ABC rynku ETP Inwestorzy z warszawskiej giełdy mają możliwość korzystania z ponad 1,1 tys. instrumentów ETP (Exchange Traded Products). Są to produkty strukturyzowane, czyli instrumenty finansowe, których cena jest uzależniona od wartości instrumentu bazowego (np. ceny akcji lub konkretnego surowca albo wartości wybranego indeksu). Do tej kategorii produktowej zaliczane są np. zarówno znane większości inwestorom ETF-y (Exchange-traded funds), jak i ETN (Exchange-traded notes) oraz ETC (Exchange-traded certificates). Każdy produkt ETP jest konstruowany przez konkretnego emitenta (są to banki i biura maklerskie). To on decyduje o tym, z czego będzie się składał konkretny produkt. Wszystkie produkty strukturyzowane notowane są w tzw. systemie animatora rynku, czyli (1) jest tylko jeden animator, którym zazwyczaj jest emitent, (2) zapewnia on płynność notowań tych instrumentów, (3) brak animatora powoduje zawieszenie instrumentu. Handel odbywa się podobnie jak handel akcjami (koszty też są podobne). Wybrany przez nas produkt strukturyzowany notowany na giełdzie musi posiadać prospekt emisyjny oraz warunki końcowe emisji. To z tych materiałów możemy się dowiedzieć najwięcej o instrumencie i emitencie (oraz z dokumentu zawierającego kluczowe informacje – tzw. KID, od Key Information Document). Jest z czego wybierać Ze względu na mnogość różnych produktów ETP największy problem może się pojawić przy ich rozróżnianiu. Najczęściej produkty są klasyfikowane ze względu na poziom ryzyka (niskie ryzyko – np. certyfikaty z ochroną kapitału, umiarkowane – np. certyfikaty Tracker, wysokie – np. certyfikaty Turbo). Szczególnej staranności od inwestorów wymagają produkty z dźwignią. Do tej kategorii zaliczamy choćby certyfikaty knock-out. Dają one możliwość zarabiania zarówno na zwyżkach, jak i na spadkach instrumentów bazowych. Złożoność i różnorodność tych produktów powoduje, że Giełda Papierów Wartościowych od lat przygotowuje na ich temat materiały informacyjne (np. filmy na YouTubie) czy realizuje liczne szkolenia. Jak podkreślają przedstawiciele GPW, ETP dają inwestorom wiele korzyści. – Produkty strukturyzowane mają wiele zalet. Przede wszystkim zapewniają inwestorom bezpieczeństwo i przejrzystość obrotu ze względu na pełną informację o produkcie i emitencie. Dodatkowo dają możliwość różnorodności strategii inwestycyjnych, czyli zarabiania zarówno na wzroście, jak i na spadku. ETP zapewniają także dostęp do nowych rynków dla inwestorów – mówi Bogdan Kornacki, ekspert z działu rozwoju rynku GPW. I dodaje: – Kolejnym atutem jest to, że wszystkie produkty giełdowe są dostępne za pośrednictwem rachunku inwestycyjnego w domu maklerskim. Dodatkowo prowizja GPW za zakup i sprzedaż giełdowych produktów strukturyzowanych jest niska. Przede wszystkim dywersyfikacja Zapytaliśmy przedstawicieli instytucji finansowych o produkty strukturyzowane, m.in. ich plusy i minusy. Zacznijmy więc od pozytywów. Jak podkreśla Bartosz Sańpruch z BM ING Banku Śląskiego, do plusów ETP należy zaliczyć przede wszystkim łatwość handlu – wystarczy zwykłe konto maklerskie i nie ma konieczności podpisywania dodatkowych umów czy zakładania rejestrów dla rynków zagranicznych. – Naszym zdaniem największym plusem certyfikatów strukturyzowanych jest elastyczność w konstrukcji produktu oraz doborze instrumentu bazowego. Możemy oprzeć produkt na aktywach, do których indywidualny inwestor posiada często ograniczony dostęp (np. złoto, srebro, indeksy branżowe czy wyszukane pary walutowe). Certyfikat strukturyzowany może zaspokoić dowolne potrzeby inwestycyjne klientów, np. chęć dywersyfikacji dotychczasowego portfela inwestycyjnego, lub może stanowić atrakcyjną alternatywę dla lokat bankowych – mówi Adam Anioł, analityk BM BGŻ BNP Paribas. Z kolei Michał Wojciechowski z DM BOŚ dodaje, że instrumenty ETP możemy również wykorzystywać w naszych planach emerytalnych. – W tym wypadku kilkakrotnie niższa opłata za zarządzanie przyniesie nam istotne różnice w 10- czy 20-letnich stopach zwrotu – podkreśla. I kontynuuje: – Ciekawe jest, że wbrew trendom światowym w Polsce instrumentami ETP interesują się głównie bardziej doświadczeni inwestorzy. Ta grupa ma wysoką wrażliwość kosztową, małą wiarę w umiejętności zarządzających funduszami oraz rosnącą potrzebę dywersyfikacji geograficznej. Kupują ETF-y czy certyfikaty notowane na GPW na rachunki IKE i IKZE, korzystają dzięki temu z dodatkowego bonusu, czyli ulgi podatkowej lub zwolnienia z podatku od zysków kapitałowych. – Atutem ETP jest brak konieczności wyboru konkretnych spółek. Operujemy koszykami akcji, więc jednym zleceniem gwarantujemy sobie dywersyfikację sektorową, a dwoma czy trzema – geograficzną – dodaje Wojciechowski. Druga strona medalu Jak już wspomniano, w Polsce instrumentami ETP interesują się głównie bardziej doświadczeni inwestorzy. A tych niestety nie ma zbyt wielu. – Niestety, co widać po statystykach GPW, zainteresowanie inwestorów produktami typu ETP jest relatywnie małe. Wynika to głównie z faktu, że konstrukcja większości ETP notowanych na GPW jest skomplikowana. Spośród ponad 1,1 tys. takich produktów obecnie handlowanych w Warszawie można wyróżnić co najmniej osiem głównych ich typów. Dodając do tego całe spektrum instrumentów bazowych i różnic w parametrach, oczywiste jest, że dokładne zapoznanie się z możliwościami otwierającymi się przed inwestorem jest czasochłonne, nawet dla specjalisty – ocenia Bartosz Kulesza, analityk CDM Pekao. I dodaje: – Osobną kwestią jest wybór i dopasowanie ETP do naszych potrzeb, czyli: awersji do ryzyka, możliwości kontrolowania stanu inwestycji i stanu rynku oraz, co najważniejsze, naszego spojrzenia na rynek. Generalnie można stwierdzić, że inwestorzy stali się ofiarą obfitości i różnorodności produktów ETP dostępnych na polskim rynku. Mnogość produktów, konieczność analizy różnych wariantów, scenariuszy oraz profili wypłat może wywoływać zniechęcenie. Jednocześnie wiadomo, że brak takiej szczegółowej analizy może prowadzić do zaskakujących i bolesnych wpadek. – Na naszym rodzimym rynku zainteresowanie ETP jest względnie stabilne, ale w porównaniu z rynkami zachodnimi, gdzie są one bardzo popularne, w Polsce jest duży obszar do rozwoju – wskazuje Sańpruch. Inwestujący w produkty strukturyzowane często potrzebują wsparcia specjalistów. To może wyjaśniać, dlaczego sięgają po nie osoby np. z zasobniejszymi portfelami. Edukacja i promocja Naturalnie pojawia się pytanie, czy są to zbyt skomplikowane produkty dla przeciętnego Kowalskiego. – Problem leży raczej w zbyt małej samodzielności w wyszukiwaniu produktów i braku wiedzy, na co zwrócić uwagę. Większość produktów finansowych jest w Polsce sprzedawana, a nie kupowana. Inicjatywa wychodzi od instytucji finansowych, które oferują zazwyczaj produkty o wyższej marży – zauważa Wojciechowski. – W naszej ocenie produkty strukturyzowane nie są zbyt skomplikowane dla polskich inwestorów, o ile starannie się je wytłumaczy. Naturalnie charakterystyka takich produktów jest mniej znana i kojarzona niż chociażby akcji czy obligacji, niemniej świadomość inwestycyjna klientów z roku na rok rośnie – mówi z kolei przedstawiciel BM BGŻ BNP Paribas. Te wypowiedzi wskazują, że jest tylko jedna droga do większego zainteresowania inwestorów z GPW produktami strukturyzowanymi – to aktywne działania edukacyjne instytucji finansowych. – Rzeczywiście, obserwujemy brak rozpowszechnionej wiedzy w tym zakresie, niemniej emitenci w miarę możliwości udostępniają swoje materiały, organizują szkolenia na GPW czy spotykają się z inwestorami. ETP jak każda inwestycja mają swoją specyfikę, którą warto dobrze poznać, wtedy inwestowanie staje się łatwiejsze – konkluduje Sańpruch. Obligacje strukturyzowane Stopa referencyjna NBP od marca 2015 r. wynosi 1,5 proc. Dotąd prezes Glapiński, a także większość pozostałych członków Rady Polityki Pieniężnej, stała na stanowisku, że dalsze obniżanie tej stopy byłoby niewskazane, bo mogłoby zdestabilizować banki spółdzielcze. Część członków RPP obawiała się również odpływu depozytów z sektora bankowego. W środę prezes NBP powiedział, że w świetle najnowszych analiz tej instytucji dotyczących wpływu ewentualnej obniżki stóp na banki spółdzielcze, RPP ma w kształtowaniu stóp „pole do popisu". „Wypowiedź Glapińskiego jest dość oczywista. NBP ma około 1 pkt proc. przestrzeni do obniżek stóp procentowych zanim zacznie stosować niekonwencjonalne instrumenty. QE czy też inny element nowoczesnego instrumentarium nie miałby specjalnego sensu przy głównej stopie na poziomie 1,5 proc." – zauważyli na Twitterze ekonomiści mBanku. Ambasady Niemiec, Austrii, Hiszpanii i Portugalii chcą zmian w projekcie ustawy frankowej - dowiedział się DGP. Pismo w tej sprawie zostało wystosowane w przeddzień posiedzenia komisji finansów publicznych, na którym ma być omawiany projekt ustawy frankowej. Jak wynika z informacji DGP cztery ambasady wystosowały wspólny list do szefa komisji finansów publicznych Andrzeja Szlachty. Piszą w nim, że proponowany w ustawie fundusz restrukturyzacji kredytów walutowych (Fundusz Konwersji) możenaruszać unijne zasady swoboda zawierania umów, niedziałania prawa wstecz czy proporcjonalności. REKLAMA REKLAMA Ich zdaniem może być to także sprzeczne z umowami o ochronie inwestycji. Jak podkreślają w treści listu dyplomaci czterech państw, wprowadzenie funduszu na obecnych zasadach może oznaczać dla banków miliardowe koszty, co może skłonić spółki będące właścicielami banków w Polsce do wystąpienia z pozwami i wniesienia roszczenia wobec naszego kraju. Dlatego autorzy listu zwracają się do szefa sejmowej komisji finansów publicznych o ponowne rozpatrzenie pomysłu i sugerują zmianę prawa. Z czterech krajów, których dyplomaci interweniują w sprawie projektu ustawy, pochodzą właściciele banków, które podpadają pod mechanizm Funduszu Konwersji: hiszpański Santander, niemiecki Comerzbank właściciel mBanku, portugalski Banco Comercial Portugues S.A właściciel Millenium i austriacki Raiffeisen. Pismo zostało wystosowane w przeddzień posiedzenia komisji finansów publicznych,na którym ma być omawiany projekt ustawy frankowej. Projekt zakłada z jednej strony liberalizację zasad pomocy w spłacaniu kredytów walutowych dla osób, które mają z tym kłopoty. Drugie kwestionowane przez dyplomatów w piśmie rozwiązanie to nowo utworzony Fundusz Konwersji, na który mają składać się banki mające portfel kredytów walutowych. Składki mają proporcjonalne do wielkości portfela i mają być przeznaczone na stopniowe jego zmniejszanie przez oferowanie klientom ich przewalutowania. Każdy z banków będzie mógł użyć do tego celu pieniędzy płaconych w ramach swojej składki. Jeśli jednak nie wykorzysta ich w określonym czasie, trafią one do wspólnej puli. Wówczas będą mogli korzystać z nich inni. Takie mechanizm ma gwarantować, że banki będą oferowały klientom korzystne warunki przewalutowania ich kredytów. W trakcie prac w podkomisji wyłączano z funduszu banki będące w programie naprawczym. Według Raczyńskiego to, że w ocenie uczestników rynku finansowego prawdopodobieństwo podwyżki stóp przez NBP w przyszłości było dotąd większe, niż prawdopodobieństwo obniżki, skutkowało stromą krzywą rentowności obligacji (rentowność długoterminowych papierów była wyraźnie wyższa, niż krótkoterminowych. Sygnalizowana przez Glapińskiego przestrzeń do obniżek stóp procentowych może tę krzywą spłaszczyć, wpływając ujemnie na rentowności obligacji 10-letnich. Większość ekonomistów oczekuje, że RPP nie zmieni stóp procentowych co najmniej do 2020 r., a być może nawet do końca swojej kadencji, czyli do 2022 r. Obniżki stóp nikt jednak dotąd nie przewidywał, choć ekonomiści banku Citi Handlowy napisali kilka dni temu, że taki ruch jest w ich ocenie bardziej prawdopodobny, niż podwyżka stóp. Prezes NBP powiedział w środę, że skoro w razie potrzeby stopy procentowe mogą zostać obniżone, to w Polsce nie ma potrzeby używania niestandardowych narzędzi polityki pieniężnej. „To są narzędzia przygotowane na wypadek kryzysowy" – tłumaczył. Zdaniem Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Credit Agricole w Polsce, NBP musiałby się uciec do niekonwencjonalnych instrumentów w razie wyhamowania wzrostu polskiej gospodarki do 1-2 proc. – W takiej sytuacji cięcie stóp procentowych nie wystarczy – powiedział „Parkietowi" ekonomista, który wraz z zespołem opublikował w ostatnich tygodniach cykl analiz dotyczących możliwości zastosowania niekonwencjonalnych narzędzi polityki pieniężnej w Polsce. – Taka skala spowolnienia Polsce oznaczałaby, że w strefie euro polityka pieniężna byłaby zdecydowanie poluzowana. W takich warunkach złoty (w reakcji na obniżki stóp – red.) osłabiłby się tylko nieznacznie – dodał Borowski.