związku z partnerem, którego styl przywiązania stoi w konflikcie z twoim własnym, zrozumiesz lepiej, dlaczego oboje myślicie i działacie w określony sposób, a także poznasz stra- tegie na podniesienie swojego poziomu satysfakcji ze związku. Tak czy inaczej, zaczniesz doświadczać zmiany. I będzie to oczywiście zmiana na lepsze! 2. Potrzeba bliskości nie jest niczym złym K ilka lat temu w telewizji można było oglądać reality show, w którym kilka par brało udział w wyścigu dookoła świata, wykonując przy tym różne wymagające zadania. Wśród nich znaleźli się też Karen i Tim – para idealna: oboje piękni, seksowni, inteligentni i odnoszący sukcesy. Różne wyzwania, którym musieli stawić czoła w programie, ujawniły też pewne intymne szczegóły dotyczące ich związku: Karen chciała wyjść za mąż, Tim był temu niechętny. Ona pragnęła większej bliskości, on cenił sobie swoją niezależność. Podczas szczególnie stresujących momentów wyścigu, jak również często po kłótni, Karen potrzebowała, żeby Tim wziął ją za rękę. On jednak robił to niechętnie: gest ten wydawało mu się przesadnym okazywaniem bliskości, poza tym nie chciał poddawać się każdemu kaprysowi partnerki. Tim i Karen długo prowadzili w wyścigu i niemal wygrali dużą nagrodę pieniężną. Aż do ostatniego odcinka, w którym zostali pokonani. Gdy na koniec zapytano ich, czy patrząc wstecz, dostrzegają coś, co mogli byli zrobić inaczej, Karen powiedziała: „Myślę, że przegraliśmy, bo byłam za mało samodzielna. Z perspektywy widzę, że moje zachowanie było przesadzone. Podczas wyścigu wiele razy potrzebowałam, żeby Tim wziął mnie za rękę. Nie wiem, czemu było to dla mnie takie ważne. Ale wyciągnęłam z tej sytuacji lekcję i zdecydowałam, że w przyszłości nie będę się tak zachowywać. Dlaczego tak często potrzebowałam jego dotyku? To głupie. Powinnam była zachować zimną krew i nie domagać się od niego tego gestu.” Tim mówił bardzo niewiele: „Wyścig w żaden sposób nie przypomina prawdziwego życia. Nie mieliśmy nawet czasu, żeby się porządnie pokłócić. Przeskakiwaliśmy tylko z jednego zadania w drugie”. Oboje pominęli w tych podsumowaniach jeden ważny fakt: Tim bardzo się zestresował przed skokiem na bungee i niemal zrezygnował z dalszej rywalizacji. Mimo zachęt ze strony Karen i jej zapewnień, że skoczy z nim, po prostu nie był w stanie tego zrobić; w pewnym momencie nawet zdjął z siebie cały sprzęt i chciał odejść. Wreszcie zebrał się na odwagę, żeby wykonać zadanie, ale właśnie to konkretne wahanie sprawiło, że para straciła prowadzenie. Teoria więzi w przypadku dorosłych uczy nas, iż podstawowe założenie Karen, że powinna sama kontrolować swoje emocjonalne potrzeby i samodzielnie uspokajać się w stresujących sytuacjach, jest po prostu nieprawdziwe. Dziewczyna doznała za problem swoje „przesadne” potrzeby. Badania nad przywiązaniem dostarczają jednak argumentów za zupełnie przeciwną tezą. To, że się do kogoś przywiązujemy, oznacza, że nasz mózg zostaje zaprogramowany na szukanie w tej osobie wsparcia poprzez upewnianie się o jej fizycznej i psychicznej bliskości. Jeśli nie otrzymujemy zapewnienia od niej od wybranka, nasz mechanizm przywiązania nakazuje nam starać się o nie tak długo, aż je otrzymamy. Gdyby Karen i Tim to rozumieli, ona nie czułaby się zawstydzona swoją potrzebą złapania go za rękę w stresującym momencie podczas wyścigu, który jest transmitowany przez telewizję na cały kraj. Z kolei Tim rozumiałby, że ten prosty gest może dać im przewagę, której potrzebują, żeby wygrać. Gdyby wiedział, że reagując dostatecznie wcześnie na potrzebę Karen, oszczędza czas, który i tak musiał później poświęcić na „gaszenie pożarów” wywołanych przez spotęgowany stres, być może sam dotykałby dłoni partnerki, zauważywszy, że dziewczyna zaczyna się denerwować, i nie czekał nawet, aż o to poprosi. Co więcej, gdyby sam potrafił przyjąć wsparcie, które oferowała mu Karen, pewnie wcześniej zdecydowałby się skoczyć na bungee. Z teorii przywiązania wynika, że w przypadku większości ludzi „przesadna” potrzeba bliskości znika, gdy tylko się ją zaspokoi, a im wcześniej się to dzieje, tym lepiej. Osoby, u których emocjonalna potrzeba bliskości zostaje zaspokojona, zwykle kierują swoją uwagę na zewnątrz. W literaturze poświęconej teorii przywiązania zjawisko to nazywa się czasem „paradoksem zależności”: im bardziej ludzie zależą od siebie nawzajem, tym bardziej niezależni i odważni się stają. Karen i Tim nie rozumieli, jak mogą wykorzystać łączącą ich emocjonalną więź, by zwyciężyć w wyścigu. PRZESZLIŚMY DŁUGĄ DROGĘ (ALE NADAL NIE JESTEŚMY U CELU) Samoobwinianie się Karen, która postrzegała siebie jako przesadnie potrzebującą, i nieświadomość Tima, jeśli chodzi o jego rolę w tym związku, nie są zaskakujące i właściwie ani jej, ani jego nie można za nie winić. Ostatecznie w naszej kulturze niechętnie patrzy się na podstawowe potrzeby związane z bliskością, intymnością, a zwłaszcza zależnością, wynosząc niezależność ponad wszystko. Wydaje nam się, że to właściwe podejście, gdy tymczasem często nas ono unieszczęśliwia. Błędne przekonanie, że ludzie powinni być emocjonalnie samowystarczalni, nie jest niczym nowym. Jeszcze nie tak dawno temu w społeczeństwach zachodnich wierzono, że dzieciom dobrze robi zostawianie ich samych, że powinno się uczyć je, by same się uspokajały. Teoria więzi obaliła to podejście – przynajmniej w stosunku do dzieci. W latach czterdziestych ubiegłego stulecia eksperci ostrzegali, że przesadne „pieszczenie się” z dzieckiem pielęgnuje w nim brak samodzielności i pewności siebie i że takie dziecko wyrasta później na osobę niezrównoważoną, niedostosowaną do życia. Rodziców niemowląt uczono, że nie powinni „przesadzać” w okazywaniu zainteresowania swoim dzieciom, że powinni pozwalać im pła- kać godzinami i uczyć je jedzenia jedynie o wyznaczonych godzinach. Dzieci w szpitalach były izolowane od bliskich, którzy mogli je oglądać jedynie przez przeszklone ściany. Pracownicy socjalni przy najmniejszych oznakach problemów zabierali dzieci z domów i umieszczali je w placówkach opieki zastępczej. Do niedawana jeszcze w teoriach na temat wychowania dominowało przekonanie o konieczności zachowania odpowiedniego dystansu pomiędzy rodzicami a dziećmi i oszczędnego dawkowania fizycznej bliskości. W popularnym w latach dwudziestych XX wieku poradniku dla rodziców autorstwa Johna Broadusa Watsona (Psychological Care of Infant and Child) ostrzegano przed niebezpieczeństwami „nadmiernej matczynej miłości”. Swoją książkę autor zadedykował „pierwszej matce, której uda się wychować szczęśliwe dziecko”. Szczęśliwe czyli samodzielne, odważne, umiejące na sobie polegać, łatwo adaptować się do zmian otoczenia i rozwiązywać problemy; takie dziecko nie powinno płakać, chyba że z powodu fizycznego cierpienia; powinno zajmować się pracą i zabawą i nie przywiązywać się przesadnie ani do ludzi, ani do miejsc. Przed powstaniem przełomowych prac Mary Ainsworth i Johna Bowlby’ego, twórców teorii przywiązania z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, psycholodzy nie doceniali wagi więzi pomiędzy rodzicami a dziećmi. Przywiązanie dziecka do matki było postrzegane jako uboczny produkt faktu, że otrzymuje ono od niej pokarm i utrzymanie; wierzono po prostu, iż dziecko szuka bliskości matki dlatego, że kojarzy mu się ona z pożywieniem. Bowlby jednakże, obserwując dzieci, które straciły rodziców w wyniku drugiej wojny światowej i wychowywane były w instytucjach opiekuńczych, zauważył, że nie rozwijają się one prawidłowo nawet wówczas, wszystkie spełniane są ich fizyczne potrzeby. Pozbawione obiektu przywiązania dzieci wykazywały opóźnienia w rozwoju fizycznym, intelektualnym, emocjonalnym i społecznym. Badania Ainsworth i Bowlby’ego jasno pokazały, że bliskość jest dla dziecka tak samo nieodzowna jak picie i jedzenie. POTRZEBA PRZYWIĄZANIA – NIE TYLKO DLA DZIECI Bowlby zawsze twierdził, że przywiązanie jest integralną częścią zachowania człowieka przez całe jego życie. Potem Mary Main odkryła, że również dorosłych da się przypisać do konkretnych kategorii w oparciu o to, jak wyglądały ich wczesne relacje z bliskimi osobami, co z kolei ma wpływ na ich własne rodzicielskie zachowania. Niezależnie od pracy tej badaczki, Cindy Hazan i Philip Shaver również odkryli, że dorośli posiadają konkretne style przywiązania, które ujawniają się w ich związkach uczuciowych. Po raz pierwszy odkryli to, publikując w dzienniku „Rocky Mountain News” tak zwany quiz miłosny, w którym poprosili ochotników o zaznaczenie jednego z trzech twierdzeń, które najlepiej opisuje ich uczucia i nastawienie do związku. Każde z nich korespondowało z jednym z trzech stylów przywiązania i brzmiało tak: Stosunkowo łatwo przychodzi mi nawiązanie bliskich relacji z innymi, czuję się dobrze, mając poczucie, że mogę na kimś polegać i że ktoś polega na mnie. Raczej nie boję się porzucenia ani tego, że ktoś mógłby zbytnio się do mnie zbliżyć. (Miara bezpiecznego stylu przywiązania). Bliskość z innymi jest dla mnie nieco kłopotliwa; trudno mi w pełni komuś zaufać i pozwolić sobie na zależność. Stresuje mnie, gdy ktoś przekracza mojej granice; osoby, z którymi do tej pory się spotykałem/spotykałam, często domagały się ode mnie większej bliskości niż ta, z którą czułem się/czułam się dobrze. (Miara unikającego stylu przywiązania). Mam poczucie, że inni niechętnie nawiązują ze mną tak bliskie relacje, jak bym chciał/chciała. Będąc w związku, często martwię się, że nie jestem dostatecznie kochany/kochana i mogę zostać porzucony/porzucona. Chciałbym/chciałabym totalnej bliskości i to pragnienie czasem odstrasza ludzi. (Miara lękowego stylu przywiązania.) Zaskakujące okazało się to, że wyniki pokazały podobną dystrybucję stylów przywiązania u dorosłych i u dzieci: większość dorosłych biorących udział w badaniu czuła, że należy do kategorii „bezpieczny”, podczas gdy pozostali dzielili się albo na „unikających”, albo na „lękowych”. Badacze odkryli także, że każdy ze stylów przywiązania wiązał się z wyznawaniem odmiennych, konkretnych przekonań i podejść do siebie samego, partnera, relacji i bliskości w ogóle. Dalsze badania, przeprowadzone między innymi przez Hazan i Shavera, potwierdziły te odkrycia. Okazało się, że – tak jak przypuszczał Bowlby – przywiązanie odgrywa znaczącą rolę nie tylko w dzieciństwie, ale przez całe życie człowieka. Różnica polega jedynie na tym, że dorośli są zdolni do wyższego poziomu abstrakcji, więc nasza potrzeba stałej fizycznej obecności obiektu przywiązania może być czasami przejściowo zastąpiona świadomością, że ta osoba jest dla nas dostępna psychicznie i emocjonalnie. Koniec końców chodzi jednak cały czas o tę samą potrzebę bliskości z drugim człowiekiem i pewności, że jest on dla nas dostępny. Niestety, tak samo jak w przeszłości ignorowana była waga relacji dziecko–rodzic, dzisiaj niedoceniane jest znaczenie przywiązania w dorosłości. Pośród dorosłych wciąż przeważa przekonanie, że „zbytnia” wzajemna zależność partnerów w związku jest czymś złym. MIT WSPÓŁUZALEŻNIENIA Teoria współuzależnienia i inne popularne współcześnie podejścia, na które możemy natknąć się w poradnikach psychologicznych, przedstawiają związki w sposób odzwierciedlający poglądy dotyczące relacji rodzic–dziecko, jakie przeważały w pierwszej połowie XX wieku (pamiętasz „szczęśliwe dziecko” wolne od „zbędnego” przywiązania?). Dzisiejsi eksperci oferują rady, które brzmią mniej więcej tak: „Twoje szczęście powinno pochodzić z twojego wnętrza i powinieneś go uzależniać od osoby, z którą jesteś. Twój partner nie ma obowiązku dbać o twoje dobre samopoczucie, a ty nie jesteś odpowiedzialny za jego nastroje. Każdy powinien sam dbać o siebie. Naucz się nie dopuszczać do tego, by ktokolwiek, nawet najbliższa ci osoba, był w stanie zakłócić twój wewnętrzny spokój. Jeśli ta osoba zachowuje się w sposób, który podważa twoje poczucie bezpieczeństwa, powinieneś być w stanie zdystansować się emocjonalnie od tej sytuacji, skupić się na sobie i nie dać się wytrącić z równowagi. Jeśli tego nie potrafisz, coś może być z tobą nie tak. Być może jesteś z tą osobą zbytnio związany – współuzależniony – i musisz się nauczyć stawiać granice”. Podstawowe założenie, które kryje się za tym sposobem myślenia, brzmi: idealny związek to relacja dwojga samowystarczalnych ludzi, którzy łączą się w dojrzały, pełen szacunku sposób, jednocześnie utrzymując jasne granice. Jeśli rozwijasz w sobie silną zależność od partnera, oznacza to, że jesteś w jakiś sposób wybrakowany i powinieneś pracować nad wyznaczaniem własnych granic i „lepszą świadomością samego siebie”. Przy takim podejściu wizja, że ktoś może potrzebować swojego partnera, to najgorszy możliwy scenariusz; potrzeba ta jest porównywana z uzależnieniem, a wszyscy wiemy, jak niebezpiecznie jest się od czegoś uzależniać. Wiedza na temat współuzależnienia okazała się niesamowicie pomocna, gdy chodzi o członków rodzin osób cierpiących na uzależnienie od narkotyków czy alkoholu (ponieważ to w tym obszarze teoria współuzależnienia miała początkowo swoje zastosowanie), gdy jednak próbujemy bezkrytycznie zastosować ją do wszystkich relacji, może nas prowadzić na manowce, a nawet okazać się potencjalnie szkodliwa. Karen, uczestniczka telewizyjnego show, o której wcześniej wspomnieliśmy, była zapewne pod wpływem tej właśnie szkoły myślenia, gdy krytykowała się za swoją „przesadną” potrzebę bliskości. Zupełnie co innego na temat związków mówi nam biologia. PRAWDA BIOLOGICZNA Liczne badania pokazują, że przywiązanie prowadzi do fizjologicznej jedności z daną osobą. Obecność partnera reguluje nasze ciśnienie krwi, tętno, oddech i poziom hormonów we krwi. Wiążąc się z kimś, przestajemy być osobnymi bytami. Podkreślanie tej osobności w związkach pomiędzy dorosłymi przez większość współczesnych popularnych szkół psychologicznych nie wytrzymuje krytyki z perspektywy biologii. Zależność jest faktem, a nie wyborem czy skłonnością. Szczególnie dużo światła rzuca na to badanie przeprowadzone przez doktora Jamesa Coana, dyrektora ośrodka badawczego Affec- tive Neuroscience Laboratory przy University of Virginia. Zajmuje się on badaniami mechanizmów, poprzez które bliskie społeczne związki i szersze sieci regulują nasze reakcje emocjonalne. W tym konkretnym badaniu, które Coan przeprowadził we współpracy z Richardem Davidsonem i Hilary Schaefer, wykorzystano rezonans magnetyczny MRI do przeskanowania mózgów zamężnych kobiet w sztucznie wywołanej stresującej sytuacji (kobiety biorące udział w badaniu były informowane o tym, że za chwilę zostaną lekko porażone prądem). W stresujących sytuacjach aktywuje się część mózgu zwana podwzgórzem. Gdy kobiety czekały na zapowiedziane rażenie prądem w samotności, na rezonansie widać było w tym obszarze podwyższoną aktywność. Następnie jednak sprawdzano reakcje uczestniczek eksperymentu na tę samą sytuację, gdy podczas oczekiwania na rażenie prądem mogły trzymać za rękę obcą osobę. Tym razem badanie wykazało nieco niższą niż poprzednio aktywność podwzgórza. Natomiast, gdy dłoń, którą kobieta mogła ściskać, należała do jej męża, wówczas reakcja jej mózgu okazywała się jeszcze mniej zauważalna – na tym etapie eksperymentu stres ledwie dawał się zarejestrować. Co więcej, te kobiety, które wcześniej najlepiej oceniły jakość swoich małżeństw, również najwięcej zyskiwały na możliwości trzymania małżonka za rękę podczas badania. Do tego jednak jeszcze wrócimy. Eksperyment ten pokazuje, że gdy dwoje ludzi tworzy związek uczuciowy, wpływają wzajemnie na swoje fizyczne i psychiczne samopoczucie. Fizyczna bliskość i dostępność partnera regulują naszą reakcję na stres. Skoro nasz partner ma tak wielki wpływ na nasze podstawowe reakcje biologiczne, jak można od nas oczekiwać, że utrzymamy wysoki poziom odrębności w związku? Wspomniana już tutaj Karen to przykład osoby, która zdawała się instynktownie rozumieć uzdrawiający wpływ dotyku dłoni partnera w stresującej sytuacji. Niestety później poddała się popularnym błędnym wyobrażeniom i zaczęła postrzegać swoje instynktowne reakcje jako wyraz wstydliwej słabości. PARADOKS ZALEŻNOŚCI Jeszcze na długo przed tym, zanim powstała technologia umożliwiająca skanowanie mózgu, John Bowlby rozumiał, że potrzeba posiadania kogoś, z kim możemy dzielić życie, jest częścią naszego wyposażenia genetycznego i nie ma nic wspólnego z tym, jak bardzo kochamy samych siebie albo czy czujemy się spełnieni. Odkrył, że w chwili, gdy zaczynamy postrzegać jakąś osobę jako szczególną, do gry wkraczają potężne i często niekontrolowane siły. Niezależnie od tego, jak niezależni byliśmy do tej pory, a czasem nawet wbrew naszej świadomej woli, zaczynamy zachowywać się inaczej. Gdy już wybierzemy partnera, zależność od drugiej osoby staje się faktem. Zawsze tak jest. Elegancka współegzystencja, która nie wiązałaby się z niewygodnym uczuciem bezbronności i lęku przed stratą, brzmi nieźle, ale biologia zaprogramowała nas zupełnie inaczej. W toku ewolucji okazało się, że największe korzyści przynosi jednak sytuacja, w której dwoje ludzi zaczyna tworzyć fizjologiczną jedność: jeśli ona na coś reaguje, on też nie pozostaje obojętny; jeśli on jest zdenerwowany, ta emocja udziela się również jej. Druga osoba staje się częścią nas i zrobimy wszystko, żeby ją ocalić. Uczucie, że dobro drugiej osoby jest naszym żywotnym interesem, przekłada się na bardzo ważną korzyść, jaką jest przetrwanie obu zaangażowanych w relację osobników. *** Mimo odmiennych sposobów, w jakie osoby o różnych stylach przywiązania uczą się radzić sobie z tymi potężnymi siłami – typy bezpieczny i lękowy przyjmują je z otwartymi ramionami, podczas gdy typ unikający starają się je tłumić – wszyscy jesteśmy zaprogramowani na to, by wchodzić w bliski związek z wybraną osobą. W rozdziale 6. przedstawiamy serię eksperymentów, które dowiodły, że nawet osoby o stylu unikającym wykazują potrzeby związane z przywiązaniem, ale aktywnie je tłumią. Czy to oznacza, że aby być szczęśliwym w związku, musimy być stale razem z partnerem albo poświęcać inne aspekty naszego życia, jak praca czy przyjaciele? Paradoksalnie jest dokładnie odwrotnie! Okazuje się, że umiejętność samodzielnego poruszania się w świecie wyrasta ze świadomości, że jest obok nas ktoś, na kogo możemy liczyć – na tym polega paradoks zależności. Początkowo trudno jest zrozumieć jego logikę. Jak mamy być bardziej niezależni, mimo że całkowicie od kogoś zależymy? Gdybyśmy mieli streścić podstawowe założenie teorii przywiązania jednym zdaniem, brzmiałoby ono tak: jeśli chcesz znaleźć drogę do niezależności i szczęścia, znajdź najpierw odpowiednią osobę, od której możesz być zależny, i idź z nią przez życie. Gdy to zrozumiesz, pojmiesz również istotę tej koncepcji. Aby zilustrować działanie powyższej zasady, przyjrzyjmy się jeszcze raz okresowi, w którym wchodzimy w nasze pierwsze bliskie relacje, czyli dzieciństwu. Mimo że style przywiązania u dorosłych i dzieci nie są dokładnie tym samym, nic lepiej nie demonstruje tego, co chcemy przekazać, niż tzw. „test nieznanej sytuacji” (strange situation test). TEST NIEZNANEJ SYTUACJI Sarah i jej dwunastomiesięczna córka Kimmy wchodzą do pokoju pełnego zabawek. Czeka tam na nie miła młoda asystentka, która na powitanie zamienia z matką i córką kilka słów. Kimmy zaczyna odkrywać zabawkowy raj – raczkuje po pokoju, podnosi zabawki, rzuca je na ziemię i sprawdza, czy będą grzechotać, turlać się czy świecić; jednocześnie od czasu do czasu zerka na mamę. Następnie matka dziewyczynki zostaje poproszona o opuszczenie pokoju, więc wstaje i szybko wychodzi. Gdy tylko Kimmy orientuje się w sytuacji, zaczyna się denerwować. Pochlipując, raczkuje w stronę wyjścia tak szybko, jak tylko potrafi. Woła mamę i uderza rączką w drzwi. Asystentka próbuje ją zainteresować pudełkiem pełnym kolorowych klocków, ale to tylko jeszcze bardziej denerwuje małą, która w końcu rzuca w nią jednym z tych klocków. Gdy po krótkiej chwili mama wraca do pokoju, Kimmy szybko raczkuje do niej i wyciąga rączki, żeby ją podniosła. Sarah przytula córkę i delikatnie ją uspokaja. Dziewczynka mocno wtula się w mamę i przestaje szlochać. Gdy znów jest spokojna, powraca też jej zainteresowanie zabawkami, którymi ponownie zaczyna się bawić. Eksperyment, w którym wzięły udział Sarah i Kimmy, jest prawdopodobnie jednym z najważniejszych badań w dziedzinie teorii przywiązania. Nazwano go testem nieznanej sytuacji (historia opisana powyżej jest wersją skróconą). Mary Ainsworth była zafascynowana tym, jak instynkt poznawania otoczenia u dziecka – który przekłada się na jego umiejętność zabawy i nauki – może zostać wzbudzony lub zduszony w zależności od tego, czy mama jest obecna, czy też nie. Badaczka zauważyła, że dziecko chętnie poznaje nieznane sobie wcześniej otoczenie i okazuje przy tym pewność siebie, o ile ma przy sobie obiekt swojego przywiązania. Obecność tego obiektu znana jest pod nazwą „bezpiecznej bazy”. Jest to świadomość, że stoi za tobą ktoś, kto cię wspiera, na kim możesz w 100% polegać i do kogo zawsze możesz się zwrócić w potrzebie. Bezpieczna baza jest podstawą, bez której dziecko nie będzie się prawidłowo rozwijać, uczyć i poznawać otoczenia. BEZPIECZNA BAZA DLA DOROSŁYCH Jako dorośli nie bawimy się już co prawda zabawkami, ale musimy stawiać czoło światu i radzić sobie z nowymi sytuacjami i trudnymi wyzwaniami. Chcemy być wysoko wydajni w pracy, robić ciekawe i odprężające rzeczy w wolnym czasie i znajdować w sobie dostatecznie dużo ciepła i cierpliwości, żeby dbać o naszych bliskich. Jeśli czujemy się bezpiecznie, jak dziecko w teście nieznanej sytuacji, gdy matka jest obecna w pokoju, świat leży u naszych stóp. Mamy dość odwagi, by podejmować ryzyko, szukać inspiracji i podążać za naszymi marzeniami. Jeśli jednak nam tego poczucia bezpieczeństwa brakuje, jeśli jesteśmy niepewni tego, czy najbliższa nam osoba, nasz romantyczny partner, naprawdę w nas wierzy, wspiera nas i będzie z nami, gdy będziemy tego potrzebować, będzie nam znacznie trudniej skoncentrować się na zadaniach, jakie stawia przed nami życie. Jak w teście nieznanej sytuacji, świadomość, że można całkowicie polegać na kimś bliskim, i poczucie bezpieczeństwa, jakie on nam daje, zwłaszcza jeśli wie, jak nas uspokoić w trudnych chwilach, pozwalają nam skupić uwagę na wszystkich innych aspektach życia, które nadają mu sens. Działanie bezpiecznej bazy w relacjach pomiędzy dorosłymi dobrze tłumaczy Brooke Feeney, dyrektor ośrodka badawczego Carnegie Mellon University Relationship Lab. Feeney szczególnie interesuje się tym, w jaki sposób partnerzy mogą się wzajemnie wspierać, i tym, jakie czynniki przekładają się na jakość tego wsparcia. W jednym ze swoich badań Feeney poprosiła pary, by w laboratorium porozmawiały ze sobą o swoich osobistych celach i możliwościach. Okazało się, że gdy uczestnicy eksperymentu mieli poczucie, że partnerzy ich w tych celach wspierają, rozmawianie na ten temat podnosiło u nich poziom pewności siebie i poprawiało im nastój. Ponadto już po rozmowie wyżej niż przed nią oceniali prawdopodobieństwo osiągnięcia tych celów. Osoby biorące udział w badaniu, które czuły, że ich partnerzy są mniej wspierający lub chcieliby silniej ingerować w ich wybory, mniej chętnie rozmawiały o swoich celach, nie rozważały z taką pewnością siebie sposobów na ich osiągnięcie i częściej pomniejszały ich znaczenie. Wróćmy do Karen i Tima, naszej pary z programu telewizyjnego; ich doświadczenie było pod wieloma względami zbliżone do testu nieznanej sytuacji u dzieci. Tak jak Karen potrzebowała chwycić Tima za rękę, żeby dodać sobie otuchy, Kimmy pragnęła obecności swojej matki. Podobnie jak Kimmy straciła zainteresowanie zabawą, gdy mama wyszła z pokoju, i skupiła się tylko na tym, by sprowadzić ją z powrotem, Karen również reagowała zachowaniem protestacyjnym, nie zgadzając się na dalszy udział w danym zadaniu, dopóki Tim nie weźmie jej za rękę. Żeby skoncentrować się na swoich zadaniach, każda z nich potrzebowała poczuć obecność swojego obiektu przywiązania. Dopiero wówczas, gdy miały poczucie, że ich bezpieczna baza została odbudowana, mogły wrócić do przerwanych czynności. ZNALEZIENIE WŁAŚCIWEJ OSOBY Pytanie brzmi, co się dzieje, jeśli osoba, na której najbardziej polegamy – i w związku z tym jesteśmy od niej zależni zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie – nie spełnia swojej roli jako obiekt przywiązania. Przecież nasz mózg przypisuje jej rolę naszej bezpiecznej bazy, emocjonalnej kotwicy i bezpiecznego portu, do którego będziemy wracać w trudnych chwilach. Jesteśmy zaprogramowani na szukanie emocjonalnej dostępności tej osoby. Co więc się dzieje, jeśli ta dostępność nie jest nam konsekwentnie oferowana? Eksperyment Coana pokazał, że fizyczny kontakt ze współmałżonkiem może nam pomóc obniżyć poziom lęku w stresującej sytuacji. Dowiedzieliśmy się z niego także, że uczestniczki najbardziej zadowolone ze swoich związków odnosiły najwięcej korzyści za wsparcia współmałżonka. Inne eksperymenty w tej dziedzinie przyniosły jeszcze więcej mówiące wyniki. Doktor Brian Baker, psychiatra i badacz z University of Toronto zajmuje się psychicznymi aspektami chorób serca i nadciśnienia – szczególnie wpływem konfliktów małżeńskich i stresu w pracy na ciśnienie krwi. W jednym ze swoich badań Baker odkrył, że dobre małżeństwo ma leczniczy wpływ na łagodną formę nadciśnienia: spędzanie czasu z partnerem obniża u chorych ciśnienie krwi do poziomu bardziej zbliżonego do normy. Jeśli jednak taka osoba nie jest szczęśliwa w małżeństwie, kontakt z partnerem wręcz pogarsza jej stan zdrowia; w towarzystwie współmałżonka ciśnienie chorego wzrasta i utrzymuje się na wysokim poziomie tak długo, jak długo partner jest w pobliżu! Z tego badania wysnuć można istotne wnioski, że jeśli bliska nam osoba nie spełnia naszych najbardziej podstawowych potrzeb związanych z przywiązaniem, doświadczamy chronicznego niepokoju i napięcia, przez co jesteśmy bardziej narażeni na różne przypadłości. Gdy jesteśmy uwikłani w romantyczną relację z kimś, kto nie stanowi dla nas bezpiecznej bazy, cierpi nie tylko nasze samopoczucie, ale również zdrowie fizyczne. Wygląda więc na to, że partnerzy mają znaczący wpływ na naszą umiejętność dobrego funkcjonowania w świecie. Nie da się tego obejść. Bliskie nam osoby mają wpływ nie tylko na to, jak czujemy się sami ze sobą, ale także na to, na ile w siebie wierzymy i czy spróbujemy urzeczywistnić nasze nadzieje i plany. Partner, który spełnia nasze potrzeby związane z przywiązaniem i czuje się dobrze w roli naszej bezpiecznej bazy, może nam pomóc żyć dłużej w lepszym emocjonalnym i fizycznym zdrowiu. Z drugiej strony, osoba, która nie jest konsekwentnie dostępna i nie zawsze okazuje nam wsparcie, może działać na nas naprawdę destrukcyjnie, odbierać nam wiarę w siebie, dosłownie hamować nasz rozwój i szkodzić naszemu zdrowiu. Reszta tej książki poświęcona jest temu, jak znaleźć partnera, który może stanowić dla nas bezpieczną bazę, jak samemu stać się takim partnerem oraz jak wesprzeć swój aktualny obiekt przywiązania w przyjęciu na siebie tej zmieniającej życie roli. JAK KORZYSTAĆ Z TEJ KSIĄŻKI Ta książka może stać się twoim przewodnikiem w szukaniu odpowiedniej miłości i pomóc ci poprawić jakość twojego aktualnego związku. Po tym jak zaznajomiliśmy cię z teorią, zapraszamy do zakasania rękawów i przejścia do działania. Na początek proponujemy określenie własnego stylu przywiązania, swojego miłosnego DNA. Następnie nauczysz się, jak rozpoznawać style przywiązania u innych. Kolejne rozdziały są zatem kluczowe, stanowią bowiem pierwszy krok do zrozumienia własnych, konkretnych potrzeb w relacji i tego, kto może być w stanie (albo zupełnie nie być w stanie) im sprostać. Przeprowadzimy cię przez ten proces krok po kroku, a następnie damy ci możliwość poćwiczenia nowych umiejętności. W kolejnej części omówimy każdy ze stylów przywiązania bardziej szczegółowo. Dzięki niej lepiej zrozumiesz wewnętrzne mechanizmy rządzące każdym z nich. Te rozdziały mogą ci się wydać prawdziwym objawieniem, ponieważ pozwolą ci zobaczyć swoje własne romantyczne doświadczenia i doświadczenia osób z twojego otoczenia w innym, nowym świetle. Część trzecia składa się głównie z ostrzeżeń. Dowiesz się z niej, jaką cenę emocjonalną możesz zapłacić za związek z osobą o dra- stycznie różnych niż twoje potrzebach związanych z przywiązaniem. Szczególnie dokładnie opiszemy problem pułapki, jaką stanowić może związek osoby lękowej z osobą unikającą. Jeśli już jesteś w takim związku i chcesz sprawić, żeby dobrze funkcjonował, przeprowadzimy cię również przez ten proces. Odkrywając konkretne potrzeby i słabe strony każdego ze stylów przywiązania (twojego i partnera), i podążając za naszymi wskazówkami i radami, będziesz w stanie sprawić, że obie strony twojego lękowo-unikającego związku poczują się w nim bezpieczniej. Jeśli natomiast zdecydujesz się taki związek zakończyć, poznasz problemy, które mogą przeszkodzić ci w realizacji tego planu, i dostaniesz kilka użytecznych wskazówek, jak przetrwać ból rozstania. Wreszcie spróbujemy zajrzeć w umysły ludzi o bezpiecznym stylu przywiązania. Pokażemy sposób na skuteczne przekazanie konkretnego komunikatu stałemu partnerowi albo osobie, z którą dopiero zaczynasz się umawiać. Umiejętność efektywnej komunikacji nie tylko pozwoli ci w prosty i jasny sposób wyrażać swoje potrzeby, ale również uzyskać cenne informacje na temat twojego partnera, bowiem jakość odpowiedzi mówi bardzo dużo o danej osobie. Przyjrzymy się także pięciu strategiom rozwiązywania konfliktów, z których korzystają osoby o bezpiecznym stylu przywiązania, oraz zaproponujemy sposób na ich wyćwiczenie. Te rady mogą się okazać szczególnie pomocne dla wszystkich naszych czytelników o lękowym bądź unikającym stylu przywiązania – nauczysz się z nich, jak utrzymać zdrową i satysfakcjonującą relację. Nawet jeśli należysz do „bezpiecznych”, możliwe, że dzięki temu rozdziałowi poznasz kilka nowych sztuczek, które mogą doprowadzić do wzrostu twojego ogólnego poziomu zadowolenia ze związku. Są to umiejętności uniwersalne, które pomagają osobom o stylu bezpiecznym dobrze funkcjonować w świecie. Mamy nadzieję, że wiedza o potężnej sile przywiązania w relacjach między ludźmi oraz o sposobach, w jakie możesz tę siłę okiełznać, zmieni twoje życie na lepsze, tak jak to miało miejsce w naszym wypadku. 3. Krok pierwszy: Jaki jest mój styl przywiązania? J eśli chcesz wykorzystać teorię więzi we własnym życiu, pierwszym krokiem do tego jest poznanie siebie i bliskich osób z perspektywy relacji przywiązania. W tym rozdziale pokażemy ci, jak rozpoznać styl przywiązania aktualnego bądź potencjalnego partnera w oparciu o różne wskazówki. Zaczniemy jednak od bliższego przyjrzenia się osobie, którą znasz najlepiej – tobie. JAKI STYL PRZYWIĄZANIA REPREZENTUJĘ? Poniżej przedstawiamy kwestionariusz stworzony w celu określania stylu przywiązania, czyli sposobu utrzymywania bliskich relacji z innymi. Powstał on w oparciu o „Kwestionariusz doświadczeń w bliskich związkach” (Experience in Close Relationship, ECR) stworzony w 1998 roku przez Kelly Brennan, Catherine Clark i Phillipa Shavera. Jest to ten sam Phillip Shaver, który wraz z Cindy Hazan stworzył pierwszą ankietę do pomiaru stylów romantycznego przywiązania dorosłych (tak zwany quiz miłosny). Kwestionariusz ECR składa się z konkretnych krótkich pytań nawiązujących do określo- nych aspektów przywiązania u osób dorosłych. Aspekty te dają się zakwalifikować do jednej z dwóch kategorii: niepokoju i unikania w kontekście relacji. Kwestionariusz okazał się lepszy od oryginalnego quizu miłosnego, który polegał na tym, że badane osoby czytały listę twierdzeń i zaznaczały te spośród nich, które najlepiej odzwierciedlały ich doświadczenie. Poprzez rozbicie ogólnych twierdzeń na mniejsze części, odpowiadające dwóm głównym aspektom (niepokojowi i unikaniu w romantycznych relacjach) – twórcom ECR udało się osiągnąć wyższy poziom dokładności przewidywania stylów przywiązania. Aktualnie dostępna jest poprawiona wersja tego narzędzia – kwestionariusz ECR-R – z której podczas badań korzysta się do oceny stylu przywiązania. Prezentujemy tu jej zmodyfikowaną wersję, która naszym zdaniem najlepiej sprawdza się w codziennym życiu. Style przywiązania mogą się z czasem zmieniać, ale ogólne podejście do bliskości i relacji jest w dużej mierze trwałe. Poznanie własnego stylu przekłada się na większą samoświadomość i sprawność interpersonalną, a w najlepszym wypadku także na wyższy poziom szczęścia w relacjach z ludźmi. Jeśli zgadzasz się z przedstawionym twierdzeniem, zaznacz ptaszkiem odpowiedni kwadracik po prawej stronie, niezależnie od tego, czy znajduje się w rubryce A, B lub C. (Jeśli się nie zgadzasz, w ogóle nic nie zaznaczaj). Dodaj wszystkie swoje odpowiedzi zaznaczone w kolumnie A: ____________ Dodaj wszystkie swoje odpowiedzi zaznaczone w kolumnie B: ____________ Dodaj wszystkie swoje odpowiedzi zaznaczone w kolumnie C: ____________ Klucz do rozwiązania Kategoria A reprezentuje styl lękowy, kategoria B – bezpieczny, a kategoria C – unikający. Im więcej twierdzeń zaznaczonych w danej kategorii, tym więcej cech odpowiadających danemu stylowi przywiązania. Styl lękowy: Uwielbiasz bliskość i masz w sobie zdolność do wielkiej intymności. Często jednak boisz się, że bliska osoba nie życzy jej sobie w takim samym stopniu. Relacje pożerają sporą część twojej energii emocjonalnej. Masz skłonność do wrażliwości na niewielkie wahania nastrojów i zachowań bliskiej osoby; mimo że często trafnie te emocje i zachowania odczytujesz, bierzesz je zanadto do siebie. W ramach relacji przeżywasz wiele negatywnych emocji i łatwo się denerwujesz. W rezultacie często zdarza ci się wybuchać i powiedzieć coś, czego później żałujesz. Jeśli druga osoba zapewni ci bezpieczeństwo, jesteś w stanie przestać aż tak silnie zajmować się waszym związkiem i poczuć zadowolenie. Styl bezpieczny: Z łatwością przychodzi ci okazywanie w związku ciepła i miłości. Lubisz bliskość i nie wiąże się ona u ciebie z przesadną troską. Bez trudu radzisz sobie w romantycznych relacjach i kwestie te nie wyprowadzają cię łatwo z równowagi. Umiesz skutecznie komunikować swoje potrzeby i uczucia partnerowi, z łatwością czytasz jego emocjonalne komunikaty i potrafisz na nie reagować. Potrafisz też zarówno dzielić się z bliską osobą swoimi sukcesami i problemami, jak i okazywać jej wsparcie, gdy tego potrzebuje. Styl unikający: Twoja niezależność i samowystarczalność są dla ciebie bardzo ważne i często przedkładasz autonomię nad bliskość. Mimo że pragniesz tej ostatniej, jej nadmiar sprawia, że czujesz się niekomfortowo i masz skłonności do trzymania partnera na dystans. Nie poświęcasz wiele czasu na martwienie się o swoje romantyczne relacje, nie przejmujesz się potencjalnym odrzuceniem. Często nie otwierasz się przed bliskimi osobami, które narzekają na twój emocjonalny chłód. W relacji często jesteś bardzo wyczulony na wszelkie sygnały kontroli czy naruszania twojego terytorium przez bliską osobę. CO JEŚLI NADAL NIE MAM PEWNOŚCI, JAKI JEST MÓJ STYL PRZYWIĄZANIA? Wielu ludziom rozpoznanie własnego stylu przywiązania przychodzi z łatwością. Niektórzy od razu mówią: „Reprezentuję styl lękowy”, „Jestem zdecydowanie unikający” albo „Wydaje mi się, że reprezentuję styl bezpieczny.” Innym jednak sprawia to więcej problemów. Jeśli uzyskałeś dużo punktów z więcej niż jednego stylu przywiązania, zapewne pomoże ci świadomość, że style te zwykle są determinowane przez dwa wymiary: twoje podejście do bliskości, czyli to, na ile komfortowo się z nią czujesz (albo na ile starasz się jej unikać); twój niepokój o miłość i uwagę bliskiej osoby oraz twoje własne zaangażowanie w relację. Naszym zdaniem szczególnie pomocne jest przedstawienie stylów przywiązania w formie graficznej tak, jak to robią Brennan i jej koledzy. W ten sposób możemy spojrzeć na nie „z lotu ptaka” i zrozumieć, w jaki sposób twój własny styl przywiązania wchodzi w relację ze stylami przywiązania innych ludzi. Twoje położenie na poniższych dwóch osiach określa twój styl, jak to pokazujemy na następującym schemacie: Jeśli czujesz się dobrze w bliskiej relacji (czyli masz niskie wyniki unikania bliskości) i nie zamartwiasz się ani samą relacją, ani odwzajemnianiem twoich uczuć przez bliską osobę (czyli masz niski poziom lęku w relacji), a po prostu żyjesz swoim życiem, którego ta relacja jest częścią – prawdopodobnie reprezentujesz bezpieczny styl przywiązania. Jeśli pragniesz bliskości (czyli masz niski poziom jej unikania), ale czujesz się bardzo niepewnie w odniesieniu do kierunku, w jakim zmierza twoja relacja z partnerem, i jego zachowanie może łatwo wytrącić cię z równowagi (czyli masz wysoki poziom lęku w związku) – twój styl przywiązania jest zapewne lękowy. Jeśli czujesz się niekomfortowo w sytuacjach znacznej bliskości i bardziej od bycia w związku cenisz sobie wolność i niezależność (czyli masz wysoki poziom unikania bliskości) oraz nie martwisz się zbytnio o uczucia bliskiej osoby lub jej zaangażowanie w związek z tobą – reprezentujesz zapewne styl unikający. Jeśli jednocześnie nie czujesz się komfortowo z bliskością i bardzo martwisz się dostępnością bliskiej osoby, twój styl przywiązania stanowi rzadkie połączenie stylu lękowego i unikającego, które charakteryzuje jedynie niewielki odsetek populacji. Jeśli do niego należysz, przyda ci się wiedza na temat obu stylów przywiązania – lękowego i unikającego. Skąd się wziął ten podział? Co ciekawe, podział na różne style przywiązania powstał na podstawie obserwacji zachowań dzieci. Po raz pierwszy zachowania te zdefiniowali badacze przyglądający się reakcjom małych dzieci (9–18 miesięcy) podczas testu obejmującego sytuację stresującej rozłąki z matką i następującego po niej ponownego spotkania. Więcej na temat testu możesz przeczytać na stronie 45. Poniżej przedstawiamy krótki opis stylów przywiązania u dzieci. Niektóre z opisanych reakcji da się także zauważyć u dorosłych, którzy charakteryzują się tymi samymi stylami przywiązania: bezpieczny – łatwo go uspokoić; unikający – wrażliwy, ale tłumiący potrzebę bliskości; i lękowy – często protestuje, a po stresującym wydarzeniu trudno go uspokoić. Styl lękowy: Gdy matka opuszcza pokój, dziecko reaguje dużym zdenerwowaniem. Gdy matka wraca, dziecko reaguje ambiwalentnie – z jednej strony cieszy się na jej widok, z drugiej jest złe. Uspokojenie się zajmuje mu dużo czasu, a nawet gdy już się uspokoi, to tylko na chwilę; kilka sekund później w złości odpycha mamę, wyrywa się jej i znów zaczyna płakać. Styl bezpieczny: Gdy matka wychodzi z pokoju, dziecko wyraźnie okazuje niepokój. Gdy matka wraca, dziecko cieszy się i chętnie ją wita. Obecność mamy budzi w nim poczucie bezpieczeństwa, więc szybko się uspokaja i wraca do zabawy. Styl unikający: Gdy matka wychodzi z pokoju, dziecko zachowuje się, jakby nic się nie stało. Gdy matka wraca, dziecko wydaje się nieporuszone, ignoruje ją i dalej obojętnie się bawi. Jednak za tą obojętną fasadą kryją się emocje. W rzeczywistości wewnątrz dziecko nie jest ani spokojne, ani opanowane. Badania pokazały, że u takich dzieci tętno jest tak samo przyśpieszone jak u tych, które okazują znaczny poziom zdenerwowania; wysoki jest również u nich poziom kortyzolu (hormonu stresu). Mimo że na zewnątrz tego nie okazują, unikające dzieci przeżywają w środku burzę emocji. To jedno z najważniejszych odkryć teorii przywiązania: że jeśli chodzi o relacje związane z bliskością, obojętność nie oznacza ani spokoju, ani poczucia bezpieczeństwa. Dalsze badania pokazały, że te zaskakujące wnioski dotyczące unikających dzieci, które na zewnątrz zdają się odporne, okazują się także zdumiewająco trafne w przypadku dorosłych wykazujących unikający styl przywiązania. Jeśli o nie chodzi, także u dorosłych obojętne zachowanie nie świadczy o spokoju ani nie przekłada się na poczucie bezpieczeństwa czy odporność. Tak naprawdę jest dokładnie odwrotnie: unikające dzieci (i dorośli) bardziej przypominają lękowe dzieci (i dorosłych); również ich styl przywiązania charakteryzuje się dużą wrażliwością, jednak strategie radzenia sobie z nią są u nich dokładnie przeciwne do tych, z których korzystają osoby lękowe – unikający tłumią emocje, podczas gdy lękowi protestują. Obu stronom trudno jest osiągnąć spokój. (Więcej na ten temat znajdziesz w rozdziale o lękowych i unikających stylach przywiązania). 4. Krok drugi: Łamanie kodu – rozpoznawanie stylu przywiązania partnera R ozpoznawanie stylu przywiązania innych ludzi jest zwykle trudniejsze niż rozpoznawanie własnego. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że siebie znamy najlepiej – wiemy nie tylko, jak się zachowujemy, ale też co czujemy i myślimy, gdy jesteśmy w związku. Poza tym, jeśli masz wątpliwości, zawsze możesz wypełnić nasz kwestionariusz. Trudno sobie jednak wyobrazić, że gdy zaczynasz spotykać się z kimś nowym, od razu sięgasz do naszej ankiety i zaczynasz zasypywać tę osobę pytaniami na temat jej dawnych związków. Na szczęście, nawet tego nie wiedząc, większość ludzi poprzez swoje naturalne codzienne zachowania i wypowiedzi przekazuje prawie wszystkie informacje, których potrzebujemy, żeby określić czyjś styl przywiązania. Trzeba jednak wiedzieć, na co zwracać uwagę, być uważnym obserwatorem i gorliwym słuchaczem. Badacze zapraszają ludzi do laboratorium i wypytują ich o związki emocjonalne, zwracając uwagę na nastawienie tych osób do bliskości i na poziom zaangażowania w relację. Na podstawie uzyskanych informacji określają ich styl przywiązania. Jednak z naszego doświadczenia wynika, że te infor- macje da się uzyskać także poza laboratorium – trzeba tylko wiedzieć, gdzie ich szukać. Rozumienie tego, jak działa przywiązanie, zmieni twój sposób postrzegania nowo poznawanych osób, a jeśli już jesteś w związku – da ci zaskakujący wgląd w zachowania twojego partnera. Podczas randek natomiast twoje myślenie zmieni się z: „Czy on/ona mnie lubi?” na: „Czy to jest ktoś, w kogo powinienem/powinnam inwestować emocjonalnie? Czy on/ona jest w stanie dać mi to, czego potrzebuję?”. Dalszy rozwój relacji będzie się opierał na twoich wyborach. Zaczniesz zadawać sobie pytania, jak na przykład: „Na ile ta osoba jest zdolna do bliskości? Czy wysyła niespójne sygnały, czy naprawdę jest zainteresowana?”. Korzystając z tego rozdziału jak z przewodnika, z czasem i z nabywanym doświadczeniem rozwiniesz i udoskonalisz w sobie umiejętność wczesnego określania czyjegoś stylu przywiązania. Pamiętaj jednak, że gdy jesteś kimś zafascynowany, twoja obiektywność jest ograniczona i masz skłonność do patrzenia na niego lub na nią przez różowe okulary. Wszystko, co nie pasuje do pozytywnego obrazka, jaki rysuje się w twojej głowie, spychane jest poza jego ramy. Jednak właśnie na tym pierwszym etapie spotykania się ważne jest, żeby zwracać uwagę na wszystkie komunikaty, które wysyła nam ta druga osoba, i podchodzić do nich z bezpiecznym dystansem. To pomoże ci określić, czy ta relacja jest właściwa dla ciebie, i upewnić się, że zmierza w dobrym kierunku. Jeśli aktualnie jesteś w związku, być może dzięki temu, co przeczytałeś do tej pory, domyślasz się mniej więcej, jaki jest styl przywiązania twojego partnera. Wtedy narzędzia, które proponujemy na kolejnych stronach, pomogą ci już tylko wyostrzyć swoje nowe umiejętności. Odkrywanie stylu przywiązania bliskiej ci osoby pozwoli na lepsze zrozumienie konkretnych wyzwań, przed którymi stajecie jako para – jest to kluczowy krok, dzięki któremu będziesz mógł wykorzystywać wiedzę z zakresu teorii więzi do ulepszenia twojej aktualnej relacji. KWESTIONARIUSZ: OKREŚLANIE STYLU PRZYWIĄZANIA PARTNERA Na kolejnych stronach przedstawiamy kwestionariusz zaprojektowany po to, żeby pomóc ci ustalić, jaki jest styl przywiązania twojego aktualnego lub potencjalnego partnera lub partnerki. Kwestionariusz został podzielony na trzy części, z których każda opisuje pewne charakterystyczne cechy danego stylu przywiązania i ilustruje je kilkoma przykładami. Pamiętaj, że jeśli jakaś cecha pasuje do twojego partnera, należy ją zaznaczyć jako prawdziwą. Wystarczy też, że pasuje do niego tylko jeden z wymienionych przykładów; nie muszą pasować wszystkie. Po przeczytaniu opisu każdej z cech, na podstawie waszych interakcji i rozmów podejmij decyzję, czy dany opis jest prawdziwy w przypadku twojego partnera. Im bardziej dokładnie go charakteryzuje, tym więcej punktów powinieneś przyznać w oparciu o następującą skalę: Klucz do punktacji: 1. Zdecydowanie nieprawda 2. Częściowo prawda 3. Zdecydowanie prawda CZĘŚĆ A Część A Podsumowanie punktacji: _______ CZĘŚĆ B Część B Podsumowanie punktacji: _______ CZĘŚĆ C Część C Podsumowanie punktacji: _______ KLUCZ: 1. 11–17: Bardzo niski wynik. Twój partner zdecydowanie nie reprezentuje tego stylu przywiązania. 2. 18–22: Średni wynik. Twój partner wykazuje tendencję w kierunku tego stylu przywiązania. 3. 23–33: Wysoki wynik. Twój partner zdecydowanie reprezentuje ten styl przywiązania. Ogólnie im wyższy wynik, tym bliżej danej osobie do któregoś ze stylów przywiązania. Wynik powyżej 23 punktów wskazuje na silne prawdopodobieństwo, że twój partner reprezentuje właśnie ten styl. Jeśli bliska ci osoba osiąga wysokie wyniki w dwóch grupach, najprawdopodobniej są to style unikający i lękowy. Niektóre z charakterystycznych dla nich zachowań wykazują pewne podobieństwa (mimo że wynikają z bardzo odmiennego podejścia do związków). W takiej sytuacji przejdź do pięciu podstawowych pytań, które znajdziesz na stronie 80. One pozwolą ci dokonać lepszej oceny. 23 lub więcej punktów z grupy A: Wygląda na to, że twój (potencjalny) partner/partnerka reprezentuje unikający styl przywiązania. Oznacza to, że w związku z tą osobą nigdy nie będziesz mieć pewności co do poziomu bliskości. Podstawową potrzebą osoby o bezpiecznym lub lękowym stylu przywiązania jest bycie z kimś blisko; osoba o stylu unikającym tego nie potrzebuje. Takie osoby mają potrzebę więzi i miłości – również one są wyposażone w ten podstawowy mechanizm, który każe im przywiązywać się do wybranych osób – ale gdy tylko relacja robi się zbyt ścisła, zaczynają mieć poczucie, że się w niej duszą. W przypadku osób o unikającym stylu przywiązania codzienne interakcje i rozmowy, niezależnie od tego, czy dotyczą programu, jaki będziecie oglądać w telewizji, czy sposobu wychowywania dzieci, to tak naprawdę negocjacje na temat przestrzeni i niezależności. Często kończy się tak, że przystajesz na życzenia partnera, bo w przeciwnym wypadku w ogóle się wycofuje. Badania pokazują, że osoby o unikającym stylu przywiązania prawie nigdy nie wchodzą ze sobą w związki. W takiej relacji brakowałoby po prostu kleju, który mógłby połączyć dwoje ludzi. Punktacja 23 i powyżej dla części B: Twój (potencjalny) partner reprezentuje bezpieczny styl przywiązania. Takie osoby chcą być blisko, ale jednocześnie nie boją się przesadnie odrzucenia. Doskonale potrafią też rozmawiać i wiedzą, jak przekazać to, co chcą powie- dzieć, w sposób bezpośredni, ale nie oskarżycielski. W związku z kimś o tym stylu przywiązania nie musisz negocjować kwestii związanych z bliskością – masz ją daną. Dzięki temu oboje jesteście wolni, możecie cieszyć się życiem i rozwijać. Takie osoby słuchają tego, co masz do powiedzenia, i starają się wszystko zaplanować w taki sposób, żeby było to akceptowalne dla was obojga. Mają wrodzoną umiejętność rozumienia, że bliski związek jest relacją, w której dobro twojego partnera jest twoim dobrem i vice versa. Dzięki temu możesz być najbardziej autentyczną wersją siebie, co – jak pokazały badania – jest jednym z najważniejszych czynników, które wpływają na twoje ogólne poczucie szczęścia i dobre samopoczucie. Punktacja 23 i powyżej dla grupy C: Twój (potencjalny) partner ma lękowy styl przywiązania. Człowiek o tym stylu pragnie bliskości, ale jednocześnie jest bardzo wrażliwy na nawet najmniejsze sygnały, które można zinterpretować jako zagrożenie dla związku. Czasami taka osoba może odczytać w ten sposób twoje nieświadome działania. Gdy coś takiego się dzieje, bardzo się denerwuje, ale ponieważ jednocześnie brakuje jej umiejętności skutecznego zakomunikowania swoich uczuć, ucieka się do wybuchów, fochów i „gierek”. Może to prowadzić do powstania błędnego koła, ponieważ w takich sytuacjach jej przewrażliwienie na drobiazgi, a wraz z nim zdenerwowanie, jeszcze wzrasta. Brzmi to zniechęcająco, ale zanim zrezygnujesz ze związku z taką osobą, musisz wiedzieć, że jeśli znajdziesz w sobie dostatecznie dużo wrażliwości, by ją uspokoić – co nie jest aż takie trudne – zyskasz bardzo kochającego i oddanego partnera. Jeśli tylko zaspokoisz jego podstawowe potrzeby związane z poczuciem bliskości i bezpieczeństwa, ta wrażliwość może się okazać zaletą: zyskasz pomocnego i oddanego przyjaciela, który będzie dobrze wyczuwać twoje pragnienia. Poza tym z czasem taka osoba może nauczyć się lepiej komunikować swoje lęki i emocje, co uwolni cię od konieczności zgadywania, o co jej chodzi. ROZPOZNAWANIE STYLU PRZYWIĄZANIA: PIĘĆ PODSTAWOWYCH PYTAŃ Jeśli nadal masz wątpliwości, oto pięć podstawowych pytań, które pomogą ci ustalić czyjś styl przywiązania: 1. Czy on/ona szuka bliskości? To zawsze jest pierwsze pytanie, jakie należy sobie zadać na temat partnera. Wszystkie inne cechy i zachowania wynikają z tej jednej, najważniejszej kwestii. Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, możesz być niemal pewien, że masz do czynienia z kimś o unikającym stylu przywiązania. Jeśli odpowiedź brzmi „tak”, wówczas oznacza to, że twój partner ma styl albo bezpieczny, albo lękowy (przejdź do rozdziału 3., żeby dowiedzieć się więcej na temat dwóch wymiarów, które style te determinują). Próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie, postaraj się zrezygnować z zakładania z góry pewnych sądów. Nie ma jednego typu osobowości z unikającym stylem przywiązania, ani jednego typu osobowości, która reprezentuje styl bezpieczny czy lękowy. On może być pewny siebie i zadziorny, a jednocześnie bardzo pragnąć ciepłego związku. Ona zaś może być niezgrabną kujonką z awersją do bliskości. Zadaj sobie pytanie, co o jego lub jej podejściu do bliskości mówi konkretne zachowanie. Czy ta osoba w ogóle robi coś, żeby zminimalizować bliskość, czy nie? Załóżmy, że spotykasz się z osobą, która ma dzieci z poprzedniego małżeństwa. Z jednej strony może ona nie chcieć przedstawić cię swoim dzieciom, ponieważ ma na uwadze ich dobro i wierzy, że jest za wcześnie, żeby poznawały nowego mężczyznę w życiu mamy, co byłoby zupełnie uzasadnionym powodem. Z drugiej jednak strony to może być sposób na trzymanie cię na dystans i zachowanie swojego odrębnego życia. Postaraj się zobaczyć szerszą perspektywę i to, jak dane zachowanie się w nią wpisuje. Czy biorąc pod uwagę to, jak długo jesteście razem i jak poważny jest wasz związek, chronienie przez nią dzieci nadal wydaje się właściwe? To, co może być uzasadnione w początkowych stadiach relacji, nie ma już sensu po dwóch latach jej trwania. Czy przedstawiła cię innym członkom rodziny lub bliskim przyjaciołom? Czy wzięła pod uwagę twoje dobro i starała się wyjaśnić ci tę sytuację, pozwalając, byś i ty wyraził swoje uczucia na ten temat? Jeśli odpowiedź na którekolwiek z tych pytań brzmi „nie”, to znaczy, że nie chodzi tu tylko o dobro dzieci, a raczej o zachowanie dystansu między wami. 2. Czy zdaje się dużo myśleć o waszym związku i bać się odrzucenia? Czy łatwo ci go/ją zranić tym, co mówisz? Czy martwi się o waszą wspólną przyszłość albo o to, czy kochasz go/ją na tyle, by go nie zdradzić? Czy jest bardzo wrażliwy/wrażliwa na drobiazgi w waszym związku, które mogą wskazywać na to, że chcesz zachować dystans, jak na przykład podejmowanie decyzji, które nie biorą jego/jej pod uwagę? Jeśli odpowiedź na te pytania brzmi „tak”, bardzo możliwe, że masz do czynienia z osobą o lękowym stylu przywiązania. 3. Czy zauważasz w nim/niej więcej cech wskazujących na dany styl przywiązania? Gdy chcemy określić czyjś styl przywiązania, nie wystarczy wziąć pod uwagę jednego zachowania, podejścia czy przekonania. Nie ma jednostkowej cechy, która może o tym stylu decydować – zawsze jest to raczej połączenie zachowań i podejść, które razem tworzą spójny wzór. Dopiero wszystkie elementy tego obrazka powiedzą ci całą prawdę. Niemożność poznania dzieci twojej partnerki może być bardzo frustrująca, ale jeśli ona jednocześnie rozmawia z tobą na ten temat, wysłuchuje twoich uwag i znajduje inne sposoby na wpuszczenie cię do swojego życia, sama niechęć do przedstawienia cię dzieciom niekoniecznie musi wskazywać na nieumiejętność zbudowania bliskości. 4. Jak reaguje na skuteczną komunikację? Jest to prawdopodobnie jeden z najważniejszych sposobów na odkrycie stylu przywiązania twojego partnera, więc nie bój się wyrażać swoich potrzeb, myśli i uczuć! (W rozdziale 11 znajdziesz więcej informacji na temat skutecznej komunikacji). Gdy zaczynamy się z kimś spotykać, często z różnych powodów uprawiamy autocenzurę: nie chcemy okazywać zbytniego entuzjazmu czy okazywać za bardzo, jak nam zależy, albo uważamy, że jest za wcześnie, żeby podnosić jakiś temat. Jednak wyrażanie swoich potrzeb i prawdziwych uczuć może być użytecznym papierkiem lakmusowym, dzięki któremu sprawdzisz, na ile dana osoba jest w stanie dać ci to, czego potrzebujesz. Jej reakcja często powie ci natychmiast znacznie więcej niż to, co ten człowiek kiedykolwiek by ci ujawnił sam z siebie. Jeśli jest to osoba o bezpiecznym stylu przywiązania – zrozumie i zrobi, co w jej mocy, żeby wyjść naprzeciw twoim potrzebom. Jeśli jest to osoba o lękowym stylu przywiązania – twoja otwartość będzie dla niej dobrym przykładem postępowania; ucieszy się z możliwości większej bliskości i sama stanie się bardziej bezpośrednia. Jeśli jest to osoba o unikającym stylu przywiązania – poczuje się bardzo niewygodnie ze zwiększonym poziomem bliskości spowodowanym ujawnieniem przez ciebie twoich uczuć i zareaguje w jeden z następujących sposobów: „Jesteś przesadnie wrażliwy/wrażliwa, zbyt dużo chcesz, masz za duże potrzeby”. „Nie chcę o tym rozmawiać”. „Czy musisz tak dokładnie wszystko analizować?” „Czego ode mnie chcesz? Nie zrobiłem/zrobiłam nic złego”. „Czego jeszcze chcesz? Przecież powiedziałem/powiedziałam przepraszam”. Zastanowi się nad twoimi potrzebami w danej kwestii, ale wkrótce znów może zacząć je ignorować. 5. Czego on/ona nie mówi/nie robi? Słuchaj i patrz uważnie. To, czego twój partner nie mówi lub nie robi, może dać ci tak samo wiele informacji, jak to, co mówi i robi. Zaufaj swojej intuicji. Wyjaśnimy to na przykładach. O północy w sylwestra Rob pocałował swoją dziewczynę i powiedział: „Cieszę się, że jesteśmy razem. Mam nadzieję, że będzie to pierwszy rok z wielu wpólnych lat”. Jego dziewczyna oddała mu pocałunek, ale sama nic nie powiedziała. Dwa miesiące później się rozstali. Podczas kłótni Pat powiedziała swojemu chłopakowi Jimowi, że przeszkadza jej, iż nigdy nie planują nic razem z wyprzedzeniem. Czułaby się lepiej i bezpieczniej, gdyby wiedziała niektóre rzeczy wcześniej i gdyby lepiej orientowała się w ich wspólnych planach. Jim nie odpowiedział; po prostu zmienił temat. Nadal dzwonił do niej zawsze w ostatniej chwili. Pat znów wspomniała, że jest to dla niej nieprzyjemne, ale on znów to zignorował. Wreszcie Pat dała sobie spokój z tym związkiem. W obu przypadkach wyraźniejszym komunikatem niż jakiekolwiek słowa było to, czego te osoby nie zrobiły lub nie powiedziały swoim partnerom. POZNAWANIE STYLÓW PRZYWIĄZANIA INNYCH – PODSUMOWANIE ROZPOZNAWANIE STYLÓW PRZYWIĄZANIA – ĆWICZENIA Przeczytaj poniższe historie. Czy potrafisz rozpoznać style przywiązania ich bohaterów? Jeśli naprawdę chcesz się sprawdzić, zasłoń odpowiedzi kartką papieru. Pamiętaj cały czas o głównych cechach poszczególnych stylów oraz o podstawowych pytaniach, które warto sobie zadać, oceniając, do której z trzech kategorii zalicza się dana osoba. Barry, rozwiedziony, 46 lat Związek? Nie chcę o tym słyszeć. Nadal liżę rany po rozwodzie. Mam ochotę nadrobić czas stracony w małżeństwie. Pragnę czuć, że kobiety mnie pożądają, i marzy mi się dużo seksu. Wiem jednak, że muszę być ostrożny, bo każda kobieta, z którą się spotykam, natychmiast zaczyna fantazjować na temat tego, jakim ojcem będę dla jej dzieci i jak brzmiałyby razem nasze nazwiska. Spotykam się z kimś prawie od roku. Ona ma na imię Caitlin i jest pod wieloma względami wspaniała. Wiem, że bardzo by chciała, by nasz związek przeszedł w poważniejszą fazę, ale jeszcze dużo czasu upłynie, zanim będę w stanie znów zaufać jakiejś kobiecie, pokochać ją i zaangażować się. Jednak nawet jeśli to się stanie, wiem dokładnie, czego nie chcę i w jakich obszarach nie jestem skłonny do żadnych kompromisów. Moja przyszła partnerka musi być niezależna finansowo. Mam już byłą, która mnie doi. Nie zamierzam utrzymywać dwóch kobiet! Są jednak jeszcze inne granice, których nie chciałbym przekraczać. Styl przywiązania: __________ Odpowiedź: Unikający. Możesz próbować tłumaczyć jego zachowanie tym, że właśnie przeszedł przez trudny rozwód i to normalne, że jest ostrożny. Jest to możliwe, ale o ile nie otrzymamy żadnych informacji świadczących o tym, że tak nie jest, musimy założyć, że reprezentuje on unikający styl przywiązania. Twierdzi, że nawet jak już się zakocha, nie zamierza iść na kompromis, ceni sobie swoją niezależność i jest nieufny. Zwróć uwagę, że mówi o tym, jak kobiety wyobrażają go sobie jako ojca dla „swoich dzieci”. Być może chodzi mu dzieci tych kobiet z poprzednich związków, ale możliwe, że nawet wyobrażając sobie wspólne potomstwo, Barry postrzega je bardziej jako dzieci kobiety. Język, którym się posługuje, tworzy dystans. Poza tym mężczyzna boi się, że kobieta mogłaby chcieć go wykorzystywać finansowo. Przypomnij sobie pierwsze pytanie, jakie warto sobie zadać: czy dana osoba szuka bliskości? W przypadku Barry’ego wiadomo, że tak nie jest: mówi, że pragnie pożądania i seksu, ale nie wspomina o wsparciu emocjonalnym i bliskości. Bella, niezamężna, 24 lata Mark i ja spotykamy się od półtora roku. Jesteśmy razem bardzo szczęśliwi, ale nie wszystko było idealnie od pierwszego dnia. Na początku kilka rzeczy mi się nie podobało. Na przykład gdy się poznaliśmy, Mark był raczej niedoświadczony erotycznie i musiałam go dosłownie szkolić w łóżku. Nie chciałam spędzić reszty życia sfrustrowana seksualnie! Ale to już zamierzchła przeszłość. Poza tym ja jestem znacznie bardziej szalona niż on. Mark jest typem poważnego, twardo stąpającego po ziemi faceta i szczerze mówiąc, początkowo sądziłam, że jest dla mnie za sztywny. Ale nie mogłam wybrać lepiej: jest ciepły i można na nim polegać, a to są bezcenne cechy. Kocham go tak, jak tylko można kogoś kochać. Styl przywiązania: __________ Odpowiedź: Bezpieczny. Najwyraźniejszą i najbardziej znamienną wskazówką świadczącą o tym, że Bella ma bezpieczny styl przywiązania jest to, że „szkoliła” Marka w łóżku. To znakomity przykład jasnej i skutecznej komunikacji w związku. Bella natknęła się na problem, chciała go rozwiązać i czuła się na tyle pewna siebie, że wiedziała, jak się do tego zabrać. W przypadku lękowego stylu przywiązania za brak łóżkowych umiejętności Marka obwiniałaby siebie; mogłaby dojść do wniosku, że po prostu nie pociąga go na tyle, żeby bardziej się starał. Ewentualnie mogłaby znosić tę sytuację, żeby nie zaszkodzić związkowi. W przypadku unikającego stylu przywiązania nie obwiniałaby siebie, ale mogłaby wykorzystać brak erotycznych kompetencji Marka, żeby obniżyć jego wartość w swoich oczach. Wówczas prawdopodobnie nie szkoliłaby go w tak praktyczny sposób, jak to zrobiła. Poza tym jest oczywiste, że Bella ma elastyczne spojrzenie na związek. Mimo że Mark nie do końca odpowiadał jej wyobrażeniu idealnego mężczyzny, bez większego wahania zmieniła to wyobrażenie, a co najważniejsze – nadal jest zadowolona ze swojej decyzji. W przypadku unikającego stylu przywiązania mogłaby pójść na ten sam kompromis, ale najprawdopodobniej czułaby się oszukana, że „musiała” to zrobić. Na koniec trzeba zauważyć, że Bella otwarcie i naturalnie wyraża swoje uczucia w stosunku do Marka. Janet, niezamężna, 23 lata Wreszcie poznałam naprawdę wspaniałego faceta. Spotkaliśmy się dopiero dwa razy, ale czuję już, że się w nim zakochuję. Tak trudno mi znaleźć kogoś, kto byłby ze mną kompatybilny – podoba mi się tylko jeden konkretny typ mężczyzn, ale jakie są szanse, że akurat ktoś taki uzna, że ja też jestem atrakcyjna? Niewielkie. Więc teraz, kiedy poznałam Tima, zamierzam naprawdę zadbać o to, by nic nie zepsuć. Nie mogę sobie pozwolić na żaden błąd. Jeden fałszywy ruch i wszystko stracone. Pozwalam więc jemu nadawać tempo naszemu związkowi – nie chcę, żeby wyglądało, że aż tak na niego „lecę”. Myślałam o tym, żeby mu wysłać wiadomość. To może wyglądać niezobowiązująco i spontanicznie, nie sądzisz? Ale może lepiej podeślę mu tylko jakiegoś śmiesznego mema. Styl przywiązania: __________ Odpowiedź: lękowy. Janet reprezentuje typowo lękowy styl przywiązania. Czuje się niekompletna, będąc sama, i szuka bliskości. Nowy związek zupełnie pochłania jej myśli. Oczywiście podczas pierwszych randek wszyscy ludzie są zachwyceni drugą osobą i dużo o niej myślą, ale Janet idzie o krok dalej: postrzega związek jako coś rzadkiego i delikatnego i jest przekonana, że jeden fałszywy krok z jej strony może go zrujnować. Dlatego też boi się popełnić błąd i każdy swój kolejny krok roztrząsa w głowie niezliczoną ilość razy. Poza tym pozwala Timowi nadawać ton i tempo ich relacji. Na koniec, ponieważ jest „lękowa”, ucieka się do „gierek” i rozważa sposoby na to, jak skontaktować się z Timem niebezpośrednio, żeby nie ujawniać swojego zainteresowania (stąd na przykład pomysł z przesłaniem mu śmiesznego mema zamiast normalnej wiadomości). Paul, nieżonaty, 37 lat Właśnie zerwałem z Amandą. Jestem tym bardzo rozczarowany, ale wiem, że nie mógłbym spędzić z nią życia. Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy i początkowo byłem pewien, że znalazłem kobietę moich marzeń. Ale różne rzeczy w niej zaczęły mnie drażnić. Jestem pewien, że miała operację plastyczną i to naprawdę mnie odrzuca. Poza tym nie jest zbyt pewna siebie, co też jest mało atrakcyjne. Niestety mam tak, że kiedy przestaję coś do kogoś czuć, to nie potrafię zostać z tą osobą ani minuty dłużej – po prostu muszę szukać dalej. Wiem, że ta właściwa kobieta gdzieś tam jest i czeka na mnie. Nieważne, jak długo to jeszcze potrwa – któregoś dnia się spotkamy i będziemy szczęśliwi. Czuję to: niemalże widzę jej uśmiech i czuję dotyk. Wiem, że gdy się spotkamy, od razu poczuję spokój. Nieważne, jak wiele razy jeszcze będę musiał próbować, obiecałem sobie, że nadal będę jej szukał. Styl przywiązania: __________ Odpowiedź: Unikający. Ten przypadek może być mylący; Paul bardzo pragnie poznać kobietę swoich marzeń, więc musi reprezentować albo styl bezpieczny, albo lękowy, prawda? Nieprawda. Sposób, w jaki opisuje swoją idealną, prawdziwą miłość, powinien sprawić, że zapali nam się czerwona lampka. Osoby o różnych stylach przywiązania różnie wyjaśniają fakt, że są sami: osoby o lękowym stylu przywiązania często myślą, że coś jest z nimi nie tak, te „bezpieczne” patrzą na to bardziej realistycznie, a unikający często brzmią właśnie tak jak Paul – przypisują swoją samotność czynnikom zewnętrznym, ma przykład temu, że nie poznali jeszcze właściwej dziewczyny. To dobra okazja, żeby poćwiczyć zwracanie uwagi na to, czego ktoś nie mówi: od Paula nie usłyszysz jasnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego jeszcze nie poznał tej jedynej, mimo że spotykał się z wieloma kobietami; musisz czytać pomiędzy wierszami. Wiele mówiący jest także sposób, w jaki mężczyzna opisuje swój związek z Amandą: był nią bardzo zainteresowany, ale gdy się do siebie zbliżyli, zaczął zauważać w niej pewne drobiazgi, które go odrzucały. Obniżanie wartości partnera, gdy za bardzo się zbliży, jest typowe dla ludzi o unikającym stylu przywiązania i stanowi sposób na stworzenie dystansu emocjonalnego. Logan, nieżonaty, 34 lata Spotykałem się w życiu tylko z trzema kobietami, w tym z Mary. Poznaliśmy się kilka lat temu. Pamiętam, że Mary była początkowo bardzo zaniepokojona faktem, że miałem przed nią tak mało dziewczyn. Stale pytała mnie o moje poprzednie związki, a gdy wreszcie zrozumiała, że naprawdę powiedziałem jej o wszystkich i niczego przed nią nie ukrywam, wydawała się zmieszana i zapytała mnie, czy nie mam poczucia, że coś mnie w życiu ominęło. Czy nigdy się nie martwiłem, że za długo jestem sam albo że nigdy sobie nikogo nie znajdę? Nie, szczerze mówiąc, ta myśl nigdy nawet nie przeszła mi przez głowę. Oczywiście mnie również zdarzały się rozczarowania, ale doszedłem do wniosku, że w końcu musi nadejść właściwa chwila. I tak się stało. Pokochałem Mary prawie natychmiast i powiedziałem jej to. W którym momencie zaczęła odwzajemniać moje uczucie? Właściwie nie jestem pewien, ale wiedziałem, że za mną szaleje, jeszcze zanim mi to powiedziała. Styl przywiązania: __________ Odpowiedź: bezpieczny. W tej historii jest kilka wskazówek świadczących o tym, że Logan reprezentuje bezpieczny styl przywiązania. Nie zastanawia się zbytnio nad związkami i nie boi się zostać sam, co wyklucza styl lękowy (wydaje się kolei, że jego dziewczyna, Mary, jest „lękowa”, gdyż ona wyraża tego typu obawy). Pozostaje zatem pytanie, czy Logan ma unikający czy bezpieczny styl przywiązania. Kilka wskazówek, których nam udziela, wyklucza ten pierwszy: przede wszystkim wydaje się bardzo szczery z Mary w rozmowach o swoich poprzednich związkach, wykłada wszystkie karty na stół, a ciekawość partnerki wcale go nie irytuje (ponadto mężczyzna nie ubarwia dodatkowo swoich historii miłosnych, jak mógłby to robić ktoś o lękowym stylu przywiązania). Poza tym Logan czuje się swobodnie, bardzo wcześnie wyrażając swoje uczucia do Mary, co jest typową cechą osoby „bezpiecznej”. Gdyby reprezentował styl unikający, wysyłałby raczej mieszane sygnały. Zwróć ponadto uwagę, że Logan nie angażuje się w żadne „gierki” – nie pamięta nawet dokładnie, kiedy Mary odwzajemniła jego uczucie; jest po prostu szczery i z nią, i sam ze sobą, a co za tym idzie, nie pozwala, by jakiekolwiek inne względy miały wpływ na jego zachowanie. Suzanne, niezamężna, 33 lata Od tych walentynek do końca roku muszę znaleźć mojego przyszłego męża. Jestem już zmęczona samotnością; mam dość wracania do pustego domu, samotnego chodzenia do kina, uprawiania seksu sama ze sobą albo z kimś obcym. W tym roku zamierzam znaleźć kogoś wspaniałego tylko dla mnie. W przeszłości całkowicie poświęcałam się moim partnerom, przez co wiele razy zostałam bardzo zraniona i straciłam wiarę w znalezienie kogoś dobrego. Muszę jednak pokonać w sobie lęk przed zranieniem. Jestem zdecydowana otworzyć się, podjąć ryzyko, zatracić się. Rozumiem, że kto nie ryzykuje, ten nic nie ma; jeśli nie otworzę serca, nie ma szansy, żeby ktoś się do niego dostał. Nie zamierzam poddawać się rozpaczy. Zasługuję na szczęście! Styl przywiązania: __________ Odpowiedź: Lękowy. To zdecydowanie jest wypowiedź kogoś o lękowym stylu przywiązania, kto w przeszłości został wiele razy zraniony. Suzanne jest pochłonięta szukaniem partnera. Chce wyjść do świata i znaleźć swoją drugą połówkę, ale ponieważ nie zna zasad rządzących stylami przywiązania, nie wie, kogo powinna unikać, a komu może zaufać. Pod wieloma względami to, co mówi, różni się od wypowiedzi Paula z przykładu 4. Suzanne nie szuka ideału. Możemy sobie wyobrazić, że w jej przypadku powodem, dla którego nikogo nadal nie znalazła, jest to, że bardzo pragnie bliskości, ale trafia na osoby, które ją ranią. Paul z kolei nie zbliży się do żadnej kobiety, dopóki nie spotka „tej właściwej”. 5. Życie z szóstym zmysłem – lękowy styl przywiązania S łynny siedemnastowieczny filozof Baruch Spinoza powiedział: „Całe nasze szczęście albo nieszczęście zależy tylko i wyłącznie od jakości obiektu, z którym łączy nas miłość”. Właśnie dlatego, że stawka jest tak wysoka – nasze szczęście od tego zależy! – należy mądrze wybierać ludzi, z którymi chcemy się związać. Jest to szczególnie istotne dla osób o lękowym stylu przywiązania. Jeśli nie są świadome działania systemu przywiązania, ryzykują, żew relacjach partnerskich będą bardzo cierpieć. Najlepiej ilustruje to przykład koleżanki Amira, Emily. WSZYSTKIE TWOJE KŁOPOTY BIORĄ SIĘ ZE ZWIĄZKU, W KTÓRYM JESTEŚ Gdy Emily robiła staż na oddziale psychiatrii, zdecydowała, że chce być także psychoanalitykiem. Zanim jednak zaczęła uczęszczać na zajęcia w instytucie psychoanalizy, poproszono ją, by sama się jej poddała. Przynajmniej przez rok cztery razy w tygodniu miała chodzić na terapię, leżeć na kozetce i mówić o wszystkim, co przyszło jej do głowy. Początkowo Emily radziła sobie świetnie. Wydawała się wręcz tak poukładana, że psychoanalityk uważał, iż w jej przypadku w zupełności wystarczą maksymalnie dwa lata – co jest niezwykle rzadkie, bo psychoanaliza trwa zwykle cztery do pięciu lat. Potem Emily poznała Dave’a i bardzo szybko się w nim zakochała. Ten, początkujący aktor, okazał się nieodpowiednim dla niej partnerem. Stale wysyłał jej sprzeczne sygnały, co zupełnie rozstrajało Emily. Jej zachowanie tak się zmieniło, że zaczęła się wydawać zupełnie niestabilna emocjonalnie. Mieliśmy zwyczaj umawiać się na wspólny jogging w Central Parku. Emily biegała, targając ze sobą nie tylko pager, ale też telefon komórkowy (w czasach, gdy aparaty były raczej duże i ciężkie!). Co pięć minut sprawdzała to jedno, to drugie urządzenie, żeby upewnić się, czy Dave czasem nie dzwonił. W pracy godzinami śledziła, co robi jej partner, korzystając z internetu, który wówczas był jeszcze nowością. Stworzyła sobie fałszywą internetową tożsamość i zagadywała Dave’a w chat roomach, które odwiedzał. Krótko mówiąc, wpadła w obsesję. Jej psychoanalityk zupełnie nie rozumiał chorobliwej przemiany swojej najbardziej obiecującej podopiecznej. Emily zaczęła się zmieniać z silnej, poukładanej osoby w kogoś o osobowości masochistycznej z cechami borderline. Wyglądało na to, że jej psychoanaliza zajmie jednak długie lata. WRAŻLIWY STYL PRZYWIĄZANIA Jednak Emily nie cierpiała na żadne masochistyczne zaburzenia osobowości typu borderline. Po prostu związek z Davem uaktywnił jej system przywiązania. U osób takich jak Emily, o lękowym stylu przywiązania, system ten jest wyjątkowo wrażliwy. Jak już tłumaczyliśmy w poprzednich rozdziałach, to mechanizm w naszym mózgu, który jest odpowiedzialny za śledzenie i monitorowanie bezpieczeństwa i dostępności ważnych dla nas osób. Jeśli reprezentujesz lękowy styl przywiązania, posiadasz wyjątkową umiejętność wyczuwania wszelkich zagrożeń dotyczących twojego związku. Najmniejszy znak, że coś może być nie w porządku, aktywuje twój system przywiązania, a gdy już do tego dojdzie, nie jesteś w stanie się uspokoić, dopóki twój partner lub partnerka nie da ci jasno do zrozumienia, że wasza relacja jest bezpieczna. Osoby o innych niż twój stylach przywiązania również doświadczają podwyższonej aktywności tego systemu, ale nie wychwytują tylu subtelnych szczegółów, które osoby o twojej wrażliwości dostrzegają od razu. Aby zademonstrować, jak czujny jest system przywiązania u osób o lękowym stylu przywiązania, powołujemy się na badanie przeprowadzone w laboratorium Chrisa Fraleya z University of Illinois w Urbana-Champaign – jest to ten sam badacz, który stworzył kwestionariusz stylów przywiązania ECR-R. We współpracy z Paulą Niedenthal z Université Blaise Pascal w Clermont-Ferrand we Francji Chris Fralley opracował unikalny sposób mierzenia czujności na wskazówki społeczne, charakterystycznej dla osób o lękowym stylu przywiązania. W swoich badaniach Niedenthal i Fraley wykorzystali tzw. morph movie, czyli komputerową technikę filmową, za pomocą której można zarejestrować zmieniający się wyraz twarzy osoby: twarz na filmie początkowo wyrażała bardzo konkretną emocję (na przykład gniew), a następnie jej wyraz stopniowo zmieniał się w bardziej neutralny. Uczestników badania poproszono, by zatrzymywali film w momencie, w którym ich zdaniem początkowa emocja przestawała być widoczna. Okazało się, że osoby o lękowym stylu przywiązania potrafiły szybciej od pozostałych rozpoznać moment zmiany wyrazu twarzy osoby na filmie. Także w zadaniu odwrotnym, gdy film rozpoczynał się od neutralnego wyrazu twarzy, który stopniowo przeradzał się w wyraźną emocję, bardziej lękowe jednostki zauważały tę zmianę wcześniej. Te odkrycia sugerują, że osoby o lękowym stylu przywiązania rzeczywiście wykazują większą czujność na zmiany stanów emocjonalnych innych ludzi oraz potrafią z większą dokładnością i wrażliwością odczytywać wskazówki wysyłane przez innych. Warto jednak zwrócić uwagę na jeden dodatkowy fakt: badanie pokazało, że osoby o lękowym stylu przywiązania mają skłonności do bardzo szybkiego wyciągania wniosków, przy czym szybkość ta nie służy trafności ich interpretacji. Dopiero gdy eksperyment został zaprojektowany w taki sposób, że uczestnicy o lękowym stylu przywiązania musieli poczekać nieco dłużej – nie mogli zare- agować od razu, gdy tylko zauważyli zmianę – i uzyskać więcej informacji, zanim dokonali oceny, zyskiwali przewagę nad innymi uczestnikami. Jest to ważne ostrzeżenie i lekcja dla takiej osoby: jeśli dasz sobie więcej czasu i nie będziesz pochopnie wyciągać wniosków, zyskasz niezwykłą umiejętność odczytywania świata wokół siebie, która może ci przysporzyć wielu korzyści. Jeśli jednak zamiast tego wybierzesz pośpiech i „strzelanie z biodra”, łatwo możesz sobie zrobić krzywdę. Gdy u osoby lękowej dojdzie do aktywacji systemu przywiązania, często pada ona ofiarą myśli określanych jako strategie aktywujące, które mają tylko jeden cel: odzyskanie bliskości z partnerem. Strategie aktywujące to wszelkiego rodzaju myśli i uczucia, które sprawiają, że odczuwasz potrzebę fizycznie lub emocjonalnie zbliżyć się do swojego partnera. Dopiero gdy uzyskasz od niego zapewnienie, że możesz czuć się bezpiecznie, możesz się uspokoić i wrócić do stanu równowagi. Strategie aktywujące Myśli i uczucia, które skłaniają cię do szukania bliskości z partnerem: Myślenie o tej osobie, problemy ze skoncentrowaniem się na czymkolwiek innym. Pamiętanie jedynie jej dobrych cech. Stawianie tej osoby na piedestale; niedocenianie własnych talentów i umiejętności oraz przecenianie jej talentów i umiejętności. Nieprzyjemne uczucie braku, które znika jedynie wówczas, gdy kontakt z tą osobą znów zostaje nawiązany. Przekonanie, że to twoja jedyna szansa na miłość: „Mało jest osób, z którymi jestem kompatybilna – jakie są szanse na to, że znajdę kogoś takiego jak on?” „Lata mogą minąć, zanim poznam kogoś nowego; zawsze będę sam/sama”. Przekonanie, że mimo że nie jesteś w tym związku szczęśliwy, trwanie w nim jest lepsze niż pozwolenie partnerowi odejść: „Jeśli mnie zostawi, zmieni się we wspaniałego partnera – dla kogoś innego”. „Może się zmienić”. „Wszystkie pary mają swoje problemy – nasz przypadek nie jest pod tym względem niczym szczególnym”. System przywiązania Emily został aktywowany bardzo silnie. Po jakimś czasie wiedziała już, że gdy ona jest w pracy, Dave zamiast chodzić na przesłuchania, godzinami ogląda porno w internecie. Odkryła także, że flirtuje on online w różnych chat roomach z innymi dziewczynami (w tym z nią, nie domyślając się, że to ona). Nadal jednak nie mogła się przemóc, żeby z nim zerwać. Cały czas bombardowały ją strategie aktywujące podobne do tych, które wymieniliśmy powyżej: myślenie, że on się zmieni, że wszystkie pary mają problemy itd. Niemal rok zabrało jej zebranie się na odwagę, żeby zakończyć ten związek. Podczas tego roku i jeszcze jakiś czas po zerwaniu Emily prawie całe spotkania z psychoanalitykiem poświęciła na mówienie o Davie. Wiele lat później, gdy została żoną wspa- niałego mężczyzny i stała się na powrót normalną, silną osobowością, z niedowierzaniem wspomina to doświadczenie. Nie może uwierzyć, że marnowała czas na terapii na badanie głębokich korzeni jej fanatycznego zachowania związanego z relacją z Davem. Gdyby tylko wcześniej poznała dobrego mężczyznę, który nie uruchamiałby nieustannie jej systemu przywiązania, oszczędziłaby sobie niepotrzebnego analizowania rzekomo masochistycznych cech jej osobowości borderline. DZIAŁANIE SYSTEMU PRZYWIĄZANIA Dla kogoś, kto bardzo szybko się przywiązuje i charakteryzuje się dużą wrażliwością, świadomość, w jaki sposób działa system przywiązania, jest bezcenna. Wielu ludzi o lękowym systemie przywiązania, jak Emily, żyje w chronicznym pobudzeniu, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. Dalej pokazujemy, jak ten system działa. *** Gdy Emily była z Davem w związku, nieustannie żyła w strefie zagrożenia. Czuła się jak linoskoczek bez siatki zabezpieczającej. Bardzo starała się zachować równowagę, ale stale ulegała niekończącym się cyklom pobudzania jej systemu przywiązania przerywanym rzadkimi, krótkimi chwilami wytchnienia i bezpieczeństwa. Wszystkie jej myśli, uczucia i zachowania podporządkowane były temu, że Dave tak naprawdę nie był dla niej dostępny. Emily żyła w niemal ciągłym poczuciu zagrożenia dla swojego związku, które to zagrożenie starała się minimalizować, pozostając blisko swojego obiektu przywiązania, albo poprzez spędzanie wielu cennych godzin w pracy online, udając kogoś innego, albo poprzez ciągłe mówienie o nim psychoanalitykowi albo koleżankom. W ten sposób cały czas mogła o nim myśleć. Wszystkie te pozornie nieskoordynowane myśli i zachowania – strategie aktywujące – miały jeden cel: nawiązanie bliskości z Davem. Gdyby chłopak Emily był dla niej konsekwentnie dostępny, strategie te zostałyby zduszone w zarodku i nigdy nie eskalowałyby poza wszelką kontrolę, a ona nigdy nie musiałaby wychodzić ze strefy komfortu swojego związku. Teraz Emily nie ma już poczucia, że utknęła w strefie zagrożenia. Jej mąż jest kochający, dba o nią i przede wszystkim jest dostępny. Ona jednak zachowała głęboką świadomość potęgi pobudzonego systemu przywiązania. Gdyby kiedykolwiek jeszcze weszła w związek z kimś, kto nie miałby tych cech co jej małżonek, prawdopodobnie wróciłaby do wersji siebie z okresu, gdy była z Davem – znów stałaby się osobą oszalałą z miłości. Myśl, że coś takiego mogłoby się jeszcze kiedyś zdarzyć, sprawia, że przechodzą ją dreszcze. ŻYCIE W STREFIE KOMFORTU: RYAN I SHAUNA Ryan i Shauna poznali się w pracy i zakochali się w sobie. Po kilku miesiącach związku Ryan otrzymał propozycję lepiej płatnej pracy w innej, prestiżowej organizacji i odszedł z firmy, w której oboje pracowali. Od tej pory po raz pierwszy nie spędzali razem każdego dnia. Podczas pierwszego wyjazdu służbowego z nowymi kolegami Ryan tęsknił za Shauną i próbował się do niej dodzwonić. Jego dziewczyna jednak nie odebrała telefonu, a po dwóch dzwonkach włączyła się u niej poczta głosowa. Ryan wiedział, że coś jest nie tak, i zdążył się zdenerwować. Zadzwonił ponownie i tym razem poczta głosowa włączyła się od razu. Nie zostawił żadnej wiadomości. Poczuł się urażony, że Shauna najpierw odrzuciła połączenie od niego, a później w ogóle wyłączyła telefon. Podczas spotkań biznesowych trudno mu się było skoncentrować, ale obiecał sobie, że nie zadzwoni do niej przez resztę wyjazdu. Na szczęście godzinę później Shauna wysłała mu wiadomość; przeprosiła, że nie odbierała, i wytłumaczyła, że szef stał tuż obok, gdy on dzwonił. Ryan poczuł dużą ulgę i natychmiast odezwał się do dziewczyny. Ryan reprezentuje lękowy styl przywiązania, co oznacza, że dysponuje szóstym zmysłem, wyczulonym na wskazówki związane z dostępnością lub brakiem dostępności obiektu przywiązania. Zwrócił uwagę na to, ile razy usłyszał w słuchawce sygnał, zanim odezwała się skrzynka głosowa, i prawidłowo wywnioskował, że Shauna najpierw wcisnęła „ignoruj”, a potem zupełnie wyłączyła telefon. Komuś o innym stylu przywiązania mogłoby to umknąć. Ryan jednak był na tego rodzaju wskazówki szczególnie wyczulony, bo przyzwyczaił się, że ma swoją dziewczynę trzy piętra niżej, a poza tym była to jego pierwsza delegacja w nowej pracy. Na szczęście dla Ryana Shauna reprezentuje bezpieczny styl przywiązania. Bez większego wysiłku była w stanie zareagować w odpowiedni sposób: ponownie nawiązać kontakt i uspokoić system przywiązania swojego chłopaka. W przeciwieństwie do Emily Ryan nie znalazł się w związkowej strefie zagrożenia, ponieważ jego lęki zostały natychmiast załagodzone. Zwróć uwagę, że w sytuacji niepewności osoba lękowa potrzebuje ze strony partnera jedynie minimalnego zapewnienia, że wszystko jest w porządku. W przypadku Ryana jedna wiadomość od Shauny sprawiła, że jego myśli wróciły na bezpieczne tory. Jeśli jednak osoba lękowa tego zapewnienia nie otrzyma, negatywne myśli na temat związku narastają i po jakimś czasie zwykła wiadomość może się okazać zupełnie niewystarczająca, by uspokoić twój system przywiązania. Jest to bardzo ważna informacja dla każdego, kto jest w związku: im bardziej jesteś nastawiony na potrzeby twojego partnera na wczesnym etapie ich występowania – a on lub ona na twoje – tym mniej energii zużywasz na zajmowanie się tymi potrzebami. Gdyby Shauna nie zareagowała tak, jak to zrobiła, Ryan nadal miałby trudności ze skupieniem się na pracy (strategie aktywujące) i albo zacząłby udawać, że nie jest Shauną aż tak zainteresowany, albo – gdyby ona po jakimś czasie w końcu zadzwoniła – zaatakowałby ją przez telefon. Wszystko to byłoby oczywiście bardzo destrukcyjne dla związku. Zachowania protestacyjne – gdy system przywiązania bierze górę Przesadne próby ponownego nawiązania kontaktu: Dzwonienie, pisanie, czekanie na telefon, kręcenie się w okolicach miejsca pracy partnera w nadziei, że się go spotka. Wycofywanie się: Siedzenie w ciszy, udając zaczytanie w gazecie, dosłownie odwracanie się plecami od partnera, nierozmawianie z nim, prowadzenie rozmów z innymi przez telefon i ignorowanie partnera. Prowadzenie „rachunków”: Zwracanie uwagi na to, ile czasu zajęło partnerowi oddzwonienie czy odpisanie i czekanie tyle samo z własną odpowiedzią; oczekiwanie, aż on pierwszy wyciągnie rękę do zgody, i udawanie braku zainteresowania, dopóki to nie nastąpi. Gdy Ryan zdecydował się nie zostawiać wiadomości Shaunie po tym, jak odrzuciła jego telefony, to było właśnie prowadzenie rachunków („Jeśli ona nie odbiera moich telefonów, ja się jej nie nagram”). Wrogie zachowanie: Wywracanie oczami, gdy partner mówi, odwracanie wzroku, wstawanie i wychodzenie z pokoju w połowie zdania partnera (takie wrogie zachowanie może się czasami przerodzić w otwartą agresję). Grożenie odejściem: Grożenie odejściem – „Nie układa nam się, nie wiem, czy chcę tak dalej żyć”, „Wiedziałem, że jednak nie pasujemy do siebie”, „Lepiej mi będzie bez ciebie” – cały czas z nadzieją, że partner nas powstrzyma. Manipulowanie: Udawanie, że jest się zajętym i niedostępnym. Ignorowanie telefonów, mówienie, że ma się inne plany, gdy wcale tak nie jest. Próby wywołania zazdrości: Umawianie się na lunch z byłą dziewczyną/byłym chłopakiem, pójście z przyjaciółmi do baru dla singli, opowiadanie partnerowi o kimś, kto cię danego dnia podrywał. Zachowania protestacyjne to wszelkiego rodzaju działania, które mają na celu ponowne nawiązanie kontaktu z partnerem i zwrócenie na siebie jego uwagi. Mogą się one zamanifestować na wiele sposobów, jako cokolwiek, co jest w stanie poruszyć tę drugą osobę i skłonić ją, by cię zauważyła i odpowiedziała na twoje „wołanie”. Zachowania protestacyjne i strategie aktywujące mogą sprawić, że będziesz się zachowywać w sposób, który szkodzi twojemu związkowi. Bardzo ważne jest nauczyć się je rozpoznawać. (W rozdziale 8. znajdziesz kwestionariusz związkowy, który został stworzony specjalnie po to, by pomóc ci nauczyć się rozpoznawać własne zachowania protestacyjne i znaleźć bardziej konstruktywne sposoby radzenia sobie w trudnych sytuacjach). Zarówno jedne, jak i drugie mogą mieć miejsce nawet długo po rozstaniu. Na tym częściowo polega przeżywanie zawodu miłosnego – jest to tęsknota za kimś, kto nie jest już dostępny, podczas gdy my nadal jesteśmy biologicznie i emocjonalnie nastawieni na to, by tę osobę odzyskać. Nawet jeśli racjonalnie wiesz, że to nie jest ktoś dla ciebie, twój system przywiązania nie zawsze się z tym zgadza. Proces przywiązania rządzi się własnymi prawami i toczy się we własnym tempie. Oznacza to, że będziesz myśleć o danej osobie i nie będziesz w stanie wyrzucić jej z głowy jeszcze przez długi czas Okazuje się, że osoby o lękowym systemie przywiązania mają szczególną skłonność do popadania w chronicznie podwyższoną aktywność tego systemu. Badanie przeprowadzone przez Omri Gillath, Sylvię Bunge i Cartera Wandelkena we współpracy z dwoma uznanymi badaczami zajmującymi się tematem przywiązania, Philipem Shaverem i Mariem Mikulincerem, doprowadziły do znalezienia na to fascynujących dowodów. Badacze wykorzystali tutaj technologię fMRI, czyli funkcjonalny rezonans magnetyczny. Poprosili dwadzieścia kobiet, by przez jakiś czas myślały, a następnie przestały myśleć o różnych możliwych scenariuszach rozwoju związku. Co ciekawe, okazało się, że gdy kobiety o lękowym stylu przywiązania myślały o negatywnych scenariuszach (o konflikcie, rozstaniu, śmierci partnera), obszary mózgu odpowiedzialne za emocje rozpalały się u nich bardziej niż kobiet o innych stylach. Co więcej, okazało się, że te obszary mózgu, które są odpowiedzialne za regulację emocji, jak kora okołooczodołowa, pozostawały u nich mniej aktywne niż u kobiet o odmiennych stylach. Innymi słowy, mózgi osób o lękowym stylu przywiązania silniej reagują na myśl o stracie przy jednoczesnym słabszym działaniu obszarów odpowiedzialnych za obniżanie poziomu negatywnych emocji. Oznacza to, że jeśli reprezentujesz styl lękowy, znacznie trudniej będzie ci „wyłączyć” twój system przywiązania, gdy ten raz zostanie pobudzony. *** Rozumienie działania tego systemu jest dla ludzi o lękowym systemie przywiązania kluczowe. Tu bowiem kryje się ich szansa na szczęśliwy i przynoszący spełnienie związek. Podzieliliśmy nasze wskazówki dla osób lękowych na dwie osobne kategorie – pierwsza z nich zawiera rady dla tych, którzy jeszcze nie są w związku. Jeśli jesteś lękowym singlem, znalezienie partnera o bezpiecznym stylu przywiązania to dla ciebie najlepsza opcja. Może to zdziałać cuda i zapobiec wszelkim problemom, jednak może też być trudniejsze, niż się wydaje. Resztę tego rozdziału poświęcamy naprowadzaniu singli o lękowym stylu przywiązania na bezpiecznego partnera, ucząc ich, jak unikać czyhających na nich po drodze niebezpieczeństw. Druga kategoria naszych rad przeznaczona jest dla wszystkich reprezentujących styl lękowy – zarówno tych, którzy już są w związku, jak i tych, którzy nadal szukają. Rady z tej drugiej kategorii dotyczą przekształcania własnego modelu przywiązania, czyli po prostu przemyślenia swoich założeń i przekonań na temat związków z punktu widzenia teorii więzi; chodzi o wyposażenie osób lękowych w umiejętności bezpieczniejszego funkcjonowania w relacjach z obiektami przywiązania. Radom z tego zakresu poświęcamy część trzecią i czwartą tej książki. JAK OSOBA LĘKOWA MOŻE ZNALEŹĆ DOBREGO PARTNERA Emily, którą poznaliście na początku tego rozdziału, nie wiedziała nic o teorii więzi ani o tym, że reprezentuje styl lękowy. Nie miała również świadomości, że David – mężczyzna, na którego punkcie oszalała – reprezentuje styl unikający. Gdyby to wiedziała, rozumiałaby, że jako osoba lękowa najlepiej funkcjonuje w bliskich, wspierających relacjach, które są stałe i długotrwałe, i że niepewność oraz brak emocjonalnej dostępności pobudzają jej system przywiązania i sprawiają, że zaczyna przesadnie koncentrować się na swoim związku albo – innymi słowy – że czuje się nieszczęśliwa. Wiedziałaby również, że konkretny typ ludzi – osoby o stylu unikającym – sprawi, że będzie się martwić jeszcze bardziej i czuć się niewystarczająco dobra, podczas gdy inni – „bezpieczni” – będą te uczucia łagodzić. Mimo że badania jasno wskazują, iż osoby takie jak Emily dobrze funkcjonują w związkach z partnerami bezpiecznymi, paradoksalnie, większość z nich (podobnie jak ona) wiąże się z ludźmi o unikającym stylu przywiązania. Dlaczego tak się dzieje? I najważniejsze: jak znaleźć szczęście i uniknąć niepotrzebnych cierpień? WZAJMENE PRZYCIĄGANIE Przeprowadzono wiele badań mających na celu stwierdzić, czy to, na ile ktoś wydaje nam się pociągający, ma coś wspólnego z jego stylem przywiązania. Dwie badaczki zajmujący się przywiązaniem u dorosłych, Paula Pietromonaco z University of Massachusetts i Katherine Carnelley z University of Southampton w Wielkiej Brytanii, wykazały, że osoby reprezentujące unikający styl przywiązania wręcz preferują osoby lękowe. Inne badanie, przeprowadzone przez Jeffreya Simpsona z University of Minnesota, pokazało, że lękowe kobiety częściej spotykają się z unikającymi mężczyznami. Czy to możliwe, że osoby, które wściekle strzegą swojej niezależności, jednocześnie szukają partnerów, którzy z najwyższym prawdopodobieństwem będą starali się ją naruszać? Albo że osoby, które szukają bliskości, będą uznawały za pociągających właśnie tych, którzy je odpychają? A jeśli tak, to dlaczego? Pietromonaco i Carnelley uważają, że te dwa style przywiązania w pewien sposób się uzupełniają. Każdy z nich potwierdza bowiem przekonania drugiej strony na temat siebie samych i na temat związków. Relacja lękowo-unikająca ugruntowuje defensywne w gruncie rzeczy przekonanie unikających, że są silni i niezależni, jak również ich lęk przed tym, że inni będą chcieli wymusić na nich więcej bliskości niż ta, którą mogliby zaakceptować. Z kolei osoby lękowe otrzymują potwierdzenie, że pragną więcej, niż są w stanie otrzymać od partnera; spełniają się także ich obawy co do tego, że ważne dla nich osoby mogą je zawieść. Zatem w pewnym sensie każda ze stron zostaje wciągnięta w ponowne odtwarzanie znanego już sobie scenariusza. EMOCJONALNY ROLLER-COASTER Jest jednak jeszcze jeden powód, dla którego – jeśli jesteś lękowy – może cię pociągać osoba o tendencjach unikających. W przypadku Emily wysyłane przez Davida subtelne sygnały o jego niepewności i niedostępności podważały jej poczucie bezpieczeństwa. U osób lękowych, które spotykają się z kimś unikającym, dzieje się to często nawet na bardzo wczesnym etapie związku, gdyż już wtedy pojawiają się pierwsze sprzeczne sygnały ze strony unikającego partnera. Ten wprawdzie dzwoni, ale nie śpieszy się z tym; okazuje zainteresowanie, ale jednocześnie daje drugiej osobie odczuć, że bierze pod uwagę jeszcze inne możliwości. Lękowy partner musi zgadywać. Za każdym razem, gdy odbiera sprzeczne sygnały, jego system przywiązania zostaje pobudzony i relacja wciąga go coraz bardziej. Ale zaraz potem unikający partner mówi coś miłego albo wykonuje jakiś romantyczny gest, który przyprawia lękową osobę o szybsze bicie serca i sprawia, że upaja się ona uczuciem bycia pożądaną. Niestety szczęście nie trwa długo. Pozytywne sygnały szybko zmieniają się znów w mieszane; pojawia się ambiwalencja, a osoba lękowa czuje, że gwałtownie spada. Od tej chwili żyje w stałym zawieszeniu, czekając na kolejną małą uwagę albo gest, które ją uspokoją. Po jakimś czasie taka osoba zaczyna robić coś interesują- cego: zaczyna zrównywać lęk, pochłonięcie związkiem, obsesję i krótkie wybuchy radości z miłością. W rzeczywistości jednak to, co bierze za namiętność, jest jedynie pobudzeniem systemu przywiązania. Jeśli przez jakiś czas żyłeś w taki sposób, zaczynasz być zaprogramowany na to, żeby pociągały cię właśnie te osoby, które prawie na pewno nie będą w stanie cię uszczęśliwić. Stale pobudzony system przywiązania jest przeciwieństwem tego, co natura miała w planach, dając nam możliwość czerpania satysfakcji z miłości. Jak już widzieliśmy, jednym z najważniejszych odkryć Bowlby’ego i Ainsworth było to, że aby dobrze funkcjonować i rozwijać się, potrzebujemy bezpiecznej bazy, z której możemy czerpać pocieszenie i siłę. Jest to możliwe jedynie wówczas, gdy nasz system przywiązania jest wyciszony i spokojny. Pamiętaj, pobudzony system przywiązania to nie to samo, co namiętna miłość. Następnym razem, gdy zaczniesz się z kimś spotykać i poczujesz zdenerwowanie, niepewność – a przy tym raz na jakiś czas upojenie – oraz zaczniesz obsesyjnie myśleć o tej osobie, powiedz sobie, że to najprawdopodobniej efekt działania twojego pobudzonego systemu przywiązania, a nie miłość! Prawdziwe uczucie, w sensie ewolucyjnym, oznacza spokój umysłu. Jeśli jesteś osobą lękową, spotykanie się z kimś unikającym nie jest dobrym pomysłem, ponieważ: Ty: pragniesz ciepła i bliskości Osoba unikająca: chce zachować emocjonalny i fizyczny dystans. Ty: jesteś bardzo wrażliwy/wrażliwa na jakiekolwiek oznaki odrzucenia (czujny system przywiązania). Osoba unikająca: wysyła sprzeczne sygnały, które możesz odbierać jako odrzucenie. Ty: tobie trudno jest powiedzieć jej wprost, czego potrzebujesz i co ci przeszkadza (skuteczna komunikacja) i zamiast tego odwołujesz się do zachowań protestacyjnych. Osoba unikająca: niezbyt dobrze radzi sobie z czytaniem twoich werbalnych i niewerbalnych wskazówek i nie uważa tego za swój obowiązek. Ty: potrzebujesz poczucia bezpieczeństwa i bycia kochanym/ kochaną. Osoba unikająca: ma skłonności do gnębienia ciebie, żeby stworzyć dystans i dezaktywować swój system przywiązania. Ty: potrzebujesz dokładnie wiedzieć, gdzie jesteś w związku. Osoba unikająca: woli, jak wszystko jest nieco niejasne; nawet jeśli wasza relacja jest bardzo poważna, zawsze czai się w niej jakiś znak zapytania. PRAWO WIELKICH LICZB – DLACZEGO MASZ WIĘKSZĄ SZANSĘ NA RANDKĘ Z KIMŚ UNIKAJĄCYM To jeszcze nie koniec powodów, dla których prawdopodobnie spotkasz na swoje drodze całkiem sporo „unikających”. Wystarczy wziąć pod uwagę następujące trzy fakty: Osoby o unikającym stylu przywiązania częściej niż inne kończą swoje związki. Jedno badanie pokazało, że największe prawdopodobieństwo ponownego rozwodu wśród osób, które już raz się rozwiodły i weszły w nowy związek, zachodzi wśród „unikających”. Ten typ tłamsi w sobie uczucie miłości, więc również szybciej niż inni „zapomina” o swoich partnerach; może zacząć się z kimś spotykać niemal natychmiast po rozstaniu. Wniosek: osoby o unikającym stylu przywiązania są „na rynku” częściej i dłużej niż osoby o pozostałych stylach. Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania zwykle nie mają wielu partnerów, zanim się szczęśliwie ustatkują. Jak już znajdą kogoś, do kogo pasują (i wzajemnie), tworzą długoletni, bliski związek. Wniosek: osoby o bezpiecznym stylu przywiązania dopiero po długim czasie ponownie pojawiają się „na rynku” (jeśli w ogóle do tego dochodzi). Badania pokazały, że osoby o unikającym stylu przywiązania niechętnie wiążą się z osobami sobie podobnymi, bo w takim związku brakuje emocjonalnego kleju, który byłby w stanie połączyć dwoje ludzi. Istnieje badanie, w którym analizując pary, badacze nie znaleźli ani jednej, w której oboje partnerzy byliby unikający. Wniosek: „unikający” nie spotykają się ze sobą nawzajem, wybierają raczej osoby o innych stylach przywiązania. Połączmy teraz wszystkie elementy tej układanki. Gdy poznajesz kogoś, prawdopodobieństwo, że osoba ta reprezentuje styl unikający, jest wysokie – znacznie wyższe niż stosunkowa liczba „unikających” w społeczeństwie, która wynosi 25%. Tacy ludzie nie tylko częściej wracają „na rynek”, ale również nie spotykają się z podobnymi do siebie (a przynajmniej niezbyt długo); również nieczęsto wiążą się z osobami reprezentującymi bezpieczny styl przywiązania, bo te są mniej dostępne. Z kim więc chodzą na randki? Tak jest: z tobą i innymi potencjalnymi partnerami o lękowym stylu przywiązania. CO SIĘ DZIEJE, GDY SPOTYKASZ KOGOŚ O BEZPIECZNYM STYLU PRZYWIĄZANIA Powiedzmy, że jednak pokonujesz wszystkie te statystyczne przeszkody i spotykasz kogoś o bezpiecznym stylu przywiązania. Zdajesz sobie sprawę z tego, że właśnie natrafiłeś na żyłę złota, czy też pozwalasz, by ten skarb minął cię niezauważony? Kilka lat temu Rachel próbowała wyswatać swoją sąsiadkę Chloe ze swoim znajomym Trevorem (który był prawdziwą, „bezpieczną” gratką). Trevor studiował wówczas medycynę i szukał dziewczyny, po tym jak zostawiła go jego poprzednia partnerka, z którą spędził dziesięć lat (był z nią od osiemnastego do dwudziestego ósmego roku życia). Nie chciał z nią zrywać, mimo że zawsze była niezadowolona, ale wreszcie ona zostawiła jego. Przez długi czas był bardzo smutny, ale właśnie zaczynał czuć się gotowy na to, by znów się z kimś spotykać. Trevor był bardzo przystojny i wysportowany, miał też świetne poczucie humoru oraz silną wolę i był stabilny emocjonalnie. Pochodził z dobrej, wykształconej rodziny. Wszystkie cechy, jakie chciałoby się znaleźć u partnera, prawda? Nie do końca. Chloe spotkała go raz i zupełnie się nim nie zainteresowała. Przyznała, że jest bardzo przystojny i atrakcyjny, ale brakowało „tej iskry”. Rachel oniemiała. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego Chloe nie chciała dać Trevorowi szansy. Patrząc wstecz, jesteśmy już w stanie to zrozumieć: jeśli jesteś osobą o lękowym stylu przywiązania, gdy spotykasz kogoś o stylu bezpiecznym, dochodzi do efektu dokładnie przeciwnego do tego, jaki ma miejsce, gdy spotykasz kogoś o stylu unikającym. Komunikaty, które płyną do ciebie od kogoś „bezpiecznego” są bardzo proste, szczere i konsekwentne. Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania nie boją się bliskości i wiedzą, że zasługują na miłość. Nie muszą ani owijać w bawełnę, ani grać trudnych do zdobycia. Nie wysyłają niejasnych sygnałów, więc nie tworzą napięcia i poczucia zawieszenia. W efekcie twój system przywiązania pozostaje stosunkowo spokojny. Z przyzwyczajenia jednak zrównujesz pobudzony system przywiązania z miłością, więc dochodzisz do wniosku, że to nie może być „ta osoba”. Czujesz się na to po prostu zbyt spokojnie, a wyciszony system przywiązania kojarzysz jedynie z nudą i obojętnością. Przez to błędne rozumowanie możesz sprawić, że idealny partner przejdzie ci koło nosa. Chloe musiała mieć za sobą bardzo trudne relacje, skoro założyła, że pobudzony system przywiązania jest wstępnym warunkiem miłości. Ostatecznie wyszła za mąż za Tony’ego, który wydawał się początkowo intrygujący i pewny siebie, ale wykorzystywał każdą okazję, żeby sprawić, by ona poczuła się gorsza. Na szczęście zarówno historia Trevora, jak i Chloe znalazły szczęśliwe zakończenia. Trevor niedługo pozostał samotny. Szybko znalazł odpowiednią partnerkę i od tego czasu są razem. Podróżowali po świecie, pobrali się i mają kilkoro dzieci, a Trevor jest wspaniałym mężem i ojcem. Historia Chloe była początkowo nieco bardziej bolesna, ale po kilku latach nieszczęśliwego związku z Tonym nauczyła się doceniać stabilność i miłość bezpiecznego partnera. Rozwiodła się, a później poznała Bruce’a, który tak samo jak Trevor potrafi kochać swoja żonę i dbać o nią. Każdego może spotkać takie szczęśliwe zakończenie. Nie zależy to jedynie od przypadku. Chodzi bardziej o to, żeby nie dać się złapać na emocjonalny roller-coaster i nie mylić pobudzonego systemu przywiązania z namiętnością czy miłością. Nie pozwól, by pociągała cię niedostępność emocjonalna. Jeśli jesteś osobą lękową, spotykanie się z kimś o bezpiecznym stylu przywiązania jest dobrym pomysłem, ponieważ: Ty: pragniesz ciepła i bliskości. Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: czuje się dobrze w bliskim związku i nie będzie próbowała cię odpychać. Ty: jesteś bardzo wrażliwy/ wrażliwa na jakiekolwiek sygnały mogące świadczyć o odrzuceniu. Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: jest konsekwentna i można na niej polegać; nie będzie ci wysyłać sprzecznych sygnałów, które mogłyby wywoływać w tobie niepewność, a jeśli już poczujesz się niepewnie, taka osoba będzie wiedziała, jak cię uspokoić. Ty: trudno ci wprost wyrazić to, czego potrzebujesz i co ci przeszkadza (skuteczna komunikacja); zamiast tego uciekasz się do zachowań protestacyjnych. Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: postrzega twoje dobro jako najwyższy priorytet i będzie się starała czytać twoje werbalne i niewerbalne wskazówki. Ty: potrzebujesz miłości i poczucia bezpieczeństwa. Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: nawet na wczesnym etapie związku nie ma problemu z mówieniem o swoich uczuciach i konsekwentnie je wyraża. Ty: potrzebujesz dokładnie wiedzieć, gdzie się znajdujesz w relacji. Osoba o bezpiecznym stylu przywiązania: jest bardzo stabilna i nie boi się zaangażowania. CO SIĘ DZIEJE, GDY STOSUJESZ SIĘ DO POPULARNYCH RAD DLA SZUKAJĄCYCH MIŁOŚCI Powiedzmy, że decydujesz się zastosować rady, które zawiera wiele popularnych poradników dotyczących związków. Znajdziesz w nich wskazówki, które mają ci pomóc przywiązać do siebie partnera. Najczęściej są to następujące zalecenia: Nie sprawiaj wrażenia, że się narzucasz, udawaj, że nie masz czasu (mimo że masz), nie dzwoń (poczekaj aż to on/ona zadzwoni do ciebie), nie sprawiaj wrażenia, jakby ci bardzo zależało, zachowuj się tajemniczo. Podobno w ten sposób zachowujesz godność i niezależność oraz zdobywasz szacunek partnera. W rzeczywistości jednak zachowujesz się w sposób, który nie jest zgodny z twoimi prawdziwymi potrzebami i uczuciami. Odrzucasz je na bok, żeby sprawiać wrażenie silnej osoby, która nikogo nie potrzebuje. I rzeczywiście: te książki oraz zawarte w nich rady mogą podnieść twoją atrakcyjność. Nie znajdziesz w nich jednak odpowiedzi na pytanie, w czyich oczach właściwie ta atrakcyjność wzrośnie, ponieważ autorzy poradników nie rozumieją działania systemu przywiązania i oferują rady, dzięki którym staniesz się szczególnie pociągający/pociągająca właśnie dla jednego konkretnego rodzaju potencjalnych partnerów/partnerek – unikających. Dlaczego? Ponieważ w istocie poradniki te zachęcają cię do ignorowania własnych potrzeb i do pozwalania, aby to druga strona decydowała o bliskości i dystansie w waszym związku. W tej sytuacji unikający partner dostaje prezent w postaci ciastka, które może zjeść i nadal je mieć – może się cieszyć i dreszczykiem emocji, i bliskością, które w sposób naturalny od ciebie dostaje, gdy jesteście razem, przez resztę czasu nie musząc w ogóle brać pod uwagę twoich potrzeb związanych z ciepłem i bliskością. Będąc kimś, kim nie jesteś, pozwalasz drugiej osobie być z tobą na jej warunkach, pojawiać się i znikać, jak jej pasuje. Inny problem polega na tym, że jeśli udawanie jest dla ciebie sztucznym zachowaniem, w dłuższej perspektywie zemści się na tobie. Po pierwsze, twój unikający partner szybko się zorientuje, z kim ma do czynienia – oni są dobrzy w rozpoznawaniu ludzi, którzy czyhają na ich niezależność. Po drugie, po jakimś czasie sam/sama stwierdzisz, że czas pokazać swoją prawdziwą twarz. Ostatecznie przecież naprawdę zależy ci na dużej bliskości, spędzaniu razem czasu, możliwości zdjęcia maski. Okaże się jednak, że w momencie, gdy się na to zdecydujesz, twój unikający partner nagle poczuje się niekomfortowo i zacznie się wycofywać. Tak czy inaczej czeka cię porażka, bo przyciągasz nieodpowiednich dla siebie ludzi. KRÓTKI KURS PRZYGOTOWUJĄCY DO RANDEK DLA OSOBY O LĘKOWYM STYLU PRZYWIĄZANIA 1. Rozpoznawanie i akceptacja swoich prawdziwych potrzeb Czy zalecamy gonienie za partnerem, spełnianie każdego życzenia ukochanej osoby i dzwonienie co dwie minuty? Zdecydowanie nie. Sugerujemy zupełnie inne podejście, które wypływa ze zrozumienia, że ze względu na twój styl przywiązania masz pewne konkretne potrzeby w związku i jeśli nie zostaną one spełnione, ten nie da ci pełni szczęścia. Kluczem do znalezienia odpowiedniego partnera jest akceptacja własnej potrzeby bliskości i bezpieczeństwa w związku oraz przekonanie o swoim prawie do tych potrzeb. Te nie są same w sobie ani dobre, ani złe. Masz je i koniec; nie pozwól, by inni wywoływali u ciebie poczucie winy z powodu tego, że zbyt potrzebujesz innych i jesteś „mało niezależny/niezależna”. Nie wstydź się, że czujesz się niekompletny, nie będąc w związku, ani tego, że chcesz być blisko drugiej osoby i na niej polegać. Kolejnym krokiem jest korzystanie z tej nowej wiedzy. Zacznij oceniać ludzi, z którymi się spotykasz, w kontekście swoich potrzeb. Zamiast się zastanawiać, jak możesz się zmienić, żeby zrobić przy- jemność partnerowi, jak radzi wiele poradników o związkach, zadawaj sobie pytanie: „Czy ta osoba może mi dać to, czego potrzebuję do szczęścia?”. 2. Rozpoznawanie osób unikających i rezygnowanie z relacji z nimi na wczesnym etapie Kolejnym krokiem jest rozpoznawanie i rezygnowanie na wczesnym etapie ze związków z osobami o unikającym stylu przywiązania. To jest ten moment, w którym przyda ci się nasz kwestionariusz do odczytywania stylu przywiązania innych ludzi. Arthur Conan Doyle w jednej ze swoich detektywistycznych powieści o Sherlocku Holmesie ukuł termin „dymiący pistolet” jako określenie opisujące ostateczny, niepodważalny dowód (niekoniecznie zbrodni). W naszej książce posługujemy się tym terminem, opisując wszelkiego rodzaju sygnały lub komunikaty, które z dużym prawdopodobieństwem wskazują, że masz do czynienia z osobą o stylu unikającym. DYMIĄCE PISTOLETY, PO KTÓRYCH MOŻESZ POZNAĆ, ŻE SPOTYKASZ SIĘ Z KIMŚ UNIKAJĄCYM Wysyła sprzeczne sygnały – o swoich uczuciach w stosunku do ciebie albo o swoim zaangażowaniu w wasz związek. Tęskni za związkiem idealnym – ale daje ci delikatnie do zrozumienia, że to raczej nie związek z tobą. Bardzo pragnie poznać „tego jedynego” / „tę jedyną” – ale jakoś zawsze znajduje wady – osoby albo okoliczności – które nie pozwalają mu/jej się zaangażować. Ignoruje twój stan emocjonalny – i robi to dalej po tym, jak już zwrócisz mu/jej na to uwagę. Próbuje ci wmówić przesadzone potrzeby, przewrażliwienie, skłonność do wyolbrzymiania – unieważniając w ten sposób twoje uczucia i sprawiając, że zaczynasz w nie wątpić. Ignoruje to, co mówisz, jeśli jest to dla niego/dla niej niewygodne – nie odpowiada albo zmienia temat. W konfrontacji z twoimi obawami zachowuje się jak sędzia – analizuje jedynie fakty, w ogóle nie biorąc pod uwagę twoich uczuć. Nie docierają do niego/do niej twoje komunikaty – mimo twoich wysiłków, żeby zakomunikować swoje potrzeby, on/ona zdaje się nie odbierać tych komunikatów albo je ignoruje. Zauważ, że wymienione przez nas dymiące pistolety to nie tyle konkretne zachowania, ile postawa emocjonalna – ambiwalencja, która idzie w parze z silnym komunikatem, że twoje potrzeby emocjonalne nie są aż tak istotne. Nawet jeśli od czasu do czasu usłyszysz od tej osoby to, czego oczekujesz, jej zachowania będą opowiadać zupełnie inną historię. Jak zobaczysz w następnej części tej książki, doskonałym sposobem na rozbrojenie dymiących pistoletów jest skuteczna komunikacja. 3. Nowy sposób zachowania na randkach: bycie sobą i skuteczna komunikacja Kolejnym krokiem jest wyrażanie własnych potrzeb. Większość osób o lękowym stylu przywiązania popada w pułapkę, którą zastawiają na nie poradniki o związkach i ogólnie społeczeństwo. Dają sobie wmówić, że ich oczekiwania i potrzeby są przesadzone, więc starają się wyjść naprzeciw wymaganiom w kwestii zachowania dystansu i wytyczania granic, które stawiają im unikający partnerzy. Po prostu utrzymywanie pozorów chłodnej osoby, która nikogo nie potrzebuje, jest bardziej akceptowalne społecznie. Osoby lękowe ukrywają więc swoje prawdziwe pragnienia i maskują niezadowolenie, wiele na tym tracąc. Wyrażając swoje rzeczywiste potrzeby, mogą bowiem osiągnąć dwa cele. Po pierwsze: być sobą – badania wskazują, że bycie autentycznym przyczynia się do ogólnego poczucia szczęścia i spełnienia, a mało jest rzeczy bardziej pociągających dla potencjalnych partnerówniż bycie szczęśliwym i spełnionym. Po drugie i nie mniej ważne: osoby, które są wierne sobie, mogą już na wczesnym etapie związku stwierdzić, że ktoś nie ma szans spełnić ich prawdziwych pragnień. Nie wszyscy mają potrzeby związkowe kompatybilne z twoimi i nie ma w tym nic złego. Jeśli ktoś potrzebuje dystansu, niech znajdzie kogoś, kto chce być trzymany na dystans. Ty w tym czasie możesz znaleźć kogoś innego, kto cię uszczęśliwi. Co mamy na myśli, mówiąc o byciu sobą i wyrażaniu swoich potrzeb? Dobrą tego ilustracją będzie historia pewnej pacjentki Amira, Janet. Gdy Janet miała 28 lat, jej chłopak Brian postanowił zakończyć ich roczny związek, tłumacząc, że nie jest jeszcze gotowy na „coś poważnego” i potrzebuje „więcej przestrzeni”. Janet była załamana i nie mogła przestać o nim myśleć przez całe miesiące. Tak bardzo cały czas czuła się związana ze swoim byłym chłopakiem, że nie brała nawet pod uwagę spotykania się z kimś innym. Sześć miesięcy później, jakby w odpowiedzi na jej modlitwy, Brian zadzwonił i powiedział, że chce do niej wrócić. Oczywiście Janet była zachwycona. Po kilku tygodniach po powrocie Briana Amir zapytał Janet, jak im się układa. Janet odpowiedziała, że się nie śpieszą, że pozwala mu nadawać tempo, tak jak to robiła w przeszłości. Tłumaczyła, że wie, iż on boi się zaangażowania i nie chce go znów odstraszyć. Amir zdecydowanie zasugerował, że zamiast wpadać w ten sam schemat postępowania, jaki Brian narzucił jej za pierwszym razem, tym razem powinna w sposób całkowicie jasny zakomunikować partnerowi swoje pragnienia. Ostatecznie to on chciał, żeby do siebie wrócili, i to on musiał teraz dowieść, że się zmienił i jest wart jej miłości. Amir zasugerował, żeby powiedziała Brianowi wprost: „Bardzo cię kocham i potrzebuję wiedzieć, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Chcę wiedzieć, że mogę z tobą porozmawiać codziennie, a nie tylko wtedy, kiedy tobie to pasuje. Nie chcę musieć ukrywać tego, że chcę spędzać z tobą czas, z obawy, że cię w ten sposób odstraszę”. Ale Janet wierzyła, że jeśli wytrzyma dostatecznie długo, dając Brianowi dużo zarówno przestrzeni, jak i czasu, on nauczy się ją doceniać, a jeśli będzie grała chłodną i pewną siebie, będzie dla niego atrakcyjniejsza. Jednak jej związek z Brianem wkrótce i tak się rozpadł. Mężczyzna nadal robił, co chciał i zupełnie się z nią nie liczył, potem coraz rzadziej dzwonił, aż wreszcie zniknął, nie zdo- bywszy się nawet na to, by powiedzieć jej w oczy, że to koniec. Gdyby Janet pozwoliła dojść do głosu swojemu autentycznemu „ja” i skorzystała ze skutecznej komunikacji, żeby wyrazić swoje uczucia i potrzeby, wówczas zakończyłaby tę smutną mękę znacznie wcześniej, ze świadomością, że zrobiła, co mogła, ale Brian po prostu nie był w stanie dać jej tego, czego potrzebowała. Ewentualnie Brian od samego początku otrzymałby komunikat, że jeśli naprawdę chce wrócić, tym razem będzie musiał się bardziej starać i brać pod uwagę także potrzeby Janet. Wiedziałby dokładnie, czego się od niego oczekuje, i nie musiałby zgadywać. (Więcej na temat tego, jak korzystając ze skutecznej komunikacji, dać dojść do głosu swojemu prawdziwemu „ja” dowiesz się z rozdziału 11.). 4. Filozofia obfitości Jak już w tym rozdziale pisaliśmy, na rynku singli jest nieproporcjonalnie dużo osób reprezentujących styl unikający. Innym przydatnym krokiem, który pozwoli ci lepiej się wśród nich poruszać, jest coś, co nazywamy filozofią obfitości – innymi słowy „tego kwiatu pół światu”. Chodzi po prostu o zrozumienie, że jest wiele wyjątkowych i wspaniałych osób, które są dla ciebie odpowiednimi potencjalnymi partnerami. Postaraj się dać szansę kilku i nie nastawiaj się zbyt wcześnie na tylko jedną osobę. Pamiętaj przy tym nie zbliżać się zbytnio do tych, którzy witają cie „dymiącymi pistoletami”. To wymaga kluczowej zmiany twojego lękowego sposobu myślenia. Masz skłonność do zakładania, że spotkanie kogoś odpowiedniego jest mało prawdopodobne, mimo że wcale nie musi tak być. Jest całe mnóstwo uroczych, inteligentnych ludzi, którzy mogą cię uszczęśliwić, ale jest także wielu takich, którzy nie są dla ciebie odpowiedni. Jedynym sposobem na zwiększenie prawdopodobieństwa spotkania „bratniej duszy” jest spotykanie się z wieloma osobami. To proste – im więcej osób spotykasz, tym większe masz szanse na to, że znajdzie się wśród nich ktoś dla ciebie odpowiedni. Chodzi tu jednak o coś znacznie więcej niż tylko prawdopodobieństwo. Osoby o stylu lękowym mają skłonność do przywiązywania się bardzo szybko, czasami tylko na podstawie fizycznego zauroczenia. Jedna wspólna noc albo nawet zaledwie namiętny pocałunek i… bum! – nie możesz wyrzucić tej osoby z głowy. Jak już wiesz, gdy tylko twój system przywiązania zostanie pobudzony, zaczynasz pragnąć bliskości tej drugiej osoby i zrobisz wszystko, by ją uzyskać – zanim jeszcze naprawdę tę osobę poznasz i zdecydujesz, czy w ogóle ją lubisz czy nie! Jeśli spotykasz się tylko z tą osobą, na bardzo wczesnym etapie tracisz zdolność oceniania, czy ona w ogóle jest dla ciebie odpowiednia. Korzystając z filozofii obfitości, zachowujesz umiejętność bardziej obiektywnego oceniania swoich potencjalnych partnerów. Zachęcamy cię tutaj ni mniej, ni więcej do stępienia wrażliwości swojego systemu przywiązania i zwodzenia go, żeby aż tak cię nie męczył. Po jakimś czasie nie będzie już dawał się tak łatwo pobudzić jednej osobie – będzie zbyt zajęty ocenianiem dostępności wielu innych ludzi. Dzięki temu obniży się prawdopodobieństwo, że wpadniesz w obsesję na punkcie jednego konkretnego człowieka. Jeśli ktoś będzie wywoływał w tobie uczucie niepewności czy nieadekwatności, szybko będziesz mógł wykluczyć tę osobę jako potencjalnego partnera, ponieważ nie zdążysz zbudować na niej wszystkich swoich nadziei. Po co tracić czas z kimś, kto jest dla ciebie niemiły, gdy masz do wyboru innych potencjalnych partnerów, którzy być może będą cię traktować po królewsku? Gdy spotykasz się z kilkoma osobami – co w erze internetu i Facebooka wcale nie jest trudne – także jasne komunikowanie swoich potrzeb i pragnień staje się łatwiejsze: nie musisz się bać, że robiąc to, odstraszysz od siebie rzadko nadarzającą się okazję, by z kimś być; nie musisz chodzić wokół kogoś na paluszkach ani skrywać swoich prawdziwych uczuć. To pozwala ci stwierdzić, czy ktoś jest w stanie spełnić twoje potrzeby, zanim dotrzesz do punktu, z którego nie ma już powrotu. Przykładem osoby, w przypadku której zastosowanie nowego podejścia zadziałało jak magia, może być Nicky. Mając 30 lat była ekstremalnym przypadkiem; atrakcyjna, towarzyska i dowcipna, a jednak rzadko zdarzało jej się utrzymać przy sobie kogoś dłużej niż kilka dni czy tygodni. Jej system przywiązania był wybitnie lękowy; bardzo pragnęła bliskości i ciepła, ale była tak bardzo przekonana, że nigdy nikogo nie spotka, iż jej samotność stała się samospełniającą się przepowiednią. W sytuacjach romantycznych była bardzo wrażliwa i łatwo ją było zranić, a wówczas zachowywała się defensywnie – nie odpowiadała na telefony i milczała (zachowania protestacyjne), co doprowadzało do tego, że każdy jej związek w końcu się rozpadał. Po każdej takiej porażce zamęczała się myślami o utraconej miłości (strategia aktywacyjna). Bardzo trudno jej było zapomnieć i ruszyć naprzód. Także przez to, że się nie odzywała i nie dzwoniła, Nicky zdawała się przyciągać niemal samych unikających mężczyzn, dla których ten brak komunikacji był wygodny. Jednak sama Nicky była nieszczęśliwa. Wreszcie, po naszych sugestiach, powiedziała wszystkim swoim przyjaciołom, żeby rozejrzeli się dla niej za potencjalnymi partnerami, oraz zapisała się do kilku serwisów randkowych. Zaczęła spotykać dużo nowych ludzi, zwiększając tym samym swoje szanse na spotkanie właściwego (o bezpiecznym stylu przywiązania) mężczyzny. Wielość randek i brak czasu, by wpaść w obsesję na punkcie jednej osoby, doprowadziły do zmiany nastawienia Nicky. Podczas gdy wcześniej każdego mężczyznę, którego poznała i polubiła (a była wybredna), postrzegała jako swoją ostatnią szansę na szczęście, teraz zobaczyła, że tak naprawdę mężczyzn nadających się na potencjalnych partnerów jest mnóstwo. Nie chcemy przez to powiedzieć, że nie doświadczyła żadnych zawodów; z niektórymi z tych osób z tego czy z innego powodu spotkała się tylko raz. Jednak w jej lękowych wzorcach myślenia dokonała się zmiana, która przeobraziła również jej sposób funkcjonowania w związku. Teraz miała twarde dowody na to, że wielu mężczyzn uważa ją za atrakcyjną (nawet jeśli nie znalazła na razie idealnego partnera), przestała więc interpretować nieudane randki jako dowód na to, że coś jest z nią głęboko nie tak. Wzrosło zatem jej poczucie pewności siebie i to było widać. Gdy ktoś, kim się interesowała, przestawać okazywać jej zainteresowanie albo wykazywał zachowania unikające, łatwiej jej było po prostu przejść nad tym do porządku dziennego i nie tracić na tę osobę zbyt wiele cennego czasu. Nauczyła się mówić sobie: „On po prostu nie jest dla mnie odpowiedni, ale kolejny może być”. Gdy spotykała kogoś, kto naprawdę jej się spodobał, mniej obsesyjnie o nim myślała i nie uciekała się aż tak bardzo do zachowań protestacyjnych. Zniknęły (a przynajmniej znacznie złagodniały) jej nadwrażliwość i zachowania asekurujące, które wcześniej sprawiały, że sama działała na swoją niekorzyść. Po roku od rozpoczęcia swojego eksperymentu z randkami Nicky poznała George’a, który okazał się ciepły, kochający i uwielbiał ją. Pozwoliła sobie na otwarcie się i bezbronność wobec niego. Teraz często żartuje, że „dziwnym zrządzeniem losu”, jak mówi (mimo że wie, że czynnie temu losowi pomogła), ze wszystkich jej przyjaciół – z których wielu było w związkach od czasów studiów – ona ostatecznie „wylądowała” w najszczęśliwszej i najbezpieczniejszej relacji. 5. Dawanie szansy osobom o bezpiecznym stylu przywiązania Ale filozofia obfitości traci swoją skuteczność, jeśli nie potrafisz rozpoznać właściwej osoby, gdy ją spotykasz. Gdy już zidentyfikujesz kogoś jako człowieka o bezpiecznym stylu przywiązania, pamiętaj nie podejmować impulsywnych decyzji na temat tego, czy jest on dla ciebie odpowiedni czy nie. Przypomnij sobie, że może się zdarzyć, że początkowo będziesz odczuwać znudzenie – ostatecznie twój system przywiązania nie będzie reagował takim pobudzeniem. Daj sobie czas. Jeśli jesteś osobą lękową, jest bardzo prawdopodobne, że spokój w związku będziesz automatycznie interpretować jako brak chemii. Niełatwo jest pozbyć się wieloletnich nawyków. Ale jeśli chwilkę zaczekasz, możesz zacząć doceniać spokój swojego systemu przywiązania i wszystkie korzyści, jakie z niego płyną. Uwaga na stereotypy związane z przywiązaniem Dzieląc zachowania związane z przywiązaniem według płci, możemy wpaść w częstą pułapkę zrównywania stylu unikającego z męskością. Badania pokazują jednak, że jest wielu mężczyzn, którym do niego daleko – stosują prostą komunikację, są kochający, okazują uczucia, nie wycofują się podczas konfliktu, a ich partnerki stale mogą na nich liczyć (tzn. mogą się czuć bezpiecznie). Innym błędem jest kojarzenie lękowego stylu przywiązania z kobiecością, mimo że w rzeczywistości większość kobiet reprezentuje styl bezpieczny, jest za to mnóstwo mężczyzn o stylu lękowym. Warto jednak pamiętać, że są także kobiety, które wykazują cechy zdecydowanie unikające. Gdy chodzi o przywiązanie i płeć, przede wszystkim warto mieć świadomość tego, że większość społeczeństwa – zarówno kobiet, jak i mężczyzn – reprezentuje jednak styl bezpieczny. NA ZAKOŃCZENIE Kilka ostatnich uwag dla ciebie, lękowy czytelniku. To właśnie tobie teoria więzi ma do zaoferowania najwięcej. To ty najbardziej cierpisz, gdy dobierzesz sobie niewłaściwego partnera, który stale pobudza twój system przywiązania. Jednak to także ty najwięcej możesz zyskać na zrozumieniu działania systemu przywiązania i tego, jakie relacje mogą cię uszczęśliwić a jakie zrobić z ciebie strzępek nerwów. Byliśmy świadkami tego, jak osobom takim jak ty udawało się wygrać z samotnością i znaleźć towarzysza, którego szukali, korzystając z zasad, które wyłuszczyliśmy w tym rozdziale. Widzieliśmy także osoby trwające wiele lat w związkach, które wydobywały z nich to, co najgorsze, ale zrozumienie i wykorzystanie zasad teorii więzi otworzyło w ich relacjach nowy, bezpieczniejszy rozdział. 6. Trzymanie miłości na dystans – unikający styl przywiązania SAMOTNY WĘDROWIEC Większość z nas jest zafascynowana ludźmi, którzy wyruszają w świat samotnie, bez zobowiązań i ograniczeń, bez poczucia, że powinni brać pod uwagę czyjeś potrzeby albo się nimi zajmować. Od wymyślonych postaci jak Forrest Gump po prawdziwych pionierów jak Diane Fossey, tacy samotni wędrowcy często mają silne zasady i motywacje ideologiczne. W znanej książce Jona Krakauera Wszystko za życie Chris McCandless, znakomity student i sportowiec, w wieku dwudziestu kilku lat decyduje się zostawić swoje zwyczajne życie i wyrusza przemierzać dzikie obszary Alaski. Podróżuje samotnie, mając do swojej dyspozycji jedynie niezbędny sprzęt. Zamierza mieszkać z dala od ludzi i radzić sobie bez niczyjej pomocy. Podczas swojej podróży spotyka na swojej drodze osoby, które chcą, aby stał się częścią ich życia: starszego mężczyznę, który chętnie by go usynowił, młodą dziewczynę, która się w nim zakochuje, i parę, która zaprasza go, by z nimi zamieszkał. Chris jednak jest zdecydowany radzić sobie sam. Zanim dotrze do ostatecznego celu, Chris wdaje się w swoją ostatnią interakcję z człowiekiem o imieniu Gallien: „Gallien zaproponował, że go podwiezie do Anchorage, kupi mu przyzwoity sprzęt i odwiezie z powrotem tam, gdzie Alex będzie chciał pójść. – Nie, dziękuję – odpowiedział. – Poradzę sobie z tym, co mam. Gallien spytał, czy ma pozwolenie na polowanie. – A do diabła – oburzył się. – Co to obchodzi rząd, czym ja się żywię. Pieprzę ich głupie przepisy. Kiedy Gallien zapytał jeszcze, czy jego rodzice – albo ktoś z przyjaciół – wiedzą, co planuje, i czy ktoś podniesie alarm, jeśli nie wróci w umówionym terminie, Alex odpowiedział spokojnie, że nie i że nie rozmawiał z nikim z rodziny od dwóch lat. – Jestem absolutnie przekonany – zapewnił Galliena – że nie przydarzy mi się nic, z czym nie poradziłbym sobie sam”. Po tym, jak rozstał się z Gallienem, Chris przekroczył zamarzniętą rzekę i ruszył dalej w głęboką dzicz; wkrótce był już zupełnie odizolowany od zewnętrznego świata. Przez kilka miesięcy radził sobie sam, zbierając pożywienie i polując. Jednak na wiosnę, gdy próbował wrócić, odkrył, że rzeka po deszczach i roztopach stała się ogromna; jej prąd był tak silny, że Chris nie był w stanie przedostać się z powrotem do cywilizacji. Nie mając innego wyboru, wrócił do swojego obozu, gdzie ostatecznie zmarł. W ostatnich dniach życia, zapisał w swoim dzienniku: „Szczęście jest tylko wtedy prawdziwe, gdy możesz się nim z kimś dzielić”. Osoby o unikającym stylu przywiązania postrzegamy często jako samotnie podróżujących przez życie i relacje wędrowców. Podobnie jak Chris, takie osoby idealizują samowystarczalność i pogardzają zależnością. Jeśli masz unikający styl przywiązania, lekcja, którą Chris ostatecznie pojął – że doświadczenia nabierają znaczenia wówczas, gdy dzieli się je z innymi – jest kluczem także do twojego szczęścia. W tym rozdziale przyjrzymy się temu, jak ty, jako samotny wędrowiec, radzisz sobie z utrzymywaniem dystansu, nawet wówczas, gdy jesteś z kimś, kogo kochasz. Pomożemy ci zrozumieć twoje zachowanie w związkach i to, w jaki sposób powstrzymuje cię ono od zna- lezienia prawdziwego szczęścia. Jeśli natomiast należysz do pozostałych trzech czwartych populacji, możliwe, że znasz kogoś o unikającym stylu przywiązania albo kiedyś z kimś takim się zwiążesz. Ten rozdział pomoże ci zrozumieć te osoby. Przetrwanie nie zapewni ci miłości Jesteśmy przekonani, że każdy ze stylów przywiązania ewoluował, aby zwiększyć szanse na przetrwanie ludzi w różnych środowiskach. Ponieważ przez całą historię ludzkości nasi przodkowie żyli przeważnie w blisko związanych grupach, w których wspólna praca była najlepszym możliwym sposobem na zapewnienie sobie i potomkom bezpiecznej przyszłości, najskuteczniejszy okazał się ostatecznie bezpieczny styl przywiązania. Aby jednak zapewnić przetrwanie gatunku w różnych warunkach, konieczna była więcej niż jedna strategia. W przypadku urodzonych w wyjątkowo trudnym czasie, w którym wielu osobników ginęło z głodu, w wyniku chorób i katastrof naturalnych, ważniejsze od współpracy stały się inne umiejętności. W warunkach ekstremalnych potrafiące zachować dystans i stawiające na samodzielność jednostki okazały się skuteczniejsze w konkurowaniu o ograniczone zasoby, więc pewna część populacji zaczęła się skłaniać ku unikającemu stylowi przywiązania. Niestety cecha sprzyjająca przetrwaniu ludzkiej rasy niekoniecznie okazuje się korzystna dla samych unikających jednostek. Chris McCandless mógłby nadal żyć, gdyby wykazał większą chęć współpracy z innymi. Badania potwierdzają, że osoby o unikającym stylu przywiązania są zazwyczaj mniej szczęśliwe i czerpią ze swoich związków mniej satysfakcji. Dobra wiadomość jest taka, że wcale nie musi tak być. Nie musisz być niewolnikiem sił ewolucji. Nawet jeśli bliskość z innymi nie jest dla ciebie czymś naturalnym, możesz się jej nauczyć i w ten sposób poprawić swoje szanse na stworzenie satysfakcjonującego związku. SOLO? Ważne jest, żeby pamiętać, że unikający styl przywiązania zawsze się jakoś manifestuje. W znacznym stopniu określa on to, czego się spodziewasz po związku, jak interpretujesz romantyczne sytuacje i jak zachowujesz się na randce albo wobec stałego partnera. Nie- ważne, czy jesteś singlem, czy żyjesz w długotrwałym związku – zawsze starasz się manewrować tak, żeby trzymać ludzi na dystans. Susan, która reprezentuje unikający styl przywiązania, opisuje siebie jako wolnego ducha. Wiąże się z mężczyznami – czasem na ponad rok – ale w końcu się nimi męczy i przechodzi do kolejnego podboju; żartobliwie mówi, że zostawia za sobą ścieżkę złamanych serc. Potrzeby uważa za słabości, a na ludzi, którzy zależą od swoich partnerów, patrzy z góry, z przekąsem określając takie związki mianem „więzienia”. Czy Susan i podobne jej osoby są po prostu pozbawione potrzeby bliskości z drugim człowiekiem? A jeśli tak, to czy nie przeczy to podstawowemu założeniu teorii więzi o uniwersalności potrzeby fizycznej i emocjonalnej bliskości? Nie są to pytania, na które łatwo znaleźć odpowiedź. Osoby o stylu unikającym nie dają się łatwo przejrzeć; mają skłonność raczej do tłumienia niż wyrażania emocji. Badania nad przywiązaniem rzucają jednak nieco światła na tę zagadkę. Stosując skomplikowane metody badawcze, udało się przeniknąć świadome motywacje osób reprezentujących styl unikający i zdobyć informacje, których nigdy nie udałoby się uzyskać na drodze prostej komunikacji. Szczególnie wiele ujawniły następujące eksperymenty. *** Sześć niezależnych badań pokazało, na ile kwestie związane z bliskością z drugim człowiekiem w ogóle są oczywiste dla osób o unikającym stylu przywiązania. Badanie polegało na mierzeniu czasu potrzebnego danej osobie na zarejestrowanie szybko pojawiających się na ekranie monitora słów. Opierało się ono na sprawdzonym założeniu, że szybkość, z jaką zauważa się konkretne słowa, wskazuje na to, jak bardzo dany temat jest obecny w umyśle badanej osoby. Badacze stwierdzili, że osoby unikające szybciej niż inni badani podchwytują takie słowa jak „potrzeba” czy „nachalny” w odniesieniu do tego, co postrzegają jako negatywną cechę zachowania swojego partnera, za to w odniesieniu do siebie wolniej rozpoznają takie słowa jak „rozstanie”, „walka” czy „strata”. Unikający mają skłonność do myślenia negatywnie o swoich partnerach, postrzegając ich jako posiadających przesadzone potrzeby i nazbyt od nich uzależnionych – jest to ich główny sposób patrzenia na związek z drugą osobą; jednocześnie ignorują własne potrzeby i lęki w związku. Innymi słowy – wydają się pogardzać innymi za to, że ci posiadają potrzeby, na które oni sami są odporni. Ale czy naprawdę są? W drugiej części eksperymentu badacze rozproszyli uwagę osób o unikającym stylu przywiązania, dając im do wykonania inne zadanie – jak rozwiązywanie zagadki albo odpowiadanie na inne pytanie – nie przerywając jednocześnie testu na rejestrowanie słów. W tej sytuacji „unikający” reagowali na wyrazy związane z ich lękami związanymi z przywiązaniem (jak „rozstanie”, „utrata”, „śmierć”) tak samo szybko, jak inni ludzie. Skupiając się na innym zadaniu, zdawali się tracić umiejętność tłumienia własnych uczuć i wówczas ujawniały się ich prawdziwe uczucia i lęki związane z przywiązaniem. Te eksperymenty pokazały, że nawet osoby o stylu unikającym wyposażone są w cały związany z przywiązaniem mechanizm, co oznacza, że podobnie jak inni obawiają się rozstania z bliską osobą. Jednak te uczucia i emocje pojawiają się u nich jedynie wówczas, gdy ich umysłowa energia jest potrzebna gdzie indziej i nie mogą jej wykorzystywać, żeby aktywnie je tłumić. Te badania pokazują tam także, że osoby o stylu unikającym ostatecznie nie są wcale takimi wolnymi ptakami; jest to jedynie ich postawa obronna – ona sprawia, że wydają się wolni i niezależni. W historii Susan warto zwrócić uwagę na to, jak pogardliwie wypowiada się ona o osobach, które zależą od swoich bliskich. Inne badania pokazały, że w obliczu stresujących wydarzeń życiowych, jak rozwód, narodziny poważnie niepełnosprawnego dziecka czy trauma wojenna, struktury obronne osób o unikającym stylu przywiązania załamują się i wówczas zachowują się one jak osoby o stylu lękowym. RAZEM, ALE OSOBNO: KOMPROMIS, KTÓRY NIE SATYSFAKCJONUJE NIKOGO Zatem w jaki sposób osoby o unikającym stylu przywiązania tłumią swoje związane z przywiązaniem potrzeby i utrzymują w związkach dystans? Przyjrzyjmy się bliżej różnym technikom, z których korzystają – od codziennych strategii dezaktywacyjnych po ogólne przekonania. Mike, 27 lat, od pięciu lat jest z osobą, która jego zdaniem nie jest dla niego partnerem intelektualnym. Bardzo się kochają, ale Mike nie jest do końca zadowolony z tego związku. Ma uporczywe uczucie, że czegoś mu brakuje i że ktoś lepszy czeka na niego gdzieś za zakrętem. Kaia, 31 lat, od dwóch lat mieszka z chłopakiem, ale nadal wspomina wolność, którą cieszyła się, gdy była sama. Zdaje się zupełnie zapominać o tym, że w rzeczywistości czuła się wówczas bardzo samotna i przygnębiona. Stavros, 40 lat, przystojny i uprzejmy przedsiębiorca; bardzo chciałby się już ożenić i mieć dzieci. Dokładnie wie, jakiej osoby szuka na żonę. Musi być młoda – nie więcej niż 28 lat – ładna, zorientowana na karierę i – niemniej ważne – gotowa przeprowadzić się z nim do jego rodzinnego miasta w Grecji. Po ponad dziesięciu latach chodzenia na randki nadal nie znalazł odpowiedniej kandydatki. Tom, 49 lat, od kilkudziesięciu lat żonaty z kobietą, którą kiedyś uwielbiał, a teraz czuje się złapany w pułapkę i korzysta z każdej okazji, żeby zrobić coś samemu – wyjeżdża na samotne wycieczki albo spotyka się ze swoimi przyjaciółmi. Wszystkie te osoby mają jedną cechę wspólną: unikający styl przywiązania. Nawet będąc w związku, czują w sobie głęboką samotność. Podczas gdy osoby o bezpiecznym stylu przywiązania z łatwością akceptują swoich partnerów z wszystkimi ich wadami i nie mają problemu z zależnością od nich, jak również wierzą, że ludzie ci są wyjątkowi i szczególni – dla osób o unikającym stylu przywiązania takie nastawienie jest poważnym życiowym wyzwaniem. Jeśli jesteś „unikający”, łączysz się z partnerem romantycznym, ale zawsze zachowujesz pewien rodzaj umysłowego dystansu i zabezpieczasz sobie drogę ucieczki. Poczucie bliskości i spełnienia z drugą osobą – emocjonalny odpowiednik znalezienia domu – to stan, który trudno ci utrzymać. STRATEGIE DEZAKTYWACYJNE – TWÓJ CODZIENNY ZESTAW NARZĘDZI, KTÓRYMI DYSTANSUJESZ SIĘ OD PARTNERA Mimo że Mike, Kaia, Stavros i Tom korzystają z różnych metod dystansowania się od swoich partnerów, wszyscy używają tzw. strategii dezaktywacyjnych. Są to wszelkiego rodzaju zachowania lub myśli, które wykorzystuje się do tłumienia poczucia bliskości. Strategie te uciszają nasz system przywiązania – biologiczny mechanizm w naszym mózgu odpowiedzialny za pragnienie szukania bliskości z wybranym partnerem. Pamiętasz eksperyment, w którym badacze wykazali, że osoby o unikającym stylu przywiązania mają potrzebę bliskości w relacji, ale podejmują zdecydowany wysiłek, żeby ją stłumić? Robią to, korzystając na co dzień ze strategii dezaktywacyjnych. Przyjrzyj się dokładnie poniższej liście tych strategii. Im bardziej z tych narzędzi korzystasz, tym bardziej czujesz się samotny i tym mniej szczęśliwy jesteś we własnym związku. Przykłady strategii dezaktywacyjnych Mówienie (lub myślenie): „Nie jestem gotowy na to, żeby się zaangażować”, a równocześnie pozostawanie w związku mimo wszystko, czasem całe lata. Skupianie się na małych niedoskonałościach partnera: sposobie, w jaki mówi, ubiera się, je albo (wpisz dowolną inną cechę), i pozwalanie na to, aby ta rzecz przesłoniła romantyczne uczucia do tej osoby. Wspominanie byłej dziewczyny/byłego chłopaka – (mityczny były/mityczna była – w dalszej części książki bliżej zajmiemy się tym konkretnym problemem). Flirtowanie z innymi – bolesny sposób na wprowadzenie do związku niepewności. Niemówienie „kocham cię”, a jednocześnie implikowanie, że coś się do tej osoby czuje. Odsuwanie się, gdy wszystko idzie dobrze (np. niedzwonienie przez kilka dni po intymnej randce). Tworzenie relacji o niemożliwej przyszłości, na przykład z osobą będącą w związku małżeńskim. Mentalne wyłączanie się, gdy twój partner do ciebie mówi. Posiadanie swoich tajemnic i podtrzymywanie wątpliwości – aby zachować poczucie niezależności. Unikanie fizycznej bliskości – na przykład niechęć do spania w jednym łóżku, niechęć do seksu, nawyk chodzenia kilka kroków przed swoim partnerem. Jeśli jesteś osobą o unikającym stylu przywiązania, te niewielkie codzienne strategie dezaktywacyjne to narzędzia, z których nieświadomie korzystasz, żeby upewnić się, że osoba, którą kochasz (albo pokochasz), nie będzie ograniczać twojej autonomii. Ostatecznie jednak stają one na drodze do twojego szczęścia! Samo korzystanie ze strategii dezaktywacyjnych nie wystarcza, żeby nie dopuszczać do siebie przywiązania. Stanowią one jedynie wierzchołek góry lodowej. Gdy jesteś osobą o unikającym stylu przywiązania, twoim umysłem rządzą ogólne przekonania na temat związków, których zadaniem jest tworzenie dystansu pomiędzy tobą a twoim partnerem. Te same przekonania stoją na drodze do twojego szczęścia. WZORCE MYŚLOWE, KTÓRE SPRAWIAJĄ, ŻE CIERPISZ Z POWODU CHŁODU Będąc osobą o unikającym stylu przywiązania, postrzegasz zachowanie swojego partnera inaczej niż inni ludzie, ale najczęściej jesteś beztrosko nieświadomy tych niekonstruktywnych schematów myślowych. Mylenie samodzielności z niezależnością Joe, 29 lat: „Gdy byłem dzieckiem, ojciec stale mi powtarzał, że mogę polegać tylko na sobie. Słyszałem to od niego tyle razy, że słowa «Możesz liczyć tylko na siebie!» stały się moją mantrą. Dopóki nie trafiłem na terapię, nigdy nie kwestionowałem ich prawdziwości. – Związki? Kto ich potrzebuje? – powiedziałem mojemu terapeucie. – Po co mam tracić czas na kogoś, skoro i tak mogę liczyć tylko na siebie? Mój terapeuta otworzył mi oczy. – Przecież to nonsens! – powiedział. – Oczywiście, że możesz i powinieneś polegać na innych ludziach. Robisz to zresztą. Tak jak my wszyscy. To było jak olśnienie. Wiedziałem, że ma rację. Poczułem ogromną ulgę, bo to obsesyjne przekonanie odcinało mnie od reszty świata”. Wiara Joego w samodzielność – i związane z nią doświadczenie samotności – nie jest czymś wyjątkowym. Badania pokazują, że bardzo silnie wiąże się ona z niskim poziomem komfortu w bliskości i intymności. Osoby o unikającym stylu przywiązania są przekonane, że nikogo nie potrzebują i płacą za to przekonanie najniższymi wynikami na każdym poziomie bliskości w osobistych relacjach: mniej chętnie otwierają się przed drugą osobą, gorzej czują się z bliskością i mają mniejszą skłonność do szukania pomocy u innych. Przykład Joego pokazuje, że silna wiara w samodzielność może być bardziej ciężarem niż atutem. W relacjach emocjonalnych obniża umiejętność zbliżenia się do drugiej osoby, dzielenia z nią intymnymi informacjami, uzyskania poczucia harmonii z innym człowiekiem. Wiele osób o unikającym stylu przywiązania myli samodzielność z niezależnością. Mimo że dla każdego z nas umiejętność stania na własnych nogach jest ważna, jeśli ją przeceniamy i pomniejszamy znaczenie wsparcia, jakie otrzymujemy od innych ludzi, odcinamy się od ważnego źródła życiowej energii. Innym problemem związanym z wiarą w samodzielność jest to, że łączy się ona ze znacznym skupieniem na sobie. Sprawia, że ignorujesz potrzeby partnera i koncentrujesz się jedynie na własnych, pozbawiając zarówno siebie, jak i osobę, z którą jesteś, możliwości przeżywania jednego z najbardziej satysfakcjonujących ludzkich doświadczeń – czerpania radości z bycia częścią czegoś większego niż ty sam. „Czepianie się” szczegółów „Czepianie się” szczegółów to kolejny wzorzec myślowy, którym trzymasz partnera na dystans. Wytłumaczymy to na przykładzie: Carole była z Bobem już dziewięć miesięcy i czuła się coraz bardziej nieszczęśliwa. Miała poczucie, że z wielu powodów nie jest on dla niej odpowiednim mężczyzną: nie dorastał do niej poziomem intelektualnym, brakowało mu obycia, źle się ubierał i na dodatek przesadnie domagał się jej uwagi. Jednocześnie jednak była w nim delikatność, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyła od żadnego mężczyzny. Sprawiał, że czuła się bezpieczna i akceptowana, obdarowywał ją prezentami i miał nieskończenie wiele cierpliwości dla jej milczenia, nastrojów i fochów. Niemniej Carole była zdecydowana, że musi go zostawić. „Nigdy nam się nie uda” – powtarzała co chwilę. Wreszcie z nim zerwała. Kilka miesięcy później była zaskoczona, jak trudno jej żyć bez Boba. Czuła się samotna, przygnębiona, miała złamane serce i poczucie, że utracony związek był najlepszym, w jakim kiedykolwiek była. Doświadczenie Carole jest typowe dla osób o unikającym stylu przywiązania. Jeśli chodzi o partnerów, mają one skłonność do widzenia szklanki w połowie pustej, zamiast pełnej. W jednym z badań Mario Mikulincer, dziekan uczelni New School of Psychology przy Interdisciplinary Center w Izraelu i jeden z wiodących badaczy w dziedzinie teorii więzi u dorosłych, we współpracy z Victorem Florianem i Giladem Hirschbergerem z wydziału psychologii Bar-Ilan University w Izraelu, poprosili pary o zapisywanie ich codziennych doświadczeń w dzienniku. Okazało się, że osoby unikające oceniały swoich partnerów mniej pozytywnie niż osoby o innych stylach przywiązania. Co więcej, robiły tak nawet w te dni, w których to, co sami napisali o swoich partnerach wskazywało na to, iż doświadczyli od nich wyjątkowo dużo wsparcia, ciepła i czułości. Doktor Mikulincer wyjaśnia, że ten wzorzec zachowania jest wynikiem ogólnie lekceważącego stosunku tych osób do bliskości. Gdy pojawia się coś, co zaprzecza temu podejściu – na przykład partner zachowuje się w sposób naprawdę czuły i kochający – osoby unikajace mają skłonność do ignorowania takich zachowań, a przynajmniej pomniejszania ich wartości. Gdy Carole i Bob byli razem, kobieta korzystała z wielu strategii dezaktywacyjnych, skupiając się raczej na negatywnych cechach Boba. Mimo że była świadoma jego mocnych stron, nie mogła przestać myśleć o tym, co postrzegała jako jego niezliczone wady. Dopiero po zerwaniu, gdy nie czuła się już zagrożona wysokim poziomem bliskości, jej defensywne strategie osłabły i doszło do głosu ukryte uczucie przywiązania, które poniewczasie pozwoliło jej właściwie ocenić zalety Boba. UWAGA! CZYTAJ ZNAKI Wyobraź sobie, że jesteś rodzicem, który zupełnie nie potrafi odczytywać sygnałów, jakie wysyła mu jego małe dziecko. Nie jesteś w stanie domyślić się, kiedy twoje niemowlę jest głodne albo zmę- czone, kiedy chce być przytulone, a kiedy lepiej zostawić je w spokoju, kiedy ma mokro, a kiedy jest chore. Jak trudne byłoby wasze wspólne życie? Twoje dziecko musiałoby się starać znacznie bardziej niż inne dzieci, żeby otrzymać to, czego by od ciebie potrzebowało. Musiałoby po prostu znacznie więcej płakać. Unikający styl przywiązania może często sprawiać, że czujesz się właśnie jak taki rodzic. Dostrzeganie i rozumienie ogromnej liczby werbalnych i niewerbalnych znaków, które podczas codziennych interakcji otrzymujesz od swojego partnera nie jest twoją mocną stroną. Problem polega na tym, że poza przykładaniem wielkiej wagi do samodzielności, szkolisz się także w lekceważeniu uczuć najbliższej ci osoby. Zakładasz, że dbanie o nie nie jest twoim zadaniem, że to ta osoba powinna sama zająć się swoim stanem emocjonalnym. Ten brak zrozumienia jest odpowiedzialny za to, że partnerzy osób reprezentujących unikający styl przywiązania narzekają na brak emocjonalnego wsparcia w związku oraz na zmniejszony poziomu bliskości, ciepła i satysfakcji w związku. Doktor Jeffry Simpson, profesor psychologii na University of Minnesota, bada to, jak styl przywiązania u osób dorosłych wpływa na funkcjonowanie i dobrostan ich relacji miłosnych, zwłaszcza wówczas, gdy w związku dochodzi do stresujących sytuacji. Bada także empatyczną skuteczność – warunki, w jakich ludzie potrafią lub nie potrafią skutecznie oceniać uczucia swoich partnerów. We współpracy ze Stevem Rholesem z Texas Agricultural and Mechanical University przeprowadził eksperyment, którego celem była ocena tego, czy osoby o różnych stylach przywiązania różnią się umiejętnościami odczytywania myśli i uczuć partnerów podczas eksperymentu. Uczestników, w obecności ich partnerów, proszono o ocenianie atrakcyjności i seksapilu osób na zdjęciach, a następnie o ocenienie reakcji partnerów na ten proces oceniania. Okazało się, że osoby o unikającym stylu przywiązania wykazywały podczas eksperymentu niższą skuteczność rejestrowania emocji swoich partnerów; często interpretowały jako obojętną nawet silną reakcję na to, że uznali kogoś za osobę bardzo atrakcyjną. Swoją niesamowicie popularną książkę Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus John Gray rozpoczyna opisem olśnienia, którego doznał, i które skłoniło go do jej napisania. Kilka dni po tym, jak jego żona Bonnie po bardzo trudnym porodzie wydała na świat ich córkę, John wrócił do pracy (wyglądało na to, że Bonnie czuje się lepiej). Gdy pod koniec dnia wrócił do domu, odkrył, że żonie skończyły się tabletki przeciwbólowe, co oznaczało, że spędziła cały dzień w cierpieniu, zajmując się noworodkiem. Gdy zobaczył, jak bardzo jest zdenerwowana, zinterpretował jej stan jako gniew i zaczął się bronić, starając się dowieść swojej niewinności. Przecież nie wiedział, że skończyły jej się leki. Dlaczego nie zadzwoniła? Po ostrej wymianie zdań już miał wyjść w złości z domu, gdy Bonnie go zatrzymała: „Proszę, zostań” – powiedziała. – „Właśnie w takiej chwili najbardziej cię potrzebuję. Boli mnie. Nie spałam od kilku dni. Proszę, wysłuchaj mnie”. Dopiero wtedy John podszedł do żony i nic nie mówiąc, przytulił ją. Później powiedział: „Tego dnia po raz pierwszy nie zostawiłem jej samej… W końcu dałem jej to, czego naprawdę potrzebowała”. To wydarzenie – stres i odpowiedzialność związana z posiadaniem w domu niemowlęcia oraz niezwykle skuteczny komunikat, jaki otrzymał od swojej żony – pomogły Johnowi aktywować bezpieczny styl działania i zrozumieć, że jest odpowiedzialny za dobre samopoczucie żony i dbanie o nie jest jego świętym obowiązkiem. Było to dla niego prawdziwe objawienie. Z kogoś, kto do tej pory zajęty był dbaniem o własne potrzeby i reagował defensywnie na wymagania i niezadowolenie swojej partnerki, udało mu się przejść do bardziej bezpiecznego sposobu myślenia. Jeśli jesteś osobą o unikającym stylu przywiązania, nie jest to łatwe zadanie. Jeśli jednak pozwolisz sobie otworzyć się na tyle, żeby naprawdę zobaczyć swojego partnera, okaże się możliwe. TĘSKNOTA ZA MITYCZNĄ BYŁĄ I SZUKANIE TEGO JEDYNEGO To dwa najbardziej skomplikowane mechanizmy, z jakich osoby o unikającym stylu przywiązania korzystają, uprawiając autosabotaż w miłości. Przekonując się, że tak naprawdę tęsknią za kimś ze swojej przeszłości albo że jeszcze nie spotkali tej właściwej osoby (ale są blisko), osoby o unikającym stylu przywiązania zmniejszają swoje szanse na miłość. Trzymanie się wyobrażenia idealnego partnera jest jednym z najpotężniejszych możliwych narzędzi trzymania ludzi na dystans – pozwala wierzyć, że problem leży nie w nas, tylko w naszym partnerze; że to osoba, z którą jesteśmy, po prostu nie jest dostatecznie dobra. Poza dystansem wprowadza również uczucie dezorientacji – gdy twój partner słyszy, jak bardzo tęsknisz za kimś z przeszłości albo za idealną bratnią duszą, myśli, że brakuje ci prawdziwej bliskości i ciepła, podczas gdy tobie chodzi o to, by od nich uciec. Mityczny były/mityczna była Jedną z konsekwencji dewaluowania swoich uczuciowych związków jest to, że często długo „budzisz się” po zakończeniu danej relacji, nie pamiętając zupełnie tych negatywnych rzeczy, które tak cię w partnerze irytowały. Myśląc tęsknie o swojej utraconej miłości, zastanawiasz się wtedy, co właściwie poszło nie tak. Zjawisko to nazwaliśmy „mitycznym byłym/mityczną byłą”. Tak jak to miało miejsce w przypadku Carole, która ponownie odkryła swoje uczucia do Boba dopiero, gdy już z nim zerwała, osoba reprezentująca unikający styl przywiązania, nabrawszy fizycznego i czasowego dystansu od partnera, którym straciła zainteresowanie, przeżywa często niespodziewany nawrót miłości i podziwu do niego. Z bezpiecznej odległości, gdy bliskość przestaje być zagrożeniem i nie trzeba już tłumić swoich prawdziwych uczuć, osoba unikająca dochodzi do wniosku, że związek, który należy już do przeszłości, był właściwie najlepszym, w jakim dotąd była. Oczywiście nie potrafi już sobie przypomnieć, dlaczego właściwie myślała, że tak nie jest, gdy związek trwał, i jakie znalazła powody do zerwania (albo może dlaczego zachowywała się tak nieznośnie, że nie zostawiła partnerowi wyboru innego niż odejście). Krótko mówiąc, teraz były lub była stawiany jest na piedestale, a osoba unikająca składa odtąd hołd utraconej na zawsze „miłości swojego życia”. Czasem próbuje znów wskrzesić tę relację, rozpoczynając błędne koło zbliżania się i wycofywania. Zdarza się jednak także, że nawet jeśli były nadal jest w zasięgu ręki, osoba unikająca nie stara się wrócić (mimo że bez przerwy o tej osobie myśli). Ta fiksacja na byłym partnerze utrudnia wchodzenie w nowe związki, ponieważ działa na zasadzie strategii dezaktywacyjnej, powstrzymując cię od zbliżenia się do kogoś innego. Mimo że prawdopodobnie już nigdy nie będziesz ze swoim mitycznym byłym czy byłą, sama świadomość, że ta osoba gdzieś jest, wystarcza, by inne potencjalne miłości nie wytrzymywały porównania. POTĘGA TEGO JEDYNEGO/TEJ JEDYNEJ Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się zacząć spotykać z kimś, kto na początku wydawał ci się fantastyczny, ale w miarę jak stawaliście się sobie bliżsi, coraz bardziej przytłaczało cię uczucie, że ta osoba nie jest jednak aż tak wspaniała? To się może zdarzyć nawet po wielu randkach albo pojawić jako nagłe, intensywne uczucie chłodu; cały czas wierzysz, że on lub ona jest tą wymarzoną osobą, a potem nagle to wrażenie zupełnie znika. Zaczynasz zauważać, że partner ma dziwny sposób jedzenia albo do szału doprowadza cię to, jak wydmuchuje nos. Wreszcie, po początkowej euforii, czujesz, że się dusisz i koniecznie musisz zrobić w tył. Nie zdajesz sobie jednak sprawy z tego, że ten przypływ negatywnych emocji może być w rzeczywistości strategią dezaktywacyjną, którą nieświadomie uruchamiasz, żeby osłabić swoje potrzeby związane z przywiązaniem. Nie chcąc spojrzeć w głąb siebie – i zakładając, że wszyscy mamy taką samą umiejętność budowania bliskości – dochodzisz do wniosku, że to jednak nie jest prawdziwe zakochanie, i wycofujesz się. Osoba, którą porzucasz, jest załamana i protestuje, ale to tylko wzmacnia twoje przekonanie, że to nie ta. Zaczynasz więc spotykać się z innymi, rozpoczynając w ten sposób błędne koło wiecznego poszukiwania partnera, z którym „naturalnie” osiągniesz idealne porozumienie. JAK TO WSZYSTKO ZMIENIĆ? Czytając ten rozdział, pewnie zaczynasz rozumieć, że bycie osobą reprezentującą unikający styl przywiązania niewiele ma wspólnego z niezależnością – jest to raczej ciągła walka, zmierzająca do nieustannego tłumienia silnego systemu przywiązania, wykorzystująca do tego (również potężne) strategie dezaktywacyjne, które wymieniliśmy. Ze względu na siłę tych dezaktywacyjnych narzędzi, łatwo dojść do wniosku, że opisane zachowania, myśli i przekonania są niemożliwe do wyrugowania bądź zmiany. Nie jest to jednak prawda. Problem polega jednak na tym, że osoby o unikającym stylu przywiązania zwykle zakładają, iż powody, dla których nie są w stanie znaleźć szczęścia w związku, nie mają z nimi nic wspólnego, że odpowiadają za to zewnętrzne okoliczności – spotykanie wyłącznie niewłaściwych osób, które nie są „tymi jedynymi” i które chcą unikających tylko „uwiązać”. Rzadko się zdarza, by osoba o unikającym stylu przywiązania poszukała powodu swojego niezadowolenia w sobie, a jeszcze rzadziej – żeby poszukała pomocy czy nawet zgodziła się na szukanie pomocy pod wpływem sugestii partnera. W tej sytuacji niestety jest mało prawdopodobne, by coś się w życiu takiego człowieka zmieniło. Zmiana sposobu myślenia może zostać wywołana trudnym okresem w życiu – bolesnym przeżywaniem samotności, przełomową zmianą, poważnym wypadkiem. Dla tych, którzy sami pragną tej zmiany, przygotowaliśmy osiem kroków, które pomogą im znaleźć drogę do prawdziwej bliskości. Większość z nich wymaga przede wszystkim większej świadomości siebie. Jednak zrozumienie schematów myślowych, które pozbawiają cię zdolności prawdziwego zbliżenia się do kogoś, to dopiero początek. Następnie trzeba jeszcze zacząć rozpoznawać sytuacje, w których stosuje się te myśli i zachowania, a jeszcze później – podjąć wysiłek mający na celu ich zmianę. OSIEM RZECZY, KTÓRE MOŻESZ ZROBIĆ JUŻ DZIŚ, ŻEBY PRZESTAĆ ODSUWAĆ OD SIEBIE MIŁOŚĆ 1. Naucz się rozpoznawać strategie dezaktywacyjne. Nie działaj impulsywnie. Gdy ktoś ci się podoba, ale potem nagle czujesz, że to nie jest osoba dla ciebie, zatrzymaj się i pomyśl. Czy nie jest to czasem twój sposób na osłabienie rodzącego się uczucia przywiązania? Może zwracanie uwagi na te niewielkie niedoskonałości to tylko reakcja twojego stylu przywiązania, który próbuje zmusić cię do zrobienia kroku w tył? Przypomnij sobie, że obraz twojego partnera może być w takich sytuacjach skrzywiony i że potrzebujesz bliskości, mimo że nie czujesz się z nią dobrze. Przypomnij sobie, jak wspaniała ta osoba wydawała ci się na początku. Masz dużo do stracenia, jeśli zdecydujesz się ją od siebie odepchnąć. 2. Zamiast podkreślać samodzielność, skup się na wzajemnym wsparciu. Gdy twój partner poczuje, że ma w tobie bezpieczną opokę, na której może polegać (i nie będzie mieć wrażenia, że musi się bardzo starać, by się do ciebie zbliżyć), a ty nie będziesz odczuwać potrzeby dystansowania się od niego, oboje będziecie mogli bardziej skupić się na świecie zewnętrznym i realizacji swoich celów. To da ci więcej niezależności, a twój partner nie będzie przesadnie nachalny. (Więcej na temat paradoksu zależności znajdziesz w rozdziale 2.). 3. Znajdź bezpiecznego partnera. Jak zobaczysz w rozdziale 7., osoby o bezpiecznym stylu przywiązania sprawiają, że ich lękowi lub unikający partnerzy również stają się bardziej „bezpieczni”. Ktoś o lękowym stylu przywiązania będzie tylko wzmagał u ciebie twoje unikające skłonności, co może doprowadzić do powstania błędnego koła. Jeśli więc masz taką możliwość, zalecamy wybranie bezpiecznego partnera. Związek z taką osobą będzie oznaczał mniej zachowań obronnych, szarpania się i cierpienia. 4. Miej świadomość, że masz skłonność do niewłaściwego interpretowania zachowań. Negatywne postrzeganie zachowania partnera i jego intencji wprowadza w wasz związek złą atmosferę. Zmień ten schemat! Zauważaj u siebie te skłonności, zwracaj uwagę na sytuacje, kiedy dochodzą do głosu, i staraj się wówczas trzeźwiej je oceniać. Przypomnij sobie, że to jest wybrana przez ciebie osoba, więc lepiej jednak założyć, że naprawdę leży jej na sercu twoje dobro. 5. Zrób sobie listę tego, za co jesteś wdzięczny w swoim związku. Regularnie przypominaj sobie, że masz skłonności do negatywnego myślenia o osobie, z którą jesteś. Dla kogoś reprezentującego unikający styl przywiązania to zupełne normalne, więc musisz świadomie skupiać się na pozytywach. Nie jest to łatwe zadanie, jesteś jednak w stanie się tego nauczyć poprzez konsekwentną praktykę. Każdego wieczora poświęć chwilę na przypomnienie sobie tego, co zdarzyło się w ciągu dnia. Przywołaj wówczas przynajmniej jedną, nawet niewielką, rzecz, którą najbliższa ci osoba dla ciebie zrobiła, i poczuj wdzięczność za to, że jest obecna w twoim życiu. 6. Rzuć mitycznego byłego/mityczną byłą. Gdy znów złapiesz się na idealizowaniu tej jedynej szczególnej osoby, zatrzymaj się i przypomnij sobie, że ona nie jest już dla ciebie realną opcją. Przypomnij sobie własne krytyczne podejście do tego związku z czasów, gdy jeszcze trwał, i swoją ówczesną niechęć do głębszego zaangażowania się. W ten sposób przestaniesz wykorzystywać wspomnienie o tej osobie jak strategię dezaktywacyjną i skupisz się na kimś nowym. 7. Zapomnij o tym jedynym/tej jedynej. Nie kwestionujemy tego, że są na świecie bratnie dusze. Wręcz przeciwnie, z całego serca wierzymy w doświadczenie spotkania kogoś takiego. Jednak jesteśmy przy tym przekonani, że jest to proces, w którym trzeba aktywnie uczestniczyć. Nie czekaj, aż pojawi się ta jedyna osoba, która będzie w stanie spełnić wszystkie wymagania z twojej listy, i nie oczekuj, że wówczas wszystko samo się ułoży. Uczyń kogoś swoją bratnią duszą, wybierając tę osobę z tłumu, pozwalając jej się do siebie zbliżyć (dzięki strategiom, które proponujemy w tym rozdziale) i sprawiając, że stanie się szczególną częścią ciebie. 8. Zacznij korzystać ze strategii rozpraszania. Jako osobie reprezentującą unikający system przywiązania łatwiej ci zbliżyć się do kogoś, gdy coś rozprasza przy tym twoją uwagę (przypomnij sobie opisany wcześniej eksperyment z zadaniem na rozproszenie uwagi). Skupienie się na czymś innym – wspólna wycieczka w góry, żeglowanie czy przygotowywanie posiłku – pozwolą ci się rozluźnić i otworzą cię na miłość. Wykorzystuj tę małą sztuczkę, by wzmacniać bliskość, gdy spędzasz czas z ukochaną osobą. 7. Bycie przyjemnie blisko – bezpieczny styl przywiązania P isanie o osobach reprezentujących bezpieczny styl przywiązania wydaje się nudnym zajęciem. Ostatecznie o czym tu pisać? Takie osoby są stałe w uczuciach, można na nich polegać, nie próbują unikać bliskości ani nie wpadają w obsesję na temat swojego związku. W ich relacjach uczuciowych mało jest dramatycznych wydarzeń i emocji – żadnych gór i dolin, żadnych rozstań i powrotów, żadnych huśtawek, które mogłyby stać się przedmiotem dyskusji. O czym więc tu pisać? Otóż naprawdę jest o czym. Im bardziej zgłębialiśmy temat przywiązania i tego, jak bezpieczna więź może zmienić czyjeś życie, tym większy rodził się w nas podziw dla „bezpiecznych” tego świata, którzy potrafią odbierać fizyczne i emocjonalne sygnały swoich partnerów, i umiejętnie na nie reagować. Ich system uczuciowy nie rozbudza się przesadnie w obliczu zagrożenia (tak jak ma to miejsce w przypadku osób lękowych), ale również zupełnie się nie zamyka (jak to się dzieje u osób unikających). W tym rozdziale dowiesz się więcej o bezpiecznych cechach przywiązania i o tym, co sprawia, że są takie wyjątkowe. A jeśli sam należysz do grona osób reprezentujących ten styl przywiązania, znajdziesz tu także ostrzeżenie, bo również ty możesz któregoś dnia znaleźć się w dysfunkcyjnym związku, który będzie miał na ciebie szkodliwy wpływ. EFEKT BEZPIECZNEGO BUFORU Wielokrotnie już zostało dowiedzione, że tym, co najlepiej gwarantuje szczęście związku, jest bezpieczny styl przywiązania osób, które ten związek tworzą. Badania pokazują, że osoby reprezentujące bezpieczny styl przywiązania są bardziej niż inne zadowolone ze swoich związków. Jednym z nich jest badanie, które Patrick Keelan z University of Toronto przeprowadził w ramach swojej pracy doktorskiej. Wraz ze zmarłym już profesorem Kennethem Dionem i jego wieloletnią współpracownicą i żoną, profesor psychologii Karen Dion z tego samego uniwersytetu, przez cztery miesiące obserwowali grupę ponad stu studentów, którzy z kimś się spotykali. Okazało się, że osoby o stylu bezpiecznym wykazywały stale wysoki poziom zaangażowania w związek, zaufania do partnera i ogólnego zadowolenia z relacji. U osób o pozabezpiecznych stylach przywiązania we wszystkich tych trzech obszarach w tym samym okresie czterech miesięcy zarejestrowano spadek tego poziomu. Co się jednak dzieje, gdy dochodzi do interakcji między osobami o bezpiecznym i pozabepiecznym stylu przywiązania? W osobnym eksperymencie badacze poprosili obserwatorów o ocenienie relacji w parze na podstawie zachodzących pomiędzy tworzącymi ją osobami interakcji. Nie jest zaskoczeniem, że pary bezpieczne, czyli te, w których obie strony wykazują bezpieczny styl przywiązania, funkcjonują lepiej niż pary pozabezpiecznie, czyli takie, w których oboje partnerzy są albo lękowi, albo unikający. Bardziej interesujące okazało się jednak coś innego: nie dało się zaobserwować większych różnic pomiędzy funkcjonowaniem par bezpiecznych a par mieszanych, czyli takich, w których tylko jedna osoba reprezentowała bezpieczny styl przywiązania. W obu rodzajach związków dochodziło do mniejszej liczby konfliktów, pary takie były też oceniane lepiej niż te, w których obie strony wykazywały pozabezpieczny styl przywiązania. Zatem osoby o bezpiecznym stylu przywiązania nie tylko same lepiej się czują w związkach, ale też potrafią wytworzyć efekt bezpiecznego buforu, podnosząc zarówno poziom satysfakcji u swoich pozabezpiecznych partnerów, jak i ich umiejętności funkcjonowania w związku do własnego, wysokiego poziomu. To bardzo ważne odkrycie. Oznacza ono, że bycie z osobą o bezpiecznym stylu przywiązania zmienia twój styl na bardziej bezpieczny. CZY TO MAGIA? Co takiego jest w ludziach o bezpiecznym stylu przywiązania, co tworzy w ich związkach ten magiczny efekt? Czy „bezpieczni” to zawsze te najbardziej przyjazne, najbardziej lubiane i najbardziej towarzyskie osoby? Czy da się je rozpoznać w oparciu o urok, opanowanie albo pewność siebie? Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi „nie”. Tak jak w przypadku pozostałych stylów przywiązania, „bezpieczni” nie wyróżniają się spośród innych ani cechami osobowości, ani cechami fizycznymi. Osoby o stylu bezpiecznym pasują niemal do każdego opisu spektrum osobowości. Aaron, 30 lat, inżynier chemii: jest introwertykiem i bardzo nie lubi spotkań towarzyskich. Większość wolnego czasu spędza na pracy albo czytaniu, ze swoimi braćmi lub rodzicami; trudno mu nawiązywać nowe relacje. Swoje pierwsze doświadczenie seksualne zdobył dwa lata temu. Brenda, 27 lat, producentka filmowa: jest duszą towarzystwa, zna wszystkich i zawsze jest tam, gdzie coś się dzieje. Miała jeden poważny związek – od 18 do 24 roku życia; od tamtego czasu z nikim nie była na dłużej, ale umawia się na randki. Gregory, 50 lat, inżynier elektryk i rozwiedziony ojciec dwojga dzieci: bardzo otwarty i łatwy we współżyciu. Nadal liże rany po nieudanym małżeństwie i szuka drugiej żony. „Bezpieczni” mogą być najróżniejsi. Wyróżnia ich jednak zestaw cech, który trudno zauważyć na pierwszy rzut oka. Janet, 41 lat, osobiście doświadczyła, na czym to polega. Przytłoczona ilością pracy, którą zostawiła nieskończoną przed weekendem, Janet obudziła się w poniedziałkowy poranek w stanie przerażenia. Była przekonana, że nie ma sposobu, żeby zdołała przedrzeć się przez wielką stertę papierów na jej biurku, co sprawiła, że poczuła się niekompetentna. Odwróciła się do swojego męża, Stana, który leżał w łóżku obok niej, i – ni z tego, ni z owego – powiedziała mu, jak bardzo jest rozczarowana jego rozwojem zawodowym i jak bardzo się martwi, że on sobie nie radzi. Stan był zaskoczony atakiem Janet, ale zareagował na niego spokojnie. – Rozumiem, że jesteś zestresowana, i być może, gdybym ja też się zestresował, byłaby to dla ciebie jakaś pociecha, ale jeśli próbujesz mnie w ten sposób zachęcić do wydajniejszej pracy – co przecież często robisz – to nie jest to najlepszy sposób. Janet oniemiała. Wiedziała, że jej mąż ma rację – że swoim atakiem na niego wyraziła jedynie własne lęki. Widząc, że żona jest bliska płaczu, Stan zaoferował, że odwiezie ją do pracy. W samochodzie przeprosiła go i powiedziała, że tak naprawdę wcale nie myśli tego, co powiedziała, ale była w tamtej chwili tak przerażona, że zareagowała okropnie. Wtedy właśnie zrozumiała, jak cudownie wspierającym mężem jest Stan. Gdyby to on ją znienacka zaatakował, odpowiedziałaby mu tym samym i rozpętała wojnę. Nie znalazłaby w sobie na tyle opanowania, żeby zrozumieć, o co naprawdę chodzi. Radząc sobie z tą sytuacją w konstruktywny sposób, Stan wykazał się prawdziwie niezwykłą umiejętnością emocjonalną, a jego żona pomyślała sobie, że musi zapamiętać, jak dobrze jest dostać od kogoś tyle zrozumienia i wsparcia, i czasem również zrobić mężowi taki prezent. CO DOBREGO PŁYNIE Z NIEDOSTRZEGANIA ZAGROŻENIA Ludzie reprezentujący bezpieczny styl przywiązania, tacy jak Stan, charakteryzują się bardzo prawdziwą, ale z zewnątrz niedostrzegalną cechą – są zaprogramowani tak, że oczekują od swoich parterów miłości i wrażliwości, i nie martwią się zbytnio, że mogliby stracić ich uczucie. Czują się świetnie w bliskich, ciepłych relacjach oraz mają niezwykłą umiejętność komunikowania swoich potrzeb i reagowania na potrzeby partnerów. Przeprowadzono całą serię badań, których zadaniem było dotarcie do podświadomych warstw w umysłach uczestników (mierząc, tak jak to opisaliśmy w rozdziale 6., ile czasu zajmuje im zarejestrowanie szybko pojawiających się na monitorze słów), aby porównać reakcje osób o lękowym, unikającym i bezpiecznym stylu przywiązania. Eksperymenty pokazały, że osoby o bezpiecznym stylu przywiązania mają łatwiejszy dostęp do tematów takich jak miłość, przytulanie, bliskość, słabiej natomiast rejestrują słowa związane z zagrożeniem, stratą czy rozstaniem. Te negatywne tematy nie docierały zbyt szybko do ich świadomości. Niemniej, w przeciwieństwie do „unikających”, którzy nie reagowali na te słowa w podstawowej wersji badania, ale reagowali na nie, gdy ich uwaga była rozproszona innym zadaniem, „bezpieczni” zdawali się przymykać oczy na te tematy nawet w stanie rozproszenia. W przeciwieństwie do osób o unikającym stylu przywiązania, „bezpieczni” nie poddają się zagrażającym myślom związanym z ich związkiem, nawet gdy są zajęci czymś innym. Oznacza to, że nie muszą wykonywać żadnego wysiłku, żeby tego typu myśli tłumić: oni naprawdę nie mają takich zmartwień – nieważne, czy dzieje się to świadomie czy nie! Co więcej, poproszeni w badaniu o myślenie o rozstaniu, porzuceniu czy stracie, potrafili dopuścić do siebie te tematy i w efekcie wykazywali większe zdenerwowanie (co potwierdzały testy mierzące poziom potu na skórze). Niesamowite było jednak to, że gdy tylko poproszono ich, by przestali o tym myśleć, bardzo szybko się uspokajali. Wydaje się zatem, że to, co dla jednych może być ciężką pracą – utrzymanie równowagi w sytuacji zagrożenia – osobom reprezentującym bezpieczny styl przywiązania przychodzi bez trudu. „Bezpieczni” po prostu nie są tak wrażliwi na negatywne bodźce płynące ze świata. Fakt ten ma wpływ na każdy aspekt ich relacji uczuciowych. Takie osoby: świetnie radzą sobie z konfliktami; podczas kłótni nie mają potrzeby, żeby się intensywnie bronić ani żeby ranić lub karać drugą osobę, dzięki czemu zapobiegają eskalacji; są elastyczne i nie boją się krytyki; są skłonne do przemyślenia swojego postępowania, a gdy to koniecznie – do zmiany poglądów i strategii; potrafią się skutecznie komunikować; oczekują, że inni będą wobec nich wyrozumiali i wrażliwi, więc naturalnie przychodzi im wyrażanie swoich uczuć w swobodny i szczery sposób; nie stosują „gierek”; pragną bliskości i wierzą w to, że inni pragną tego samego, więc po co udawać, że nie? dobrze się czują z bliskością i nie martwią się stawianiem granic; szukają bliskości i nie boją się, że zostaną w coś „wplątani”; ponieważ nie przytłacza ich lęk, że mogliby zostać upokorzeni (czego boją się osoby lękowe), ani nie mają potrzeby dezaktywowania uczuć (jak to robią osoby unikające), łatwo im cieszyć się – tak fizyczną, jak i emocjonalną – bliskością; szybko wybaczają; zakładają, że ich partner ma dobre intencje i dlatego stosunkowo łatwo przychodzi im wybaczyć, gdy ta osoba jakoś ich zrani; mają skłonność do postrzegania seksu i emocjonalnej bliskości jako czegoś, co idzie w parze; nie potrzebują tworzyć dystansu, oddzielając jedno od drugiego (w sensie bycia blisko albo emocjonalnie, albo cieleśnie, ale już nie jedno i drugie naraz); traktują swoich bliskich po królewsku; gdy już staniesz się częścią ich wewnętrznego kręgu, traktują cię z miłością i szacunkiem; wierzą, że potrafią ulepszać swój związek; a ponieważ są pewni swoich pozytywnych przekonań na własny temat i na temat innych, założenie to jest jak najbardziej logiczne; czują się odpowiedzialni za dobre samopoczucie swojego partnera; oczekują, że inni będą wobec nich wrażliwi i kochający, więc sami również wykazują wrażliwość wobec ich potrzeb. Wiele osób, które żyją z pozabezpiecznymi partnerami, nie potrafi nawet sobie wyobrazić, jak zupełnie inne jest życie z kimś o bezpiecznym stylu przywiązania. Po pierwsze, tacy ludzie nie wchodzą w coś, co terapeuci często określają mianem „związkowego tańca”, w którym gdy jedna osoba się zbliża, druga się wycofuje, że utrzymać pewien stały dystans w relacji. Zamiast takiego tańca związek z człowiekiem o bezpiecznym stylu przywiązania oferuje poczucie stale zwiększającej się bliskości i ciepła. Po drugie, takie osoby potrafią w sposób wrażliwy i empatyczny – a przede wszystkim spójny – rozmawiać o swoich emocjach. I na koniec, bezpieczny partner otacza tego, z kim jest w związku, ochronną tarczą, sprawiającą, że mierzenie się z zewnętrznym światem staje się prostsze. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wartościowe są to cechy, dopóki ich nam nie zabraknie. Nie przypadkiem tymi, którzy najlepiej potrafią docenić bezpieczne związki, są osoby, które doświadczyły życia w związku zarówno z pozabezpiecznym, jak i bezpiecznym partnerem. Takie osoby mogłyby ci powiedzieć, że te dwa typy relacji różnią się od siebie jak dzień od nocy, ale bez wiedzy z dziedziny teorii więzi nie byłyby w stanie wyjaśnić, na czym ta różnica polega. SKĄD TEN TALENT Czy osoby o bezpiecznym stylu przywiązania rodzą się z tą wyjątkową zdolnością, czy jest ona raczej wyuczona? John Bowley uważał, że style przywiązania wynikają z życiowego doświadczenia – zwłaszcza z charakteru naszych interakcji z rodzicami w dzieciństwie. Aby u człowieka wykształcił się bezpieczny styl przywiązania, jego rodzice muszą być wrażliwi i reagować na potrzeby dziecka – wówczas uczy się ono, że może polegać na swoich najbliższych, i nabiera pewności, że będą przy nim, kiedykolwiek będzie ich potrzebować. Bowley twierdził także, że ta pewność nie kończy się na dzieciństwie – taka osoba wchodzi z nią w dorosłość i w przyszłe relacje z uczuciowymi partnerami. Czy istnieją dowody na poparcie tego założenia? W 2000 roku Leslie Atkinson, który na Reynolds University w Toronto zajmuje się tematyką rozwoju dzieci, we współpracy z kilkoma innymi kolegami przeprowadził metaanalizę czterdziestu jeden wcześniejszych badań. W sumie przeanalizowali wówczas ponad dwa tysiące par dziecko–rodzic, aby ocenić powiązanie pomiędzy wrażliwością rodzica a stylem przywiązania u dziecka. Wyniki pokazały słabe, ale znaczące powiązanie – dzieci matek, które z wrażliwością odnosiły się do ich potrzeb, miały większą szansę na bezpieczny styl przywiązania. Jednak słabość tego powiązania oznacza, że poza kwestiami metodologicznymi może być znacznie więcej zmiennych, które odgrywają rolę w kształtowaniu się stylu przywiązania u najmłodszych. Pośród czynników, które mogą zwiększać ich szansę na styl bezpieczny można wymienić na przykład łagodny charakter (który sprawia, że rodzicom łatwiej jest pozytywnie reagować na potrzeby dziecka), dobre warunki życia matki – wysoki poziom zadowolenia z małżeństwa, niski poziom stresu czy przygnębienia, wsparcie społeczne – i mniej godzin spędzonych z opiekunem niebędącym rodzicem. Aby jeszcze bardziej skomplikować tę kwestię, w ostatnich latach coraz większą popularność w świecie nauki zyskuje przekonanie, że posiadamy pewne genetyczne predyspozycje w kierunku konkretnych stylów przywiązania. Przeprowadza się na przykład badania sprawdzające, czy konkretny wariant genu współwystępuje częściej z jakąś konkretną cechą. Omri Gillath z University of Kansas i jego kolega Davis z University of California, odkryli, że konkretny wzór alelli receptora dopaminy DRD2 jest charakterystyczny dla osób o lękowym stylu przywiązania, podczas gdy wariant receptora serotoniny 5-HT1A jest charakterystyczny dla stylu unikającego. Wiadomo skądinąd, że te dwa geny odgrywają pewną rolę w działaniu mózgu, w tym w jego obszarze odpowiedzialnym za emocje, nagrodę, uwagę i co ważne – także zachowania społeczne i wiązanie się w pary. Autorzy tłumaczą, że „pozabezpieczne style przywiązania można częściowo przypisać konkretnym genom, ale nadal istnieją znaczące indywidualne różnice, których wyjaśnienia należy szukać w istnieniu innych genów lub w oddziaływaniu doświadczeń społecznych”. Geny mogą mieć zatem istotny wpływ na styl przywiązania. Jednak nawet jeżeli pozostawaliśmy w dzieciństwie w bezpiecznych relacjach, czy nasz bezpieczny styl przywiązania przetrwa do dorosłości? Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, badacze zajmujący się tym zagadnieniem ponownie przebadali osoby, które były dziećmi w latach 1970. i 1980., a w momencie ponownego badania miały około dwudziestu lat. Czy mężczyźni i kobiety, którzy we wczesnym dzieciństwie ocenieni zostali jako reprezentujący bezpieczny styl przywiązania, pozostają tacy w dorosłości? Odpowiedź okazała się niejednoznaczna: przytoczone badania nie wykazały istnienia korelacji pomiędzy bezpiecznym stylem przywiązania w dzieciństwie i w dorosłości, ale dwa inne pokazały statystycznie znaczące powiązanie. Należy więc założyć, że nawet jeśli zachodzi korelacja pomię- dzy stylem przywiązania w dzieciństwie a stylem przywiązania w dorosłości, jest ona w najlepszym przypadku niewielka. Skąd się zatem bierze bezpieczny styl przywiązania? Kolejne badania w tej dziedzinie dostarczają nam coraz to większej liczby dowodów na to, że nie ma on jednego źródła. Twierdzenie, że wrażliwy i wspierający rodzic zawsze wychowa dziecko o bezpiecznym stylu przywiązania, jest zbyt proste; wydaje się raczej, że w grę wchodzi tu cała mozaika czynników, które razem prowadzą do powstania tego schematu: nasze wczesne relacje z rodzicami, geny, a także coś jeszcze – nasze romantyczne doświadczenia w dorosłości. Średnio 70–75% dorosłych na różnych etapach swojego życia pozostaje konsekwentnie w tej samej kategorii pod względem stylu przywiązania, podczas gdy pozostałe 25–30% procent zmienia go w ciągu swojego życia. Badacze przypisują te zmiany romantycznym doświadczeniom w dorosłości, które są tak potężne, że wywracają do góry nogami nasze najbardziej podstawowe przekonania i założenia na temat bliskości. Ta zmiana może niestety dokonać się w obu kierunkach – osoby reprezentujące bezpieczny styl przywiązania mogą się stać mniej „bezpieczne”, a osoby, u których punktem wyjściowym był pozabezpieczny styl przywiązania, mogą go zmienić na bardziej bezpieczny. Dla osób lękowych lub unikających ta informacja jest szczególnie istotna, bo może się okazać kluczem do ich szczęścia w miłości. Natomiast osoby bezpieczne powinny ją potraktować jako ostrzeżenie, bo mają wiele do stracenia, jeśli ich styl przywiązania ulegnie transformacji. Co składa się na bezpieczny styl przywiązania – tworzenie bezpiecznej bazy dla ukochanej osoby Jak sobie pewnie przypominasz, jedną z najważniejszych ról, jakie odgrywamy w życiu naszych partnerów jest dostarczanie im bezpiecznej bazy: tworzenie warunków, w których mogą się rozwijać zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i pewnie funkcjonować w świecie. W badaniu, którego wyniki opublikowane zostały w 2010 roku, Brooke Feeney i Roxanne Thrush z Carnegie Mellon University odkryły, że za tym szerokim terminem kryją się trzy zachowania: Dostępność: okazuj swojemu partnerowi wrażliwość, gdy tego potrzebuje; bądź dla niego oparciem; od czasu do czasu spytaj, jak się czuje, i pociesz, jeśli coś jest nie tak. Brak niepotrzebnej ingerencji: wsparcie, którego się tu od ciebie oczekuje, to wsparcie zakulisowe; pomagaj w taki sposób, żeby nie odbierać partnerowi inicjatywy i poczucia siły; pozwól mu robić, co chce, nie próbując przejmować sytuacji; nie stosuj mikrozarządzania, nie podważaj pewności siebie partnera i nie poddawaj w wątpliwość jego zdolności. Akceptacja i zachęta: akceptuj osobiste i rozwojowe cele twojego partnera i zachęcaj go do ich realizacji; wspieraj jego poczucie własnej wartości. TO NIE JA, TO TY – WYBIERANIE PARTNERA Jeśli jesteś osobą reprezentującą bezpieczny styl przywiązania, wiesz, w jaki sposób unikać problemów, które sprawiają trudności osobom o stylach pozabezpiecznych. Ty w naturalny sposób zwracasz się ku ludziom, którzy potrafią cię uszczęśliwić. W przeciwieństwie do osób o stylu lękowym nie pozwalasz, by twoją uwagę rozproszył pobudzony system przywiązania, dzięki czemu nie uzależniasz się od wzlotów i upadków, jakie oferują ci, którzy wiecznie każą innym zgadywać, co właściwie do nich czują. Inaczej niż osoby o unikającym stylu przywiązania, nie dajesz cię porwać fałszywym fantazjom, że gdzieś tam czeka na ciebie twój ideał, ani nie wzdychasz tęsknie do mitycznego byłego czy mitycznej byłej. Nie stosu- jesz też podświadomie strategii dezaktywacyjnych i nie wycofujesz się, gdy ktoś znajdzie się zbyt blisko. Ponieważ jesteś osobą reprezentującą bezpieczny styl przywiązania, w twoim przypadku jest dokładnie odwrotnie – wierzysz, że masz szansę na wielu otwartych na bliskość i ciepło potencjalnych partnerów, którzy będą potrafili zaspokoić twoje potrzeby. Wiesz, że zawsze zasługujesz na miłość i szacunek; jesteś zaprogramowany, by tego oczekiwać. Jeśli ktoś wysyła sygnały, które nie są kompatybilne z tymi oczekiwaniami – są niekonsekwentne albo unikające – automatycznie tracisz zainteresowanie. Tanya, 28 lat, kobieta o bezpiecznym stylu przywiązania, ujęła to następująco: „Spałam w życiu z jedenastoma mężczyznami i wszyscy chcieli wejść ze mną w poważny związek. Wydaje mi się, że to jest sygnał, który od razu wysyłam. Wiem, że przekazuję informację, że jestem osobą, którą warto poznać nie tylko w łóżku; że jeśli zostaną, odkryją prawdziwy skarb. Mężczyźni, którymi się interesuję, nie stosują żadnych gierek – to jest dla mnie bardzo ważne. Dzwonią natychmiast następnego ranka, najpóźniej wieczora. Ja w zamian od początku otwarcie okazuję im moje zainteresowanie. W życiu spotkałam się tylko z dwoma mężczyznami, którzy odczekali dwa dni, zanim zadzwonili. Od razu ich skreśliłam”. Zwróć uwagę, że Tanya w ogóle nie traci czasu na mężczyzn, których postrzega jako w niedostatecznym stopniu odpowiadających na jej potrzeby. Niektórym jej decyzje mogą się wydawać nazbyt pośpieszne, ale osobom reprezentującym bezpieczny styl przywiązania takie zachowanie przychodzi naturalnie. Badania w omawianej dziedzinie potwierdziły, że osoby o bardziej bezpiecznym stylu rzeczywiście mają mniejszą skłonność do „gierek”. Tanya intuicyjnie wyczuwa, jacy partnerzy nie są dla niej odpowiedni. Ktoś, kto zaczyna uciekać się do „gierek”, zrywa pewną niepisaną umowę. W podejściu Tanyi ważne jest to, że dziewczyna zakłada, iż jeśli partner traktuje ją w sposób pozbawiony szacunku, to jest to informacja dotycząca jego braku wrażliwości, a nie jej wartości. Nie ma także zbyt wielu negatywnych uczuć w stosunku do tych dwóch mężczyzn, o których wspomina. Dla niej te historie nie stanowią żadnego problemu – instynktownie przechodzi nad nimi do porządku dziennego. Jest to zupełnie inny rodzaj podejścia niż to, które prezentują osoby lękowe. Osoba lękowa założyłaby zapewne, że nieprzyjemne dla niej zachowanie partnera jest jej winą, i zaczęła szukać problemu w swoim postępowaniu: „Pewnie byłam zbyt nachalna”, „Powinnam go była zaprosić na górę”, „To było idiotyczne z mojej strony, że zapytałam o jego byłą”, a później dałaby niewłaściwemu człowiekowi drugą, trzecią czy nawet czwartą szansę. W przypadku Tanyi to, czego dowiedziała się na temat wspomnianych dwóch mężczyzn, wystarczyło, by podjąć decyzję, żeby nie angażować się w relacje z osobami niezdolnymi do zaspokojenia jej potrzeb emocjonalnych. Czasem jednak pojawiają się wątpliwości i wówczas osoby o bezpiecznym stylu przywiązania sięgają po skuteczną komunikację – po prostu ujawniają swoje uczucia i patrzą, jak potencjalny partner zareaguje. Jeśli osoba bezpieczna spotka się z prawdziwym zainteresowaniem jej dobrem i chęcią znalezienia kompromisu, wówczas da takiej relacji szansę. Jeśli nie, nie będzie walczyć, zakładając, że sytuacja nie jest tego warta (patrz rozdział 11.). Bezpieczny sposób na znalezienie właściwego partnera Zasady szukania właściwego partnera, jakie promujemy w tej książce, to zasady intuicyjnie stosowane przez osoby o bezpiecznym stylu przywiązania. Należą do nich: zauważanie „dymiących pistoletów” bardzo wcześnie i postrzeganie ich jako zerwanie niepisanej umowy; skuteczne komunikowanie swoich potrzeb od pierwszej chwili; przeświadczenie, że jest wielu (tak, wielu!) potencjalnych partnerów, którzy mogą cię uszczęśliwić; niebranie na siebie winy za nieprzyjemne zachowanie drugiej osoby; w obliczu prób zranienia lub choćby lekceważenia ich uczuć, osoby o bezpiecznym stylu przywiązania zakładają, że takie zachowanie świadczy negatywnie o tym, kto się go dopuszcza, a nie o nich samych; oczekiwanie, że będzie się traktowanym z szacunkiem, godnością i miłością. CZY TO OZNACZA, ŻE OSOBY O BEZPIECZNYM STYLU PRZYWIĄZANIA SĄ ODPORNE NA PROBLEMY SERCOWE? Osoby reprezentujące bezpieczny styl przywiązania nie zawsze trafiają na siebie nawzajem – spotykają i wiążą się z ludźmi o różnych stylach przywiązania. Dobre wieści są takie, że osoby bezpieczne potrafią potencjalnie dobrze funkcjonować w związku z osobami lękowymi czy unikającymi, ale tylko wówczas, gdy są wstanie utrzymać w tym związku swoje bezpieczne podejście. Pamiętaj: jeśli jesteś osobą o stylu bezpiecznym, ale czujesz, że w jakiejś relacji to się zmienia, pozwalasz, by zabierano ci bezcenny dar, a także skazujesz się na mniejsze szczęście i zadowolenie. Jeśli jesteś „bezpieczny”, jednym z powodów, dla których jesteś w stanie utrzymać satysfakcjonującą relację z kimś, kto reprezentuje styl pozabezpieczny, jest to, że osoba ta stopniowo, pod twoim wpływem, również „przechodzi na bezpieczną stronę”. Najczęściej dochodzi do tego w relacji z kimś lękowym. Jedną z rzeczy, które Mary Ainsworth zaobserwowała w relacji dziecko–matka, był wyjątkowy charakter bezpiecznych matek. Nie chodziło o to, że troskliwiej opiekowały się swoimi dziećmi albo przytulały je częściej niż matki dzieci o stylach lękowych czy unikających. One zdawały się posiadać jakiś szósty zmysł, który podpowiadał im, kiedy dziecko chciało być przytulone; potrafiły wyczuć zmieniający się nastrój potomka i zadziałać, zanim zmienił się w pełnowymiarową aferę. A jeśli dziecko już wpadało w zły nastrój, w jakiś sposób wiedziały, jak je uspokoić. Podobne zjawisko daje się jednak zaobserwować także u dorosłych par. Bezpieczni dorośli w naturalny sposób wiedzą, jak uspokoić swoich partnerów i okazują im troskę – to wrodzony talent. Daje się to zauważyć, gdy para zostaje rodzicami. Jeffrey Simpson z University of Minnesota i Steven Rholes z Texas A&M University – współredaktorzy książki Attachment Theory and Close Relationships (Teoria przywiązania i bliskich relacji), wspólnie z Lorne Campbell i Carol Wilson – odkryli, że w momencie wejścia w rodzicielstwo kobiety o lękowym stylu przywiązania częściej rozwijały styl bezpieczny w swoich interakcjach z partnerem, jeśli podczas ciąży doświadczyły jego dostępności, wsparcia i akceptacji, czyli cech dla tegoż stylu charakterystycznych. Innymi słowy, wrażliwość i zachęta ze strony bezpiecznych dorosłych wpływają na ich partnerów tak samo, jak zachowanie bezpiecznych matek wpływa na ich dzieci, i to wystarcza, by doprowadzić do zmiany stylu przywiązania. W tym momencie jednak warto ostrzec przed pewną kwestią. Czasem osoby o bezpiecznym stylu przywiązania, mimo swojego wewnętrznego talentu do odrzucania potencjalnie nieodpowiednich partnerów i do przeprowadzania swoich bliskich na bezpieczną stronę, wchodzą w złe związki. Może to się zdarzyć nie tylko wtedy, gdy są niedoświadczone, ale również wówczas, gdy na długotrwałe nieakceptowalne zachowanie partnera reagują niezakładaniem jego złych intencji i przesadną tolerancją. Nathan, 35 lat, był już u kresu wytrzymałości. W ciągu ośmiu lat od ślubu jego relacja z Shelly stała się jeszcze trudniejsza, niż była na początku. Jej wybuchy, które początkowo zdarzały się rzadko, teraz miały miejsce już niemal codziennie. Stały się także gwałtowniejsze; Shelly niszczyła przedmioty w domu, a raz zdarzyło jej się nawet spoliczkować Nathana. Ale to jeszcze nie był koniec problemów. Nathan nie tylko przyłapał ją na internetowych romansach, ale miał też silne podejrzenia, że zdarzało jej się miewać je także w rzeczywistości. Mimo że Shelly wiele razy groziła, że odejdzie – niemal jakby testowała jego cierpliwość i tolerancję – nigdy się nie zdecydowała na wyprowadzkę. Nathan był pewien, że kiedyś sytuacja się poprawi. Czuł także odpowiedzialność za dobro żony i nie chciał jej porzucać w momencie, gdy przechodziła przez taki „trudny okres”. Tolerował więc jej agresję i romanse. Wreszcie Shelley oświadczyła, że już go nie kocha, że poznała kogoś innego i chce się rozwieść. Gdy zdecydowała się odejść, Nathan zaakceptował decyzję żony i nie próbował jej zatrzymać. Po rozwodzie Nathan jest zadowolony, że Shelly wzięła sprawy w swoje ręce i uwolniła go od ich trudnej współegzystencji. Jest już nawet gotowy na to, aby wpuścić do swojego życia nową osobę. Na- dal jednak trudno mu wytłumaczyć, dlaczego tak długo pozostawał w nieodpowiednim związku. Teoria przywiązania potrafi to wyjaśnić. Po pierwsze, jak już wiemy, osoby o bezpiecznym stylu przywiązania czują się odpowiedzialne za dobro swoich partnerów. Dopóki mają powód, żeby wierzyć, że ci mają jakiegoś rodzaju kłopoty, będą ich wspierać. Mario Mikulincer i Phillip Shaver w swojej książce Attachment in Adulthood (Więź w dorosłości) tłumaczą, że osoby reprezentujące styl bezpieczny częściej niż inni wybaczają swoim partnerom ich przewinienia. Badacze ci tłumaczą to skomplikowanym połączeniem zdolności kognitywnych i emocjonalnych: „Wybaczenie wymaga trudnych manewrów regulujących… zrozumienia potrzeb i motywów osoby, która dopuściła się wykroczenia, hojnego przypisywania tej osobie pozytywnych cech i łagodnej oceny jej krzywdzących zachowań… Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania często znajdują stosunkowo wyrozumiałe wyjaśnienia przykrych zachowań swoich partnerów i mają skłonność do wybaczania im”. Poza tym, jak już się dowiedzieliśmy wcześniej w tym rozdziale, osoby o bezpiecznym stylu przywiązania w sposób naturalny rzadziej zajmują się tym, co negatywne, i potrafią wyłączyć przykre emocje, nie uciekając się przy tym do obronnej techniki zwiększania dystansu. Dobra wiadomość: „bezpieczni” mają zdrowe instynkty i zwykle bardzo wcześnie rozumieją, że ktoś nie nadaje się na partnera dla nich. Zła wiadomość:gdy taka osoba już wejdzie w nieodpowiednią relację, może nie wiedzieć, kiedy powiedzieć stop – zwłaszcza, jeśli jest to długotrwały, bliski związek, w którym będzie się czuła odpowiedzialna za szczęście partnera. JAK STWIERDZIĆ, CZY RZECZY JUŻ ZASZŁY ZA DALEKO Jeśli jesteś osobą bezpieczną, ale zaczynasz odczuwać w związku zdenerwowanie, smutek, zazdrość (cechy osoby lękowej) albo zastanawiać się, zanim wyrazisz swoje uczucia wobec partnera, mniej mu ufać czy stosować „gierki” (cechy osoby unikającej) – jest to zdecydowany sygnał ostrzegawczy. Bardzo możliwe, że jesteś z nieodpowiednią osobą, ewentualnie że masz za sobą jakieś trudne doświadczenie, które zatrzęsło twoimi bezpiecznymi podstawami. Trudne wydarzenia w życiu, takie jak utrata ukochanej osoby, choroba albo rozwód, mogą doprowadzić do takiej zmiany. Jeśli nadal pozostajesz w nieodpowiednim związku, pamiętaj, że sam fakt, iż potrafisz sobie z kimś radzić, nie oznacza jeszcze, że musisz to robić. Jeśli nawet po wypróbowaniu wszystkich sposobów, by związek działał, nadal czujesz się w nim nieszczęśliwy/a, możliwe, że warto zostawić ten rozdział za sobą. Zakończenie dysfunkcyjnej relacji jest w twoim najlepszym interesie; właściwsze to niż utknięcie na zawsze z nieodpowiednią osobą tylko dlatego, że już z nią jesteś. Jeśli z jakiegokolwiek powodu masz za sobą doświadczenie straty obiektu przywiązania, pamiętaj, że nie stało się to przez twój system przekonań i naprawdę warto się ich dalej trzymać. Lepiej znaleźć sposób na wyleczenie ran i zachować nadzieję, że są inne osoby, które potrafią dzielić z tobą twoją potrzebę bliskości i ciepła. Znów możesz znaleźć szczęście. OSTATNIE SŁOWO UZNANIA DLA „BEZPIECZNYCH” TEGO ŚWIATA Zanim poznaliśmy teorię przywiązania, uważaliśmy istnienie „bezpiecznych” za coś oczywistego, a nawet traktowaliśmy ich z pewnym lekceważeniem jako osoby nudne. Jednak z perspektywy tej teorii nauczyliśmy się doceniać zdolności i talenty takich ludzi. Głupkowaty, przypominający Homera Simpsona kolega, którego wcześniej ledwie dostrzegaliśmy, nagle zmienił się w mężczyznę o zaskakującej postawie, który traktuje swoją żonę w sposób zasługujący na podziw, a nudny sąsiad przeistoczył się w empatycznego i ciepłego faceta, któremu cała rodzina zawdzięcza równowagę emocjonalną. Ale nie wszyscy bezpieczni to kury domowe czy ciamajdy. To nie jest tak, że przechodząc na bezpieczną stronę, stajesz się stateczny! Osoby reprezentujące bezpieczny styl przywiązania mogą mieć najróżniejsze cechy. Wielu z nich to przystojni, seksowni ludzie. Nie ma jednak znaczenia, czy wyglądają przeciętnie, czy absolutnie fantastycznie. Nauczyliśmy się doceniać ich za to, czym naprawdę są – „superpartnerami” ewolucji – i mamy nadzieję, że również ty nauczysz się ich doceniać. 8. Pułapka związku lękowo-unikającego G dy dwie osoby mają kolidujące ze sobą potrzeby związane z bliskością, ich relacja może stać się raczej burzliwą podróżą niż bezpieczną przystanią. Poniżej podajemy trzy przykłady. BRUDNE PRANIE Janet, 37 lat, i Mark, 40 lat, mieszkają razem od niemal ośmiu lat. Przez ostatnie dwa lata nieustannie dyskutują na temat tego, czy powinni kupić pralkę. Mark zdecydowanie by tego chciał – taki zakup pozwoliłby im zaoszczędzić mnóstwo czasu i kłótni. Janet jest zdecydowanie przeciwna – ich mieszkanie na Manhattanie jest malutkie i wciśnięcie do niego kolejnego urządzenia oznacza, że będzie jeszcze ciaśniej, niż już jest. Poza tym z ich dwojga to i tak ona zajmuje się praniem, więc nie ma powodu, by Mark robił z tego taki problem. Gdy tylko zaczynają o tym rozmawiać, oboje bardzo się denerwują i zwykle kończy się tak, że Janet zamyka się w sobie albo Mark wybucha. O co ta para się kłóci? Aby dobrze zrozumieć problem, należy dodać jeszcze jedną informację: Janet robi pranie w soboty; idzie z nim do siostry, bo ona ma pralkę; w ten sposób nie musi dodatkowo płacić za pranie i nie jest to aż tak wielki kłopot. Jednak każde takie wyjście oznacza, że kobieta spędza u siostry cały dzień. Janet ma unikający styl przywiązania i zawsze znajduje okazję, żeby zrobić coś bez Marka. Mark reprezentuje styl lękowy i jego pragnienie posiadania pralki oznacza tak naprawdę coś innego – pragnienie bycia blisko Janet. Gdy spojrzymy na to z tej perspektywy, zobaczymy, że kłótnia o pralkę jest jedynie symptomem prawdziwego problemu, jakim jest to, że Mark i Janet mają różne potrzeby, gdy chodzi o bliskość i spędzanie razem czasu. ROMATNYCZNE BED AND BREAKFAST W VERMONCIE Susan, 24 lata, i Paul, 28 lat, postanawiają wybrać się na spontaniczną weekendową wycieczkę do Vermontu. Gdy tam docierają, oglądają dwa pensjonaty. Oba sprawiają wrażenie przytulnych i gościnnych. W jednym jest pokój z dwoma osobnymi łóżkami, w drugim jedno duże łoże. Paul chce pokój z dwoma osobnymi łóżkami, bo widok z okna jest wspaniały. Susan chce pokój z dużym łóżkiem – nie może sobie wyobrazić romantycznego wyjazdu połączonego ze spaniem na osobnych posłaniach. Paul odnosi się do potrzeby Susan lekceważąco. – Śpimy w jednym łóżku co noc. Co to za problem? Przynajmniej możemy się nacieszyć widokiem. Susan czuje się zawstydzona tym, że ma tak silną potrzebę bycia w nocy blisko Paula, ale nadal nie potrafi sobie po prostu wyobrazić, że wyjechali spędzić razem weekend i mają spać w osobnych łóżkach. Każde chce postawić na swoim, co sprawia, że kłótnia może zniszczyć ich wycieczkę. O co ta para się kłóci? Pozornie chodzi jedynie o inny gust w kwestii pokojów w pensjonatach. Naleganie Susan wydaje się nieco przesadzone. Co jednak, jeśli dodamy do tego informację, że Paul prawie nigdy nie przytula Susan przed snem i że to jej bardzo przeszkadza, bo przez takie zachowanie czuje się odrzucona? Co jeśli powiemy jeszcze, że Susan wie, iż gdy wybiorą pokój z osobnymi łóżkami, Paul przeskoczy do swojego zaraz po seksie? Pełniejszy kontekst sprawia, że kobieta przestaje się wydawać nierozsądna. Jej zachowanie możemy zinterpretować jako wołanie o spełnienie jej podstawowej potrzeby bliskości, która to potrzeba nie spotyka się ze zrozumieniem. FACEBOOK A „PORZUCENIE” Naomi, 33 lata, i Kevin, 30 lat, spotykają się od sześciu miesięcy. W tym czasie pojawiło się już kilka konfliktów, których nie potrafią rozwiązać. Naomi denerwuje to, że Kevin nadal ma wśród znajomych na Facebooku kilka swoich byłych dziewczyn. Jest przekonana, że jej partner flirtuje z innymi kobietami. Kevinowi z kolei nie podoba się, że Naomi dzwoni do niego zawsze, gdy on wychodzi się spotkać z kolegami, i odrzuca wtedy jej połączenia. Kevin uważa, że Naomi ma poważne problemy związane z lękiem przed porzuceniem i jest przesadnie zazdrosna – co często jej mówi. Naomi stara się kontrolować dręczące ją wątpliwości i lęki, ale po prostu nie może się ich pozbyć. Nie ma żadnej sztywnej zasady dotyczącej posiadania lub nieposiadania wśród facebookowych znajomych byłych miłości czy też w ogóle pozostawania z nimi w kontakcie. Nie ma też nic złego w tym, że się dzwoni do swojego chłopaka, gdy ten wychodzi ze znajomymi. W niektórych sytuacjach takie zachowania mogą mieć sens. Jednak kłótnie Naomi i Kevina dotyczą tak naprawdę czegoś innego i dlatego właśnie tych dwoje nie potrafi się dogadać. Ich konflikt dotyczy tego, w jak bliskim i oddanym względem siebie nawzajem związku chcą być. Kevin, który ma unikający styl przywiązania, chce utrzymać pomiędzy sobą a Naomi pewien dystans i próbuje to osiągnąć, korzystając z różnych strategii – nie mówi jej wszystkiego na temat tego, co robi, i utrzymuje kontakt z byłymi miłościami, mimo że widzi, że to Naomi przeszkadza. Kobieta z kolei próbuje zbliżyć się do partnera, eliminując bariery i przeszkody, które on pomiędzy nimi mnoży. Jednak jeżeli on nie będzie naprawdę chciał być z nią blisko, jej wysiłki na nic się nie zdadzą; ostatecznie przecież stworzenie bliskości wymaga starań obu osób. *** Wszystkie trzy przypadki, które tu opisaliśmy, mają jedną wspólną cechę: jedna z osób w tych związkach naprawdę pragnie bliskości, podczas gdy druga nie czuje się dobrze, gdy tej bliskości jest „za dużo”. Jest to częsta sytuacja w relacjach, w których jedno z partnerów jest unikające, a drugie bezpieczne albo lękowe, przy czym konflikt jest najwyraźniejszy w tym drugim przypadku. Badania nad przywiązaniem wielokrotnie pokazały, że jeśli partner wychodzi naprzeciw twojej potrzebie bliskości i ją odwzajemnia, poziom twojego zadowolenia ze związku rośnie. Z kolei nieprzystające do siebie potrzeby w tej dziedzinie zwykle przekładają się na znacząco niższy poziom satysfakcji. Gdy pary nie zgadzają się ze sobą pod względem pożądanego w ich związku poziomu bliskości i ciepła, konflikt ten może potencjalnie zdominować cały dialog pomiędzy nimi. Sytuację taką nazywamy „pułapką lękowo-unikającą”, ponieważ ludzie wpadają w nią nieświadomie, a gdy już są w środku, trudno im się wydostać. Powodem, dla którego osobom żyjącym w związkach lękowo-unikających szczególne trudno jest osiągnąć bardziej bezpieczny poziom relacji, jest przede wszystkim utknięcie w kręgu wzajemnego intensyfikowania własnych pozabezpiecznych uczuć. Przyjrzyj się rysunkowi na kolejnej stronie. Osoby o lękowym stylu przywiązania (niższy krąg po prawej) radzą sobie z zagrożeniem dla związku, aktywując swój system przywiązania i próbując zbliżyć się do swoich partnerów. Osoby o unikającym stylu przywiązania (niższy krąg po lewej) reagują w sposób odwrotny. Radzą sobie z zagrożeniami dla ich związku, uruchamiając procesy dezaktywujące – podejmują kroki mające na celu zdystansowanie się od swoich partnerów i wyłączenie własnego systemu przywiązania. Dlatego też im bardziej osoba lękowa próbuje się zbliżyć do swojego partnera, tym bardziej on się oddala. Sprawę dodatkowo pogarsza fakt, że wzrost aktywności systemu przywiązania u partnera lękowego prowadzi do jeszcze silniejszej dezaktywacji tego systemu u partnera unikającego, co oznacza, że oboje pozostają w relacyjnej „strefie zagrożenia”. Aby się z niej wydostać i przesunąć bardziej w kierunku bezpiecznej strefy, obie strony muszą znaleźć sposób na to, aby nie odczuwać tak dużego zagrożenia i uspokoić albo przestać dezaktywować system przywiązania. Oto charakterystyczne sytuacje, do których dochodzi w wielu związkach lękowo-unikających. ISTOTNE ZNAKI WSKAZUJĄCE NA TO, ŻE MAMY DO CZYNIENIA Z PUŁAPKĄ LĘKOWOUNIKAJĄCĄ: 1. Efekt huśtawki. W takim związku nigdy nie pływa się po spokojnych wodach. Zamiast tego, od czasu do czasu, gdy partner unikający pozwoli partnerowi lękowemu na bliskość, system przywiązania tego ostatniego zostaje chwilowo wyciszony i para osiąga niezwykły poziom bliskości – co prowadzi do ekstazy. Jednakże partner unikający postrzega tę bliskość jako zagrożenie i szybko się wycofuje – co znów prowadzi do obniżenia poziomu satysfakcji u partnera lękowego. 2. Przeciwwaga emocjonalna. Jeśli reprezentujesz styl unikający, często nadmuchujesz swoje poczucie własnej wartości i niezależności, porównując 3. 4. 5. 6. się z kimś innym. Jeśli jesteś osobą lękową, zostałeś zaprogramowany na czucie się mniej wartościowym, gdy aktywowany jest twój system przywiązania. Często osoby o stylu unikającym czują się niezależne i silne tylko o tyle, o ile ich partnerzy czują się niesamodzielni i nieudolni. To jeden z głównych powodów, dla których osoby unikające rzadko tworzą pary pomiędzy sobą. Nie mogą się czuć silne i niezależne w relacji z kimś, kto pragnie czuć się tak samo. Stała niestałość. Związek może trwać nawet bardzo długo, ale cały czas pozostaje w nim element niepewności. Jak to pokazuje rysunek na poprzedniej stronie, dwoje ludzi może pozostawać razem, ale z uczuciem chronicznego niezadowolenia, nigdy nie znajdując takiego poziomu bliskości, który byłby satysfakcjonujący dla obojga. Dziwne powody do kłótni. Partnerzy zaangażowani w taki związek często mogą mieć wrażenie, że kłócą się o rzeczy, o które w ogóle nie powinni się kłócić, ponieważ ich spory tak naprawdę nie dotyczą tych drobnych problemów, ale czegoś zupełnie innego – poziomu bliskości pomiędzy nimi. Wróg w domu. Jeśli reprezentujesz styl lękowy, odkrywasz, że gdy stajesz się najbliższą osobą unikającego partnera, ten zaczyna cię traktować gorzej, nie lepiej. Tematem tym zajmiemy się jeszcze w dalszej części rozdziału. Poczucie bycia schwytanym w pułapkę. Zaczynasz czuć dziwne przeświadczenie, że ten związek nie jest dla ciebie, ale jednocześnie jesteś zbyt mocno związany emocjonalnie z partnerem, żeby odejść. DLACZEGO RÓŻNICE W POTRZEBACH ZWIĄZANYCH Z BLISKOŚCIĄ SĄ TAK TRUDNE DO POGODZENIA Jeśli dwoje ludzi się kocha, czy naprawdę nie mogą znaleźć sposobu na to, żeby być razem i pokonać dzielące ich różnice? Chcielibyśmy, żeby odpowiedź na to pytanie brzmiała po prostu „tak, mogą”, ale mamy wiele dowodów na to, że znalezienie rozwiązania, które byłoby akceptowalne dla obu stron – lękowej i unikającej – jest niemożliwe, ile by nie mieli w sobie miłości do siebie nawzajem. Najczęściej jest tak (później pokażemy jednak, że wcale tak być nie musi), iż to partner lękowy musi iść na ustępstwa i zaakceptować reguły narzucone przez partnera unikającego. Jeśli pozostawimy taki związek jego własnemu biegowi, może on nawet trwać dłuższy czas (w stabilnie niestabilny sposób), ale bez próby poprowadzenia go w bardziej bezpiecznym kierunku, sytuacja zazwyczaj się nie poprawi – a może się nawet pogorszyć. Oto dlaczego: Różnice związane z potrzebą bliskości mogą się przenosić na coraz to nowe obszary życia – znaczące różnice związane z potrzebą bliskości nie kończą się na pozornie trywialnych kwestiach, jak to, że jedna osoba chce się trzymać za ręce częściej niż inna. Te różnice odzwierciedlają dramatycznie przeciwne pragnienia, założenia i podejścia. Tak naprawdę mają one wpływ na niemal każdy aspekt wspólnego życia, od tego, w jaki sposób razem śpicie, do tego, jak chcecie wychowywać dzieci. Z każdym nowym etapem, w jaki wchodzi związek (ślub, dzieci, przeprowadzki, zarabianie pieniędzy, choroba), te podstawowe różnice będą się manifestowały, a wraz z kolejnymi wyzwaniami przepaść pomiędzy partnerami może się powiększać. Konflikt często pozostaje nierozwiązany, bo już samo jego rozwiązanie doprowadziłoby do nazbyt wielkiej bliskości. Jeśli jesteś osobą lękową albo bezpieczną, to zasadniczo chcesz pokonywać przeszkody w związku. Jednakże rozwiązanie problemu często zbliża do siebie parę – a to jest scenariusz, którego partner unikający, jakkolwiek nieświadomie, ale jednak chce uniknąć. Podczas gdy osoby o stylach przywiązania lękowym czy bezpiecznym dążą do rozwiązywania konfliktów w związku, aby osiągnąć większą emocjonalną bliskość, nie jest to pożądany scenariusz dla „unikającego”, który tak naprawdę pragnie zachować dystans. Aby zapobiec możliwości zbliżenia się z partnerem, w miarę rozwoju konfliktu osoby unikające mają skłonność do okazywania większej agresji i chłodu. Jeśli w związku unikająco-lękowym nie dochodzi jednocześnie do zrozumienia istoty problemu, kłótnie prowadzą tylko do zwiększenia dystansu pomiędzy partnerami, co przysparza im dużo bólu. Bez zrozumienia istoty problemu sytuacja może szybko zmienić się na gorsze. Po każdym starciu osoba lękowa coraz bardziej traci grunt pod nogami. Podczas nieprzyjemnych kłótni, nierzadko pozbawionych wszelkich hamulców, osoby o lękowym stylu przywiązania często zostają przytłoczone negatywnymi emocjami. Gdy czują się zranione, mówią, myślą i zachowują się w sposób ekstremalny nawet do tego stopnia, że grożą odejściem (zachowanie protestacyjne). Jednak gdy tylko się uspokoją, zalewają je z kolei pozytywne emocje i żal. Wyciągają wówczas rękę do partnera, szukając zgody. Tu jednak często spotykają się z wrogą reakcją, ponieważ osoby reprezentujące styl unikający inaczej reagują na kłótnie. Wyłączają wszystkie związane z przywiązaniem wspomnienia i pamiętają jedynie to, co złe. Innymi słowy kłótnia w związku lękowo-unikającym często oznacza, że parterowi lękowemu nie tylko nie udaje się rozwiązać podstawowego konfliktu, ale dodatkowo po kłótni znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji niż przed nią. Teraz musi starać się nawet o to, żeby wrócić do sytuacji wyjściowej (która przecież nie była dla niego satysfakcjonująca), a nierzadko nawet godzić się na związek jeszcze gorszej jakości. W ten sposób wszelkie nadzieje na lepsze wspólne życie rozwiewają się. 9. Uciekanie z pułapki. Jak pary lękowounikające mogą znaleźć dla siebie bezpieczniejsze miejsce J eśli odkryłeś, że większość problemów w twoim związku sprowadza się w istocie do konfliktów związanych z potrzebą bliskości, pewnie zastanawiasz się, czy coś możesz na to poradzić. Być może jednym z najbardziej intrygujących odkryć, jakich dokonano, badając przywiązanie u dorosłych, jest to, że style przywiązania są jednocześnie stałe i plastyczne. Oznacza to, że zazwyczaj pozostają niezmienne, ale ich zmiana jest możliwa. W poprzednim rozdziale dokładnie opisaliśmy, co dzieje się w relacjach lękowo-unikających, jeśli pozwolić im rozwijać się ich zwyczajnym trybem. Teraz chcemy jednak pokazać takim parom, że jest szansa na to, aby wspólnie przenieść taki związek na bardziej bezpieczny grunt. Badania nad przywiązaniem pokazały, że w relacji z osobą o bezpiecznym stylu przywiązania ludzie o stylach pozabezpiecznych często zmieniają się w bardziej „bezpiecznych”. Jest także nadzieja na przyszłość dla związku, w którym oboje partnerzy reprezentują styl pozabezpieczny. Badania pokazały, że w przypadku stylu przywiązania możliwe jest tak zwane bezpieczne torowanie, które polega na przypominaniu ludziom o doświadczeniach zwiększających ich poczucie bezpieczeństwa. Wspomnienie o przeszłej relacji z bezpieczną osobą lub zainspirowanie się takim człowiekiem ze swojego otoczenia pozwala często na skuteczne przejęcie bezpiecznych zachowań. Gdy czyjś styl przywiązania zmienia się stopniowo w kierunku bardziej bezpiecznego, on lub ona zachowuje się w związku bardziej konstruktywnie, a nawet cieszy się lepszym zdrowiem psychicznym i fizycznym. A jeśli dotyczy to obojga partnerów – wówczas wyniki mogą być niezwykłe. ROZPOZNANIE TWOJEGO ZINTEGROWANEGO MODELU BEZPIECZEŃSTWA Bezpieczne torowanie może przybierać formę tak prostą, jak myślenie o bezpiecznej osobie w twoim otoczeniu i o tym, jak ta osoba zachowuje się w związku. Poszukaj takiego wzoru wśród różnych ludzi, którzy są lub byli obecni w twoim życiu. Takim bezpiecznym modelem może być ktoś bliski – rodzic albo brat czy siostra, lub ktoś, kogo znasz słabiej – kolega czy koleżanka z pracy, ktoś z kręgu przyjaciół. Ważne jest, aby był to człowiek o bezpiecznym stylu przywiązania i bezpiecznym sposobie radzenia sobie z innymi ludźmi. Gdy już znajdziesz jedną lub więcej takich osób postaraj się wyobrazić sobie konkretne obrazy i przywołaj konkretne wspomnienia, na podstawie których da się zauważyć, jak zachowują się oni w różnych sytuacjach, co ignorują, a na co reagują, co robią, gdy ich partner ma gorszy nastrój, oraz jakie jest ich ogólne podejście do życia i relacji. Na przykład: „Podczas sporu w pracy zdarzyło mi się ostro zaatakować mojego przełożonego. On jednak wykazał szczere zainteresowanie moimi słowami i doprowadził do dialogu pomiędzy nami, nie dopuszczając jednocześnie do konfliktu”. „Mój najlepszy przyjaciel Jon i jego żona Laura zawsze zachęcają się wzajemnie do robienia tego, czym się pasjonują. Gdy Laura zdecydowała się porzucić pracę w kancelarii i zostać pracownikiem społecznym, Jon był pierwszą osobą, która udzieliła jej błogosławieństwa, mimo że dla ich rodziny oznaczało to poważny cios finansowy”. Nieoczekiwany model bezpiecznego związku Susanne Phillips, współautorka książki Healing Together, opisuje nasze relacje z domowymi zwierzętami jako źródło inspiracji dla naszych związków uczuciowych. W swojej książce podkreśla, że zwierzęta postrzegamy raczej jako nieegoistyczne i kochające, mimo że przecież często źle się zachowują. Budzą nas w nocy, niszczą nasze rzeczy i domagają się od nas niepodzielnej uwagi, a jednak mamy skłonność do przymykania oka na te zachowania i nie mają one wpływu na pozytywne uczucia wobec naszych podopiecznych. Właściwie relacje z naszymi zwierzętami to doskonały przykład obecności bezpiecznych związków w naszym życiu. Możemy wykorzystać nasze podejście do zwierząt jako źródło bezpiecznego modelu przywiązania – nie zakładamy, że nasi pupile specjalnie robią nam na złość, i nie chowamy do nich urazy, nawet jeśli zjedzą coś, czego jeść nie powinny, albo narobią bałaganu. Nawet jeśli mieliśmy trudny dzień w pracy, nadal ciepło się z nimi witamy po powrocie do domu i jesteśmy im wierni niezależnie od tego, co się w naszym życiu dzieje. Przeanalizuj jeszcze raz wszystkie przykłady bezpiecznych relacji, jakie podaliśmy i podsumuj cechy, jakie chciałbyś przeszczepić do swoich związków. Staną się one twoim zintegrowanym modelem bezpiecznej relacji. Do tego powinieneś dążyć. PRZEKSZTAŁCANIE TWOJEGO MODELU DZIAŁANIA W teorii przywiązania określeniem „model działania” opisuje się nasz podstawowy system przekonań dotyczący romantycznych relacji – co cię w nich napędza, co cię demotywuje, jakie są twoje założenia i oczekiwania. Krótko mówiąc, chodzi o wszystko, na co reagujesz w związku. Warto zrozumieć dokładnie swój model działania; niech będzie to pierwszy krok w kierunku zidentyfikowania tych wzorców myślowych, uczuciowych i behawioralnych, które stoją ci na drodze do bezpieczniejszych relacji uczuciowych. Dziennik zachowań w związkach Należy zatem zacząć od zwiększenia własnej świadomości na temat swojego modelu działania w związkach. Mimo że po tym, co już przeczytałeś, być może dość dobrze orientujesz się, jaki styl przywiązania reprezentujesz, dziennik zachowań w związkach pomoże ci dokładniej przyjrzeć się temu, w jaki sposób styl ten wpływa na twoje codzienne myślenie, uczucia i zachowania w romantycznych sytuacjach. Dziennik zachowań w związkach pozwoli ci przeanalizować twoje przeszłe i obecne relacje z perspektywy teorii przywiązania. Badania nad molekularnymi mechanizmami pamięci i uczenia się pokazują, że gdy tylko przypominamy sobie jakąś scenę – albo świadomie przywołujemy konkretne wspomnienie – zniekształcamy je, sprawiając, że na zawsze się zmienia. Nasze wspomnienia nie są zatem jak stare książki w bibliotece – nie zalegają w zakamarkach umysłu zakurzone i niezmienne; przypominają raczej żywe, oddychające stworzenia. To, co dziś pamiętamy z naszej przeszłości, jest tak naprawdę rezultatem przetwarzania i przekształcania, jakie zachodziło w naszym umyśle całymi latami, za każdym razem, gdy przywołaliśmy konkretne zdarzenie. Innymi słowy, nasze aktualne doświadczenia kształtują nasze spojrzenie na nasze doświadczenia z przeszłości. Wypełniając swój dziennik zachowań w związku, analizujesz wspomnienia przeszłych doświadczeń związanych z twoimi relacjami romantycznymi z nowej świeżej perspektywy. Spojrzenie na nie poprzez pryzmat teorii przywiązania pomoże ci zmienić niektóre niezbyt pomocne przekonania, które wyrosły z tych konkretnych doświadczeń, a robiąc to, możesz przekształcić swój model działania w bardziej bezpieczny. Na stronach 200–201 znajdziesz dziennik zachowań w związku. Wypełnij go samodzielnie. Zarezerwuj sobie na to dostatecznie dużo czasu; popracuj nad tym spokojnie i dogłębnie przeanalizuj zapiski – tak, abyś rzeczywiście uzyskał pełen, dokładny obraz siebie z perspektywy teorii przywiązania. Zacznij od wypisania w lewej kolumnie (1.) imion wszystkich swoich partnerów romantycznych – przeszłych i obecnych. Możesz uwzględnić także osoby, z którymi spotykałeś się krótko. Proponujemy, aby dziennik wypełniać pionowo, po jednej kolumnie. W ten sposób mniej będziesz skupiać się na konkretnej historii i uzyskasz bardziej zintegrowany obraz swojego modelu działania we wszystkich związkach. Im więcej informacji zbierzesz, tym lepiej. W kolumnie 2. wpisz to, co pamiętasz na temat każdego związku: jaki był i jakie rzeczy wysuwają się na pierwszy plan, gdy próbujesz sobie przypomnieć czas spędzony z daną osobą. Gdy już zapiszesz swoje ogólne wspomnienia, w kolumnie 3. znajdziesz miejsce na dokładniejsze przyjrzenie się każdemu związkowi z osobna i zidentyfikowanie konkretnych scenariuszy, które przyczyniają się do aktywowania albo dezaktywacji twojego systemu przywiązania. W kolumnie 4. należy wpisać swoje zachowania w tych sytuacjach. Co wówczas zrobiłeś? Co myślałeś? Jak się czułeś? Na kolejnych stronach znajdziesz zestawienia, które mają za zadanie pomóc ci przypomnieć sobie swoje myśli, emocje i reakcje w danej sytuacji. Kolumna 5. to kolejny kluczowy krok. Teraz chodzi o ponowną ocenę tych doświadczeń z perspektywy teorii przywiązania, aby uzyskać wgląd w mechanizmy, które miały wpływ na twój związek. Jakie kwestie związane z przywiązaniem leżą u podstaw twoich decyzji? Zachowania protestacyjne? Dezaktywacja? Skorzystaj z zaproponowanych poniżej zestawień jak z przewodnika. W kolumnie 6. prosimy cię o rozważenie sposobów, w jakie twoje reakcje – teraz przeanalizowane według teorii przywiązania – krzywdzą cię i przeszkadzają twojemu szczęściu. Wreszcie w kolumnie 7. zachęcamy cię do rozważenia nowych, bezpiecznych sposobów radzenia sobie z podobnymi sytuacjami, odwołując się do modelu bezpiecznego stylu przywiązania i do zasad rządzących w nim zachowaniami, jakie tłumaczymy w całej tej książce (i podsumowujemy w ramce na stronie 206). DZIENNIK ZACHOWAŃ W ZWIĄZKAch Typowo lękowe myśli, emocje i reakcje Myśli Czytanie w myślach: „To już koniec. Teraz mnie zostawi”. Nigdy nie znajdę sobie nikogo innego. „Powinienem był wiedzieć/powinnam była wiedzieć, że to jest za dobre, żeby mogło przetrwać”. Myślenie typu „wszystko albo nic”: „Wszystko zniszczyłem/zniszczyłam; nic nie mogę zrobić, żeby to naprawić”. „Nie pozwolę się tak traktować! Ja mu/jej jeszcze pokażę”. „Wiedziałem/wiedziałam, że coś pójdzie nie tak; nic mi się nigdy nie udaje”. „Muszę z nim/z nią natychmiast porozmawiać. Muszę się z nim/ z nią natychmiast zobaczyć”. „Albo przyjdzie do mnie i będzie błagać o przebaczenie, albo może o mnie w ogóle zapomnieć”. „Może jak będę wyglądać oszałamiająco albo zachowywać się uwodzicielsko, jeszcze nie wszystko stracone”. „On/ona jest taki wspaniały/taka wspaniała. Dlaczego niby chciałby/chciałaby ze mną być?” Po tym, jak już uspokoisz się po kłótni – pamiętanie jedynie dobrych rzeczy, jakie partner kiedykolwiek zrobił. Podczas kłótni pamiętanie jedynie złych rzeczy, jakie partner kiedykolwiek zrobił. Emocje Smutek Złość Strach Uraza Frustracja Przygnębienie Poczucie beznadziei Rozpacz Zazdrość Wrogość Chęć zemsty Poczucie winy Nienawiść do samego siebie Nerwowość Niepokój Upokorzenie Nienawiść Niepewność Poruszenie Poczucie odrzucenia Poczucie braku miłości Poczucie osamotnienia Poczucie bycia niezrozumianym Poczucie bycia niedocenianym Reakcje Wybuchy emocji Próby ponownego nawiązania kontaktu z ukochaną osobą za wszelką cenę Prowokowanie kłótni Czekanie, aż partner wykona pierwszy gest w kierunku pojednania. Grożenie odejściem Wrogie zachowanie – wywracanie oczami, patrzenie w pogardliwy sposób Próby wywołania u partnera uczucia zazdrości Sprawianie wrażenia osoby bardzo zajętej i niedostępnej Wycofanie – nieodzywanie się do partnera albo dosłowne (fizyczne) odwracanie się od niego Próby manipulowania Częste unikające myśli, emocje i reakcje Myśli Myślenie typu „wszystko albo nic”: „Wiedziałem, że ona nie była dla mnie odpowiednia; teraz mam dowód!”. Przesadne generalizowanie: „Wiedziałem, że nie jestem stworzony do życia w związku”. „On/ona przejmuje całe moje życie, nie mogę tego znieść”. „Teraz muszę robić wszystko tak, jak on/ona chce: to za wysoka cena”. „Muszę się stąd wydostać; czuję, że się duszę”. „Gdyby on był tym jedynym/ona była tą jedyną, takie coś w ogóle by nie zaszło”. „Z moim mitycznym byłym/mityczną byłą takie coś w ogóle by nie zaszło”. Przypisywanie złośliwych intencji: „To oczywiste, że jemu/jej chodzi tylko o to, żeby mnie zdenerwować” „On/ona chce mnie tylko przy sobie uwiązać, to nie jest prawdziwa miłość”. Fantazjowanie o seksie z innymi. „Lepiej mi będzie bez niego/bez niej”. „Och, ciągle tylko na mnie wisi; to żałosne”. Emocje Wycofanie Frustracja Złość Poczucie bycia pod presją Poczucie bycia niedocenianym Poczucie bycia nierozumianym Uraza Wrogość Poczucie wyższości Pustka Poczucie bycia oszukanym Napięcie Nienawiść Poczucie, że ma się rację Pogarda Rozpacz Lekceważenie Nerwowość Nieufność Reakcje Wybuchy emocji Wstawanie i wychodzenie Niedocenianie swojego partnera. Wrogie zachowanie, pogardliwe spojrzenia Krytyczne uwagi Wycofanie fizyczne lub psychiczne Minimalizowanie kontaktu fizycznego Ograniczenie dzielenia się emocjami do minimum. Niesłuchanie i ignorowanie partnera Zasady teorii przywiązania, które mogą tłumaczyć dane myśli, emocje i reakcje U osób o lękowym stylu przywiązania Zachowania protestacyjne Strategie aktywujące – wszelkiego rodzaju myśli, uczucia czy zachowania, które mogą prowadzić do zwiększonego pragnienia odnowienia kontaktu z obiektem przywiązania Stawianie partnera na piedestale Poczucie, że jest się kimś gorszym od partnera Po kłótni widzenie/pamiętnie jedynie najlepszych stron partnera (i zapominanie o jego wadach) Mylenie pobudzonego systemu przywiązania z miłością Życie w strefie zagrożenia (patrz wykres na stronie 186). Życie na huśtawce emocjonalnej – uzależnianie się od wzlatywania i spadania. U osób o unikającym stylu przywiązania Strategie dezaktywacyjne Mylenie samodzielności z niezależnością Nadmuchiwanie własnego ego i poczucia niezależności przy jednoczesnym umniejszaniu znaczenia swojego partnera Widzenie jedynie negatywnych stron partnera i ignorowanie pozytywnych Zakładanie złośliwych intencji w działaniach partnera Lekceważenie wskazówek emocjonalnych otrzymywanych od partnera Tęsknota za mitycznym byłym/mityczną byłą. Fantazjowanie o tym jedynym/tej jedynej. Tłumienie uczucia miłości i pozytywnych emocji Przykłady bezpiecznych zasad Bycie dostępnym Niewtrącanie się Zachęcanie Skuteczna komunikacja Niestosowanie „gierek” Uznawanie swojej odpowiedzialności za samopoczucie partnera Nieukrywanie emocji – odwaga i szczerość w interakcjach z drugą osobą Skupianie się na rozwiązywaniu problemu. Nieuciekanie się do generalizowania Zduszanie płomienia konfliktu, zanim zamieni się w pożar – odpowiednie reagowanie na zdenerwowanie partnera, zanim konflikt eskaluje. Czasem pomocne może być wypełnienie dziennika związku przy współudziale szczególnej, wybranej do tego celu osoby, na przykład kogoś z rodziny, bliskiego przyjaciela albo terapeuty. Możliwość zwrócenia się do kogoś, kto wie, jak się zachowujesz, gdy uruchamia się twój system przywiązania, a twoja ocena sytuacji zostaje zniekształcona przez procesy aktywacji lub dezaktywacji, może dać ci nową, odmienną perspektywę. Taka osoba może ci przypomnieć o twoich destrukcyjnych tendencjach związanych z przywiązaniem i pomóc ci przesunąć się w kierunku bezpieczniejszego obszaru w twojej głowie, zanim zareagujesz automatycznie i zadziałasz na szkodę swojego związku. Gdy wypełnisz dziennik i zidentyfikujesz własny model działania oraz sposoby, w jakie możesz wpływać na swoje szczęście i wydajność, zapewne zauważysz także powtarzające się w twoich związkach wzorce i to, jak ty i twoi (byli i aktualni) partnerzy uruchamiacie u siebie nawzajem różne mechanizmy działania. Możesz je sobie nawet dla siebie podsumować. Mój model działania – podsumowanie dziennika Czy jesteś w stanie zidentyfikować konkretne sytuacje, w których dochodzi w do aktywacji (jeśli jesteś osobą lękową) lub dezaktywacji (jeśli jesteś osobą unikającą) twojego systemu przywiązania w twoich związkach? Czy potrafisz dostrzec mechanizmy, za pomocą których twój nieskuteczny model działania przeszkadza ci w osiągnięciu większego poziomu bezpieczeństwa? Jakie są główne zasady przywiązania odgrywające rolę w twoich związkach? Wróć do swojego dziennika i zastanów się, jak bezpieczne wzorce z twojego otoczenia (lub twoje uwewnętrznione wzorce) mogą rzucić nowe światło na zagadnienia związane ze związkami i problemy, z którymi zmagasz się w relacjach. *Co osoby, które wybrałeś jako swoje bezpieczne wzory, zrobiłyby w danej sytuacji? *W jaki odmienny sposób by na nią spojrzały? *Co by ci powiedziały, gdyby wiedziały, że zmagasz się z takim problemem? *W jaki sposób twoje doświadczanie związane z tymi osobami dałoby się wykorzystać w danej sytuacji? Odpowiedzi na te pytania pomogą ci uzupełnić ostatnią, kluczową kolumnę twojego dziennika. WIADOMOŚĆ, KTÓRA URATOWAŁA SYTUACJĘ Gdy na potrzeby tej książki rozmawialiśmy z Georgią i Henrym, para ta stale się ze sobą kłóciła. Henry twierdził, że nic z tego, co on robi, nigdy nie jest w stanie zadowolić Georgii, która stale go ocenia i krytykuje. Georgia z kolei była przekonana, że to ona dźwiga na swoich barkach cały ich związek. Ona musi biegać za Henrym, żeby zaplanować nawet najprostszą rzecz, i ona zawsze jest inicjatorem wszystkich ich wspólnych działań – od kupna prezentu urodzinowego dla jego matki po podjęcie decyzji, które mieszkanie wynająć. Czuła się w tej relacji bardzo samotna. Gdy zachęciliśmy Georgię, by zaczęła monitorować swój model działania, który był zdecydowanie lękowy, udało jej się zaobserwować pewien konkretny rodzaj sytuacji, która często się powtarza i zawsze wytrąca ją z równowagi. Henry nigdy nie ma czasu, żeby z nią porozmawiać w czasie pracy. Ona do niego dzwoni i zostawia mu wiadomości, ale on rzadko oddzwania lub odpowiada. Dziennik Georgii wyglądał następująco: Henry, który reprezentował unikający styl przywiązania, był w pracy naprawdę zajęty pacjentami i frustrowały go ciągłe telefony i wiadomości od Georgii. Gdy wreszcie do niej oddzwaniał, słyszał w słuchawce, że jest zła, co od razu negatywnie wpływało na całą resztę rozmowy. Powyżej część jego dziennika. Gdy oboje – i Georgia, i Henry – przeanalizowali swoje wzorce działania, inaczej spojrzeli na sytuację w ich związku. Henry zdał sobie sprawę z tego, że ignorując potrzeby swojej żony i wyśmiewając jej zależność, jedynie pogarsza sprawę i unieszczęśliwia oboje. Georgia zdała sobie sprawę z tego, że jej zachowania protestacyjne wcale nie powodują, iż Henry staje się dla niej bardziej dostępny; zamiast tego coraz bardziej się od niej oddala. Gdy następnym razem spróbowali porozmawiać o zaistniałej sytuacji, oboje byli do tej rozmowy lepiej przygotowani. Henry powiedział, że mimo że myśli o Georgii w ciągu dnia, jest tak zajęty, że po prostu nie znajduje chwili, by do niej zadzwonić. Georgia poczuła się pewniej, słysząc, że Henry często o niej myśli, gdy nie są razem. Zrozumiała także, że jej mąż ma naprawdę dużo pracy. Jednocześnie jednak wiedziała, że ona potrzebuje więcej kontaktu z nim w ciągu dnia. Wówczas przyszło im do głowy świetne rozwiązanie: Henry zapytał, czy wystarczy, że kiedykolwiek o niej pomyśli, wyśle jej przygotowaną wcześniej wiadomość. Takie rozwiązanie jemu nie zabierałoby zbyt wiele czasu, za to znacznie uspokoiłoby Georgię. Gdy je zastosowali, okazało się, że istotnie zdziałało w ich związku cuda. Georgię znacznie uspokajał fakt otrzymywania od męża wiadomości o tym, że o niej myśli; dzięki temu mogła skupić się na pracy. Henry uświadomił sobie, że celem Georgii nie jest zniszczenie jego kariery przez nieustanne nagabywanie go w czasie pracy, przestał więc żywić do niej urazę. Przypominając sobie o szczególnej relacji, jaką ma z żoną jego szef, Henry wręcz zdał sobie sprawę, że bezpieczna podstawa, jaką może dać związek, potrafi wręcz przełożyć się na lepsze efekty w życiu zawodowym. Gdy teraz wieczorami wracał do domu, nie było w nim napięcia, a Georgia nie domagała się już tak nieustająco jego uwagi ani nie zachowywała się wobec niego wrogo. INCYDENT Z PASTĄ DO ZĘBÓW Gdy Grace postanowiła przenieść się do Nowego Jorku, Sam naprawdę chciał, żeby wprowadziła się do niego. Byli ze sobą wcześniej dwa lata i wydawało mu się, że nadszedł czas, by przenieść ich związek na wyższy poziom. Poza tym i tak stale pomieszkiwali jedno u drugiego. Wspólne zamieszkanie miało też niewątpliwe korzyści finansowe! Grace najchętniej nie przeprowadzałaby się do mieszka- nia Sama. Zamiast tego chciała wynająć wspólnie z nim coś większego, w czym oboje mogliby zacząć na nowym gruncie. Sam jednak odmówił; uwielbiał swoje małe mieszkanie i nie widział żadnego powodu, dla którego mieliby płacić więcej za inne. Był pewien, że będzie im razem dobrze. Czasem jednak nachodziły go wątpliwości. Nigdy wcześniej z nikim nie mieszkał, a miał już pewne przyzwyczajenia. Jednocześnie jednak z biegiem czasu coraz silniej odczuwał także samotność związaną z własną samodzielnością i chciał czegoś więcej. Kiedy jednak Grace rzeczywiście się do niego wprowadziła, Sam poczuł narastającą presję. Czasem miał wręcz wrażenie, że zaraz się udusi. Jej rzeczy były wszędzie. Miał poczucie, że traci spokojną własną przestrzeń i że jego dom został dosłownie najechany przez obcych. Wreszcie któregoś dnia nie wytrzymał – poszło o pastę do zębów; Grace zawsze wyciskała pastę od połowy tubki, podczas gdy on zawsze pamiętał, by wyciskać ją stopniowo od końca. Gdy więc zauważył zniekształconą tubkę pasty wpadł we wściekłość i powiedział Grace, że jest niechlujną bałaganiarą. Grace się tego nie spodziewała; przez cały czas bardzo się starała jak najmniej przeszkadzać Samowi w jego mieszkaniu. Po ponownym przeanalizowaniu sytuacji Sam odkrył, co następuje: Natomiast tak wyglądała ta sytuacja z punktu widzenia Grace: Sporządziwszy swój dziennik, Sam zdał sobie sprawę, że wspólne zamieszkanie z kimś podważa jego doświadczenie lat spędzonych w samotności i wiary we własną samowystarczalność. Czuł się tym przytłoczony i porozmawiał o tym, do czego doszedł, z Grace. Grace z kolei zrozumiała, że poczuła się zagrożona tym, iż Sam ma trudności z dostosowaniem się do jej obecności. Zrozumiała także, że to, w jaki sposób interpretuje tę sytuację i jak na nią reaguje, ma negatywny wpływ na ich związek. Spodobał jej się pomysł siostry o znalezieniu przestrzeni, która mogłaby pełnić funkcję buforową. Ponieważ jej bliska przyjaciółka wyjeżdżała akurat na sześć miesięcy, Grace zaproponowała, że na jakiś czas podnajmie od niej kawalerkę, aby mieć własne miejsce, w którym będzie mogła zajmować się sztuką i innymi hobby, nie martwiąc się, jak na to zareaguje Sam. Sam był zdziwiony jej propozycją. Świadomość, że Grace miała teraz alternatywę, postawiła dla niego całą tę sytuację w zupełnie nowym świetle. Nagle przestał mieć poczucie, że się dusi, a zmiany, jakie dziewczyna wprowadzała w jego mieszkaniu, przestały mu tak przeszkadzać. Po sześciu miesiącach, w czasie których Grace prawie w ogóle nie korzystała ze swojego alternatywnego mieszkania, okazało się, że nie musi szukać kolejnej strefy buforowej. Ona i Sam przyzwyczaili się do mieszkania razem. JAK UCZYNIĆ ZE ZMIANY SWOJEGO STYLU PRZYWIĄZANIA NA BEZPIECZNY STAŁY PROCES ROZWOJU Pamiętaj, że style przywiązania są zarazem stałe i plastyczne – uczenie się stylu bezpiecznego to ciągły proces. Gdy tylko pojawi się nowe zmartwienie, niezadowolenie lub konflikt, wprowadzaj do swojego dziennika kolejną informację. To pomoże ci ostatecznie przełamać twoje pozabezpieczne wzorce. Jednak podróż w kierunku bardziej bezpiecznego stylu przywiązania to coś więcej niż tylko rozwiązywanie problemów w związku; tu chodzi także o to, aby dobrze się wspólnie bawić. Wymyślcie swoje sposoby na to, żeby jako para miło spędzać ze sobą czas – idźcie razem na spacer, do kina, na kolację, obejrzyjcie wspólnie w telewizji coś, co oboje lubicie – znajdujcie czas na fizyczną bliskość. Odrzucenie pozabezpiecznego modelu działania dokona cudów w twojej ogólnej umiejętności funkcjonowania w świecie. Doktor Sue Johnson, twórczyni terapii skupionej na emocjach (Emotionally Focused Therapy – EFT), w swojej pracy klinicznej i pracach badawczych udowadnia, że stworzenie prawdziwie bezpiecznej relacji i zaakceptowanie faktu, że jest się emocjonalnie zależnym od partnera na każdym poziomie, to najlepszy sposób na poprawę swojego związku. Inny pionier w dziedzinie praktycznej teorii przywiązania to doktor Dan Siegel, który w swoich wielu książkach (na przykład The Developing Mind, Parenting from the Inside Out czy Mindsight) pomaga ludziom w osiągnięciu bardziej bezpiecznego stylu przywiązania. Wykorzystując własną wyjątkową metodę, uczy osoby o pozabezpiecznych stylach przywiązania, w jaki sposób prowadzić bezpieczną narrację o historii swoich związków. Umiejętność przywołania w bardziej spójny sposób swoich dziecięcych wspomnień z relacji z pierwszymi opiekunami przynosi niesamowite efekty; pomaga ci stać się lepszym, bardziej refleksyjnym partnerem i doprowadza do pozytywnych zmian także w innych obszarach życia. Gdy budujesz bezpieczny związek, korzystają na tym obie zaangażowane w niego osoby: jeśli jesteś partnerem lękowym, dostajesz bliskość, której tak pragniesz, a jeśli jesteś partnerem unikającym, otrzymujesz znacznie więcej niezależności, której tak potrzebujesz. CO JEŚLI CEL NIE ZOSTAJE OSIĄGNIĘTY Co się jednak dzieje, jeśli wszystkie wysiłki mające na celu uwolnienie związku z pułapki i błędnego koła pozabezpiecznej relacji nie przynoszą spodziewanych rezultatów? Tak może się zdarzyć wówczas, gdy po stronie jednego z partnerów brakuje szczerej chęci zmiany lub jeśli twoje wysiłki zawodzą. Naszym zdaniem, gdy osoby tkwią w związkach unikająco-lękowych, zwłaszcza wówczas, gdy nie są w stanie przesunąć swojej relacji w bezpieczniejszym kierunku, różnice pomiędzy nimi będą zawsze częścią ich życia i nigdy nie znikną. Jesteśmy jednak także zdecydowanie przekonani, że świadomość daje siłę do zmian. Chodzi tutaj o świadomość faktu, że powracające w waszym związku spory nie wynikają z tego, że z którymkolwiek z was coś jest nie tak, ale raczej z tego, iż w waszą relację wbudowany jest konflikt, który nie ma szans samoistnie się rozwiązać. Jedna z najważniejszych korzyści płynących z tej wiedzy związana jest z postrzeganiem siebie. Konflikty na tle bliskości są bardzo destrukcyjne dla nieunikającego partnera, który jest stale odpychany przez partnera unikającego. Staraliśmy się to zilustrować za pomocą przedstawianych w tej książce przykładów; chodzi o takie zachowania osoby unikającej, jak utrzymywanie wysokiego poziomu tajemnicy, a następnie obwinianie partnera o nieuzasadnioną zazdrość i nadmierną potrzebę uwagi, preferowanie osobnych łóżek i znajdowanie sposobów na spędzanie razem mniej czasu. Człowiek lękowy jest przez unikającego partnera stale odrzucany i odtrącany. Po jakimś czasie doświadczania na sobie tych wprowadzających dystans strategii zaczyna obwiniać siebie i wierzyć w to, że wobec kogoś innego partner zachowywałby się inaczej; że z inną osobą na pewno chciałby być bliżej. Taki człowiek zaczyna się czuć nieatrakcyjny i niedopasowany. Zrozumienie tego, że powtarzające się kłótnie mają swój ukryty podtekst w formie nierozwiązywalnego konfliktu, dramatycznie zmienia postrzeganie własnej roli w związku. Gdy lękowy partner zrozumie, że partner unikający zawsze będzie znajdował sporne obszary, traktując je jako sposób na utrzymanie dystansu, i że zawsze będzie miał potrzebę wycofywania się, niezależnie od tego, z kim jest, nie będzie się dłużej obwiniać o problemy w związku. Partner unikający cierpi na pozór mniej, ponieważ wycofanie jest działaniem jednostronnym, które nie wymaga współpracy drugiej osoby. Niemniej, mimo że na zewnątrz osoba unikająca pozostaje niewzruszona, ważna lekcja, jakiej udziela nam teoria przywiązania, mówi, że obojętność nie wiąże się z bezpieczeństwem. „Unikający” muszą aktywnie tłumić swoje potrzeby związane z bliskością, ale zwykle wskazują na niższy poziom satysfakcji w związku. Niemniej zazwyczaj obwiniają o to swoich partnerów. Jak jednak żyć, gdy już zrozumie się to wszystko? W rozmowach z nami Alana opowiedziała nam o swojej relacji z byłym mężem Stanem. O tym, że ich związek przechodził przez stabilniejsze fazy, gdy Stan przez większość czasu pracował, w weekendy zajmowali się każde osobno różnymi domowymi obowiązkami i spędzali razem bardzo mało czasu. Trudności pojawiały się zawsze wtedy, gdy Alana proponowała wspólne romantyczne wypady w nadziei, że to ich do siebie zbliży. W takich sytuacjach Stan zawsze znajdował wymówkę, żeby nie jechać. Przybierało to formę pewnego rytuału: Alana opowiadała przyjaciołom, kolegom i koleżankom z pracy, że ona i Stan wybierają się gdzieś razem na weekend; nabierała entuzjazmu, robiła plany i zaczynała się pakować. Kilka dni później dzwoniła do tych samych osób i głosem pełnym poczucia porażki i zniechęcenia mówiła, że coś im w ostatniej chwili wypadło i ostatecznie nigdzie nie pojechali. Raz chodziło o pracę Stana, innym razem o jego samopoczucie, jeszcze innym o konieczność naprawy samochodu. Dochodziło do strasznej kłótni, po której wszystko znów się uspokajało – aż do następnej takiej sytuacji. Dla Alany to, że Stan dawał jej nadzieję, tylko po to, by zaraz znów ją zawieść, było bardzo bolesne. Ostatecznie Alana i Stan rozstali się. Ona nigdy naprawdę nie zrozumiała, że jej kłótnie z nim dotyczyły czegoś znacznie bardziej podstawowego niż to, czy jechać na wycieczkę (czy nawet samej miłości). Chodziło w nich raczej o wielką barierę, jaką Stan stawiał pomiędzy nimi. Nawet jeśli Alana w głębi duszy jakoś to wyczuwała, nie była w stanie w pełni zaakceptować tego faktu i nauczyć się z nim żyć. Są jednak osoby, które znajdują sposób na to, żeby żyć w stosunkowym spokoju z osobą, z którą mają kolidujące potrzeby związane z bliskością. W jaki sposób sobie radzą? Godzą się z faktem, że jeśli chodzi o pewne aspekty ich związku, sytuacja nigdy się nie zmieni. Rozumieją, że mogą albo wpaść w błędne koło powtarzających się rozczarowań i frustracji, w którym stale będą walczyć bez szans na wygraną, albo zmienić swoje oczekiwania. Uczą się akceptować pewne ograniczenia i wprowadzają w życie kilka pragmatycznych strategii postępowania. Przyznają sami przed sobą, że w niektórych obszarach ich partner nigdy nie będzie aktywny, i przestają nalegać na to, by się zmienił. Przestają brać do siebie sytuacje, w których partner ich odpycha i akceptują to, że ma on po prostu taką naturę. Uczą się robić samodzielnie to, czego wcześniej oczekiwały od partnera. Szukają innych zainteresowanych osób i angażują się z nimi w działania, w których partner nie chce z nimi uczestniczyć. Uczą się być wdzięcznymi za to, co ich partner robi, i przymykać oko na to, czego nie robi. Znamy całe mnóstwo osób, które zamiast zmagać się bez końca z konfliktami na tle bliskości, wreszcie dokonały zmiany w swoim sposobie myślenia i znalazły kompromis, z którym są w stanie żyć. Doug, 53 lata, kiedyś zawsze się denerwował, gdy jego żona regularnie wracała z pracy kilka godzin później, niż powinna. Ostatecznie jednak zdecydował, że zamiast okazywać jej swoją złość, będzie ją wtedy ciepło witał. Podjął świadomą decyzję, że chce sprawić, by dom był dla niej miejscem, do którego będzie chciała wracać, a nie polem bitwy. Natalie, 38 lat, zawsze chciała spędzać wolny czas z mężem. Po latach rozgoryczenia i gorzkich kłótni z powodu jego odmowy spędzania z nią weekendów zdecydowała się zmienić swoje nastawienie. Teraz planuje czas dla siebie. Jeśli on chce się do niej przyłączyć (co zdarza się rzadko), zawsze może to zrobić. Jeśli jednak nie, ona sama robi to, co chce. Janis, 43 lata, jest drugą żoną Larry’ego. Larry nie udziela się aktywnie w wychowaniu ich wspólnych dzieci. Janis nauczyła się akceptować fakt, że jeśli chodzi o pociechy (i jeszcze kilka innych obszarów ich wspólnego życia) jest ze wszystkim dosłownie sama. Nie oczekuje już od męża, że będzie w tym uczestniczył i nie denerwuje się na niego, gdy tego nie robi. Wszystkie te osoby łączy to, że na co dzień żyją w chronicznej niezgodności ze swoimi partnerami. Zdecydowali się porzucić marzenie o prawdziwej bliskości i znaleźli sposób na życie w bliskości ograniczonej. Wybrali kompromis. Warto jednak podkreślić, że nie jest to w żadnej mierze kompromis dwóch stron; jest wręcz w całości jednostronny. Zamiast wchodzić w niekończące się spory, które prowadzą tylko do frustracji i rozczarowania, osoby te zdecydowały się zmienić swoje oczekiwania i ograniczyć konflikt do znośnych proporcji. PORZUCENIE MARZEŃ Czy zalecamy wybranie tej ścieżki? Nasza odpowiedź brzmi: „To zależy”. Jeśli od dawna jesteś w relacji, w której często dochodzi do konfliktów na tle potrzeb związanych z bliskością, i nie udaje ci się ich rozwiązać, a jednak z jakichś powodów chcesz pozostać w tym związku, wówczas tak – decyzja o porzuceniu marzeń to jedyny sposób na to, by żyć w stosunkowym spokoju. Twój poziom satysfakcji ze związku będzie niższy niż w przypadku osób, które nie doświadczają tego typu konfliktów, ale będzie jednak wyższy niż w przypadku tych, które decydują się stale te konflikty przeżywać, nie zauważając nawet, że dochodzi do nich na tle permanentnych i podstawowych różnic. Jeśli jednak jesteś w stosunkowo młodym związku, który dopiero zaczyna się rozwijać, i doświadczasz w nim wielu konfliktów na tle potrzeby bliskości, radzimy długo i wnikliwie zastanowić się nad tym, czy naprawdę chcesz iść na wiele ustępstw po to, by być z tą osobą. Istnieje potężna różnica między parami, które radzą sobie z dysonansami niezwiązanymi z różnicami w potrzebie bliskości, a tymi, w których dochodzi do tego właśnie rodzaju rozdźwięków. Podczas gdy te pierwsze chcą znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia i wypracować rozwiązanie, które zbliży do siebie zaangażowane w związek osoby, te drugie albo stale popadają w te same, nierozwiązywalne konflikty, albo jedna z osób zaangażowanych w związek zmuszona jest do jednostronnego kompromisu w obszarach, które są dla niej niezwykle ważne. To jednak jeszcze nie koniec. Konflikt na tle potrzeb związanych z przywiązaniem może się pogłębiać. W kolejnym rozdziale pokazujemy, w jaki sposób kłótnie na tle bliskości mogą wymknąć się spod kontroli, jak można taką sytuację rozpoznać i – najważniejsze – jak się z niej wydostać. 10. Gdy nienormalne staje się normą. Jak zakończyć związek, w który wpisany jest konflikt na tle różnic w potrzebie bliskości C lay i Tom świętowali właśnie swoją rocznicę, jedząc romantyczną kolację. Clay patrzyła kochającym wzrokiem na Toma, gdy nagle ni z tego, ni z owego, ten warknął: „Na co się do cholery tak gapisz? Przestań. To naprawdę wkurzające”. Clay miała ochotę wstać i wyjść, ale powstrzymała się. Tom nie powiedział już nic więcej i kolacja dobiegła końca w milczeniu. Podczas wędrówki przez Gwatemalę, zamiast iść ramię w ramię i wspólnie cieszyć się przygodą, Gary cały czas szedł przed Sue, od czasu do czasu rzucając złośliwe uwagi na temat tego, jaka jest leniwa i słaba, że tak wolno idzie. Po tym jak Pat zrobiła swojemu mężowi jednostronną seksualną przyjemność, o którą prosił, ten powiedział: „Było fantastycznie – a najlepsze było to, że mógłby to zrobić właściwie ktokolwiek, kompletnie obca osoba. Bardzo podniecająca myśl”. Pat poczuła się, jakby ktoś ją uderzył w brzuch. *** W poprzednim rozdziale opisaliśmy problemy wynikające z konfliktów w lękowo-unikającym związku i możliwe sposoby ich rozwiązania. Jednak w niektórych przypadkach nawet wielokrotne próby naprawienia sytuacji zawodzą i interakcja pomiędzy tymi dwoma stylami przywiązania może stać się naprawdę nieprzyjemna. Niestety w takich sytuacjach osoby o stylu lękowym i te o stylu unikającym potrafią wydobyć z siebie nawzajem najgorsze cechy, a wówczas to, co nienormalne w ich związku, staje się normą. Powszechne jest przekonanie, że jedynie żałośni masochiści mogą tolerować złe traktowanie w związku oraz że jeśli są gotowi znosić je, zamiast odejść, może na nie zasługują. Uważa się także powszechnie, że takie osoby ponownie przeżywają w swoich związkach jakieś nierozwiązane problemy z dzieciństwa. Historia Marshy i Craiga przeczy tym typowym założeniom. Trzydziestojednoletnią Marshę poznaliśmy podczas zbierania materiałów do tej książki. Kobieta otwarcie i szczerze opowiedziała nam swoją historię, bez oporów dzieląc się nawet bardzo intymnymi i często bolesnymi momentami ze swojego życia. Powiedziała, że chce, żebyśmy wykorzystali jej historię, by pomóc innym, którzy mogą się znaleźć w podobnej sytuacji. Chciała, żeby wiedzieli, że wyjście z destrukcyjnego związku jest możliwe i że można znaleźć szczęście gdzie indziej. Marsha pochodziła z dobrej, kochającej rodziny, a po zakończeniu relacji z Craigiem związała się z innym mężczyzną, który ją uwielbia i bardzo dobrze traktuje. Jedyną „winę”, jaką mogliśmy w niej znaleźć, było to, że reprezentowała lękowy styl przywiązania, podczas gdy Craig należał do osób o stylu unikającym. Jak już to omówiliśmy w rozdziale 5, wydaje się istnieć jakieś przyciąganie pomiędzy tymi dwoma stylami i gdy już dwie takie osoby zwiążą się ze sobą, bardzo trudno im się rozstać. Historia Marshy pokazuje, do czego dochodzi w tego rodzaju relacji w ekstremalnym przypadku oraz jaki wysiłek psychiczny jest niezbędny, by ją zakończyć. Mimo że historia Marshy jest niepokojąca, ma optymistyczne zakończenie. Zdecydowaliśmy się umieścić ją tutaj z trzech powodów: aby zilustrować siłę procesów związanych z przywiązaniem, aby pokazać, że nawet emocjonalnie zdrowe osoby mogą wplątać się w destrukcyjną relację, oraz aby uzmysłowić ludziom, którzy trwają w takich związkach, że mogą zyskać lepsze życie, jeśli zbiorą się na odwagę, żeby odejść. HISTORIA MARSHY Poznałam Craiga na studiach. Był przystojny, wysportowany i bardzo mi się podobał. Poza tym wykładał fizykę, którą studiowałam, i zajmował się zagadnieniami, które wydawały się znacznie bardziej zaawansowane niż to, co ja robiłam, więc wydawał mi się genialny. Jednak od początku w jego zachowaniu było coś, czego nie rozumiałam i co mnie denerwowało. Gdy umówiliśmy się po raz pierwszy (z jego inicjatywy), potraktowałam to jako zaproszenie na randkę, a tymczasem okazało się, że była to impreza z jego przyjaciółmi. Mimo że wiedziałam, że każda kobieta zrozumiałaby jego zaproszenie w taki sam sposób jak ja, założyłam, że być może rzeczywiście źle odczytałam jego intencje. Jednak wkrótce znów chciał się ze mną umówić, więc tę pierwszą sytuację zakwalifikowałam jako nieporozumienie. Miesiąc później pomyślałam, że może go zaskoczę i sprawię mu przyjemność, jeśli pojawię się na jego treningu biegowym. On jednak nie tylko w ogóle nie podziękował mi za wsparcie, ale wręcz kompletnie mnie zignorował. Był ze swoimi znajomymi, a ze mną się nawet nie przywitał. Czy mogłam pomyśleć sobie coś innego niż to, że się mnie wstydzi? Po tej sytuacji zażądałam wyjaśnień. Powiedział: „Marsho, gdy jesteśmy w towarzystwie, nie wydaje mi się konieczne, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteśmy razem”. Jego słowa mnie rozzłościły i się popłakałam. On jednak przytulił mnie i pocałował – i pogodziliśmy się. Wkrótce, mimo że Craig nadal nie przyznawał się publicznie do tego, że jesteśmy razem, dla wszystkich stało się oczywiste, że jednak się spotykamy. Niestety nie była to jedyna sytuacja, w której przekonałam się, że nie nadajemy na tych samych falach. Spotykaliśmy się już od mie- sięcy i z mojej perspektywy nasz związek ładnie się rozwijał, więc aby wszystko było jeszcze jaśniejsze, powiedziałam mojemu byłemu chłopakowi – z którym nadal okazjonalnie się widywałam – że nie powinniśmy się już spotykać. Gdy wspomniałam o tym Craigowi, jego reakcja kompletnie mnie zaskoczyła. „Dlaczego powiedziałaś coś takiego swojemu byłemu? To dopiero początki naszego związku i jeszcze wszystko może się zdarzyć”. Po kolejnych kilku miesiącach randkowania Craig i ja wreszcie zdawaliśmy się osiągnąć ten sam poziom potrzeb w związku. On właśnie wprowadzał się do dwupokojowego mieszkania i zasugerowałam, że moglibyśmy zamieszkać razem. Podobało mi się, że zdawał się okazywać większe zaangażowanie, bo się zgodził. Wszystkim wydawało się to zupełnie naturalne: Craig był fajnym facetem i robił dobre wrażenie. Ludzie, którzy znali go powierzchownie, uważali, że jest bardzo miły. Prawda jednak była taka, że moje życie z nim zmieniało się w huśtawkę emocjonalną i od czasu przeprowadzki codziennie przez niego płakałam. Po pierwsze, Craig zawsze porównywał mnie ze swoją byłą dziewczyną Ginger. Według niego ona była idealna – mądra, piękna, interesująca i wyrafinowana. To, że nadal utrzymywali kontakt, było dla mnie niesamowicie trudne i sprawiało, że czułam się bardzo niepewnie. Z jednej strony Craig zawsze był skory do gloryfikowania Ginger, z drugiej lubił poniżać mnie, zwłaszcza w kwestii moich zdolności intelektualnych. Nie mogłam znieść tego, że uważa mnie za – w pewnym sensie – głupawą. Wiedziałam jednak, że jestem mądra – ostatecznie studiowałam na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju – więc nie przejmowałam się tym aż tak bardzo. Gorzej było z moją pewnością siebie w kwestii mojego wyglądu, a to, że Craig skupiał się czasem na konkretnych jego aspektach – na przykład na tym, że miałam odrobinę cellulitu – i gadał o nich całymi tygodniami, wcale mi nie pomagało. Gdy po raz pierwszy zobaczył mnie nagą pod prysznicem, powiedział, że wyglądam jak karzeł z wielkimi cyckami. Brałam sobie do serca te pogardliwe uwagi i czasem sama mówiłam o sobie coś złego. Raz, gdy zjadłam za dużo i czułam się grubo, zapytałam go, dlaczego w ogóle chce uprawiać seks z kimś tak obrzydliwym. Większość chłopaków – w ogóle większość ludzi – zareagowałaby na tak okropny moment samodezaprobaty, mówiąc coś pozytywnego, w rodzaju: „Marsho, jak w ogóle możesz mówić coś podobnego? Wyglądasz cudownie!”. Ale Craig powiedział po prostu: „Jesteś moją jedyną aktualnie dostępną opcją”. Nawet nie przyszło mu do głowy, że jego słowa mogą być obraźliwe – z jego perspektywy po prostu wygłosił swoją obserwację. Próbowałam z nim rozmawiać na temat tego, jak mnie czasami rani, kilka razy nawet posunęłam się do tego, że powiedziałam, iż sprawia wrażenie emocjonalnie niedorozwiniętego. Ale on wpuszczał moje słowa jednym uchem i wypuszczał drugim. Były sytuacje, gdy mówiłam sobie, że nie jestem w stanie dłużej znieść jego zachowania, i zbierałam się w sobie, żeby z nim zerwać. Nigdy jednak nie potrafiłam tego zrobić. Mówił mi, że mnie kocha, i pozwalałam mu przekonywać mnie, że jednak powinniśmy być razem. Czy rzeczywiście mnie kochał? Może tak. Mówił to niemal codziennie. Usprawiedliwiałam jego zachowanie, przekonując sama siebie, że nie można go za nie winić, że wychował się w rodzinie, w której zabrakło przykładu zdrowej relacji. Jego ojciec był bardzo dominujący i źle traktował jego matkę. Doszłam do perfekcji w tłumaczeniu sobie, że Craig po prostu nie umie inaczej. Zakładając, że jego zachowanie było wyuczone, mogłam myśleć, mieć nadzieję, oczekiwać nawet, że może się ono zmienić i zostać zastąpione innym. Takie wypieranie wymagało ode mnie dużej cierpliwości. Podobnie jak jego ojciec, Craig również był bardzo dominujący. Wszystko musiało kręcić się wokół niego. Zawsze robiliśmy to, czego chciał: jego zdanie było ważniejsze niż moje. Wybierał nawet filmy, które powinniśmy obejrzeć, i planował, co mam ugotować. Mimo że wiedział, że dla mnie bardzo duże znaczenie ma wygląd mieszkania, uparł się, żebyśmy mieli w salonie plakat Shaquille’a O’Neala. W salonie! Ponieważ naprawdę bardzo się wstydziłam tego, jak Craig mnie traktował – jak pozwalałam mu się traktować – nigdy nie spotykałam się z moimi przyjaciółmi w jego obecności. Dostatecznie trudno mi było spotykać się z jego znajomymi. Czasem potrafię być dość nie- śmiała i raz, gdy wyszliśmy gdzieś razem z nimi, zdarzyło się, że próbowałam włączyć się do rozmowy i wygłosić jakąś opinię. Craig przerwał osobie, która mówiła i rzucił drwiąco: „Hej, poczekajcie, moja «genialna» dziewczyna chce coś powiedzieć”. Innym razem na plaży poprosiłam, żeby podał mi ręcznik, a on krzyknął do mnie przy wszystkich: „Nie możesz się wysuszyć na słońcu?”. To tylko dwa przykłady, a było ich znacznie, znacznie więcej. Prosiłam go wiele razy, żeby się tak do mnie nie zwracał, ale w końcu się poddałam. Istniał jednak jeden aspekt naszego związku, który sprawiał, że to wszystko było jakoś do zniesienia i przez który zostałam przy nim tak długo. Mimo tego, co Craig mówił, potrafił być bardzo uczuciowy. Dużo się przytulaliśmy i zasypialiśmy w swoich objęciach. Również przez tę uczuciowość decydowałam się udawać, że nasze życie seksualne było dla mnie satysfakcjonujące. Craig był bowiem najbardziej aseksualnym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek miałam, i przyjemność płynąca z przytulania łagodziła ból odrzucenia. Starałam się szukać dobrych stron, ale w miarę upływu czasu, coraz trudniej mi było je znajdować. Tłumaczyłam sobie, że nie ma idealnych związków i zawsze trzeba iść na jakieś kompromisy, a skoro tak, to równie dobrze mogę być z Craigiem. Byliśmy już razem kilka lat i doszłam do wniosku, że powinnam przestać marnować czas i wyjść za niego za mąż. Nawet po tych wszystkich okropnie nieodpowiednich komentarzach, jakie wygłosił, gdy mu to zasugerowałam, w tym: „Ale czy to oznacza, że już nigdy nie będę mógł się przespać z żadną dwudziestolatką?”, nadal chciałam zostać jego żoną. Małżeństwo było jedyną decyzją, jaką na nim wymusiłam. Gdy tylko się zgodził, zrozumiałam, że to był błąd. Było to oczywiste od pierwszej chwili. Pierścionek, jaki mi kupił, był bardziej niż skromny i ciągle wypadały z niego kamienie. Czy potrzebowałam bardziej wymownego znaku? Nasz miesiąc miodowy w Paryżu był okropny. Cały czas byliśmy razem, czułam się dosłownie przykuta do Craiga. Mieliśmy mnóstwo czasu, żeby dobrze się bawić, ale on ze wszystkiego robił problem. Narzekał na obsługę w hotelu, a gdy raz niechcący wsiedliśmy przeze mnie do złej linii metra, dostał szału. Dla mnie to był moment olśnienia. Gdy zaczął mnie przeklinać, zrozumiałam, że nie ma szans, aby się kiedykolwiek zmienił. Po naszym powrocie moja rodzina zapytała mnie, jak było, a ja nie miałam odwagi, żeby im powiedzieć, że to była katastrofa. „Było miło” – powiedziałam żałośnie słabym głosem. Czy w taki sposób powinno się opisywać swój miesiąc miodowy? Mimo że czułam się schwytana w pułapkę, nadal nie byłam w stanie wydostać się z tego koszmaru. Za każdym razem, gdy zebrałam się na odwagę, żeby odejść, Craig potrafił mnie przekonać, żebym została. Zaczęłam marzyć, żeby zakochał się w kimś innym i odszedł ode mnie, bo bałam się, że ja nigdy nie zdecyduję się go zostawić. Na szczęście on znalazł w sobie tę siłę. Gdy po raz nie wiem już który powiedziałam mu, że chcę rozwodu, znów zaczął mnie błagać, żebym została. Tym razem jednak obiecał, że jeśli znów o to poproszę, wówczas już nie będzie próbował mnie odwieść od mojej decyzji. Jestem mu wdzięczna za to, że dotrzymał słowa. Gdy kolejnym razem sytuacja zrobiła się nie do zniesienia i powiedziałam mu, że chcę odejść, on powiedział: „Dobrze!”. Wcześniej wspólnie podpisaliśmy umowę zakupu mieszkania i straciliśmy dziesięć tysięcy dolarów, wycofując się z niej, ale gdy teraz o tym myślę, wiem, żeby były to najlepiej wydane pieniądze w moim życiu. Rozwód przebiegł stosunkowo szybko i łatwo. Po nim nadal utrzymywaliśmy kontakt. Gdy już nie byłam przywiązana do Craiga, spędzanie z nim czasu zaczęło mi nawet sprawiać przyjemność – w małych dawkach był interesujący, uczuciowy i ujmujący. A gdy zaczynał być przykry, zawsze mogłam wstać i wyjść. *** Na szczęście Marsha znalazła w sobie siłę, by ruszyć dalej i spotkała kogoś, z kim jest szczęśliwa. Przy wsparciu swojego nowego partnera była w stanie zmienić pracę na bardziej satysfakcjonującą i poświęcić się swojemu nowemu hobby. Już nigdy w życiu nie doświadczyła takiej emocjonalnej zawieruchy, jak z Craigiem. PRZECIWSTAWNE SIŁY Historia Marshy i Craiga pokazuje nam, jak trudna może okazać się pułapka lękowo-unikającego związku. Craig nie czuł się dobrze z nadmiarem bliskości, więc wykorzystywał każdą okazję, żeby stawiać emocjonalne bariery pomiędzy sobą a Marshą – na początku ich relacji była to niepewność, potem utrzymywanie niejasnego statusu, czym właściwie jest ich związek, bycie „zmuszonym” do małżeństwa, poniżanie Marshy, unikanie seksu i korzystanie z wielu innych dezaktywacyjnych strategii. Jest oczywiste, że Craig reprezentuje styl unikający, Marsha z kolei – lękowy. To ona pragnęła być blisko Craiga, to ona doprowadziła do ich małżeństwa, to ona była głównie zajęta ich związkiem – w pierwszym okresie to ona płakała codziennie z powodu jego zachowania, co jest formą zaangażowania, a na końcu to ona bez przerwy myślała o rozwodzie, co jest jeszcze innym sposobem skupiania się na relacji. W typowo lękowy sposób Marsha przechodziła od euforii do załamania, w zależności od tego, jakie sygnały otrzymywała od Craiga, i uciekała się do zachowań protestacyjnych (grożąc odejściem, ale nigdy nie realizując tej groźby). Jej system przywiązania pozostawał stale w gotowości, przynajmniej w ciągu pierwszych kilku lat – aż przestała reagować na jego sygnały. Jest oczywiste, że w tym związku każda ze stron miała bardzo różne potrzeby, co prowadziło do stałych konfliktów. Craig potrzebował zachować dystans, podczas gdy Marsha chciała się zbliżyć. Przesadna pewność siebie Craiga (cecha charakterystyczna dla unikającego stylu przywiązania) karmiła się coraz większymi wątpliwościami, jakie na swój temat miała Marsha (wątpienie w siebie jest z kolei charakterystyczne dla osób o lękowym stylu przywiązania). Były jednak między nimi także ciepłe momenty, przez które Marshy trudno było odejść. Na przykład Craig czasem wiedział, jak okazywać uczucia i jak załagodzić sytuację, gdy stawała się dla Marshy nie do zniesienia (mimo że zazwyczaj to on do takiej sytuacji doprowadzał!). Niemniej po każdej chwili bliskości następowało jego dystansowanie się, co jest typowe dla relacji lękowo-unikających. KILKA UWAG NA TEMAT SEKSU Warto zwrócić uwagę na to, co Marsha powiedziała na temat Craiga w temacie seksu: że Craig był najbardziej aseksualną osobą, z jaką kiedykolwiek była. Osoby o unikającym stylu przywiązania często wykorzystują seks, żeby dystansować się od swoich partnerów. Nie oznacza to od razu, że będą ich zdradzać, mimo że badania pokazały, iż rzeczywiście są bardziej skłonni do zdrady niż osoby o innych stylach przywiązania. Phillip Shaver w badaniu przeprowadzanym wraz z Dory Schachner, studentką University of CalifroniaDavies, odkrył, że spośród osób reprezentujących wszystkie trzy style przywiązania, „unikający” wykazywali większą gotowość do rozpoczęcia flirtu z partnerem innej osoby albo do pozytywnej reakcji na taką zaczepkę. Jednak nawet jeśli osoby o unikającym stylu przywiązania pozostają wierne, mają inne sposoby na wykorzystywanie seksu do tego, by odsunąć od siebie partnera. Podczas gdy „lękowi” lubią odczuwać silne emocjonalne zaangażowanie w czasie seksu i cieszą ich intymne aspekty uprawiania miłości, jak całowanie i pieszczenie, „unikający” mają bardzo odmienne preferencje. Mogą na przykład chcieć się skupić jedynie na samym akcie seksualnym, rezygnując z czułości i przytulania, albo wprowadzić jakieś reguły w rodzaju „żadnego całowania” po to, by pozbawić seks części intymności. Inni z kolei będą go uprawiać z partnerem rzadko lub nigdy albo w jego trakcie będą fantazjować o kimś innym. (Pary, które są razem długo, mogą korzystać z fantazji, żeby dodać „pieprzu” swojemu pożyciu, ale u nich jest to sposób na jeszcze większe zbliżenie się do siebie. W przypadku osób o unikającym stylu przywiązania fantazjowanie jest nie tyle częścią wspólnej przygody, co strategią dezaktywacyjną, której celem jest izolowanie się od partnera). Badanie nad parami małżeńskimi lub mieszkającymi razem przeprowadzone przez kanadyjskich badaczy Audrey Brassard i Yvana Lussiera we współpracy z Phillipem Shaverem, pokazało, że unikające kobiety i mężczyźni rzadziej uprawiają seks z partnerami niż osoby o innym stylu przywiązania. Co ciekawe, okazało się także, że unikający mężczyźni i kobiety uprawiają seks z partnerami jeszcze rzadziej, jeśli ci reprezentują lękowy styl przywiązania! Badacze uważają, że w związkach takich, jak Marshy i Craiga mniej jest fizycznej miłości, ponieważ partner lękowy pragnie dużo fizycznej bliskości, co z kolei sprawia, że partner unikający potrzebuje jeszcze bardziej się wycofywać. Czy jest lepszy sposób na unikanie bliskości niż zredukowanie seksu do podstawowego minimum? Co więcej, badania pokazały, że dla lękowych partnerów seks jest głównie źródłem poczucia afirmacji i barometrem ich atrakcyjności w oczach partnera. Skoro zatem partner lękowy przypisuje seksualnemu doświadczeniu tak wielkie znaczenie, a partner unikający pragnie jak najmniej bliskości, konflikt jest niemal nie do uniknięcia. Oczywiście są związki lękowo-unikające, w których seks nie jest problemem. Wówczas jednak emocjonalne oddalanie się przybierze inną formę. ŻYCIE W WEWNĘTRZNYM KRĘGU Jednak w przypadku Marshy i Cragia seks nie był największym zmartwieniem tej pierwszej. Stanowił jedynie ułamek strategii dezaktywacyjnych, z których na co dzień korzystał Craig, czy to wówczas, gdy byli z przyjaciółmi, czy wtedy, gdy byli sami w domu. Dezaktywacja trwała w jego przypadku nieustannie i nieprzerwanie. Krótko mówiąc, Craig traktował Marshę jak wroga, co stanowiło silny kontrast do sympatycznej i czułej osoby, którą był dla reszty świata („Craig był fajnym facetem i robił dobre wrażenie. Ludzie, którzy znali go powierzchownie uważali, że jest bardzo miły”). Ta dychotomia była dla Marshy niezrozumiała. Ze wszystkich ludzi na świecie ona powinna być Craigowi najbliższa, a jednak to ją traktował najgorzej. Jak to możliwe, że był tak miły dla innych i tak niemiły dla niej? To nie miało żadnego sensu, myślała więc, że jeśli tylko uda jej się uzmysłowić partnerowi, że ją rani, wówczas ten zacznie traktować ją tak samo dobrze, jak innych. Marsha nie rozumiała, że Craig traktował ją tak źle nie pomimo tego, że była mu najbliższa, tylko właśnie dlatego, że tak było. Teraz żyła w jego wewnętrznym kręgu. Gdy nasi partnerzy stają się jego częścią, wchodzą na poziom bliskości, który normalnie dzielimy tylko z najbliższymi krewnymi – małżonkami i dziećmi (a jako dzieci z rodzicami i rodzeństwem). Niestety dla pary lękowo-unikającej życie w wewnętrznym kręgu nie jest usłane różami. Gdy Marsha przekroczyła z Craigiem tę granicę, znalazła się zbyt blisko, by było mu z tym wygodnie. Dlatego stała się jego wrogiem. Im bardziej ona starała się do niego zbliżyć, tym bardziej on starał się ją odepchnąć. Tak często może wyglądać życie w wewnętrznym kręgu, jeśli reprezentujesz lękowy styl przywiązania, a jesteś w związku z kimś unikającym. OZNAKI, ŻE STAŁEŚ/STAŁAŚ SIĘ WROGIEM Wstydzisz się przyznać przed przyjaciółmi i rodziną, jak twój partner naprawdę cię traktuje. Jesteś zdziwiony, gdy inni mówią, jak uroczy, miły i troskliwy jest twój partner. Wsłuchujesz się w rozmowy twojego partnera z innymi, żeby dowiedzieć się, co naprawdę dzieje się w jego życiu. W poważnych sprawach twój partner często konsultuje się raczej z innymi niż z tobą. Nie masz pewności, czy gdyby zdarzyło się coś złego, twój partner na pewno rzuci wszystko, żeby ci pomóc. Dla twojego partnera bardziej liczy się wrażenie, jakie robi na obcych niż na tobie. Odczuwasz zdziwienie, gdy widzisz, że twoi przyjaciele są traktowani z troską przez swoich partnerów. To ty jesteś osobą, która ma największe szanse, by usłyszeć od swojego partnera coś przykrego lub poniżającego. Twoje emocjonalne i fizyczne zdrowie znajdują się nisko na liście priorytetów twojego partnera. Czy te twierdzenia pasują do sytuacji, w której się znajdujesz? Jeśli twój partner traktuje cię obcesowo, jest znacznie milszy dla obcych niż dla ciebie i niechętnie z tobą rozmawia – bardzo możliwe, że jesteś jego wrogiem. Twoją jedyną winą jest to, że starałeś się zbytnio zbliżyć do kogoś, kto nie potrafi tego znieść. Ta sytuacja znacząco kontrastuje z życiem w wewnętrznym kręgu z kimś bezpiecznym. WEWNĘTRZNY KRĄG, W KTÓRYM TRAKTUJE SIĘ CIEBIE PO KRÓLEWSKU Twoje dobro stawiane jest na pierwszym miejscu. To tobie twój partner najpierw się zwierza. Twoja opinia ma największe znaczenie. Czujesz się podziwiany/podziwiana i chroniony/chroniony. Twoja potrzeba bliskości jest wynagradzana jeszcze większą bliskością. Wiele osób tkwiących w związkach lękowo-unikających nie wierzy w to, że wewnętrzny krąg, w którym traktuje się je po królewsku, w ogóle istnieje. Są przekonani, że wszyscy mają podobne doświadczenia bycia w związku. Zakładają, że inne osoby po prostu nie są szczere i nie mówią o tym, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami ich domów. My jednak możemy cię zapewnić, że dobre wewnętrzne kręgi istnieją i nie są wcale aż tak rzadkie. Ostatecznie bezpieczne osoby stanowią ponad 50% populacji i osoby przebywające w ich wewnętrznych kręgach są traktowane po królewsku. „Dymiące pistolety” w historii Marshy i Craiga Podczas pierwszych kilku tygodni i miesięcy (!) ich związku pojawiło się już sporo znaków – tak oczywistych jak „dymiący pistolet” w kryminale – które mogły ostrzec Marshę o tym, że wchodzi w pułapkę. Craig zignorował Marshę, gdy przyjechała, żeby poprawić mu humor podczas jego treningu biegowego. Próbował ukryć fakt, że byli parą. Wyraził zdziwienie, że Marsha przestała się spotykać ze swoim byłym chłopakiem (sugerując tym samym, że dla niego zaangażowanie nie jest cenne). Robił poniżające uwagi na jej temat. Porównywał ją na jej niekorzyść ze swoja „mityczną byłą”, Ginger. Reagował na zmartwienia i wątpienie w siebie Marshy w sposób, który sprawiał, że czuła się jeszcze gorzej. Najważniejsze jest jednak to, że cały czas przekazywał silny komunikat, iż nie jest w stanie odpowiednio zająć się emocjonalnymi potrzebami Marshy. Więcej na temat „dymiących pistoletów” znajdziesz w rozdziale 5. PRZYZNANIE, ŻE JEST PROBLEM Wiele osób, które żyją w pułapce lękowo-unikającego związku, zmaga się przede wszystkim z przyznaniem się przed sobą i innymi, że są w trudnym położeniu. Mówią co prawda, że nie odczuwają pełnej satysfakcji ze swojego związku, ale zaraz potem umniejszają znaczenie własnych słów, dodając: „Ale kto jest? Kłótnie zdarzają się we wszystkich związkach, wszystkie pary miewają problemy. W niczym nie różnimy się od innych”. Będą sobie wmawiać, że zachowanie ich partnerów nie jest wcale takie złe. Inni, jak Marsha, są świadomi swojej trudnej sytuacji, ale nie są w stanie podjąć koniecznych kroków, żeby się z niej wydostać. Mogą próbować, ale wkrótce pokonuje ich ból związany z rozstaniem. Doświadczają też efektu rykoszetu. EFEKT RYKOSZETU Gdy już wiesz na pewno, że jesteś uważany za wroga, dlaczego nadal tak trudno jest ci odejść? Po pierwsze dlatego, że rozstania są bardzo bolesne. Mimo że bycie źle traktowanym przez partnera również wiąże się z bólem, przerwanie więzi przywiązania powoduje cierpienie nie do zniesienia. Racjonalnie możesz nawet rozumieć, że powinieneś odejść, ale twój mózg emocjonalny może jeszcze nie być na to gotowy. Obwody emocjonalne, które tworzą nasz system przywiązania, wyewoluowały tak, żeby zniechęcać nas do bycia samemu. Jednym ze sposobów na to, żeby popchnąć nas z powrotem w bezpieczne ramiona kochanej osoby, jest wytworzenie wrażenia jednoznacznego bólu, gdy jesteśmy samotni. Badania pokazały, że gdy rozstajemy się z partnerem, w naszym mózgu zapalają się te same obszary, które uaktywniają się także wówczas, gdy złamiemy nogę. Część reakcji naszego mózgu na zerwanie polega na tym, że przeżywa on utratę obiektu przywiązania w ten sam sposób, w jaki rejestruje fizyczny ból. Jednak podczas rozstania doskwiera nam o wiele więcej. W cierpienie związane z utratą partnera włączają się również inne procesy myślowe. Gdy tylko uruchomiony zostanie twój system przywiązania, dochodzi do kolejnego interesującego zjawiska: zaczynają cię zalewać pozytywne wspomnienia tych niewielu dobrych chwil, które spędziliście razem z partnerem; jednocześnie zapominasz o tym, co było złe. Przypomnisz sobie, jaka ta osoba była kochana, gdy kiedyś zdarzyło ci się mieć zły dzień, przy czym jednocześnie zapomnisz, że głównym powodem twojego złego nastroju tego dnia było właśnie jej zachowanie. Pobudzony system przywiązania jest niezwykle potężny. To bardzo ważny powód, dla którego Marsha tak długo nie potrafiła zakończyć swojego związku. POWRÓT NA MIEJSCE ZBRODNI Co się dzieje, gdy po zerwaniu wracacie do siebie z partnerem? Myron Hofer, kolega Amira z Columbia University i czołowy badacz w dziedzinie psychobiologii przywiązania matka–dziecko, w jednym ze swoich badań opisuje fascynujące odkrycie. Gdy małe szczury zostają oddzielone od swoich matek, następuje kilka fizjologicznych reakcji: stają się mniej aktywne, ich serca zaczynają bić wolniej, obniża się u nich poziom hormonów wzrostu. W badaniu, które przeprowadził Hofer, stopniowo każdy atrybut matki został zastąpiony sztucznym substytutem: najpierw ogrzano małe szczury matą grzewczą, potem je nakarmiono, a następnie głaskano je szczotką, imitując w ten sposób lizanie przez samicę. Okazało się, że każde z tych działań pomogło w przypadku jednego z aspektów cierpienia związanego z rozstaniem. Nakarmienie szczurów pomogło utrzymać pracę ich serduszek na normalnym poziomie, ogrzanie ich zapewniło im normalny poziom aktywności, a szczotkowanie pomogło podnieść poziom wydzielania się u nich hormonu wzrostu. Jednak tylko jedna rzecz była w stanie usunąć wszystkie negatywne symptomy jednocześnie – ponowne spotkanie z matką. W przypadku ludzi sytuacja wygląda bardzo podobnie. Gdy się z kimś rozstajemy, nasz system przywiązania zaczyna działać na najwyższych obrotach, i podobnie jak te małe tęskniące za matką szczury, nie możemy się skupić na niczym innym, poza pragnieniem powrotu do ukochanego partnera. Fakt, że jedna osoba może w ułamku sekundy zmienić nasze złe samopoczucie sprawia, że niezwykle trudno jest oprzeć się pokusie ponownego jej zobaczenia. Nawet tylko przebywanie w tym samym pokoju wystarcza, żeby usunąć nasz lęk; jest to coś, czego w tym momencie nie da nam w pojedynkę żaden przyjaciel ani członek rodziny. Z tego prostego powodu wielu osobom nie udaje się wprowadzić w życie swojego pragnienia odejścia, mimo że próbowały to zrobić więcej niż jeden raz. To wyjaśnia również, dlaczego Marsha zdecydowała się nie zrywać całkowicie kontaktu z Craigiem i na długo po tym, jak już się rozstali, nadal czasem się z nim spotykała. Osoby o lękowym stylu przywiązania mogą potrzebować wiele czasu, żeby otrząsnąć się z przywiązania do nieodpowiedniej osoby i to nie one decydują, ile im to zajmie. Dopiero wówczas, gdy każda pojedyncza komórka w ich ciele jest do końca przekonana, iż nie ma szans na to, że ich partner się zmieni albo że kiedykolwiek jeszcze będą mogli być razem, takie osoby będą w stanie dezaktywować swój system przywiązania i odejść. UCIECZKA Z WIĘZIENIA Nawet nie wiedząc o efekcie rykoszetu, Marsha widziała, że ma problem. Ostatecznie już wcześniej zdarzyło jej się doświadczać czegoś podobnego. Bała się, że znów może zmienić zdanie i bardzo jej ulżyło, gdy Craig wziął sprawy w swoje ręce – dotrzymując słowa, że odejdzie, jeśli jeszcze raz Marsha zagrozi mu rozwodem. Tego wieczora, kiedy powiedziała, że chce się rozstać, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Spakowała małą torbę i zadzwoniła do swojej siostry, prosząc, żeby po nią natychmiast przyjechała. Z perspektywy systemu przywiązania było to bardzo dobrze zaplanowane odejście. Bycie blisko siostry, w znanym sobie i ciepłym otoczeniu, pomogło Marshy częściowo uspokoić jej system przywiązania; kolejne wsparcie przyszło ze strony przyjaciół, z którymi rozmawiała przez telefon; jedzenie lodów i czekolady pomogło w jeszcze innym aspekcie. Żadna z tych przyjemnych rzeczy nie mogła całkowicie usunąć bólu związanego z rozstaniem i czasami Marsha zapominała, dlaczego właściwie chciała odejść od Craiga. Wówczas jednak przyjaciele i rodzina przypominali jej o tym podczas długich, nawet wielogodzinnych rozmów. KIEDY STRATEGIE DEZAKTYWACYJNE SĄ DOBRE Na długo przed tym zanim Marsha naprawdę rozstała się z Craigiem, nieświadomie przygotowywała swoją ucieczkę, dezaktywując stopniowo swój system przywiązania. Po tym jak całymi latami starała się doprowadzić do poprawy w funkcjonowaniu związku – tłumacząc Craigowi swój punkt widzenia, załamując się emocjonalnie, usprawiedliwiając jego zachowanie – wreszcie porzuciła wszelką nadzieję. Podczas rozmowy z nami powiedziała, że o ile w ciągu pierwszych kilku lat ich związku płakała przez Craiga regularnie, przez ostatnie lata prawie się to nie zdarzało. Emocjonalnie już zaczęła się od niego odsuwać. Nie wierzyła w to, że cokolwiek się zmieni w nim samym czy w ich relacji. Zaczęła zauważać coraz więcej wad Craiga i przestała się skupiać na rzadkich pozytywnych wspólnych doświadczeniach. Przechodziła ten sam proces, w który osoby o unikającym stylu przywiązania angażują się bez przerwy: aby uniknąć zbytniego zbliżenia się, skupiają się na negatywnych cechach i zachowaniach swojego partnera, żeby trzymać go na dystans. Marsha, mimo że z natury lękowa, zaczęła stosować te dezaktywacyjne techniki po tym, jak wielokrotnie sparzyła się emocjonalnie w relacji z Craigiem. Dezaktywacja to konieczny proces, który musi zajść, jeśli chcemy usunąć kogoś z orbity naszego systemu przywiązania. Jednak zaczynanie tego procesu, gdy nadal jesteśmy z naszym partnerem, nie gwarantuje, że nie przeżyjemy efektu rykoszetu. Gdy twój system przywiązania zostaje ponownie pobudzony przez rozstanie, wszystko staje się możliwe. W przy- padku Marshy rozpoczęcie procesu dezaktywacji pomogło jej przejść bezpiecznie przez początkową fazę zerwania i wreszcie przez rozwód. Dziś Marsha nie utrzymuje już kontaktów z Craigiem, nawet przyjacielskich. Zamiast tego poszukała dla siebie prawdziwie bratniej duszy. Wsparcie na czas zerwania Poniższe dziewięć strategii wykorzystujących zasady teorii przywiązania pomoże wam przejść przez bolesne doświadczenie zakończenia związku: 1. Zadaj sobie pytanie o jakość twojego życia w wewnętrznym kręgu. Jeśli nie możesz się zdecydować na rozstanie, zapytaj siebie, czy jesteś traktowany/traktowana po królewsku, czy jak wróg. Jeśli jesteś wrogiem, czas to zakończyć. 2. Zawczasu zbuduj sobie sieć wsparcia. Zacznij się otwierać na przyjaciół i rodzinę; rozmawiaj z nimi szczerze, opowiadając, jak naprawdę wygląda twój związek. To może na nowo rozpalić zaniedbane wcześniej ze względu na wstyd lub złe samopoczucie przyjaźnie; przygotuje też te osoby, żeby mogły ci pomóc, gdy zdecydujesz się na rozstanie (strategia 7. tłumaczy, w jaki sposób mogą to zrobić). 3. Znajdź sobie ciepłe, oferujące wsparcie miejsce, w którym możesz zostać przez pierwszych kilka nocy po rozstaniu. Początkowo przyda ci się wszelka możliwa pomoc. Pokusa powrotu jest wówczas bardzo duża. Rodzice, rodzeństwo i najbliżsi przyjaciele – wszystkie te osoby mogą ci pomóc powściągnąć tę pokusę. 4. Postaraj się, aby twoje potrzeby związane z przywiązaniem zostały zaspokojone w inny sposób. Zapewnij sobie wsparcie ze strony najbliższych osób i poszukaj rozrywek, jak masaż, dużo fizycznego wysiłku i dobre, zdrowe jedzenie. 5. Nie wstydź się, jeśli okażesz słabość i wrócisz na miejsce zbrodni. Oczywiście lepiej dla ciebie, jeśli nie będziesz próbować ponownie nawiązywać kontaktu z twoim byłym/twoją byłą. Jeśli jednak to zrobisz, nie biczuj się za to. Bardzo ważne, żebyś miał/ miała dla siebie dużo współczucia. Im gorzej o sobie myślisz, tym bardziej chcesz wrócić do fałszywego bezpieczeństwa twojego nieudanego związku. System przywiązania aktywuje się silniej, gdy źle się ze sobą czujesz, a pobudzony przekłada się na jeszcze większe pragnienie odnowienia kontaktu z bliską osobą. 6. Nie wstydź się tego, jak bardzo to wszystko przeżywasz. Pamiętaj, twój ból jest jak najbardziej realny! Przyjaciele mogą cię zachęcać, żebyś zapomniał/zapomniała o swoim byłym/swojej byłej, przestał/przestała się nad sobą użalać i szybko przeszedł/ przeszła nad tym do porządku dziennego. My jednak wiemy, że ból, który przeżywasz, jest rzeczywisty, więc nie wypieraj się go. Zamiast tego bądź dla siebie dobry/dobra i znajdź sposoby na to, żeby rozpieszczać swoje ciało i duszę. Robiłbyś to przecież dla siebie, gdyby chodziło o złamaną nogę! 7. Gdy zaczną cię zalewać pozytywne wspomnienia, poproś bliskiego przyjaciela, żeby przywołał cię do rzeczywistości. Przypomnij sobie, że system przywiązania zniekształca twoje spojrzenie na związek. Poproś przyjaciela, żeby ci przypomniał, jak to naprawdę wyglądało. Nawet jeśli czasami tęsknisz za swoim byłym / swoją byłą lub idealizujesz go/ją, rzeczywistość powoli będzie do ciebie docierać. 8. Dezaktywuj. Zapisz sobie wszystkie powody, dla których chciałeś odejść. Twoim celem jest dezaktywacja twojego systemu przywiązania. Najlepszym sposobem, aby to zrobić, jest przypomnieć sobie złych chwil waszego związku, a najlepszym sposobem, aby o nich nie zapominać, jest zapisanie ich. Gdy tylko te natrętne pozytywne wspomnienia zaczną się wdzierać do twojej głowy, przejrzyj sobie tę listę. 9. Pamiętaj, że to wszystko, nawet jeśli jest dla ciebie teraz bardzo bolesne, minie. Większość ludzi bardzo dobrze radzi sobie ze złamanym sercem i znajduje szczęście gdzie indziej. 11. Skuteczna komunikacja. Jak mówić, żeby być słyszanym JAK KORZYSTAĆ ZE SKUTECZNEJ KOMUNIKACJI, ŻEBY WYBRAĆ WŁAŚCIWEGO PATNERA Po kilku randkach z Ethanem Laureen nie wiedziała, co o nim myśleć. Na pierwszym spotkaniu poszli do romantycznego baru na plaży i spędzili kilka godzin na poznawaniu się. Na koniec wieczoru on powiedział jej szybko do widzenia i zniknął. Ku jej zaskoczeniu zadzwonił jednak znowu, żeby zaprosić ją na kolejną randkę do nadmorskiego klubu. Wypili kilka drinków i godzinami ze sobą tańczyli. Poszli nawet na spacer po plaży, ale znów nic więcej się nie wydarzyło, poza dość suchym „do zobaczenia” na pożegnanie. Tego rodzaju zachowanie powtórzyło się raz jeszcze na następnym spotkaniu. Lauren, która reprezentowała lękowy styl przywiązania, pomyślała, że może po prostu wcale mu się nie podoba. Jednak jeśli tak, to dlaczego cały czas zapraszał ją na randki? Może po prostu brakowało mu towarzystwa? Naprawdę jej się podobał i nie chciała przestać się z nim widywać bez konkretnego powodu. Bliski przyja- ciel poradził jej, żeby przestała spekulować na temat przyczyn jego zachowania i po prostu go o to zapytała. Zasadniczo Laureen raczej nie miałaby odwagi, by to zrobić – zbyt się bała, że odpowiedź może sprawić jej przykrość. Jednak doszła już do momentu, w którym nie miała ochoty marnować cennego czasu na niewłaściwą osobę. Podjęła więc ten temat z Ethanem. Początkowo czuła się skrępowana, ale w miarę jak rozmowa postępowała, odkryła, że potrafi wypowiadać się na ten temat bardzo rzeczowo: „Szukam czegoś więcej niż platonicznej relacji. O co ci chodzi?”. W przeciwieństwie do tego, co zakładała, okazało się, że Ethan wcale nie uważa jej za nieatrakcyjną. Powiedział, że on też bardzo ją lubi i też szuka kogoś na dłużej. Gdy jednak poszła krok dalej i zapytała wprost, dlaczego nigdy się nie dotykają, nie potrafił odpowiedzieć i zaczął kluczyć. Mimo że Laureen nie dowiedziała się z tej rozmowy, dlaczego Ethan nie był zainteresowany fizycznym kontaktem, na pewno miała po niej jasny obraz ich wspólnej przyszłości – nie było na nią szans! Przestała więc myśleć o nim jako o potencjalnym partnerze; pozostali jednak przyjaciółmi. Po tym, jak Ethan zwierzył się jej z tego, że spotykał się z kilkoma innymi kobietami, które w oczywisty sposób także frustrowało jego dziwne zachowanie, Laureen wreszcie wszystko zaczęło się układać w zrozumiałą całość. Tajemnica zachowania Ethana wcale nie była aż tak nieprzenikniona – mężczyzna miał po prostu poważne wątpliwości co do swojej orientacji seksualnej. Laureen była bardzo zadowolona, że miała odwagę wcześnie wprost wyrazić swoje obawy, oszczędzając sobie w ten sposób miesięcy fałszywych nadziei i pewnego odrzucenia. Jej historia jest doskonałym przykładem wagi skutecznej komunikacji. Wyrażenie swoich potrzeb i oczekiwań w bezpośredni, nieoskarżający sposób to niezwykle potężne narzędzie. Mimo że osoby o bezpiecznym stylu przywiązania korzystają z niego w sposób naturalny, taktyka ta jest często przeciwna intuicji ludzi o lękowym lub unikającym stylu przywiązania. Jedna szczera rozmowa położyła kres wszelkim zgadywankom i teoriom, które Laureen tworzyła sobie w myślach. Ethanowi byłoby wygodnie, gdyby Laureen po prostu zaakceptowała jego zachowa- nie. Miałby wówczas to, czego chciał – dziewczynę, którą mógł pokazywać przyjaciołom i rodzinie (żeby przestali go bez przerwy pytać o to, kiedy sobie jakąś znajdzie), i czas na zrozumienie, czy właściwie woli spotykać się z kobietami, czy z mężczyznami. Jednak wyrażając swoje potrzeby, Laureen zadbała o siebie i nie dała się wciągnąć w jego plan. W tej sytuacji styl przywiązania nie stanowił ukrytego problemu, ale Laureen nie mogła tego wiedzieć od początku. Jeśli zachowanie Ethana byłoby po prostu wyrazem jego stylu przywiązania, skuteczna komunikacja również by to ujawniła, a oni oboje skorzystaliby na tym, że wcześnie odkryli swoją niekompatybilność. Co by się jednak stało, gdyby Laureen skonfrontowała się z nim w bezpośredni sposób i wywołała jego wielkie zażenowanie, żeby odkryć, że jego zachowanie nie wynika ani z jego stylu przywiązania, ani z orientacji seksualnej, tylko po prostu z nieśmiałości? Znamy osobę, której przydarzyło się właśnie coś podobnego. Sytuacja Tiny była bardzo podobna do tej Laureen. Na trzeciej randce z Sergem Tina siedziała na sofie obok niego, oglądając film i zastanawiając się, dlaczego on nic nie robi. Zdarzyło się jej już spotykać z mężczyznami w relacjach, z których nic nie wyszło, i nie miała ochoty marnować zbyt dużo czasu na zastanawianie się, jaki konkretnie problem może mieć Serge. Uśmiechnęła się więc kokieteryjnie i zapytała: „Nie chciałbyś mnie czasem pocałować?”. Mimo że mężczyzna był przez chwilę zaskoczony i powiedział coś niezrozumiałego, szybko się ogarnął i pochylił się, by spełnić jej prośbę. To był ostatni moment, w którym jego nieśmiałość stanowiła w ich związku jakiś problem. Trzy lata później nadal są dobraną parą. W tym przypadku prośba o pocałunek wyrażona w formie flirtu okazała się pomysłowym wykorzystaniem skutecznej komunikacji. Tina wyraziła swoje potrzeby i mimo że przez chwilę zrobiło się niezręcznie, jej bezpośredniość była w relacji z Sergem silnym impulsem, który zbliżył ich do siebie nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie. Nawet gdyby mężczyzna zareagował w inny sposób i wszystko potoczyłoby się inaczej, decyzja Tiny i tak przyniosłaby jej korzyści: zachowanie ludzi w obliczu skutecznej komunikacji zawsze wiele o nich mówi. Albo pozwala ci uniknąć wplątania się w związek bez przyszłości, jak w przypadku Laureen i Ethana, albo pomaga ci przenieść relacje na głębszy poziom, jak w przypadku Tiny i Serge’a. Skuteczna komunikacja działa na podstawie założenia, że wszyscy mamy w związkach bardzo konkretne potrzeby, a wiele z nich jest determinowanych przez nasz styl przywiązania. Nie są one ani dobre, ani złe; po prostu istnieją. Jeśli jesteś osobą lękową, masz silną potrzebę bliskości i twój partner musi cię stale zapewniać o tym, że cię kocha i szanuje. Jeśli jesteś osobą o unikającym stylu przywiązania, potrzebujesz zachować pewien dystans, czy to emocjonalny, czy fizyczny, od swojego partnera, i utrzymywać wysoki poziom odrębności w relacji. Aby znaleźć szczęście w związku, musimy nauczyć się komunikować nasze potrzeby związane z przywiązaniem w sposób jasny, bez uciekania się do ataków i reakcji obronnych. PO CO NAM SKUTECZNA KOMUNIKACJA Skuteczna komunikacja ma za zadanie osiągnąć dwa cele: Pomóc ci wybrać właściwego partnera. Skuteczna komunikacja to najszybszy, najbardziej bezpośredni sposób na zorientowanie się, czy twój potencjalny partner będzie w stanie spełnić twoje potrzeby. Jego reakcja na skuteczną komunikację może w pięć minut odsłonić więcej niż całe miesiące spotkań bez komunikowania się. Jeśli druga osoba okazuje szczerą chęć zrozumienia twoich potrzeb i okazuje, że twoje dobro jest dla niej najważniejsze, jest w tym nadzieja na wspólną przyszłość. Jeśli lekceważy twoje lęki albo sprawia, że czujesz, że coś robisz nie tak, czujesz się głupio lub wydaje ci się, że masz przesadne oczekiwania, możesz z tego wywnioskować, że dla tej osoby twoje dobro tak naprawdę aż tak bardzo się nie liczy i prawdopodobnie nie jesteście kompatybilni. Zadbać o to, aby twoje potrzeby w związku były spełniane; niezależnie od tego, czy jest to zupełnie nowa czy już długotrwała relacja. Wyrażając swoje potrzeby, znacznie ułatwiasz swojemu partnerowi ich spełnienie. Nie musi on już zgadywać, czy coś jest nie tak albo o co dokładnie ci chodzi. Piękno skutecznej komunikacji polega na tym, że pozwala ci zamienić w atut to, co mogłoby się wydawać słabością. Jeśli (przynajmniej w początkowej fazie związku) potrzebujesz częstych zapewnień, że twój partner cię kocha i że się mu podobasz, zamiast starać się ukryć to pragnienie, ponieważ nie jest ono społecznie akceptowane, stwierdzasz po prostu ten fakt. Gdy przedstawiasz to w zrównoważony sposób, nie sprawiasz wcale wrażenia osoby słabej i przesadnie potrzebującej uwagi, ale pewnej siebie i asertywnej. Oczywiście skuteczna komunikacja oznacza, że twój sposób komunikowania się nie jest obraźliwy dla drugiej strony i nie stawia partnera pod ścianą, ale pozwala mu otwarcie z tobą rozmawiać, nie czując się atakowanym, krytykowanym czy obwinianym. Kolejną zaletą skutecznej komunikacji jest to, że staje się ona wzorcem dla twojego partnera. To ty nadajesz ton waszej relacji, sprawiając, że oboje możecie być w niej szczerzy i każda ze stron ma święty obowiązek dbać o samopoczucie drugiej. Gdy twój partner zobaczy twoją otwartość, pójdzie w twoje ślady. Jak to pokazaliśmy w rozdziale 8., nigdy nie jest za późno na zastosowanie skutecznej komunikacji, aby poprawić jakość swojego związku. To jedno z najpotężniejszych narzędzi, z których osoby o bezpiecznym stylu przywiązania korzystają w codziennym życiu, w relacjach z partnerami, dziećmi i w pracy. Ten styl porozumiewania się może naprawdę zmienić sposób, w jaki funkcjonujesz wśród ludzi ze swojego otoczenia. OCENIANIE REAKCJI Stosowanie skutecznej komunikacji nie oznacza, że będziesz w stanie od razu rozwiązać swój problem albo poradzić sobie z różnicami pomiędzy sobą a partnerem. Pozwala ci jednak natychmiast ocenić, jak ważne dla niego jest twoje samopoczucie. Czy on/ona próbuje dokładnie zrozumieć twoje wątpliwości? Czy on/ona odnosi się do konkretnego poruszonego przez ciebie problemu, czy próbuje stosować uniki? Czy on/ona poważnie odnosi się do twoich wątpliwości, czy zachowuje się lekceważąco, albo stara się, żebyś poczuł/poczuła się głupio, że w ogóle podjąłeś/podjęłaś ten temat? Czy on/ona stara się znaleźć sposoby na to, żebyś poczuł/poczuła się lepiej, czy zajmuje się wyłącznie bronieniem swojej pozycji? Czy on/ona odpowiada na twoje wątpliwości, biorąc pod uwagę jedynie fakty (jak na sali sądowej), czy próbuje wczuć się w twoje samopoczucie emocjonalne? Jeśli twój partner jest wrażliwy i szczerze leży mu na sercu twoje szczęście i poczucie bezpieczeństwa, potraktuj to jako zielone światło dla tej relacji. Jeśli jednak próbuje unikać ważnych tematów, zachowuje się asekuracyjnie albo sprawia, że czujesz się głupio i masz wrażenie, iż przesadnie domagasz się uwagi, należy to odczytać jako poważny znak ostrzegawczy. DLACZEGO OSOBOM O POZABEZPIECZNYCH STYLACH PRZYWIĄZANIA Z TRUDEM PRZYCHODZI STOSOWANIE SKUTECZNEJ KOMUNIKACJI Skuteczna komunikacja wydaje się prawie łatwizną. Ostatecznie każdy potrafi się nią posługiwać, jak już się na to zdecyduje, prawda? Tak, o ile jest osobą o bezpiecznym stylu przywiązania. Osoby o stylach pozabezpiecznych często nie potrafią dokładnie określić tego, co stanowi dla nich problem. Zamiast tego dają się ponieść emocjom i wybuchają. Badania pokazują, że „bezpieczni” nie reagują tak silnie i nie poddają się tak łatwo emocjom, dlatego też potrafią spokojnie i skutecznie komunikować swoje uczucia, jak również zatroszczyć się o uczucia partnera. Poza tym bezpieczne osoby wierzą w to, że są warte miłości i uczucia, i oczekują od swoich partnerów wrażliwości oraz troski. Łatwo zrozumieć, dlaczego przy takim podejściu nie poddają się negatywnym myślom, potrafią zachować spokój i opanowanie, a także założyć, że druga osoba zareaguje pozytywnie. Tego typu podejście może być zaraźliwe. Nancy Collins z University of California-Santa Barbara, której zainteresowania badawcze obejmują społeczne i kognitywne procesy kształtujące bliskie relacje w dorosłości i wpływ, jaki procesy te mają na zdrowie i samopoczucie, wraz ze Stephenem Readem z University of Southern California, który zajmuje się badaniem kognitywnych i behawioralnych modeli sieci neuronowych, odkryli, że osoby o skutecznym stylu komunikacji zdają się działać jak jej trenerzy – często łatwo przychodzi im skłonić innych do otwarcia się i mówienia o osobistych sprawach. Co się jednak dzieje, jeśli nie jesteś osobą o bezpiecznym stylu przywiązania? JEŚLI JESTEŚ OSOBĄ O LĘKOWYM STYLU PRZYWIĄZANIA Gdy zaczynasz czuć, że coś jest nie tak w twoim związku, często szybko zalewają cię negatywne emocje i zaczynasz myśleć w sposób krańcowy. W przeciwieństwie do osób o bezpiecznym stylu przywiązania nie oczekujesz, że twój partner zareaguje pozytywnie, tylko spodziewasz się raczej najgorszego. Postrzegasz związek jako coś delikatnego i niestabilnego, co może w każdym momencie runąć. Te myśli i założenia sprawiają, że trudno ci skutecznie wyrażać swoje potrzeby. Gdy już zaczynasz rozmawiać z partnerem, zachowujesz się często wybuchowo, oskarżasz, uciekasz się do krytyki i gróźb. Zamiast zapewnić cię o swoich uczuciach, na czym tak naprawdę ci zależy, twój partner może się w tej sytuacji wycofać. Zostało to potwierdzone w badaniu Collins i Reada. Mężczyźni spotykający się z lękowymi kobietami rzadziej otwierali się przed swoimi partnerkami i oceniali swój ogólny poziom komunikacji w związku jako niższy. Będąc osobą lękową, zamiast skorzystać ze skutecznej komunikacji, wyrażasz swoje potrzeby w sposób, który sprawia, że partner się od ciebie odsuwa, a gdy to już się dzieje, uciekasz się do zachowań protestacyjnych, wyrażając potrzebę bliskości i bezpieczeństwa poprzez wybuchy emocji. Zachowując się w ten sposób, nie masz szans skorzystać ze wszystkich możliwości tego potężnego narzędzia, jakim jest skuteczna komunikacja. W przeciwieństwie do niej zachowania protestacyjne nigdy nie dają ci możliwości jednoznacznego wskazania tego, co cię martwi. Twój partner może zareagować negatywnie, ale ty nigdy nie będziesz mieć pewności, czy była to reakcja na twoje potrzeby, czy na samo zachowanie. Załóżmy na przykład, że bez przerwy dzwonisz na telefon komórkowy twojego partnera, bo boisz się, że cię zdradza. On stwierdza, że ma już tego dosyć i z tobą zrywa. Teraz możesz się tylko domyślać, czy powodem zerwania było twoje nachalne zachowanie, czy zdecydował, że po prostu nie jesteś dla niego odpowiednią osobą. Nie dostajesz w ten sposób odpowiedzi na swoje pierwotne zmartwienie, którym jest brak pewności, czy wysłuchałby twoich obaw, zapewnił cię, że są bezpodstawne, i zrobił wszystko, by dać ci poczucie bezpieczeństwa i miłości. Dlatego też, mimo że rozumiemy twój lęk przed zranieniem, radzimy unikać zachowań protestacyjnych, zaryzykować i wypróbować skuteczną komunikację. Możemy szczerze powiedzieć, że wszystkie znane nam osoby, które z niej skorzystały, na dłuższą metę dziękowały sobie za tę decyzję. Często zastosowanie tego typu komunikacji niesie ze sobą wielkie poczucie ulgi, bo pokazuje ci głębię uczuć twojego partnera – i wzmacnia łączącą was więź. A nawet jeśli w niektórych przypadkach reakcja bliskiej ci osoby może być inna niż ta, na jaką miałeś nadzieję, i będziesz przekonany, że wszystko popsułeś – przecież gdybyś tylko powiedział lub zrobił coś innego, on/ona na pewno postąpiłby/postąpiłaby inaczej – nigdy nie słyszeliśmy, żeby z perspektywy czasu ktokolwiek żałował podjęcia ważnego tematu ze swoim partnerem lub z kimś, z kim umawiał się na randki. Wręcz przeciwnie; takie osoby są wdzięczne, że skuteczna komunikacja zbliżyła ich do długoterminowego celu, jakim było znalezienie właściwego partnera lub wzmocnienie już istniejącej więzi. Oto przykład Hilary. W pewien słoneczny sobotni poranek chciała pójść na romantyczny spacer ze Stevem przez most Brookliński. Jednak gdy zadzwoniła, żeby mu o tym powiedzieć, usłyszała, że właśnie zaczął robić pranie i oddzwoni do niej później. Widząc, że Hilary ta rozmowa zdenerwowała, przyjaciółka poradziła jej, żeby zadzwoniła do niego jeszcze raz i zaproponowała, żeby skończył prać po spacerze – ostatecznie był naprawdę piękny, wiosenny dzień. Hilary niechętnie się zgodziła. Podczas drugiej rozmowy Steve nie tylko powtórzył, że jest zajęty, ale dodał też, że w ogóle nie chce się z nią tego dnia spotykać! Hilary była załamana i wściekła na przyjaciółkę, że ta namówiła ją na ten drugi telefon. Miała poczucie, że okazując Steve’owi zbyt wielkie zainteresowanie, zmarnowała swoje szanse na związek z nim. Kilka miesięcy później wspólna znajoma jej i Steve’a powiedziała Hilary, że mężczyzna jest wciąż załamany po przykrym rozwodzie i w ogóle nie jest zainteresowany nowym związkiem. Hilary zdała sobie sprawę, że nalegając tamtego ranka na spotkanie, oszczędziła sobie bólu, jakiego z pewnością doznałaby w wyniku emocjonalnej niedostępności Steve’a. Tamtego dnia Hilary była bardzo zdenerwowana na przyjaciółkę i obwiniała ją, że przez jej radę zmarnowała swoje szanse na związek ze Stevem. Później jednak zrozumiała, że przyjaciółka dała jej jedną z najważniejszych lekcji na temat związków: jak skutecznie komunikować swoje potrzeby. To był pierwszy raz, gdy Hilary miała pewność, że w pełni i szczerze otworzyła się w relacji – nie stosując żadnych „gierek”. Mimo że związek ze Stevem się nie rozwinął, wiedziała, że zrobiła wszystko, co było w jej mocy, żeby im się udało. Zaczęła także rozumieć, że najczęściej powód, dla którego ludzie zachowują się wobec niej niemiło, nie ma nic wspólnego z jej atrakcyjnością czy seksapilem. A oto inny przykład na to, jak niezwykle skuteczne może okazać się samo wyrażenie swoich pragnień, bez przepraszania. Przez cztery lata ze strachu przed tym, że będzie to brzmiało rozpaczliwie, Jenna nie była szczera z mężczyznami, z którymi się spotykała, i nie mówiła im o tym, że bardzo już chciałaby wyjść za mąż i mieć dzieci. Gdy jednak skończyła 40 lat i miała poczucie, że najważniejszy jest jej zegar biologiczny, zdecydowała, że od pierwszej randki będzie mówić swoim potencjalnym partnerom nie tylko to, że chce zostać matką, ale że w ogóle interesuje ją spotykanie się jedynie z takimi mężczyznami, którzy najszybciej, jak to możliwe, chcieliby mieć dzieci. Mimo że słusznie podejrzewała, że większość z nich, słysząc to, natychmiast zrezygnuje, strach przed odrzuceniem nie był już jej głównym zmartwieniem. Kilku potencjalnych partnerów rzeczywiście do siebie zniechęciła, ale wreszcie poznała Nate’a, który nie tylko nie poczuł się jej stwierdzeniem zagrożony, ale wręcz chciał dokładnie tego samego. Nate’owi bardzo się podobał fakt, że Jenna wie, czego chce, i nie boi się o tym mówić. Zatem również w jej przypadku stosowanie skutecznej komunikacji doskonale się sprawdziło. Dziś ona i Nate są szczęśliwymi rodzicami dwójki dzieci. Podobnie jak Jenna i Hilary, również i ty możesz się nauczyć stosować skuteczną komunikację, mimo że – jeśli masz lękowy styl przywiązania – może się to początkowo wydawać przerażające. JEŚLI JESTEŚ OSOBĄ O UNIKAJĄCYM STYLU PRZYWIĄZANIA Mimo że nic tak nie zbliża ludzi, jak poczucie, że kogoś rozumieją i są przez niego rozumiani, skuteczna komunikacja ma coś do zaoferowania również osobom o unikającym stylu przywiązania. Tacy ludzie często nie są świadomi swojej potrzeby dystansowania się – odczuwają przymus wyrwania się, ale nie rozumieją, skąd on się bierze. Gdy pojawia się to uczucie, możesz założyć, że twój partner po prostu już cię tak nie pociąga, a jeśli tak, to o czym tu jeszcze rozmawiać? Prawdopodobnie po prostu nie jest tym jedynym, więc po co właściwie przeciągać nieuchronną agonię waszego związku? Potem jednak okazuje się, że nie udają ci się kolejne relacje i cały czas powtarza się w nich ten sam schemat. Jeśli więc jesteś osobą unikającą, zacznij od uznania własnej potrzeby przestrzeni – czy to fizycznej, czy emocjonalnej – która to potrzeba pojawia się, gdy zbytnio zbliżasz się do partnera, a następnie naucz się komunikować tę potrzebę. Wyjaśnij z wyprzedzeniem partnerowi, że gdy robi się zbyt ckliwie, potrzebujesz odrobiny samotności. Podkreśl, że nie jest to reakcja na konkretną osobę, ale raczej potrzeba, jaką masz w każdej relacji (ta część informacji jest szczególnie ważna!). W ten sposób stłumisz wątpliwości partnera i uspokoisz jego system przywiązania, dzięki czemu będzie mniej prawdopodobne, że ta osoba spróbuje zintensyfikować swoje wysiłki zbliżenia się do ciebie (czego przecież nie lubisz). Takie rozwiązanie daje szansę na uniknięcie pełnoobja- wowej dynamiki pogoń–wycofanie się charakterystycznej dla związków z osobą unikającą. Andres, który ma unikający styl przywiązania, od dwudziestu pięciu lat był w związku małżeńskim z Monicą, gdy odkrył, że choruje na wolno postępującą chorobę autoimmunologiczną. Choroba okazała się nieuleczalna, ale biorąc pod uwagę jego wiek, nie powinna mieć wielkiego wpływu na długość życia mężczyzny. Niemniej okresowo powinien się poddawać badaniom. Po początkowym szoku Adres zdołał odsunąć od siebie myśli związane z chorobą i żyć dalej, jakby nic się nie stało. Monica jednak nie była do tego zdolna. Jej zdaniem przejście nad chorobą do porządku dziennego było błędem. Przy kilku okazjach próbowała przekonać męża, że powinien zasięgnąć opinii innego lekarza i poczytać więcej na temat swojego schorzenia w internecie. Adres zwykle unikał rozmów na ten temat i odrzucał medyczne sugestie żony, jednak czasem dochodziło pomiędzy nimi do silnych spięć na tym tle. Wreszcie po kilku miesiącach frustracji postanowił szczerze z nią o tym porozmawiać. Powiedział, że wie, iż jej zaangażowanie wynika z tego, że się o niego martwi i boi; dodał jednak, że to mu nie tylko nie pomaga, ale wręcz przeszkadza, bo bez przerwy przypomina mu o chorobie. Miał zaufanie do swojego lekarza i poczucie, że nie ma potrzeby dalej się badać. Czuł, że zachowanie Moniki nie służy jego zdrowiu, a także szkodzi ich relacji. Monica uświadomiła sobie, że wcale nie pomaga mężowi. Jej zachowanie było sposobem na radzenie sobie z diagnozą, ale ten sposób zupełnie nie pasował do podejścia jej męża. Zrozumiała, że jeśli będzie szanowała jego pragnienia zamiast starać się przeforsować własne, może być dla niego lepszą partnerką i bardziej go wspierać. Od tego czasu zaczęła się się hamować (choć nie zawsze jej się to udawało), co złagodziło starcia pomiędzy nimi na tym tle. STOSOWANIE SKUTECZNEJ KOMUNIKACJI W CELU ZASPOKOJENIA SWOICH POTRZEB W ZWIĄZKU Monique i Greg chodzą ze sobą od kilku miesięcy. Właśnie zbliża się święto Czwartego Lipca. Monique planuje spędzić ten dzień z grupką przyjaciół, ale nie zaprasza Grega, by do nich dołączył; przynajmniej nie zaprasza go od razu. Greg zaczyna się tym coraz bardziej denerwować. Martwi go, co to może oznaczać. Czy Monique postrzega go jako przejściowego partnera w swoim życiu? Może się go wstydzi i nie chce go przedstawiać swoim przyjaciołom? Greg nie potrafi poruszyć tego tematu wprost, bojąc się, że sprawi wrażenie zbyt nachalnego i żądnego jej uwagi. Zamiast tego rzuca aluzjami: „Jeszcze nie wiem, co będę robił czwartego lipca. Mam kilka propozycji, ale nie wiem, czy rzeczywiście mam na którąś z nich ochotę”. Tak naprawdę nie ma żadnych planów, ale nie chce, żeby to brzmiało, jakby domagał się od Monique zaproszenia. Monique nie chwyta jego aluzji. Zakłada, że on naprawdę zastanawia się nad różnymi opcjami, i stara się pomóc mu wybrać. Wówczas Greg dochodzi do wniosku, że jeśli po tylu sugestiach Monique nadal go nie zaprosiła, to najwyraźniej po prostu nie chce spędzić z nim tego dnia. Wzbiera w nim gniew i mężczyzna stwierdza, że będzie się musiał długo i poważnie zastanowić, czy Monique naprawdę jest dziewczyną dla niego. Co jednak by się stało, gdyby zdecydował się wykorzystać skuteczną komunikację? Ma lękowy styl przywiązania i rodzaj dialogu, jakiego komunikacja ta wymaga, nie przychodzi mu naturalnie. Bardziej jest przyzwyczajony do stosowania zachowań protestacyjnych. Ostatecznie jednak decyduje się zrobić coś innego. Postanawia porozmawiać z Monique: „Chciałbym, żebyśmy spędzili czwarty lipca razem. Chciałabyś spotkać się ze mną i moimi przyjaciółmi, czy wolisz, żebym to ja dołączył do twojej paczki?”. Monique odpowiada, że nie pomyślała o tym, żeby go zaprosić, bo wydawało jej się, że mógłby nie mieć ochoty na spędzanie tego dnia z jej znajomymi ze szkoły. Ale jeśli ją ma, to czemu nie? Jedno proste pytanie daje Gregowi odpowiedź, jakiej szukał. Dodatkowo fakt, że ich pierwsza tak szczera rozmowa zakończyła się sukcesem, sprawia, że później również łatwiej im jest otwarcie ze sobą rozmawiać. Co gdyby Monique zareagowała inaczej i odrzuciła prośbę Grega? Jak zawsze w wypadku skutecznej komunikacji, Greg i tak by na tym wygrał. Nawet gdyby Monique zignorowała jego prośbę i szybko zmieniła temat, on dowiedziałby się czegoś bardzo istotnego. Otrzymałby rzeczywiste – a nie zrodzone w jego wyobraźni – ostrzeżenie na temat wrażliwości Monique na jego potrzeby i wątpliwości. Nie sugerujemy, że Greg powinien natychmiast zostawić Monique, gdyby tak zareagowała, mówimy tylko, że takie zachowanie byłoby „dymiącym pistoletem”. Gdyby tego rodzaju uniki powtórzyły się dwa lub trzy razy, mogłyby zainspirować Grega do szukania miłości gdzie indziej. KIEDY KORZYSTAĆ ZE SKUTECZNEJ KOMUNIKACJI Gdy ktoś zadaje nam to pytanie, od razu ciśnie nam się na usta odpowiedź: „Zawsze”. Ale wówczas słyszymy często: „Czy naprawdę muszę od razu omawiać każdy problem w związku? Jestem osobą lękową, co oznacza dzielenie się każdą wątpliwością i złą myślą, a jest ich naprawdę sporo”. Zwykle, gdy od razu zajmiesz się martwiącą cię kwestią, cały twój nastrój się zmienia. Zmartwienia i lęki ujawniają się mocniej, gdy ich od razu nie komunikujesz i pozwalasz im rosnąć. Jednak przynajmniej dopóki nie poczujesz się zupełnie swobodnie, korzystając ze skutecznej komunikacji, sugerujemy trzymanie się następujących podstawowych zasad: Jeśli jesteś osobą lękową – korzystaj ze skutecznej komunikacji, gdy czujesz, że zaczynasz uciekać się do zachowań protestacyjnych. Gdy coś, co twój partner powiedział lub zrobił (albo czego nie powiedział lub nie zrobił), pobudziło twój system przywiązania do tego stopnia, że czujesz, że zaraz wybuchniesz – i przestaniesz odpowiadać na jego telefony, zaczniesz grozić odejściem lub stosować jakąkolwiek inną formę zachowania protestacyjnego – zatrzymaj się i zastanów. Odpowiedz sobie na pytanie, jakie naprawdę są twoje potrzeby, i postaraj się skutecznie je zakomunikować. Zrób to jednak dopiero wówczas, gdy się zupełnie uspokoisz (co w przypadku osoby o lękowym stylu przywiązania może potrwać dzień lub dwa). Jeśli jesteś osobą unikającą – dla ciebie pewnym znakiem, że czas na skuteczną komunikację, jest wrażenie, że zaraz eksplodujesz. Skorzystaj ze skutecznej komunikacji, by wyjaśnić partnerowi, że potrzebujesz przestrzeni i że chętnie znajdziesz na to taki sposób, który będzie akceptowalny również dla niego. Zasugeruj kilka możliwości, dbając o to, by nie stracić z pola widzenia potrzeb drugiej osoby. Postępując tak, masz większe szanse na uzyskanie przestrzeni, której potrzebujesz, żeby odetchnąć. NA SKUTECZNĄ KOMUNIKACJĘ NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO Pewnej soboty Larry dostał z pracy stresującego maila. Jego partnerka Sheila, z którą był od siedmiu lat, była wówczas na spotkaniu z przyjaciółką, a po nim wróciła do domu, ale tylko po to, żeby wziąć rzeczy na siłownię. To rozzłościło Larry’ego: „Znów wychodzisz? Dopiero co przyszłaś! Nigdy cię nie widuję w weekendy!”. Już w momencie, gdy to mówił, wiedział, że nie jest sprawiedliwy. Sheila była zaskoczona niespodziewanym atakiem – przecież mówiła mu wcześniej o swoich planach; proponowała też, że może je zmienić, gdyby Larry chciał spędzić ten czas z nią. Atmosfera zrobiła się napięta i przez jakiś czas nie odzywali się do siebie. Larry wziął książkę, żeby się uspokoić, a gdy mu się to udało, zrozumiał też, o co tak naprawdę mu chodziło. Był poirytowany z powodu maila z pracy i potrzebował poczucia bezpieczeństwa, jakie dawała mu obecność Sheili. Nie chciał jednak prosić jej o zmianę planów, więc instynktownie przeszedł do zachowania protestacyjnego i wywołał sprzeczkę tylko po to, by poczuć zainteresowanie partnerki. Wyjaśnił to wszystko Sheili i przeprosił ją, że nie wyraził swoich potrzeb wprost. Wyrażenie ich przyniosło mu spokój, a Sheila, wiedząc, o co chodzi, mogła dać mu wsparcie, jakiego oczekiwał. Ostatecznie sam zaproponował, żeby jednak poszła na siłownię, tak jak to wcześniej zaplanowała. Mimo że początkowo Harry uciekł się do zachowania protestacyjnego, odkrył, że jeśli tylko partnerka wyraża gotowość wysłuchania go, skuteczna komunikacja, nawet jeśli zastosowana nieco za późno, nadal może rozładować napiętą sytuację. PIĘĆ ZASAD SKUTECZNEJ KOMUNIKACJI Podobnie jak sama idea skutecznej komunikacji, również jej zasady są dość nieskomplikowane. 1. Mów to, co czujesz. Skuteczna komunikacja wymaga autentyczności i zupełnej szczerości. Bądź odważny emocjonalnie! 2. Skup się na swoich potrzebach. Chodzi o to, żeby wyrazić swoje potrzeby. Gdy mówimy o wyrażaniu potrzeb, zawsze mamy na myśli takie, które biorą pod uwagę także dobro partnera. Jeśli realizacja twoich potrzeb miałaby skrzywdzić jakoś bliską ci osobę, możesz być pewien, że również i ty na tym ucierpisz; ostatecznie pary tworzą jedność emocjonalną. Gdy wyrażasz swoje potrzeby, spróbuj korzystać z takich słów jak potrzebuję, czuję i chcę, które skupiają się na tym, co próbujesz uzyskać, a nie na niedociągnięciach twojego partnera. „Potrzebuję czuć się w naszym związku pewnie. Gdy flirtujesz z kelnerką, mam wrażenie, że stąpam po kruchym lodzie”. „Czuję się lekceważony, gdy zaczynasz wykłócać się ze mną przy swoich przyjaciołach. Potrzebuję mieć poczucie, że szanujesz moją opinię”. ”Chcę wiedzieć, że mogę ci ufać. Gdy wychodzisz z przyjaciółmi, bardzo się martwię, że możesz mnie zdradzać”. 3. Mów konkretnie. Jeśli mówisz ogólnikami, partner może nie zrozumieć, czego ci potrzeba, a jeśli tak, prawdopodobieństwo, że zachowa się właściwie, maleje. Mów dokładnie, co ci przeszkadza: „Gdy nie zostajesz na noc…” „Gdy nie odzywasz się do mnie codziennie…” ”Gdy mówisz, że mnie kochasz, a potem to odwołujesz…” 4. Nie obwiniaj. Nigdy nie próbuj sprawić, by twój partner poczuł się egoistyczny, nieporadny, niewystarczający. Skuteczna komunikacja nie polega na podkreślaniu wad innej osoby, a rzucanie oskarżeń szybko odwiedzie was od prawdziwego tematu i skończy się kłótnią. Zadbaj o to, by znaleźć odpowiedni czas na rozmowę, gdy będziesz na tyle spokojny, żeby ją przeprowadzić. Sam się przekonasz, że próby zastosowania skutecznej komunikacji, gdy jesteś na granicy wybuchu, odnoszą przeciwny skutek – najpewniej będzie to brzmiało jak wszczynanie kłótni i krytykowanie partnera. 5. Mów asertywnie i pewnie. Twoje potrzeby w związku są ważne i kropka. Nawet jeśli osoby o innych niż twój stylach przywiązania nie uważają, że twoje problemy są istotne, rozwiązanie ich jest konieczne dla twojego szczęścia, a ich szczere wyrażanie – niezbędne dla skutecznej komunikacji. Ten punkt jest szczególnie istotny, jeśli jesteś osobą o lękowym stylu przywiązania, bo nasza kultura narzuca ci przekonanie, że wiele z twoich potrzeb jest nieuzasadnionych. Nie ma jednak znaczenia, co inni o nich myślą. To są twoje potrzeby i ich spełnienie jest istotne dla twojego szczęścia. Skuteczna komunikacja od pierwszej randki Kto z nas nie zna kwestii wypowiadanej przez amerykańskich policjantów w momencie zatrzymania podejrzanego: „Jesteś aresztowany. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie w sądzie. Masz prawo do adwokata podczas przesłuchania, a jeżeli cię na niego nie stać, zapewnimy ci adwokata z urzędu. Czy rozumiesz przysługujące ci prawa?”. Formułka ta, zwana prawami Mirandy, została wprowadzona jako obowiązkowa przez Sąd Najwyższy w 1966 roku w związku ze sprawą Ernesta Mirandy, który został skazany na podstawie własnych zeznań, nie wiedząc, że ma prawo w ogóle ich nie składać. Od tego czasu policjanci mają obowiązek pouczenia za pomocą tej formuły każdego zatrzymanego. Nasza koleżanka Diane zwykła żartować z mężczyzn, z którymi umawiała się na randki, że na początku zawsze informują ją o tym, czego ma prawo, a czego nie ma prawa od nich oczekiwać. „Nie sądzę, żebym był gotowy na poważniejszy związek” – mówili, co miało znaczyć mniej więcej: „Jeśli nic z tego nie wyjdzie, nie mów, że cię nie ostrzegałem”. Najwyraźniej, podobnie jak policja, która od momentu wypowiedzenia słynnego wezwania jest prawnie chroniona podczas przesłuchania, ci mężczyźni, od momentu gdy wypowiedzieli swoją unikającą formułkę, czuli się wolni od jakiejkolwiek emocjonalnej odpowiedzialności za Diane. Ty, stosując zasady wynikające z teorii więzi, możesz z kolei stworzyć własną bezpieczną formułkę, w której wyrazisz swoje przekonanie, że gdy ludzie się w sobie zakochują, oddają swoje dobro w ręce innej osoby i że w takiej relacji obie strony mają obowiązek dbać nawzajem o swoje szczęście i o to, by tej drugiej stronie wiodło się jak najlepiej. Przedstawiając partnerowi bezpieczny model działania w miłości i w związku, nastawiasz się na bezpieczną relację od samego początku jej trwania. Mówisz to, co czujesz. Potrafisz ocenić reakcję drugiej osoby. Dajesz szansę zarówno sobie, jak i partnerowi na stworzenie bezpiecznej więzi opartej na wzajemnej zależności. PODSTAWY SKUTECZNEJ KOMUNIKACJI Jak zacząć Jeśli nie jesteś przyzwyczajony do skutecznej komunikacji, możesz sobie bardzo pomóc, najpierw dokładnie przemyśliwując komunikat, jaki chcesz przekazać. Najlepiej nie robić tego, gdy jesteś zdenerwowany; dobrze też zignorować rady przyjaciół, którzy sugerują stosowanie niebezpośrednich metod zaspokajania swoich potrzeb – na przykład prób wywołania w partnerze zazdrości. Jeśli to możliwe, poproś osobę, z którą wypełniałeś swój dziennik zachowań w związku (patrz rozdział 9.) albo inną bliską osobę o bezpiecznym stylu przywiązania lub taką, która rozumie zasady skutecznej komunikacji, żeby pomogła ci ubrać twój komunikat we właściwe słowa. Gdy już masz pewność co do treści, kilka razy powtórz sobie to, co chcesz powiedzieć, aż poczujesz się swobodnie. Dobrze też jest zapisać sobie to wszystko, żeby nie stresować się, że możesz o czymś zapomnieć; dzięki temu będziesz mógł także poprowadzić tę rozmowę z odpowiednią dozą pewności. Gdy już opanujesz sztukę skutecznej komunikacji i doświadczysz jej pozytywnego wpływu na życie, stosowanie jej stanie się twoją drugą naturą. Ćwiczenie: aby doprecyzować twoją wypowiedź, odpowiedz na następujące pytania: Dlaczego czuję niepokój lub niepewność? Jakie konkretne zachowania mojego partnera sprawiają, że tak się czuję? (Dziennik zachowań w związku z rozdziału 9. może ci pomóc odpowiedzieć sobie na to pytanie). 1. ________ 2. ________ 3. ________ Jakie konkretne działania mojego partnera mogłyby podnieść moje poczucie bezpieczeństwa i bycia kochanym/kochaną? 1. ________ 2. ________ 3. ________ Które z powyższych działań najłatwiej byłoby mi wspomnieć i omówić? ________ ________ ________ Wykorzystaj swoją odpowiedź na poprzednie pytanie jako temat twojej pierwszej rozmowy przy wykorzystaniu skutecznej komunikacji. Stwórz krótki scenariusz, który skupia się na tej kwestii, trzymając się pięciu zasad skutecznej komunikacji. ________ ________ ________ Przeczytaj przedstawione poniżej przykłady. Zwróć uwagę na to, jak nieskuteczna komunikacja może być różnie zinterpretowana, podczas gdy skuteczna komunikacja ma zawsze tylko jedno konkretne znaczenie. Dlatego też reakcja twojego partnera na tę drugą powie ci więcej niż jego reakcja na nieskuteczną komunikację czy zachowanie protestacyjne. Należy pamiętać, że nawet przy skutecznej komunikacji niektóre problemy nie zostaną natychmiast rozwiązane. Najważniejsza jest reakcja twojego partnera - czy martwi się o twoje samopoczucie, ma na uwadze twoje dobro i jest gotów pracować nad ważnymi dla was sprawami. 12. Jak rozwiązywać konflikty: pięć bezpiecznych zasad CZY KŁÓTNIE MOGĄ SPRAWIĆ, ŻE BĘDZIEMY SZCZĘŚLIWSI? Jednym z powszechniejszych błędnych przekonań na temat związków jest to, że w tych dobrych partnerzy bardzo mało się kłócą. Istnieje takie oczekiwanie, że jeśli jesteście dobrze dopasowani, to w większości kwestii powinniście zgadzać się ze sobą i kłócić się rzadko albo wcale. Czasem kłótnie uważa się nawet za dowód tego, że para jest niedobrana albo że relacja się psuje. Teoria więzi uczy nas, że te założenia są bezpodstawne. Wszystkie pary – nawet te bezpieczne – się kłócą. Szczęśliwe i mniej szczęśliwe związki różnią się nie tym, na ile partnerzy się ze sobą zgadzają, ale tym, w jaki sposób to robią i czego dotyczą sporne kwestie. Badacze zajmujący się przywiązaniem zauważyli, że konflikty mogą być szansą na zbliżenie się i pogłębienie więzi. Są dwa główne rodzaje konfliktów – o kwestie praktyczne i o kwestie bliskości. W rozdziale 8. opisaliśmy, co się dzieje, gdy ludzie o diametralnie przeciwnych potrzebach związanych z bliskością spo- tykają się i – mimo najlepszych chęci – mają trudności ze znalezieniem wspólnego języka. Widzieliśmy, w jaki sposób te skonfliktowane potrzeby mogą się rozlać na każdy inny obszar życia i często prowadzą do tego, że tylko jedna ze stron musi iść na ustępstwa. Konflikty o podłożu praktycznym zasadniczo nie mają nic wspólnego z kwestiami związanymi z bliskością. KONFLIKTY PRAKTYCZNE Jak sama nazwa wskazuje, konflikty praktyczne to te, które się pojawiają, gdy dwie odrębne osoby i osobowości dzielą razem życie – jaki program w telewizji oglądać, na jaką temperaturę ustawić klimatyzację, zamówić chińskie czy hinduskie jedzenie. Takie kłótnie są tak naprawdę dobre, bo zmuszają cię do życia w relacji z drugą osobą i uczą sztuki kompromisu. Jedną z najokrutniejszych kar, jaką można nałożyć na człowieka, jest samotność; jesteśmy istotami społecznymi i najlepiej funkcjonujemy w relacji z innymi. Bycie wśród ludzi wymaga od nas elastyczności myślenia i działania, co z jednej strony oznacza wyjście z przyjemnej strefy komfortu, z drugiej jednak uaktywnia i odmładza nasze umysły, doprowadzając nawet do regeneracji komórek mózgowych. Ale to, co wygląda dobrze na papierze – branie pod uwagę potrzeb i preferencji drugiej strony, nawet jeśli są one przeciwne do naszych – w praktyce nie zawsze jest łatwe. Co ciekawe, osoby reprezentujące bezpieczny styl przywiązania instynktownie wiedzą, jak to robić. Podczas kłótni potrafią skutecznie obniżyć jej temperaturę i załagodzić konflikt. Ilekroć zdarza ci się, że ktoś, z kim się spierasz, zaskakuje cię szczerym zainteresowaniem twoim samopoczuciem i punktem widzenia, najpewniej masz do czynienia z kimś o bezpiecznym stylu przywiązania. Jak jednak czyjaś naturalna skłonność do tego rodzaju zachowań może pomóc tym, którzy nie zostali nią obdarzeni? BEZPIECZNE ZASADY POSTĘPOWANIA W SYTUACJI KONFLIKTU Przyjrzyjmy się dokładniej pięciu zasadom, które osoby o bezpiecznym stylu przywiązania stosują, gdy kłócą się z partnerem. Pięć bezpiecznych zasad rozwiązywania konfliktów 1. 2. 3. 4. 5. Okaż podstawowe zainteresowanie dobrem drugiej osoby. Skup się na problemie. Powstrzymaj się od generalizowania. Zachowaj otwartość na zaangażowanie. Skutecznie komunikuj uczucia i potrzeby. 1. Okazywanie podstawowego zainteresowania dobrem drugiej osoby. Domek w Bergshire Frank uwielbia przyrodę i letni domek w Bergshire, który odziedziczył po swoich rodzicach. Sandy tego nie znosi; nienawidzi pakowania, rozpakowywania i tego, że gdy tam jadą, zawsze po drodze tkwią w korku. Dla niej całe to doświadczenie nie jest warte zachodu. Kilka razy bardzo się o to pokłócili, aż zdali sobie sprawę z tego, że naleganie na spełnienie własnych potrzeb i ignorowanie potrzeb drugiej osoby prowadzi do tego, że oboje są nieszczęśliwi. Mimo że oboje mają zupełnie inne wizje spędzania wolnego czasu, wypracowali sobie skuteczny system. Dziś, gdy Sandy czuje, że Frank zaczyna mieć dosyć życia w mieście, wyjeżdżają do lasu. Podobnie, gdy Frank widzi, że Sandy zaczyna czuć się przytłoczona podróżowaniem, zostają w mieście – czasem na dłużej. W takich sytuacjach on – żeby zadbać o własne samopoczucie – organizuje sobie różne aktywności na świeżym powietrzu. Nie jest to system idealny i cza- sem któreś z nich się denerwuje i narzeka, ale jakoś sobie z tymi różnicami radzą i każde, najlepiej jak to możliwe, bierze pod uwagę potrzeby drugiej strony. Oboje, Frank i Sandy, rozumieją podstawową zasadę dobrego związku – że dobro drugiej osoby jest dla nas tak samo ważne, jak nasze. Ignorowanie potrzeb partnera odbije się na twoich emocjach, na twoim poziomie zadowolenia ze związku, a nawet na twoim zdrowiu fizycznym. Często postrzegamy konflikt jako grę o sumie zerowej – wygra albo jedna, albo druga strona. Ale teoria więzi pokazuje nam, że nasze szczęście zależy tak naprawdę w dużej mierze od szczęścia naszego partnera i vice versa, gdyż nasze losy są ze sobą nierozerwalnie związane. Mimo różnych potrzeb Frank i Sandy wypracowali system, w którym co jakiś czas jedno ustępuje drugiemu, co obojgu daje poczucie, że są wzajemnie nastawieni na realizację swoich potrzeb. Z perspektywy przywiązania jest to niezwykle dobre doświadczenie. 2. Skupianie się na problemie. Bałagan George’a Kelly tak wspomina pierwsze spotkania z George’em: „Na jednej z naszych pierwszych randek zatrzymaliśmy się na chwilę przy jego domu, ale nie zaprosił mnie do środka. Powiedział, że właśnie ma remont i nie chce, żebym zobaczyła ten chaos. Ponieważ jestem raczej podejrzliwa, ten wykręt wydał mi się podejrzany. Zaczęłam sobie wyobrażać najgorsze, czyli dodatkową szczoteczkę w jego łazience i bieliznę innej kobiety na jego łóżku. George zauważył, że mój nastrój się zmienił, i zapytał dlaczego. Powiedziałam, że jest dla mnie oczywiste, iż coś ukrywa, i nasza randka zakończyła się w niezbyt dobrym nastroju. Jednak następnego wieczora George zaprosił mnie do siebie. Wpuścił mnie na klatkę schodową, a gdy wchodziłam po schodach, otworzył drzwi i szerokim gestem zaprosił mnie do środka. Miał naprawdę straszny bałagan, ale śmialiśmy się z tego i złe uczucia prysły”. George potrafił naprawić sytuację, ponieważ ma bezpieczny styl przywiązania. Mimo że jego zachowanie może się wydawać naturalne, nie każdy w jego sytuacji zrobiłby to samo, warto więc przyjrzeć się bliżej temu, jak się zachował. George skupił się wyłącznie na tej konkretnej kwestii. Podczas gdy Kelly, która ma lękowy styl przywiązania, zaczęła kluczyć wokół tematu, rzucając oskarżenia, on potrafił przejrzeć jej zachowanie protestacyjne i dojść do tego, co naprawdę ją zmartwiło. Jego reakcja dobrze ilustruje to, czego dowiadujemy się z badań. Garry Creasey, szef jednostki zajmującej się badaniami nad przywiązaniem na Illinois State University, badacz, który interesuje się szczególnie zarządzaniem konfliktami z perspektywy teorii przywiązania, oraz Matthew Hesson-McInnis, także z zakładu psychologii uniwersytetu stanowego Illinois, odkryli, że osoby o bezpiecznym stylu przywiązania lepiej potrafią zrozumieć perspektywę partnera i skupić się na problemie. Reagując na lęki Kelly szybko i skutecznie, George zapobiegł rozwojowi konfliktu. Jego umiejętność zbudowania bezpiecznej relacji przyniosła korzyści im obojgu; Kelly dowiedziała się, że ma partnera, który czuje się odpowiedzialny za jej dobro, a George uświadomił sobie, że jego partnerka akceptuje go takiego, jakim jest, z całym jego bałaganem. Gdy istnieje chęć rozwiązania konkretnego problemu, a osoby zaangażowane w konflikt czują, że ktoś ich słucha, zbliża je to do siebie. Ale osoby o bezpiecznym stylu przywiązania nie zawsze potrafią rozwiązać konflikt w tak elegancki sposób. Również im zdarza się stracić cierpliwość i nie dostrzec potrzeb partnera. 3. Powstrzymanie się od generalizowania. Wyprawa na zakupy Mimo że Terry i Alex, oboje po pięćdziesiątce, reprezentują bezpieczny styl przywiązania, od ponad trzydziestu lat cały czas odtwarzają ten sam rytualny konflikt. Terry wysyła do supermarketu Alexa wyposażonego w bardzo szczegółową listę zakupów, na przykład: krojone pomidory w puszce, razowy chleb i paczka makaronu Barilla. Kilka godzin później Alex wraca z zakupionymi produktami, które są co prawda podobne do tych, które „zamówiła” Terry, ale nie dokładnie te same: makaron jest innej firmy, a pomidory są w formie pulpy, nie krojone. Terry się denerwuje, stwierdza, że z zakupionych produktów nic się nie da zrobić i dramatycznie ogłasza, że teraz sama będzie musiała iść na zakupy. Alex reaguje na to w ten sposób, że traci nad sobą panowanie, zabiera wszystko, co kupił, i w złości wypada z domu. Gdy wraca, przynosi co prawda ze sobą właściwe produkty, ale cały dzień jest już zrujnowany przez kłótnię. Mimo że Terry i Alex bardzo się kochają, nigdy nie przyjrzeli się bliżej temu rytualnemu konfliktowi. Gdyby to zrobili, zrozumieliby, jaką wartość mogłoby mieć dla nich znalezienie innego rozwiązania problemu. Alex jest roztargniony; wydaje się po prostu pozbawiony umiejętności zwracania uwagi na szczegóły, więc misja, którą dostaje od Terry, jest z góry skazana na porażkę. Dla Terry z kolei te drobiazgi są kluczowe – nie mogłaby przymknąć na nie oczu, nawet gdyby chciała. Nie oznacza to jednak, że musi brać na siebie cały ciężar tej sytuacji. Można znaleźć kreatywne rozwiązanie tego problemu. Terry może zadzwonić do Alexa, gdy ten jest w sklepie, i upewnić się, że wkłada do koszyka odpowiednie produkty; może złożyć zamówienie online i poprosić męża tylko o to, by je odebrał. Może też pójść na zakupy sama, podczas gdy Alex zajmie się innymi pracami domowymi. Muszą znaleźć sposób, który będzie najwygodniejszy dla nich, obojga, i trzymać się go. Na jedno jednak warto zwrócić szczególną uwagę: mimo że Terry i Alex się sprzeczają, żadne z nich nie ucieka się do destrukcyjnych zachowań. Najważniejsze jest to, że nie pozwalają na rozlewanie się konfliktu na inne obszary swojego życia; nie dają mu także wyrwać się spod kontroli. Unikają lekceważących komentarzy na temat siebie nawzajem, jak również bolesnych generalizacji. Utrzymują kłótnię w granicach konkretnego problemu i nie wyolbrzymiają go. Mimo że Terry od czasu do czasu „grozi”, że zacznie sama chodzić na zakupy – i czasami to robi – nie zdarza się jej mówić: „Mam cię dosyć” ani „Wiesz co? Sam sobie gotuj. Odchodzę!”. 4. Otwartość na zaangażowanie We wszystkich trzech opisanych powyżej konfliktach, niezależnie od tego, czy znalazły pokojowe czy ostrzejsze rozwiązanie, bezpieczny partner pozostaje „obecny” zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. George instynktownie potrafi przyjąć na siebie personalny atak ze strony Kelly, bierze odpowiedzialność za jej zranione uczucia i robi wszystko, by zmienić sytuację, nadal pozostając zaangażowanym. Gdyby był osobą o unikającym lub nawet o lękowym stylu przywiązania, mógłby odpowiedzieć na milczenie Kelly wycofaniem się lub stworzeniem jeszcze większego dystansu. Frank i Sandy także mogliby robić sobie nawzajem na złość. Sandy mogłaby powiedzieć: „Wiesz co? Rób co chcesz! Ja spędzam weekendy w mieście!” i odmówić jakiejkolwiek dalszej dyskusji na ten temat. Frank mógłby zrobić to samo. W ten sposób doprowadziliby do patowej sytuacji, w której spędziliby wiele weekendów oddzielnie, tęskniąc za sobą. Tylko dlatego, że oboje wyrażają gotowość do trwania w związku i poradzenia sobie z problemem, udaje im się znaleźć rozwiązanie, z którym oboje mogą żyć, i dzięki któremu uczą się dodatkowo bardziej wczuwać w potrzeby drugiej strony. 5. Skuteczne komunikowanie uczuć i potrzeb. Odwiedziny u szwagierki Ponieważ praca Toma jest bardzo wymagająca, Rebecca w tygodniu prawie go nie widuje i często czuje się bardzo samotna. W soboty zwykle odwiedza swoją siostrę, która mieszka niedaleko. Tom najczęściej nie towarzyszy jej podczas tych wizyt. Woli zostać w domu i odpoczywać na kanapie. Zazwyczaj Rebecce to nie przeszkadza, ale w tę sobotę, po szczególnie długim tygodniu pracy, gdy Toma nie było jeszcze dłużej niż zwykle, kobieta nalega, żeby jednak poszedł z nią. Tom jest wykończony i absolutnie zdecydowany nie iść. Tym razem Rebecca jednak nie chce zaakceptować odmowy, na co Tom reaguje jeszcze większym zamknięciem się. Wreszcie ona mówi mu, że jest egoistą, a on przestaje się odzywać i ogląda telewizję. Ostatecznie Rebecca idzie do siostry sama. Rebecca reaguje w sposób bardzo typowy dla osób o lękowym stylu przywiązania. Ponieważ fakt, że jej mąż spędził w minionym tygodniu jeszcze więcej czasu w pracy niż zwykle, pobudził jej system przywiązania, w sobotę odczuwa zwiększoną potrzebę kontaktu z nim. Najbardziej potrzebuje poczuć, że Tom jest dla niej dostępny – że mu na niej zależy i że chce z nią przebywać. Jednak zamiast powiedzieć to wprost i wytłumaczyć, co ją męczy, ucieka się do zachowania protestacyjnego – oskarżenia męża o egoizm i nalegania, by jej towarzyszył. Tom nie rozumie, dlaczego żona nagle zachowuje się tak nieracjonalnie – ostatecznie dawno ustalili, że on nie musi chodzić z nią do siostry. Jak bardzo różna mogłaby być reakcja Toma, gdyby Rebecca powiedziała: „Wiem, że nie znosisz chodzić ze mną do mojej siostry, ale dziś wiele by to dla mnie znaczyło. Prawie cię w tym tygodniu nie widziałam i nie chcę tracić okazji na spędzenie z tobą choć odrobiny czasu”. Skuteczne wyrażanie potrzeb emocjonalnych jest nawet lepsze niż magiczne czytanie drugiej osoby w twoich myślach; oznacza, że jesteś aktywnym podmiotem, który wymaga wysłuchania; otwiera też drzwi do znaczenie bogatszego dialogu emocjonalnego. Nawet jeśli Tom wybrałby nietowarzyszenie Rebecce, gdyby zrozumiał, co ona czuje, mógłby znaleźć inny sposób na uspokojenie jej emocji: „Jeśli naprawdę chcesz, żebym poszedł, zrobię to, ale też rzeczywiście chcę odpocząć. Może raczej wyjdziemy wieczorem tylko we dwoje? Co sprawiłoby, że poczułabyś się lepiej? Przecież wcale nie potrzebujesz mojego towarzystwa u twojej siostry, przeszkadzałbym wam tylko”. Zapobieganie konfliktom – podstawy biologii przywiązania W konfliktach nie zawsze chodzi o to, kto co komu zrobił, ani o to, jak znaleźć kompromis, ani nawet o to, jak się skuteczniej komunikować. Czasem samo zrozumienie podstawowej biologii przywiązania pozwala nam lepiej zapobiegać kłótniom, zanim jeszcze do nich dojdzie. Oksytocyna, neuropeptydowy hormon, który w ostatnich latach często był opisywany w prasie, odgrywa ważną rolę w procesach związanych z przywiązaniem i służy wielu celom: wywołuje porody, wzmaga uczucie bliskości i służy jako hormon wzmacniający społeczne więzi, zwiększając zaufanie i chęć współpracy. Podczas orgazmu, a nawet podczas przytulania, otrzymujemy wystrzał oksytocyny do mózgu – z tego też powodu otrzymał on miano „hormonu przytulania”. Co oksytocyna ma wspólnego z redukowaniem konfliktów? Czasem zdarza się, że spędzamy z bliską nam osobą mniej tzw. quality time, czyli dobrego jakościowo czasu – zwłaszcza wówczas, gdy mamy wiele innych pilnych spraw na głowie. Jednak wyniki badań z dziedziny neuronauki pokazują, że warto inaczej ustalić priorytety. Rezygnując z bliskości z naszym partnerem, tracimy także okazję do otrzymywania wspomnianych wystrzałów oksytocyny – co sprawia, że stajemy się mniej przyjemni dla otaczającego nas świata i bardziej podatni na popadanie w konflikty. Następnym razem, gdy zdecydujesz się zrezygnować z porannego, niedzielnego przytulania w łóżku po to, żeby nadrobić pracę – dobrze się zastanów, bo takie przytulanie może zapobiec konfliktom w twoim związku przez kilka dni. DLACZEGO OSOBY O POZABEZPIECZNYCH STYLACH PRZYWIĄZANIA NIE STAJĄ TWARZĄ W TWARZ Z KONFLIKTEM? Kilka cech lękowego i unikającego stylu przywiązania sprawia, że reprezentującym je ludziom trudno jest stosować bezpieczne zasady rozwiązywania konfliktów. U osób o stylu lękowym konflikt może wywołać bardzo podstawowe lęki dotyczące zarówno wrażliwości partnera na ich potrzeby, jak również groźby bycia odrzuconym czy porzuconym. W czasie kłótni takie osoby przeżywają wiele negatywnych myśli i uciekają się do zachowań protestacyjnych, mających na celu zdobycie uwagi partnera. Rzucają silne oskarżenia, płaczą albo w ogóle przestają się odzywać. Ze strachu, że partner nie potraktuje ich potrzeb poważnie, pragną silnie zaznaczyć swoją obecność, by zostać wysłuchanym. Ich zachowanie, mimo że często dramatyczne, zwykle pozostaje nieskuteczne. Osoby o unikającym stylu przywiązania również są przerażone możliwością, że partner nie będzie obecny, gdy będą go potrzebować. Jednak aby poradzić sobie z tym lękiem, stosują zupełnie inne podejście – duszą w sobie potrzebę bliskości, zamykając się emocjonalnie i przywdziewając zbroję obojętności. Im bardziej osobisty robi się konflikt, tym silniejsza staje się ich potrzeba zdystansowania się od tej sytuacji. Aby to zrobić, sięgają po strategie dezaktywujące, takie jak szukanie w partnerze wad, aby poczuć się mniej z nim związanym. Jeszcze jedno badanie, przeprowadzone przez Gary’ego Creaseya i jego dwie studentki Kathy Kershaw i Adę Boston, pokazało, że osoby zarówno o lękowym, jak i o unikającym stylu przywiązania korzystają rzadziej z pozytywnych sposobów na rozwiązanie konfliktu czy wyrażenie agresji, częściej natomiast niż osoby o bezpiecznym stylu przywiązania uciekają się do wycofania i doprowadzają do eskalacji problemu. Być może wynika to z podobieństw w ich podejściu do konfliktu – to znaczy z ich podstawowych przekonań na temat dostępności partnera oraz trudności ze skutecznym wyrażaniem potrzeb. PROBLEM NA TLE DZIECI W PRZYPADKU PAULA I JACKIE Mimo że Jackie i Paul spotykają się ze sobą już od ponad roku i spędzają razem większość nocy, Jackie nigdy nie poznała trójki dzieci partnera, Jej przyjaciele i rodzina martwią się tą sytuacją i zastanawiają się, dokąd ich relacja zmierza. Jackie próbowała rozmawiać z Paulem o możliwości poznania jego pociech, ale jego zdaniem właściwy moment jeszcze nie nadszedł. Dla niego priorytetem jest zachowanie stabilności w ich życiu. Dzieci spędzają z nim co drugi weekend i wówczas Jackie zupełnie nie ma z nim kontaktu. Kobieta ma poczucie, że jeśli znów spróbuje poruszyć ten problem, zagrozi całemu ich związkowi. Nawet w odpowiednich momentach, jak wtedy, gdy Paul mówił jej, jak bardzo ją kocha, i planował z nią kupno wspólnego domu, Jackie nie zająknęła się na temat dzieci; nie odwzajemniła też jego wyznania. Ma poczucie, że gdyby Paul naprawdę chciał być z nią blisko, wpuściłby ją z w pełni do życia swojego i swoich pociech. Gdy rodzice Jackie przychodzą na kolację, Paul w kółko mówi o tym, jak wspaniałe są jego dzieci. Po deserze ojciec Jackie zaprasza go na krótki spacer. Mówi mu, że z jego opowieści dzieci wydają się naprawdę cudowne i że ma nadzieję, że Jackie wkrótce będzie miała okazję je poznać, bo on i jego żona naprawdę go lubią i chcieliby widzieć, że ich związek się rozwija. Żaden z nich nie mówi o tej rozmowie Jackie. Przez cały tydzień Paul jest dziwnie cichy. Jackie nie ma pojęcia, dlaczego odpowiada jedynie „tak”, „nie” i „nie wiem”. Wreszcie pyta go, o co chodzi. Wtedy Paul wybucha. Skarży się, że jej ojciec skrytykował go za to, że tyle mówił o swoich dzieciach, i przypomina Jackie o wielu sytuacjach, w których on wyraził swoje uczucia do niej i nic w zamian nie usłyszał. Jackie odpowiada, że trudno jej się otworzyć, gdy on odsuwa ją od tak ważnej części swojego życia. Zamiast kontynuować rozmowę, Paul wstaje, pakuje się i wychodzi, mówiąc, że potrzebuje „przestrzeni”. Kilka tygodni później wraca, ale nadal unikają rozmów o tej sprawie i sytuacja wraca do punktu wyjścia. Zarówno Paul, jak i Jackie łamią niemal każdą bezpieczną zasadę radzenia sobie z konfliktami, co jest typowe dla osób o pozabezpiecznych stylach przywiązania. Żadne z nich nie komunikuje swoich potrzeb bezpośrednio i oboje unikają zajęcia się konkretną kwestią – przedstawieniem Jackie dzieciom Paula. Każde jednak robi to z innych powodów. Paul ma bardzo ugruntowaną opinię na ten temat – nie chce, żeby jego dzieci poznawały kogoś, z kim się spotyka, dopóki to nie będzie bardzo poważny związek – a Jackie nigdy nie odpowiedziała na jego wyznania miłości. Nie przyszło mu do głowy, żeby spytać partnerkę, czy przeszkadza jej to, że co drugi weekend spędzają oddzielnie. Mimo że mówi, że ją kocha, nie przekłada się to u niego na myślenie, że w kwestii związanej z jego dziećmi powinny być brane pod uwagę jej uczucia (jest to podejście typowe dla osoby o stylu unikającym). Ponadto zakłada, że skoro ona niezbyt często mówi o tym, że chciałaby poznać jego dzieci, nie zależy jej na tym aż tak bardzo. Jackie z kolei nie mówi już więcej o poznaniu jego dzieci, bo boi się i martwi, że jeśli będzie miała za duże wymagania, może zagrozić całemu ich związkowi. Obawia się, że Paul może dojść do wniosku, iż ona po prostu nie jest warta jego wysiłku. Paul łamie także bezpieczne zasady postępowania w związku, gdy decyduje się nie mówić Jackie o swojej rozmowie z jej ojcem. Co gorsza, gdy w końcu jednak o tym rozmawiają, zamiast dokładnie omówić temat, Paul zupełnie się wycofuje. Pozwala, by gniew w nim gotował się tak długo, że gdy w końcu Jackie pyta go, o co chodzi, potrafi zareagować już tylko atakiem. Jackie, która także ma niskie poczucie bezpieczeństwa, nie jest w stanie uratować sytuacji; zamiast spróbować uspokoić Paula i załagodzić sytuację, ucieka się do kontrataku. Ponieważ jest osobą lękową, bierze słowa Paula do siebie jako odrzucenie i zaczyna się bronić. Niestety żadne z nich nie potrafi zobaczyć w tej sytuacji nic poza własną krzywdą, spojrzeć z szerszej perspektywy i zrozumieć, co się dzieje z drugą osobą. Ogólna zasada jest taka, że delikatne tematy – takie jak poznawanie dzieci partnera – zawsze powinny być omawiane szczerze. Nawet jeśli akurat nikt ich nie porusza, należy założyć, że są ważne. Nawet jeśli od razu nie uda się znaleźć rozwiązania, ważne jest, by okazywać otwartość i gotowość wysłuchania drugiej osoby oraz nie kumulować urazów, które mogłoby doprowadzić do jakiegoś niekontrolowanego wybuchu w przyszłości. Oczywiście jeśli temat jest rzeczywiście omawiany, a nie ignorowany, szansa, że problem zostanie rozwiązany, jest znacznie większa. JAK ODNOSIĆ KORZYŚCI ZE STOSOWANIA BEZPIECZNYCH ZASAD POSTĘPOWANIA? Pozabezpieczne założenia przeszkadzają w rozwiązywaniu konfliktów. Zwłaszcza skupianie się na swoich własnych potrzebach i krzywdach może stanowić powód wielu problemów. Lęk przed tym, że ktoś może nie być tak emocjonalnie zaangażowany w związek jak ty albo nie życzy sobie takiej bliskości, jakiej ty pragniesz, jest zrozumiały. Jednak w sytuacji konfliktowej koncentrowanie się na tych kwestiach może być bardzo szkodliwe. Gdy jesteś w samym środku walki, próbuj cały czas mieć na uwadze kilka prawd. Pojedyncza kłótnia nie niszczy związku. Wyrażaj swoje lęki! Nie pozwól, by decydowały o twoim zachowaniu. Jeśli się boisz odrzucenia przez drugą stronę, powiedz jej to. Nie zakładaj, że zły humor twojego partnera to twoja wina. Najprawdopodobniej wcale tak nie jest. Zaufaj, że twój partner okaże ci troskę i współczucie, i śmiało wyrażaj swoje potrzeby. Nie oczekuj, że twój partner będzie wiedział, co myślisz. Jeśli nie powiesz czegoś wprost, on czy ona nie może tego wiedzieć! Nie zakładaj, że rozumiesz, co twój partner ma na myśli. Gdy nie masz pewności, pytaj. Ogólna nasza rada jest taka, że w sytuacji konfliktowej lepiej zawsze spodziewać się najlepszego. Tak naprawdę typowe dla osób o pozabezpiecznych stylach przywiązania zakładanie najgorszego często działa jak samospełniająca się przepowiednia. Jeśli zakładasz, że twój partner będzie się zachowywać w sposób dla ciebie bolesny, albo spodziewasz się odrzucenia, automatycznie przechodzisz do samoobrony – rozpoczynając w ten sposób błędne, negatywne koło. Mimo że pewnie musisz wmówić sobie wiarę w pozytywne prawdy, które wymieniliśmy powyżej (i zapewne nadal nie jesteś do nich zupełnie przekonany), jest to działanie, w które warto włożyć trochę wysiłku. W większości przypadków skieruje ono dialog we właściwym kierunku. Podsumowując, oto nawyki, od których w czasie kłótni należy się trzymać z daleka: Pozabezpieczne strategie postępowania, których należy unikać w sytuacjach konfliktowych 1. 2. 3. 4. Odchodzenie od rzeczywistego problemu Zaniedbywanie skutecznej komunikacji uczuć i potrzeb Uciekanie się do osobistych ataków i destrukcyjnych działań Działanie na zasadzie „oko za oko, ząb za ząb” – odpowiadanie na negatywne zachowania partnera jeszcze bardziej negatywnymi zachowaniami 5. Wycofywanie się 6. Zapominanie o tym, żeby mieć na uwadze dobro drugiej osoby Przypadek Paula i Jackie to raczej konflikt na tle potrzeb związanych z bliskością, a nie kwestii praktycznych. Opisaliśmy go tutaj po to, by pokazać, jak łatwo jest „zaliczyć” niemal wszystkie najgorsze możliwe zachowania w trakcie jednej kłótni. Mimo że Paul i Jackie się kochają, (1) łatwo odchodzą od głównego problemu („Twój ojciec skrytykował mnie za mówienie o moich dzieciach…”) i (2) w oczywisty sposób nigdy skutecznie nie komunikują swoich potrzeb i uczuć. Wiele rzeczy pozostaje niedopowiedzianych, zwłaszcza ze strony Jackie, która (5) ucieka w emocjonalne wycofanie się i nie odpowiada na podejmowane przez Paula próby zbliżenia się do niej na inne sposoby. Gdy wreszcie, po tygodniu ciszy (5), zaczynają znów ze sobą rozmawiać, robią to na zasadzie wet za wet (4). Oboje też z pewnością koncentrują się przesadnie na swoich własnych obawach i (6) z wielką trudnością przychodzi im pamiętanie o dobru drugiej osoby, a zwłaszcza w trakcie kłótni. WARSZTATY ZE STRATEGII POSTĘPOWANIA W SYTUACJACH KONFLIKTOWYCH Pierwszym krokiem w kierunku zidentyfikowania strategii, jakie samemu stosuje się podczas konfliktu, i ich zmiany, jest nauczenie się rozróżniania pomiędzy strategiami skutecznymi i nieskutecznymi. Przyjrzyj się następującym sytuacjom i postaraj się stwierdzić, jakie zasady stosują te pary, by poradzić sobie z dzielącymi ich kwestiami. Jeśli uważasz, że wykorzystywane zasady są pozabezpieczne, podaj możliwe do zastosowania bezpieczne alternatywy. 1. Marcus wykupił rejs do Brazylii (przeznaczony głównie dla singli), zanim poznał Darię, z którą spotyka się od sześciu miesięcy. Darii nie podoba się perspektywa, że Marcus wybiera się w taką podróż bez niej, jednak sama nie lubi rejsów. Gdy podejmuje ten temat w rozmowie z Marcusem, słyszy: „To teraz już wszystko muszę robić z tobą? Przecież i tak nie lubisz rejsów, więc o co ci chodzi? Poza tym, już zapłaciłem. Chcesz, żeby przepadły mi te trzy tysiące dolarów?” Reakcja Marcusa jest: bezpieczna pozabezpieczna Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Marcusa: Możliwe bezpieczne strategie, które mógł zastosować: Odpowiedź: rekcja Marcusa jest pozabezpieczna. Marcus stosuje mnóstwo pozabezpiecznych strategii postępowania. Generalizuje konflikt, atakując swoją dziewczynę („Chcesz, żeby przepadły mi te trzy tysiące dolarów?”) i daje jej odczuć, że jej oczekiwania są przesadzone („To teraz już wszystko muszę robić z tobą?”). Nie pozostaje skupiony na problemie, którym jest w tym wypadku niepokój Darii, że podczas takiego rejsu mógłby ją zdradzić. Marcus woli odejść od tematu i przełożyć go na kwestię pieniędzy i „przesadnych” oczekiwań partnerki. Bezpieczne strategie, które Marcus mógł zastosować: najlepiej byłoby, gdyby Marcus trzymał się konkretnego tematu, który podniosła Daria. Dla niej jest to rzeczywisty problem i tak długo, jak się nim nie zajmie, pozostanie on nierozwiązany. 2. W odpowiedzi na reakcję swojego chłopaka Daria zamyka się. Przeprasza za to, że w ogóle podniosła ten temat. Ostatecznie jest to podróż, którą zaplanował, jeszcze zanim się poznali. Czuje się źle, że zachowała się tak nierozsądnie, miała za wysokie oczekiwania i zbyt jawnie pokazała, jak jej na nim zależy. Reakcja Darii jest: bezpieczna pozabezpieczna Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Darię: Bezpieczne strategie, które Daria mogła zastosować: Odpowiedź: reakcja Darii jest pozabezpieczna. Dlaczego Daria tak reaguje? Jej chłopak chce się wybrać do Brazylii na rejs dla singli po zaledwie sześciu miesiącach ich znajomości. Daria jak najbardziej ma prawo wyrazić swój niepokój. Jednak zamiast otwarcie o tym porozmawiać, wycofuje się. Boi się, że fakt, iż wyraziła własne zdanie, może zagrozić jej związkowi, więc stara się zatrzeć złe wrażenie, przepraszając za to, że w ogóle podjęła ten temat. Jednak robiąc to, Daria zgadza się na niepisaną umowę pomiędzy nią a Marcusem, zgodnie z którą jej uczucia i lęki będą w ich związku lekceważone. Bezpieczne strategie, jakie Daria mogła zastosować: powinna była zdecydowanie zakomunikować swoje potrzeby, powiedzieć Marcusowi o swoich obawach i o tym, że wizja tego rejsu sprawia, iż martwi się o przyszłość ich związku. Reakcja Marcusa na jej skuteczną komunikację wiele by jej o nim powiedziała. Gdyby nadal ją lekceważył i w ogóle nie wziął sobie jej uczuć do serca, wówczas powinna się zastanowić, czy naprawdę chce być dłużej z kimś takim. 3. Podczas jazdy samochodem Ruth opowiada Johnowi, jak bardzo martwi się trudnościami, jakie ich córka ma z matematyką. John przez cały czas tej rozmowy kiwa głową, ale sam mówi niewiele. Po kilku minutach Ruth wybucha: „Dlaczego to jest tylko mój problem? Przecież to też twoja córka. Dlaczego ty się tym w ogóle nie interesujesz? Czy ty w ogóle się o nią nie martwisz?”. John jest zaskoczony jej atakiem. Po około minucie mówi: „Jestem naprawdę wykończony i samo prowadzenie samochodu zabiera mi teraz resztki energii. Też bardzo się martwię tą sytuacją, ale w tym momencie mam ledwie tyle siły, żeby skoncentrować się na drodze”. Reakcja Johna jest: bezpieczna pozabezpieczna Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Johna: Bezpieczne strategie, jakie John mógłby zastosować: Odpowiedź: reakcja Johna jest bezpieczna. Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania nie są święte! Także oni, tak samo jak inni ludzie, mogą być czasem zmęczeni i tracić cierpliwość albo odpływać myślami gdzieś daleko. Kluczowe jest jednak to, w jaki sposób reagują na konfliktowe sytuacje. Zwróć uwagę na to, że John nie odpowiada atakiem na atak Ruth. Pozostaje skupiony na problemie, odpowiada w prosty sposób („Jestem naprawdę wykończony…”) i okazuje szczere zainteresowanie samopoczuciem żony, potwierdzając zasadność jej troski („Też bardzo się martwię tą sytuacją”). Bezpieczne strategie, jakie John mógł zastosować: John spisał się całkiem nieźle, zapobiegając niepotrzebnej eskalacji konfliktu i uspo- kajając partnerkę. Wyobraź sobie, jak ta sytuacja potoczyłaby się dalej, gdyby warknął: „Do cholery! Nie widzisz, jaki jestem zmęczony? O co ci chodzi? Chcesz, żebym spowodował wypadek?”. Na szczęście zrozumiał, że oskarżenia żony były jedynie wynikiem jej stresu i że w rzeczywistości pewnie nie chciała go krytykować. Zajął się więc prawdziwym problemem, zapewniając ją, że dobro ich córki jest ich wspólną sprawą. 4. Steve od kilku tygodni umawia się z Mią. W piątek po południu dzwoni do niej, żeby zapytać, czy chciałaby tego dnia wieczorem dołączyć do niego i jego przyjaciół w lokalnym barze. Mia denerwuje się, bo Steve prawie zawsze chce się z nią spotykać w towarzystwie swoich znajomych, podczas gdy ona wolałaby klasyczną randkę sam na sam. „Naprawdę się boisz zostać ze mną sam, co?” – mówi. – „Nie gryzę” – dodaje żartobliwie. Następuje chwila niezręcznej ciszy, po czym Steve rzuca: „Zadzwoń do mnie, gdybyś jednak chciała przyjść”, po czym się rozłącza. Reakcja Steve’a jest: bezpieczna pozabezpieczna Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Steve’a: Bezpieczne strategie, które Steve mógł zastosować: Reakcja Mii jest: bezpieczna pozabezpieczna Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Mię: Bezpieczne strategie, jakie Mia mogła zastosować: Odpowiedź: reakcja Steve’a jest pozabezpieczna. Steve stara się uniknąć konfrontacji lub intymnej rozmowy i wybiera wycofanie zamiast zaangażowania. Nie stara się dowiedzieć, co Mia miała na myśli. Po prostu znika. Bezpieczne strategie, jakie mógł wykorzystać: przede wszystkim wydaje się, że Steve nie jest tak naprawdę zainteresowany żadnym poważniejszym związkiem. W przeciwnym wypadku nie planowałby każdej randki w większym towarzystwie. Jeśli jednak pragnie bliższej relacji z Mią, powinien był skupić się na problemie i zapytać dziewczynę, co ma na myśli. Jej uwaga zabrzmiała na pewno nieco cynicznie, ale gdyby Steve podszedł do tego mądrze (i bezpiecznie), nie wziąłby sobie jej słów do serca. Spróbowałby dowiedzieć się, o co jej chodzi, a ta rozmowa mogłaby przenieść ich relację na wyższy (i bardziej intymny) poziom. Odpowiedź: reakcja Mii jest pozabezpieczna. Ale co z samą Mią? Ona również zareagowała w pozabezpieczny sposób. Jej próba skutecznego zakomunikowania swoich potrzeb zbyt przypominała atak. Teraz będzie się zastanawiać, czy go uraziła i czy poczuł się krytykowany. {: .NI} Bezpieczne strategie, jakie mogła wykorzystać: Mia mogła powiedzieć coś w rodzaju: „Wiesz co, właściwie to nie mam ochoty zawsze spotykać się w większej grupie. Lubię spędzać czas tylko z tobą. Może zrobimy coś we dwoje?” (skuteczna komunikacja potrzeb). Reakcja Steve’a pokazałaby, czy jest on gotów zaakceptować potrzeby swojej partnerki i dostosować się do nich. 5. Emma i jej chłopak Todd siedzą razem w kawiarnianym ogródku. Todd ogląda się za przechodzącymi obok kobietami. „Naprawdę nie cierpię, gdy to robisz. To takie upokarzające” – mówi Emma. „O co ci chodzi?” – odpowiada niewinnie Todd. „Dokładnie wiesz, o co. Gapisz się!” „Nie bądź śmieszna! A gdzie mam patrzeć? A nawet gdybym się gapił, pokaż mi jednego faceta, który nie patrzy na ładne kobiety. To jest kompletnie bez znaczenia”. Reakcja Todda: bezpieczna pozabezpieczna Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Todda: Bezpieczne strategie, jakie Todd mógł zastosować: Reakcja Emmy: bezpieczna pozabezpieczna Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Emmę: Bezpieczne strategie, jakie Emma mogła zastosować: Odpowiedź: reakcja Todda jest pozabezpieczna. Todd unika odniesienia się do niepokojów leżących u podstaw reakcji Emmy, która po prostu czuje się nieatrakcyjna i niedoceniana, gdy on ogląda się za innymi kobietami. Mężczyzna wybiera wycofanie zamiast zaangażowania. Najpierw udaje, że w ogóle nie ma pojęcia, o co Emmie chodzi, a następnie lekceważy jej zarzut, mówiąc, że jego zachowanie nie odbiega od normalnych męskich zachowań. To przykład najgorszego rodzaju nieskutecznej komunikacji, która niczego nie rozwiązuje. Jego dziewczyna nadal będzie zdenerwowana jego zachowaniem, a on będzie miał poczucie, że jest to zachowanie usprawiedliwione i że ma do niego prawo. Bezpieczne strategie, z których Todd mógł skorzystać: bezpieczne podejście obejmowałoby okazanie zainteresowania dobrem Emmy poprzez przyznanie, że jego zachowanie mogło sprawić, iż poczuła się podle. Mógł także spróbować zrozumieć, co naprawdę przeszkadza kobiecie w jego zachowaniu, i zapewnić ją, że jest dla niego piękna (skupiając się w ten sposób na problemie). Mógłby poprosić ją, żeby zwróciła mu uwagę, gdy następnym razem zacznie robić coś podobnego, żeby miał szansę zmienić swoje zachowanie: „Przepraszam, robię to z przyzwyczajenia, ale właśnie do mnie dotarło, że ciebie może to denerwować i możesz czuć się tym zachowaniem poniżona. Ja na przykład zawsze się denerwuję, gdy inni mężczyźni na ciebie patrzą, nawet jeśli ty o tym nie wiesz! Spróbuję tego więcej nie robić, ale gdyby jeszcze mi się zdarzyło, proszę cię, żebyś zwróciła mi uwagę”. Odpowiedź: reakcja Emmy jest bezpieczna. Emma skutecznie komunikuje swoje potrzeby. Mówi Toddowi, jak się czuje przez jego zachowanie, wprost i w niezbyt oskarżycielski sposób (na tyle, na ile jest to w tej sytuacji możliwe). {: .NI} Bezpieczne strategie, jakie Emma mogła zastosować: Emma zachowała się prawidłowo. 6. Siostra Dana przychodzi zająć się dziećmi jego i Shannon, podczas gdy oni wychodzą razem na upragnioną randkę. Gdy wracają, Shannon idzie prosto do łóżka, podczas gdy Dan rozmawia jeszcze chwilę ze swoją siostrą. Potem wściekły wpada do sypialni: „Moja siostra robi nam dużą przysługę, zajmując się dziećmi, więc naprawdę mogłabyś się chociaż z nią przywitać!”. W odpowiedzi Shannon mówi: „Naprawdę tego nie zrobiłam? Przepraszam, jestem półprzytomna. Nie chciałam być niegrzeczna”. Reakcja Shannon jest: bezpieczna pozabezpieczna Pozabezpieczne strategie zastosowane przez Shannon: Bezpieczne strategie, jakie Shannon mogła wykorzystać: Odpowiedź: reakcja Shannon jest bezpieczna. Shannon unika wielu pozabezpiecznych pułapek. Powstrzymuje się od generalizowania konfliktu. Nie zaczyna się przesadnie bronić ani nie odpowiada atakiem na atak. Pozostaje skupiona na problemie i odnosi się jedynie do niego. Nie oznacza to, że gniew Dana zniknie; najprawdopodobniej mężczyzna pozostanie zirytowany. Jednak Shannon zdołała przynajmniej powściągnąć jego emocje i zapobiec eskalacji konfliktu. Jej odpowiedź pokazuje też, że bezpieczne reagowanie w sytuacji konfliktowej to nie fizyka kwantowa – nie wymaga żadnych niezwykłych psychologicznych ani werbalnych umiejętności. Często sprowadza się do prostych, ale szczerych przeprosin. Epilog C hcielibyśmy, aby najważniejszą informacją, jaką nasi czytelnicy wyniosą z tej książki, było to, że związki uczuciowe nie powinny być zostawiane przypadkowi. Relacje z innymi to jedno z najbardziej satysfakcjonujących ludzkich doświadczeń, znacznie przewyższające inne dary, jakie życie ma nam do zaoferowania. Badanie przeprowadzone na ponad trzystu studentach uniwersytetu pokazało, że 73% z nich dla miłości byłoby gotowych poświęcić większość swoich życiowych celów. Jednak mimo wagi, jaką przywiązujemy do tych najbardziej intymnych relacji, większość z nas ma nadal bardzo małą naukową wiedzę na temat miłości i nazbyt często pozwalamy, aby rządziły nami w tym obszarze naszego życia błędne przekonania i mity. Nawet my, mimo że dokładnie zapoznaliśmy się z aktualnym stanem wiedzy na temat przywiązania, od czasu do czasu nadal zauważamy, że popadamy w tradycyjne schematy myślenia, gdy słyszymy jakąś historię miłosną albo oglądamy romantyczny film, w którym są one wykorzystywane. Ostatnio widzieliśmy popularny film, który dokładnie tymi schematami operował. Młody mężczyzna zakochuje się namiętnie w pięknej i inteligentnej kobiecie. Spala go pragnienie spędzenia z nią reszty życia. Ona jednak chce pozostać wolna i mówi mu to od samego początku. Przez cały film wysyła mężczyźnie mieszane sygnały, flirtując i zwodząc go w taki sposób, że on cały czas na nadzieje na szczęśliwe zakończenie. To jednak okazuje się nietypowe dla hollywoodzkich filmów, bo ostatecznie kobieta łamie mu serce. Później on odkrywa, że wyszła za mąż za mężczyznę swoich marzeń i żyje z nim szczęśliwie. (Przynajmniej na ile on i my możemy to ocenić, bo w tym momencie film się kończy.) Nasza pierwsza reakcja była taka, jak większości innych widzów – zakochaliśmy się w tej kobiecie. Była silna, namiętna i niezależna – prawdziwie wolny duch. Była też szczera – od początku ostrzegała bohatera, że nie szuka poważnego związku. Nie można jej przecież za to winić. Poza tym ewidentnie on nie był dla niej (przecież fabuła pokazuje nam, że w końcu znalazła dla siebie tego jedynego). Przez większość filmu byliśmy również podekscytowani romantyczną możliwością, że kobieta jednak otworzy się na tego mężczyznę i ten zdobędzie jej miłość. Mimo że film zaczął się „spoilerem”, gdyż od początku powiedziano widzowi, że nie będzie to historia miłosna – nadal łudziliśmy się troszkę, że w końcowej scenie główni bohaterowie razem odjadą ku zachodzącemu słońcu. Jednak, gdy później się nad tym zastanowiliśmy, dotarło do nas, że daliśmy się złapać na wszystkie możliwe pułapki myślenia o miłości. Nawet my, mimo naszej profesjonalnej wiedzy na temat romantycznych zachowań, powróciliśmy na chwilę do starych i nieprawdziwych przekonań. Pozwoliliśmy, by czyjeś głęboko zakorzenione błędne założenia na temat tego uczucia wpłynęły na nasze myślenie o nim. Pierwsze z tych błędnych przekonań brzmi: każdy ma taką samą umiejętność tworzenia bliskich relacji. Zostaliśmy tak wychowani, że wierzymy, iż wszyscy potrafią mocno się zakochać (co właściwie jest prawdą), a gdy to się stanie, miłość zupełnie ich odmieni (to już prawdą zdecydowanie nie jest!). Panuje przekonanie, że niezależnie od tego, jaki ktoś był wcześniej, gdy się zakocha, stanie się adorującym, wiernym i wspierającym partnerem, pozbawionym wątpliwości co do swojego związku. Mamy skłonność do zapominania o tym, że ludzie mogą się znacznie różnić, jeśli chodzi o umiejętność tworzenia bliskich relacji. A gdy potrzeba bliskości jednej osoby spotka się z potrzebą dystansu i niezależności drugiej, wówczas może dojść do poważnego nieszczęścia. Świadomość tego faktu pozwala lepiej poruszać się w świecie randek i znaleźć kogoś, kto będzie miał podobne do naszych potrzeby związane z bliskością. Tym z kolei, którzy już są w związku, wiedza ta może umożliwić osiągnięcie zupełnie nowego poziomu rozumienia różnic w potrzebach twoich i partnera, co jest pierwszym i koniecznym krokiem ku stworzeniu bezpieczniejszej relacji. Drugie powszechne i błędne przekonanie, którego ofiarą padamy, zakłada, że małżeństwo to cel i zwieńczenie historii miłosnej. Momentem, który zazwyczaj kończy romantyczne opowieści, jest ślub i wszyscy mamy skłonność do wiary, że fakt, iż ludzie się pobierają, jest jednoznacznym dowodem na potęgę miłości; podjęcie decyzji o małżeństwie ma oznaczać, że przyszli małżonkowie są teraz gotowi na prawdziwą bliskość i partnerstwo emocjonalne. Nie lubimy myśleć, że ktoś może wchodzić w związek małżeński, wcale nie planując realizacji takich celów, nie mówiąc już o tym, że w ogóle może nie być do tego zdolny. Chcemy wierzyć, tak jak my łudziliśmy się, oglądając wspomniany wyżej film, że małżeństwo potrafi każdego przemienić i sprawić, że będzie traktował swojego partnera czy partnerkę po królewsku (zwłaszcza jeśli wchodzące w związek małżeński osoby są bardzo w sobie zakochane). W naszej książce staraliśmy się jednak pokazać, jak niedopasowanie stylów przywiązania może prowadzić do wielkiego nieszczęścia w małżeństwie, nawet wówczas, gdy ludzie naprawdę bardzo się kochają. Jeśli jesteś w takim związku, nie czuj się winny czy winna, że stale ci czegoś brakuje. Ostatecznie twoje najbardziej podstawowe potrzeby często nie są zaspokajane, a sama miłość nie wystarczy, żeby związek właściwie się rozwijał. Jeśli po przeczytaniu tej książki rozumiesz, jaki każde z was ma styl przywiązania, będziesz mógł poradzić sobie z tym problemem, podchodząc do niego od kompletnie innej strony. Trzecim bardzo powszechnym przekonaniem jest założenie, że to my sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze potrzeby emocjonalne i że nasi partnerzy w ogóle nie ponoszą za nie odpowiedzialności. Gdy potencjalni partnerzy „odczytują nam nasze prawa” (patrz rozdział 11.) zaraz na początku związku, mówiąc, że nie są gotowi na to, żeby się zaangażować, i pozbywając się w ten sposób odpowiedzialności za nasze dobro, albo gdy podczas trwania związku sami podejmują decyzje, nie biorąc pod uwagę naszych potrzeb, szybko akceptujemy te warunki. Tego typu logika stała się bardzo naturalna i nawet nasi przyjaciele mówią nam: „Przecież od razu ci powiedział/powiedziała, że nie chce się angażować” albo „Zawsze podkreślał/podkreślała, jakie to jest dla niego/dla niej ważne, więc możesz mieć pretensje tylko do siebie”. Jednak gdy jesteśmy zakochani i chcemy, żeby nasz związek trwał, mamy skłonność do ignorowania sprzecznych komunikatów, które otrzymujemy. Zamiast przyjąć do wiadomości, że ktoś, kto wprost lekceważy nasze emocje, nie będzie dla nas dobrym partnerem, akceptujemy to podejście. Zawsze powinniśmy pamiętać o tym, że w prawdziwie partnerskim związku obie strony postrzegają wzajemnie swoje dobro emocjonalne jako wspólną odpowiedzialność. Gdy odrzucimy już te urojenia, wspomniany tutaj film, jak i wiele sytuacji z prawdziwego życia, nabiera zupełnie innego znaczenia. Historia miłosna staje się przewidywalna i traci sporo ze swojej tajemniczości. Nie jest to już po prostu opowieść o mężczyźnie i kobiecie, ale o osobie lękowej, która natknęła się w życiu na osobę unikającą – on ma potrzebę bliskości, a ona przed nią ucieka. Wszystko było wiadome od samego początku, niestety jednak nie dla męskiego bohatera tego filmu. To, że kobieta, którą kochał, poślubiła w końcu kogoś innego, nie zmienia faktu, że reprezentowała unikający styl przywiązania, i nic nam nie mówi o jej (i jej męża) przyszłym szczęściu w tym związku. Jest bardzo prawdopodobne, że ona nadal będzie się zachowywać tak samo i będzie się na wiele sposobów dystansować od męża. A nasz bohater może nawet zostać jej „mitycznym byłym”. Oglądając ten film, uświadomiliśmy sobie jednak, jak trudno jest pozbyć się przekonań, w które wierzyliśmy całe życie – niezależnie od tego, jak są niekonstruktywne. Jednak ich odrzucenie jest konieczne; trzymanie się ich może być bowiem bardzo destrukcyjne. Takie przekonania zachęcają nas do rzucania na szalę naszego poczucia własnej wartości i naszego szczęścia oraz do ignorowania naszych najbardziej podstawowych potrzeb i udawania, że jesteśmy kimś innym. Jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na to, żeby cieszyć się z korzyści posiadania bezpiecznej więzi z drugim człowiekiem. Gdy nasz partner jest dla nas bezpieczną bazą i kotwicą, czerpiemy z niego siłę i zachętę, żeby mierzyć się ze światem i w pełni wykorzystywać nasz potencjał. Pomaga on nam stać się najlepszą wersją nas samych, a my odwdzięczamy się tym samym. Nie zapominaj o następujących faktach: Twoje potrzeby związane z przywiązaniem są uprawnione. Nie musisz czuć się źle z tego powodu, że potrzebujesz najbliższej ci osoby; to część twojej genetycznej konstrukcji. Z perspektywy teorii więzi związek powinien dodawać ci pewności siebie i zapewniać ci spokój umysłu. Jeśli tak się nie dzieje, jest to poważny znak ostrzegawczy! Przede wszystkim jednak masz prawo dochować wierności sobie – stosowanie „gierek” oddali cię tylko od twojego ostatecznego celu, jakim jest znalezienie prawdziwego szczęścia z twoim aktualnym partnerem lub kimś innym. Mamy nadzieję, że skorzystasz z wiedzy na temat więzi, jaką zawarliśmy w tej książce. Wiedza ta wypływa z ponad dwóch dekad badań i mamy nadzieję, że pomoże ci znaleźć szczęście w twoich związkach oraz zrealizować swój potencjał we wszystkich aspektach twojego życia. Jeśli będziesz się trzymać zasad teorii więzi, jakie tu wyłuszczyliśmy, zamiast pozostawiać swoje szczęście w rękach przypadku, aktywnie dasz sobie najlepszą szansę na znalezienie – i zatrzymanie – niosącej głębokie zadowolenie miłości. Podziękowania J esteśmy winni wdzięczność wielu osobom za pomoc, jaką od nich otrzymaliśmy podczas pisania tej książki. Przede wszystkim chcieliśmy podziękować za wsparcie naszym rodzinom. Bardzo szczególne podziękowania należą się także prawdziwie niezwykłej osobie, jaką jest nasza redaktorka Nancy Doherry, za jej wspaniałą pracę redaktorską i nieustające zachęty. Pragniemy także wyrazić wdzięczność naszej agentce Stephanie Kip-Rostan za pomoc, jakiej nam udzieliła, jak również za przedstawienie nas Sarze Carder, redaktorce w wydawnictwie Tarcher, która zapoznała się z naszą książką, gdy ta była jeszcze zaledwie szkicem. Jej wiedza i wizja okazały się nieocenione. Dziękujemy całemu zespołowi wydawnictwa Tarcher za ich wspaniałą pracę nad naszą książką. Dodatkowo na nasze szczególne podziękowania zasłużyły następujące osoby: Eddie Sarfaty, Jezra Kaye, Jill Marsal, Giles Anderson i Smriti Rao. Dziękujemy też Ellen Landau i Lenie Verdeli za ich cenne uwagi w odniesieniu do poszczególnych części pierwszych wersji książki. Na liście osób, którym jesteśmy szczególnie wdzięczni, znajdują się także: Tziporah Kassachkoff, Donald Chestnut, Robert Risko, David Sherman, Jesse Short, Guy Kettelhack, Alexander Levin, Arielle Eckstut, Christopher Gustafson, Oren Tatcher, Dave Shamir, Amnon Yekutieli, Christopher Bergland, Don Summa, Blanche Mackey, Leila Livingson, Michal Malachi Cohen, Adi Segal oraz Margaret i Michael Korda. Specjalne podziękowania należą się też Danowi Siegelowi za jego pełne zachęty słowa na temat naszej książki na początkowym etapie jej powstawania, jak również za konstruktywną krytykę. Dziękujemy także ochotnikom, którzy podzielili się z nami swoimi intymnymi doświadczeniami i przemyśleniami, oraz tym, którzy wypełnili nasze kwestionariusze przywiązania dla dorosłych i udzielili nam informacji zwrotnej na temat jego wersji beta. Od każdej z tych osób nauczyliśmy się czegoś ważnego. Napisanie tej książki byłoby niemożliwe bez bogatych zasobów innowacyjnych badań nad więzią, z których korzystaliśmy. Mamy nieskończony dług wdzięczności wobec badaczy, którzy dokonali przełomowych odkryć w tej dziedzinie. Oni wprowadzili nas do innego – genialnego – sposobu patrzenia na związki. Od Rachel Chciałam podziękować całemu zespołowi instytutu Modi’in Educational Psychology Service, gdzie przepracowałam ostatnie cztery lata. Wasza wiedza, świadomość i zbiorowa mądrość pozwoliły mi stać się lepszym psychologiem – dzięki nim rozwinęłam się zarówno jako terapeutka, jak i jako diagnostyk. Dzięki pracy w tak wspierającym i pełnym wnikliwych umysłów otoczeniu mogłam się dalej uczyć i na co dzień poszerzać swoje horyzonty. Moje podziękowania należą się także instytutowi Shinui Institute for Family and Marriage Therapy za zapoznanie mnie z perspektywą systemową w psychoterapii i zachęcenie mnie do postrzegania symptomów i zajmowania się nimi w jak najszerszym możliwym kontekście, biorąc pod uwagę silny wpływ naszych najbliższych relacji na nasze życie. Dziękuje także Batyi Krieger, mojej pierwszej superwizorce, za jej zachętę i wskazanie kierunków rozwoju. Szczególne podziękowania chciałabym także przekazać osobom, które miały wpływ na moje myślenie w początkowym okresie mojej kariery, w tym dwóm osobom z Columbia University – doktorowi Harveyowi Hornsteinowi, który jest nie tylko wspaniałym specjalistą i nauczycielem, ale także wyjątkowo dobrą osobą, oraz doktorowi Warnerowi Burke’owi za jego mądrość i inspirację. Dziękuję także moim rodzicom: mojemu ojcu, Jonathanowi Frankelowi, który ku mojej rozpaczy nie dożył publikacji tej książki, jak również mojej matce Edith Rogovin Frankel, która na wiele sposobów wspierała jej powstawanie. Jestem także wdzięczna mojemu mężowi Jonathanowi za jego miłość, wsparcie, przyjaźń i mądrość, oraz trójce moich dzieci, które każdego dnia dodają mojemu życiu głębi i znaczenia. Od Amira Miałem szczęście, gdyż przez ostatnie dwanaście lat cieszyłem się posiadaniem intelektualnego domu na wydziale psychiatrii i neuronauki Columbia University, gdzie miałem okazję pracować ze wspaniałymi praktykami i badaczami. Jestem wdzięczny licznym nauczycielom, superwizorom, mentorom i kolegom, którzy wnieśli swój wkład w moje życie i sposób myślenia. Szczególnie chciałbym podziękować tym, którzy mieli długotrwały wpływ na moją zawodową karierę: doktor Rivce Eiferman z Hebrajskiego Uniwersytetu w Jerozolimie, która nauczyła mnie analitycznego podejścia i powstrzymywania się od sądów podczas słuchania pacjentów; nieżyjącemu już doktorowi Jacobowi Arlowowi, którego praca stanowi rdzeń współczesnego podejścia analitycznego i od którego miałem szczęście uczyć się praktyki psychoterapeutycznej; doktor Lisie Mellman i doktorowi Ronowi Riederowi, którzy mieli zasadniczy wpływ na mój rozwój jako psychoterapeuty i naukowca; doktorowi Danielowi Schechterowi, szefowi instytutu Parent-Child Project at Columbia, który wprowadził mnie w temat terapii opartej na więzi dla dzieci i rodziców w przedszkolu terapeutycznym; doktor Abby Fyer, dzięki rozmowom z którą wiele się przez lata nauczyłem i która uświadomiła mi rolę systemu opioidowego w przywiązaniu; doktor Clarice Kestenbaum za nauczenie mnie bardzo szczególnego sposobu pracy z dziećmi i nastolatkami; oraz doktorowi Davidowi Schafferowi, dzięki któremu moja kariera naukowa w ogóle była możliwa. Dziękuję także doktor Dolores Malaspinie, która nauczyła mnie podstaw badań epidemiologicznych i uświadomiła mi wagę próbek zbiorowych (community samples) w medycynie; doktorowi Billowi Byne’owi, który omawiał ze mną temat genderowego nonkonformi- zmu w dzieciństwie i uczył mnie krytycznie czytać prace naukowe; oraz doktor Ann Dolinsky, Davidowi Leibowi i Michaelowi Liebowitzowi za kliniczne nauki, wiedzę i doświadczenie, którym się ze mną dzielili. Dziękuję także doktorowi Renemu Henowi za wsparcie, jakie od niego przez lata otrzymywałem; doktorowi Myronowi Hoferowi, którego podejście do badania rozwoju na przykładzie zwierząt i praca nad wpływem więzi we wczesnym okresie życia na dorosły fenotyp to przykłady wzorcowej pracy badawczej. Bardzo cenię sobie także jego wiarę w moją pracę i kierunkowe wsparcie, jakiego mi udzielił. Chciałbym także wyrazić moje uznanie i podziw dla osób, z którymi aktualnie współpracuję – dla doktora Erica Kandela, doktor Denise Kandel, doktora Samuela Schacherowa i doktor Claudii Schmauss. Praca z nimi jest niebywale pobudzająca intelektualnie. Chciałbym również specjalnie podziękować zmarłemu doktorowi Jimmy’emu Schwartzowi, który dał mi moją pierwszą szansę przeprowadzenia badań z dziedziny neuronauki; doktorowi Herbowi Kleberowi za jego politykę otwartych drzwi i inspirujące dyskusje; doktor Francine Cournos, mojej pierwszej i wieloletniej superwizorce psychoterapeutycznej za wszelkie wsparcie, jakiego mi udzieliła przez lata; dziękuję także wszystkim przyjaciołom i kolegom, z którymi miałem szczęście pracować i z których mądrości dane mi było korzystać. Dziękuję także narodowemu instytutowi zdrowia za stałe wsparcie dla moich badań, które przyczyniło się także do napisania tej książki. Chciałbym również wyrazić szczególną wdzięczność mojej rodzinie. Ich obecność w moim życiu jest moją bezpieczną bazą, dzięki której mam odwagę badać świat. I na koniec chciałbym także podziękować moim pacjentom, zarówno dzieciom, jak i dorosłym, za dzielenie się ze mną swoimi zmaganiami i nadziejami, frustracjami i marzeniami. Bycie częścią ich życia sprawiło, że stałem się lepszą, mądrzejszą osobą. Bibliografia Atkinson, L. , A. Niccols, A. Paglia, J. Coolbear, K.C.H. Parker, L. Poulton, et al. “A Meta-Analysis of Time Between Maternal Sensitivity and Attachment Assessments: Implications for Internal Working Models in Infancy/Toddlerhood.” Journal of Social and Personal Relationships 17 (2000): 791–810. Baker, B., J. P. Szalai, M. Paquette, and S. Tobe. “Marital Support, Spousal Contact, and the Course of Mild Hypertension.” Journal of Psychosomatic Research. 55, no. 3 (September 2003): 229–33. Brassard, A., P. R. Shaver, and Y. Lussier. “Attachment, Sexual Experience, and Sexual Pressure in Romantic Relationships: A Dyadic Approach.” Personal Relationships 14 (2007): 475–94. Brennan, K.A., C. L. Clark, and P. R. Shaver. “Self-Report Measurement of Adult Romantic Attachment: An Integrative Overview.” In J. A. Simpson and W. S. Rholes, eds., Attachment Theory and Close Relationships. New York: Guilford Press, 1998, 46–76. Cassidy, J., and P. R. Shaver. Handbook of Attachment: Theory, Research, and Clinical Applications. New York: Guilford Press, 1999. Ceglian, C. P., and S. Gardner. “Attachment Style: A Risk for Multiple Marriages?” Journal of Divorce and Remarriage 31 (1999): 125–39. Coan, J. A., H. S. Schaefer, and R. J. Davidson. “Lending a Hand: Social Regulation of the Neural Response to Threat.” Psychological Science 17, no. 12 (2006): 1032–39. Cohn, D. A., D. H. Silver, C. P. Cowan, P. A. Cowan, and J. Pearson. “Working Models of Childhood Attachment and Couple Relationships.” Journal of Family Issues 13 (1992): 432–49. Collins, N. L., and S. J. Read. “Adult Attachment, Working Models, and Relationship Quality in Dating Couples.” Journal of Personality and Social Psychology 58 (1990): 644–63. Creasey, G., and M. Hesson-McInnis. “Affective Responses, Cognitive Appraisals, and Conflict Tactics in Late Adolescent Romantic Relationships: Associations with Attachment Orientations.” Journal of Counseling Psychology 48 (2001): 85–96. —, K. Kershaw, and A. Boston. “Conflict Management with Friends and Romantic Partners: The Role of Attachment and Negative Mood Regulation Expectancies.” Journal of Youth and Adolescence 28 (1999): 523–43. Feeney, B .C. “A Secure Base: Responsive Support of Goal Strivings and Exploration in Adult Intimate Relationships.” Journal of Personality and Social Psychology 87 (2004): 631–48. —, and R. L. Thrush. “Relationship Influences on Exploration in Adulthood: The Characteristics and Functions of a Secure Base.” Journal of Personality and Social Psychology 98, no. 1 (2010): 57–76. Fraley, R. C., P. M Niedenthal, M. J. Marks, C. C. Brumbaugh, and A. Vicary. “Adult Attachment and the Perception of Facial Expressions of Emotion: Probing the Hyperactivating Strategies Underlying Anxious Attachment.” Journal of Personality 74 (2006): 1163–90. —, N. G. Waller, and K. A. Brennan. “An Item Response Theory Analysis of SelfReport Measures of Adult Attachment.” Journal of Personality and Social Psychology 78 (2000): 350–65. George, C., N. Kaplan, and M. Main. “Adult Attachment Interview Protocol.” Unpublished manuscript. University of California, Berkeley, 1984. Gillath, O., S. A. Bunge, P. R. Shaver, C. Wendelken, and M. Mikulincer. “Attachment-Style Differences in the Ability to Suppress Negative Thoughts: Exploring the Neural Correlates.” NeuroImage 28 (2005): 835–47. Gillath, O., E. Selcuk, and P. R. Shaver. “Moving Toward a Secure Attachment Style: Can Repeated Security Priming Help?” Social and Personality Psychology Compass 2/4 (2008): 1651–66. Gillath, O., P. R. Shaver, J. M. Baek, and S. D. Chun. “Genetic Correlates of Adult Attachment Style.” Personality and Social Psychology Bulletin, 34 (2008): 13961405. Gray, J. Men Are from Mars, Women Are from Venus. New York: HarperCollins, 1992. Hammersla, J. F., and L. Frease-McMahan. “University Students’ Priorities: Life Goals vs. Relationships.” Sex Roles: A Journal of Research 23 (1990): 1–2. Hazan, C., and P. R. Shaver. “Romantic Love Conceptualized as an Attachment Process.” Journal of Personality and Social Psychology 52 (1987): 511–24. —, D. Zeifman, and K. Middleton. “Adult Romantic Attachment, Affection, and Sex.” Paper presented at the 7th International Conference on Personal Relationships, Groninger, The Netherlands, July 1994. Johnson, S. Attachment Processes in Couple and Family Therapy. Susan M. Johnson, Ed.D., and Valerie E. Whiffen, Ph.D., eds. New York: Guilford Press, 2003. Keelan, J. R., K. L. Dion, and K. K. Dion. “Attachment Style and Heterosexual Relationships Among Young Adults: A Short-Term Panel Study.” Journal of Social and Personal Relationships 11 (1994): 141–60. Kirkpatrick, L. A., and K. E. Davis. “Attachment Style, Gender, and Relationship Stability: A Longitudinal Analysis.” Journal of Personality and Social Psychology 66 (1994): 502–12. Krakauer, J. Into the Wild. New York: Anchor Books, 1997. Main, M., and J. Salomon. “Discovery of a New, Insecure/Disorganizedl Disoriented Attachment Pattern.” In T. B. Brazelton and M. Yogman, eds., Affective Development in Infanry, pp. 95-124. Norwood, N]: Ablex, 1986. Mikulincer, M., V. Florian, and G. Hirschberger. “The Dynamic Interplay of Global, Relationship-Specific, and Contextual Representations of Attachment Security.” Paper presented at the annual meeting of the Society for Personality and Social Psychology conference, Savannah, Ga., 2002. —, and G. S. Goodman. Dynamics of Romantic Love: Attachment, Caregiving, and Sex. New York: Guilford Press, 2006. —, and P. R. Shaver. Attachment in Adulthood: Structure, Dynamics, and Change. New York: Guilford Press, 2007. Pietromonaco, P. R., K. B. Carnelley. “Gender and Working Models of Attachment: Consequences for Perceptions of Self and Romantic Relationships.” Personal Relationships 1 (1994): 63–82. Rholes, W. S, and J. A. Simpson. Adult Attachment: Theory, Research, and Clinical Implications. New York: Guilford Press, 2004. Schachner, D. A., and P. R. Shaver. “Attachment Style and Human Mate Poaching.” New Review of Social Psychology 1 (2002): 122–29. Shaver, P. R., and M. Mikulincer. “Attachment-Related Psychodynamics.” Attachment and Human Development 4 (2000): 133–61. Siegel, D. J., The Developing Mind: How Relationships and the Brain lnteract to Shape Who We Are. New York: The Guilford Press, 2001. —, Mindsight: The New Science of Personal Transformation. New York: Bantam, 2010. —, Parenting from the lnside Out: How a Deeper Self Understanding Can Help You Raise Chi/dren Who Thrive. New York: Tarcher/Penguin, 2003. Simpson, J. A. “Influence of Attachment Styles on Romantic Relationships.” Journal of Personality and Social Psychology 59 (1990): 971–80. Simpson, J. A., W. Ickes, and T. Blackstone. “When the Head Protects the Heart: Empathic Accuracy in Dating Relationships.” Journal of Personality and Social Psychology 69: 629–41. —, W. S. Rholes, L. Campbell, and C. L. Wilson. “Changes in Attachment Orientations Across the Transitions to Parenthood.” Journal of Experimental Social Psychology 39 (2003): 317–31. Strickland, B. B. The Gale Encyclopedia of Psychology. Michigan: Gale Group, 2007. Watson, J. B. Psychological Care of Infant and Child. New York: W. W. Norton Company, Inc., 1928. O autorach D oktor Armin Levin dorastał w Izraelu i w Kanadzie. Zawsze fascynowały go tematy związane z biologią i mózgiem. Jego matka – redaktorka tekstów popularnonaukowych – ceniła kreatywność i wewnętrzną motywację i pozwalała mu nie iść do szkoły, ilekroć akurat miał ochotę pouczyć się tego, co go interesowało. Mimo że ta wolność czasem sprowadzała na niego kłopoty, jeszcze w liceum napisał swoją pierwszą większą pracę o ptakach drapieżnych w Biblii oraz w starożytnej Asyrii i Babilonie. Zajmował się w niej ewolucją symbolizmu od kultury politeistycznej do monoteistycznej. Po liceum Levin rozpoczął pracę jako rzecznik prasowy Armii Izraela. Pracował wówczas ze znanymi dziennikarzami, takimi jak Thomas Friedman, Glenn Frankel i Ted Koppel, został też odznaczony nagrodą za całokształt pracy. Po obowiązkowej służbie wojskowej, rozwinąwszy w sobie pasję do pracy zarówno z ludźmi, jak i naukowej, Levine zaczął studiować medycynę na Hebrew University of Jerusalem, gdzie wielokrotnie był wynagradzany za wyniki w nauce. Podczas studiów organizował spotkania z psychoanalitykiem doktorem Eifermanem; dyskutowano na nich o tym, jak lekarze mogą utrzymać wysoki poziom wrażliwości na potrzeby hospitalizowanych pacjentów, jednocześnie mając do czynienia ze skomplikowaną hierarchią pracy w szpitalu. Za swoją pracę naukową na temat seksualności (Human Sexuality Viewed from the Perspective of Childhood Gender Non-conformity) otrzymał nagrodę wydziału. Praca ta stała się później podstawą do prowadzonego przez niego seminarium. Zainteresowanie Levine’a zachowaniem człowieka zaprowadziło go do instytutu New York Presbyterian Hospital / Columbia University / New York State Psychiatric Institute, na wydział psychiatrii dorosłych. Jako student trzy lata z rzędu miał najlepsze wyniki w nauce. Otrzymał kilka nagród, w tym stypendium American Psychoanalytic Fellowship, co dało mu rzadką możliwość pracy ze znanym na całym świecie, nieżyjącym już psychoanalitykiem Jacobem Arlowem. Levine specjalizował się następnie w psychiatrii dzieci i nastolatków. Pracując w przedszkolu terapeutycznym z matkami dotkniętymi zespołem stresu pourazowego i ich małymi dziećmi, miał okazję obserwować, jak wielki jest wpływ przywiązania na proces zdrowienia i uświadomił sobie znaczenie zasad teorii więzi w codziennym życiu tak dorosłych, jak i dzieci. W końcowym okresie swojego trwającego trzy lata stypendium zaczął pracować ze zmarłym już znanym naukowcem zajmującym się neuronauką, Jamesem (Jimmym) Schwartzem. Obecnie Levine pracuje na Columbia University jako główny badacz, wraz z laureatem nagrody Nobla, doktorem Erikiem Kandelem, i wybitną badaczką doktor Denise Kandel. Zajmuje się projektem badawczym opłacanym przez narodowy instytut zdrowia. Prowadzi także prywatną praktykę na Manhattanie. Levine jest certyfikowanym psychiatrą dorosłych i członkiem American Psychiatric Association, American Academy of Child and Adolescent Pscyhiatry i Society for Neuroscience. Mieszka z rodziną w New York City and Southampton New York. *** Rachel Heller interesowała się zachowaniem człowieka i kulturą, odkąd pamięta. Jako córka pary uniwersyteckich profesorów (w dziedzinie historii i nauk społecznych) dzieciństwo spędziła w Stanach Zjednoczonych, Anglii i Izraelu oraz w innych krajach. Może właśnie w wyniku tych wczesnych doświadczeń i jej zainteresowania różnymi kulturami stała się zapaloną podróżniczką; wiele czasu spędziła w Indiach, Indonezji, na Filipinach, w Ugandzie, Kenii, na Madaga- skarze i w Pakistanie, gdzie wędrowała po Himalajach, poznając lokalne zwyczaje. Zanim zaczęła zajmować się psychologią, pracowała jako przewodnik dla amerykańskich, brytyjskich, australijskich i południowoafrykańskich wolontariuszy w armii Izraela, co było częścią jej obowiązkowej służby wojskowej. Następnie pracowała jako doradca członka Knessetu, prowadząc badania nad legislacją oraz współpracując z prasą, zwłaszcza w kwestiach związanych z prawami człowieka. Heller posiada tytuł licencjata w dziedzinie nauk społecznych i behawioralnych (psychologia, antropologia i socjologia) oraz tytuł magistra w dziedzinie psychologii społeczno-organizacyjnej; oba zdobyte na Columbia University. Po studiach pracowała dla kilku firm zajmujących się konsultacją w zakresie zarządzania, w tym dla PriceWaterhouseCoopers, KPMG i Towers Perrin, gdzie zajmowała się wysoko postawionymi klientami. Obecnie mieszka z mężem i trójką dzieci w San Francisco Bay Area. Wcześniej pracowała jeszcze w Modi’in Educational Psychology Service in pomagając rodzinom, parom i dzieciom zmienić na lepsze ich życie i związki.