Uploaded by aeroprodrive

Forbes Artykuł AMP

advertisement
Doradza najbogatszym jak
zarządzać majątkiem. „Niejeden
przedsiębiorca po exicie rzuca się w
wir zakupów: dom w Hiszpanii,
Bentley, apartament w Dubaju. Nim
się zorientuje, połowy pieniędzy już
nie ma”
Data publikacji: 30.01.2024, 12:36
MAGDALENA GRYN
Zdarza się, że rodzina prosi o pomoc w spieniężeniu majątku,
akcji spółek czy nieruchomości znajdujących się poza granicami
Polski. Poproszono mnie na przykład o pilnie sprzedanie obrazu
Kossaka — mówi dr Anna Maria Panasiuk*, Wealth Advisor
dr Anna Maria Panasiuk, Wealth Advisor
FORBES: Czego się boją bogaci ludzie?
Dr Anna Maria Panasiuk: Nieprzewidywalnych konsekwencji posiadania
dużych pieniędzy. A te mogą często rozczarować. Ktoś ma przykładowo
za sobą głośny exit - i nagle pojawiają się wokół niego przyjaciele,
partnerzy, propozycje biznesowe. Każdy go ciągnie w swoją stronę, co
może być początkowo ciekawe. Gorzej, gdy po jakimś czasie okazuje się,
że chodziło tylko o pieniądze. Znam przypadki bogatych osób, które czuły
się zaszczute takimi okolicznościami. Jeden z klientów, który znalazł się w
takiej sytuacji, powiedział mi: „Tracę zaufanie do drugiego człowieka”.
Dlatego kluczowe jest umiejętne wejście w taką sytuację.
Jak umiejętnie w nią wejść?
Na pewno dać sobie czas. Nie podejmować pochopnie decyzji, nie korzystać
z pierwszej lepszej propozycji. Na dojrzałych rynkach jest zasada, że po
exicie przez pierwsze trzy do sześciu miesięcy nie podejmuje się żadnej
decyzji. Na spokojnie. Dajmy sobie prawo powiedzieć „Nie” albo „Nie
teraz, muszę to przemyśleć.” U nas jest często odwrotnie – niejeden
przedsiębiorca po sprzedaży firmy rzuca się w wir zakupów: dom w
Hiszpanii, Bentleya, apartament w Dubaju itp. I zanim się zorientuje, połowy
pieniędzy już nie ma.
To źle, że ktoś spełnia marzenia?
Pytanie, czy na pewno to były jego marzenia, a może tylko miał potrzebę
dowartościowania się. Żeby korzystać ze słońca Hiszpanii, nie trzeba
kupować tam bliźniaka, na którego dziś trzeba wydać 2 mln euro. Lepiej
te pieniądze ulokować na rachunku bankowym w Szwajcarii czy
Luksemburgu, a decyzję o tym, co dalej, jak inwestować majątek, żeby
zabezpieczyć siebie i przyszłe pokolenia, podjąć np. za rok.
Pieniądze ponoć lubią ciszę. Dlaczego bogaci ludzie unikają
rozgłosu?
Bo wtedy są pod presją różnego rodzaju nacisków ze strony przyjaciół,
kolegów, biznesu, partnerów, rodziny itd. A to nie daje przestrzeni na to,
żeby podejmować rozważnie decyzje. To także kwestia bezpieczeństwa
— przecież nie po to ciężko pracujemy, żeby się potem ze strachem
oglądać na prawo i lewo. Bo powiedzmy sobie jasno: nie jesteśmy wtedy
tylko przedmiotem zainteresowania, ale też i zazdrości. Pamiętam
człowieka z listy najbogatszych, który sprzedał bardzo dużą spółkę. Potem
wyjechał na kilka lat za granicę. Wrócił, gdy ludzie zdążyli o nim zapomnieć,
dzięki czemu mógł sobie spokojnie działać incognito.
Tym właśnie zajmuje się pani jako Wealth Advisor?
Doradzaniem bogatym ludziom?
W pewnym sensie tak. W Polsce to kompletnie nowy zawód — doradcy,
który na bazie swojego i swoich klientów doświadczenia jest w stanie
odpowiednio pokierować zamożnych ludzi w temacie ochrony ich majątku i
realizacji różnych potrzeb życiowych, także niemajątkowych. Bo wealth
znaczy dobrobyt, a dobrobyt to nie tylko sprawy materialne. Dlatego Wealth
Advisor zajmuje się również doradztwem w sukcesji, filantropii oraz tak
podstawowych sprawach, jak to, gdzie zamieszkać oraz w jakim kraju
trzymać środki. Np.: czy wybrać bezpośrednią relację z bankiem, czy może
za pośrednictwem External Asset Managers itp.
Jakie najbardziej niestandardowe zadanie pani powierzono?
Z tych, o których mogę swobodnie powiedzieć, to prośba o przechowanie
informacji o majątku, o którym nie wie rodzina, i ujawnienie, że taki
majątek istnieje, po śmierci klienta. Zdarza się, że rodzina prosi o pomoc
w spieniężeniu majątku, akcji spółek czy nieruchomości znajdujących się
poza granicami Polski. Poproszono mnie np. o pilne sprzedanie obrazu
Kossaka.
Jest też szereg istotnych decyzji, które zamożni ludzie muszą podjąć w
momencie, gdy np. wychodzą z jakiejś inwestycji, albo robią firmowy exit.
Ktoś, kto ma nadwyżki finansowe, jest łakomym kąskiem dla private
bankingu, a niekoniecznie ten private banking ma do zaoferowania to, czego
taki klient oczekuje. Moim zadaniem jest holistyczne podejście do sytuacji
klienta i weryfikacja czy on potrzebuje doradztwa podatkowego, prawnego, a
może mentoringu, czy potrzebna jest fundacja rodzinna, a może family office
itd.
Komu jest potrzebne family office?
Instytucja family office ma długą tradycję i wywodzi się z rynków, gdzie
majątek buduje się przez pokolenia, takich jak: Stany Zjednoczone, Wielka
Brytania itp. Family Office ma służyć do zarządzania bardzo dużym
majątkiem: gdy ktoś ma przedsiębiorstwa rozrzucone po całym świecie, do
tego środki płynne zainwestowane w różnego rodzaju aktywa, w wielu
instytucjach finansowych na kilku rachunkach bankowych liczone w
dziesiątkach czy setkach milionów euro. Nie jest to majątek, którym może
efektywnie zarządzić jedna osoba. Potrzeba do tego prawników, doradców
inwestycyjnych, asystentów, księgowych itp. Na Zachodzie bardzo popularna
jest także instytucja multi family office, która zajmuje się zarządzaniem
aktywami płynnymi kilku zamożnych rodzin. Ogranicza się ona do działań na
rynkach finansowych. Wyjęto z tego kwestie prawne, podatkowe i
zarządzanie inwestycjami bezpośrednimi – to zostaje w gestii rodziny. W
Polsce nie ma jeszcze regulacji prawnych, który by pozwalały założyć Multi
Family Office zarządzający aktywami. I tu wchodzi Wealth Advisor.
Z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się najbogatsi?
Dość często pojawia się pytanie, czy aktywa, którymi zarządziłem albo które
trzymam na rachunku bankowym, są dobrze ulokowane. Albo w jaki sposób
znaleźć się w środowisku międzynarodowym w kontekście inwestycji,
zamieszkania na stałe za granicą. W każdym wypadku ważne jest
bezpieczeństwo geopolityczne. Często rozmawiamy o strukturze prawnopodatkowej, która ma zabezpieczyć majątek rodzinny.
Aktualnie doradzam zamożnej rodzinie, która jest już jedną nogą poza
Polską, bo dzieci się uczą za granicą, ale w Polsce działa cały biznes.
Staramy się wybrać taką lokalizację w Europie, w której działałaby
fundacja rodzinna, ale też fundacja non profit, w ramach której
prowadzona ma być działalność na rynku sztuki. To wszystko trzeba
poukładać w taki sposób, żeby było bezpieczne. Jest też element doradztwa w
temacie sukcesji, bo dzieci są już nastolatkami i trzeba je wprowadzać w
świat dużych pieniędzy.
Skoro już jesteśmy przy sukcesji — co jest największą bolączką
ludzi zamożnych w jej procesie?
Gdy dzieci nie są zainteresowane ani majątkiem, ani firmą. To zwykle
konsekwencja braku prowadzenia wcześniej rozmów przy wspólnym stole.
Starsze pokolenie bardzo ciężko pracowało i zaniedbało ten element, nie
spędzając zbyt wiele czasu z dziećmi. A potem jest zdziwienie, że dla dzieci
firma rodzinna to nie jest wypracowana przez rodziców wartość, ale coś,
czego nie chcą. Czasem firma rodzinna, kojarzy się dzieciom negatywnie,
bo to ona zabrała im rodziców.
Na szczęście jest wiele przykładów udanych sukcesji, gdy rodzice sprytnie
włączali dzieci w sprawy firmy od najmłodszych lat, przydzielając im coraz
ważniejsze zadania.
Co dało najbogatszym wprowadzenie Polskiej Fundacji
Rodzinnej?
To, do czego Polacy wykorzystują fundacje rodzinne, będziemy dokładnie
wiedzieli dopiero za 2-3 lata. Póki co, czyli po dziewięciu miesiącach, mamy
założonych 400 takich fundacji. To bardzo dobre narzędzie, tylko proszę,
byśmy pamiętali, że to nie jest jakiś wehikuł, który załatwi sprawę sukcesji –
nad tą pracuje się całe życie. A to, czy my wykorzystamy do tego fundację
rodzinną, czy spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, a może fundusz w
Luksemburgu, to jest sprawa wtórna. Bo nie trzeba mieć fundacji rodzinnej,
żeby przeprowadzić dobrze sukcesję.
Wśród osób zamożnych popularne jest ustawianie dostępu
członkom rodziny do części majątku w określonym wieku.
Przykładowo: ktoś kończy 21 lat i dostaje dostęp do 10 mln
euro. To się sprawdza?
Nie i zwykle kończy się fiaskiem, bo taka osoba jest nieprzygotowana do
zarządzania takim majątkiem. W efekcie zaczyna np. od bardzo
konsumpcyjnego stylu życia albo od złych decyzji inwestycyjnych. Te są dla
niej bolesną lekcją, przez co uprzedza się do różnych rozwiązań, jakie oferuje
rynek finansowy. Miałam klientkę, która w wieku 18 lat dostała od ojca
milion euro do zarządzania. Przyszedł jakiś doradca i zainwestował je
tak, że ledwo się udało połowę kapitału wycofać. Po takim zdarzeniu nie
chciała mieć do czynienia z bankami. To tak, jakby się bać noża, bo jest
ostry. Dlatego wdrażanie młodych w zarządzanie majątkiem rodzinnym
musi być procesem. Danie komuś, kto nie zarobił ani złotówki w życiu,
miliona euro do tego, żeby zainwestował, nie jest rozsądne. Zacznijmy od
mniejszych kwot i mniej odpowiedzialnych zadań. A przede wszystkim
zacznijmy proces sukcesji wcześniej, a nie dopiero kiedy jesteśmy zmęczeni
zarządzaniem majątkiem czy firmą rodzinną. Spotkałam się nawet ze
stanowiskiem, że już dziesięciolatek powinien być zapraszany do jakiś
projektów, np. filantropijnych, gdzie może wybrać cel pomocy w danym
roku. Ryzyko, że coś pójdzie nie tak, jest niewielkie, a dziecko ma ogromne
poczucie odpowiedzialności i wypełnienia zadania. A to bezcenne.
*dr Anna Maria Panasiuk – Wealth Advisor, przedsiębiorczyni, autorka
pierwszego w Polsce podcastu na temat Wealth Managmentu i budowania
dobrostanu ludzi przedsiębiorczych oraz ich rodzin. Z wykształcenia dr nauk
prawnych i adwokat, posiada 23 lata doświadczenia w zarządzaniu
majątkiem osób zamożnych, wsparciu prawnym i podatkowym w relacjach
polskich przedsiębiorców i inwestorów.
Download