Uploaded by Hubert Pożak

Eli Eli Refleksja

advertisement
“Eli Eli” Wojciecha Tochmana to reportaż, który wyróżnia się na tle własnego gatunku
literackiego. “Eli Eli” opisuje okrutną i przygnębiającą rzeczywistość slumsów w Filipinach, a
dokładniej to ulicy Onyx znajdującej się w Manilii. W takich reportażach spodziewamy się
słów wsparcia wobec dotkniętej cierpieniem społeczności, lub chęci wsparcia czytelników do
pomocy. Wojciech Tochman wówczas stwierdził, że klasyczne podejście do reportażu nie
jest w stanie oddać chaosu i brutalności Onyksu. Postanowił on więc napisać wywiad oparty
tylko i wyłącznie na faktach, bez zbędnych opinii lub nawoływań do pomocy. Muszę
przyznać, że mnie osobiście bardzo zaskoczyła taka konstrukcja reportaża, jednak po
zagłębieniu się w tekst Eli Eli zdałem sobie sprawę, że jest ona kwintesencją całego opisu.
Na pierwszy rzut oka składnia użyta w Eli Eli może wydawać się apatyczna, a podejście
autora do okrucieństwa jako “obojętne”. Jednakże to właśnie w ten sposób Wojciech
Tochman próbuje dotrzeć do czytelnika - poprzez naszą wrodzoną obojętność na cudze
cierpienie. Autor dobrze wie, że ludzi nie interesuje cierpienie ludzi na drugim krańcu świata,
a co dopiero już cierpienie ludzi nieznanych i nieznaczących nic dla świata. Mimo tego autor
wie, że ludzie są skrajnymi hipokrytami, i na widok publicznego umniejszania czyjegoś
cierpienia, będą walczyli o sprawiedliwość i pomoc dla osób poszkodowanych. Jednak tylko
publicznego. Dlaczego publicznego? Odpowiedź jest prosta - większość z nas jest obojętna
na losy innych, do momentu aż nie jest to ktoś nam bliski. Jednak człowiek nie może
pokazać się z tej strony publicznie, byłoby to ryzyko utraty wizerunku, a w świecie
technologii, social mediów i konsumpcjonizmu wizerunek to wszystko, i nic.
Podczas czytania Eli Eli szczególnie zainteresował mnie realistyczny sposób oddania
przestrzeni w Onyksie. Autor opisuje Onyx jako miejsce “nieludzkie”, w którym ludzie w celu
przetrwania poddają się sprzedaży organów, prostytucji (nawet nieletni, co wzbudziło we
mnie swojego rodzaju obrzydzenie, lecz również wstyd) i przestępstw, które ciężko nazwać
przestępstwami w zestawieniu z okrutną rzeczywistością. Z drugiej jednak strony,
przedstawiony jest nam obraz ludzi poczciwych, którzy codziennie pracują nieludzkie
godziny, w przypadku Edwina N, aż 22h dziennie: “około południa przez godzinę zbierałem
śmieci, plastik i junk, o pierwszej szedłem do szkoły, potem o piątej brałem od dostawcy
wieczorne gazety „Red Light District”, chwilę spałem z nimi pod głową, na asfalcie, ale zaraz
trzeba było się zbierać, biegać po zakopconym highwayu do piątej rano, żeby te gazety
sprzedać, o szóstej gazety poranne, highway do dziewiątej, wreszcie dwie godziny spania,
pobudka, śmieci, plastik, złom, szkoła…”. Z jednej strony chce czuć współczucie wobec
osób poczciwych, jednak nie jestem w stanie przejść obojętnie wobec pierwszej grupy ludzi,
która zrobi wszystko żeby przetrwać. Jest to oczywiście niemoralne, jednak ciężko tu mówić
o moralności. Mógłbym to porównać do oszukiwania w grze, która jest odgórnie założona na
przegraną.
Zastanawia mnie jednak infrastruktura policyjna, oraz jej znaczenie w życiu Manelii.
Najwięcej na ten temat dowiedziałem się z rozdziału XI, gdzie na podstawie historii Danila
dowiadujemy się o systemie policji, jak i o więziennych gangach. Najłatwiej jest mi porównać
to do serii filmów “Igrzyska Śmierci”. Jak sam Wojciech stwierdza, w więzieniu w Onyxie:
“Musisz stanąć do walki. Nie stajesz – własny gang cię zabija”. Policja natomiast nie miała
żadnej litości wobec więźniów, torturując i wykorzystując ich, no bo oni przecież publicznie
“nie istnieją”. Żadnych paszportów, danych lub innych dokumentów tożsamości. Jak znikną,
to nikt ich nie będzie szukał. Nie będę wspominać już o fatalnym standardzie więzienia, który
potęguje we mnie… w sumie nie jestem sam pewny co. Na pewnym etapie czytania,
dokładniej to w trakcie czytania rozdziału XI, zacząłem obserwować, że na wskutek typu
narracji, stylu opisu lub może mojej wady ludzkiej, przestałem odczuwać współczucie na tym
samym poziomie, jak na początku mojej przygody z Eli Eli. Mogę jedynie podejrzewać, że
moja podświadomość przyzwyczaiła się do okrucieństwa Manilii i przestała odbierać ją jako
coś nadzwyczajnego. Bardzo możliwe, że w ten sposób udowodniłem to, co Wojciech
Tochman chciał przedstawić używając swojego specyficznego opisu wydarzeń.
Pod koniec chciałbym dodać, że “Eli Eli” jest jedną z jedynych książek, a już na pewno
pierwszą lekturą, którą czytało mi się…po prostu przyjemnie. Bez żadnych odgórnych
narzuceń, straszenia sprawdzianami, odpytywaniami lub deadline’ami Jakbym miał
wybierać, co najbardziej zaciekawiło mnie w reportażu Tochmana, bez wątpienia byłby to
język, i podejście autora do opisu. Bez zbędnych grzeczności, od razu w konkrety. W taki
sposób nie dość, że zachęcił mnie do przeczytania jego reportażu, to jeszcze podkreślił
pospolity problem w naszym społeczeństwie- apatię na cierpienie innych. Według mnie to
jest właśnie główne przesłanie Eli Eli, a co za tym idzie aktywny sprzeciw przeciwko
obojętności jednostki.
Download