Uploaded by Kamil Kurowski

Czlowiek ktory rozszyfrowal rynki finansowe

advertisement
Tytuł oryginału:
THE MAN WHO SOLVED THE MARKET.
HOW JIM SIMONS LAUNCHED THE QUANT REVOLUTION
Tytułu polskiego wydania pochodzi od wydawcy.
Przekład: Anita Doroba
Redakcja: Ewa Skuza
Korekta: Elżbieta Wojtalik-Soroczyńska
Projekt okładki: Michał Duława
Adaptacja projektu graficznego: Wladzimier Michnievič
Skład: Studio Magenta Nadzieja Michnievič
Copyright © 2019 by Gregory Zuckerman
All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form.
This edition published by arrangement with Portfolio, an imprint of Penguin Publishing Group, a
division of Penguin Random House LLC.
Copyright © 2020 for the Polish edition by MT Biznes Ltd. All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentów niniejszej
publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione. Wykonywanie kopii metodą elektroniczną,
fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym, optycznym lub
innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Niniejsza publikacja została
elektronicznie zabezpieczona przed nieautoryzowanym kopiowaniem, dystrybucją i użytkowaniem.
Usuwanie, omijanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Warszawa 2020
MT Biznes Sp. z o.o.
www.mtbiznes.pl
handlowy@mtbiznes.pl
ISBN 978-83-8087-921-8 (format epub)
ISBN 978-83-8087-922-5 (format mobi)
Gabrielowi i Elijahowi
Moim sygnałom w szumie informacyjnym
SPIS TREŚCI
Okładka front
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Spis treści
Osoby
Chronologia najważniejszych wydarzeń
Wprowadzenie
Prolog
Część perwsza. Pieniądze to nie wszystko
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Część druga. Pieniądze zmieniają wszystko
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Epilog
Podziękowania
Załącznik 1
Załącznik 2
Zdjęcia
Przypisy
Indeks
Okładka tył
OSOBY
James
Simons
Lenny
Baum
Matematyk, łamacz kodów i założyciel firmy Renaissance
Technologies
Pierwszy wspólnik inwestycyjny Simonsa, autor algorytmów,
które wpłynęły na życie milionów
James Ax
Prowadził fundusz Medallion, stworzył pierwsze modele transakcji finansowych
Sandor
Straus
Guru przetwarzania danych, który na początku odegrał
kluczową rolę w Renaissance Technologies
Elwyn
Berlekamp
Teoretyk gier, który zarządzał funduszem Renaissance
w kluczowym punkcie zwrotnym
Henry
Laufer
Matematyk, który skierował fundusz Simonsa ku transakcjom
krótkoterminowym
Peter
Brown
Informatyk, który pomógł przeprowadzić Renaissance przez
najważniejsze przełomy
Robert
Mercer
Dyrektor współzarządzający Renaissance’em, który pomógł
Donaldowi Trumpowi w wyścigu do Białego Domu
Rebekah
Mercer
Wspólnie ze Stevem Bannonem wywróciła do góry nogami
amerykańską politykę
David
Magerman
Informatyk, który starał
polityczną Mercerów
się
powstrzymać
działalność
CHRONOLOGIA NAJWAŻNIEJSZYCH
WYDARZEŃ
1938
1958
Urodził się Jim Simons
Simons ukończył studia w Massachusetts Institute of Technology
(MIT)
1964
Simons zostaje łamaczem kodów w IDA
1968
Simons kieruje wydziałem matematyki na Uniwersytecie Stony
Brook
1974
Simons i Chern publikują przełomowy artykuł
1978
Simons kończy działalność akademicką, by założyć Monemetrics,
firmę zajmującą się handlem walutami, oraz fundusz hedgingowy
Limroy
1979
Dołączają Lenny Baum i James Ax
1982
Firma zmienia nazwę na Renaissance Technologies Corporation
1984
Baum odchodzi z firmy
1985
Ax i Straus przenoszą firmę do Kalifornii
1988
Simons zamyka Limroy i zakłada fundusz Medallion
1989
Ax odchodzi z firmy, Medallionem kieruje Elwyn Berlekamp
1990
Odchodzi Berlekamp, Simons przejmuje kontrolę nad firmą
i funduszem
1992
Henry Laufer zostaje pracownikiem pełnoetatowym
1993
Dołączają Peter Brown i Robert Mercer
1995
Brown i Mercer doprowadzają do przełomu
2000
Wartość Medallionu rośnie o 98,5 procent
2005
Powstaje Renaissance Institutional Equities Fund
2007
Renaissance i inne firmy quantowe ponoszą niespodziewane straty
2010
Brown i Mercer przejmują zarządzanie firmą
2017
Mercer ustępuje ze stanowiska dyrektora współzarządzającego
WPROWADZENIE
P
rzecież wiesz, że nikt nie będzie z tobą rozmawiał, prawda?
Był początek września 2017 roku. Powoli dziobałem sałatkę
w restauracji rybnej w Cambridge w Massachusetts, starając się na wszelkie
sposoby skłonić brytyjskiego matematyka Nicka Pattersona, aby choć
trochę się otworzył i powiedział mi coś o swojej byłej firmie, o Renaissance
Technologies. Nie miałem zbyt dużo szczęścia.
Powiedziałem Pattersonowi, że chciałbym napisać książkę o tym, jak
James Simons, założyciel Renaissance’u, stworzył największą w historii
finansów maszynę do zarabiania pieniędzy. Renaissance przyniósł tak
wielkie bogactwo, że Simons i jego koledzy zaczęli mieć olbrzymi wpływ
na świat polityki, nauki, edukacji i filantropii. Przewidując dramatyczne
przemiany społeczne, Simons zaangażował algorytmy, modele
komputerowe i wielkie zbiory danych, zanim jeszcze Mark Zuckerberg
z kolegami wyrośli z wieku przedszkolnego.
Patterson nie był zbyt chętny do rozmowy. Wcześniej Simons i jego
zastępcy także mówili, że niewiele mi pomogą. Zarządzający
Renaissance’em i inne osoby z bliskiego otoczenia Simonsa – nawet ci,
których uważałem za swoich przyjaciół – nie odpowiadali na moje telefony
i e-maile. Nawet jego główni rywale na jego prośbę wymawiali się od
spotkań, tak jakby był bossem mafii, którego nie śmieli urazić.
Wciąż przypominano mi o żelaznej zasadzie, zobowiązaniach do
nieujawniana informacji stronom trzecim, które musieli podpisywać
pracownicy firmy, co sprawiało, że nawet ci, którzy odeszli na emeryturę
nie mogli zbyt wiele powiedzieć. W końcu udało mi się. No, ale bez
przesady. Przez kilkadziesiąt lat pracowałem w „Wall Street Journal”,
wiedziałem więc, o co chodzi w tej grze. Zazwyczaj pojawiają się różne
sprawy, nawet te trudne. Pomijając wszystko inne, któż by nie chciał, aby
napisano o nim książkę? Wygląda na to, że Jim Simons i Renaissance
Technologies.
Nie byłem tym zbytnio zaskoczony. Simons wraz ze swoją drużyną
należeli do najbardziej tajemniczych inwestorów, jakich kiedykolwiek
widziała Wall Street. Niechętny, by uchylić rąbka tajemnicy ujawniającej,
jak podbili rynki finansowe, aby konkurenci nie uzyskali żadnych
wskazówek. Pracownicy unikali pojawiania się w mediach. Omijali
konferencje branżowe i większość zgromadzeń publicznych. Simons, chcąc
wyjaśnić swoją postawę, zacytował kiedyś Benjamina, osła z Folwarku
zwierzęcego – „Bóg dał mi ogon, żebym się odganiał od much. Ale
wolałbym, żeby nie było ani ogona, ani much”. Tak to właśnie widzę1.
Rzuciłem mu spojrzenie znad swojego talerza i zmusiłem się do
uśmiechu.
To będzie bitwa.
Tego się trzymałem, testując różne linie obrony i poszukując luk. Pisanie
o Simonsie i odkrywanie jego sekretów stało się moją obsesją. Kłody, które
rzucał mi pod nogi, tylko zachęcały mnie do tej pogoni.
Istniały bardzo ważne powody mojej determinacji, by opowiedzieć jego
historię. Simons, były profesor matematyki, prawdopodobnie jest
człowiekiem, który odniósł największy w historii współczesnych finansów
sukces w obrocie instrumentami finansowymi. Od roku 1988 Medallion,
flagowy fundusz hedgingowy Renaissance’u, generował średnie roczne
zwroty na poziomie 66 procent, co przełożyło się na zyski z handlu
przewyższające 100 miliardów dolarów (zob. Załącznik 1, w którym
opisuję, jak doszedłem do tych liczb). Nikt inny ze świata inwestorów
nawet nie zbliżył się do tego poziomu. Warren Buffett, George Soros, Peter
Lynch, Steve Cohen i Ray Dalio – wszyscy zostają daleko w tyle (zob.
Załącznik 2).
W ostatnich latach Renaissance odnotowywał ponad 7 miliardów dolarów
zysku z transakcji rocznie. To więcej niż roczne przychody korporacji
o silnych markach, takich jak Under Armour, Levi Strauss, Hasbro czy
Hyatt Hotels.
To jest absurdalne. Te inne firmy zatrudniają dziesiątki tysięcy
pracowników, a w Renaissance’ie pracuje tylko około trzystu osób.
Ustaliłem, że Simons jest wart około 23 miliardów dolarów, co sprawia, że
jest bogatszy od Elona Muska z Tesla Motors, Ruperta Murdocha
z NewsCorp czy Laurene Powell Jobs, wdowy po Stevie Jobsie. Inni ludzie
z firmy Simonsa również są miliarderami. Przeciętny pracownik firmy
posiada niemal 50 milionów dolarów w samych tylko jej funduszach
hedgingowych. Simons i jego firma naprawdę generują bogactwo w sposób
znany z bajek o królach i zamianie słomy w przeogromne góry złota.
Intrygowało mnie coś więcej niż tylko sukces handlowy. Gdy Simons
podjął decyzję o przekopaniu góry danych, zastosowaniu matematyki
wyższej i stworzeniu modeli komputerowych, inni wciąż polegali na
intuicji, instynkcie i staromodnych badaniach i na nich opierali własne
prognozy. Simons zapoczątkował rewolucję, która ogarnęła cały świat
inwestowania. Na początku 2019 roku fundusze hedgingowe i inne
fundusze ilościowe lub inwestorzy ilościowi stali się największymi –
kontrolującymi 30 procent obrotu akcjami – graczami na rynku, dominując
działania zarówno inwestorów indywidualnych, jak i tradycyjne firmy
inwestycyjne2. Niegdyś absolwenci szkół zarządzania z tytułami MBA
szydzili z pomysłu naukowego i metodycznego podejścia do inwestowania
w przekonaniu, że gdyby kiedykolwiek zaszła taka potrzeba, zatrudniliby
programistów. Dziś programiści mówią to samo o nich, jeśli w ogóle o nich
myślą.
Pionierskie metody Simonsa zostały przyjęte niemal przez każdą branżę.
Wniknęły w niemal każdy zakamarek codziennego życia. Simons wraz z
zespołem przetworzyli mnóstwo danych statystycznych, przełożyli je na
zadania dla maszyn; zastosowali algorytmy trzydzieści lat wcześniej, niż
taka taktyka została przyjęta w Dolinie Krzemowej, w gabinetach
rządowych,
na
stadionach
sportowych,
w
gabinetach
lekarskich,
wojskowych centrach dowodzenia i chyba wszędzie indziej, gdzie
potrzebne jest prognozowanie.
Simons opracował strategie pozyskiwania talentów i zarządzania nimi, by
zamieniać moc mózgu i uzdolnienia matematyczne w zdumiewające
bogactwo. Zarobił pieniądze na matematyce, zarobił na tym mnóstwo
pieniędzy. Kilkadziesiąt lat temu wydawało się to prawie niemożliwe.
Ostatnio Simons wyłonił się jako współczesny Medici, subsydiujący płace
tysięcy nauczycieli matematyki i nauczycieli przedmiotów ścisłych
w szkołach publicznych, prace nad leczeniem autyzmu i poszerzaniem
wiedzy na temat początków życia. Jego starania same w sobie są
wartościowe. Rodzi się jednak pytanie, czy jedna osoba powinna mieć aż
tak ogromny wpływ. Można zapytać również o wpływy jednego z członków
ścisłego kierownictwa – Roberta Mercera*. Prawdopodobnie jest on osobą,
która w znacznym stopniu przyczyniła się do zwycięstwa Donalda Tumpa
w wyborach prezydenckich w 2016 roku. Mercer udzielił Trumpowi
największego wsparcia finansowego, wyrwał Steve’a Bannona i Kellyanne
Conway z niebytu i wprowadził do kampanii Trumpa, stabilizując ją
w trudnym okresie. Firmy, które kiedyś były w posiadaniu Mercera, a teraz
znajdują się w rękach jego córki Rebeki, odegrały kluczową rolę
w zwycięskiej kampanii nakłaniającej Wielką Brytanię do opuszczenia Unii
Europejskiej. Simons, Mercer i inni ludzie z Renaissance’u wciąż będą
mieli ogromy wpływ na to, co wydarzy się w nadchodzących latach.
* Mercer nie jest już dyrektorem współzarządzającym w Renaissance’ie, ale wciąż
zajmuje wysokie stanowisko w firmie.
Sukces Simonsa i jego drużyny sprawia, że pojawia się wiele trudnych
pytań. Co takiego jest w rynkach finansowych, że matematycy
i przedstawiciele nauk ścisłych i inżynierowie lepiej przewidują kierunek
ich ewolucji niż doświadczeni inwestorzy – weterani z największych firm
z tradycjami? Czy Simons i jego koledzy posiadają fundamentalne
rozumienie inwestowania niedostępne całej reszcie ludzi? Czy osiągnięcia
Simonsa są potwierdzeniem tego, że ludzka ocena i intuicja są z natury
błędne, że tylko modele i automatyczne systemy są w stanie poradzić sobie
z zalewem danych, który wydaje się nas całkowicie przytłaczać? Czy
tryumf i popularność metod
niezauważane jeszcze ryzyka?
ilościowych
Simonsa
rodzi
nowe,
Paradoksem jest to, że Simons i jego drużyna opanowali rynek. To nie
powinno się zdarzyć. Simons nigdy nie szkolił się w dziedzinie finansów.
Dopóki nie skończył czterdziestu lat niezbyt interesował się biznesem. On
tylko liznął rynek finansowy. Dziesięć lat później wciąż jeszcze nie
poczynił znaczących postępów. Do licha, Simons nawet nie zajmuje się
matematyką stosowaną. On jest teoretykiem uprawiającym najbardziej
niepraktyczny rodzaj matematyki. Jego firma zlokalizowana w sennym
miasteczku na północnym wybrzeżu Long Island zatrudnia matematyków,
którzy nie mają pojęcia o inwestowaniu i o tym, co dzieje się na Wall
Street. Niektórzy nawet są bardzo podejrzliwi w stosunku do kapitalizmu.
A jednak to Simons i jego koledzy są tymi, którzy zmienili sposób
podejścia inwestorów do rynków finansowych, zostawiając w tyle
brokerów, inwestorów i innych profesjonalistów. To tak, jakby grupa
turystów podczas swojej pierwszej podróży do Ameryki Południowej,
wyposażona w jakieś dziwnie wyglądające narzędzia, odkryła Eldorado
i rozpoczęła plądrowanie złotego miasta na oczach sfrustrowanych
odwiecznych poszukiwaczy.
W końcu jednak udało się. Poznałem młode lata Simonsa, dowiedziałem
się, że był wybitnym matematykiem, a w czasach zimnej wojny łamaczem
kodów. Poznałem chwiejne początki jego firmy. Osoby, z którymi się
skontaktowałem, ujawniły mi szczegóły przełomowych momentów
w Renaissance’ie i opowiedziały o ostatnich wydarzeniach, dramatach,
w których było więcej intryg, niż sobie wcześniej wyobrażałem.
Przeprowadziłem przeszło czterysta rozmów z ponad trzydziestoma
obecnymi i byłymi pracownikami Renaissance’u. Rozmawiałem
z przyjaciółmi i członkami rodziny Simonsa oraz innymi osobami, które
uczestniczyły w wydarzeniach, jakie opisuję – albo dobrze je znali. Jestem
głęboko wdzięczny każdemu, kto poświęcił mi czas, dzieląc się ze mną
wspomnieniami, obserwacjami i spostrzeżeniami. Niektórzy podjęli
ogromne osobiste ryzyko, by pomóc mi opowiedzieć tę historię. Mam
nadzieję, że nie zawiodłem ich zaufania.
Nawet Simons w końcu ze mną porozmawiał. Poprosił mnie, bym nie
pisał tej książki i nigdy naprawdę nie przekonał się do tego projektu. Był
jednak na tyle uprzejmy, że spędził ze mną ponad dziesięć godzin na
rozmowach o pewnych okresach w swoim życiu, choć odmówił dyskusji
o transakcjach Renaissance’u i o większości innych jego działań. Jego
przemyślenia były wartościowe. Doceniam je.
Książka ta to swego rodzaju powiadomienie. Opiera się na relacjach
z pierwszej ręki i wspomnieniach tych, którzy byli świadkami lub mieli
świadomość opisywanych przeze mnie wydarzeń. Rozumiem, że
wspomnienia bledną, więc zrobiłem, co tylko mogłem, by sprawdzić
i potwierdzić każdy fakt, epizod lub wypowiedź.
Starałem się opowiedzieć historię Simonsa w sposób zrozumiały nie tylko
dla profesjonalistów w dziedzinie finansów ilościowych i zawodowych
matematyków. Będę odnosił się do ukrytych modeli Markowa, metod
jądrowych
w
uczeniu
maszynowym
i
stochastycznych
równań
różniczkowych, ale również do rozpadających się małżeństw,
korporacyjnych intryg i paniki wśród traderów. Przy całej intuicji
i umiejętności przewidywania Simonsa, wiele wydarzeń w jego życiu
ograniczało mu pole widzenia. Jego niezwykła historia jest godna
zapamiętania.
PROLOG
J
im Simons nie przestawał dzwonić.
Była jesień 1990 roku. Simons siedział w swoim biurze na
trzydziestym trzecim piętrze wieżowca w środku Manhattanu z oczami
wlepionymi w monitor komputera wyświetlający najnowsze indeksy na
globalnych rynkach finansowych. Przyjaciele nie rozumieli, dlaczego
Simons wciąż w tym tkwił. Miał pięćdziesiąt dwa lata. Żył już pełnią życia.
Przeżył wiele przygód. Miał wiele dokonań. Powodziło mu się tak, że
sukcesami mógłby obdzielić swoich kolegów. A jednak tam tkwił,
nadzorował fundusz inwestycyjny, łamiąc sobie głowę nad codziennymi
rewelacjami na rynku.
Simons miał prawie 178 centymetrów wzrostu. Był jednak lekko
przygarbiony, głowa mu siwiała, włosy nieco się przerzedzały, wyglądał
więc na trochę niższego i starszego. Jego brązowe oczy okalały zmarszczki,
to najprawdopodobniej efekt nałogowego palenia, którego nie potrafił albo
po prostu nie chciał rzucić. Jego surowe, wyraziste rysy twarzy i łobuzerski
błysk w oku przypominały przyjaciołom nieżyjącego już aktora Humphreya
Bogarta.
Na uporządkowanym biurku Simonsa stała ogromna popielniczka,
czekająca na strzepnięcie popiołu z następnego zapalonego papierosa. Na
ścianie wisiał dość makabryczny obraz przedstawiający lisa zjadającego
królika. Obok, na stoliku kawowym przy kanapie i dwóch wygodnych
skórzanych fotelach leżał jakiś artykuł naukowy omawiający
skomplikowane matematyczne tematy, przypominając o świetnie
rozwijającej się karierze akademickiej Simonsa, którą porzucił ku
ogromnemu zaskoczeniu swoich kolegów matematyków.
Poświęcił już całe piętnaście lat na poszukiwania skutecznej formuły
inwestowania. Na początku handlował instrumentami finansowymi, jak
inni, polegając na intuicji i instynkcie, ale wzloty i upadki przyprawiały go
o ból brzucha. W pewnym momencie był już tak zniechęcony, że jeden z
pracowników martwił się, czy nie myśli o samobójstwie. Simons zatrudnił
dwóch znanych i upartych matematyków, by razem z nim handlowali
instrumentami, ale tacy wspólnicy spowodowali tylko straty i wprowadzili
niemiłą, pełną złośliwości atmosferę. Rok wcześniej wyniki Simonsa były
tak fatalne, że zmusiło go to do wstrzymania inwestycji. Niektórzy
spodziewali się, że zakręci kurek z pieniędzmi i zakończy wszystkie
operacje.
Mając drugą żonę i trzeciego wspólnika w biznesie, Simons postanowił
przyjąć radykalny styl inwestowania. Pracując z Elwynem Berlekampem,
teoretykiem gier, Simons zbudował model komputerowy mogący
przetwarzać ogromne ilości danych i wybierać idealne transakcje. Było to
naukowe i metodyczne podejście, którego celem było po części
wyeliminowanie z procesu inwestycyjnego emocji.
– Jeśli będziemy mieli wystarczającą ilość danych, wiem, że potrafimy
prognozować – powiedział Simons do kolegi.
Jego najbliżsi rozumieli, czym naprawdę się kierował. Simons uzyskał
tytuł doktora w wieku dwudziestu trzech lat. Potem został wziętym,
pracującym dla rządu łamaczem kodów, uznanym matematykiem
i pionierskim administratorem uniwersytetu. Potrzebował nowego
wyzwania i większego pola do działania. Simons powiedział przyjacielowi,
że rozwiązanie odwiecznej zagadki rynku i podbój świata inwestycji
„będzie czymś niezwykłym”. Chciał być tym, który wykorzysta
matematykę, by wygrać z rynkiem. Wiedział, że jeśli potrafi to rozgryźć, to
zarobi miliardy dolarów, a może jeszcze więcej. Zapewne wystarczająco
dużo, by mieć wpływ na świat Wall Street i nie tylko tam. Niektórzy
podejrzewali, że taki był jego prawdziwy cel.
W handlu instrumentami, jak w matematyce, rzadko zdarza się dokonać
czegoś przełomowego, będąc w średnim wieku. Simons był jednak
przekonany, że jest u progu czegoś szczególnego, a być może nawet
historycznego. Z papierosem Merit między dwoma palcami Simons sięgnął
po telefon, by jeszcze raz zadzwonić do Berlekampa.
– Widziałeś złoto? – zapytał chropowatym głosem z akcentem
wskazującym, że wychował się w Bostonie.
– Tak, widziałem ceny złota – odpowiedział Berlekamp. – I nie, nie
musimy korygować naszego systemu tradingowego. – Simons nie nalegał
i jak zwykle uprzejmie się rozłączył. Berlekampa zaczynało jednak
irytować to natręctwo Simonsa. Poważny i szczupły, z niebieskimi oczami
patrzącymi zza grubych okularów, Berlekamp pracował na drugim końcu
kraju w biurze oddalonym o krótki spacer od Uniwersytetu Kalifornijskiego
w Berkeley, gdzie wciąż jeszcze nauczał. Gdy dyskutował o swoich
transakcjach z absolwentami wydziału biznesu, ci czasami wyśmiewali
metody przyjęte przez niego i Simonsa, nazywając je „szarlatanerią”.
– Och, przestań. Komputery nie mogą konkurować z ludzkim osądem –
powiedział kiedyś do Berlekampa jeden z nich.
– Zrobimy to lepiej niż ludzie – odpowiedział Berlekamp.
Prywatnie Berlekamp rozumiał, dlaczego ich podejście okrzyknięto
współczesną alchemią. Nawet on nie potrafił w pełni wytłumaczyć,
dlaczego ich model rekomenduje pewne transakcje.
Pomysły Simonsa wydawały się oderwane od rzeczywistości nie tylko na
akademickim kampusie. Złoty wiek tradycyjnego inwestowania zaświtał,
gdy George Soros, Peter Lynch, Bill Gross i inni przepowiedzieli kierunek,
w którym zmierza inwestowanie, rynki finansowe i globalna gospodarka.
Olbrzymie zyski osiągnęli dzięki swojej inteligencji, intuicji oraz
staromodnym analizom ekonomicznym i badaniom korporacyjnym*.
W odróżnieniu od swoich rywali Simons nie miał pojęcia, jak oszacować
przepływy pieniężne, zidentyfikować nowe produkty lub prognozować
poziom stóp procentowych. Przekopywał góry informacji o cenach. Nie
było nawet poprawnej nazwy takiego sposobu handlowania, w którym
brano by pod uwagę czyszczenie danych (ang. data cleansing), sygnały
i analizę danych historycznych (ang. backtesting), czynniki, z którymi była
zupełnie niezaznajomiona większość profesjonalistów z Wall Street.
W roku 1990 tylko nieliczni korzystali z poczty elektronicznej, nie było
jeszcze przeglądarek internetowych, a algorytmy – jeśli w ogóle były
komuś znane – najczęściej uważano za procedury działające krok po kroku.
Podobne do tych, które umożliwiły maszynie stworzonej przez Alana
Turinga złamanie kodu stosowanego przez nazistów do przesyłania
wiadomości podczas II wojny światowej. Idea, że te formuły mogą
kierować, a nawet pomagać rządzić, codziennym życiem milionów ludzi, że
kilku byłych profesorów matematyki może wykorzystać komputery do
spuszczenia batów wytrawnym i sławnym inwestorom, wydawała się
daleko idąca, by nie powiedzieć, że wręcz niedorzeczna.
* Badania korporacyjne (ang. corporate resarch) są stosunkowo nowym typem
źródła informacji dla inwestorów i osób śledzących sytuację spółek notowanych
na rynkach publicznych. W przeciwieństwie do analiz inwestycyjnych
wykonywanych przez brokerów i banki inwestycyjne, nie dostarczają one
jednoznacznych, uniwersalnych rekomendacji. Ich celem jest przedstawienie
obiektywnej oceny perspektyw spółki, jej otoczenia konkurencyjnego
i szczegółowa analiza potencjalnych zysków. Nie należy ich traktować jako
rekomendacji
lub
doradztwa
finansowego
(przyp.
tłum.
za
http://www.objectivecapitalresearch.com/ocuk/corporate_research.asp, wejście
13 stycznia 2020 r.).
Simons był jednak z natury pewnym siebie optymistą. Zauważył pierwsze
sygnały sukcesów swoich systemów komputerowych i zaświtała nadzieja.
Poza tym nie miał wielkiego wyboru. Jego niegdyś świetnie prosperujące
inwestycje w przedsięwzięcia wysokiego ryzyka zmierzały donikąd. A on
z całą pewnością nie chciał znów być nauczycielem akademickim.
– Popracujmy nad systemem – powiedział Berlekampowi w jednej
z kolejnych naglących rozmów telefonicznych. – Wiem, że w przyszłym
roku możemy zwiększyć zyski o 80 procent.
– Osiemdziesiąt procent w ciągu roku? Teraz już naprawdę przesadził –
pomyślał Berlekamp.
Powiedział Simonsowi, że tak olbrzymie zyski są nieprawdopodobne. I że
naprawdę nie musi wciąż dzwonić. Simons jednak nie potrafił przestać.
W końcu było tego za wiele. Berlekamp odszedł z firmy. Dla Simonsa był
to kolejny cios.
– Do diabła z tym. Sam się wszystkim zajmę – powiedział do przyjaciela.
=
Mniej więcej w tym samym czasie, w innej części stanu Nowy Jork,
pięćdziesiąt mil dalej, wysoki, przystojny naukowiec w średnim wieku
wpatrywał się w białą tablicę, starając się sprostać własnym wyzwaniom.
Robert Mercer pracował w rozległym centrum badawczym firmy IBM na
przedmieściach Westchester i poszukiwał sposobów na poprawę jakości
komputerowej transkrypcji mowy na tekst, a nawet tłumaczenia na inny
język i wykonywania innych podobnych zadań. Zamiast stosować
konwencjonalne metody, Mercer starał się rozwiązać problemy za pomocą
początkowych form uczenia maszynowego na wielką skalę. Wraz
z kolegami zasilał komputery taką ilością danych, która umożliwiała im
samodzielne wykonywanie zadań. Mercer pracował dla komputerowego
giganta już blisko dwadzieścia lat, ale wciąż nie miał jasności, ile mogą
osiągnąć – on i jego zespół.
Koledzy nie potrafili go rozgryźć. Nawet ci, z którymi od lat blisko
współpracował. Mercer był niezwykle uzdolniony. Był też dziwakiem
i człowiekiem społecznie nieprzystosowanym. Codziennie na lunch jadł
kanapkę z tuńczykiem albo z masłem orzechowym i dżemem, którą miał
zapakowaną w używaną, brązową papierową torebkę. W biurze wciąż coś
nucił lub gwizdał. Zazwyczaj były to klasyczne melodie, co sprawiało
wrażenie jakiejś niedorzecznej rozrywki.
Większość tego, co wychodziło z jego ust, było błyskotliwe, a nawet
wnikliwe, choć mogło to być również bardzo irytujące. Pewnego razu
powiedział kolegom, że wierzy, iż będzie mógł żyć wiecznie. Pracownicy
pomyśleli, że mówi serio, choć wydawało się, że historia nie jest po jego
stronie. Potem dowiedzieli się o jego głębokiej niechęci do rządu
i radykalnych poglądach politycznych, które – jak się okazało –
zdominowały jego życie i wpłynęły na życie wielu innych ludzi.
W IBM Mercer spędzał długie godziny w towarzystwie młodszego kolegi
Petera Browna. Uroczego, kreatywnego, towarzyskiego matematyka,
w ciemnych okularach, z gęstą grzywą niesfornych ciemnych włosów,
tryskającego energią, który przywodził na myśl szalonego profesora. Ci
dwaj mężczyźni nie poświęcali zbyt dużo czasu na rozmowy o pieniądzach
czy rynkach. Osobiste zawirowania sprawiły jednak, że Mercer i Brown
połączyli siły z Simonsem. Jego nieprawdopodobna pogoń za tym, by
rozszyfrować kod rynków finansowych i przeprowadzić rewolucję
w inwestycjach stała się również ich sprawą.
=
Simons nie był świadomy przeszkód, jakie stanęły mu na drodze. Nie
wiedział też, że spotka go tragedia i że wstrząs polityczny wywróci jego
firmę do góry nogami.
Patrząc tamtego jesiennego dnia w 1990 roku ze swojego biura na East
River, wiedział tylko, że ma do rozwiązania trudny problem.
– Rynki rządzą się jakimiś prawidłowościami – powiedział koledze. –
Wiem, że możemy je znaleźć.
CZĘŚĆ PIERWSZA
PIENIĄDZE TO NIE WSZYSTKO
ROZDZIAŁ PIERWSZY
J
immy Simons złapał miotłę i ruszył na górę.
Była zima 1952 roku. Gdy miał czternaście lat starał się zarobić
trochę pieniędzy na własne wydatki, pracując w sklepie ogrodniczym
Breck’s w pobliżu swojego domu w Newton, w stanie Massachusetts, na
zielonych przedmieściach Bostonu. Nie szło mu dobrze. Pracując
w magazynie na dole, młody człowiek tak bardzo pogrążył się
w rozmyślaniach, że ułożył w niewłaściwym miejscu owczy obornik,
nasiona i większość innych rzeczy.
Niezadowoleni właściciele kazali Jimmy’emu zamiatać twarde drewniane
podłogi w wąskich sklepowych korytarzach, co było zadaniem
niewymagającym myślenia i powtarzalnym. Dla Jimmy’ego ta degradacja
była jak łut szczęścia. W końcu miał spokój i mógł myśleć o tym, co
znaczyło w jego życiu najwięcej. O matematyce. O dziewczynach.
O przyszłości.
Płacą mi, abym myślał!
Kilka tygodni później, gdy skończył już przedświąteczne prace, para
właścicieli sklepu zapytała go plany życiowe.
– Chcę studiować matematykę na MIT.
Buchnęli śmiechem. Młody człowiek tak nieobecny myślami, że nie
poradził sobie z podstawowymi produktami ogrodniczymi, liczy na to, że
będzie studiował matematykę. I to gdzie – w Massachusetts Institute of
Technology.
– Uważali, że jest to najzabawniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszeli –
wspomina Simons.
Ten sceptycyzm nie martwił Jimmy’ego. Ani nawet te śmiechy.
Nastolatek był przepełniony ponadnaturalną pewnością siebie i niezwykłą
determinacją, by osiągnąć coś szczególnego, co było efektem tego, że
rodzice okazywali mu wiele serca, ponieważ sami w swoim życiu
doświadczyli i wielkich nadziei, i głębokich rozczarowań.
Marcia i Matthew Simonsowie powitali w swojej rodzinie Jamesa Harrisa
wiosną 1938 roku. Oboje poświęcali swojemu synowi wiele czasu i energii.
Był ich jedynym dzieckiem, ponieważ Marcia kilka razy z rzędu poroniła.
Marcia była niezwykle inteligentna, miała towarzyskie usposobienie
i subtelne poczucie humoru. Była wolontariuszką w szkole Jimmy’ego, ale
nigdy nie miała okazji pracować poza domem. Wszystkie swoje marzenia
i całą pasję przelała na Jimmy’ego, rozwijając jego naukowe
zainteresowania i utwierdzając w przekonaniu, że sukces nadejdzie.
– Miała wobec mnie wielkie ambicje – wspomina Simons. – Uważała
mnie za swój projekt.
Matty Simons miał inny pogląd, zarówno na życie, jak i na rodzicielstwo.
Od szóstego roku życia – jako jeden z dziesięciorga rodzeństwa –
kombinował, jak zarobić pieniądze dla rodziny. Sprzedawał gazety na ulicy
i pomagał podróżnym nosić bagaże na pobliskiej stacji kolejowej. Gdy
osiągnął wiek ponadgimnazjalny, zaczął pracować na pełnym etacie.
Próbował chodzić do szkoły wieczorowej, ale zrezygnował, gdyż był zbyt
zmęczony, aby się skoncentrować.
Jako ojciec Matty był miły, łagodny i wyrozumiały. Lubił wracać do
domu i opowiadać Marcii nieprawdopodobne, mocno przesadzone historie,
na przykład o tym, że Kuba planuje wkrótce zbudować most na Florydę,
a Jimmy ze wszystkich sił starał się ukryć uśmiech. Marcia wyróżniała się
w rodzinie intelektem, ale była też niesamowicie łatwowierna. Matty
wymyślał coraz bardziej nieprawdopodobne historie. W końcu połapała się
w tych wszystkich dyrdymałach. Ta rodzinna gra zapewniała Jimmy’emu
niezłą rozrywkę.
– Ona zazwyczaj tego nie łapała – mówi Simons – ale ja, tak.
Matty pracował jako menedżer sprzedaży w firmie 20th Century Fox,
objeżdżając kina Nowej Anglii i promując najnowsze filmy zrealizowane
przez studio. Największa gwiazda tamtej epoki, Shirley Temple, miała
kontrakt zawarty z wytwórnią Fox, więc Matty zabierał jej filmy wraz
z czterema lub pięcioma innymi i przekonywał kina, by zapłaciły za cały
pakiet. Lubił swoją pracę. Awansował na stanowisko menedżera sprzedaży,
więc pojawiła się iskra nadziei, że może się piąć w górę po szczeblach
korporacyjnej drabiny. Plany Mattiego uległy zmianie, gdy jego teść, Peter
Kantor poprosił go, by podjął pracę w należącej do niego fabryce obuwia.
Peter obiecał mu pakiet udziałów, więc Matty poczuł się zobowiązany, by
dołączyć do rodzinnego biznesu.
Fabryka Petera produkująca ekskluzywne damskie obuwie odnosiła
sukcesy, ale pieniądze rozchodziły się równie szybko, jak przychodziły.
Peter, przysadzisty, ekstrawagancki mężczyzna, lubujący się w drogich
ubraniach, jeździł najnowszym modelem cadillaca, gdy tylko taki się
pojawiał. Nosił buty na platformie, by dodać sobie nieco do swoich stu
sześćdziesięciu trzech centymetrów wzrostu. Dużą część swojego majątku
trwonił na wyścigi konne i kolejne kochanki. Jak wspomina kuzyn
Jimmy’ego Richard Lourie, w dniach wypłat Peter prosił Jimmy’ego
i Richarda, by trzymali góry pieniędzy „sięgające im głowy”. – Obaj
uwielbialiśmy to1.
Peter roztaczał wokół siebie aurę niefrasobliwości i ukochania życia. Tę
samą postawę później przyjął Jimmy. Peter urodził się w Rosji. Opowiadał
okropne historie o swoim dawnym kraju. W większości z nich pojawiały się
wilki, kobiety, kawior i morze wódki. Ku ogromnej uciesze swoich
wnuków nauczył ich kilku najważniejszych rosyjskich wyrażeń: „Daj mi
papierosa” i „Pocałuj mnie w d…”. Dużą część swoich pieniędzy Peter
trzymał w sejfie, najprawdopodobniej po to, by uchronić je przed
podatkami. Dbał jednak, żeby w kieszeni na piersi zawsze mieć 1500
dolarów. Dokładnie taką sumę miał przy sobie, kiedy został znaleziony
martwy między kilkudziesięcioma bożonarodzeniowymi kartkami od
wdzięcznych przyjaciółek.
Matty Simons przepracował wiele lat na stanowisku dyrektora
generalnego fabryki obuwia. Nigdy jednak nie dostał pakietu udziałów,
który obiecał mu Peter. Po latach powiedział swojemu synowi, że żałuje, iż
zrezygnował z obiecującej i ekscytującej kariery, by robić to, czego od
niego oczekiwano.
– Nauka z tego jest taka: Rób w życiu to, co lubisz, a nie to, co wydaje ci
się, że powinieneś – mówi Simons. – Nigdy tego nie zapomnę.
Tym, co Jimmy lubił robić ponad wszystko, było myślenie, często
o matematyce. Był pochłonięty liczbami, kształtami i kątami. Gdy miał trzy
lata, mnożył liczby przez dwa i dzielił na pół, i do znudzenia wyliczał
wszystkie potęgi liczby 2 aż do 1024. Pewnego dnia, jadąc z rodziną na
plażę, Matty zatrzymał się, by zatankować, wprawiając chłopca
w osłupienie. Zgodnie z jego sposobem rozumowania rodzinny samochód
nigdy nie powinien zostać bez paliwa. Po zużyciu połowy baku, wciąż
zostaje jeszcze druga połowa, potem można zużyć połowę z tego, co zostało
i znów zostanie połowa i tak dalej… I bak nigdy nie będzie zupełnie pusty.
Czterolatek zderzył się z klasycznym problemem matematycznym,
wykazując dużą dozę logicznego myślenia. Jeśli trzeba wciąż pokonywać
połowę drogi pozostałej do osiągnięcia celu i każdą odległość, nawet
najmniejszą, można podzielić na pół, to jak można dotrzeć do celu?
Pierwszy odniósł się do tego dylematu grecki filozof Zenon z Elei. Była to
najsłynniejsza grupa paradoksów, które od lat nurtowały matematyków.
Jimmy, jak wielu jedynaków, przez długie godziny przebywał sam na sam
ze swoimi myślami, nawet rozmawiał sam ze sobą. W przedszkolu wspinał
się na pobliskie drzewo, siadał na gałęzi i rozmyślał. Czasami Marcia
przychodziła i zmuszała go do zejścia i zabawy z innymi dziećmi.
W przeciwieństwie do swoich rodziców, Jimmy był zdeterminowany, by
skupiać się na własnych pasjach. Gdy miał osiem lat, doktor Kaplan, lekarz
rodzinny Simonsów, podsunął mu pomysł na karierę w medycynie,
mówiąc, że jest to idealny zawód dla „mądrego żydowskiego chłopca”.
Jimmy obruszył się.
– Chcę być matematykiem albo zajmować się naukami przyrodniczymi –
odpowiedział.
Lekarz próbował go przekonywać – Na matematyce nic nie zarobisz.
Jimmy odpowiedział, że spróbuje. Nie do końca rozumiał nawet, czym
zajmują się matematycy, ale wiedział, że najprawdopodobniej liczbami, a to
wydawało mu się wystarczająco atrakcyjne. Przecież dobrze wiedział, że
nie chce być lekarzem.
W szkole Jimmy był mądry i psotny. Wykazywał pewność siebie
odziedziczoną po matce i szelmowskie poczucie humoru, które miał po
ojcu.
Uwielbiał
książki.
Często
odwiedzał
miejscową
bibliotekę.
Wypożyczał cztery książki na tydzień, w tym wiele takich, które
przewyższały poziom ucznia w jego wieku. Najbardziej pociągały go
jednak koncepcje matematyczne. W Lawrence School w Brooklynie,
mogącej pochwalić się takimi absolwentami jak prezenterzy telewizyjni
Mike
Wallace
i
Barbara
Walters,
Jimmi
został
wybrany
na
przewodniczącego klasy. Był w niej prawie najlepszym uczniem, ustępując
jedynie pewnej pannie, która nie tak często jak on gubiła się w swoich
myślach.
W czasach szkolnych Jimmy miał dość zamożnego przyjaciela. Był pod
wrażeniem komfortowego życia, jakie prowadziła jego rodzina.
– Fajnie jest być bardzo bogatym. Zauważyłem to – powiedział później
Simons. – Biznes w ogóle mnie nie interesował, co nie oznacza, że nie
interesowały mnie pieniądze2.
Niemal cały czas wypełniała mu zabawa. Czasami wraz z przyjacielem
Jimem Harpelem jechali tramwajem do Bailey’s Ice Cream w Bostonie na
ogromną porcję lodów. Gdy byli starsi, wymykali się na burleski w Old
Howard Theatre. Pewnego sobotniego ranka, gdy kierowali się do drzwi,
ojciec Harpela zauważył wiszące na ich szyjach lornetki.
– Wybieracie się, chłopcy, do Old Howard? – zapytał.
No to po zawodach.
– Skąd pan wie, panie Harpel? – zapytał Jimmy.
– Bo w pobliżu nie ma ptaków do podglądania – odpowiedział pan
Harpel.
Gdy Simons ukończył dziewiątą klasę, jego rodzina przeniosła się
z Brooklynu do Newton, gdzie Jimmy uczęszczał do Newton High School,
elitarnej szkoły publicznej, świetnie wyposażonej, gdzie mógł rozwijać
swoje pasje. Będąc studentem drugiego roku, Jimmy lubił uczestniczyć
w debatach nad różnymi teoretycznymi koncepcjami, między innymi nad
ideą,
że
powierzchnie
dwuwymiarowe
mogą
się
rozszerzać
w nieskończoność.
Po ukończeniu w ciągu trzech lat tej szkoły, Simons, szczupły, dobrze
zbudowany, wyruszył wraz z Harpelem w podróż przez cały kraj.
Gdziekolwiek przyjeżdżali – siedemnastolatkowie z klasy średniej, jak
dotąd zazwyczaj chronieni przed życiowymi przeciwnościami – wdawali
się w rozmowy z tamtejszymi mieszkańcami. Gdy płynęli przez Missisipi,
zobaczyli Afroamerykanów pracujących na dzierżawionych małych
gospodarstwach i mieszkających w kurnikach.
– [Amerykańska] rekonstrukcja ich nie objęła, pozostali rolnikami
dzierżawcami, ale przecież to dokładnie to samo, co niewolnictwo –
wspomina Harpel. – To był dla nas szok.
Gdy mieszkali na kempingu w parku stanowym, poszli na basen. Ku
swojemu zaskoczeniu nie spotkali tam żadnego Afroamerykanina. Simons
spytał grubego pracownika parku w średnim wieku, dlaczego nie ma tu
żadnych kolorowych.
– Nie wpuszczamy tu żadnych czarnuchów – odpowiedział.
Odwiedzając inne miasta, Simons i Harpel widzieli rodziny żyjące
w skrajnej biedzie. To doświadczenie pozostawiło w nich niezatarte piętno.
Sprawiało, że stali się bardziej wrażliwi na sytuację ludzi pokrzywdzonych
przez los.
Simons, tak jak chciał, poszedł na studia w MIT. Na pierwszym roku
mógł nawet darować sobie zajęcia z matematyki dzięki temu, że
uczestniczył w bardzo zaawansowanych zajęciach w szkole średniej.
Pojawiły się jednak natychmiast inne wyzwania. Od samego początku miał
problemy ze stresem i silnymi bólami brzucha. Schudł dziewięć
kilogramów i dwa tygodnie spędził w szpitalu. Lekarze zdiagnozowali u
niego zapalenie okrężnicy. W celu ustabilizowania stanu zdrowia przepisali
sterydy.
Nazbyt pewny siebie Simons w drugim semestrze pierwszego roku
zapisał się na zaawansowany kurs algebry abstrakcyjnej. To była katastrofa.
Nie był w stanie dotrzymać kroku kolegom, nie potrafił też zrozumieć, o co
chodzi w zadaniach ani w zagadnieniach omawianych podczas wykładów.
Kupił książkę na ten temat i zabrał ze sobą na lato do domu, gdzie ją
czytał i całymi godzinami rozmyślał. W końcu zaskoczył. Na następnych
zajęciach z algebry Simons był prymusem. Wprawdzie na drugim roku
z zaawansowanego rachunku różniczkowego otrzymał dość słaby stopień
(D)*, ale profesor dopuścił go do następnego poziomu zajęć, na których
było omawiane twierdzenie Stokesa będące uogólnionym podstawowym
prawem Newtona dotyczącym równania różniczkowego wiążącego całki
liniowe z całkami powierzchniowymi w trzech wymiarach. Młody człowiek
był zafascynowany – twierdzenie odnoszące się do równań różniczkowych,
algebry i geometrii wydawało się tworzyć prostą, niespodziewaną
harmonię. Simonsowi tak dobrze szedł ten przedmiot, że inni studenci
z grupy przychodzili do niego z prośbą o pomoc.
* W Ameryce stosuje się sześciostopniową skalę ocen od A do F, gdzie A oznacza
najlepszą ocenę, a F najsłabszą ocenę – przyp. tłum.
– Po prostu kwitłem – mówi Simons. – To było cudowne uczucie.
Sposób, w jaki istotne twierdzenia i formuły były w stanie ukazywać
prawdę i unifikować odległe dziedziny matematyki i geometrii, urzekł go.
– W tym wszystkim była jakaś elegancja. Te koncepcje miały w sobie
piękno – mówi.
Studiował z takimi ludźmi jak Barry Mazur, który ukończył college
w dwa lata, a potem zdobył najwyższe wyróżnienia przyznawane
matematykom i wykładał na Uniwersytecie Harvarda. Doszedł do wniosku,
że nie dorównuje im poziomem. Był jednak blisko. Zrozumiał, że ma
jedyne w swoim rodzaju podejście – rozmyśla o problemach, aż dotrze do
oryginalnych rozwiązań. Przyjaciele czasami widzieli, jak całymi
godzinami leżał z zamkniętymi oczami. Był myślicielem z wyobraźnią
i instynktem do atakowania problemów, które rozwiązywał w przełomowy i
elegancki sposób.
– Zrozumiałem, że być może nie będę wybitny czy najlepszy, ale mogę
zrobić coś dobrego. Po prostu wierzyłem w siebie – mówi.
Pewnego dnia w jednej z miejscowych knajpek, już po północy, Simons
zobaczył dwóch swoich profesorów, sławnych matematyków – Warrena
Ambrose’a i Isadora Singera – pogrążonych w żarliwej dyskusji.
Postanowił, że chce takiego właśnie życia – papierosy, kawa i matematyka,
całymi godzinami.
– To było jak objawienie… jak grom z jasnego nieba – mówi.
Simons robił wszystko, co w jego mocy, by uniknąć zbyt pracochłonnych
zajęć, które były odległe od matematyki. Od studentów MIT wymagano, by
zapisali się na zajęcia sportowe. Simons nie chciał jednak tracić czasu na
kąpiele i przebieranie, więc zapisał się na łucznictwo. Wraz z innym
studentem, Jimmym Mayerem, który przeniósł się na MIT z Uniwersytetu
Columbia, postanowili nieco uatrakcyjnić treningi, przed każdym strzałem
zakładając się o pięć centów. Szybko zostali przyjaciółmi. Razem zabiegali
o względy dziewczyn, a nocami grali w pokera z kolegami z grupy.
– Gdy przegrywałeś 5 dolarów, to praktycznie strzelałeś sobie w głowę –
wspomina Mayer.
Simons był wesoły, przyjacielski, mówił to, co leżało mu na sercu. Często
pakował się w kłopoty. Na pierwszym roku zabawiał się napełnianiem
pistoletów wodnych benzyną do zapalniczek, a potem za pomocą
zapalniczki do papierosów zamieniał je w domowej roboty miotacze ognia.
Kiedyś rozpalił ognisko w łazience w Baker House – akademiku przy
Charles River. Wlał do sedesu pół litra benzyny i zamknął za sobą drzwi.
Gdy się obejrzał, zobaczył pomarańczową poświatę otaczającą framugę –
całe wnętrze łazienki stało w płomieniach.
– Nie wchodźcie tam! – krzyknął do kolegów.
Wewnątrz płyn rozgrzał się i zamienił w kulę ognia. Na szczęście
akademik był zbudowany z ciemnoczerwonej rustykalnej cegły i ogień nie
mógł się rozprzestrzeniać. Simons przyznał się do popełnienia tego
przestępstwa i przez dziesięć tygodni płacił uczelni 50 dolarów na pokrycie
kosztów koniecznego remontu.
W roku 1958, po trzech latach w MIT, Simons zgromadził już
wystarczającą liczbę punktów kredytowych, by w wieku dwudziestu lat
ukończyć studia i uzyskać dyplom licencjata w dziedzinie matematyki (ang.
bachelor of science, BS). Zanim jednak poszedł na studia magisterskie,
zapragnął nowej przygody. Powiedział swojemu przyjacielowi, Joe
Rosensheinowi, że chce zrobić coś, co „zostanie zauważone” i będzie miało
„historyczne” znaczenie.
Pomyślał, że daleka podróż na rolkach mogłaby przyciągnąć uwagę, ale
wydało mu się to zbyt męczące. Inną możliwością byłoby zaproszenie
grupy dziennikarzy, by towarzyszyli mu i jego przyjaciołom w wyprawie na
narty wodne do Ameryki Południowej. Okazało się jednak, że z organizacją
wyprawy są zbyt duże problemy logistyczne. Pewnego popołudnia, gdy
włóczył się z Rosensheinem po Harvard Square, zobaczył, jak obok
przemknął skuter Vespa.
– Zastanawiam się, czy nie moglibyśmy na czymś takim…
Przygotował plan wycieczki „zasługującej na uwagę mediów”. Przekonał
dwóch miejscowych dealerów skuterów, by udzielili im rabatów na zakup
pojazdów topowej wówczas marki Lambretta w zamian za prawa do
sfilmowania ich podróży. I tak Simons, Rosenshein i Mayer wyruszyli do
Ameryki Południowej w podróż nazwaną „Buenos Aires or Bust” (Buenos
Aires albo klapa). Najpierw jechali na zachód przez Illinois, potem
skierowali się na południe do Meksyku. Podróżowali wiejskimi drogami,
spali na werandach, na opuszczonych posterunkach policji lub w lesie na
hamakach osłoniętych moskitierami, takimi, jakich używa się w dżungli.
Rodzina w Mexico City ostrzegała ich przed bandytami i namawiała, by na
wszelki wypadek kupili broń, ucząc ich, jak po hiszpańsku powiedzieć
kluczowe zdanie: „Jeśli się ruszysz, zabiję cię”.
Kiedyś
popołudniową
porą
jechali
przez
małe
miasteczko
w południowym Meksyku, robiąc mnóstwo hałasu z powodu zepsutego
tłumika. Byli ubrani w skórzane kurtki i wyglądali jak gang motocyklowy
z klasycznego filmu z Marlonem Brando Dziki. Zatrzymali się, by znaleźć
jakieś miejsce, w którym mogliby coś zjeść, ale gdy miejscowi zobaczyli
przybyszów zakłócających im zwyczajowe wieczorne przechadzki, wpadli
w furię.
– Gringo, co tu robicie? – zawołał ktoś.
W kilka minut pięćdziesięciu wrogo nastawionych młodych mężczyzn
otoczyło Simonsa i jego przyjaciół i przyparło ich do muru. Niektórzy
trzymali w rękach maczety. Rosenshein sięgnął po pistolet, pamiętając, że
ma tylko sześć kul, co z całą pewnością nie wystarczy, by poradzić sobie
z tym coraz większym zbiegowiskiem. Nagle pojawili się policjanci
i zaczęli przepychać się przez tłum, by aresztować studentów MIT za
zakłócanie spokoju.
I tak trafili do więzienia. Wkrótce tłum otoczył je, krzycząc i gwiżdżąc,
i wywołując takie zamieszanie, że burmistrz wysłał swoich ludzi, by
sprawdzili, co się dzieje. Gdy dowiedział się, że cała awantura rozpętała się
z powodu trzech chłopaków z college’u w Bostonie, zaprosił ich do
swojego gabinetu. Okazało się, że był absolwentem Harvardu i pragnął
nowinek z Cambridge. Kilka chwil po rozpędzeniu wściekłego tłumu
chłopcy siedzieli przy wystawnej, późnej kolacji z miejscowymi oficjelami.
Simons i koledzy zadbali jednak o to, by wyjechać z miasta przed świtem
i uniknąć nowych kłopotów.
Rosenshein miał dość przygód i zawrócił do domu, ale Simons i Mayer
udali się w dalszą drogę. W siedem tygodni dojechali przez Meksyk,
Gwatemalę i Kostarykę do Bogoty, pokonując po drodze lawiniska błotne
i wzburzone rzeki. Dotarli tam niemal bez jedzenia i pieniędzy, podnieceni
perspektywą zatrzymania się w luksusowym domu innego kolegi ze
studiów, Edmunda Esquenaziego, który pochodził z tego miasta. Przyjaciele
i rodzina ustawiali się w kolejce, by przywitać gości. Resztę lata spędzili
u swoich gospodarzy, grając w krykieta i odpoczywając.
Gdy Simons wrócił na MIT, by rozpocząć studia magisterskie, jego
opiekun poradził mu, by robił doktorat ma Uniwersytecie Kalifornijskim
w Berkeley, bo tam będzie mógł pracować z profesorem Shiing-Shen
Chernem, niegdysiejszym wielkim talentem matematycznym z Chin,
czołowym specjalistą od geometrii różniczkowej i topologii. Simons miał
jednak kilka niedokończonych spraw, którymi musiał się zająć. Zaczął
randkować z Barbarą Bulestein – piękną, drobniutką, czarnowłosą
osiemnastolatką, studentką pierwszego roku w pobliskim Wellesley
College. Po czterech kolejnych wieczorach intensywnych rozmów byli
w sobie zakochani i zaręczeni.
– Rozmawialiśmy tak bez końca – wspomina Barbara. – On szedł do
Berkeley, a ja chciałam iść razem z nim.
Rodzice Barbary byli wściekli z powodu błyskawicznego związku. Matka
upierała się, że Barbara jest za młoda na małżeństwo. Martwiła ją też
potencjalna nierównowaga sił między Barbarą i jej pewnym siebie
narzeczonym.
– Za kilka lat będzie tobą wycierał podłogę – ostrzegała Barbarę.
Ale Barbara była zdeterminowana, by poślubić Simonsa pomimo
sprzeciwu rodziców. Wynegocjowała kompromis – pojedzie z nim do
Berkeley, ale ze ślubem poczekają do czasu, kiedy ona będzie już na drugim
roku.
Simons otrzymał stypendium i mógł zacząć studia w Berkeley. Gdy pod
koniec lata 1959 roku przyjechał na kampus, czekała go niemiła
niespodzianka – nie mógł nigdzie znaleźć Cherna. Profesor właśnie poszedł
na
roczny
urlop
naukowy.
Simons
zaczął
pracować
z
innymi
matematykami, między innymi z Bertramem Kostantem, ale był dość
sfrustrowany. Pewnego wieczoru na początku października Simons
odwiedził Barbarę w internacie i powiedział jej, że badania naukowe nie idą
pomyślnie. Jej zdaniem wyglądał na przybitego.
Pamięta, że powiedziała wtedy: Pobierzmy się.
Simons przystał na to. Postanowili pojechać do Reno w Nevadzie, gdzie
nie będą musieli czekać wiele dni na badania krwi, jak to było wymagane
w Kalifornii. Młoda para była prawie bez pieniędzy. Kolega z pokoju
w akademiku pożyczył Simonsowi tyle, ile potrzebował na dwa bilety na
autobus na tę dwustumilową podróż (1 ml = 1,61 km). W Reno Barbara
przekonała menedżera tamtejszego banku, by zrealizował jej czek
wystawiony w innym stanie, aby mogli zapłacić za akt ślubu. Po krótkiej
ceremonii Simons wykorzystał resztę pieniędzy na grę w pokera i wygrał
tyle, że mógł kupić swojej dopiero co poślubionej żonie czarny kostium
kąpielowy.
Po powrocie do Berkeley para liczyła na to, że uda jej się utrzymać ślub
w tajemnicy przynajmniej do momentu, kiedy wymyślą, jak przekazać
wiadomość swoim rodzinom. Gdy ojciec Barbary napisał list, w którym
informował, że planuje odwiedziny, zrozumieli, że będą musieli się
przyznać. Simons i jego nowo poślubiona małżonka napisali listy – każde
do swoich rodziców, zapełniając kilka kartek prozaicznymi informacjami
o szkole i zajęciach, dodając po nich identyczne postscriptum:
„A tak przy okazji – pobraliśmy się”.
Gdy rodzice Barbary nieco ochłonęli, jej ojciec poprosił miejscowego
rabina, aby udzielił parze ślubu podczas bardziej tradycyjnej ceremonii.
Młodzi małżonkowie wynajęli apartament przy Parker Street, w pobliżu
kampusu tętniącego życiem skoncentrowanym na działalności politycznej.
Simons poczynił postępy w pisaniu pracy doktorskiej skupiającej się na
geometrii
różniczkowej
–
badaniach
zakrzywionych
przestrzeni
wielowymiarowych przy użyciu metod opartych na równaniach
różniczkowych, topologii i algebrze liniowej. Simons poświęcał też czas
swojej nowej pasji: handlowi instrumentami finansowymi. Para otrzymała
w prezencie ślubnym 5 tysięcy dolarów. Simons palił się, by pomnożyć te
kwotę. Poczytał trochę i pojechał do biura maklerskiego Merrill Lynch
w pobliskim San Francisco, gdzie kupił akcje United Fruit Company, która
sprzedawała
owoce
tropikalne,
oraz
firmy
chemicznej
Celanese
Corporation.
Akcje jednak prawie w ogóle nie szły w górę, co frustrowało Simonsa.
– To trochę nudne – powiedział do maklera. – Nie ma pan czegoś bardziej
pasjonującego?
– Powinien pan zainteresować się soją – odpowiedział makler.
Simons nie miał pojęcia o giełdach towarowych ani o tym, jak handlować
kontraktami futures (kontrakty finansowe zobowiązujące do dostarczenia
towaru lub innego dobra inwestycyjnego po określonej cenie w określonym
terminie w przyszłości), ale został gorliwym uczniem. W tamtym czasie
soja była sprzedawana po 2,50 dolara za buszel (1 bu (US) = 31,23907
litra). Gdy makler powiedział, że analitycy Merrill Lynch prognozują
wzrost ceny do 3,0 dolarów lub nawet więcej, Simonsowi zaświeciły się
oczy. Kupił dwa kontrakty futures na soję i patrzył, jak jej cena szybuje do
góry. W ciągu kilku dni zarobił kilka tysięcy dolarów.
I połknął haczyk.
– Byłem zafascynowany tym, jak to działa i możliwością zarobienia
pieniędzy w krótkim czasie – powiedział.
Starszy przyjaciel radził Simonsowi, żeby sprzedał instrumenty, które
miał w portfelu i zrealizował zyski, ostrzegając, że ceny towarów są bardzo
zmienne. Simons odrzucił tę radę. Ceny soi rzeczywiście spadły i Simons
ledwo wyszedł na swoje. Taka przejażdżka rollercoasterem mogłaby
zniechęcić
niektórych
początkujących
inwestorów,
ale
Simonsowi
zaostrzyła tylko apetyt. Zaczął wcześnie wstawać, by pojechać do San
Francisco i o 7:30 być pod biurem Merrill Lynch, bo o tej godzinie
rozpoczynał się handel na giełdzie w Chicago. Całymi godzinami stał
i obserwował ceny wyświetlane na wielkiej tablicy, zawierając transakcje,
starając się nadążać za rozwojem wydarzeń. Nawet jadąc do domu, by
powrócić do swoich studiów, nie spuszczał oka z rynków.
– To był rodzaj wyścigu – wspomina Simons.
Jednak było tego za wiele. Okazało się, że ciężko jest pogodzić jeżdżenie
bladym świtem do San Francisco z próbą dokończenia ambitnej pracy
doktorskiej. Gdy Barbara zaszła w ciążę, Simons żonglował już zbyt
wieloma piłkami. Niechętnie skończył z tradingiem, ale ziarno zostało
zasiane.
W ramach pracy doktorskiej Simons chciał przedstawić dowód na trudny,
nierozwiązany problem z dziedziny, którą się zajmował. Kostant wątpił
jednak, czy zdoła tego dokonać. Powiedział Simonsowi, że próbowali tego
już matematycy światowej klasy, ale nikomu się nie udało. Nie powinien
marnować na to czasu. Ten sceptycyzm jeszcze bardziej go zachęcił. Jego
praca doktorska, ukończona po dwóch latach wysiłków w roku 1962,
zatytułowana On the Transitivity of Holonomy Systems (O przechodniości
układów holonomicznych) poświęcona była geometrii wielowymiarowych
przestrzeni zakrzywionych. (W trakcie wykładu dla studentów pierwszego
roku, Simons lubił definiować holonomiczność jako „równoległy transport
wektorów stycznych do krzywych zamkniętych w wielowymiarowych
przestrzeniach zakrzywionych”. Naprawdę). Renomowane czasopismo
przyjęło jego pracę do publikacji, co pomogło Simonsowi w zdobyciu
prestiżowego, trzyletniego kontraktu na stanowisko dydaktyczne w MIT.
Nawet wtedy, gdy wraz z Barbarą snuli plany powrotu z córeczką
Elizabeth do Cambridge, Simons zaczął powątpiewać w swoją przyszłość.
Następne dwadzieścia lat wydawało mu się zbyt uporządkowane: badania
naukowe, dydaktyka, jeszcze więcej badań i jeszcze więcej dydaktyki.
Simons kochał matematykę, ale potrzebował też nowych przygód.
Wyglądało na to, że rozkwitał, gdy mógł stawiać czoła trudnościom
i walczyć ze sceptycyzmem, a tutaj nie widział na horyzoncie żadnych
przeszkód. Mając zaledwie dwadzieścia trzy lata przeżywał kryzys
egzystencjalny.
– Czy to, to jest właśnie to? Czy to będę robił przez całe życie? – zapytał
pewnego dnia w domu Barbarę. – Musi być coś więcej.
Po roku w MIT ten niepokój zawładnął nim na dobre. Wrócił do Bogoty,
by sprawdzić, czy może rozkręcić jakiś biznes ze swoim kolumbijskimi
szkolnymi kolegami, Esquenazim i Mayerem. Wspominając nieskazitelne
płyty podłogowe w akademiku w MIT, Esquenazi narzekał na słabą jakość
materiałów do wykańczania podłóg w Bogocie. Simons powiedział, że zna
kogoś, kto robi podłogi, i tak postanowili otworzyć lokalną fabrykę
produkującą winylowe materiały podłogowe i rury PCV. Finansowaniem
zajął się w większości teść Esquenaziego, Victor Shaio; Simons wraz ze
swoim ojcem również pokryli pewną część kosztów.
Wydawało się, że biznes jest w dobrych rękach. Simons nie widział, co
więcej mógłby tam zrobić, więc wrócił do zajęć akademickich, przyjmując
w roku 1963 stanowisko badawcze na Uniwersytecie Harvarda. Prowadził
tam zajęcia z dwóch przedmiotów, m.in. zaawansowany kurs z cząstkowych
równań różniczkowych – dziedziny geometrii, co do której przewidywał, że
jej znaczenie będzie rosło. Na temat cząstkowych równań różniczkowych
(ang. partial differential equations, PDE) wiedział niewiele, ale pomyślał,
że wykładanie takiego przedmiotu jest dobrym sposobem uczenia się.
Powiedział swoim studentom, że nauczył się tego tydzień przed nimi, a oni
przyjęli to wyznanie z rozbawieniem.
Simons był popularnym profesorem o nieformalnym, pełnym entuzjazmu
stylu prowadzenia zajęć. Opowiadał dowcipy i rzadko nosił marynarkę
i krawat – strój wybierany przez wielu pracowników wydziału. Jowialność
była jednak tylko maską przykrywającą narastające napięcie. Jego badania
bardzo wolno posuwały się do przodu i nie podobała mu się harwardzka
społeczność. Pożyczył pieniądze na inwestycję w fabrykę podłóg, którą
budował razem z Esquenazim i innymi. Przekonał też rodziców, by wzięli
kredyt, zastawiając dom i wnieśli swój udział w to przedsięwzięcie. By
zwiększyć swoje dochody, zaczął uczyć dwóch innych przedmiotów
w pobliskim Cambridge Junior College. Ale praca ta dodała mu tylko
stresu. Utrzymywał to w tajemnicy przed przyjaciółmi i rodziną.
Simons walczył o pieniądze, ale nie chodziło mu o takie pieniądze, które
wystarczają jedynie na spłatę zobowiązań. Pragnął prawdziwego bogactwa.
Lubił kupować ładne rzeczy, choć nie był ekstrawagancki. Nie odczuwał też
presji ze strony Barbary, która czasami nosiła ubrania jeszcze z czasów
szkolnych. Wyglądało na to, że kierują nim inne motywy. Przyjaciele i inni
znajomi podejrzewali, że chciał wywierać wpływ na świat. Widział też, że
bogactwo może zapewnić niezależność i wpływy.
– Jim już za młodu zrozumiał, że pieniądze to władza – mówi Barbara. –
Nie chciał, aby ludzie mieli nad nim władzę.
Gdy siedział w harwardzkiej bibliotece, na nowo naszły go wątpliwości
co do kariery. Zastanawiał się, czy inny rodzaj pracy może dać mu większe
poczucie spełnienia i radości – a być może również trochę bogactwa,
przynajmniej tyle, żeby móc spłacić długi.
Napięcie narastało. W końcu postanowił zrobić sobie przerwę.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Jaka jest różnica między doktorem matematyki a dużą pizzą?
– Dużą pizzą można nakarmić czteroosobową rodzinę.
roku 1964 Simons odszedł z Harvardu i dołączył do grupy
W
wywiadowczej pomagającej walczyć podczas zimnej wojny ze Związkiem
Radzieckim. Grupa powiedziała mu, że pracując na zlecenie rządu, może
nadal prowadzić swoje badania naukowe. Równie ważne było to, że
podwoił swoją pensję i zaczął spłacać długi.
Oferta dla Simonsa przyszła z Princeton w New Jersey, z wydziału
Instytutu Analiz Obronnych (ang. Institute for Defense Analyses, IDA),
elitarnej organizacji badawczej zatrudniającej matematyków z najlepszych
uniwersytetów, by wspierali National Security Agency (Agencję
Bezpieczeństwa Narodowego) – największą i najtajniejszą [amerykańską]
agencję wywiadowczą w wykrywaniu i rozpracowywaniu rosyjskich kodów
i szyfrów.
Simons rozpoczął tę współpracę w niespokojnych dla IDA czasach. Od
ponad dziesięciu lat nie udało się złamać wysokiej jakości radzieckich
kodów. Simons wraz z kolegami z Wydziału Badań nad Łącznością IDA
miał za zadanie zabezpieczenie łączności Stanów Zjednoczonych
i zrobienie czegoś z kodami Sowietów. IDA nauczyła Simonsa tworzenia
modeli matematycznych do rozpoznawania i interpretowania
prawidłowości w danych, które na pozór wydawały się bez znaczenia.
Zaczął wykorzystywać analizę statystyczną i teorię prawdopodobieństwa –
narzędzia matematyczne, które później wpłynęły na jego pracę.
Aby złamać kod, Simons musiał najpierw przygotować plan działania.
Potem trzeba było stworzyć algorytm – szereg kroków do wykonania przez
komputer – a następnie przetestować i wdrożyć swoją strategię. Ponieważ
nie był dobry w projektowaniu programów komputerowych, musiał polegać
na innych programistach z wydziału, którzy faktycznie pisali kody, ale
pielęgnował inne swoje umiejętności, które okazały się wartościowe w jego
dalszej karierze.
– Przekonałem się, że lubię opracowywać algorytmy i testować różne
rzeczy na komputerze – powiedział później1.
Na początku Simons pomógł w tworzeniu ultraszybkiego algorytmu do
łamania kodu, rozwiązując odwieczny problem grupy. Wkrótce potem
eksperci wywiadu z Waszyngtonu odkryli odosobniony przypadek, kiedy to
Sowieci wysłali zakodowaną wiadomość z niepoprawnymi ustawieniami.
Simons wraz z dwoma kolegami wychwycili błąd. Nadarzyła się możliwość
wglądu w wewnętrzną konstrukcję systemu wroga, a to pomogło znaleźć
sposoby wykorzystania tej okoliczności. Simons stał się detektywistyczną
gwiazdą, a cały zespół został zaproszony do Waszyngtonu, by osobiście
przyjąć podziękowania od przedstawicieli Departamentu Obrony.
Jedynym problemem nowej pracy było to, że Simons nie mógł pochwalić
się swoimi osiągnięciami nikomu spoza organizacji. Członkowie grupy byli
zobowiązani do zachowania tajemnicy. Słowo, jakiego używał rząd do
opisania, jak bardzo tajna jest praca IDA, było samo w sobie tajne.
– Co robiłeś dzisiaj? – pytała Barbara, gdy Simons wracał z pracy do
domu.
– Och, to, co zwykle – odpowiadał.
Wkrótce Barbara przestała pytać.
Simons był pod wrażeniem wyjątkowych sposobów rekrutacji
utalentowanych naukowców i zarządzania jednostką. Pracownicy, z których
większość miała tytuł doktora, byli zatrudniani ze względu na potencjał
intelektualny, kreatywność i ambicję, a nie jakieś konkretne doświadczenie
czy wykształcenie. Założenie było takie, że znajdą problemy, nad którymi
będą pracować i będą na tyle pomysłowi, by je rozwiązać. Lenny Baum,
jeden z tych łamaczy kodów, którzy osiągnęli najwięcej, jest autorem
powiedzenia, które stało się credem grupy: „Złe pomysły są dobre. Dobre
pomysły są wspaniałe. Brak pomysłów jest beznadziejny”*.
* W oryginalnym brzmieniu była to pewna gra słów, gdyż w dwóch ostatnich
przypadkach były to bardzo podobne w brzmieniu słowa: terrific (wspaniały)
i terrible (beznadziejny) – przyp. tłum.
– To była fabryka pomysłów – mówi Lee Neuwirth, zastępca dyrektora
wydziału, którego córka Bebe została później gwiazdą Broadwayu
i telewizji.
Badacze nie mogli rozmawiać o swojej pracy z nikim spoza organizacji.
Wewnętrznie jednak struktura działu był stworzona tak, by rozwijać
niespotykaną zazwyczaj otwartość i kolegialność. Większość z około
dwudziestopięcioletnich zatrudnionych – wszyscy byli matematykami lub
inżynierami – miała ten sam tytuł: pracownika technicznego. Zespół
zwyczajowo gratulował sobie sukcesów i spotykał się, by wznieść
szampanem toast dla uczczenia rozwiązań szczególnie opornych
problemów. Zazwyczaj analitycy zaglądali do pokoi swoich kolegów,
oferując pomoc lub po prostu po to, by ich wysłuchać. Gdy każdego
popołudnia spotykali się przy herbacie, rozmawiali o tym, co się wydarzyło,
grali w szachy, układali puzzle lub urządzali zawody w go, skomplikowaną
chińską grę planszową.
Simons wraz z małżonką regularnie wydawali kolacje, podczas których
pracownicy IDA upijali się robionym przez Barbarę koktajlem, mocnym
jak rum Fish House Punch. Do rana grano o wysokie stawki w pokera.
Simons często kończył te rozgrywki z garścią pieniędzy, które przegrali
koledzy.
Pewnego wieczoru cała banda przyszła w odwiedziny, bo nigdzie nie
mogli znaleźć Simonsa.
– Jim został aresztowany – powiedziała Barbara.
Simons miał w swoim poobijanym cadillacu tyle niezapłaconych
mandatów za parkowanie i tyle razy zignorował wezwania, że policja
wsadziła go do więzienia. Matematycy wskoczyli do kilku samochodów,
pojechali na posterunek policji i zrzucili się na kaucję za jego zwolnienie.
W IDA pełno było niekonwencjonalnych myślicieli i wielkich
osobowości. W jednym dużym pokoju stało kilkanaście komputerów
osobistych dla pracowników.
Pewnego ranka pracownik ochrony zauważył tam kryptologa, który miał
na sobie kąpielowy szlafrok i nic więcej; został wyrzucony z domu
i mieszkał w pokoju komputerowym. Innym razem późnym wieczorem ktoś
zauważył pracownika piszącego coś na klawiaturze. Szokujące było to, że
pisał bosymi, śmierdzącymi palcami u nóg, a nie palcami u rąk.
– Nawet jego palce u rąk były okropne – mówi Neuwirth. – To było
naprawdę obrzydliwe. Ludzie się wściekli.
Simons, nawet wtedy, kiedy wraz z kolegami odkrywał radzieckie sekrety,
równocześnie zajmował
się
jednym własnym. Moc obliczeniowa
komputerów była coraz większa, ale firmy zajmujące się ochroną bardzo
wolno przyswajały sobie nową technologię, wciąż korzystając
w rachunkowości i innych dziedzinach z metod opartych na sortowaniu kart
perforowanych. Postanowił założyć firmę zajmującą się elektronicznym
obrotem akcjami i ich analizą. Ta koncepcja miała potencjał, by
zrewolucjonizować branżę. Dwudziestoośmioletni wówczas Simons
podzielił się tym pomysłem ze swoim szefem, Dickiem Leiblerem
i z najlepszym programistą IDA. Obaj zgodzili się przystąpić do spółki,
którą nazwano iStar.
Przyzwyczajeni do schematów związanych z najwyższym stopniem
tajności ukrywali pracę w swojej firmie. Pewnego dnia jednak Neuwirth
poznał ten sekret. Wściekły, że rychłe odejścia zdziesiątkują grupę, wpadł
do gabinetu Leiblera.
– Chłopaki, dlaczego odchodzicie?
– Skąd wiesz? – odpowiedział pytaniem Leibler. – Kto jeszcze wie?
–
Wszyscy.
Zostawiliście
ostatnią
stronę
swojego
biznesplanu
w kserokopiarce.
Jak się okazało, ich strategia bardziej przypominała Maxwella Smarta niż
Jamesa Bonda.
Simonsowi nie udało się jednak zebrać pieniędzy, które wystarczyłyby na
rozkręcenie biznesu i w końcu zrezygnował z tego pomysłu. Nie
pokrzyżowało mu to jednak jakoś strasznie planów, ponieważ w końcu
zaczął czynić postępy w badaniach nad rozmaitościami minimalnymi,
dziedziną geometrii różniczkowej, którą od dawna był zafascynowany.
Równania różniczkowe wykorzystywane w fizyce, biologii, finansach,
socjologii i wielu innych dziedzinach opisują pochodne wielkości
matematycznych lub ich odpowiednią zmienność. Znane z fizyki równanie
Newtona, mówiące, że siła wypadkowa działająca na ciało jest równa jego
masie pomnożonej przez przyśpieszenie, jest równaniem różniczkowym –
przyśpieszenie
jest
drugą
pochodną
względem
czasu.
Równania
zawierające pochodne względem czasu i położenia to przykłady równań
różniczkowych cząstkowych. Mogą one być wykorzystywane między
innymi w opisach zjawisk elastyczności, ciepła i dźwięku.
Ważnym zastosowaniem PDE w geometrii jest teoria rozmaitości
minimalnych, na której Simons się skupiał od pierwszego semestru pracy
dydaktycznej w MIT. Klasyczny przykład z tej dziedziny odnosi się do
powierzchni utworzonej przez bańkę mydlaną rozpiętą na drucianej ramce
po wyjęciu jej z roztworu mydła. W porównaniu z innymi powierzchniami
rozpiętymi
na
tej
ramce
powierzchnia
bańki
jest
minimalna.
Eksperymentujący w XIX wieku z bańkami mydlanymi belgijski fizyk
Joseph Plateau zastanawiał się, czy takie powierzchnie o „minimalnej”
powierzchni zawsze istnieją i czy są tak gładkie, że każdy ich punkt wydaje
się podobny bez względu na to, jak skomplikowana lub wykrzywiona jest
ramka. Odpowiedź na te pytania – znana jako zagadnienie Plateau – jest
twierdząca, przynajmniej jeśli chodzi o zwykłe, dwuwymiarowe
powierzchnie, co udowodnił w 1930 roku pewien matematyk z Nowego
Jorku. Simons chciał wiedzieć, czy będzie to również prawdą w odniesieniu
do minimalnych powierzchni w większej liczbie wymiarów, nazywanych
przez geometrów rozmaitościami minimalnymi.
Matematycy skupiający się na pytaniach teoretycznych często całkowicie
zatapiają się w swojej pracy. Myślą o swoich problemach, chodząc i śpiąc,
widzą je nawet we śnie. Przez całe lata, aż znajdą rozwiązanie. Ludzie,
którzy nie mają do czynienia z tego rodzaju matematyką, którą można
określić mianem abstrakcyjnej lub czystej, mogą ją odrzucać jako coś
nieprzydatnego. Simons jednak nie tylko rozwiązywał równania niczym
uczeń szkoły średniej. Liczył, że odkryje i skodyfikuje uniwersalne prawa,
reguły i prawdy, które pomogą lepiej zrozumieć takie obiekty
matematyczne. Albert Einstein twierdził, że w świecie istnieje naturalny
porządek; matematyków takich jak Simons można uznać za ludzi
poszukujących przejawów tej struktury. W ich pracy jest prawdziwe piękno,
zwłaszcza gdy idzie za nią odkrycie czegoś związanego z naturalnym
porządkiem świata. Często takie teorie znajdują praktyczne zastosowania,
zdarza się to nawet wiele lat później wraz z postępem wiedzy
o Wszechświecie.
W końcu, po wielu rozmowach z Frederickiem Almgrenem juniorem,
profesorem z pobliskiego Uniwersytetu Princeton, który rozwiązał ten
problem w trzech wymiarach, Simonsowi udało się osiągnąć przełom.
Stworzył własne cząstkowe równania różniczkowe, znane później jako
równania Simonsa, i wykorzystał je do znalezienia jednolitego rozwiązania
w sześciu wymiarach. Przedstawił również kontrprzykład w przestrzeni
siedmiowymiarowej. Później trzech Włochów, w tym Enrico Bomberi,
zdobywca Medalu Fieldsa, wykazało, że kontrprzykład był poprawny.
W roku 1968 Simons opublikował artykuł zatytułowany Minimal
Varieties in Riemannian Manifolds (Rozmaitości minimalne na
rozmaitościach riemannowskich), który stał się fundamentem geometrii.
Okazał się kluczowy w powiązanych dziedzinach i wciąż jest cytowany, co
podkreśla jego nieprzemijające znaczenie. Te osiągnięcia pomogły
Simonsowi zdobyć sławę jednego z najwybitniejszych geometrów na
świecie.
=
Simons, nawet wtedy, gdy odniósł już sukcesy w łamaniu kodów
i w matematyce, wciąż poszukiwał nowych sposobów zarabiania pieniędzy.
Ponieważ IDA zapewniała swoim badaczom dużą elastyczność w pracy,
mógł poświęcić czas na analizowanie rynku akcji. We współpracy
z Baumem i dwoma innymi kolegami stworzył nowomodny system handlu
akcjami. W czwórkę opublikowali w IDA wewnętrzny, utajniony artykuł
zatytułowany Probabilistic Models for and Prediction of Stock Market
Behavior (Modele probabilistyczne do prognozowania zachowania rynku
akcji), w którym przedstawili metodę handlu mogącą – jak twierdzili –
zapewnić roczne zyski na poziomie co najmniej 50 procent.
Simons i koledzy zignorowali podstawowe informacje, na których skupia
się większość inwestorów, takie jak zyski, dywidendy i aktualności
korporacyjne, nazywając je „fundamentalnymi ekonomicznymi danymi
statystycznymi rynku”. Zamiast tego proponowali poszukiwanie niewielkiej
liczby
„zmiennych
makroskopowych”,
dzięki
którym
można
by
prognozować zachowanie rynku w krótkim terminie. Zakładali, że rynek
ma dokładnie osiem „stanów” – na przykład „wysoką zmienność”, gdy
ruchy cen akcji są większe niż średnia, czy „dobry”, gdy akcje na ogół
rosną.
Naprawdę wyjątkowe było to, że artykuł nie próbował określać ani
prognozować stanów z wykorzystaniem teorii ekonomicznych lub metod
konwencjonalnych, a naukowcy nie starali się odpowiedzieć na pytanie,
dlaczego rynek wszedł w określony stan. Simons wraz z kolegami
zastosował matematykę do określenia stanów najlepiej odpowiadających
obserwowanym danym o cenach, a potem ich model stawiał na
odpowiednie inwestycje. Simons i koledzy zdawali się sugerować, że
„dlaczego”
nie
miało
znaczenia,
chodziło
tylko
o
strategię
wykorzystywania odgadywanych stanów.
Dla większości inwestorów było to niespotykane podejście, ale doskonale
rozumieli je hazardziści. Pokerzyści próbują domyślić się, w jakim nastroju
są ich przeciwnicy, oceniając ich zachowanie i starają się dostosować swoja
strategię. Wiedzą, że określone taktyki można zastosować, gdy mają przed
sobą kogoś w kiepskim nastroju, a inne okażą się najlepsze, gdy przeciwnik
sprawia wrażenie zbyt uradowanego lub jest zbyt pewny siebie. Gracze nie
muszą wiedzieć, dlaczego ich przeciwnik jest ponury lub radosny, by
zyskać na odgadnięciu jego nastroju. Wystarczy, że po prostu potrafią go
odgadnąć. Simons i jego koledzy od łamania kodów przyjęli podobne
podejście do przewidywania cen akcji, opierając się na wyszukanych
narzędziach matematycznych zwanych ukrytym modelem Markowa. Tak
samo jak hazardzista może odgadnąć nastrój przeciwnika, obserwując
podejmowane przez niego decyzje, inwestor na podstawie ruchów cen akcji
może wywnioskować, w jakim stanie jest rynek.
Artykuł Simonsa był dość niedojrzały, nawet jak na późne lata 60. Wraz
z kolegami przyjął kilka naiwnych założeń. Na przykład, że transakcje
mogą być zawierane „w idealnych warunkach”, co oznaczało, że nie
występują koszty transakcji, choć model wymagał, aby codziennie na rynku
panował naprawdę duży ruch. Mimo to artykuł ten można uznać za
pionierski. Wcześniej inwestorzy szukali uzasadnienia ekonomicznego dla
wyjaśniania i prognozowania zmienności cen akcji lub stosowali prostą
analizę techniczną, używającą wykresów i innych sposobów reprezentacji
zmian cen w przeszłości w celu wykrycia powtarzalnych formacji. Simons
i spółka zaproponowali trzecie podejście, cechujące się pewnym
podobieństwem do analizy technicznej, ale dużo bardziej wyrafinowane
i oparte na naukowych narzędziach matematycznych. Sugerowali, że można
znaleźć szereg „sygnałów” niosących użyteczną informację na temat
spodziewanych ruchów na rynku.
Nie tylko Simons i jego koledzy sugerowali, że ceny akcji są wynikiem
skomplikowanego procesu z wieloma danymi wejściowymi, również
takimi, których znalezienie jest trudne lub wręcz niemożliwe i które
niekoniecznie są powiązane z tradycyjnymi, fundamentalnymi czynnikami.
Mniej więcej w tym samym czasie Harry Markowitz, laureat Nagrody
Nobla [z ekonomii] z Uniwersytetu Chicagowskiego i ojciec nowoczesnej
teorii portfela, poszukiwał anomalii w cenach akcji. Także matematyk
Edward
Thorp
podejmował
próby
stworzenia
pierwszych
form
skomputeryzowanego obrotu akcjami, zyskując w tym przewagę nad
Simonsem. (Czekaj na więcej, drogi czytelniku).
Simons był częścią tej awangardy. Wraz z kolegami przekonywał, że nie
jest ważne zrozumienie wszystkich podstawowych dźwigni rynkowej
maszyny, ale znalezienie systemu matematycznego, opisującego ją na tyle
dobrze, by konsekwentnie generować zyski. Ten pogląd stał się później
integralną
częścią
podejścia
Simonsa
do
handlu
instrumentami
finansowymi. Model skonstruowany przez tę czwórkę był zwiastunem
rewolucji w finansach – między innymi inwestowania czynnikowego (ang.
factor
investing)
wykorzystującego
modele
oparte
na
stanach
nieobserwowalnych, a także innych form inwestowania ilościowego – która
kilkadziesiąt lat później ogarnie świat inwestycji.
=
Do roku 1967 Simons świetnie prosperował w IDA. Starał się wejść
w sposób myślenia Rosjan, czynił postępy w pracy naukowej w dziedzinie
matematyki, uczył się, jak zarządzać nieprzeciętnie utalentowanymi ludźmi,
i coraz lepiej rozumiał, na czym polega moc obliczeniowa komputerów.
Szczególnie
wyróżniał
się
umiejętnością
wyłapywania
najbardziej
obiecujących pomysłów swoich kolegów.
– Był fantastycznym słuchaczem – mówi Neuwirth. – Mieć dobry pomysł
to jedno, a czym innym jest zauważyć, że inni go mają… Gdyby trzeba
było znaleźć igłę w stogu siana, on by to zrobił.
W tym czasie Leibler rozważał przejście na emeryturę. Simons był
jednym z kandydatów na objęcie stanowiska zastępcy dyrektora wydziału.
Wydawało się, że ogromny wzrost pensji i prestiżu jest na wyciągnięcie
ręki.
Wszystko zmieniła wojna we Wietnamie. Tej jesieni kraj zalała fala
protestów, które dotarły też na kampus Uniwersytetu Princeton. Niewielu
jego studentów wiedziało, że w ich sąsiedztwie znajduje się jednostka
wspierająca
NSA.
Sytuacja
zmieniła
się
po
pojawieniu
się
w uniwersyteckiej gazetce „Daily Princetonian” artykułu informującego
społeczność o tym fakcie. Ani Simons, ani jego koledzy nie pracowali nad
niczym związanym z tą wojną, a wielu z nich było jej zaciekłymi
przeciwnikami. Tamtego lata Liz, córeczka Jima i Barbary, gdy jechała na
biwak, dostała naszyjnik z pacyfką, a jej koleżanki i koledzy dostali od
swoich rodziców paczki ze słodyczami.
Negatywne nastawienie łamaczy kodów do wojny nie powstrzymało
studentów Princeton przed organizacją szeregu protestów, w tym również
okupacji wejścia do biur IDA. W pewnym momencie doszło do
uszkodzenia budynku, samochód Neuwirtha został obrzucony jajami, a on
sam nazwany zabójcą dzieci2.
Debata na temat wojny rozpaliła cały kraj. „New York Times”
w niedzielnym magazynie na pierwszej stronie zamieścił opinię generała
Maxwella D. Taylora. Generał – odznaczony weteran wojenny – pełnił
funkcję przewodniczącego Kolegium Połączonych Sztabów. Przekonał
prezydenta Johna F. Kennedy’ego do wysłania w tamten region żołnierzy.
Twierdził, że Stany Zjednoczone wygrywają tę wojnę i że naród powinien
wspierać te działania.
Dla Simonsa to było już za wiele; nie chciał, żeby czytelnicy odnieśli
wrażenie, że wszyscy pracownicy IDA są zwolennikami wojny. Napisał do
gazety sześcioakapitowy list, w którym stwierdzał, że można lepiej
wykorzystać zasoby kraju niż do prowadzenia wojny w Wietnamie.
– Możemy być silniejszym krajem, odbudowując Watts*, a nie
bombardując Hanoi – pisał. – Możemy rosnąć w siłę, rozwijając przyzwoity
transport na Wschodnim Wybrzeżu, a nie niszcząc wszystkie mosty w
Wietnamie.
* Watts Water Technologies – amerykańska korporacja o globalnym zasięgu
zajmująca się budową i eksploatacją systemów służących zaopatrzeniu w wodę
gospodarstw domowych i przedsiębiorstw (szpitali, hoteli, szkół, obiektów
sportowych, instytucji użytku publicznego, odbiorców przemysłowych itp.) –
przyp. tłum.
List został opublikowany. Simons był raczej zadowolony z siebie.
Reakcja kolegów była powściągliwa, pomyślał więc, że dla Taylora nie
będzie problemem to, że ktoś ma nieco inne zdanie. Niedługo po tym
zdarzeniu niezależny dziennikarz piszący dla „Newsweeka”, pracując nad
artykułem o tym, że pracownicy Departamentu Obrony są przeciwni
wojnie, skontaktował się z Simonsem. Pytał, jak radzą sobie z wyrzutami
sumienia. Simons powiedział, że zarówno on, jak i jego koledzy na ogół na
pół etatu pracują nad różnymi własnymi projektami, resztę czasu
poświęcając na prace dla rządu. Ponieważ jest przeciwny wojnie, cały swój
czas poświęca pracy naukowej w dziedzinie matematyki. Jak wojna się
skończy, będzie wykonywał prace tylko na rzecz Departamentu Obrony, by
skompensować ten czas.
Faktycznie Simons nigdy nie wziął formalnego urlopu od pracy na rzecz
Departamentu Obrony.
To było jego osobiste podejście, do którego prawdopodobnie nie powinien
się przyznawać publicznie.
– Miałem dwadzieścia dziewięć lat – wyjaśnia. – Nikt nigdy wcześniej nie
prosił mnie o wywiad… Byłem mądrym facetem.
Simons opowiedział Leiblerowi o tym wywiadzie, a Leibler uprzedził
Taylora o tym, jaki artykuł ukaże się w najbliższym „Newsweeku”. Chwilę
później wrócił z niedobrą wiadomością.
– Jesteś zwolniony – powiedział.
– Co? Nie możesz mnie zwolnić – odpowiedział Simons. – Jestem
zatrudniony na czas nieokreślony.
– Jim, jedyna różnica między zatrudnieniem na czas nieokreślony
i określony jest taka, że zatrudniony na czas określony ma kontrakt –
odpowiedział Leibler. – Ty nie masz.
Simons wrócił do domu w środku dnia do głębi wstrząśnięty. Trzy dni
później prezydent Lyndon Johnson poinformował o wstrzymaniu
amerykańskich bombardowań, co oznaczało, że wojna ma się ku końcowi.
Pomyślał, że może w związku z tym prosić o powtórne przyjęcie do pracy.
Leibler odpowiedział mu, żeby nie zawracał mu tym głowy.
Simons miał już wtedy troje małych dzieci. Nie miał pomysłu, co mógłby
teraz robić. Nagłe zwolnienie przekonało go, że powinien zapanować nad
swoją przyszłością. Nie miał jednak pojęcia, jak to zrobić.
Jego artykuł na temat rozmaitości minimalnych wciąż przyciągał uwagę,
wysłał więc swoje oferty pracy na kilka uczelni i do różnych firm, w tym do
IBM. Przyjacielowi i koledze po fachu, matematykowi Leonardowi
Charlapowi, powiedział, że nauczanie matematyki wydaje mu się nudne.
Przyznał, że mógłby podjąć pracę w banku inwestycyjnym i zająć się
sprzedażą obligacji zamiennych. Gdy Charlap powiedział mu, że nie wie,
co to są obligacje zamienne, Simons przedstawił mu długi opis. Charlap był
rozczarowany swoim przyjacielem. Simons był jednym z najlepszych na
świecie młodych matematyków, a nie kimś, kto miałby wciskać inwestorom
najnowsze produkty Wall Street.
– To absurd – powiedział Charlap. – Jaka praca byłaby dla ciebie idealna?
Simons przyznał, że wolałby być dziekanem dużego wydziału
matematyki, ale jest na to zbyt młody i nie zna odpowiednich ludzi. Charlap
odpowiedział, że ma pomysł. Wkrótce do Simonsa przyszedł list od Johna
Tolla, rektora publicznego Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku
(SUNY) w Stony Brook na Long Island, około 100 kilometrów od Nowego
Jorku. Uczelnia od pięciu lat poszukiwała kogoś, kto mógłby pokierować
jej wydziałem matematyki. Problem polegał jednak na tym, że szkoła znana
była jedynie z powodu problemów z narkotykami na terenie kampusu3.
– Jedyne, o czym słyszeliśmy, to odbywające się tam akcje skierowane
w handlarzy narkotyków – mówi Barbara.
Toll, fizyk zatrudniony przez gubernatora Nowego Jorku Nelsona
Rockefellera był zdeterminowany, by to zmienić. Zarządzał programem
finansowanym przez rząd kwotą 100 milionów dolarów, który miał na celu
przekształcenie szkoły w „Berkeley Wschodu”. Udało mu się już zatrudnić
laureata Nagrody Nobla, fizyka Chena Ninga Yanga. Teraz starał się ożywić
wydział matematyki. Zaoferował Simonsowi pozycję dziekana, licząc na to,
że będzie jego szefem i że stworzy taki wydział, jakiego pragnie.
– Chcę – odpowiedział Simons na propozycję Tolla.
=
W roku 1968 Simons przeprowadził się wraz z rodziną na Long Island
i zaczął przyciągać nowych pracowników, i budować wydział. Na początku
za cel obrał matematyka z Uniwersytetu Cornella Jamesa Axa, zdobywcę
prestiżowej Nagrody Cole’a w dziedzinie teorii liczb. Ax wydawał się mało
skory do porzucenia imperium z Ivy League* na rzecz zupełnie nieznanej
szkoły, jaką była Stony Brook. Miał żonę, małego synka i świetlaną
przyszłość na Cornell. Przyjaźnili się jednak jeszcze od czasu wspólnych
studiów w Berkeley i utrzymywali ze sobą kontakty. Napawało to Simonsa
nadzieją, gdy wraz z Barbarą przez cztery godziny jechali na północny
zachód do Ithaki w stanie Nowy Jork. Tam mieli się spotkać z młodym
matematykiem.
* Ivy League, czyli Liga Bluszczowa skupia osiem najstarszych i najbardziej
prestiżowych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych, których rodowód
w większości przypadków sięga do okresu kolonialnego. Nawiązanie do bluszczu
wzięło się stąd, że mury tych wiekowych szkół faktycznie są bujnie porośnięte
bluszczem.
Simons czarował Axa, obiecując mu znaczną podwyżkę płacy. Potem
z Barbarą gościł go wraz z rodziną w Stony Brook. Simons zawiózł swoich
gości do West Meadow Beach w pobliżu Brookheaven nad cieśniną Long
Island Sound, licząc, że przepiękne krajobrazy ich zauroczą. Po powrocie
z Ithaki Ax i jego żona, również Barbara, otrzymali paczki z upominkami
od Simonsów, pełne kamyków i innych pamiątek przypominających
idylliczny klimat Stony Brook.
Ax długo się zastanawiał, co frustrowało Simonsa. Pewnego dnia, gdy
w stroju tenisowym wszedł do swojego biura, rzucając na podłogę rakietę,
powiedział do kolegi – Jeśli w tej pracy będę musiał być jeszcze większym
dupolizem, spadam stąd! – Usilne zabiegi jednak się opłaciły. Ax był
pierwszym znanym naukowcem, który dołączył do ekipy Stony Brook.
– Naprawdę zamęczył nas swoimi gierkami – mówi Barbara Ax.
Decyzja Axów była potwierdzeniem, że Simons dba o biznes. Atakując
inne szkoły, stosował coraz bardziej wyrafinowane zagrywki, skupiając się
na tym, czym może zanęcić konkretnego matematyka. Ci, dla których
ważne były pieniądze, dostawali podwyżki, ci, którzy chcieli skupić się na
własnych badaniach, dostawali mniejsze obciążenie dydaktyką, dodatkowe
urlopy i hojne wsparcie dla swoich badań oraz pomoc w wypełnianiu
irytujących obowiązków administracyjnych.
– Jim, nie chcę być w żadnym komitecie – powiedział jeden
z potencjalnych pracowników.
– To może komitet biblioteczny, co? – odpowiedział Simons. – Ten jest
jednoosobowy.
Zalecając się do utytułowanych i sławnych kandydatów, Simons wykazał
się wyjątkowym pojmowaniem talentu. Do jednego z profesorów Stony
Brook, Hershela Farkasa, powiedział, że ceni sobie „killerów”, ludzi
skupionych na jednej rzeczy, którzy nie porzucą wybranego problemu
matematycznego, dopóki nie znajdą rozwiązania. Innemu koledze
powiedział, że niektórzy naukowcy są „błyskotliwi”, choć nie są
oryginalnymi myślicielami zasługującymi na etat na uniwersytecie.
– To tacy prawdziwi faceci – powiedział.
Pracował nad tym, by stworzyć kolegialne, stymulujące środowisko,
podobne do tego, w jakim pracował w IDA. Aby zadowolić pracowników,
starał się utrzymywać obciążenie dydaktyką na rozsądnym poziomie
i zapraszał kolegów, by towarzyszyli jemu i Barbarze na ich nowej,
dwudziestotrzystopowej łodzi (ok. 7 m długości) cumującej przy Long
Island Sound. W przeciwieństwie do niektórych naukowców wysokich
lotów, Simons uwielbiał spotykać się z kolegami. Miał w zwyczaju
zaglądać do pokojów profesorów, pytając nad czym pracują i jak mógłby
im pomóc. Bardzo podobnie było w IDA.
– To niezwykłe, że ktoś troszczy się o kolegów – mówi Farkas.
Simons podchodził do matematyków i studentów na luzie. Ubierał się
mniej formalnie niż inni pracownicy uczelni. Rzadko nosił skarpetki, nawet
podczas chłodnych nowojorskich zim. Temu zwyczajowi pozostał wierny
nawet wtedy, kiedy był już po osiemdziesiątce.
– Po prostu stwierdziłem, że zakładanie ich zajmuje mi za dużo czasu –
mówi.
Simons i Barbara co tydzień wydawali przyjęcia, podczas których
akademicy, artyści i lewicujący intelektualiści zdejmowali buty i chodzili
boso po białych, puszystych dywanach. Popijali drinki, dyskutując
o polityce i o bieżących sprawach.
Simons popełniał błędy. Na przykład pozwolił odejść geometrze,
późniejszemu zdobywcy Medalu Fieldsa Shingowi-Tungowi Yau, gdy ten
poprosił o przyjęcie na staż. Stworzył jednak jedno z najlepszych na
świecie centrów geometrii, zatrudniając dwudziestu matematyków, ucząc
się przy tym rozpoznawania najlepszych umysłów w kraju, rekrutowania
ich i zarządzania nimi.
=
W miarę jak wydział Simonsa rozrastał się, rozsypywało się jego życie
osobiste.
Charyzma Simonsa powodowała, że do jego biura ciągnęli studenci
o każdej porze dnia. Wychwalali jego prace na temat rozmaitości
minimalnych, cieszył się ich wielkim uznaniem. Działo się to w czasach,
kiedy normy seksualne i wynikające z nich ograniczenia ulegały
gwałtownemu rozluźnieniu. Bestsellerowa wówczas książka zatytułowana
Open Marriage (Otwarte małżeństwo) zachęcała małżonków, by „odarli
małżeństwo z przestarzałych ideałów” i doświadczyli pozamałżeńskich
kontaktów seksualnych. Ruchy na rzecz wyzwolenia kobiet zachęcały
w tym samym czasie kobiety do zrzucenia kajdan nałożonych im przez
społeczeństwo, w tym konserwatywny strój, a nawet monogamię.
– Wydawało się, że sekretarki konkurują między sobą, która założy
krótszą spódniczkę – wspomina Charlap, profesor w Stony Brook.
Simons miał trzydzieści trzy lata i znowu odczuwał niepokój. Pojawiły się
plotki o jego pozamałżeńskim romansie z sekretarką wydziału. Co najmniej
raz Simons opowiedział grubiański dowcip na temat kobiet w nauce, czym
zaskoczył swoich kolegów.
A Barbara czuła, że żyje w cieniu osiągnięć męża. Była sfrustrowana, że
wczesne małżeństwo i macierzyństwo przeszkodziły jej w rozwijaniu
kariery naukowej. Była inteligentna i ambitna, ale wyszła za mąż, mając
osiemnaście lat, a w wieku dziewiętnastu lat urodziła córkę.
– Czułam się trochę uwięziona – opowiada.
Pewnego dnia Simons usłyszał, że Barbara jest w związku z młodszym
kolegą, którego zatrudnił i dla którego był mentorem. Był wstrząśnięty. Gdy
podczas wieczornego przyjęcia ktoś zapytał go, dlaczego jest taki
przygnębiony, zauważając, że jego związek z Barbarą nie był idealny i że
nie wydawało się, by był jej szczególnie oddany, pijany Simons uderzył
ręką w ścianę – wspomina jeden z jego kolegów.
Simons postanowił wziąć roczny urlop i spędzić go na Uniwersytecie
Kalifornijskim w Los Angeles, gdzie mógł poddać się terapii pierwotnej,
która stawała się wówczas czymś w rodzaju zjawiska kulturowego.
W ramach takiej terapii można było krzyczeć lub w inny „pierwotny”
sposób wyrażać stłumiony ból niczym noworodek wychodzący z łona
matki. Simons czasami budził się z krzykiem w nocy, zainteresował się
więc takim podejściem.
Po kilku tygodniach zaczął się jednak nad tym zastanawiać. Gdy
instruktor zasugerował mu, że może poczynić większe postępy, jeśli
zastosuje marihuanę, zdecydował się uciec.
– To wygląda na jakąś mistyfikację – pomyślał.
Wrócił na Wschodnie Wybrzeże i spędził rok w Institute for Advanced
Study w Princeton. Nie udało mu się uratować małżeństwa z Barbarą.
W końcu rozwiedli się. Barbara poszła na Uniwersytet Kalifornijski
w Berkeley, gdzie w roku 1981 zdobyła tytuł doktora w dziedzinie
informatyki. W swojej pracy doktorskiej rozwiązała otwarty problem
informatyki teoretycznej. Podjęła pracę w IBM na stanowisku badawczym
i została prezeską ACM (Association for Computing Machinery),
największego stowarzyszenia zrzeszającego ludzi nauki, nauczycieli
i profesjonalistów zajmujących się informatyką. Później została krajowym
ekspertem do spraw bezpieczeństwa w komputerowym głosowaniu.
Interesowała się technologią i rozwiązywaniem problemów społecznych, co
byłoby atrakcyjne również dla Simonsa.
– Po prostu pobraliśmy się zbyt młodo – mówi. – Moi rodzice mieli rację.
=
Po powrocie na Long Island, tym razem już w pojedynkę, Simons
poszukiwał niani, która zamieszkałaby w jego domu i podała pomocną
dłoń, gdy będzie u niego trójka jego dzieci. Pewnego dnia przeprowadzał
wstępną rozmowę z Marylin Hawrys, ładną dwudziestodwuletnią
blondynką, która później została studentką ekonomii w Stony Brook.
Krótko po jej zatrudnieniu zaprosił ją na randkę. Przez jakiś czas
sporadycznie spotykali się. W końcu Marylin odeszła i została nianią dzieci
Jamesa Axa, pomagając mu w trudnej sytuacji. Axowie byli właśnie
w trakcie bolesnego rozwodu. Marylin mieszkała z Barbarą Ax i jej dwoma
synami – Kevinem i Brianem. Późnymi wieczorami grała z rodziną
w scrabble, gotowała makaron z serem i była do dyspozycji, gdy dzieci
potrzebowały wypłakać się komuś w mankiet.
– Marylin była dla nas wszystkich wybawieniem – wspomina syn Axa,
Brian Keating.
Z czasem Jim i Marylin nawiązali romans. Marylin pracowała nad
doktoratem z ekonomii, a Simons cieszył się z przełomu we współpracy
z Shiingiem-Shenem Chernem, profesorem, za którym przeniósł się do
Berkeley tylko po to, by dowiedzieć się, że właśnie poszedł na urlop
naukowy.
Samodzielnie Simons dokonał odkrycia związanego z kwantyfikacją
kształtów w zakrzywionych przestrzeniach trójwymiarowych. Pokazał
swoją pracę Chernowi, który zauważył, że teorię tę można rozszerzyć na
wszystkie wymiary. W roku 1974 Chern i Simons opublikowali artykuł
zatytułowany Characteristic Forms and Geometric Invariants (Formy
charakterystyczne i niezmienniki geometryczne), w którym wprowadzili
pojęcie niezmienników (inwariantów) Cherna-Simonsa, które okazały się
użyteczne w różnych dziedzinach matematyki. Inwariant lub niezmiennik to
własność, która pozostaje niezmienna nawet po poddaniu jej określonemu
typowi przekształceń.
W roku 1976, w wieku trzydziestu siedmiu lat, Simons został wyróżniony
przez Amerykańskie Towarzystwo Matematyczne Nagrodą Oswalda
Veblena w dziedzinie geometrii za prace zrealizowane wraz z Chernem oraz
za swoje wcześniejsze badania nad rozmaitościami minimalnymi. To
najwyższe wyróżnienie w tej dyscyplinie. Dziesięć lat później fizyk
teoretyk Edward Witten i inni odkryli, że teoria Cherna-Simonsa ma
zastosowania w szerokim spektrum dziedzin fizyki, między innymi
w fizyce materii skondensowanej, w teorii strun i w supergrawitacji.
Odegrała ona kluczową rolę w metodach stosowanych przez Microsoft
i inne firmy starające się zbudować komputer kwantowy, który mógłby
rozwiązywać problemy stawiane przed nowoczesnymi komputerami, na
przykład problemy związane z tworzeniem leków lub sztuczną inteligencją.
Do roku 2019 na teorię Cherna-Simonsa powoływano się kilkadziesiąt
tysięcy razy, około trzy razy dziennie, co na dobre umocniło bardzo wysoką
pozycję Simonsa w matematyce i w fizyce.
=
Simons osiągnął szczyt w swoim zawodzie. Szybko odszedł od matematyki,
desperacko poszukując nowego szczytu do zdobycia.
W roku 1974 firma płytek podłogowych, którą założył wraz
z przyjaciółmi Edmundem Esquenazim i Jimmym Mayerem, sprzedała 50
procent swoich akcji z zyskiem dla Simonsa i innych właścicieli. Simons
poradził Esquenaziemu, Mayerowi i Victorowi Shaio, by zainwestowali
swoje pieniądze u Charliego Freifelda, który studiował z Simonsem na
Harvardzie. Zarejestrowany za granicą trust, który Shaio założył dla
Simonsa, również zainwestował pieniądze u Freifelda.
Freifeld przyjął inną strategię niż większość inwestorów. Budował modele
ekonometryczne służące do przewidywania cen towarów, między innymi
cukru, wykorzystując na wejściu nie tylko dane ekonomiczne. Na przykład
gdy plony były niższe, model Freifelda obliczał, jaki pociągnie to za sobą
prawdopodobny wzrost ceny. Była to jedna z pierwszych form
inwestowania ilościowego.
Taktyka Freifelda opłaciła się, ponieważ ceny cukru wzrosły niemal
dwukrotnie. Wartość udziałów grupy wzrosła dziesięciokrotnie, do
6 milionów dolarów. Niektórzy inwestorzy reagowali w nieoczekiwany
sposób na ten szokujący i niespodziewany przypływ gotówki.
– Byłem przygnębiony – mówi Mayer, przyjaciel Simonsa z Kolumbii. –
Zarobiliśmy tyle pieniędzy, ale w tym, co robiliśmy, nie było żadnej
wartości społecznej.
Simons zareagował zupełnie inaczej. Takie błyskawiczne zyski zachęciły
go do tego, by jeszcze raz zaspekulować, bo pamiętał, co mogą przynieść
szybkie
transakcje.
Styl
Freifelda
przypominał
trochę
system
matematycznego tradingu opisany przez Simonsa i kolegów w artykule
opublikowanym w IDA. Pomyślał więc, że wykorzystanie modeli w handlu
instrumentami finansowymi jest obiecującym pomysłem.
– Jim połknął haczyk – mówi Mayer.
Pomimo zdobytego niedawno uznania Simons potrzebował przerwy od
matematyki. Wraz z Jeffem Cheegerem, swoim protegowanym, który był
wschodzącą gwiazdą w dziedzinie geometrii, starał się wykazać, że pewne
geometrycznie zdefiniowane liczby, takie jak pi, są niemal w każdym
przypadku nierzeczywiste. Zdążali jednak donikąd i byli coraz bardziej
sfrustrowani, a nawet pogrążeni w beznadziei.
– To była gra o większą stawkę i nie byliśmy w stanie jej wygrać – mówi
Simons. – Doprowadzało mnie to do szaleństwa4.
Simons miał także problemy z uporządkowaniem swojego życia
osobistego. Coraz bardziej zbliżał się do Marylin, ale wciąż cierpiał
z powodu rozpadu swojego małżeństwa. Po czterech latach randkowania
Simons zwierzył się przyjacielowi, że rozważa oświadczyny, ale nie jest
pewien, czy potrafi na nowo stworzyć poważny związek.
– Poznałem tę kobietę; jest naprawdę wyjątkowa – powiedział
przyjacielowi. – Nie wiem, co zrobić.
Jim i Marylin pobrali się, ale on nadal zastanawiał się nad swoimi
życiowymi decyzjami. Ograniczył swoje zobowiązania wobec Stony Brook,
aby móc połowę czasu poświęcić na handel walutą na rzecz funduszu
założonego przez Shaio. W roku 1977 Simons był przekonany, że rynki
walutowe dojrzały do tego, by zrealizować zyski. Światowe waluty zaczęły
pływać, zmieniając swoją wartość niezależnie od cen złota. Funt brytyjski
spadał na łeb, na szyję. Simonsowi wydawało się, że zaczęła się nowa
niestabilna epoka. W roku 1978 zrezygnował z działalności akademickiej
i założył własną firmę inwestycyjną skupiającą się na handlu walutami.
Ojciec powiedział mu, że popełnia duży błąd, porzucając stałe stanowisko
profesorskie. Jeszcze bardziej zszokowani byli matematycy. Do tego
momentu większość miała tylko niejasne pojęcie o tym, że Simons
interesował się czymś spoza branży. Pomysł, że może odejść, by w pełnym
wymiarze czasu zajmować się grą rynkową, wprawił ich w zakłopotanie.
Matematycy na ogół mają skomplikowane związki z pieniędzmi; doceniają
wartość bogactwa, ale wielu z nich postrzega pogoń za mamoną jako
niegodną przeszkodę w realizacji ich szlachetnego powołania. Akademicy
nie mówili tego Simonsowi wprost, ale niektórzy byli przekonani, że
marnuje on swój rzadki talent.
– Patrzyliśmy na niego, jakby był zdemoralizowany i zaprzedał swoją
duszę diabłu – mówi René Carmona, który był wykładowcą w Cornell.
Simons jednak nigdy do końca nie wpasowywał się w świat akademicki.
Uwielbiał geometrię i doceniał piękno matematyki, ale odróżniała go pasja
do pieniędzy, ciekawość świata biznesu i pragnienie coraz to nowych
przygód.
– Zawsze czułem się trochę outsiderem, bez względu na to, co robiłem –
mówił później5. – Byłem zanurzony w matematyce, ale nigdy naprawdę nie
czułem się członkiem społeczności matematyków. Zawsze stałem jedną
nogą [poza ich światem].
Simons był gwiazdą wśród kryptologów, wspiął się na wyżyny
matematyki, stworzył światowej klasy wydział matematyki. A zrobił to
wszystko przed czterdziestką. Był przekonany, że zdoła podbić świat
tradingu. Inwestorzy przez wieki próbowali zrozumieć zachowanie rynków,
ale rzadko odnosili wielkie sukcesy. I w tym przypadku wyzwania, zamiast
zniechęcać, wydawały się napełniać Simonsa entuzjazmem.
– On naprawdę chciał robić niezwykłe rzeczy, takie, które inni uważają za
niemożliwe – mówi jego przyjaciel Joe Rosenshein.
Simons przekonał się, że było to trudniejsze, niż się spodziewał.
ROZDZIAŁ TRZECI
Wylecieć z pracy to nic złego.Trzeba tylko pamiętać, aby nie weszło to w nawyk.
Jim Simons
N
a początku lata 1978 roku Simons opuścił obsadzony drzewami
kampus Uniwersytetu Stony Brook. Kilka tygodni później znalazł się
parę kilometrów dalej w zupełnie innym świecie.
Siedział w biurze z witryną sklepową w obskurnym centrum handlowym.
Biuro znajdowało się obok butiku z damską odzieżą, dalej była pizzeria,
a po przeciwnej stronie jednopoziomowa stacja kolejowa Stony Brook.
Pomieszczenie to, zbudowane z przeznaczeniem na sklep lub lokal
usługowy, miało na ścianach beżowe tapety, jeden terminal komputerowy
i nie zawsze działający telefon. Z okna ledwie widział ulicę, noszącą bardzo
trafną nazwę Sheep Pasture Road (ulica Owcze Pastwisko), wskazującą, jak
szybko z kogoś ogólnie podziwianego stał się kimś zupełnie nieznanym.
Nic nie działało na korzyść czterdziestoletniego matematyka
rozpoczynającego swoją czwartą drogę zawodową, liczącego na
zrewolucjonizowanie działającego od stuleci świata inwestycji. Wydawało
się, że Simons jest bliżej emerytury niż jakiegokolwiek historycznego
przełomu. Miał długie, niemal sięgające ramion strąki siwiejących włosów.
Lekko wystający brzuch sprawiał, że jeszcze bardziej przypominał
starzejącego się profesora zupełnie oderwanego od świata współczesnych
finansów.
Dotychczas trochę bawił się inwestowaniem. Nie wykazał się jednak w tej
dziedzinie jakimś szczególnym talentem. To prawda, że wartość pakietu
udziałów, jaki wspólnie z ojcem miał w spółce inwestycyjnej Charliego
Freifelda, wzrosła do około miliona dolarów po tym, jak Freifeld trafnie
przewidział wzrost cen cukru, ale faktycznie ledwo udało się uniknąć
katastrofy. Kilka tygodni po tym, jak Freifeld pozbył się kontraktów
posiadanych przez grupę, ceny cukru pikowały. Ani Freifeld, ani Simons
nie spodziewali się takiego spadku. Po prostu tylko zgodzili się, by wycofać
pieniądze po tym, jak osiągnęli pokaźny zysk.
– To było nieprawdopodobne – mówi Simons. – Mieliśmy niesamowite
szczęście1.
Simonsa rozsadzała pewność siebie. Poradził sobie z matematyką, potrafił
łamać kody. Stworzył światowej klasy wydział matematyki. Teraz był
pewien, że potrafi doskonale opanować spekulacje finansowe, ponieważ
opracował wyjątkową analizę funkcjonowania rynków finansowych.
Niektórzy inwestorzy i naukowcy byli zdania, że wahania rynku są
przypadkowe. Twierdzili, że wszystkie możliwe informacje mają już
odzwierciedlenie w cenach, więc wzrost lub spadek cen mogą być
spowodowane jedynie niemożliwymi do przewidzenia zdarzeniami. Inni
byli przekonani, że skoki cen odzwierciedlają reakcje i prognozy
inwestorów związane z wiadomościami nadchodzącymi z gospodarki
i z korporacji i że czasami przynoszą one owoce.
Simons wywodził się z innego świata, dlatego patrzył na to wszystko
inaczej. Był przyzwyczajony do analizowania dużych zbiorów danych
i wykrywania prawidłowości tam, gdzie inni dostrzegają tylko
przypadkowość. Przedstawiciele nauk ścisłych i matematycy potrafią kopać
pod powierzchnią chaotycznego świata natury w poszukiwaniu
niespodziewanej prostoty, struktury, a nawet piękna. Pojawiające się wzory
i prawidłowości są tym, co tworzy prawa przyrody2.
Simons doszedł do wniosku, że rynki nie zawsze reagują na wiadomości
lub zdarzenia w dający się wyjaśnić, racjonalny sposób, co sprawia, że
trudno
polegać
na
tradycyjnych
badaniach,
przemyśleniach
i spostrzeżeniach. Jednak ceny instrumentów finansowych wydają się
odzwierciedlać przynajmniej niektóre określone wzorce, bez względu na to,
jak chaotyczne wydają się rynki, bardzo podobnie jak na pozór
przypadkowa pogoda może maskować dające się zidentyfikować trendy.
Wygląda na to, że jest w tym jakaś struktura – myślał Simons.
Musiał tylko ją znaleźć.
Postanowił potraktować rynki finansowe tak samo jak każdy inny układ
chaotyczny. Tak jak fizycy ślęczą nad ogromną ilością danych i budują
eleganckie modele opisujące prawa przyrody, tak Simons zbudowałby
modele matematyczne opisujące porządek rynków finansowych. Jego
podejście wykazywało pewne podobieństwa do strategii opracowanej wiele
lat wcześniej w Instytucie Analiz Obronnych. Wraz z kolegami napisali
artykuł, w którym wykazali, że rynki finansowe znajdują się w różnych
ukrytych stanach, które można zidentyfikować przy użyciu modeli
matematycznych. Teraz przetestuje to podejście w świecie rzeczywistym.
– Musi istnieć jakiś sposób modelowania tego – myślał.
Simons nazwał swoją nową spółkę Monemetrics – jest to połączenie
dwóch słów: money (pieniądze) i econometrics (ekonometria). Miało to
wskazywać, że do analizy danych finansowych i oceny zysków z transakcji
będzie wykorzystywał metody matematyczne. W IDA zbudował modele
komputerowe do wychwytywania „sygnałów” ukrytych w szumie
komunikatów wysyłanych przez wrogów Stanów Zjednoczonych. W Stony
Brook namierzał i ściągał utalentowanych matematyków, a potem nimi
zarządzał. Teraz miał zatrudnić zespół mózgowców, którzy przegryzą się
przez dane rynkowe, by zidentyfikować trendy i stworzyć formuły
matematyczne, dzięki którym można osiągnąć zysk.
Simons nie był pewien, od czego zacząć. Wszystko, co wiedział,
sprowadzało się do tego, że rynki walutowe zostały uwolnione i mają
potencjał do tego, by przynosić zyski. Uważał, że idealnym wspólnikiem
raczkującej firmy byłby Leonard Baum, jeden ze współautorów artykułu,
który napisali w IDA. Matematyk, który mnóstwo czasu poświęcił na
doszukiwanie się ukrytych stanów i sporządzanie krótkoterminowych
prognoz w chaotycznych środowiskach. Simons musiał tylko przekonać
Bauma do podjęcia ryzyka, na jakie narazi swoją karierę, gdy przyjmie jego
radykalne i niesprawdzone podejście.
=
Lenny Baum urodził się w 1931 roku jako syn imigrantów, którzy uciekli
z Rosji do Brooklynu przed okropną biedą i antysemityzmem. Gdy miał
trzynaście lat, jego ojciec Morris podjął pracę na podrzędnym stanowisku
w fabryce kapeluszy, w której ostatecznie został menedżerem i później –
właścicielem. Jako nastolatek Lenny miał ponad 180 centymetrów wzrostu.
Miał ogromną klatkę piersiową. W szkole był najlepszym sprinterem, był
także członkiem jej reprezentacji tenisistów, choć jego delikatne dłonie
mogły sugerować, że lepiej się czuje, przewracając kartki książki, niż
walcząc na korcie.
Pewnego dnia, gdy wraz z przyjaciółmi odwiedzał pobliską Brighton
Beach, zauważył pełną życia i atrakcyjną młodą kobietę rozmawiającą
z przyjaciółmi. Julia Lieberman, gdy miała pięć lat, przyjechała z rodziną
do Stanów Zjednoczonych z małej wioski w Czechosłowacji, ściskając
w rękach swoją ulubioną lalkę. W roku 1941 uciekli przed nazistami
ostatnim statkiem odpływającym z Europy. Gdy znaleźli się w Nowym
Jorku, ojciec Julii, Louis, przez całe miesiące bezskutecznie poszukiwał
pracy. Zniechęcony postanowił pójść do miejscowej fabryki i spróbować
wmieszać się w tłum jej robotników. Okazał się tak niestrudzonym
pracownikiem, że przyjęto go. Później w ich małym domku szeregowym
uruchomił automat pralniczy. Rodzina Liebermanów zawsze miała jednak
problemy finansowe.
Lenny i Julia zakochali się i pobrali. Przenieśli się do Bostonu, gdzie
Lenny studiował na Uniwersytecie Harvarda, kończąc w roku 1953 studia
magisterskie, a potem zdobywając tytuł doktora w dziedzinie matematyki.
Julia z czwartą lokatą na roku ukończyła Uniwersytet Bostoński, a potem
uzyskała na Harvardzie tytuł magistra w dziedzinie edukacji i historii. Po
dołączeniu do zespołu IDA w Princeton, Baum w łamaniu kodów odnosił
jeszcze większe sukcesy niż Simons. To właśnie jemu przypisywano
najważniejsze, choć utajnione, sukcesy Instytutu.
– Lenny i kilku innych z pewnością wyprzedzało Jima w tym, co my,
zarządzający zwykliśmy nazywać „kolejką do łodzi ratunkowej” – mówi
Lee Neuwirth.
Łysiejący i brodaty Baum prowadził badania naukowe w dziedzinie
matematyki równocześnie, podobnie jak Simons, żonglując rządowymi
zleceniami. W ciągu kilku późnych lat 60. Baum i Lloyd Welch, informatyk
teoretyk pracujący na końcu korytarza, stworzyli algorytm do analizowania
łańcuchów Markowa, będących ciągiem zdarzeń, w których
prawdopodobieństwo tego, co stanie się potem, zależy wyłącznie od
aktualnego stanu, a nie od zdarzeń w przeszłości. W łańcuchu Markowa nie
można z całą pewnością przewidzieć przyszłości, ale można obserwować
łańcuch, by nauczyć się odgadywać możliwe wyniki. Przykładem procesu
Markowa może być bejsbol. Jeśli pałkarz ma trzy piłki i dwa razy ich nie
odbije, kolejność i dzieląca je liczba nieudanych uderzeń nie ma znaczenia.
Jeśli przy następnym rzucie nie odbije piłki, pałkarz schodzi z boiska.
Ukryty proces Markowa to taki, w którym łańcuch zdarzeń jest
determinowany przez nieznane, ukryte parametry lub zmienne. Można
zobaczyć rezultaty generowane przez łańcuch, ale nie można zobaczyć
„stanów” pomocnych przy wyjaśnieniu progresji łańcucha. Osoby
nieznające się na bejsbolu mogą rozkładać bezradnie ręce, widząc aktualne
dane o liczbie obiegów w każdej rundzie – jeden w tym, sześć w innym,
bez żadnej oczywistej prawidłowości czy wyjaśnienia. Niektórzy
inwestorzy porównują rynki finansowe, zasady rozpoznawania mowy i inne
skomplikowane łańcuch wydarzeń do ukrytych procesów Markowa.
Algorytm Bauma-Welcha okazał się sposobem na oszacowanie
prawdopodobieństw
i
parametrów
tych
skomplikowanych
ciągów
z wykorzystaniem niewiele większej ilości informacji niż same wyniki
procesu. W przypadku gry w bejsbol algorytm Bauma-Welcha umożliwiłby
komuś, kto zupełnie nie rozumie tej dyscypliny sportu, odgadnięcie sytuacji
na boisku, która doprowadziła do takich, a nie innych wyników. Gdyby na
przykład nastąpił gwałtowny skok z dwóch obiegów do pięciu, model
Bauma-Welcha mógłby wskazywać, że prawdopodobnie właśnie został
wykonany trzykrotny home run, a nie trzykrotny obieg do bazy. Algorytm
umożliwi domyślenie się, jakie są reguły tej dyscypliny sportu na podstawie
rozkładu wyników, nawet jeśli dokładne zasady pozostaną ukryte.
– Algorytm Bauma-Welcha przybliża nas do ostatecznej odpowiedzi,
oferując lepsze prawdopodobieństwa – wyjaśnia Welch.
Baum zazwyczaj umniejszał znaczenie swojego osiągnięcia. Jednak
dzisiaj jego algorytm umożliwiający komputerowi uczenie się stanów
i prawdopodobieństw jest uważany za istotny postęp, jaki dokonał się
w XX wieku w uczeniu maszynowym. Dzięki niemu otworzyła się droga
do przełomowych odkryć wpływających na życie milionów ludzi
w różnych dziedzinach, od genomiki po prognozowanie pogody. Algorytm
Bauma-Welcha umożliwił skonstruowanie pierwszego skutecznego systemu
rozpoznawania mowy, znalazł nawet zastosowanie w wyszukiwarce
Google.
Algorytm Bauma-Welcha przyniósł Lenny’emu Baumowi sławę. Jednak
większość z setek artykułów, które napisał, została utajniona, co irytowało
Julię. Była przekonana, że jej mąż nie cieszy się ani uznaniem, ani nie
otrzymuje wynagrodzenia, na jakie zasługuje. Dzieci Bauma miały
niewielkie pojęcie o tym, czym zajmuje się ich ojciec. Za każdym razem,
gdy pytały, odpowiadał, że jego praca jest tajna. Mówił im, nad czym nie
pracuje.
– Nie robimy bomb – przekonywał pewnego dnia swoją córkę Stefi, gdy
pojawiły się kontrowersje wokół wojny wietnamskiej.
W przeciwieństwie do Simonsa, Baum był domatorem. Niewiele czasu
poświęcał życiu towarzyskiemu, grze w pokera i kontaktom z ludźmi.
Większość wieczorów przesiadywał spokojnie na kanapie pokrytej sztuczną
skórą lamparta w ich skromnym domu w Princeton. Bazgrał coś żółtym
ołówkiem w notesie. Gdy napotykał szczególnie trudny problem,
przerywał, patrzył w dal i rozmyślał. Wpasowywał się w stereotyp
nieobecnego myślami profesora. Pewnego dnia przyszedł do pracy
z nieogoloną połową brody, wyjaśniając, że od golenia oderwało go
myślenie o matematyce.
Pracując w IDA, Baum zauważył, że pogarsza mu się wzrok. Lekarze
orzekli, że cierpi na dystrofię stożkowo-pręcikową, zaburzenie atakujące
komórki stożkowe na siatkówce. Coraz większą trudność sprawiały mu
zajęcia wymagające wyraźnego widzenia, na przykład tenis. Kiedyś, gdy
był przy siatce, piłka trafiła go prosto w głowę. To samo było przy pingpongu; jego jasnoniebieskie oczy w jednej chwili dostrzegały piłkę, a za
moment traciły ją z pola widzenia. To zmusiło Bauma do porzucenia sportu.
Pozostał
jednak
zaskakująco
optymistyczny,
skupiając
się
na
przyjemnościach, którymi wciąż mógł się cieszyć, na przykład codziennych
kilkukilometrowych spacerach po kampusie w Princeton. Na szczęście
mógł czytać i pisać i mimo częściowej utraty ostrego widzenia na wprost
zachował nieustający optymizm.
– Zostawmy ten problem – lubił mawiać, zazwyczaj z uśmiechem, gdy
dzieci przychodziły do niego z jakimiś zmartwieniami. – Niech sam się
rozwiąże.
Jednak po tym, jak Simons rozstał się z IDA, by pokierować wydziałem
matematyki w Stony Brook, rodzina Baumów zaczęła zauważać u swojego
patriarchy nietypową frustrację. Gdy Baum złamał rosyjski kod
i zidentyfikował szpiega, a FBI zbyt opieszale aresztowało podejrzanego,
wyraził swoje niezadowolenie. Zaczął widzieć przyszłość swojej jednostki
w nieciekawych barwach. W wewnętrznej notatce służbowej zwrócił uwagę
na potrzebę lepszej rekrutacji.
– To oczywiste, że odejście Simonsa było dla nas poważną stratą,
ponieważ potrzebowaliśmy go jako matematycy, ale również z powodu
tego, jak to nastąpiło – napisał Baum, odnosząc się do zwolnienia Simonsa.
– Przez te siedem miesięcy, kiedy Simons prawdopodobnie nie pracował
dla obronności, faktycznie zrobił dla niej więcej, niż niektórzy z naszego
zespołu zrobili przez ostatnie kilka lat3.
Pewnego dnia w 1977 roku Simons zwrócił się do Bauma z pytaniem, czy
nie zechciałby spędzić jednego dnia w biurze Monemetrics na Long Island,
pomagając mu w konfiguracji systemu do obsługi spekulacyjnego obrotu
walutą. Baum zareagował śmiechem na to zaproszenie. Na temat tradingu
wiedział niewiele ponad to, o czym kiedyś pisał wraz z Simonsem
w teoretycznym artykule i na tyle mało interesował się inwestycjami, że
cały portfel rodziny znajdował się w rękach jego żony. Mimo to zgodził się
poświęcić trochę czasu, by asystować Simonsowi. Miała to być przysługa
dla starego przyjaciela.
W biurze Simons położył przed Baumem wykresy pokazujące codzienne
wartości głównych walut na zamknięciu tak, jakby prezentował jakiś
problem matematyczny. Baum przyjrzał się uważnie danym i szybko
zauważył, że w pewnych przedziałach czasowych niektóre waluty,
w szczególności jen japoński, wydawały się ewoluować jednostajnie
i liniowo. Pomyślał, że być może Simons ma rację. Wydawało się, że
w rynkach jest jakaś inherentna struktura. Baum wysunął hipotezę, że
jednostajny wzrost jena może być wynikiem działań japońskiego rządu,
który pod presją innych krajów interwencyjnie skupuje walutę „w
precyzyjny japoński sposób”, by nieco zmniejszyć opłacalność japońskiego
eksportu. Tak czy inaczej, Baum zgodził się z Simonsem, że można
stworzyć model matematyczny opisujący trendy dla różnych walut.
Zaczął od tego, że raz w tygodniu pracował z Simonsem. Do roku 1979,
w którym skończył czterdzieści dziewięć lat, Baum dał się wciągnąć
w świat transakcji finansowych. Właśnie na to liczył Simons. Baum,
najlepszy szachista w college’u, czuł, że odkrył nową grę, w której może
sprawdzać swoje możliwości umysłowe. Otrzymał roczny urlop w IDA
i wraz z rodziną przeprowadził się na Long Island, gdzie wynajął
wypełniony półkami na książki wiktoriański dom z trzema sypialniami.
Ponieważ jego wzrok nadal się pogarszał, Julia codziennie woziła go do
biura Simonsa i z powrotem do domu.
– Zobaczmy, czy potrafimy stworzyć model – powiedział Simons, gdy
przygotowywali się do skoncentrowania się na rynkach.
Opracowanie algorytmu podpowiadającego Monemetrics, by kupować
waluty wtedy, gdy ich wartość spadnie poniżej linii wcześniejszego trendu
i sprzedawać, gdy znajdzie się wystarczająco wysoko, nie zajęło Baumowi
zbyt dużo czasu. To było proste zadanie. Wydawało się, że Baum jest na
dobrej drodze i nabiera zaufania do Simonsa.
– Gdy udało mi się zaangażować Lenny’ego, mogłem zacząć wierzyć
w możliwość budowania modeli – powiedział później Simons4.
Zadzwonił do kilku przyjaciół, między innymi do Jimmy’ego Mayera
i Edmunda Esquenaziego, z pytaniem, czy zainwestują w jego nowy
fundusz. Pokazał im kilka wykresów, które prezentował Baumowi, czarując
ich, ile wraz z Baumem zarobiliby, gdyby przez ostatnie kilka lat stosowali
swoją matematyczną strategię transakcyjną.
– Przyszedł z tym wykresem i zaimponował tymi możliwościami – mówi
Mayer.
Simonsowi nie udało się zebrać 4 milionów dolarów, które wyznaczył
jako cel. Wystarczająco jednak zbliżył się do tej kwoty. Fundusz, któremu
powierzył również własne pieniądze, mógł rozpocząć działalność. Nowy
fundusz inwestycyjny nazwał Limroy; słowo to było kombinacją
fragmentów tytułu książki Josepha Conrada Lord Jim i nazwy Royal Bank
of Bermuda, zagranicznego banku, przez który były wykonywane przelewy
firmy, tak by mogła czerpać korzyści podatkowe i korzystać z innych
udogodnień możliwych dzięki lokalizacji banku. Nazwa łączyła skojarzenia
z wielkimi finansami i z postacią znaną ze zmagań w imię honoru
i moralności, co odzwierciedlało postawę kogoś, kto przez długi czas stał
jedną nogą w świecie biznesu, a druga w matematyce i świecie
akademickim.
Simons zdecydował, że Limroy będzie funduszem hedgingowym, niezbyt
precyzyjnie określoną prywatną spółką inwestycyjną, mającą zarządzać
pieniędzmi zamożnych osób i instytucji i realizować różne strategie,
między innymi zabezpieczania lub ochrony przed stratami na szeroko
pojętym rynku.
Monemetrics inwestowała trochę pieniędzy Simonsa, testując strategie na
różnych rynkach. Gdy taktyka wydawała się przynosić zyski, Simons
wykonywał podobne transakcje przez fundusz Limroy. Miały one dużo
większą skalę. Inwestowane pieniądze pochodziły zarówno od Simonsa, jak
i od ludzi z zewnątrz. Baum miał dwudziestopięcioprocentowy udział we
wszystkich zyskach wypracowywanych przez fundusz.
Simons miał nadzieję, że zarówno on, jak i Baum, zarobią duże pieniądze,
handlując
za
pomocą
metody
łączącej
modele
matematyczne,
skomplikowane wykresy i ogromną dozę ludzkiej intuicji. Baum był tak
pewny, że ich podejście zadziała i tak pochłonięty inwestowaniem, że
odszedł z IDA, aby pracować dla Simonsa w pełnym wymiarze czasu.
Simons, chcąc mieć pewność, że wraz z Baumem jest na dobrej drodze,
poprosił Jamesa Axa, swojego nowego, bardzo cenionego pracownika,
o sprawdzanie ich strategii. Podobnie jak Baum rok wcześniej, Ax niewiele
wiedział o inwestowaniu, a jeszcze mniej go to interesowało. Ale
natychmiast zrozumiał, co chcą osiągnąć jego dawni koledzy i uwierzył, że
jest to naprawdę coś szczególnego. Algorytmy Bauma sprawdziły się nie
tylko w handlu walutą. Ax twierdził, że można stworzyć podobne modele
prognostyczne do handlu kontraktami towarowymi, na przykład pszenicą,
soją czy ropą naftową. Słysząc to, Simons przekonał Axa, by zrezygnował
z pracy na uczelni i zajął się zawieraniem transakcji na własny rachunek.
Teraz był już naprawdę podekscytowany. Miał dwóch najlepszych
matematyków, którzy pracowali z nim nad odkrywaniem sekretów rynku
i wystarczające środki, by wspierać te wysiłki.
Jeszcze rok czy dwa lata wcześniej Baum nie był w stanie przestać myśleć
o matematyce, teraz jego myśli pochłaniały operacje finansowe. Pewnego
ranka, latem 1979 roku, leżąc z rodziną na plaży, Baum rozmyślał
o długotrwałym osłabieniu brytyjskiego funta. Konwencjonalna mądrość
podpowiadała wówczas, że ta waluta może się tylko osłabiać. Jeden
z ekspertów, który doradzał Simonsowi i Baumowi przy zawieraniu
transakcji, tak intensywnie sprzedawał funty, że swojemu synowi dał na
imię Sterling. Tamtego ranka, odpoczywając na plaży, Baum nagle podniósł
się i usiadł prosto ogromnie podekscytowany. Był przekonany, że właśnie
pojawiła się szansa na zakup. Pobiegł do biura, mówiąc Simonsowi, że
Margaret Thatcher, nowa premier, utrzymywała walutę na nietrwale niskim
poziomie.
– Thatcher siedzi na funcie – powiedział. – Nie da rady już dłużej go
osłabiać.
Przekonywał, że powinni kupić funty, ale Simons był raczej rozbawiony
niż poruszony nagłym przeświadczeniem Bauma.
– Lenny, szkoda, że nie przyszedłeś wcześniej – odpowiedział,
uśmiechając się. – Thatcher wstała… Funt właśnie wzrósł o pięć centów.
Okazało się, że właśnie tego ranka Thatcher zdecydowała, że funt
powinien podrożeć. Baum był niewzruszony.
– To jeszcze nic! – nalegał. – Pójdzie w górę o pięćdziesiąt centów, może
nawet więcej5.
Baum miał rację. Wraz z Simonsem wciąż dokupowali funty, a waluta
wciąż umacniała się. Podobnie postąpili, opierając się na dokładnych
prognozach, z jenem japońskim, marką zachodnioniemiecką, frankiem
szwajcarskim. Zarobili na tym tyle, że przyjaciele z Ameryki Południowej
zaczęli dzwonić do Simonsa z gratulacjami i wyrazami poparcia, bo
wartość funduszu wzrosła do kilkudziesięciu milionów dolarów.
Koledzy matematycy wciąż drapali się po głowach, zastanawiając się, jak
Simons mógł porzucić dobrze zapowiadającą się karierę, by przesiadywać
w prowizorycznym biurze i handlować kontraktami na walutę. Równie
mocno byli zdziwieni tym, że dołączyli do niego Baum i Ax. Nawet ojciec
Simonsa wydawał się rozczarowany jego zachowaniem. W roku 1979,
podczas bar micwy syna Simonsa, Nathaniela, Matty Simons powiedział do
profesorów Stony Brook – Wolałbym mówić: „Mój syn, profesor” – a nie:
„Mój syn, biznesmen”.
Simons rzadko oglądał się za siebie. Po pierwszych sukcesach w handlu
walutą doprecyzował charakter funduszu Limroy, aby móc handlować
również kontraktami futures na amerykańskie obligacje skarbowe i towary.
Wraz z Baumem, z którym mieli teraz własne, oddzielne rachunki
inwestycyjne, stworzyli niewielki zespół, mający budować wyrafinowane
modele służące identyfikacji okazji inwestycyjnych w handlu walutą,
kontraktami towarowymi i obligacjami.
Simons świetnie się bawił, rozwijając swoją życiową pasję spekulacji
finansowych, starając się równocześnie rozgryźć rynek, co było dla niego
chyba największym wyzwaniem. Przy okazji żartował, że jego żona
Marylin przynajmniej będzie mogła „spotykać się z ludźmi, wiedząc6,
o czym rozmawiają”.
Zabawa nie trwała jednak długo.
=
Poszukując kogoś, kto mógłby przygotować oprogramowanie komputerów,
Simons usłyszał o dziewiętnastolatku, który prawie został wyrzucony ze
studiów w Kalifornijskim Instytucie Technologicznym. Greg Hullender był
bystry i kreatywny, ale miał problem ze skupieniem się na studiowaniu i nie
radził sobie z niektórymi przedmiotami. Później zdiagnozowano u niego
zaburzenia związane z deficytem uwagi. Wtedy jednak, podobnie jak
władze uczelni, był sfrustrowany swoimi niepowodzeniami. Miarka się
przebrała, gdy został przyłapany na dokonywaniu w swoim pokoju
w akademiku nieautoryzowanych transakcji na wielkie kwoty. Koledzy
złożyli się i dawali pieniądze Hullenderowi, który kupił opcje na akcje
zanim jeszcze zaczęła się hossa 1978 roku. W ciągu kilku dni zamieniał 200
dolarów w 2000. Wkrótce wszyscy mieszkańcy akademika chcieli
handlować instrumentami, powierzając mu pieniądze. Hullender zaczął
obracać opcjami na akcje zakupionymi przez swój rachunek maklerski
w Merrill Lynch, odsprzedając je chętnym studentom.
– To działało jak moja własna giełda – mówi z dumą Hullender.
Pracownicy Merrill Lynch nie byli zachwyceni jego pomysłowością.
Biuro maklerskie zarzuciło mu naruszenie warunków prowadzenia
rachunku i tak zakończyło się jego przedsięwzięcie, a uczelnia postanowiła
wyrzucić go ze studiów. Gdy siedział w swoim pokoju w akademiku,
czekając na oficjalne wydalenie, o siódmej rano zaskoczył go telefon od
Simonsa. Dowiedział się on o nieuprawnionych operacjach finansowych
prowadzonych przez studenta Caltechu. Był pod wrażeniem Hullendera –
jego zrozumienia rynków i zapału do spekulowania. Simons zaproponował
mu pensję w wysokości 9 tysięcy dolarów rocznie i udział w zyskach firmy,
aby tylko przyjechał do Nowego Jorku i zajął się oprogramowaniem
mającym wesprzeć działalność Limroy.
Hullender z okrągłą twarzą cherubinka, burzą ciemnych włosów
i łobuzerskim uśmiechem wyglądał jak nastolatek jadący na wakacyjny
obóz, a nie jak ktoś, kto wyrusza w podróż na drugi koniec kraju,
w nieznane, po to, by prowadzić jakieś operacje finansowe. Chudzielec
w wielkich, grubych okularach, z długopisami i brązowym etui na okulary
w kieszeni na piersi, wyglądał na szczerego i nieco naiwnego dzieciaka.
Nie spotkał się nigdy wcześniej z Simonsem ani Baumem, więc do
otrzymanej oferty pracy podchodził dość ostrożnie.
– Firma Jima wydawała się czymś najbardziej podejrzanym na świecie –
powiedział ten młody człowiek.
Nie zawahał się jednak przyjąć oferty Simonsa.
– Siedziałem w akademiku, czekając aż mnie wyrzucą. Nie miałem zbyt
wielkiego wyboru.
Hullender przeprowadził się na Long Island. Przez kilka pierwszych
tygodni, dopóki nie wynajął sobie pokoju w pobliskim akademiku Stony
Brook, mieszkał u Simonsa i jego rodziny. Chłopak nie miał prawa jazdy,
więc Simons pożyczył mu rower, by mógł na nim jeździć do pracy.
W biurze Simons, który sam zazwyczaj nosił koszulę z rozpiętym
kołnierzykiem i mokasyny, wręczył Hullenderowi podręcznik mówiący, jak
wygląda jego podejście do transakcji finansowych. Powiedział mu, że rynki
walutowe są pod wpływem działań rządów i innych osób i że jego firma ma
nadzieję stworzyć dokładny, metodyczny algorytm do identyfikacji
„trendów wynikających z działań ukrytych aktorów rynku”, algorytm
działający dość podobnie do tego, którego używał Simons w IDA, by łamać
kody wroga.
Hullender zaczął pisać program do analizowania wyników nowej firmy.
W ciągu sześciu miesięcy na wykresach Hullendera pokazały się
niepokojące straty. Coś poszło nie tak po decyzji Simonsa o przerzuceniu
się na handel obligacjami. Klienci nadal dzwonili, ale teraz po to, by
zapytać, dlaczego tyle tracą, a nie po to, by złożyć gratulacje. Simons
ciężko znosił ten kryzys. Im bardziej rosły straty, tym bardziej był
zaniepokojony. Pewnego, szczególnie ciężkiego dnia Hullender znalazł
swojego szefa leżącego na wznak na kanapie w swoim gabinecie. Wyczuł,
że chciał się przed nim otworzyć, a być może nawet coś mu wyznać.
– Czasami patrzę na to i czuję się, jakbym był facetem, który tak
naprawdę nie wie, co robi – powiedział Simons.
Hullender był zaskoczony. Do tego momentu wydawało mu się, że wiara
Simonsa w siebie jest bezgraniczna. Teraz wydawało się, że od nowa
przemyśliwuje swoją decyzję o porzuceniu matematyki i próbie podbicia
rynku. Wciąż leżąc na kanapie, jak w gabinecie terapeutycznym, Simons
opowiedział Hullenderowi o lordzie Jimie i o tym, jak skupiał się na
porażce i odkupieniu. Był zafascynowany Jimem, bohaterem, który miał
wysokie mniemanie o sobie i pragnął chwały, ale sromotnie przegrał
w sprawdzianie odwagi, skazując się na życie w poczuciu wstydu.
Simons wstał i zwrócił się do Hullendera.
– Ale miał naprawdę dobrą śmierć – powiedział. – Umarł szlachetnie.
Zaraz, zaraz, czy Simons nie myśli o samobójstwie?
Hullender zaczął się martwić o szefa i o swoją własną przyszłość.
Uświadomił sobie, że nie ma pieniędzy, jest sam na Wschodnim Wybrzeżu,
a jego szef leży na kanapie i mówi o śmierci. Starał się uspokoić Simonsa,
ale rozmowa się nie kleiła.
W ciągu następnych kilku dni Simons zebrał się w sobie i był bardziej niż
kiedykolwiek zdeterminowany, by zbudować zaawansowany system
transakcyjny sterowany algorytmami lub metodycznymi instrukcjami
komputerowymi, a nie ocenami dokonywanymi przez ludzi. Dotychczas
wraz z Baumem opierali się na prostych modelach i na własnym instynkcie
i to doprowadziło do kryzysu. Usiadł wraz z Howardem Morganem,
ekspertem w dziedzinie technologii, którego zatrudnił do inwestowania
w akcje, i wskazał mu nowy cel: zbudowanie wyrafinowanego systemu
transakcyjnego w pełni zależnego od predefiniowanych algorytmów, które
mogą być w pełni zautomatyzowane.
– Nie chcę przez cały czas martwić się o rynek. Chcę mieć model, który
będzie zarabiał pieniądze wtedy, kiedy śpię – powiedział Simons. – System
działający bez interwencji człowieka.
Simons uświadamiał sobie, że nie istnieje jeszcze technologia
pozwalająca na skonstruowanie w pełni zautomatyzowanego systemu, ale
chciał wypróbować jakieś bardziej wyrafinowane metody. Domyślał się, że
będzie potrzebował ogromu historycznych danych, aby jego komputery
mogły poszukiwać w nich stałych i powtarzalnych prawidłowości
w zmianach kursów akcji w długim horyzoncie czasowym. Kupił mnóstwo
książek sprzedawanych przez Bank Światowy i różne inne instytucje oraz
taśmy magnetyczne z nagraniami z różnych giełd towarowych, taśmy
zapełnione danymi o cenach towarów, obligacji i walut w ciągu ostatnich
kilkudziesięciu lat. Niektóre dane pochodziły jeszcze z czasów sprzed II
wojny światowej. Te dane były tak stare, że nikt już się nimi nie
interesował, ale Simons miał przeczucie, że okażą się naprawdę cenne.
Komputer, na którym pracował Hullender, wysoki na ponad pół metra,
niebiesko-biały PDP-11/60, nie mógł odczytać starszych danych zebranych
przez Simonsa, ponieważ były zapisane w nieużywanym już formacie, więc
potajemnie nosił szpule z taśmami do pobliskiej siedziby centrali firmy
Grumman Aerospace, w której pracował jego przyjaciel Stan. Około
północy, gdy u podwykonawcy resortu obrony uspokajało się, Stan
pozwalał Hullenderowi odpalić superkomputer i całymi godzinami
konwertować dane z taśm tak, aby mogły zostać odczytane na komputerach
Simonsa. Taśmy się kręciły, a koledzy siedzieli przy kawie.
Chcąc zebrać dodatkowe dane, Simons zatrudnił pracownika, który
jeździł na Dolny Manhattan do biura Rezerwy Federalnej, by skrupulatnie
zapisywać dane historyczne o stopach procentowych i inne informacje
niedostępne jeszcze w wersji elektronicznej. Do zdobywania aktualnych
danych o cenach Simons zaangażował swoją byłą sekretarkę ze Stony
Brook. Nowa menedżerka biura Carole Alberghine miała zapisywać ceny
zamknięcia najważniejszych walut. Co rano Alberghine przeglądała „Wall
Street Journal”, a potem wspinała się po kanapach i krzesłach w firmowej
bibliotece, by aktualizować różne rysunki i wykresy, które zwisały z sufitu,
pokrywając wszystkie ściany. (To działało dopóty, dopóki Alberghine nie
spadła ze stołka, uszkadzając sobie nerw, co spowodowało trwałe
uszkodzenie ciała. Po tym wypadku Simons do wspinania się po kanapach
i uaktualniania danych zatrudnił młodszą dziewczynę).
Zatrudnił też swoją szwagierkę i inne osoby, aby wprowadzały ceny do
baz danych stworzonych przez Hullendera w celu śledzenia zmian
i testowania różnych strategii transakcyjnych bazujących zarówno na
wynikach formuł matematycznych, jak i na intuicji Simonsa, Bauma
i innych. Wiele z testowanych taktyk skupiało się na strategiach zwanych
strategiami momentum*. Poszukiwali oni także potencjalnych korelacji
między cenami kontraktów towarowych. Jeśli cena waluty spada przez trzy
dni z rzędu, to jakie jest prawdopodobieństwo, że w czwartym dniu również
będzie spadać? Czy ceny złota wyprzedzają ceny srebra? Czy ceny
pszenicy mogą być prognostykiem cen złota i innych surowców? Simons
sprawdzał nawet, czy na ceny mają wpływ zjawiska naturalne. Hullender
i jego zespół często kończyli z niczym, nie mogąc potwierdzić żadnych
wiarygodnych korelacji, ale Simons naciskał, aby szukali dalej.
* Strategia momentum polega na zakupie akcji, których notowania w ostatnim
okresie szybko rosły oraz krótkiej sprzedaży walorów, których cena spadała.
Stosując te strategie wychodzi się z założenia, że „w perspektywie
średnioterminowej notowania walorów przejawiają tendencję do kontynuacji dobrej lub
złej passy” – przyp. tłum. za https://analizy.investio.pl/strategia-momentum/ –
dostęp 24 stycznia 2020.
– W tym są jakieś prawidłowości – upierał się. – W tym muszą być jakieś
prawidłowości.
W końcu grupa stworzyła system, który był w stanie podpowiadać
transakcje na różnych rynkach towarowych, obligacyjnych i walutowych.
Jeden komputer w biurze nie miał wystarczających mocy, by uwzględnić
wszystkie
dane.
Mógł
wiarygodnych korelacji.
jednak
zidentyfikować
przynajmniej
kilka
System transakcyjny miał w swoim koszyku między innymi żywiec
wieprzowy, więc Simons nazwał go „świńskim koszykiem” (ang. Piggy
Basket). Grupa zbudowała go, by uporządkować ogromną ilość danych i za
pomocą narzędzi algebry liniowej sformułować rekomendacje co do
zawierania określonych transakcji. Świński koszyk generował ciąg liczb, na
przykład 0,5, 0,3, 0,2, co oznaczało, że portfel powinien składać się w 50
procentach z jenów, 30 procentach z marek niemieckich i 20 procentach
z franków szwajcarskich. Gdy świński koszyk wydał rekomendacje dla
około czterdziestu kontraktów na przyszłe transakcje, pracownik firmy
kontaktował się z jej brokerem i wydawał zlecenia kupna i sprzedaży
bazujące na tych proporcjach. System formułował raczej automatyczne
rekomendacje transakcji niż automatyczne transakcje. To było wszystko, co
Simons mógł wtedy zrobić.
Przez jakiś czas świński koszyk przynosił duże zyski, obracając niemal
milionem dolarów firmy Monemetrics. Zespół zazwyczaj utrzymywał
pozycje przez dzień lub dwa, a potem sprzedawał posiadane instrumenty.
Zachęcony pierwszymi wynikami Simons przelał do funduszu kilka
dodatkowych milionów z rachunku Limroy, osiągając jeszcze większe
zyski.
Potem wydarzyło się coś nieoczekiwanego. System komputerowy
wykazał niecodzienny apetyt na transakcje na ziemniaki, przekierowując
dwie trzecie środków na zakup kontraktów futures na New York Mercantile
Exchange, odpowiadających zakupowi pięciuset ton ziemniaków z Maine.
Pewnego dnia Simons odebrał telefon od niezadowolonych urzędników
z nadzoru nad giełdami towarowymi – Commodity Futures Trading
Commission (EFTC) – którzy z pewnym niepokojem informowali, że
Monemetrics jest bliska zablokowania globalnego rynku na te ziemniaki.
Simons musiał stłumić śmiech. Tak, regulatorzy maglują go, ale muszą
zrozumieć, że on nie ma zamiaru gromadzić takiej ilości ziemniaków. On
nawet nie był w stanie zrozumieć, dlaczego jego system komputerowy
zakupił ich aż tyle. CFTC z pewnością też tego nie zrozumie.
– Myślą, że próbujemy zablokować kartoflany rynek – powiedział
z pewnym rozbawieniem do Hullendera, odkładając słuchawkę.
Komisja
nadzoru
jednak
nie
podzielała
rozbawienia
dziwnym
wypadkiem. Wymusiła zamknięcie jego pozycji na kontraktach na
ziemniaki, co kosztowało Simonsa i jego inwestorów miliony dolarów.
Wkrótce i on, i Baum utracili zaufanie do swojego systemu. Mogli
obserwować transakcje na świńskim koszyku i widzieć, kiedy zarabia,
a kiedy traci pieniądze, ale nie mieli pewności dlaczego model podejmuje
takie, a nie inne decyzje inwestycyjne. Być może skomputeryzowany model
zawierania transakcji wcale nie jest drogą, którą powinni podążać. Tak
właśnie pomyśleli.
W roku 1980 Hullender odszedł z firmy i wrócił na studia. Przedwczesna
rezygnacja z college’u ciążyła mu. Był też zawstydzony, że nie potrafił
pomóc Simonsowi i poczynić jakichś postępów w budowie jego
skomputeryzowanego systemu transakcyjnego. Nie rozumiał matematyki,
którą stosowali Simons i Baum. Był samotny i nieszczęśliwy. Kilka tygodni
wcześniej przyznał się kolegom, że jest gejem. Starali się dodać mu otuchy,
ale ten młody człowiek coraz bardziej czuł, że znalazł się w niewłaściwym
miejscu.
– Po prostu czułem, że mam większe szanse na spotkanie kogoś
odpowiedniego w Kalifornii – powiedział Hullender, który ostatecznie
ukończył studia i został specjalistą od uczenia maszynowego w firmach
Amazon i Microsoft. – Są rzeczy ważniejsze od pieniędzy.
=
Po odejściu Hullendera i wpadce ze świńskim koszykiem, Simons i Baum
dryfowali między modelami matematycznymi prognozowania i bardziej
tradycyjnym
stylem
zawierania
transakcji.
Zaczęli
poszukiwać
niedowartościowanych inwestycji, reagując równocześnie na informacje
mające wpływ na rynki, inwestując na różnych rynkach 30 milionów
dolarów.
Simons pomyślał, że pomocne może być śledzenie na bieżąco informacji
z Europy, aby wiedział wszystko wcześniej od swoich rywali. Zatrudnili
więc studenta ze Stony Brook, pochodzącego z Paryża. Miał on czytać
i tłumaczyć mało znane francuskie biuletyny finansowe, zanim inni będą
mieli okazję je zobaczyć. Konsultował się też z ekonomistą, Alanem
Greenspanem, który później został szefem Rezerwy Federalnej. Kiedyś
Simons ustawił w swoim gabinecie czerwony telefon, który dzwonił tylko
wtedy, kiedy pojawiały się pilne informacje finansowe, aby wraz
z Baumem mógł zawrzeć odpowiednie transakcje, zanim zrobią to inni.
Czasami telefon dzwonił, a ich nie było w pobliżu. Wtedy Penny
Alberghine, szwagierka Carole, biegła szukać ich w pobliskiej restauracji
czy sklepie. Szukała ich nawet w toalecie, dla zwrócenia uwagi waląc do
drzwi.
– Wracajcie! – wołała kiedyś. – Pszenica spadła o trzydzieści punktów!
Zawadiackie, lekkoduszne poczucie humoru, jakie wykazywał Simons,
działało na zespół uspokajająco. Drażnił się z Alberghine z powodu jej
ciężkiego, nowojorskiego akcentu, a ona naśladowała jego bostońską
wymowę. Kiedyś Simons był bardzo podniecony tym, że jego firma
uzyskała wyjątkowo wysokie oprocentowanie środków przechowywanych
na rachunku bankowym.
– Inwestorzy dostają jedenaście i siedem pieprzonych ósmych! –
wykrzykiwał.
Gdy młody pracownik westchnął na jego soczysty język, Simons posłał
mu promienny uśmiech.
– Wiem, to jest imponująca stawka!
Kilka razy w tygodniu do biura przychodziła w odwiedziny Marylin z ich
małym synkiem Nicholasem. Czasami byłego męża odwiedzała też
Barbara. Małżonkowie i dzieci innych pracowników też kręcili się po
firmie. Każdego popołudnia zespół spotykał się przy herbacie w bibliotece,
gdzie Simons, Baum i inni dyskutowali na temat najnowszych wydarzeń
lub debatowali o tym, w jakim kierunku zmierza gospodarka. Simons gościł
też pracowników na swoim jachcie Lord Jim, który cumował w pobliskim
Port Jefferson.
Większość czasu Simons przesiadywał w swoim biurze w dżinsach
i golfie, wpatrując się w ekrany komputerów, planując nowe transakcje,
czytając wiadomości i przepowiadając, dokąd zmierzają rynki. Podobnie
jak większość innych. Gdy był szczególnie pochłonięty myślami, w jednej
ręce trzymał papierosa i gryzł się w policzek. Baum, w swoim mniejszym
gabinecie obok, handlujący na własny rachunek, wolał rozciągnięte swetry,
wygniecione spodnie i buty Hush Puppies. Z powodu pogarszającego się
wzroku siedział zgarbiony bardzo blisko ekranu komputera, starając się nie
zwracać uwagi na dym z papierosów Simonsa, który przenikał do jego
gabinetu.
Ich tradycyjne podejście do inwestowania sprawdzało się tak dobrze, że
gdy zlikwidowano butik zajmujący lokal obok, Simons wynajął również to
pomieszczenie i przebił w ścianie przejście. Dodatkowa powierzchnia
została przeznaczona na biura dla nowych pracowników, między innymi dla
ekonomisty i innych osób z wiedzą ekspercką, które zawierały własne
transakcje, starając się przyczynić do wzrostu zysków firmy. Równocześnie
rozwijał swoją nową pasję: wspieranie obiecujących firm technologicznych,
w tym firmy pracującej nad elektronicznym słownikiem, Franklin
Electronic Publishers, która jako pierwsza zbudowała przenośny, podręczny
komputer.
W roku 1982 Simons zmienił nazwę firmy z Monemetrics na Renaissance
Technologies
Corporation,
co
miało
odzwierciedlać
jego
rosnące
zainteresowanie raczkującymi firmami. Simons uważał się nie tylko za
tradera, ale również za inwestora venture capital. Większą cześć tygodnia
spędzał w biurze w Nowym Jorku, gdzie nawiązywał kontakty
z inwestorami z funduszy hedgingowych i poświęcał czas swoim firmom
technologicznym.
Znajdował też czas na opiekę nad dziećmi, z których jedno wymagało
specjalnej troski. Paul, jego drugie dziecko z Barbarą, urodził się z rzadką
chorobą genetyczną – dysplazją ektodermalną. Jego skóra, włosy i gruczoły
potowe nie rozwijały się prawidłowo. Był bardzo niski jak na swój wiek,
miał tylko nieliczne, zniekształcone zęby. Chcąc jakoś sobie radzić
z wynikającym z tego brakiem pewności, Paul prosił rodziców, by kupowali
mu modne i popularne ubrania, licząc, że dzięki temu dopasuje się do
kolegów ze szkoły.
Problemy Paula ciążyły Simonsowi. Czasami woził go samochodem do
Trenton w stanie New Jersey, gdzie dziecięcy dentysta wykonywał
kosmetyczne poprawki zębów Paula. Później dentysta z Nowego Jorku
wszczepił mu komplet implantów, co pozytywnie wpłynęło na jego
samoocenę.
Baumowi nie przeszkadzało to, że Simons pracuje z biura w centrum
Nowego Jorku, zarządzając zewnętrznymi inwestycjami i zajmując się
sprawami rodzinnymi. Nie potrzebował zbyt wielkiej pomocy. Zarabiał tyle
pieniędzy na handlu walutami, kierując się intuicją i instynktem, że pogoń
za stworzeniem metodycznego inwestowania opartego na analizie
ilościowej wydawała mu się stratą czasu. Tworzenie formuł było trudne
i czasochłonne, a osiągane zyski były wprawdzie stabilne, ale nie
spektakularne. A śledzenie na bieżąco notowań giełdowych, analizowanie
artykułów
prasowych
i
wydarzeń
geopolitycznych
wydawało
się
ekscytujące i dużo bardziej opłacalne.
– Po co mam tworzyć te modele? – zapytał Baum swoją córkę Stefi. Dużo
łatwiej jest zarobić miliony na rynku, niż znaleźć na to matematyczny
dowód.
Simons zbyt szanował Bauma, by mówić mu, jak ma zawierać transakcje.
Zresztą Baum był na fali, a moc obliczeniowa komputerów była
ograniczona, co sprawiało, że wdrożenie jakiegokolwiek automatycznego
systemu wydawało się raczej niewykonalne.
Baum lubił analizować dane ekonomiczne i dane w ogóle. Zamykał drzwi
do swojego gabinetu, kładł się na zielonej kanapie i długo rozmyślał nad
swoim następnym ruchem na rynku.
– Tracił poczucie czasu – mówi Penny Alberghine. – Był trochę szurnięty.
Kiedy się pojawiał, zazwyczaj dawał zlecenia kupna. Będąc z natury
optymistą, lubił inwestować w różne instrumenty i trzymać je tak długo, aż
ich cena wzrośnie. Nieważne, jak długo by to było. Mówił do przyjaciół, że
do utrzymywania pozycji inwestycyjnej potrzeba odwagi. Był dumny, że
nie panikował i nie uginały się pod nim kolana.
– Jeśli nie mam powodów, by coś robić, pozostawiam rzeczy samym
sobie i nic nie robię – pisał do rodziny, wyjaśniając swoją taktykę
inwestycyjną.
– Teoria taty polegała na tym, by kupować tanio i trzymać na zawsze –
mówi Stefi.
Ta strategia umożliwiła Baumowi przetrwać rynkowe turbulencje
i zarobić od lipca 1979 do marca 1982 ponad 43 miliony, czyli niemal
podwoić wartość swojego udziału w inwestycjach Simonsa. W ostatnim
roku (1982) Baum był tak bardzo nakręcony na inwestowanie w akcje, że
postanowił zrezygnować z dorocznego rejsu jachtem Simonsa. Wolał
śledzić rynek i kupować więcej kontraktów futures na akcje. Około
południa, gdy chcąc nie chcąc musiał przyłączyć się do kolegów, Simons
zapytał go, dlaczego jest taki ponury.
– Mam połowę tego, co chciałem – odpowiedział Baum – dlatego
musiałem przyjść na ten lunch.
Prawdopodobnie powinien jednak zostać w biurze, bo przewidział
historyczne załamanie na amerykańskim rynku akcji. Gdy ceny
poszybowały w górę, podobnie jak jego zyski, Lenny i Julia kupili dom
z przełomu wieków z sześcioma sypialniami, położony w Long Island
Sound. Julia wciąż jeździła starym cadillakiem, ale nie musiała już martwić
się o pieniądze. Życie w świecie operacji finansowych miało na jej męża
mniej zbawienny wpływ, pomimo wciąż rosnących zysków. Odbierając
późnym wieczorem telefony od Simonsa i innych kolegów i debatując, jak
zareagować na wiadomości dnia, Baum – niegdyś wyluzowany
i optymistyczny – stawał się poważny i zasadniczy.
– Był jakby innym człowiekiem – wspomina Stefi.
=
Upodobanie Bauma do utrzymywania pozycji inwestycyjnych w końcu
doprowadziło do dysonansu z Simonsem. Napięcie zaczęło narastać jesienią
1979 roku, kiedy każdy z nich kupił kontrakty futures na złoto po około 250
dolarów za uncję. Pod koniec roku władze Iranu wzięły jako zakładników
pięćdziesięciu dwóch dyplomatów i obywateli amerykańskich, a Rosja
najechała na Afganistan, aby wspierać w tym kraju komunistyczny reżim.
W konsekwencji niepewna sytuacja geopolityczna przyczyniła się do
wzrostu cen złota i srebra. Ludzie odwiedzający biuro na Long Island
patrzyli, jak Baum, zazwyczaj spokojny i introspektywny, wstał
i żywiołowo cieszył się, że złoto drożeje. Siedzący w pobliżu Simons
uśmiechał się.
Do stycznia 1980 roku ceny złota i srebra szybko pięły się w górę. Gdy
w ciągu dwóch szalonych tygodni złoto osiągnęło 700 dolarów, Simons
zamknął swoją pozycję, realizując na niej miliony dolarów zysku. Baum,
jak zwykle, nie był w stanie podjąć decyzji o sprzedaniu. Pewnego dnia
Simons rozmawiał z przyjacielem, który wspomniał, że jego żona,
złotniczka, przeszukiwała jego szafę, wyjmując z niej złote spinki do
mankietów i krawatów, które chciała sprzedać.
– Jesteście spłukani, czy co? – zapytał Simons z zatroskaniem.
– Nie, tylko ona koniecznie chce to sprzedać, już ustawia się w kolejce –
odpowiedział przyjaciel.
– Trzeba stać w kolejce, żeby sprzedać złoto?
Przyjaciel wyjaśnił Simonsowi, że ludzie w całym kraju stoją
w kolejkach, żeby sprzedać biżuterię i wykorzystać zwyżkę cen. Simons
przeraził się; jeśli podaż złota się zwiększa, to może to spowodować
załamanie cen.
Po powrocie do biura wydał Baumowi polecenie.
– Lenny, sprzedaj natychmiast.
– Nie, trend będzie się utrzymywał.
– Lenny, sprzedaj to pieprzone złoto!
Baum zignorował Simonsa, co doprowadziło go do szału. Siedział na
przeszło 10 milionach zysku, cena złota wystrzeliła do ponad 800 dolarów
za uncję, a on był przekonany, że w przyszłości może osiągnąć jeszcze
większe zyski.
– Jim zadręczał mnie – powiedział później Baum swojej rodzinie – ale nie
potrafiłem znaleźć żadnego konkretnego powodu ani wiadomości, by
podjąć takie działanie, więc nic nie zrobiłem.
W końcu 18 stycznia Simons zadzwonił do brokera swojej firmy
i przycisnął słuchawkę do ucha Bauma.
– Lenny, powiedz mu, że sprzedajesz!
– Dobrze, dobrze – mruknął Baum.
W ciągu kilku miesięcy złoto podskoczyło do 865 dolarów za uncję
i Baum z rozgoryczeniem skarżył się, że Simons naraził go na poważne
straty. Potem bańka pękła – kilka miesięcy później złoto kosztowało 500
dolarów za uncję.
Nieco później Baum poznał rodowitego Kolumbijczyka pracującego
w firmie brokerskiej E.F. Hutton, który twierdził, że ma pewien wgląd
w rynek kontraktów futures na kawę. Gdy Kolumbijczyk przewidywał
wzrost cen, Baum i Simons zbudowali prawdopodobnie największą pozycję
na rynku. Niemal natychmiast ceny kawy spadły o 10 procent, co
kosztowało ich miliony. I wtedy znowu Simons zamknął swoją pozycję,
a Baum nie mógł zdecydować się na sprzedaż. W końcu stracił tak dużo, że
poprosił Simonsa, żeby za niego wyszedł z inwestycji w kawę, bo sam nie
był w stanie tego zrobić. Później opisał ten epizod jako „najgłupszą rzecz,
jaką kiedykolwiek zrobił w biznesie”.
Wieczny optymizm Bauma zaczynał męczyć Simonsa, który powiedział
później – On potrafił kupować po niskich cenach, ale nie zawsze potrafił
sprzedawać po wysokich7.
W roku 1983 Baum wraz z rodziną przeprowadził się na Bermudy, gdzie
korzystali z idyllicznej, wyspiarskiej pogody i dogodnych przepisów
podatkowych. Piękno wysp podsycało optymistyczną naturę i upór Bauma.
Wydawało się, że inflacja w Stanach Zjednoczonych jest pod kontrolą,
a szef Rezerwy Federalnej Paul Volcker przewidywał spadek stóp
procentowych, więc Baum kupił za dziesiątki milionów dolarów
amerykańskie obligacje, co było w takich warunkach idealną inwestycją.
Jednak późną wiosną 1984 roku na amerykańskim rynku obligacji
rozpoczęła się paniczna wyprzedaż, co zbiegło się z gwałtownym wzrostem
emisji papierów przez rząd prezydenta Ronalda Reagana i szybkim
wzrostem gospodarczym Stanów Zjednoczonych. W miarę jak rosły straty,
Baum zachowywał typowy dla siebie spokój, ale Simons bał się, że te
kłopoty mogą pociągnąć firmę w dół.
– Wyluzuj, Lenny. Nie bądź uparty – powiedział.
Straty Bauma wciąż rosły. Nie wypaliła też ogromna inwestycja
zakładająca kontynuację trendu wzrostowego na japońskim jenie, co
jeszcze bardziej zwiększyło presję, pod jaką żył Baum.
– To nie może tak trwać dalej! – powiedział pewnego dnia, wpatrując się
w ekran komputera.
Gdy wartość inwestycji Bauma spadła o 40 procent, uruchomiła się
automatyczna klauzula jego umowy z Simonsem, zmuszająca Simonsa do
sprzedaży całego portfela Bauma i rozwiązania ich porozumień
dotyczących handlu instrumentami finansowymi. Był to smutny koniec
kilkudziesięcioletniej współpracy wybitnych matematyków.
Ostatecznie
jednak
Baum
udowodnił,
że
potrafi
przewidywać.
W następnych latach zarówno stopy procentowe, jak i inflacja poszły w dół,
co przyniosło korzyści inwestującym w obligacje. Do tego czasu Baum
inwestował sam dla siebie i wraz z Julią powrócił do Princeton. Lata
współpracy z Simonsem były tak bardzo pełne stresu, że Baumowi rzadko
udawało się przespać całą noc. Teraz wreszcie mógł odpocząć i wrócić do
matematyki. W późniejszym wieku skupił się na liczbach pierwszych
i nierozwiązanym problemie znanym pod nazwą hipotezy Riemanna. Dla
przyjemności podróżował po kraju, rywalizując w turniejach go, ucząc się
na pamięć planszy albo stając tuż przy niej ze względu na pogarszający się
wzrok.
Będąc już po osiemdziesiątce, Baum z przyjemnością odbywał
trzykilometrowe spacery z domu na Witherspoon Street w pobliżu kampusu
Uniwersytetu Princeton, zatrzymując się, by wąchać rozkwitające wzdłuż
drogi kwiaty. Przejeżdżający drogą kierowcy czasami zwalniali, aby
zaproponować pomoc wolno idącemu, dobrze ubranemu dżentelmenowi,
ale on zawsze ją odrzucał. Całe godziny spędzał, siedząc w słońcu
w kawiarnianych ogródkach i nawiązując rozmowy z nieznajomymi.
Członkowie rodziny czasami znajdowali go, gdy łagodnie dodawał otuchy
tęskniącym za domem młodszym studentom. Latem 2017 roku, kilka
tygodni po ukończeniu ostatniego artykułu z zakresu matematyki, Baum
zmarł w wieku osiemdziesięciu sześciu lat. Dzieci opublikowały ten
artykuł.
=
Straty, jakie wygenerował Baum podczas spadków cen w roku 1984,
pozostawiły u Simonsa głębokie blizny. Wstrzymał zawieranie transakcji
przez swoją firmę i trzymał na dystans niezadowolonych inwestorów.
Kiedyś pracownicy ochoczo odbierali częste telefony od przyjaciół
Simonsa, którzy dzwonili, aby zapytać, jak leci. Teraz, gdy fundusz
codziennie tracił miliony dolarów, Simons wprowadził nową zasadę
kontaktów z klientami – żadnych informacji o wynikach przed końcem
każdego miesiąca.
Straty były tak denerwujące, że Simons rozważał nawet całkowitą
rezygnację z tradingu i skupienie się wyłącznie na swoim rosnącym
biznesie
technologicznym.
Dawał
klientom
możliwość
wycofania
pieniędzy. Większość okazała jednak zaufanie, wierząc, że Simons potrafi
znaleźć sposób na poprawę wyników, ale jego samego dręczyło zwątpienie
we własne możliwości.
Przyjacielowi powiedział, że „niepowodzenia wywoływały bóle brzucha”.
– Nie było w tym żadnego sensu.
Simons musiał znaleźć inne podejście.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Prawda… jest tak skomplikowana, że pozostają nam tylko przybliżone opisy.
John von Neumann
S
imons był przygnębiony.
Nie po to porzucił błyskotliwą karierę akademicką, by mierzyć się
z nieoczekiwanymi stratami i stawiać czoła narzekającym inwestorom.
Musiał znaleźć inną metodę spekulowania na rynkach finansowych.
Podejście Lenny’ego Bauma, oparte na intelekcie i instynkcie, po prostu się
nie sprawdziło. Simons był bardzo zaniepokojony.
– Gdy zarabiasz pieniądze, czujesz się geniuszem – powiedział do
przyjaciela. – Gdy tracisz, jesteś zwykłym palantem.
Simons zadzwonił do Charliego Freifelda – inwestora, który uczynił
z niego milionera, spekulując na kontraktach na cukier – by podzielić się
z nim swoim rozgoryczeniem.
– Zbyt trudno jest robić to w taki sposób – powiedział z irytacją w głosie.
– Muszę robić to, wykorzystując matematykę.
Simons zastanawiał się, czy jest już dostępna technologia umożliwiająca
zawieranie transakcji przy użyciu modeli matematycznych i zadanych
z góry algorytmów, pozwalająca uniknąć czynnika emocjonalnego, który
pojawia się wtedy, gdy czyni się założenia dotyczące rynku, bazując
wyłącznie na inteligencji i intuicji. James Ax, matematyk, który wydawał
się idealnym kandydatem do stworzenia pionierskiego systemu
komputerowego, wciąż jeszcze pracował dla Simonsa, ponieważ Simons
postanowił zapewnić mu wsparcie i środki w nadziei na pojawienie się
czegoś szczególnego.
Przez chwilę wydawało się, że rewolucja w inwestowaniu jest już blisko.
=
Nikt nie rozumiał, dlaczego James Ax był zawsze zły.
Kiedyś przebił nogą ścianę w biurze, kiedy indziej pobił się na pięści
z innym matematykiem, regularnie obrzucał kolegów inwektywami.
Wykłócał się o należne pochwały, wpadał w szał, gdy ktoś go zawiódł
i wrzeszczał, kiedy coś szło nie po jego myśli.
Ten gniew nie miał większego sensu. Ax był cenionym matematykiem,
miał doskonałą prezencję i cięte poczucie humoru. Odnosił sukcesy
zawodowe, był chwalony przez kolegów. A mimo to przez większość czasu
był do wszystkiego nastawiony negatywnie, kipiał złością. W każdej chwili
mógł wybuchnąć niepohamowanym gniewem.
Jego talenty objawiły się w młodym wieku. Ax urodził się w Bronksie.
Uczęszczał do Stuyvesant High School na Dolnym Manhattanie. Była to
najbardziej prestiżowa szkoła publiczna w Nowym Jorku. Później ukończył
z wyróżnieniem Politechnikę Brooklińską, uczelnię mającą ogromne
zasługi dla rozwoju technik mikrofalowych, radarów i amerykańskiego
programu kosmicznego.
Jednak głęboko skrywał cierpienie, które – przy jego osiągnięciach
akademickich – niełatwo było zauważyć. Gdy miał siedem lat, jego ojciec
opuścił rodzinę, pozostawiając zrozpaczonego chłopca. Dorastając, Ax
walczył z ciągłym bólem brzucha i zmęczeniem. Lekarzom udało się
postawić diagnozę, dopiero gdy był już starszym nastolatkiem. Cierpiał na
chorobę Leśniowskiego-Crohna. Kolejne terapie pomogły poprawić jego
stan.
W roku 1961 Ax uzyskał tytuł doktora nauk matematycznych na
Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, gdzie zaprzyjaźnił się
z Simonsem, kolegą z roku. Pierwszy pogratulował Simonsowi w szpitalu,
gdy Barbara urodziła ich pierwsze dziecko. Jako profesor matematyki na
Uniwersytecie Cornella Ax przyczynił się do rozwoju dziedziny czystej
matematyki nazywanej teorią liczb. W tym czasie nawiązał bliską
znajomość ze starszym, mianowanym profesorem Simonem Kochenem,
który zajmował się logiką matematyczną. Kiedy obaj już byli profesorami,
próbowali dowieść znaną od pięćdziesięciu lat hipotezę sformułowaną
przez sławnego austriackiego matematyka Emila Artina. Szybko jednak
poczuli się mocno sfrustrowani. By nieco ochłonąć, Ax i Kochen
zainicjowali cotygodniowe gry w pokera z kolegami i bywalcami Ithaki
w okolicach Nowego Jorku. Coś, co zaczęło się od przyjacielskich spotkań,
podczas których pula wygranych rzadko przekraczała 15 dolarów,
rozrastało się, aż urosło do takich rozmiarów, że grali o stawki sięgające
setek dolarów.
Ax był dobrym pokerzystą, ale nie potrafił znaleźć sposobu, by wygrać
z Kochenem. Z każdą przegraną był coraz bardziej rozwścieczony
i w końcu doszedł do wniosku, że Kochen zyskuje istotną przewagę,
odczytując jego wyraz twarzy. Musiał więc ukryć swój nastrój. Pewnego
letniego wieczoru, gdy pokerzyści zasiedli do gry podczas potwornej fali
upałów, Ax przyszedł ubrany w grubą wełnianą maskę narciarską
skrywającą twarz. Niemiłosiernie się pocąc, niewiele widząc przez
maleńkie otwory na oczy, znów w jakiś sposób przegrał z Kochenem.
Zrezygnował z dalszej gry, wściekły, że nigdy nie odgadnie sekretu
Kochena.
– Tu nie chodziło o jego twarz – mówi Kochen. – Jim miał skłonność do
prostowania się w krześle, gdy przychodziła mu dobra karta.
Przez całe lata 70. Ax poszukiwał nowych rywali i sposobów na ich
ogranie. Oprócz pokera, grał także w golfa i kręgle. Po jakimś czasie
objawił się też jako jeden z najlepszych w kraju graczy w tryktraka.
– Jim był człowiekiem niecierpliwym, z niespokojnym umysłem – mówi
Kochen.
Większość swojej energii Ax skupiał na matematyce, która jest światem
o wiele bardziej konkurencyjnym, niż większość sobie to wyobraża.
Matematycy zazwyczaj wkraczają w tę dziedzinę z miłości do liczb,
struktur lub modeli, ale prawdziwą frajdę mają z tego, że są pierwszymi,
którzy dokonali jakiegoś odkrycia lub postępu. Andrew Wiles, matematyk
z Princeton, znany z udowodnienia twierdzenia Fermata, opisuje
matematykę jako podróż przez „ciemny, niezbadany gmach”, w której przez
całe miesiące albo nawet lata można się „potykać”. Pojawia się więc presja.
Matematyka jest uważana za zabawę dla młodych. Ci, którym nie uda się
osiągnąć nic znaczącego w wieku dwudziestu kilku czy trzydziestu lat,
mogą uznać, że ich szanse znikają1.
Nawet wtedy, gdy Ax czynił postępy w swojej karierze, nie opuściły go
niepokój i irytacja. Pewnego dnia rozgoryczony poskarżył się Kochenowi,
że jego gabinet jest zbyt blisko wydziałowej łazienki i dochodzące z niej
odgłosy rozpraszają go. Kopnął butem w ścianę rozdzielającą te
pomieszczenia, wybijając w niej dziurę na wylot. Udało mu się udowodnić,
jak cienka była ta ściana, ale teraz o wiele wyraźniej słyszał każde
spłukiwanie toalety. Aby mu dogryźć, profesorowie pozostawili ten otwór,
co jeszcze bardziej go rozzłościło.
Gdy Kochen poznał bliżej Axa i poznał jego cierpienia z dzieciństwa, był
wobec niego bardziej wyrozumiały. Wyjaśniał innym, że wściekłość u Axa
bierze się z głębokiego poczucia niepewności, a nie ze zwykłej chęci
znęcania się, że jego niezadowolenie często szybko mija. Kochen i Ax
zostali bliskimi przyjaciółmi. Ich żony także zaprzyjaźniły się ze sobą.
W końcu matematycy przedstawili eleganckie rozwiązanie hipotezy Artina.
Efekt ich pracy znany jest pod nazwą twierdzenia Axa-Kochena.
W pewnym sensie ich podejście było bardziej zdumiewające niż sam
wynik.
Dotąd
nikt
nie
wykorzystywał
logiki
matematycznej
do
rozwiązywania problemów z zakresu teorii liczb.
– Metody, które zastosowaliśmy, były dość zaskakujące – mówi Kochen.
W roku 1967 opisanie tego twierdzenia w trzech nowatorskich artykułach
zapewniło Kochenowi i Axowi zdobycie wielu nagród i wyróżnień, w tym
Nagrody Franka Nelsona Cole’a w dziedzinie teorii liczb przyznawanej raz
na pięć lat. Ax otrzymał wiele wyrazów uznania, a w roku 1969 uniwersytet
zatrudnił go na etacie profesora (ang. tenure). Miał dwadzieścia dziewięć
lat i był najmłodszym profesorem w całej historii Uniwersytetu Cornella.
W tym też roku Ax odebrał telefon od Simonsa z zaproszeniem do
dołączenia do rozwijającego się wydziału matematyki w Stony Brook. Ax
urodził się i wychował w Nowym Jorku, ale pociągał go spokój oceanu.
Być może z powodu wcześniejszych życiowych doświadczeń. W tym też
czasie jego żona Barbara poczuła się znużona ciężkimi zimami w Ithace.
Po odejściu Axa do Stony Brook Cornell zagroził, że wyśle list
protestacyjny do gubernatora Rockefellera, jeśli Simons będzie próbował
wyciągnąć do siebie jeszcze jakiegoś pracownika wydziału. Był to przejaw
przerażenia, jakie zapanowało wśród uczelni z Ligi Bluszczowej po utracie
znanego matematyka.
Wkrótce po przybyciu do Stony Brook Ax powiedział jakiemuś koledze,
że matematycy najlepsze wyniki w swojej pracy osiągają przed
trzydziestką, co mogło oznaczać, że odczuwa on presję, by wspinać się na
kolejne szczyty swoich dokonanych w młodym wieku osiągnięć. Koledzy
czuli, że Ax był rozczarowany tym, że jego współpraca z Kochenem nie
zapewniła mu sławy, na jaką miał apetyt. Jego wskaźnik cytowań spadł,
a on sam rzucił się w wir rozgrywek pokerowych i szachowych. Zaczął
nawet łowić ryby, poszukując sposobów oderwania się od matematyki.
Walcząc z wyraźnymi objawami depresji, Ax zaczął wdawać się w kłótnie
z żoną Barbarą. Podobnie jak inne osoby z jego wydziału, ożenił się młodo,
zanim nastała dekada seksualnego wyzwolenia i eksperymentowania
z seksem. Gdy zapuścił włosy i zaczął nosić obcisłe dżinsy, pojawiły się
plotki o jego niewierności. Inni ludzie z dwójką małych dzieci zapewne
staraliby się uratować małżeństwo dla ich dobra, ale Axowi ojcostwo nie
przychodziło łatwo.
– Lubię dzieci – powiedział z wyraźnym bronksowskim akcentem – jak
tylko nauczą się algebry.
Rozwód okazał się bolesny dla Axa. Stracił prawo do opieki nad synami
Kevinem i Brianem. Miał już niewielki wpływ na ich wychowanie.
Wydawało się, że wciąż jest w ponurym nastroju. Na zebraniach wydziału
przerywał kolegom tak często, że Leonard Charlap zaczął przynosić ze sobą
dzwonek i dzwonił za każdym razem, gdy Ax przerwał czyjąś wypowiedź.
– Co do diabła robisz? – wrzasnął pewnego dnia Ax.
Gdy Charlap wyjaśnił, do czego ma służyć dzwonek, Ax wybiegł z sali,
co rozśmieszyło jego kolegów.
Kiedyś Ax wdał się w bójkę na pięści z innym profesorem (ang. associate
professor). Koledzy musieli rozdzielać ich siłą. Ponieważ Ax wciąż mu
dokuczał, stwierdził, że zapewne będzie chciał też zablokować jego awans
i że wciąż będzie dochodziło między nimi do spięć.
– Mogłeś mnie zabić! – krzyczał do Axa.
Pomimo dramatycznych stosunków międzyludzkich Ax cieszył się
w swojej dziedzinie taką reputacją, że młody profesor Michael Fried
odrzucił ofertę stałej posady na Uniwersytecie Chicagowskim, by dołączyć
do Axa w Stony Brook. Ax cenił umiejętności Frieda; był też pod wpływem
naturalnego uroku tego matematyka. Fried był wysokim, muskularnym
typem sportowca. Miał ponad 180 centymetrów wzrostu, lekko falowane,
kasztanowe włosy i niewielki wąsik. Spośród wszystkich matematyków
najbardziej przypominał typ macho, na który na początku lat 70. w Stanach
Zjednoczonych była moda. Fried wspomina, że podczas wydziałowych
imprez kobiety wpadały w zachwyt. Niedawno rozwiedziony Ax zdawał się
to zauważać.
– Wyglądało to prawie tak, jakby Ax zaprosił mnie tam, żebym uwodził
kobiety – mówi.
Ich relacja legła jednak w gruzach, ponieważ Fried podejrzewał, że Ax
przypisuje sobie zasługi za jego prace bez należytego dzielenia się
otrzymywanymi wyrazami uznania. Z kolei Ax uważał, że Fried nie
okazuje mu należytego szacunku w obecności innych pracowników uczelni.
Podczas spotkania Frieda, Simonsa i dyrektora uczelni, na którym padło
wiele wzajemnych oskarżeń, Ax uderzył Frieda w twarz i złożył mu
złowieszczą obietnicę.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by zrujnować ci karierę, elegancko
lub nieelegancko – pienił się.
Osłupiały Fried nie wiedział, co powiedzieć.
– Zapomnij o tym – odpowiedział.
Wyszedł i nigdy więcej nie odezwał się do Axa.
=
Jeszcze w roku 1978 w trakcie rozmowy Simonsa z Axem o możliwości
dołączenia do jego finansowego przedsięwzięcia, Ax uważał rynki
finansowe za nieco nudne. Zmienił zdanie po wizycie w biurze Simonsa
i przyjrzeniu się pierwszym modelom transakcyjnym Bauma. Simons
przedstawił mu inwestowanie jako doskonałą łamigłówkę, obiecując
możliwość inwestowania na własny rachunek, jeśli tylko odejdzie z uczelni
i skupi się na tradingu. Ax, głodny nowej rywalizacji i spragniony przerwy
w pracy naukowej, zaczął się zastanawiać, czy potrafi rozgryźć rynek.
W roku 1979 dołączył do Simonsa pracującego w małym biurze
zlokalizowanym w centrum handlowym między pizzerią a sklepem
z damską odzieżą. Na początku skupiał się na fundamentach rynku, na
przykład na tym, czy wzrośnie popyt na soję, czy złe warunki pogodowe
będą miały wpływ na podaż pszenicy. Wypracowywane przez niego zyski
nie były imponujące, więc zaczął pracować nad systemem transakcyjnym
wykorzystującym jego wiedzę matematyczną.
Zagłębiał się w różnych danych, które wraz z zespołem zgromadził
Simons, i opracowywał algorytmy do prognozowania, w jakim kierunku
zmierzają ceny różnych walut i towarów.
Jego początkowe badania nie były zbyt oryginalne. Zidentyfikował słabe
trendy wznoszące w kilku inwestycjach i sprawdził, czy przeciętne ceny na
przestrzeni ostatnich dziesięciu, dwudziestu lub pięćdziesięciu dni mogą
być podstawą do prognozowania przyszłych zmian. Było to podobne do
pracy innych traderów, często nazywanych trenderami, badających średnie
kroczące i wskazujących na trendy rynkowe, aby eksploatować je tak
długo, aż się wyczerpią.
Modele prognostyczne tworzone przez Axa miały potencjał, ale były dość
prymitywne.
Zbiory
danych,
które
zgromadził
Simons
ze
współpracownikami okazały się niezbyt użyteczne, głównie dlatego, że
było w nich mnóstwo błędów i nieprawdziwych cen. System transakcyjny
Axa nie był także w żaden sposób zautomatyzowany – jego transakcje były
zawierane przez telefon dwa razy dziennie – rano i na koniec dnia
handlowego.
Chcąc zyskać przewagę nad rywalami, Ax zaczął korzystać z pomocy
byłego profesora, który wkrótce objawił swoje ukryte talenty.
=
Urodzony w Filadelfii Sandor Straus uzyskał w roku 1972 w Berkeley tytuł
doktora w dziedzinie matematyki i przeniósł się do Stony Brook,
przyjmując posadę dydaktyczną na wydziale matematyki. Towarzyski
i otwarty Straus był wysoko oceniany jako wykładowca. Doskonale
funkcjonował wśród kolegów podzielających jego pasję do matematyki
i komputerów. Sprawiał wrażenie człowieka, który odniósł sukces
naukowy. Był nieposkromionym liberałem. Swoją żonę Faye poznał na
antywojennym
wiecu
podczas
kampanii
prezydenckiej
Eugene’a
McCarthy’ego w 1968 roku. Podobnie jak wielu innych na kampusie nosił
okulary lenonki, a długie ciemne włosy wiązał w koński ogon.
Z czasem jednak zaczął się martwić o swoją przyszłość. Czuł, że jest
przeciętnym matematykiem. Wiedział, że nie spełnia wymogów polityki
wydziału. Nie był przygotowany do przepychanek z innymi matematykami
w walce o fundusze na finansowanie ciekawych projektów i rozumiał, że
ma niewielkie szanse na otrzymanie stałego etatu w Stony Brook lub na
innej uczelni z szanującym się wydziałem matematyki.
W roku 1976 rozpoczął pracę w centrum komputerowym Stony Brook,
gdzie pomagał Axowi i innym pracownikom wydziału przygotowywać
symulacje komputerowe. Jego roczne wynagrodzenie nie przekraczało 20
tysięcy dolarów, nie miał zbyt wielkich szans na awans. Był niepewny
swojej przyszłości.
– Nie byłem jakoś superszczęśliwy – mówi.
Wiosną 1980 roku, gdy Hullender przygotowywał się do odejścia
z Monemetrics, Ax zarekomendował firmie zatrudnienie Strausa na
stanowisku nowego specjalisty od komputerów. Simons, będący pod
wrażeniem kwalifikacji Strausa i nieco zdesperowany, by wypełnić lukę
pozostawioną
przez
Hullendera,
zaproponował
mu
wynagrodzenie
dwukrotnie wyższe od tego, jakie otrzymywał dotychczas. Straus był
rozdarty – miał trzydzieści pięć lat, a wynagrodzenie, jakie otrzymywał
w centrum komputerowym z trudem wystarczało na utrzymanie żony
i rocznego dziecka. Ale myślał też, że jeśli wytrwa jeszcze kilka lat, to być
może otrzyma podobne wynagrodzenie i stały etat na uniwersytecie. Ojciec
i przyjaciele radzili mu, aby nawet nie myślał o porzuceniu stabilnej pracy
i pójściu do nikomu nieznanej firmy tradingowej, która w każdej chwili
może się zwinąć.
Straus jednak zignorował te rady. Przyjął propozycję Simonsa, ale
zabezpieczył się, prosząc o roczny urlop w Stony Brook, nie zrezygnował
natychmiast. Witając na pokładzie nowego pracownika, Ax poprosił go
o pomoc w tworzeniu modeli komputerowych. Powiedział, że chce
inwestować w kontrakty towarowe, walutę i kontrakty futures na obligacje,
opierając się na analizie technicznej, znanej od lat sztuce inwestowania,
której celem było formułowanie prognoz na podstawie historycznych
danych z rynku. Ax zlecił Strausowi przekopanie wszystkich informacji
historycznych, jakie tylko może znaleźć, by udoskonalić jego modele
prognostyczne.
Straus, przeglądając dane z cenami, napotkał pewien problem. W tamtym
czasie maszyny Telerate, dominujące na parkietach giełd, nie miały
interfejsu umożliwiającego inwestorom zbieranie i analizowanie informacji.
(Kilka lat później zwolniony niegdyś z pracy biznesmen Michael
Bloomberg wprowadził konkurencyjną maszynę, która już miała te i wiele
innych możliwości).
Starając się złożyć w całość tworzone na zamówienie bazy danych, Straus
zakupił od mającej siedzibę w stanie Indiana firmy Dunn & Hargitt
historyczne dane o cenach towarów zapisane na taśmach magnetycznych
i połączył je z historycznymi danymi, które już wcześniej zgromadzili inni
ludzie z jego firmy. Nowsze dane zdobywał osobiście, sprawdzając każdego
dnia ceny na otwarciu i zamknięciu sesji oraz ich najwyższe i najniższe
wartości w danym dniu. W końcu odkrył plik zawierający informacje (ang.
tick data) o dziennych fluktuacjach cen różnych surowców i kontraktów
terminowych. Wykorzystując komputer Apple II Straus napisał wraz
z kolegami program do zbierania i przechowywania coraz większej ilości
danych.
Nikt nie prosił Strausa, by gromadził aż tyle informacji. Simonsowi
i Axowi wydawało się, że wystarczy mieć ceny otwarcia i zamknięcia. Nie
znali nawet sposobu, jak można by wykorzystać wszystkie dane, które
zebrał Straus. Ponieważ moc obliczeniowa komputerów wciąż była
ograniczona, nie wydawało się, by mieli zmienić zdanie na ten temat.
Jednak Straus zdecydował, że powinien nadal gromadzić te informacje, tak
na wszelki wypadek, gdyby kiedyś jednak miały się przydać.
Popadł w swego rodzaju obsesję poszukiwania danych, zanim inni
uświadomią sobie ich potencjalną wartość. Zbierał nawet informacje
o handlu akcjami, na wszelki wypadek, gdyby grupa Simonsa potrzebowała
ich kiedyś w przyszłości. Dla Strausa zbieranie danych stało się sprawą
honoru.
Przeglądając góry danych, Straus zaczął się jednak martwić. Przez długie
odcinki czasu ceny niektórych surowców prawie się nie zmieniały.
Wydawało się to pozbawione sensu – mija dwadzieścia minut sesji i ani
jednej transakcji? We wcześniejszych latach pojawiła się dziwna luka,
kiedy na giełdzie w Chicago przez kilka dni nie doszło do ani jednej
transakcji na kontraktach futures, pomimo że w tym samym czasie na
innych rynkach był ruch. (Okazało się, że obrót na giełdzie chicagowskiej
wstrzymała potężna powódź).
Niespójne sytuacje niepokoiły Strausa. Zatrudnił studenta, by pisał
programy komputerowe do wykrywania niecodziennych pików, dołków
i luk w ich zbiorach danych o cenach. W pozbawionym okna
pomieszczeniu, tuż obok gabinetu Axa i poniżej gabinetu Simonsa, do
którego prowadziły spiralne schody, Straus podjął mrówczą pracę
polegającą na porównywaniu zebranych danych o cenach z rocznikami
wydawanymi przez giełdy towarowe, tabelami z kontraktami futures,
archiwami „Wall Street Journal” i innych gazet oraz różnymi źródłami. Nikt
mu nie kazał tak bardzo przejmować się cenami. On sam z siebie stał się
purystą danych, poszukującym i oczyszczającym dane, na których reszcie
świata prawie w ogóle nie zależało.
Niektórym ludziom znalezienie profesji, do której są naturalnie stworzeni,
zajmuje wiele lat. Inni nigdy nie dokonują tego odkrycia. Straus miał pewne
talenty, które właśnie wtedy się objawiły. Niemal w każdej innej firmie
tradingowej w tamtych czasach jego obsesja na punkcie dokładnych
informacji o cenach mogłaby się wydawać nie na miejscu. Być może nawet
ktoś uznałby go za lekkiego świra. Jednak Straus widział siebie jako
eksploratora na drodze do nieopisanego bogactwa, po które nie może
sięgnąć prawie nikt. Wśród traderów byli tacy, którzy gromadzili
i oczyszczali dane, ale żaden z nich nie zebrał ich tyle co Straus, który stał
się kimś w rodzaju guru danych. Trudność tego wyzwania i poczucie
niezwykłej szansy dodawały mu energii. W ten sposób doszedł do
oczywistej decyzji związanej z własną karierą.
Nie wrócę już do centrum komputerowego.
=
Dane zgromadzone przez Strausa pomogły Axowi w poprawieniu
osiąganych wyników, co wprawiło go w rzadki u niego dobry nastrój
i z coraz większym optymizmem podchodził do stosowanych metod. Poza
tym Ax wciąż oddawał się hazardowi, grał w lidze squasha, w kręgle.
Jeździł też do Las Vegas, gdzie zajął trzecie miejsce w Amatorskich
Mistrzostwach Świata w tryktraku. Doczekał się nawet wzmianki w „New
York Timesie”.
– Musiał mieć konkurencję i musiał wygrywać – mówi Reggie Dugard,
inny programista.
Ax odkrył jednak, że trading jest tak samo absorbujący i stymulujący jak
każde inne wyzwanie, z jakim się mierzył. Razem ze Strausem wprowadzili
do swojego modelu transakcyjnego zmiany cen w przeszłości, licząc, że
w ten sposób będą mogli przewidzieć, jakie będą w przyszłości.
– Coś w tym jest – powiedział Simons do Axa, odnosząc się do ich
nowego podejścia.
Poszukując dodatkowej pomocy, Simons poprosił Henry’ego Laufera,
bardzo szanowanego matematyka ze Stony Brook, aby poświęcił temu
problemowi jeden dzień w tygodniu. Laufer i Ax mieli uzupełniające się
umiejętności w dziedzinie matematyki – Ax zajmował się teorią liczb,
a Laufer analizował funkcje liczb zespolonych – co dawało nadzieję, że
taka współpraca się powiedzie. Mieli jednak zupełnie różne osobowości.
Laufer zajął dawny gabinet Lenny’ego Bauma; czasami przynosił do niego
swoje małe dziecko śpiące w samochodowym foteliku. Ax patrzył na to
z ukosa.
Laufer stworzył symulacje komputerowe do testowania, czy określone
strategie wnoszą coś do ich modelu transakcyjnego. Strategie te często
bazowały na założeniu, że ceny zwykle po początkowym wzroście lub
spadku powracają do wyjściowego poziomu. Laufer kupował kontrakty
futures, gdy na otwarciu miały niezwykle niską cenę w porównaniu
z poprzednią ceną zamknięcia, a sprzedawał je, gdy ceny na początku dnia
były dużo wyższe niż poprzedniego dnia na zamknięciu. Simons do tego
ewoluującego systemu wprowadzał własne udoskonalenia, a jednocześnie
nalegał, aby zespół pracował razem i dzielił się sukcesami. Ax miał czasami
trudności z zaakceptowaniem tego zalecenia, domagając się uznania
i nagradzania.
– Henry wyolbrzymia swoją rolę – skarżył się pewnego dnia Simonsowi.
– Nie martw się tym. Będę was obu traktował równo.
Taka odpowiedź Simonsa raczej nie uspokoiła Axa. Przez następne sześć
miesięcy nie chciał w ogóle rozmawiać z Lauferem, choć ten był tak
pochłonięty swoją pracą, że prawie tego nie zauważał.
W biurze Ax forsował teorie spiskowe, szczególnie te związane
z zabójstwem Kennedy’ego. Oczekiwał też, że pracownicy będą się do
niego zwracali per „doktor Ax” z szacunku dla jego tytułu naukowego.
(Odmówili). Pewnego razu Ax poprosił Penny Alberghine, aby nakłoniła
kierowcę samochodu na parkingu do przestawienia go w inne miejsce,
ponieważ przeszkadzało mu odbijające się w nim światło. (Alberghine
twierdziła, że nie mogła nigdzie znaleźć właściciela pojazdu).
– Brak mu było pewności siebie i zawsze brał rzeczy na opak – mówi
Alberghine. – Modliłam się, żeby go nie zmartwić ani nie rozzłościć.
Ax i jego zespół zarabiali pieniądze. Kilka rzeczy wskazywało jednak, że
ich wysiłki nie prowadzą do niczego szczególnego. Nie było nawet jasne,
czy Simons będzie chciał jeszcze nadal zajmować się tradingiem. Gdy
jeden z pracowników otrzymał ofertę pracy od Grummana, Straus wspierał
go w decyzji o odejściu. Firma współpracująca z Departamentem Obrony
była stabilna – przy podpisaniu umowy o pracę oferowała nawet bonus
w postaci indyka. Wydawało się, że nie trzeba się długo zastanawiać.
=
W roku 1985 Ax zaskoczył Simonsa informacją o swojej przeprowadzce.
Chciał mieszkać w cieplejszym klimacie, móc przez cały rok żeglować
i grać w squasha. Straus też chciał uciec z zimnego północnego wschodu.
Nie mając zbyt wielkiego wyboru, Simons zgodził się na przeniesienie
biznesu transakcyjnego na Zachodnie Wybrzeże.
Ax i Straus osiedlili się w Huntington Beach w Kalifornii, sześćdziesiąt
kilometrów od Los Angeles. Razem utworzyli nową firmę Axcom Limited.
Simons otrzymał dwudziestopięcioprocentowy udział w zyskach nowej
firmy, godząc się w zamian na świadczenie pomocy w inwestowaniu
i komunikację z nowymi klientami firmy. Ax i Straus zarządzali
inwestycjami i podzielili między siebie pozostałe 75 procent udziałów.
Laufer, który nie miał ochoty przeprowadzać się na zachód, powrócił do
nauczania w Stony Brook, choć w wolnym czasie nadal handlował razem
z Simonsem.
Ax miał jeszcze jeden powód do wyjazdu na zachód, ale nie mówił o tym
Simonsowi: wciąż był pogrążony w smutku po rozwodzie i nadal uważał,
że winę za wszystko ponosiła jego była żona. Gdy wyjechał z Nowego
Jorku, opuścił swoje dzieci prawie tak samo, jak wiele lat wcześniej jego
ojciec zniknął z jego życia. Nie chciał już więcej rozmawiać ze swoimi
synami i trwał w tym postanowieniu przez ponad piętnaście lat.
=
Biuro w Huntington Beach znajdowało się na najwyższym piętrze
dwupoziomowego budynku biurowego, będącego własnością oddziału
naftowego giganta Chevron. Było to chyba ostatnie miejsce, w którym ktoś
spodziewałby się znaleźć nowatorską firmę tradingową. Na parkingu przy
szybach naftowych pracowały pompy, a zapach ropy rozchodził się po całej
okolicy. W budynku nie było windy, więc Straus i spółka musieli użyć
schodołaza gąsienicowego, by wnieść do biura olbrzymi komputer VAX11/750 z pojemnością pamięci dyskowej 300 megabajtów. Wielki
superminikomputer Gould, mający 900 megabajtów pojemności dyskowej,
był wielkości dużej lodówki – musiał zostać przeniesiony z ciężarówki na
wózek widłowy, za pomocą którego wstawiono go do biura przez
znajdujący się na piętrze balkon.
Do roku 1986 firma Axcom handlowała dwudziestoma jeden różnymi
kontraktami
futures,
w
tym
kontraktami
na
brytyjskiego
funta,
szwajcarskiego franka, niemiecką markę, eurodolara i surowce: pszenicę,
kukurydzę i cukier. Formuły matematyczne opracowane przez Axa
i Strausa generowały większość ruchów wykonywanych przez firmę, choć
niektóre decyzje były podejmowane na podstawie opinii Axa. Każdego dnia
przed rozpoczęciem sesji i tuż przed jej zakończeniem późnym
popołudniem program komputerowy wysyłał elektroniczną wiadomość do
Grega Olsena, brokera z zewnętrznej firmy. Wiadomość zawierała zlecenie
i kilka prostych warunków. Na przykład: „Jeśli pszenica otworzy się
powyżej 4,25 dolara, sprzedaj 36 kontraktów”.
Olsen kupował i sprzedawał kontrakty futures w staromodny sposób:
dzwonił do maklerów z różnych giełd surowcowych i obligacyjnych.
Czasami wyniki działania tego częściowo zautomatyzowanego systemu
były imponujące; niekiedy jednak wywoływały w zespole frustrację. Był
z tym jeden wielki problem: ani Simons, ani grupa w biurze w Huntington
Beach nie wymyślili jeszcze żadnego nowego sposobu na zarabianie
pieniędzy lub doskonalenie istniejących strategii, z których kilka było
stosowanych również przez rywali.
Simons zastanawiał się nad możliwym wpływem, jaki na trading mogły
mieć plamy na słońcu i fazy księżyca, ale zaobserwowano niewiele
wiarygodnych prawidłowości. Straus miał kuzyna, który pracował
w AccuWeather, firmie sporządzającej prognozy pogody. Namówił go do
przejrzenia historii pogody w Brazylii, by sprawdzić, czy potrafi
przewidzieć ceny kawy. To również okazało się stratą czasu. Dane na temat
nastrojów na rynku i portfeli innych traderów handlujących kontraktami
futures również wykazały tylko nieliczne wiarygodne sekwencje.
Ax poświęcał czas na poszukiwanie nowych algorytmów, ale dużo grał
też w racquetballa, uczył się windsurfingu – generalnie wchodził w kryzys
wieku średniego. Szeroki w ramionach, muskularny, z falami ciemnych
włosów na głowie wyglądał jak wyluzowany surfer, ale wcale nie był
zrelaksowany. Nawet tu, w Kalifornii.
Przystąpił
do
rywalizacji
w
intensywnym
odchudzaniu.
Był
zdeterminowany, by prześcignąć swoich kolegów z biura. Kiedyś, tuż przed
pierwszym ważeniem, zjadł kilka melonów, licząc na to, że szybko będzie
mógł pochwalić się nową wagą, ponieważ melon składa się głównie
z wody. Innym razem jak szalony pedałował do biura w pełnym słońcu,
mając nadzieję, że wypoci dużo płynów. W biurze włożył bieliznę do
mikrofalówki, aby wyschła. Kuchenka stanęła w płomieniach; jeden
z pracowników musiał pobiec po gaśnicę.
Kilka razy w roku Simons przylatywał do Kalifornii, by przedyskutować
potencjalne strategie transakcyjne, ale jego wizyty przynosiły więcej męki
niż przełomowych pomysłów. Teraz, gdy mieszkali w Kalifornii, niektórzy
pracownicy kultywowali zdrowy styl życia, a Simons wciąż odpalał
jednego papierosa od drugiego, wypalając trzy paczki dziennie.
– Nikt nie chciał być z nim w biurze, gdy tak wciąż palił – mówi jeden
z ówczesnych pracowników. Wychodziliśmy na lunch i staraliśmy się
przekonać go do pracy na zewnątrz tak długo, jak tylko się dało.
Po skończonym lunchu Simons proponował powrót do biura, ale grupa
tak bardzo bała się, że udusi się w dymie z jego papierosów, że szukała
nowych wymówek, by pozostać na zewnątrz.
– Wiesz co, Jim? Tutaj jest fajnie – powiedział po lunchu jeden
z kolegów.
– Tak, tak, zostańmy na zewnątrz i tutaj pracujmy – przytaknął inny
pracownik Axcom.
Simons zgodził się, nieświadomy tego, że pracownicy po prostu robią
wszystko, by nie wrócić do budynku.
Ostatecznie
Ax
zdecydował,
że
muszą
handlować
w
bardziej
wyrafinowany sposób. Nie próbowali jeszcze wykorzystywać bardziej
złożonych formuł, według których byłyby zawierane transakcje, ponieważ
moc obliczeniowa komputerów wydawała się niewystarczająca. Teraz
jednak, zdaniem Axa, nadszedł czas, by dać sobie szansę.
Ax od dawna wierzył, że rynki finansowe mają podobne właściwości jak
łańcuchy Markowa, będące ciągami zdarzeń, w których każde zdarzenie
zależy jedynie od poprzedniego stanu. W łańcuchu Markowa nie da się
z całą pewnością przewidzieć żadnego z kolejnych kroków, ale można to
zrobić z określonym prawdopodobieństwem, jeśli tylko wykorzysta się
odpowiedni model. Gdy dekadę wcześniej Simons z Baumem tworzyli swój
hipotetyczny model w IDA, również opisywali rynki za pomocą modelu
zbliżonego do procesu Markowa.
Chcąc udoskonalić ich modele prognostyczne, Ax stwierdził, że nadszedł
czas, by pozyskać kogoś doświadczonego w opisie procesów inwestowania
za pomocą równań stochastycznych – szerokiej grupy równań, do której
należą między innymi łańcuchy Markowa. Równania stochastyczne
modelują proces dynamiczny, który zmienia się w czasie i jest związany
z wysokim poziomem niepewności. Straus przeczytał niedawno artykuł
naukowy zawierający sugestię, że modele tradingowe bazujące na
równaniach stochastycznych mogą okazać się cennymi narzędziami.
Przyznał też, że Axcom potrzebuje dodatkowych sił w osobach
matematyków.
Nieco później René Carmona, profesor z pobliskiego Uniwersytetu
Kalifornijskiego w Irvine, odebrał telefon od przyjaciela.
– Istnieje pewna grupa matematyków pracująca nad stochastycznymi
równaniami różniczkowymi, która szuka pomocników – mówił przyjaciel.
– Jak dobrze znasz te zagadnienia?
Carmona, czterdziestojednoletni rodowity Francuz, który później został
profesorem na Uniwersytecie Princeton, niewiele wiedział na temat rynków
i inwestowania. Specjalizował się w stochastycznych równaniach
różniczkowych. Dzięki tym równaniom na podstawie danych, które wydają
się losowe, można formułować prognozy. Równania stochastyczne
wykorzystywane są na przykład do prognozowania pogody, do tworzenia
w miarę dokładnych oszacowań. Członkowie zespołu Axcom patrzyli na
inwestowanie przez pryzmat matematyki i rozumieli, że rynki finansowe są
skomplikowane i są w nieustannym ruchu, a ich zachowanie jest trudne do
przewidzenia – przynajmniej w dłuższej perspektywie. Podobnie jak to jest
z procesami stochastycznymi.
Łatwo jest dostrzec, dlaczego widzieli podobieństwa między procesami
stochastycznymi i inwestowaniem. Przede wszystkim Simons, Ax i Straus
nie wierzyli, że rynek naprawdę zachowuje się losowo lub że jest
całkowicie nieprzewidywalny, jak twierdzili niektórzy naukowcy
i obserwatorzy. Mimo że oczywiście w dużej mierze zawiera elementy
losowości, podobnie jak pogoda, to matematycy, tacy jak Simons czy Ax,
twierdzili, że rozkład prawdopodobieństwa może zawierać informacje
o cenach kontraktów futures na przyszłe terminy i o innych cechach
procesu stochastycznego. Dlatego właśnie Ax uważał, że zastosowanie
takiej matematyki może być pomocne w tworzeniu modeli transakcyjnych.
Być może dzięki pozyskaniu Carmony będą mogli stworzyć model, który
pozwoli przewidzieć cały szereg prawdopodobnych rezultatów ich
inwestycji, co będzie pomocne w poprawie wyników.
Carmona z ochotą podał pomocną dłoń. Był wtedy konsultantem
miejscowej firmy z branży lotniczej i spodobał mu się pomysł zarobienia
dodatkowych pieniędzy dzięki poświęceniu kilku dni w tygodniu na pracę
dla Axcom. Intrygowało go również wyzwanie, jakim było poprawienie
opłacalności transakcji zawieranych przez firmę.
– Celem było opracowanie modelu matematycznego i wykorzystanie go
jako narzędzia do formułowania wniosków co do wyników i konkluzji –
mówi Carmona. – To, co z tego wyjdzie, nie zawsze musi być prawdziwe,
ale powinno być prawdziwe wystarczająco często.
Carmona nie był pewny, czy takie podejście zadziała, ani nawet, czy
okaże się dużo lepsze niż strategie inwestycyjne w mniejszym stopniu
oparte na metodach ilościowych stosowane wówczas przez większość
inwestorów.
– Gdybym lepiej rozumiał psychologię lub traderów na parkiecie giełdy,
być może byśmy tak robili – mówi Carmona.
Na początku jednak wykorzystał dane zgromadzone przez Strausa,
starając się udoskonalić funkcjonujące już modele Axa. Jego praca nie
doprowadziła jednak do zbyt wielu pożytecznych wyników. Wprawdzie
modele Carmony były bardziej wyrafinowane od tych, które wcześniej
stosował Ax, ale nie wydawało się, by działały dużo lepiej. Później firma
Renaissance w pełni zaangażowała stochastyczne równania różniczkowe do
zarządzania ryzykiem i do wyceny opcji. Teraz jednak nikt nie potrafił
jeszcze znaleźć sposobu, by wykorzystać te techniki do zwiększenia
zysków, co irytowało Carmonę.
=
W roku 1987 Carmonę dręczyło poczucie winy. Środki na jego
wynagrodzenie częściowo pochodziły z osobistej premii Axa, a jego wkład
w wyniki firmy był niemal żaden. Postanowił więc przeznaczyć całe lato na
pracę dla Axcom w pełnym wymiarze czasu, licząc, że poświęcenie
modelom większej ilości czasu doprowadzi do lepszych efektów. Poczynił
jednak niewielki postęp, co jeszcze bardziej go zirytowało. Wydawało się,
że Ax i Simons nie mają do niego pretensji, ale i tak Carmona czuł się
okropnie.
– Brałem od nich pieniądze, a tak naprawdę nic nie działało – mówi.
Pewnego dnia wpadł na pomysł. Ax stosował różne podejścia do
wykorzystania danych o cenach przy zawieraniu transakcji, między innymi
opierając się na sygnałach przebicia (linii oporu – przyp. tłum.).
Wykorzystywali bardzo proste narzędzie prognostyczne, jakim była
stosowana przez wielu inwestorów metoda regresji liniowej opierająca się
na założeniu, że między dwoma zbiorami danych lub zmiennymi występuje
zależność liniowa. Wystarczy na osi x odłożyć ceny ropy naftowej, a na osi
y ceny benzyny, połączyć prostą linią regresji punkty na wykresie
i przedłużyć tę linię. Zazwyczaj, znając aktualną cenę ropy, można w ten
sposób dość dobrze przewidzieć cenę paliwa.
Czasami jednak ceny rynkowe są inne. Model oparty na przeprowadzeniu
prostej regresji liniowej na podstawie danych kilku punktów zazwyczaj daje
mało trafne wyniki w przewidywaniu przyszłych cen na skomplikowanych,
zmiennych rynkach, na które wpływają szalejące burze śnieżne, paniczna
wyprzedaż, zawirowania geopolityczne i wszystko to, co może wstrząsnąć
cenami surowców i innych dóbr. Straus w tym samym czasie zgromadził
dziesiątki zbiorów danych z cenami zamknięcia surowców w różnych
okresach historycznych. Carmona stwierdził, że potrzebna jest regresja,
która wychwyci wśród danych rynkowych zależności nieliniowe.
Zasugerował inne podejście: wyszukiwać takich zależności w danych
zgromadzonych przez Strausa miały komputery. Być może potrafią
zidentyfikować podobne sytuacje rynkowe z dalekiej przeszłości, a potem
przeanalizują reakcję cen. Być może identyfikacja porównywalnych
sytuacji na rynku i śledzenie, co działo się potem z cenami, pozwoli
stworzyć wyrafinowany i dokładny model prognostyczny, zdolny do
wykrywania ukrytych prawidłowości.
Aby takie podejście mogło zadziałać, Axcom potrzebował dużo danych,
więcej nawet niż udało się dotychczas zgromadzić Strausowi i jego
kolegom. Aby rozwiązać ten problem, Straus, zamiast po prostu dalej je
gromadzić, zaczął dane modelować. Innymi słowy, aby poradzić sobie
z lukami w danych historycznych, wykorzystywał modele komputerowe do
stawiania opartych na rzetelnej wiedzy hipotez (ang. educated guess), jak
powinny wyglądać brakujące elementy. Jeśli na przykład nie mieli zbyt
wielu danych na temat cen bawełny w latach 40. XX wieku, być może
wystarczyłoby stworzyć takie dane. Podobnie jak można się domyślić,
jakiego elementu brakuje w układance, obserwując elementy, które już są
na swoim miejscu. Grupa z Axcom drogą dedukcji generowała brakujące
informacje i wprowadzała je do baz danych.
Carmona
zaproponował,
aby
uruchomić
model,
który
–
po
„przetrawieniu” wszystkich przeróżnych fragmentów danych – „wypluje”
decyzje o kupnie lub sprzedaży. W pewnym sensie była to propozycja
stworzenia pierwszego systemu uczenia maszynowego. Model miał
generować prognozy cen różnych surowców w oparciu o złożone wzory,
klastry i korelacje, których nie rozumiał ani sam Carmona, ani inni
współpracownicy i których nie dało się wykryć gołym okiem.
W innych obszarach statystycy stosowali podobne podejście – zwane
metodami jądra – do analizowania prawidłowości i ukrytych wzorców
w zbiorach danych. Henry Laufer na Long Island w ramach własnych
badań pracował nad podobną taktyką uczenia maszynowego. Wynikami
zamierzał podzielić się z Simonsem i spółką. Carmona nie miał pojęcia
o tym, że i tam prowadzone są takie prace. Po prostu zaproponował
wykorzystanie wyrafinowanych algorytmów do budowy modelu, za
pomocą którego Ax i Straus będą mogli identyfikować prawidłowości
w bieżących zmianach podobne do tych, które miały już miejsce
w przeszłości.
– Powinniście to wykorzystać – naciskał kolegów.
Gdy opowiedzieli o tym podejściu Simonsowi, ten zbladł. Równania
liniowe, na których opierali się w swojej pracy, pozwalały generować
pomysły na transakcje i alokację kapitału, które Simons mógł zrozumieć.
Ale w tym wypadku nie było jasne, dlaczego program Carmony dawał
takie, a nie inne wyniki. Jego metoda nie opierała się na modelu, który
Simons z kolegami mógł sprowadzić do zestawu standardowych równań
i właśnie to bardzo go niepokoiło. Wyniki uzyskane przez Carmonę były
rezultatem
kilkugodzinnego
działania
programu
pozwalającego
komputerom wyszukiwać różne prawidłowości i na tej podstawie
generować rekomendacje co do zawarcia transakcji. Dla Simonsa było to
coś, z czym nie czuł się dobrze.
– Nie czuję się komfortowo z tym, co mi to podpowiada – powiedział
kiedyś do zespołu. – Nie rozumiem, dlaczego [program podpowiada mi,
abym kupował, a nie sprzedawał].
Z czasem był coraz bardziej rozdrażniony.
– To czarna skrzynka! – powiedział z niepokojem.
Carmona zgodził się z opinią Simonsa, ale dalej nalegał.
– Po prostu idź za tym, co podpowiadają dane, Jim – powiedział. – To nie
ja, to dane.
Ax, który zaprzyjaźnił się z Carmoną, stał się zwolennikiem tego
podejścia i przekonywał do niego Simonsa.
– To działa, Jim. To ma racjonalne uzasadnienie… ludzie nie potrafią
przewidzieć cen. Pozwólmy, by robiły to komputery – przekonywał.
Dokładnie na to na samym początku liczył Simons. Ciągle jednak nie był
przekonany do tak radykalnego podejścia. W głowie nadal miał poleganie
na modelach. Wciąż był zwolennikiem tej koncepcji. Wydawało się, że jego
serce jeszcze nie jest tam, gdzie powinno być.
– Jim lubił rozumieć, jak działa dany model – wspomina Straus. – Nie był
zbyt wielkim zwolennikiem metody jądra.
Z czasem Straus stworzył i odkrył wraz z kolegami dodatkowe
historyczne dane o cenach, co pomogło Axowi w budowie nowych modeli
prognostycznych opartych na sugestiach Carmony. Dane o tygodniowych
zmianach cen akcji, które udało im się później znaleźć, sięgały aż XIX
wieku. Były to wiarygodne informacje niedostępne dla nikogo innego.
W tym czasie zespół niewiele mógł z tym zrobić. Jednak możliwość
analizowania danych historycznych, by zobaczyć, jak rynki reagowały na
niecodzienne wydarzenia, okazała się pomocna. Pozwoliła zespołowi
budować modele przynoszące zyski przy załamaniach rynku i w innych
nieoczekiwanych sytuacjach, umożliwiając pobicie rynku.
Gdy Axcom rozpoczął testowanie tego podejścia, szybko zauważono
poprawę wyników. Firma zaczęła stosować podejście regresji jądrowej
w większej liczbie wymiarów, co wydawało się działać najlepiej przy
modelowaniu trendów lub prognozowaniu, jak długo dany instrument
finansowy będzie podążał za danym trendem.
Simons był przekonany, że można robić to jeszcze lepiej. Pomysły
Carmony były pomocne, ale nie wystarczały. Simons dzwonił i przyjeżdżał,
licząc na poprawę wyników osiąganych przez Axa, ale zazwyczaj grał rolę
operatora
puli,
wynajdującego
zamożnych
inwestorów,
którzy
powierzyliby swoje środki funduszowi, i dbającego o to, by byli
zadowoleni, oraz sprawował pieczę nad różnymi inwestycjami
technologicznymi, które jako aktywa, będące własnością firmy, warte były
już 100 milionów dolarów.
Zabiegając o jeszcze większe wykorzystanie matematyki, Simons
pozyskał zainteresowanie szanowanego matematyka, który miał być
konsultantem firmy. Ten ruch położył podwaliny pod przełomowe odkrycie
o historycznym znaczeniu.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Mocno wierzę, że ciekawość wszystkich dzieci i znacznej liczby dorosłych jest większym
motywatorem niż pieniądze.
Elwyn Berlekamp
S
ugestia, jakoby Elwyn Berlekamp przez większą część swojego życia
miał możliwość przyczynienia się do zrewolucjonizowania świata
finansów, byłaby kiepskim żartem.
Berlekamp dorastał w Fort Thomas w stanie Kentucky na południowym
brzegu rzeki Ohio. Poświęcił się życiu kościoła, grom matematycznym
i trzymaniu się jak najdalej od wszelkich sportów. Jego ojciec był pastorem
w Kościele Ewangelicko-Reformowanym, obecnie znanym jako
Zjednoczony Kościół Chrystusa, jednym z największych i najbardziej
liberalnych wyznań protestanckich w Stanach Zjednoczonych. Waldo
Berlekamp był łagodnym i pełnym współczucia przywódcą ekumenicznym,
organizującym nabożeństwa wspólnie z innymi kongregacjami
protestanckimi i katolickimi. Zyskiwał wiernych wyznawców dzięki swoim
zachwycającym kazaniom i dzięki ujmującej osobowości. Gdy rodzina
przeprowadzała się, na pożegnalne przyjęcie przyszło czterystu
pięćdziesięciu członków kongregacji. W dowód sympatii i uznania
podarowali Waldo nowy samochód DeSoto.
Jako chłopiec mieszkał w Fort Thomas, dziesięciotysięcznej dzielnicy na
przedmieściach Cincinnati, szczycącej się swoją abolicjonistyczną historią.
Elwyn wzrastał jednak w coraz większym uprzedzeniu do Południa
i przekonaniu, by bronić swoich interesów, bez względu na to, jak bardzo są
niepopularne. Gdy koledzy ze szkoły podstawowej popychali się
i mocowali na boisku, Berlekamp, poważny i szczupły, siedział w klasie,
rywalizując w inny sposób. Berlekamp i kilku kolegów lubili brać do ręki
ołówek, kartkę papieru i rysować kropki*. Ich ruchy polegały na dodawaniu
linii, łączeniu kropek i zamykaniu kratek. Grali w kropki i kratki, znaną od
stu lat strategiczną grę popularną wówczas na Środkowym Zachodzie.
Niektórzy uważali ją za dziecinnie prostą, ale kropki i kratki miały w sobie
zaskakującą złożoność i matematyczne podłoże – coś, co Berlekamp
docenił w późniejszym życiu.
* Kropki to gra strategiczna polegająca na otaczaniu kropek przeciwnika własnymi
kropkami. Jest to gra go przeniesiona na kartkę papieru. Do gry wystarczy kartka
w kratkę i dwa ołówki w różnych kolorach. Dzięki temu i prostym zasadom kropki
zyskały popularność wśród młodzieży szkolnej – przyp. tłum. za: Wikipedia
(https://pl.wikipedia.org/wiki/Kropki_(gra) – w edycji, dostęp 28 stycznia 2020).
– To były początki poznawania teorii gier – mówi.
Berlekamp w roku 1954 rozpoczął naukę w Fort Thomas Highlands High
School. Wyrósł na wysokiego – miał niemal 180 centymetrów wzrostu –
młodego mężczyznę. Dobrze wiedział, co lubi w szkole i poza nią.
W szkole była to głównie matematyka i nauki przyrodnicze. Zauważając
jego inteligencję – wyróżniał się nią spośród innych – koledzy z klasy
wybrali go na przewodniczącego. Interesował się też innymi przedmiotami,
choć jego pasja do literatury została w znacznym stopniu przytłumiona
przez nauczyciela, który uparcie przez pół semestru analizował z nim
powieść Przeminęło z wiatrem.
Sport nie znajdował się na liście zainteresowań Berlekampa, choć
odczuwał on presję, by uczestniczyć w tego rodzaju aktywnościach.
– Nerdzi nie byli popularni. Wszyscy przywiązywali ogromną wagę do
ducha szkoły, więc popłynąłem z prądem i postanowiłem dołączyć do
jakiejś sportowej sekcji – opowiada.
Rozważył plusy i minusy i ocenił, że największe szanse ma w pływaniu.
– Sekcja pływacka nie miała tylu członków, ilu potrzebowała, więc
przynajmniej wiedziałem, że mnie nie wyrzucą.
Każdego wieczoru chłopcy pływali na golasa w basenie lokalnego
oddziału YMCA, w którym woda była tak mocno chlorowana, że trzeba
było godzin, aby to wszystko z siebie zmyć, co było najbardziej
prawdopodobną przyczyną słabej popularności tej sekcji. Trener nie był bez
winy. Podczas treningów wydzierał się na chłopców. Zazwyczaj skupiało
się to na Berlekampie, który był najwolniejszym i najsłabszym pływakiem.
– No, Berlekamp! – ryczał trener. – Wyrzuć ten ołów z gaci!
To wyrażenie wydawało mu się szczególne niedorzeczne, ponieważ
w tym czasie był przecież zupełnie nagi.
Berlekamp nie był szybki w wodzie i nie miał kondycji. W kilku
zawodach, w których udało mu się zająć drugie miejsce i zdobyć medal,
miał tylko jednego zgłoszonego przeciwnika.
W jednym ze stanowych konkursów doszło do pomyłki i Berlekamp
został zmuszony do popłynięcia w sztafecie konkurującej z dużo
mocniejszymi pływakami. Na szczęście koledzy z drużyny wypracowali
ogromną przewagę i nawet on nie był w stanie jej zmarnować. Jego drużyna
zdobyła złoto. Był to jedyny moment chwały w sportowej karierze,
a równocześnie cenna życiowa lekcja.
– Trzeba starać się znaleźć w dobrym zespole – mówi.
(Kilkadziesiąt lat później Jack Wadsworth junior, będący podporą
drużyny sztafetowej, wówczas pracujący w banku inwestycyjnym,
przeprowadził pierwszą ofertę publiczną akcji młodziutkiej spółki o nazwie
Apple Computer).
Zapisując się do college’u, Berlekamp miał dwa warunki: mają tam
wykładać światowej klasy profesorowie i program sportowy ma nie być
zbyt rozbudowany. Był przekonany, że rola sportu w społeczeństwie jest
wyolbrzymiona i nie zamierzał już dłużej udawać, że go to cokolwiek
obchodzi.
Oczywistym wyborem stał się Massachusetts Institute of Technology
(MIT).
– Gdy dowiedziałem się, że MIT nie ma swojej drużyny futbolowej,
wiedziałem, że to szkoła dla mnie – mówi.
Po przeprowadzce do Cambridge w stanie Massachusetts, Berlekamp
parał się fizyką, ekonomią, komputerami i chemią. Na pierwszym roku
został wybrany do uczestnictwa w zaawansowanych zajęciach z rachunku
różniczkowego, prowadzonych przez Johna Nasha, teoretyka gier,
matematyka, który później został upamiętniony w książce Sylvii Nasar
Piękny umysł. Pewnego dnia, na początku 1959 roku, gdy Nash wykładał
przy tablicy, jeden ze studentów podniósł rękę, by zadać pytanie. Nash
odwrócił się i intensywnie wpatrywał się w niego. Po kilku minutach
niezręcznej ciszy wskazał palcem na studenta, gromiąc go za to, że miał
czelność przerwać mu wykład.
– Wyglądał na szalonego – wspomina Berlekamp.
To był jeden z pierwszych objawów rozwijającej się u Nasha choroby
psychicznej. Kilka tygodni później zrezygnował z pracy w MIT i został
przyjęty do miejscowego szpitala na leczenie schizofrenii.
Berlekamp nie miał trudności z większością przedmiotów, których się
uczył. Pewnego roku w jednym semestrze otrzymał osiem najwyższych
ocen – A, uzyskując średnią 4,9 punktów (w pięciostopniowej skali).
Obniżała ją jedna ocena C – z humanistyki. Na ostatnim roku wygrał
prestiżowy konkurs matematyczny Putnama o tytuł Putnam Fellow
przyznawany pięciu lub sześciu najlepszym uczestnikom. Rozpoczął studia
doktoranckie w MIT. Skupiał się na inżynierii elektrycznej, mając za
wykładowców Petera Eliasa i Claude’a Shannona. Elias i Shannon byli
pionierami teorii informacji będącej przełomowym podejściem do
kwantyfikowania, kodowania i transmisji sygnałów telefonicznych, tekstu,
obrazów i innego rodzaju informacji, co stało się fundamentem, na którym
powstały komputery, internet i wszystkie media cyfrowe.
Pewnego popołudnia Shannon mijał Berlekampa na korytarzu uczelni.
Szczupły, mierzący prawie 180 centymetrów wzrostu profesor był
niepoprawnym introwertykiem. Berlekamp miał więc niewiele czasu do
namysłu, by przyciągnąć jego uwagę.
– Idę do biblioteki, by przeczytać jeden z pańskich artykułów – zagadnął
Berlekamp.
Shannon skrzywił się.
– Nie rób tego. Więcej się nauczysz, jeśli spróbujesz sam rozwiązać to
zagadnienie – przekonywał Shannon.
Odciągnął Berlekampa na bok, tak jakby chciał wyjawić mu jakiś sekret.
– To nie jest dobry moment na inwestowanie na rynku – powiedział.
Shannon niewielu o tym mówił, ale zaczął tworzyć formuły
matematyczne, dzięki którym mógłby przechytrzyć rynek akcji. W tym
czasie z jego równań wynikało, że trzeba być ostrożnym. Berlekamp
z całych sił starał się opanować śmiech; jego konto bankowe było niemal
puste, więc ostrzeżenia Shannona nie miały dla niego znaczenia. Zresztą
miał lekceważący stosunek do finansów.
– Odnosiłem wrażenie, że była to zabawa, w której bogaci grali ze sobą,
a światu nie przynosiło to niczego dobrego – mówi Berlekamp. – I wciąż mi
się tak wydaje.
Sam fakt, że ktoś, kogo podziwiał, zajmuje się handlem akcjami było
szokiem dla tego młodego człowieka.
– To było naprawdę coś nowego – przyznaje.
Lato w 1960 i 1962 roku Berlekamp spędził w prestiżowym centrum
badawczym Laboratoriów Bella w Murray Hill w stanie New Jersey,
pełniąc funkcję asystenta naukowego. Pracował tam dla Johna Larry’ego
Kelly’ego juniora – przystojnego fizyka z silnym teksańskim akcentem
i szerokimi zainteresowaniami, z których na początku nie wszystkie
cieszyły sie uznaniem Berlekampa. Kelly podczas II wojny światowej przez
cztery lata był pilotem amerykańskiej Marynarki Wojennej. W jego pokoju
na ścianie wisiał ogromny karabin. Palił sześć paczek papierosów dziennie.
Był pasjonatem futbolu zawodowego i szkolnego do tego stopnia, że nawet
wprowadził nowatorski system zakładów, aby przewidywać wyniki
meczów.
Gdy był sfrustrowany pracą, używał języka, do jakiego młody asystent nie
był przyzwyczajony.
– Pieprzone całki – wykrzykiwał pewnego dnia, wprawiając w osłupienie
Berlekampa.
Pomimo nieco grubiańskiej powierzchowności Kelly był najbardziej
błyskotliwym naukowcem, jakiego Berlekamp kiedykolwiek spotkał.
– Byłem w szoku, bo cała jego matematyka była poprawna – mówi
Berlekamp. – Zwykłem uważać południowców za głupców. Kelly sprawił,
że zmieniłem zdanie.
Kilka lat wcześniej Kelly opublikował artykuł opisujący stworzony przez
niego system do analizowania informacji przesyłanych przez sieci. Była to
strategia, która sprawdzała się również w przypadku różnego rodzaju
zakładów. Do zilustrowania swojego pomysłu Kelly rozwinął metodę, którą
wymyślił, aby zarabiać na wyścigach konnych. Jego system typował
idealne zakłady, jeśli tylko udało się w jakiś sposób zdobyć wystarczająco
dużo informacji, by móc zignorować publicznie podawane notowania
i
zamiast
tego
oprzeć
się
na
dokładniejszym
wyliczeniu
prawdopodobieństw – „prawdziwych notowań” dla każdego wyścigu.
Formuła wykorzystywana przez Kelly’ego wynikała z wcześniejszych
prac Shannona na temat teorii informacji. Spędzając wieczory w domu
Kelly’ego na grze w brydża i dyskusjach o przyrodzie, matematyce i innych
rzeczach, Berlekamp zaczął dostrzegać podobieństwa między stawianiem
na konie i inwestowaniem w akcje. Dostrzegł, że w obu przypadkach
ogromną rolę odgrywają ryzyko i okazja. Rozmawiali też o tym, jak
dokładna informacja i odpowiedniej wielkości zakłady mogą zapewnić
komuś przewagę.
W swoich pracach Kelly podkreślał znaczenie doboru wielkości
zakładów. To była lekcja, którą później Berlekamp wykorzystał.
– Moje zainteresowanie finansami było zerowe, ale tu przecież był Kelly
z całą tą swoją teorią portfela – mówi Berlekamp.
I powoli zaczął doceniać wyzwania intelektualne – i korzyści finansowe –
wynikające z zajmowania się finansami.
=
W roku 1964 Berlekamp znalazł się w dołku. Młoda kobieta, z którą się
spotykał, zerwała z nim. Pogrążył się więc w smutku i użalał się nad sobą.
Gdy Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley zaproponował mu, aby
przyleciał na Zachodnie Wybrzeże na rozmowę kwalifikacyjną na
stanowisko dydaktyczne, skorzystał z okazji.
– Padał śnieg, było zimno, a ja potrzebowałem oderwać się od tego –
opowiada.
Ostatecznie przyjął tę pracę i pisanie pracy doktorskiej dokończył
w Berkeley. Został adiunktem w dziedzinie elektrotechniki. Pewnego dnia,
gdy żonglował w swoim mieszkaniu, usłyszał stukanie dochodzące z piętra
poniżej. Hałas, który powodował swoją zabawą, przeszkadzał kobietom
mieszkającym pod nim. Przeprosiny stały się pretekstem do poznania
studentki pochodzącej z Anglii, Jennifer Wilson, którą poślubił w roku
19661.
Berlekamp został ekspertem od dekodowania informacji cyfrowych.
Pomagał NASA w odcyfrowywaniu obrazów przesyłanych z satelitów
badających
Marsa,
Wenus
i
inne
części
Układu
Słonecznego.
Wykorzystując zasady, które stworzył, zajmując się badaniami nad
układankami i grami, takimi jak kropki i kratki, Berlekamp został
współtwórcą gałęzi matematyki zwanej kombinatoryczną teorią gier.
Napisał książkę zatytułowaną Algebraic Coding Theory (Algebraiczna
teoria kodowania), która stała się klasyką w tej dziedzinie. Opracował
również algorytm, słusznie zwany algorytmem Berlekampa, faktoryzacji
wielomianów o współczynnikach w ciele skończonym, który stał się
kluczowym narzędziem w kryptografii i innych dziedzinach.
Berlekamp nie był jednak dobry w lawirowaniu w kampusowej polityce.
Wkrótce został wplątany w ostrą wojnę o wpływy między różnymi
departamentami w College of Letters and Science w Berkeley.
– Krytykowano mnie za to, że jadłem lunch z niewłaściwymi ludźmi –
wspomina.
Berlekamp szybko uświadomił sobie, że większość międzyludzkich
oddziaływań ma różne odcienie szarości, które czasami trudno rozpoznać.
Matematyka dostarcza obiektywnych, nietendencyjnych odpowiedzi, a to
działało na niego uspokajająco i zapewniało poczucie bezpieczeństwa.
– Prawda w życiu jest ogólna i pełna niuansów. Można się spierać
o wszystko, na przykład o to, czy prezydent lub ktoś inny jest fantastyczny,
czy okropny – mówi. – Dlatego uwielbiam problemy matematyczne, bo
mają one jednoznaczne odpowiedzi.
Pod koniec lat 60. pracami Berlekampa nad teorią kodowania
zainteresował się Instytut Analiz Obronnych, korporacja non profit, która
zatrudniała również Simonsa. W roku 1968 Berlekamp zaczął wykonywać
dla IDA prace objęte klauzulą tajności, poświęcając równocześnie kilka lat
różnym projektom w Berkeley i Princeton. Właśnie w tym okresie kolega
przedstawił go Simonsowi, ale nie zaprzyjaźnili się, mimo że łączyło ich
zamiłowanie do matematyki oraz czas spędzony w MIT, Berkeley i IDA.
– Jego matematyka była inna niż moja – mówi Berlekamp. – Jim
odczuwał nienasyconą potrzebę zajmowania się finansami i zarabiania
pieniędzy. On lubi działać… Zawsze grał w pokera i bez przerwy gadał
o rynkach. Ja zawsze uważałem pokera za coś marginalnego, coś, co nie
interesowało mnie bardziej niż bejsbol czy futbol, czyli prawie wcale.
Berlekamp wrócił do Berkeley jako profesor elektrotechniki i matematyki
mniej więcej w tym samym czasie, w którym Simons tworzył wydział
w Stony Brook. W roku 1973, gdy Berlekamp został współwłaścicielem
firmy kryptograficznej, pomyślał, że być może Simons też zechce objąć
pakiet udziałów. Simonsa nie było stać na zainwestowanie 4 milionów
dolarów, ale zasiadał w radzie dyrektorów firmy. Berlekamp zauważył, że
podczas posiedzeń rady Simons był dobrym słuchaczem i że zgłaszał
sensowne uwagi, choć często zakłócał przebieg zebrań, prosząc o przerwę
na papierosa.
W roku 1985 Eastman Kodak przejął firmę założoną przez Berlekampa,
która pracowała nad kodowaniem blokowym na potrzeby astronautyki
i komunikacji satelitarnej. Przypływ kilku milionów dolarów stał się
źródłem nowych problemów w jego małżeństwie.
– Moja żona chciała mieć większy dom, ja chciałem podróżować – mówi.
Zdeterminowany, by chronić swoje dopiero co zdobyte bogactwo,
Berlekamp kupił obligacje municypalne o wysokim ratingu, ale plotki,
jakoby Kongres miał zlikwidować zwolnienia podatkowe związane z tego
typu inwestycjami, sprawiły, że ich wartość dramatycznie spadła. Kongres
nigdy tego nie zrobił, ale to doświadczenie nauczyło Berlekampa, że
inwestorzy działają czasami irracjonalnie. Rozważał zainwestowanie
swoich pieniędzy w akcje, ale dawny kolega z pokoju w college’u ostrzegł
go, że prezesi korporacji „okłamują akcjonariuszy”, co sprawia, że
większość akcji to ryzykowne inwestycje.
– Powinieneś zainteresować się surowcami i towarami – powiedział.
Berlekamp wiedział, że handel surowcami wiąże się z obrotem
skomplikowanymi kontraktami futures, więc zadzwonił do Simonsa,
jedynej znanej mu osoby, która miała jakieś rozeznanie w tej dziedzinie
i poprosił o radę.
Simons sprawiał wrażenie niezwykle uradowanego tym telefonem.
– Właśnie mam dla ciebie okazję – powiedział.
Zaprosił Berlekampa, by kilka razy w miesiącu przylatywał do
Huntington Beach i uczył się samodzielnego handlu instrumentami
finansowymi, a przy okazji sprawdził, czy jego wiedza w dziedzinie
statystycznej teorii informacji może być dla Axcom przydatna.
– Naprawdę powinieneś przyjechać i porozmawiać z Jimem Axem –
powiedział Simons do Berlekampa. – On mógłby skorzystać z pomocy
kogoś takiego jak ty.
Dotychczas Berlekamp miał pogardliwy stosunek do biznesu związanego
z handlem instrumentami finansowymi. Teraz był zaintrygowany
propozycją nowego wyzwania. W roku 1988 przyleciał do biura
w Huntington Beach pełen niecierpliwego oczekiwania. Zanim jednak
zdążył usadowić się przy biurku, pojawił się Ax z wyrazem poirytowania
na twarzy.
– Jeśli Simons chce, żebyś dla nas pracował, będzie musiał ci zapłacić –
powiedział Ax do Berlekampa na powitanie. – Wiesz, że ja nie będę płacił.
Berlekamp był zaskoczony. Ax chciał, aby natychmiast wyszedł z biura.
Tak po prostu. Berlekam przyleciał z Berkeley i nie miał ochoty odwrócić
się teraz na pięcie i wrócić do domu. Nie tak szybko. Postanowił trochę
pokręcić się w pobliżu, ale zejść z drogi Axowi, podobnie jak George
Costanza, w klasycznym epizodzie w widowisku telewizyjnym Seinfeld,
wrócił do pracy po tym, jak został wyrzucony.
Wkrótce dowiedział się, że Ax i Simons właśnie byli w samym środku
ciągnącej się od dawna wojny o to, kto pokryje wciąż rosnące koszty
Axcomu, a Simons nie zadbał o to, żeby uprzedzić o tym Berlekampa.
Pomimo zaangażowania ludzi o niezwykłej inteligencji i pomocy, jaką
otrzymywali od Carmony i innych naukowców, modele Axcomu zazwyczaj
skupiały
się
na
dwóch
prostych
i
stereotypowych
strategiach
transakcyjnych. Czasami było to podążanie za cenami, czasami kupowanie
kontraktów na surowce, których ceny zmieniały się bardziej lub mniej niż
przeciętnie, przy założeniu, że trend będzie się utrzymywał. Innym razem
model podpowiadał, że ruch cen wygasa i trend się odwróci. Wtedy
stosowano strategię odwrotu.
Dzięki Strausowi, który wciąż powiększał zbiór oczyszczonych danych
historycznych, Ax miał dostęp do bardziej szczegółowych niż rywale
informacji o cenach. Ponieważ aktualne ruchy cen zazwyczaj przypominały
te z przeszłości, dane umożliwiły firmie dokładniejsze przewidywanie,
kiedy trendy będą się utrzymywały, a kiedy będą wygasać. Moc
obliczeniowa komputerów była coraz większa, a komputery były coraz
tańsze. Umożliwiało to zespołowi tworzenie coraz bardziej
wyrafinowanych modeli transakcyjnych, również w oparciu o metody
jądrowe Carmony, będące wczesną wersją strategii uczenia maszynowego,
która tak bardzo niepokoiła Simonsa. Z taką przewagą Axcom osiągał
średnie roczne zyski na poziomie 20 procent, zostawiając w tyle większość
rywali.
Simons wciąż jednak pytał, dlaczego wyniki nie są jeszcze lepsze.
Źródłem dodatkowej presji była wciąż zwielokrotniająca się liczba
konkurentów. Doświadczony analityk z Merrill Lynch, John Murphy,
opublikował książkę zatytułowaną Analiza techniczna rynków, w której
w prostych słowach wyjaśnił, jak odczytywać i wykorzystywać w handlu
trendy cenowe.
Kupowanie instrumentów, gdy drożeją, i sprzedawanie, gdy tracą na
wartości, było sprzeczne z najpopularniejszymi teoriami akademickimi
rekomendującymi zakupy przy spadających cenach i wycofywanie
pieniędzy, gdy ceny rosną. Warren Buffett i inni znani inwestorzy wybrali
styl inwestowania oparty na wartości. Bardziej agresywni traderzy, w tym
zarządzający funduszem hedgingowym Paul Tudor Jones, wybierali
strategie podążania za trendem, podobne do tej, jaką stosowała grupa
Simonsa. Simons potrzebował nowego podejścia, aby wciąż być o krok
przed całą resztą.
Berlekamp zaczął się dzielić swoimi sugestiami. Powiedział Axowi, że
nie wydaje mu się, by modele transakcyjne Axcom prawidłowo
wychwytywały właściwy moment na zawarcie transakcji. Sugerował, że
powinni kupować i sprzedawać większe wolumeny, gdy model wskazuje na
większą szansę zarobienia pieniędzy. Tej zasady nauczył się od Kelly’ego. –
Tutaj powinniśmy się obkupić – powiedział pewnego dnia.
Na Axie nie zrobiło to większego wrażenia.
– Dojdziemy do tego – odpowiedział bez entuzjazmu.
Berlekamp wykrył też inne problemy w operacjach Axa. Firma
handlowała kontraktami na złoto, srebro, miedź i inne metale, a także na
mięso, m.in. na wieprzowinę, zboża i różne towary. Ale jej zlecenia kupna
i sprzedaży wciąż były wysyłane na otwarcie i na zamknięcie dnia
handlowego w formie instrukcji e-mailowych do brokera Grega Olsena.
W efekcie Axcom często całymi tygodniami lub miesiącami utrzymywał
w portfelu swoje inwestycje.
Berlekamp twierdził, że było to ryzykowne podejście, ponieważ rynki
mogą być bardzo zmienne. Mała częstotliwość zawierania transakcji
uniemożliwiała firmie szybkie wykorzystanie nowych szans, gdy tylko się
pojawiały, i prowadziła do strat, gdy pogorszenie nastrojów się
utrzymywało. Berlekamp starał się przekonać Axa, by przyjrzał się
mniejszym, krótkoterminowym okazjom – by wchodził w inwestycje
i szybko z nich wychodził. Ax znowu go zlekceważył, tym razem
powołując się na koszty szybkich transakcji. Oprócz tego dane na temat
dziennych (zachodzących w ciągu dnia między otwarciem a zamknięciem –
ang. intraday) zmian cen, zgromadzone przez Strausa, pełne były
nieścisłości, z których jeszcze nie zdążył ich „oczyścić”, więc nie mogły
służyć
do
stworzenia
wiarygodnego
modelu
dla
transakcji
krótkoterminowych.
Ax zgodził się na przydzielenie Berlekampowi kilku zadań do zbadania,
ale Berlekamp, za każdym razem, gdy pojawiał się w biurze, zauważał, że
Ax
zazwyczaj
ignoruje
jego
rekomendacje
–
nazywając
je
„majstrowaniem” – lub że są źle wprowadzane. To nie Ax wymyślił, żeby
Berlekamp zaglądał do firmy i dzielił się swoimi opiniami, więc nie
zamierzał zawracać sobie głowy teoriami i sugestiami profesora, który
dopiero zaczynał rozumieć, o co chodzi w grze rynkowej.
Ax sprawiał wrażenie, jakby raczej nie potrzebował pomocy. Rok
wcześniej, w 1987 roku, Axcomowi udało się uzyskać stopę zysku
wyrażającą się dwucyfrową liczbą i uniknąć październikowego załamania,
w którym indeks Dow Jones Industrial Average spadł w ciągu jednego dnia
o 22,6 procent. Ignorując model transakcyjny, Ax zapobiegliwie kupił
kontrakty futures na eurodolara, których wartość wystrzeliła, gdy spadły
ceny akcji. Dzięki temu udało się „zasypać dołek” powstały w wyniku
innych strat.
Rozeszły się pogłoski, że Simons zatrudnia matematycznych magików do
poszukiwania nowej strategii i kilka osób wykazało zainteresowanie
inwestycją w Axcom, między innymi Edward Thorp, pionier inwestowania
ilościowego. Thorp umówił się na spotkanie z Simonsem w Nowym Jorku,
ale odwołał je po dokładniejszym przeanalizowaniu tematu. I nie chodziło
mu wcale o strategie Simonsa.
– Dowiedziałem się, że Simons jest nałogowym palaczem, a wejść do
jego biura, to jakby zanurzyć się w olbrzymiej popielniczce – powiedział
Thorp, który przeniósł się do Newport Beach w Kalifornii.
Klienci mieli inne problemy z Axcomem. Niektórzy nie wierzyli
w ryzykowne przedsięwzięcia Simonsa (inwestycje venture capital) i nie
chcieli finansować tego rodzaju inwestycji. Chcąc zatrzymać przy sobie
tych inwestorów, Simons zamknął w marcu 1988 roku fundusz Limroy.
Sprzedał wszystkie inwestycje o charakterze venture capital i wraz z Axem
stworzył zarejestrowany za granicą fundusz hedgingowy, mający skupiać
się wyłącznie na handlu instrumentami finansowymi. Nazwali ten fundusz
Medallion dla uhonorowania nagród w dziedzinie matematyki, których byli
laureatami.
Przez sześć miesięcy Medallionowi nie wiodło się dobrze. Niektóre straty
można było przypisać zmianie zainteresowań Axa.
=
Po przeprowadzce do Kalifornii Ax wynajął dom w cichym miejscu
z przystanią dla łodzi w pobliżu Huntington Harbor. Do biura miał tylko
osiem kilometrów drogą biegnącą wzdłuż wybrzeża Pacyfiku. Wkrótce
zaczął jednak szukać bardziej odosobnionego miejsca. Zdecydował się na
posiadłość w Malibu, położoną tuż nad brzegiem oceanu.
Ax nigdy naprawdę nie lubił towarzystwa innych osób, zwłaszcza swoich
współpracowników. Teraz był jeszcze bardziej oderwany od otoczenia,
zdalnie zarządzając kilkunastoma pracownikami zatrudnionymi w biurze
w Huntington. Pojawiał się w nim raz w tygodniu. Czasami Berlekamp
przylatywał na spotkanie tylko po to, by przekonać się, że Ax nie ruszył się
z Malibu. Po tym, jak ożenił się z księgową imieniem Francess, miał
jeszcze mniejsze skłonności do jeżdżenia do biura na spotkania
z pracownikami. Czasami dzwonił, aby prosić ich o coś zupełnie
niezwiązanego z ich algorytmami i modelami prognostycznymi.
– W porządku, to jaki rodzaj płatków śniadaniowych mam ci przywieźć?
– dało się słyszeć pewnego dnia, gdy jeden z pracowników odebrał telefon
od Axa.
W miarę jak Ax coraz mniej angażował się w sprawy firmy, wyniki
Axcomu pogarszały się.
– Tym badaniom brakowało dynamizmu – mówi Carmona. – Gdy nie ma
szefa, dynamika jest zupełnie inna.
Berlekamp ujął to w taki sposób – Ax był kompetentnym matematykiem,
ale niekompetentnym zarządzającym badaniami.
Poszukując jeszcze większego odosobnienia, Ax kupił imponujący dom
na klifie Pacific Palisades, na wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na
góry Santa Monica. Carmona przyjeżdżał tam raz w tygodniu, by przywieźć
Axowi jedzenie, książki i inne potrzebne rzeczy. Do utraty tchu grali
w tenisa stołowego, a przy okazji Carmona cierpliwie wysłuchiwał
najnowszych teorii spiskowych Axa. Koledzy zaczęli uważać go za
pustelnika, teoretyzując, że po to wybierał domy nad brzegiem oceanu,
żeby nie musieć oglądać innych przynajmniej z jednej strony posiadłości.
Po tym, jak jeden z pracowników przekonał go do umieszczenia na
podwórzu solnej lizawki, do której przychodziłyby jelenie i inne zwierzęta,
Ax spędzał długie godziny na oglądaniu ich przez okno.
W zarządzaniu częścią portfela Ax polegał na swoim instynkcie,
rezygnując z zawierania transakcji w oparciu o wymyślne modele, które
stworzył razem ze Strausem, podobnie jak kilka lat wcześniej Baum
dryfujący ku tradycyjnemu tradingowi i Simons, początkowo nieufny
wobec „jąder” Carmony. Wydawało się, że inwestowanie ilościowe nie
przychodzi naturalnie nawet profesorom matematyki. Ax dowiedział się, że
egzemplarze „New York Timesa” sprzedawane na Zachodnim Wybrzeżu są
drukowane w Torrance, mieście odległym o sześćdziesiąt kilka kilometrów
od Malibu. Zorganizował więc dostarczanie sobie porannego wydania do
domu tuż po północy. Zaczął zawierać transakcje na międzynarodowych
rynkach, które były otwarte w nocy, podejmując decyzje na podstawie
przeczytanych w gazecie komentarzy państwowych oficjeli i innych osób,
w nadziei, że wyprzedzi o krok konkurentów. Zainstalował też w swoim
domu olbrzymie ekrany telewizyjne, by śledzić wiadomości i kontaktować
się z kolegami za pośrednictwem łączy wideo, które również kazał
zamontować.
– Zachłysnął się technologią – mówi Berlekamp.
Ax jeździł białym jaguarem, dużo grał w squasha i jeździł na górskim
rowerze po pobliskich wzgórzach. Pewnego razu spadł z roweru na głowę,
w wyniku czego musiał przejść pilną operację mózgu. Przez pierwszą
połowę 1988 roku wyniki firmy wciąż były dobre, ale potem pojawiły się
straty. Ax był przekonany, że musi nastąpić odbicie, ale Simons coraz
bardziej się martwił. Wkrótce znowu pokłócił się z Axem, który chciał
kupić do firmy lepsze komputery, aby przyśpieszyć działanie systemów
transakcyjnych, ale nie miał z czego zapłacić za takie udoskonalenie.
Simons nie miał ochoty na wystawienie jakiegokolwiek czeku. Presja
narastała, a Ax skarżył się, że Simons nie wypełnia swoich obowiązków.
– Niech Simons zapłaci za wszystko – powiedział do kolegi, gdy
przyszedł rachunek.
Do wiosny 1989 roku Ax nabrał należnego szacunku dla Berlekampa,
kolegi po fachu – światowej klasy matematyka, który podzielał jego pasję
konkurowania. Nadal jednak nie wprowadzał w życie jego sugestii
odnośnie do transakcji. Uświadomił sobie jednak, że jest to człowiek, który
dużo może, a obok nie było wielu innych, którym mógłby się skarżyć na
Simonsa.
– Robię tu te wszystkie transakcje, a on tylko zajmuje się inwestorami –
powiedział do Berlekampa, który starał się okazać mu współczucie.
Pewnego dnia Berlekamp przyjechał do biura i zastał Axa w ponurym
nastroju. Ich fundusz od kilku miesięcy tracił pieniądze. W tej chwili był
wart o 30 procent mniej niż w połowie poprzedniego roku, co było
olbrzymim ciosem. Pakiet kontraktów futures na soję, będący w posiadaniu
Axcom, stracił mocno na wartości, gdy nie powiodła się próba
zdominowania rynku podjęta przez pewien włoski konglomerat. Ceny
pikowały. Coraz większa konkurencja ze strony inwestorów podążających
za trendem również zrobiła swoje.
Ax pokazał Berlekampowi list, który otrzymał od księgowego Simonsa,
Marka Silbera. Mark nakazywał Axcom powstrzymanie się od zawierania
wszelkich transakcji w oparciu o niepewne długoterminowe sygnały
prognostyczne, dopóki Ax wraz z zespołem nie przedstawi planu
restrukturyzacji i poprawy wyników w handlu. Simons zgadzał się tylko na
to, by Axcom dokonywał krótkoterminowych operacji, co stanowiło
jedynie 10 procent całej jego działalności.
Ax był wściekły. Był przecież odpowiedzialny za zawieranie transakcji,
a zadaniem Simonsa było kontaktowanie się z inwestorami.
– Jak może zakazać mi tradingu? – pytał, podnosząc głos. – On nie może
mnie tak po prostu wyłączyć!
Ax wciąż był pewny, że wyniki funduszu odbiją. Strategie opierające się
na trendach wymagają od inwestorów przeczekania trudniejszych okresów,
kiedy trendy są opadające lub trudne do zidentyfikowania, ponieważ tuż za
zakrętem zawsze wyłaniają się następne. Powstrzymanie zawierania
transakcji przez Simonsa było złamaniem ich partnerskiej umowy. Ax
zamierzał pozwać Simonsa do sądu.
– Zbyt długo mi rozkazywał! – pokrzykiwał.
Berlekamp starał się uspokoić Axa. Powiedział, że proces sądowy nie jest
najlepszym pomysłem. Że będzie kosztowny, długotrwały i może
zakończyć się niepomyślnie. Zresztą Simons miał dobry argument:
z technicznego punktu widzenia Axom handlował na rzecz spółki jawnej
kontrolowanej przez Simonsa, więc miał on prawo do decydowania
o przyszłości firmy.
Ax nie uświadamiał sobie, że Simons zmagał się z własnymi problemami.
Dzwonili do niego starzy przyjaciele i inwestorzy, zmartwieni ogromnymi
stratami. Niektórzy nie byli w stanie tego dłużej znosić i wycofywali
pieniądze. Simons, rozmawiając w biurze ze Strausem czy innymi
współpracownikami, był oschły. Wszyscy widzieli narastające straty
i nastroje w firmie coraz bardziej się psuły.
Simons doszedł do wniosku, że strategie Axa były zbyt proste. Powiedział
Axowi, że jedynym sposobem zapobieżenia ucieczce klientów i utrzymania
firmy przy życiu będzie ograniczenie transakcji długoterminowych, które
przyczyniły się do strat i równoczesne przekonanie inwestorów, że zostaną
stworzone nowe, doskonalsze taktyki.
Ax nie chciał o tym słyszeć. Wyprowadził się do Huntington Beach, by
uzyskiwać wsparcie od kolegów. Miał niewiele szczęścia. Straus nie chciał
stawiać tylko na jedną kartę – na Axa i – jak mówił – nie czuł się dobrze,
będąc w samym środku coraz bardziej zaciętej wojny zagrażającej zarówno
jego firmie, jak i karierze. Ax wpadł w szał.
– Jak możesz być tak nielojalny! – wykrzyczał do Strausa.
Straus nie wiedział, co odpowiedzieć.
– Siedziałem tutaj i głupio się czułem – dodał.
Simons
poświęcił
ponad
dziesięć
lat
na
wspieranie
traderów
i wypróbowywanie nowych podejść do inwestowania. Nie udało mu się
poczynić wielkich postępów. Baum się wypalił, Laufer nie za bardzo się
o to troszczył, a teraz wartość funduszu prowadzonego z Axem i Strausem
spadła do 20 milionów dolarów i straty wciąż rosły. Simons więcej czasu
poświęcał na różne aspekty swojego biznesu niż na same transakcje.
Wydawało się, że stracił serce do inwestowania. Straus i jego koledzy
obawiali się, że Simons może zamknąć firmę.
– Nie było jasne, czy Jim ma jeszcze jakąś nadzieję – mówi. – I czy
przetrwamy, czy będziemy się zwijać.
Gdy Straus wracał wieczorem do domu, wraz z żoną całymi godzinami
przygotowywali się na najgorsze, obliczając, ile zazwyczaj wydają
pieniędzy, licząc wszystkie zgromadzone oszczędności, a tuż obok, w ich
klitce, bawiło się dwoje ich małych dzieci. Rozmawiali o tym, dokąd
mogliby się przeprowadzić, gdyby Simons zamknął Axcom i zrezygnował
z handlu. W biurze narastał mur między Simonsem i Axem. Straus słuchał,
jak Ax wrzeszczy przez telefon na Simonsa i Silbera. Tego wszystkiego
było już za wiele.
– Idę na urlop – powiedział w końcu do Axa. – Twoi ludzie sobie z tym
poradzą.
=
Latem 1989 Ax poczuł się osaczony ze wszystkich stron. Korzystał
z pomocy podrzędnych prawników, pracujących tylko za prowizję od
wygranej sprawy. A Simons zatrudniał najlepszych nowojorskich
adwokatów. Stawało się jasne, że w tych potyczkach prawnych Simons
pokona Axa.
Pewnego dnia Berlekamp przedstawił Axowi swój pomysł.
– A może ja bym kupił udziały w firmie?
Prywatnie Berlekamp zaczynał myśleć, że potrafi przywrócić Axcom do
życia. Każdego miesiąca spędzał w firmie tylko jeden lub dwa dni
i zastanawiał się, jak by się jej wiodło, gdyby poświęcił całą swoją uwagę
doskonaleniu systemu transakcyjnego. Nikt nie wymyślił jeszcze, jak
zbudować system komputerowy do osiągania wielkich zysków. Może
Berlekamp będzie tym, który coś zrobi w tej dziedzinie.
– Byłem uzależniony od ćwiczeń intelektualnych – mówi.
Ax stwierdził, że nie ma lepszej oferty, więc zgodził się sprzedać
Berlekampowi większość swoich udziałów w Axcomie. Po sfinalizowaniu
transakcji Berlekamp posiadał 40 procent udziałów w firmie, pozostawiając
Strausowi i Simonsowi po 25 procent. Ax zachował 10 procent.
Ax zaszył się w swoim domu na całe miesiące. Rozmawiał tylko z żoną
i nielicznymi innymi osobami. W końcu rozpoczął powolną i niezwykłą
przemianę. Przeprowadził się wraz z żoną do San Diego, gdzie w końcu
nauczył się trochę odpoczywać. Pisał wiersze i zapisał się na kurs pisania
scenariuszy. Zrealizował nawet thriller science fiction zatytułowany Bots.
W sieci przeczytał artykuł naukowy na temat mechaniki kwantowej
napisany przez Simona Kochena i postanowił odnowić kontakt ze swoim
dawnym kolegą, który wciąż był wykładowcą w Princeton. Wkrótce
rozpoczęli wspólną pracę nad publikacjami naukowymi na temat
matematycznych aspektów mechaniki kwantowej2.
W życiu Axa pozostała pustka. Udało mu się odszukać miejsce pobytu
młodszego syna Briana. Pewnego dnia podniósł słuchawkę, by zadzwonić
do pokoju Briana w akademiku Uniwersytetu Browna w Providence
w Rhode Island. Nie rozmawiali ze sobą od ponad piętnastu lat.
– Cześć – zaczął niepewnie. – Tu James Ax.
Tego wieczoru przegadali wiele godzin. Była to pierwsza z serii długich
i intensywnych rozmów Axa z jego dwoma synami. Ubolewał, że porzucił
swoich chłopców. Uznał swoją winę i krzywdy, jakie wyrządził im swoim
gniewem. Synowie wybaczyli mu, uradowani, że ojciec znów będzie
obecny w ich życiu. Z czasem Ax nawiązał z synami bardzo bliską więź.
W roku 2003, po tym jak został dziadkiem, pogodził się z Barbarą, swoją
byłą żoną. Choć wydawało się to nieprawdopodobne, zostali przyjaciółmi.
Trzy lata później, w wieku sześćdziesięciu dziewięciu lat, Ax zmarł na
raka okrężnicy. Na nagrobku synowie kazali wygrawerować wzór
twierdzenia Axa-Kochena.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Naukowcy są ludźmi, często nawet za bardzo.Gdy pragnienia zderzają się z danymi,
dowody czasami przegrywają z emocjami.
Brian Keating, kosmolog, Losing the Nobel Prize
E
lwyn Berlekamp przejął ster w Medallionie latem 1989 roku, gdy
biznes inwestycyjny zaczął się rozkręcać. Dziesięć lat wcześniej
firmy finansowe wypracowywały około 10 procent zysków w gospodarce
Stanów Zjednoczonych. Teraz były na najlepszej drodze do podwojenia tej
liczby. Nastała epoka, która zasłynęła z chciwości i pobłażania sobie,
o czym można przeczytać w takich książkach, jak Jasne światła wielkiego
miasta (Jay’a McInerney’a) czy usłyszeć w piosence Madonny Material
Girl (Materialistka).
Nienasycony głód traderów, bankierów i inwestorów, by zdobywać
napędzające rynek informacje finansowe niedostępne dla ogółu – zjawisko
znane pod nazwą przewagi informacyjnej – pomagał podsycać zyski
osiągane na Wall Street. Okruchy informacji o mających się pojawić
ofertach przejęcia firm, zyskach czy nowych produktach były na wagę złota
w czasach schyłku epoki Reaganowskiej. Król śmieciowych obligacji
Michael Milken w latach 1983–1987 zgarnął ponad miliard dolarów
w formie wynagrodzenia, zanim dochodzenie w sprawie naruszenia prawa
obrotu giełdowego związane z wykorzystaniem wewnętrznej informacji
poufnej (ang. insider trading) zaprowadziło go do więzienia. Do niego
dołączyli inni, w tym bankier inwestycyjny Martin Siegel i trader Ivan
Boesky, który dokonał wymiany informacji o przejęciu spółki na walizki
wypakowane
setkami
tysięcy
dolarów
w
równiutkich
pakietach
studolarowych banknotów1. W roku 1989 Gordon Gekko, główny bohater
filmu Wall Street, stał się uosobieniem agresywnych w biznesie
i zarozumiałych zawodowców, którzy regularnie balansowali na krawędzi
uczciwości.
Berlekamp był swego rodzaju anomalią w kipiącym testosteronem
okresie, naukowcem nieużywającym prawie wcale soczystych plotek ani
gorących informacji. Nie za bardzo nawet wiedział, w jaki sposób różne
firmy wypracowywały swoje zyski i zupełnie nie był zainteresowany tym,
by się dowiedzieć.
Zbliżający się do czterdziestych dziewiątych urodzin Berlekamp pod
względem fizycznym również nie za bardzo przypominał panów świata
zgarniających łupy z Wall Street. Zaczął jednak doceniać sprawność
fizyczną. Przeszedł kilka ekstremalnych i niebezpiecznych diet i przejechał
kilka wyczerpujących tras rowerowych. W pewnym momencie schudł tak
bardzo, że sprawiał wrażenie wyniszczonego, co zmartwiło jego kolegów.
Lekko łysiejący, noszący okulary i schludną szpakowatą brodę Berlekamp
rzadko zakładał krawat, a w kieszonce na piersiach miał zwykle pięć
różnokolorowych długopisów marki BIC.
Wyróżniał się nawet wśród komputerowych nerdów zaczynających
zyskiwać uznanie w świecie biznesu. Gdy w roku 1989 wybrał się do
Carmel w Kalifornii na konferencję, by dowiedzieć się, w jaki sposób
maszyny mogą budować lepsze modele prognostyczne, wydawał się
najbardziej nieobecnym
uczestników tej imprezy.
myślami
profesorem
spośród
wszystkich
– Elwyn był trochę potargany, koszulę miał rozpiętą, trochę pogniecioną.
Gdy intensywnie o czymś myślał, wodził dookoła błędnym wzrokiem –
mówi Langdon Wheeler, który poznał Berlekampa na tej konferencji.
Później zaprzyjaźnił się z nim. – Ale był tak inteligentny, że przymykałem
oczy na te dziwactwa i chciałem się od niego uczyć.
W biurze Axcom Berlekamp lubił na długo odchodzić od tematu i wtrącać
niekończące się dygresje. Pracownicy mogli tylko załamywać nad tym ręce.
Kiedyś przyznał, że lubi, gdy 80 procent konwersacji stanowią jego
wypowiedzi. Ci, którzy go znali, twierdzili, że ta liczba jest
niedoszacowana. Jednak jego sława jako matematyka zapewniała mu
szacunek, a przekonanie, że Medallion może poprawić swoje wyniki,
napawało optymizmem.
Pierwszy plan działania Berlekampa zakładał przeniesienie firmy
w miejsce położone bliżej jego domu w Berkeley. Decyzję tę poparł Straus
i jego żona. We wrześniu 1989 roku Straus wynajął pomieszczenia biurowe
na dziewiątym piętrze zabytkowego, dwunastopiętrowego Wells Fargo
Building, pierwszego wieżowca w mieście, w odległości krótkiego spaceru
od Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Dostępne linie telefoniczne
miały zbyt małą przepustowość, by wystarczająco szybko przesyłać dane
o cenach, więc do transferu zmian cen kontraktów futures w czasie
rzeczywistym trzeba było zapewnić też możliwość korzystania z odbiornika
satelitarnego znajdującego się na wierzchołku Tribune Tower w pobliskim
Oakland. Miesiąc później okolice San Francisco nawiedziło trzęsienie ziemi
Loma Prieta, w którym zginęły sześćdziesiąt trzy osoby. Nowe biuro
Axcom nie ucierpiało jakoś szczególnie, ale połamały się regały i biurka,
zniszczone zostały książki i wyposażenie, a odbiornik satelitarny przewrócił
się. Nie był to pomyślny start dla firmy tradingowej rozpaczliwie starającej
się rozwinąć skrzydła.
Zespół czynił postępy. Berlekamp skupiał się na wdrożeniu niektórych
najbardziej obiecujących rekomendacji zlekceważonych wcześniej przez
Axa. Simons, zmęczony ciągnącymi się miesiącami kłótniami z Axem,
poparł ten pomysł.
– Wypróbujmy kilka pewniaków – powiedział Berlekamp do Simonsa.
Ax sprzeciwiał się wdrożeniu strategii częstszych transakcji
krótkoterminowych, bo między innymi obawiał się, że prowizje maklerskie
i inne koszty związane z podejściem opartym na szybkim i częstym
zawieraniu transakcji przewyższą możliwe do osiągnięcia zyski. Ax
obawiał się też, że szybki obrót spowoduje wzrost różnicy między ceną, po
jakiej będą się spodziewać realizacji transakcji, a ceną faktycznie
osiągniętą, sprawi, że trudno będzie osiągać zyski. Tego kosztu, zwanego
poślizgiem cenowym, Medallion nie potrafił mierzyć z wystarczającą
dokładnością.
Obawy były uzasadnione. Ich źródłem była niepisana zasada Wall Street:
nie zawieraj zbyt wielu transakcji. Oprócz związanych z tym kosztów,
krótkoterminowe
ruchy
zazwyczaj
przynosiły
niewielkie
zyski,
zadowalające nielicznych inwestorów. Po co tak ciężko pracować i tak
często zawierać transakcje, jeśli korzyści są tak ograniczone?
– To były rzeczy niepodlegające dyskusji – mówi Berlekamp.
Berlekamp nie pracował na Wall Street i był z natury sceptyczny wobec
odwiecznych dogmatów stworzonych przez ludzi, co do których miał
podejrzenia, że nie byli szczególnie wyrafinowani w swoich analizach.
Opowiadał się za bardziej krótkoterminowymi transakcjami. Zbyt wiele
długoterminowych decyzji firmy okazało się niewypałem, a największym
sukcesem Medallionu były transakcje krótkoterminowe, będące zasługą
prac Axa, Carmony i innych. Był sens w tym, żeby starać się spożytkować
ten sukces. Berlekamp wykorzystał też odpowiedni moment – większość
danych Strausa dotyczących dziennych zmian cen była już oczyszczona, co
ułatwiało opracowanie koncepcji krótkoterminowych transakcji.
Ich cel pozostawał niezmieniony: trzeba przeanalizować dane historyczne
o cenach i znaleźć w nich sekwencje, które mogą się powtórzyć, przy
założeniu, że w przyszłości inwestorzy będą zachowywać się podobnie.
Zespół Simonsa uważał, że jest to podejście pod pewnymi względami
podobne do handlu opartego na analizie technicznej. Establishment z Wall
Street na ogół uważał ten typ tradingu za coś z pogranicza czarnej magii,
ale Berlekamp i koledzy byli przekonani, że to może zadziałać, jeśli
zostanie zrobione w wyrafinowany, naukowy sposób, i tylko wtedy, gdy ich
operacje będą się skupiały na wahaniach krótkoterminowych, a nie na
trwających dłużej trendach.
Berlekamp twierdził też, że rzadkie kupowanie i sprzedawanie wzmacnia
konsekwencje każdego posunięcia. Jeśli kilka razy coś nie wypali, to cały
portfel będzie trzeba spisać na straty. Natomiast jeśli zawierać się będzie
dużo transakcji, każdy pojedynczy ruch stanie się mniej ważny, a tym
samym zmniejszy się ogólne ryzyko portfela.
Berlekamp i spółka liczyli na to, że Medallion będzie mógł działać
podobnie jak kasyno. Kasynom obsługującym codziennie wiele zakładów
wystarczy zysk tylko z nieco ponad połowy z nich. Dokładnie tego samego
oczekiwał zespół Axcom. Chciał, aby ich fundusz zawierał transakcje tak
często, że zapewni sobie wielkie zyski, gdy wypali choćby nieznaczna ich
większość. Z niewielką przewagą statystyczną prawo wielkich liczb będzie
działało na ich korzyść, podobnie jak dzieje się to w kasynach.
– Jeśli dużo handlujesz, wystarczy, że masz rację tylko w 51 procentach
sytuacji – przekonywał Berlekamp kolegów. – Potrzebujemy choćby
niewielkiej korzyści z każdej transakcji.
Analizując swoje dane w poszukiwaniu pomysłów na krótkoterminowe
strategie mogące udoskonalić model transakcyjny Medallionu, grupa
zaczęła zauważać pewne intrygujące osobliwości na rynku. Ceny pewnych
inwestycji często spadały tuż przed ogłoszeniem określonych raportów
gospodarczych i rosły tuż po ich publikacji, ale nie zawsze rosły przed i nie
zawsze spadały po tych wydarzeniach. Z jakiegoś powodu zachowanie takie
nie miało miejsca w przypadku publikacji przez amerykański Departament
Pracy danych o zatrudnieniu i innych wskaźnikach. Dysponowała też
wystarczającą ilością danych, by wskazać, kiedy wystąpienie tego zjawiska
jest najbardziej prawdopodobne, więc model mógł rekomendować zakupy
tuż przed publikacją raportów i sprzedaż niemal natychmiast po.
Prowadząc dalsze poszukiwania, Berlekamp zadzwonił do Henry’ego
Laufera, który zgodził się poświęcić więcej czasu na pomoc Simonsowi
w restrukturyzacji Medallionu po odejściu Axa. Laufer pracował
w przyziemiu biura Simonsa na Long Island z kilkoma asystentami ze
Stony Brook, starając się przerobić model transakcyjny Medallionu tak, jak
robili to Berlekamp i Straus w Berkeley.
Przekopując dane Strausa, Laufer odkrył pewne powtarzające się
sekwencje transakcji uzależnione od dnia tygodnia. Na przykład ceny
w poniedziałek często były powieleniem cen z piątku, podczas gdy we
wtorki można było zaobserwować odwrócenie wcześniejszych trendów.
Laufer odkrył też, jak na podstawie transakcji zawieranych w bieżącym
dniu można przewidzieć, co się będzie działo nazajutrz, nazywając to
efektem dwudziestu czterech godzin. Medallion zaczął kupować instrumenty
pod koniec dnia w piątki, jeśli istniał trend skłaniający do wyprzedaży, by
sprzedawać je wczesnym rankiem w poniedziałek, wykorzystując efekt
weekendu.
Simons i jego współpracownicy naukowi nie byli przekonani do
poświęcania czasu na proponowanie i testowanie własnych intuicyjnych
pomysłów na transakcje. Woleli, aby to dane wskazywały im anomalie
sygnalizujące szansę na zysk. Nie uważali też, że zastanawianie się,
dlaczego takie zjawiska występują, ma sens. Liczyło się tylko to, że
zdarzały się wystarczająco często, by znaleźć się w ich zaktualizowanym
systemie transakcyjnym i by je przetestować, czy nie są tylko statystyczną
fluktuacją.
Mieli teorię. Berlekamp wraz ze współpracownikami sformułował tezę, że
osoby miejscowe, ludzie handlujący na parkiecie, kupujący i sprzedający
kontrakty towarowe i obligacje dla utrzymania funkcjonowania rynku, lubią
na koniec tygodnia handlowego iść do domu bez kontraktów futures
w portfelu, aby uchronić się przed sytuacją, w której złe wiadomości
z weekendu przyniosą im straty. Podobnie maklerzy na parkietach giełd
towarowych wydawali się redukować swoje pozycje na kontraktach futures
przed publikowaniem raportów gospodarczych, by uniknąć możliwości, że
nieoczekiwana wiadomość zmasakruje ich portfel.
Ci traderzy odbudowywali swoje pozycje zaraz po weekendzie albo po
publikacji raportów, co przyczyniało się do odbicia cen. System Medallionu
kupował, gdy maklerzy sprzedawali i odsprzedawał im swoje inwestycje,
gdy czuli się bardziej komfortowo i akceptowali ryzyko.
– Nasz biznes jest jak ubezpieczenia – powiedział Berlekamp do Strausa.
Osobliwości na rynkach walutowych stwarzały dodatkowe atrakcyjne
trendy. Szczególnie duże szanse wydawała się oferować marka niemiecka.
Gdy jednego dnia jej wartość rosła, istniało trochę zaskakujące
prawdopodobieństwo, że podobnie będzie również w dniu następnym.
A gdy spadała, to często spadała również następnego dnia. Wydawało się,
że nie ma znaczenia, czy zespół sprawdzał korelacje w skali miesiąca,
tygodnia, dnia czy nawet godziny. Marka niemiecka wykazywała
niespotykaną skłonność do kontynuowania trendu z jednego okresu na
następny. Trendy te utrzymywały się dłużej, niż można się było
spodziewać.
Rzucając monetą, mamy 25 procent szans, że w dwóch kolejnych rzutach
z rzędu wypadnie orzeł, ale nie ma żadnej korelacji pomiędzy wynikiem
jednego i drugiego rzutu. Straus, Laufer i Berlekamp wykazali, że korelacja
zmian cen marki niemieckiej w dwóch kolejnych okresach wynosi aż 20
procent, co oznacza, że taka sekwencja występowała w więcej niż połowie
prób. Zespół znalazł też korelacje cen w kolejno następujących po sobie
okresach na poziomie około 10 procent w przypadku innych walut, 7
procent w przypadku złota, 4 procent w przypadku wieprzowiny i innych
surowców, a tylko 1 procenta w przypadku akcji.
– Wydawało się, że skala czasu nie ma tutaj znaczenia – powiedział
pewnego dnia do kolegi zaskoczony Berlekamp. – Zawsze widać tę samą
anomalię statystyczną.
Korelacje między kolejnymi okresami nie powinny występować z żadną
częstotliwością, a przynajmniej tak twierdziła większość ówczesnych
ekonomistów zgadzających się z hipotezą rynku efektywnego. Zgodnie
z tym poglądem nie ma możliwości, by wygrać z rynkiem przy
wykorzystaniu nieregularności w zmianie cen – one nie powinny istnieć.
Akademicy twierdzili, że gdy tylko zostaną odkryte jakieś nieregularności,
inwestorzy powinni wkroczyć, by je zniwelować.
Sekwencje zauważalne w handlu marką niemiecką – i jeszcze silniejsze
korelacje odkryte w przypadku jena – były tak niespodziewane, że grupa
odczuła potrzebę zrozumienia, dlaczego coś takiego mogło się zdarzyć.
Straus znalazł artykuły naukowe, których autorzy twierdzili, że globalne
banki centralne nie lubią nagłych zmian cen walut, gdyż może to
spowodować zakłócenia w gospodarce, więc wkraczają, by powstrzymać
gwałtowne zmiany w każdym kierunku, co sprawia, że trendy zostają
rozciągnięte na dłuższe okresy. Dla Berlekampa długi czas podejmowania
decyzji przez takie duże spółki jak Eastman Kodak wskazywał na to, że siły
ekonomiczne odpowiedzialne za zmiany cen walut działały przez wiele
miesięcy.
– Ludzie trzymają się swoich przyzwyczajeń dłużej niż powinni –
powiedział Berlekamp.
Zarabianie na zmianie cen walut było jednym z elementów miksu różnych
strategii inwestowania, nazywanego w dopiero powstającym żargonie firmy
wymienialnymi efektami (ang. tradeable effects). Berlekamp, Laufer
i Straus całymi miesiącami drążyli swoje dane i przyklejeni przez wiele
godzin do komputerów badali, jak ceny reagują na dziesiątki tysięcy
wydarzeń na rynku. Simons kontaktował się z nimi codziennie, osobiście
albo telefonicznie, dzieląc się własnymi pomysłami na udoskonalenie
systemu transakcyjnego i zachęcając zespół do koncentracji na odkrywaniu
niezauważanych przez innych – jak to nazywał – „subtelnych anomalii”.
Oprócz powtarzających się sekwencji, które wydawały się mieć sens,
system stworzony przez Berlekampa, Strausa i Laufera wychwycił też na
różnych rynkach trudno dostrzegalne prawidłowości niemające
oczywistego wyjaśnienia. Te trendy i osobliwości pojawiały się tak szybko,
że były niezauważalne dla większości inwestorów. Były tak słabe, że grupa
zwykła nazywać je duchami, ale powtarzały się na tyle często, że warto
było dodać je do „miksu” ich pomysłów na transakcje. Simons zmienił
zdanie: przestało się liczyć dlaczego, lecz ważne jest tylko to, czy
transakcje przynoszą zamierzony efekt.
Badacze
pracujący
nad
identyfikacją
istotnych
elementów
w historycznym zachowaniu rynku mieli w ręku wielką przewagę: dużo
dokładniejsze informacje o cenach niż ich rywale. Przez całe lata Straus
gromadził gęste dane powiązane ze zmieniającym się w ciągu dnia
wolumenem i cenami różnych kontraktów futures, nawet jeśli większość
inwestorów ignorowała takie detale. Do roku 1989 Axcom na ogół,
podobnie jak większość pozostałych inwestorów, opierał się na danych
z otwarcia i zamknięcia i do tego czasu większość zgromadzonych przez
Straussa danych o zmianach zachodzących w ciągu dnia była raczej
bezużyteczna. Jednak im nowocześniejsze komputery o coraz większej
mocy obliczeniowej pojawiały się w ich biurze, coraz większy
współczynnik MIPS (miliony instrukcji na sekundę) pozwalał coraz
szybciej analizować wszystkie dane o cenach, znajdujące się w zbiorach
Straussa i generować z danych o transakcjach tysiące obserwacji,
statystycznie mających istotne znaczenie dla wyszukiwania wcześniej
niezauważonych prawidłowości w ruchach cen.
– Zdaliśmy sobie sprawę, że zapisywaliśmy dane ze wszystkich
momentów w ciągu dnia – mówi Straus. – Nie były one idealnie
oczyszczone, ale były dużo bardziej wiarygodne i bogate od tych, których
używali inni.
=
Pod koniec roku 1989, po około sześciu miesiącach pracy, Berlekamp i jego
koledzy byli już dość pewni, że ich przebudowany system transakcyjny –
skupiający się na surowcach, walutach i rynkach obligacji – może
prosperować. Niektóre z ich anomalii i trendów trwały przez wiele dni, inne
pojawiały się tylko na kilka godzin lub minut, ale Berlekamp i Laufer byli
pewni, że ich udoskonalony system potrafi wykorzystać takie okazje. Grupa
miała kłopoty z rzetelnym opisaniem trendów na rynku akcji, ale wydawało
się, że to nie miało znaczenia, bo na innych rynkach znalazła wystarczająco
dużo możliwości.
Niektóre zidentyfikowane przez nich sygnały do zawarcia transakcji nie
były szczególnie nowe czy wyrafinowane. Jednak wielu traderów je
lekceważyło. Albo dane zjawisko objawiało się nie częściej niż w 50
procentach przypadków, albo nie widzieli w nim potencjalnego zysku, który
przewyższałby
koszty
transakcyjne.
Inwestorzy
wciąż
poszukiwali
możliwości większego zarobku, podobnie jak rybacy ignorują gupiki
złapane do ich sieci, licząc na większą rybę. Grupa Medallionu zrozumiała
jednak, że warto zatrzymać wszystkie złowione gupiki.
Pod koniec roku 1989 firma wdrożyła nowe podejście w odniesieniu do
27 milionów dolarów wciąż zarządzanych przez Simonsa. Rezultaty były
niemal natychmiastowe, co wprawiło w osłupienie prawie wszystkich
pracowników biura. Zawierali więcej transakcji niż kiedykolwiek, skracając
czas przetrzymywania inwestycji w Medallionie z jednego tygodnia do
półtora dnia i niemal codziennie osiągając zyski.
Nagle pojawiły się jednak problemy. Można było zauważyć, że za
każdym razem, gdy Medallion kupował lub sprzedawał dolary kanadyjskie,
tracił na takiej transakcji. Niemal każda z nich okazywała się niewypałem.
Wydawało się, że to nie ma sensu – model podpowiadał, że Medallion
powinien zarobić jakieś pieniądze, ale okazywało się, że wciąż tracił.
Pewnego dnia Berlekamp podzielił się swoim zmartwieniem z Simonsem,
który zadzwonił do tradera handlującego na parkiecie giełdy chicagowskiej
– Chicago Board of Trade – aby porozmawiać z nim o tym problemie.
– To nie wiesz, Jim? – odpowiedział makler i zaśmiał się. – Ci faceci to
hochsztaplerzy.
Tylko trzech traderów na giełdzie zajmowało się kontraktami futures na
dolara kanadyjskiego i kolaborowali oni ze sobą, aby wykorzystywać
naiwność klientów, chcących zawierać z nimi transakcje. Gdy Simons
i spółka wysyłali zlecenie kupna, brokerzy dzielili się tą informacją
z maklerami, którzy natychmiast kupowali na swój rachunek kontrakty na
dolara kanadyjskiego, minimalnie podnosząc cenę przed sprzedażą
Simonsowi, a różnicę zgarniając dla siebie. Przeciwny zabieg wykonywali,
gdy Medallion sprzedawał: nieznaczne różnice w cenie wystarczały, aby
transakcje na dolarze kanadyjskim przyniosły stratę. To był jeden
z najstarszych trików na Wall Street. Berlekamp i jego akademiccy koledzy
nie byli jednak świadomi tych praktyk. Simons natychmiast wyeliminował
kontrakty na dolary kanadyjskie z systemu transakcyjnego Medallionu.
Kilka miesięcy później, na początku roku 1990, Simons zadzwonił do
Berlekampa z jeszcze bardziej niepokojącymi wiadomościami.
– Pojawiły się plotki, że Stotler ma problemy – powiedział z obawą
w głosie.
Berlekamp zaniemówił. Każda pozycja Medallionu była księgowana
w Stotler Group, firmie zajmującej się transakcjami na surowcach,
kierowanej przez Karstena Mahlmanna, wysoko postawionego oficjela
Chicago Board of Trade. Berlekamp i inni uważali firmę Stotler za
najbezpieczniejsze i najbardziej wiarygodne biuro maklerskie w Chicago.
Jeśli Stotler zbankrutuje, to ich rachunek zostanie zamrożony. Załatwienie
wszystkiego zajmie zapewne kilka tygodni i w tym czasie dziesiątki
milionów dolarów zamrożonych w kontraktach futures będzie nie do
ruszenia, co najprawdopodobniej doprowadzi do druzgocących strat.
Kontakty Strausa na giełdzie potwierdziły, że Stotler jest mocno zadłużony,
co jeszcze bardziej zwiększyło nerwowość.
Były to jednak tylko plotki. Przeniesienie wszystkich operacji
i rachunków do innych brokerów byłoby kłopotliwe, czasochłonne
i kosztowałoby Medallion dużo pieniędzy, tak jak kosztowna była jego
restrukturyzacja. Stotler od dawna był zaliczany do najpotężniejszych
i najbardziej prestiżowych firm w tym biznesie, więc można było
przypuszczać, że przetrwa każdą burzę. Berlekamp powiedział Simonsowi,
że nie jest pewien, co powinni zrobić.
Simons nie mógł zrozumieć jego niezdecydowania.
– Elwyn, gdy czujesz dym, wychodzisz do diabła! – powiedział.
Straus zamknął rachunek maklerski i przeniósł wszystkie ich pozycje do
innego biura. Kilka miesięcy później Mahlmann zrezygnował z pełnienia
funkcji w firmie Stotler i w Chicago Board of Trade, a dwa dni później
Stotler złożył wniosek o ogłoszenie upadłości. Ostatecznie organy
nadzorcze oskarżyły firmę o oszustwa.
Simons i jego firma ledwo uniknęli zguby.
=
Przez większość roku 1990 zespół Simonsa właściwie nie popełniał błędów
i funkcjonował tak, jakby po dziesięciu latach żmudnych poszukiwań
odkrył magiczną formułę. Zamiast zawierać transakcje tylko na otwarciu
i zamknięciu każdego dnia handlowego, Berlekamp, Laufer i Straus
zawierali transakcje również w południe. Ich system opierał się
w większości na inwestycjach krótkoterminowych. Transakcje
długoterminowe stanowiły jedynie około 10 procent ich operacji.
Pewnego razu – jednego dnia – Axcom zarobił ponad milion dolarów – po
raz pierwszy. Simons nagrodził zespół szampanem, by wznieśli kieliszki,
tak jak pracownicy IDA po znalezieniu rozwiązania trudnego problemu.
Jednodniowe zyski stały się tak częste, że picie wymknęło się trochę spod
kontroli. Simons musiał zarządzić, że szampan będzie podawany tylko
wtedy, gdy dzienny zwrot wyniesie co najmniej 3 procent, co było zmianą,
która tylko nieznacznie pomogła uchronić zespół od zawrotu głowy.
Mimo tych osiągnięć niewiele osób spoza biura okazywało szacunek dla
tego, co zrobiła grupa. Gdy Berlekamp wyjaśnił metody stosowane przez
firmę studentom biznesu na kampusie w Berkeley, niektórzy wyśmiali go.
– Uważali nas za dziwaków z niepoważnymi pomysłami – mówi
Berlekamp.
Koledzy profesorowie byli na tyle uprzejmi, że nie krytykowali i nie
wyrażali swojego sceptycyzmu, przynajmniej wtedy, gdy można było ich
usłyszeć. Ale Berlekamp wiedział, co o tym myślą.
– Koledzy unikali lub uchylali się od komentowania – mówi.
Simons nie zwracał uwagi na niedowiarków. Zyski umacniały go
w przekonaniu, że zautomatyzowany system tradingowy może pobić rynek.
– Tu jest naprawdę wielka szansa – powiedział do Berlekampa, tryskając
coraz większym entuzjazmem.
Medallionowi w roku 1990 udało się osiągnąć zyskowność na poziomie
55,9 procent, co było spektakularnym sukcesem w porównaniu z czterema
procentami w poprzednim roku. Szczególne wrażenie robiły te zyski
w kontekście dość wysokich prowizji pobieranych przez fundusz,
sięgających pięciu procent* wartości zarządzanych aktywów i 20 procent
ogółu zysków generowanych przez fundusz.
* Prowizja w wysokości 5 procent została ustalona w roku 1988, gdy Straus
powiedział Simonsowi, że potrzebuje około 800 tysięcy dolarów, by zarządzać
firmowym systemem komputerowym i pokrywać pozostałe koszty operacyjne –
było to 5 procent z 16 milionów dolarów, którymi wówczas zarządzał fundusz.
Wysokość tej prowizji wydawała się Simonsowi akceptowalna, więc utrzymywał
ją na niezmienionym poziomie, gdy firma urosła.
Jeszcze mniej więcej rok wcześniej Simons był zaangażowany
w poboczny biznes równie mocno, co w fundusz hedgingowy. Teraz był już
przekonany, że jego zespół w końcu jest na drodze do czegoś wyjątkowego
i chciał odegrać w tym większą rolę. Wciąż dzwonił i dzwonił do
Berlekampa. Niemal codziennie.
Na początku sierpnia w roku, w którym Irak zaatakował Kuwejt, co
spowodowało gwałtowny wzrost cen złota i ropy naftowej, Simons
zadzwonił do Berlekampa, zachęcając go, by do systemowego miksu dodał
kontrakty futures na złoto i ropę.
– Elwyn, patrzyłeś na złoto?
Okazało się, że Simons wciąż sam też handlował, wykorzystując analizę
techniczną w odniesieniu do różnych surowców. Chciał podzielić się
swoimi spostrzeżeniami, bo zauważył sygnały wzrostu w inwestycjach
w złoto.
Berlekamp jak zwykle uprzejmie wysłuchał jego rady, zanim powiedział
Simonsowi, że najlepiej byłoby pozwolić działać modelowi i unikać
korygowania algorytmów, które dotychczas tak dobrze się sprawdzały.
– W porządku, rób to, co robiłeś do tej pory – powiedział Simons.
Chwilę później złoto wystrzeliło jeszcze wyżej, więc Simons znowu
zadzwonił. – Poszło jeszcze wyżej, Elwyn!
Berlekamp był skonsternowany. To przecież Simons nalegał, aby
stworzyć skomputeryzowany system transakcyjny wolny od ludzkiej
ingerencji, to także Simons chciał opierać się na metodach naukowych,
wykorzystując niezauważone przez innych anomalie, niż stosować zgrubne
wykresy i kierować się instynktem. Berlekamp, Laufer i reszta zespołu
z
zaangażowaniem
pracowała
nad
możliwie
najpełniejszym
wyeliminowaniu ludzkiej ingerencji z decyzji inwestycyjnych, a teraz
Simons mówi, że ma dobre przeczucie odnośnie do cen złota i chce, by
ulepszać system?
– Jim był przekonany, że funduszem należy zarządzać w sposób
metodyczny, ale gdy miał czas, robił zamieszanie i poświęcał od pięciu do
dziesięciu godzin tygodniowo na handel złotem lub miedzią, myśląc, że
czegoś się uczy – mówi Berlekamp.
Podobnie jak wcześniej Baum i Ax, Simons nie potrafił oprzeć się pokusie
reagowania na wiadomości.
Berlekamp bronił się przed tym.
– Tak jak powiedziałem, Jim, nie będziemy korygować naszych pozycji –
zirytował się pewnego dnia.
Odkładając słuchawkę, powiedział do kolegi – To system określi, czym
będziemy handlować.
Simons nigdy nie dawał zlecenia na większe transakcje, ale zmusił
Berlekampa do kupna kilku opcji call na ropę naftową, by były
„ubezpieczeniem” na wypadek wzrostu cen, gdy w Zatoce Perskiej zaczęła
się wojna, a później, gdy konflikt nadal narastał, zmniejszył pozycje
funduszu o jedną trzecią.
Simons odczuwał potrzebę, by wyjaśnić te korekty klientom.
– Nadal musimy polegać na ludzkich osądach i ręcznej interwencji, by
radzić
sobie
z
drastycznymi,
nagłymi
zmianami
–
wyjaśnił
w comiesięcznym liście do inwestorów.
Simons nadal nieustannie dzwonił do Berlekampa, który był tym coraz
bardziej poirytowany.
– Pewnego dnia zadzwonił do mnie cztery razy – mówi. – To było
denerwujące.
Simons znów zadzwonił, tym razem chciał powiedzieć Berlekampowi, że
chce, aby zespół badawczy powrócił na Long Island. Udało mu się ściągnąć
z powrotem Laufera, który powrócił do pracy w zespole na pełny etat,
a Simons chciał odgrywać większą rolę w zarządzaniu inwestowaniem.
Twierdził, że na Long Island będą wszyscy razem. Berlekampowi
i Strausowi nie spodobał się ten pomysł.
Mijał rok i Simons powtarzał Berlekampowi, że fundusz, który wówczas
zarządzał inwestycjami o wartości około 40 milionów dolarów, powinien
mieć lepsze wyniki. Entuzjastycznie odnosił się do ostatnich ulepszeń
modelu i był przekonany, że Medallion stoi u progu wyjątkowego sukcesu.
– Popracujmy nad systemem – powiedział pewnego dnia. – W przyszłym
roku powinniśmy urosnąć o 80 procent.
Berlekamp nie wierzył w to, co słyszał.
– Pod pewnymi względami mamy szczęście – powiedział do Simonsa,
mając nadzieję, że trochę ostudzi jego entuzjazm.
Odkładając słuchawkę, Berlekamp zdenerwowany pokręcił głową. Zyski
Medallionu już teraz były rewelacyjne. Miał wątpliwości, czy fundusz
hedgingowy może utrzymać takie tempo wzrostu, nie mówiąc już o dalszej
poprawie wyników.
Simons wciąż miał nowe oczekiwania. Chciał poszerzać zespół, kupować
dodatkowe anteny satelitarne do ustawienia na dachu i wydawać na inne
inwestycje
infrastrukturalne
skomputeryzowanego systemu
umożliwiające
dalsze
doskonalenie
transakcyjnego, z którego
korzystał
Medallion. Poprosił Berlekampa, aby ten dołożył się do pokrycia nowych
wydatków.
Ta presja zmęczyła Berlekampa. Wciąż był jeszcze profesorem na
niepełnym etacie w Berkeley, a prowadzenie zajęć ze studentami sprawiało
mu większą przyjemność niż kiedykolwiek wcześniej, prawdopodobnie
dlatego, że nikt tam nie patrzył mu cały czas przez ramię.
– Jim często dzwonił, a mnie bardziej cieszyła dydaktyka – wyjaśnia.
Stało się to nie do zniesienia. W końcu zadzwonił do Simonsa
z propozycją.
– Jim, jeśli myślisz, że urośniemy o 80 procent, a ja, że damy radę o 30
procent, to zapewne myślisz, że firma jest warta dużo więcej niż mi się
wydaje – powiedział. – Więc dlaczego nie odkupisz ode mnie moich
udziałów?
Simons właśnie to zrobił. W grudniu 1990 roku spółka Axcom została
rozwiązana; Simons odkupił za gotówkę udziały Berlekampa, a Straus i Ax
zamienili swoje udziały w Axcomie na udziały w firmie Renaissance, która
zaczęła zarządzać funduszem Medallion. Berlekamp wrócił na pełen etat do
nauczania i prowadzenia badań naukowych w Berkeley, sprzedając swoje
udziały w Axcom za cenę sześciokrotnie wyższą od tej, którą zapłacił
szesnaście miesięcy wcześniej, co wydało mu się rozbojem w biały dzień.
– Nigdy nie przyszło mi do głowy, że przebijemy sufit – mówi
Berlekamp.
Później sam założył firmę inwestycyjną Berkeley Quantitative*, która na
własny rachunek handlowała kontraktami futures. W pewnym momencie
zarządzała środkami o wartości przewyższającej 200 milionów dolarów.
Firma została zamknięta w roku 2012 po tym, jak zaczęła osiągać bardzo
przeciętne wyniki.
* Słowo „Quantitative” w nazwie firmy sugerowało, że była to firma zaangażowana
w inwestowanie ilościowe – przyp. tłum.
– Zawsze najbardziej byłem motywowany ciekawością – mówi
Berlekamp. – Jim skupiał się na pieniądzach.
Wiosną 2019 roku Berlekamp zmarł w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat.
Przyczyną śmierci były komplikacje związane ze zwłóknieniem płuc.
=
Berlekamp, Ax i Baum – wszyscy trzej odeszli z firmy, ale Simons nie był
tym szczególnie zmartwiony. Był pewny, że stworzył niezawodny sposób
inwestowania przy wykorzystaniu komputerów i algorytmów typujących
transakcje na kontraktach na surowce, obligacjach i walutach metodą, którą
można uznać za bardziej naukową i wyrafinowaną wersję analizy
technicznej,
która
wiązała
się
z
poszukiwaniem
niezauważonych
prawidłowości na rynku.
Simons był jednak matematykiem i nie do końca rozumiał historię
inwestowania. Nie uświadamiał sobie, że jego podejście nie było aż tak
oryginalne, jak mu się wydawało. Nie był również świadomy tego, jak
wielu traderów poległo na stosowaniu analogicznych metod. Z kolei
niektórzy stosujący podobne taktyki nawet znacznie go wyprzedzali.
Chcąc naprawdę podbić rynki finansowe, Simons musiał pokonać szereg
przeszkód, których istnienia na swojej drodze nawet sobie nie uświadamiał.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
T
ym, co tak bardzo ekscytowało Simonsa pod koniec 1990 roku, było
uświadomienie sobie, że historyczne prawidłowości mogą stać się
podstawą do budowy modeli komputerowych zdolnych do identyfikowania
trudnych do zauważenia i trwających trendów rynkowych, co umożliwiało
przewidywanie przyszłości na podstawie przeszłości. Od dawna tak uważał,
ale ostatnio osiągnięte wielkie zyski przekonały go, że to jest naprawdę
dobre podejście.
Simons nie poświęcił jednak zbyt dużo czasu na zgłębianie historii
finansów. Gdyby to zrobił, mógłby sobie uświadomić, że jego podejście nie
było szczególnie nowatorskie. Od stuleci spekulanci stosowali różne formy
rozpoznawania prawidłowości, opierając się na metodach podobnych do
niektórych działań Renaissance’u. To, że wiele z tych barwnych postaci
marnie skończyło lub okazało się zwykłymi szarlatanami, nie wróżyło
dobrze Simonsowi.
Korzenie stylu inwestowania, który przyjął Simons, sięgały czasów
babilońskich, kiedy pierwsi handlarze zapisywali na glinianych tabliczkach
ceny jęczmienia, daktyli i innych płodów rolnych w nadziei, że potrafią na
tej podstawie przewidzieć przyszłe ruchy cen. W połowie XVI wieku
niemiecki kupiec z Norymbergi, Christopher Kurz, zyskał rozgłos
z
powodu
swojej
domniemanej
zdolności
przewidywania
w dwudziestojednodniowej perspektywie cen cynamonu, pieprzu i innych
przypraw. Podobnie jak większość ówczesnego społeczeństwa, Kurz opierał
się na astrologii, ale próbował wykorzystywać także sygnały wynikające
z analizy przeszłości, wymyślając różne dość wiarygodne reguły, na
przykład takie, że ceny często zmieniają się w ramach długotrwałych
trendów.
Osiemnastowieczny japoński kupiec i spekulant handlujący ryżem,
Munehisa Homma, znany jako „bóg rynku”, wynalazł metodę tworzenia
wykresów, na których zaznaczane były poziomy, jakie osiągały ceny
otwarcia i zamknięcia oraz najwyższe i najniższe ceny na krajowych
giełdach ryżu w jakimś ustalonym okresie. Wykresy Hommy, w tym
klasyczne wykresy świecowe, były podstawą powstania pierwszej, dość
wyszukanej strategii handlowej, zwanej strategią powrotu do średniej.
Homma twierdził, że rynkami rządzą emocje i że „spekulanci powinni
nauczyć się szybko akceptować straty i pozwalać narastać zyskom”. Była to
taktyka, którą mieli przyjąć późniejsi traderzy1.
W latach 30. XIX wieku brytyjscy ekonomiści sprzedawali inwestorom
wymyślne wykresy zmian cen. Później, również w XIX wieku,
amerykański dziennikarz Charles Dow, który wymyślił indeks Dow Jones
Industrial Average i pomógł w założeniu „Wall Street Journal”, wykorzystał
matematykę do opracowywania różnych hipotez rynkowych, dzięki którym
narodziła się nowoczesna analiza techniczna, opierająca się na sporządzaniu
wykresów trendów cenowych, wolumenów obrotu i innych czynników.
Na początku XX wieku prognosta finansowy William D. Gann zyskał
zagorzałych zwolenników, pomimo wątpliwej natury swoich dokonań.
Legenda głosi, że urodził się w ubogiej rodzinie baptystów na plantacji
bawełny w Teksasie. Przerwał naukę w szkole podstawowej, by pomagać
swojej rodzinie w pracach polowych, a całe wykształcenie zdobywał
w lokalnym składzie bawełny. W końcu trafił jednak do Nowego Jorku,
gdzie w 1908 roku otworzył firmę brokerską. Był uznawany za kogoś, kto
potrafi umiejętnie odczytywać wykresy z cenami oraz precyzyjnie
identyfikować i prognozować cykle i przepowiadać powrót do poprzednich
poziomów.
W swoich działaniach kierował się wersetem z Księgi Koheleta: „To, co
było, jest tym, co będzie… więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem”*.
Według Ganna to zdanie sugerowało, że odniesienia do punktów
historycznych stanowią klucz do osiągania zysków z handlu. Jego renoma
rosła, częściowo dlatego, że podobno w ciągu jednego miesiąca inwestując
130 dolarów zarobił 12 tysięcy dolarów. Wyznawcy przypisywali Gannowi
przepowiedzenie wszystkiego, począwszy od Wielkiego Kryzysu, po atak
na Pearl Harbor.
* To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie;
więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. – Stary Testament, Księga Koheleta,
wers 9, Biblia Tysiąclecia (przyp. tłum.).
Gann doszedł do wniosku, że wszystkimi aspektami życia rządzi
uniwersalny, naturalny porządek – coś, co nazwał prawem wibracji – oraz
że do przewidywania cen rynkowych można wykorzystać ciągi
geometryczne i kąty. Analiza Ganna do dziś pozostaje dość popularną
gałęzią analizy technicznej.
Jednak sukcesy inwestycji Ganna nigdy nie zostały poparte odpowiednimi
dowodami. Jego zwolennicy zdawali się nie zauważać pewnych
kolosalnych wpadek. Na przykład w roku 1936 Gann powiedział – Jestem
przekonany, że indeks Dow Jones Industrial Average nigdy nie sprzeda się
już po 386 – mając na myśli, że już nigdy nie osiągnie on tego poziomu. Ta
przepowiednia nie wytrzymała jednak próby czasu. Fakt, że Gann napisał
osiem książek i wydawał codziennie biuletyn inwestycyjny, a pomimo to
udawało mu się nie ujawniać zbyt wielu szczegółów swojego podejścia do
zawierania transakcji oraz – jak twierdzą niektórzy, umierając miał majątek
wart tylko 100 tysięcy dolarów, rodzi inne pytania2.
– Był swego rodzaju finansowym astrologiem – podsumowuje Andrew
Lo, profesor z MIT Sloan School of Management.
Kilkadziesiąt lat później Gerald Tsai junior, obok innych taktyk,
wykorzystał analizę techniczną, by pod koniec szalonych lat 60. stać się
najbardziej wpływowym inwestorem. Tsai zyskał rozgłos w Fidelity
Investments, gdzie zarobił fortunę na akcjach, stosując strategię
momentum.
Został
pierwszym
zarządzającym
funduszem
spółek
wzrostowych. Później założył własną firmę Manhattan Fund, jedną
z najgorętszych firm inwestycyjnych ówczesnych czasów. Tsai zbudował
„centrum dowodzenia” wypełnione przesuwającymi się i obracającymi
wykresami, przedstawiającymi na bieżąco setki średnich, wskaźników
i oscylatorów. Utrzymywał w nim stałą niską temperaturę 55°F (12,8°C), by
trzej pełnoetatowi pracownicy mający uzupełniać dane mogli zachować
najwyższą sprawność umysłową i maksymalny poziom czujności.
Manhattan Fund zbankrutował na zniżkującym w latach 1969–1970
rynku, a jego wyniki i metody stały się pośmiewiskiem. Tsai już wcześniej
sprzedał fundusz firmie ubezpieczeniowej i zajmował się przekształceniem
Primerica, firmy świadczącej usługi finansowe w kluczowy element
bankowej potęgi, jaką stała się Citigroup3.
Z czasem traderzy kierujący się analizą techniczną stali się obiektem
drwin. Ich strategie uważano w najlepszym wypadku za zbyt uproszczone
i niewyszukane, a w najgorszym – za naukę voodoo. Pomimo drwin wielu
inwestorów nadal analizowało wykresy opisujące rynki finansowe,
poszukując formacji głowy i ramion oraz innych znanych konfiguracji
i prawidłowości. Niektórzy czołowi współcześni traderzy, w tym Stanley
Druckenmiller, wykorzystują wykresy do potwierdzenia różnych hipotez
inwestycyjnych. Profesor Lo i inni twierdzą, że analitycy techniczni byli
„prekursorami” inwestowania ilościowego. Ich metody nigdy nie zostały
jednak poddane niezależnym i dokładnym testom, a większość stosowanych
przez nich zasad była wynikiem tajemniczych kombinacji ludzkiego
rozpoznawania obrazów i rozsądnie brzmiących reguł kciuka. Pojawiały się
więc pytania o ich skuteczność4.
Simons, podobnie jak przed nim inni zwolennicy analizy technicznej,
uprawiał pewną formę analizy prawidłowości. Poszukiwał w danych
rynkowych charakterystycznych sekwencji i korelacji. Liczył jednak, że
będzie miał odrobinę więcej szczęścia niż jego inwestycyjni poprzednicy,
ponieważ robił to w bardziej naukowy sposób. Zgadzał się z Berlekampem,
że wskaźniki techniczne były bardziej pomocne w inwestycjach krótko- niż
długoterminowych. Liczył jednak na to, że rygorystyczne testowanie
i wyrafinowane modele prognostyczne bazujące na analizie statystycznej,
a nie na wpatrywaniu się w wykresy z cenami, mogą pomóc uniknąć losu,
jaki spotkał zwolenników wykresów, którzy skończyli bardzo źle.
Nie miał jednak świadomości, że również inni pracowali nad tworzeniem
podobnych strategii. Niektórzy wykorzystywali do tego własne bardzo
wydajne komputery i algorytmy. Niektórzy z nich poczynili już olbrzymie
postępy i sugerowali, że Simons jedynie nadrabiał zaległości.
Faktycznie, gdy tylko nastała epoka komputerów, znaleźli się inwestorzy,
którzy natychmiast zaczęli z nich korzystać, starając się w ten sposób
przechytrzyć rynki. Już w 1965 roku czasopismo „Barron’s” wspominało
o „niezmierzonych” korzyściach, jakich mogą przysporzyć inwestorom
komputery, i o tym, jak maszyny potrafią uwolnić analityków od „żmudnej
pracy, aby mogli poświęcić się bardziej kreatywnym zajęciom”. Mniej
więcej w tym samym czasie „Wall Street Journal” napisał o tym, jak
komputery potrafią niemal w czasie rzeczywistym porządkować
i przetwarzać ogromne ilości informacji o akcjach. W klasycznej wówczas
książce poświęconej finansom, The Money Game (Gra o pieniądze), George
Goodman, pod pseudonimem Adam Smith, drwił z „ludzi od komputerów”
rozpoczynających inwazję na Wall Street.
Wprawdzie pewien segment świata inwestycji wykorzystywał już
maszyny do różnych zadań, nie było jeszcze jednak dostępnej technologii
pozwalającej wykonywać choćby średnio wymagające analizy statystyczne.
Nie było też zbyt wielkiego zapotrzebowania na modele o jakimkolwiek
poziomie wyrafinowania, ponieważ finanse nie były jeszcze wtedy tak
zmatematyzowane. Działający w Chicago trader Richard Dennis, potrafił
jednak zbudować system transakcyjny zarządzany przez specyficzne, z góry
zadane reguły, które miały wyeliminować z transakcji emocje
i nieracjonalność, w czym można zauważyć podobieństwa do tego, co tak
bardzo ekscytowało Simonsa. Gdy pracownicy Renaissance’u w latach 80.
zmagali się z problemem udoskonalenia ich modelu, słyszeli o sukcesach
Dennisa. W wieku dwudziestu sześciu lat był już osobistością na parkiecie
Chicago Board of Trade, zyskując zasłużenie przydomek „księcia pitu”*.
Dennis nosił grube okulary w złotej oprawce, wystający brzuch
podtrzymywał pasek do spodni. Przerzedzające się kręcone włosy opadały
mu na twarz „jak uszy beagla” – jak określił to kiedyś jeden z rozmówców.
* Krąg – po angielsku pit (dosłownie dołek) – to miejsce na parkiecie giełdy,
w którym handluje się określonymi instrumentami. Obecnie zdecydowana
większość transakcji zawierana jest drogą elektroniczną i tylko na nielicznych
giełdach, głównie w Stanach Zjednoczonych, maklerzy fizycznie spotykają się na
parkiecie i zawierają transakcje, porozumiewając się głosem i gestami – przyp.
tłum.
Dennis tak bardzo ufał systemowi podążającemu za trendami rynkowymi,
że skodyfikował jego zasady i podzielił się nimi z dwudziestoma kilkoma
nowo zatrudnionymi, których nazywał „żółwiami”. Wyposażył swoich
nowicjuszy w środki finansowe i kazał im zawierać transakcje na własny
rachunek, licząc na to, że w ten sposób wygra spór, jaki od dawna toczył ze
swoim przyjacielem, twierdząc, iż jego taktyka jest niezawodna, że dzięki
niej nawet niewtajemniczeni mogą zostać gwiazdami rynku. Niektórzy
z tych żółwi osiągnęli imponujące sukcesy. Mówiono, że w roku 1986
Dennis zarobił 80 milionów dolarów, a rok później zarządzał już 100
milionami. W roku 1987 podczas zawirowań rynkowych poniósł ogromne
straty jako ostatni trader inwestujący w sposób przypominający ten, który
doprowadził do katastrofy Simonsa. Po stracie niemal połowy pieniędzy
Dennis zrobił sobie przerwę w handlu i skupił się na działalności
politycznej w duchu liberalnym, między innymi na rzecz legalizacji
marihuany.
– Istnieje życie poza tradingiem – mówił wtedy w jednym z wywiadów5.
W latach 80. Wall Street i londyńskie City zatrudniały specjalistów
w dziedzinie matematyki stosowanej i byłych fizyków. Zazwyczaj
otrzymywali oni zadanie budowania modeli wyznaczających wartość
skomplikowanych instrumentów pochodnych i produktów hipotecznych,
analizujących ryzyko, zabezpieczających przed ryzykiem (ang. hedging) lub
chroniących pozycje inwestycyjne. Działania te zostały uznane za formy
inżynierii finansowej.
Nie trzeba było dużo czasu, by branża finansowa wymyśliła swoje
określenie na ludzi zajmujących się projektowaniem i wdrażaniem tych
modeli matematycznych. Na początku zwani byli specjalistami od rakiet*,
jak mówi Emanuel Derman, który uzyskał tytuł doktora w dziedzinie fizyki
teoretycznej na Uniwersytecie Columbia, a potem zatrudnił się w firmie
działającej na Wall Street, taki przydomek wziął się stąd, że nauka
o budowie rakiet była uważana za najbardziej zaawansowaną dziedzinę
wiedzy. Z czasem specjalistów tych zaczęto nazywać quantami, co było
skrótem
nazwy
specjalisty
w
dziedzinie
finansów
ilościowych
(kwantyfikowanych). Jak wspomina Derman, przez wiele lat zarządzający
najwyższego szczebla w bankach i firmach inwestycyjnych, spośród
których wielu z dumą obnosiło się ze swoją całkowitą nieznajomością
komputerów, uważało to określenie za pejoratywne. W roku 1985 Derman
zatrudnił się w Goldman Sachs i – jak mówi – „natychmiast zauważył,
jakim wstydem była umiejętność liczenia... nie wypadało, by dwóch
dorosłych rozmawiało o matematyce, systemie UNIX czy języku C
w towarzystwie traderów, sprzedawców i bankierów”.
* Określenie to pochodzi od angielskiego wyrażenia rocket science, oznaczającego
nie tylko dosłownie naukę o rakietach, ale też każdą dziedzinę wymagającą
wyrafinowanej, specjalistycznej wiedzy i pomysłowości – przyp. tłum.
– Otaczajacy cię ludzie odwracali wzrok – pisze Derman w swojej
autobiografii zatytułowanej My Life as a Quant (Moje życie quanta)6.
Istniały powody, by zachować sceptycyzm wobec „ludzi
od
komputerów”. Po pierwsze dlatego, że ich wymyślne metody hedgingowe
nie zawsze działały tak idealnie. Dziewiętnastego października 1987 roku
indeks Dow Jones Industrial Average zapikował o 23 procent. Był to
największy w historii spadek, a za winne tego uznano szeroko stosowane
ubezpieczenie portfela, technikę zabezpieczającą, zgodnie z którą
komputery inwestorów sprzedawały kontrakty futures na indeks giełdowy
przy pierwszych sygnałach spadku, aby zabezpieczyć się przed większymi
stratami. Sprzedaż przyczyniała się do dalszego spadku cen, co oczywiście
prowadziło do jeszcze większej komputerowej sprzedaży i ostatecznie do
ogromnych strat.
Dwadzieścia pięć lat później legendarny felietonista finansowy „New
York Timesa”, Floyd Norris, nazwał to „początkiem niszczenia rynków
przez głupie komputery. Lub, bądźmy sprawiedliwi dla komputerów, przez
komputery zaprogramowane przez omylnych ludzi i darzonych zaufaniem
przez ludzi, którzy nie rozumieli ograniczeń w ich programowaniu. Gdy
pojawiły się komputery, zniknął ludzki osąd”.
W latach 80. XX wieku profesor Benoit Mandelbrot – który pokazał, że
niektóre postrzępione nieregularne figury matematyczne, zwane fraktalami,
opisują nieregularności występujące w przyrodzie – twierdził, że rynki
finansowe również mają strukturę fraktalną. A teoria sugerowała, że rynki
przyniosą więcej niespodziewanych wydarzeń, niż się powszechnie
zakłada, co jest jeszcze jednym powodem, by nie ufać wyszukanym
modelom tworzonym przez komputery o olbrzymiej mocy obliczeniowej.
Praca Mandelbrota była jeszcze jednym głosem popierającym poglądy
głoszone między innymi przez byłego tradera, a później autora książek
Nassima Nicholasa Taleba, że popularne narzędzia matematyczne i modele
ryzyka nie są w stanie wystarczająco przygotować inwestorów na duże
i nieprzewidywalne odchylenia od historycznych prawidłowości –
odchylenia, które pojawiają się częściej niż sugeruje to większość modeli.
Między innymi z powodu tych obaw osoby eksperymentujące z modelami
i maszynami zazwyczaj nie były dopuszczane do zawierania transakcji
i inwestowania. Byli to ludzie zatrudnieni, by pomagać – i schodzić z drogi
– traderom i innym ważnym ludziom w bankach i firmach inwestycyjnych.
W latach 70. profesor ekonomii z Berkeley, Barr Rosenberg, tworzył
modele ilościowe do śledzenia czynników wpływających na ceny akcji.
Zamiast robić fortunę na samodzielnym handlu, Rosenberg sprzedawał
programy komputerowe pomagające innym inwestorom w prognozowaniu
zachowań cen akcji.
Edward Thorp został
pierwszym
współczesnym
matematykiem
wykorzystującym strategie ilościowe w inwestowaniu pokaźnych kwot.
Thorp był naukowcem pracującym z Claudem Shannonem, ojcem teorii
informacji. Stosował proporcjonalny system zakładów, stworzony przez
Johna Kelly’ego, naukowca z Teksasu, który wywarł wpływ na Elwyna
Berlekampa. Na początku Thorp wykorzystywał swoje talenty w hazardzie,
zyskując sławę zarówno dzięki wielkim wygranym, jak i bestsellerowej
książce Beat the Dealer (Pokonać dealera). W książce w systematyczny
sposób przedstawił stosowane przez siebie i oparte na pewnych zasadach
taktyki gry hazardowej. Podzielił się również spostrzeżeniami, jak gracze
mogą zwiększyć swoje szanse w grach losowych.
W roku 1964 Thorp skierował uwagę na Wall Street, największe kasyno
na świecie. Po przeczytaniu książek poświęconych analizie technicznej, jak
również przełomowej książki Benjamina Grahama i Davida Dodda Security
Analysis (Analiza papierów wartościowych), która dała podstawy
inwestowaniu fundamentalnemu, Thorp był „zaskoczony i zachęcony tym,
jak mało wie tak wielu ludzi” – jak określił to w swojej autobiografii
zatytułowanej Od Las Vegas do Wall Street. O tym, jak pokonałem kasyno
oraz rynek7.
Thorp wziął na celownik warranty na akcje, dające posiadaczowi prawo
do zakupu akcji po określonej cenie. Stworzył formułę służącą określeniu
„poprawnej” ceny warrantu, co dało mu możliwość natychmiastowego
wychwycenia nieprawidłowej wyceny przez rynek. Programując komputer
Hewlett-Packard 9830, Thorp wykorzystywał swoje formuły
matematyczne, by kupować tanie warranty i grać przeciw drogim. Taka
taktyka chroniła jego portfel przed wstrząsami na szerszym rynku.
W latach 70. Thorp pomagał w prowadzeniu funduszu hedgingowego
Princeton/Newport Partners, osiągającego pokaźne zyski i przyciągającego
znanych inwestorów, m.in. takich jak Paul Newman, hollywoodzki
producent Robert Evans czy scenarzysta Charles Kaufman. Firma Thorpa
bazowała na własnych, generowanych komputerowo algorytmach
i modelach ekonomicznych zużywających tyle energii elektrycznej, że w jej
biurze na południu Kalifornii zawsze było piekielnie gorąco.
Na formułę transakcyjną Thorpa wywarła wpływ praca doktorska
francuskiego matematyka Louisa Bacheliera, który w roku 1900 stworzył
teorię wyceny opcji na giełdzie paryskiej, wykorzystując równania
przypominające te, które później zastosował Einstein do opisu ruchów
Browna cząstek zawieszonych w cieczy lub gazie. Praca Bacheliera
opisująca nieregularne ruchy cen akcji przez dziesiątki lat była
niezauważona. Thorp i inni rozumieli jej znaczenie dla nowoczesnego
inwestowania.
W roku 1974 nazwisko Thorpa znalazło się na pierwszej stronie „Wall
Street Journal” w artykule zatytułowanym: Computer Formulas Are One
Man’s Secret to Success in Market (Algorytmy komputerowe są tajemnicą
sukcesu rynkowego jednego człowieka). Rok później jego fortuna urosła;
jeździł nowym czerwonym Porsche 911S. Dla Thorpa, opierającego się
w handlu warrantami na modelach komputerowych, obligacje zamienne
i inne tak zwane instrumenty pochodne były jedynym rozsądnym
podejściem do inwestowania.
– Model jest uproszczoną wersją rzeczywistości, podobnie jak plan miasta
pokazuje, w jaki sposób przemieścić się z jednej jego części do innej –
pisał. – Jeśli dobrze go odczytasz, możesz wykorzystać jego reguły do
prognozowania tego, co się wydarzy w nowych sytuacjach.
Sceptycy zaczęli węszyć – jeden z nich powiedział „Wall Street Journal”,
że „prawdziwy świat inwestowania jest zbyt skomplikowany, by można go
było sprowadzić do modelu”. A jednak pod koniec lat 80. fundusz Thorpa
był wart blisko 300 milionów dolarów i znacząco przewyższał
dwudziestopięciomilionowy
wówczas
Medallion
Simonsa.
Ale
Princeton/Newport był uwikłany w skandal finansowy, którego centralną
postacią był Michael Milken z pobliskiego Los Angeles, co położyło kres
marzeniom Thorpa o inwestycyjnej potędze.
Thorp nigdy nie został oskarżony o żadne nieprawidłowości i władze
ostatecznie zrezygnowały z wymierzenia wszystkich kar związanych
z działalnością Princeton/Newport, ale zła prasa pogrążyła fundusz, który
został zamknięty pod koniec roku 1988. Thorp określił to rozwiązanie jako
„traumatyczne”. Przez ponad dziewiętnaście lat istnienia fundusz każdego
roku wypracowywał zysk średnio na poziomie przekraczającym 15 procent
(po zapłaceniu przez inwestorów różnych prowizji), a więc
przewyższającym zwrot osiągany z rynków w tamtym czasie.
– Gdyby nie działania władz, „bylibyśmy miliarderami” – mówi Thorp.
=
Gerry Bamberger miał na początku lat 80. kilka pomysłów na bogactwo
i wpływy. Wysoki, krótko ostrzyżony absolwent informatyki na
Uniwersytecie Columbia, zajmował się zapewnieniem wsparcia
analitycznego i technicznego dla traderów akcji. Był niedocenianym
trybikiem w wielkiej maszynie banku inwestycyjnego Morgan Stanley. Gdy
traderzy przygotowywali się do kupna lub sprzedaży dużych pakietów akcji
dla klientów, kupując na przykład za kilka milionów dolarów akcje CocaColi, zabezpieczali się, sprzedając taką samą ilość podobnych papierów, na
przykład akcji Pepsi, co powszechnie było nazywane transakcjami
sparowanymi. Bamberger stworzył oprogramowanie pomocne w poprawie
wyników osiąganych przez traderów z banku Morgan Stanley, choć wielu
z nich zjeżyło się na samą myśl skorzystania z pomocy firmowego nerda.
Obserwując traderów kupujących duże bloki akcji, Bamberger zauważył,
że ceny często rosną do poziomów wyższych niż można by się spodziewać.
Spadały też poniżej spodziewanych poziomów, gdy traderzy sprzedawali
bloki. Za każdym razem aktywność transakcyjna zmieniała wielkość luki
między ceną przedmiotowej akcji i akcji innej spółki z pary, nawet jeśli na
rynku nie pojawiały się żadne znaczące dla nich informacje. Zlecenie
sprzedaży dużego pakietu akcji Coca-Coli mogło na przykład spowodować
spadek jej ceny o jeden, a nawet dwa punkty procentowe, podczas gdy cena
akcji Pepsi prawie się nie zmieniała. Gdy efekt sprzedaży pakietu CocaColi mijał, luka między akcjami dwóch firm wracała do normy. Miało to
sens, ponieważ oprócz działania Morgana Stanleya nie było innego powodu
spadku ceny Coca-Coli.
Bamberger zwietrzył w tym szansę. Jeśli bank stworzy bazę danych
z historycznymi cenami różnych par akcji, będzie mógł osiągać zyski, po
prostu zawierając transakcje wykorzystujące te luki cenowe, jakie pojawiają
się po sprzedaży blokowej lub w innych wyjątkowych działaniach,
określając wielkość tej luki na podstawie danych historycznych. Jego
szefowie dali się do tego przekonać i wyasygnowali pół miliona dolarów
i przydzielili kilka osób do współpracy. Zaczął więc tworzyć programy
komputerowe wykorzystujące „chwilowe spadki” w parach akcji.
Bamberger, ortodoksyjny Żyd i nałogowy palacz ze specyficznym
poczuciem humoru, codziennie kupował sobie na drugie śniadanie kanapkę
z tuńczykiem, zapakowaną w brązową torebkę. Do roku 1985 wdrożył
swoją strategię w odniesieniu do sześciu czy siedmiu różnych akcji
równocześnie. Zarządzając funduszem 30 milionów dolarów, przysporzył
zysków Morganowi Stanleyowi8.
Wielkie biurokratyczne firmy często działają dokładnie tak, jak wielkie
biurokratyczne firmy. To właśnie dlatego Morgan Stanley wkrótce
przydzielił Bambergerowi nowego szefa, Nunzio Tartaglię, co było
postrzegane jako zniewaga i skłoniło Bambergera do odejścia. (Dołączył do
Edwarda Thorpa w jego funduszu hedgingowym, gdzie zajmował się
podobnymi transakcjami, aż w końcu odszedł na emeryturę, zostając
milionerem).
Mały, żylasty astrofizyk Tartaglia zarządzał grupą traderów w Morgan
Stanley zupełnie inaczej niż jego poprzednik. Tartaglia – brooklińczyk –
wciąż kręcący się w pobliżu Wall Street, był dość arogancki. Kiedyś, gdy
nowy kolega przyszedł do niego, by się przedstawić, Tartaglia kompletnie
go zignorował.
– Nie próbuj wyciągnąć ode mnie czegokolwiek tylko dlatego, że
przyszedłem stamtąd – powiedział, wskazując na pobliskie okno i ulice
Nowego Jorku9.
Tartaglia zmienił nazwę swojej grupy na Automated Proprietary Trading
(Zastrzeżony Trading Automatyczny), w skrócie APT*, i przeniósł ją do
długiego na dwanaście metrów pokoju na dziewiętnastym piętrze
w wieżowcu położonym w centrum Manhattanu, w którym mieściła się
centrala banku Morgan Stanley. Jeszcze bardziej zautomatyzował system.
W roku 1987 wygenerował 50 milionów dolarów zysku. Członkowie
zespołu nie mieli bladego pojęcia o akcjach, którymi handlowali i nie było
im to potrzebne. Ich strategia polegała po prostu na stawianiu na powtórne
pojawienie się historycznych korelacji między akcjami, co było nieco
rozbudowaną, starą jak świat zasadą inwestowania „kupuj tanio, sprzedawaj
drogo”.
Tym
razem
robiono
to
z
wykorzystaniem
programów
komputerowych i z szybkością błyskawicy.
* W języku angielskim apt = zdolny, właściwy – przyp. tłum.
Nowi pracownicy, w tym były profesor informatyki z Uniwersytetu
Columbia, David Shaw, i matematyk Robert Frey jeszcze bardziej
zwiększyli zyski. Traderzy z banku Morgan Stanley byli jednymi
z pierwszych, którzy przyjęli strategię arbitrażu statystycznego, zwaną
w skrócie stat arb. W zarysie oznacza ona zawieranie bardzo wielu
równoległych transakcji, z których większość nie jest skorelowana
z uśrednionym rynkiem. Mają one na celu wykorzystanie statystycznych
anomalii lub innych nietypowych zachowań rynku. Oprogramowanie,
z którego korzystał zespół, szeregowało akcje według zysków lub strat
osiąganych na nich w poprzednich tygodniach. Potem APT dokonywał
krótkiej sprzedaży lub grał przeciw dziesięciu procentom największych
wygranych w branży, równocześnie kupując akcje dziesięciu procent
najbardziej przegranych, licząc na odwrócenie zachowania traderów.
Oczywiście nie zawsze do tego dochodziło, ale gdy zastosowano strategię
wystarczająco wiele razy, osiągano roczne zyski na poziomie 20 procent, co
w dużej mierze wynikało z faktu, że inwestorzy często reagowali zbyt
mocno zarówno na dobre, jak i na złe wiadomości, nie czekając na
uspokojenie i nie pomagając w odzyskaniu historycznych korelacji między
akcjami.
Do roku 1988 APT znajdowała się w gronie największych i najbardziej
tajemniczych zespołów traderskich na świecie, kupując i sprzedając
codziennie akcje o wartości 900 milionów dolarów. W roku 1988 zespół
odnotował jednak olbrzymie straty i zarządzający bankiem Morgan Stanley
obcięli ich kapitał o dwie trzecie. Najwyższe kierownictwo nigdy nie czuło
się komfortowo z inwestycjami opartymi na modelach komputerowych,
a dodatkowo pojawiała się coraz większa zazdrość o to, ile pieniędzy
zarabiała grupa Tartaglii. Wkrótce Tartaglia stracił pracę, a grupa została
rozwiązana.
Przez wiele lat nie było to jasne, ale Morgan Stanley zaprzepaścił niektóre
z najbardziej lukratywnych strategii tradingowych w całej historii finansów.
=
Robert Frey zaczął się niepokoić na długo przed rozwiązaniem grupy APT.
Nie chodziło tylko o to, że jego szef, Tartaglia, nie radził sobie ze swoimi
przełożonymi, sugerując, że bank może wyrzucić z pracy cały zespół, gdy
pojawią się straty. Frey, potężnie zbudowany mężczyzna, utykający –
jeszcze jako młody człowiek w wyniku upadku roztrzaskał sobie biodro
i nogę – był przekonany, że rywale również stosują strategię jego grupy.
Fundusz Thorpa zawierał już transakcje podobnego typu i Frey był
przekonany, że inni też będą ich naśladować. Musiał więc wymyślić nowe
taktyki.
Frey zaproponował dekonstrukcję ruchów cen różnych akcji przez
identyfikację niezależnych zmiennych odpowiedzialnych za te ruchy. Na
przykład wzrost kursu Exxona można było przypisać wielu czynnikom,
takim jak zmiany cen ropy, wartość dolara, momentum całego rynku i wielu
innym. Wzrost cen akcji firmy Procter & Gamble może być powodowany
w największej mierze zdrowym bilansem i rosnącym popytem na
bezpieczne akcje, ponieważ inwestorzy nie przepadali za firmami mocno
zadłużonymi. Jeśli tak było, to mogło się okazać, że sens ma sprzedaż grup
akcji spółek ze zdrowym bilansem i zakup tych mocno zadłużonych, jeśli
tylko dane potwierdzały, że luka związana z wynikami tych grup przesunęła
się poza historyczne granice. Garstka inwestorów i naukowców rozważała
mniej więcej w tym samym czasie inwestowanie czynnikowe, ale Frey
zastanawiał się, czy nie zrobi lepiej, jeśli wykorzysta statystykę
komputerową i inne techniki matematyczne do wyizolowania prawdziwych
czynników powodujących zmiany cen.
Frey wraz z kolegami nie potrafili jednak zainteresować swoim
innowacyjnym
podejściem
czynnikowym
najwyższego
szczebla
zarządzających bankiem Morgan Stanley.
– Powiedzieli mi, żebym nie wprowadzał zamętu – wspomina.
Odszedł więc. Porozumiał się z Jimem Simonsem. Uzyskał jego
finansowe wsparcie w założeniu nowej firmy – Kepler Financial
Management. Frey z grupką innych ludzi zaprogramował kilkadziesiąt
małych komputerów do realizacji jego strategii arbitrażu statystycznego.
Niemal natychmiast otrzymał list, w którym prawnicy z Morgan Stanley
grozili mu. Frey niczego nie ukradł. Jego podejście zostało jednak
opracowane podczas pracy dla tego banku. Miał jednakże szczęście.
Pamiętał, że Tartaglia nie pozwolił ani jemu, ani innym osobom z jego
grupy podpisywać z bankiem umów o poufności i o zakazie konkurencji.
Chciał mieć możliwość zabrania swojego zespołu do rywali, gdyby ich
premie były rozczarowujące. W konsekwencji Morgan Stanley nie miał
solidnych podstaw prawnych, by powstrzymać Freya przed zawieraniem
transakcji. Z pewnym lękiem zignorował kolejne groźby ze strony Morgana
Stanleya i rozpoczął handlowanie.
=
Do roku 1990 Simons miał wielkie nadzieje, że Frey i Kepler odniosą
sukcesy w transakcjach na akcjach. Z jeszcze większym entuzjazmem
myślał o swoim funduszu Medallion i ilościowej strategii inwestowania na
rynkach obligacyjnych, surowcowych i walutowych. Rosła mu jednak
konkurencja. Niektórzy z rywali stosowali podobne strategie tradingowe.
Simons pomyślał, że największym jego konkurentem jest David Shaw,
również uciekinier z grupy APT w Morgan Stanley. Po odejściu z banku
w roku 1988, trzydziestosześcioletni Shaw, który otrzymał stopień doktora
na Uniwersytecie Stanforda, był kuszony przez bank Goldman Sachs. Nie
miał jednak pewności, czy przyjąć tę ofertę. Chcąc przedyskutować z kimś
tę możliwość, zwrócił się do Donalda Sussmana, który zarządzał
funduszem hedgingowym. Sussman zabrał Shawa na wspólne popływanie
żaglówką po Long Island Sound. I tak jeden dzień debaty na
piętnastometrowym jednomasztowym slupie Sussmana na temat tego, co
powinien zrobić Shaw, wydłużył się do trzech.
– Myślę, że mogę wykorzystywać technologię w handlu papierami
wartościowymi – powiedział Shaw do Sussmana.
Sussman zasugerował, aby Shaw zamiast pracować w Goldman Sachs,
założył własny fundusz hedgingowy i zaproponował mu 28 milionów
dolarów na kapitał w fazie zalążkowej. Shaw dał się przekonać
i zapoczątkował działalność firmy D.E. Shaw, prowadząc ją w biurze
położonym na piętrze powyżej piętra zajmowanego przez Revolution
Books, komunistyczną księgarnię w zapuszczonej wówczas części
Manhattanu, w okolicach Union Square. Jednym z pierwszych działań
Shawa był zakup dwóch ultraszybkich i drogich komputerów Sun
Microsystems.
– Potrzebował ferrari – mówi Sussman. – Kupiliśmy mu ferrari10.
Shaw, ekspert od superkomputerów, zatrudniał doktorów matematyki
i nauk przyrodniczych, którzy akceptowali jego naukowe podejście do
tradingu. Ściągał również do firmy błyskotliwych pracowników z innym
wykształceniem. Wśród jego najlepszych rekrutów znajdowali się
absolwenci anglistyki i filozofii, ale zatrudniał też mistrzów szachów,
komików z teatrów jednego aktora, pisarzy, szermierza, który był nawet
olimpijczykiem, puzonistę i specjalistę od wyburzeń.
– Nie chcieliśmy nikogo z ukształtowanymi już poglądami – mówi jeden
z pierwszych dyrektorów firmy11.
W przeciwieństwie do hałaśliwych pokojów tradingowych w większości
firm z Wall Street, biura Shawa były ciche, pogrążone w półmroku,
a odwiedzający pokoje analityków twierdzili, że przypominają one
Bibliotekę Kongresu, mimo że pracownicy nosili dżinsy i podkoszulki.
Były to czasy początków internetu. Pracownicy naukowi byli wówczas
jedynymi osobami, korzystającymi z poczty elektronicznej. Shaw
wspomniał jednak jednemu ze swoich programistów o możliwościach, jakie
niesie ze sobą nowa epoka.
– Myślę, że ludzie będą robili zakupy przez internet – powiedział do
kolegi. – Nie tylko będą kupować, ale gdy już coś kupią, będą mogli
powiedzieć: „to jest dobre” albo „to jest niedobre”; będą mogli wysyłać
opinie.
Jeden z programistów, Jeffrey Bezos, pracował z Shawem dobrych kilka
lat, po czym spakował swoje rzeczy na ciężarówkę do przeprowadzek i ze
swoją ówczesną żoną MacKenzie za kierownicą pojechał do Seattle.
W drodze Bezos pracował na laptopie, przygotowując biznesplan dla swojej
firmy – Amazon.com. (Początkowo wybrał nazwę „Cadabra”, ale zarzucił
ten pomysł, ponieważ zbyt wielu ludzi myliło ją z „Cadaver” – co po
angielsku oznacza zwłoki – przyp. tłum.)12.
Gdy tylko Shaw odpalił silniki swoich ferrari, niemal natychmiast jego
fundusz hedgingowy zaczął przynosić pieniądze. Wkrótce zarządzał już
kilkuset milionami dolarów, obracając szeregiem inwestycji opartych na
akcjach i zatrudniając ponad sto osób.
Jim Simons nie bardzo wiedział, na czym polegał sukces Shawa i kilku
innych firm. Wiedział jednak, że aby zbudować coś szczególnego, aby
dogonić tych, którzy go wyprzedzali, będzie potrzebował pomocy.
Zadzwonił do Sussmana, finansisty, który udzielił potrzebnego wsparcia
Davidowi Shawowi tworzącemu własny fundusz hedgingowy, licząc na to,
że i jemu się powiedzie.
ROZDZIAŁ ÓSMY
T
ętno Jima Simonsa przyśpieszyło, gdy zbliżał się do Szóstej Alei.
Było parne, letnie popołudnie, ale Simons miał na sobie marynarkę
i krawat, bo chciał zrobić odpowiednie wrażenie. Gruntownie przygotował
się do tego spotkania. Był rok 1991. David Shaw, a także inne nowo
powstałe firmy używały modeli komputerowych do handlu akcjami.
Nieliczni członkowie establishmentu z Wall Street świadomi tego podejścia
jednak wyśmiewali je. Opieranie się na tajemniczych algorytmach, tak jak
robił to Simons, wydawało się śmieszne, a nawet niebezpieczne. Niektórzy
nazywali to inwestowaniem w czarną skrzynkę – w coś trudnego do
wytłumaczenia i ukrywającego poważne ryzyka. Handlując w staromodny
sposób, łączący dogłębne analizy z wyostrzonym instynktem, zarobiono
olbrzymie sumy pieniędzy. Komu był potrzebny Simons i jego wymyślne
komputery?
W wysokim biurowcu położonym w centrum Manhattanu Simonsa
oczekiwał Donald Sussman, czterdziestopięciolatek urodzony w Miami,
i na Wall Street uważany za swego rodzaju heretyka. Ponad dwadzieścia lat
wcześniej, podczas studiów na Uniwersytecie Columbia, Sussman
skorzystał z urlopu, by móc pracować w niewielkiej firmie brokerskiej. Tam
natknął się na mało znaną strategię handlu obligacjami zamiennymi
będącymi szczególnie skomplikowaną inwestycją. Sussman przekonał
swoich szefów, by wyłożyli 2 tysiące dolarów na elektroniczny kalkulator
wczesnej generacji, aby mógł szybko sprawdzić, które obligacje są
najatrakcyjniejsze. Z kalkulatorem w ręku Sussman wypracował dla firmy
miliony dolarów zysku, co otworzyło mu oczy na korzyści, jakie może
przynieść technologia. Wysoki na ponad dwa metry, szeroki w ramionach,
wąsaty Sussman zarządzał funduszem Paloma Partners, który wspierał
szybko rosnącą firmę Shawa, fundusz hedgingowy D.E. Shaw. Sussman
domyślał się, że matematycy i przyrodnicy mogą kiedyś rywalizować
z największymi firmami tradingowymi, a nawet je prześcignąć, bez
względu na konwencjonalną mądrość tego biznesu. Mówiono, że był
otwarty na inwestowanie w nowych zafascynowanych komputerami
traderów, co dawało Simonsowi nadzieję na zdobycie jego wsparcia.
Simons porzucił świetnie zapowiadającą się karierę akademicką, by robić
coś szczególnego w świecie inwestycji. Jednak po dziesięciu latach w tym
biznesie zarządzał zaledwie 45 milionami, co stanowiło mniej więcej jedną
czwartą wartości aktywów zarządzanych przez Shawa. Spotkanie miało na
celu pozyskanie ze strony Sussmana wsparcia dla Renaissance’u w zakresie
pomocy w zatrudnianiu pracowników i doskonalenia technologii tak, aby
stać liczącą się siłą na Wall Street.
Sussman był jednym z pierwszych inwestorów, którzy powierzyli
Simonsowi swoje środki, ale inwestycja przyniosła mu straty, więc wycofał
swój wkład. Można było zatem przypuszczać, że może odnieść się
sceptycznie do swojego gościa. Algorytmy transakcyjne Simonsa zostały
jednak ostatnio przerobione i on sam emanował pewnością siebie. Pewnie
wkroczył do budynku Sussmana oddalonego o przecznicę od Carnegie Hall.
Wjechał windą na trzydzieste pierwsze piętro. Wszedł do kosztownie
urządzonej sali konferencyjnej z panoramicznym widokiem na Central Park
i białą tablicą, na której odwiedzający firmę quanci mogli pisać swoje
równania.
Patrząc na Simonsa zza długiego, wąskiego drewnianego stołu, Sussman
nie mógł powstrzymać uśmiechu. Jego gość był brodatym, łysiejącym
i siwiejącym mężczyzną, niewiele przypominającym większość inwestorów
odbywających regularne pielgrzymki do jego biura i proszących
o pieniądze. Tweedowa marynarka i nieco przekrzywiony krawat to na Wall
Sreet rzadkość. Przyszedł sam, a nie jak inni, którzy zazwyczaj przychodzili
otoczeni agentami i doradcami. Simons był bystrym inwestorem, którym
Sussman lubił pomagać.
– Wyglądał jak pracownik uczelni – wspomina.
Simons rozpoczął swoją prezentację, opowiadając, jak jego fundusz
hedgingowy Medallion udoskonalił swoje podejście do handlu. Pewny
siebie, bezpośredni Simons spędził ponad godzinę na opowiadaniu
o wynikach, ryzykach i rozwoju swojej firmy, ogólnie opisując nowy model
krótkoterminowego handlu.
– Teraz już naprawdę to mam – zapewniał entuzjastycznie. –
Dokonaliśmy przełomu.
Poprosił Sussmana o inwestycję w swój fundusz hedgingowy w kwocie
10 milionów dolarów, wyrażając przekonanie, że będzie w stanie
wygenerować wielkie zyski i rozwinąć Renaissance w liczącą się firmę
inwestycyjną.
– To rewelacja – powiedział. – Mogę to zrobić na wielką skalę.
Sussman słuchał cierpliwie. Był pod wrażeniem. Jednak wiedział, że na
pewno nie da pieniędzy Simonsowi. Prywatnie obawiał się potencjalnego
konfliktu interesów, ponieważ był jedynym dostawcą kapitału dla funduszu
hedgingowego
Shawa.
Pomagał
nawet
firmie
Shawa
zatrudniać
pracowników naukowych i traderów, by zwiększyć dystans dzielący od niej
Simonsa i innych początkujących traderów ilościowych. Myślał, że gdyby
miał do wydania jakieś pieniądze, to prawdopodobnie powinien je
zainwestować w D.E. Shaw. Zresztą Shaw osiągał roczne zyski na poziomie
40 procent, a w przypadku Renaissance’u wydawało się to mało
prawdopodobne.
– Dlaczego miałbym dać pieniądze potencjalnemu konkurentowi? –
zapytał Simonsa. – Przykro mi, ale mam już Davida.
Wstali, uścisnęli sobie dłonie i obiecali pozostać w kontakcie. Gdy
Simons odwracał się do wyjścia, Sussman zauważył kątem oka wyraz
rozczarowania na jego twarzy.
Simons nie miał też więcej szczęścia z innymi potencjalnymi sponsorami.
Inwestorzy nie mówili mu tego prosto w oczy, ale większość uważała, że
poleganie na modelach transakcyjnych generowanych przez komputery jest
absurdem. Podobnie niedorzeczne były prowizje Simonsa, w szczególności
jego oczekiwanie, że inwestorzy co roku przekażą mu 5 procent pieniędzy,
którymi dla nich zarządza, co było kwotą znacznie wyższą niż 2 procent
pobierane przez większość funduszy hedgingowych.
– Ja też płacę prowizje – powiedział Simons jednemu z potencjalnych
inwestorów, zwracając uwagę, że on również
w Medallionie. – Dlaczego zatem ty nie powinieneś?
jest
inwestorem
Z taką logiką Simons nie zaszedł zbyt daleko. Płacone przez niego
prowizje trafiały z powrotem prosto do jego firmy. Argument był
nieprzekonujący. Fakt, że jego fundusz osiągnął imponujące rezultaty tylko
po niespełna dwóch latach bardzo utrudniał mu życie.
Gdy weteranka Wall Street, Anita Rival, spotkała się z Simonsem w jego
biurze na Manhattanie, aby porozmawiać o inwestycji reprezentowanej
przez nią firmy, była kolejną osobą, która go zlekceważyła.
– On nie potrafił wyjaśnić, jak działały te modele komputerowe –
wspominała. – Trudno było zrozumieć, co właściwie robi.
W Renaissance’ie krążyła pogłoska, że Commodities Corporation – firma,
której przypisywano przyczynienie się do uruchomienia dominujących
funduszy hedgingowych zarządzanych przez traderów skupiających się na
surowcach, na przykład Paula Tudora Jonesa, Louisa Bacona, Bruce’a
Kovnera – również nie wyraziła zainteresowania wsparciem funduszu
Simonsa.
– W branży panowało przekonanie, że to tylko garstka matematyków
wykorzystująca komputery… Cóż oni wiedzieli o biznesie? – mówi
przyjaciel Simonsa. – Nie mieli sukcesów, którymi mogliby się pochwalić.
Istniało ryzyko, że wyjdą z tego biznesu.
Simons wciąż miał swój system transakcyjny. W roku 1991 zarobił 39
procent, więc teraz zarządzał nieco ponad 70 milionami dolarów. Gdyby
znalazł sposób na przedłużenie swojej dobrej passy lub choćby poprawił
wyniki Medallionu, mógłby być pewien, że w końcu pojawią się
zainteresowani inwestorzy. Berlekamp, Ax i Baum dawno jednak już
odeszli. Straus zajmował się transakcjami firmy, gromadzeniem danych
i wieloma innymi rzeczami, ale nie był typem poszukiwacza zdolnego do
wyszukania ukrytych sygnałów. Wobec rosnącej konkurencji Medallion
musiał odkryć nowe sposoby na osiąganie zysków. W poszukiwaniu
pomocy Simons zwrócił się do Henry’ego Laufera, matematyka, który już
wykazał się talentem do znajdowania konstruktywnych rozwiązań.
=
Laufer nigdy nie zdobył żadnej z prestiżowych nagród w dziedzinie
matematyki, które otrzymali Simons i Ax, ani nie stworzył popularnego
algorytmu nazwanego jego imieniem, jak Lenny Baum czy Elwyn
Berlekamp. Niemiej jednak Laufer wspiął się na wyżyny dokonań i uznania
i to on okazał się najlepszym wspólnikiem Simonsa.
Laufer ukończył w ciągu dwóch lat studia licencjackie w City College of
New York. Tyle samo czasu zajęło mu uzyskanie dyplomu na
Uniwersytecie Princeton. Zdobył uznanie za dokonanie postępów
w rozwiązywaniu trudnych problemów matematycznych związanych
z funkcjami zmiennych zespolonych i odkrycie nowych przykładów
zanurzeń
lub
struktur
istniejących
wewnątrz
innych
struktur
matematycznych.
W roku 1971 dołączył do kadry wydziału matematyki w Sony Brook.
Skupił się na liczbach zespolonych i geometrii algebraicznej, przechodząc
od klasycznych dziedzin analizy zespolonej do rozwiązań bardziej
współczesnych problemów. Laufer ożywiał się w sali wykładowej. Był
popularny wśród studentów, choć w życiu prywatnym był nieśmiały.
Przyjaciele z college’u zapamiętali go jako mola książkowego
i introwertyka, który nosił ze sobą suwak. Już na samym początku w Stony
Brook powiedział kolegom, że chce się ożenić i skwapliwie poszukiwał
okazji, by poznać odpowiednią kobietę. Kiedyś podczas wyjazdu na narty
z kolegą matematykiem, Leonardem Charlapem, Laufer zaproponował, by
pójść do hotelowego baru „poznać jakieś dziewczyny”.
Charlap spojrzał na swojego kolegę i się roześmiał.
– Henry, ty nie jesteś facetem tego typu – powiedział, wiedząc, że Laufer
jest zbyt nieśmiały, by podrywać kobiety w hotelowym barze.
– Był miłym żydowskim chłopakiem – wspomina Charlap.
Laufer w końcu poznał Marshę Zlatin, profesor logopatologii w Stony
Brook, podzielającą jego liberalne poglądy polityczne. Ożenił się z nią.
Marsha była osobą bardziej optymistyczną. Określając swój nastrój, często
używała słowa „świetnie” bez względu na to, z jakimi problemami musiała
się właśnie mierzyć. Zdumiała swoich przyjaciół pogodą ducha mimo kilku
poronień. W końcu udało jej się urodzić zdrowe dzieci. Potem zrobiła
doktorat z logopatologii.
Wydawało się, że podejście do życia prezentowane przez Marshę miało
wpływ na Laufera. Wśród kolegów znany był z chęci do współpracy.
Zauważyli oni jego szczególne zainteresowanie inwestowaniem. Byli
rozczarowani, ale nie zszokowani, gdy w roku 1992 dołączył do Simonsa
jako pełnoetatowy pracownik.
Naukowcy przerzucający się na trading często stają się nerwowi i spięci,
martwiąc się każdym ruchem na rynku. To dotknęło Bauma, gdy przyszedł
do Simonsa. Laufer, wówczas czterdziestosześcioletni, zareagował jednak
inaczej. Przyjaciele mówili, że wyższa pensja uwolniła go od stresu, jaki
odczuwał w związku z kosztami studiów córek. Sprawiał wrażenie osoby
delektującej się intelektualnymi wyzwaniami związanymi z wymyślaniem
formuł tradingowych przynoszących zyski.
Simons, po latach stawiania czoła skomplikowanym osobowościom
Bauma, Axa i Berlekampa, z ulgą przyjął łagodne usposobienie Laufera.
Simons wybrał dla siebie w Renaissance’ie rolę wizjonera i stratega,
zabiegającego o względy inwestorów, przyciągającego utalentowanych
pracowników, planującego wyjścia awaryjne i opracowującego dla swojej
grupy strategie wykorzystania osiąganych ostatnio wysokich zysków
z pomocą Laufera, kierującego badaniami w nowym biurze w Stony Brook,
i Strausa zajmującego się tradingiem w Berkeley.
Laufer już na początku podjął decyzję, która okazała się niezwykle
wartościowa: Medallion będzie stosował jeden model tradingowy
i przestanie utrzymywać różne modele dla różnych inwestycji i warunków
rynkowych, co było sposobem funkcjonowania większości firm stosujących
inwestowanie ilościowe. Laufer stwierdził, że stosowanie całego zbioru
różnych modeli tradingowych jest prostsze i łatwiejsze do wykonania, ale
był przekonany, że jeden model oparty na olbrzymich zbiorach danych
zgromadzonych przez Strausa może pomóc wychwycić korelacje, szanse
i
inne
sygnały
pojawiające
się
w
różnych
klasach
aktywów.
Wyspecjalizowane, indywidualne modele mogą borykać się z problemami
zbyt małej ilości danych.
Co równie ważne, Laufer rozumiał, że jeden stabilny model opierający się
na pewnych kluczowych założeniach co do zachowania cen i rynku może
ułatwić późniejsze dodawanie nowych inwestycji. Taki model może nawet
zmieniać inwestycje z relatywnie niewielką ilością danych tradingowych
w miks, jeśli okaże się, że są one podobne do innych inwestycji
dokonanych przez Medallion w oparciu o znacznie większą ilość danych.
Laufer przyznawał, że stworzenie kombinacji różnych instrumentów, na
przykład kontraktów futures na waluty i kontraktów na surowce, którymi
handluje się na amerykańskich giełdach, może być nie lada wyzwaniem.
Twierdził jednak, że gdy już uda się „wygładzić” trendy, jeden model
zapewni osiąganie lepszych wyników.
Laufer spędzał przy biurku wiele godzin, szlifując swój model. W porze
lunchowej zespół zazwyczaj pakował się do jego starego Lincolna Town
Car i udawał się do pobliskiej knajpki na dalszy ciąg deliberacji.
W niedługim czasie rodziło się nowe spojrzenie na rynek.
Straus ze swoją grupą zgromadził stosy danych przedstawiających zmiany
cen kilkudziesięciu różnych surowców, obligacji i walut na przestrzeni
kilkudziesięciu lat. Aby łatwiej było się przez nie przegryźć, dzielili tydzień
handlowy na dziesięć segmentów – pięć sesji nocnych, kiedy na zamorskich
rynkach odbywał się obrót akcjami i pięć sesji dziennych. W konsekwencji
każdy dzień był podzielony na pół, co umożliwiało zespołowi poszukiwanie
powtarzających się prawidłowości i sekwencji występujących w różnych
segmentach rynku. Potem zaczynali zawierać transakcje – rano, w południe
i na zakończenie dnia.
Simons zastanawiał się, czy istniał lepszy sposób analizowania danych.
Być może podzielenie dnia na jeszcze krótsze okresy umożliwiłoby
zespołowi wyizolowanie informacji o zmianach cen w ciągu dnia
i ujawnienie nowych, niezauważonych prawidłowości. Laufer zaczął od
dzielenia dnia na pół, potem dzielił na cztery części, aż w końcu
zdecydował się na pięciominutowe interwały czasowe, jego zdaniem
idealne do rozpracowania trendów i anomalii. Najważniejsze było to, że
Straus miał teraz dostęp do większych mocy obliczeniowych komputerów,
dzięki czemu Lauferowi łatwiej było porównywać małe wycinki danych
historycznych. Czy sto osiemdziesiąty ósmy pięciominutowy interwał
rynku kontraktów futures na kakao regularnie cechuje się spadkiem cen
w
dni,
kiedy
wśród
inwestorów
panuje
nerwowość,
a
w
sto
dziewięćdziesiątym dziewiątym następuje zazwyczaj odbicie? Być może
interwał numer 90 na rynku złota to intensywne zakupy w dni, kiedy
inwestorzy obawiają się inflacji, ale interwał numer 63 często pokazuje
osłabienie?
Pięciominutowe interwały Laufera umożliwiły zespołowi identyfikację
nowych trendów, osobliwości i innych zjawisk lub – jak nazywali to
w swoim żargonie – nieprzypadkowych zjawisk w tradingu (ang.
nonrandom trading effects). Straus wraz z kolegami prowadził testy, mające
na celu upewnienie się, czy nie wgryźli się w te dane za głęboko,
formułując fałszywe strategie, ale wiele nowych sygnałów zdawało się
potwierdzać.
Wyglądało to tak, jakby zespół Medallionu po raz pierwszy założył
okulary i na nowo spojrzał na rynek. Jednym z pierwszych odkryć było to,
że pewne wahania cen obrazujące to, co dzieje się w piątek rano,
w przedziwny sposób pozwalają przewidzieć, jakie będą zmiany cen tego
samego popołudnia, bliżej zakończenia handlu. Praca Laufera wykazała
również, że jeśli pod koniec dnia rynki rosły, to często opłacało się
kupować kontrakty futures tuż przed zamknięciem i pozbywać się ich
następnego dnia na otwarciu.
Zespół odkrył możliwości prognozowania związane ze zmiennością, jak
również ciągiem efektów połączonych, na przykład tendencje występujące
w parach inwestycji, takich jak złoto i srebro czy olej opałowy i ropa
naftowa, do zmian w tym samym kierunku w określonych momentach
w trakcie dnia handlowego w sposób nieco odmienny od innych zachowań
rynku. Nie było natychmiast oczywiste, dlaczego niektóre sygnały do
zawarcia transakcji okazywały się prawdziwe, ale jak długo miały one pwartość, czyli prawdopodobieństwo testowe mniejsze od 0,01 – co oznacza,
że wydawały się statystycznie istotne, z małym prawdopodobieństwem, że
są statystycznym złudzeniem – były dodawane do systemu.
Wkrótce Simons uświadomił sobie jednak, że z całą pewnością elegancki
pakiet pomysłów nie wystarczy do inwestowania z zyskiem.
– W jaki sposób można to przełożyć na działanie? – zapytał Laufera
i pozostałych.
Motywował ich do rozwiązania jeszcze jednego dokuczliwego problemu:
mając do dyspozycji pewien wachlarz możliwych transakcji, które
wytypowali i ograniczone środki, którymi zarządzał Medallion, ile powinni
przeznaczyć na każdą z tych inwestycji? Za którymi zachowaniami rynku
powinni podążać? Jak powinni ustalać priorytety? Laufer zaczął tworzyć
program komputerowy służący do identyfikacji optymalnych transakcji do
zawarcia w ciągu dnia, czyli coś, co Simons nazwał algorytmem
obstawiania.
Laufer
zdecydował,
że
będzie
to
„dynamiczna”,
samodostosowująca się analiza w czasie rzeczywistym, służąca do
korygowania zawartości portfela przy zadanych prawdopodobieństwach
przyszłych ruchów na rynku, co było wczesną wersją uczenia
maszynowego.
Jadąc z przyjacielem i inwestorem Medallionu do Stony Brook, Simons
z trudem panował nad emocjami.
– Nasz system jest żywym organizmem; wciąż się zmienia – mówił. –
Naprawdę powinniśmy móc na tym urosnąć.
Mający tylko kilkunastu pracowników Simons, chcąc dogonić D.E. Shaw
i opanować branżę, musiał zbudować silny zespół. Pewnego dnia przyjechał
do niego na rozmowę kwalifikacyjną doktorant ze Stony Brook, Kresimir
Penavic. Gdy czekał na spotkanie z Lauferem, Simons, ubrany w podarte
spodnie i taniutkie mokasyny, wymachując trzymanym między dwoma
palcami papierosem, podszedł, aby ocenić swojego nowego rekruta.
– Jesteś ze Stony Brook? – zagadnął Penavica, który skinął głową. – Co
tam zrobiłeś?
Nie mając pewności, kim jest ten facet zadający pytania, mierzący niemal
metr dziewięćdziesiąt Penavic zaczął opisywać swoją pracę magisterską
z matematyki.
Simons pozostawał niewzruszony.
– To trywialne zagadnienia – prychnął. Było to najbardziej destruktywne
upokorzenie, jakiego można było doznać ze strony matematyka.
Niezrażony tym Penavic opowiedział Simonsowi o innym swoim
artykule, w którym skoncentrował się na pewnym nierozwiązanym
problemie algebraicznym.
– Ten problem nie jest trywialny – podkreślał.
– To też jest trywialne – powiedział Simons i machnął ręką, a dym z jego
papierosa poleciał na twarz Penavica.
Gdy młody kandydat do pracy obruszył się, Simons zaczął się uśmiechać,
tak jakby przekomarzał się z Penavicem.
– Ale i tak mi się podobasz – dodał.
Chwilę później był przyjęty.
Mniej więcej w tym samym czasie do zespołu dołączył też naukowiec
Nick Patterson, choć nie do końca z radością przyjął tę ofertę pracy.
Patterson nie mógł pozbyć się podejrzeń, że Simons robi jakieś przekręty.
I nie chodziło tylko o to, że gdy zaczęła się sprawdzać krótkoterminowa
taktyka Laufera, w roku 1992 Medallion trzeci rok z rzędu osiągnął 33
procent zysku. Nie chodziło też o to, że fundusz pobierał od klientów
horrendalne prowizje ani o 100 milionów dolarów, którymi podobno
zarządzał. Chodziło o sposób, w jaki Simons zabiegał o zwiększenie tych
rzekomych zysków, oparty na modelach komputerowych, których do końca
nie rozumiał ani on sam, ani jego pracownicy.
Nawet w biurze nie wydawał się Pattersonowi całkowicie autentyczny.
Simons przeniósł działalność badawczą Renaissance’u na najwyższe piętro
dziewiętnastowiecznego domu położonego w mieszkalnej dzielnicy Stony
Brook, przy obsadzonej drzewami North Country Road. W budynku było
upchniętych dziewięć osób, które pracowały nad różnymi biznesami
wspieranymi przez Simonsa, między innymi nad kilkoma inwestycjami
typu venture capital, na dole kilku facetów handlowało akcjami. Nikt za
bardzo nie wiedział, co robił ktoś inny, a Simons nawet nie pojawiał się tam
codziennie.
Było tam tak ciasno, że Patterson nie miał nawet miejsca, w którym
mógłby wygodnie usiąść. W końcu wstawił krzesło i biurko do pustego kąta
gabinetu Simonsa. Simons połowę czasu spędzał w biurze w Nowym Jorku.
Powiedział Pattersonowi, że nie ma nic przeciw temu, żeby dzielili ten
pokój.
Patterson zdawał sobie sprawę z osiągnięć Simonsa w dziedzinie
matematyki i łamania kodów, ale to niewiele pomogło w rozwianiu jego
podejrzeń.
– Matematycy też mogą być oszustami – powiedział. – W funduszu
hedgingowym bardzo łatwo jest prać pieniądze.
Przez cały miesiąc Patterson ukradkiem zapisywał ceny zamknięcia, które
Medallion wykorzystywał do oceny różnych inwestycji w swoim portfelu,
uważnie, linijka po linijce, sprawdzając z danymi z „Wall Street Journal”,
aby przekonać się, czy wszystko pasuje*.
* Patterson miał nawet więcej powodów do tej paranoi, niż sobie uświadamiał;
mniej więcej w tym samym czasie inny inwestor z Long Island, Bernard Madoff,
tworzył największą w historii piramidę finansową, zwaną „schematem Ponziego”.
Dopiero po tym, jak liczby Simonsa wykazały pełną zgodność,
uspokojony Patterson skupił się na wykorzystaniu swoich umiejętności
matematycznych do wspierania tego przedsięwzięcia. Całe lata zajęło
Pattersonowi uświadomienie sobie, że faktycznie lubi matematykę. Gdy był
młodszy,
matematyka
była
dla
niego
tylko
narzędziem,
które
wykorzystywał do własnej ochrony. Patterson cierpiał na dysplazję twarzy,
rzadką wadę wrodzoną, w wyniku której miał zniekształconą lewą stronę
twarzy i nie widział na lewe oko1. Jedynak, dorastający w londyńskiej
dzielnicy Bayswater, został posłany do katolickiej szkoły z internatem,
w której był bezlitośnie prześladowany. Nie mógł rozmawiać z rodzicami
częściej niż raz w tygodniu. Z determinacją zachowywał angielski spokój.
Swoje talenty wykorzystał do zdobycia przewagi w klasie.
– Stałem się szkolnym kujonem i uosobieniem brytyjskości – wspomina
Patterson. – Uważali mnie za dziwaka, ale pożytecznego, więc dali mi
spokój.
Pattersona najbardziej pociągała matematyka, ponieważ miał silnego
ducha rywalizacji, a odkrycie dziedziny, w której mógł dominować,
sprawiało mu ogromną satysfakcję. Jednak dopiero w wieku szesnastu lat
zauważył, że faktycznie czerpie radość z tego przedmiotu. Kilka lat później,
po ukończeniu studiów na Uniwersytecie w Cambridge, podjął pracę,
w której oczekiwano od niego programowania komputerów. Okazało się to
dla niego naturalne, czym zyskał przewagę nad innymi kolegami
matematykami, wśród których tylko niewielu wiedziało, jak pisać programy
komputerowe.
Patterson był świetnym szachistą. Dużo wolnego czasu spędzał
w londyńskiej kawiarni, w której klienci mogli wypożyczać szachy
i rozgrywać emocjonujące partie. Regularnie ogrywał zawodników dużo
starszych od siebie. Wkrótce zauważył, że kawiarnia jest tylko przykrywką,
a sekretne schody prowadzą do pomieszczenia, w którym miejscowy typ
spod ciemnej gwiazdy organizuje nielegalne partie pokera, a gra toczy się
o wysokie stawki. Patterson został dopuszczony do gry i szybko stało się
jasne, że w pokera też jest dobry i garściami zgarnia pieniądze. Twardziel
zwrócił uwagę na jego umiejętności i złożył mu propozycję – jak pomyślał
– nie do odrzucenia: Jeśli na dole będziesz grał dla mnie w szachy,
podzielisz się ze mną wygranymi, a ja pokryję twoje straty.
Patterson nie ponosił tu żadnego ryzyka, ale mimo to odmówił. Łajdak
powiedział mu, że popełnia wielki błąd.
– Chyba oszalałeś! Nie zarobisz pieniędzy na matematyce – roześmiał się
szyderczo.
Doświadczenie nauczyło Pattersona nieufności do większości maszynek
do zarabiania pieniędzy, nawet tych, które wydawały się legalne. To był
powód, dlaczego wiele lat później był tak sceptyczny wobec Simonsa.
Po ukończeniu studiów wyższych rozwinął skrzydła jako kryptolog
pracujący dla brytyjskiego rządu. Budował modele statystyczne do
rozszyfrowywania przechwyconych wiadomości i szyfrowania tajnych
wiadomości w jednostce, która zasłynęła podczas II wojny światowej, gdy
Alan Turing złamał niemieckie kody szyfrujące. Patterson wykorzystywał
proste, ale „silne” twierdzenie Bayesa o prawdopodobieństwie, zgodnie
z którym zastąpienie początkowych założeń nową, obiektywną informacją
może prowadzić do lepszego zrozumienia.
Patterson
rozwiązał
odwieczny
problem
w
swojej
dziedzinie,
odszyfrowując prawidłowości w danych niezauważone przez innych i stał
się człowiekiem tak cennym dla rządu, że niektóre ściśle tajne dokumenty
udostępniane sojusznikom nosiły oznaczenie: „Do wglądu wyłącznie dla
Stanów Zjednoczonych i Nicka Pattersona”.
– To było jak zabawa w Jamesa Bonda – mówi.
Kilka lat później, gdy wprowadzono nowe zasady wynagradzania, które
wyżej ceniły administratorów grup niż kryptologów, Patterson wpadł
w szał.
– Tu nie chodziło o pieniądze, tylko o zniewagę – mówił Patterson. Żonie
powiedział, że woli być kierowcą autobusu, niż pozostać w grupie. –
Musiałem stamtąd odejść. Przeniósł się do Instytutu Analiz Obronnych,
gdzie poznał Simonsa i Bauma, ale zbliżając się do pięćdziesiątki stawał się
nerwowy.
– Mój ojciec miał po pięćdziesiątce problemy i to mnie martwiło –
wspomina Patterson, którego dwaj synowie przygotowywali się w tym
czasie do pójścia do college’u. – Nie miałem wystarczająco dużo pieniędzy
i nie chciałem pójść jego drogą.
Gdy jego starszy kolega otrzymał zezwolenie na wyjazd do Rosji na
konferencję radioamatorów, Patterson zrozumiał, że kończy się zimna
wojna i musi działać szybko.
Stracę pracę!
Na szczęście wkrótce zadzwonił Simons, tak nagle, znikąd i sprawiał
wrażenie, jakby chodziło o coś pilnego.
– Musimy porozmawiać – powiedział. – Czy będziesz dla mnie pracował?
Przejście do Renaissance’u wydawało się Pattersonowi sensowne. Grupa
Simonsa analizowała wielkie ilości zagmatwanych, skomplikowanych
danych o cenach, by na ich podstawie tworzyć prognozy. Uważał, że jego
sceptycyzm będzie cenny w wychwytywaniu istotnych informacji spośród
przypadkowych fluktuacji rynkowych. Wiedział też, że przydatna może być
jego znajomość programowania. I w przeciwieństwie do kilkunastu czy
dwudziestu kilku pracowników Renaissance’u, on faktycznie, przynajmniej
od czasu do czasu, czytał prasę biznesową i wiedział co nieco na temat
finansów.
– Pomyślałem, że jestem bardzo nowoczesny, ponieważ miałem fundusz
indeksowy – mówi.
Patterson widział, jak świat „staje się ekstremalnie matematyczny”
i wiedział, że moc obliczeniowa komputerów zwiększa się w postępie
geometrycznym. Wyczuł, że Simons ma szansę zrewolucjonizować
inwestowanie dzięki zastosowaniu wyższej matematyki i statystyki.
– Pięćdziesiąt lat wcześniej nie moglibyśmy tego zrobić, ale teraz moment
był idealny – mówi.
Po wtaszczeniu komputera do kąta gabinetu Simonsa i przekonaniu się, że
Renaissance najprawdopodobniej nie jest oszustwem, Patterson zaczął
pomagać Lauferowi w rozwiązywaniu trudnych problemów. Pomysły na
transakcje, które przyniosłyby zysk, to tylko połowa wyzwania. Sama
czynność zakupu i sprzedaży inwestycji mogła wpływać na ceny do tego
stopnia, że zyski mogły nagle stopnieć do zera. To, że ktoś wiedział na
przykład, że ceny miedzi wzrosną z 3 dolarów do 3,10 dolara za kontrakt
nie miało znaczenia, jeśli sama czynność zakupu powodowała wzrost ceny
do 3,05 dolara. Zanim kupujący miał szansę na dokończenie transakcji,
zysk malał o połowę.
Od początku istnienia funduszu zespół Simonsa zachowywał ostrożność
wobec kosztów zwanych poślizgiem cenowym. Regularnie porównywali
swoje transakcje z modelem, który sprawdzał, ile firma mogłaby zarobić
lub stracić, gdyby nie te uciążliwe koszty transakcyjne. Grupa wymyśliła
nawet nazwę dla tej różnicy między cenami, które otrzymywała,
a teoretycznymi cenami transakcyjnymi, które wskazywał ich model
nieuwzględniający tych uprzykrzonych kosztów. Nazywali ją diabłem.
Przez moment faktyczny rozmiar diabła można było tylko zgadywać. Ale
w miarę, jak Straus gromadził coraz więcej danych, a jego komputery
zyskiwały coraz większą moc obliczeniową, Laufer i Patterson zaczęli pisać
program komputerowy do śledzenia, jak bardzo ich transakcje odstają od
stanu idealnego, w którym koszty transakcyjne mają znikomy wpływ na
wyniki funduszu. Gdy Patterson przyszedł do Renaissance’u, firma mogła
korzystać z symulatora odejmującego te koszty od cen, które otrzymała,
natychmiast
określając
wielkość
straty
spowodowanej
poślizgiem
cenowym.
Chcąc zmniejszyć tę stratę, Laufer i Patterson zaczęli tworzyć wymyślne
podejścia polegające na kierowaniu transakcji na różne giełdy kontraktów
futures, tak by zredukować wpływ każdej transakcji na rynek. Teraz
Medallion mógł już dokładniej określić, na których inwestycjach powinien
się skupić, co było ogromną zaletą, gdy wkraczał na nowe rynki i wchodził
w nowe inwestycje. Do portfela zostały dodane niemieckie, angielskie
i włoskie obligacje, kontrakty na stopę procentową w Londynie, a później
również kontrakty futures na giełdzie Nikkei Stock Average, japońskie
obligacje państwowe i wiele innych instrumentów.
Fundusz zaczął częściej zawierać transakcje. Na początku zlecenia były
wysyłane do zespołu traderów pięć razy dziennie, potem liczba ta wzrosła
do szesnastu dziennie, co zmniejszyło wpływ na ceny, gdyż skupiano się na
przedziałach czasowych, w których występowały największe obroty.
Traderzy Medallionu wciąż jeszcze musieli podnosić słuchawkę telefonu,
aby zawierać transakcje, ale fundusz był już na dobrej drodze do szybszego
handlu.
=
Wtedy jeszcze ani Simons, ani jego koledzy nie poświęcali zbyt dużo czasu
na rozważania dlaczego ich rosnący zbiór algorytmów prognozował ceny
tak precyzyjnie. Byli naukowcami, matematykami, a nie analitykami czy
ekonomistami. Jeśli określone sygnały doprowadzały do określonych
rezultatów statystycznie istotnych, to wystarczało, aby włączyć je do
modelu transakcyjnego.
– Nie wiem, dlaczego planety okrążają Słońce – powiedział Simons do
kolegi, sugerując, że nie trzeba poświęcać zbyt wiele czasu na rozważanie,
dlaczego istnieją jakieś prawidłowości na rynku. – Ale to nie oznacza, że
nie potrafię przewidzieć ich ruchu.
Zyski narastały tak szybko, że stawało się to trochę absurdalne. Tylko
w czerwcu 1994 roku Medallion urósł o 25 procent i był na dobrej drodze,
by za cały rok osiągnąć 71-procentowy wzrost, który nawet Simons określił
jako „po prostu niesamowity”. Co jeszcze bardziej niesamowite – zyski te
pojawiły się wtedy, kiedy Rezerwa Federalna zaskoczyła inwestorów
kilkakrotnym podniesieniem stóp procentowych, co niektórym z nich
przyniosło ogromne straty.
Zespół Renaissance’u był z natury dociekliwy, podobnie jak wielu jego
inwestorów. Nie mogli przestać zachodzić w głowę, co u licha się dzieje.
Jeśli Medallion staje się wielkim wygranym w większości swoich
transakcji, to kto po drugiej stronie doświadcza nieustannych strat?
Z czasem Simons doszedł do wniosku, że przegranymi prawdopodobnie
nie byli ci, którzy handlowali rzadko, inwestorzy indywidualni działający
na zasadzie „kup i trzymaj”, ani nawet „dyrektorzy finansowi
międzynarodowych korporacji”, którzy za każdym razem dostosowują swój
portfel walut do potrzeb firmy. I tak powiedział swoim inwestorom.
Wydawało się raczej, że Renaissance wykorzystuje dziwactwa i błędy
innych spekulantów, zarówno tych dużych, jak i drobnych.
– Menedżer globalnego funduszu hedgingowego, który jak najczęściej
stara się odgadnąć, w jakim kierunku pójdzie francuski rynek obligacji,
może być tym, którego łatwiej jest wykorzystać – twierdził Simons.
Laufer miał nieco inne wyjaśnienie ich oszałamiających wyników. Gdy
Patterson przyszedł do niego, zaciekawiony tym, skąd wzięły się pieniądze,
które zgarnęli, Laufer wskazał na innych, cieszących się nienajlepszą sławą
traderów, handlujących zbyt intensywnie i zbyt pewnych siebie
w prognozowaniu kierunku, w jakim podąża rynek.
– Jest mnóstwo dentystów* – powiedział.
* Aluzja do tego, że z traderami jest jak z dentystami – kończą te same kursy lub
studia, a potem jedni są świetni i mają mnóstwo klientów, a z usług innych nikt
nie chce korzystać – przyp. tłum.
Wyjaśnienie Laufera wydaje się proste, ale zarówno jego poglądy, jak
i poglądy Simonsa można uznać za dość zasadnicze, a nawet radykalne.
W tym czasie większość naukowców była przekonana, że rynki są z natury
efektywne, sugerując, że nie ma sposobów przewidywania pozwalających
pobić rynek i że decyzje finansowe podejmowane przez ludzi są na ogół
racjonalne. Simons wraz z kolegami przeczuwał, że profesorowie się mylą.
Byli przekonani, że inwestorzy są narażeni na błędy poznawcze,
prowadzące do paniki, baniek, boomów i krachów.
Simons nie uświadamiał sobie tego, ale w gospodarce właśnie zaczął
pojawiać się trend, który potwierdzał jego przeczucia. W latach 70.
izraelscy psychologowie Amos Tversky i Daniel Kahneman badali, w jaki
sposób ludzie podejmują decyzje, i pokazali, jak ogromną wykazują
skłonność do irracjonalnych działań. Później ekonomista Richard Thaler
wykorzystał spostrzeżenia tych psychologów do wyjaśnienia anomalii
w zachowaniach inwestorów, co było impulsem do rozwoju ekonomii
behawioralnej badającej błędy poznawcze ludzi i inwestorów. Wśród nich
zidentyfikowano: awersję do ryzyka, pokazując, że inwestorzy na ogół
odczuwają ból z powodu straty dwukrotnie silniej niż przyjemność z zysku;
kotwiczenie, czyli wypaczanie osądów na podstawie pierwszych informacji
lub doświadczeń, oraz efekt posiadania, czyli przypisywanie nadmiernej
wartości rzeczom, które już mają w swoim portfelu.
Kahneman i Thaler zdobyli Nagrodę Nobla. Wszyscy zgadzali się co do
tego, że inwestorzy zachowują się bardziej irracjonalnie, niż zakładano,
i wciąż popełniają te same błędy. Przesadnie reagują na stres i podejmują
decyzje emocjonalnie. Prawdopodobnie nieprzypadkowo fundusz
Medallion wypracował największe zyski w czasach największych
turbulencji na rynkach finansowych. Dziać się tak będzie przez następne
dziesięciolecia.
Simons – jak większość inwestorów – również stał się nerwowy, gdy dla
jego funduszu nastały cięższe czasy. Kilka razy analizował portfel
inwestycyjny całej firmy. Generalnie jednak zachowywał wiarę w swój
model transakcyjny, pamiętając, jak trudno było mu inwestować w oparciu
o swoje przeczucia. Postanowił wstrzymać się od manipulowania przy
modelu, licząc, że dzięki temu ani zyski Medallionu, ani emocje jego ludzi
w Renaissance’ie nie wpłyną na zachowanie funduszu.
– Nasz pi-en-el nie mówi wszystkiego – stwierdza Patterson, używając
traderskiego slangu na określenie rachunku zysków i strat. – Jesteśmy dość
przeciętnymi traderami, ale nasz system nigdy nie kłóci się ze swoimi
dziewczynami, a to właśnie takie rzeczy wywołują określone zjawiska na
rynku.
Simons nie przyjął podejścia bazującego na statystyce, wynikającego
z prac jakichś ekonomistów czy psychologów. Nie opracowywał też
algorytmów po to, by unikać skutków błędów inwestorów lub je
wykorzystywać. Z czasem jednak on sam i jego zespół doszli do
przekonania, że takie błędy i przesadzone reakcje innych inwestorów
przynajmniej częściowo przyczyniły się do ich zysków, a ich prace nad
systemem wydawały się prowadzić do jedynego w swoim rodzaju
wykorzystania powszechnych błędów innych traderów.
– Tak naprawdę modelujemy ludzkie zachowania – wyjaśnia Penavic,
badacz. – Ludzie są najbardziej przewidywalni, gdy działają pod wpływem
silnego stresu. Zachowują się wtedy instynktownie i panikują. Nasze
założenie jest takie, że ludzie będą reagować tak, jak reagowali
w przeszłości, a my nauczyliśmy się to wykorzystywać.
=
Inwestorzy w końcu zaczęli zauważać zyski Medallionu. Rok wcześniej,
w 1993 roku, GAM Holding, londyńska firma zarządzająca pieniędzmi
zamożnych klientów, będąca jedną z pierwszych instytucji inwestujących
w fundusze hedgingowe, przekazała Renaissance’owi 25 milionów
dolarów. Wtedy już Simons i spółka obawiali się dzielenia z innymi
informacjami o tym, jak działa ich fundusz, aby nie ułatwiać życia
goniącym ich rywalom. Z tego powodu menedżerowie GAM Holding
znaleźli się w trudnej sytuacji, gdyż byli przyzwyczajeni do tego, że
rozumieli szczegóły funkcjonowania funduszy, w które inwestowali.
Upewnili się, że badania sprawozdań finansowych Renaissance’u nie
wykazały żadnych nieprawidłowości, ale nie do końca rozumieli, w jaki
sposób Medallion zarabia tyle pieniądzy. Najwyżsi menedżerowie GAM,
podobnie jak inni klienci nieustannie drżący o swoje inwestycje, byli
podekscytowani wynikami osiąganymi przez fundusz Simonsa.
– Zawsze żyłem w strachu, martwiłem się, że coś pójdzie nie tak – mówi
David McCarthy odpowiedzialny za monitorowanie inwestycji GAM
w Medallionie.
Wkrótce ujawniły się jednak problemy, z którymi Simons musiał się
zmierzyć.
=
Simons wykonał zwrot o 180 stopni. Pod koniec 1993 roku Medallion
zarządzał już 280 milionami dolarów. Simons martwił się, że zyski mogą
ucierpieć, gdy fundusz stanie się zbyt duży, a jego traderzy zaczną
przyczyniać się do wzrostu cen powyżej poziomu, przy którym kupują lub
poniżej poziomu, przy którym sprzedają. Dlatego zdecydował, że fundusz
nie powinien mieć już więcej klientów.
Jego zespół stał się bardziej skryty. Doradzał klientom, by zadzwonili do
biura na Manhattanie, jeśli chcą się czegoś dowiedzieć na temat
najnowszych wyników, lub by porozmawiać z prawnikami Renaissance’u,
jeśli chcą poznać szczegóły. Podjęto również dodatkowe działania, by
zapobiec
przedostaniu
się
do
konkurencyjnych
firm
informacji
o działalności funduszu.
– Nasze doskonałe wyniki sprawiły, że staliśmy się bardzo znani, a to
może przysporzyć nam poważnych problemów – pisał Simons w liście do
klientów. – Sukces jest zaproszeniem dla konkurencji, a z całym
szacunkiem dla zasad wolnej przedsiębiorczości – im mniej, tym lepiej.
Simons naciskał na swoich inwestorów, by nie dzielili się z nikim
szczegółami na temat działalności funduszu.
– Naszym jedynym sposobem obrony jest jak najmniejsze zwracanie na
siebie uwagi – mówił im.
Jednak utrzymywanie tajemnicy czasami szkodzi firmie. Zimą 1995 roku
Michael Botlo, pracownik naukowy z Brookhaven National Laboratory’s
Relativistic
Heavy
Ion
Collider*,
odebrał
telefon
od
jednego
z zarządzających w Renaissance’ie z pytaniem, czy byłby zainteresowany
ofertą pracy.
* Brookhaven National Laboratory to wielodyscyplinarne laboratorium badawcze
na Long Island. Michael Bolto pracował w jego części, w której znajdował się
Relatywistyczny Zderzacz Ciężkich Jonów (RHIC) – przyp. tłum.
Przebijając się przez burzę śnieżną, Botlo przyjechał swoją poobijaną
mazdą hatchback do nowych biur Renaissance’u na terenie inkubatora
nowoczesnych technologii, nieopodal szpitala i spelunki w pobliżu
kampusu Stony Brook. Botlo wszedł do biura, otrzepał się ze śniegu.
Niemile zaskoczyły go ciasne, siermiężne, pomalowane na beżowo
i turkusowo klitki. Gdy usiadł, aby porozmawiać z Pattersonem i innymi
pracownikami, jego rozmówcy nie chcieli podzielić się z nim żadnymi
szczegółami na temat ich podejścia do tradingu. Skupiali się na złej
pogodzie, co go zdenerwowało.
– Dość tej gadki – pomyślał.
Botlo dowiedział się, że Renaissance korzysta z języka programowania
sprzed dziesięciu lat o nazwie Perl, zamiast z takich języków jak C++,
używanych przez duże firmy tradingowe z Wall Street, co pogłębiło jego
sceptycyzm. (W rzeczywistości Renaissance stosował Perl w obsłudze
księgowości i innych operacji, a nie w tradingu, ale nikt nie chciał dzielić
się tą informacją z gościem).
– To wyglądało jak czterech facetów w garażu. Nie sprawiali wrażenia
biegłych w komputerach i wydawało się, że głównie siedzą przy biurkach,
a tylko kilku kolesi majstruje coś przy komputerach – mówi Botlo. – Nie
wyglądało to zachęcająco.
Po kilku dniach napisał do Pattersona krótki liścik: „Postanowiłem uczyć
się biznesu, jak należy i pójść do Morgana Stanleya”.
Auć.
W roku 1995 Simons odebrał telefon od przedstawiciela PaineWebber,
dużej firmy brokerskiej, która wyraziła zainteresowanie przejęciem
Renaissance’u. W końcu, po latach ciężkiej pracy i olbrzymich zysków,
duzi chłopcy z Wall Street zwrócili uwagę na pionierskie metody Simonsa.
Nadchodził zatem w końcu wielki dzień wypłaty.
Simons umówił Pattersona na spotkanie z menedżerami z PaineWebbera.
Szybko uświadomił sobie jednak, że firmy brokerskiej nie przekonały jego
rewolucyjne
strategie
i
nie
była
zainteresowana
jego
uznanymi
pracownikami. Zarządzający PaineWebberem po prostu mieli listę klientów
funduszu i byli zaskoczeni wysokością prowizji płaconych za inwestowanie
u Simonsa. Gdyby udało im się położyć rękę na klientach Renaissance’u,
prawdopodobnie położyliby tę firmę i spróbowali sprzedawać własne
produkty jej nadzianej klienteli. Rozmowy doprowadziły donikąd, co
w Renaissance’ie wywołało pewne rozczarowanie. Główny nurt wciąż nie
wierzył w komputerowy trading. Po prostu wydawało im się to niesłuszne
i ryzykowne.
– Zakładali, że algorytmy są z gruntu bezsensowne – mówi Patterson.
=
Medallion wciąż miał dobrą passę. Osiągał wielkie zyski na handlu
kontraktami futures i zarządzał 600 milionami dolarów. Simons był jednak
przekonany, że fundusz hedgingowy ma poważny problem. Modele
Laufera, które z zaskakującą precyzją mierzyły wpływ funduszu na rynek,
wskazywały, że zyski Medallionu stopnieją, jeśli będzie zarządzał większą
sumą pieniędzy. Niektóre rynki surowcowe, na przykład rynek zbóż, były
po prostu zbyt małe, by zaabsorbować dodatkowe transakcje zakupu
i sprzedaży przez fundusz bez wpływu na cenę. Istniały też ograniczenia co
do tego, ile więcej może zarobić na większych rynkach obligacyjnych
i walutowych.
Jak niosła wieść, Medallion umiejętnie stawia na inwestycje przynoszące
zyski. Próbowali to wykorzystać nie do końca uczciwi traderzy. Będąc
w Chicago, jeden z pracowników Simonsa zauważył kogoś stojącego przy
kręgu, w którym handlowano kontraktami futures na eurodolara
i obserwującego, jakie transakcje zawiera Medallion. Taki szpieg mógł
gestami przekazywać sygnały swojemu wspólnikowi, informując, czy
Medallion kupuje, czy sprzedaje. Umożliwiał w ten sposób zawarcie
transakcji, zanim Simons zdąży podjąć jakiekolwiek działania, a to
zmniejszało zyski Medallionu. Wydawało się, że inni mieli notatniki,
w których zaznaczali, kiedy w ciągu dnia Medallion zazwyczaj zawierał
transakcje. Niektórzy na parkiecie wymyślili nawet przezwisko dla ludzi
Simonsa: „szejkowie”, co miało oznaczać ich wysoką pozycję na rynkach
surowcowych. Renaissance skorygował swoje działania, by zachowywać
się w bardziej skryty i nieprzewidywalny sposób. Był to jeszcze jeden
przejaw świadczący o tym, że firma przerastała niektóre rynki finansowe.
Simons martwił się, że w miarę jak rywale przyjmowali podobne
strategie, jego wskaźniki były coraz gorsze.
– W systemie zawsze są jakieś przecieki – stwierdził Simons podczas
swojego pierwszego medialnego wywiadu. – Musimy wciąż być pierwsi
w tej grze2.
Niektórzy w firmie nie widzieli problemu. Przecież ograniczenia
kapitałowe oznaczały, że Medallion nigdy nie stanie się największym czy
najpotężniejszym funduszem hedgingowym na świecie, więc o co chodzi?
Gdyby jednak utrzymali fundusz mniej więcej na obecnym poziomie, to
i tak wszyscy staliby się bajecznie bogatymi ludźmi sukcesu.
– Może by tak pozostać przy 600 milionach? – zagadnął Straus Simonsa.
W ten sposób Medallion mógłby wypracowywać około 200 milionów
rocznego zysku, a to z pewnością wystarczyłoby, by zadowolić
pracowników.
– Nie – odpowiedział Simons. – Możemy zrobić coś lepszego.
I upierał się, aby znaleźć inne sposoby na wzrost funduszu, czym
denerwował niektórych pracowników.
– Imperatorzy pragną imperiów – skarżył się jeden z nich koledze.
Robert Frey, były quant z Morgana Stanleya, który pracował dla firmy
Kepler, wydzielonego przedsięwzięcia ukierunkowanego na handel akcjami
i wspieranego finansowo przez Simonsa, miał nieco bardziej życzliwą
interpretację upartego dążenia Simonsa do wzrostu Medallionu. Jak mówi
Frey, Simons był zdeterminowany, by osiągnąć coś wyjątkowego, a nawet
zostać pionierem nowego podejścia do tradingu.
– Jim chciał się liczyć – twierdzi Frey. – Chciał, aby jego życie miało
znaczenie… Jeśli miał organizować fundusz, to chciał być w tym najlepszy.
Frey ma jeszcze inną teorię, dlaczego Simons tak bardzo pragnął
ekspansji funduszu.
– Jim wyczuł szansę, by zostać miliarderem – mówi.
Simons przez długi czas kierował się dwiema wszechobecnymi
i
motywującymi
go przesłankami: chciał
udowodnić, że potrafi
rozwiązywać wielkie problemy i chciał zarobić mnóstwo pieniędzy.
Przyjaciele nigdy do końca nie zrozumieli jego potrzeby zdobycia jeszcze
większego bogactwa, która była nieustanna i zawsze obecna.
Istniał tylko jeden sposób na to, by Simons mógł dalej rozwijać Medallion
bez pomniejszania jego zysków: rozszerzenie działalności o inwestycje
w akcje. Ponieważ rynki akcyjne są głębokie i łatwo jest na nich
handlować, nawet duże transakcje nie powinny mieć wpływu na zyski.
Problem był w tym, że zarabianie pieniędzy na akcjach od dawna
wprawiało Simonsa i jego zespół w zakłopotanie. Frey wciąż pracował nad
swoimi strategiami tradingowymi dla Keplera, ale efekty tego były nijakie,
co jeszcze bardziej martwiło Simonsa.
Mając nadzieję na utrzymanie tendencji wzrostowej funduszu i poprawę
efektywności operacji, Simons postanowił skonsolidować wszystkie swoje
operacje na Long Island, ściągając tam dziesięciu pracowników od lat
działających w Północnej Kalifornii, w tym Sandora Strausa, który miał
syna w szkole średniej i nie chciał się przeprowadzać. Powiedział, że nie
ma ochoty pracować na Long Island. Był niezadowolony, że Simons
zmuszał jego kalifornijskich kolegów do takiej rewolucji w życiu. Straus
zajmował się tradingiem. Był ostatnim pracownikiem pierwotnej firmy
i głównym ojcem jej sukcesu. Miał pewien udział w Renaissance’ie.
Zażądał więc głosowania udziałowców nad przeprowadzką na drugi koniec
kraju. Przegrał je, co wywołało u niego jeszcze większą frustrację.
W roku 1996 Straus sprzedał swoje udziały w Renaissance’ie i odszedł.
Dla Simonsa był to cios. Zmusił potem Strausa i innych byłych
pracowników do wycofania pieniędzy z Medallionu. Straus mógł się
upierać, że powinien zostać potraktowany w sposób szczególny –
umożliwiający mu inwestowanie w funduszu bez ograniczeń. Ale pomyślał,
że może inwestować w inne fundusze z podobnymi perspektywami.
– Myślałem, że byliśmy jednymi z wielu – mówi Straus. – Gdybym
podejrzewał, że jest w tym jakieś drugie dno, to zadbałbym o to, żeby móc
pozostać inwestorem Medallionu.
=
Simons nie spotkał się ze zbyt wielkim współczuciem ze strony starych
przyjaciół matematyków, gdy wraz z zespołem zmagał się, poszukując
nowego kierunku i rozwiązania sytuacji po odejściu Strausa. Nadal nie
rozumieli, dlaczego poświęcał rynkom finansowym tyle czasu i energii.
Wciąż widzieli jedynie marnowanie niezwykłego talentu na głupstwa.
W pewne weekendowe popołudnie, już po tym, jak Simons odszedł ze
Stony Brook, odwiedził go w domu kolega z uczelni, Dennis Sullivan,
znany topolog. Patrzył, jak Simons organizował urodzinowe przyjęcie
Nathaniela, trzeciego syna, którego miał z Barbarą. Gdy Simons rozdał
gościom pistolety na wodę i sam włączył się w te szaleństwa, spojrzał na
niego z dezaprobatą.
– Zirytowało mnie to – mówi Sullivan. – Matematyka to świętość, a Jim
był dobrym matematykiem, który mógł rozwiązywać najtrudniejsze
problemy… Byłem rozczarowany jego wyborem.
Innym razem widziano Simonsa, jak wygłupiał się z Nicholasem, swoim
pierwszym synem z Marylin, który był towarzyski jak ojciec i miał
podobne, czasami dość frywolne poczucie humoru.
Gdy poznali się trochę bliżej, gdy więcej czasu Sulivan spędzał w domu
Simonsa i widział, z jakim poświęceniem zajmuje się starzejącymi się
rodzicami, którzy często przyjeżdżali do niego z Bostonu, powoli zaczął
oceniać go inaczej. Sullivan docenił troskę, jaką okazywał dzieciom,
zwłaszcza Paulowi, który wciąż zmagał się z wrodzoną chorobą. Na
dodatek w wieku siedemnastu lat Paul miał atak padaczki i zaczął brać leki,
mające wyeliminować podobne ataki w przyszłości.
Jim i Barbara dostrzegli u swojego syna rosnącą w nim wiarę w siebie.
Przez całe życie Paul starał się wzmocnić ciało, codziennie wykonywał
serie podciągnięć na drążku i pompek. Został też znakomitym narciarzem
i jeździł wytrzymałościowo na rowerze. Paul – wolny duch – nie
wykazywał zainteresowania matematyką ani tradingiem. Jako dorosły
chodził po górach, jeździł na nartach, bawił się z psem Avalonem, nawiązał
bliską znajomość z młodą dziewczyną z sąsiedztwa. Najbardziej lubił
jeździć na rowerze przez spokojne, senne okolice nad Mill Pond w Stony
Brook. Całymi godzinami jeździł ulubioną trasą rowerową.
We wrześniu 1996 roku, gdy miał trzydzieści cztery lata, Paul włożył
koszulkę, szorty, wskoczył na swój najwyższej klasy rower i wyruszył na
szybki rajd przez Old Field Road w pobliżu domu swojego dzieciństwa.
Nagle, nie wiadomo skąd, starsza kobieta zaczęła wycofywać z podjazdu
samochód. Nieświadoma przejeżdżającego obok młodego mężczyzny,
uderzyła Paula i przygniotła, zabijając na miejscu. To był tragiczny
wypadek. Kilka dni później, załamana tym zdarzeniem, doznała ataku serca
i zmarła.
Jim i Barbara byli zdruzgotani. Przez wiele tygodni Simons nie
przypominał nawet własnego cienia.
Szukał oparcia w rodzinie, wycofując się z pracy i innych zajęć. Koledzy
nie wiedzieli, jak poradzi sobie ze swoim bólem i jak długo będzie to
trwało.
– Nigdy się z tego nie otrząśniesz – mówiła Barbara. – Musisz po prostu
nauczyć się z tym żyć.
Gdy Simons w końcu wrócił do pracy, przyjaciele wyczuli, że potrzebuje
odmiany. Skoncentrował się więc na rozczarowujących dotychczas
próbach, jakie podejmował zespół, by opanować handel akcjami. To była
ostatnia szansa na zbudowanie potęgi firmy.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Nikt nigdy nie podjął decyzji w oparciu o liczby.Potrzebna jest opowieść.
Daniel Kahneman, ekonomista
W
ydawało się, że Jim Simons odkrył idealny sposób handlowania
surowcami, walutami i obligacjami: prognostyczne modele
matematyczne. Jednak wiedział, że jeśli chce, żeby Renaissance
Technologies miała cokolwiek znaczyć, musi zaangażować swoje
komputery do robienia pieniędzy na akcjach.
Nie było całkiem jasne, dlaczego Simons myślał, że ma szansę na sukces.
Początek lat 90. był złotym okresem dla inwestorów stosujących analizę
fundamentalną, którzy zazwyczaj wczytywali się w raporty roczne spółek,
ich sprawozdania finansowe i oświadczenia à la Warren Buffett. Tacy
inwestorzy wykorzystują instynkt, spryt i kompetencje, czyli zdolności
umysłowe, a nie moc obliczeniową. A jeśli chodzi o akcje, to wydawało się,
że Simons nie ma o nich zbyt wielkiego pojęcia.
Przykładem inwestora stosującego podejście fundamentalne był Peter
Lynch. W latach 1977–1990 jego decyzje dotyczące wyboru akcji
przyczyniły się do wzrostu funduszu Fidelity Investments Magellan z 100
milionów dolarów do 16 miliardów, co oznaczało przeciętne roczne zyski
na poziomie 29 procent, przebijające rynek w każdym z tych jedenastu lat.
Nie przejmując się historią i niezauważanymi prawidłowościami zmian cen
– czyli tym, co było obsesją Simonsa – Lynch mówił, że inwestorzy mogą
pobić rynek po prostu tym, że ograniczą się do spółek, które najlepiej
rozumieją. „Znaj to, co masz” – to było mantrą Lyncha.
Poszukując akcji firm z ciekawą opowieścią pozwalającą wierzyć, że
przyniosą one gwałtowny wzrost zysków, Lynch odniósł ogromny sukces
finansowy dzięki Dunkin’ Donuts, firmie prowadzącej sprzedaż donatów,
uwielbianej w stanie Massachusetts, gdzie Fidelity ma swoją siedzibę.
Kupił jej akcje między innymi dlatego, że „nie musiała się martwić tanim
importem z Korei”. Innym razem żona Lyncha, Carolyne, przyniosła do
domu parę L’eggsów, markowych rajstop pakowanych w charakterystyczne
plastikowe pojemniczki w kształcie jajka sprzedawanych przy kasach
w supermarketach i drogeriach. Carolyn uwielbiała L’eggsy, więc jej mąż
również je polubił. Licząc na spore zyski, kupił akcje ich producenta, firmy
Hanes, mimo że większość wyrobów pończoszniczych w tamtym czasie
była sprzedawana w domach towarowych i sklepach z odzieżą damską,
a nie w drogeriach.
– Pogrzebałem trochę w danych – wyjaśnił potem Lynch. –
I dowiedziałem się, że przeciętna kobieta chodzi do supermarketu lub
drogerii raz w tygodniu, a do specjalistycznych sklepów odzieżowych albo
domów towarowych raz na sześć tygodni. I że wszystkie dobre wyroby
pończosznicze, wszystkie dobre rajstopy, są sprzedawane w domach
towarowych. A w supermarketach sprzedaje się chłam.
Gdy pojawiła się konkurencyjna marka rajstop, Lynch kupił czterdzieści
osiem par i poprosił pracownice o ich przetestowanie, aby sprawdzić, czy
jakością dorównują L’eggsom. Po jakimś czasie Lynch dzięki Hanesowi
osiągnął przyrost wartości równy dziesięciokrotności inwestycji.
Najważniejszym narzędziem Lyncha był telefon, nie komputer.
Regularnie dzwonił, a czasami składał wizyty całej swojej sieci dobrze
ulokowanych menedżerów, pytając ich o najbardziej aktualne wieści o ich
biznesach, o konkurencji, dostawcach, klientach i wielu innych rzeczach.
To były legalne działania, ale mniejsi inwestorzy nie mieli dostępu do
takich informacji.
– Komputer nie powie ci [czy trend biznesowy] potrwa miesiąc, czy rok –
powiedział Lynch1.
Do roku 1990 już jeden na stu Amerykanów zainwestował w Magellan,
a książka Lyncha One Up on Wall Street (Zdobywanie przewagi na Wall
Street) sprzedała się w ponad milionie egzemplarzy, inspirując inwestorów
do poszukiwania akcji „od supermarketów po miejsca pracy”. Gdy Fidelity
zdobył dominującą pozycję wśród funduszy inwestycyjnych, zaczął co roku
wysyłać młodych analityków na spotkania z setkami firm. Następcy
Lyncha, między innymi Jeffrey Vinik, wykorzystywali takie wycieczki do
uzyskania własnej, zupełnie legalnej, przewagi informacyjnej nad
rywalami.
– Vinik prosił nas o rozmowę podczas jazdy taksówką z lotniska lub na
lotnisko, aby uzyskać lepsze wyczucie lokalnej gospodarki lub konkretnej
firmy, którą odwiedzaliśmy – wspomina J. Dennis Jean-Jacques, będący
wówczas analitykiem w Fidelity. – Jadaliśmy też w firmowych stołówkach
albo w pobliskich restauracjach, gdzie pytaliśmy kelnera o firmę po drugiej
stronie ulicy.
Gdy Lynch i Vinik wypracowywali wielkie przyrosty wartości
w Bostonie, Bill Gross na drugim końcu kraju, w Newport Beach
w Kalifornii, budował imperium obligacji w firmie, którą nazwał Pacific
Investment Management Company, w skrócie PIMCO. Gross, który po
przeczytaniu książki Eda Thorpa o hazardzie opłacał czesne w szkole
biznesu z wygranych w blackjacka, był niezwykle dobry w przewidywaniu
kierunków zmian globalnych stóp procentowych. Stał się dobrze znany
w świecie finansów dzięki swoim wnikliwym i barwnym obserwacjom
rynku, jak również jedynemu w swoim rodzaju wyglądowi. Gross każdego
dnia chodził ubrany w szytą na zamówienie koszulę z rozpiętym
kołnierzykiem i krawatem luźno zwisającym na szyi. Przyjął taki styl, bo po
intensywnych ćwiczeniach albo sesjach jogi był zgrzany i nie chciał wiązać
krawata, po dotarciu do biura.
Podobnie jak Simons, Gross do analizy inwestycji stosował podejście
matematyczne, choć w jego przypadku było to raczej połączenie formuł
matematycznych z dużą dozą intuicji i inteligencji. Gross wypłynął jako
świetny znawca rynku w roku 1995 po tym, jak postawił wielką kwotę na
spadek stóp procentowych, co przyniosło jego funduszowi obligacyjnemu
20-procentowy wzrost wartości. W efekcie fundusz stał się największym
funduszem tego rodzaju w historii. Inwestorzy nazwali go „królem
obligacji”. Przydomek ten przylgnął do Grossa przez cały czas jego
dominacji na rynku instrumentów dłużnych.
Mniej więcej w tym samym czasie tak zwani makroinwestorzy
odmiennym stylem inwestowania przykuli uwagę mediów i wystraszyli
przywódców politycznych na całym świecie. Zamiast, tak jak Simons,
dokonywać tysięcy „zakładów”, większość zysków osiągali oni dzięki
ograniczonej liczbie śmiałych posunięć w oczekiwaniu na globalne zmiany
polityczne i gospodarcze.
Jednym z takich traderów na fali był Stanley Druckenmiller.
Rozczochrany, urodzony w Pittsburgu. Porzucił studia doktoranckie
w
dziedzinie
ekonomii
i
zajął
się
zarządzaniem
funduszami
inwestycyjnymi, osiągając jedne z najlepszych wyników spośród
wszystkich ówczesnych menedżerów, zanim jeszcze objął miliardowy
fundusz
hedgingowy
George’a
Sorosa
–
Quantum
Fund.
Trzydziestopięcioletni wówczas Druckenmiller podejmował decyzje
inwestycyjne po przejrzeniu wiadomości i przeanalizowaniu statystyk
ekonomicznych i innych informacji, starając się, aby jego traderzy mogli
działać z dużym wyprzedzeniem w stosunku do globalnych wydarzeń.
Soros już po sześciu miesiącach pożałował, że zatrudnił Druckenmillera.
Gdy ten poleciał do Pittsburga, Soros bez żadnego ostrzeżenia wyzerował
jego pozycje na obligacjach w obawie, że na nich straci. Gdy Druckenmiller
po wylądowaniu dowiedział się o tym, poszukał najbliższego telefonu
i zadzwonił, aby poinformować o swojej rezygnacji2.
Chwilę po tym, gdy wrócił do biura, uspokoił nerwy i przeprosił, Soros
powiedział, że wyjeżdża w sześciomiesięczną podróż do Europy. Przez ten
czas będą mogli się przekonać, czy początkowe straty, do których
przyczynił się Druckenmiller, wynikały z tego, że „w jednej kuchni było
zbyt wielu kucharzy, czy z tego, że po prostu był nieudolny”.
Kilka miesięcy później runął mur berliński oddzielający Niemcy
Zachodnie od Wschodnich. Świat wiwatował, ale inwestorzy martwili się,
że gospodarka i waluta Niemiec Zachodnich, marka niemiecka, osłabi się
z powodu połączenia kraju z dużo biedniejszymi Niemcami Wschodnimi.
Ten pogląd wydawał się Druckenmillerowi pozbawiony sensu; napływ
taniej siły roboczej powinien raczej wzmocnić niemiecką gospodarkę, niż
jej zaszkodzić, a niemiecki bank centralny mógłby oczekiwać umocnienia
waluty w celu oddalenia groźby inflacji.
– Byłem pewien, że Niemcy mają obsesję na punkcie inflacji – opowiada
Druckenmiller, przypominając, że wysoka inflacja po I wojnie światowej
pomogła dojść do władzy Adolfowi Hitlerowi. – Nie ma szans, żeby
pozwolili na osłabienie waluty.
Gdy Soros był w podróży, Druckenmiller zagrał dużą sumą na markę
niemiecką, co w roku 1990 zapewniło Funduszowi Quantum niemal 30procentowy wzrost. Dwa lata później, gdy relacje między oboma panami
się poprawiły, i Soros znowu był w Nowym Jorku, Druckenmiller przyszedł
do jego obszernego biura w centrum miasta, by podzielić się wiadomością
o następnym wielkim kroku: powolnym zwiększaniu pozycji w grze na
osłabienie funta brytyjskiego. Powiedział Sorosowi, że rząd zamierza się
wyłamać z europejskiego mechanizmu walutowego i dopuścić do
osłabienia funta, co miałoby pomóc Wielkiej Brytanii wyjść z recesji.
Potwierdził, że jego pogląd nie jest powszechny, ale jest przekonany, że
jego scenariusz się ziści.
Ze strony Sorosa zapanowało całkowite milczenie. A potem nastąpiła
konsternacja.
– Soros spojrzał na mnie „jak na wariata” – wspomina Druckenmiller.
– To nie ma sensu – powiedział.
Zanim Druckenmiller zdołał powiedzieć coś na swoją obronę, Soros go
uciszył.
– Takie transakcje zdarzają się raz na dwadzieścia lat lub rzadziej –
powiedział.
I poprosił Druckenmillera o zwiększenie pozycji.
Quantum Fund dokonał krótkiej sprzedaży 10 miliardów brytyjskiej
waluty. Rywale, dowiedziawszy się, co się stało lub doszedłszy do takich
samych wniosków, wkrótce zaczęli robić to samo, co jeszcze bardziej
osłabiło funta, wywołując presję na brytyjskie władze. Szesnastego
września 1992 roku rząd zrezygnował z dalszego wspierania funta,
dewaluując go o 20 procent, co w ciągu dwudziestu czterech godzin
przysporzyło Druckenmillerowi i Sorosowi ponad miliard dolarów zysku.
Fundusz wzrósł w 1993 roku o ponad 60 procent i wkrótce kontrolował już
środki wyceniane przez inwestorów na ponad 8 miliardów dolarów.
Wszystko, o czym marzył Simons, wydawało się przy tym znikomo małe.
Przez ponad dekadę fundusz był uważany za największy w historii,
pokazując, ile można zdziałać nieprzeciętną błyskotliwością i odwagą.
Stało się oczywiste, że najpewniejszym sposobem wygrania olbrzymich
kwot
na
rynku
było
przekopywanie
korporacyjnych
wiadomości
i analizowanie trendów w gospodarce. Pomysł, że ktoś mógłby
wykorzystywać komputery, aby wygrać z takimi wytrwanymi
profesjonalistami, wydawał się nierealny.
Jim Simons, wciąż usilnie starający się zrobić pieniądze na handlu
akcjami, nie potrzebował przypomnienia. Kepler Financial, spółka założona
przez Roberta Freya, byłego matematyka i specjalistę od komputerów
w banku Morgan Stanley, wspieranego finansowo przez Simonsa, rozwijała
się. Doskonaliła strategie arbitrażu statystycznego, które Frey i inni
stosowali w Morgan Stanley, identyfikując niewielkie zestawy czynników
działających na cały rynek i najlepiej wyjaśniających ruchy cen akcji. Na
przykład trajektoria zmian cen akcji United Airlines była determinowana
przez wrażliwość akcji na zyski całego rynku, zmiany cen ropy naftowej,
zmiany stóp procentowych i inne czynniki. Na kierunek zmian cen innych
akcji, na przykład spółki Walmart, wpływały te same czynniki, choć ten
gigant handlu detalicznego najprawdopodobniej cechował się inną
wrażliwością na każdy z nich.
Sztuczka Keplera polegała na zastosowaniu tego podejścia w arbitrażu
statystycznym i kupowaniu akcji, których ceny nie rosły aż tak bardzo, jak
można by się spodziewać w oparciu o historyczne zyski wynikające
z różnych powiązanych czynników, przy równoczesnej krótkiej sprzedaży
lub grze na zniżkę akcji osiągających gorsze wyniki. Jeśli akcje Apple
Computer i Starbucksa rosły o 10 procent na rosnącym rynku, ale
historycznie Apple zapewniał lepszy zwrot niż Starbucks w okresach hossy,
Kepler kupował Apple’a i sprzedawał Starbucksa. Wykorzystując analizę
szeregów czasowych i inne techniki statystyczne, Frey wraz z innym
pracownikiem poszukiwali błędów tradingowych, zachowań niedających
się w pełni wyjaśnić danymi historycznymi o kluczowych czynnikach,
zakładając, że te odchylenia najprawdopodobniej znikną po jakimś czasie.
Gra na związki i względne różnice między grupami akcji zamiast po
prostu na wzrosty i spadki konkretnych papierów oznaczała, że Frey nie
musiał przewidywać, w jakim kierunku zmierzają ceny, co dla każdego jest
trudnym zadaniem. Wraz z kolegami nie martwił się też zbytnio o to, dokąd
zmierza cały rynek. Dlatego portfel Keplera był neutralny rynkowo lub
rozsądnie odporny na zmiany na rynku akcji. Modele Freya zazwyczaj po
prostu skupiały się na tym, czy związki między klastrami akcji powracają
do swoich historycznych norm. Na tym polegała strategia powrotu do
średniej. Budowanie portfela złożonego z takich inwestycji miało na celu
tłumienie zmienności funduszu, zapewniając wysoki poziom wskaźnika
Sharpe’a. Wskaźnik nazwany imieniem ekonomisty Williama F. Sharpe’a
jest powszechnie używaną miarą zysków w stosunku do ryzyka danego
portfela. Wysoki wskaźnik Sharpe’a wskazuje na silne i stabilne
historycznie wyniki.
Fundusz hedgingowy Kepler, nazwany później Nova, osiągał dość
przeciętne wyniki, co frustrowało klientów, skłaniając niektórych do
wycofania się. Fundusz został włączony do Medallionu, a Frey
kontynuował swoje poszukiwania, najczęściej bez oszałamiających
sukcesów.
Problem nie polegał na tym, że system Freya nie znajdował strategii
przynoszących zyski. Zazwyczaj dobrze się sprawdzał w identyfikowaniu
korzystnych transakcji i prognozowaniu ruchów grup akcji. Chodziło o to,
że zbyt często zyski osiągane przez zespół były dużo niższe od
prognozowanych przez zastosowany model. Frey był jak szef kuchni
mający doskonały przepis i gotujący różne wspaniałe potrawy, z których
większość spada mu na podłogę w drodze na stół.
Pracownicy Renaissance’u, widząc próżne wysiłki Freya i jego kolegów,
zaczęli tracić cierpliwość. Laufer, Patterson i inni stworzyli wyrafinowany
system do kupna i sprzedaży różnych kontraktów surowcowych i innych
instrumentów, wyposażając algorytm typujący transakcje w możliwość
korygowania ich pozycji w oparciu o pulę prawdopodobieństw przyszłych
ruchów rynku. Zespół Freya nie miał niczego takiego, co można by
zastosować w odniesieniu do akcji. Pracownicy narzekali, że jego model
transakcyjny jest chyba zbyt wrażliwy na niewielkie fluktuacje rynku.
Czasami kupował akcje i sprzedawał je tuż przed pojawieniem się szansy
na wzrost, spłoszony nagłym ruchem ceny. Na rynku był zbyt duży szum
informacyjny, by system Freya mógł wyłowić z niego właściwe sygnały.
Trzeba było dwóch dziwaków, którzy mogliby pomóc Simonsowi
w rozwiązaniu tego problemu. Jeden z nich rzadko się odzywał. Drugi nie
umiał usiedzieć cicho.
=
Gdy na początku lat 90. Nick Patterson pracował z Henrym Lauferem nad
doskonaleniem
modeli
prognostycznych
Medallionu,
podjął
się
dodatkowego zajęcia, które dostarczało mu nie mniejszej przyjemności niż
odkrywanie niezauważonych trendów cenowych. Zajmował się rekrutacją
talentów potrzebnych rosnącemu zespołowi pracowników Renaissance’u.
Na przykład w celu unowocześnienia firmowego systemu komputerowego
Patterson pomógł zatrudnić w charakterze pierwszego administratora
systemów Jacqueline Rosinsky. Jej mąż porzucił karierę księgowego, by
zostać kapitanem w nowojorskiej straży pożarnej. Rosinsky ostatecznie
została szefową odpowiedzialną za informatykę i inne sprawy w firmie. (Z
czasem kobiety będą zarządzały też działem prawnym i innymi działami;
upłynie jeszcze trochę czasu zanim będą odgrywały znaczącą rolę
w
badaniach,
gromadzeniu
danych
i
tradingu*).
Patterson
od
przyjmowanych pracowników wymagał kilku rzeczy. Oczywiście musieli
być niezwykle inteligentni, musieli także mieć konkretne osiągnięcia, na
przykład publikacje lub nagrody naukowe, najlepiej w dziedzinach
związanych z pracami, jakie były wykonywane w Renaissance’ie. Unikał
typowych przedstawicieli Wall Street. Nie miał nic do nich jako takich. Po
prostu był przekonany, że gdzie indziej może znaleźć bardziej obiecujące
talenty.
* Nie chodzi o to, że firma miała problem z zatrudnianiem kobiet. Podobnie jak inne
firmy tradingowe, Renaissance nie otrzymywał zbyt wielu ofert od kobiet
zajmujących się naukami przyrodniczymi i matematyką. Zarówno Simons, jak
i inni, nie mieli nic przeciwko zatrudnianiu kobiet i przedstawicieli mniejszości.
– Nauczymy cię, o co chodzi z pieniędzmi – wyjaśniał.– Ale nie możemy
nauczyć cię, jak być bystrym.
Ponadto, jak Patterson przekonywał kolegę, jeśli ktoś odchodzi z banku
lub funduszu hedgingowego, by zatrudnić się w Renaissance’ie, to jest też
bardziej prawdopodobne, że ktoś taki będzie chciał odejść do firmy
konkurencyjnej, jeśli kiedyś pojawi się taka szansa, niż ktoś nieznający
społeczności inwestorów. To miało kluczowe znaczenie, ponieważ Simons
nalegał, żeby każdy w firmie aktywnie dzielił się z innymi wynikami swojej
pracy. Simons musiał ufać swoim pracownikom, że nie wyciągną z firmy
informacji i nie pójdą z nimi do konkurencji.
Ostatnią rzeczą, która szczególnie interesowała Pattersona, było to, czy
potencjalny pracownik jest nieszczęśliwy w swojej obecnej pracy.
– Lubiłem błyskotliwych ludzi, którzy byli trochę nieszczęśliwi – mówi
Patterson.
Pewnego dnia Patterson, po przeczytaniu w porannej gazecie, że IBM tnie
koszty, był tym mocno zaintrygowany. Wiedział oczywiście o dokonaniach
tego komputerowego giganta w dziedzinie rozpoznawania mowy, pomyślał
więc, że praca tej grupy musiała być podobna do tego, co robił Renaissance.
Na początku roku 1993 Patterson wysłał list do Petera Browna i do Roberta
Mercera, zastępców szefa grupy, zapraszając ich do odwiedzenia biur
Renaissance’u na rozmowę o potencjalnym zatrudnieniu.
Brown i Mercer zareagowali dokładnie w ten sam sposób – wrzucili list
od Pattersona do najbliższego kosza na śmieci. Wrócili do tematu po tym,
jak pojawiły się problemy rodzinne. Stali się tymi, którzy przygotowali
grunt pod radyklane zmiany nie tylko w firmie Simonsa, ale również
w świecie jako takim.
=
Życiową pasję Roberta Mercera rozbudził w nim jego ojciec.
Thomas Mercer, błyskotliwy naukowiec z ciętym dowcipem, urodził się
w Victorii w kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. Został ekspertem
od aerozoli – drobnych cząsteczek zawieszonych w atmosferze –
przyczyniających się do zanieczyszczenia powietrza i ochładzających
ziemię w wyniku pochłaniania promieni słonecznych. Thomas przez ponad
dziesięć lat pracował jako profesor radiobiologii i biofizyki na
Uniwersytecie Rochester. W końcu został szefem wydziału fundacji
w Albuquerque w Nowym Meksyku, zajmującej się leczeniem chorób
układu oddechowego. To tam w roku 1946 urodził się Robert, najstarszy
z jego trojga dzieci.
Matka Roberta, Virginia Mercer, była miłośniczką teatru i sztuki, a Robert
był pochłonięty komputerami. Zaczęło się to wówczas, gdy Thomas
pokazał Robertowi magnetyczną pamięć bębnową i karty perforowane do
IBM 650, jednego z pierwszych komputerów produkowanych na masową
skalę. Gdy Thomas wyjaśnił synowi, jak działa wnętrze komputera,
dziesięciolatek zaczął tworzyć własne programy, wypełniając nimi olbrzymi
notes. Notatnik ten nosił przy sobie przez wiele lat. W końcu uzyskał
faktyczny dostęp do komputera.
W Sandia High School i na Uniwersytecie Nowego Meksyku Mercer,
chudy okularnik, był skromnym członkiem szkolnego klubu szachowego,
samochodowego i rosyjskiego. Ożywiała go matematyka, co widać po
dumnym, szerokim uśmiechu na zdjęciu, które ukazało się w „Albuquerque
Journal” po tym, jak razem z dwoma kolegami z klasy zdobył najwyższą
nagrodę w ogólnokrajowym konkursie matematycznym w 1964 roku3.
Po ukończeniu szkoły średniej Mercer spędził trzy tygodnie na
młodzieżowym obozie naukowym (National Youth Science Camp)
w górach Wirginii Zachodniej. Tam odkrył pochodzący z darowizny jedyny
komputer IBM 1620, który mógł w ciągu sekundy pomnożyć pięćdziesiąt
dziesięciocyfrowych liczb. Większość obozowiczów zdawała się go nie
zauważać. Widocznie siedzenie przez cały letni dzień w budynku nie było
dla nich tak kuszące, jak dla Mercera. Mógł więc bawić się komputerem, ile
tylko chciał, uczyć się programowania w Fortranie, języku stworzonym
głównie z myślą o naukowcach. Tamtego lata obóz odwiedził Neil
Armstrong – było to pięć lat przed tym, jak został pierwszym człowiekiem,
który postawił nogę na księżycu. Armstrong powiedział obozowiczom, że
astronauci wykorzystują najnowszą technologię komputerową, a niektóre
komputery są wielkości pudełka zapałek. Mercer słuchał z szeroko
otwartymi ustami.
– Nie wyobrażałem sobie, że to w ogóle może być możliwe – wspominał
później.
Studiując fizykę, chemię i matematykę na Uniwersytecie Nowego
Meksyku, Mercer otrzymał posadę w laboratorium badań nad bronią,
działającym w oddalonej o trzynaście kilometrów Bazie Sił Powietrznych
Kirtland. Mógł tam pomagać w programowaniu superkomputera, w który
była wyposażona baza. Tak jak bejsboliści kochają zapach świeżo
skoszonej trawy na zapolu lub zadbanej górce miotacza, Mercer uwielbiał
widok i zapach laboratorium komputerowego Kirtland.
– Kochałem wszystko, co miało związek z komputerami – wyjaśniał
później. – Kochałem samotność laboratorium komputerowego późną nocą.
Kochałem
zapach
klimatyzacji
tego
miejsca.
Kochałem
warkot
obracających się dysków i stukot drukarek.
Taka fascynacja młodego człowieka laboratorium komputerowym może
się wydawać nieco niezwykła, a nawet dziwna, ale w połowie lat 60. takie
maszyny były symbolem niezbadanego świata i nowych możliwości.
Rozwijała się subkultura tworzona przez młodych informatyków,
naukowców i hobbystów, którzy do późnej nocy kodowali lub pisali
instrukcje, aby komputery mogły rozwiązywać problemy, wykonywać
określone zautomatyzowane zadania. Instrukcje były wydawane przez
algorytmy, polegające na wykonywaniu szeregu operacji logicznych,
ułożonych w kolejne kroki procedur.
Błyskotliwi
młodzi
ludzie,
programiści,
byli
kontrkulturowymi
buntownikami, śmiało patrzącymi w przyszłość. Gdy ich koledzy uganiali
się za ulotnymi chwilami dnia codziennego, oni wzmacniali ducha
i skupiali energię, która miała zamienić świat na nadchodzące
dziesięciolecia.
– Dotykały nas problemy społeczne i psychiczne, ale to my mieliśmy
rację – mówi Aaron Brown, członek rodzącego się zespołu koderów, który
później został wysokiej rangi menedżerem w świecie tradingu i quantów.
Jako osoba wprowadzona do kultury kultu komputerów, Mercer spędził
lato, pracując na znajdującym się w laboratorium komputerze typu
mainframe, poprawiając program obliczający pole magnetyczne
wytwarzane przez bombę termojądrową. Znalazł sposób na stukrotne
przyśpieszenie działania programu, co było nie lada wyczynem. Tryskał
energią i entuzjazmem, ale jego szefowie zdawali się nie zwracać uwagi na
jego dokonania. Zamiast wykonywać stare obliczenia z nową, zwiększoną
szybkością, kazali wykonywać mu stukrotnie bardziej złożone obliczenia.
Wydawało się, że fakt, iż Mercer zwiększył szybkość obliczeń, nie miał dla
nich znaczenia. Ukształtowało to światopogląd tego młodego człowieka.
– Zrozumiałem, że najważniejszym celem badań finansowanych
z rządowych pieniędzy nie jest znalezienie rozwiązań, ale skonsumowanie
przeznaczonego na ten cel budżetu – powiedział później.
Stał się cyniczny, widząc jak arogancka i nieskuteczna jest władza. Wiele
lat
później
doszedł
do
przekonania,
że
ludzie
powinni
być
samowystarczalni i unikać korzystania z pomocy państwa.
– To wakacyjne doświadczenie pozostawiło we mnie rozczarowanie
badaniami finansowanymi przez państwo – wyjaśnił Mercer4.
Po otrzymaniu tytułu doktora informatyki na Uniwersytecie Illinois,
w roku 1972 Mercer rozpoczął pracę w IBM, mimo że nie miał najlepszej
opinii o jakości komputerów tej firmy. Chodziło o inną część firmy – ta mu
imponowała. Mercer zgodził się odwiedzić Centrum Badawcze Thomasa
J. Watsona na przedmieściach Nowego Jorku, w Yorktown Heights. Był pod
wielkim wrażeniem ciężko pracujących ludzi, starających się dokonać
innowacyjnych odkryć, mogących zapewnić firmie wspaniałą przyszłość.
Mercer dołączył do tego zespołu i rozpoczął pracę w nowo powstałej
grupie zajmującej się rozpoznawaniem mowy. Nieco później przyłączył się
do niego młody, towarzyski matematyk, któremu śpieszyło się do
osiągnięcia czegoś wielkiego.
=
Peter Brown jako nastolatek widział, że jego ojciec zmagał się z szeregiem
uciążliwych problemów w biznesie. W roku 1972, gdy Peter miał
siedemnaście lat, Henry Brown wraz ze wspólnikiem wpadli na pomysł
konsolidacji inwestycji indywidualnych inwestorów w celu zakupu
względnie bezpiecznych, ale mimo to przynoszących wyższy dochód,
instrumentów dłużnych, tworząc pierwszy na świecie fundusz rynku
pieniężnego. Fundusz Henry’ego oferował wyższe oprocentowanie, niż
można było uzyskać na rachunkach oszczędnościowych w bankach.
Niewielu jednak inwestorów okazało choćby cień zainteresowania. Peter
pomagał ojcu przygotowywać i wysyłać listy do setek potencjalnych
klientów, licząc na wzbudzenie ich zainteresowania. Henry pracował
siedem dni w tygodniu, z wyjątkiem świąt Bożego Narodzenia, żywiąc się
kanapkami z masłem orzechowym i zaciągając drugą pożyczkę hipoteczną
na sfinansowanie swojego biznesu. Jego żona Betsy była terapeutą
rodzinnym.
– Działaliśmy z poczucia niedosytu i chciwości – wyjaśniał Henry na
łamach „Wall Street Journal”5.
Przełom nastąpił w kolejnym roku po ukazaniu się artykułu na temat
raczkującego funduszu opublikowanego w „New York Timesie”. Klienci
zaczęli dzwonić i wkrótce Henry i jego wspólnik zarządzali w Reserve Primary Fund kwotą 100 milionów dolarów. Fundusz rósł, osiągając miliardy
dolarów. W 1985 Henry zrezygnował z dalszej działalności. Przeniósł się
z Betsy na rodzinną farmę Brownów w małej wiosce w Wirginii, gdzie na
pięciu akrach (ponad 200 arów) ziemi zaczął hodować bydło. Uczestniczył
też w zawodach z użyciem trebuszy, wygrywając konkurs katapultą, która
wystrzeliła trzyipółkilogramową dynię na odległość ponad trzydziestu
metrów. W nowym środowisku Betsy została działaczką społeczną
i polityczną z ramienia lokalnych Demokratów.
Henry wciąż jednak myślał o biznesie. Przez ponad dziesięć lat sprzeczał
się ze swoim wspólnikiem, Brucem Bentem, któremu zarzucał złamanie
umowy o odkupieniu połowy udziałów w firmie. W końcu wytoczył mu
proces sądowy o to, że Bent wypłaca sobie wygórowane wynagrodzenie za
prowadzenie funduszu. Ostatecznie w roku 1999 porozumieli się co do
tego, że Brown sprzeda Brentowi swój 50-procentowy udział w firmie. (W
roku 2008 fundusz poniósł duże straty między innymi na inwestycji
w papiery dłużne banku inwestycyjnego Lehman Brothers. Jego problemy
spowodowały kłopoty w całym systemie finansowym).
Wprawdzie rodzina Petera była zamożna, ale przyjaciele mówili, że
czasami wyrażał obawy o swoje finanse. Być może było to spowodowane
dawnymi problemami jego ojca lub przedłużającą się batalią ze
wspólnikiem. Peter realizował swoje własne ambicje w naukach
przyrodniczych i matematyce. Po ukończeniu studiów matematycznych na
Uniwersytecie Harvarda Brown podjął pracę w oddziale firmy Exxon
zajmującej się rozwijaniem systemów do zamiany języka mówionego
w tekst komputerowy. Była to wczesna forma technologii rozpoznawania
mowy. Tytuł doktora nauk informatycznych uzyskał na Uniwersytecie
Carnegie Mellon w Pittsburgu.
W roku 1984, mając dwadzieścia dziewięć lat, Brown dołączył w IBM do
grupy zajmującej się mową, w której Mercer i inni pracowali nad
tworzeniem oprogramowania komputerowego do transkrypcji tekstu
mówionego. Przez dziesięciolecia uważano, że tylko lingwiści i fonetycy
uczący komputery reguł składni i gramatyki mogą nauczyć je
rozpoznawania języka.
Brown, Mercer i ich koledzy matematycy i przedstawiciele nauk ścisłych
i technicznych, w tym niezwykle ambitny i pracowity lider grupy Fred Jelinek, postrzegali język zupełnie inaczej niż tradycjonaliści. Dla nich język
mógł być modelowany podobnie jak gra losowa. W każdym punkcie zdania
istnieje pewne prawdopodobieństwo tego, co może pojawić się w następnej
kolejności, co można prognozować na podstawie częstotliwości wystąpień
w przeszłości. (Na przykład w języku angielskim popularnym wyrażeniem
jest „apple pie” oznaczające placek z jabłkami – czyli szarlotkę – przyp.
tum.). Jest [zatem] bardziej prawdopodobne, że to właśnie słowo „pie”,
a nie „him” (jego) lub „the” (ten) pojawi się po słowie „apple”. Podobne
prawdopodobieństwa istnieją również w odniesieniu do wymowy, twierdzili
badacze z IBM.
Ich celem było wprowadzenie do komputerów wystarczająco dużej ilości
danych w postaci nagrań mowy i tekstu pisanego, by można było stworzyć
probabilistyczne
modele
statystyczne
zdolne
do
przewidywania
prawdopodobnych sekwencji słów w oparciu o sekwencję dźwięków. Kod
komputerowy niekoniecznie musiał rozumieć transkrybowane treści, ale
mimo to mógł uczyć się transkrypcji języka.
Mówiąc językiem matematyków, Brown, Mercer i cała reszta zespołu
Jelinka postrzegała dźwięki jako wynik sekwencji, w której każdy kolejny
krok jest przypadkowy, ale zależny od poprzedniego – jako ukryty model
Markowa. Zadaniem systemu rozpoznawania mowy było przypisanie
prawdopodobieństw zbiorowi obserwowanych dźwięków i dokonanie
możliwie najlepszego wskazania „ukrytych” sekwencji słów, które mogły
wygenerować
te
dźwięki.
Do
identyfikacji
różnych
językowych
prawdopodobieństw badacze z IBM wykorzystali algorytm Bauma-Welcha,
którego współtwórcą był jeden z pierwszych partnerów tradingowych
Simonsa – Lenny Baum. Zamiast ręcznie programować na podstawie
statycznej wiedzy, w jaki sposób działa język, stworzyli program, który
uczył się na podstawie danych.
Brown, Mercer i ich współpracownicy opierali się na wnioskowaniu
bayesowskim, które powstało na bazie statystycznego twierdzenia
sformułowanego w XVIII wieku przez duchownego Thomasa Bayesa.
Przypisywali
pewne
prawdopodobieństwa
każdemu
przypuszczeniu
i aktualizowali swoje najlepsze estymacje w miarę otrzymywania nowych
informacji. Geniusz statystyki bayesowskiej polega na tym, że nieustannie
zawęża zakres możliwości. Wyobraźmy sobie na przykład filtr do spamu,
który nie ma pewności, czy dany e-mail jest niepożądany, ale może dla
każdego przychodzącego e-maila skutecznie określać prawdopodobieństwo,
nieustannie ucząc się na podstawie tego, które e-maile zostały w przeszłości
zakwalifikowane jako „śmieci”. (Takie podejście nie było aż tak dziwne,
jak mogło się wydawać. Lingwiści twierdzą, że ludzie w rozmowach
nieświadomie odgadują, jakie słowa zostaną wypowiedziane jako następne,
nieustannie aktualizując swoje oczekiwania w trakcie tego procesu).
Zespół z IBM był wyjątkowy zarówno pod względem osobowości, jak
i metod, szczególnie, jeśli chodzi o Mercera. Wysoki i wysportowany, by
zachować formę, skakał na skakance. Gdy był młodszy, przez jakiś czas był
podobny do aktora Ryana Reynoldsa, ale to było wszystko, co miał
wspólnego z blaskiem Hollywood. Miał lakoniczny, konkretny sposób
komunikowania się. Był oszczędny w słowach. Unikał wypowiedzi, dopóki
nie uznał tego za konieczne. Niektórzy koledzy naukowcy bardzo cenili
sobie to dziwactwo. Mercer czasami pozwalał sobie na okrzyk:
„Rozgryzłem to!”, gdy udało mu się znaleźć rozwiązanie trudnego
obliczenia, ale na ogół wolał przez cały dzień coś sobie nucić lub gwizdać;
zazwyczaj było to coś z muzyki klasycznej. Mercer nie pił kawy, herbaty
ani alkoholu; przeważnie raczył się Coca-Colą. Z rzadka, kiedy był
sfrustrowany, wykrzykiwał „bull-twaddle”, które koledzy rozumieli jako
połączenie słów „bullshit” i „twaddle” (bzdury i bredzić).
Mercer miał tak długie ręce, że żona szyła mu koszule z przedłużonymi
rękawami. Miały dziwne kolory i wzory. Pewnego roku Jelinek, skłonny do
złośliwości, przyszedł na zabawę Halloween ubrany jak Mercer w koszulę
z nieprawdopodobnie długimi rękawami. Mercer śmiał się razem
z kolegami.
Mercer przychodził do biura o szóstej rano, a o 11:15 spotykał się na
lunchu z Brownem i innymi kolegami. Niemal codziennie jadł to samo:
kanapkę z masłem orzechowym i dżemem albo z tuńczykiem, zapakowaną
w pudełko marki Tupperware do wielokrotnego użytku albo w używaną,
wymiętą torebkę z brązowego papieru, co koledzy uważali za przejaw
oszczędności. Po kanapce Mercer otwierał torbę z chipsami
ziemniaczanymi, które wyjmował na stół, układał według wielkości,
zjadając najpierw te połamane, a potem całą resztę, od najmniejszych do
największych.
W piątkowe popołudnia zespół spotykał się przy napojach gazowanych,
herbacie, herbatnikach i cieście kawowym. Rozmawiając, czasami
narzekali na niższe od standardów wynagrodzenie w IBM. Innym razem
Mercer odczytywał fragmenty słownika etymologicznego, które wydawały
mu się szczególnie zabawne. Co jakiś czas dziwne takie stwierdzenia, jakby
chciał zdenerwować kolegów, z którymi jadł lunch, na przykład mówiąc
kiedyś, że myśli, iż będzie żył wiecznie.
Brown był bardziej ruchliwy, przystępny i energiczny, miał grube,
kręcone brązowe włosy i urok osobisty. W przeciwieństwie do Mercera,
Brown zaprzyjaźniał się z ludźmi z grupy. Niektórzy cenili jego błyskotliwe
poczucie humoru.
Gdy grupa miała problem z poczynieniem postępu w przetwarzaniu
języka naturalnego, Brown okazywał zniecierpliwienie, najczęściej
wyładowując swój gniew na stażyście Philu Resniku. Resnik, absolwent
Uniwersytetu Pensylwanii,
tytuł
magistra
informatyki
uzyskał na
Uniwersytecie Harvarda, a potem został cenionym pracownikiem
naukowym. Liczył na to, że uda mu się połączyć metody matematyczne
z zasadami lingwistyki. Brown nie miał cierpliwości do tego, co robił,
wyśmiewał swojego młodszego kolegę i wytykał mu błędy.
Pewnego dnia, gdy kilkunastu pracowników IBM patrzyło, jak Resnik
rozwiązuje jakiś problem na tablicy w biurze, Brown podbiegł do niego,
wyrwał mu z ręki pisak i zawołał szyderczo – To jest informatyka dla
przedszkolaków!
Resnik usiadł zawstydzony.
Innym razem Brown stwierdził, że Resnik jest „bezwartościowy” i nazwał
go „kompletnym idiotą”.
Jak wspominają członkowie grupy, Brown wymyślał obraźliwe
przezwiska dla wielu swoich młodszych kolegów. Na przykład Meredith
Goldsmith, jedyną kobietę w grupie, nazywał „Merry Death” (Wesoła
Śmierć) albo zwracał się do niej „Jennifer”, bo tak miała na imię jej
poprzedniczka. Najczęściej jednak nazywał ją „panienką Meredith”, co
świeżo upieczona absolwentka Yale uważała za szczególnie lekceważące.
Mercer i Brown byli dla Goldsmith mentorami, co ona doceniała. Jednak
Mercer podzielił się z nią również swoją opinią, że miejsce kobiet jest
w domu, przy dzieciach, a nie w świecie ludzi pracujących.
Brown, którego żona była wysokim urzędnikiem do spraw zdrowia
publicznego w Nowym Jorku, uważał się za postępowca. Doceniał zasługi
Goldsmith i mówił, że jest dla niego jak córka. Nie przeszkadzało mu to
jednak w akceptowaniu opowiadania w grupie niewybrednych dowcipów.
– Wciąż opowiadali świńskie kawały. To był swego rodzaju sport –
wspomina Goldsmith.
W końcu odeszła z firmy, między innymi dlatego, że nie czuła się dobrze
w takim środowisku.
– W pewnym sensie oni byli dla mnie równocześnie mili i seksistowscy –
mówi. – Na pewno czułam się traktowana przedmiotowo i niepoważnie.
Brown uważał, że w tych zniewagach nie było nic osobistego,
a przynajmniej tak twierdzili członkowie grupy. I nie był on jedynym,
któremu sprawiało przyjemność mieszanie innych z błotem i wyśmiewanie.
W
grupie
panowała
zażarta
i
bezwzględna
kultura
zajadłości
i bezwzględności inspirowana wredną osobowością Jelinka. Badacze
rzucali pomysły, a koledzy robili wszystko, co mogli, aby je
dyskredytować, pozwalając sobie na osobiste złośliwe przytyki. Długo
toczyli wojny, zanim w końcu udało im się dojść do konsensusu co do
wartości zgłoszonego pomysłu. Należący do grupy bliźniacy Stephen
i Vincent Della Pietra, którzy ukończyli fizykę w Princeton, a doktoraty
z fizyki zrobili na Harvardzie, pozwalali sobie na najbardziej brutalne ataki
i na wyścigi biegli do tablicy, by udowodnić, jak idiotyczne są argumenty
innych. To była intelektualna walka bez żadnych ograniczeń. Poza
laboratorium takie zachowanie mogłoby zostać uznane za nieprzyzwoite
i obraźliwe, ale pracownicy Jelinka zazwyczaj nie traktowali tego osobiście.
– Roznosiliśmy się nawzajem na strzępy – wspomina David Magerman,
stażysta w zespole mowy w IBM. – A potem graliśmy razem w tenisa.
Oprócz talentu do wymyślania okrutnych i barwnych przezwisk, Brown
wyróżniał się niezwykłym instynktem handlowym, który prawdopodobnie
rozwinął pod wpływem ojca. Chciał, żeby IBM wykorzystywał osiągnięcia
zespołu w sprzedaży klientom nowych produktów, na przykład systemu do
oceny zdolności kredytowej. Próbował nawet przekonać zarząd, by
przekazał
im
w
zarządzanie
za
pomocą
metod
statystycznych
kilkumiliardowe inwestycje funduszu emerytalnego IBM, ale nie udało mu
się zdobyć wystarczającej liczby zwolenników tego pomysłu.
– Jakie masz doświadczenie w inwestowaniu? – miał zapytać jeden
z dyrektorów IBM.
– Żadne – odpowiedział Brown.
Kiedyś Brown dowiedział się o istnieniu grupy informatyków kierowanej
przez jego dawnego kolegę z Carnegie Mellon, która programowała
komputery do gry w szachy. Postanowił przekonać IBM, by go przyjęto.
Pewnego zimowego dnia w toalecie Brown zaczął rozmowę z zajmującym
kierownicze stanowisko w grupie badawczej IBM Abe Peledem na temat
wygórowanych kosztów reklam telewizyjnych emitowanych podczas
zbliżającego się meczu Super Bowl. Powiedział, że ma pomysł na
wypromowanie firmy w dużo tańszy sposób – przyjmijmy zespół
z Carnegie Mellon i wykorzystajmy rozgłos, jaki pojawi się, gdy ich
komputer wygra z mistrzem świata w szachy. Przekonywał też, że ludzie
z takiego zespołu mogą również pomagać firmie IBM w jej badaniach.
Szefom IBM spodobał się ten pomysł. Zatrudnili całą grupę, która
wniosła do firmy ich program Deep Thought (Głęboka myśl). Jednak, gdy
maszyna zaczęła wygrywać mecze i przyciągać uwagę, pojawiły się skargi.
Okazało się, że nazwa maszyny szachowej kojarzy się ludziom z czymś
innym – słynnym w 1972 roku filmem pornograficznym Deep Throat
(Głębokie gardło), który zapoczątkował tak zwany Złoty Wiek Porno
(szczegóły w mojej następnej książce). IBM zrozumiał, że ma poważny
problem, gdy pewnego dnia żona członka zespołu szachowego, która była
nauczycielką w szkole katolickiej, rozmawiała z jej dyrektorką, starszą
zakonnicą. Siostra wciąż mówiła o niezwykłym programie „Deep Throat”,
przygotowanym przez IBM.
IBM ogłosił konkurs na nową nazwę maszyny szachowej. Wybrał pomysł
zgłoszony przez Browna – Deep Blue (Głęboki błękit), będący
odniesieniem do „ksywy” używanej przez wiele lat przez IBM – Big Blue
(Wielki błękit). Kilka lat później, w roku 1997, miliony ludzi oglądały
w telewizji, jak Deep Blue pokonuje Garry’ego Kasparowa, szachowego
mistrza świata. To był sygnał, że naprawdę nastała era komputerów6.
Brown, Mercer i reszta zespołu dokonali postępu w uczeniu komputerów
transkrypcji mowy. Później Brown uświadomił sobie, że probabilistyczne
modele matematyczne można wykorzystać również do tłumaczeń.
Wykorzystując dane zawierające między innymi tysiące stron obrad
kanadyjskiego parlamentu zapisywanych w dwóch wersjach językowych –
francuskiej i angielskiej – zespół IBM poczynił postępy w tłumaczeniu
tekstów z jednego języka na drugi. Te dokonania przyczyniły się do
rewolucji w lingwistyce komputerowej i przetwarzaniu mowy, a w efekcie
do pojawienia się kolejnych zdobyczy w dziedzinie rozpoznawania mowy,
takich jak: Alexa Amazona, Siri Apple’a, Google Translator, syntezatory
mowy przetwarzające tekst pisany i wielu innych.
Pomimo postępów badaczy frustrował brak jasnego planu IBM na
komercjalizację ich wynalazków. Kilka tygodni po wyrzuceniu listu od
Pattersona do kosza, Brown i Mercer byli zmuszeni do powtórnego
rozważenia kierunku rozwoju swojej kariery zawodowej.
Pewnego dnia pod koniec zimy 1993 roku w południowo-wschodniej
Pensylwanii matka Mercera zginęła w wypadku samochodowym, a siostra
została ciężko ranna. Ich samochód zderzył się z innym samochodem, który
na lodzie wpadł w poślizg. Dwadzieścia dni po tym wypadku,
w Wielkanoc, zmarł ojciec Mercera – zmagał się z postępującą chorobą.
Kilka miesięcy później, gdy Patterson zadzwonił, aby zapytać, dlaczego nie
otrzymał odpowiedzi na swój list, Mercer zaczął zastanawiać się nad tą
propozycją. Jego trzecia córka właśnie rozpoczęła naukę w college’u, a cała
rodzina mieszkała w skromnym dwupoziomowym domu w pobliżu
szpetnych linii wysokiego napięcia. Jedzenie lunchu zapakowanego
w używane torebki z brązowego papieru zaczynało tracić urok.
– Po prostu przyjdź ze mną porozmawiać – powiedział Patterson. – Co
masz do stracenia?
Mercer powiedział koledze, że był sceptyczny co do tego, czy fundusze
hedgingowe dają coś społeczeństwu. Inny pracownik IBM powiedział, że
wszystkie starania, by zarobić na tradingu są „beznadziejne” z powodu
wysokiej efektywności rynków. Jednak Mercer wrócił z tego spotkania
oczarowany. Biura Renaissance’u na terenie inkubatora technologicznego
na kampusie Stony Brook były dość nijakie. Zostały zaprojektowane jako
laboratoria chemiczne z maleńkimi oknami wysoko nad podłogą. Ich
wygląd miał przywodzić na myśl związki z nauką, a nie z finansami,
a Mercera pociągało to, na czym skupiała się firma Simonsa.
Brown słyszał o Simonsie, ale jego dokonania niewiele dla niego
znaczyły. W końcu Simons był geometrą. To była zupełnie inna dziedzina.
Gdy jednak usłyszał o pierwszym wspólniku Simonsa, Lenny’m Baumie,
współtwórcy algorytmu Bauma-Welcha, z którego korzystał IBM-owski
zespół zajmujący się mową, jego entuzjazm wzrósł. W tym samym czasie
jego żona, Margaret, urodziła ich pierwsze dziecko, więc miał powody, by
zatroszczyć się o własne finanse.
– Patrzyłem na naszą nowonarodzoną córeczkę i myślałem o Bobie i jego
kłopotach z płaceniem czesnego. I zacząłem myśleć, że faktycznie być
może miałoby to sens, aby przez kilka lat popracować w branży
inwestycyjnej – powiedział później Brown grupie naukowców.
Simons zaproponował Brownowi i Mercerowi wynagrodzenie dwukrotnie
wyższe niż otrzymywali do tej pory, więc w końcu, w 1993 roku, dołączyli
do zespołu. Było to dokładnie wtedy, gdy firma odczuwała coraz większe
napięcie z powodu przedłużających się nieudanych prób opanowania
handlu akcjami. Niektórzy badacze i inni pracownicy próbowali przekonać
Simonsa do rezygnacji z tych starań. Krytycy twierdzili, że Frey i jego
zespół poświęcili temu bardzo dużo czasu, a wciąż nie mieli zbyt wiele do
pokazania.
– Marnujemy swój czas – powiedział ktoś pewnego dnia do Freya w sali
lunchowej Renaissance’u. – Czy naprawdę musimy to robić?
– Czynimy postępy – upierał się Frey.
Ktoś z zespołu kontraktów futures powiedział, że Frey powinien dać sobie
spokój ze swoimi badaniami nad akcjami i zacząć pracować z nimi nad ich
projektami. Publicznie i prywatnie Simons brał Freya w obronę. Mówił, że
jest pewny, iż jego zespół znajdzie sposób, by osiągać olbrzymie zyski na
handlu akcjami, tak jak Lauferowi, Pattersonowi i innym udało się
rozwinąć kwitnącą część biznesu zajmującego się handlem kontraktami
futures.
– Poczekajmy jeszcze trochę – mówił sceptykom.
Kiedy indziej starał się umacniać Freya w wierze w siebie.
– To dobra robota – mówił mu. – Nigdy się nie poddawaj.
Brown i Mercer ze szczególnym zainteresowaniem przyglądali się
zmaganiom zespołu akcji. Krótko po przyjściu z IBM rozdzielili się.
Mercer został oddelegowany do pracy z grupą futures, a Brown pomagał
Freyowi w typowaniu akcji. Simons liczył, że w ten sposób lepiej zintegruje
ich z firmą. Postąpił tak, jak robi się z dziećmi, które rozdziela się w klasie,
żeby nie rozmawiały tylko ze sobą. W wolnym czasie jednak Brown
spotykał się z Mercerem i razem szukali sposobów na poradzenie sobie
z dylematem Simonsa. Sądzili, że potrafią znaleźć rozwiązanie. Do tego
potrzebna im jednak była pomoc jeszcze jednego, niezwykłego pracownika
IBM.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
D
avid Magerman na długo przed świtem zamknął drzwi swojego
bostońskiego apartamentu. Był chłodny, jesienny poranek 1994 roku.
Wskoczył do swojej srebrnej Toyoty Corolli, podkręcił szyby i ruszył na
południe. Dwudziestosześciolatek jechał przez ponad trzy godziny
autostradą międzystanową nr 95, potem złapał prom, aby przeprawić się na
Long Island. Przed dziesiątą rano dotarł do biur Renaissance Technologies
w Stony Brook na rozmowę kwalifikacyjną.
Sprawiał wrażenie pewnego, że otrzyma angaż. Jim Simons, Henry
Laufer, Nick Patterson i inni pracownicy byli uznanymi matematykami
i teoretykami, ale Renaissance zaczynał tworzyć bardziej skomplikowane
komputerowe modele tradingowe, a niewielu pracowników umiało dobrze
programować. To była specjalność Magermana. Zakończył swój
produktywny okres w IBM, poznał tam Petera Browna i Boba Mercera i to
właśnie Brown zaprosił go na to poranne spotkanie, dając mu do
zrozumienia, że wszystko pójdzie dobrze.
Ale nie poszło. Magerman przyjechał zmęczony poranną podróżą
i żałował, że poskąpił grosza na przelot samolotem. Niemal natychmiast
ludzie z Renaissance’u zaszli mu za skórę, zadając szereg trudnych pytań
i dając zadania sprawdzające jego kompetencje w matematyce i innych
dziedzinach. Simons podczas tego krótkiego spotkania był cichy
i wycofany. Jeden z badaczy grillował Magermana z jakiegoś niezbyt
jasnego artykułu naukowego, każąc mu rozwiązać na wysokiej tablicy jakiś
trudny problem. To nie było fair. Artykuł był zupełnie niezauważoną przez
nikogo pracą doktorską pytającego, który oczekiwał od Magermana
wykazania się dogłębną znajomością tematu.
Magerman potraktował te wszystkie wyzwania trochę zbyt osobiście. Nie
wiedział, dlaczego musi się wykazywać. Starał się ukryć nerwowość,
udając bardziej pewnego siebie, niż rzeczywiście się czuł. Na koniec zespół
Simonsa uznał, że Magerman jest zbyt niedojrzały do tej pracy. Z
młodzieńczym wyglądem, rudawy, krzepki, z dziecinną twarzą i różowymi
policzkami, Magerman wyglądał bardziej jak wyrośnięty chłopiec niż
mężczyzna.
Brown stanął w obronie Magermana, ręcząc za jego umiejętności
programistyczne. Wspierał go też Mercer. Obaj widzieli, że kody
komputerowe Medallionu stają się coraz dłuższe i coraz bardziej
skomplikowane. Byli przekonani, że fundusz hedgingowy potrzebuje
dodatkowego wsparcia.
– Czy jesteś jego pewny? – zapytał ktoś Browna. – Czy jesteś pewny, że
on jest dobry?
– Uwierz nam – odpowiedział Brown.
Później, gdy Magerman wyraził zainteresowanie pracą, Brown droczył się
z nim, udając, że Renaissance nie jest zainteresowany. Ten psikus sprawił,
że Magerman przez kilka dni był pełen obaw. W końcu Brown przedstawił
mu formalną ofertę. Latem 1995 roku Magerman dołączył do firmy. Był
zdeterminowany, by zrobić wszystko, co w jego mocy i przekonać tych,
którzy w niego wątpili. Dotychczas przez większość swojego życia starał
się zadowolić różne osoby u władzy, zazwyczaj z mieszanym skutkiem.
W okresie dorastania miał napięte relacje z ojcem Melvinem,
brooklińskim taksówkarzem, którego wciąż dręczył pech. Ponieważ nie stać
go było na licencję taksówkarską w Nowym Jorku, przeprowadził się wraz
z rodziną do Kendall na Florydzie, dwadzieścia kilka kilometrów na
południowy zachód od Miami, nie przejmując się ostrymi protestami
Davida. (W przeddzień ich wyjazdu, ośmioletni wówczas David,
w przypływie gniewu uciekł z domu, wprawdzie niedaleko, bo tylko do
sąsiadów po drugiej stronie ulicy, ale przesiedział tam całe popołudnie,
dopóki nie odebrali go rodzice).
Przez kilka lat Melvin jeździł taksówką, odkładając pieniądze do puszek
po kawie Maxwell House, pochowanych w różnych miejscach w domu,
dopóki jego szwagier, z pomocą zamożnego stałego klienta, nie wymyślił
planu zakupu lokalnej firmy taksówkowej. W przeddzień transakcji
finansujący przedsięwzięcie doznał śmiertelnego ataku serca i wielkie plany
Melvina spełzły na niczym. Zmagając się przez całe życie z depresją,
popadł w jeszcze większe przygnębienie i nie był już w stanie jeździć. Gdy
stan jego zdrowia psychicznego jeszcze bardziej się pogorszył, zajął się
pobieraniem opłat na parkingu dla przyczep prowadzonym przez jego
szwagra. Coraz bardziej oddalał się od Davida i jego siostry, którzy mieli
bardzo bliskie relacje z matką, Sheilą, pracującą jako menedżer biura
rachunkowego.
Rodzina Magermana mieszkała w dzielnicy niższej klasy średniej,
w której żyła mieszanina młodych rodzin, kryminalistów i dziwaków, nie
wyłączając dilerów narkotykowych po drugiej stronie ulicy, którzy
dogadzali swoim klientom o każdej porze dnia i nocy, oraz maniak z bronią,
który lubił strzelać do ptaków spadających z pewną regularnością na
podwórko Magermanów.
Przez większość swojej młodości Davidowi udawało się uniknąć
poważniejszych kłopotów. Chcąc zarobić więcej pieniędzy na własne
wydatki, sprzedawał kwiaty na ulicy albo cukierki w szkole. Kupował
słodkie batony i inne towary, odwiedzając z ojcem lokalną drogerię,
a potem po nieco wyższych cenach sprzedawał je ze sportowej torby
kolegom z klasy. Ten nieformalny biznes kwitł dopóki inny szkolny
sprzedawca cukierków, muskularny młody Rosjanin nie został aresztowany
i nie wskazał Davida jako swojego prowodyra. Dyrektor szkoły, który już
wcześniej przyprawił Davidowi łatkę mąciwody, zawiesił go w prawach
ucznia. Gdy odsiadywał karę w bibliotece razem z innymi winowajcami,
tak jak w Klubie winowajców, atrakcyjna koleżanka z klasy zaprosiła go, by
przyłączył się do jej działalności polegającej na dostarczaniu kokainy do
Miami. (Nie jest jasne, czy miała świadomość, że David został zamknięty
za dystrybucję batonów Snickers i Trzej Muszkieterowie i że to
doświadczenie może nie okazać się zbyt przydatne w sprzedaży kokainy).
David uprzejmie odmówił, tłumacząc, że jedynym jego środkiem transportu
jest rower.
David większość swojej uwagi skupiał na nauce, ciesząc się
zdecydowanymi pochwałami otrzymywanymi od nauczycieli, rodziców
i innych osób, zwłaszcza wtedy, kiedy zdobywał nagrody w konkursach
naukowych. Uczestniczył w lokalnym programie dla uzdolnionych
uczniów, uczył się programowania w szkole społecznej. Po siódmej klasie
otrzymał stypendium umożliwiające mu uczęszczanie do prywatnego
gimnazjum odległego o czterdzieści pięć minut jazdy autobusem. Tam
uczył się łaciny i przeskoczył o dwie klasy program z matematyki.
Poza klasą David czuł, że jest bojkotowany. Czuł się niepewnie z powodu
nienajlepszej sytuacji finasowej swojej rodziny, zwłaszcza gdy porównywał
się ze swoimi nowymi kolegami szkolnymi. Przyrzekł sobie, że kiedyś
będzie bogaty. Dlatego długie godziny w ciągu dnia spędzał w szkolnej
pracowni komputerowej.
– To tam my, nerdzi, ukrywaliśmy się przed graczami w futbol
amerykański – mówi.
W domu Melvin, niezwykle uzdolniony matematycznie, ale nigdy
niemający szansy w pełni wykorzystać swoich talentów, wylewał swoje
frustracje na syna. Gdy skrytykował Davida za nadwagę, chłopak zaczął
biegać długie dystanse. Pewnego lata głodził się tak, że pojawiły się u niego
symptomy anoreksji. Robił to w nadzieli, że doczeka się od ojca jakiejś
pochwały. Później zaczął brać udział w wyścigach długodystansowych,
starając się iść w ślady swojego trenera, choć jego ciało zwykle odmawiało
posłuszeństwa po dwudziestu kilometrach treningu.
– Łatwo dawałem się motywować trenerom – wspomina Magerman.
Wciąż szukał akceptacji u ludzi, którzy mieli jakąś władzę, i poszukiwał
nowych autorytetów, nawet wtedy, gdy wykazywał zdumiewającą potrzebę
podejmowania walki, czasami zupełnie niepotrzebnej.
– Musiałem naprawiać to, co złe i walczyć o sprawiedliwość, nawet jeśli
było to robienie wideł z igły – przyznaje Magerman. – Najwyraźniej
miałem kompleks mesjasza.
Pewnego roku, już w szkole średniej, Magerman dowiedział się, że
zawody lekkoatletyczne zostały zaplanowane na drugi dzień świąt Paschy.
Próbował namówić miejscowych rabinów, by zmusili organizatorów do
odwołania zawodów. Jego koledzy nie rozumieli, dlaczego tak bardzo mu
na tym zależy. Nawet on sam nie był do końca pewny.
– Byłem dość przeciętnym biegaczem i nie byłem zbyt religijny. Nie
wydaje mi się, żebyśmy nawet świętowali drugi seder* – wspomina
Magerman. – To, co zrobiłem, było idiotyczne.
* Drugi wieczór święta Paschy – przyp. tłum.
W ostatniej klasie Magerman z kilkoma przyjaciółmi oświadczył, że
wyjeżdża, by w drugim semestrze kontynuować naukę w Izraelu. Podjął
taką decyzję trochę na przekór dyrektorowi ich szkoły, który przestrzegał
go przed tym pomysłem. Wydawało się, że Magerman poszukiwał jakiegoś
ładu w życiu. W Jerozolimie zaczął uczyć się na pamięć świętych ksiąg,
studiował historię i praktykował religię, pijąc na cześć nauczycieli
i dyrektora szkoły.
Przed wyjazdem do Izraela pozostawił u matki na Florydzie podania na
studia wraz z esejem do różnych uczelni, aby mogła rozesłać je do różnych
szkół. Na wiosnę Magerman został przyjęty na Uniwersytet Pensylwanii,
ale jego podania zostały odrzucone przez każdą z uczelni Ligi Bluszczowej,
co bardzo go zaskoczyło i rozczarowało. Wiele lat później, sprzątając dom
matki, natknął się na kopię swojego podania na Uniwersytet Harvarda.
Odkrył, że matka przerobiła jego wypracowania, na Harvard i te wysyłane
do innych uczelni, usuwając z nich wszystkie odniesienia do Izraela
i judaizmu, w obawie, że antysemityzm może zniechęcić szkoły do
przyjęcia go. Z jakichś powodów uznała, że Uniwersytet Pensylwanii jest
żydowski i ten jedyny esej pozostawiła niezmieniony.
Magerman rozwinął skrzydła na Penn, po części dlatego, że pojawiło się
nowe wyzwanie – musiał udowodnić innym uczelniom, że odrzucając jego
kandydaturę, popełniły błąd. Osiągał celujące wyniki w głównych
przedmiotach – informatyce i matematyce. Wybrany na asystenta
dydaktycznego w nauczaniu lingwistyki komputerowej, zaskarbił sobie
uwagę i uznanie kolegów studentów, a jeszcze bardziej studentek. Z
uznaniem została przyjęta też jego praca dyplomowa. Magerman, uroczy,
choć niepewny siebie misiaczek, w końcu był w swoim żywiole.
W pracy doktorskiej, którą pisał na Uniwersytecie Stanforda, zajął się
dokładnie tym, z czym zmagał się Brown, Mercer i inni badacze w IBM:
w jaki sposób komputery mogą analizować i tłumaczyć języki,
wykorzystując statystykę i teorię prawdopodobieństwa. W roku 1992 IBM
zaproponował Magermanowi staż. W tym czasie już zmężniał i świetnie
czuł się w grupie, w której dominowała kultura rywalizacji. Ostatecznie
uzyskał w IBM stałą posadę, choć w innych dziedzinach życia nie osiągał
aż takich sukcesów. Gdy zauważył w swojej grupie dziewczynę o imieniu
Jennifer i próbował ją poderwać, niemal natychmiast dostał kosza.
– Nie chciała mieć ze mną nic wspólnego – mówi.
To prawdopodobnie było najlepsze wyjście, bo okazało się, że Jennifer,
nazywana też Jenji, była najstarszą córką Mercera.
Gdy Magerman dołączył w roku 1995 do zespołu Renaissance’u, nie
wydawało się, że firma niedługo stanie się inwestycyjną potęgą. Jej główna
siedziba miała mieścić innowacyjny startup, jednak ponure otoczenie,
w pobliżu szpitala, było bardziej odpowiednie dla podupadającej firmy
ubezpieczeniowej. Trzydziestu kilku pracowników Simonsa siedziało
w szarych boksach w nijakich pomieszczeniach. Ściany w kolorze
brzydkiej złamanej bieli były gołe, a meble wyglądały jak wybrakowane
odrzuty z wypożyczalni. W ciepłe dni Simons przechadzał się po biurze
w szortach i sandałach, co jeszcze bardziej podkreślało fakt, że fundusz
hedgingowy nie był jeszcze gotowy na swoje najlepsze czasy.
Było jednak w tym miejscu coś onieśmielającego, przynajmniej dla
Magermana. Onieśmielała go m.in. postura nowych kolegów – dosłownie
i w przenośni. Niemal każdy z nich miał dobrze ponad 180 cm wzrostu;
wszyscy przerastali Magermana, który miał tylko metr sześćdziesiąt pięć,
co dodatkowo odbierało mu poczucie pewności siebie. Nie miał też w tej
okolicy przyjaciół ani rodziny. Był podekscytowany, kiedy żona Mercera,
Diana, zaprosiła go na wyjście z rodziną do kina, zakończone deserem
w restauracji Friendly’s. Magerman z wdzięcznością towarzyszył
Mercerom w kolejne wieczory, co ułatwiało mu aklimatyzację w nowym
miejscu.
Już wkrótce uświadomił sobie, że Renaissance ma poważny problem.
System do handlu akcjami stworzony przez Freya okazał się kompletnym
niewypałem i w roku 1994 stosując go firma straciła prawie 5 procent
zainwestowanych pieniędzy. W modelu było coś genialnego – jego arbitraż
statystyczny na papierze wyglądał doskonale. Powinien umożliwić
zarobienie dużych pieniędzy. Nigdy się to jednak nie udało, a przynajmniej
nie na tyle, aby choć trochę zbliżyć się do kwoty, jaka wychodziła
z symulacji wykonywanych za pomocą tego modelu. To było jak
zauważanie oczywistych sygnałów, że głęboko we wnętrzu góry ukryte jest
złoto bez realnych możliwości dobrania się do niego.
Podczas spotkań zespołu Simons czasami kręcił głową, sprawiając
wrażenie coraz bardziej rozczarowanego modelem, który nazwali „Nova”,
tak samo, jak nazywała się firma Freya, która została podporządkowana
Renaissance’owi.
– To po prostu kuleje – powiedział pewnego dnia Simons.
Mercer, który nadal pracował na boku z Brownem, ulepszając ich własną
wersję modeli do handlu akcjami, zdiagnozował kluczowy problem. Z
wyrazem zadowolenia na twarzy przechadzał się po sali, cytując
powiedzenie: już był w ogródku, już witał się z gąską.
W tych kilku słowach Mercer oznajmił, że system transakcyjny Freya
podsuwał błyskotliwe pomysły na transakcje, ale potem coś szło nie tak
z ich realizacją i udaremniało zarobienie większych pieniędzy. W końcu
Simons z Freyem zdecydowali, że najlepiej będzie, jeśli Frey zajmie się
innymi projektami firmy.
– Nie byłem najlepszy w sprawianiu, by pociągi przyjeżdżały na czas –
przyznaje Frey.
Mniej więcej w tym samym czasie Mercer uzyskał zgodę Simonsa na
włączenie Browna do prac nad akcjami. To była ostatnia szansa Simonsa na
zrobienie czegoś szczególnego i zapewnienie wzrostu firmie.
– Chłopaki, róbmy pieniądze – powiedział Simons na cotygodniowym
spotkaniu, podczas którego wydawało się, że jego cierpliwość jest na
wyczerpaniu.
Połączenie sił Browna i Mercera otworzyło nowy rozdział w tym
niezwykłym
partnerstwie dwóch
naukowców o zupełnie
różnych
osobowościach, którzy wyjątkowo dobrze potrafili ze sobą pracować.
Brown był otwarty, apodyktyczny, wytrwały, głośny i pełny energii. Mercer
był oszczędny w słowach, rzadko zdradzał emocje, tak jakby rozgrywał
niekończącą się partię pokera. Jednak takie połączenie sprawdzało się, jak
jin i jang.
Kilka lat wcześniej, pisząc pracę doktorską, Brown rzucił nieco światła na
to, jak wielkim wsparciem był dla niego jego skryty kolega.
– Wiele razy wpadałem na jakiś pomysł, a potem uświadamiałem sobie,
że jest to coś, do czego Bob próbował mnie przekonać kilka miesięcy
wcześniej – napisał we wstępie. – To było tak, jakbym krok po kroku
odkrywał jakiś większy plan.
Gdy obaj pracowali jeszcze w IBM, podczas konferencji branżowych
czasami siadali obok siebie daleko od sceny i rozgrywali pasjonujące partie
szachów, ignorując wykłady innych uczestników, dopóki nie nadszedł czas
ich własnych prezentacji. Wypracowali sobie pewien styl pracy – Brown
szybko pisał szkice swoich badań i przekazywał je Mercerowi, który, będąc
dużo lepszy w pisaniu, zaczynał powoli i z rozmysłem pisać wszystko od
nowa.
Brown i Mercer z zapałem rzucili się na swoje nowe zadanie – przeróbkę
modelu Freya. Pracowali do późnego wieczora i nawet razem wracali do
domu; w tygodniu dzielili wspólne lokum na poddaszu miejscowego domu
opieki dla kobiet, a na weekendy wracali do swoich rodzin. Z czasem
stworzyli metody udoskonalenia systemu Simonsa do handlu akcjami.
Okazało się, że model Freya podsuwał niepraktyczne, a nawet wręcz
niewykonalne rozwiązania. Na przykład fundusz Nova miał narzucone
przez brokera ograniczenia na wielkość dźwigni finansowej, czyli kwoty,
którą mógł pożyczyć i zainwestować. Zatem gdy dźwignia przekraczała
określoną wartość, pracownicy Freya ręcznie zmniejszali portfel, aby
zmieścić się w obowiązujących limitach, korygując rekomendacje
sugerowane przez model.
Innym razem model Freya typował transakcje, które wydawały się
atrakcyjne, ale były
niemożliwe do
zrealizowania. Na
przykład
podpowiadał, aby Nova grała na krótko albo na zniżkę akcji, które
w danym momencie nie były na sprzedaż, więc Frey musiał zignorować te
rekomendacje.
Niewykonanie określonych transakcji skutkowało bardzo słabymi
wynikami.
System
oparty
na
podejściu
zwanym
inwestowaniem
faktorowym (ang. factor-trading) generował ciąg skomplikowanych
i powiązanych transakcji, z których każda była niezbędna do tego, by
ostatecznie osiągnąć zyski przy równoczesnym zachowaniu rozsądnego
poziomu ryzyka. W przeciwieństwie do handlu akcjami handel kontraktami
futures był prosty – tam niezawarcie transakcji nie miało zbyt wielu
konsekwencji. W przypadku systemu Freya, jeśli zabrakło kilku
niezbędnych ruchów, pojawiało się zagrożenie, że cały portfel stanie się
dużo bardziej wrażliwy na zmiany rynku, dlatego jako całość stawał się
ułomny. Niezrealizowane transakcje czasami wywoływały kaskadowy efekt
prowadzący do większych, systemowych problemów, które zaburzały
dokładność całego modelu. Nawet niewielkie odchylenie wywoływało
wielkie problemy, z którymi nie potrafił poradzić sobie ani Frey, ani jego
zespół korzystający z technologii z połowy lat 90. i własnych, dość
ograniczonych umiejętności w zakresie inżynierii oprogramowania.
– To było jak znajdowanie wspólnego rozwiązania dla setek równań
jednocześnie – mówi Frey.
Brown i Mercer przyjęli inne podejście. Postanowili zaszyć w jednym
systemie tradingowym wszystkie niezbędne ograniczenia i zastrzeżenia, tak
by system mógł automatycznie radzić sobie z potencjalnymi
komplikacjami. Ponieważ Brown i Mercer byli informatykami i przez całe
lata zajmowali się realizacją wielkich projektów w IBM i innych firmach,
znali sztuczki kodowania pozwalające zbudować jeden system do handlu
akcjami. W przeciwieństwie do ich systemu, system Freya składał się
z wielu oderwanych od siebie fragmentów, które trudno było zunifikować
tak, aby działały na całym portfelu w sposób umożliwiający spełnienie
wszystkich wymogów związanych z zawieraniem transakcji.
– Ludzie w Renaissance’ie… prawdę powiedziawszy nie umieli tworzyć
wielkich systemów – wyjaśnia Mercer1.
Brown i Mercer potraktowali swoje zadanie jako problem matematyczny,
podobnie jak to robili z rozpoznawaniem mowy w IBM. Na wejściu
podawali koszty zawierania transakcji, różnego rodzaju dźwignie,
parametry ryzyka oraz różne inne ograniczenia i wymogi. Mając zadane
wszystkie te czynniki, budowali system do obliczania i konstruowania
idealnego portfela, system, który przez cały dzień podejmował optymalne
decyzje, maksymalizując w ten sposób zyski.
Piękno ich podejścia polegało na tym, że łącząc w jednym
monolitycznym modelu wszystkie sygnały do zawarcia transakcji
i wymogi, jakie powinien spełniać portfel, umożliwili Renaissance’owi
łatwe testowanie i dodawanie nowych sygnałów i natychmiastowe
otrzymywanie odpowiedzi, czy zyski z potencjalnej nowej strategii mają
szansę przewyższyć ponoszone w związku z tym koszty. Zapewnili również
systemowi możliwość dostosowania się. System potrafił się uczyć
i samodostosowywać, podobnie jak robiły to systemy Henry’ego Laufera w
stosunku do transakcji na kontraktach futures. Gdy z jakiegoś powodu nie
dochodziło do zawarcia transakcji rekomendowanej przez model, system
dokonywał autokorekty, poszukując możliwych zleceń kupna lub
sprzedaży, zapewniających ponowne sprowadzenie portfela do pożądanego
stanu, rozwiązując w ten sposób problem, który spędzał sen z powiek
Freyowi. System kilkakrotnie w ciągu godziny wykonywał pętlę,
przeprowadzając optymalizację, która sprawdzała tysiące potencjalnych
transakcji przed sformułowaniem elektronicznych instrukcji. Konkurenci
nie dysponowali samodoskonalącymi się modelami. Renaissance miał więc
teraz tajemną broń, która miała okazać się kluczowa dla przyszłych
sukcesów funduszu.
Ostatecznie Brown i Mercer stworzyli wyrafinowany system handlu
akcjami złożony z pół miliona linii kodu, podczas gdy system Freya miał
ich tylko 10 tysięcy. Nowy system łączył w sobie wszystkie niezbędne
ograniczenia i wymogi. Pod wieloma względami był automatycznym
systemem tradingowym, o jakim wiele lat wcześniej marzył Simons.
Ponieważ transakcje na akcjach zawierane przez fundusz Nova były teraz
mniej wrażliwe na fluktuacje rynku, przetrzymywano je w portfelu nieco
dłużej, zazwyczaj około dwóch dni.
Co najważniejsze, Brown i Mercer zachowali model prognostyczny
stworzony przez Freya na podstawie jego doświadczeń z Morgan Stanley.
Model ten nadal identyfikował wystarczająco dużo korzystnych transakcji,
by umożliwić zarobienie poważnych pieniędzy, zazwyczaj obstawiając
odreagowanie po głębokich spadkach. W kolejnych latach Renaissance
dopuszczał różne odchylenia od tej podstawowej strategii, ale przez ponad
dekadę były to jedynie uzupełnienia drugiego rzędu do uwzględnianych
przez firmę sygnałów prognostycznych opartych na założeniu powrotu do
średniej.
Jak podsumował to zwięźle jeden z pracowników – Zarabiamy pieniądze
na reakcjach ludzi na ruchy cen.
Nowy, udoskonalony system transakcyjny Browna i Mercera został
wdrożony w roku 1995, co zostało przyjęte z ulgą przez Simonsa
i pozostałych. Wkrótce Simons uczynił Browna i Mercera wspólnikami
Renaissance’u, awansowali też na stanowiska menedżerskie, otrzymując
punkty, czyli określone udziały w zyskach firmy, podobnie jak inni wyżsi
rangą członkowie zespołu.
Okazało się jednak, że Simons zadziałał zbyt szybko. Wkrótce stało się
jasne, że nowy system handlu akcjami nie radzi sobie z dużymi sumami
pieniędzy, co udaremniało pierwotny cel Simonsa, jakim było ostre wejście
w inwestowanie w fundusze akcyjne. Renaissance ulokował w akcjach
jedynie marne 35 milionów dolarów. Gdy kwota ta była zwiększana, zyski
znikały, bardzo podobnie jak kilka lat wcześniej w systemie Freya. Co
gorsza, Brown i Mercer nie mieli pojęcia, dlaczego ich system napotyka tak
wiele problemów.
W poszukiwaniu pomocy zaczęli zbierać swój zespół z IBM, zatrudniając
nowe talenty – bliźniaków Della Pietra, a potem Magermana, liczącego, że
stanie się tym, który uratuje system.
=
Magerman, gdy tylko dołączył do Renaissance’u, skupił się na
rozwiązywaniu problemów i zdobywaniu uznania wśród nowych kolegów.
W pierwszej kolejności przekonał ich, że powinni nauczyć się C++, języka
programowania ogólnego przeznaczenia, który jego zdaniem był dużo
lepszy niż C i inne języki stosowane w funduszu.
– C jest taki bardzo z lat 80. – powiedział koledze.
To prawda, że C++ był lepszym językiem, ale przejście na niego nie było
wcale
aż
tak
bardzo
konieczne,
jak
przekonywał
Magerman,
w szczególności w tamtym czasie. Magerman, ekspert w dziedzinie C++,
miał pewien ukryty motyw – chciał być dla swoich kolegów z biura
niezbędny. Fortel się powiódł. Firma przeszła na C++ i już wkrótce
matematycy i inni pracownicy dzień i noc błagali Magermana o pomoc.
– Stałem się ich ulubieńcem – wspomina.
Magerman poświęcał cały swój wolny czas na uczenie się taktyk handlu
akcjami stosowanych w firmie, pochłaniając każdą informację. Brown,
mający naturalną umiejętność rozumienia potrzeb swoich podwładnych, nie
krył zachwytu, wyczuwając, że w ten sposób może motywować łasego na
pochwały Magermana do jeszcze cięższej pracy.
– Wiesz, naprawdę myślałem, że zdobycie tak dogłębnej wiedzy
o systemie handlu akcjami zajmie ci więcej czasu – powiedział kiedyś do
niego, a ten rozpromienił się z dumą.
Magerman rozumiał, że Brown nim manipuluje, ale mimo to chłonął te
komplementy, szukając wszelkich sposobów bycia pomocnym. Pracując
w IBM stworzył skrytp, krótką listę instrukcji do monitorowania pamięci
i zasobów firmowych komputerów, aby on i inni pracownicy mogli zająć
niewykorzystywane
moce
obliczeniowe
maszyn
należących
do
„wierchuszki”, wprowadzając z zewnątrz kody i dokonując innych
nieautoryzowanych działań. Magerman, który znalazł pomysłowy sposób
na usuwanie śladów swoich działań, nazwał ten program Joshua – tak
w filmie o hakerach z 1993 roku zatytułowanym Gry wojenne nazywał się
komputer obdarzony sztuczną inteligencją.
W końcu został przyłapany przez wściekłego menedżera, który
powiedział, że jego komputer został zakupiony w ramach tajnego kontraktu
wojskowego i może zawierać materiały objęte klauzulą tajności. Groził, że
powiadomi organy ścigania o popełnieniu przez Magermana przestępstwa
federalnego.
– Skąd miałem wiedzieć? – odpowiedział Magerman, odnosząc się do
tajnej współpracy IBM z rządem.
Oczywiście nadal hakował, ale i on, i jego koledzy uważali, żeby trzymać
się z daleka od tamtego komputera i wykorzystywać inne maszyny, gdy
potrzebowali większych mocy obliczeniowych.
W
Renaissance’ie
Magerman
zastosował
to
samo
narzędzie
monitoringowe. Prawda była jednak taka, że w odróżnieniu od IBM,
w
funduszu
hedgingowym
nie
było
żadnych
niewykorzystanych
komputerów, choć Magerman sądził, że jego program może być kiedyś
przydatny. A przede wszystkim nie mógł się przed tym powstrzymać.
– Chciałem być najbardziej niezbędną osobą w firmie – wyjaśnia.
Magerman przechytrzył administratora systemu i stworzył sobie „wejście
tylnymi drzwiami”, a potem rozsiadł się dumnie na krześle, czekając na
deszcz pochwał. Jego euforia trwała jednak tylko przez krótką chwilę.
Nagle usłyszał krzyki przerażonych kolegów. Gdy spojrzał na ekran
swojego komputera, opadła mu szczęka – jego nieautoryzowany program
monitorujący uruchomił działanie wirusa komputerowego, który zaczął
infekować komputery Renaissance’u. Stało się to w samym środku dnia
handlowego, narażając na szwank wszelkiego rodzaju badania. Gdy
wszyscy rzucili się, by zaradzić kryzysowi, speszony Magerman przyznał
się, że to on jest winny chaosowi, który zapanował.
Pracownicy wpadli w szał – zespół akcji nic nie zarabiał, a teraz jeszcze ta
grupa głupków rozwaliła sieć!
Brown, czerwony z wściekłości, podbiegł do Magermana i zaczął się na
nim wyżywać.
– To nie jest IBM! – wrzeszczał. – My tutaj handlujemy prawdziwymi
pieniędzmi! Jeśli będziesz nam wchodził w drogę ze swoimi idiotycznymi
numerami, zbankrutujemy!
Tydzień po zatrudnieniu, Magerman stał się nagle wyrzutkiem. Zależało
mu na tej pracy, zastanawiał się więc, czy ma jakąkolwiek przyszłość
w Renaissance’ie.
– Z punktu widzenia relacji z innymi, to był wielki błąd – mówi.
To był chyba najgorszy moment na popełnienie takiej gafy. Nowy system
Browna i Mercera do handlu akcjami miał problemy z dotkliwą i trudną do
wytłumaczenia serią strat. Coś szwankowało, ale nikt nie potrafił wyjaśnić,
co. Członkowie zespołu futures, który wciąż kumulował zyski, szeptali, że
źródłem problemów są nowi pracownicy, którzy byli „tylko kolesiami od
komputerów”. Okazało się, że nawet w Renaissance’ie nie było to
doceniane.
Publicznie Simons zachowywał pewność siebie, zachęcając zespół do
wytrwałości.
– Musimy nadal próbować – powiedział podczas spotkania grupy latem
1995 roku, wciąż wzbudzając respekt, pomimo swoich szortów i sandałów.
Prywatnie jednak Simons zastanawiał się, czy nie traci czasu. Być może
zespół nigdy nie poradzi sobie z akcjami i Renaissance jest skazany na to,
by pozostać niewielką firmą handlującą kontraktami futures. Do takiego
wniosku doszli Laufer, Patterson i inni z grupy futures.
– Poświęciliśmy temu już całe lata – mówi Patterson. – Gdybym to ode
mnie zależało, najprawdopodobniej już dawno bym z tym skończył.
Simons pozostawał niepoprawnym optymistą, jednak nawet on stwierdził,
że już wystarczy. Dał Brownowi i Mercerowi ultimatum: albo w ciągu
sześciu miesięcy ich system zacznie działać, albo koniec z tym. Brown
pracował całymi nocami nad znalezieniem rozwiązania, spał na
półkotapczanie, w który było wyposażone jego biuro. Mercer nie poświęcał
temu aż tyle czasu, ale obaj pracowali bardzo intensywnie. Wciąż nie mogli
stwierdzić, skąd bierze się problem. System transakcyjny zapewniał
całkiem pokaźne zyski, gdy zarządzał niewielkimi kwotami, ale gdy
Simons zasilił fundusz, wykorzystując dźwignię i pojawiły się większe
transakcje, zyski wyparowały. Symulacje Browna i Mercera pokazywały, że
powinni robić pieniądze na większych sumach, ale faktyczne rekomendacje
systemu przynosiły straty, podobnie jak we wcześniejszych latach było
z transakcjami Freya.
Mercer sprawiał wrażenie spokojnego i nieporuszonego, ale Brown
z trudem utrzymywał nerwy na wodzy, gdy inni patrzyli na niego
z niepokojem.
Każda sytuacja, gdy przez dwa, trzy dni z rzędu traciliśmy pieniądze,
wydawała się początkiem końca – mówi jeden z członków zespołu.
Magerman przyglądał się tej rosnącej frustracji i bardzo cierpiał, że nie
może temu zaradzić. Gdyby tylko potrafił pomóc, być może przekonałby do
siebie swoich szefów, pomimo wcześniejszej kosztownej wpadki. Ale
dobrze wiedział, że w tym momencie nie powinien oferować swojej
pomocy. Jednak na własną rękę dniami i nocami przegryzał się przez kod.
Mieszkał wtedy w kompletnie zrujnowanym mieszkaniu – nie było w nim
nawet kuchenki, a lodówka zazwyczaj była zupełnie pusta. Mieszkał więc
właściwie w biurze i szukał sposobu, by pomóc w rozwiązaniu problemu.
Pewnego wieczoru, gdy obraz rozmazywał mu się przed oczami od
wielogodzinnego wpatrywania się w ekran, zauważył coś dziwnego: linia
kodu symulacyjnego wykorzystywanego w systemie transakcyjnym
Browna i Mercera pokazywała, że indeks Standard & Poor’s 500 osiągnął
niespotykanie niski poziom. Wyglądało na to, że ten kod testowy
wykorzystuje wartość z roku 1991, kiedy indeks osiągał wielkość niemal
o połowę mniejszą od aktualnej. Mercer wpisał go jako liczbę statyczną,
zamiast zmienną aktualizowaną z każdym ruchem na rynku.
Gdy poprawił błąd i zaktualizował liczbę, pojawił się następny problem –
w innym miejscu kodu wyskoczył błąd algebraiczny. Magerman
przesiedział nad tym prawie całą noc i wydawało mu się, że i ten problem
rozwiązał. Teraz algorytmy symulatora mogły w końcu proponować idealny
portfel do zbudowania przez system Nova wraz ze wskazaniem, ile
pożyczonych pieniędzy należy wykorzystać do odpowiedniego zwiększenia
posiadanych pakietów akcji. Portfel, jaki miał powstać, wydawał się
generować duże zyski – przynajmniej według obliczeń Magermana.
Starając się opanować podniecenie, pobiegł opowiedzieć Brownowi
o swoim odkryciu. Brown spojrzał na zdyszanego Magermana ze
sceptycyzmem, ale zgodził się go wysłuchać. Jednak w dalszym ciągu nie
okazywał entuzjazmu. Przecież to Mercer wykonał kodowanie systemu.
Wszyscy wiedzieli, że Mercer rzadko popełniał błędy, zwłaszcza
matematyczne. Magerman odszedł zawiedziony. To, że kiedyś coś
schrzanił, sprawiło, że wszyscy traktowali go teraz jak utrapienie i nie
widzieli w nim potencjalnego wybawcy.
Nie mając wiele do stracenia, poszedł z tym do Mercera, który również
zgodził się spojrzeć na wyniki jego pracy. Mercer, siedząc przy biurku
pochylony nad komputerem, uważnie sprawdzał stary kod, linijka po
linijce, porównując z nowym kodem Magermana. Powoli na jego twarzy
pojawił się uśmiech. Sięgnął po leżącą na biurku kartkę i ołówek i zaczął
pracować nad formułą. Sprawdzał to, co zrobił Magerman. Po piętnastu
minutach bazgrania odłożył ołówek i spojrzał na Magermana.
– Masz rację – powiedział.
Później przekonał Browna, że to, co zrobił Magerman, to naprawdę jest
coś. Jednak gdy razem z Brownem powiedzieli innym kolegom o tym, że
problem został zlokalizowany, a błąd został poprawiony, spotkali się
z niedowierzaniem. Niektórzy nawet ich wyśmiali. Młodszy programista
rozwiązał problem? Ten sam koleś, który kilka tygodni po rozpoczęciu
pracy rozwalił system?
Brown i Mercer nie przejmowali się niedowiarkami i ponownie
uruchomili system z włączonymi udoskonaleniami i poprawkami. Nad
wszystkim czuwał Simons. Natychmiast pojawiły się zyski, co przekonało
sceptyków. Długa seria strat została zakończona. Magerman w końcu został
doceniany, tak jak bardzo tego pragnął. Doczekał się tego, że Brown
z uznaniem poklepał go po plecach.
– To wspaniałe – grzmiał Simons podczas cotygodniowego spotkania. –
Kontynuujmy to.
– Wydawało się, że nowa era, zarówno dla Magermana, jak i dla firmy
jest na wyciągnięcie ręki.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
J
im Simons chodził po korytarzach podenerwowany.
Było lato 1977 roku. Czuł, że chyba jest blisko czegoś szczególnego.
Jego fundusz hedgingowy Medallion zarządzał już 900 milionami dolarów,
w większości ulokowanymi w kontraktach futures na surowce, waluty,
obligacje oraz indeksy akcji. Grupa Henry’ego Laufera zajmująca się
handlem tymi instrumentami była na fali. Kluczowe strategie Laufera –
w tym kupowanie w najbardziej sprzyjające dni tygodnia i w najlepszym
momencie dnia – wciąż przynosiły zyski. Zespół Simonsa doskonale
opanował też umiejętność mapowania dwudniowych przebiegów różnych
inwestycji.
Teraz Simons był już coraz bardziej przekonany, że dziesięcioosobowy
zespół Petera Browna i Boba Mercera wyszedł już na prostą ze swoją
strategią arbitrażu statystycznego, co pozwoliło mu w końcu – po roku –
wyrwać się ze smutku i żałoby po śmierci syna. Mimo że handel akcjami
pozwalał zarobić tylko marne kilka milionów dolarów miesięcznie, jednak
wystarczało to, by Simons zdecydował się włączyć fundusz Nova do
Medallionu, tworząc jeden fundusz hedgingowy handlujący prawie
wszystkimi instrumentami.
Wciąż jednak Simonsa i jego zespół nurtowała nierozwiązana zagadka
rynku. Medallion zyskał w 1997 roku 21 procent, czyli nieco mniej niż rok
wcześniej, kiedy urósł aż o 32 procent, czy o 38 procent w 1995, nie
mówiąc już o skoku o 71 procent w 1994. Jego system transakcyjny wciąż
napotykał poważne problemy. Pewnego dnia błąd przy wprowadzaniu
danych spowodował, że fundusz kupił pięciokrotnie więcej kontraktów
futures na pszenicę, niż zamierzał, przyczyniając się tym samym do dużego
wzrostu ceny. Przeglądając następnego dnia „Wall Street Journal”,
zażenowani pracownicy przeczytali, że analitycy przypisują ten skok ceny
obawom o słaby urodzaj, a nie wpadce Renaissance’u.
Nieco później Patterson pomógł we wdrożeniu nowego modelu handlu
opcjami na akcje, ale przyniósł on tylko niewielkie zyski, co rozczarowało
Simonsa.
– Nick, twój system do opcji potrzebuje pomocy – powiedział mu podczas
zebrania grupy. – Musi być lepszy.
Simons wskazał ogromne, stabilne zyski, jakie osiągał dla swojej
rozwijającej się firmy inny inwestor handlujący opcjami na akcje – Bernard
L. Madoff Investment Securities.
– Popatrz, co robi Madoff – mówił Simons do Pattersona.
Ta krytyka rozdrażniła Pattersona, który odpowiedział mu zgryźliwie –
Być może powinieneś zatrudnić Berniego. (Kilka lat później Simons nabrał
podejrzeń co do nadzwyczajnych wyników osiąganych przez Madoffa
i wycofał pieniądze, które miał ulokowane w jego funduszu. W roku 2008
Madoff przyznał się, że zorganizował największą w historii piramidę
finansową, zwaną schematem Ponziego).
Zaniepokojony spadającymi zyskami Simons zaproponował nowy
pomysł. Co roku w różnych dziedzinach, w tym w ekonomii, finansach
i psychologii, publikuje się dziesiątki tysięcy recenzowanych (ang. peer
review) artykułów naukowych. Wiele z nich zagłębia się w wewnętrzne
mechanizmy działania rynków finansowych i prezentuje metody osiągania
nadzwyczajnych zysków, a mimo to trafiają one na śmietnik historii.
Zdecydował więc, że co tydzień Brown, Mercer i kilku innych
ważniejszych menedżerów przeczyta, przemyśli i zaprezentuje trzy
artykuły. Urządzą rodzaj klubu książki dla quantów z pasją do pieniędzy,
zamiast klubowiczów pasjonujących się seksem czy zabójstwami.
Po przeczytaniu kilkuset artykułów Simons i koledzy dali sobie z tym
spokój. Prezentowane w nich taktyki wyglądały kusząco, ale gdy badacze
Medallionu testowali skuteczność strategii proponowanych przez
akademików, typowanie transakcji zazwyczaj nie udawało się. Przeczytanie
tak wielu rozczarowujących artykułów zasiało w grupie sceptycyzm co do
zdolności przewidywania posunięć finansowych.
– Za każdym razem, gdy słyszysz, jak eksperci finansowi mówią, że
rynek poszedł w górę, bo to czy tamto, pamiętaj, że to wszystko to nonsens
– powiedział później Brown.
=
Prowadząc
cotygodniowe
spotkania,
podczas
których
gawędził
z pracownikami stłoczonymi z Lauferem, Brownem i Mercerem w ich
ciasnych biurach w inkubatorze technologicznym Stony Brook, Simons
zwracał uwagę na kilka znanych od dawna zasad, z których wiele stworzył
on sam na wcześniejszych etapach swojej kariery – gdy zajmował się
łamaniem kodów w IDA i kiedy przez wiele lat pracował z utalentowanymi
matematykami na Uniwersytecie Stony Brook. Teraz chciał je w pełni
wykorzystać w Renaissance’ie.
Pierwsza, podstawowa zasada głosiła, że badacze i matematycy muszą się
ze sobą kontaktować, debatować i dzielić się pomysłami, aby dzięki temu
osiągać wymarzone rezultaty. Ta zasada Simonsa mogła wydawać się
całkowicie oczywista, ale w pewien sposób była też radykalna. Wielu
najinteligentniejszych pracowników Renaissance’u mogło pochwalić się
osiągnięciami i uznaniem zdobytym w swojej wcześniejszej karierze dzięki
własnej ciężkiej pracy i samodzielnym badaniom, a nie pracy w zespole.
A utalentowani quanci są chyba ludźmi najmniej lubiącymi pracować
z innymi. (Znany branżowy dowcip mówi, że ekstrawertyczny matematyk,
to taki, który podczas rozmowy gapi się w buty rozmówcy, a nie w swoje
własne).
Konkurencyjne firmy tradingowe radziły sobie z tym problemem,
pozwalając badaczom i innym osobom na pracę w odosobnieniu, a nawet
pozwalając na konkurowanie między sobą. Simons upierał się, że
Medallion będzie miał jeden monolityczny system tradingowy. Wszyscy
pracownicy będą mieli pełny dostęp do każdej linii kodu źródłowego
stanowiącego podstawę ich algorytmów do zarabiania pieniędzy – wszystko
będzie dostępne w jak najbardziej czytelny sposób w wewnętrznej sieci.
Nie będzie sytuacji, że kod będzie dostępny tylko dla najwyższego
kierownictwa. Każdy może eksperymentować z modyfikacjami, by
doskonalić system transakcyjny. Simons liczył na to, że jego badacze będą
wymieniać się pomysłami, zamiast skupiać się na indywidalnych
projektach. (Przez jakiś czas nawet sekretarki w firmie miały dostęp do
kodu źródłowego, choć ostatecznie okazało się to nieporęczne).
Simons stworzył kulturę niezwykłej otwartości. Pracownicy wchodzili do
pokoi kolegów, przedstawiając im swoje sugestie i proponując współpracę.
Gdy czuli się sfrustrowani, opowiadali innym o swojej pracy, prosząc
o pomoc, zamiast rzucać się na nowe projekty. Dzięki temu, jak ujął to
Simons, obiecujące pomysły nie były „marnowane”. Grupy regularnie się
spotykały, dyskutując o najdrobniejszych szczegółach poczynionych
postępów i odpowiadając na sprawdzające pytania zadawane przez
Simonsa. Większość pracowników jadała wspólnie lunch, zamawiając
jedzenie z lokalnej restauracji, a potem tłocząc się w maleńkiej jadalni. Raz
w roku Simons płacił za wyjazd pracowników z małżonkami na egzotyczne
wakacje, co umacniało poczucie koleżeństwa.
Presja ze strony kolegów stała się najważniejszym narzędziem motywacji.
Badacze, programiści i pozostali dużo czasu poświęcali przygotowywaniu
prezentacji. Każdy palił się, by zrobić wrażenie na innych albo
przynajmniej nie musieć się wstydzić przed kolegami. To zachęcało do prób
rozwiązywania trudnych problemów i poszukiwania pomysłowych podejść.
– Gdy nie osiągałeś większych postępów, czułeś presję – mówi Frey. – To
w taki sposób było pojmowane poczucie własnej wartości.
Simons uczynił z wynagrodzenia narzędzie motywujące pracowników do
skupiania się na szeroko rozumianym sukcesie firmy. Co pół roku
pracownicy otrzymywali premię, ale pod warunkiem, że Medallion
przekroczył określony poziom zysku. Firma płaciła pracownikom bardzo
dobrze, co pomagało jej zatrzymać talenty. Nie było ważne, czy pracownicy
odkrywali nowe sygnały rynkowe, oczyszczali dane czy wykonywali inne,
mniej wymagające zadania; jeśli się wyróżniali, a Medallion dobrze
prosperował, byli wynagradzani punktami bonusowymi, które
reprezentowały określony ułamek puli zysków Renaissance’u. Wszystko
było oparte na jasnych i zrozumiałych zasadach.
– Każdy już od początku roku znał swoje warunki. Zasada była taka sama
dla wszystkich, różniła się tylko kilkoma współczynnikami zależnymi od
zajmowanego
stanowiska
–
mówi
Glenn
Whitney,
który
był
w Renaissance’ie szefem do spraw infrastruktury. – Chcesz mieć wyższą
premię? Pomóż funduszowi wypracować większe zyski w taki sposób,
w jaki potrafisz: odkryj jakieś źródło pozwalające lepiej prognozować,
popraw błąd, przyśpiesz działanie kodu, przynieś kawę koleżance z pokoju
obok, która ma świetny pomysł, zrób cokolwiek… premie zależą od tego,
jak dobrze prosperuje fundusz, a nie od tego, czy szefowi podoba się twój
krawat.
Simons zaczął się też dzielić udziałami, przekazując 10 procent
Lauferowi, obdarowując pokaźnymi pakietami Browna, Mercera i Marka
Silbera, który obecnie jest dyrektorem finansowym firmy, a także innych,
w efekcie swój udział zmniejszył do 50 procent. Inni pracownicy,
osiągający najlepsze wyniki, mogli kupować akcje firmy. Pracownicy mogli
też inwestować w Medallionie i to prawdopodobnie była dla nich
największa korzyść.
Simons podejmował ogromne ryzyko. Najlepsi badacze i inni pracownicy
mogli poczuć się sfrustrowani pracą w płaskiej organizacji hojnie
rozdającej profity – organizacji, w której coraz trudniej było się wyróżnić.
Pełny dostęp do kodów systemu dawał pracownikom możliwość odejścia,
dołączenia do konkurentów i wykorzystania sekretów Renaissance’u. Wielu
z nich miało doktoraty i wywodziło się ze świata nauki. Miało więc
ograniczone znajomości w środowisku Wall Street. Simons był przekonany,
że szanse na rozstanie z firmą są raczej nikłe. Niezwykle uciążliwe,
zawierane na całe życie umowy o poufności oraz porozumienia o zakazie
konkurencji również zmniejszały to zagrożenie. (Później wszyscy mogli się
przekonać, że takie umowy nie eliminują ryzyka ucieczki pracowników
razem z własnością intelektualną firmy).
Z wyjątkiem kilku oldskulowych traderów realizujących transakcje,
większość ludzi z Renaissance’u wydawała się nie stawiać bogactwa na
pierwszym miejscu. Gdy w roku 1996 na rozmowę kwalifikacyjną przybył
szanowany informatyk, Peter Weinberger, rozejrzał się po parkingu, na
którym stały samochody należące do ludzi, z którymi miał się właśnie
spotkać. Nie mógł opanować śmiechu.
– Tam było pełno starych gruchotów – wspomina. – Saturny, corolle
i camry.
Niektórzy pracownicy nie wiedzieli, czy na co dzień fundusz zarabia, czy
traci pieniądze; niektórzy nie mieli nawet pojęcia, gdzie na stronie
internetowej Renaissance’u szukać miesięcznych wyników. Gdy akurat był
to okres złej passy, niedoinformowani chodzili zadowoleni, w świetnych
humorach, co irytowało tych bardziej świadomych występujących
problemów.
Niektórzy pracownicy sprawiali wrażenie skrępowanych ich wzrastającą
zamożnością. Kiedyś, w roku 1987, podczas pogaduszek grupy badaczy
w trakcie lunchu, jeden z nich zapytał, czy któryś z jego kolegów lata
pierwszą klasą. Przy stole zapanowała cisza. Wyglądało na to, że nikt.
W końcu odezwał się jeden zawstydzony matematyk.
– Ja – wyznał, czując, że winien jest jakichś wyjaśnień. – Moja żona się
uparła.
Mimo imponujących zysków Medallionu, rekrutacja pracowników była
pewnym wyzwaniem. Niewielu kandydatów słyszało o Renaissance’ie,
a przyjście do firmy oznaczało poświęcenie własnej sławy dla pracy nad
projektami, które nigdy nie będą znane publicznie ani oklaskiwane. To było
coś obcego naturze większości ludzi ze środowiska akademickiego. Aby
zdobyć względy wyjątkowych talentów, Simons, Nick Patterson i inni
podkreślali pozytywne aspekty pracy w funduszu. Przedstawiciele nauk
ścisłych, inżynierowie i matematycy to ludzie uzdolnieni w rozwiązywaniu
łamigłówek, więc dyrektorzy Renaissance’u mówili o nagrodach, jakie
można otrzymać w rozwiązywaniu trudnych problemów tradingu. Innych
przyciągała koleżeńska atmosfera i tempo pracy w funduszu hedgingowym.
Pracownicy naukowi latami pracowali nad akademickimi artykułami,
natomiast Simons oczekiwał rezultatów w ciągu tygodni, jeśli nie dni. Ta
niecierpliwość mogła pociągać. Atmosfera była nieformalna i akademicka.
Jednak mimo to życie w firmie było intensywne. Jak określił to jeden
z odwiedzających, była to „nieustanna sesja egzaminacyjna”1.
W IBM Mercer był sfrustrowany światem rozpoznawania mowy, gdzie
naukowcy mogli udawać, że czynią postępy, stosując – jak to nazywał –
„salonowe sztuczki”. W Renaissance’ie nikt się nie obijał – ani on, ani jego
koledzy.
– Na koniec albo masz pieniądze w banku, albo nie – powiedział Mercer
popularyzatorce nauki Sharon McGrayne. – Nie musisz się zastanawiać,
czy odniesiesz sukces… to jest po prostu bardzo satysfakcjonujące2.
Rozmowy kwalifikacyjne odbywały się w pewnym sensie ad hoc. Była to
rozmowa o dokonaniach kandydata, omówienie jakichś trudnych
problemów
powiązanych
z
teorią
prawdopodobieństwa
i
innymi
dziedzinami. I na tej podstawie można było sprawdzić, czy kandydat pasuje
do firmy. Kandydaci zazwyczaj byli grillowani przez kilku pracowników
firmy, po czterdzieści pięć minut z każdym, a potem byli proszeni
o wygłoszenie dla całej firmy wykładu o swoich badaniach naukowych.
Simons i Patterson zazwyczaj skupiali się na zatrudnianiu doświadczonych
pracowników nauki, którzy mogli pochwalić się wieloma dokonaniami, lub
świeżo upieczonych doktorów, których praca doktorska wydawała im się
ciekawa. Nawet kandydaci o znanych nazwiskach musieli przejść test
z kodowania. Był to wymóg, który miał sygnalizować, że od każdego
oczekuje się umiejętności programowania i wykonywania zadań uważanych
w innych firmach za podrzędne. Musieli też umieć dogadywać się z innymi.
– Chemia jest ważna – mówi obecny menedżer. – To jak wejście do
rodziny.
=
W roku 1977 pracownicy Medallionu zdecydowali się na trzyetapowy
proces budowania statystycznie istotnych strategii zarabiania pieniędzy lub
– jak to nazywali – sygnałów do zawarcia transakcji. Te etapy to:
identyfikacja anomalii w historycznych danych o cenach; upewnienie się,
czy anomalie są statystycznie istotne, spójne w czasie i nieprzypadkowe
oraz sprawdzenie, czy zidentyfikowane zachowanie cen może zostać
wyjaśnione w rozsądny sposób.
Przez jakiś czas stawiali tylko na takie sytuacje, które były zrozumiałe dla
badaczy Renaissance’u. Większość z nich była wynikiem związków między
cenami, wolumenami i innymi danymi rynkowymi i bazowała na
historycznych zachowaniach inwestorów i innych czynników. Jedna
strategia zapewniała trwały sukces: gra na powrót. Jak się okazywało, około
60 procent inwestycji, w których występował duży, nagły wzrost lub spadek
ceny, powracało – przynajmniej częściowo – do poprzedniego stanu. Zyski
pojawiające się przy tych odreagowaniach pomogły Medallionowi bardzo
dobrze prosperować w czasach dużej zmienności, kiedy ceny skakały, by
potem powrócić na podobny poziom.
Jednak do roku 1997 ponad połowa wszystkich sygnałów do zawarcia
transakcji odkrytych przez zespół Simonsa miała charakter nieintuicyjny lub
nie można było ich w pełni zrozumieć. Większość firm zatrudniających
quantów ignorowała różne sygnały, jeśli nie było rozsądnej hipotezy
wyjaśniającej dane zjawisko. Simons i spółka nigdy nie lubili jednak
poświęcać zbyt dużo czasu na poszukiwanie przyczyn różnych zjawisk
rynkowych. Jeśli sygnały spełniały pewne warunki istotności statystycznej,
byli zadowoleni i stawiali na nie. Omijali z daleka tylko najbardziej
niedorzeczne pomysły.
– Wolumen podzielony przez zmianę ceny trzy dni wcześniej, tak,
weźmiemy to pod uwagę – mówi jeden z menedżerów Renaissnce’u. – Ale
nie coś bezsensownego, jak wyjątkowa zwyżka ceny akcji na literę A.
Nie chodziło o to, że chcieli zawierać transakcje, które nie miały żadnego
sensu, tylko po prostu o to, że pewne wynajdowane przez nich strategie
były statystycznie istotne. Powtarzające się prawidłowości bez oczywistego
logicznego wyjaśnienia miały jeszcze jedną zaletę: było dużo mniej
prawdopodobne, że zostaną one odkryte i wykorzystane przez rywali,
z których większość nie chciała mieć do czynienia z tego rodzaju
transakcjami.
– Jeśli pojawiały się sygnały, które miały sens i były bardzo mocne, to
zazwyczaj już dawno zostały wykorzystane – wyjaśnia Brown. – Są
sygnały, których nie potrafimy zrozumieć, ale one istnieją i mogą być
stosunkowo silne3.
Oczywiste niebezpieczeństwo związane z realizacją strategii, które
wydają się nie mieć sensu jest takie, że stojące za nimi prawidłowości mogą
wynikać z nieznaczących koincydencji. Jeśli ktoś poświęca dużo czasu na
sortowanie danych, to nietrudno jest mu zidentyfikować transakcje, które
wydają się generować kosmiczne zyski, ale wynikają ze szczęśliwego
zbiegu okoliczności. Quanci nazywają to błędne podejście nadmiernym
dopasowaniem danych (ang. data overfitting). Chcąc podkreślić, jak
niemądre jest opieranie się na sygnałach, za którymi nie stoi żadna logika,
quant
i
inwestor
David
Leinweber
wykazał
później,
że
zyski
z amerykańskich akcji mogą być prognozowane z trafnością wynoszącą 99
procent przez połączenie danych o rocznej produkcji masła w Bangladeszu,
produkcji sera żółtego w Stanach Zjednoczonych oraz populacji owiec
w Bangladeszu i Stanach Zjednoczonych4.
Często zdarzało się, że rozwiązanie proponowane przez badaczy
Renaissance’u polegało na włączeniu do ich systemu transakcyjnego takich
właśnie zagadkowych sygnałów przy równoczesnym ograniczeniu kwoty
pieniędzy alokowanych w taką inwestycję. Przynajmniej na początku, gdy
próbowali zrozumieć, dlaczego pojawiła się taka anomalia. Z czasem
zazwyczaj znajdowali rozsądne wytłumaczenie, zapewniając Medallionowi
przewagę nad firmami, które odrzuciły dane zjawisko. Ostatecznie
decydowali się na pewien miks sygnałów dziwacznych, ale na tyle
wiarygodnych, że nie można było ich zignorować.
– Sprawdzamy, czy to koresponduje z jakimiś aspektami zachowania,
które wydają się racjonalne? – wyjaśniał Simons kilka lat później5.
Tak jak astronomowie w poszukiwaniu niezwykłych zjawisk ustawiają
potężne
maszyny
do
ciągłej
obserwacji
galaktyki,
naukowcy
z Renaissance’u programowali swoje komputery do monitorowania rynków
finansowych, aby szukały tak długo, aż znajdą niezauważone wcześniej
prawidłowości lub anomalie. Gdy okażą się istotne, a firma podejmie
decyzję, ile pieniędzy zaangażować w takie transakcje, do systemu zostaną
wprowadzone sygnały, które zrobią swoje bez żadnej dodatkowej
ingerencji. W tych czasach Medallion coraz bardziej polegał już na
strategiach, których ich system sam się uczył. Była to pewna forma uczenia
maszynowego. Komputery zasilone odpowiednią ilością danych były
uczone dostarczania własnych odpowiedzi. Jeśli jakaś strategia stale
wygrywała, to mogła automatycznie otrzymać więcej pieniędzy bez
potrzeby akceptacji przez kogokolwiek, a nawet bez świadomości
kogokolwiek, że tak się stało.
=
Simons był już bardziej entuzjastycznie nastawiony do swojej grupy
arbitrażu statystycznego, choć wciąż zarządzała ona niewielką kwotą
pieniędzy. Rosnąca wiara w przyszłość Renaissance’u skłoniła go do
przeniesienia firmy do pobliskiego jednopiętrowego, ogrodzonego budynku
ze szkła i drewna, w którym z każdego pomieszczenia biurowego roztaczał
się relaksujący, bukoliczny widok na pobliskie lasy. W siedzibie firmy była
sala gimnastyczna, oświetlone korty tenisowe, biblioteka z kominkiem
i duża sala audytoryjna z wyeksponowanymi belkami stropowymi, w której
co dwa tygodnie Simons organizował seminaria, na które zapraszał
naukowców zazwyczaj niewiele mających wspólnego z finansami. Pokój
tradingowy, w którym pracowało około dwudziestu osób, nie był większy
od sali konferencyjnej, ale stołówka i wspólne przestrzenie były
przestronne. Pracownicy mogli się tam spotykać, dyskutować, debatować
i zapełniać tablice formułami i wykresami.
Gdy wyniki grupy arbitrażu statystycznego na akcjach poprawiły się,
Brown i Mercer zaczęli wykazywać w biurze większą asertywność i zabie
gać o zatrudnienie w zespole swoich dawnych kolegów z IBM. – Może
chciałbyś się sprzedać i dołączyć do naszej firmy zajmującej się tradingiem
komputerowym? – napisał Brown w e-mailu do jednego z pracowników
IBM.
Wkrótce dla firmy pracowało aż sześciu wychowanków IBM, w tym
bliźniacy Della Pietra. Bracia – znani z ogromnej kolekcji dziadków do
orzechów i uporu, z jakim Stephan upierał się, aby koledzy umieszczali
jego imię jako pierwsze, przed imieniem brata, w grupowych e-mailach –
zdołali przyśpieszyć działanie niektórych części systemu handlu akcjami,
składającego się z wielu programów, sieci komputerów i setek tysięcy linii
kodu.
Emocjonalnie reagujący i pełen energii Brown pędził ze spotkania na
spotkanie i jeździł po korytarzach na monocyklu, omal nie rozjeżdżając
kolegów. Dużo pracował nocami przy komputerze obok półkotapczanu, na
którym ucinał sobie drzemkę, gdy czuł się zmęczony. Kiedyś, gdy w nocy
pracował nad skomplikowanym projektem, pełen szaleńczej energii
pomimo późnej pory, chwycił za telefon, by zadzwonić z pilnym pytaniem
do młodszego pracownika do domu. Kolega powstrzymał go, zanim zdążył
wybrać numer.
– Peter, nie możesz do niego dzwonić – powiedział. – Jest druga w nocy.
Brown sprawiał wrażenie zdziwionego, co zmusiło kolegę do wyjaśnień.
– On nie zarabia tyle, żebyś mógł do niego dzwonić o drugiej w nocy.
– No to dajmy mu podwyżkę – odpowiedział Brown. – Ale musimy do
niego zadzwonić!
Żona Browna, Margaret Hamburg, przez sześć lat była komisarzem do
spraw zdrowia w Nowym Jorku i organizatorką takich inicjatyw, jak na
przykład program wymiany igieł do strzykawek, mający zwalczyć
rozprzestrzenianie się zakażenia HIV. W roku 1997 Hamburg wraz
z dziećmi przeprowadziła się do Waszyngtonu, gdzie objęła stanowisko
kierownicze w Amerykańskim Departamencie Zdrowia i Polityki
Społecznej, a później została komisarzem Amerykańskiego Urzędu
Żywności i Leków. Brown latał do Waszyngtonu, by spędzać weekendy
z rodziną, ale wydawało się, że teraz spędza jeszcze więcej czasu w pracy,
wywierając presję na innych członków swojej grupy, by starali się mu
dorównać.
– Gdy jestem z dala od rodziny, po prostu lubię pracować – wyjaśnił
przyjacielowi, gdy po wielu tygodniach zdecydował się ruszyć i poszedł
z nim na kolację.
Analityczny
i
niezbyt
emocjonalny
Mercer
działał
jak
środek
uspokajający na swojego rozedrganego partnera. Mercer ciężko pracował,
ale lubił około szóstej pójść do domu. Poza biurem uczestniczył w bardziej
dramatycznych wydarzeniach. Przed kilku laty jego najmłodsza córka,
Heather Sue, przekonała ojca, by poszedł z nią na boisko futbolowe
w pobliżu ich domu i przytrzymywał piłkę, aby mogła ćwiczyć wykop
z ziemi.
– Pomyślałem, że szybko się jej to znudzi – powiedział reporterowi6.
Heather Sue kopnęła piłkę między słupkami, czym zadziwiła ojca.
W swojej szkole została rozpoczynającym kopaczem, a potem, studiując już
na Uniwersytecie Duke’a dostała się do uniwersyteckiej drużyny
futbolowej jako pierwsza kobieta w pierwszej sekcji. W następnym roku
została usunięta z drużyny przez trenera, który później przyznał, że czuł się
zażenowany, gdy trenerzy rywali wyśmiewali go, że ma kopacza płci
żeńskiej. Po ukończeniu studiów w roku 1998 Heather Sue pozwała
uczelnię
za
dyskryminację,
wygrywając
dwa
miliony
dolarów
odszkodowania z nawiązką.
W biurze Mercer zaczynał pokazywać inną stronę swojej osobowości.
Gdy pracownicy jedli razem lunch, zazwyczaj unikali kontrowersyjnych
tematów. Ale nie Mercer. Choć rzadko się odzywał podczas wielu zebrań
w pracy, podczas tych posiłków stawał się dziwnie rozmowny. Niektóre
jego komentarze – na przykład poparcie dla systemu waluty złotej
i zachwyt nad książką Johna R. Lotta Jr. More Guns, Less Crime (Więcej
broni, mniej przestępstw), której autor twierdził, że przestępczość maleje,
gdy rośnie liczba broni w posiadaniu ludzi – stanowiły odzwierciedlenie
jego konserwatywnych poglądów. Inne były bardziej obrazoburcze.
– Ceny benzyny rosną… naprawdę musimy coś z tym zrobić – powiedział
pewnego dnia.
Lubił prowokować kolegów, spośród których wielu było liberałami lub
libertynami, zaskakując ich poglądami, które stawały się coraz bardziej
radykalne.
– Clinton powinien siedzieć – powiedział pewnego dnia przy lunchu,
odnosząc się do prezydenta Billa Clintona, który w roku 1998 został
oskarżony o krzywoprzysięstwo i utrudnianie pracy sądu w związku z jego
relacjami z praktykantką w Białym Domu Moniką Lewinsky. Mercer
nazwał Clintona „gwałcicielem” i „mordercą”, powtarzając spiskową teorię,
według której prezydent był zamieszany w tajne powiązania sieci
narkotykowej z CIA.
Większość kolegów Mercera oddalała się, nie chcąc uczestniczyć
w gorącej debacie. Inni, jak na przykład Patterson, uwielbiający
politykować, pozostawał przy stole, debatując z Mercerem. Był zdumiony,
że inteligentny naukowiec może mieć opinie poparte tak słabymi
argumentami.
Za pewien czas okaże się, że kolegów Mercera zaskoczy więcej rzeczy.
=
W połowie lat 90. era internetu była w pełni rozkwitu. Jego działanie
rozgrzewało Dolinę Krzemową. Na Wall Street banki inwestycyjne i firmy
tradingowe zatrudniały własnych specjalistów od komputerów, naukowców
o wysokim IQ, matematyków z doktoratami. W końcu przekonały się, że
strategie ilościowe mogą pomóc im w wypracowywaniu zysków. Simons
i jego zespół wciąż pozostawali zaledwie punktami na branżowych
radarach. Takie było po części założenie: Simons poinstruował swoich
ludzi, by trzymali firmowe taktyki w tajemnicy, w obawie, że konkurenci
mogą przejąć najskuteczniejsze metody funduszu.
– W NSA karą za przeciek jest dwadzieścia pięć lat więzienia – lubił
mówić pracownikom Simons, co brzmiało trochę złowieszczo. – Niestety,
jedyne, co my możemy zrobić, to was zwolnić.
Brown stał się niemal maniakiem uciszania pracowników i inwestorów.
Pewnego razu złożył im wizytę przedstawiciel dużej japońskiej firmy
ubezpieczeniowej. Położył na stole w sali konferencyjnej magnetofon, aby
mógł później odsłuchać rozmowę i upewnić się, czy nic nie zostało
pominięte w tłumaczeniu. Gdy Brown wszedł do sali i zobaczył urządzenie,
prawie załamał się nerwowo.
– Na stole jest magnetofon! – powiedział tak, że gość i przedstawiciel do
spraw kontaktów z klientami Renaissance’u przestraszyli się.
Dość gwałtownie wyciągnął kolegę na zewnątrz.
– Nie chcę, żeby ktokolwiek nas nagrywał! – wrzeszczał, sprawiając
wrażenie trochę przerażonego.
Zażenowany
przedstawiciel
musiał
uprzejmie
poprosić
gościa
o wyłączenie magnetofonu.
To była już lekka przesada. W tym momencie nikogo tak naprawdę nie
obchodziło, co zamierzają robić Simons i jego ludzie. Całą uwagę
inwestorów skupiali na sobie ich najwięksi rywale – Long-Term Capital
Management i D.E. Shaw.
Long-Term Capital Management (LTCM), założony przez Johna
Meriwethera, który sam kiedyś był wykładowcą matematyki, również
zatrudniał wielu profesorów, w tym Erica Rosenfelda, absolwenta MIT
z doktoratem w dziedzinie finansów i miłośnika komputerów, a także
Roberta C. Mertona i Myrona Scholesa z Harvardu, którzy zostali
laureatami Nagrody Nobla [z ekonomii]. Zespół – złożony w większości
z introwertyków i intelektualistów – zebrał historyczne dane o cenach
obligacji, wyekstrahował z nich niezauważone dotąd związki i zbudował
modele komputerowe do prognozowania zachowania cen w przyszłości.
Podobnie jak Renaissance, grupa Meriwethera nie brała pod uwagę
ogólnej sytuacji na rynku ani
nawet poszczególnych inwestycji
znajdujących się w jej portfelu. Modele LTCM identyfikowały anomalie
cenowe, często porównując w tym celu podobne inwestycje, a potem
fundusz hedgingowy w Greenwich w stanie Connecticut dokonywał
transakcji, zakładając, że te nieregularności będą dążyć do zrównoważenia
i zanikać. Niektóre z transakcji preferowanych przez LTCM polegały na
zakupie obligacji, których ceny spadły poniżej historycznych poziomów
i równoczesnej krótkiej sprzedaży podobnych obligacji, których cena
wydawała się zaniżona, albo grze na spadki. Potem LTCM czekał na
wyrównanie cen obligacji, zyskując, gdy tak się stało. Chcąc pomnażać
zyski, LTCM zwiększał swoje pozycje, stosując dźwignię i korzystając
z pożyczonych pieniędzy. Banki chętnie mu pożyczały, między innymi
dlatego, że fundusz unikał dużych, ryzykownych transakcji, a zamiast tego
zawierał tysiące małych, które wydawały się bezpieczniejsze.
Inwestorzy,
zahipnotyzowani
gwiazdorskim
zespołem
wybitnie
inteligentnych mózgowców z LTCM, powierzali mu swoje pieniądze. Od
rozpoczęcia działalności w roku 1994 przez trzy pierwsze lata LTCM rósł
średnio o 50 procent rocznie. Latem 1997 roku zarządzał już sumą blisko
7 miliardów dolarów, przy których fundusz Simonsa wyglądał bardzo
mizernie. Gdy rywale coraz bardziej angażowali się we własne transakcje
arbitrażowe, zespół Meriwethera przerzucił się na nowe strategie, nawet
takie, z którymi nie miał zbyt dużego doświadczenia, na przykład handel
akcjami łączących się firm czy inwestycje w duńskie instrumenty
hipoteczne.
Po dorocznym wyjeździe na golfa latem 1997 roku wspólnicy LTCM
oznajmili, że inwestorzy będą musieli wycofać około połowy swoich
środków z powodu zaobserwowania przez zarządzających zmniejszających
się możliwości rynkowych.
Klienci oszaleli i zaczęli błagać Meriwethera i jego kolegów, by
zatrzymali ich pieniądze.
Modele LTCM nie były jednak odporne na różne wstrząsające rynkiem
wydarzenia, jakie miały miejsce latem 1998 roku, między innymi na
niespłacenie przez Rosję długu i panikę, jaka w związku z tym wybuchła na
globalnych rynkach. Gdy inwestorzy zaczęli pozbywać się ryzykownych
inwestycji,
ceny
różnego
rodzaju
aktywów
zaczęły
reagować
nieprzewidywalnie. LTCM obliczył, że najprawdopodobniej nie straci
więcej niż 35 milionów dziennie, ale okazało się, że tylko w jeden
sierpniowy piątek 1998 roku stracił w jakiś sposób aż 553 miliony dolarów.
W ciągu kilku tygodni wyparowały miliardy.
Meriwether i jego koledzy dzwonili do inwestorów, starając się zebrać
pieniądze, pewni, że zgodnie z przewidywaniami ich modelu, ceny powrócą
do historycznych norm. Wszystko stało się całkowicie jasne, gdy
Meriwether odwiedził swojego przyjaciela, Vinnyego Mattone’a, weterana
tradingu lubiącego ubierać się w czarne, jedwabne koszule, ważącego
prawie 140 kilogramów, noszącego złoty łańcuch i obrączkę na małym
palcu.
– Gdzie jesteś? – zapytał Mattone wprost.
– O połowę w dół – odpowiedział Meriwether.
– No to jesteś skończony – odparł Mattone, czym zszokował
Meriwethera.
– Jeśli straciłeś połowę, ludzie są przekonani, że nadal będziesz szedł
w dół – wyjaśnił Mattone. – Będą grać tak, że rynek będzie przeciw tobie…
Jesteś skończony7.
I tak było. Gdy kapitał LTCM spadł poniżej miliarda dolarów, a jego
dźwignia wystrzeliła w kosmos, wkroczyła Rezerwa Federalna w obawie,
że upadek funduszu pociągnie za sobą cały system finansowy. Pod
naciskiem Fedu kontrolę nad funduszem przejęło konsorcjum banków.
W ciągu kilku miesięcy Meriwether z kolegami stracił niemal 2 miliardy
osobistego majątku. Nigdy nie zmazali tej plamy na swojej karierze.
Fiasko rozczarowało inwestorów do całego pomysłu wykorzystywania
modeli
komputerowych
finansowymi.
do
metodycznego
handlu
instrumentami
„Reputacja inwestowania ilościowego jako takiego poniosła w długim
terminie klęskę”. Tak miesiąc później ocenił to magazyn „BusinessWeek”.
„Nawet jeśli quanci przywrócą tej jesieni wiosnę, dla wielu z nich
niemożliwe
będzie
przekonanie
innych,
że
mogą
niezawodnie
wypracowywać zyski nienarażone na dużą zmienność”8.
D.E. Shaw nie sprawiał wrażenia, by te problemy wpłynęły na niego
w jakiś znaczący sposób. W roku 1998 fundusz hedgingowy, w którym
główną rolę odgrywał profesor informatyki z Uniwersytetu Columbia,
David Shaw, korzystający z finansowego wsparcia inwestora Donalda
Sussmana, rósł i zatrudniał już kilkuset pracowników. Opierając się na
strategiach arbitrażu statystycznego na akcjach, które Shaw tworzył dla
Morgana Stanleya, firma osiągała średnio 18-procentowy roczny zwrot
przez kilka kolejnych lat od rozpoczęcia działalności. Bywały dni, że
odpowiadała za niemal 5 procent całych obrotów na Giełdzie Nowojorskiej.
Portfel funduszu był neutralny rynkowo, odporny na wzrosty i spadki na
rynku akcji.
D.E. Shaw stosował inny system zatrudniania niż Renaissance. Oprócz
zadawania konkretnych pytań technicznych dotyczących dziedziny
aplikanta, firma oczekiwała od kandydatów rozwiązywania łamigłówek,
matematycznych zadań sytuacyjnych, zagadek probabilistycznych, w tym
słynnego paradoksu Monty’ego Halla, a także odpowiadania na pytania
nawiązujące do starego teleturnieju Let’s Make a Deal (Zróbmy biznes).
Pracownicy, wśród których było wielu fanów brytyjskiego serialu
telewizyjnego science-fiction Doctor Who, ubierali się nieformalnie, łamiąc
sztywne zasady Wall Street.
W roku 1996 w artykule z pierwszej strony magazynu „Fortune” D.E.
Shaw został uznany „za najbardziej intrygującą i tajemniczą siłę na Wall
Street… najlepszy interes quantów, gniazdo matematyków, informatyków
i innych zapaleńców oddanych analizie ilościowej”. Wraz z ekspansją firmy
Shawa i innych firm quantowych giełda nowojorska została zmuszona do
automatyzacji. Giełda elektroniczna rozwijała się, aż w końcu doszło do
tego, że akcjami handlowano nawet przy groszowych różnicach cen, co
umożliwiło redukcję kosztów transakcji dla wszystkich inwestorów.
Shaw zaczął spędzać czas poza biurem, doradzając wiceprezydentowi
Alowi Gore’owi i prezydentowi Billowi Clintonowi w sprawach
związanych z polityką technologiczną. Jego firma podjęła również inne
działania, wprowadzając Juno, pierwszą darmową usługę poczty
elektronicznej i tworząc z Bank of America Corporation wspólne
przedsięwzięcie, na które pożyczyła 1,4 miliarda dolarów. Fundusz
hedgingowy D.E. Shaw wykorzystał część tych pieniędzy na inwestycje
w portfel obligacji o łącznej wartości 20 miliardów dolarów, a część na
wejście w zupełnie nowe przedsięwzięcia, na przykład w bank
internetowy9. Mając do dyspozycji ogromne pieniądze, Shaw zatrudnił
ponad sześciuset pracowników, których rozmieścił w supernowoczesnych
biurach w Nowym Jorku, Tokio, Londynie, San Francisco, Bostonie oraz na
placówce w Hyderabad w Indiach, której atrium wypełniały rzeźby.
Jesienią 1998 roku wystąpiły zawirowania na rynku. W ciągu kilku
miesięcy
D.E.
Shaw
poniósł
na
portfelu
obligacyjnym
straty
przewyższające 200 milionów dolarów, co zmusiło go do zwolnienia 25
procent pracowników i ograniczenia działalności operacyjnej. D.E. Shaw
odrodził się i odzyskał pozycję potęgi tradingu, ale jego kłopoty
w połączeniu z ogromnymi stratami, jakie poniósł LTCM, były nauczką dla
Simonsa i Renaissance’u.
=
Patterson i inni dogłębnie przeanalizowali nagłe niepowodzenia u rywali.
Medallion zyskał w 1998 roku 43 procent. Fundusz świetnie prosperował,
podczas gdy inni inwestorzy jesienią wpadli w panikę, ale koniecznie chciał
się upewnić, że nie popełnia takiego samego błędu jak LTCM. Zarządzający
wiedzieli, że Renaissance nie pożyczał tak dużo pieniędzy jak Meriwether
i że transakcje LTCM musiały funkcjonować w pewnych ramach
czasowych, w przeciwieństwie do tych preferowanych przez Simonsa.
Renaissance zatrudniał matematyków i informatyków, a nie ekonomistów –
pod tym względem też różnił się od LTCM.
Wciąż jednak było między nimi na tyle dużo podobieństw, że nakazywało
to wyciągnąć głębsze wnioski. Dla Pattersona i jego kolegów upadek
LTCM był jeszcze silniejszym potwierdzeniem mantry funkcjonującej
w Renaissance’ie: Nigdy nie ufaj za bardzo modelom transakcyjnym. Tak,
wydawało się, że systemy firmy działają, ale wszystkie formuły są
zawodne. Ten wniosek zmusił fundusz do przemyślenia swojego podejścia
do ryzyka. Gdy strategia nie działała lub gwałtownie zwiększała się
zmienność
rynku,
system
Renaissance’u
zazwyczaj
automatycznie
redukował pozycje i ryzyko. Na przykład jesienią 1998 roku Medallion
zredukowała handel kontraktami futures o 25 procent, podczas gdy LTCM
brnął w strategie nieprzynoszące zysków, często zwiększając swoje
przegrywające pozycje.
– Podstawowy błąd LTCM polegał na wierze w prawdziwość modeli –
mówi Patterson. – My nigdy nie byliśmy przekonani, że nasze modele
odzwierciedlają całą rzeczywistość, a jedynie niektóre jej aspekty.
D.E. Shaw i LTCM weszły również na rynki, których nie w pełni
rozumiały lub na których miały niewielkie doświadczenia. Duńskie
instrumenty hipoteczne! Bankowość online! To było dla ludzi Simonsa
ostrzeżenie, by doskonalić swoje podejście, a nie wchodzić w nowe
biznesy.
=
Pomimo całej pracy, jaką Brown i Mercer włożyli w swój system, handel
akcjami stanowił w roku 1998 tylko 10 procent całości zysków firmy.
Simons naciskał wprawdzie, by grupa odpowiedzialna za fundusze akcyjne
poprawiała swoje wyniki, ale to Henry Laufer i jego transakcje na
kontraktach futures napędzały Renaissance. David Magerman, jak zwykle,
chciał być bohaterem, który to wszystko zmieni.
Magerman były jedynym, któremu udało się zlokalizować i naprawić błąd
w programie, przez który system do handlu akcjami, stworzony przez
Browna i Mercera nie mógł osiągać zysków. Po tym dokonaniu otrzymał
większy zakres obowiązków i objawił się jako architekt oprogramowania
wykorzystywanego przez Medallion w produkcji, czyli w faktycznym
handlu akcjami. Teraz to on był strażnikiem wszystkich zmian w systemie
i kluczowym graczem we wszystkich jego udoskonaleniach – i szefem
kilkunastu ludzi z doktoratami.
Magerman był na dobrej drodze. Był świetnie opłacany. Co więcej, jego
praca przysparzała mu cennych pochwał od Browna, Mercera i Simonsa.
Coraz lepsze zarobki wykorzystywał do odświeżenia swojej garderoby i –
chcąc się upodobnić do Mercera – zaczął nawet nosić szelki. Zdobywanie
akceptacji ze strony dominujących samców alfa od dawna motywowało
Magermana, więc otrzymywane wyrazy uznania sprawiały mu ogromną
przyjemność.
Pomimo coraz większych sukcesów, Magerman zauważył pewną
oziębłość ze strony rodziny Mercera, a w szczególności średniej córki
Mercera, Rebeki, która dołączyła do zespołu Renaissance’u i pracowała dla
Magermana. Skończyły się wspólne wypady do restauracji i zaproszenia do
domu Mercerów, co wprawiało Magermana w zakłopotanie. Pewnego razu
napisał pięciostronicowy list w nadziei na odnowienie przyjaźni, ale nie
otrzymał żadnej odpowiedzi. Nie miał pojęcia, co mogło się stać. Rozważał
różne możliwości. Być może chodziło o to, że kiedyś publicznie zgromił
Rebekę – no tak, córkę swojego szefa – za coś związanego z jej pracą
w grupie tradingowej, co wprawiło ją w zakłopotanie przed grupą nowych
kolegów.
– Uważam, że w pełni na to zasłużyła – mówi Magerman.
Rozdźwięk mógł się też pojawić podczas letniego firmowego wyjazdu,
kiedy Magerman zabrał Heather Sue na romantyczną przejażdżkę kajakiem,
co z pewnością wywołało zazdrość u Beki. Tak czy owak, córki Mercera
i jego żona Diana teraz nie chciały już z nim rozmawiać.
– Byłem persona non grata w ich domu i podczas rodzinnych przyjęć –
mówi.
Chcąc zachować dobre relacje z Mercerem, Magerman postanowił skupić
się na pracy. W roku 1999 wymyślił sposób na ulepszenie kodu
komputerowego odpowiedzialnego za handel akcjami w firmie, sprawiając,
że program działał wydajniej. Jednak niemal natychmiast transakcje
Medallionu na kontraktach futures zamiast zysków zaczęły przynosić straty.
Pracownicy szamotali się, by zrozumieć, co się stało, ale Magerman
wiedział – zapewne przez nieuwagę popełnił jakąś pomyłkę i uruchomił
działanie poważnego błędu, wirusa, który znów zaatakował firmę.
To przeze mnie!
Przez wiele tygodni Magerman czynił sobie wyrzuty, zastanawiając się,
jak mógł popełnić tak głupi błąd. To prawda, że grupa Magermana,
handlująca akcjami, nie miała zbyt wielu wspólnych kodów z grupą
Henry’ego Laufera, ale Magerman był pewny, że w jakiś sposób stał się
winowajcą. Nie chcąc tym razem przyznawać się do błędu, pracował po
nocach, ale nie udało mu się znaleźć żadnego błędu.
Po zakończeniu kwartału Medallion powiedział swoim klientom, że
doznał niewielkiej, ale zaskakującej straty, pierwszej od dekady.
Zamartwiający się i czekający na wyrzucenie z pracy Magerman prawie
w ogóle nie mógł spać.
– Odchodziłem od zmysłów – mówi.
Poszedł do terapeuty, który zdiagnozował u niego zaburzenia lękowe
i zalecił cotygodniowe sesje terapeutyczne mające uspokoić jego nerwy.
Powoli zyski Medallionu zaczęły się odbudowywać i Magerman mógł
pozwolić sobie na relaks, dochodząc do wnioski, że w sumie
prawdopodobnie to nie on był odpowiedzialny za straty.
W styczniu 2000 roku Medallion urósł o 10,5 procent. Był to najlepszy
miesięczny wynik funduszu od wielu lat. Do początków marca fundusz
osiągnął ponad 700 milionów dolarów zysku, co zbiegło się z osiągnięciem
przez
indeks
Nasdaq
entuzjastycznego
Composite
nastawienia
do
rekordowego
akcji
firm
poziomu
na
fali
technologicznych,
w szczególności powiązanych z internetem.
Potem dla Magermana i jego kolegów zaczęły się prawdziwe kłopoty.
Technologiczna bańka pękła 10 marca, ceny akcji runęły, a z rynku płynęło
niewiele wieści pozwalających liczyć na zmianę nastroju. Miesiąc później
Nasdaq spadł o 25 procent, a licząc od szczytu był to spadek o 78 procent.
Medallion poniósł niewytłumaczalne straty. W jednym tylko dniu w marcu
stracił 90 milionów dolarów, a w kolejnym następne 80 milionów. Ludziom
zaczęły puszczać nerwy – jak dotąd Medallion nigdy nie stracił w jednym
dniu więcej niż 5 milionów dolarów.
Nie chodziło tylko o narastające straty, jakich doświadczali wszyscy, ale
o niepewność dlaczego tak źle się dzieje. W portfelu Medallionu
znajdowały się kontrakty futures na surowce, waluty i obligacje, a portfel
akcji był w dużej mierze złożony z równoważących się pozycji mających
stanowić ochronę przed gwałtownymi wahaniami na rynku. Tych strat nie
powinno być. Ponieważ jednak bardzo wiele systemowych sygnałów do
zawarcia
transakcji
powstawało
samoistnie
w
procesie
uczenia
maszynowego, trudno było wskazać dokładną przyczynę problemów albo
moment, w którym powinny one ustąpić. Wydawało się, że komputery są
poza kontrolą.
W samym środku wyprzedaży do biura na Long Island na rozmowę
kwalifikacyjną z Pattersonem i kolegami przyszedł kandydat do pracy. Gdy
następnego ranka spotkali się, aby omówić jego przypadek, nikt z nich
w ogóle nie pamiętał tego spotkania. Straty sprawiały, że byli całkowicie
otumanieni.
Mercer zachowywał stoicki spokój, rozmawiając z kolegami tak, jakby
nic niezwykłego się nie działo. Zupełnie inaczej niż Brown. On nigdy nie
doświadczył głębokich, nagłych strat, a teraz to się stało. Niezwykle
nerwowy i emocjonalny Brown nie potrafił ukryć swoich narastających
obaw. Nie mogąc spać, poświęcał noce na sprawdzanie swoich
komputerów, by być na bieżąco z problemami. Widać było po nim brak snu.
Był blady. Było to szokujące dla kolegów. Przyjaciele mówili, że czuł się
odpowiedzialny za straty, ponieważ miały one źródło w systemie handlu
akcjami.
W trzecim dniu krachu Magerman po przyjeździe do pracy sprawdził na
swoim komputerze poziomy cen kontraktów futures i przeżył kolejny szok.
Czekał ich następny absolutnie koszmarny dzień. Poczuł lekkie mdłości.
Brown i Mercer byli już na spotkaniu kryzysowym z Simonsem i innymi
zarządzającymi. Magerman czuł jednak potrzebę zaalarmowania ich
o piętrzących się problemach. Powoli otworzył ciężkie drzwi do małej,
ciasnej sali konferencyjnej, w której tłoczyło się kilkunastu menedżerów.
Na ekranie do wideokonferencji widać było twarze innych menedżerów,
z różnych miejsc na całym globie. U szczytu długiego stołu siedział
Simons, ponury i skupiony. Magerman pochylił się i szepnął Brownowi do
ucha – Jesteśmy w plecy kolejne 90 milionów.
Brown zamarł. Straty Medallionu sięgnęły 300 milionów dolarów. Był
zrozpaczony i przerażony. Spojrzał na Simonsa, rozpaczliwie szukając
pomocy.
– Jim, co mamy robić?
Simons próbował uspokoić Browna i innych menedżerów, wyrażając
przekonanie, że ich los się odmieni.
– Wierzcie modelowi – powiedział. – Musimy pozwolić mu działać, nie
możemy panikować.
Później przypomniał pracownikom, że ich system transakcyjny został
przygotowany na ciężkie czasy. Zresztą, niewiele mogą zrobić. Medallion
handluje niemal 8 tysiącami akcji. Nie ma sposobu, by szybko
przebudować portfel.
Po kolejnych całonocnych zmaganiach kilku badaczy stworzyło teorię na
temat przyczyn problemu: straty są powodowane przez strategię niegdyś
wzbudzającą zaufanie. Strategia ta była dość prosta – jeśli jakieś akcje rosły
w poprzednich tygodniach, system Medallionu uczył się, że powinien
kupować ich więcej, przy założeniu, że wzrost będzie kontynuowany. Przez
kilka lat te sygnały trendu działały, a fundusz kupował automatycznie akcje
Nasdaq, których ceny rosły jeszcze bardziej. Teraz algorytmy systemu
instruowały Medallion, by kupował jeszcze więcej akcji, mimo że rynek
doświadczał dramatycznych spadków.
Simons często podkreślał, jak ważne jest nieingerowanie w system
transakcyjny, ale w sytuacji kryzysu na rynku miał skłonność do
wycofywania się i ignorowania pewnych sygnałów, ku rozgoryczeniu
badaczy, którzy nie wierzyli w możliwość korygowania ich programów
komputerowych. Teraz nawet oni akceptowali zignorowanie fałszywego
sygnału, tym bardziej że ich system lepiej sobie radził z przewidywaniem
ruchów krótkoterminowych, a nie długoterminowych, na których skupiał
się ten błędny sygnał. Szybko zablokowali strategię momentum
i zahamowali straty. Wkrótce firma znowu zaczęła akumulować zyski.
Brown jednak nadal był wstrząśnięty. Złożył rezygnację, poczuwając się
do odpowiedzialności za ten dotkliwy problem. Simons jej jednak nie
przyjął, wyjaśniając Brownowi, że teraz, gdy nauczył się „nigdy nie
pokładać całej wiary w modelu”10, jest jeszcze cenniejszy.
=
W połowie roku 2000 zaczęto mówić o sukcesie Medallionu. W tym roku
Medallion urósł o 99 procent, nawet po tym, jak postanowił obciążać
swoich klientów prowizjami sięgającymi 20 procent zysków i 5 procent
wartości pieniędzy zainwestowanych u Simonsa. Firma zarządzała teraz
niemal 4 miliardami dolarów. Przez poprzednią dekadę Medallion ze 140
pracownikami osiągał lepsze wyniki niż fundusze zarządzane przez
George’a Sorosa, Juliana Robertsona, Paula Tudora Jonesa i innych
gigantów inwestowania.
Równie imponujące było to, że Medallion przez ostatnie pięć lat osiągał
wskaźnik Sharpe’a na poziomie 2,5, co sugerowało, że zyski funduszu były
stabilne, a ryzyko było niskie w porównaniu z wieloma konkurentami.
Simons pozwolił sobie na mniejszą czujność. Zgodził się na rozmowę
z Halem Luxem, piszącym dla magazynu „Institutional Investor”. Przy
kawie w swoim nowojorskim biurze, a później popijając gin z tonikiem
w głównej siedzibie Renaisssance’u na Long Island, Simons wyraził
przekonanie, że dobra passa będzie trwała nadal.
– Rzeczy, które robimy, nie przepadną – powiedział Luxowi. – Możemy
mieć złe lata, czasami możemy mieć okropny rok, ale zasady, które
odkryliśmy, pozostają w mocy.
Brown, Mercer i Laufer byli równie mocno przekonani, że rzadka, wręcz
historyczna szansa, jest w zasięgu ręki. Nalegali, aby zatrudniać nowych
pracowników i ją wykorzystać.
– Rynki są pełne różnych nieefektywności – powiedział do kolegi jeden
z wyższych rangą pracowników. – A my nie zarabiamy tyle, ile
moglibyśmy.
Ci nowi pracownicy dokonali takiej transformacji firmy, jakiej nigdy nie
spodziewał się ani Simons, ani jego koledzy.
CZĘŚĆ DRUGA
PIENIĄDZE ZMIENIAJĄ WSZYSTKO
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Wroku 2001 coś niezwykłego działo się w funduszu hedgingowym
Simonsa.
W miarę jak Renaissance zaczynał przetwarzać nowe rodzaje informacji,
zyski narastały. Zespół codziennie zbierał informacje o każdym zleceniu
transakcji, nawet jeśli nie zostało zrealizowane, jak również roczne
i kwartalne raporty o zyskach, zapisy o transakcjach zarządzających
firmami na ich akcjach, raporty rządowe oraz prognozy ekonomiczne
i różne inne publikacje.
Simons chciał więcej. – Czy możemy coś zrobić z nagle pojawiającymi
się nowymi wiadomościami? – zapytał podczas spotkania grupy.
Wkrótce badacze zaczęli śledzić informacje pojawiające się w prasie
i w mediach elektronicznych, posty publikowane w internecie i inne, mało
znane dane – na przykład zagraniczne roszczenia ubezpieczeniowe –
prześcigając się w zdobywaniu takich, które dawało się skwantyfikować
i przeanalizować pod kątem ich wartości predykcyjnej. Fundusz Medallion
co roku nasiąkał danymi jak gąbka – terabajtami, bilionem bajtów
informacji. Kupował drogie dyski i procesory, by te wszystkie dane
przetwarzać, przechowywać i analizować w poszukiwaniu wiarygodnych
prawidłowości.
– Nie ma innych danych, jak więcej danych – powiedział kiedyś Mercer
do kolegi. Zdanie to stało się firmową mantrą.
Celem Renaissance’u było przewidywanie cen akcji i innych
instrumentów finansowych „w każdym momencie w przyszłości”, jak
wyjaśnił później Mercer. – Chcemy wiedzieć, jakie będą w ciągu trzech
sekund, trzech dni, trzech tygodni i trzech miesięcy.
– Jeśli w prasie pojawiał się na przykład artykuł o brakach chleba
w Serbii, komputer Renaissance’u wyszukiwał przykłady braków chleba
w przeszłości i wzrostów cen pszenicy, aby sprawdzić, jak na tę informację
reagowały różne inwestycje – powiedział Mercer1.
Niektóre nowe informacje, na przykład raporty kwartalne o zyskach
osiągniętych przez korporacje, nie zapewniały zbyt wielkiej przewagi. Ale
dane od analityków zawierające prognozy zysków i ich zmieniające się
poglądy na różne firmy czasami pomagały. Poszukiwanie prawidłowości
w tym, jak handlowano akcjami po ogłoszeniu komunikatów o wynikach,
śledzenie korporacyjnych przepływów pieniężnych, wydatków na badania
i rozwój, emisji akcji i innych czynników również okazało się przydatne.
Zespół doskonalił swoje algorytmy prognostyczne, tworząc dość proste
miary. Na przykład ile razy w wiadomościach pojawiła się wzmianka
o spółce, nieważne pozytywna, negatywna czy plotka.
Dla Mercera i innych stało się jasne, że handel akcjami miał
podobieństwa do rozpoznawania mowy, co tylko częściowo wyjaśniało,
dlaczego Renaissance wciąż przyjmował pracowników z grupy
lingwistycznej w IBM. W obu przedsięwzięciach celem było stworzenie
modelu zdolnego do przetworzenia bezładnej mieszaniny informacji
i wygenerowania wiarygodnych przypuszczeń, co może pojawić się jako
następne. Modelu ignorującego tradycjonalistów, stosujących analizę, która
nawet w przybliżonym stopniu nie była tak mocno oparta na danych.
W miarę jak coraz więcej transakcji zawierano elektronicznie, bez udziału
ludzi jako animatorów rynku czy pośredników, Medallion obejmował
swoimi działaniami coraz większą liczbę sieci elektronicznych, co ułatwiało
kupno i sprzedaż i poprawiało ich skuteczność. W końcu Simons był bliski
swojego pierwotnego celu – zbudowania w pełni zautomatyzowanego
systemu z niewielką ingerencją człowieka.
Pracownicy byli coraz bardziej podekscytowani tym, że w ciągu kilku
sekund lub w jeszcze krótszym czasie udawało się uzyskać super
krótkoterminowe sygnały do zawarcia transakcji. Metoda ta jest znana pod
nazwą handlu wysokich częstotliwości. Komputery Renaissance’u okazały
się jednak zbyt wolne, by przebić innych obecnych na rynku. Medallion
zawierał w ciągu dnia od 150 do 300 tysięcy transakcji, ale większość ich
aktywności obejmowała kupno lub sprzedaż w małych pakietach, aby
raczej uniknąć wywierania wpływu na ceny rynkowe, niż zyskać dzięki
wyprzedzeniu innych inwestorów. To, co robił Simons ze swoim zespołem,
nie było faktycznie inwestowaniem, ale nie byli też oni maklerami
z parkietu.
Jakkolwiek by to nazwać, wyniki były po prostu niezwykłe. Po
osiągnięciu 98,5 procent wzrostu w roku 2000, Medallion urósł o następne
33 procent w roku 2001. Dla porównania – indeks S&P 500, powszechnie
stosowany barometr rynku akcji, odnotował w tych dwóch latach marne
0,2 procent, a konkurencyjne fundusze hedgingowe 7,3 procent.
Zespół Simonsa wciąż nie był zauważany na radarach większości świata
inwestycyjnego. Jak napisał Lux w „Institutional Investor” w 2000 roku:
„Prawdopodobnie nie słyszałeś o Jimie Simonsie, co dla niego nie stanowi
problemu. Nie ty jeden”2.
System Browna i Mercera wciąż działał tak dobrze, że badacze mogli
testować i tworzyć nowe algorytmy i wrzucać je do już istniejącego,
jedynego systemu. Nowi pracownicy zaczęli identyfikować sygnały
prognostyczne w Kanadzie, Japonii, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech
i Hongkongu oraz na mniejszych, lokalnych rynkach, takich jak Finlandia,
Holandia czy Szwajcaria. Zagraniczne rynki zazwyczaj podążają za
amerykańskimi, ale nie zachowują się identycznie. Wydawało się, że po
połączeniu sygnałów z tych nowych rynków z istniejącymi algorytmami
prognostycznymi Medallionu w jeden główny system transakcyjny stanie
się coś niezwykłego. Korelacje transakcji Medallionu z całym rynkiem
zmniejszyły się, co spowodowało stabilizację osiąganych zysków i większe
oderwanie ich od kluczowych rynków finansowych.
Profesjonaliści zajmujący się inwestycjami na ogół oceniają ryzyko
portfela przez pryzmat jego wskaźnika Sharpe’a, mierzącego zyski
w porównaniu ze zmiennościami. Im wyższa jest wartość wskaźnika
Sharpe’a, tym lepiej. W latach 90. przez prawie cały czas Medallion miał
wysoki wskaźnik Sharpe’a – na poziomie około 2,0, co było wartością
dwukrotnie wyższą niż S&P 500. Dodanie algorytmów dotyczących
nowych rynków i udoskonalenie technik tradingowych Medallionu
sprawiło, że na początku roku 2003 wskaźnik Sharpe’a osiągnął poziom 6,
co było liczbą niemal dwukrotnie większą niż wskaźniki osiągane przez
największe firmy quantowe. Liczba ta sugerowała, że ryzyko strat
w funduszu jest w najbliższym roku bliskie zeru.
Wydawało się, że zespół Simonsa odkrył coś w rodzaju świętego Graala
inwestowania: olbrzymie zyski ze zdywersyfikowanego portfela
z relatywnie małą zmiennością i niską korelacją z szeroko rozumianym
rynkiem. W przeszłości kilku innym funduszom udało się stworzyć
narzędzia inwestycyjne z podobną charakterystyką, ale zazwyczaj miały
one bardzo małe portfele. Nikomu nie udało się to, co osiągnął Simons
i jego ludzie – portfel o wartości 5 miliardów dolarów osiągający tak
zadziwiające rezultaty.
To osiągnięcie otworzyło drzwi do nowych możliwości.
=
Peter Brown krążył po swoim biurze zdeterminowany, by znaleźć sposób na
rozszerzenie spektrum transakcji funduszu hedgingowego na akcjach.
Wciąż jednak cierpiał z powodu strat poniesionych na początku 2000 roku
i tego, jak był skołowany, nie wiedząc, jak zareagować. Chciał znaleźć
sposób na zabezpieczenie firmy na wypadek jeszcze większej katastrofy
rynkowej.
Brown miał szczęście – nastawienie banków do Renaissance’u ociepliło
się. Wyczuwały szansę. Pod wieloma względami firma Simonsa była
wymarzonym kredytobiorcą, osiągała ogromne zyski, które były stabilne
i nieskorelowane z szerzej rozumianym rynkiem. Simons zaakceptował
plan Browna, by wykorzystać większą dźwignię dla pomnożenia zysków.
Renaissance stał się zatem kredytobiorcą. (Tak jak właściciele domów
zaciągają kredyty hipoteczne, by je kupić, mimo że kosztują więcej, niż
mogliby zapłacić z oszczędności w banku, fundusze hedgingowe podobne
do Medallionu pożyczają pieniądze, by tworzyć większe portfele
inwestycyjne, niż pozwala im na to ich własny kapitał i dzięki temu osiągać
większe zyski).
Banki poluzowywały zasady i standardy kredytowania. Globalne stopy
procentowe spadały, rynek nieruchomości rozpędzał się, a kredytodawcy
oferowali wiele agresywnych produktów kredytowych nawet zadłużonym
osobom bez historii kredytowej. Na tym tle Renaissance wydawał się
bezpieczny. Zwłaszcza że na ogół miał w swoim portfelu mniej więcej tyle
samo inwestycji krótkoterminowych, ile długoterminowych, co ograniczało
potencjalne ryzyko w przypadku zawirowań na rynku. To między innymi
dlatego Deutsche Bank i Barclays Bank zaczęły sprzedawać funduszowi
hedgingowemu nowy produkt zwany opcją koszykową, który wydawał się
idealnym rozwiązaniem problemów Browna.
Opcja koszykowa składała się z instrumentów finansowych, których
wartość była powiązana z wynikami określonego koszyka akcji. Podczas
gdy większość opcji jest wyceniana w oparciu o jedną określoną akcję lub
instrument finansowy, opcja koszykowa jest powiązana z grupą akcji. Jeśli
te akcje rosną, do góry idzie też wartość opcji – to tak, jakby posiadać
akcje, ale faktycznie ich nie mieć. W rzeczywistości banki były prawnymi
posiadaczami akcji w koszyku, ale wszelkie skutki i korzyści liczyły się tak,
jakby były własnością Medallionu. Komputery funduszu podpowiadały
bankowi, które akcje umieścić w koszyku i jak nimi handlować. Brown
osobiście pomagał w tworzeniu kodu do wdrożenia takiego rozwiązania.
Przez cały dzień komputery Medallionu wysyłały bankom automatyczne
instrukcje, czasami zlecenia wychodziły co minutę, a nawet co sekundę. Po
mniej więcej roku Medallion realizował swoje opcje, żądając wypłaty
zysków wygenerowanych przez akcje pomniejszonych o powiązane z tym
koszty3.
Opcje koszykowe były sprytnym sposobem na podkręcenie zysków
Medallionu. Zarówno wymagania brokerów, jak i przepisy prawne
nakładały limity na to, ile pieniędzy fundusz hedgingowy może pożyczyć
w formie bardziej tradycyjnych kredytów. Natomiast opcje dawały
Medallionowi możliwość pożyczania znacznie większych kwot, niż było to
dozwolone przez przepisy. Konkurenci na ogół mieli około 7 dolarów
w instrumentach finansowych na każdego dolara gotówki, natomiast
strategia opcyjna Medallionu umożliwiała mu posiadanie instrumentów
finansowych o wartości 12,50 dolara na każdego dolara gotówki, co
ułatwiało przebicie rywali, przy założeniu, że funduszowi wciąż będzie się
udawało znaleźć transakcje przynoszące zyski. Gdy Medallion dostrzegał
szczególnie korzystne możliwości, takie jak na przykład podczas spadków
na rynku w 2002 roku, fundusz mógł jeszcze bardziej zwiększać swoją
dźwignię, dysponując aktywami o wartości prawie 20 dolarów na każdego
dolara gotówki, co efektywnie oznaczało „portfel na sterydach”. W roku
2002 Medallion zarządzał ponad 5 miliardami dolarów, ale kontrolował
pozycje inwestycyjne o wartości ponad 60 miliardów dolarów, częściowo
dzięki opcjom, które pomogły funduszowi osiągnąć wzrost na poziomie
25,8 procent pomimo ciężkiego roku dla rynku obligacji. (W roku 2002
S&P 500 stracił 22,1 procent. Był to rok naznaczony bankructwami firm
internetowych i skutkami upadku firmy handlowo-energetycznej Enron
oraz giganta telekomunikacyjnego WorldCom).
Opcje były także sposobem przeniesienia
ogromnego
ryzyka
z Renaissance’u na banki. Było tak, ponieważ kredytodawcy technicznie
byli właścicielami odpowiednich papierów w transakcjach na opcjach
koszykowych. W przypadku nagłego załamania Medallion mógł stracić
maksymalnie wartość premii zapłaconej za opcje i zabezpieczenie, które dał
bankom. A to było w sumie kilkaset milionów dolarów. Natomiast banki
musiały liczyć się z miliardami potencjalnych strat, gdyby Medallion miał
większe problemy. Mówiąc słowami bankiera związanego umową
kredytową, opcje pozwalały Medallionowi „wyodrębnić” portfele akcji,
zabezpieczając w ten sposób inne części firmy, w tym wciąż świetnie się
mające transakcje Laufera na kontraktach futures. Zapewniłoby to
Renaissance’owi przetrwanie, gdyby nastąpiło coś nieprzewidzianego.
Jeden z pracowników był tak zszokowany warunkami finansowania, że
przeniósł do Medallionu większość swoich oszczędności życia, rozumiejąc,
że może stracić nie więcej niż 20 procent swoich pieniędzy.
Banki wzięły na siebie poważne ryzyko, mimo że miały wiele powodów
do zachowania ostrożności. Po pierwsze dlatego, że nie miały pojęcia,
dlaczego
strategie
Medallionu
działały.
A fundusz
miał
raptem
dziesięcioletnią historię imponujących zysków. Ponadto zaledwie kilka lat
wcześniej upadła z hukiem firma Long-Term Capital Management, co było
lekcją pokazującą, jak niebezpieczne może być poleganie na niejasnych
modelach.
Brown uświadomił sobie, że z opcjami koszykowymi wiąże się jeszcze
jedna olbrzymia korzyść: umożliwiały one Medallionowi kwalifikowanie
się
do
korzystniejszego
podatku
od
długoterminowych
zysków
kapitałowych, pomimo że niektóre inwestycje trwały tylko kilka dni lub
nawet godzin. Działo się tak dlatego, że prawa z opcji były realizowane po
upływie roku, co dawało Renaissance’owi argument, że z natury były
inwestycją długoterminową. (Od zysków krótkoterminowych podatek
wynosi 39,5 procent, a od zysków długoterminowych 20 procent).
Niektórzy pracownicy czuli się niekomfortowo z tym fortelem, nazywając
go „legalnym, ale trefnym”, choć Brown i inni polegali na otrzymanych
pozytywnych opiniach prawnych. Kilka lat później Internal Revenue Service* orzekł, że Medallion niewłaściwie klasyfikował zyski z opcji
koszykowych jako długoterminowe. Zdaniem IRS Simons, który
akceptował te transakcje, wraz z innymi zarządzającymi Renaissance’em
zapłacili podatki o całe 6,8 miliarda dolarów niższe niż powinni. W roku
2014 podkomisja senacka stwierdziła, że Renaissance „nadużył” złożonych
struktur, by „skorzystać z miliardów dolarów nienależnych oszczędności
podatkowych”. Renaissance podważył stanowisko IRS. Latem 2019 roku
spór trwał nadal.
* Internal Revenue Service (IRS) – urząd podatkowy w Stanach Zjednoczonych
(przyp. tłum.).
Inne fundusze hedgingowe wymyślały własne sposoby na zmniejszenie
podatków. Niektóre z nich wykorzystywały różne wersje umów na opcje
koszykowe. Nikt jednak nie polegał na nich tak, jak Renaissance.
W pierwszych latach XXI wieku opcje były jego sekretną bronią tak ważną,
że Renaissance wydzielił grupę kilku programistów i około pięćdziesięciu
innych pracowników odpowiedzialnych za to, by koordynacja z bankami
działał bez zarzutu.
=
Pieniądze kuszą, nawet badaczy i matematyków. Z czasem pracownicy
Renaissance’u, nawet ci, którzy niegdyś byli zażenowani tym, że tak dużo
zarabiają, zaczęli czuć się dobrze ze swoimi sukcesami. Jeden z nich
stworzył aplikację, dzięki której mogli w rogu ekranu swojego komputera
na bieżąco obserwować wskaźnik informujący o ich zyskach (a od czasu do
czasu stratach). Wraz ze zmieniającymi się liczbami, zmieniały się nastroje.
– To była gonitwa – mówi pracownik. – Ale to nas też rozpraszało.
Ich wydatki rosły wraz z zyskami. Wielu naukowców kupiło rezydencje
w pobliskiej dzielnicy Old Field, która stała się znana jako Renaissance
Riviera. Simons miał ponad pięciohektarową posiadłość w East Setauket, z
widokiem na Long Island Sound. Z panoramicznych okien domu
rozpościerał się spektakularny widok na czaple w zatoce Conscious Bay.
Henry Laufer zapłacił niemal dwa miliony dolarów za położoną nieopodal
czterohektarową działkę z domem w stylu śródziemnomorskim z pięcioma
sypialniami, sześcioma dużymi i jedną małą łazienką i z ponad
studwudziestometrowej
długości
bezpośrednim
dostępem
do
linii
brzegowej Sound. Kolejne 800 tysięcy dolarów wydał na dokupienie
półtorahektarowej parceli, którą włączył do swojej ogromnej posiadłości.
W tej samej okolicy kuzyn Simonsa, Robert Lourie, który porzucił pracę
naukową, by objąć wysokie stanowisko kierownicze w funduszu
hedgingowym, zbudował dla swojej córki arenę jeździecką z tak wielkimi
łukami, że trzeba było zamknąć most łączący wyspę z Nowym Jorkiem, by
umożliwić ich przewiezienie na Long Island4.
Rezydencja Mercera znajdowała się na końcu długiej polnej drogi
z piaskami po obu stronach. Wychodziła na Stony Brook Harbor. Razem
z Dianą ozdobili salon naturalnej wielkości portretami swoich córek,
Heather Sue, Rebeki i Jenji5. Gdy rodzina wydawała wystawne przyjęcie
weselne Heather Sue, goście gapili się na kolosalną fontannę i olśniewający
ogród różany, omijając tysiące owadów uśmierconych dla ich komfortu
w przeddzień uroczystości. (Było tak wiele zdjęć i filmów Boba i Heather
Sue, że niektórzy goście żartowali, iż nie mieli pewności, kto był panem
młodym).
Na parkingu Renaissance’u stały porsche, mercedesy i inne ekskluzywne
samochody, choć wciąż dużo jeszcze było tam taurusów i camry. Niektórzy
dyrektorzy nawet latali helikopterami na kolacje w Nowym Jorku6.
W pokoju jadalnym firmy ktoś przykleił do biurowej lodówki cyfry
składające się na procent, o jaki ostatnio wzrosła jego roczna pensja.
Powiedział przyjaciołom, że jeśli się zmniejszy, to odchodzi.
Pewnego dnia kilku badaczy siedziało, narzekając na wszystkie podatki,
które płacą. Przechodzący obok Simons szybko zmarszczył brwi.
– Gdybyście nie zarabiali tyle pieniędzy, nie musielibyście tyle oddawać
w podatkach – powiedział i poszedł dalej.
Wszyscy stawali się bogaci – badacze i inni pracownicy otrzymywali co
roku
miliony,
a
nawet
dziesiątki
milionów
dolarów
w
formie
wynagrodzenia. A drugie tyle mieli z inwestycji w Medallionie. Niektórzy
odczuwali
potrzebę
uzasadnienia
tych
korzyści.
Pracownikami
Renaissance’u byli na ogół dawni akademicy. Niektórzy z nich nie mogli
wyzbyć się wątpliwości co do tak wygórowanych wynagrodzeń.
Czy ja zasługuję na takie pieniądze?
Większość pracowników była przekonana, że olbrzymia ilość transakcji
poprawia płynność rynku, ułatwiając inwestorom otwieranie i zamykanie
pozycji, pomaga systemowi finansowemu, choć ten argument był nieco
naciągany, ponieważ nie było pewne, jaki jest naprawdę całkowity wpływ
Renaissance’u na rynek. Inni zobowiązali się rozdać swoje pieniądze, gdy
tylko wystarczająco zapełnią skarbami swoje skrzynie, starając się nie
myśleć o tym, że ich coraz większe zyski z całą pewnością oznaczały, że na
swoich transakcjach tracą inni inwestorzy.
– Tu toczyła się wewnętrzna walka – mówi Glenn Whitney, zarządzający
wyższego szczebla, który pomagał organizować prace badawcze firmy.
Brown miał mieszane uczucia na temat własnego akumulowania
bogactwa. Jak mówili jego koledzy, długo walczył z lękami przed
pieniędzmi, ale w końcu zaczęła mu się podobać wielka kasa. Starał się
jednak chronić swoje dzieci, aby nie było po nich widać jego bogactwa.
Jeździł priusem i czasami nosił dziurawe ubrania. Jego żona, która podjęła
pracę w fundacji walczącej z zagrożeniem bronią jądrową, rzadko
wydawała pieniądze na siebie. Mimo to trudno było jednak ukryć
bogactwo. Koledzy opowiadali, że kiedyś, gdy Brownowie odwiedzili
rezydencję Mercera, syn Browna, wówczas uczeń szkoły podstawowej,
widząc, jaki wielki jest ten dom, spojrzał na ojca ze zdziwieniem.
– Tato, przecież ty i Bob robicie to samo, prawda?
=
Biznes akcyjny miał się świetnie. Brown i Mercer zaczęli mieć większe
wpływy w firmie, natomiast znaczenie Laufera słabło. Te dwie grupy
wydawały się pracować na zupełnie różnych poziomach pilności, podobnie
jak ich liderzy. Laufer był spokojny i opanowany bez względu na rynek.
Członkowie jego zespołu przychodzili, wypijali filiżankę kawy lub dwie,
przeglądali „Financial Times” i zabierali się do pracy. Ich oprogramowanie
było czasami niezgrabne, trudne do szybkiego przetestowania i wdrożenia
pomysłów na transakcje albo wykrycia nowych powiązań i prawidłowości,
ale zyski wciąż były stabilne, nawet jeśli była to stagnacja. Gang Laufera
nigdy w pełni nie rozumiał, dlaczego Simons mimo to chce, aby fundusz
rósł. Wszyscy zarabiali co roku miliony dolarów, na czym więc polegał ten
wielki problem?
Pracownicy Browna i Mercera często spędzali noce na programowaniu
swoich komputerów, rywalizując, kto najdłużej zostanie w biurze, a rano
pędząc z powrotem do biura, by zobaczyć efekt wprowadzonych zmian.
Ponieważ Brown mobilizował się do pracy na okrągło przez cały dzień,
a w nocy spał przy klawiaturze swojego komputera, jego podwładni czuli
potrzebę dorównywania mu. Brown dyskredytował swoich badaczy,
wymyślał dla wszystkich w grupie (z wyjątkiem Mercera) poniżające
przezwiska i dopingował każdego do jeszcze większych starań. Mimo to
pracownicy odczuwali pewien rodzaj dumy, wiedząc, że potrafią znieść
jego ataki i uważali, że były to przede wszystkim techniki motywacyjne.
Sam Brown często sprawiał wrażenie zmartwionego, jakby niósł na swoich
barkach wszystkie ciężary świata, co mogło sugerować, że tak samo jak
każdy troszczył się o swoją pracę. Potrafił też być wylewny i wesoły. Będąc
wielkim fanem Kandyda, lubił w swoich prezentacjach wrzucać odniesienia
do francuskiej satyry, co zawsze wywoływało śmiech u pracowników.
Zespół spokojnie pracował nad nabierającym rozpędu modelem
transakcyjnym, który mógłby zastąpić ten używany przez zespół od futures.
Gdy zaprezentowali go Simonsowi, był niezadowolony, że budowali go
w tajemnicy, ale zgodził się, że powinien zastąpić ten, którego używał
zespół Laufera.
W roku 2003 zyski grupy Browna i Mercera, zajmującej się handlem
akcjami, były dwukrotnie wyższe od wypracowanych przez grupę Laufera,
handlującą kontraktami futures. Była to istotna zmiana na przestrzeni kilku
lat. Nagradzając swoje wschodzące gwiazdy, Simons ogłosił, że Brown
i
Mercer
zostaną
wiceprezesami
wykonawczymi
całej
firmy,
współzarządzającymi wszystkimi transakcjami Renaissance’u, badaniami
i działaniami technicznymi. Kiedyś to Laufer wydawał się oczywistym
następcą Simonsa. Teraz otrzymał tytuł głównego nadzorującego badania
naukowe i miał zająć się między innymi obszarami działania firmy
stwarzającymi problemy. Brown i Mercer byli jej przyszłością. Laufer był
przeszłością.
Podczas lunchu, na który składały się cheeseburgery w Billie’s 1890
w wykładanym boazerią salonie w pobliżu Port Jefferson, Simons
powiedział Brownowi i Mercerowi, że myśli o przejściu na emeryturę.
– Przejmiecie to – powiedział, dodając, że chciałby, aby zostali
dyrektorami współzarządzającymi7.
Gdy ta informacja wyciekła na zewnątrz, niektórzy pracownicy zaczęli
wpadać w panikę. Być może ludzie Browna potrafili znosić jego
inwektywy, ale inni po prostu nie znosili tego typa. Kiedyś, w rozmowie
telefonicznej z pracownikiem nowojorskiego biura, w którym była
prowadzona
księgowość
i
działał
zespół
relacji
inwestorskich
Renaissance’u, Brown wrzasnął zirytowany – jesteś po prostu głupi!
Jeśli chodzi o Mercera, to oprócz regularnych konwersacji, które nadal
prowadził z Brownem, rzadko odzywał się na forum grupy. Gdy coś mówił,
to zazwyczaj po to, by wywołać burzę. Od dawna lubił dyskutować
z podwładnymi. Teraz wyglądało to tak, jakby wprost chciał ich
prowokować. Zazwyczaj robił to w sali lunchowej Renaissance’u. Często
prowokował lewicujących kolegów, głównie Nicka Pattersona, więc
pracownicy zaczęli nazywać go „Nick-baitingiem”*.
* Zakładaniem przynęty na Nicka (ang. bait – przynęta) – przyp. tłum.
Patterson na ogół lubił takie odbijanie piłeczki. Czasami jednak szło to za
daleko. Pewnego dnia Mercer przekonywał Pattersona, że obawy o zmiany
klimatyczne są przesadzone i dał mu artykuł naukowy napisany m.in. przez
biochemika Arthura Robinsona. Patterson zabrał artykuł do przeczytania do
domu. Okazało się, że Robinson jest również hodowcą owiec,
współzałożycielem projektu polegającego na gromadzeniu i analizowaniu
tysięcy fiolek uryny „dla poprawy naszego zdrowia i pomyślności, a nawet
osiągnięć naukowych naszych dzieci w szkole”8. Po przeczytaniu artykułu
Patterson wysłał Mercerowi krótki liścik, w którym pisał, że artykuł był
„prawdopodobnie fałszywy i z pewnością nieudolny politycznie”. Mercer
nigdy nie odpowiedział.
Mercer bardzo lubił kwantyfikować różne rzeczy, jakby jedynym
sposobem zmierzenia dokonań, kosztów i różnych innych zjawisk
w społeczeństwie były liczby, zazwyczaj liczby dolarów i centów.
– Po co nam jest potrzebne coś jeszcze oprócz mandatów służących
karaniu ludzi? – zapytał Whitney’a, wysokiego rangą menedżera do spraw
informatyki, którego również lubił prowokować.
– O czym ty mówisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie Whitney.
Niektóre komentarze Mercera były wręcz odrażające. Kiedyś, jak
wspomina Magerman, Mercer starał się policzyć, ile pieniędzy wydaje rząd
na Afroamerykanów w stanie oskarżenia, w szkołach, na zasiłkach
i w różnych innych okolicznościach i czy nie lepiej byłoby wykorzystać te
pieniądze na zachęcenie ich do powrotu do Afryki. (Mercer później
zaprzeczał, że to powiedział).
Co dziwne, w biurze Mercer był naukowcem wymagającym silnych
argumentów i niezaprzeczalnych dowodów, ale gdy chodziło o jego
osobiste poglądy, opierał się na danych wątpliwej jakości. Pewnego razu
przyniósł artykuł na temat badań pokazujących, że ekspozycja na
promieniowanie
jądrowe
rzekomo
miała
wydłużyć
życie
ludzi
mieszkających w okolicy Hiroszimy i Nagasaki po zrzuceniu przez Stany
Zjednoczone bomb atomowych na te miasta, co jego zdaniem sugerowało,
że perspektywa wojny nuklearnej nie powinna być aż tak niepokojąca, jak
się powszechnie uważa. Artykuł zszokował pracowników i uznali go za
nieprzekonujący i pseudonaukowy.
Mercer był najstarszy rangą w sali lunchowej, więc niektórzy pracownicy
musieli gryźć się w język, nie chcąc podważać tego, co mówi ich szef.
Kiedyś Mercer powiedział młodemu badaczowi, zdeklarowanemu ateiście,
że nie wierzy w ewolucję i wręczył mu książkę opowiadającą się za
kreacjonizmem, choć on sam nie wierzył w żadne bóstwo.
– Upłynęło za mało czasu – powiedział Mercer, mając na myśli ocenę
skutków ewolucji.
Dla większości pracowników, nawet dla tych, których regularnie
atakował, Mercer był prowokatorem. Czasami zabawnym, często
irytującym, ale generalnie nieszkodliwym. Ich ocena z czasem miała się
jednak zmienić.
=
Simons nie był gotowy na przekazanie pałeczki Brownowi i Mercerowi, ale
poszerzył zakres ich odpowiedzialności, czasami nawet odrywał ich od
codziennego tradingu. Nowa grupa pracowników zaczynała zyskiwać
autorytet, zmieniając firmę w fundamentalny sposób.
W latach 90. i na początku XXI wieku Renaissance, chcąc się rozwijać,
czasami odchodził od swoich zasad i zatrudniał ludzi, którzy pracowali
w konkurencyjnych firmach. Wśród nich było wielu naukowców
wywodzących się z Rosji lub Europy Wschodniej. Należał do nich między
innymi Alexander Belopolsky, który przez jakiś czas pracował
w strukturach quantowego funduszu D.E. Shaw. Tę decyzję o zatrudnieniu
oprotestował Nick Patterson. I nie chodziło tylko o to, że Belopolsky
pracował na Wall Street. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej trochę zbyt
gładko odpowiadał na wszystkie pytania i Patterson miał wrażenie, że był
specjalnie przeszkolony.
Inni urodzeni za granicą naukowcy również wykazywali się niesamowitą
umiejętnością udzielania doskonałych odpowiedzi na wszelkie trudne
pytania, które zazwyczaj sprawiały kandydatom problemy. Po tym, jak
Whitney zaczął otrzymywać od kandydatów do pracy takie same
odpowiedzi na swój ulubiony problem: najpierw była to dramatyczna
pauza, potem udawane zmieszanie, a na koniec nagły przebłysk geniuszu
i absolutnie piękne rozwiązanie – O tak, wiem! – zrozumiał, że ktoś
przygotowuje odpowiedzi dla kandydatów urodzonych za granicą.
– Byli prawdziwymi aktorami – mówi. – Czułem się, jakby ktoś ze mnie
zakpił.
Pracownicy Medallionu zarabiali prawdziwą fortunę. Jednak w roku 2003
wielkość funduszu została ograniczona do około 5 miliardów dolarów, więc
pracownicy
mieli
niekiedy
problem
z systematycznym wzrostem
wynagrodzenia. Prowadziło to do różnych napięć. Na Wall Street traderzy
najbardziej nieszczęśliwi są po dobrych, a nie po złych latach, bo rodzi się
niezadowolenie – tak, zarobiłem górę pieniędzy, ale ktoś, kto zupełnie na to
nie zasłużył, zarobił więcej!
W Renaissance’ie niektórzy nowi prowadzili ciche kampanie przeciw
dobrze opłacanym kolegom, w tym Peterowi Weinbergerowi, legendarnemu
informatykowi. W roku 1996 Simons zatrudnił Weinbergera, by pracował
z Lauferem nad handlem kontraktami futures. Weinberger, były szef grupy
badawczej informatyków z Bell Labs, zyskał sławę dzięki stworzeniu
języka programowania AWK („W” w nazwie reprezentuje pierwszą literę
jego nazwiska). Za plecami nowi kwestionowali zasługi Weinbergera,
twierdząc, że jego technologie są przestarzałe i że on sam niewiele wnosi.
– No tak, jest sławny, ale co robi? – prychał jeden z nowicjuszy.
(Weinberger odszedł z firmy w roku 2003).
Niektórzy weterani czuli pewną sympatię do nowicjuszy, mimo ich
arogancji. Wielu z nich kształciło się, żyjąc w komunistycznym reżimie,
więc było zrozumiałe, że byli mniej otwarci i mniej ufni. Tak twierdzili ich
obrońcy. Czasami pochodzący z zagranicy naukowcy opowiadali różne
historie o swojej trudnej młodości. Nie było tak, że każdy nowy pracownik
lekceważył starszych kolegów.
Firma jednak zmieniała się, pojawiała się w niej coraz większa
nerwowość.
=
David Magerman znowu był nieszczęśliwy. Nigdy nie zachowywał swoich
opinii tylko dla siebie i nie zamierzał tego zmieniać.
Po pierwsze, palenie Simonsa. Tak, Simons był pionierem inwestowania
ilościowego, miliarderem, założycielem i większościowym udziałowcem
swojej firmy. Ale na litość, dość już tego palenia! Magerman czuł, że
zaostrza to jego astmę i kaszlał po każdym zebraniu. Był zdeterminowany,
by coś z tym zrobić.
Tego już za wiele!
– Jim, zadzwoniłem do kadr, by złożyć skargę w urzędzie ds. BHP –
powiedział pewnego dnia Simonsowi, odnosząc się do łamania przepisów
agencji federalnej odnośnie do warunków w miejscu pracy. – To jest
niezgodne z prawem.
Powiedział też, że nie będzie już uczestniczył w zebraniach, jeśli Simons
nadal będzie palił. Simons przyjął to do wiadomości i kupił maszynę
wyciągającą z powietrza dym papierosowy. To wystarczyło, aby Magerman
zakończył swój minibojkot.
Simons wciąż zatrudniał kilku traderów starej szkoły i to również
przeszkadzało Magermanowi. Wierzył co prawda w trading komputerowy,
ale nie do końca wierzył zautomatyzowanemu systemowi na niestabilnych
rynkach, a Magerman nie rozumiał takiej postawy. Magerman czasami
rzucał różnymi przedmiotami, by wyrazić swoje zdenerwowanie.
Zazwyczaj były to puszki z dietetyczną Coca-Colą, kiedyś monitor
komputera. W końcu Brownowi udało się przekonać Magermana, że nie
warto dalej walczyć.
Inne osoby w firmie emocjonowały się bardziej trywialnymi sprawami.
Kilkanaście kilometrów od siedziby Renaissance’u w East Setauket,
w pobliżu West Meadow Beach, najdłuższej publicznej plaży na północ od
Florydy, stał rząd dziewiętnastu domków letniskowych. Pracownicy
Renaissance’u byli właścicielami kilku rozpadających się drewnianych
bungalowów, z których rozpościerał się widok na Stony Brook Harbor.
Firma posiadała również domki letniskowe. Zostały jednak zbudowane na
nielegalnie pozyskanym publicznym gruncie i miasto planowało ich
rozbiórkę. Gdy zawiązała się grupa wspierana przez pracowników
Renaissance’u, działająca na rzecz zatrzymania domków w prywatnych
rękach, Whitney – były profesor matematyki, który dołączył do firmy
w roku 1997 – poczuł się tym oburzony. Założył stronę internetową
wspierającą rozbiórkę przez miasto, a Magerman wydrukował i rozdawał
naklejki na zderzak z napisem: „Zburzyć budy!”.
– To jest złe – przekonywał Whitney w pokoju lunchowym. – To przecież
publiczny park!
Mercer oczywiście zajął odwrotne stanowisko.
– O co tyle krzyku? – pytał, dokuczając Whitneyowi i innym.
Napięcie
rosło;
w
pewnym
momencie
niektórzy
pracownicy
Renaissance’u zabronili swoim dzieciom bawić się z dziećmi Whitneya.
Wydawało się, że chodzi o coś więcej niż marne budy. Whitney i inni czuli,
że Renaissance zmienia się pod wpływem nowych pracowników, że staje
się mniej koleżeńskim i przyjaznym miejscem. Budy zostały zburzone,
a gniew pozostał.
W roku 2002 Simons podwyższył prowizje pobierane od inwestorów do
36 procent rocznych zysków, co u niektórych klientów wywołało
niezadowolenie. Nieco później firma zwiększyła opłaty do 44 procent.
Potem, na początku 2003 roku, Simons zaczął wyrzucać z funduszu
wszystkich inwestorów. Martwił się, że wyniki się pogorszą, jeśli
Medallion za bardzo urośnie. Wolał, aby wszystkie zyski zostały dla niego
i jego pracowników. Inwestorzy, którzy w ciężkich czasach trzymali się
Medallionu, byli zdruzgotani.
Whitney, Magerman i inni sprzeciwiali się temu ruchowi. Dla nich był to
jeszcze jeden dowód na to, że zmieniają się priorytety firmy.
=
Wśród najbardziej ambitnych nowych pracowników był matematyk
z Ukrainy Alexey Kononenko. W wieku szesnastu lat został przyjęty na
Uniwersytet Moskiewski. Przeprowadził się więc do Moskwy, by
studiować czystą matematykę na słynnej uczelni. W roku 1991, jeszcze
przed ukończeniem studiów, uciekł wraz z rodziną z ZSRR na fali emigracji
pod wpływem szalejącego w kraju antysemityzmu.
W roku 1996 Kononenko uzyskał tytuł doktora na Uniwersytecie
Stanowym Pensylwanii, gdzie studiował z szanowanym geometrą,
rosyjskim współemigrantem Anatolem Katokiem. Po doktoracie również
pracował na Uniwersytecie Pensylwanii. Wraz z kolegami napisał
kilkanaście artykułów naukowych, niektóre okazały się znaczące, w tym
jeden na temat trajektorii kul bilardowych.
Pewny siebie i towarzyski Kononenko otrzymał ofertę bardzo pożądanego
stanowiska postdoktoranckiego w renomowanym Instytucie Badawczym
Nauk Matematycznych w Berkeley w Kalifornii. Gdy kolega gratulował
mu, młody człowiek wydawał się raczej rozczarowany niż zachwycony
swoją nową pracą.
– Alex liczył na to, że otrzyma ofertę stałej posady z Princeton, Harvardu
lub Uniwersytetu Chicagowskiego, co w tamtym czasie było nierealne –
wspomina jego akademicki kolega. – On naprawdę dużo osiągnął, ale
powinien wykazać więcej zrozumienia i cierpliwości.
Kononenko zdawał się przywiązywać do pieniędzy większą wagę niż jego
koledzy. Być może dlatego, że po problemach finansowych, z którymi
zmagał się w Związku Radzieckim, skupiał się na osiągnięciu
bezpieczeństwa finansowego. Nikt nie był zaskoczony, gdy Kononenko
rozstał się z uczelnią i dołączył do ekipy Renaissance’u. Tam szybko
awansował, odgrywając kluczową rolę w różnych przełomowych
dokonaniach związanych z handlem akcjami. W roku 2002 Kononenko,
szczupły, gładko ogolony, przystojny, z lekką siwizną na skroniach, zgarniał
co roku – jak szacowali koledzy – dobrze ponad 40 milionów dolarów,
z czego około połowę stanowiła jego pensja, a drugie tyle dochód
z inwestycji w Medallionie. Część zarobionych pieniędzy przeznaczył na
stworzenie imponującej kolekcji sztuki.
Pomimo ogromnego bogactwa Kononenko i niektórzy jego nowi koledzy
byli
coraz
bardziej
niezadowoleni.
Narzekali
na
zbyt
wielu
nieproduktywnych pracowników, którzy nie mieli wielkich zasług, a dużo
zarabiali.
Przypadkiem podsłuchano, jak nowy pracownik pytał o niektórych
najwyższych rangą dyrektorów w Renaissance’ie: Jaki jest ich wkład?
Niektórzy uważali nawet Browna i Mercera za zbędnych. Wtedy już
dopadły Browna skutki intensywnego tempa i nieustannego klepania
w klawiaturę – cierpiał na zespół cieśni nadgarstka i czasami sprawiał
wrażenie zniechęconego, najprawdopodobniej z powodu niemożności
spędzania tak wielu godzin przy komputerze. Mercer cierpiał na bóle
stawów i czasami nie pojawiał się w pracy. Jak wspomina jeden
z weteranów, słyszano kiedyś, jak Kononenko źle wyrażał się o Brownie
i Mercerze. Gdy odkrył błąd w konstrukcji portfela akcji, podniósł kwestię,
czy Brown i Mercer powinni kierować firmą. Brown powiedział, że
przynajmniej jeden z nich powinien. Simons stanął w obronie dyrektorów,
ale wieść o zuchwalstwie Kononenki rozeszła się po firmie.
Zaczęto się skarżyć nawet na Simonsa, który coraz mniej czasu spędzał
w biurze, choć wciąż otrzymywał połowę zysków firmy.
– On już nic nie robi – zagadnął pewnego dnia na korytarzu Magermana
jeden z pracowników. – On nas kantuje.
Magerman nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
– On zasłużył na te ogromne pieniądze – odpowiedział.
Wkrótce Kononenko zaczął forsować plan, by część udziałów Simonsa
i innych członków starej gwardii przeznaczyć dla zasługujących na to
innych osób. Pomysł podzielił firmę. Simons jednak zgodził się na zmianę
struktury udziałów. Ale to nie uciszyło to narzekań.
Firma zmieniała się, między innymi dlatego, że odchodzili z niej
długoletni pracownicy. Po niemal dekadzie analizowania zachowań rynku
odszedł Nick Patterson, który podjął pracę w jednym z instytutów
w Cambridge w Massachusetts, by tam analizować innego rodzaju
skomplikowane dane – ludzki genom – i lepiej zrozumieć biologię
człowieka.
Wkrótce wydarzenia zaczęły przypominać sceny z Władcy much.
Weterani martwili się, że nowi wzięli na celownik te osoby z firmy, które
miały dużo udziałów lub kapitału, aby przeznaczyć firmowe pieniądze dla
siebie. Jak mówią pracownicy, niektórzy przybysze z Europy Wschodniej
lubili przesiadywać długo w biurze i naciągać firmę na kolację, podczas
której dyskutowali o tym, dlaczego Simons i inni tak dużo zarabiają.
A następnego dnia zbierali się, by naśmiewać się z pracy wykonanej przez
inne osoby z grupy handlującej akcjami.
Po cichu dwaj wyżsi rangą naukowcy z grupy handlu akcjami Browna
i Mercera – Belopolsky, były zarządzający z D.E. Shaw, i jego kolega Pavel
Volfbeyn – zaczęli prowadzić potajemne dyskusje o odejściu. Wcześniej
ludzie odpowiedzialni za kadry popełnili poważny błąd. Gdy Belopolsky
i Volfbeyn objęli stanowiska zarządcze w firmie, otrzymali do podpisu
umowy o poufności i zakazie konkurencji. Nie podpisali jednak tej drugiej
i nikt tego nie zauważył. To otwierało im drogę.
W lipcu 2003 roku Belopolsky i Volfbeyn odpalili bombę: Odeszli do
Millennium Management, konkurencyjnej firmy prowadzonej przez
miliardera zarządzającego funduszem hedgingowym, Israela Englandera,
który obiecał im zarobienie jeszcze większej fortuny.
Simonsa ogarnął strach. Bał się, że Belopolsky i Volfbeyn są w posiadaniu
milionów linii kodu źródłowego Medallionu. Był pewien, że jego sekrety
wydostały się z firmy, co mogło sparaliżować jego fundusz hedgingowy.
– Okradli nas! – powiedział w złości do kolegi.
Simons jeszcze nie zdążył otrząsnąć się po tych odejściach, gdy przyszło
mu zmierzyć się z prawdziwą tragedią.
=
Nicholas Simons odziedziczył po ojcu zamiłowanie do przygód. W roku
2002, rok po ukończeniu college’u, młody człowiek, trzeci w kolejności syn
Simonsa, podjął pracę w stolicy Nepalu Katmandu, w hydroelektrowni,
w ramach kontraktu amerykańskiej firmy konsultingowej z rządem tego
kraju. Nick zakochał się w tym mieście znanym z tego, że było bramą do
Himalajów i rajskich wędrówek górskich.
Po powrocie na Long Island, Nick, podobny do ojca i podzielający jego
pasję do gór, powiedział rodzicom, że chce pracować w jakimś kraju
Trzeciego Świata, że być może otworzy w Nepalu klinikę, by nieść pomoc
jego najuboższym mieszkańcom. Wyruszył z przyjacielem w podróż
dookoła świata, a po powrocie chciał zająć się studiowaniem chemii
organicznej i aplikować na uczelnię medyczną.
Tydzień przed planowanym przyjazdem do domu zatrzymał się w Amed,
ciągnącej się wzdłuż wybrzeża osadzie rybackiej we wschodniej części
Bali, będącej centrum freedivingu, emocjonującego sportu podwodnego,
w którym nurkowie nie używają akwalungu, lecz zanurzają się na
wstrzymanym
oddechu.
W
pewien
ciepły,
lipcowy
dzień
Nick
z przyjacielem nurkowali na zmianę na głębokość trzydziestu metrów,
zachwyceni wspaniałymi warunkami. Morze było spokojne, nie było
żadnych prądów. Przyjaciele widzieli się nawzajem. Gdy jeden był w górze,
drugi schodził w dół – stosując się do zasad freedivingu mających
minimalizować ryzyko związane ze zmianami ciśnienia i innymi
zagrożeniami panującymi głęboko pod powierzchnią.
W pewnym momencie partnerowi Nicka zaparowała maska, więc
popłynął do brzegu, by rozwiązać problem ze sprzętem. Nie było go tylko
przez pięć minut. Gdy wrócił, nie mógł zlokalizować Nicka. Znaleziono go
na dnie morza. Po wydobyciu Nicka na powierzchnię, nie dało się go
reanimować. Jim i Marylin zostali obudzeni w środku nocy telefonem od
przyjaciela ich syna.
– Nick utonął – powiedział.
Podczas pogrzebu Jim i Marylin byli załamani, bladzi i ogarnięci pustką.
Nastrój żałobny potęgowała burza z piorunami i silna ulewa, która rozpętała
się tamtego popołudnia. Jeden z przyjaciół nazwał ją apokaliptyczną.
Simons miał niezłomną wiarę w logikę, rozum i naukę. Grał o wielkie
stawki w tradingu, codziennie toczył bitwy z losem i zazwyczaj je
wygrywał. Teraz przeżywał dwa tragiczne, niemożliwe do przewidzenia
wypadki. Zdarzenia niepasujące do tego wszystkiego, niespodziewane
i prawie niepojęte. Został pokonany przez wydarzenia losowe.
Nie mógł zrozumieć, jak to możliwe, że w życiu zawodowym miał takie
szczęście, a w życiu osobistym ciążyło nad nim fatum. Gdy w trakcie sziwy
(w judaizmie siedmiodniowy okres żałoby – przyp. tłum.) siedział w domu
w Nowym Jorku, Robert Frey, jeden z dyrektorów Renaissance’u, objął go
i mocno uścisnął.
– Robert, moje życie to albo wielkie wygrane, albo wielkie przegrane –
powiedział Simons. – Nie rozumiem tego.
Siedem lat wcześniej spotkała go inna wielka tragedia – nagła śmierć
Paula. Odejście Nicka było równie bolesne. Teraz jednak cierpienie było
połączone z gniewem. Przyjaciele mówili, że tego typu emocje rzadko
towarzyszyły Simonsowi. Stał się zgorzkniały, nawet opryskliwy
w stosunku do kolegów i innych osób.
– W tej śmierci widział zdradę – mówi jeden z przyjaciół.
By radzić sobie z ogromnym bólem, Jim i Marylin zaczęli mówić
o zakupie dużej części wyspy St. John, przeprowadzeniu się tam
i odizolowaniu od świata. Krok po kroku wyszli z tego chaosu. We
wrześniu Jim, Marylin i inni członkowie rodziny udali się w pierwszą
podróż do Nepalu, gdzie spotkali się z kilkoma przyjaciółmi Nicka. Szukali
sposobu na kontynuację jego dzieła. Nick był zauroczony Katmandu
i interesował się medycyną, więc zorganizowali i sfinansowali oddział
położniczy w miejskim szpitalu. Później Simons wraz z Marylin założył
Instytut Nicka Simonsa, oferujący opiekę medyczną dla mieszkańców
nepalskich wsi, z których większość nie ma dostępu do podstawowych
świadczeń medycznych.
W biurze Simons wciąż był nieobecny. Przez chwilę zastanawiał się nad
emeryturą i poświęceniem czasu na rozwiązywanie wraz z przyjacielem
Dennisem Sullivanem problemów matematycznych. Szukał ucieczki.
– To było schronienie. Spokojne miejsce w mojej głowie – mówił9.
Menedżerowie Renaissance’u nie byli w stanie przyciągnąć jego uwagi,
gdy więc w firmie zaczęły narastać napięcia, pojawiła się przywódcza
pustka.
=
Brown i Mercer weszli frontowymi drzwiami do domu Simonsa i usadowili
się po jednej stronie długiego stołu w jadalni. Magerman, Whitney i inni
dołączyli nieco później, zajmując miejsca przy stole, a Simons przysunął
sobie krzesło do miejsca u szczytu stołu.
Była wiosna 2004 roku. Trzynastu najwyższych rangą dyrektorów
Renaissance’u spotkało się na kolacji na terenie ośmiohektarowej
posiadłości Simonsa w East Setauket na Long Island. Nikt z obecnych tak
naprawdę nie miał ochoty tam być tego wieczoru, ale musieli zdecydować,
co zrobić z Alexeyem Kononenką.
Jego zachowanie stało się nie do zaakceptowania. Regularnie ignorował
polecenia otrzymywane od Browna i Mercera. Gdy zaplanowali zebranie,
by porozmawiać o jego braku chęci do współpracy, Kononenko nie pojawił
się na nim.
(Ktoś z jego bliskiego otoczenia zakwestionował to, w jaki sposób on
i jego działania zostały przedstawione przez osoby, które z nim pracowały).
Simons i inni mieli jednak pewien zgryz. Gdyby zwolnili Kononenką lub
udzielili nagany jemu i kilku jego kolegom, którymi kierował, grupa
naraziłaby się na kolejne odejścia. Ludzie zrobiliby to, co Belopolsky
i Volfbeyn. Ich umowy o poufności były trudne do wyegzekwowania,
a umowy o zakazie konkurencji mogły powstrzymać ich tylko od handlu na
terenie Stanów Zjednoczonych. Kononenko i inni mogliby wrócić do
Europy Wschodniej i być poza zasięgiem amerykańskiego prawa.
Dzierżąc w dłoniach wypolerowane srebra, dyrektorzy zajęli się
soczystymi stekami i popijaniem ich wspaniałym czerwonym winem.
Pogaduszki ucichły, gdy Simons zrobił poważną minę.
– Mamy do podjęcia decyzję – powiedział, a współtowarzysze przy stole
zrozumieli, że ma na myśli Kononenkę i „brak współpracy” z jego strony.
Brown był energiczny i stanowczy. Twierdził, że powinni zatrzymać
Kononenkę i jego grupę. Stanowili w sumie jedną trzecią badaczy
analizujących akcje i byli zbyt ważni, by móc ich stracić. Ponadto wszyscy
poświęcili tyle czasu na wyszkolenie grupy, że szkoda by było patrzeć, jak
odchodzą.
– On jest wartością dodaną – powiedział pewnym głosem Brown. – Grupa
jest produktywna.
Opinia Browna była zgodna z tym, co myśleli niektórzy w Renaissance’ie: Kononenko stroszy pióra i jest obcesowy, ale jego zachowanie może
wynikać z kultury, do której przywykł w Rosji.
Mercer oczywiście nie powiedział prawie nic, ale wyglądało, że zgadza
się z Brownem i innymi zebranymi przy stole, którzy byli za tym, by nie
przejmować się wybrykami Kononenki. Wydawało się, że Simons również
jest za pozostawieniem zespołu w firmie.
– Możemy zwolnić tych gości – powiedział. – Ale jeśli odejdą, będą
z nami konkurować i utrudnią nam życie.
Simons nie akceptował zachowania Kononenki, ale uważał, że można
z niego zrobić zespołowego gracza, a może nawet skutecznego menedżera.
– Był jak wrzód na dupie. To była trudna decyzja – powiedział później
przyjacielowi. – Ale przecież nas nie okradał – dodał, czyniąc aluzję do
domniemanych działań Belopolsky’ego i Volfbeyna.
Słuchając tych argumentów, Magerman był coraz bardziej zdenerwowany.
Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Grupa Kononenki starała się
doprowadzić do zwolnienia Browna i Mercera. Zmusili Simonsa do
zmniejszenia jego wynagrodzenia i uprzykrzali życie każdemu, niszcząc
kulturę współpracy i koleżeństwa, która pomogła Renaissance’owi
rozkwitnąć. Czy Simons widział w Kononence potencjał? Magerman nie
podzielał tej opinii.
– To obrzydliwe – powiedział, patrząc na Simonsa, a później na Browna.
– Jeśli ich nie uspokoimy albo nie wyrzucimy, odchodzę.
Spojrzał na Whitneya, licząc na jego wsparcie. Ale nic nie usłyszał.
Whitney wiedział, że byli w mniejszości. Prywatnie powiedział Simonsowi,
że odejdzie z firmy, jeśli nie zwolnią Alexeya. Simons i pozostali byli
pewni, że Magerman i Whitney blefują, że nigdzie nie zamierzają odejść.
Został osiągnięty konsensus: Kononenko i jego gang zostają. Wkrótce
doczeka się nawet awansu.
– Daj nam czas, David, poradzimy sobie z tym – powiedział Brown.
– Mamy plan – dodał Simons, który również starał się przekonać Magermana.
Magerman i Whitney opuścili pokój, poważni i zmartwieni. Wkrótce
zaczęli układać własne plany.
=
Około północy, po wyjściu całej ekipy, Simons powrócił do domowego
zacisza. Jego firma była rozdarta na dwoje. Najwyżsi rangą byli bliscy
zdradzenia najpilniej strzeżonych sekretów Medallionu. Wciąż bolała go
śmierć Nicholasa. Musiał znaleźć sposób, by sobie z tym wszystkim
poradzić.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Wszystkie modele są błędne, ale niektóre są użyteczne.
George Box, statystyk
L
ista problemów, z którymi musiał się zmierzyć Jim Simons była coraz
dłuższa.
Miał jedno możliwe rozwiązanie.
Pracownicy kłócili się, odeszło dwóch kluczowych naukowców, być może
zabierając ze sobą sekrety Medallionu. Simons martwił się też o swoich
pozostałych pracowników. To prawda, że fundusz hedgingowy
zarządzający pięcioma miliardami dolarów nadal osiągał solidne roczne
zyski, które łącznie z prowizjami wynosiły 25 procent. W roku 2004
wskaźnik Sharpe’a osiągnął 7,5 – była to oszałamiająca wartość. Rywale
pozostawali daleko w tyle. Ale Simons martwił się, że jego pracownicy
opuścili się w pracy. Renaissance w ciągu kilku lat zatrudnił kilkudziesięciu
matematyków i naukowców. Simons czuł presję, by zapewnić im jakieś
zajęcie, by byli produktywni. Musiał znaleźć dla nich nowe wyzwanie.
– Wszyscy ci badacze są bogatsi, niż potrafili sobie to kiedykolwiek
wyobrazić – powiedział do kolegi. – Jak ich zmotywować?
Simons miał jeszcze inny, bardziej osobisty powód do poszukiwania
nowego projektu. Wciąż zmagał się z silnym bólem po nagłej śmierci syna
Nicholasa. Kilka lat wcześniej wydawało się, że Simons nie może doczekać
się emerytury i końca tradingu. Teraz desperacko poszukiwał czegoś, czym
mógłby się zająć.
Nie był zainteresowany restrukturyzacją działalności Medallionu. Raz
w roku fundusz dzielił swoje zyski między inwestorów – w większości
będących jego pracownikami – aby nie dopuścić do jego zbyt wielkiego
rozrostu. Simons, Henry Laufer i inni byli przekonani, że gdyby Medallion
zarządzał dużo większymi pieniędzmi, to ucierpiałyby jego wyniki – wciąż
powiązane z różnymi krótkoterminowymi fluktuacjami cen.
Ograniczenie rozmiaru funduszu oznaczało, że Medallion czasami
identyfikował więcej odchyleń i różnych zjawisk na rynku niż mógł
wykorzystać. Odrzucone sygnały do zawarcia transakcji zazwyczaj były
związane z okazjami długoterminowymi. To podsunęło Simonsowi pomysł,
by stworzyć nowy fundusz hedgingowy i wykorzystać niebrane dotychczas
pod uwagę długoterminowe sygnały prognostyczne. Simons zdawał sobie
sprawę, że zyski prawdopodobnie nie byłyby aż tak duże jak
w Medallionie, jeśli fundusz nie mógłby wykorzystywać bardziej
niezawodnych strategii krótkoterminowych firmy. Mógłby jednak
najprawdopodobniej zarządzać dużo większą pulą pieniędzy niż Medallion.
Ale taki megafundusz utrzymujący pozycje w dłuższym terminie nie
ponosiłby takich kosztów transakcyjnych, jak podobnej wielkości fundusz
ukierunkowany na szybkie transakcje. Gdyby transakcje zawierano na
dłuższe terminy, zapobiegłoby to kanibalizacji zysków Medallionu.
Simons doszedł do wniosku, że przygotowanie koncepcji nowego
funduszu hedgingowego byłoby dla firmy ambitnym zadaniem, które
pomogłoby pobudzić ją do działania. Pomysł ten miał jeszcze jedną korzyść
– Simons myślał o znalezieniu nabywcy Renaissance’u. Być może nie całej
firmy, ale jej części. Zbliżał się już do siedemdziesiątki i pomyślał, że
sprzedaż części udziałów w firmie nie jest chyba złym pomysłem, ale nie
chciał nikomu o tym mówić. Olbrzymi nowy fundusz hedgingowy,
generujący pewne, stałe dochody z prowizji i zysków byłby dla
potencjalnych nabywców dodatkową atrakcją.
Niektórzy z Renaissance’u nie widzieli sensu takiego przedsięwzięcia.
Uważali, że prawdopodobnie przeszkodzi im w pracy i wywoła napływ
wścibskich inwestorów, którzy będą szwendać się po korytarzach. Ostatnie
słowo należało jednak do Simonsa, a on tego chciał. Badacze zdecydowali
się na fundusz, którego transakcje, podobnie jak w Medallionie, nie będą
wymagały zbyt wielu interwencji człowieka, ale pozycje będą utrzymywane
przez miesiąc, a nawet dłużej. Będzie on wykorzystywał niektóre
z codziennych taktyk Renaissance’u – takich jak poszukiwanie korelacji
między prawidłowościami w zmianach cen – i zostaną do niego dodane
inne, bardziej fundamentalne strategie, na przykład zakup tanich akcji
w oparciu o wskaźnik ceny do zysku (P/E), dane ze sprawozdań
finansowych i inne informacje.
Po dokładnych testach naukowcy stwierdzili, że nowy fundusz
hedgingowy może co roku przebić rynek akcji o kilka punktów
procentowych, utrzymując równocześnie zmienność na poziomie niższym
niż cały rynek. Zapewni to stabilne przychody, szczególnie atrakcyjne dla
funduszy emerytalnych i innych dużych instytucji finansowych. Co więcej,
obliczyli, że przyszły fundusz będzie mógł osiągać takie wyniki nawet
wtedy, gdy będzie zarządzał pulą 100 miliardów dolarów, będąc
największym funduszem hedgingowym w historii.
Zespół sprzedażowy z nowo zatrudnionymi rozpoczął promocję funduszu,
który przyjął nazwę Renaissance Institutional Equities Fund, w skrócie
RIEF, aby było jasne, że nie będzie on przypominał Medallionu. Niektórzy
inwestorzy zignorowali zastrzeżenia, zakładając, że ich czytanie to jedynie
formalność. Pomyśleli – Ta sama firma, ci sami badacze, takie samo
ryzyko, te same modele transakcyjne, te same zyski… – W roku 2005
Medallion mógł pochwalić się średnimi rocznymi zyskami na poziomie
38,4 procent za poprzednie piętnaście lat (po odliczeniu olbrzymich
prowizji), co z pewnością podkreślano w dokumentach sprzedażowych
RIEF-u. Inwestorzy pomyśleli więc, że dochody nowego funduszu powinny
być w pewnym stopniu zbliżone do wyników Medallionu. Ponadto RIEF
pobierał tylko 1-procentową prowizję za zarządzanie i 10 procent od
wszystkich zysków, co bardzo różniło go od Medallionu.
RIEF wystartował latem 2005 roku. Rok później o kilka punktów
procentowych wyprzedzał szeroko pojęty rynek akcji, więc inwestorzy
zaczęli ustawiać się w kolejce, by powierzyć mu swoje pieniądze. Dość
szybko ulokowali w nim 14 miliardów dolarów.
Niektórzy
potencjalni
inwestorzy
wydawali
się
najbardziej
podekscytowani perspektywą spotkania z Simonsem, inwestorem celebrytą
i z jego tajemniczymi pracownikami sprawiającymi wrażenie obdarzonych
jakimiś magicznymi zdolnościami tradingowymi. Gdy David Dwyer, jeden
z dyrektorów sprzedaży, oprowadzał po kampusie Renaissance’u wycieczki
potencjalnych klientów, zatrzymywał się i wskazywał badaczy
i matematyków pochłoniętych swoimi codziennymi zajęciami, tak jakby
byli egzotycznymi, rzadko spotykanymi stworzeniami żyjącymi w swoim
naturalnym środowisku.
– W tej sali konferencyjnej nasi naukowcy dokonują przeglądów
najnowszych sygnałów prognostycznych.
Oooch!
– To tutaj odbywa się najistotniejszy proces oceny strategii.
Aaach!
– A tam Jim Simons spotyka się z najwyższym kierownictwem, by ustalać
strategię.
Wow!
Gdy goście przechodzili obok kuchni, matematycy czasami zaglądali tam,
by podgrzać sobie tost albo wziąć muffinkę, co wywoływało w grupie pełne
ekscytacji wzajemne poszturchiwanie, a u pracowników nieprzywykłych do
gapiących się na nich ludzi z zewnątrz zaniepokojenie.
Potem Dwyer zabierał gości na dół, by pokazać im grupę zajmującą się
w Renaissance’ie danymi. Tam ponad trzydzieści osób ze stopniami
doktora, gromadzących się przy tablicach zapisanych zawiłymi wzorami –
w tym Chińczycy i kilka ostatnio zatrudnionych kobiet – było zazwyczaj
pogrążonych głęboko w swoich myślach. Dwyer wyjaśniał, że praca tych
naukowców polega na zbieraniu tysięcy zewnętrznych danych
napływających nieprzerwanym strumieniem do firmy, oczyszczaniu ich,
usuwaniu błędów i nieregularności, aby matematycy na górze mogli
wykorzystywać te informacje do wyszukiwania prawidłowości w zmianach
cen.
Wycieczki Dwyera zazwyczaj wracały potem na górę do pokoju
komputerowego wielkości dwóch kortów tenisowych. Stały tam połączone
ze sobą rzędy serwerów umieszczonych jeden nad drugim w wysokich na
dwa i pół metra metalowych klatkach, błyskających kontrolkami i w ciszy
przetwarzających tysiące transakcji, nawet wtedy, gdy patrzyli na nie goście
Dwyera. Powietrze w tym pomieszczeniu było inne, miało inny zapach –
było ostre i suche, tak jakby czuć w nim było pulsującą elektryczność. Ten
pokój pomagał wzmocnić przesłanie Dwyera: Modele matematyczne
Renaissance’u i naukowe podejście stanowiły jego kręgosłup.
– Rzadko się zdarzało, żeby przyszli i nie zainwestowali – mówi Dwyer.
Czasami pojawiał się Simons lub Brown, by przywitać się z klientami
i odpowiedzieć na pytania. Takie spotkania czasami przybierały
niespodziewany obrót. Pewnego razu jeden ze sprzedawców RIEF-u
zorganizował w biurze Renaissance’u na Long Island lunch dla Robert
Wood
Johnson
Foundation,
największej
fundacji
zajmującej
się
finansowaniem inicjatyw związanych ze zdrowiem publicznym. Gdy zespół
zajmujący się inwestycjami fundacji wszedł do sali konferencyjnej
i wymienił uściski dłoni ze sprzedawcami RIEF-u, goście zaczęli rozdawać
swoje wizytówki ozdobione mottem Wooda Johnsona: „Budowanie kultury
zdrowia”.
Lunch przebiegał zgodnie z planem i wydawało się, że fundacja jest
bliska podpisania czeku na wielką sumę dla RIEF-u. Na ukoronowanie
spotkania na środku stołu pojawił się wielki lodowy tort waniliowy.
Wszyscy wpatrywali się w ten deser, wszyscy mieli na niego ochotę. W tym
momencie wszedł Simons, co wywołało ogromne poruszenie.
– Jim, czy możemy zrobić zdjęcie? – zapytał któryś ze specjalistów od
inwestycji z tej prozdrowotnej organizacji.
Rozmowy rozkręcały się na dobre, gdy Simons zaczął wykonywać prawą
ręką dziwne ruchy. Goście nie mieli pojęcia, co się dzieje, ale
zdenerwowani pracownicy RIEF-u wiedzieli. Gdy Simonsowi rozpaczliwie
chciało się palić, zaczynał szukać czegoś w lewej kieszeni na piersi, bo tam
trzymał swoje merity. Kieszeń była jednak pusta, więc Simons poprosił
przez intercom swoją asystentkę, by przyniosła mu papierosy.
– Czy mogę zapalić? – zapytał Simons swoich gości.
Zanim zdążyli zareagować, sięgnął po zapalniczkę. Wkrótce cały pokój
wypełnił dym. Przedstawiciele Robert Wood Johnson Foundation – wciąż
zaangażowani w budowanie kultury zdrowia – byli zszokowani. Simons
zdawał się tego nie zauważać. Albo się tym nie przejmował. Po wymianie
kilku niezręcznych komentarzy postanowił zgasić papierosa, ale nie mógł
znaleźć popielniczki. Teraz pracownicy RIEF-u poczuli się skonsternowani.
Simons znany był z tego, że strząsał popiół tam, gdzie właśnie był w biurze,
nawet na biurka swoich podwładnych i do ich kubków z kawą. Teraz był
jednak w najbardziej eleganckiej sali konferencyjnej Renaissance’u i nie
mógł znaleźć odpowiedniego pojemnika.
W końcu zauważył tort lodowy. Wstał, podszedł do stołu i wbił papierosa
głęboko w warstwę lodów. Gdy zaskwierczało, odszedł, a goście patrzyli na
to z otwartymi ustami. Sprzedawcy Renaissance’u byli zdruzgotani,
przekonani, że ich lukratywny kontrakt właśnie legł w gruzach. Pracownicy
fundacji szybko jednak odzyskali zimną krew i ochoczo podpisali czek na
wielką kwotę. Najwyraźniej, by zniechęcić ich do wejścia w nowy fundusz
potrzeba było czegoś więcej niż duszenie się dymem papierosowym i strata
dużego tortu.
Mimo że od czasu do czasu zdarzały mu się takie wpadki, Simons był
skutecznym sprzedawcą, światowej klasy matematykiem, z rzadką
umiejętnością komunikowania się z ludźmi, którzy nie mieli pojęcia
o stochastycznych równaniach różniczkowych. Opowiadał zabawne
historie, miał wyrafinowane poczucie humoru i zainteresowania sięgające
daleko poza naukę i robienie pieniędzy. Wykazywał również niezwykłą
lojalność i troskę o innych, co potrafili wyczuć inwestorzy. Pewnego razu
na parking Renaissance’u przyjechał Dennis Sullivan, który wrócił do
Stony Brook po dwudziestu latach spędzonych we Francji i chciał
porozmawiać z Simonsem. Przez wiele godzin dyskutowali o formułach
matematycznych. Simons wyczuł jednak, że Sullivan zmaga się z jakimś
innym problemem. Okazało się, że przez czterdzieści lat dorobił się
sześciorga dzieci z wielu małżeństw. Dzieci zwracają się do niego ze
swoimi potrzebami finansowymi, a on nie wie, jak to zrobić, by każde
z nich potraktować sprawiedliwe.
Simons siedział w milczeniu, zastanawiając się nad tym dylematem, aż
w końcu dał salomonową odpowiedź zawartą w dwóch słowach –
Zdecydowanie równo.
Odpowiedź zadowoliła Sullivana. Odjechał z uczuciem ulgi. Spotkanie
scementowało ich przyjaźń i zaczęli poświęcać więcej czasu na wspólne
omawianie artykułów naukowych z matematyki.
Simons mógł szczerze i otwarcie mówić o swoim życiu osobistym, co
również zjednywało mu inwestorów i przyjaciół. Gdy ktoś zapytał go, jak
człowiek tak oddany nauce może tyle palić i wymykać się statystyce,
odpowiedział, że wykonał testy genetyczne, które potwierdziły, że ma
wyjątkową zdolność przeżycia z tym nałogiem, który okazał się zgubny dla
większości innych nałogowych palaczy.
– Gdy przekroczy się określony wiek, powinno być już w porządku, to już
tylko statystyka – powiedział.
Brown niemal równie dobrze radził sobie w kontaktach z inwestorami, ale
z Mercerem było zupełnie inaczej. Ludzie odpowiedzialni za marketing
RIEF-u starali się trzymać go jak najdalej od klientów, żeby nie roześmiał
się w nieoczekiwanym momencie rozmów albo nie zrobił niczego innego,
co mogłoby zaszkodzić. Pewnego razu, gdy w pobliżu nie było ani Simonsa
ani Browna, a trzeba było powitać przedstawicieli firmy ubezpieczeniowej
z Zachodniego Wybrzeża, na spotkaniu pojawił się Mercer. Zapytany,
w jaki sposób firma zarobiła tak dużo pieniędzy, pośpieszył z odpowiedzią.
– Otrzymujemy sygnał – zaczął, a koledzy nerwowo przytaknęli. –
Czasami podpowiada nam, żeby kupić akcje Chryslera, czasami, żeby je
sprzedać.
Zapadła cisza, niektórzy unieśli brwi. Chrysler jako podmiot prawny nie
istniał od czasu przejęcia tej firmy w roku 1998 przez Daimlera –
niemieckiego producenta samochodów. Wyglądało na to, że Mercer nie ma
o tym pojęcia; był quantem, więc nie zwracał uwagi, jakimi akcjami
handluje. Firma ubezpieczeniowa nie zauważyła tej wpadki i została
najnowszym inwestorem RIEF-u.
Wiosną 2007 roku trudno już było opędzić się od inwestorów. Do RIEF-u
wpłynęło 35 miliardów dolarów, w efekcie fundusz stał się jednym
z największych funduszy hedgingowych na świecie. Renaissance musiał
ustanowić na nowe inwestycje – wyniósł on 2 miliardy dolarów na miesiąc.
Co prawda fundusz został zbudowany tak, by zarządzać 100 miliardami
dolarów, ale nie od razu. Simons snuł plany na nowe fundusze. Zainicjował
prace nad tworzeniem Renaissance Institutional Futures Fund, RIFF –
funduszu, który długoterminowo handlowałby kontraktami futures na
obligacje, waluty i inne aktywa. Zatrudniono nową grupę naukowców,
a pracownicy z innych części firmy podawali im pomocną dłoń, realizując
cel Simonsa, jakim było pobudzanie energii i jednoczenie pracowników1.
Wciąż jednak miał do rozwiązania jeszcze jeden palący problem.
=
Późną wiosną 2007 roku Simons siedział w swoim biurze w centrum
Nowego Jorku, w czterdziestojednopiętrowym budynku ze szkła i stali,
położony kilka kroków od Grand Central Terminal, wpatrując się w Israela
Englandera,
siwiejącego,
pięćdziesięciosiedmioletniego
miliardera
wyróżniającego się szczególnego rodzaju szylkretowymi okularami. Obaj
byli spięci, ponurzy i źli na siebie. To nie była ich pierwsza konfrontacja.
Cztery lata wcześniej badacze Pavel Volfbeyn i Alexander Belopolsky
odeszli
z
Renaissance’u,
by
handlować
akcjami
dla
funduszu
hedgingowego Englandera Millennium Management. Wściekły Simons
wpadł pewnego dnia jak burza do biura Englandera, żądając, by zwolnił
tych traderów. Englander poczuł się urażony.
– Udowodnij mi – powiedział wówczas do Simonsa. Chciał dowodów na
to, że Volfbeyn i Belopolsky wykorzystali informacje, będące własnością
Renaissance’u.
Prywatnie Englander zastanawiał się, czy Simons bardziej niż
jakiejkolwiek kradzieży własności intelektualnej nie obawia się dalszych
odejść z firmy. Simons nie zwierzał się z tego rywalowi. On sam
i Renaissance wnieśli pozew sądowy przeciw firmie Englandera oraz
przeciw Volfbeynowi i Belopolsky’emu, a dwaj traderzy pozwali
Renaissance.
W wirze tej wojny Volfbeyn i Belopolsky zbudowali własny system do
tradingu ilościowego, dzięki któremu wypracowali 100 milionów dolarów
zysków i stali się, jak powiedział Englander do swojego kolegi, autorami
jednego z największych sukcesów, jakie widział wśród traderów.
W Renaissance’ie Volfbeyn i Belopolsky podpisali umowy o poufności,
zabraniające im wykorzystywania lub udostępniania tajemnic Medallionu.
Odmówili jednak podpisania umów o zakazie konkurencji, uznając, że
firma nie zauważy tego braku w stercie innych dokumentów. Nie mając
podpisanej umowy o zakazie konkurencji, nie musieli się martwić,
a Englander stwierdził, że ma prawo do ich zatrudnienia, jeśli tylko nie
będą wykorzystywać tajemnic handlowych Renaissance’u.
Tego wiosennego dnia, siedząc w pluszowym fotelu naprzeciw Simonsa,
Englander powiedział, że nie był wtajemniczony w szczegóły tego, w jaki
sposób zawierali transakcje jego pracownicy. Volfbeyn i Belopolsky mówili
Englanderowi i innym współpracownikom, że korzystali z publicznie
dostępnego oprogramowania typu open source oraz informacji i spostrzeżeń
prezentowanych w publikacjach akademickich i literaturze finansowej,
a nie z własności intelektualnej Renaissance’u. Dlaczego więc miałby ich
zwolnić?
Simons wpadł w szał. Ale też się zmartwił. Jeśli nie powstrzyma Volfbeyna i Belopolsky’ego, ich transakcje zniweczą wszystkie zyski
Medallionu. A ich ucieczka może otwierać drogę odejścia dla innych.
Uważał też, że chodzi również o zasadę.
Okradli mnie!
Zaczynały się pojawiać coraz liczniejsze dowody na to, że Volfbeyn
i Belopolsky faktycznie zagarnęli własność intelektualną Renaissance’u.
Pewien niezależny ekspert potwierdził, że badacze wykorzystywali w dużej
mierze ten sam kod co Medallion. Opierali się również na takim samym
modelu matematycznym do pomiaru wpływu rynku na ich transakcje. Co
najmniej jeden ekspert był sceptyczny wobec wyjaśnień Volfbeyna i Belopolsky’ego i odmówił składania zeznań w ich imieniu. Jedna ze strategii
zastosowanych przez Volfbeyna i Belopolsky’ego nosiła nawet nazwę
„sygnału Henry’ego”. Wydawało się, że to coś więcej niż przypadkowa
zbieżność, że Renaissance wykorzystywał podobną strategię o dokładnie
takiej samej nazwie, stworzoną przez Henry’ego Laufera, wieloletniego
wspólnika Simonsa.
Tamtego dnia Simons i Englander niewiele posunęli się naprzód, ale kilka
miesięcy później zawarli umowę. Firma Englandera zgodziła się zwolnić
Volfbeyna i Belopolsky’ego i zapłacić Renaissance’owi 20 milionów
dolarów. Niektórzy ludzie z Renaissance’u byli tym oburzeni – zdrajcy
zarobili dla Englandera dużo więcej niż te 20 milionów dolarów, a po
kilkuletniej przerwie nie będą widzieli przeszkód, by od nowa zacząć swoją
działalność. Ale Simons odetchnął z ulgą, bo w końcu mógł odsunąć na bok
ten spór i dać wyraźny sygnał tym ludziom w firmie, którzy myśleli
o pójściu śladem tamtych dwóch.
Wydawało się, że teraz nic nie może powstrzymać Simonsa
i Renaissance’u.
=
RIEF był gotowy do wielkiego startu, a Medallion wciąż był maszynką do
robienia pieniędzy. Peter Brown był tak pewny siebie, że założył się
z kolegą o nowego Mercedesa E-Class, że w 2007 roku Medallion
przyniesie 100 procent zysku. Pasja do konkurowania obejmowała także
inne dziedziny jego życia. Szczupły i wysoki, mierzący ponad 180 cm
wzrostu, Brown chętnie rozgrywał z kolegami mecze w squasha
i rywalizował w różnych sprawdzianach siłowych w firmowej sali
sportowej. Gdy Simons zabrał pracowników z rodzinami na wakacje do
ośrodka wypoczynkowego na Bermudach, wielu z nich leniuchowało przy
basenie w czarnych podkolanówkach i sandałach, obserwując mecze
siatkówki wodnej. Nagle ich spokój zburzył jakiś zgiełk. Ktoś w basenie
skoczył za piłką, wzbijając fontanny wody zalewającej oczy kolegów
i trzymając łokcie niebezpiecznie blisko znajdującego się obok dziecka.
– Co to za wariat? – zapytała zaniepokojona matka, zbliżając się do
basenu.
– Och, to tylko Peter – odpowiedział ktoś z pracowników.
Zarówno Brown, jak i Mercer, kierowali się logiką, nie uczuciami. Wielu
naukowców
i
matematyków,
których
zatrudniali,
było
ludźmi
błyskotliwymi, zmotywowanymi i wyraźnie pozbawionymi ludzkich
emocji. W drodze powrotnej z wyjazdu na Bermudy, gdy pracownicy
ustawili się w kolejce do odprawy przed odlotem, ktoś zasugerował, aby
przepuścić kobietę w ciąży. Niektórzy pracownicy Renaissance’u odmówili.
Nie mieli nic przeciw tej kobiecie, ale twierdzili, że jeśli naprawdę chciała
się wcześniej odprawić, to powinna była przyjść wcześniej. Mówili, że
przecież to logiczne.
– To było jak przebywanie z bandą Sheldonów – mówi jeden z outsiderów
tej wycieczki, nawiązując do postaci z programu telewizyjnego Teoria
wielkiego podrywu.
Gdy Brown przejął większy zakres obowiązków, zaczął poświęcać więcej
czasu na kontakty z pracownikami marketingu i innymi osobami, które
wcześniej nie poznały jego obcesowego, szorstkiego sposobu bycia. Brown
był często prześmiewczy, a nawet złośliwy, zwłaszcza gdy w funduszu
wszystko szło pomyślnie. Wytrącały go jednak z równowagi dość drobne
rzeczy. Kiedyś podczas zebrania jeden z jego podwładnych niechcący
przełączył telefon na wibracje, zamiast go wyłączyć. Gdy Brown mówił,
telefon zadrżał, potrącając stos książek i przewracając je. Brown zmrużył
oczy. Patrzył to na telefon, to na pracownika. A potem wpadł w furię.
– Zabierz stąd tę pieprzoną rzecz! – wrzasnął, ile sił w płucach.
– Nie przejmuj się Peter – powiedział Mark Silber, dyrektor finansowy. –
Wszystko będzie w porządku.
Zdolność uspokajania Browna miał również Mercer. Obecność Mercera
w pobliżu wprawiała Browna w lepszy nastrój. Mercer prawie w ogóle nie
rozmawiał z większością kolegów, pogwizdując prawie przez cały dzień,
ale często siadał razem z Brownem i wspólnie wymyślali różne sposoby
udoskonalania modeli transakcyjnych. Jeden był emocjonalny i otwarty,
drugi małomówny i powściągliwy. Trochę przypominali duet komików
Penn & Teller (ale byli dużo mniej zabawni).
=
W lipcu 2007 roku RIEF poniósł niewielkie straty, ale fundusz Medallion
urósł od początku roku o 50 procent. Brown był na dobrej drodze, by
wygrać mercedesa. Gospodarka borykała się z problemami wywołanymi
przez niespełniające standardów kredyty hipoteczne wysokiego ryzyka
(subprime), udzielone w Stanach Zjednoczonych przez agresywnych
kredytodawców klientom, którzy mieli wątpliwą lub mocno ograniczoną
historię kredytową. Pesymiści i panikarze przepowiadali, że kryzys może
się rozprzestrzeniać, ale niewielu sądziło, że problemy na rynku kredytów
hipotecznych mogą zaszkodzić szerszym rynkom akcji czy obligacji. Tak
czy inaczej, transakcje arbitrażowe na akcjach, zawierane przez Browna
i Mercera były neutralne rynkowo, więc nerwowość na rynkach wydawała
się nie zagrażać ich zyskom.
W piątek, 3 sierpnia indeks Dow Jones Industrial Average spadł o 281
punktów. Strata ta wynikała z obaw o kondycję banku inwestycyjnego Bear
Stearns. Spadek ten nie wydawał się jednak czymś bardzo znaczącym.
Większość doświadczonych inwestorów była na urlopach i nie wydawało
się im, że warto jakoś szczególnie roztrząsać te straty.
Tego lata dominującą pozycję objęła grupa ilościowych funduszy
hedgingowych. Zainspirowane sukcesem Simonsa w większości posiadały
własne, neutralne rynkowo strategie w podobnym stopniu oparte na
modelach komputerowych i automatycznych transakcjach. W centrali
banku inwestycyjnego Morgan Stanley na Środkowym Manhattanie, Peter
Muller, niebieskooki quant, grający w wolnym czasie na pianinie
w lokalnym klubie, szefował zespołowi zarządzającemu 6 miliardami
dolarów dla oddziału banku o nazwie PDT. W Greenwich w stanie
Connecticut, Clifford Asness, który uzyskał tytuł doktora na Uniwersytecie
Chicagowskim, pomagał w zarządzaniu trzydziestodziewięciomiliardowym
ilościowym funduszem hedgingowym zwanym AQR Capital Management.
A w Chicago Ken Griffin, który pod koniec lat 90. zamontował na dachu
swojego akademika na Harvardzie antenę do odbioru sygnałów
satelitarnych,
aby
w
ciągu
sekundy
mieć
dostęp
do
notowań,
wykorzystywał potężne komputery do arbitrażu statystycznego i innych
transakcji swojej firmy Citadel, zarządzającej 13 miliardami dolarów.
Po południu 6 sierpnia wszyscy traderzy ilościowi ponieśli nagłe,
poważne straty. W AQR Asness zasunął rolety na przeszklonych ścianach
biura i zaczął obdzwaniać swoich informatorów, by dowiedzieć się, co się
dzieje. Plotka niosła, że dość mały fundusz ilościowy Tykhe Capital ma
kłopoty i że ucierpiał również inwestujący w sposób metodyczny dział
banku Goldman Sachs. Nie było jasne, kto się wyprzedawał ani dlaczego
miało to wpływ na tak wiele firm uważających swoje strategie za
wyjątkowe. Później środowiska akademickie i inni analitycy przyjęli że
iskrą zapalną, która wywołała gwałtowne spadki, nazwane quant quake
(wstrząsem quantów), była intensywna wyprzedaż przez co najmniej jeden
fundusz inwestycyjny wykorzystujący metody ilościowe opracowane przez
quantów i gwałtowne ruchy innych, którzy próbowali zamknąć pozycje
oparte na pożyczonych środkach, prawdopodobnie wtedy, kiedy ich
inwestorzy wycofywali pieniądze, by radzić sobie z kulejącymi
inwestycjami w produkty hipoteczne.
Podczas krachu na rynku akcji w roku 1987 inwestorów zawiodły
wyrafinowane modele. W roku 1998 Long-Term Capital odnotował straty
na historycznych poziomach. Traderzy algorytmiczni przygotowywali się
na ostateczne fiasko.
– Jest źle, Cliff – powiedział do Asnessa szef transakcji globalnych
w AQR Michael Mendelson. – Wygląda to na likwidowanie inwestycji2.
Przez prawie cały tamten poniedziałek Simons nie zajmował się akcjami.
Wraz z rodziną był w Bostonie w związku ze śmiercią i pogrzebem swojej
matki Marcii. Po południu wraz z kuzynem Robertem Lourie, który
w Renaissance’ie kierował biznesem związanym z handlem kontraktami
futures, polecieli z powrotem na Long Island Gulfstreamem G450 Simonsa.
Na jego pokładzie dowiedzieli się, że Medallion i RIEF toną. Simons
powiedział Louriemu, żeby się nie martwił.
– Po trudnych dniach zawsze mamy te bardzo dobre.
Jednak wtorek był jeszcze gorszy. Simons i jego koledzy wpatrywali się
w ekrany komputerów, które bez żadnych oczywistych powodów świeciły
na czerwono. Brown był w ponurym nastroju.
– Nie wiem, o co, do diabła, chodzi. Ale to nie wygląda dobrze –
powiedział do kogoś.
W środę wszystkich ogarnęło przerażenie. Simons, Brown, Mercer
i chyba sześciu innych pracowników pobiegło do sali konferencyjnej.
Usiedli przy stole. Natychmiast skupili się na kilku powieszonych na
ścianie wykresach ukazujących rozmiar strat firmy i punkt, w którym banki
pożyczające
Medallionowi
wezwą
go
do
złożenia
depozytu
zabezpieczającego (ang. margin call), pozwalającego uniknąć zamykania
pozycji funduszu na akcjach. Jeden z koszyków akcji spadł już tak nisko, że
Renaissance musiał wymyślić jakieś dodatkowe zabezpieczenie, aby
zapobiec sprzedaży. Gdyby na pozycjach pojawiły się jeszcze głębsze
straty, Medallion musiałby przedstawić swoim instytucjom kredytującym
jeszcze więcej zabezpieczeń, aby zapobiec masowej wyprzedaży akcji
i jeszcze bardziej dramatycznym stratom.
Sala konferencyjna znajdowała się blisko otwartego atrium, w którym
spotykały się grupy badaczy, aby wspólnie pracować. Gdy zebranie się
przedłużało, pracownicy nerwowo analizowali miny osób wchodzących
i wychodzących z sali, oceniając, jak wielka jest desperacja kierownictwa.
A wewnątrz rozpoczęła się bitwa. Siedem lat wcześniej, gdy w roku 2000
nastąpił gwałtowny spadek cen spółek technologicznych, Brown nie
wiedział, co robić. Teraz miał pewność. Twierdził, że taka wyprzedaż nie
potrwa długo i przekonywał, że Renaissance powinien pozostać przy swoim
systemie transakcyjnym. A może nawet dołożyć jakieś pozycje. Ich system,
zaprogramowany, by samodzielnie kupować i sprzedawać, po prostu już to
robił, próbując opanować chaos i zwiększać niektóre pozycje.
– To jest szansa! – powiedział Brown.
Bob Mercer sprawiał wrażenie, że zgadza się z tym stwierdzaniem.
– Uwierzcie modelom, pozwólcie im działać – dodał Henry Laufer.
Simons potrząsnął głową. Nie wiedział, czy jego firma przetrwa jeszcze
więcej problemów. Był przerażony. Jeśli straty wzrosną i nie będą mogli
przedstawić wystarczających zabezpieczeń, banki sprzedadzą pozycje
Medallionu i same poniosą na tym ogromne straty. Gdyby do tego doszło,
już nigdy nikt nie chciałby mieć do czynienia z funduszem Simonsa. To
prawdopodobnie byłby śmiertelny cios, nawet gdyby Renaissance poniósł
mniejsze straty niż banki, które pożyczały mu pieniądze.
Powiedział kolegom, że Medallion musi sprzedawać, a nie kupować.
– Naszym zadaniem jest przetrwanie. Jeśli się mylimy, zawsze możemy
dodać [pozycje] później.
Brown wydawał się zszokowany tym, co usłyszał. Miał bezwarunkową
wiarę w algorytmy, które stworzył wraz z innymi naukowcami. Simons
publicznie zmieniał jego decyzje. Sprawiał wrażenie, że widzi problem
w systemie transakcyjnym jako takim.
W czwartek Medallion zaczął redukować pozycje na akcjach, aby
zgromadzić zapas gotówki. Simons, Brown i Mercer znowu spotkali się
w sali konferencyjnej i wspólnie wpatrywali się w ekran komputera, na
którym na bieżąco były wyświetlane zyski i straty firmy. Chcieli zobaczyć,
jak ich wyprzedaż wpłynie na rynek. Gdy sprzedano pierwszą partię akcji,
rynek poczuł uderzenie i ceny jeszcze bardziej spadły, powodując jeszcze
większe straty. Potem to się powtórzyło. Simons stał i patrzył w milczeniu.
Problemy narastały i dotyczyły wszystkich wiodących firm quantowych.
PDT tylko w ciągu dwóch dni straciło 600 milionów dolarów banku
Morgan Stanley. Teraz wyprzedaż ogarnęła już cały rynek. W tamten
czwartek indeks S&P 500 spadł o 3 procent, a Dow o 387 punktów.
Medallion stracił już w tym tygodniu ponad miliard dolarów, czyli aż 20
procent. Szokujące. RIEF również się pogrążał, tracąc blisko 3 miliardy
dolarów, czyli około 10 procent. Groza powoli zaczynała wypełniać pokój
lunchowy Renaissance’u, gdy badacze i inni pracownicy siedzieli tam
w ciszy, zastanawiając się, czy firma przetrwa. Badacze nie spali nawet po
północy, próbując zrozumieć powód problemów.
Czy nasze modele przestały działać?
Okazało się, że rywale firmy zajmują około jednej czwartej jej pozycji.
Renaissance miał taki sam problem, jak wielu innych. Niektórzy szeregowi,
ale doświadczeni pracownicy naukowi byli załamani. Jednak nie tyle
samymi stratami, ile tym, że Simons ingerował w system transakcyjny
i redukował pozycje. Niektórzy uznali tę decyzję za osobisty afront, znak
słabości i brak wiary w efekty ich pracy.
– Zupełnie nie masz racji – napisał jeden doświadczony badacz do
Simonsa.
– Albo wierzysz w system, albo nie – powiedział inny naukowiec
z oburzeniem.
Simons stwierdził, że wierzył w system transakcyjny, ale straty na rynku
były niezwykłe – ponad dwadzieścia odchyleń standardowych od średniej.
To
był
poziom
strat,
do
którego
większość
nigdy
w
swoich
doświadczeniach się nawet nie zbliżyła.
– Jak daleko może to zajść? – zastanawiał się Simons.
Banki, które pożyczały Renaissance’owi pieniądze, były jeszcze bardziej
przerażone. Jeśli Medallion nadal będzie tracił, Deutsche Bank i Barclays
najprawdopodobniej poniosą straty liczone w miliardach dolarów. Niewielu
ludzi w bankach miało nawet świadomość istnienia struktur opartych na
opcjach koszykowych. Takie nagłe, głębokie straty prawdopodobnie
wstrząsną inwestorami i regulatorami i pojawi się pytanie o zarządzanie
bankami i ogólną kondycję systemu. Martin Malloy, menedżer z banku
Barclays, który miał najwięcej kontaktów z Renaissance’m, sięgnął po
telefon, by zadzwonić do Browna i usłyszeć coś krzepiącego. W głosie
Browna było słychać udrękę, ale zdawał się być opanowany.
Inni zaczynali panikować. W piątek Dwyer, menedżer zatrudniony przed
dwoma laty, by sprzedawać instytucjom udziały w RIEF-ie, wyszedł z biura
na prezentację dla przedstawicieli spółki reasekuracyjnej. W tym roku RIEF
spadł o 10 procent, ale nawet gdy cały rynek akcji szedł do góry, klienci
burzyli się. Dwyer zmagał się z poważnym problemem. Po podjęciu pracy
w Renaissance’ie sprzedał swój dom i uzyskane środki zainwestował
w Medallion. Podobnie jak inni pracownicy firmy pożyczał też pieniądze
z Deutsche Banku, aby inwestować w fundusz. Teraz stracił niemal milion
dolarów. W dzieciństwie zmagał się z chorobą Leśniowskiego-Crohna. Jej
objawy ustąpiły, ale teraz znów odczuwał silne bóle, dokuczała mu
gorączka i skurcze żołądka; stres spowodował nawrót choroby.
Po spotkaniu Dwyer pojechał do Long Island Sound, aby promem dostać
się do Massachusetts i spędzić weekend z rodziną. Gdy zaparkował
samochód i czekał, by oddać kluczyki pracownikowi obsługi promu,
wyobrażał sobie koniec swoich męczarni.
Niech tylko zawiodą hamulce.
Był w emocjonalnym dołku. Gdy jednak znalazł się z powrotem w biurze,
okazało się, że sytuacja Medallionu zaczęła się stabilizować. Gdy tego
ranka fundusz znowu sprzedawał swoje pozycje, rynek wydawał się
reagować na te transakcje bez paniki. Niektórzy przypisywali to
zachowanie rynku pojawieniu się tego dnia zlecenia kupna wystawionego
przez Asnessa na rzecz AQR.
– Myślę, że z tego wyjdziemy – powiedział Simons do kolegi. –
Przestańmy redukować. Simons polecił wstrzymanie wyprzedaży.
W poniedziałek Medallion i RIEF znowu zarabiały, podobnie jak
większość quantowych traderów. Wyglądało, że gorączka opadła. Dwyer
poczuł głęboką ulgę. Później ktoś w Renaissance’ie zaczął się skarżyć, że
zyski byłyby większe, gdyby Simons nie ingerował ręcznie w system
transakcyjny.
– Zrezygnowaliśmy z wielu dodatkowych zysków – powiedział mu jeden
z pracowników.
– Jeszcze raz podjąłbym taką samą decyzję – odpowiedział Simons.
=
Już wkrótce Renaissance odzyskał grunt pod nogami. Coraz większe
turbulencje na rynkach globalnych wspierały sygnały Medallionu, co
pomogło funduszowi zyskać w roku 2007 aż 87 procent, prawie tyle, ile
potrzebował Brown do wygrania mercedesa. Nowszy fundusz RIEF stracił
nieco tego roku, ale strata nie wydawała się wielka.
Na początku roku 2008 problemy z niespełniającymi standardów
kredytami hipotecznymi zainfekowały niemal każdy zakamarek
amerykańskich i globalnych rynków akcji i obligacji. Medallion jednak
kwitł, jak zwykle wykorzystując chaos. W ciągu kilku pierwszych miesięcy
roku wzrósł o ponad 20 procent. Simons powrócił do pomysłu sprzedaży
20-procentowego udziału w Renaissance’ie.
W maju 2008 roku Simons, Brown i kilka innych osób z kierownictwa
Renaissance’u poleciało do Kataru, by spotkać się z przedstawicielami
tamtejszego państwowego funduszu majątkowego, by przedyskutować
sprzedaż części udziałów w Renaissance’ie. Ponieważ przylecieli w piątek,
muzułmański dzień modlitwy, ich spotkania mogły się odbyć dopiero
następnego dnia. Konsjerż w hotelu polecił im skorzystanie z rozrywki
zwanej dune bashing, będącej popularną formą jazdy samochodami
terenowymi z napędem na cztery koła. Najpierw trzeba było wjechać na
wierzchołek wydmy, a potem z dużą prędkością ześlizgiwać się z jej
stromych stoków pod niebezpiecznym kątem. Było to coś w rodzaju
pustynnego rollercoastera. Dzień był okropnie skwarny, więc Brown i inni
skierowali się do hotelowego basenu. Ale Simons wybrał się na pustynię.
Towarzyszył mu Stephen Robert, weteran w branży i były dyrektor
generalny w firmie inwestycyjnej Oppenheim. Simons zatrudnił go, aby
nadzorował marketing Renaissance’u i jego kierunek strategiczny.
Wkrótce jeździli już po wydmach, które wydawały się tak wysokie jak
góry. Pędzili na złamanie karku, ich samochód omal nie przekoziołkował.
Simons zbladł.
– Jim, wszystko w porządku? – Robert starał się przekrzyczeć ryk silnika.
– Zabijemy się – ryknął Simons z przerażeniem w głosie.
– Spokojnie – powiedział Robert. – Oni robią to na co dzień.
– Kiedy ta wycieczka się skończy? – dopytywał się Simons. – Ludzie
uważają, że jestem dość mądry, a umrę w najgłupszy możliwy sposób!
Jeszcze przez pięć minut Simons był ogarnięty strachem. Potem nagle
odprężył się, jego twarz znów nabrała koloru.
– Już wiem! – krzyknął do Roberta. – W fizyce jest zasada: nie
wywrócimy się, dopóki opony nie będą miały przyczepności! Jesteśmy na
piachu, więc opony nie mają się czego trzymać!
I rozpromienił się, dumny, że rozwiązał najistotniejszy w tym momencie
problem naukowy.
=
Glenn Whitney nie był jednak aż tak zrelaksowany.
Po kolacji w domu Jima Simonsa, gdzie zdecydowano, że Alexey
Kononenko nie zostanie ukarany za swoje zachowanie, Whitney był
przygnębiony. Wraz z Magermanem zapewniali, że odejdą z firmy, ale
niewielu w Renaissance’ie im wierzyło. Któż zrezygnowałby z dziesiątek
milionów dolarów rocznie z powodu wkurzającego kolegi i obaw o kulturę
firmy?
Whitney jednak poważnie rozważał taką możliwość. Uznał decyzję
o Kononence za kroplę, która przelała czarę goryczy. Wcześniej Whitney
oprotestował decyzję Simonsa o usunięciu z Medallionu inwestorów, którzy
nie byli pracownikami. Nie był pewien, czy fundusz hedgingowy przynosi
jakiekolwiek korzyści społeczeństwu, jeśli jedyne co robi, to zarabia
pieniądze dla pracowników. Kiedyś Renaissance wyglądał jak wydział
uniwersytecki, w którym panowało wysokie poczucie jedności. Teraz stał
się obiektem ataków.
Latem 2008 roku Whitney poinformował, że przyjął kierownicze
stanowisko w Narodowym Muzeum Matematyki, zwanym w skrócie
MoMath. Było to pierwsze muzeum w Ameryce Północnej poświęcone
matematyce. Koledzy wyśmiali go. Niektórzy mówili mu, że gdyby
naprawdę chciał naprawiać społeczeństwo, zostałby w firmie, zgromadziłby
jeszcze większe bogactwo, a potem rozdałby to innym.
– Odchodzisz, ponieważ chcesz się dobrze czuć sam z sobą – powiedział
jeden z kolegów.
– Mam prawo do osobistego szczęścia – odpowiedział Whitney.
– To egoistyczne – prychnął kolega.
Whitney odszedł.
David Magerman również miał dość. Kilka lat wcześniej poczuł kryzys
wieku
średniego,
częściowo
wywołany
atakami
terrorystycznymi
11 września. W poszukiwaniu sensu życia pojechał do Izraela. Wrócił
bardziej zaangażowany w judaizm. Kononenko nie tylko był nadal
w firmie, ale współzarządzał teraz całym handlem akcjami. Magerman nie
był w stanie już tego znieść.
Przeprowadził się wraz z żoną i trojgiem dzieci z Long Island do Gladwyne w Pensylwanii, niedaleko Filadelfii i tam szukał spokojniejszego
i bardziej uduchowionego życia.
=
Gdy w roku 2008 światowa gospodarka zaczęła podupadać, a rynki
finansowe przeżywały wielkie zawirowania, znikło też zainteresowanie
udziałami w Renaissance. Mimo to fundusz Medallion świetnie
prosperował w tym chaosie. W 2008 roku wzrósł o 82 procent, dzięki
czemu osobiste zyski Simonsa sięgnęły 2 miliardów dolarów. Ten olbrzymi
zarobek skłonił komitet Izby Reprezentantów do wezwania Simonsa do
złożenia oświadczenia w ramach dochodzenia, jakie były przyczyny tego
kryzysu finansowego. Simons dokładnie przygotował się do przesłuchania,
korzystając z porad Jonathana Gasthaltera, specjalisty w dziedzinie public
relations. Wraz z innymi zarządzającymi funduszami hedgingowymi –
Georgem Sorosem po prawej i Johnem Paulsonem po lewej – Simons
oświadczył Kongresowi, że popiera naciski, aby fundusze hedgingowe
podzieliły się informacjami z organami regulującymi rynek i że jest za
podwyższeniem podatków dla zarządzających funduszami hedgingowymi.
Simons był jednak na nieco dalszym planie, zarówno podczas
przesłuchań, jak i w samej branży finansowej. Wszystkie oczy były
skierowane na Paulsona, Sorosa i kilku innych inwestorów, którzy
w przeciwieństwie do Simonsa trafnie przewidzieli krach finansowy.
Prowadzili badania związane z inwestycjami w staromodny sposób,
potwierdzając tym samym trwały potencjał i atrakcyjność tradycyjnych
metod.
Paulson pierwszy zaczął wyrażać zaniepokojenie rozdętym rynkiem
nieruchomości mieszkaniowych, z jakim wszyscy mieli do czynienia
w 2005 roku. Gdy jego kolega Paolo Pellegrini wykonał wykres cen,
z którego wynikało, że przewartościowanie na tym rynku sięga około 40
procent, Paulson dostrzegł w tym szansę.
– To jest nasza bańka! – powiedział Pellegriniemu. – To jest dowód.
Paulson i Pellegrini kupili instrumenty zabezpieczające najbardziej
ryzykowne kredyty hipoteczne – była to forma swapów ryzyka
kredytowego (CDS – credit default swap), które w latach 2007 i 2008
przyniosły im nieoczekiwany przypływ 20 miliardów dolarów. George
Soros, weteran w inwestowaniu w fundusze hedgingowe, na własnych
zakładach
na
CDS-y
zarobił
ponad
miliard
dolarów3.
Trzydziestodziewięcioletni David Einhorn – o dziecięcej twarzy – zyskał
rozgłos podczas odbywającej się w maju 2008 roku konferencji branżowej,
na której oskarżył bank inwestycyjny Lehman Brothers o wykorzystywanie
trików księgowych do uniknięcia miliardowych strat związanych
z transakcjami nieruchomościowymi. Einhornowi, który przypisywał swój
sukces „umiejętności krytycznego myślenia”, przyznano rację. Nieco
później, w tym samym roku, Lehman ogłosił upadłość4.
Płynęła z tego oczywista nauka: Można przechytrzyć rynek. Wymaga to
tylko pracowitości, inteligencji i mnóstwa odwagi. Modele ilościowe Simonsa, matematycznych nerdów i naukowych geeków, były wprawdzie
skuteczne, ale zbyt trudne do zrozumienia. Większość twierdziła, że ich
metody były zbyt trudne, aby można je było zrozumieć i wykorzystać.
W roku 2008, gdy RIEF spadł o około 17 procent, badacze Renaissance’u
nie przejęli się tymi stratami. Polegali na swoich symulacjach. Widzieli, że
ich straty są niczym w porównaniu z 37-procentowym spadkiem S&P 500,
nawet po uwzględnianiu dywidend za tamten rok. Jednak w 2009 roku, gdy
RIEF stracił 6 procent, podczas, gdy S&P 500 zyskał aż 26,5 procent,
naukowcy zaczęli się martwić. Wszyscy inwestorzy, którzy byli przekonani,
że RIEF będzie generował zyski zbliżone do Medallionu, nagle zrozumieli,
że firma mówiła poważnie, zastrzegając, że jest to zupełnie inny fundusz.
Inni narzekali, że winę za problemy RIEF-u ponosi Medallion i byli
przekonani, że dochodzi do jakichś nieuczciwych praktyk.
Inwestorzy już nie zachwycali się Simonsem. Podczas zwołanej w maju
2009 roku telekonferencji siedemdziesięciojednolatka zasypali gradem
trudnych pytań. Simons napisał do swoich inwestorów, że fundusz
doświadczył „ataku na swoje zyski” podczas „ekstremalnego rajdu
rynkowego”.
– Oczywiście rozumiemy dyskomfort naszych klientów – powiedział5.
Inwestorzy zaczęli uciekać z RIEF-u, który wkrótce stopniał do niecałych
pięciu miliardów dolarów. Drugi fundusz stworzony przez Simonsa do
handlu kontraktami futures na akcje również był pod wodą i tracił
inwestorów, a nowych klientów nie przybywało.
– Żaden klient na świecie nie chciał mieć z nami do czynienia – mówi
Dwyer, starszy menedżer sprzedaży.
Rok później, po tym jak RIEF jeszcze bardziej rozczarował wynikami,
Simons skończył siedemdziesiąt dwa lata i zdecydował, że pora przekazać
pałeczkę w firmie Brownowi i Mercerowi. Medallion wciąż świetnie
prosperował. Zarządzał 10 miliardami dolarów i od 1998 roku zyskiwał
rocznie średnio 45 procent po odliczeniu opłat i prowizji, pozostawiając
w tyle Warrena Buffetta i wszystkie inne gwiazdy inwestowania. (W tym
czasie fundusz Berkshire Hathaway Buffetta zyskiwał rocznie 20 procent,
licząc od czasu jego przejęcia w 1965 roku).
Brown powiedział jednak reporterowi, że firma nie jest nawet pewna, czy
chce utrzymać dalsze funkcjonowanie RIEF i RIFF, co było jeszcze jednym
sygnałem dla inwestorów zrażonych do podejścia ilościowego.
– Jeśli stwierdzimy, że nie będzie to coś, co da się sprzedać, to uznamy, że
nie warto pozostawać w tym biznesie – powiedział Brown.
Simons poświęcił ponad dwadzieścia lat na budowanie swojego
niezwykłego bogactwa. Teraz zamierzał wydać te pieniądze.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
J
im Simons lubił robić pieniądze. Lubił też je wydawać.
Wychodząc z Renaissance’u, Simons – którego osobisty majątek był
wart wówczas około 11 miliardów dolarów – zyskał więcej czasu, który
mógł spędzać na swoim długim na 220 stopy jachcie (ok. 67 m), który
nazwał Archimedes na cześć greckiego matematyka i odkrywcy. Jacht był
wart 100 milionów dolarów. Miał elegancką jadalnię ze stołem na
dwadzieścia osób, opalany drewnem kominek, ogromne jacuzzi i fortepian.
Czasami, przebywając gdzieś za granicą, Simons wysyłał po przyjaciół
swój odrzutowiec Gulfstream G 450, aby mogli dołączyć do niego
i Marylin i razem z nimi spędzać czas na tym superjachcie.
Obecność jachtu przyciągała uwagę lokalnych mediów, czyniąc ze
starzejącego się i wciąż tajemniczego matematyka pożywkę dla tabloidów
z całego świata.
– On był taki zwyczajny – powiedział reporterce „Scottish Sun”
taksówkarz Kenny Macrae, gdy Simons z kilkoma gośćmi odwiedził
Stornoway w Szkocji, cumując tam na jeden dzień. – Dał mi przyzwoity
napiwek1.
Kilka lat później, gdy Simons odwiedził Bristol w Anglii – a BBC
spekulowało, że być może przyjechał do miasta, aby kupić drużynę
piłkarską – Archimedes był jednym z największych statków, jakie
kiedykolwiek wpłynęły do portu tego miasta. Po powrocie do domu Simons
zamieszkał w wycenianym na 50 milionów dolarów apartamencie
w położonej przy Piątej Alei przedwojennej kamienicy z białego kamienia,
z której rozpościerał się zachwycający widok na Central Park. W niektóre
poranki wpadał do George’a Sorosa, który był jego sąsiadem.
Przed laty Marylin wygospodarowała w swojej garderobie miejsce dla
Simons Foundation. Z czasem wraz z Jimem przekazała ponad 300
milionów dolarów dla Uniwersytetu Stony Brook i innych instytucji. Gdy
Simons
wycofał
się
z
Renaissance’u,
bardziej
zaangażował
się
w działalność charytatywną. Ponad wszystko uwielbiał zajmować się
wielkimi problemami. Wkrótce zaczął działać z Marylin w dwóch
obszarach pilnie potrzebujących rozwiązań: badań nad autyzmem
i nauczania matematyki.
W roku 2003 Simons, mając do czynienia z członkiem rodziny ze
zdiagnozowanym autyzmem, zwołał okrągły stół, przy którym do dyskusji
na temat tej choroby rozwojowej zasiedli najwybitniejsi naukowcy. Simons
przeznaczył 100 milionów dolarów na finansowanie nowych badań, stając
się największym prywatnym darczyńcą w tym obszarze. Trzy lata później
przekonał Geralda Fischbacha, neurobiologa z Uniwersytetu Columbia, do
zwiększonych wysiłków. W ciągu kilku lat zespół zgromadził próbki
generyczne pobrane od tysięcy osób dotkniętych autyzmem i od członków
ich rodzin. Zbiór ten nazwano Simons Simplex Collection. Projekt ma
pomóc naukowcom w identyfikacji ponad stu genów związanych
z autyzmem oraz pogłębić zrozumienie biologii tej choroby. Badania
wspierane przez fundację pozwolą odkryć mutacje odgrywające rolę
w powstawaniu tych zaburzeń.
Gdy firmy technologiczne i finansowe zaczęły ściągać do siebie osoby
z dobrym przygotowaniem matematycznym, Simonsa zaniepokoiło to, jak
wielu nauczycieli matematyki w amerykańskich szkołach publicznych ma
braki we własnym wykształceniu w tej dziedzinie. Kilka lat wcześniej
wybrał się do Waszyngtonu, aby promować pomysł przyznawania
stypendiów najlepszym nauczycielom matematyki, aby zmniejszyć pokusę
ich przejścia do sektora prywatnego. W kilka minut przekonał Chucka
Schumera, wpływowego senatora Demokratów z Nowego Jorku, do
wsparcia tej idei.
– To wspaniały pomysł! – zagrzmiał Schumer. – Zajmiemy się tym.
Uszczęśliwiony Simons wraz z kolegą opadł na kanapę przed gabinetem
Schumera. Gdy inna grupa wstała z kanapy, aby wejść do gabinetu, Simons
przysłuchiwał się jej prezentacji i odpowiedziom senatora.
– To wspaniały pomysł! Zajmiemy się tym – powiedział znowu Schumer.
Simons zrozumiał, że nie można liczyć na polityków. W roku 2004
pomagał w uruchomieniu inicjatywy Math for America (Matematyka dla
Ameryki), przedsięwzięcia non profit, którego celem była promocja
edukacji matematycznej i wspieranie wybitnych nauczycieli. Fundacja co
roku wydawała miliony dolarów na zapewnienie rocznych stypendiów
w kwocie 15 tysięcy dolarów dla tysiąca najlepszych nauczycieli
matematyki i nauk przyrodniczych w nowojorskich publicznych szkołach
ponadpodstawowych i średnich, co stanowiło 10 procent wszystkich
nauczycieli tych przedmiotów w Nowym Jorku. Fundacja była też
organizatorem seminariów i warsztatów, rozwijając w ten sposób
społeczność entuzjastycznych nauczycieli.
– Zamiast karać złych nauczycieli, skupialiśmy się na nagradzaniu tych
dobrych – mówi Simons. – Zapewniamy im status i środki, a oni zostają
w szkolnictwie.
Simons pozostawał przewodniczącym rady i głównym udziałowcem
Renaissance’u i utrzymywał regularne kontakty z Brownem, Mercerem
i innymi kolegami. W chwilach szczerości Simons czasami przyznawał, że
ma trudność z odejściem z firmy.
– Czuję się taki mało ważny – powiedział pewnego dnia do Marylin2.
Z czasem działalność charytatywna stała się dla Simonsa takim samym
wyzwaniem, jak przedsięwzięcia w dziedzinie matematyki i rynków
finansowych, co zdecydowanie podniosło go na duchu.
=
David Magerman przeprowadził się z żoną i trojgiem małych dzieci na
przedmieścia Filadelfii, poszukując nowego sensu w swoim życiu, a być
może także trochę spokoju po wszystkich przejściach w Renaissance’ie.
Bardzo
chciał
robić
coś
pożytecznego
dla
społeczeństwa.
W przeciwieństwie do Simonsa, który nigdy nie miał skrupułów w związku
z działalnością Renaissance’u, Magerman miewał wątpliwości, a nawet
pewne poczucie winy. Poświęcił wiele lat swojego życia na to, by pomóc
zamożnym pracownikom firmy jeszcze bardziej się wzbogacić. Teraz chciał
pomóc innym.
Magerman nie miał miliardów jak Simons, ale odszedł z Renaissance’u
z ponad 50 milionami dolarów ze swoich inwestycji w funduszu Medallion.
Ogromne premie też miały w tym swój udział. Teraz rozpoczął życie
zgodnie z zasadami nowoczesnej ortodoksji judaizmu, rozdając miliony
dolarów studentom w potrzebie i żydowskim prywatnym szkołom
w okolicy, które mocno ucierpiały w czasie kryzysu gospodarczego w 2008
roku. W końcu założył własną fundację i szkołę średnią.
Nowe życie nie przyniosło mu jednak spokoju. W świecie filantropów
wygłaszał swoje jednoznaczne opinie, upierając się przy tak wielu
wymaganiach i warunkach, że niektórzy miejscowi liderzy odmawiali
przyjęcia jego pieniędzy, raniąc go taką decyzją. Kiedyś przyłapano go na
awanturze z grupą rodziców uczniów szkoły ponadpodstawowej.
Magerman wrócił do pracy na swojej Alma Mater – na Uniwersytecie
Pensylwanii – i wykładał tam na wydziale inżynierii elektrycznej
i systemowej oraz na kursach ilościowego zarządzania portfelem. Tam
jednak również pojawiły się konflikty.
– Dzieciaki mnie nie lubiły, a ja nie lubiłem ich – mówi.
Magerman pomógł w sfinansowaniu filmu Willa Ferrella, zatytułowanego
Na sprzedaż. Film otrzymał niezłe recenzje, ale rozczarował Magermana,
który nigdy nie obejrzał go do końca. Natomiast zgodził się obejrzeć
w całości inny film, który finansował – Café z Jennifer Love Hewitt w roli
głównej. Gościł ją nawet wraz z jej przyjacielem w swoim domowym kinie,
ale i tak nie był fanem również tego filmu3.
Pomimo wszystkich swoich wad, Magerman był rzadkim przypadkiem
quanta
obdarzonego
pewną
samoświadomością.
Zaczął
pracować
z terapeutą, aby wyeliminować albo przynajmniej nieco stonować swoje
konfrontacyjne zachowanie i wydawało się, że czynił w tym pewne
postępy.
W roku 2010, dwa lata po rozstaniu z Renaissance’em, Magermana
korciło, aby tam wrócić. Brakowało mu programowania i był trochę
znudzony, ale nie chciał narażać rodziny na kolejną przeprowadzkę.
Skontaktował się z Peterem Brownem i zawarł z nim umowę na pracę
zdalną z domu. Było to idealne rozwiązanie dla kogoś, kto raczej nie
potrafił unikać sprzeczek i starć.
Przed
odejściem
wykorzystywane
do
Magerman
realizacji
nadzorował
oprogramowanie
skomputeryzowanych
transakcji
Renaissance’u na akcjach. Teraz zajmował się tym Kononenko.
Akumulowane zyski były naprawdę duże. Powrót do tej grupy był
niemożliwy. Magerman zaczął prowadzić badania na rzecz części biznesu
Renaissance’u związanej z handlem obligacjami, surowcami i walutami.
Wkrótce zaczął znowu uczestniczyć w kluczowych zebraniach, a jego
donośny i natarczywy głos rozbrzmiewał z głośników umieszczonych
w suficie sal konferencyjnych Renaissance’u. Koledzy żartowali, że to tak,
jakby słuchali „głosu Boga”.
– Nie da się wygrać nie próbując – mówi Magerman.
Powrócił do firmy, której sytuacja była lepsza, niż się spodziewał.
Renaissance nie był już tak kolegialny jak kiedyś, ale zespół wciąż dobrze
wspólnie pracował i być może nawet z większym poczuciem pilności.
Wyniki RIEF-u zdążyły się już poprawić na tyle, że Brown i Mercer
zdecydowali o utrzymaniu tego funduszu, a także nowszego – RIFF-u. Oba
fundusze zarządzały łącznie 6 miliardami dolarów i choć było to znacznie
mniej niż 30 miliardów trzy lata wcześniej, inwestorzy przynajmniej
przestali odpływać.
Medallion wciąż był dostępny tylko dla pracowników i pozostawał
sercem firmy. Obecnie zarządzał około 10 miliardami, a jego roczne
wzrosty sięgały 65 procent bez uwzględnienia prowizji płaconych przez
inwestorów i osiągał niemal rekordowe zyski. Długoterminowe wyniki
Medallionu były prawdopodobnie najlepsze w historii rynków finansowych
i to właśnie z tego powodu inwestorzy i inni obserwatorzy byli tak
zafascynowani tajemniczą firmą.
„Jest Renaissance Tchnologies i są wszyscy pozostali” – pisał w 2010
roku „The Economist”4.
Medallion wciąż utrzymywał stale tysiące długich i krótkich pozycji na
czas od jednego lub dwóch dni do jednego lub dwóch tygodni. Fundusz
wykonywał również jeszcze szybsze transakcje, określane przez niektórych
mianem transakcji wysokich częstotliwości, ale wiele z nich było
zawieranych tylko w celu zabezpieczenia lub stopniowego budowania
pozycji.
Renaissance
nadal
przywiązywał
wagę
do
oczyszczania
i gromadzenia danych, ale udoskonalił swoje zarządzanie ryzykiem i inne
techniki tradingowe.
– Nie jestem pewien, czy jesteśmy najlepsi we wszystkich aspektach
tradingu, ale jesteśmy najlepsi w szacowaniu kosztów transakcyjnych –
powiedział kilka lat wcześniej Simons do kolegi.
W pewnym sensie maszyna Renaissance’u był teraz potężniejsza niż
przed odejściem Magermana. Firma zatrudniała obecnie 250 pracowników
i ponad sześćdziesięciu doktorów, wśród nich specjalistów od sztucznej
inteligencji, fizyki kwantowej, lingwistyki komputerowej, statystyki, teorii
liczb, jak również przedstawicieli wielu innych dziedzin nauk ścisłych,
inżynieryjnych i matematycznych.
Astronomowie,
przyzwyczajeni
do
przetwarzania
wielkich
i zagmatwanych zbiorów danych i odkrywania istnienia bardzo subtelnych
zjawisk, okazali się szczególnie skuteczni w identyfikowaniu
niezauważanych prawidłowości rynku. Na przykład Elizabeth Barton, która
uzyskała tytuł doktora na Harvardzie, zanim dołączyła do zespołu
Renaissance’u, wykorzystywała teleskopy umieszczone na Hawajach
i w innych miejscach do badania ewolucji galaktyk. Firma powoli stawała
się coraz bardziej różnorodna. Zatrudniła również Julię Kempe, byłą
studentkę Elwyna Berlekampa, ekspertkę w dziedzinie komputerów
kwantowych.
Medallion wciąż jeszcze handlował obligacjami i walutami i zarabiał na
inwestowaniu z trendem i z wykorzystaniem sygnałów zwiastujących
odwrócenie trendu, stosując między innymi bardzo skuteczną technikę
zwaną słusznie déjà vu. Jednak w dużo większym stopniu niż kiedykolwiek
zarabiał na skomplikowanych transakcjach na akcjach, opartych na miksie
złożonych sygnałów, a nie na parach prostych transakcji, polegających na
przykład na zakupie Coca-Coli i sprzedaży Pepsi.
Zysk z każdej transakcji nigdy nie był wielki i fundusz trafiał tylko
w nieco więcej niż połowie przypadków, ale to w zupełności wystarczało.
– Mamy rację tylko w 50,75 procent przypadków, ale mamy 100 procent
racji w 50,75 procent przypadków – powiedział do przyjaciela Mercer.
Mercera
prawdopodobnie
fascynowała
nie
tyle
dokładność
przewidywania transakcji firmy, ile raczej to, że Renaissance miał pewną
przewagę w realizacji tysięcy równoczesnych transakcji, liczby na tyle
dużej i stabilnej, by zbić olbrzymią fortunę.
Zapewnienie takich niezawodnych zysków miało kluczowe znaczenie:
akcje i inne inwestycje podlegały wpływom tak wielu czynników i sił, że
nawet najbardziej wyrafinowani inwestorzy nie byli w stanie ogarnąć ich
wszystkich. Na przykład chcąc przewidzieć kierunek zmian cen spółki
Alphabet,
właściciela
Google,
inwestorzy
zazwyczaj
próbowali
prognozować, jakie będą zyski firmy, jak będą zmieniać się stopy
procentowe, kondycja amerykańskiej gospodarki i tym podobne czynniki.
Inni próbowali odgadywać przyszłość wyszukiwarek i reklam
internetowych oraz szeroko rozumianej branży technologicznej, trajektorie
firm globalnych, a także miary i wskaźniki związane z zyskami, wartością
księgową i innymi zmiennymi.
Pracownicy Renaissance’u doszli do wniosku, że jest więcej czynników
wpływających na inwestycje, że są siły nie całkiem oczywiste, a czasami
nawet nie całkiem logiczne. Analizując i szacując tysiące zmiennych
finansowych, informacje z mediów społecznościowych, barometry ruchu
w sieci i w zasadzie wszystko, co można kwantyfikować i testować,
odkrywali nowe czynniki, niektóre niemal niemożliwe do zauważenia przez
większość.
– Te nieregularności są bardzo złożone, są ukryte, zakodowane w rynku –
mówi jeden z pracowników. – RenTec odszyfrowuje te zjawiska.
Znajdujemy je w różnym czasie, w różnych czynnikach ryzyka, w różnych
sektorach i branżach.
Co ważniejsze – Renaissance doszedł do wniosku, że istnieją wiarygodne
relacje matematyczne między wszystkimi tymi siłami. Wykorzystując naukę
o danych, badacze nauczyli się lepiej wyczuwać, kiedy określone czynniki
są istotne, jak są ze sobą powiązane i jak często wpływają na akcje.
Przetestowali też i wyekstrahowali subtelne, pełne niuansów relacje
matematyczne między różnymi akcjami, których istnienia inni inwestorzy
są nieświadomi lub nie w pełni je rozumieją.
– Takie relacje muszą istnieć, ponieważ spółki są ze sobą powiązane
w skomplikowany sposób – mówi były menedżer Renaissance’u. – Te
wzajemne
połączenia
są
trudne
do
modelowania
i
dokładnego
prognozowania i zmieniają się w czasie. RenTec zbudował maszynę do
modelowania tych powiązań, śledzenia zmian ich zachowań w czasie
i robienia zakładów, gdy ceny wydają się odstawać od tych modeli.
Outsiderzy nie całkiem to pojmowali, ale prawdziwym kluczem do
sukcesu była inżynieria firmy – to, w jaki sposób łączy ze sobą te siły
i czynniki w automatyczny system transakcyjny. Firma kupowała określoną
liczbę akcji z pozytywnymi sygnałami, często będącymi kombinacją
bardziej granularnych sygnałów indywidualnych i sprzedawała lub grała na
zniżkę akcji z negatywnymi sygnałami. Te ruchy były determinowane przez
tysiące linii kodu.
– Nie ma indywidualnych zakładów, które robilibyśmy, wyjaśniając, że
myślimy, iż te akcje pójdą w górę, a inne w dół – mówi jeden z bardziej
doświadczonych pracowników. – Każdy zakład jest funkcją wszystkich
pozostałych, naszego profilu ryzyka i tego, co spodziewamy się robić
w najbliższej i bardziej odległej przyszłości. To wielka, skomplikowana
optymalizacja bazująca na założeniu, że przewidujemy przyszłość
wystarczająco dobrze, by na swoich przewidywaniach robić pieniądze i że
rozumiemy ryzyko, koszty, wpływ i strukturę rynku wystarczająco dobrze,
by właściwie to wykorzystać.
To, jak firma stawiała zakłady, jest co najmniej tak samo ważne, jak to, na
co stawiała. Gdy Medallion odkrywał sygnały okazji do zysków, na
przykład, że między dziewiątą a dziesiątą rano dolar umocni się o 0,1
procent, nie kupował, gdy zegar wybijał dziewiątą, potencjalnie
sygnalizując innym, że to się dzieje codziennie o tej godzinie. Rozdzielał
w nieprzewidywalny sposób swoje zakupy na całą godzinę, aby sygnał
przetrwał. Medallion opracował metody wykorzystywania najsilniejszych
sygnałów „do granic możliwości”, jak nazywali to insiderzy, zapewniając,
że ruchy cenowe spowodowane transakcjami pozostaną niezauważone
przez konkurentów. To było trochę tak, jakby ktoś usłyszał o wielkiej
obniżce cen atrakcyjnych towarów w Targecie i wykupił wszystkie
przecenione towary w chwili otwarcia sklepu, by nikt nawet nie zauważył,
że doszło do jakiejś sprzedaży.
– Mogliśmy przez rok zawierać transakcje na podstawie jakiegoś sygnału,
a tym, którzy nie wiedzieli, jakie transakcje zawieramy i tak wydawało się,
że jest to coś innego.
Simons podsumował to podejście w swoim wykładzie, który wygłosił
w roku 2014 w Korei Południowej: „To wielkie ćwiczenie z uczenia
maszynowego, jeśli chcecie patrzeć na to w ten sposób. Analizowanie
przeszłości,
zrozumienie,
co
się
dzieje
i
jak
może
wpływać
w nieprzypadkowy sposób na przyszłość”5.
=
Przez długi czas Bob Mercer był dziwną, ale zdecydowanie pozytywną
postacią w firmie. Siwowłosy, z ciemnymi brwiami, lubił okulary
w drucianych oprawkach i eleganckie buty. Dużo pogwizdywał i droczył się
z liberalnymi kolegami, ale rozmawiał głównie z Peterem Brownem.
– To on wpada na te wszystkie pomysły – powiedział Brown koledze,
najprawdopodobniej z nadmierną skromnością. – A ja je wyrażam.
Mercer był naprawdę zamknięty w sobie. Kiedyś powiedział jednemu
koledze, że woli towarzystwo kotów niż ludzi. Nocą wracał do swojej
posiadłości na Long Island, której nazwa, Owl’s Nest (Sowie Gniazdo)
nawiązywała do stworzeń znanych z mądrości, spokoju i długotrwałego
milczenia. Tam bawił się swoją wartą 2,7 miliona dolarów kolejką jeżdżącą
po torach na obszarze wielkości połowy boiska do koszykówki6. (W roku
2009 Mercer pozwał jej producenta, twierdząc, że przepłacił 700 tysięcy
dolarów. Producent odpierał zarzuty, twierdząc, że koszty znacząco
wzrosły, gdy został poproszony o szybką instalację, aby zdążyć przed
ślubem córki Mercera).
– Jestem szczęśliwy, że mogę iść przez życie, nie mówiąc nic do nikogo –
powiedział Mercer w wywiadzie dla „Wall Street Journal” w 2010 roku7.
Ci, którzy znali Mercera, rozumieli, że ma konserwatywne poglądy
polityczne, należy do National Rifle Association* i posiada sporą kolekcję
broni maszynowej, a także wyposażony w mechanizm gazowy karabin AR18 używany przez Arnolda Schwarzeneggera w filmie Terminator8. Tylko
niewielu ludzi z Renaissance’u znajdowało jednak czas na zajmowanie się
jego poglądami.
* National Rifle Association – organizacja działająca w Stanach Zjednoczonych na
rzecz propagowania prawa do posiadania broni palnej, bezpieczeństwa jej
użytkowania, a także prawa do polowania i samoobrony za jej pomocą – przyp.
tłum.
– Bob mówił o potrzebie samoobrony przed rządem i potrzebie posiadania
broni i złota – mówi jeden z pierwszych inwestorów Medallionu. – Ale nie
myślałem, że mówi to serio.
Co roku albo co dwa lata Mercer brał kilka dni urlopu, by polecieć do
Ohio i pracować nad projektami komputerowymi z kolegami ze studiów.
Często zapraszał grupę na lunch do lokalnej restauracji ze stekami, gdzie
prawie przez cały posiłek mruczał coś do siebie, często z łagodnym
uśmiechem na twarzy. – W rozmowach z akademikami o rzeczach
niezwiązanych z ich projektem, często wyrażał swoje lekceważenie dla
podatków i sceptycyzm wobec zmian klimatycznych – wspomina Tim
Cooper, profesor fizyki. Kiedyś zaczął wymachiwać plikiem kartek
z danymi statystycznymi, które miały pokazywać, że przyroda emituje
więcej dwutlenku węgla niż ludzie. Później, gdy Cooper sprawdził te dane,
okazało się, że są rzetelne, ale Mercer przeoczył fakt, że przyroda absorbuje
tyle samo dwutlenku węgla, ile emituje, czego nie można powiedzieć
o działalności ludzi.
– To brzmiało tak, jakby był pod czyimś wpływem – mówi Cooper. –
Nawet mądry facet może z prawdziwych detali stworzyć fałszywy obraz.
Do roku 2008 rodzinna fundacja Mercera przeznaczała pieniądze
w większości na sprawy marginalne. Mercer pomagał finansować prace
Arthura
Robinsona,
biochemika
z
południowego
Orgeonu,
kolekcjonującego tysiące fiolek ludzkiego moczu w przekonaniu, że posiadł
klucz do zapewnienia ludziom dłuższego życia. Mercer zaprenumerował
biuletyn
Robinsona,
w
którym
twierdził
on,
że
niski
poziom
promieniowania jądrowego nie jest bardzo szkodliwy, a może być nawet
korzystny i że nauka o klimacie to mistyfikacja. Mercer przekazał
Robinsonowi 1,4 miliona dolarów na zakup chłodni do przechowywania
jego zbiorów próbek moczu9.
Gdy w roku 2008 Barack Obama został wybrany na prezydenta, Mercer,
wart wówczas kilkaset milionów dolarów, zaczął dokonywać znaczących
darowizn o charakterze politycznym. Dwa lata później, gdy Robinson
kandydował do Kongresu, Mercer wpłacił 300 tysięcy dolarów na
sfinansowanie napastliwych reklam wymierzonych w jego oponenta z partii
Demokratów, kongresmena Petera DeFazio, który chciał uszczelnić luki
podatkowe i obłożyć nowymi podatkami określony rodzaj transakcji
finansowych. Mercer nigdy nie powiedział Robinsonowi, że sponsorował te
reklamy. (Robinson przegrał w tym zaskakująco wyrównanym wyścigu).
Pojawienie się Mercera jako szeroko znanego prawicowego darczyńcy
sprawiło, że niektórzy ludzie z kręgów partii Republikańskiej zaczęli się
drapać po głowach. Wielu poważnych ofiarodawców chce czegoś od
polityków i zazwyczaj jest dość jasne, o co im chodzi. Mercer nigdy o nic
nie prosił w zamian za swoje pieniądze. Działacze polityczni doszli do
wniosku, że jest on rzadkim przykładem człowieka, ideologiem kierującym
się odwiecznymi zasadami. Był bardzo podejrzliwy wobec rządu
i niechętny establishmentowi, co przynajmniej częściowo wynikało
z frustrujących doświadczeń tego lata, kiedy pisał kody dla bazy lotnictwa
w Nowym Meksyku. Podobnie jak wielu innych konserwatystów, Mercer
także żywił wielką niechęć do Billa i Hillary Clintonów.
Gdy w roku 2010 Mercer skończył sześćdziesiąt cztery lata, był
przekonany, że rząd powinien odgrywać w społeczeństwie minimalną rolę,
między innymi dlatego, że usprawiedliwia nieudolność. Mercer przez
większość życia pracował w sektorze prywatnym i nie wykazywał zbyt
dużego zainteresowania służbą publiczną, nie miał więc wielkiego
doświadczenia, na którym mógłby się oprzeć, gdy formułował ten pogląd.
Mimo to, jak twierdzili koledzy, nurtowały go błędy polityki i rzekoma
hipokryzja wybieranych władz. Podkreślał znaczenie osobistej wolności.
Niektórzy uważali go za „ekstremalnego libertarianina”. Ayn Rand mogła
sobie wyobrażać takiego bohatera jak Mercer – wysokiego, niezwykle
przystojnego indywidualistę, będącego wielkim zwolennikiem kapitalizmu,
zawsze racjonalnego i opanowanego.
Teraz, gdy posiadał niewyobrażalne bogactwo, mógł chcieć zrobić coś, co
wskaże narodowi nowy kierunek. Moment był idealny. W roku 2010 Sąd
Najwyższy wydał przełomowy werdykt w sprawie finansowania kampanii
wyborczych, w której konserwatywna organizacja non profit Citizens
United występowała przeciw Federalnej Komisji Wyborczej (Citizens
United v. Federal Election Commission), stwierdzając, że wspieranie
wyborów przez zamożnych darczyńców i inne podmioty jest formą
wolności słowa chronioną przez Pierwszą Poprawkę [do konstytucji Stanów
Zjednoczonych Ameryki]. Ta decyzja utorowała drogę super PACom*,
które mogły przyjmować nieograniczone kwoty na wspieranie kandydata,
jeśli tylko oficjalnie nie koordynowały kampanii.
* PAC (Political Action Committee) – zorganizowana grupa aktywnie wpływająca
na wybory kandydatów do ciał przedstawicielskich w Stanach Zjednoczonych,
której celem jest wspieranie tych kandydatów, którzy głoszą realizację celów
zgodnych z zamierzeniami grupy lub zwalczania tych, którzy sprzeciwiają się tym
celom. W odróżnieniu od zwykłych komitetów wyborczych PAC nie są
nastawione na popieranie pojedynczych kandydatów, lecz na forsowanie swoich
interesów poprzez wspieranie lub zwalczanie wielu kandydatów. Prawo
amerykańskie nakazuje, by każdy PAC przedstawiał finansowy raport wspierania
ugrupowań politycznych. Prawo federalne dokładnie określa maksymalną sumę,
jaką PAC może wesprzeć inne organizacje – przyp. tłum. za Wikipedia, dostęp
28 lutego 2020.
Po tej decyzji Simons zaczął bardzo hojnie dotować sprawy Demokratów,
a Mercer przystąpił do wspierania polityków z partii Republikanów.
Ogromna potrzeba prywatności ograniczała aktywność Mercera, podobnie
jak jego zaangażowanie w sprawy Renaissance’u. To jego średnia córka
Rebekah zaczęła pokazywać się na konserwatywnych imprezach, na
których zbierano datki, i uczestnicząc w innych zgromadzeniach, stając się
publiczną twarzą rodziny i osobą kształtującą jej strategię polityczną.
Rebekah była dość charakterystyczną postacią. „Bekah”, jak nazywali ją
przyjaciele i członkowie rodziny, była wysoka, miała kasztanowe włosy.
Lubiła błyskotki, nosiła kocie okulary w stylu lat 50. i przypominała nieco
aktorkę Joan Cusack. Ukończyła studia w dziedzinie biologii i matematyki
na Uniwersytecie Stanforda. Przez kilka lat pracowała z Magermanem
w Renaissance’ie, po czym odeszła, aby zająć się domową edukacją swoich
dzieci i prowadzeniem wraz z siostrami wykwintnej cukierni.
O Rebece pierwszy raz stało się głośno wiosną 2010 roku, kiedy wraz ze
swoim przyszłym mężem Sylvainem Mirochnikoffem wydała 28 milionów
dolarów
na
zakup
sześciu
sąsiadujących
ze
sobą
apartamentów
w czterdziestojednopiętrowym wieżowcu Heritage obok Trump Place
w Upper West Side na Manhattanie, tworząc triplex z siedemnastoma
sypialniami, dwukrotnie większy od Gracie Mansion, rezydencji burmistrza
Nowego Jorku10.
Przez jakiś czas Rebekah i jej ojciec wspierali tradycyjne prawicowe
grupy i sprawy takie jak Freedom Partners Action Fund, konserwatywny
komitet, prowadzący działalność polityczną, założony przez miliarderów
i przemysłowców Charlesa i Davida Kochów, czy Heritage Foundation.
Czasami Rebekah, trzymając się pod rękę z Bobem, pojawiała się na
imprezach prowadzących zbiórki pieniędzy. Rebekah, bardziej towarzyska
z tej dwójki, brała na siebie większość rozmów, a ojciec stał obok niej
w milczeniu.
Mercerowie szybko jednak stracili cierpliwość do funkcjonujących od
dawna organizacji i obrali bardziej kontrowersyjny kierunek, przekazując
milion dolarów grupie publikującej agresywne reklamy sprzeciwiające się
proponowanej budowie meczetu w pobliżu World Trade Center Ground
Zero na Dolnym Manhattanie11. Później, w roku 2011, Mecerowie poznali
na konferencji konserwatywnego radykała Andrew Breitbarta. Niemal
natychmiast
zainteresowali
się
jego
skrajnie
prawicową
agencją
informacyjną Breitbart News Network i wyrazili zainteresowanie
finansowaniem jej działalności. Breitbart przedstawił Mercera swojemu
przyjacielowi Steve’owi Bannonowi, byłemu bankierowi z Goldman Sachs,
który przygotował wstępne warunki finansowe, na jakich rodzina Mercerów
zakupiła 50-procentowy udział w Breitbart News za 10 milionów dolarów.
W marcu 2012 roku Breitbart zasłabł i upadł na chodnik w Los Angeles.
Zmarł na niewydolność serca w wieku czterdziestu trzech lat. Bannon
i Mercerowie zwołali w Nowym Jorku nadzwyczajne zebranie, aby określić
przyszłość agencji i podjąć decyzję o wyborze Bannona na dyrektora
wykonawczego organizacji. Z czasem zyskała ona popularność jako „altright”*, luźny konglomerat grup, również takich, które głosiły zasadę
wyższości białej rasy i uważały imigrację i wielokulturowość za
zagrożenie. (Bannon wolał nazywać siebie gospodarczym nacjonalistą
i twierdził, że elementy rasistowskie zostaną „wypłukane” z ruchu
populistycznego).
* Alt-right, alternative right – niejednorodny ruch polityczny obejmujący skrajnie
prawicowe ideologie, które odrzucają wiele postulatów konserwatyzmu głównego
nurtu – przyp. tłum. za Wikipedia, dostęp 27 lutego 2020.
Po przegranej Mitta Romneya w wyborach prezydenckich w 2012 roku,
Mercerowie stali się jeszcze bardziej rozczarowani establishmentem. To był
rok, kiedy Rebekah stanęła przed tłumem zwolenników Romneya
w University Club of New York* i wygłosiła ostrą i drobiazgową krytykę
Partii Republikańskiej, twierdząc, że brak istotnych danych i nieudolne
działania w pozyskiwaniu ich, uniemożliwiły republikańskim kandydatom
wygraną. Powiedziała, że nadszedł czas, by „uchronić Amerykę, aby nie
stała się taka, jak socjalistyczna Europa”12.
* Prywatny klub towarzyski zlokalizowany przy Piątej Alei w Nowym Jorku – przyp.
tłum.
Bannon pomógł Mercerowi w sfinalizowaniu inwestycji w firmę
analityczną Cambridge Analytica, będącą amerykańskim ramieniem
prowadzącej badania behawioralne brytyjskiej firmy SCL Group.
Cambridge Analytica specjalizowała się w zaawansowanym przetwarzaniu
danych. Mercer nauczył się parsowania takich danych w Renaissance’ie.
Był to właśnie taki rodzaj informacji, jakiego według Rebeki zabrakło
w GOP*. Przekonywała organizacje finansowane przez jej rodzinę, by
wykorzystały wyrafinowane techniki, jakimi dysponowała Cambridge
Analytica.
* „Grand Old Party” – Wielka Stara Partia, zwyczajowe określenie Partii
Republikańskiej – przyp. tłum.
W roku 2013 Patrick Caddell, były ankieter Demokratów, który później
stał się krytyczny wobec tej partii, podzielił się swoimi danymi z Robertem
Mercerem, sugerując, że wyborcy są alienowani zarówno przez obie partie,
jak i większość kandydatów głównego nurtu. Mercer poprosił Caddella, aby
wykonał kolejną rundę sondaży. Sam także gromadził własne dane. Doszedł
do wniosku, że następuje zasadnicza zmiana13.
– Mój Boże, to zupełnie nowy świat – powiedział do Caddella.
=
W lutym 2014 roku Mercer i inni konserwatywni darczyńcy polityczni
spotkali się w nowojorskim hotelu Pierre, by porozmawiać o strategii
wyborów prezydenckich w 2016 roku. Mercer powiedział uczestnikom, że
widział dane wskazujące, że Republikanie głównego nurtu, tacy jak Jeb
Bush czy Marco Rubio, będą mieli problemy z wygraną. Przekonywał, że
tylko prawdziwi outsiderzy, rozumiejący i czujący frustracje wyborców,
mogą odnieść zwycięstwo. Dla innych jego dane nie były jednak
przekonujące.
Wraz z Rebeką rozpoczął poszukiwania outsidera, który mógłby
spowodować przetasowania w Waszyngtonie.
– To kwestia filozoficzna – twierdził Caddell. – Ludzie myślą, że
establishment zawiódł i służy samemu sobie.
Poszukując wskazówek, Mercer zwrócił się do Bannona. W tym czasie
znacznie wzrósł ruch w sieci Breitbarta, co potwierdzało, że warto wierzyć
w tego politycznego prowokatora. Gdy Mercer gościł Bannona na swoim
203-stopowym jachcie Sea Owl (prawie 62-metrowy) – jeszcze jedna sowa
w nazwie – Bannon nosił szorty, swobodnie przeklinał, bekał i zachowywał
się tak, jakby miał bardzo bliskie relacje z gospodarzem, twierdzili inni
goście. Bannon poradził Mercerom, w jakie przedsięwzięcia polityczne
i
medialne
powinni
inwestować
i
przyprowadzał
potencjalnych
beneficjentów do tripleksu Rebeki przy Trump Place*.
* Poproszony o komentarz Bannon, powiedział, że są pewne „niezgodności
faktów” w tym opisie wydarzeń towarzyszących wyborom i jego kontaktów
z Mercerami, choć nie chciał wskazać tych nieścisłości. „Chłopie, przecież to nie
moja pieprzona książka” – napisał w e-mailu.
Wpływy Mercera sięgnęły aż za Atlantyk. Po otwarciu w roku 2012 biura
w Londynie, Breitbart zaczął wspierać polityka i byłego tradera
kontraktami surowcowymi Nigela Farage’a, podejmującego pierwsze próby
promowania idei wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, aby
rodzący się pomysł przekształcić w ideę głównego nurtu. Z czasem zostali
przyjaciółmi.
W roku 2015 w Cambridge Analytica toczyły się dyskusje, w jaki sposób
można pomóc liderom grupy politycznej Leave.EU, wspierającej wyjście
Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Bannon stał się jednym z adresatów
e-maili wymienianych między tymi dwiema grupami, choć nie jest pewne,
czy je czytał i czy na nie odpowiadał. W kolejnym miesiącu Leave.EU
publicznie rozpoczęło kampanię mającą przekonać brytyjskich wyborców
do wsparcia wyjścia z Unii w referendum. Oficjele z Cambridge Analytical
odmówili jednak przyjęcia wynagrodzenia za prace wykonywane dla
Leave.EU14.
– Jeśli nawet firma nie otrzymała zapłaty za swoje usługi, to jednak
stworzyła podstawy Leave.EU – twierdzi dziennikarka Jane Mayer15.
W czerwcu 2016 roku Wielka Brytania zagłosowała za opuszczeniem
Unii Europejskiej. Farage był jednym z przywódców tej kampanii, mimo że
Leave.EU nie została wybrana na oficjalnego organizatora tego
przedsięwzięcia.
– Brexit nie byłby możliwy bez Breitbartu – mówi Farage16.
=
Gdy w roku 2016 rozpoczęła się kampania prezydencka, Mercerowie na
początku wspierali senatora z Teksasu Teda Cruza będąc pod wrażeniem
jego dążenia do zawieszenia działalności rządu (ang. shutdown) z powodu
obaw o wysokość długu w 2013 roku. Przekazali pro-Cruzowskiemu PACowi ponad 13 milionów dolarów. Gdy Cruz odpadł z wyścigu w maju tego
roku, Rebekah przyjęła zaproszenie na lunch w Trump Tower z córką
Donalda Trumpa Ivanką i jej mężem Jaredem Kushnerem. Przy kanapkach
i sałatkach panie znalazły wspólny język, rozmawiając między innymi
o tym, jak to jest być rodzicem małych dzieci17.
Wkrótce Mercerowie przekierowali swojej poparcie na Trumpa, który już
wtedy był faktycznym kandydatem partii. Utworzyli super PAC mający
zwalczać Hillary Clinton, a odpowiedzialność za kierowanie tą organizacją
objęła Kellyanne Conway, weteranka badań opinii publicznej dla
Republikanów. Ostatecznie Mercerowie zostali tymi, którzy udzielali
Trumpowi największego wsparcia finnasowego.
W połowie lata Trump zaczął tracić w stosunku do Clinton i zwycięstwo
wydawało się niepewne. W sobotę 13 sierpnia „New York Times”
opublikował na pierwszej stronie artykuł szczegółowo opisujący chaos
panujący w kampanii. Trump nie korzystał z promptera podczas swoich
przemówień, nie potrafił trzymać się głównego wątku i nie był w stanie
zapobiec
kompromitującym
wyciekom.
Darczyńcy
Republikanów
wycofywali się, a zdecydowane zwycięstwo Clinton wydawało się
możliwe, a nawet bardzo prawdopodobne.
W drugiej połowie tego dnia Bob Mercer zadzwonił do Bannona i zapytał,
co można zrobić, żeby temu zaradzić. Bannon przedstawił mu kilka
różnych pomysłów, między innymi sugerując, by Conway częściej
pojawiała się w telewizji i broniła Trumpa.
– To wspaniały pomysł – powiedział Mercer.
Jeszcze tego samego dnia Mercerowie wsiedli do helikoptera i udali się
do położonej przy plaży w East Hampton posiadłości Woody’ego Johnsona,
właściciela New York Jets, gdzie zgromadzili się ludzie wspierający GOP,
w tym tacy inwestorzy z Wall Street jak Carl Icahn i Steve Mnuchin, by
spotkać się z Trumpem. Z egzemplarzem „Timesa” w ręku, Rebekah
ruszyła prosto do kandydata na prezydenta.
– Niedobrze – oznajmił Trump.
– Nie, nie niedobrze, po prostu koniec – odpowiedziała Trumpowi. –
Chyba że dokonasz zmiany.
Powiedziała Trumpowi, że zna sposób, by pomóc mu wygrać
w wyborach.
– Trzeba wprowadzić Steve’a Bannona i Kellyanne Conway –
powiedziała. – Rozmawiałam z nimi. Oni to zrobią18.
Następnego dnia Bannon przyjechał Uberem do Trump National Golf
Club w Bedminster w stanie New Jersey. Niecierpliwie czekał, aż Trump
skończy rozgrywać rundę golfa, zjadł kilka hot dogów, z przyjemnością
zakończył posiłek lodami, a potem dokonał prezentacji.
– Nie ma wątpliwości, że wygrasz – powiedział Trumpowi. – Musisz się
tylko zorganizować.
Już wkrótce Bannon został szefem kampanii, a Conway była jej
menedżerką. W telewizji była wszechobecna i skuteczna. Bannon pomagał
w utrzymaniu porządku w kampanii, dbając o to, by Trump skupiał się na
dwóch rzeczach: dyskredytowaniu osoby Clinton i promowaniu formy
nacjonalizmu, który Bannon nazwał „America First” (Po pierwsze
Ameryka). To hasło wydawało się odbijać echem krótką historię America
First
Committee,
grupy
wywierającej
naciski
mające
zapobiec
zaangażowaniu się Stanów Zjednoczonych w II wojnę światową przeciwko
Adolfowi Hitlerowi.
Bannonowi udało się pozytywnie wpłynąć na zachowanie Trumpa, ale nie
był w stanie nic zrobić z jego wcześniejszymi działaniami. Siódmego
października „Washington Post” opublikował artykuł na temat materiału
zaczerpniętego z programu telewizyjnego Access Hollywood (Droga do
Hollywood), w którym Trump w lubieżny i dobitny sposób przechwalał się,
że całował kobiety, obmacywał i próbował zaciągać do łóżka.
– Gdy jesteś gwiazdą, pozwalają ci na to – mówił.
Republikanie głównego nurtu
potępili
Trumpa,
ale Mercerowie
skwapliwie wygłaszali słowa poparcia.
– Jego sprośne przechwałki nie robią na nas żadnego wrażenia –
oświadczyli. – Mamy bronić kraju i jest tylko jedna osoba, która może to
zrobić. My, Amerykanie w całym kraju i na świecie, wytrwale stoimy u
boku Donalda J. Trumpa.
=
Jim Simons był rozdarty.
Odkąd wraz z przyjacielem z dzieciństwa Jimem Harpelem przejechał
przez cały kraj i zobaczył, z jakimi trudnościami zmagają się mniejszości
etniczne i inni ludzie, stał się lewicujący. Czasami wspierał kandydatów
Republikanów, ale zazwyczaj był za Demokratami. W połowie 2016 roku
został najważniejszym stronnikiem super PAC-u Partii Demokratów,
prowadzącego działania pod hasłem „Priorities USA” (Priorytety USA)
i będącego kluczowym orędownikiem kandydatów Demokratów do Izby
Reprezentantów i Senatu. Do końca roku przekazał ponad 27 milionów
dolarów na cele Partii Demokratycznej. Marylin Simons była jeszcze
bardziej liberalna niż jej mąż, a syn Jima, Nathaniel, założył fundację non
profit
zajmującą
się
łagodzeniem
skutków
zmian
klimatycznych
i promowaniem czystej energii, czyli sprawami, które kampania Trumpa na
ogół wyśmiewała lub ignorowała.
Gdy wpływy polityczne Boba Mercera wzrosły, a jego wsparcie dla
kampanii Trumpa rozszerzyło się, do Simonsa zaczęły docierać skargi
współpracowników i innych osób. Większość z nich przychodziła mniej
więcej z tym samym pytaniem: Czy możesz coś z nim zrobić?
Simons był w trudnej sytuacji. Dopiero niedawno dowiedział się
o przymierzu Mercera z Bannonem i poznał niektóre z jego opinii
politycznych. Nie mógł zrozumieć, jak naukowiec może z takim
lekceważeniem odnosić się do zagrożenia związanego z globalnym
ociepleniem i nie zgadzał się z jego poglądami. Ale wciąż go lubił. Tak, to
prawda, że był trochę ekscentryczny i często mało komunikatywny, ale
zawsze odnosił się do Simonsa z sympatią i szacunkiem.
– To fajny facet – przekonywał przyjaciela. – Może robić ze swoimi
pieniędzmi, co chce. Cóż mogę zrobić?
Zresztą Mercer bardzo pomógł Medallionowi w dokonaniu kilku
najważniejszych przełomów. Simons zwrócił uwagę kilku przyjaciołom, że
zwolnienie kogoś z powodów politycznych jest niezgodne z prawem.
– Osiągnięcia zawodowe i poglądy polityczne to dwie różne sprawy –
powiedział do kogoś.
Zarówno Medallion, jak i RIEF osiągały bardzo dobre wyniki, a Mercer
robił naprawdę dobrą robotę, prowadząc Renaissance wraz z Brownem,
który z kolei nie poświęcał aż tak dużo czasu wyborom. Brown nie lubił
wydawać pieniędzy. Powiedział też przyjacielowi, że doświadczenia jego
żony w pracy dla rządu zniechęciły go do polityki. Co najmniej jednej
osobie Brown powiedział też, że wybory mogły nawet pomóc funduszowi
hedgingowemu, wprowadzając na rynki finansowe większą zmienność.
Mercer zajmował się polityką poza firmą. Nie było żadnych oczywistych
symptomów, że jego zewnętrzne działania mają jakikolwiek negatywny
wpływ na firmę, osłabiając u Simonsa chęć do podejmowania w związku
z tym jakichś działań.
Z czasem jednak to się zmieniło.
=
W dniu wyborów drużyna Trumpa nie sądziła, że ma on szansę na wygraną.
Zespół
zajmujący
się
przetwarzaniem
danych
dla
Republikanów
prognozował, że Trump nie uzyska więcej niż 204 głosy elektorów i że
dostanie srogie baty w kluczowych stanach. Pracownicy i inne osoby
obecne w kampanijnej sali narad wojennych w Trump Tower, w której
kiedyś kręcono program telewizyjny The Apprentice (Praktykant), byli
przygnębieni. Minutę po piątej po południu David Bossie, bliski sojusznik
Bannona i Conway, który również na życzenie Boba i Rebeki został
włączony w kampanię, odebrał telefon z informacją o danych z badania
early exit poll. Dowiedział się, że Trump przegrywał w ośmiu z jedenastu
kluczowych stanów, tracąc od 5 do 8 punktów procentowych.
Gdy wiadomość została przekazana Trumpowi, zatrzasnął klapkę telefonu
i rzucił nim w kąt pokoju.
– Co za strata czasu i pieniędzy – powiedział, nie kierując tego do nikogo
konkretnego.
Około dziewiątej do sali wojennej wszedł Bob Mercer w eleganckim,
trzyczęściowym szarym garniturze. Bannon widząc ten strój zażartował, że
ktoś zaprosił Bogatego Wujka Pannybagsa, maskotkę z Monopoly.
W pokoju pojawiła się też Melania Trump i dzieci Trumpa, kandydat na
wiceprezydenta, gubernator stanu Indiana, Mike Pence, gubernator New
Jersey Chris Christie i inni. Jedli pizzę i wpatrywali się w ścianę
z sześcioma siedemdziesięciopięciocalowymi telewizorami pokazującymi
programy różnych sieci.
Gdy pojawiło się więcej rozczarowujących danych, Trump sposępniał.
– Hej, geniusze – powiedział do swojego zespołu. – Jak to się nam
sprawdza?
W pewnym momencie zadzwonił Tucker Carlson z Fox News. – On nie
wygra, prawda?
A potem wyniki zaczęły się zmieniać. Około pierwszej w nocy
uradowany Trump zwrócił się do Bossiego – Dave, wierzysz w to?
Zaczęliśmy to przecież tylko po to, żeby się trochę zabawić.
O 2:20 nad ranem do Conway zadzwonił redaktor z Associated Press.
– O którym stanie mówisz? – zapytała.
– Nie mówię o stanie – odpowiedział. – Mówię o ostatecznym wyniku19.
=
W miarę jak zbliżały się wybory, Simons zaczął okazywać zaniepokojenie.
Clinton prowadziła we wszystkich sondażach, ale wydawało się, że
popełnia strategiczne błędy w politycznych kalkulacjach. Jej zespół
skontaktował się z Simonsem, aby powiedzieć, że jeśli zamierza jeszcze
w tym roku dokonać jakichś darowizn na cele polityczne, to powinien
wesprzeć starania partii o przejęcie kontroli nad Senatem. Obóz Clinton był
tak pewny zwycięstwa, że uznał za zbędne dodatkowe wsparcie kampanii,
którą prowadził.
W wieczór wyborczy Jim i Marylin oglądali wyniki w domu przyjaciół.
Cała grupa, wszyscy zwolennicy Clinton, zebrała się wokół telewizora. Byli
zdenerwowani, ale optymistyczni. Gdy pojawiły się wyniki i powoli
zaczęło stawać się jasne, że Trump ma szanse na wygraną, zapanował
posępny nastrój. Około 21:30 Simons miał dość.
– Wracam do domu się napić – powiedział do Abego Lackmana, swojego
doradcy politycznego. – Chcesz pójść ze mną?
Simons i Lackman w ciszy sączyli czerwone wino, oglądając Trumpa
przypieczętowującego swoje zwycięstwo. Przed północą wyłączyli
telewizor. Wystarczająco dużo już widzieli.
– Byliśmy bardzo przygnębieni – powiedział Lackman.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
G
dy Jim Simons podniósł wzrok, zobaczył kilkanaście twarzy
wpatrujących się w niego z niepokojem.
Był ranek 9 listopada 2016 roku, dzień po wyborach prezydenckich.
Blisko pięćdziesięciu naukowców, badaczy i innych pracowników Simons
Fundation spontanicznie zebrało się w otwartym pomieszczeniu na
dziewiątym piętrze budynku na Dolnym Manhattanie, w którym mieściła
się siedziba fundacji. Próbowali dojść do siebie po tym, co się stało.
Pomieszczenie wypełniały promienie słońca, ale niemal każdy uczestnik
tego zgromadzenia był ponury. Wszyscy martwili się o przyszłość kraju
i swoją własną. Powszechnie było wiadomo, że Simons był jednym
z największych darczyńców wspierających kampanię prezydencką Hillary
Clinton. Teraz pracownicy fundacji obawiali się, że administracja Trumpa
weźmie na celownik fundacje charytatywne, w tym fundację Simonsa.
Niektórzy zastanawiali się, czy za karę fundacja nie zostanie pozbawiona
przysługujących jej ulg podatkowych.
Rozmowy ucichły, gdy stojący przy rzędzie wind, ubrany w granatową
sportową marynarkę i jasnobrązowe chinosy Simons zaczął mówić.
W wyważonych słowach przypomniał pracownikom, jak ważna jest ich
praca. Powiedział, że badania nad autyzmem, zrozumienie początków
Wszechświata i inne wartościowe przedsięwzięcia to projekty
długoterminowe, które trzeba realizować. – Pracujcie dalej i starajcie się nie
zwracać uwagi na zawirowania polityczne.
– Wszyscy jesteśmy rozczarowani – mówił. – Najlepsze, co możemy
zrobić, to skupić się na swojej pracy.
Wszyscy powoli wrócili na swoje miejsca, niektórzy odzyskali spokój.
=
Simons był w ponurym nastroju, ale za to Bob tryskał radością.
Mercer, jego córka Rebekah i reszta rodziny przygotowywali się do
wydawanego przez nich świątecznego przyjęcia, które co roku odbywało
się na początku grudnia w rodzinnej posiadłości Owl’s Nest na Long Island.
Mercer nieszczególnie lubił rozmawiać z kolegami i innymi osobami, ale
uwielbiał te imprezy przebierańców. Jego rodzina od 2009 roku zapraszała
setki przyjaciół, partnerów biznesowych i inne osoby do swojej posiadłości
na tematyczną imprezę kostiumową.
Bardziej towarzyska żona Mercera, Diana, zazwyczaj była jedną
z centralnych postaci tych zabaw. Mercer wolał siedzieć spokojnie w kącie
z wnukami albo grać w pokera z jednym z zawodowych dealerów
zapraszanych specjalnie na ten wieczór.
Tegoroczne świętowanie miało mieć wyjątkowy charakter i nawet od
Mercera oczekiwano, że przyłączy się do zabawy. Na tę okazję wybrano
motyw „Złoczyńcy i bohaterowie”, a na zaproszeniach widniał centurion
z mieczem w dłoni, czyhający w starożytnych ruinach na wężowłosą
Meduzę. Mercerowie kierowali gości na sekretną stronę internetową, gdzie
otrzymywali oni sugestie co do przebrań za postaci z filmów, programów
telewizyjnych, komiksów i codziennego życia; między innymi Supermana,
Kapitana Hooka czy Matkę Teresę1.
Gdy w niedzielę po południu rozpoczęła się zabawa, inwestor i zwolennik
Trumpa Peter Thiel, przebrany za Hulka Hogana, pojawił się u boku
Kellyanne Conway w kostiumie Superwoman. Steve Bannon przyszedł
przebrany za siebie samego, prawdopodobnie ku uciesze tych, których
zachwycała jego wywrotowa działalność polityczna, albo na znak, że był
bohaterem wyborów. Jeśli chodzi o Mercerów, Bob był przebrany za
Magika Mandrake, superbohatera komiksowego hipnotyzującego obiekty
swoich ataków, a Rebekah za Czarną Wdowę, pokrytą od stóp do głowy
czarnym lateksem.
Szeptano, że w drodze na przyjęcie jest Donald Trump, który na chwilę
oderwie się od oficjalnych spotkań powyborczych i pilnych decyzji
gabinetu, by dołączyć do biesiadników. Kilka lat wcześniej Mercer był
tylko jednym z ekscentrycznych quantów. Dotychczas był znany z tego, że
kolekcjonował broń, wspierał działalność entuzjasty badań moczu i inne
dość niecodzienne przedsięwzięcia, był tym, który pomógł swojemu
enigmatycznemu funduszowi hedgingowemu pokonać rynek. A teraz
prezydent elekt Stanów Zjednoczonych wyrusza na Long Island, by złożyć
mu hołd. Dzięki temu, że wydali 26 milionów dolarów na wspieranie celów
Republikanów, że córka Mercera naciskała na Trumpa, by wykorzystał
Bannona i Conway do ożywienia swojej kulejącej kampanii, że Breitbert
News niezachwianie wspierał tę kampanię, Bob i Rebekah Mercer znaleźli
się wśród osób najbardziej zasłużonych dla szokującego zwycięstwa
Trumpa2.
– Mercerowie stworzyli grunt pod trumpowską rewolucję – mówi
Bannon. – Niezaprzeczalnie, gdy spojrzymy na darczyńców z ostatnich
czterech lat, widać, że spośród wszystkich to właśnie oni mieli największy
wpływ3.
Prezydent elekt wraz ze swoją świtą zajechał ciężkim, czarnym SUV-em.
Wysiadł z samochodu. Miał na sobie czarny płaszcz, ciemny garnitur
i krawat w szachownicę, ale nie miał kostiumu. Przeszedł wśród gości,
zatrzymując się, by przywitać się z Mercerem, a potem przemówił do
tłumu. Zażartował, że właśnie odbył z Mercerem swoją najdłuższą
rozmowę – zamienili4 „dwa słowa”. Wychwalał Mercerów za wsparcie
swojej kampanii i podziękował Bobowi i jego córce, że namówili go na
zaangażowanie Bannona, Conway, Bossiego do prowadzenia kampanii, co
zapewniło jej niezbędną – jak to nazwał – „organizację”. Potem dołączył do
Mercerów, Bannona i Conway przy głównym stole.
Po wyborach Mercer skupił się na prowadzeniu Renaissance’u, tak jak
zawsze, blisko współpracując z Brownem. Nie sprawiał wrażenia
zainteresowanego objęciem funkcji ambasadora ani żadną inną oczywistą
nagrodą, często przypadającą w udziale osobom wspierającym zwycięzców
wyborów prezydenckich. Natomiast Bannon został głównym strategiem
Białego Domu, a Conway doradczynią prezydenta, zapewniającą
Mercerowi niespotykany dostęp do Trumpa. Mercer stał się jednym
z najważniejszych mecenasów Partii Republikańskiej i nadal kontrolował
Breitbart News, przez co miał ogromny wpływ na dominujące,
antyestablishmentowe skrzydło partii.
Rebekah Mercer objęła bardziej kreatywną rolę w nowej administracji.
Całymi tygodniami przesiadywała w biurze Bannona w Trump Tower,
doradzając mu w wyborze kandydatów do gabinetu Trumpa. Mercer
skutecznie lobbowała za wyborem senatora Jeffa Sessionsa na stanowisko
Prokuratora Generalnego, usilnie starała się zapobiec objęciu funkcji
sekretarza stanu przez Mitta Romneya i odegrała znaczącą rolę w wyborze
prawnika Jaya Claytona na stanowisko szefa US Security and Exchange
Commission (Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd),
mimo że jej wpływ na tę decyzję wywoływał zdziwienie ze względu na
stanowisko ojca – dyrektora współzarządzającego jednym z największych
w kraju funduszy hedgingowych. Później prezydent zwrócił się do jednego
z wieloletnich współpracowników Rebeki Mercer, Leonarda Leo,
kierującego konserwatywną organizacją Federalist Society, z prośbą
o doradzanie przy wyborze niemal wszystkich kandydatów na sędziów. Ona
sama miała również plany prowadzenia zewnętrznej grupy mającej
wspierać działalność Trumpa.
Rebekah Mercer stawała się osobą publiczną. Na początku roku magazyn
„GO” uznał Mercer za siedemnastą najbardziej wpływową osobę
w Waszyngtonie, nazywając ją „Pierwszą Damą alt-rightu”. Wpływy
polityczne rodziny w połączeniu z nieustannym wspieraniem prezydenta
elekta, wydawały się gwarantowane.
=
David Magerman był załamany.
Uważał siebie za politycznego centrowca i czasami głosował na
kandydatów Republikanów. Kampania 2016 roku była jednak czymś
zupełnie innym. Trump dyskredytował imigrantów, mówił o przesunięciu
funduszy ze szkół publicznych do społecznych i obiecywał miliardy
dolarów na zbudowanie muru chroniącego granicę z Meksykiem. Taka
postawa i polityka była w odczuciu Magermana nieprzemyślana, a nawet
okrutna. Obietnica zaostrzenia przepisów aborcyjnych martwiła
Magermana i przerażała jego żonę Debrę. Po wyborach Magerman usunął
niemal wszystkich z grupy swoich znajomych na Facebooku, licząc, że nic
nie będzie mu boleśnie przypominać o zwycięstwie Trumpa.
Po inauguracji Magerman zaczął ponownie zastanawiać się nad swoją
pracą. Pomyślał, że być może będzie w stanie pchnąć administrację
w
bardziej
umiarkowanym
kierunku.
Dotychczas
ten
czterdziestoośmiolatek poświęcił dziesięć lat pracy na rzecz spraw
związanych z edukacją. Był przekonany, że jego doświadczenie może być
pomocne dla zespołu Trumpa, lub że będzie mógł się przysłużyć w innych
obszarach.
W styczniu Magerman zadzwonił do Rebeki Mercer na jej numer
komórkowy, ale nie odebrała. Spróbował jeszcze raz i pozostawił
wiadomość, że chciałby pomóc. Doczekał się oddzwonienia, ale nie była to
Rebekah, tylko Bob Mercer. Pomimo swojej zwyczajowej nieśmiałości,
Mercer sprawiał wrażenie chętnego do dyskusji o przymiotach Trumpa
i różnych kontrowersyjnych sprawach politycznych. Nie zgadzali się co do
zmian klimatycznych, Obamacare i sensowności muru na granicy, ale
rozmowa toczyła się w uprzejmym tonie.
– Rozwali to wszystko – powiedział Mercer o Trumpie.
– O to właśnie się martwię – odpowiedział Magerman. – Czy naprawdę
chcesz, aby na nowo zapanował strach przed wojną atomową? – zapytał
Magerman.
Mercer odparł, że w ogóle nie interesuje go wojna atomowa. Zanim się
rozłączył, dodał jeszcze, że miło mu było podyskutować, ale Magerman był
po tej rozmowie jeszcze bardziej sfrustrowany.
Postanowił poczekać i zobaczyć, co zrobią politycy nowej administracji.
To, co zobaczył, nie spodobało mu się. Pod koniec stycznia 2017 roku
Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze zakazujące na 90 dni osobom
z siedmiu krajów, w przeważającej mierze muzułmańskich, wjazdu do
Stanów Zjednoczonych i zawieszające możliwość wjazdu do kraju dla
wszystkich uchodźców z Syrii. Senat zatwierdził Sessionsa na stanowisku
Prokuratora Generalnego. Trump nadal starał się podważać wiarygodność
wywiadu i wszystkich ludzi mediów. I właśnie to coraz bardziej drażniło
Magermana.
Chciał coś zrobić, by ostudzić politykę tej administracji albo nawet
aktywnie jej przeciwdziałać, ale nie wiedział co. Planował darowizny dla
lokalnych Demokratów. Skontaktował się z działającą na rzecz praw
reprodukcyjnych organizacją non profit Planned Parenthood, zajmującą się
ochroną zdrowia seksualnego, oferując swoje wsparcie. Próbował też
skontaktować się z Jaredem Kushnerem, wpływowym zięciem Trumpa, aby
ostrzec go przed polityką uprawianą przez administrację i wpływem, jaki
miał Mercer, ale nie udało mu się do niego dotrzeć.
Męczyło
go
poczucie
winy.
Fundacja
Mercera
zainwestowała
w Medallion, więc miał odczucie, że osobiście pomógł Mercerowi
w zdobywaniu środków na objęcie urzędu przez Trumpa i zachęca do
prowadzenia polityki, którą uważa za obrzydliwą.
– Wkurza mnie to – powiedział do Debry, wzbierając gniewem. –
Napisałem programy, dzięki którym tacy bogaci biali faceci jak Mercer,
stają się jeszcze bogatsi.
W rozmowach telefonicznych z kolegami Magerman skarżył się na to, jak
Mercer przyłożył rękę do tego, że prezydentura Trumpa była w ogóle
możliwa. Opowiedział o rozmowie, którą odbył z Mercerem wiele lat
wcześniej, wspominając, że Mercer przekonywał, iż Afroamerykanom było
znacznie lepiej przed wejściem w życie Ustawy o prawach obywatelskich
(Civil Rights Act, ustawa z 1964 roku zakazująca dyskryminacji
w obiektach publicznych, zatrudnieniu i działalności finansowanej ze
środków federalnych).
Słowa krytyki ze strony Magermana dotarły do Mercera. Pewnego dnia,
gdy Magerman pracował w domu, zadzwonił jego telefon.
– Słyszałem, że chodzisz i opowiadasz, że jestem zwolennikiem
supremacji białej rasy – powiedział Mercer. – To absurdalne.
Magerman był zaskoczony tym zarzutem.
– To nie są moje słowa – wyjąkał w odpowiedzi swojemu szefowi.
Po chwili odzyskał równowagę.
– Ale jednak takie miałem wrażenie – powiedział, powołując się na
wcześniejsze
komentarze
Mercera
na
temat
Ustawy
o
prawach
obywatelskich.
– Jestem pewien, że nigdy tego nie powiedziałem – odparł Mercer.
A potem wyrecytował dane, które – według niego – potwierdzały, że
Afroamerykanie cieszyli się wyższym standardem życia w dekadzie
poprzedzającej wejście w życie tego prawa. Były to między innymi
statystyki pokazujące procentowy udział Afroamerykanów w różnych
grupach
zawodowych.
I
obiecał
wysłać
Magermanowi
książkę
potwierdzającą to, co mówił.
Jak twierdził, ustawa o prawach obywatelskich „zinfantylizowała”
Afroamerykanów, „uzależniając ich od rządu”.
Teraz Magerman miał już naprawdę dość.
– Bob, oni musieli korzystać z odrębnych łazienek i fontann wody pitnej!
Magerman nakreślił, co wzbudza jego obawy w polityce, retoryce
i obsadzie stanowisk przez Trumpa. Mercer odpowiedział, że nie jest
zaangażowany w żadne decyzje Trumpa ani jego bliskiego otoczenia; po
prostu chciał tylko zapobiec wyborowi Clinton.
Teraz Magerman naprawdę się zagotował.
– Jak możesz mówić, że nie jesteś zaangażowany! – krzyczał, wskazując
grupę stworzoną przez Rebekę Mercer do wspierania działań Trumpa oraz
jego stałe bliskie kontakty z Bannonem i Conway.
– Powinieneś się spotkać z Bannonem. To cudowny facet – powiedział
Mercer.
– Jeśli to, co robisz szkodzi krajowi, powinieneś przestać! – powiedział
Magerman do Mercera, zanim się rozłączyli.
Mercer nie sprawiał wrażenia szczególnie poruszonego tą rozmową. Był
przyzwyczajony do takiej wymiany zdań z bardziej liberalnymi
pracownikami. Dla niego takie dyskusje były prawie jak sport. Kilka dni
później wysłał do Magermana książkę, zatytułowaną Civil Rights: Rhetoric
or Reality? (Prawa obywatelskie: Retoryka czy rzeczywistość?), napisaną
w roku 1984 przez ekonomistę z Hoover Institution, Thomasa Sowella,
którą „New York Times” nazwał „brutalnie szczerą, wnikliwą i ważną”.
Autor książki twierdził, że mniejszości masowo zaczęły przechodzić do
lepiej płatnych zawodów wiele lat przed wejściem w życie Ustawy
o prawach obywatelskich i że akcja afirmacyjna spowodowała, że
pokrzywdzone przez los grupy mniejszości pozostały jeszcze bardziej
w tyle za białymi5.
Magerman mówi, że argumentacja Sowella „skupia się na wąskich
miarach finansowych, ale ignoruje czynniki ogólnoludzkie” i cytuje jedną
z wielu krytycznych opinii na temat książki, którą podzielał on i wielu
innych.
Rozmowa z Mercerem zaniepokoiła Magermana. Chciał coś zrobić, by
powstrzymać swojego szefa. Przeczytał dokładnie informator dla
pracowników Renaissance’u, by sprawdzić, z jakimi konsekwencjami
dyscyplinarnymi powinien się liczyć, jeśli głośno wyrazi swoje obawy.
Rozmawiał też z Peterem Brownem i Markiem Silberem, którzy stwierdzili,
że wątpią w rasistowskie komentarze Mercera. (Inny menedżer żartował, że
Mercer zbyt mało mówi, żeby ktokolwiek mógł stwierdzić, czy jest rasistą).
Magerman odniósł wrażenie z tych rozmów, że najprawdopodobniej jest
bezpieczny, krytykując Mercera, jeśli tylko postara się nie mówić
o Renaissance’ie.
W lutym Magerman wysłał e-mail do reportera „Wall Street Journal”*.
* Kto wie, czy nie był to autor książki.
– Jestem gotowy do działania. To już za wiele.
Podczas wywiadu będącego konsekwencją tej korespondencji, do którego
doszło w restauracji Magermana w Bala Cynwyd w Pensylwanii, zbytnio
się nie hamował.
– Jego poglądy wyrażają pogardę dla systemu bezpieczeństwa socjalnego,
którego on być może nie potrzebuje, ale większość Amerykanów tak –
powiedział Magerman. – Teraz do wprowadzania w życie swoich poglądów
używa pieniędzy, które ja pomogłem mu zarobić – wspierając Trumpa,
twierdząc, że rząd powinien zostać zredukowany do rozmiarów główki od
szpilki.
Magerman wyraził też obawę o własną przyszłość.
– Chciałbym myśleć, że to, co mówię, nie zagraża mojej pracy, ale jest
bardzo prawdopodobne, że mnie zwolnią – powiedział. – To praca mojego
życia; to ja prowadziłem grupę, która stworzyła system transakcyjny
dotychczas przez nich używany.
Gdy poranna, internetowa wersja tego wywiadu pojawiła się na stronie
gazety, Magerman odebrał telefon z Renaissance’u. Osoba reprezentująca
firmę powiedziała mu, że został zawieszony w obowiązkach bez
wynagrodzenia i ma zakaz jakichkolwiek kontaktów z firmą.
=
Wybory zaczęły być przyczyną dyskomfortu również dla Mercera.
Wraz z córką byli tak blisko związani z Bannonem i skrajnie prawicową
częścią Partii Republikańskiej, że stali się celem ataków ze strony tych,
którzy byli niezadowoleni z gwałtownego zwrotu kraju na prawo.
W pewnym momencie Komitet Demokratyczny Stanu Nowy Jork
zamieścił w telewizji reklamę ukazującą na ekranie twarze Boba i Rebeki
z komentarzem, że są „tymi ludźmi, którzy wspierali armię botów
w mediach społecznościowych Trumpa oraz ekstremistyczną agencję
Steve’a Bannona Breitbart News”.
W marcu 2017 roku około sześćdziesięciu demonstrantów zgromadziło
się przed domem Mercerów, potępiając finansowanie przez niego skrajnej
prawicy i żądając wyższych podatków od najbogatszych. Tydzień później
protestowała druga grupa, a uczestnicy nieśli transparenty z napisami
„Mercer płać podatki”. Policja zamknęła drogę przed Owl’s Nest, by
pomieścić protestujących, którzy w ulewnym deszczu przez wiele godzin
skandowali słowa krytyki wobec Mercera.
– Mercer odegrał główną rolę w doprowadzeniu do wyboru Donalda
Trumpa – powiedział Bill McNulty, osiemdziesięciodwuletni mieszkaniec
tej dzielnicy, który dołączył do grupy protestujących. – Widzieliśmy jak
niszczące i brudne są skutki wprowadzania korporacyjnych pieniędzy do
polityki6.
Jak twierdzą przyjaciele, Mercerom grożono śmiercią, co zmusiło rodzinę
do wynajęcia ochrony. Dla ludzi, którzy cenili swoją prywatność, rosnąca
niesława była zarówno szokująca, jak i niepokojąca.
=
Renaissance nie wiedział, co zrobić z Magermanem.
Firma rzadko zwalniała pracowników, nawet wtedy, gdy byli niewydajni,
niezainteresowani lub kłopotliwi. Po prostu ryzyko było zbyt duże. Nawet
przeciętni badacze i programiści byli wtajemniczeni w triki i interpretacje,
które mogłyby się okazać pomocne rywalom. To był jeden z powodów, że
Magerman czuł się komfortowo w rozmowie z Mercerem. Widział, że inni
wykazują się niesubordynacją i nie spotykają ich za to żadne konsekwencje.
Jednak Magerman popełnił jako pracownik kardynalny błąd. Zaatakował
publicznie swojego szefa, sugerując nawet, że jest on rasistą. Niewiele było
firm tak unikających rozgłosu, jak Renaissance. Dlatego właśnie wiele osób
z firmy miało opory przed powtórnym przyjęciem Magermana.
Sam Magerman miał mieszane uczucia. Zarobił w firmie tyle pieniędzy,
że nie musiał się martwić o nieprzyjemne konsekwencje finansowe
zwolnienia. Nienawidził tego, co Mercer robił krajowi i chciał powstrzymać
jego aktywność polityczną. Ale pamiętał też, jak miły był dla niego Mercer
i jego żona, gdy pierwszy raz przyszedł do firmy, jak zapraszali go na
kolacje do Friendly’s i na wspólne, rodzinne oglądanie filmów. Magerman
szanował Boba za inteligencję i kreatywność. Dużą częścią swojego ja
wciąż pragnął zadowalać człowieka, który miał wpływ na jego życie.
W tym czasie było to już dwadzieścia lat, jakie spędził w Renaissance’ie
i był firmie wdzięczny. Uznał, że jeśli mógłby nadal mówić o polityce
Mercera, wróciłby do dawnej pracy.
Rozmawiając o swojej przyszłości z Brownem i innymi, Magerman nie
ułatwiał im zadania.
– Nie mogę wziąć pieniędzy za to, że przestanę mówić – powiedział.
Pewnego razu odwiedził biuro na Long Island i był zaskoczony, jak wielu
pracowników przyjęło go nieprzyjaźnie. Wydawało się, że nikt nie chciał
narażać swojej pracy w firmie, oferując wsparcie Magermanowi. Nawet
skrajnie lewicowi pracownicy uważali, że w swoich protestach posunął się
zbyt daleko.
– Ludzie, co do których spodziewałem się, że będą przyjaźni i nie będą do
tego przywiązywać wagi, okazali się nieprzystępni – powiedział po tym
spotkaniu. – Patrzyli na mnie jak na złoczyńcę.
Pokonując różne przeszkody, obie strony wypracowały porozumienie, na
mocy którego Magerman mógł wrócić do owczarni, przy czym zostały
sprecyzowane warunki, co wolno mu mówić o Mercerze. Umowa jednak
nie została jeszcze sfinalizowana. Chcąc naprawić swoje relacje, Magerman
postanowił wziąć udział w turnieju pokera, odbywającym się 10 kwietnia
w hotelu St. Regis w Nowym Jorku na rzecz założonej przez Simonsa
organizacji non profit Math for America. To wydarzenie było długo
oczekiwanym, corocznym starciem między quantami, zawodowymi
pokerzystami i innymi graczami. Magerman wiedział, że będą tam Simons,
Mercer, Brown i inni menedżerowie z Renaissance’u. Kto wie, może pojawi
się również Rebekah Mercer?
– Chciałem znowu znaleźć się wśród nich i stać się częścią ich kultury,
pokazać, że się staram – mówi Magerman.
Pokonując trzygodzinną trasę z domu, czuł niepokój. Nie miał pewności,
jak zostanie przyjęty przez kolegów i innych uczestników. W hotelu wpłacił
kwotę 5 tysięcy dolarów wpisowego za udział w turnieju. Natychmiast
zauważył, że nie jest odpowiednio ubrany. Większość z około dwustu
graczy wypełniających salę balową wyłożoną wykładziną, miało garnitury
lub sportowe marynarki. Pracownicy ochrony nosili smokingi. Magerman
przyszedł w dżinsach i rozpiętej pod szyją koszuli. Ten błąd spotęgował
jego poczucie dyskomfortu i obawy.
Wszedł do pokoju, gdzie grano w pokera i natychmiast zauważył Boba
Mercera. Pomyślał, że to nie czas na nieśmiałość. Podszedł prosto do niego
i pochwalił kolor jego garnituru w niecodziennym odcieniu granatu. Mercer
uśmiechnął się i powiedział, że wybrała go jedna z jego córek. Wydawało
się, że rozmowa potoczyła się gładko.
Ufff! – odetchnął Magerman.
Tuż po siódmej rozpoczął
grę
No-Limit
Hold’em
(jedną
z
najpopularniejszych odmian pokera). Przy stoliku był Simons, członek
Poker Hall of Fame (Pokerowej Alei Sław), Dan Harrington i kilku innych
graczy. Gdy Simons wymknął się do bocznego pomieszczenia, aby zapalić,
Magerman poszedł za nim. Przeprosił za to, że po jego krytyce Mercera
firma stała się obiektem nieprzychylnego zainteresowania.
– Bardzo mi przykro, że to tak się potoczyło – powiedział do Simonsa. –
Szanuję cię. Chcę, żebyś o tym wiedział.
Simons przyjął przeprosiny i powiedział, że wszystko chyba wraca do
normy, co jeszcze bardziej ucieszyło Magermana. Po powrocie do stolika
Magerman przegrał kilka pierwszych rozdań, ale wciąż był w dobrym
nastroju. Wpłacił następne 15 tysięcy dolarów, aby móc kontynuować grę.
Kilka stolików dalej Mercer grał przeciw kilku inwestorom i innym
graczom, w tym ważnej postaci ze świata finansowania sportu – Chrisowi
Englishowi. Mercer wygrał w kilku pierwszych rozdaniach, ale English
zauważył pewien sygnał: Gdy Mercer miał mocną kartę w ręku gwizdał
pieśni patriotyczne, między innymi The Batlle Hymn of the Republic.
Natomiast gdy dostawał mniej pewne karty, nucił te same piosenki. Dzięki
temu odkryciu English szybko wygrał z Mercerem sporą pulę.
Magerman miał złą passę. Około 22:30, po wypiciu kilku szklanek
dwunastoletniej szkockiej, zakończył udział w turnieju. Było jednak za
wcześnie, by wracać do domu i wciąż jeszcze był podekscytowany
ponownym zbliżeniem się do kolegów, więc postanowił przejść się po
pokoju i przyjrzeć się grze innych.
Podszedł do stolika, przy którym siedziała Rebekah Mercer. Wpatrywała
się w niego, a gdy podszedł trochę bliżej, widać było, że jest wzburzona. Ze
złością zawołała do niego: Karma is a bitch*.
* Karma is a bitch challenge to zabawa składająca się z trzech elementów.
Pierwszym jest wypowiedzenie zdania „Karma is a bitch”. To cytat z serialu
Riverdale, w którym jedna z bohaterek wypowiada tę kwestię po tym, jak
dowiaduje się, że jej znajomi mieli wypadek samochodowy. Drugim elementem
jest piosenka Kreayshawn Gucci Gucci. Utwór stał się popularny w 2011 roku,
a teraz został wykorzystany jako podkład do filmików Karma is a bitch. Ostatnią
i najważniejszą częścią Karma is a bitch challenge jest przemiana przed kamerą –
przyp. tłum. za https://www.eska.pl/news/karma-is-a-bitch-na-czym-polega-nowychallenge-ktory-podbija-swiat-aa-JUbe-jWMH-Xwjb.html, dostęp 28 lutego 2020.
Wstrząśnięty Magerman obszedł stolik dookoła i stanął przy niej, a ona
powiedziała, że jego krytyka wsparcia udzielonego przez Mercerów Trumpowi naraziła jej rodzinę na niebezpieczeństwo.
– Jak mogłeś to zrobić mojemu ojcu? On był dla ciebie taki dobry –
powiedziała.
Magerman odparł, że czuł się z tym źle, pamiętając, że jej rodzina
wspierała go, gdy przyszedł do Renaissance’u.
– Kochałem twoją rodzinę – powiedział.
Nie słuchała tego.
– Jesteś podlecem – kontynuowała. – Byłeś nim przez dwadzieścia pięć
lat. Zawsze to wiedziałam. Wyjdź stąd.
Pracownik ochrony podszedł do Magermana i polecił mu oddalić się od
stolika. Magerman odmówił, i zwrócił się do Simonsa o pomoc.
– Jim, popatrz, co próbują mi zrobić – zawołał.
Simons odpowiedział mu, że będzie najlepiej, jeśli opuści imprezę.
Pracownicy ochrony wyprowadzili Magermana na ulicę, grożąc, że
zadzwonią na policję, jeśli sobie nie pójdzie. Boaz Weinstein, inwestujący
w inny fundusz hedgingowy, widząc, jak bardzo Magerman jest
zrozpaczony, nalegał, aby odstawił kieliszek i pojechał do domu. Wymagało
to trochę starań, ale w końcu Magerman uległ i poszedł w kierunku swojego
samochodu.
– Nie zaprzeczam, byłem trochę pod wpływem alkoholu… To nie było
moje najlepsze posunięcie. Nie miałem zamiaru robić scen – powiedział
kilka dni po tym wydarzeniu. – Ale to nie zmienia tego, co ona mi
powiedziała… Nie ja zacząłem wojnę i nie ja rzucałem wyzwiskami.
Na górze gracze komentowali tę konfrontację, ale turniej trwał nadal.
Wkrótce Bob Mercer znów był na fali i zaczął się odgrywać po swoich
wcześniejszych porażkach. Simons, Peter Muller z PDT Partners i Brown
wypadli już z gry, ale Mercer grał nadal. W ostatniej wielkiej puli tego
wieczoru, około pierwszej w nocy wyeliminował Englisha z turnieju.
– Być może on nucił, by zmylić sygnał – powiedział English, starając się
wyjaśnić przyczyny swojej porażki. – Było tak głośno, że nie słyszałem7.
Gdy Mercer uśmiechał się, przyjmując gratulacje od rywali, Magerman
był w drodze powrotnej do Filadelfii. Podczas jazdy otrzymał SMS od
Browna: „Najlepiej bądź ponad to wszystko i po prostu żyj swoim życiem,
nie dając się wciągnąć w bitwę. Naprawdę myślę, że będziesz
szczęśliwszy”.
Dwudziestego dziewiątego kwietnia Renaissance zwolnił Magermana.
=
Na początku jesieni 2017 gniew Anthony’ego Calhouna zaczął narastać. Im
więcej ten dyrektor wykonawczy Systemu Emerytalnego Pracowników
Straży Pożarnej i Policji w Baltimore (Baltimore City Fire and Police
Employees Retirement System) czytał na temat działalności politycznej
Mercera, tym bardziej go to niepokoiło.
Problemem Calhouna nie było wspieranie Trumpa, lecz Breitbart i jego
powiązania z białymi nacjonalistami. Bannon przestał pracować w Białym
Domu jako główny strateg prezydenta i wrócił do Breitbart, i można się
było spodziewać jeszcze bardziej ekstremalnych publikacji.
Mercer
wspierał
również
Milo
Yiannopoulosa,
prawicowego
prowokatora, który nazywał feminizm rakiem, kiedyś wyraził aprobatę dla
pedofilii, a jego konto na Twitterze zostało zablokowane z powodu
hejterskich komentarzy8.
Dla Calhouna to było już za wiele. Fundusz systemu emerytalnego
z Baltimore zainwestował w RIEF 25 milionów dolarów, więc Calhoun
postanowił wyrazić swoje niezadowolenie wobec Renaissance’u.
Podniósł słuchawkę i zadzwonił do przedstawiciela RIEF-u.
– Jesteśmy naprawdę zaniepokojeni – powiedział.
Od przedstawiciela usłyszał, że nie jest jedynym, który dzwoni, by
poskarżyć się na Mercera. Później, gdy zaczął rozmawiać ze specjalistami
z branży, usłyszał, że inni klienci Renaissance’u również wyrażali swoje
niezadowolenie z tego, co dzieje się w firmie. Niedługo po tym Calhoun
i pozostali członkowie rady dyrektorów funduszu emerytalnego z Baltimore
zagłosowali za wycofaniem pieniędzy z RIEF-u.
Był to tylko niewielki ułamek całego funduszu Renaissance’u. Nikt
w firmie nie martwił się jakimkolwiek exodusem inwestorów. Jednak
w październiku około pięćdziesięciu protestujących pikietowało przed
siedzibą funduszu, twierdząc, że chodzi im o Mercera. Zaniepokoiło to
kierownictwo firmy nieprzywykła do takiego negatywnego rozgłosu.
W październiku 2017 roku Simons martwił się, że te kontrowersje
stanowią zagrożenie dla przyszłości Renaissance’u. Morale w firmie
podupadało. Przynajmniej jeden z kluczowych pracowników był bliski
odejścia, a inny się nad tym zastanawiał. Wśród najważniejszych
pracowników wyrażających swoje zaniepokojenie był Wolfgang Wander*,
który uzyskał tytuł doktora w dziedzinie fizyki wysokich energii na
Uniwersytecie Fryderyka i Aleksandra w Erlangen i Norymberdze
w Bawarii (Niemcy). Wander odpowiadał w grupie za infrastrukturę, był
więc jednym z najważniejszych menedżerów z obszaru technologii. Simons
był coraz bardziej przekonany, że Renaissance czekają cięższe czasy
w konkurowaniu o talenty.
* Na facebookowym profilu Wandera pojawił się wpis: „Jeśli wysyłasz mi
zaproszenie do grona przyjaciół, powiedz mi, gdzie się spotkaliśmy i wyczyść
swoją tablicę z udostępnionych newsów FOX, dziękuję!”.
Przez ponad rok Simons ignorował rosnącą rolę Mercera w polityce.
Teraz poczuł, że musi zacząć działać. W rześki październikowy poranek
wpadł do biura Mercera i powiedział, że ma do omówienia ważną sprawę.
Usiadł na krześle naprzeciw Mercera i szybko przeszedł do sedna sprawy.
– Myślę, że będzie najlepiej, jeśli ustąpisz – powiedział.
To nie była decyzja inspirowana polityką, lecz troską o zapewnienie
przyszłości firmie. Jak powiedział Simons, niezdrowe zainteresowanie
firmą „nie jest dobre dla morale”.
Mercer nie był przygotowany na taką wiadomość. Wyglądał na
zasmuconego i zranionego. Bez protestu przyjął jednak decyzję Simonsa.
Później Simons powiedział grupie studentów i innych osób ze szkoły
biznesu w MIT, że „w Renaissance’ie był problem z morale… morale coraz
bardziej się obniżało”.
– To nie była łatwa decyzja – powiedział później przyjacielowi.
=
Drugiego listopada Mercer wystosował list do inwestorów Renaissance’u,
w
którym
informował,
że
zrezygnował
z
funkcji
dyrektora
współzarządzającego, ale pozostanie badaczem w firmie. Obwiniał prasę „o
wścibstwo” i powiedział, że media niesprawiedliwie wiązały go
z Bannonem.
– Prasa… dawała do zrozumienia, że moja polityka niczym nie różni się
od tej, jaką uprawia Steve Bannon – napisał. – „Mam wielki szacunek do
Pana Bannona i od czasu do czasu rozmawiam z nim o polityce. Jednak
sam podejmuję decyzje co do tego, kogo wspieram politycznie”.
Mercer poinformował też, że postanowił sprzedać córkom swój udział
w Breibart News. Wyjaśnił w liście, jakie są jego poglądy polityczne,
stwierdzając, że wspiera „konserwatystów, którzy preferują mniejszy rząd
z mniejszymi uprawnieniami”. Wspomniał też, że wspierał Yiannopoulosa
w działaniach na rzecz wolności słowa i debaty, ale żałuje tego i jest
w trakcie zrywania łączących ich więzi.
– Moim zdaniem działania i stwierdzenia Yiannopoulosa raniły
i stwarzały podziały – napisał.
=
Na początku 2018 roku, kilka miesięcy po rezygnacji ze stanowiska,
Mercer
odebrał
telefon
od
Roberta
Freya,
dawnego
menedżera
z Renaissance’u, który po odejściu z firmy utworzył specjalizację finansów
ilościowych na wydziale Inżynierii i Nauk Stosowanych na Uniwersytecie
Stony Brook. Frey zaprosił Mercera na lunch w nierzucającej się w oczy
restauracji w hotelu Hilton Garden Inn, jedynej na kampusie z obsługą
kelnerską. Gdy usiedli, kilku studentów rozpoznało Freya i przywitało się
z nim, ale nikt chyba nie zwrócił uwagi na Mercera, co najprawdopodobniej
przyjął z ulgą.
Mercer sprawiał wrażenie wyczerpanego. Frey wiedział, że jego stary
przyjaciel miał za sobą trudny rok, więc chciał trochę mu ulżyć, zanim na
stole pojawią się dania.
Frey był niezadowolony z obu kandydatów startujących w wyborach i nie
mógł się zdecydować, czy głosować na Trumpa, czy na Clinton. Powiedział
jednak Mercerowi, że miał pełne prawo aktywnie wspierać Trumpa
w każdy sposób, który uznał za odpowiedni, dodając, że mimo szerokiej
krytyki, nie wierzy, by Mercer zrobił coś niestosownego.
– W tym, jak zostałeś potraktowany, brak jest równowagi – powiedział. –
Soros i inni ludzie wpływają na politykę w równym stopniu co ty, ale nie są
tak szkalowani, jak ty.
Mercer uśmiechnął się i skinął głową, jak zwykle niewiele mówiąc
w odpowiedzi.
– Dziękuję – powiedział.
Po tej reakcji Mercera Frey uznał, że powinien zmienić temat.
Przyjaciele rozmawiali o matematyce i rynku, omijając z daleka politykę
przez całą dalszą część spotkania.
Współczułem mu – powiedział Frey.
=
Dla Rebeki Mercer ten czas był jeszcze trudniejszy.
Dzieliła się swoimi frustracjami z przyjaciółmi, opowiadając, jak
przedstawiany jest jej ojciec i twierdziła, że niektórzy niesłusznie oskarżali
ją o wspieranie działań rasistowskich. Fala krytyki wzbierała. Jak mówił
jeden z przyjaciół, Rebekah otrzymała kiedyś przesyłkę pocztową
z fekaliami. Innym razem obcy człowiek publicznie ją znieważył, co bardzo
nią wstrząsnęło.
W styczniu 2018 roku ponad dwustu naukowców i innych pracowników
akademickich wspierających działania na rzecz powstrzymania zmian
klimatycznych wystosowało list otwarty wzywający Amerykańskie
Muzeum Historii Naturalnej, najwybitniejsze muzeum naukowe w Nowym
Jorku, do usunięcia Rebeki Mercer z rady, w której zasiadała od pięciu lat.
Wzywali
muzeum
do
„zerwania
powiązań
z
antynaukowymi
propagandzistami i ludźmi finansującymi dezinformację na temat zmian
klimatycznych”. Kilkunastu protestujących maszerowało przed budynkiem
muzeum na Upper West Side na Manhattanie, niosąc plakaty z napisami:
„Wyrzućcie Rebekę z naszego muzeum” i „Zmiany klimatyczne to fakt”9.
Muzeum nigdy nie podjęło żadnych działań, ale w lutym 2018 Mercer
odczuła potrzebę zmiany swojego publicznego wizerunku. Napisała list do
redakcji „Wall Street Journal”, w którym zaprzeczała, jakoby miała
wspierać „toksyczne ideologie, takie jak rasizm czy antysemityzm”,
dodając, że wierzy w „przyjazne i szczodre Stany Zjednoczone”.
Miesiąc później wybuchły następne kontrowersje, gdy firma Cambridge
Analytica została oskarżona o pozyskanie prywatnych danych milionów
użytkowników Facebooka, uruchamiając serię rządowych śledztw. Mercer,
która zasiadała w radzie dyrektorów Cambridge i pomagała nadzorować
działalność firmy, znów stała się obiektem zainteresowania i negatywnych
komentarzy w mediach.
W połowie 2018 roku Bob i Rebekah Mercer zaczęli wycofywać się
z polityki. Zerwali z Bannonem wkrótce po tym, jak pojawił się jego
krytyczny komentarz na temat rodziny Trumpa, przez co pozostali bez
politycznego doradcy i szefa. W odbywających się w 2018 roku wyborach
uzupełniających do Kongresu Mercer dokonał upublicznionych darowizn
na cele polityczne w kwocie nieprzekraczającej 6 milionów dolarów,
podczas gdy w poprzednich wyborach uzupełniających w 2014 roku było to
10 milionów, a ponad 25 milionów w 2016.
– Wypadli z obiegu – powiedział o Mercerach członek ruchu
konserwatywnego pod koniec 2018 roku. – Już niewiele o nich słychać.
Przyjaciele
mówili,
że
niespodziewane
przeciwności,
których
doświadczyli, skłoniły ich do zmiany podejścia na bardziej wyważone,
z mniejszymi darowiznami politycznymi i ograniczeniem regularnych
kontaktów z Trumpem lub członkami jego administracji.
– Odnieśli na arenie politycznej większy sukces, niż się spodziewali, to
wystrzeliło jak rakieta – powiedział Brent Bozell, przyjaciel prowadzący
Centrum Badań Medialnych (Media Research Center), konserwatywną
organizację non profit. – Pojawiło się rozgoryczenie… ludzie rozczarowali
ich10.
Jak mówią przyjaciele, po części przyczyną tego rozczarowania było to,
że większość dużych darczyńców na rzecz kampanii Trumpa otrzymała coś
w zamian za swoją hojność. Mercer nigdy o nic nie prosił. Ale inni
wpływowi ludzie świata finansów, nawet ci, którzy nie wspierali Trumpa
w wyścigu o fotel prezydencki, jak na przykład szef Blackstone Group
Stephen Schwarzman, regularnie rozmawiali z prezydentem.
Mercerowie popełnili też błędy strategiczne. W czerwcu 2018 roku Bob
Mercer przekazał pół miliona dolarów na działania polityczne wspierające
Kelli Ward, która ściągnęła na siebie falę krytyki, oskarżając rodzinę
senatora Johna McCaina o podanie takiego terminu ogłoszenia informacji
o zakończeniu jego leczenia onkologicznego, aby wpłynęło to na kampanię
wyborczą. Ward poniosła w tym roku sromotną klęskę podczas
republikańskich prawyborów do Senatu w stanie Arizona.
Gdy prezydent i Partia Republikańska rozpoczęli przygotowania do
wyborów w 2020 roku, Mercerowie wciąż mieli możliwość wpływania na
kampanię. Nadal byli w bliskich stosunkach z Conway. Wprawdzie nie
mogli już wykorzystywać Bannona w charakterze kanału komunikacyjnego
z Trumpem i innymi osobami z jego otoczenia, ale wciąż byli wielkimi
zwolennikami PAC-u wspierającego doradcę do spraw bezpieczeństwa
narodowego Stanów Zjednoczonych Johna Boltona, utrzymując w ten
sposób dostęp do władz. Mercerowie powiedzieli przyjaciołom, że cieszą
się między innymi ze zmniejszenia podatków przez administrację Trumpa
i z wyboru konserwatywnych sędziów, sugerując, że nie żałują swojego
wielkiego zaangażowania w politykę kraju.
Rebekah wciąż jednak była bardziej skupiona na innych sprawach,
odległych od nagłówków z pierwszych stron gazet, na przykład na
działalności na rzecz wolności wypowiedzi na uczelnianych kampusach.
W październiku 2018 roku, gdy została wyróżniona, podczas gali
w Waszyngtonie wyraziła swoje obawy co do poziomu dyskursu na
kampusach,
mówiąc,
że
uczelnie
„wywołują
owczy
pęd
do
antyamerykańskich mitów radykalnej lewicy, nieświadomej podstawowych
zagadnień obywatelskich, ekonomicznych i historycznych i kompletnie
niezdolnej do krytycznego myślenia”11.
Ubrana w czerwoną, powłóczystą suknię, w charakterystycznych,
wysadzanych
zgromadzonych
diamentami
osób,
okularach,
poinformowała,
przemawiając
że
nadal
będzie
do
setek
zabiegała
o ograniczenie roli rządu i zapewnienie, że politycy będą kłaść nacisk na
„osobistą odpowiedzialność”.
Nazywając prezydenta Trumpa „siłą natury”, Mercer zasygnalizowała, że
nadal będzie odgrywała aktywną rolę w krajowej polityce, bez względu na
ataki, których doświadczyła ona i jej ojciec i pozostanie zaangażowana
w „walkę o ducha naszego kraju”.
– Nikt mnie nie uciszy – powiedziała.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Nigdy nie zlecaj ludziom pracy, którą mogą wykonać maszyny.
Agent Smith z filmu Matrix
R
ynek akcji zniżkował. Jim Simons był zaniepokojony.
Kończył się grudzień 2018 roku. Simons wraz z żoną Marylin
przebywał w hotelu w Beverly Hills, dokąd przyjechał, aby z okazji Bożego
Narodzenia odwiedzić rodzinę mieszkającą w okolicach Los Angeles. Miał
na sobie chinosy i koszulkę polo. Starał się zrelaksować w hotelu znanym
z położonych nad zatoczką bungalowów i różowo-zielonego wystroju. Nie
przestawał jednak obserwować rynku akcji. Wszystko leciało w dół.
Wszędzie pojawiały się obawy, że następuje spowolnienie gospodarcze.
W tym miesiącu indeks S&P 500 spadł niemal o 10 procent. Był to
najgorszy grudzień od 1931 roku.
W tym momencie wartość majątku Simonsa wynosiła 23 miliardy
dolarów. Jednak codzienne straty były dla niego jak cios w brzuch. Jednym
z powodów zaniepokojenia było przyjęcie dość znacznych zobowiązań
finansowych wobec swojej fundacji dobroczynnej, która zatrudniała setki
pracowników, a także wobec innych organizacji. Naprawdę jednak nie to
sprawiało, że był tak bardzo skonsternowany. Simons wiedział, że będzie
mu się powodziło bardziej niż dobrze bez względu na to, co stanie się na
rynku. Po prostu nienawidził tracić pieniędzy. Z coraz większą
niecierpliwością czekał, aż ten ból ustąpi.
Sięgnął po telefon i zadzwonił do Ashvina Chhabra, weterana Wall Street
zatrudnionego do prowadzenia Euclidean Capital, firmy zarządzającej
osobistymi środkami Simonsa i jego rodziny. Powiedział Chhabrze, że
niepokoi go to, co dzieje się na rynkach. Wydawało się, że dobrym
pomysłem byłoby zrobić kilka zakładów, grając na zniżkę akcji, co
stanowiłoby zabezpieczenie na wypadek jeszcze głębszej wyprzedaży.
Simons zapytał Chhabrę o jego opinię, co powinni zrobić.
– Czy powinniśmy wykorzystać krótką sprzedaż? – zapytał.
Chhabra zawahał się, sugerując, że powinni unikać działania, zanim rynek
się nie uspokoi. Simons zgodził się na takie podejście. Następnego dnia
akcje umocniły się. I było po spadkach.
Rozłączając się, ani Simons, ani Chhabra nie zwrócili uwagi, jak pełna
ironii była ich rozmowa. Simons był pionierem nowego sposobu
inwestowania, przez ponad trzydzieści lat doskonalił go. Zapoczątkował
w świecie finansów rewolucję, zapewniając rację bytu ilościowemu
podejściu do tradingu. Wydawało się, że każdy w świecie finansów stara się
inwestować w taki sposób jak Renaissance: analizując dane, budując
modele matematyczne do przewidywania kierunku [zmian cen] różnych
instrumentów i wykorzystując system automatycznego zawierania
transakcji. Ci, którzy kiedyś mieli ugruntowane pozycje, rzucili ręcznik.
Dziś nawet taki gigant jak JPMorgan Chase organizuje obowiązkowe kursy
programowania dla swoich nowych bankierów inwestycyjnych i innych
pracowników zajmujących się inwestycjami. Sukces Simonsa zapewnił
rację bytu dziedzinie inwestowania ilościowego.
– Jim Simons i Renaissance pokazali, że to możliwe – mówi Dario
Villani, doktor w dziedzinie fizyki teoretycznej, prowadzący własny
fundusz hedgingowy.
Celem quantów, takich jak Simons, było unikanie kierowania się
emocjami i wewnętrznym instynktem. Jednak Simons po kilku trudnych
tygodniach na rynku reagował właśnie w taki sposób. Zachowywał się
trochę tak, jakby menedżer drużyny Oakland A’s, Billy Baene,
wykorzystujący metody statystyczne przy naborze zawodników, zastąpił je
decyzjami podejmowanymi na podstawie wyglądu potencjalnych gwiazd.
Telefon od Simonsa dobitnie pokazywał, jak trudne może okazać się
przekazanie podejmowania decyzji komputerom, algorytmom i modelom,
nawet w przypadku inwestorów prezentujących właśnie takie podejście.
Jego rozmowa z Chhabrą pozwala wyjaśnić, jak mocną wiarę pokładali
inwestorzy w działaniach polegających na polowaniu na obligacje i akcje
w oparciu o osąd, doświadczenie i staromodne badania.
Jednak w 2019 roku wiara w tradycyjne podejście osłabła. Lata słabych
wyników przyczyniły się do ucieczki inwestorów z aktywnie zarządzanych
funduszy akcyjnych i takich, które deklarowały zdolność do osiągania
wyników lepszych niż rynkowe. W tym czasie fundusze, spośród których
większość stosowała tradycyjne podejście do inwestowania, kontrolowały
jedynie połowę pieniędzy powierzonych przez klientów akcyjnym
funduszom wzajemnym. Dekadę wcześniej było to 75 procent. Druga
połowa pieniędzy była ulokowana w funduszach indeksowych lub tzw.
wehikułach pasywnych, nastawionych jedynie na osiągnięcie zwrotu na
poziomie rynkowym i przyznających, jak trudno jest przebić rynek1.
Wydawało się, że w coraz większym stopniu kiedyś niezawodne taktyki
inwestycyjne, takie jak przepytywanie zarządzających korporacjami,
analizowanie sprawozdań finansowych czy wykorzystywanie instynktu
i intuicji, aby grać na wielkie globalne zmiany gospodarcze, były już
niewystarczające. Czasami te metody przyczyniały się do podważania
reputacji niektórych najjaśniejszych gwiazd Wall Street. W latach
poprzedzających rok 2019 John Paulson, który zarobił miliardy,
przewidując w roku 2007 kryzys kredytów hipotecznych subprime, poniósł
ogromne straty i doświadczył szokującej ucieczki klientów2. David
Einhorn, pokerzysta i zarządzający funduszem hedgingowym, znany
niegdyś jako Król David, po tym jak przewidział w roku 2008 upadek
Lehman Brothers, również doświadczył ucieczki klientów w czasach, kiedy
osiągał słabe wyniki3.
W Newport Beach w Kalifornii Bill Gross, inwestor znany z tego, że
irytował się, gdy pracownicy potężnego funduszu obligacyjnego PIMCO
mówili do niego albo nawet próbowali nawiązać z nim kontakt wzrokowy,
tuż przed szokującym odejściem z firmy widział, jak topnieją jej zyski4.
Nawet Warrenowi Buffettowi wiodło się gorzej. Jego fundusz Berkshire
Hathaway pozostawał w tyle za indeksem S&P 500 przez ostatnie pięć,
dziesięć i piętnaście lat – aż do maja 2019.
Częściowo problem wynikał z tego, że tradycyjne, aktywnie zarządzane
fundusze nie miały już przewagi informacyjnej nad rywalami. Kiedyś
wyrafinowane fundusze hedgingowe, fundusze wzajemne i inne tego typu
podmioty miały luksus dogłębnego analizowania rocznych raportów
i innych komunikatów finansowych w celu odkrycia cennych,
a niezauważonych przez innych informacji. Dziś, gdy niemal każdy typ
korporacyjnych danych finansowych jest dostępny przez naciśnięcie
klawisza, a najświeższe informacje są dostępne niemal wszędzie, wszystko
to może być natychmiast przetworzone przez maszyny. Wskazanie faktów
lub liczb nie w pełni wykorzystanych przez inwestorów jest prawie
niemożliwe.
Równocześnie rozprawienie się ze zjawiskiem wykorzystywania
informacji niejawnych (insider trading), jak również szereg innych zmian
związanych z nadzorem nad rynkiem, mających na celu zagwarantowanie,
że żadna grupa inwestorów nie będzie miała lepszego niż inni dostępu do
informacji korporacyjnych, wyrównało szanse, ograniczając przewagi,
z jakich korzystali najbardziej wyrafinowani inwestorzy fundamentalni.
Duże fundusze hedgingowe nie mogły już otrzymywać telefonów od
brokerów informujących ich o mającej się pojawić publikacji ważnej
informacji lub nawet zmianie oceny akcji przez bank.
Obecnie przewagę uzyskują często najszybciej działające firmy. Pod
koniec sierpnia 2018 roku cena akcji niewielkiej spółki produkującej leki na
raka, Geron Corporation, wzrosła o 25 procent, gdy jej partner Johnson &
Johnson opublikował ofertę pracy. Ogłoszenie sugerowało, że
najprawdopodobniej wkrótce zapadną kluczowe decyzje regulacyjne
dotyczące leku, nad którym pracowały obie firmy. Taka informacja mogła
umknąć wszystkim, ale nie tym, którzy mieli technologię do
natychmiastowego i automatycznego przeszukiwania w czasie
rzeczywistym ofert pracy i innych informacji o podobnym charakterze5.
Inwestorzy quanci stali się dominującymi graczami w branży finansowej.
Na początku 2019 roku stanowili niemal jedną trzecią wszystkich grających
na rynku akcji. Był to udział ponad dwukrotnie większy niż w roku 20136.
Pojawiły się owoce tej dominacji. W roku 2018 Simons zarobił około 1,5
miliarda dolarów, podczas gdy założyciele konkurencyjnej firmy quantowej
Two Sigma Investments zarobili po 700 milionów. Ray Dalio z Bridgewater
Associates – metodycznie inwestującej, opartej na regułach, ale nie
quantowej firmy – również zarobił miliard. Israel Englander, walczący z
Simonsem podczas starć z dwoma nielojalnymi rosyjskimi traderami,
uzyskał 500 milionów dolarów7.
Na początku 2019 roku Ken Griffin, prowadzący w Chicago swoją firmę
Citadel, realizującą między innymi strategie quantowe, zaskoczył
wszystkich, wydając 328 milionów dolarów na luksusowy apartament na
ostatnim piętrze ekskluzywnego budynku w Nowym Jorku – najdroższy
dom lub mieszkanie, jakie kiedykolwiek sprzedano w Stanach
Zjednoczonych. (Griffin kupił za niemal 60 milionów dolarów kilka pięter
w kompleksie mieszkaniowym w Chicago, jak również penthouse w Miami
za podobną kwotę, nie wspominając już o 500 milionach dolarów
wydanych na dwa obrazy autorstwa Jacksona Pollocka i Willema de
Kooniga).
Istnieją powody, by przypuszczać, że przewaga będąca udziałem takich
firm jak Renaissance będzie zwiększała się wraz z eksplozją nowych
rodzajów danych, które ich komputerowe modele tradingowe będą mogły
przetwarzać i parsować. IBM oszacował, że 90 procent światowych
zbiorów danych mogło zostać stworzonych tylko w ciągu dwóch ostatnich
lat i że czterdzieści zettabajtów – lub czterdzieści cztery biliony gigabajtów
– danych zostanie stworzonych w roku 2020. Jest to trzystukrotny wzrost
w porównaniu z rokiem 20058.
Obecnie
niemal
każdy
rodzaj
informacji
jest
digitalizowany
i udostępniany jako część olbrzymich zbiorów danych. Danych, o których
inwestorzy kiedyś mogli tylko pomarzyć. Wielkie emocje wśród
inwestorów budzą dane alternatywne – dotyczące niemal wszystkiego, na
przykład natychmiastowe informacje z czujników i obrazy satelitarne
świata. Kreatywni inwestorzy poszukują korelacji i prawidłowości, dzięki
którym można by zarobić pieniądze, analizując ton głosu menedżerów
podczas telekonferencji, ruch na parkingach przy sklepach, zapisy we
wnioskach o ubezpieczenie samochodu i rekomendacje influencerów
z mediów społecznościowych.
Zamiast czekać na dane o produkcji rolnej, quanci analizują sprzedaż
maszyn i narzędzi rolniczych albo obrazy satelitarne pól uprawnych. Listy
przewozowe kontenerów mogą dać wgląd w globalne trendy. Metodyczni
traderzy mogą nawet otrzymywać generowane przez telefony komórkowe
dane o tym, w których przejściach między półkami, a nawet przy których
półkach zatrzymują się konsumenci buszujący w sklepach. Jeśli chcesz
mieć pojęcie o popularności nowego produktu, możesz przejrzeć recenzje
na Amazonie. Powstają algorytmy do analizowania drogi zawodowej
komisarzy i innych osób z Agencji Żywności i Leków, aby przewidzieć
prawdopodobieństwo zatwierdzenia nowego leku.
Aby badać nowe możliwości, fundusze hedgingowe zaczęły zatrudniać
pracowników nowego typu – analityków danych (data analysts) lub łowców
danych (data hunters), skupiających się na przekopywaniu nowych źródeł
danych, podobnie jak w połowie lat 80. robił to Sandor Straus dla
Renaissance’u. Wszystkie informacje są dokładnie analizowane, aby zyskać
lepsze wyczucie aktualnego stanu i trajektorii gospodarki, jak również
perspektyw konkretnych spółek. Co bardziej przebojowi inwestorzy mogą
nawet wykorzystywać je do przygotowania na potencjalny kryzys, jeśli na
przykład zobaczą nietypowy wzrost dostaw pizzy do Pentagonu podczas
jakiegoś międzynarodowego incydentu.
Wykładniczy wzrost mocy obliczeniowych i pojemności dysków
komputerów otworzył przed metodycznymi traderami nowe możliwości
przesiewania wszystkich tych danych. Według Singularity Hub mniej
więcej do 2025 roku za 1000 dolarów będzie można kupić komputer
o takiej samej mocy obliczeniowej, jaką ma ludzki mózg. Już teraz firma
zarządzająca funduszem hedgingowym Two Sigma zbudowała system
komputerowy o mocy obliczeniowej ponad stu teraflopów – co oznacza, że
może wykonywać sto bilionów operacji na sekundę – oraz pamięci
przekraczającej jedenaście petabajtów, czyli pięciokrotnie więcej niż ilość
danych przechowywanych we wszystkich bibliotekach akademickich
Stanów Zjednoczonych9.
Wszystkie te możliwości pozwalają quantom na znajdowanie i testowanie
dużo większej liczby sygnałów prognostycznych niż kiedykolwiek
wcześniej.
– Zamiast strategii prób i błędów w poszukiwaniu sygnałów,
wykorzystując kreatywność i myślenie – mówi jeden ze specjalistów
komputerowych w Renaissance’ie – teraz można po prostu wrzucić pewną
klasę formuł do programu uczenia maszynowego i przetestować miliony
różnych możliwości.
Wiele lat po tym, jak zespół Simonsa w Renaissance’ie zastosował
techniki uczenia maszynowego, inni quanci również zaczęli wykorzystywać
te metody. Renaissance przewidział transformację w dziedzinie
podejmowania decyzji, która obejmuje niemal wszystkie obszary biznesu
i prawie wszystkie zawody. Coraz więcej firm i osób akceptuje i stosuje
modele, które nieustannie uczą się w oparciu o swoje sukcesy i porażki.
Inwestor Matthew Granade zwrócił uwagę, że Amazon, Tencent, Netflix
i inne firmy działające w oparciu o dynamiczne, wciąż zmieniające się
modele, zaczynają dominować. Im więcej danych jest wprowadzanych do
maszyn, tym powinny one stawać się mądrzejsze.
Pisarz Gary Shteyngart tak żartobliwie podsumowuje przyszłą drogę
branży finansowej i kierunek szeroko rozumianego społeczeństwa: Gdy
psychoanalitycy naszych dzieci zostaną zastąpieni przez algorytmy, to
będzie koniec; nic już nie pozostanie.
=
Pomimo wielkiego entuzjazmu wokół podejścia ilościowego zdawano sobie
również sprawę z jego ograniczeń. Nie jest łatwo przetwarzać informacje
i odkrywać dokładne sygnały wśród wszystkich mocno zagmatwanych
danych. Niektórzy quanci twierdzili, że wybór akcji jest trudniejszym
zadaniem dla maszyny niż wybór odpowiedniej piosenki, rozpoznanie
twarzy czy nawet prowadzenie samochodu. Wciąż trudno nauczyć maszyny
odróżniać babeczkę z jagodami od psów rasy chihuahua.
Niektóre duże firmy, w tym londyńska Man AHL, w większości
przypadków wykorzystują algorytmy uczenia maszynowego do określania,
jak i kiedy zawierać transakcje, albo do tworzenia map powiązań między
firmami i prowadzenia innego rodzaju badań, a nie do podejmowania
automatycznych decyzji inwestycyjnych.
Mimo wszystkich przewag, jakie mają firmy quantowe, zwroty
z inwestycji większości takich firm tradingowych – z wyjątkiem
Renaissance’u i kilku innych oczywistych wyjątków – nie były dużo
wyższe od tych osiąganych przez firmy przeprowadzające tradycyjne
analizy. W ciągu pięciu lat poprzedzających wiosnę 2019 fundusze
hedgingowe skupiające się na strategiach quantowych zyskały rocznie
średnio 4,2 procent w porównaniu z 3,3 procent wzrostu przeciętnego
funduszu hedgingowego w tym samym okresie. (Te liczby nie uwzględniają
wyników niektórych utajnionych funduszy, takich jak Medallion, które nie
publikują swoich wyników). Inwestorzy ilościowi napotykają wyzwania,
które mogą działać zniechęcająco, ponieważ informacje, które przesiewają,
wciąż się zmianiają – w przeciwieństwie do danych z innych dziedzin, na
przykład fizyki – a historie zmian cen akcji i innych instrumentów są dość
ograniczone.
– Powiedzmy, że starasz się przewidzieć, jak będą się zachowywały akcje
w horyzoncie czasowym jednego roku – mówi weteran wśród quantów,
Richard Dewey. – Ponieważ mamy przyzwoite zapisy tylko od 1900 roku,
jest tylko 118 niepokrywających się jednorocznych okresów, które możemy
analizować w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych10.
Zbudowanie systemu transakcyjnego może być niełatwe w przypadku
pewnych inwestycji, jak na przykład ryzykownych kredytów, ponieważ
opiera się on na wyrokach sądowych, kruczkach prawnych i negocjacjach
z kredytodawcami. Z tych powodów najprawdopodobniej pozostaną na
rynku nisze, w których będą prosperować sprytni tradycyjni inwestorzy,
szczególnie ci, którzy skupiają się na inwestycjach długoterminowych,
których inwestorzy algorytmiczni, słuchający komputerów, zwykle unikają.
=
Rozwój Renaissance’u i innych firm tradingowych wykorzystujących
transakcje komputerowe wzbudzał obawy związane z ich wpływem na
rynek i możliwość wystąpienia nagłej wyprzedaży zainicjowanej przez
działające autonomicznie komputery. Szóstego maja 2010 roku indeks Dow
Jones Industrial Average zapikował o tysiąc punktów w wyniku tak
zwanego flash crash (błyskawiczny krach). W ciągu kilku dramatycznych
minut setki akcji gwałtownie straciły niemal całą swoją wartość. Inwestorzy
wskazali palcem firmy handlujące za pomocą programów komputerowych
i stwierdzili, że to załamanie pokazuje, jak destabilizującą rolę mogą one
odegrać. Rynek jednak szybko wrócił do równowagi. Prokuratorzy
oskarżyli potem pewnego tradera, który działał ze swojego domu
w zachodnim Londynie, o manipulacje na kontraktach futures na indeks
rynku akcji, co stało się przyczyną tego załamania11.
O niektórych nagłych spadkach niewiele wiedziano. Trudno było je
wytłumaczyć. W efekcie pojawiły się opinie, że nastanie maszyn
zapoczątkowało nową erę ryzyka i zmienności. Automatyczny trading za
pomocą komputerów to dla wielu przerażająca koncepcja, podobnie jak
samoloty latające na autopilocie i autonomiczne samochody, mimo że
istnieją dowody, iż takie maszyny poprawiają bezpieczeństwo. Jest powód,
by wierzyć, że komputerowi traderzy mogą wzmocnić lub przyśpieszyć już
występujące trendy.
Pisarz i były zarządzający ryzykiem Richard Bookstaber przekonuje, że
dzisiejsze ryzyka są znaczące, ponieważ zastosowanie modeli quantowych
obejmuje „cały system świata inwestycyjnego” i sugeruje, że w przyszłości
problemy takich inwestorów będą miały większe konsekwencje niż
kiedyś12. Gdy trading ilościowy będzie się coraz bardziej rozpowszechniał,
może zmienić się natura rynków. Mogą pojawić się nowe typy błędów.
Niektórych z nich dopiero musimy doświadczyć, więc trudniej będzie je
przewidzieć. Dotychczas rynki zmieniały się pod wpływem ludzkich
zachowań, odzwierciedlając dominującą rolę, jaką odgrywali na nich
traderzy i inwestorzy. Jeśli uczenie maszynowe i inne modele komputerowe
staną się najbardziej wpływowymi czynnikami na rynkach, to rynki mogą
się stać mniej przewidywalne, a być może również mniej stabilne,
ponieważ ludzka natura jest z grubsza rzecz biorąc stała, podczas gdy
natura skomputeryzowanego tradingu może się szybko zmieniać.
Niebezpieczeństwa związane ze skomputeryzowanym handlem są jednak
na ogół wyolbrzymiane. Jest tak wiele różnych odmian quantowego
inwestowania, że nie jest możliwa jakakolwiek generalizacja tej kwestii.
Niektórzy quanci stosują strategie momentum, tym samym intensyfikują
sprzedaż przez innych inwestorów w czasach spadków. Jednak inne
podejścia, w tym inteligentna beta (smart beta), inwestowanie czynnikowe
czy style investing – strategia inwestowania polegająca na tworzeniu
portfela złożonego z różnych rodzajów aktywów – to najpopularniejsze
i najszybciej rosnące rodzaje inwestowania w świecie quantów. Niektórzy
z tych praktyków zaprogramowali swoje komputery tak, aby kupować, gdy
akcje są tanie, pomagając w ten sposób w stabilizacji rynku.
Ważne jest, by pamiętać, że uczestnicy rynku zawsze mieli skłonność do
wycofywania się i zawierania mniejszej liczby transakcji w czasach
kryzysów na rynku, co sugeruje, że stosunek quantów do handlu niewiele
różni się od podejść znanych z przeszłości. Rynki uspokoiły się, gdy
inwestorzy quantowi zajęli na nich dominującą pozycję. Ludzie są podatni
na lęk, chciwość i panikę. Wszystkie te reakcje zazwyczaj powoduje
zmienność na rynkach finansowych. Maszyny mogą sprawić, że rynki będą
bardziej stabilne, gdy zostaną z nich wypchnięci ludzie obciążeni
uprzedzeniami i emocjami. Komputerowe podejmowanie decyzji w innych
dziedzinach, na przykład w lotnictwie, na ogół prowadzi do zmniejszenia
liczby błędów.
=
Latem 2019 roku fundusz Medallion osiągnął przeciętny roczny wzrost bez
uwzględnienia prowizji inwestorów, liczony od 1988 roku na poziomie
około 66 procent i zwrot po uwzględnieniu prowizji na poziomie około 39
procent. Pomimo początkowych potknięć RIEF-u, trzy fundusze
hedgingowe firmy otwartej dla zewnętrznych inwestorów również pobiły
rywali i indeksy rynkowe. W czerwcu 2019 roku Renaissance zarządzał
w sumie 65 miliardami dolarów, będąc jedną z największych na świecie
firm zarządzających funduszami hedgingowymi, niekiedy odpowiadał
nawet za 5 procent dziennego wolumenu obrotów na rynku akcji, bez
uwzględnienia transakcji wysokich częstotliwości.
Sukces firmy pokazuje, jak przewidywalne są ludzkie zachowania. Renaissance analizuje przeszłość, ponieważ z rozsądną dozą pewności wierzy,
że inwestorzy będą podejmowali podobne decyzje w przyszłości.
Równocześnie pracownicy wykorzystują metodę naukową do pokonywania
uprzedzeń poznawczych i emocjonalnych, sugerując, że takie filozoficzne
podejście ma wartość, gdy przychodzi się zmierzyć z różnego rodzaju
trudnymi problemami. Stawiają hipotezy, potem wykonują testy, pomiary
i korygują swoje teorie, starając się działać według tego, co wynika
z danych, a nie pod wpływem intuicji i instynktu.
– To podejście jest naukowe – mówi Simons. – Wykorzystujemy bardzo
rygorystyczne podejścia statystyczne, aby ustalić, czy [naprawdę chodzi
o to], co naszym zdaniem leży u podstaw13.
Inną nauką płynącą z doświadczeń Renaissance’u jest to, że istnieje
więcej czynników i zmiennych wpływających na rynki finansowe
i indywidualne inwestycje, niż większość sobie wyobraża lub może
wymyślić. Inwestorzy mają skłonność do skupiania się na najbardziej
podstawowych siłach, ale istnieją dziesiątki czynników – nawet naprawdę
ogromna ich ilość – które pozostają niezauważone. Renaissance bardziej
niż ktokolwiek inny ma świadomość większej liczby istotnych czynników
i pomijanych przez wielu zależności matematycznych wpływających na
ceny akcji i innych inwestycji.
To trochę tak, jak pszczoły widzące całe spektrum barw w kwiatach, całą
tęczę, której ludzie nie dostrzegają, patrząc na te same rośliny. Renaissance
nie widzi wszystkich odcieni rynku, ale widzi ich wystarczająco dużo, by
zarobić na tym mnóstwo pieniędzy, częściowo dzięki temu, że intensywnie
wykorzystuje dźwignię. Renaissance przeżywał bardzo trudne okresy
w przeszłości i można przypuszczać, że firmie trudno będzie powtórzyć
dawne sukcesy, ponieważ rynek się zmienia, a pracownicy starają się
dotrzymać mu kroku. W chwilach refleksji obecni i dawni pracownicy
dziwią się tym wzrostom i przewidują trudności w przyszłości.
Wzrosty, jakie wraz z kolegami osiągnął Simons, mogą sugerować, że na
rynku istnieje więcej luk, niż się większości wydaje. Najprawdopodobniej
jednak w rzeczywistości jest znacznie mniej luk i szans dla inwestorów, niż
się na ogół wydaje. Mimo wszystkich tych wyjątkowych zbiorów danych,
mocy obliczeniowej, nieprzeciętnie utalentowanych ludzi i doświadczenia,
jakie zdobył Renaissance w dziedzinie tradingu i zarządzania ryzykiem,
firma osiąga zysk jedynie z niewiele więcej niż 50 procent swoich
transakcji, co świadczy o tym, jak trudnym wyzwaniem jest pokonanie
rynku i jakim szaleństwem ze strony inwestorów jest podejmowanie takich
prób.
Simons wraz z kolegami na ogół unikał prognozowania zmian cen
pojedynczych akcji. Nie jest jasne, czy jakikolwiek ekspert, czy system
potrafi przynajmniej w długim terminie wiarygodnie przewidzieć
zachowanie pojedynczych akcji, czy kierunek zmian na rynkach
finansowych. To, co robi Renaissance, to przewidywanie zmian cen jednych
akcji w odniesieniu do innych, do indeksu, do modelu czynnikowego i do
branży.
Elwyn Berlekamp w czasach, gdy pomagał prowadzić Medallion, doszedł
do wniosku, że narracje, których starają się trzymać inwestorzy, próbując
wyjaśnić przyczyny ruchów cen, są dość dziwne, a nawet niebezpieczne,
ponieważ wzbudzają niesłuszne zaufanie, że można właściwie zrozumieć
swoją inwestycję i przepowiedzieć jej przyszłość. Gdyby to zależało od
Berlekampa, akcje miałyby przypisane numery, a nie nazwy.
– Nie przeczę, że informacje o zyskach i inne raporty biznesowe na
pewno wpływają na rynki – mówi Berlekamp. – Problem polega jednak na
tym, że tak wielu inwestorów tak bardzo skupia się na tego typu
informacjach, że niemal wszystkie ich wyniki skupiają się bardzo blisko ich
średniej.
=
Kilka dni po tym, jak Rebekah Mercer wyrzuciła Davida Magermana
z pokerowego turneju w nowojorskim hotelu St. Regis, Renaissance zwolnił
go, niwecząc jakąkolwiek szansę na zbliżenie zwaśnionych stron.
Magerman wytoczył dwa procesy sądowe – roszczenie federalne
dotyczące praw obywatelskich w stosunku do Roberta Mercera i sprawę
o bezprawne zwolnienie przeciw Renaissance’owi i Mercerowi. W obu
przypadkach twierdził, że Mercer usunął go z Renaissance’u za
„zaangażowanie w działalność chronioną”*.
* Działalność chroniona to pojęcie z amerykańskiego systemu prawnego,
oznaczające działalność, którą mogą podejmować pracownicy bez obawy
o negatywne konsekwencje ze strony przełożonych lub współpracowników –
przyp. tłum.
– Zachowanie Mercera jest skandaliczną próbą odmowy Magermanowi
jego konstytucyjnych i ustawowych praw federalnych – stwierdzano
w dziesięciostronicowym pozwie złożonym w sądzie federalnym
w Filadelfii.
Magerman oświadczył, że w przewodniku dla pracowników była mowa
o tym, iż zabronione jest publiczne dyskredytowanie firmy lub jej
pracowników, ale – jak twierdził – nieco wcześniej, w tym samym roku,
otrzymał zgodę przynajmniej od jednego z zarządzających Renaissance’m,
zanim podzielił się swoimi obawami z „Wall Street Journal”.
Magerman pielęgnował swoje zranione uczucia. Wciąż bolało go to, że
jego starzy koledzy z pracy odnosili się do niego z wyraźną niechęcią.
Powoli jednak zarówno on, jak i jego była firma, zaczęli omijać z daleka
sprawę tego sporu. Mimo że działalność polityczna Mercera sprawiała
Magermanowi ogromną przykrość i był niewzruszony, jeśli chodzi o jego
prawa do wolności wypowiedzi, nigdy nie chciał rozgniewać Simonsa,
Browna ani innych kolegów. Brakowało mu nawet towarzystwa Mercera.
– Pracowałem w Renaissance’ie ponad dwadzieścia lat i to jest jedyne
miejsce, w którym pracowałem w swoim życiu zawodowym – powiedział
reporterowi. – Miałem obowiązek poinformować opinię publiczną… I na
tym koniec, jeśli o mnie chodzi, poza tym, że zostałem zawieszony
i zwolniony14.
W roku 2018 po wielomiesięcznych negocjacjach obie strony zawarły
ugodę. Magerman mógł funkcjonować w Renaissance’ie z prawem do
inwestowania w Medallion, podobnie jak inni, którzy odeszli na emeryturę.
Wkrótce pięćdziesięcioletni wówczas Magerman obrał sobie za cel nową
sprawę:
zwalczanie
potężnych
firm
działających
w
mediach
społecznościowych. Przekazał niemal pół miliona dolarów na koalicję
lobbującą za walką z Facebookiem i przyjął wysokie stanowisko w firmie
venture capital w Filadelfii, aby pracować z raczkującymi dopiero firmami
zajmującymi się przetwarzaniem danych.
– Czuję się dobrze tu, gdzie teraz jestem, zarówno mentalnie, jak
i osobiście – powiedział pod koniec 2018 roku. – Nie posunąłbym się aż tak
daleko, by twierdzić, że nie jest mi ciężko. Ale wiesz, zdecydowanie
poszedłem naprzód15.
=
Gdy w listopadzie 2017 roku Mercer ustąpił ze stanowiska dyrektora
współzarządzającego, pracownicy byli sceptyczni co do tego, czy ten ruch
zmieni
cokolwiek
w
spółce.
Mercer
wciąż
był
zatrudniony
w Renaissance’ie i nadal był w zasięgu głosu Browna, a pracownicy
mówili, że z pewnością nadal będzie go pilnował. W przeciwieństwie do
innych badaczy Mercer podlegał bezpośrednio Brownowi, co świadczyło
o jego utrzymującej się wysokiej pozycji. Co się tak naprawdę miałoby
zmienić?
Niemal natychmiast po ogłoszeniu rezygnacji Mercer przyjął mniej
znaczącą rolę w firmie. Nie uczestniczył w zebraniach najwyższego
kierownictwa i wydawało się, że nieco wypadł z obiegu. Ta zmiana
wywołała pewną nerwowość wśród pracowników, obawiających się, że bez
pomocy i wskazówek Mercera Brown zacznie podejmować nietrafione
decyzje. Niepokoili się, że ta zmiana może zaszkodzić wynikom
Renaissance’u w czasie, kiedy coraz więcej firm inwestycyjnych stawia na
quantowy trading, rośnie więc potencjalna konkurencja.
Brown wydawał się wyczuwać zagrożenia. Zareagował gwałtowną
zmianą stylu zarządzania. Wciąż utrzymywał to samo maniakalne tempo
pracy i przez większość nocy w ciągu tygodnia spał na półkotapczanie
w swoim biurze. Zaczął jednak szukać wsparcia u innych osób na wyższych
stanowiskach, zwracając się o opinie także do wielu innych pracowników.
Ta zmiana przywróciła równowagę w firmie i pomogła Medallionowi
spektakularnie zakończyć rok 2018, w którym wzrost sięgnął 45 procent,
wyprzedzając niemal wszystkie firmy inwestycyjne. Był to rok, w którym
indeks S&P 500 spadł o ponad 6 procent, osiągając najgorszy wynik od
2008 roku. Wszystkie trzy otwarte dla inwestorów fundusze Renaissance’u:
Renaissance
Institutional
Equities
Fund,
Renaissance
Institutional
Diversified Alpha Fund i Renaissance Institutional Diversified Global
Equity Fund również osiągały najlepsze wyniki na rynku. Pieniądze
zainwestowane w te trzy fundusze i wartość wszystkich innych aktywów
Renaissance’u przekroczyła 60 miliardów dolarów, co plasowało go wśród
największych na świecie firm zarządzających funduszami hedgingowymi.
– Myślę, że wszystko jest pod kontrolą – powiedział Simons pod koniec
2018 roku. – Tak długo jak zarabiasz pieniądze dla inwestorów, są oni
całkiem zadowoleni16.
=
Wiosną 2018 roku Simons świętował swoje osiemdziesiąte urodziny. Jego
rodzinna
fundacja
uhonorowała
tę
okazję
szeregiem
wykładów
poświęconych wkładowi Simonsa w rozwój fizyki. Ludzie ze środowiska
akademickiego, a także inni goście wznosili toasty za Simonsa w pobliskim
hotelu. Miesiąc później gościł rodzinę i przyjaciół na swoim jachcie
Archimedes podczas nocnego rejsu dookoła Manhattanu. Pochylone
ramiona zdradzały, że się starzeje, ale był ostry jak brzytwa, zadając
dociekliwe pytania i rzucając błyskotliwie, dowcipne uwagi podczas tej
zabawy.
– Obiecuję, że już nigdy więcej nie będę kończył osiemdziesięciu lat –
zażartował do tłumu.
Sprawiał wrażenie człowieka, który w swoim życiu dotarł do cichej
przystani. Usunął Mercera z najwyższego stanowiska w Renaissance’ie,
uwalniając się od presji, a firma kwitła z Brownem u steru. Nawet
zawirowania związane z Magermanem zostały daleko w tyle.
Simons wciąż jednak odczuwał presję. Jego ważne cele życiowe wciąż
pozostawały
niezrealizowane
i
nie
trzeba
było
mieć
doktoratu
z matematyki, by zrozumieć, że nie pozostało mu zbyt wiele czasu na ich
osiągnięcie. Simons utrzymywał codzienną rutynę, która zdawała się
zwiększać jego szanse na zaspokojenie niezrealizowanych ambicji.
Wstawał około 6:30 rano i szedł do Central Parku na kilkukilometrowy
spacer i ćwiczenia pod okiem trenera. Podczas całodziennych pieszych
wycieczek organizowanych przez jego fundację, zazwyczaj szedł na czele,
pozostawiając zdyszanych młodszych pracowników daleko w tyle.
Przerzucił się nawet na nieco zdrowsze, elektroniczne papierosy
i przynajmniej podczas niektórych zebrań chował swoje ukochane merity
głęboko w kieszeni na piersi.
Nadal spotykał się z Brownem i innymi menedżerami Renaissance’u
i przewodził zebraniom rady dyrektorów firmy. Raz na jakiś czas
sugerował, aby poprawić coś w działalności operacyjnej. Skupiał się jednak
na czymś innym. Tego roku przeznaczył 20 milionów dolarów na
wspieranie politycznych kandydatów Demokratów, pomagając partii
odzyskać kontrolę nad Izbą Reprezentantów.
Simons Fundations z rocznym budżetem 450 milionów dolarów stała się
drugim największym prywatnym fundatorem podstawowych badań
naukowych. Math for America, organizacja, którą pomógł powołać Simons,
oferowała roczne stypendia w wysokości 15 tysięcy dolarów ponad tysiącu
najlepszych nauczycieli matematyki i nauk przyrodniczych w Nowym
Jorku.
Była
również
gospodarzem
setek
dorocznych
seminariów
i warsztatów, budując społeczność wykwalifikowanych i pełnych zapału
nauczycieli. To było dowodem, że inicjatywa pomaga szkołom publicznym
zatrzymać nauczycieli, którzy wcześniej uciekali do sektora prywatnego.
Można w niektórych życiowych decyzjach Simonsa dopatrywać się
sprzeczności, a nawet hipokryzji. Renaissance przez całe lata zamieniał
krótkoterminowe korzyści w długoterminowe zyski, zapewniając swoim
pracownikom najwyższego szczebla miliardy dolarów ulg podatkowych,
pomimo że Simons potępiał brak środków rządowych przeznaczanych na
podstawową edukację w dziedzinie nauk przyrodniczych, matematyki
i innych przedmiotów. Niektórzy wojowniczo nastawieni krytycy, w tym
pisarka i aktywistka Naomi Klein, kwestionowali rosnące wpływy
„dobroczynnych
miliarderów”
na
społeczeństwo,
gdyż
czasami
samodzielnie alokują zasoby i ustalają priorytety w świecie non profit
w czasach, gdy rządowy budżet jest mocno napięty. Można też krytykować
Simonsa za to, że zatrudniał w swoim funduszu hedgingowym rzesze
najlepszych
naukowców
z
zakresu
nauk
ścisłych,
inżynieryjnych
i matematyków, mimo że ubolewał nad wysysaniem talentów ze sfery
publicznej do prywatnej i nad tym, jak wiele szkół nie potrafi zatrzymać
najlepszych nauczycieli.
Nie wpompował jednak swoich miliardów w projekty zaspokajające jego
próżność. Poświęcił pieniądze i kreatywność sprawom, z których korzyści
mogą czerpać miliony. Istnieją przekonujące dowody na to, że jego
inwestycje charytatywne mogą doprowadzić do prawdziwej zmiany, a być
może nawet przełomu i to jeszcze za jego życia. Simons może zostać
zapamiętany za to, co zrobił ze swoją fortuną, ale również za to, jak się jej
dorobił.
EPILOG
J
im Simons dużą część życia poświęcił odkrywaniu tajemnic
i rozwiązywaniu trudnych zadań. Początkowo skupiał się na
problemach matematycznych i kodach wroga. Potem poszukiwał
prawidłowości ukrytych w rynkach finansowych. Gdy wiosną 2019 roku
zbliżał się do osiemdziesiątych pierwszych urodzin, był pochłonięty dwoma
zadaniami, prawdopodobnie najważniejszymi w jego życiu: zrozumieniem
i leczeniem autyzmu oraz odkrywaniem początków świata i życia.
W badaniach nad autyzmem nie osiągnięto żadnego przełomu, a czas
uciekał. Sześć lat wcześniej Simons Foundation zatrudniła Louisa
Reichardta, profesora fizjologii i neuronauki, pierwszego Amerykanina,
który zdobył i Mount Everest, i K2. Simons powierzył Reichardtowi
jeszcze bardziej wymagające zadanie: poprawę jakości życia osób
dotkniętych autyzmem.
Fundacja pomogła w stworzeniu banku próbek genetycznych 2800 rodzin,
w których przynajmniej jedno dziecko miało objawy autyzmu,
przyśpieszając tworzenie modeli na zwierzętach, co stanowiło krok
w kierunku potencjalnego leczenia ludzi. Wiosną 2019 roku badaczom
Simonsa udało się osiągnąć głębsze zrozumienie działania mózgu
dotkniętego autyzmem i byli coraz bliżsi wynalezienia leków, potencjalnie
mogących pomóc w zwalczaniu tej choroby. Byli bliscy stworzenia leku
mogącego pomóc aż 20 procentom cierpiącym na te zaburzenia.
– To będzie pierwszy lek, który wywoła pewne skutki u niektórych ludzi
– powiedział Simons. – Myślę, że mamy większą niż kiedykolwiek szansę
na sukces.
Simons był pełen wielkich nadziei, że uda mu się dokonać postępów
w rozwiązaniu różnych problemów egzystencjalnych trapiących ludzkość
od zarania dziejów. W roku 2014 zatrudnił astrofizyka z Uniwersytetu
Princeton – Davida Spergela – znanego z przełomowych prac dotyczących
pomiaru wieku i budowy Wszechświata. Powierzył mu zadanie znalezienia
odpowiedzi na odwieczne pytanie o początek Wszechświata. – No i proszę,
postaraj się to zrobić w ciągu kilku lat, dopóki jeszcze jestem na tym
świecie – powiedział.
Simons pomógł sfinansować wartą 75 milionów dolarów budowę
olbrzymiego obserwatorium z szeregiem niezwykle potężnych teleskopów
na położnym na wysokości ponad 5 tysięcy metrów n.p.m. płaskowyżu na
Pustyni Atacama w Chile, w miejscu, gdzie niebo jest niezwykle czyste
i ciemne. To idealne miejsce do pomiarów kosmicznego promieniowania
mikrofalowego i poszukiwania śladów pierwszych chwil stworzenia.
Projekt, prowadzony przez grupę ośmiu naukowców, w tym Spergela
i Briana Keatinga – astrofizyka kierującego Obserwatorium Simonsa
i zbiegiem okoliczności syna jednego z pierwszych wspólników Simonsa,
Jamesa Axa – ma zostać ukończony do 2022 roku. Oprócz innych rzeczy,
obserwatorium będzie poszukiwało w odległych miejscach Kosmosu
dowodów na istnienie Wielkiego Wybuchu, przewidywanego przez teorię
wydarzenia, w wyniku którego powstał Wszechświat1.
Wielu naukowców przyjmuje, że po powstaniu Wszechświat szybko się
rozszerzał. Zjawisko to jest nazywane inflacją kosmologiczną i zjawisko to
najprawdopodobniej przyczyniło się do powstania fal grawitacyjnych
i skręconego światła lub, jak nazywa to Keating, „odcisku palca Wielkiego
Wybuchu”. Naukowcy poświęcili całe lata na poszukiwanie dowodów na
istnienie tego zjawiska, jednak każda próba kończyła się druzgocącą klęską.
Przez dziesięciolecia wydawało się, że rozwiązanie jest blisko, ale
ostatecznie wysiłki okazywały się bezcelowe. Obserwatorium Simonsa jest
jak na razie jedną z najlepszych szans na odkrycie słabego echa drgań
spowodowanych narodzinami Wszechświata, co byłoby potencjalnym
dowodem na to, że Wszechświat w ogóle miał początek.
– Jim naciska, aby jak najszybciej znaleźć odpowiedź – mówi Spergel.
Sam Simons wyraża sceptycyzm co do teorii Wielkiego Wybuchu i tego,
czy olbrzymie teleskopy spełnią swój cel i dostarczą dowodów na inflację
kosmologiczną. Zgadzając się z poglądem, że czas nigdy nie miał początku,
Simons równocześnie wspierał prace Paula Steinhardta, czołowego
orędownika nieinflacyjnego modelu Wszechświata cyklicznego, teorii
będącej w opozycji do Wielkiego Wybuchu.
– Wolałem myśleć, że czas istnieje od zawsze – mówi Simons.
Brzmiąc bardziej jak menedżer funduszu hedgingowego, Simons
deklaruje, że będzie zwycięzcą, bez względu na to, co odkryją różne
zespoły. Jeśli okaże się, że instynkt nie zawiódł go i inflacja nie zostanie
potwierdzana, Simons będzie czuł się usatysfakcjonowany tym, że miał
rację, a naukowcy tacy jak Steinhardt przejmą jego pałeczkę. A jeśli grupa
Spergela i Keatinga znajdzie potwierdzenie teorii Wielkiego Wybuchu. –
Dostaniemy Nobla i będziemy tańczyć na ulicach – mówi Simons.
I wciąż z podobnym zapałem poszukuje odpowiedzi na inne pytania od
wieków mącące w naszych głowach. Jego fundacja wspiera współpracę
naukowców mającą na celu zrozumienie, jak powstało życie, jakie były
pierwotne jego formy, czy może istnieć gdzieś w naszym Układzie
Słonecznym lub na planetach poza nim.
– Wszystkie religie odnoszą się do tej sprawy, a ja zawsze byłem ciekawy
– mówi. – Czuję, że jesteśmy coraz bliżej znalezienia odpowiedzi.
=
W rześki dzień w połowie marca 2019 roku Simons wraz z żoną przylecieli
swoim Gulfstreamem na lotnisko pod Bostonem. Tam powitano ich
i zawieziono do Cambridge w stanie Massachussetts, na kampus
Massachusetts Institute of Technology, Alma Mater Simonsa, gdzie miał
wygłosić wykład. Ubrany w tweedową marynarkę, spodnie w kolorze
khaki, świeżo wyprasowaną niebieską koszulę, mokasyny, bez skarpetek,
Simons zwrócił się do setek studentów, akademików i miejscowych
biznesmenów, dzieląc się refleksjami na temat swojej kariery oraz
wstrząsów, jakie po wyborach prezydenckich przeżywał w Renaissance’ie.
Odpowiadając na pytanie, dlaczego nie powstrzymał działań politycznych
Roberta Mercera, Simons stwierdził – Myślę, że on jest trochę szalony –
w sali rozległy się niezbyt głośne okrzyki. – Ale jest wyjątkowo bystry. Nie
mogłem go zwolnić z powodu poglądów politycznych.
Zapytany, do których profesjonalnych inwestorów studenci powinni
zwracać się o rady, miał problem z udzieleniem odpowiedzi, bo przecież
był quantem, wciąż sceptycznym co do tego, że inwestorzy potrafią
prognozować, co stanie się na rynkach. W końcu wspomniał o swoim
sąsiedzie z Manhattanu, George’u Sorosie.
– Myślę, że warto go posłuchać – powiedział – mimo że na pewno on
bardzo dużo mówi.
Podzielił się też z uczelnianą publicznością kilkoma życiowymi lekcjami.
– Pracujcie z najmądrzejszymi ludźmi, z jakimi możecie, najlepiej
z mądrzejszymi od was… bądźcie wytrwali i nie poddawajcie się łatwo.
– Kierujcie się pięknem… to może być sposób, w jaki działa firma albo
w jaki jest prowadzony eksperyment lub dowód twierdzenia. Sens piękna
polega na tym, że coś działa dobrze, jest doznaniem estetycznym.
Opowiedział też o swoich najnowszych pasjach, w tym o staraniach, by
zrozumieć powstanie świata i początki ludzkości.
– Jest bardzo prawdopodobne, że jesteśmy sami – powiedział,
przekonując, że inteligentne życie może istnieć wyłącznie na Ziemi, dzięki
zbiegowi korzystnych okoliczności, które trudno by było znaleźć gdzie
indziej.
Przez moment Simons patrzył na Marylin siedzącą w pierwszym rzędzie
wśród słuchaczy obok ich wnuka studiującego na Harvardzie.
– Mieliśmy dużo szczęścia – powiedział.
Po owacjach publiczności skromnie pomachał ręką. Wolnym krokiem
wyszedł z sali, a tuż za nim jego rodzina.
PODZIĘKOWANIA
K
siążka ta powstała z pasji. Przez ponad dwa lata miałem zaszczyt
spędzać niezliczone godziny z innowacyjnymi, a nierzadko
i ekscentrycznymi matematykami, naukowcami, łamaczami kodów
i pionierskimi quantami w Stanach Zjednoczonych i za granicą.
To było również jedno z najtrudniejszych wyzwań w mojej karierze.
W szkole średniej nigdy nie zetknąłem się z rachunkiem różniczkowym.
W college’u poznałem różne koncepcje matematyczne, ale zupełnie czymś
innym było ich zastosowanie. Algorytm, który dopiero stworzę, będzie
moim pierwszym. Bez wsparcia, zachęty i rad praktyków z tej dziedziny,
dokonujących przełomowych odkryć pracowników nauki i innych
bezinteresownych ludzi, ta książka nie trafiłaby do twoich rąk.
Hal Lux był moją opoką – źródłem mądrości, dziękuję za cenne
wyjaśnienia. Mogłem też polegać na takich ludziach, jak Aaron Brown,
Andrew Sterge, Richard Dewey, Rasheed Sabar i Dario Villani. Jestem
wam szczerze wdzięczny za waszą inteligencję, wiedzę i wskazówki.
Nick Patterson, Greg Hullender, Sandor Straus, Elwyn Berlekamp, Robert
Frey, Stephen Robert, David Dwyer, Howard Morgan i wielu innych
weteranów Renaissance’u przekazało mi ważne uwagi i spostrzeżenia na
temat różnych okresów w historii firmy. Raimo Bakus, Richard Stern,
Ernest Chan, Philip Resnik, i Paul Cohen podzielili się ze mną swoimi
doświadczeniami z IBM. Vickie Barone była moją korepetytorką
z matematyki. Michael Pomada, Brian Keating i Sam Enriquez byli na tyle
uprzejmi, że przeczytali mój manuskrypt i opatrzyli go pomocnymi
komentarzami.
Lee Neuwirth, Irwin Kra, Robert Bryant, Leonard Charlap, Simon
Kochen, Lloyd Welch, David Eisenbud, Jeff Cheeger, Dennis Sullivan, John
Lott, Cumrun Vafa i Phillip Griffiths odpowiadali na niekończące się
pytania z niespotykaną cierpliwością i mądrością. Doceniam również
pomoc takich osób, jak: Stefi Baum, Greg Hayt, Yuri Gabovich, John J.
Smith, David Spergel, Rishi Narang i Sharon Bertsch McGrayne.
Mój wydawca Adrian Zackheim i moja redaktorka Merry Sun byli dla
mnie źródłem niewyczerpanego wsparcia, bezgranicznego entuzjazmu
i zdrowego osądu. Uważam się za szczęściarza, mając ich u boku. Jacob
Urban był moim niezmordowanym i utalentowanym astytentem
badawczym, a Anastassia Gliadkovskaya pomagała mi na wiele sposobów,
podobnie jak Nina Rodriguez-Marty.
Jestem wdzięczny za wsparcie przyjaciołom, kolegom i członkom
rodziny. Wśród nich chciałbym wymienić takie osoby, jak Ezra Zuckerman
Sivan, Shara Shetrit, Harold Mark Simansky, Adam Brauer, Ari Moses,
Joshua Marcus, Stu Schrader, Marc Tobin, Eric Landy, Kirsten Grind
i Jenny Strasburg. Ogromne podziękowania kieruję do Moshe i Renee
Glick, którzy zawsze byli gotowi mnie wspierać – zarówno na boisku
softballowym, jak i poza nim. Doceniam wsparcie, jakiego udzielili ludzie
z AABJD’s Sunday. Tova i Aviva ofiarowali mi swoją miłość i wsparcie.
Jerry, Alisha, Hannah i Aiden Blugrind, David i Shari Cherna oraz Douglas
i Elaine Eisenberg zachęcali mnie do dalszych wysiłków, karmiąc zarówno
moje ciało, jak i ducha. Avigaiyil Goldscheider jakoś podtrzymywała mnie
na duchu i sprawiała, że uśmiech pojawiał się na mojej twarzy nawet
o trzeciej nad ranem.
Gio Urshela, DJ LeMahieu i Aaron Judge zapewniali mi wieczorną
zabawę. Justin Vernon, Rhye, Randy Crawford, Donny Hathaway, Natalie
Merchant, Miles Davis i Franz Schubert uspokajali mnie i pocieszali
w nocy.
Chciałbym podziękować redaktorowi naczelnemu „Wall Street Journal”
Mattowi Murrayowi oraz Charlesowi Forelle, redaktorowi działu „Business
and Finance” za przychylny stosunek do tego przedsięwzięcia.
Gdy dorastałem, nieszczególnie lubiłem lekcje angielskiego. Rozbiór
zdań był dla mnie udręką. Nauczycielka w szkole średniej skrytykowała
mnie za to, że pisałem zbyt wiele wypracowań o Holokauście, co zgasiło
mój entuzjazm do jej lekcji. Najwięcej o pisaniu nauczyłem się czytając –
książki z biblioteki publicznej w Providence, wysłuchując mądrych uwag
mojego ojca Alana Zuckermana oraz sięgając do pobudzających do
myślenia i zabawnych artykułów, które wycinała i podsuwała mi moja
matka Roberta Zuckerman. Miłość, jaką obdarzali mnie moi rodzice, i ich
nauki wciąż są dla mnie wskazówkami.
I wreszcie kluczową rolę w tym, że ta książka stała się faktem, odegrała
moja żona Michelle. Gdy miałem problemy ze zrozumieniem ukrytych
procesów Markova i wyjaśnieniem, o co chodzi w stochastycznych
równaniach różniczkowych, ona uspokajała mnie, dodawała mi otuchy
i zachęcała do dalszej pracy. Z każdym dniem coraz bardziej cię doceniam.
Swoją książkę dedykuję synom Gabrielowi Benjaminowi i Elijahowi
Shane. Nawet Jim Simons nie potrafiłby stworzyć modelu, który zdołałby
przewidzieć, ile daliście mi szczęścia.
ZAŁĄCZNIK 1
Prowizja
Stopa zwrotu
za zarząnetto
dzanie*
Prowizja od
wyników
Stopa zwrotu przed pobraniem prowizji
Wielkość
funduszu
(USD)
Zyski z transakcji Medallionu** (USD)
1988
9,0%
5%
20%
16,3%
20 mln
3 mln
1989
-4,0%
5%
20%
1,0%
20 mln
0
1990
55,0%
5%
20%
77,8%
30 mln
23 mln
1991
39,4%
5%
20%
54,3%
42 mln
23 mln
1992
33,6%
5%
20%
47,0%
74 mln
35 mln
1993
39,1%
5%
20%
53,9%
122 mln
66 mln
1994
70,7%
5%
20%
93,4%
276 mln
258 mln
1995
38,3%
5%
20%
52,9%
462 mln
244 mln
1996
31,5%
5%
20%
44,4%
637 mln
283 mln
1997
21,2%
5%
20%
31,5%
829 mln
261 mln
1998
41,7%
5%
20%
57,1%
1,1 mld
628 mln
1999
24,5%
5%
20%
36,6%
1,54 mld
549 mln
2000
98,5%
5%
20%
128,1%
1,9 mld
2434 mln
2001
33,0%
5%
36%
56,6%
3,8 mld
1149 mln
2002
25,8%
5%
44%
51.1%
5,24 mld
2676 mld
2003
21,9%
5%
44%
44,1%
5,09 mld
2245 mld
2004
24,9%
5%
44%
49,5%
5,2 mld
2572 mld
2005
29,5%
5%
44%
57,7%
5,2 mld
2999 mld
2006
44,3%
5%
44%
84,1%
5,2 mld
4374 mld
2007
73,7%
5%
44%
136,6%
5,2 mld
7104 mld
2008
82,4%
5%
44%
152,1%
5,2 mld
7911 mld
Prowizja
Stopa zwrotu
za zarząnetto
dzanie*
Prowizja od
wyników
Stopa zwrotu przed pobraniem prowizji
Wielkość
funduszu
(USD)
Zyski z transakcji Medallionu** (USD)
2009
39,0%
5%
44%
74,6%
5,2 mld
3881 mld
2010
29,4%
5%
44%
57,5%
10 mld
5750 mld
2011
37,0%
5%
44%
71,1%
10 mld
7107 mld
2012
29,0%
5%
44%
56,8%
10 mld
5679 mld
2013
44,9%
5%
44%
88,8%
10 mld
8875 mld
2014
39,2%
5%
44%
75,0%
9,5 mld
7125 mld
2015
36,0%
5%
44%
69,3%
9,5 mld
6582 mld
2016
35,6%
5%
44%
68,6%
9,5 mld
6514 mld
2017
45,0%
5%
44%
85,4%
10 mld
8.536 mld
2018
40,0%
5%
44%
76,4%
10 mld
7643 mld
średnia
stopa
zwrotu netto
39,1%
średnia stopa zwrotu
netto przed pobraniem
prowizji 66,1%
łączne zyski
z transakcji
104 530 000 000
* Fundusz Medallion pobiera prowizje od swoich inwestorów; przez większość lat
inwestorami byli pracownicy i byli pracownicy firmy
** Stopy zwrotu brutto i zyski Medallionu są oszacowaniami – rzeczywiste wielkości mogą
być nieco inne, w zależności między innymi od tego, w którym momencie roku została
pobrana roczna opłata od wysokości zarządzanych aktywów. Podane zyski Medallionu są
obliczone przed odliczeniem różnych wydatków funduszu
Średnie stopy zwrotu
66,1% brutto
39,1% netto
Powyższe zyski w kwocie 104,5 miliarda dolarów dotyczą tylko Medallionu. Renaissance
czerpie również zyski z trzech funduszy hedgingowych dostępnych dla inwestorów
zewnętrznych, zarządzających około 55 miliardami dolarów, według stanu na 30 kwietnia
2019 roku. (Źródło: raporty roczne Medallionu; inwestorzy).
.
ZAŁĄCZNIK 2
Porównanie stóp zwrotu
Inwestor
Kluczowy
fundusz/Wehikuł
Okres
Roczna (annualizowana) stopa
zwrotu*
Jim Simons
Medallion Fund
1988–
2018
39,1%
George
Soros
Quantum Fund
1969–
2000
32%**
Steven
Cohen
SAC
1992–
2003
30%
Peter Lynch
Magellan Fund
1977–
1990
29%
Warren
Buffett
Berkshire Hathaway
1965–
2018
20,5%***
Ray Dalio
Pure Alpha
1991–
2018
12%
Źródło: W przypadku Simonsa, Dalio, Cohena i Sorosa: doniesienia prasowe; w przypadku
Buffetta: raport roczny Berkshire Hathaway; w przypadku Lyncha: Fidelity Investments.
* Wszystkie stopy zwrotu po zapłaceniu prowizji.
** Stopy zwrotu spadły w ostatnich latach, gdy Soros przestał zajmować się inwestowaniem
pieniędzy powierzonych mu przez innych.
*** Buffett osiągnął średnią stopę zwrotu z inwestowania 62% w latach 1951–1957
własnych, osobistych środków, zaczynając od niespełna 10 tysięcy dolarów, a w latach
1957–1969 osiągał przeciętny wzrost z zarządzania pieniędzmi spółki na poziomie
24,3%.
PRZYPISY
Wprowadzenie
1. Seed Interview: James Simons, „Seed”, 19 września 2006.
2. Gregory Zuckerman, Rachel Levy, Nick Timiraos i Gunjan
Banerji,Behind the Market Swoon: The Herdlike Behavior of
Computerized Trading, „Wall Street Journal”, 25 grudnia 2018,
https://www.wsj.com/articles/behind-the-market-swoon-the-herdlikebehavior-of-computerized-trading-11545785641.
Rozdział pierwszy
1. D.T. Max, Jim Simons, the Numbers King, „New Yorker”, 11 grudnia
2017, https://www.newyorker.com/magazine/2017/12/18/jim-simons-thenumbers -king.
2. James Simons, Dr. James Simons, S. Donald Sussman Fellowship Award
Fireside Chat Series. Chat 2, wywiad poprowadzony przez Andrew Lo, 6
marca 2019, https://www.you tube.com/watch?v=srbQzrtfEvY&t=4s.
Rozdział drugi
1. James Simons, Mathematics, Common Sense, and Good Luck, wykład,
American Mathematical Society Einstein Public Lecture in Mathema
tics, San Francisco, CA, 30 października 2014,
https://www.youtube.com/watch?v=Tj1NyJHLvWA.
2. Lee Neuwirth, Nothing Personal: The Vietnam War in Princeton 1965––
1975, Charleston, SC: BookSurge, 2009.
3. Paul Vitello, John S. Toll Dies at 87; Led Stony Brook University, „New
York Times”, 18 lipca 2011,
https://www.nytimes.com/2011/07/19/nyregion/john-s-toll-dies-at-87led-stony-brook-university.html.
4. James Simons, Simons Foundation Chair Jim Simons on His Career in
Mathematics, wywiad Jeffa Cheegera, Simons Foundation, 28 września
2012, https://www.simonsfoundation.org/2012/09/28/simons-foundationchair-jim-simons-on-his-career-in-mathematics.
5. Simons, On His Career in Mathematics.
Rozdział trzeci
1. Simons, Mathematics, Common Sense, and Good Luck.
2. William Byers, How Mathematicians Think: Using Ambiguity,
Contradiction, and Paradox to Create Mathematics, Princeton, NJ:
Princeton University Press, 2007.
3. Prywatne dokumenty Lenny’ego Bauma udostępnione przez jego
rodzinę.
4. Richard Teitelbaum, The Code Breaker, „Bloomberg Markets”, styczeń
2008.
5. James Simons, Jim Simons Speech on Leonard E. Baum (przemowa
podczas uroczystości żałobnej Leonarda E. Bauma, Princeton, NJ, 15
sierpnia 2017), https://www.youtube.com /watch?v=zN0ah7moPlQ.
6. Simons, On His Career in Mathematics.
7. Simons, Jim Simons Speech on Leonard E. Baum.
Rozdział czwarty
1. Byers, How Mathematicians Think.
Rozdział piąty
1. James R. Hagerty, Gregory Zuckerman, Math Wizard Elwyn Berlekamp
Helped Bring Sharp Images from Outer Space, „Wall Street Journal”, 1
maja 2019, https://www.wsj.com/articles/math-wizard-elwyn-berlekamphelped-bring -sharp-images-from-outer-space-11556735303.
2. Brian Keating, Losing the Nobel Prize: A Story of Cosmology, Ambition,
and the Perils of Science’s Highest Honor, New York: W.W. Norton,
2018.
Rozdział szósty
1. James B. Stewart, Den of Thieves, New York: Simon & Schuster, 1991.
Rozdział siódmy
1. Geoffrey Poitras, The Early History of Financial Economics, 1478–1776:
From Commercial Arithmetic to Life Annuities and Joint Stocks,
Cheltenham, UK: Edward Elgar, 2000.
2. Mark Putrino, Gann and Gann Analysis, „Technical Analysis of Stocks
& Commodities”, wrzesień 2017.
3. Brian Stelter, Gerald Tsai, Innovative Investor, Dies at 79, „New York
Times”, 11 lipca 2008,
https://www.nytimes.com/2008/07/11/business/11tsai.html; John Brooks,
The Go-Go Years: The Drama and Crashing Finale of Wall Street’s
Bullish 60s, New York: Weybright and Talley, 1973.
4. Andrew W. Lo i Jasmina Hasanhodzic, The Evolution of Technical
Analysis: Financial Prediction from Babylonian Tablets to Bloomberg
Terminals, Hoboken, NJ: John Wiley & Sons, 2010.
5. Douglas Bauer, Prince of the Pit, „New York Times”, 25 kwietnia 1976,
https://www.nytimes.com/1976/04/25/archives/prince-of-the-pit-richarddennis-knows -how-to-keep-his-head-at-the.html.
6. Emanuel Derman, My Life as a Quant: Reflections on Physics and
Finance, Hoboken, NJ: John Wiley & Sons, 2004.
7. Edward O. Thorp, A Man for All Markets: From Las Vegas to Wall Street,
How I Beat the Dealer and the Market, New York: Random House, 2017.
8. Scott Patterson, The Quants: How a New Breed of Math Whizzes
Conquered Wall Street and Nearly Destroyed It, New York: Crown
Business, 2010.
9. Patterson, The Quants.
10. Michelle Celarier, How a Misfit Group of Computer Geeks and English
Majors Transformed Wall Street, „New York”, 18 stycznia 2018,
http://nymag.com.intel ligencer/2018/01/d-e-shaw-the-first-great-quanthedge-fund.html.
11. Hal Lux, Secretive D.E. Shaw & Co. Opens Doors for Customers’
Business, „Investment Dealers’ Digest”, 15 listopada 1993.
12. G. Bruce Knecht, Wall Street Whiz Finds Niche Selling Books on the
Internet, „Wall Street Journal”, 16 maja 1996,
https://www.wsj.com/articles/SB832204437 381952500.
Rozdział ósmy
1. Ingfei Chen, A Cryptologist Takes a Crack at Deciphering DNA’s Deep
Secrets, „New York Times”, 12 grudnia 2006,
https://www.nytimes.com/2006/12/12/science/12prof.html.
2. John F. Greer Jr., Simons Doesn’t Say, „Financial World”, 21
października 1996.
Rozdział dziewiąty
1. Peter Lynch, Pros: Peter Lynch, wywiad z Frontline, PBS, maj 1996,
www.pbs.org/wgbh/pages/frontline/shows/betting/pros/lynch.html; oraz
Peter Lynch i John Rothchild, One Up on Wall Street, New York: Simon
& Schuster, 2000.
2. Sebastian Mallaby, More Money Than God: Hedge Funds and the
Making of a New Elite, New York: Penguin Press, 2010.
3. Michael Coleman, Influential Conservative Is Sandia, UNM Grad,
„Albuquerque Journal”, 5 listopada 2017,
https://www.abqjournal.com/1088165/influential-conservative-is-sandia-
unm-grad-robert-mercer-trump-fundraiser-breitbart-investor-has-nmroots.html.
4. Robert Mercer, A Computational Life, przemowa podczas wydarzenia
Association for Computational Linguistics Lifetime Achievement Award,
Baltimore, Maryland, 25 czerwca 2014, http://techtalks.tv/talks/closingsession/60532.
5. Stephen Miller, Co-Inventor of Money-Market Account Helped Serve
Small Investors’ Interest, „Wall Street Journal”, 16 sierpnia 2008,
https://www.wsj.com/articles /SB121884007790345601.
6. Feng-Hsiung Hsu, Behind Deep Blue: Building the Computer that
Defeated the World Chess Champion, Princeton, NJ: Princeton
University Press, 2002.
Rozdział dziesiąty
1. Peter Brown, Robert Mercer, Oh, Yes, Everything’s Right on Schedule,
Fred, wykład, Twenty Years of Bitext Workshop, Empirical Methods in
Natural Language Processing Conference, Seattle, Washington,
październik 2013, http://cs.jhu.edu/~post/bitext.
Rozdział jedenasty
1. Hal Lux, The Secret World of Jim Simons, „Institutional Investor”, 1
listopada 2000,
https://www.institutionalinvestor.com/article/b151340bp779jn/the-secretworld-of-jim-simons.
2. Robert Mercer w wywiadzie dla Sharon McGrayne do jej książki, The
Theory that Would Not Die: How Bayes’ Rule Cracked the Enigma Code,
Hunted Down Russian Submarines, and Emerged Triumphant from Two
Centuries of Controversy, New Haven, CT: Yale University Press, 2011.
3. Brown, Mercer, Oh, Yes, Everything’s Right on Schedule, Fred.
4. Jason Zweig, Data Mining Isn’t a Good Bet for Stock-Market
Predictions, „Wall Street Journal”, 8 sierpnia 2009,
https://www.wsj.com/articles/SB12496793764 2715417.
5. Lux, The Secret World of Jim Simons.
6. Robert Lipsyte, Five Years Later, A Female Kicker’s Memorable Victory,
„New York Times”, 19 października 2000,
https://www.nytimes.com/2000/10/19/sports /colleges- ve-years-later-afemale-kicker-s-memorable-victory.html.
7. Roger Lowenstein, When Genius Failed: The Rise and Fall of Long-Term
Capital Management, New York: Random House, 2000.
8. Suzanne Woolley, Failed Wizards of Wall Street, „BusinessWeek”,
21 września 1998, https://www.bloomberg.com/news/articles/1998-0920/failed-wizards-of-wall-street.
9. Timothy L. O’Brien, Shaw, Self-Styled Cautious Operator, Reveals It Has
a Big Appetite for Risk, „New York Times”, 15 października 1998,
https://www.nytimes.com /1998/10/15/business/shaw-self-styledcautious-operator-reveals-it-has-a-big-appetite-for-risk.html.
10. Abuse of Structured Financial Products: Misusing Basket Options to
Avoid Taxes and Leverage Limits: Hearings before the Permanent
Subcommittee on Investigations of the Committee on Homeland Security
and Governmental Affairs, 113th Congress (2014), oświadczenie Petera
Browna, dyrektora współzarządzającego Renaissance Technologies,
https://www.govinfo.gov/content/pkg/CHRG-113shrg89882/pdf/CHRG
-113shrg89882.pdf.
Rozdział dwunasty
1. McGrayne, The Theory that Would Not Die: How Bayes’ Rule Cracked
the Enigma Code, Hunted Down Russian Submarines, and Emerged
Triumphant from Two Centuries of Controversy.
2. Lux, The Secret World of Jim Simons.
3. Abuse of Structured Financial Products (oświadczenie Petera Browna).
4. Katherine Burton, Inside a Moneymaking Machine Like No Other,
„Bloom-berg”, 21 listopada 2016,
https://www.bloomberg.com/news/articles/2016-11-21/how-renaissances-medallion-fund-became-nance-s-blackest-box.
5. George Gilder, Life after Google: The Fall of Big Data and the Rise of
the Blockchain Economy, Washington, DC: Regnery Gateway, 2018.
6. Simon Van Zuylen-Wood, The Controversial David Magerman,
„Philadelphia Magazine”, 13 września 2013,
https://www.phillymag.com/news/2013/09/13 /controversial-davidmagerman.
7. Scott Patterson, Jenny Strasburg, Pioneering Fund Stages Second Act,
„Wall Street Journal”, 16 marca 2010,
https://www.wsj.com/articles/SB10001424052748
703494404575082000779302566.
8. Zachary Mider, What Kind of Man Spends Millions to Elect Ted Cruz?,
„Bloomberg”, 20 stycznia 2016,
https://www.bloomberg.com/news/features/2016-01-20/what-kind-ofman-spends-millions-to-elect-ted-cruz.
9. William J. Broad, Seeker, Doer, Giver, Ponderer, „New York Times”, 7
lipca, 2014, https://www.nytimes.com/2014/07/08/science/a-billionairemathematicians -life-of-ferocious-curiosity.html.
Rozdział trzynasty
1. Christine Williamson, Renaissance Believes Size Does Matter, „Pensions
& Investments”, 27 listopada 2006,
https://www.pionline.com/article/20061127/PRINT
/611270744/renaissance-believes-size-does-matter.
2. Patterson, The Quants.
3. Gregory Zuckerman, The Greatest Trade Ever: The Behind-the-Scenes
Story of How John Paulson Defied Wall Street and Made Financial
History, New York: Broadway Books, 2009.
4. Tae Kim, Billionaire David Einhorn Says the Key to Investing Success Is
‘Critical Thinking’, CNBC, 26 grudnia 2017, https://www.cnbc.com/
2017/12/26/david-einhorn-says-the-key-to-investing-success-is-criticalthinking.html.
5. Susan Pulliam, Jenny Strasburg, Simons Questioned by Investors, „Wall
Street Journal”, 15 maja 2009, https://www.wsj.com/articles/SB124235
370437022507.
Rozdział czternasty
1. Alice Walker, Billionaire Mathematician Jim Simons Parks £75 million
Super Yacht during Tour of Scotland, „Scottish Sun”, 15 lipca 2018,
https://www.thescot tishsun.co.uk/fabulous/2933653/jim-simons-superyacht-billionaire-scotland-tour.
2. Simons, On His Career in Mathematics.
3. Van Zuylen-Wood, The Controversial David Magerman.
4. Ryan Avent, If It Works, Bet It, „Economist”, 14 czerwca 2010,
https://www.economist.com/free-exchange/2010/06/14/if-it-works-bet-it.
5. James Simons, My Life in Mathematics, (wykład, Międzynarodowy
Kongres Matematyczny) International Congress of Mathematics, Seul,
Korea Południowa, 13 sierpnia 2014, https://www.youtube.com/watch?
v=RP1ltutTN_4.
6. John Marzulli, Hedge Fund Hotshot Robert Mercer Files Lawsuit over
$2M Model Train, Accusing Builder of Overcharge, „New York Daily
News”, 31 marca 2009, https://www.nydailynews.com/news/hedge-fund-
hotshot-robert-mercer-les-lawsuit-2m-model-train-accusing-builderovercharge-article-1.368624.
7. Patterson and Strasburg, Pioneering Fund Stages Second Act.
8. Joshua Green, Devil’s Bargain: Steve Bannon, Donald Trump, and the
Storming of the Presidency, New York: Penguin Press, 2017.
9. Mider, Ted Cruz?
10. Juliet Chung, Mega Merger: Six Apartments May Make One, „Wall
Street Journal”, 27 kwietnia 2010,
https://www.wsj.com/articles/SB10001424 0527487044467045752
07193495569502.
11. Ben Smith, Hedge Fund Figure Financed Mosque Campaign,
„Politico”, 18 stycznia 2011, https://www.politico.com/blogs/bensmith/2011/01/hedge-fund-figure-financed-mosque-campaign-032525.
12. Vicky Ward, The Blow-It-All-Up Billionaires, „Highline”, 17 marca
2017, https://highline.hu ngtonpost.com/articles/en/mercers.
13. Gregory Zuckerman, Keach Hagey, Scott Patterson i Rebecca Ballhaus,
Meet the Mercers: A Quiet Tycoon and His Daughter Become Power
Brokers in Trump’s Washington, „Wall Street Journal”, 8 stycznia 2017,
https://www.wsj.com/articles/meet-the-mercers-a-quiet-tycoon-and-hisdaughter-become-power-brokers-in-trumps-washington-1483904047.
14. Carole Cadwalladr, Revealed: How US Billionaire Helped to Back
Brexit, „Guardian”, 25 lutego 2017,
https://www.theguardian.com/politics/2017/feb/26/us-billionaire-mercerhelped-back-brexit.
15. Jane Mayer, New Evidence Emerges of Steve Bannon and Cambridge
Analytica’s Role in Brexit, „New Yorker”, 17 listopada 2018,
https://www.newyorker.com/news/news-desk/new-evidence-emerges-ofsteve-bannon-and-cambridge-analyticas-role-in-brexit.
16. Nigel Farage, Farage: ‘Brexit Could Not Have Happened without
Breitbart’, wywiad Alexa Marlowa, Turning Point USA Student Action
Summit, 20 grudnia 2018, https://www.youtube.com/watch?
v=W73L6L7howg.
17. Matea Gold, The Rise of GOP Mega-donor Rebekah Mercer,
„Washington Post”, 14 września 2016,
https://www.washingtonpost.com/politics/the-rise-of-gop-mega-donorrebekah-mercer/2016/09/13/85ae3c32-79bf-11e6-beac-57a4a412e93a
_story.html.
18. Green, Devil’s Bargain.
19. Corey R. Lewandowski, David N. Bossie, Let Trump Be Trump: The
Inside Story of His Rise to the Presidency, New York: Center Street,
2017.
Rozdział piętnasty
1. Jonathan Lemire, Julie Pace, Trump Spent Saturday Night at a Lavish
‘Villains and Heroes’ Costume Party Hosted by Some of His Biggest
Donors, Associated Press, 3 grudnia 2016,
https://www.businessinsider.com/trump-attends-mercer-lavish-villainsand-heroes-costume-party-2016-12.
2. Matea Gold, The Mercers and Stephen Bannon: How a Populist Power
Base Was Funded and Built, „Washington Post”, 17 marca 2017,
https://www.washingtonpost.com/graphics/politics/mercer-bannon.
3. Jane Mayer, The Reclusive Hedge-Fund Tycoon behind the Trump
Presidency, „New Yorker”, 17 marca 2017,
https://www.newyorker.com/magazine/2017/03/27/the-reclusive-hedgefund-tycoon-behind-the-trump-presidency.
4. Zuckerman i in., Meet the Mercers.
5. William Julius Wilson, Hurting the Disadvantaged, recenzja książki Civil
Rights: Rhetoric or Reality? Thomas Sowella, „New York Times”, 24
czerwca 1984, https://www .nytimes.com/1984/06/24/books/hurting-thedisadvantaged.html.
6. David M. Schwartz, Robert Mercer’s North Shore Home Draws Tax
Demonstrators, „Newsday”, 28 marca 2017,
https://www.newsday.com/long-island/politics/spin-cycle/protest-atrobert-mercer-s-li-home-1.13329816.
7. Gregory Zuckerman, Renaissance Feud Spills Over to Hedge Fund
Poker Night, „Wall Street Journal”, 28 kwietnia 2017,
https://www.wsj.com/articles/renaissance-feud-spills-over-to-hedgefund-poker-night-1493424763.
8. Jeremy W. Peters, Milo Yiannopoulos Resigns from Breitbart News after
Pedophilia Comments, „New York Times”, 21 lutego 2017,
https://www.nytimes.com /2017/02/21/business/milo-yiannopoulosresigns-from-breitbart-news-after-pedophilia-comments.html.
9. Robin Pogrebin, Somini Sengupta, A Science Denier at the Natural
History Museum? Scientists Rebel, „New York Times”, 25 stycznia 2018,
https://www.ny times.com/2018/01/25/climate/rebekah-mercer-naturalhistory-museum.html.
10. Gregory Zuckerman, Mercer Influence Wanes as Other Washington
Donors Emerge, „Wall Street Journal”, 4 listopada 2018,
https://www.wsj.com/articles /mercer-in uence-wanes-as-otherwashington-donors-emerge-1541350805.
11. Zuckerman, Mercer Influence Wanes.
Rozdział szesnasty
1. Morningstar Reports US Mutual Fund and ETF Fund Flows for April
2019, „PR Newswire”, 17 maja, 2019, https://
nance.yahoo.com/news/morningstar-reports-u-mutual-fund130000604.html.
2. Gregory Zuckerman, Architect of Greatest Trade Ever Hit by Losses,
Redemptions Postcrisis, „Wall Street Journal”, 27 kwietnia 2018,
https://www.wsj.com/articles /architect-of-greatest-trade-ever-hit-bylosses-redemptions-postcrisis-1524837987.
3. Gregory Zuckerman, ‘This Is Unbelievable’: A Hedge Fund Star Dims,
and Investors Flee, „Wall Street Journal”, 4 lipca 2018,
https://www.wsj.com/articles/this-is-unbelievable-a-hedge-fund-stardims-and-investors-ee-1530728254.
4. Gregory Zuckerman, Kirsten Grind, Inside the Showdown Atop PIMCO,
the World’s Biggest Bond Firm, „Wall Street Journal”, 24 lutego 2014,
https://www .wsj.com/articles/inside-the-showdown-atop-pimco-theworlds-biggest-bond-rm-1393298266.
5. George Budwell, Why Geron Corporation’s Stock Is Charging Higher
Today, Motley Fool, 28 sierpni 2018,
https://www.fool.com/investing/2018/08/28/why-geron-corporationsstock-is-charging-higher-to.aspx.
6. Dane pochodzące z raportu TABB Group.
7. Nathan Vardi, Running the Numbers, „Forbes”, 30 kwietnia 2019.
8. The Four v’s of Big Data, ikonografika, IBM Big Data & Analytics
(strona internetowa),
https://www.ibmbigdatahub.com/sites/default/les/infographic_le/4-Vs-ofbig-data.jpg?cm_mc_uid=1617230439601493290
5991&cm_mc_sid_50200000
=1494235431&cm_mc_sid_52640000=1494235431.
9. Bradley Hope, Five Ways Quants Are Predicting the Future, „Wall Street
Journal”, 1 kwietnia 2015, https://blogs.wsj.com/brie y/2015/04/01/5-
ways-quants-are-predicting-the-future.
10. Richard Dewey, Computer Models Won’t Beat the Stock Market Any
Time Soon, „Bloomberg”, 21 maja 2019,
https://www.bloomberg.com/news/articles/2019-05-21/computer-modelswon-t-beat-the-stock-market-any-time-soon.
11. Aruna Viswanatha, Bradley Hope, Jenny Strasburg, „Flash Crash”
Charges Filed, „Wall Street Journal”, 21 kwietnia 2015,
https://www.wsj.com/articles/u-k-man-arrested-on-charges-tied-to-may2010-ash-crash- 1429636758.
12. Robin Wigglesworth, Goldman Sachs’ Lessons from the ‘Quant Quake’,
„Financial Times”, 3 września 2017,
https://www.ft.com/content/fdfd5e78-0283-11e7-aa5b-6bb07f5c8e12.s
13. Seed Interview: James Simons.
14. Marcus Baram, The Millionaire Critic Who Scared Facebook Now
Wants to Help ‘Fix the Internet’, „Fast Company”, 11 grudnia 2018,
https://www.fastcompany.com/90279134/the-millionaire-critic-whoscared-facebook-wants-to-help-x-the-internet.
15. Baram, The Millionaire Critic Who Scared Facebook.
16. Richard Henderson, Renaissance Founder Says Hedge Fund Has
Overcome Trump Tension, „Financial Times”, 15 marca 2019,
https://www.ft.com/content /7589277c-46d6-11e9-b168-96a37d002cd3.
Epilog
1. Gary Robbins, UCSD Gets $40 Million to Study Infancy of the Universe,
„San Diego Union-Tribune”, 12 maja 2016, https://www.sandiegouniontribune.com/news/science/sdut-ucsd-simons-telescopes-2016may
12-story.html.
INDEKS
20th Century Fox 28, 29
A
AccuWeather 102
ACM, Association for Computing Machinery 57
Agencja Żywności i Leków 340
Alberghine Carole 77
Alberghine Penny 80, 82, 100
„Albuquerque Journal” 194
Alexa Amazona 203
Almgren Frederick 48
Alphabet, Google 301
Amazon 341, 339
Amazon.com 79, 160
Ambrose Warren 33
America First 311
America First Committee 311
Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd 318
Amerykańskie Muzeum Historii Naturalnej 331
Amerykańskie Towarzystwo Matematyczne 58
Amerykański Urząd Żywności i Leków 233
Apple Computer 113, 190, 203
Apple II Straus 97
APT, Automated Proprietary Trading 156, 157, 158
AQR Capital Management 284, 285, 288
Armstrong Neil 194
Artin Emil 91
Asness Clifford 284, 285, 288
Associated Press 314
AWK 262
Ax Barbara 12, 54, 55, 58, 93
Ax Brian 58, 93, 127
Ax James 54, 55, 58, 71–73, 89–109, 119–127, 131, 132, 141–143, 164, 352
Axcom Limited 100–102, 104–108, 119–122, 124–127, 130–132, 136, 139, 142
B
Bacon Louis 164
Baene Billy 336
Bamberger Gerry 154, 155
Bank of America Corporation 238
Bank Światowy 76
Bannon Steve 16, 307, 308, 309, 310, 311, 312, 313, 316–318, 321, 323, 327, 328, 331
Barclays Bank 253, 287, 288
„Barron’s” 148
Barton Elisabeth 300
Baum Lenny 48, 65–74, 76, 77, 79–86, 89, 94, 99, 103, 123, 126, 141, 143, 164–166, 172,
199, 204
Baum Morris 66
Baum Stefi 82, 83
Baum/Lieberman Julia 66, 70, 83, 86
Baza Sił Powietrznych Kirtland 195
Bell Labs 262
Belopolsky Alexander 261, 266, 269, 270, 280, 281
Bent Bruce 197
Berkeley Quantitative 143
Berkshire Hathaway 293, 337
Berlekamp Elwyn 20, 21, 22, 111–119, 121–125, 127, 129–143, 148, 152, 164, 165, 300,
346
Berlekamp Francess 122
Berlekamp Waldo 111
Bernard L. Madoff Investment Securities 224
Bezos Jeffrey 160
Bezos MacKenzie 160
Big Blue 203
Blackstone Group 332
Bloomberg Michael 97
Boesky Ivan 129
Bombieri Enrico 48
Bookstaber Richard 343
Bossie David 131, 314
Botlo Michael 179
Bozell Brent 332
Breitbart Andrew 307
Breitbart News 307, 308, 309, 318, 323, 327–329
Bridgewater Associates 339
Brookhaven National Laboratory’s Relativistic Heavy Ion Collider 179
Brown Aaron 195, 355
Brown Betsy 197
Brown Henry 196, 197
Brown Margaret 204
Brown Peter 23, 193, 196, 198, 199, 200–203, 207, 208, 212–218, 220–225, 227, 230, 232,
233, 235, 240, 242–245, 251–255, 257–259, 261, 265, 266, 269, 270, 271, 277, 279, 282,
283, 285, 286, 288, 289, 293, 298, 299, 303, 312, 313, 317, 322, 324, 325, 327, 347, 348,
349
Buffett Warren 14, 120, 185, 293, 337
Bush Jeb 308
„BusinessWeek” 237
C
C 151, 217
C++ 179, 217, 218
Caddell Patrick 308
Calhoun Anthony 327, 328
Cambridge Analytica 307, 308, 309, 331
Cambridge Junior College 40
Carlson Tucker 314
Carmona René 61, 104–109, 119, 120, 123, 132
Celanese Corporation 38
Centrum Badań Medialnych 332
Centrum Badawcze Thomasa J. Watsona 196
Charlap Leonard 53, 56, 93, 165
Cheeger Jeff 60
Chen Ning Yang 54
Chern Shiing-Shen 36, 37, 58
Chevron 101
Chhabra Ashvin 336, 337
Chicago Board of Trade 137, 138, 139, 149
Christie Chris 313
Chrysler 279
CIA 234
Citadel 339
Citigroup 148
Citizens United 305
City College of New York 165
Clayton Jay 318
Clinton Bill 234, 238, 305
Clinton Hillary 305, 310, 314, 315, 320, 330
Coca-Cola 154, 155, 199, 263, 300
Cohen Steve 14
College of Letters and Science 117
Commodities Corporation 164
Conway Kellyanne 16, 310, 311, 313, 314, 316, 317, 321, 332
Cooper Tim 304
Costanza George 119
Cruz Ted 309, 310
D
D.E. Shaw 159, 162, 163, 169, 235, 237–239, 261, 266
Daimler 279
Dalio Ray 14, 339
Deep Blue 203
Deep Thought 202
DeFazio Peter 304
Della Pietra Stephen 202, 217, 232
Della Pietra Vincent 202, 217, 232
Dennis Richard 149, 150
Derman Emanuel 150, 151
Deutsche Bank 253, 287, 288
Dewey Richard 342
DJI indeks, Dow Jones Industrial Average 121, 146, 151, 157, 284, 342
Dodd David 152
Dolina Krzemowa 15, 234
Dow Charles 146
Druckenmiller Stanley 148, 188–190
Dugard Reggie 99
Dunkin’ Donuts 186
Dunn & Hargitt 97
Dwyer David 276, 277, 288, 293
E
E.F. Hutton 84
EFTC, Commodity Futures Trading Commission 78, 79
Einhorn David 292, 337
Elias Peter 114
Englander Israel 266, 280, 281, 339
English Chris 326, 327
Enron 254
Esquenazi Edmundo 36, 39, 40, 59, 70
Evans Robert 153
Exxon 157, 197
F
Facebook 319, 328, 347
Farage Nigel 309
Farkas Hershel 55
Federalist Society 318
Federalna Komisja Wyborcza 305
Fidelity Investments Magellan 147, 185, 186, 187
„Financial Times” 258
Fischbach Gerald 296
Fort Thomas Highlands High School 112
Fortran 194
„Fortune” 238
Fox News 314
Freedom Partners Action Fund 306
Freifeld Charlie 59, 60, 64, 89
Frey Robert 156–158, 181, 182, 190, 191, 204, 205, 212–216, 220, 226, 268, 330
Fried Michael 94
G
GAM Holding 177, 178
Gann William D. 146, 147
Gasthalter Jonathan 291
Gekko Gordon 130
Geron Corporation 338
Giełda Nowojorska 238
Goldman Sachs 151, 158, 284, 307
Goldsmith Meredith 201
Goodman George 148
Google Translator 203
Gore Al 238
Graham Benjamin 152
Granade Matthew 341
Grand Central Terminal 280
Greenspan Alan 80
Greenwich 236, 284
Griffin Ken 339
Gross Bill 21, 187, 188, 338, 337
Grumman Aerospace 76, 100
H
Hamburg Margaret 233
Hanes 186
Harpel Jim 31, 32, 311
Harrington Dan 325
Hasbro 14
Heritage Foundation 306
Hewlett-Packard 9830 153
Hitler Adolf 311
Homma Munehisa 146
Hoover Institution 321
Hullender Greg 73–77, 79, 96
Hyatt Hotels 14
I
IBM 23, 53, 57, 193, 196, 198–200, 202–205, 207, 212, 214, 215, 218, 219, 228, 232, 250,
339
IBM 1620 194
IBM 650 194
Icahn Carl 310
IDA, Instytut Analiz Obronnych 43–46, 48, 50, 51, 55, 60, 65, 66, 68–71, 75, 103, 117, 139,
172, 225
IDA, Wydział Badań nad Łącznością 43
Institute for Advanced Study w Princeton 57
„Institutional Investor” 244, 251
Instytut Badawczy Nauk Matematycznych w Berkeley 264
Instytut Nicka Simonsa 268
Inżynieria i Nauki Stosowane na Uniwersytecie Stony Brook 330
IRS, Internal Revenue Service 255
Ivy League 54
Izba Reprezentantów 291
J
Jean-Jacques J. Dennis 187
Jelinek Fred 198
Jobs Laurene Powell 15
Jobs Steve 15
Johnson & Johnson 338
Johnson Lyndon 53
Jones Paul Tudor 120, 164, 244
JPMorgan Chase 336
K
Kahneman Daniel 176
Kalifornijski Instytut Technologiczny 73
Kantor Peter 29
Kasparow Garry 203
Kaufman Charles 153
Keating Brian 352, 353
Kelly John Larry junior 115, 116, 120, 152
Kempe Julia 300
Kennedy John F. 51
Kepler Financial Management 158, 182, 190, 191
Klein Naomi 350
Koch Charles 306
Koch David 306
Kochen Simon 91, 92, 93, 127
Kodak Eastman 118, 135
Kononenko Alexey 190, 264, 265, 266, 269–271, 291, 298
Kostant Bertram 37, 38
Kovner Bruce 164
Kurz Christopher 145
Kushner Jared 310, 320
L
Laboratoria Bella 115
Lackman Abe 314
Laufer Henry 99, 100, 101, 107, 126, 133–137, 139, 141, 164–170, 173, 174, 176, 180,
191, 192, 205, 207, 216, 220, 223, 225, 240, 241, 245, 254, 256–259, 262, 274, 281, 285
Lawrence School 31
Leave.EU 309
Lehman Brothers 197, 292
Leibler Dick 46, 51, 52, 53
Leo Leonard 318
Levi Strauss 14
Lewinsky Monika 234
Lieberman Louis 66
Limroy 71, 73, 74, 78, 122
Lo Andrew 147, 148
Long-Term Capital Management 254, 285
Lott John R. Jr. 234, 358
Lourie Richard 29
Lourie Robert 256, 285
LTCM 235, 236, 237, 239
Lux Hal 244, 245, 251
Lynch Peter 14, 21, 185, 186
M
Madoff Bernard 170, 224
Magerman David 202, 207–212, 217, 218, 219, 221, 222, 240–243, 260, 262–266, 269–
271, 290, 291, 297, 299, 306, 318–327, 346, 347, 349
Magerman Derba 319, 320
Magerman Malvin 208, 290, 210
Mahlmann Karsten 138, 139
Malloy Martin 288, 289
Man AHL 341
Mandelbrot Benoit 151
Manhattan Fund 147, 148
Markowitz Harry 50
Math for America, Matematyka dla Ameryki 297, 325, 350
Mattone Vinny 237
Mayer Jane 309
Mayer Jimmy 34, 35, 36, 39, 59, 60, 70
Mazur Barry 33
McCarthy David 178
McCarthy Eugene 96
McGrayne Sharon 229
McNulty Bill 323
Medal Fieldsa 48, 56
Medallion 14, 122, 129, 131–134, 137–139, 142, 143, 154, 163, 164, 166, 167, 169, 170,
223, 225, 226, 228, 229, 231, 239–244, 249–255, 257, 261, 264–266, 273–275, 280–283,
285, 287, 288, 291, 293, 297–300, 302, 303, 312, 320, 344, 346, 348,
Mendelson Michael 285
Mercer Diana 212, 241, 256, 316
Mercer Heather Sue 233, 241, 256
Mercer Jennifer 212, 256
Mercer Rebekah 240, 241, 256, 306, 308, 309, 310, 313, 316–319, 321, 323, 326, 330,
331, 333, 346
Mercer Robert 16, 23, 195, 196, 198–200, 203, 204, 207, 212–217, 220–225, 227, 228,
232–234, 240–242, 245, 249–251, 256–261, 263, 265, 266, 269–271, 279, 282, 283, 285,
286, 293, 299, 300, 303–310, 312, 313, 316–332, 346–349, 354
Mercer Thomas 193, 194,
Mercer Virginia 194
Meriwether John 235, 236, 237, 239
Merrill Lynch 38, 74, 120
Merton Robert C. 235
Microsoft 59, 79
Milken Michael 129
Millennium Management 266, 280
Mirochnikoff Sylvain 306
MIT Sloan School of Management 147
MIT, Massachusetts Institute of Technology 27, 32, 34, 35, 36, 39, 47, 113, 114, 117, 235,
329, 353
Mnuchin Steve 310
MoMath, Narodowym Muzeum Matematyki 290
Monemetrics 69, 70, 71, 78, 81, 96
Morgan Howard 76
Morgan Stanley 154–158, 179, 181, 190, 216, 238, 284, 287
Muller Peter 284, 327
Murphy John 120
Musk Elon 15
N
Nagroda Franka Nelsona Cole’a 92
Nagroda Nobla 50, 54, 176
Nagroda Oswalda Veblena 58
Nasdaq Composite 242
Nash John 113, 114
National Rifle Association 303
National Youth Science Camp 194
Netflix 341
Neuwirth Lee 45, 46, 51, 66
New York Jets 310
New York Mercantile Exchange 78
„New York Times” 51, 99, 123, 151, 197, 310, 320, 321
NewsCorp 15
„Newsweek” 52
Newton High School 31
Nikkei Stock Average 174
Norris Floyd 151
Nova 191, 213, 214, 223
NSA, National Security Agency 43, 51, 235
O
Obama Barack 304
Obamacare 319
Obserwatorium Simonsa 352
Olsen Greg 101, 121
Oppenheim 289
P
PaineWebber 180
Paloma Partners 162
Patterson Nick 13, 169–174, 177, 179, 180, 191–193, 204, 205, 207, 220, 224, 228, 229,
234, 239, 242, 259–261, 266
Paulson John 291, 292, 337
PDT Partners 327
PDT, bank 284, 287
Peled Abe 202
Pellegrini Paolo 292
Penavic Kresimir 169, 178
Pence Mike 313
Pepsi 154, 155, 300
Perl 179
PIMCO, Pacific Investment Management Company 187, 337
Planned Parenthood 320
Poker Hall of Fame 325
Politechnika Brooklińska 90
Primerica 148
Princeton/Newport 153, 164
Procter & Gamble 157
Putnam Fellow 114
Q
Quantum Fund 188, 189
R
Rand Ayn 305
Reagan Ronald 85
Reichardt Louis 350
Renaissance 13–16, 81, 145, 149, 163, 164, 166, 170, 173–175, 178–183, 185, 191–193,
204, 205, 207, 208, 212, 213, 215–217, 219, 220, 224–231, 235, 238–240, 245, 249–257,
259, 261–263, 265, 268–270, 273–278, 280–282, 285–289, 291, 292, 295, 297–301, 306,
308, 312, 317, 322–330, 336, 339–342, 344–350, 353
Renaissance Institutional Diversified Alpha Fund 348
Renaissance Institutional Diversified Global Equity Fund 348
Renaissance Institutional Equities Fund 438
Renaissance Technologies 13, 14, 81, 185, 207
RenTec 301
Reserve Primary Fund 197
Resnik Phil 200, 201
Revolution Books 159
Rezerwa Federalna 77, 80, 85, 175, 237
RIEF, Renaissance Institutional Equities Fund 275, 279, 282, 283, 285, 288, 289, 292, 293,
294, 299, 312, 328, 344
RIFF Renaissance Institutional Futures Fund 279, 294
Rival Anita 164
Robert Stephen 289, 290
Robert Wood Johnson Foundation 277
Robertson Julian 244
Robinson Arthur 259, 304
Rockefeller Nelson 53, 93
Romney Mitt 307, 318
Rosenberg Barr 152
Rosenfeld Eric 225
Rosenshein Joe 34, 35, 61
Rosinsky Jacqueline 192
Royal Bank of Bermuda 71
Rubio Marco 308
Rupert Murdoch 15
S
S&P 500, Standard & Poor’s 500 221, 251, 252, 254, 287, 292, 335, 338
Sandia High School 194
Scholes Myron 235
Schumer Chuck 296
Schwarzenegger Arnold 303
Schwarzman Stephen 332
SCL Group 307
„Scottish Sun” 295
Sessions Jeff 318, 319
Shaio Victor 40, 59, 60
Shannon Claude 114, 115, 116, 152
Sharpe William F. 191
Sharpe’a wskaźnik 191, 244, 251, 273
Shaw David 156, 158–163, 237, 238
Shteyngart Gary 341
Siegel Martin 129
Silber Mark 124, 126, 227, 283, 322
Simons Elizabeth 39, 51
Simons Foundation 296, 315, 351
Simons Marcia 28, 30, 285
Simons Nathaniel 183, 312
Simons Nicholas 80, 183, 267, 268, 273
Simons Paul 81, 183, 184, 268
Simons Simplex Collection 296
Simons/Bulestein Barbara 36, 37, 39, 41, 44, 45, 51, 53, 54, 56, 57, 81, 90, 93, 183, 184
Simons/Hawrys Marylin 58, 60, 73, 80, 183, 267, 268, 296, 297, 312, 314, 335, 354
Simson Matthew 28, 29, 30, 60
Singer Isadore 33
Singularity Hub 340
Siri Apple’a 203
Smith Adam 148
Soros George 14, 21, 188, 189, 190, 244, 291, 292, 295, 330, 354
Sowell Thomas 321, 322
Spergel David 352, 353
Starbucks 190
Stearns Bear 284
Steinhardt Paul 353
Stotler Group 138, 139
Straus Faye 96
Straus Sandor 95–100, 104, 106, 121, 123, 126, 127, 131, 134–136, 138, 139, 142, 164,
166, 167, 181–183
Stuyvesant High School 90
Sullivan Dennis 183, 269, 278
Sun Microsystems 159
Sussman Donald 158, 159, 161, 162, 237
System Emerytalny Pracowników Straży Pożarnej i Policji w Baltimore 327
T
Taleb Nassim Nicholas 151
Tartaglia Nunzio 155, 157, 158
Taylor D. Maxwell 51, 52
Tencent 341
Tesla Motors 15
Thaler Richard 176
Thatcher Margaret 72
„The Economist” 299
Thorp Edward 50, 121, 122, 152, 153, 154, 157, 187
„Times” 310
Toll John 53
Trump Donald 16, 310, 311, 312, 313, 314, 317, 319–323, 326, 327, 330, 332, 333
Trump Ivanka 310
Trump Melania 313
Tsai Gerald junior 147, 148
Turing Alan 22, 172
Tversky Amos 176
Two Sigma Investments 339, 340
Tykhe Capital 284
U
Under Armour 14
United Airlines 190
United Fruit Company 38
University Club of New York 307
Uniwersytet Bostoński 66
Uniwersytet Browna 127
Uniwersytet Cambridge 36, 171, 266
Uniwersytet Carnegie Mellon 202
Uniwersytet Chicagowski 50, 94, 264, 284
Uniwersytet Columbia 34, 154, 150, 156, 237, 296
Uniwersytet Cornella 54, 61, 90, 92, 93
Uniwersytet Duke’a 233
Uniwersytet Fryderyka i Aleksandra w Erlangen i Norymberdze 328
Uniwersytet Harvarda 33, 36, 40, 43, 59, 66, 197, 201, 211, 235, 264, 300, 354
Uniwersytet Illinois 196
Uniwersytet Kalifornijski 21, 36, 57, 90, 95, 104, 116, 117, 118, 142, 152
Uniwersytet Moskiewski 264
Uniwersytet Nowego Meksyku 194, 195
Uniwersytet Pensylwanii 200, 211, 298
Uniwersytet Princeton 43, 48, 51, 91, 117, 127, 165, 201, 264, 352
Uniwersytet Rochester 194
Uniwersytet Stanforda 158, 306
Uniwersytet Stanowy Nowego Jorku, SUNY 53
Uniwersytet Stanowy Pensylwanii 264
Uniwersytet Stony Brook 55, 56, 58, 60, 63, 69, 73, 80, 93, 94, 96, 101, 165, 166, 169, 183,
225, 296
UNIX 151
V
VAX-11/750 101
Villani Dario 336
Vinik Jeffrey 187
Volcker Paul 85
Volfbeyn Pavel 266, 269, 270, 280, 281
W
Wadsworth Jack junior 113
Wall Street 14, 16, 20, 22, 129–132, 138, 148, 150, 152, 155, 159, 161, 162, 164, 179, 180,
192, 227, 234, 238, 261, 310, 336, 337
„Wall Street Journal” 14, 77, 98, 146, 148, 153, 170, 197, 224, 303, 322, 331, 347
Wallace Mike 31
Walters Barbara 31
Wander Wolfgang 328
Ward Kelli 332
„Washington Post” 311
Watts 52
Weinberger Peter 228, 262
Weinstein Boaz 327
Welch Lloyd 67, 68
Wellesley College 36
Wheeler Langdon 130
Whitney Glenn 227, 257, 260, 263, 264, 269, 270, 271, 290, 291
Wielki Kryzys 147
Wielki Wybuch 352, 353
Wiles Andrew 91
Wilson Jennifer 117
Witten Edward 58
WorldCom 254
Y
Yau Shing-Tung 56
Yiannopoulos Milo 328, 329, 330
YMCA 112
Z
Zenon z Elei 30
Zlatin Marsha 165
Zuckerberg Mark 13
Simons (po lewej) wyruszający z przyjaciółmi do Buenos Aires
Simons jako student
Simons (po lewej) z Lee Neuwirthem i Jackiem Fergusonem,
współpracownikami w IDA
(Dzięki uprzejmości Lee Neuwirtha © Lee Neuwirth)
Simons wśród przyjaciół był znany z poczucia humoru i z podobieństwa
w pewnym okresie swojego życia do Humphreya Bogarta
Pierwsza siedziba Renaissance’u. Obok butik z damską odzieżą, pizzeria
i stacja kolejowa w Stony Brook
(Dzięki uprzejmości Setha Rumshinsky’ego)
Lenny Baum był zapalonym graczem go, mimo coraz słabszego wzroku
(Autor zdjęcia Rick Mott, podczas turnieju go w stanie New Jersey)
W późniejszym okresie życia Ax przeprowadził się do San Diego
(Dzięki uprzejmości Briana Keatinga)
James Ax był wybitnie uzdolniony, przystojny i – często się złościł
(Dzięki uprzejmości Briana Keatinga)
Elwyn Berlekamp pomagał Simonsowi w kluczowym okresie rozwoju
Renaissance’u
(Dzięki uprzejmości Davida Eisenbuda)
Bob Mercer (po lewej) i Peter Brown byli odpowiedzialni za przełomowe
dokonania w Renaissance’ie
(Dzięki uprzejmości „Wall Street Journal” i Jenny Strasburg)
Bob i Rebekah Mercer aktywnie pomagali Donaldowi Trumpowi w wyścigu o
fotel prezydenta
(Dzięki uprzejmości Patricka McMullana/Getty Images)
Simons podczas wykładu z matematyki
Simons z żoną Marylin w towarzystwie wybitnych naukowców – ShiingaShena Chernema (siedzi) i Chena Ninga Yanga
Jim i Marylin Simonsowie
Simons z ulubionym lemurem podczas wizyty w Stony Brook
Download