Spotkanie w czasie Nie opuściła mnie ciemna zgryzota. Słowa nie leczą zbyt bolesnej rany, Rzeczom tak obcy, wśród ludzi zbłąkany Ciemność swą rzeźbię westchnieniem ze złota. Raz tylko jeden spotkałem się z tobą, W tobie, najsmutniej niedostępny z cieni. I tak jak chłopiec złożony chorobą, Przez okno patrzę na ogród zieleni. Tam szumią drzewa! Tam ciepła muzyka Świerszczy i trzepot czerwonych motyli, Raz tylko jeden w życiu się spotyka Ciche spojrzenie odchodzącej chwili. By potem zawsze odchodzić - w drewnianej Obojętności wszystkiego, za wszystkie Przedmioty cierpieć i czuć, jak za bliskie Drzew ściętych nagle ukazane rany. Może pomogłoby objęcie drzewa, Jodły pachnącej, zielonej topoli, Może w obłoku osiki, gdy śpiewa Lśniącym szelestem, jest to, co mnie boli. Trudno jest nazwać cierpienie, któż zgadnie Za co, dlaczego cierpimy wśród nocy Ciemnych i ciężkich i pustych, w niemocy, Jak odchłań nieba, w którą nikt nie wpadnie. Jak chory, który poczuł powiew zdrowia Ale nie wyznał bolesnej przyczyny Jestem. Za oknem w szeleście listowia Dojrzewa pierwsza czerwień jarzębiny. Muzyki serca mego - samotności Nie nazwę do dna, nie wytłumaczę, Ja, ściana wątła, za którą wieczności Wiatr czarny płacze. Mieczysław Jastrun